You are on page 1of 211

Spis treci

Kapitanowie linii nowojorskiej ................................................................................................................ 2


Sl morza ............................................................................................................................................. 131

Kapitanowie linii nowojorskiej1


douard Peisson

I
Na 3850' szerokoci pnocnej i 5630' dugoci zachodniej (wedug Greenwich), czyli w samym sercu
Atlantyku, a dokadniej na poowie drogi pomidzy Nowym Jorkiem (latarniowiec Ambrose) a Horta
de Fayal (Azory) wspaniay trzykominowy liniowiec pasaerski Canope, najnowszy nabytek
towarzystwa eglugowego Entreprise de Navigation Intercontinentale, lecz statek nieudany, gin
w agonii z nienaruszonym kadubem i unieruchomionymi maszynami.
Zagada nadesza brutalnie, tu przed pnoc. Olbrzymia fala nakrya przechylony na lew burt
statek, nad wod pozostawiajc, niby wysepki, jedynie nadbudwk rdokrcia, rufwk
i dziobwk. Marynarzom obu statkw: Virginii, z tego samego towarzystwa, i Ascanii, nalecej do
Black Star Line, ktre (pierwszy w odlegoci zaledwie p mili, a drugi w odlegoci jednej mili) byy
wiadkami dramatu i ktre z naraeniem ycia wasnych zag wyawiay setki rozbitkw
przyniesionych przez fale do ich burt - wydawao si, e liniowiec tonie, wynurzajc dzib.
Spienione, dymice, skbione morze przewalao si od dziobu do rufy z prdkoci fali sejsmicznej,
uderzajc, miadc i porywajc wszystko, co napotkao na drodze, skrcajc stalowe arkusze blachy,
kruszc nadburcia, zrywajc zrbnice i pokrywy lukw, wgniatajc furty. Trzs tylny maszt, zapad si
mostek.
Dzib, -zatrzymawszy si na chwil, wynurzy si jeszcze bardziej, ukazujc a do wysokoci adowni
nr 2 czerwon, nie uszkodzon cz denn kaduba. W kocu Canope raptownie zanurzy si ruf
i znik w potnym spienionym wirze, rozproszonym wkrtce przez fale.
Nieruchomo tkwic porodku mostku Virginii, z rk na telegrafie maszynowym, kapitan Vox,
ustawiwszy wanie swj statek dziobem do Canope, zwrci gow ku trzeciemu oficerowi
Fetcherinowi, kapitanowi eglugi wielkiej, stojcemu obok. Mczyni spojrzeli na siebie bez sowa.
Tak tonie statek, ktrego kadub opar si wszystkim atakom fal. Po chwili kapitan przesun rczk
1

Tumaczy Tadeusz Borysiewicz


Tytu oryginau francuskiego: CAPITAINES DE LA ROUTE DE NEW-YORK
Projekt graficzny: Walter Napieralski
Redaktor Maria Urbanowicz
Redaktor techniczny Janusz Wesoowski
Korektor Regina Gdaniec-Osowicka
WYDAWNICTWO MORSKIE GDASK 1971 Wydanie drugie. Nakad 10 000 + 250 egz. Ark. wyd. 11,2. Ark. druk.
8,25. Papier druk. mat. IV kl. 60 g. z Fabryki Papieru w Kluczach. Oddano do skadania 23 X 70 r. Podpisano do
druku i druk ukoczono w styczniu 1971 r.
Zakady Graficzne w Gdasku, ul. witojaska 19/23. Zam. nr 3903 M-3 Cena z 18,-

telegrafu i gdy Virginia ruszya naprzd w gbokie doliny wysokich fal, ktre amic si spaday
ciko na pokad, otulajc statek pyem wodnym - podskoczy na prawe skrzydo mostku, wychyli
gow ponad brezentow oson i przeszukiwa wzrokiem gbie oceanu, jakby chcc w nich dojrze
tonc mas wspaniaego liniowca. Ale zobaczy tylko bele adunku, szcztki nadbudwek, belki,
metalowe tratwy, koa ratunkowe, stoy, krzesa i setki innych szcztkw wyskakujcych z wody,
jakby zwymiotowanych przez morze.
Wypatrywanie to przerwa starszy oficer Saladini, ktry przyszedszy z rufy z zaczerwienion
i ociekajc wod twarz. oznajmi:
- Kapitanie, uratowalimy Goddea. Wreszcie go chwycilimy. Dwa razy podcigalimy go do p burty
i dwa razy nam si urywa. Ganteaume chcia skoczy w morze, mwic, e nie mona pozwoli, aby
si Godde utopi. Rozpoznalimy go, kiedy wyczerpany dryfowa pod nawis rufowy. Ascania nawet by
go nie dostrzega. Za trzecim razem okrci lin wok ramienia, od barku do nadgarstka,
i wycignlimy go z wody jak wgorza.
- Fetcherin, syszy pan? Uratowali Goddea - krzykn Vox kierujc si ku rodkowi mostku.
W poowie drogi, zwracajc si ponownie do Saladiniego, zapyta:
- A ten drugi? Ten, co uton. To by Derieu?
- Nie, kapitanie. To by Bertrand. Kapitana Derieugo nie byo na statku. Dowdztwo sprawowa
Godde.
- Godde! Niepodobna! C si stao?
Stojc obok kompasu, Vox spoglda na morze prawdziwie rozszalae, pobrudone falami o
wysokoci dziesiciu metrw. Ale groniejsza od wysokoci fal bya ich czstotliwo i potna,
zwarta masa. Marynarza czeka jeszcze ostatni manewr.
- Uwaga - krzykn.
- Uwaga - powtrzy Fetcherin, stojcy w drzwiach sterowni.
- Ster prawo. - Po czym kapitan spyta ponownie Saladiniego: - Co si stao? - Przesun rczk
telegrafu na stop i odczekawszy dobr chwil w tym pooeniu, ustawi j na wolno wstecz. - Ster
prawo - rozkaza raz jeszcze.
- Chorego Derieugo wyokrtowano w Neapolu. Mia jaki atak. Towarzystwo kazao telegraficznie
Goddeowi obj dowdztwo. Bertrand zosta starszym oficerem. Nie znam szczegw.
Uratowalimy take trzeciego mechanika Olliviera. Zna go pan?
- Pywa przez duszy czas na Milano?
Strzaka telegrafu wskazywaa teraz ca wstecz. Vox nie pamita ju, ile razy w cigu dwch
poprzednich nocy i koczcego si wanie dnia - ciemnio si bowiem ju do tego stopnia, e trudno
byo rozezna poszczeglne szcztki - wykonywa ten sam manewr: zwrot ruf, wrubowujc j w fale
i pozwalajc dziobowi odpada.
- Tak, okoo dziesiciu lat.
- O przebiegu wydarze dowiemy si od Goddea. Jest ranny?
- Nie trzyma si ju na nogach. Zostawilimy go pod opiek doktora Oldera.

- A ten mody oficer, ktrego uratowalicie pierwszego? Ten jedyny uratowany z pierwszej odzi.
- Dufor. By trzecim oficerem. Zaokrtowa w Neapolu. Nie naley do personelu towarzystwa.
- Ranny?
Vox zadawa pytania i wysuchiwa odpowiedzi, jednoczenie chodzi tu i tam, cignc za sob
Saladiniego, rzuca spojrzenia na dzib, na ruf, ledzc, jak statek reaguje na dziaanie ruby i steru,
nasuchujc pracy maszyn i wyczekujc z obaw chwili, kiedy znajdzie si raz jeszcze w pooeniu
w poprzek fali.
- Zdaje si, e nie - odkrzykn Saladini.
- Dobrze - powiedzia Vox, utkwiwszy wzrok w pewien punkt falochronu pokadowego na dziobie.
Owo dobrze odnosio si do pozornych ruchw owego ledwo widocznego falochronu, a nie do
ostatnich sw starszego oficera. - Niech pan pole do radiokabiny. Nie, niech pan tam pjdzie sam.
Prosz powiedzie Launayowi, aby przekaza Ascanii, e wracam z powrotem na kurs do Gibraltaru
i aby kaza sobie nada list znajdujcych si na pokadzie rozbitkw, gdy bdzie ju gotowa. Pjd
zreszt sam do radiokabiny, jak tylko bd wolny, aby nada telegraf do Intercontinentale.
Wytraciwszy inercj statek zatacza si przez chwil wrd wysokich fal. Vox przeszed szybko na
prawe skrzydo mostku wraz z Saladinim, ktry skierowa si na trap zejciowy. Kapitan ledzi ruf
Virginii, ktra powracaa, przechodzc w prawo. Rwnie i po prawej burcie woda kotowaa si
i rozbijaa jakby o ska.
- Saladini - doda jeszcze, zwracajc si do starszego oficera, na wp przesonitego lekkimi smugami
bryzgw. - Dzikuj. Niech pan pamita o ludziach. Ka im pan da rumu.

Vox nasuchiwa. Co za szczcie mie maszyny godne zaufania. Chocia nigdy nie wiadomo. Moliwe,
e rwnie kapitan Marco Polo - woskiego frachtowca, na ktrego wezwanie Vox pospieszy
pozaprzeszej nocy i ktry zapewne zaton jak Canope, ale samotnie, bez wiadkw - by pewien, e
ma godne zaufania maszyny, a tu nagle pk wa korbowy. Gdyby myle o tym wszystkim, co moe
si przydarzy, trzeba by zaprzesta eglugi!
Przykry moment nadszed. Powtrzyy si raz jeszcze krzyki, biadania i szlochanie wasnych
pasaerw i rozbitkw, ktrzy zaczli odczuwa najdokuczliwsze koysanie. Trwao to tak dugo, pki
fale nie przytrzymay rufy. Kwestia minut, tyle e statek zdoa... dwa, trzy razy pooy si na burcie.
Vox przesta si martwi o pasaerw, od kiedy przewozi ich tak wielu z Europy do Stanw
Zjednoczonych i ze Stanw Zjednoczonych do Europy. Zupenie, albo prawie zupenie, ich nie
dostrzega. Wydawali mu si zawsze jednakowi. Ale czu lito dla tych, ktrych od dwch dni (tak
jest - pomyla, patrzc na ruf - dokadnie od czterdziestu omiu godzin) na skutek ustawicznych
manewrw oddawa na pastw wszystkich szatanw morza. A ci inni! Zwaszcza kobiety i dzieci. Ci,
ktrzy po dugiej agonii statku opucili Canope i usiowali dotrze do Virginii, przedzierajc si przez
grzywacze otaczajce ruf statku straszliw bia koron.
Listwa relingu, ktr ciskaa do marynarza, wsporniki, szyby sterowni, wszystko na mostku i na
statku wibrowao, lecz koysanie stawao si ju agodniejsze. Vox powrci na rodek mostku
i popatrzywszy przez chwil na fale, niosce go ku Gibraltarowi i przybierajce bardzo szybko
kierunek prostopady do burty, da statkowi bieg naprzd. Rozkazy, przekazywane przez Fetcherina
i powtarzane przez sternika, nastpoway jedne po drugich: ster prawo, ster lewo.

Kapitan ledzi r kompasu. Manewr by zakoczony. Wzrosa intensywno wiate pozycyjnych;


latarnie na skrzydach mostku wieciy coraz janiej; marynarz wachtowy przysoni boczne szyby
sterowni (Vox pomyla, e tak wanie zapada kurtyna po ostatnim akcie tragedii). Zapada noc, na
wierzchokach ciemnych fal, atakujcych Virgini od rufy i popychajcych j ku wschodowi, nie mona
by byo dostrzec unoszonego ciaa ludzkiego.
- Uwaga. Ster zero!
A co dopiero usysze krzyk! Poszukiwania nie zdayby si na nic. Byoby to tylko zbyteczne naraanie
pasaerw i rozbitkw na nowe tortury.
- Ster ley zero, panie kapitanie, kurs S 75 E2.
- Dobrze. Tak trzyma. Fetcherin, niech pan zapisze kurs.
Przeszedszy przez sterowni, Vox wszed do kabiny nawigacyjnej i podnis suchawk telefonu
czcego mostek z maszynowni.
- Tu kapitan. Chc mwi z panem Petitem.
Koniec - pomyla. - Koniec dla Canope, tego statku tak rozreklamowanego przez towarzystwo; koniec
dla Bertranda, ktry stale odmawia przyjcia nominacji na starszego oficera, mwic: Zarabiam
miesicznie dziesi ludwikw3. To mi wystarczy. Po zdaniu wachty pi sobie jak suse bez wzgldu
na to, czy jest sztorm, czy mga - a ktrego zwoki tuay si teraz noc na falach; koniec dla kilkuset
dzieci, kobiet, mczyzn... Koniec i dla mnie; pozostaje tylko napisa raport o wypadku morskim. Ale
dla Goddea!
Pooy czapk na obszernym dbowym stole nawigacyjnym, o ktry opiera si okciem, a na ktrym
leay mapy i przyrzdy nawigacyjne; zmczonym ruchem przecign doni po oczach, po czole
i rudych, siwiejcych na skroniach wosach.
- Pjd do niego.
Vox i Godde pywali na tej samej Virginii, a jeszcze dawniej rozpoczynali razem karier morsk jako
modzi oficerowie na starym statku pasaerskim Santa Anna, nalecym do tego samego
towarzystwa, pod dowdztwem tego wanie kapitana Derieugo, ktrego wyokrtowano w Neapolu
na skutek udaru mzgu. Vox, ktry nie mia nigdy przyjaciela, uleg wdzikowi i bezporednioci
Goddea, a przy tym surowo kapitana Derieugo bez wtpienia zbliaa do siebie modych ludzi.
Kiedy spotkali si znw na Virginii, Vox (nadal zamknity w sobie) trzyma si na uboczu.
- A, pan Petit! Koniec. Canope zaton.
- Wanie mi o tym doniesiono.
- Wystarczyo na to pi minut - cign Vox z oczyma utkwionymi w tablicach logarytmicznych,
w istocie cigle jednak widzc przed sob te szarosrebrzyste fale, ktre zabiy Bertranda i pochony
Canope. - Mamy kurs na Gibraltar. Myl, e nie bdziemy ju wicej wykonywa manewrw. Wie
pan, e kapitana Derieugo nie byo na statku?
- Tak. Dowiedziaem si o tym od trzeciego mechanika Olliviera.

105 wedug 360-stopniowej podziaki ry kompasowej. (Przyp. tum.)


Ludwik (Louis) - rwnowarto 20 frankw w zocie; w 1913 roku 10 ludwikw - okoo 2000 frankw, co byo
dobrym zarobkiem. (Przyp. tum.)
3

Vox i starszy mechanik rozmawiali ze sob pgosem, jak ludzie, ktrych nadludzkie wysiki
przywiody do ruiny, mimo e dali z siebie wszystko: znajomo zawodu, dowiadczenie, dobr wol,
inteligencj, odwag.
- Uratowalimy Goddea.
- Uratowalicie Goddea! Och, tym lepiej. Jest ranny?
- Z pewnoci nie ciko. Jeszcze go nie widziaem.
- A inni?
- Prawie nie opuszczam mostku. Ale Bertrand... Zna go pan chyba dobrze, nieprawda?
- Nieraz z nim pywaem.
- Nie yje.
- Ilu uratowalicie?
- Nie mog wymieni liczby. Trzeba sporzdzi list. Ascania ma te rozbitkw na pokadzie. Musz
wysa meldunki i obej statek. Wstpi do pana.

II
Sze miesicy temu, dokadnie 11 sierpnia 1913 roku, okoo stu mil od tej samej pozycji, rwnie
i kapitan Laurent4, wyszedszy na mostek Virginii, rozkaza pooy si na kurs do Gibraltaru.
Zwracajc si do Voxa, podwczas starszego oficera, doda:
- Kiedy statek bdzie na kursie, prosz przyj do mnie do kabiny nawigacyjnej.
Wkrtce potem Vox zasta go siedzcego w tym samym fotelu, w ktrym teraz on sam spdza
bezsenne noce.
- Niech pan wemie kawaek papieru i piro, Vox. Podyktuj panu meldunek.
Siedzc nieruchomo, wyprostowany, raczej masywny ni otyy, o szerokiej, zazwyczaj szkaratnej
twarzy, teraz - odkd utraci wzrok - jakby pozbawionej krwi, z oczyma, do ktrych nie przenikao
wiato, szeroko wpatrzonymi w jaki cakiem wewntrzny wiat, Laurent mwi:
- Niech pan pisze: Do dyrektora i superintendenta5 Entreprise de Navigation Intercontinentale,
stop... Chwileczk, Vox. Jak mam si wyrazi? Pan powinien to wiedzie, pan, ktry ma wyczucie
subtelnoci (po jego wargach przewin si leciutki umieszek). Utraciwszy wzrok czy moe tylko:
nie mogc dalej peni dowdztwa?
Vox nie mg zdoby si na sowo odpowiedzi. C za niezwyky czowiek! Uwaany przez wszystkich
za gbura, by nim istotnie, ale nie domylano si nawet jego mki. Czowiek ten, olepszy, ukry to,
panujc nadal nad sytuacj i wykazujc nawet zmys humoru!
- A wic dobrze. Pisz pan: Absolutnie nie mogc peni dowdztwa Virginii... Niech sobie Maurin
robi przypuszczenia (dla nikogo nie byo tajemnic, e Laurent nie cierpia superintendenta)...

Patrz: Edouard Peisson Le Pilote (Pilot). Wydawnictwo Bernard Grasset. (Przyp. aut.)
Przewanie wysuony, dowiadczony kapitan, bdcy doradc i inspektorem armatora w sprawach
wyposaenia statkw, prac konserwacyjno-remontowych, zaopatrzenia itp. (Przyp. tum.)
5

powierzyem je starszemu oficerowi, Voxowi. Stosownie do ustawy... znajdzie j pan... prosz


o zatwierdzenie mojej decyzji. Pierre Laurent.
- Panie kapitanie - wymamrota Vox.
- Kapitanem jest teraz pan.
W ten sposb Vox obj dowdztwo liniowca, ale tylko po to, aby go doprowadzi do Europy.

Voxa nie lubiano i on wiedzia o tym. By chodny, powcigliwy i niechtnie si udziela, co uwaano
za dum. Ponadto posiada wyksztacenie do nietypowe dla kapitanw eglugi wielkiej6, a praktyka
nawigacyjna nie przytumia w nim zamiowania do pracy intelektualnej. Posdzano go nawet
o karierowiczostwo, chocia nikt nie mg mu zarzuci ani cienia przypochlebiania si przeoonym.
Moe oceniano go tak tylko dlatego, i wyczuwano jego rzeczywist wyszo.
Nominacja na rzeczywistego kapitana Virginii jeszcze mu bardziej zaszkodzia. Za on sam czu si tym
zaskoczony. On jeden tylko wiedzia, e zawdzicza to Laurentowi, ktrego w dwa dni po przybyciu
statku do Marsylii zasta siedzcego w fotelu w gabinecie naczelnego dyrektora towarzystwa.
- Wyraziem tylko to, co mylaem o panu - powiedzia mu niewidomy kapitan.
Vox myla o swoim przyszym dowdztwie od chwili, kiedy noga jego stana na pierwszym statku.
Tote przystosowa si z atwoci do nowej roli, chocia rzeczywisto bya bardzo rna od marze,
nawet gdy marzenia te traktowao si jak problem algebraiczny.
Jego wielka znajomo nowojorskiej trasy, zimna krew i jasno umysu pozwoliy mu szybko
opanowa sytuacj. Ustpia obawa, jak czu bdc wiadomy, e zosta panem losw pasaerskiego
liniowca. Po nadejciu gronej atlantyckiej zimy Vox, pewny siebie, widzia ju, w jaki sposb zacznie
nadawa yciu okrtowemu pitno swej osobowoci.
Osobowo ta nie miaa pola do popisu a do chwili, kiedy przed dwudziestu dniami, po miniciu
Gibraltaru, napotka gwatown fal sztormow z zachodu, z ktr przyszo walczy a do koca, do
chwili, kiedy odda cumy w porcie.
Wykorzystujc jak najlepiej waciwoci swego statku, ktry przy normalnym zaadowaniu nie koysa
si zbyt mocno i zbyt gwatownie, bra gadko pod siebie fal, pywa do sucho i by bardzo
sterowny, Vox nie mia opnienia nawet jednej godziny.
Podczas postoju w Nowym Jorku panowaa naprawd okropna pogoda, ktrej towarzyszyy burze
niene i dotkliwe zimno. - Co bdzie na penym morzu? - z pewnym niepokojem pyta sam siebie
Vox, chocia wiedzia, e bdzie mia fal z rufy.
W czasie przejcia w d Hudsonu okoo czterystu zaokrtowanych tego rana pasaerw kabinowych
i midzypokadowych7 radowao si widokiem plam bladego bkitu przewitujcych midzy dwoma
chmurami. Ale wszyscy znikli, gdy tylko daa si odczu pierwsza fala.

Obecnie wyksztacenie kapitanw eglugi wielkiej stoi na wysokim poziomie. (Przyp. aut.)
W okresie kiedy toczy si akcja powieci (1913 r.), znaczn cz pasaerw w egludze transatlantyckiej
stanowili emigranci, ktrzy zamieszkiwali wsplne pomieszczenia sypialne umieszczone na midzypokadach
(passagers d'entrepont). (Przyp. tum.)
7

Nie byo to jednak grone tak dugo, pki statek znajdowa si pod oson ldu i czas ten
wykorzystano, aby jak najlepiej zabezpieczy pokady i urzdzenia przed atakami morza.
- Gotowi na dole? - zapyta telefonicznie Vox Petita przed zmian kursu na wysokoci Nantucket.
- Gotowi, kapitanie - odpowiedzia mu swym spokojnym gosem starszy mechanik.
Mimo e wiatr od razu kwalifikowa si do zapisu w dzienniku okrtowym jako sia 9 w skali
Beauforta (wichura), Virginia, z pokadami otulonymi olbrzymi zason bryzgw, ale zachowujca
dobr stateczno i dobrze siedzca na wodzie, w miar oddalania si od wybrzey nie zdawaa si
cierpie zbytnio od potnych fal, amicych si o jej ruf. Do tego stopnia, e doktor Older, ktrego
Vox spotka u podna trapu wiodcego na mostek, z przylepion do szyby twarz patrzc na morze,
okreli ocean zaledwie jako gniewny.
- Gniewny! - zawoa Vox. - Oto sowo, ktrego bym nie uy.
- Tak? A wic jaki? Jak go pan ocenia, panie kapitanie? Pan, ktry zna go lepiej ni ja. Jest surowy,
szary, bezwietlny. Horyzont przybliony i zamazany. Niebo... (przerway mu bryzgi smagajce
prawoburtowe szyby tu za plecami obu mczyzn)... pokryte chmurami, wiatr lodowaty.
Vox nie chcia kontynuowa rozmowy tonem ironicznym, jakiego czsto uywa w stosunku do
Oldera, zanim obj dowdztwo po kapitanie Laurent, ani te przerywa jej, na co z kolei czsto
miewa nieprzepart ochot po objciu dowdztwa.
- Jest bardziej ni gniewny, Older - odpowiedzia, odwracajc si lekko w stron doktora
i podkrelajc sowa umiechem. - To jest bardzo, bardzo za pogoda dla tych, ktrzy musz jej
stawia czoa. Mielimy j w sam nos idc tutaj, ale jest teraz znacznie gorsza ni wwczas, kiedy
zostawialimy j za sob.
Po krtkim milczeniu doda autorytatywnie:
- W zimie w tej czci Atlantyku nie nastpuj czsto jedne po drugich tak, e rodz jeden wielki
nieustanny sztorm. Moe po drugiej stronie Azorw panuje adna pogoda. Postaram si tego
dowiedzie od Canope, jeli da si go zapa przez radio.
- Ten synny Canope! Prawda, jest na morzu.
- Dziel go od nas trzy, cztery dni drogi.

Owe trzy, cztery dni drogi dzielce Virginia, odrywajc si od ldu, i Canope, idcego do Nowego
Jorku, tworzyy w umyle Voxa pewn cao, pewien blok, zoony z okrelonej liczby godzin.
Jakkolwiek styka si ze swymi oficerami i zaog, odnosi wraenie, e te trzy, cztery dni przey
zupenie sam. Wydawao mu si, e mijay one bez adnej przerwy, bez wiata i bez mroku. Czy
chocia sypia? Oczywicie. Podczas gdy jeden Vox spa, drugi czuwa.
Nie oznaczao to, aby ywi jaki okrelony niepokj, ale wiedzia, e czsto drobne awarie staj si
przyczyn nieszczcia. Podczas gdy morze z godziny na godzin pogbiao swoje bruzdy
i potgowao surowo, gdy wiatr przybiera na sile, a niebo zawalay coraz to bardziej zbite
i nieprzeniknione chmurzyska, mona go byo widzie, w dzie i w nocy, we wszystkich czciach
statku, milczcego, bacznego, nasuchujcego.
Zreszt opuszcza mostek nawigacyjny tylko na krtkie chwile, kiedy chcia zlustrowa
midzypokady, przysucha si z bliska pracy maszyn czy, stojc na rufwce, wyczu, jak rufa i ster

reaguj na uderzenia fal. Pasaerom ukazywa pogodn twarz, jakby owa sztormowa pogoda bya
tak sobie najzwyczajniejsz cisz na morzu.
Trzy dni temu zatrzyma go w nocy pewien mczyzna susznego wzrostu; byo to na IV
midzypokadzie, gdzie okoo stu pasaerw, ndzarzy sprzed dziesiciu czy pitnastu lat, spao, jado
i zabawiao si grami. Ludzie ci, powracajcy do swego kraju przewanie z kieszeniami penymi
dolarw, zatracili ju owo spojrzenie zwierzcia wyzutego z wasnego gniazda, jakie mieli, pync
pierwszy raz przez Atlantyk w kierunku na zachd.
Mczyzna owiadczy, e zapaci za przejazd jak wszyscy, ale nie miaby nic przeciw temu, aby sobie
troch jeszcze zarobi, gdyby okaza si przydatny na pokadzie czy w maszynach.
- Zaoga jest w komplecie - odpowiedzia Vox.
- Wiem, panie kapitanie. Prosz mi wybaczy. Ale do Gibraltaru droga daleka. Czuje pan, co si dzieje
na morzu?
Vox zszed do owej czci statku, aby lepiej wyczu wzburzone ttno morza ogarniajce i unoszce
ruf.
- Ma pan dobrych sternikw? - spyta jeszcze w mczyzna i Vox spojrza na niego nieco uwaniej.
O wanie! Tu tkwio niebezpieczestwo: fale mog wygi, zama, a nawet porwa ster.
- Mam sternikw z dwudziestoletni praktyk na pnocnym Atlantyku. Ale pan, zdaje si, te nie jest
nowicjuszem?
Mczyzna umiechn si.
- Nie, niezupenie. Przepraszam, panie kapitanie.

Fala wzmoga si jeszcze pod wpywem cigle przybierajcego na sile wiatru, za oficer wachtowy nie
mg znale waciwego sowa dla okrelenia gruboci i nieprzejrzystoci chmur.
Nastpnej nocy, nie mogc usn, Vox dugo pozostawa w kabinie nawigacyjnej, czytajc histori
awanturnika Piotra Kolbego, nasuchujc rwnoczenie wszelkich odgosw i czsto rzucajc okiem
na zygzakowat lini, ktr na tamie rysowa barograf.
Obecna sytuacja rnia si od tej, jaka istniaa podczas ostatniego rejsu kapitana Laurenta i ktra
wymagaa zmiany kursu. Nie zachodzia teraz moliwo wyminicia depresji. Ni, przez ktry statek
wanie przepywa, zbytnio si rozszerzy; jak zaraza - dodaby Older.
Okoo jedenastej, odoywszy ksik, Vox wyszed do sterowni i przez dusz chwil sta obok
sternika z trudem utrzymujcego kurs.
- Pozwlcie - rzek nagle, odsuwajc zdziwionego marynarza.
Przy zmianie rk na sterze Virginia zesza gwatownie z kursu i porwana potn fal nie zareagowaa
natychmiast na obrt steru. Vox czu w rkach, jak statek pywa, unoszony przez wod, poruszajc
si prdzej ni on sam. Po chwili Vox odstpi, a marynarz wycign rce, aby przechwyci
z powrotem koo, kiedy w potwartych drzwiach sterowni pojawia si jaka posta bez twarzy, jak
gdyby wymodelowana z lodowego bloku.
- Co wy tam wyrabiacie? Uwaa na kurs! Och, hm... przepraszam, panie kapitanie.

Za kadym postojem w Marsylii Vox obawia si, aby jego trzeci oficer Fetcherin, dawny kapitan
aglowcw, nie poprosi o wyokrtowanie i nie zgin mu z oczu. Marynarze znajcy swj zawd tak,
jak on go zna, nie byli rzadkoci. Rzadko polegaa na tym, e ten czowiek by cakowicie
marynarzem i tylko marynarzem. Rodzajem morskiego zwierzcia.
- Bardzo ciko sterowa - odrzek Vox, ktremu czoo zrosio si potem, gdy fizycznie odczu potg
morza. Po czym mrukn do siebie: - A ci, co nie s marynarzami, uywaj takich sw, jak gniewny i wyszed na mostek. Umieci si na jego lewoburtowym skrzydle, wystawiajc gow, kark i plecy na
uderzenia wichury.
Owa lodowa powoka okrywajca ramiona i gow trzeciego oficera, to byo co nowego. Dotd,
mimo chmur, szarzyzny i zamazanego horyzontu, pogoda tylko w pewnym stopniu bya
nieprzejrzysta. W tej chwili krysztaki lodowe, jakby wystrzelone, leciay tak gsto i szybko, e
wywoyway nieprzerwany syk. Zdawao si, e powietrze dr tysice szponw. W rozproszonym
poblasku wiate pozycyjnych i powiacie przebijajcej ze sterowni, krysztaki nabieray pewnej
wietlistoci, otaczajc spektraln aureol wielk posta Fetcherina, ktry dugimi krokami
przemierza mostek od burty do burty.
Gwatowno wiatru nieco zmalaa, lecz zdawao si, e doliny fal jeszcze si pogbiy. Liniowiec
chwia si w nich i zatacza. Wydawao si, e stoi w miejscu, jakby by bezsiln igraszk bestii, na
ktr skaday si woda, ld, wicher i mrok. Vox dozna jednak ulgi, syszc regularny i dwiczny rytm
pracujcych maszyn.
Szkwa osab, a potem nage usta. Powietrze przejanio si i nawet w pewnej chwili
fosforescencji wyonia z mroku gbokie doliny i urwiska lawy o poszarpanych wierzchokach.
Fetcherin, pod ktrego butami trzeszcza ld, otrzsn si jak pies skpany ulew, po czym znikn
w sterowni, skd wynurzy si po chwili z zapalon fajk w zbach.

Rzuciwszy okiem na barograf, ktrego wskazwka zapisaa nowy zygzak na tamie, Vox wycign si
w koi, zdywszy przed zaniciem przeczyta zaledwie par stron przygd Piotra Kolbego. Obudzony
o godzinie trzeciej, ledzi przez chwil na umieszczonym nad koj kompasie wysiki sternika
(oczywicie ju innego), aby utrzyma statek na kursie, i nasuchiwa odgosu maszyn, ktry brzmia
bardziej gucho, gdy ruba zanurzaa si gbiej. Wsta.
Krysztaki lodowe, ktre znalaz w fadzie pciennej osony kompasu, wskazyway, e tu przedtem
musia znowu przej szkwa z opadem. Tak jak si obawia, natychmiast podszed do niego drugi
oficer Rval, otulony a po kostki obszernym paszczem deszczowym i okutany wenianym szalem, zza
ktrego wyglday spod daszka czapki tylko odsonite oczy i nos.
- Deszcz z gradem, panie kapitanie, jak przy kocu zimy. Trwa krtko, inaczej bybym panu
zameldowa.
Vox nie lubi Rvala (owszem, dobrze uwaa na wachcie, dobrze oblicza pozycj i dobrze peni sub,
ale nudziarz, pochlebca i plotkarz), tote ograniczy si do mruknicia.
- Moe kaza zrobi kaw, panie kapitanie?
- Nie, dzikuj.
- Canope ma paskudn pogod jak na swj pierwszy rejs pod flag naszego armatora!

Vox, wypatrujc ponad brezentow oson, zastanawia si, czy nie poprosi Rvala, aby zechcia mu
da spokj. Nie odrzek nic.
- Bardzo le o nim mwi.
- Skd pan wie? Wyszlimy z Marsylii, kiedy Canope przyby tam z Londynu.
- le mwiono o statku, zanim jeszcze Derieu i Godde pojechali go uzbraja.
Vox, osonity ciemnoci, umiechn si. Wiedzia o Canope z pewnoci wicej ni jego drugi
oficer. Superintendent, rwnie gadatliwy jak Rval, zwierzy mu si mimochodem, kadc palec na
ustach i mrugajc okiem:
- Kupio si go za grosze. Ale to statek o wspaniaej linii, imponujcy. W Neapolu wzbudzi podziw
emigrantw, a Anglicy i Amerykanie pkn z zazdroci.
- Moe kosztowa pana grubo wicej ni grosze - odpowiedzia Vox.
- Nie, jeli bdzie mia dobre dowdztwo.
Pewnie dlatego dano go Derieumu - pomyla Vox, chronic si za oson lewego skrzyda mostku,
aby nabi i zapali fajk, a take aby uciec przed Rvalem, ktry jednake poszed za nim i krzycza mu
niemal w ucho:
- Wiadomo, e Canope to klops. Trzy razy zmienia armatora, dwa razy bander.
- Tak mwi - zgodzi si Vox, puszczajc kb dymu. - Ale nigdy nie sucham plotek.
- Z Londynu przyjecha na urlop zdrowotny jeden z mechanikw. Powiada, e Derieu odgrodzi si od
wszystkich i pracowa tak, jakby by absolutnie sam na statku, jakby Godde w ogle nie istnia. Charrel
mia cholerne kopoty z maszynami. Aby doprowadzi Canope do stanu gotowoci morskiej trzeba
byo trzech miesicy. Maurin da im pi tygodni. Po c wic kupiono Canope?
Vox powstrzymywa si, aby nie odpowiedzie: - Bo ma trzy kominy i dobrze si prezentuje. - Po
dwch godzinach powiedzenie to obiegoby cay statek.

Wkrtce potem, wycignwszy si w koi, Vox rozmyla o odlegych czasach, kiedy pywa (Godde by
wwczas trzecim oficerem) pod dowdztwem czowieka, ktry - jak sdzi - jest kapitanem Canope.
(Skde mg przypuszcza, e ciki obowizek kapitanowania na liniowcu spad teraz na barki tego
samego Goddea).
Wysoki, szczupy, wski w ramionach, o ascetycznej powierzchownoci Derieu wzbudza w wielu
strach. Ludzi napenia obaw sposb penienia przez niego dowdztwa, ustawiczne, mczce,
uciliwe kontrolowanie wszystkiego, a zwaszcza ten promieniujcy z niego jaki odpychajcy fluid.
Trzyma si pogardliwie na uboczu, spdzajc dnie i cz nocy na zapleczu sterowni przy
wpotwartych drzwiach, w ktrych wida byo jego wsk, bia, trjktn twarz pod nadymi
wosami; przez ow szczelin jego oczy o zielonawym odblasku obserwoway spod cikich
pofadowanych powiek cz pokadu i mostku, podczas gdy ich waciciel modelowa i taklowa mae
aglowce lub robi zapiski w fachowych ksikach morskich.
Zna gruntownie zawd nawigatora i marynarza, a do najdrobniejszych szczegw marynarskiego
rzemiosa, potrafi take fachowo omawia z mechanikiem awari maszyn. Uparcie, wprost

nieludzko, nie troszczc si o wytworzon wok siebie jadowit atmosfer, wydobywa ze wszystkich
co w rodzaju doskonaoci.
Godde nazywa niekiedy Derieugo potworem, do tego stopnia bowiem nienormalne wydawao si
odosobnienie, w ktrym y.
- Moe cierpi na jak niezwyczajn niemiao - odpowiada Vox. - A jego pogarda i napastliwo
stanowi po prostu rodzaj samoobrony.
- Niemiao! - wybucha Godde. - Mylisz si, Vox. To potwr peen pychy.

Nastpnego dnia, chocia morze byo nadal bardzo wzburzone, a wiatr, cigle pnocno-zachodni,
bardzo gwatowny - fale wydaway si nieco sabsze, a ich rytm wolniejszy. Niebo troch si
przejanio i o godzinie smej Voxowi i Rvalowi, obserwujcym rwnoczenie, udao si zapa
w lunetkach sekstantw lekko zamglone soce.
Ruchy statku, lepiej teraz suchajcego steru, nie byy ju tak przykre. Na pokadzie spacerowym Vox
zasta okoo dziesiciu pasaerw kabinowych, podziwiajcych szarozielony ocean, pobrudony
efektownymi dolinami fal. Dobrze siedzca w wodzie Virginia nurkowaa w nie nagle, nie walc si
jednak na dzib; za ruf wyrasta pagr wodny o poszarpanej grzywie, w ktrym lad torowy statku
rysowa si jakby lad narciarza.
Po chwili spacerowicze udali si za kapitanem do jadalni, ktr Vox kaza intensywnie ogrza,
a jednoczenie pootwiera jej szerokie drzwi.
- Prosz pozosta w okryciach.
Pasaerowie, do ktrych doczyli si inni przywoani przez stewarda, po raz pierwszy od Nowego
Jorku zajadali wesoo i z apetytem. Vox dostrzeg, e doktor Older napenia kieliszek
dwudziestoletniej Amerykanki nie tyle piknej, ile ujmujcej.
Po kawie kapitan wsta i przeprosi towarzystwo; na falach zabysn blady promie soca, na pewno
bdzie mona zrobi nastpn obserwacj. Przechodzc pooy rk na ramieniu doktora, bardzo
zajtego sw ssiadk.
- Pogoda ju troch mniej gniewna, co?
Uzupeniwszy poranne obliczenia obserwacj poudnikow8, Vox mg nanie na map pozycj
Virginii: 3940' szerokoci pnocnej, 6420' dugoci zachodniej. Prdko statku przekraczaa 18
wzw.
- Zadowolony pan? - zapyta starszy mechanik, kiedy kapitan przetelefonowa mu te dane.
- Tak. Ale horyzont na poudniowym wschodzie jest zamazany, a barometr, ktry dotd sta
w miejscu, zaczyna spada.
- Ma pan wiadomoci o Canope?

Mowa o tradycyjnej na morzu obserwacji soca w poudnie podczas jego przejcia przez miejscowy poudnik
(tzw. wysoko poudnikowa), pozwalajcej w prosty i dokadny sposb okreli szeroko geograficzn pozycji
statku. (Przyp. tum.)

- Pan te si o niego niepokoi? Nie wiem nic. Nie jest daleko, moe o jakie czterdzieci osiem godzin.
Ma fal w dzib. Derieumu nie jest z pewnoci do miechu.
- Ani starszemu mechanikowi Charrelowi.

Popoudnie Vox spdzi na lekturze i na przechadzce po opustoszonym pokadzie odziowym. Wygld


morza znowu si zmieni. Duga wysoka fala, jaka sza tego rana, sabsza od fali nocnej, powoli
zacieniaa si i wypitrzaa coraz bardziej, a zatracajc sw regularno, zaczynaa si zaamywa.
Coraz czciej pod dziobem Virginii brakowao wody.
Stan ten, wczesnym popoudniem zaledwie dostrzegalny, wzmg si tak dalece, e o szstej
wieczorem w jadalni zjawio si zaledwie niespena tuzin pasaerw. Vox zebra ich przy swoim stole,
sadzajc Oldera naprzeciw siebie, za po swej prawej rce pewnego Anglika o siwiejcych skroniach,
dowiadczonego podrnika, ktry jad tylko miso z rusztu i jarzyny i ju kilka razy pywa z Voxem
jako pasaer.
- A paska Amerykaneczka? - zapyta doktora.
- Zanadto choruje. Posaem j do ka.

O godzinie sidmej, po krtkim pobycie na mostku, Vox zamkn si w swej kabinie. Wicher d wci
z WNW9, niebo byo cakowicie zachmurzone, lecz w powietrzu nie czuo si tej wilgotnoci co
poprzedniego dnia. Zmiany barometru zdaway si wskazywa, e statek wszed w sfer nowej
depresji. W cigu nocy Vox nagle si obudzi. Utkwiwszy wzrok w odwrcony kompas sufitowy,
jedyne wiateko w kabinie, zdumiewa si tym jakim rozdwojeniem osobowoci, ktrego
dowiadcza, od kiedy dowodzi statkiem: podczas gdy ciao wypoczywao, czuwa zmys marynarski.
Rozumia teraz, jak to si stao, e Laurent, olepszy, potrafi jednak wymanewrowa Virgini
z niebezpiecznej depresji. Rytm biegu statku nie uleg zmianie; Virginia, wskutek dziaania fal
porywajcych i unoszcych jej ruf, powoli si koysaa wzdunie, czemu towarzyszy szum gboko
zanurzonej ruby. Gdy ruba wynurzaa si z wody, nastpoway gwatowne wibracje. Koysanie
wzdune byo teraz wszake przytumione bardzo lekkim koysaniem poprzecznym, idcym od lewej
burty z rufy ku dziobowi po prawej burcie. Virginia jakby troch utykaa, co wystarczyo, aby go
wyrwa ze snu.

Poniewa kurs pozosta nie zmieniony, przeto z pewnoci fala, a moe i wiatr, zmieniy kierunek
o kilka stopni. - Jeli to bdzie dalej trwao - pomyla Vox - wykrel drog depresji.
Zasn z powrotem.
Po nastaniu dnia kapitan stwierdzi, e jego lepa obserwacja nocna bya prawidowa; fale idce
z lewego baksztagu zaamyway si na rufie po lewej burcie, a bryzgi zaleway statek a po drugi
komin. Vox nie potrzebowa oblicza drogi tej nowej depresji. Statek tkwi w samym jej rodku.

Z zachodu-pnocnego zachodu, czyli z kierunku odpowiadajcego 292,5 stopnia wedug 360-stopniowej


podziaki ry kompasowej. (Przyp. tum.)

Okoo godziny dziesitej Vox, obchodzc kryty pokad, podszed do Anglika, ktry z cygarem w zbach
i z czoem opartym o szyb obserwowa ocean.
- A good sleep?10
- Like a baby11 - odrzek miejc si pasaer, po czym doda: - What about Canope?12
Vox, wiedzc, e podrny zna niemal wszystkie statki i wszystkie morza pnocy, nawet Morze Biae,
uda tylko zdziwienie.
- Oh! You know Canope! She is there13.
- Bad, bad. She is a bad ship14 - stwierdzi Anglik, przesuwajc cygaro w zbach.
Przechodzc przez salon, opustoszay i ciemny, przesiky zapachem wilgotnego linoleum, Vox
dostrzeg w fotelu zwinit w kbek mod Amerykank, ssiadk Oldera z poprzedniego wieczoru;
miaa pozielenia twarz, ksika leaa u jej stp. Gdy kapitan przechodzi obok niej, podniosa na
niego wzrok i aonie si umiechna.
- Come with me15.
Pomg jej wsta, po czym otuliwszy futrzanym paszczem, zawid na pokad odziowy, gdzie odzie
i tratwy ratunkowe, kominy, nawiewniki i nadbudwka radiostacji tamoway miejscami si wiatru.
Roztacza si stamtd przepyszny widok pokrytego smugami piany oceanu. Pozostawi dziewczyn
w fotelu, ustawionym tam dla niego, okrywszy jej nogi pledem.
- Wait for me16. - Po czym wszed do radiokabiny.

- Jak nasuch, Launay?


Z miejsca wawo si podnis may czowieczek o garbatym nosie i rumianej, czcej si
z podbrdkiem twarzy (ma czoo i nos, nic wicej - podrwiwa z niego Rval); malutkim rubokrtem
manipulowa w kupie miedzianych kabli i cewek, ktr odsun wstajc.
- Bardzo zy, panie kapitanie. Prosz usi...
Launay szczyci si tym, e by pierwszym francuskim radiooficerem na linii nowojorskiej.
Mieszka w kabinie przylegej do radiostacji, w ktrej przesiadywa dniami i nocami, penic po
dziesi, dwanacie, pitnacie godzin wachty w samotnoci i odosobnieniu, majc dookoa siebie
tylko ocean, niebo i wiatr. Nie czu potrzeby widywania czy wysuchiwania kogokolwiek, czsto
zapomina zej do mesy na posiek (jeli steward o tym pamita, to gramoli si a do radiokabiny
z tac zastawion talerzami). Cigle ulepsza swoje aparaty, wynajdywa jakie, jak mawia, takiesobie-moje-sztuczki usprawniajce odbir. Nikogo nie odwiedza i nikt nie odwiedza jego.
- Id zaraz dalej.
10

Dobrze si spao? (Ang.)


Jak dziecku. (Ang.)
12
Co sycha o Canope? (Ang.)
13
Och! Pan zna Canope! Jest niedaleko. (Ang.)
14
Niedobrze, niedobrze. To kiepski statek. (Ang.)
15
Prosz pj ze mn. (Ang.)
16
Prosz na mnie poczeka. (Ang.)
11

- Prosz wybaczy, tu zawsze taki baagan. A przy tym sztormie wszystko leci z miejsca.
Jego wielkie ugrzecznienie nie mogo ukry niemiaoci.
- Prawdopodobnie znajdujemy si w sercu burzy magnetycznej.
Vox umiechn si. Nieraz ju sysza o owej burzy magnetycznej, stanowicej konik radiooficera;
by on zreszt najlepszym radio-uchem, jakie kapitan zna.
- Nie sysza pan Canope?
- Canope? Zdaje mi si... - szybko wertowa dziennik radiowy. - Tak, dzi w nocy. Pracujemy
przewanie w nocy.
- Daleko by?
- Dosy. Ale jego emisj syszaem w ogle po raz pierwszy i byy to... Zreszt nie do Virginii, ale je
zapisaem... Byy to tylko telegramy handlowe i... miosne - doda radiooficer czerwienic si.
- Nie podawano pozycji statku i pogody?
- Nie, panie kapitanie. Usyszaem tylko jaki urywek: Nigdy w yciu tak nie chorowaem...
- Do widzenia, Launay. Dzikuj. Gdyby pan co mia od niego, szczeglnie co do pozycji, lub moe
jaki meldunek kapitana Derieugo do dyrekcji towarzystwa...
- Ach! Tam dowodzi kapitan Derieu?...
- Pan jeden o tym nie wie. Zatelefonuje pan wwczas do kabiny nawigacyjnej.
Wyszedszy, Vox zdy tylko dostrzec Oldera prowadzcego mod Amerykank ku schodom salonu.

Zmieniwszy po poudniu kurs o trzy stopnie w lewo z powodu znosu, Vox czyta dalej w kabinie
nawigacyjnej przygody Piotra Kolbego: Kolbe is a notorious liar and gossip17, kiedy o godzinie
szesnastej trzydzieci uwag jego zwrci lekki wist dochodzcy z rury gosowej czcej kabin
nawigacyjn z radiostacj.
Wyj zatyczk i przyoy usta do rury:
- Odebra pan co z Canope, Launay?
- Nie, panie kapitanie. Ale dopiero co przechwyciem wezwanie o pomoc z woskiego frachtowca
Marco Polo, ktry ley unieruchomiony w poprzek fali z pknitym waem korbowym.
Vox zadra. Pknicie wau korbowego! Rzadka awaria. Ale przy takiej fali, kiedy ruba za kadym
obrotem to zwalnia, to przyspiesza - kto moe by pewny, e taka awaria nie zdarzy si nagle na jego
wasnym statku?
- Ma pan jego pozycj? Pewn? Bez bdu?
- Bez bdu z mojej strony.
- O to mi wanie chodzi. Podaj j pan. Bior kawaek papieru.

17

Kolbe to notoryczny garz i plotkarz. (Ang.)

Zapisujc: 3905' szerokoci pnocnej, 5810' dugoci zachodniej wedug Greenwich Vox wiedzia
ju, e Marco Polo znajduje si na kursie Virginii.
- Posyam marynarza. Prosz mu da peny tekst telegramu w zamknitej kopercie. I niech pan sucha
dalej.
Pknicie wau korbowego, statek burt do fali - mrucza pod nosem chwil pniej, przykadajc do
mapy trjkt nawigacyjny.
Zagubiony w ciemnoci burzy statek o nie uszkodzonym kadubie i zdatnych do uytku, cho
chwilowo unieruchomionych maszynach, by bezsilny jak czowiek, ktremu przecito minie... - sto
czterdzieci do stu czterdziestu piciu mil - szepn, zmierzywszy odlego na mapie. - Troch ponad
dziewi godzin drogi, bez zmiany albo prawie bez zmiany kursu, z fal z rufy. Mog tam by okoo
pierwszej lub drugiej po pnocy.
Ale czy Marco Polo by pewny swej pozycji? On sam mia okazj zrobi pen obserwacj w do
dobrych warunkach i okreli dokadn pozycj. Od tej pozycji a do poowy nocy wiatr i fala byy
wprost z rufy. Trzeba take wzi pod uwag niewielk zmian kursu nakazan wczesnym
popoudniem dla uwzgldnienia znosu. - Dobra. Tu nie moe by omyki. Po dziewiciu godzinach
drogi i schodzc tylko... - rzuci okiem na tabliczk kursow - cztery stopnie w prawo, bd przy nim.
Pewnie bdzie strzela rakiety. Mj kurs w stosunku do wiatru pozostaje bez zmiany.
Stanwszy obok sternika, rozkaza:
- Trzyma S 80 E18.
W chwil pniej, unisszy brezentow oson kompasu, jakby chcc sprawdzi nowy kurs,
potwierdzi swe zarzdzenie Rvalowi, przybyemu zastpi na wachcie starszego oficera na czas
kolacji.
- Od godziny siedemnastej a do odwoania trzymamy kurs S 80 E. Schodzi pan do mesy? - spyta,
zwracajc si do Saladiniego, po czym skierowa si na trap zejciowy, majc za sob starszego
oficera.
Saladini rozpocz karier jako marynarz na rdziemnomorskiej brygantynie i by jednym z tych
Korsykaninw, u ktrych zawd marynarza jest cech atawistyczn, intuicyjn, i ktrych szkoa
morska nauczya tylko oblicze i rozwizywania problemw nawigacyjnych na mapie. Potrafi dobi
statkiem o dugoci stu czterdziestu dziewiciu metrw do wolnego miejsca przy nabrzeu o dugoci
stu pidziesiciu metrw czy te postawi statek na dwch kotwicach o prostopadych do siebie
acuchach. Voxowi nie podoba si z pocztku do gburowaty sposb jego rozkazywania, ale nigdy
nie mg mu niczego zarzuci.
- Z panem, Saladini - powiedzia pewnego dnia, gdy niby przypadkowo znaleli si o dwa kroki od
Rvala - przed wizyt superintendenta nie potrzebuj zaglda na dzib, na ruf czy do magazynw. Pniej doda, e nie mgby znale wsplnego jzyka z oficerem, ktry nie informowaby go
o aktualnych sprawach podlegajcych na statku jego kompetencji. Od tego czasu Saladini, ktry po
przybyciu na statek wykazywa pewn niezaleno, nigdy nie omieszka kadego rana, po wyjciu
Voxa z kabiny, poinformowa go o adunku, o stanie adowni, o konserwacji statku i zaopatrzeniu,
jakie trzeba bdzie zamwi po przyjciu do portu. Do tego ograniczay si zreszt stosunki pomidzy
tymi dwoma ludmi, zbyt rnicymi si pod wzgldem umysu i charakteru.

18

Czyli kurs 100 stopni wedug 360-stopniowej podziaki ry kompasowej. (Przyp. tum.)

U podna trapu Vox zaczeka na starszego oficera i pocign go w stron pomieszcze.


- Saladini - rzek - przed nami, prosto na kursie, w odlegoci stu pidziesiciu mil znajduje si woski
frachtowiec Marco Polo z cik awari. Ma pknity wa korbowy. Przed chwil dowiedziaem si
o tym przez radio. Bdziemy na miejscu okoo drugiej.
- Paskudna historia - mrukn Korsykanin. Po krtkim milczeniu spyta: - Luki trzymaj? Nie bierze
wody?
- Nie poda szczegw. Musi pan by przygotowany.
- Przygotowany na co, kapitanie?
- To bdzie zaleao od okolicznoci. O tej sprawie wie tylko pan, Launay i ja. Poinformuj jeszcze
starszego mechanika.
Uczyniwszy krok, aby odej, odwrci si.
- Przygotowany na wszystko, Saladini. Rozumie pan, co chc powiedzie?

Vox zasta przy stole zaledwie okoo dziesiciu pasaerw i Oldera.


- Co dzisiaj jemy? - zagadn Anglika-globtrotera.
- Stek z rusztu i owoce.
- adnie. Ale ja zaczn od zupy.
By w tej chwili opanowany, lecz rwnoczenie odczuwa lekki niepokj. Saladini, z waciw mu
zwizoci czowieka morza, zada istotne pytanie: Przygotowany na co, kapitanie? Tak, na co?
Jak decyzj przyjdzie mu powzi w nocy? Statek lecy w poprzek fali z nie uszkodzonym kadubem,
lecz pozbawiony maszyn mona uratowa tylko wtedy, gdy uda si poda mu hol i ustawi go na
powrt dziobem do wiatru.
Ten sam jedyny manewr mg by ocali zarwno Marco Polo, jak i Canope, ale nie mona go byo
prbowa ani w stosunku do pierwszego, bo za wczenie zaton, ani w stosunku do drugiego, gdy
znajdowa si w zbyt niebezpiecznej pozycji.
- Bardzo dobrze idziemy, kapitanie - rzuci Anglik, krojc pieczone miso.
- Szesnacie wzw.
- Chc rzec: idziemy lepiej ni godzin temu.
Czowiek ten musia si wiele napywa po morzu, skoro tak szybko potrafi si zorientowa, e
zaalarmowany starszy mechanik podkrci obroty.
- Fala nas popycha - odrzek Vox.
- A ruba cignie. Well. Well, master. I like that19.
Po raz pierwszy od chwili objcia dowdztwa Vox mia podj decyzj wykraczajc poza normalne
okolicznoci; intuicyjnie wyczuwa, e nie zaangauje si w spraw niesienia pomocy wwczas, gdyby

19

Piknie. Piknie, kapitanie. To mi si podoba. (Ang.)

sytuacja jego wasnego statku staa si niebezpieczna. Byo to jednake tylko przeczucie nie
wykluczajce innych spraw, wtpliwoci i niepokoju. Nie bya to jeszcze pewno.
Nagle ogarn go popiech. Chcia jak najszybciej opuci jadalni, wrci na mostek i wyda rozkazy,
aby wszyscy przygotowali si na uderzenia fal, ktrych statek dozna ju w czasie samego
poszukiwania znajdujcego si w niebezpieczestwie frachtowca. Czyby nie posiada tyle
opanowania i zimnej krwi, ile sobie przypisywa?
Bra wanie pomaracz z patery podawanej przez Anglika, gdy steward wrczy mu kopert; wyj
z niej dwa kawaki papieru i powoli je przeczya!.
- Prosz szybko poda mi kaw.
- Wiadomoci o Canope, kapitanie? - zapyta Anglik.
- Wanie. Moliwe, e go spotkamy tej nocy.
W drzwiach jadalni szepn do ucha Olderowi:
- W pan gumowe buty i najbardziej nieprzemakalny paszcz, jaki pan ma, po czym przychod pan
na mostek. Tej nocy wraz z Canope znajdziemy si w pobliu statku, ktry ma wicej szans na to, aby
zaton, ni aby osign port przeznaczenia.

W drugim telegramie odebranym przez Launaya Marco Polo wzywa natychmiastowej pomocy.
Statek ley na prawej burcie. Fale przelewaj si przez pokad. Sytuacja grona. Powtrzono pozycj,
dodajc: silny znos.
Inny telegram, ktry Vox odczyta w jadalni, pochodzi z Canope i by adresowany do Marco Polo: S.s.
Canope, pozycja 3941' Nord i 5712' West. Idziemy do was.
- Przecie bdzie szed w poprzek fali - wykrzykn Vox, nanisszy na map pozycj Canope. Statek
ten znajdowa si w odlegoci okoo pidziesiciu mil na pnocny wschd od wzywajcego pomocy
frachtowca. - Derieu wie, co robi - pomyla Vox. - Bdzie na miejscu przede mn. - Przetelefonowa
Launayowi telegram: S.s. Virginia do s.s. Marco Polo. Idziemy do was. Bdziemy na miejscu okoo
drugiej. Po czym spyta radiooficera:
- Nie sysza pan nic wicej?
- Owszem. Wezwanie Marco Polo pokwitowaa Ascania z Black Star Line, ale ani nie podaa pozycji,
ani swych zamiarw.
- Nie opuszczam mostku. Prosz telefonowa, jak tylko bdzie pan mia nowiny.
Starszemu oficerowi wyda rozkazy bardziej cise:
- Niech pan kae Fetcherinowi obj wacht i uprzedzi Rvala. Prosz obej cay statek. Wiem, e
wszystko jest zamocowane, ale trzeba si upewni. Bd czste zmiany kursu, co da si dobrze we
znaki. Uprzedzi bosmana, starszych marynarzy, ciel i w ogle wszystkich. Niech pan te uprzedzi
personel restauracyjny; szkoda tuc talerze bez potrzeby. Prosz take przej si po
midzypokadach i zwrci uwag, czy nic tam nie grozi niebezpieczestwem. Zaoy ubezpieczenie
steru. A przede wszystkim adnych ogni; wiem, e maj na statku prymusy.

Vox, w gumowych butach i sztormowym paszczu, z czapk w zasigu rki, na wp wycign si


w fotelu. Nie mogc czyta, zamkn oczy, chodzc twarz prdem powietrza, wpadajcym przez
uchylony iluminator.
- Jeeli si przejani, prosz mi da zna - poleci Fetcherinowi, ktry przybieg obj wacht. - Zrobi
obserwacj.
By rad, e Canope jest tak blisko. Moliwe, e Ascania, mimo lakonicznoci swego telegramu, idzie
rwnie ku Marco Polo. Bd wic w trjk, trzy statki, a przede wszystkim trzech kapitanw, w tym
Derieu. Przymknwszy powieki, pocign z fajki i rozmyla: - Zreszt sam wiem, co robi, na statku
mam ludzi pewnych.

- A wic, Vox... przepraszam, panie kapitanie. Co si dzieje?


adnie ze strony Oldera, e wszedszy do kabiny nawigacyjnej w gumiakach i ciepym okryciu, jak mu
kazano, zwrci si do kapitana po nazwisku, by moe pod wpywem uczucia przyjani.
- Wie pan przecie dobrze!
- Tak, ale niech mi pan sam to wytumaczy.
Tak jak ongi, kiedy bdc starszym oficerem tumaczy doktorowi jaki manewr, zacz mwi
krtkimi rzeczowymi zdaniami, zaledwie podkrelanymi drobnymi ruchami maych biaych doni
pokrytych plamkami piegw. Nie uszkodzony statek, pozbawiony napdu wskutek nie dajcej si
usun awarii. Morze pooyo go w kocu w poprzek fali... Ley na burcie, by moe nastpio
przesunicie adunku... Sam nie moe prbowa adnego manewru... Inny statek mgby stara si
poda hol pod warunkiem, e... Grone s fale atakujce sabe konstrukcje pokadowe, luki adowni...
Podobiestwo wypadku Marco Polo i Canope byo tak wielkie, e nastpnej nocy Vox nie
potrzebowa powtarza swych wyjanie.
- Sdzi pan, e jest zgubiony?
Vox podnis si na gwizdek rury gosowej. Przyoy ucho.
- Tak, pisz. - Po chwili spyta: - A Canope?
- Nic, panie kapitanie.
Vox poda Olderowi papier, na ktrym w popiechu nagryzmoli: Marco Polo do wszystkich.
adownie wypeniaj si wod. Spieszcie si.
Boj si, e Canope, jak i my, przybdzie za pno.
Older, ktry w podobnych okolicznociach umia usun si w cie i tkwi bez ruchu tam, gdzie
najmniej przeszkadza, znikn, dziki czemu Vox mg odpocz i nawet troch si zdrzemn do
chwili, kiedy usysza cztery podwjne uderzenia w dzwon, zwiastujce pnoc.
Wyszed na mostek. Na jednym skrzydle czuwa Rval, na drugim Fetcherin. Pogoda nie ulega
zmianie - nie sabncy wicher nadal gna z pnocnego zachodu ku poudniowemu wschodowi
olbrzymie fale. Powietrze nie byo jednak tak cikie. Wzrok Voxa, stojcego o dwa kroki od kompasu,
przelizgiwa si po falach, coraz to dalej i dalej, na mil, dwie... C mona wiedzie? Kapitan zna
swj bystry wzrok i by pewny, e jego oczom, jak i oczom zaogi, nie uszedby aden bysk ognia. (A
przecie jeli zdoaj, bd strzela rakiety).

Ostatni telegram by krzykiem rozpaczy: adownie wypeniaj si wod. Przy takiej fali statek zatonie
w krtkim czasie. Vox nie potrzebowa si ju zastanawia nad podjciem decyzji. Nie mia si ju
nawet powodu cieszy, e znajdzie si na miejscu wraz z dwoma innymi kapitanami. Ratunek (oby
Bg da, eby w ogle do doszo! - modli si Vox) sprowadzi si do wyowienia kilku marynarzy rozbitkw, bkajcych si gdzie w jednej czy dwu odziach.
- Kapitanie.
- Co jest, Saladini?
- Na statku wszystko gotowe i w porzdku. Pasaerowie wiedz, e bd manewry. Czy dosta pan
jakie dalsze wiadomoci?
- Tak. Moliwe, e ju zaton. Woda wdziera mu si do adowni. Trzeba wyoy za burt wszystko,
co mamy: sztormtrap pilotowy, trap burtowy, sieci, odbijacze.
- Wszystko przygotowane, kapitanie. Zdaje si, e Canope...
- Tak. By bliej ni my. I chocia musia i w poprzek fali, powinien ju teraz by na miejscu. Derieu
jest moe ostatni szans nieszczsnych.
- Na dobrej szalupie i przy wietrze z rufy mona si z tego wykaraska nawet przy takiej fali, kapitanie.
To przecie frachtowiec; zaoga ma na gowie tylko samych siebie.
- To prawda! Ale trzeba jeszcze mc spuci szalup na wod.
Saladini znik rwnie niespostrzeenie, jak przyszed, a Vox wszed na chwil do kabiny nawigacyjnej
spojrze na zegar, rzuci okiem na map i zapali fajk. Dobrze byo dowodzi Virgini, ktra od wielu
godzin pyna w tym samym rytmie, dobrze byo sysze piew maszyn pracujcych na penych
obrotach, sysze trzeszczenie rozciganego poszycia i wiedzie, e ma si na statku takich ludzi, jak
Fetcherin i... Rval (tak, marynarz dobry) i e gdzie po statku kry cigle czego dogldajcy
Saladini; przyjemnie byo patrze, jak sternik z powag dziercy koo, ledzi ruchy ry kompasowej.
Ale wystarczyoby, aby wa korbowy...
Wtem z mostku dobieg okrzyk Fetcherina, a zaraz potem w drzwiach sterowni ukazaa si twarz
starszego marynarza Ahmeta.
- wiato pitnacie stopni z prawej burty, panie kapitanie.
Godzina pierwsza. Z lornet przy oczach stan Vox obok trzeciego oficera, ktry, patrzc rwnie
przez szka, oznajmi nie odrywajc oczu:
- Parowiec w ruchu, pwiatrem, prawym halsem.
Vox umiechn si, usyszawszy sposb wyraania, si eks-kapitana aglowcw, ale nic nie odrzek.
Trzej marynarze (zbliy si take Rval) nie mieli sobie nic do powiedzenia; przenikay ich te same
myli, te same pytania cisny si im na usta, te same przypuszczenia przelatyway przez gow: - To
z pewnoci nie Marco Polo. To statek wikszy, posiadajcy zdolno manewrow i w ruchu. Boe, co
za fala! Niemal zniky jego dwa wiata masztowe. Straszliwie si koysze na burty. Pozrywa wszystko
z pokadu. Oto co czeka nas samych, jak zmienimy kurs. Ale statek nie jest tak daleko! Oto znw jego
czerwone wiato. Z pewnoci troch si przejanio. Idzie swoim kursem czy szuka Marco Polo? To
pasaer. Czyby Canope?

- Fetcherin, wzi pan jego namiar? Zbyteczne, zmienia kurs. Rval, prosz zej do radiokabiny. Niech
Launay zapyta, co to za statek i co zamierza robi... Jeli bdzie nowe wezwanie z Marco Polo... Och!
Sam by przecie zatelefonowa.
- Robi zwrot z fal.
- Nie ulega wtpliwoci, szuka Marco Polo... lub jego szalup. Fetcherin, prosz zatelefonowa do
starszego mechanika, e bd manewry. Ach! Jest pan tu, Saladini. Caa zaoga na pokad.

Zacza si pierwsza z dwch okropnych nocy. Vox postanowi i tym samym kursem jeszcze przez
kwadrans, po czym zrobi zwrot w lewo i szed przeszo dwadziecia minut dokadnie w poprzek fali,
atakowany przez ni z burty. I cho wiedzia, e przedsiwzito wszelkie rodki ostronoci, aby woda
nie wtargna do wntrza statku, e wszystkich uprzedzono o wstrzsach, na jakie zostan naraeni,
sidme poty biy na niego, gdy zobaczy (dostrzeg bowiem wod mimo ciemnoci), jak fale,
uderzywszy o wysok burt, zalay pokad dziobowy od baku a do pionowej ciany nadbudwki
mostku nawigacyjnego; na pokad odziowy z trzaskiem zwaliy si grzywacze. - Czy Saladini ma racj,
utrzymujc, e szalupa ratunkowa moe utrzyma si na takiej fali uderzajcej z rufy? Moe.
W kadym razie ten kurs jest dla mnie zbyt ryzykowny. Mam na pokadzie kobiety i dzieci. Trzeba do
rana pooy si w dryf.
Nakaza zwrot pod wiatr. Widzia, jak po przeoeniu steru na lew burt rufa statku zelizguje si
w dolin fali, podczas gdy dzib, nad ktrym zawis straszliwy zaamujcy si grzywacz, czyni wraenie
nieruchomego.
- Ster ley lewo na burt - powtrzy Fetcherin, utrzymujcy czno ze sterowni.
Dzib wbi si nieco w fal, potem wykrci jeszcze bardziej. Wreszcie zacz wykrca wyranie, a
w kocu w mostek uderzy gsty deszcz bryzgw. Fale zelizgiway si, tworzc wzdu prawej burty
wal ochronny, za Vox stara si ustawi statek w pooeniu, w ktrym najlepiej leaby na fali. Po
lewej burcie, w pewnej odlegoci, wida byo wiata napotkanego parowca, ktry rwnie zdawa
si lee w dryfie.
- To Ascania, panie kapitanie - krzykn Voxowi w ucho Rval, powrciwszy z radiostacji - z Black Star
Line, idzie do Nowego Jorku. Zesza z kursu na pomoc Marco Polo i nic dotd nie widziaa.
- A Marco Polo? A Canope?
- Od ostatniego sygnau adnych wiadomoci z Marco Polo. Natomiast Canope podawa, e znajduje
si na miejscu.
- Na miejscu?
- Tak jest, panie kapitanie. Ju od godziny.

Lec w dryfie, Virginia nie pracowaa zbytnio na fali. Koysaa si wolnym ruchem wyraniej
zaznaczonym na praw burt i z umiarkowanymi przechyami wzdunymi. Trzeba byo jednak silnie
trzyma ster, gdy statek mia tendencj do opadania, a take ustawicznie regulowa obroty maszyn.
Lornety starannie przeszukiway fale, starajc si dostrzec rakiety lub pochodnie, ktre rozbitkowie
mogli strzela lub pali; wolno i jak najdokadniej oczy szkie przeszukiway dal, wypatrujc wiate
Canope... Na prno.

Vox zbytnio si temu nie dziwi. By moe Canope pod wpywem znosu oddali si z wiatrem i fal. Zobaczymy go, jak znw pooy si na dawny kurs.
Ale nasta dzie, przy czym Virginia, by nie oddala si zanadto, wielokrotnie robia zwrot i kada si
z powrotem w dryf (Vox, drczony myl o trzydziestu czy czterdziestu ludziach zagubionych na
szcztkach statku, zrobi nawet zagon w kierunku poudniowo-wschodnim), a Canope cigle nie byo
wida. Kapitan niewiele si tym przejmowa; przyszed ratowa woski frachtowiec, a nie francuski
statek pasaerski.
Z mroku z wolna wynurzyy si niebo i woda, potem nastao wiato o rwnomiernej intensywnoci,
prcz horyzontu, gdzie byo nieco ywsze, tworzc rodzaj aureoli. Masy chmur zdaway si stanowi
odbicie oceanu. Wszystko spowijaa srebrzysta szaro i by moe z powodu rwnomiernoci wiata
przedmioty nie rzucay cienia. W oddali fale pitrzyy si i odcinay jedne od drugich, podobnie jak te,
w ktrych nurzaa si Virginia.
Par minut przed dziewit Ascania, pynca na poudniowym-zachodzie, zbliya si i oba statki,
prawie tej samej wielkoci i mocy (anglik - krtszy, bardziej krpy i o wyszych burtach, nie mia
jednak kaduba o tak smukej linii, jak francuz), pyny przez kilkanacie minut razem w odlegoci
p mili jeden od drugiego.
Podobny do jakiego morskiego bawou, czarny, lnicy, okryty pian, z nisko opuszczonym bem,
o potnym karku - liniowiec Black Staru, ciko walczc pod wiatr i fal, przedstawia imponujcy
widok. Zderza si z kad fal, wybijajc w niej wyom dla przejcia, przyjmowa na pokad olbrzymie
zaamujce si grzywacze, koyszc si na burty i pync naprzd.
W tej chwili przedstawiamy dla niego podobny widok - pomyla Vox.
Zbliywszy si, anglik podnis na maszcie kilka flag i wimpli20, uzupeniajc dokadniej swe sygnay
telegramem.
- Napotkaem wywrcon szalup i jakie szcztki wygldajce na pokrywy lukw adowni. adnych
cia ludzkich. Podejmuj na powrt mj kurs.
- Widzielicie Canope?
- Nie.
- Szczliwej podry. Ja rwnie podejmuj z powrotem mj kurs - zakoczy Vox.

Wykpawszy si i ogoliwszy, Vox obszed cay statek, poczynajc od maszyn. Aby do nich dotrze,
musia torowa sobie drog przez grupki przybitych, milczcych emigrantw o wychudych,
nienaturalnie zarumienionych twarzach i byszczcych gorczkowo oczach. Stara Woszka, skulona
u wejcia do serwomotoru21, wycigna ku niemu ciskany w rkach raniec o grubych paciorkach.
- Za umarych - wyszeptaa - ktrzy nie spoczn w grobie.

20

Wimpel - tu: trjktna flaga sygnaowa. (Przyp. tum.)


Serwomotor (siownik) - mechanizm pomocniczy urzdzenia sterowego, przekazujcy ruchy koa sterowego
za pomoc cinienia hydraulicznego, powietrznego lub drog elektryczn, do maszyny sterowej. (Przyp. tum.)
21

Po zakoczeniu inspekcji zawaha si przed wejciem do jadalni, w ktrej dostrzeg liczniejszych ni


poprzedniego dnia pasaerw. Trzeba bdzie odpowiada na pytania i udziela wyjanie. Nie mona
tak atwo odci si od tej niepokojcej nocnej przygody!
- Prosz natychmiast przysa mi obiad do kabiny nawigacyjnej - rozkaza stewardowi.
Szybko zjad posiek w samotnoci. Wypaliwszy fajk i przeczytawszy trzy strony przygd Piotra
Kolbego, pooy si i spaby nie wiadomo do ktrej godziny, gdyby czyja rka nie spocza na jego
ramieniu.
- To pan, Saladini? Co si dzieje? Ktra godzina?
- Pita, kapitanie. Launay nalega, abym pana obudzi. Chce mwi z panem osobicie.
- Jest tutaj?
- Nie, prosi pana do telefonu.
Narzuciwszy paszcz na ramiona, Vox podnis suchawk.
- Tak, to ja, sucham... Co?... Niemoliwe... Kiedy? Id do pana.
Odwiesi suchawk.
- Saladini... - I ju chcia powiedzie swemu zastpcy, ktry nie opuci jeszcze kabiny nawigacyjnej,
e... e Canope, ktrego wiate wypatrywali na prno w nocy, a sylwetki w dzie, sam nada
dopiero co sygna wzywania pomocy. - Saladini. Musz i do radiostacji. Prosz na mnie poczeka.
Przed rozmow na ten temat z kimkolwiek, nawet z oficerem, ktry jako nastpny po nim ponosi
odpowiedzialno za Virgini, musia zna dokadny tekst sygnau wzywania pomocy, wiedzie,
w jakich warunkach zosta odebrany, i jeli moliwe, w jakich warunkach nadany. Moe nastpny
telegram zagodzi alarmujcy ton pierwszego.
Rozmowa z radiooficerem niewiele wyjania. Launay poda mu papier.
- Odebraem sygna o szesnastej pidziesit, panie kapitanie, i dopiero co Canope go powtrzy.
Vox czyta: S.s. Canope do wszystkich. Na pokadzie omiuset pasaerw. Zastopowany na pozycji
3855' szerokoci pnocnej i 58 dugoci zachodniej (Greenwich). Potrzebuj pomocy.
Woy papier do kieszeni i spoglda na sympatyczn, lecz bez wyrazu twarz Launaya, zamiast niej
widzia jednak pulchn, umiechajc si twarz Maurina, ktrego wargi szeptay: - Kupilimy go za
grosze.
- Nikt jeszcze nie odpowiedzia? Nie? Jest pan pewny pozycji?
Launay podsun dziennik radiowy.
- Powtrzy wezwanie, a jego emisja bya nadzwyczaj czysta.
- Dobrze, za kilka minut przyl panu tekst telegramu.
Szeroko 3855', dugo 58 - powtarza, powracajc na mostek. - Dwadziecia mil od miejsca gdzie
zaton Marco Polo. A wic by tam. Teraz musz zrobi zwrot i stawi czoo burzy!
Wpad do sterowni, rzucajc chod pan Saladiniemu, rozmawiajcemu z Fetcherinem, ktry
przyszed zastpi starszego oficera na czas kolacji. - Wczoraj o tej samej godzinie Marco Polo, dzi

Canope, o ktrego niepokoiem si w nocy. Ale wczoraj czterdziestu marynarzy, a dzi omiuset
pasaerw, wrd ktrych ile kobiet i dzieci!
Pochyli si nad map, by wykreli nowy kurs. - Moe ma awari nie tak gron, jak pknicie wau
korbowego. Moe zanim do niego dojd, nada telegram, e wraca na kurs. Pragnbym tego. Przede
wszystkim dla niego. A take i dla mnie. Jeeli nie, bd przez ca noc mia t fal w dzib.
Zdjwszy suchawk telefonu i czekajc odpowiedzi na sygna, zwrci si do starszego oficera:
- Launay odebra wezwanie pomocy od Canope, ktry jest zastopowany. Niewtpliwie jaka awaria
maszyn... - Do mikrofonu: - Tu kapitan. Wezwa starszego mechanika. Niech podejdzie natychmiast
do aparatu, nawet jeli jest przy stole czy pi... - Po czym znw do Saladiniego: - Omiuset pasaerw.
Prosz pomyle. Pewnie ley ju w poprzek fali. Jest od nas o jakie sto trzydzieci pi mil na
pnocny zachd. Moemy doj do niego okoo czwartej rano... - Do mikrofonu: - To pan, Petit?
Musimy zrobi zwrot i i przez ca noc pod fal... Tak, musimy, Canope... Zastopowany... Omiuset
pasaerw... Tej nocy? By tam na pewno. Wskazuje na to jego pozycja. Ale nie widziaem go... Ile
czasu panu potrzeba?... Dziesi minut? Dobrze. Dzikuj. Prosz uprzedzi wszystkich. A panu,
Saladini - doda odwiesiwszy suchawk - ile czasu potrzeba przed wykonaniem zwrotu?
- Statek jest gotw, kapitanie. Powiedzmy trzeba kwadransa, aby uprzedzi zaog, midzypokady
i pasaerw kabinowych.
- Jest teraz siedemnasta pitnacie. O p do szstej kad si na kurs pnocno-zachodni. Prosz
przysa marynarza po telegram dla Launaya.
Vox, wystawiony na bryzgi fal, przebieg przez pokad i wszed do jadalni, ociekajc wod. Rzuciwszy
czapk i paszcz nadbiegajcemu stewardowi, zaj miejsce przy stole midzy Olderem a pasaerem
Anglikiem.
- Panowie sami?
- Wszyscy uciekli, kiedy zaczlimy pyn w poprzek fali.
Najtrudniejsz rzecz byo regulowanie prdkoci statku, co naleao ustawicznie powtarza, statek
musia bowiem pyn zdecydowanie naprzd, lecz nie prdzej ni pozwala na to bez wikszego
ryzyka kurs pod fal. Wszelako pracowa ciko. W jadalni, pooonej w przedniej czci pokadu
odziowego, dray wsporniki pokadu i szyby, trzeszczay oszalowania, a gdy statek zelizgiwa si
dziobem w dolin fali, ca konstrukcj przenika potny wstrzs.
Older, poinformowany przez starszego oficera o sytuacji, nie zadawa Voxowi pyta w obecnoci
pasaera, ten za take nic nie mwi.
- Powinien pan - powiedzia mu kapitan, skoczywszy je zup - pj wypocz przynajmniej do
trzeciej, czwartej rano. Nie sdz...
- Kiepski, kiepski statek ten Canope - mrucza Anglik. - Ju to panu mwiem, kapitanie. Musi si pan
spieszy.
- To pan wie, e chodzi o Canope?
- Oczywicie, kapitanie. Trzy razy pynem na tym statku przez ocean i dwa razy znalelimy si
w niebezpieczestwie. Kiwa si tak, e dusz mona wytrzsn, jeli si j posiada. Za trzecim razem
morze byo jak lustro, co nie przeszkodzio powstaniu w kotowni powanej awarii. Jest to jeden
z tych statkw, ktre naleao posa na dno ogniem dziaowym.

Gdy Vox przyszed do kabiny nawigacyjnej, przyniesiono mu telegramy, ktre odebra Launay.
Canope, potwierdzajc odbir telegramu Virginii, donosi: Sytuacja bez zmian. Ascania podawaa
pozycj i komunikowaa, e zmienia kurs. Amerykanin i dwa norwegi, znajdujcy si zbyt daleko, szli
dalej swym kursem, wiedzc, e do wzywajcego pomocy statku pasaerskiego pyn dwa inne statki.
- Ascania, popychana przez fal, bdzie na miejscu przede mn. Wszystko si powtarza.
Vox, mruknwszy Rvalowi, e tej nocy nie ma nastroju do wysuchiwania jego gadaniny, umieci si
porodku mostku. Z oczyma na krawdzi brezentowej osony obserwowa, jak falochron dziobowy
(ustaliwszy punkt, w ktrym wiadomo, e si znajduje, mona byo rozrni jego zarys) obnia si,
zapada i nagle znika pod mas wody. Wasnym ciaem wyczuwajc uderzenia fal, przekazywane przez
krawd nadburcia, o ktr opieraa si jego pier, zauway, e fale nie szy regularnie. Po dziesiciu
potnych grzywaczach nastpowaa strefa nieco agodniejsza, lecz zaraz potem dzib wbija si
w wyszy wa wodny i lawina wody zwalaa si na bak.
- Statek nie bierze wody? - pyta Vox, czujc obok siebie obecno Saladiniego, ktry przyszed na
chwil zobaczy swego szefa. - Spywniki dziaaj? Sondowa pan zzy w adowniach? Zdaje si, e
syszaem na dziobie jaki haas.
- Jedna z kotwic gwnych troch si obluzowaa. Kazaem j zamocowa i stropy trzymaj dobrze.
Kilka minut po dziesitej pokaza si Fetcherin, chocia nie mia wachty. Marynarz chodzi od burty do
burty, ze wzrokiem utkwionym w dal morza zatrzymywa si na chwil przy jakiej osonie, po czym
rusza dalej swym dugim krokiem, jakby przemierza rufwk statku pyncego pod sztormowymi
aglami.
Voxa niepokoiy te same problemy, ktre nkay go poprzedniego dnia. Rysoway si ostrzej,
zaczynay nawet drczy. W jakiej sytuacji zastanie Canope? Jak decyzj przyjdzie mu powzi?
Poprzedniej nocy nie byby ryzykowa swej Virginii, z kobietami i dziemi na pokadzie, dla prby
ratowania frachtowca. Ale teraz chodzi o statek pasaerski, ktry sam take ma na pokadzie ludzi.
Nagle Fetcherin, przerwawszy w miejscu sw wdrwk, zbliy si i stan obok Voxa, z lornet przy
oczach wychylajc twarz ponad brezent.
- Panie kapitanie, widziaem...
Nie zdy skoczy zdania, kiedy w oczach Voxa bysn snop ognia.
- Widzia pan take? Nie omyliem si.
- Ale ktra godzina?
- Wybili wanie jedenast.
- Niemoliwe! To nie on.
- Rakiety wida daleko.
- Widzielimy tylko odblask... a przy tej fali!
- Powiedzmy dziesi mil, panie kapitanie.
- Niech pan uwaa. Nie trzeba zmienia kursu.

Vox zacz si zastanawia, kto popeni bd, gdy dostrzeony statek znajdowa si okoo
szedziesit mil bardziej na poudniowy wschd od pozycji podanej przez Canope. Czy to jednak
Canope?
W kabinie nawigacyjnej odczyta raz jeszcze telegramy liniowca; oba podaway pozycj 3855'
szerokoci i 58 dugoci. Zatelefonowa do Launaya i otrzyma potwierdzenie tej pozycji. Zacz
ponownie oblicza, wychodzc ze wsprzdnych podanych przez Marco Polo, ktre mona byo
uwaa za pewne; Ascania bya na tym miejscu i widziaa tam szcztki statku.
Czyby wic on, Vox, pomyli si w obliczeniu drogi przebytej w cigu dnia? Czyby przeceni sw
prdko na kursie z fal, a nie doceni jej od chwili wykonania zwrotu? - Moliwe. - Ale od tej chwili
ogarn go jaki nieokrelony niepokj. Czy to raczej nie Derieu wyszed z bdnej pozycji od
pocztku, to jest od chwili, kiedy zmieni kurs, idc na pomoc Marco Polo? To by take wyjaniao,
dlaczego ani Virginia, ani Ascania nie dostrzegy Canope poprzedniej nocy, mimo e podawa, i
znajduje si na miejscu.
Vox nie docieka dalej. Jakie to w tej chwili miao znaczenie?
O pnocy w wietlistej aureoli rysujcej si nad pokadami z trudem rozrni dwa czerwone wiata,
wskazujce, e dostrzeony statek utraci zdolno manewrowania. Brak burtowych wiate
pozycyjnych dowodzi, e by zastopowany.

Pierwszy z odebranych nastpnie telegramw upewni Voxa, e istotnie ma przed sob Canope.
Dalsze sygnay pozbawione byy jakiejkolwiek formy konwencjonalnej. Jestecie
w niebezpieczestwie? - Nie. - Czy potrzebujecie natychmiastowej pomocy? (Zadajc to pytanie,
kapitan zastanawia si, jakiej natychmiastowej pomocy mgby udzieli liniowcowi). - Nie.
Pozostacie na miejscu.
Zanim pooy si w dryf, Vox podszed jak najbliej spod wiatru, aby si przyjrze. Saladini, Fetcherin,
Rval i kilku marynarzy skupili si wok niego nieruchomo i w takim milczeniu, e kapitan sysza ich
oddechy. Myli ich wszystkich zaprzta nie tylko sam statek i jego zaoga - pytali si w duchu, co
robi i gdzie przebywaj kobiety, dzieci i mczyni, Pasaerowie tego bezradnego, miotanego burz
statku, ktry cho otoczony wietlistym krgiem halo, zagubiony by w ciemnociach jak drobniutki
witojaski robaczek wrd gbokiej nocy oceanu. adnej ludzkiej sylwetki nie wida byo na
pokadach, ktrych silne lampy odbijay si w falach, gdy statek kad si na lew burt. Mostek
nawigacyjny, nagle jakby przez byskawic wydobyty z mroku tym wiatem rakiety (trzeba byo
bowiem sygnalizowa swoj obecno take i innym statkom), wydawa si opustoszay.
- Mamy go. Jestemy przy nim - zatelefonowa Vox do starszego mechanika Petita. - Prosi, abymy
pozostali na miejscu. Kad si w dryf. Bdzie pan mia troch wytchnienia.
Wytchnienie to co p godziny przerywa zwrot. Starszy mechanik by na to zreszt przygotowany.
Na statku sycha byo tylko to szybszy, to wolniejszy mrukliwy ruch maszyn, ostry dzwonek telegrafu
maszynowego, chrobot cigie sterowych po stalowych blachach pokadu rufowego, trzask bryzgw
bijcych o szyby, grzmot walcych si z dziobu katarakt wodnych, trzeszczenie rozcigajcych si
oszalowa i, przy silniejszym przechyle, brzk dzwonu okrtowego. Kto mwi pgosem: Nie,
kapitanie, nadal nie bierzemy wody, metaliczny gos Voxa rzuca rozkaz Troch w prawo, spokojny
gos sternika odpowiada Tak jest, troch w prawo.

Lorneta Voxa czsto przeszukiwaa mroki nocy na pnocnym zachodzie, poza Canope, wypatrujc
wiate Ascanii. Ciya mu samotno w obliczu tego zagroonego statku penego kobiet i dzieci. Czy
jednak Ascania nie szuka Canope o szedziesit mil std? Czy inne statki, ktre dotd nie day
o sobie znaku, take nie pyn na bdn pozycj podan przez Canope?
Nie radzc si swych oficerw, Vox postanowi wyjani sytuacj i nada telegram, ktry, nie
podkrelajc bdu popenionego przez kapitana Derieugo (co do tego nie mia ju wtpliwoci),
mgby naprowadzi na dobr drog liniowiec Black Star Line i inne statki, jeli takie byy. S.s.
Virginia zawiadamia wszystkich, e jest w zasigu widocznoci s.s. Canope, znajdujcego si
w niebezpiecznej sytuacji na pozycji 3850' N i 5630 W.

Krtko przed witem Canope znik nagle, jakby pochonity przez ocean, za czterej oficerowie
oniemieli z przeraenia, pki Fetcherin nie zawoa:
- Jest tam nadal, widz go. Musiay mu stan prdnice. Widz, jak podnosz czerwone wiata.
Czybym mia tu zosta sam? - zapytywa si Vox. - I co przyjdzie mi czyni? - Chciaby wiedzie, co si
dzieje na pokadzie Canope. - Czy mechanicy usiuj naprawi awari? Czy awaria jest powana?
Z pewnoci tak - myla - bo w przeciwnym razie po przybyciu Virginii liniowiec przestaby strzela
rakiety.
Drania go lakoniczno Derieugo, ktry na pytanie: Jestecie w niebezpieczestwie? odpowiedzia
tylko Nie (a do uratowania Goddea nie mia powodu przypuszcza, e kapitana Derieugo nie ma
na statku). w demon pychy musia si czu dostatecznie upokorzony faktem, i by zmuszony
da pomocy i prosi swego dawnego oficera, aby pozosta na miejscu, nic skaniajc si na razie
do precyzowania szczegw. - Za mj statek odpowiadam jednak ja sam i z nadejciem dnia zadam
szczegw.
Fale zaczy wyania si z wolna jak obraz przed oczyma fotografa poruszajcego klisz
w wywoywaczu. Zabarwiay si ciemn zieleni, obramowujc kremow sylwetk Canope z trzema
wysokimi czarno-czerwonymi kominami, dokadnie do siebie rwnolegymi i z lekka pochylonymi do
tyu.
Uprzedziwszy starszego mechanika, e rozpoczn si cige manewry, Vox podszed Wirgini spod
wiatru i od rufy jak najbliej do liniowca. Trudno byo uwierzy, e Derieu mg poda, i nie jest
w niebezpieczestwie. Niewtpliwie musia mie do oceny sytuacji jakie podstawy, ktre uchodziy
wiadomoci Voxa.
Na oceanie, wygldajcym tak jak poprzedniego dnia o wicie, rozpraszao si blade wiato
o jednolitej intensywnoci, otulajc Canope, ktry na pierwszy rzut oka wyglda tak, jakby pync
wykonywa zwrot. Lecz wzrok - wnikliwy wzrok marynarza szybko ujrza, e liniowiec by ju tylko
czym w rodzaju wraka, reagujcego na ruchy fal nie wicej ni zwoki jakiego potwornego
morskiego zwierzcia.
Nie jest w niebezpieczestwie! Co prawda sygna kapitana Derieugo by wysany okoo pnocy.
Gdyby to samo pytanie zadano o wicie, odpowied byaby niewtpliwie inna.
Nagle Vox straci ochot na tego rodzaju dociekania. Od chwili, kiedy zobaczy Canope, przesta ju
troszczy si o kapitana Derieugo. Jego wasna osobowo bya na tyle silna, e sam potrafi wyrobi
sobie zdanie i powzi decyzj co do swej akcji.

Uregulowawszy prdko statku, przeszed wolno, tak wolno, jak tylko si dao, po stronie
zawietrznej, kierujc na statek lornet. Canope mia silny przechy na lew burt i wydawao si,
jakby powiedzia szczur ldowy lub doktor Older, e chce praw burt zasoni si od fal.
Niebezpieczestwo polegao na tym wanie przechyle, ktry powikszajc si, wydawaby powoli na
pastw niszczycielskiego dziaania wody wszystkie wraliwe czci pokadw.
Statek nie wykazywa adnego uszkodzenia. Nic dotd nie zerwao si pod wpywem straszliwego
koysania ani nie ulego uderzeniom fal, ktre - nawet w tej wanie chwili - jak burzliwy potok
nadchodzc z prawej burty, przewalay si swobodnie midzy bakiem a nadbudwk rdokrcia
oraz przez jeszcze szersz luk midzy ni a rufwk. Byo oczywisto, e bez naraenia ycia nie
istniaa ju adna czno pomidzy rdokrciem statku a obu jego kocami.
Vox skierowa lornet na mostek, dostrzegajc w jej szkach trzy czy cztery ciemne sylwetki
marynarzy w cikich ubraniach sztormowych; Virginia wyprzedzia ju Canope i teraz oddalaa si
ode. Aby zbliy si ponownie, Vox zdecydowa si pj do daleko na pnocny zachd, potem
skierowa si na poudnie a do miejsca, skd bdzie mona przej na wietrze jak najbliej martwego
statku.
Wyda potrzebne rozkazy i mona by sdzi, e jest zajty tylko prowadzeniem swego statku, baczc,
by nie zaskoczya go jaka potniejsza fala, starajc si wybra jak najdogodniejszy moment i pozycj
do wykonania zwrotu i rwnoczenie wyliczy kurs, ktry doprowadziby do miejsca, skd daoby si
podej jak najbliej do Canope. Mwi tylko niezbdne sowa, niewiele si rusza i rzuca krtkie
spojrzenia na Canope jedynie po to, aby oceni pooenie wasnego statku. To spokojne zachowanie
si kapitana nie dziwio ani Fetcherina, ani Rvala, ktrzy widzieli, jak na tym samym mostku miota
si potny, grzmicy Pierre Laurent. Z nieruchomego wzroku, w ktrym kryo si roztargnienie,
atwo byo odgadn, e kapitan Virginii boryka si w tej chwili z jakim innym problemem ni dobre
prowadzenie swego statku.
Po zmianie kursu marynarz dorczy mu telegram: Paleniska wygaszone. Pompa skraplacza zatkana.
Ton uleg zmianie. By to ju niemal krzyk rozpaczy. Redagujcy telegram zdawa si powierza dalsze
swe losy kapitanowi Virginii.
Ten rzuci krtkie spojrzenie na papier, ktry przynosi mu tylko jeden szczeg. Z obserwacji wiedzia,
e jeli nie ustawi si Canope z powrotem dziobem do fali, statek bdzie zgubiony i to w krtkim
czasie. - Powiedzmy za dwanacie godzin - pomyla, a bieg wypadkw dowid, e by optymist.
Co naleao czyni? Odpowied podyktoway rozum i obliczenia, ale take i co nie dajcego si
okreli, co co pochodzio z najgbszych zakamarkw jego istoty.
- Uwaga, ster prawo - powiedzia bardzo spokojnie, po czym zdjwszy suchawk telefonu uprzedzi
starszego mechanika: - Przez chwil bd szed z wiatrem, polem pooymy si wprost w poprzek fali.
Dziesi minut pniej przepywa w odlegoci dwustu lub trzystu metrw od Canope, ktry
przechyliwszy si wanie na lew burt i jakby lec na fali, zelizgiwa si w olbrzymi przepa.
Przez chwil wida byo z prawej burty cay kremowo-czerwony kadub, od krawdzi nadburcia do
stpki przechyowej, wraz ze sterem i rub. Potem nad tak przewalonym kadubem zawisa mroczna
zielona fala, ktra dopiero co wstrzsna brutalnie Virgini, porywajc j, unoszc, po czym zwalajc
si na jej pokad.
Kapitan spojrza na stojcych tu obok pobladych oficerw: Saladiniego, Fetcherina i Revala.
Odwrci si. Tak dalece zrozumia niebezpieczestwo, na jakie naraziby swj statek, gdyby

prbowa poda hol na Canope, i wszelkie wyrzuty sumienia, e tego nie zrobi, zostay w nim
stumione raz na zawsze. - Moe gdybym mia pod nogami frachtowiec.
Poczu si twardy i nieczuy na moliwe bagania, guchy, by nie sysze krzykw ludzi skazanych na
mier. Z zakamarkw pamici wypyno zdanie, ktre nabrao tu penego wyrazu, a ktre pewien
profesor prawa morskiego kiedy dugo komentowa przed nim i jego kolegami: Kady kapitan ma
obowizek, o ile moe to uczyni bez powanego ryzyka dla swego statku, zaogi i pasaerw, udzieli
pomocy kadej osobie, nawet wrogowi, znajdujcej si w niebezpieczestwie na morzu. Ot to!
Posunby si dalej, zaryzykowaby statek towarowy i jego zaog, ale nie dzieci o rozgorczkowanych
oczach, nie paczce kobiety, nie star modlc si Woszk.
Przed wykonaniem nastpnego manewru nagryzmoli telegram do Canope, telegram o istotnym
znaczeniu, charakteryzujcy czowieka morza, ktrym by, reasumujcy jego ocen i decyzj,
telegram niemal dyktujcy... Derieumu, co ma robi. Podchodz od zawietrznej i bd tam czeka
w pogotowiu do niesienia pomocy i przyjcia waszych lodzi, gdy zarzdzicie opuszczenie statku.

Po wysaniu telegramu Vox zbliy si do Saladiniego.


- Co zrobi, aby uratowa jak najwicej ludzi?
Wszyscy zrozumieli myl kapitana. Virginia miaa tworzy rodzaj pywajcego mola, do ktrego fale
przypdzayby opuszczone na wod odzie ratunkowe. Tak, ale kiedy ju znajd si tam, u podna
wysokiej burty Virginii, ktra bdzie si koysaa, nurzaa i miotaa, jak wtedy pochwyci rozbitkw?
- Byem ju przygotowany zeszej nocy - odrzek Saladini.
- Zeszej nocy brao si pod uwag trzydziestu czy czterdziestu marynarzy. A teraz bdzie osiemset...
Dzieci, kobiet, mczyzn, umierajcych ze strachu, osabych i czciowo rannych.
- Jeeli uratujemy chocia poow...!
Vox zrozumia gboki sens tych wszystkich krzykw, lamentw, modw i paczu, ktre sysza
i podchwytywa przez lata spdzone na transatlantyckich rejsach, majc na statku emigrantw, ludzi
wyrwanych z ldu z perspektyw przebycia oceanu. Oni nie mieli, jak marynarze, zaufania do statku.
Morze byo dla nich czym w rodzaju bstwa niekiedy dajcego ofiar. Patrzc bardziej realistycznie
ni marynarze i ostrzegani jak wewntrzn intuicj, wiedzieli, e naraaj si na straszne ryzyko.
Poow! Nadszed czas zapaty. Wybrane ofiary znajdoway si tam, na pokadzie Canope.
Trzeba opuci za burt wszystko, czego rozbitek bdzie si mg uchwyci: korkowe odbijacze,
sztormtrapy, stropy adunkowe, liny, stoki bosmaskie, sterlingi. Opuci trapy burtowe.
I to wszystko z obu burt, gdy fala zmusi mnie do zwrotu. Niech caa zaoga bdzie gotowa do
pomocy na burtach. Tu wystarczy mi sam sternik. We pan personel restauracyjny i niech starszy
mechanik da panu wszystkich ludzi, bez ktrych moe si obej. Rval pomoe panu.
- Ascania przechodzi po nawietrznej Canope, panie kapitanie - zameldowa Fetcherin.
- Ach! Jest Ascania!
Vox dzikowa sobie w duchu, e nada do wszystkich prawdziw pozycj zagroonego statku. Nie
bdzie ju sam. Obserwujc manewry Black Stara, odczuwa prawdziw udrk - pragn a zarazem
nie pragn, aby anglik zrobi to, co on sam uwaa za szalestwo. (Czy angielski kapitan zdecyduje si

na prb podania Canope holu? Czy zaryzykuje wystawienie na niebezpieczestwo pasaerw, zaogi,
statku?). Manewr mg si bowiem uda, byy szanse, moe dziesi na sto, e si uda. Wwczas
znikyby obawy; Vox nie potrzebowaby ju odgrywa roli ratownika owicego z morza yjce istoty.
Uwaano by go co prawda za ajdaka, zarzucano by mu brak odwagi. Vox, kapitan, ktry stchrzy. Ale
jeli Ascania rozpruje kadub Canope albo sama da go sobie rozpru! Wtedy w morzu znajdzie si od
razu dwa tysice rozbitkw, a wrd tych wszystkich wycigajcych si ramion on, Vox, bdzie sam.
- Ascania przechodzi na zawietrzn a Canope sygnalizuje, e przygotowuje pierwsz szalup do
spuszczenia na wod - zawoa Fetcherin.

Virginia leaa na wolnych obrotach w dryfie, nieco za ruf zagroonego liniowca, a Vox wyczekiwa
sposobnej chwili, w ktrej manewr sterem lub maszynami pozwoli mu przyj szalup podchodzc
do jego prawej burty. Poprzez py wodny i z powodu czsto przeciwnych ruchw obu statkw,
wszystko raczej si odgadywao, ni widziao.
- Szalupa na urawikach za burt - oznajmi Rval, a po dugiej chwili: - Wsiadaj do niej ludzie.
Nastawiwszy jak najdokadniej lornet, Vox zdoa odrni pewne szczegy w masie mikkich,
ywych cia, ktre marynarze cignli do odzi.
- To kobiety i dzieci.
- Opuszczaj d - powiedzia jeszcze drugi oficer. Wwczas, cho fizyczne przejawy ycia ustay,
zdawao si, e na Virginii gbokie poruszenie serc i umysw doszo do zenitu; w szalonym tempie
uczucia przechodziy od nadziei do zgrozy.
Szalupa zacza si opuszcza w chwili, kiedy Canope przechyli si na lew burt, po czym nurkna
w spienione fale. Na taliach dano dostateczny luz, aby kolejny przechy statku na praw burt nie
unis odzi. Manewr by prawie skoczony. Pozostawao odhaczy talie i odbi.
- Co oni robi? - krzykn kto?
Canope, powracajc z przechyu na praw burt, pooy si na szalup, nadal uwizan u jego burty.
d skrya si pod wielkim kadubem statku. Gdy znw si podnis, nie wida ju byo nic prcz
czci dziobowej odzi, zahaczonej na talii, oraz szcztkw na wodzie. Owa upina orzecha, w ktrej
schronio si kilkadziesit kobiet i dzieci, zostaa strzaskana.
Nagle Vox, dostrzegszy wrd rozproszonych wirem szcztkw jak yjc twarz i poruszajce si
ramiona, pchn naprzd rczk telegrafu maszynowego.
- Chwytaj go pan, Saladini.
Udao mu si zrcznie i szczliwie ustawi wielk Virginia dokadnie na wprost potnego grzywacza
unoszcego potworny wieniec zmiadonych bezksztatnych cia o rozupanych czaszkach, a wrd
nich nie uszkodzon twarz ocalaej istoty.
Fala rzucia rozbitka o kadub Virginii w tej samej chwili, kiedy wanie nastpowa przechy. Woda
pokrya wszystko, po czym gdy statek powraca na przeciwn burt, ukaza si czowiek, niby krab
uwikany w wodorosty na czarnej skale, wczepiony rkami i nogami w sie, ktr natychmiast
wycignito na pokad.
- Kto to? - Vox zapyta nieco pniej Saladiniego.

- Nie znam. Powiedzia: Dufor, trzeci oficer. Nie wydaje si ranny. Zaniesiono go do szpitala.
- Zdawao mi si, e trzecim oficerem na Canope by Rouveyre.

Vox musia ponownie ustawi swj statek po zawietrznej Canope.


- Czyby chcieli w tych samych warunkach spuszcza drug d? - krzyknli chrem Fetcherin, Rval i
Saladini, obserwujc przez lornety liniowiec przytaczany lawinami wody.
- C mog zrobi? - doda Rval.
Na mostku Canope trzech ludzi chodzio wolno i z trudem z burty na burt; prawoburtowy grny
pokad za pomostem nawigacyjnym na wysokoci adowni nr 3 roi si od setek pasaerw, ktrych
nie byo dobrze wida, bo zakryway ich nadbudwki; po lewej burcie ten sam pokad wieci pustk,
a w szeregu odzi ratunkowych puste miejsce zmiadonej szalupy wygldao jak dziura po wyrwanym
zbie.
- Niech si Derieu pospieszy! - mrukn Vox, syszc, jak wybito cztery podwjne uderzenia dzwonu. Statek robi si coraz ciszy. Szybko nadejdzie noc, a uratowano zaledwie jednego czowieka.
- Prosz spojrze pod mostek - rzek Fetcherin. - Jaki czowiek przerzuci si przez poprzeczny reling.
Zdaje si, e bdzie usiowa dosta si na bak.
- Po co? - spyta Rval.
- Moe po to, aby wyluzowa kotwice i acuchy. To wykrcioby statek par stopni na wiatr...
Po jasnym kolorze sztormowego paszcza (z grubego nieprzemakalnego ptna) poznali, e
czowiekiem, ktry zamierza przej przez pokad przy adowniach nr 1 i 2 - niemal ustawicznie do
wysokoci nadburcia wypeniony wod, ale co trzy, cztery minuty literalnie zmywany czym w rodzaju
rwcego potoku - by marynarz lub starszy marynarz, by moe ciela. Wida byo, jak w czowiek
w gumowych butach i w kamizelce ratunkowej, pogrubiajcej jego sylwetk, schodzi, czsto si
zatrzymujc, krok za krokiem, ostronie i ciko, ale z pewnoci ludzi morza, po stalowym trapie,
ktrego koniec nurza si w wirze wodnym.
- Dwch u szczytu trapu trzyma go na linie.
Bdc o krok od pokadu, czowiek przycign do siebie kilka metrw ubezpieczajcej go linki
i owiza si jej zwojami od barku do doni, po czym korzystajc z chwili, kiedy wskutek przechyu
spyno z pokadu troch wody, rzuci si i czepiajc si w miejscach, gdzie wiedzia, e rce jego
natrafi na knag lub piercie, przeskoczy cz pokadu i schroni si na platform wind. Po kilku
minutach udao mu si uczepi i wcign po stalowym trapie na bak, uciekajc przed fal, ktra
pokrya go a do barkw.
Vox widzia, jak w czowiek, dostawszy si na bak, jedyna yjca istota w tej czci statku, zupenie
podobny do skay wrd furii oceanu, cakowicie okryty pyem wodnym, przywiza si opasujcym
go stropem do supa relingu i schylony posuwa si ku windzie kotwicznej. Tymczasem jednak trzeba
byo robi zwrot, i to dwukrotnie, gdy idcy naprzd statek wysun si zbyt daleko przed Canope.
Wskutek tego manewru Vox okry Ascani, pync niej podwiatrem, i pozostawi jej
pierwszestwo w niesieniu pomocy statkowi jego wasnego armatora.
Gdy powrciwszy na dawne miejsce mg znw przyjrze si Canope, dostrzeg na niszym pokadzie,
wprost pod miejscem zmiadonej odzi, kilkunastu ludzi zajtych czym, czego nie rozumia.

Marynarz na baku, jak si zdawao, nie zdoa bardziej przybliy si do windy kotwicznej. Upad i z
trudem powsta. Unis rk i znw upad. Udao mu si czego uczepi i zacz si czoga. Moe
zawiody go nerwy lub dozna uderzenia. W tym momencie kilka bardziej gwatownych fal
wstrzsno potnie martwym statkiem.
- Panie kapitanie - rzek Rval, ktry w czasie gdy statek robi dwukrotny zwrot, poszed do radiostacji
- Launay odebra now wiadomo. Jak tylko wyluzuj kotwice i acuchy, a take dryfkotw,
spuszcz nastpne szalupy.
- Prosz wraca do radia, Rval. Niech Launay wezwie ich do popiechu. Trzeba, aby opucili statek
przed noc. Derieu chyba nie zdaje sobie sprawy z sytuacji, w takim stopniu, jak my.
Czowiekowi na Canope udao si wreszcie dotrze do windy i stan na nogach. Miotajcy si
i wstrzsany dzib statku, nad ktrym zaamyway si potne krysztaowe grzywacze, czyni
wraenie, jakby chcia zrzuci z siebie uczepion do pokadu stonog.
- Chyba wszystko jest przygotowane tak, aby jeden czowiek mg rzuci kotwice.
- Nie da rady. Winda musiaa si chyba zaci pod tymi falami.
Zaledwie Fetcherin zdoa wypowiedzie te sowa, czowiek upad na wznak, wymachujc w
powietrzu rkami i nogami, zelizn si po baku nachylonym w tym momencie pod ktem okoo
trzydziestu stopni, spyn midzy dwoma supkami relingu i znik za burt. Ale w nastpnej chwili,
pod wpywem przeciwnego przechyu, nieszcznik wynurzy si z wody utrzymywany link, ktr
sam owiza si dokoa.
Ukazywa si tak i znika kilkanacie razy, podczas gdy towarzysze rzucali dryfkotw. Z pocztku y
jeszcze, porusza si, prbowa nawet wcign si na lince, zaraz jednak zanurza si z powrotem
w wodzie. Potem by ju tylko podrzucanym manekinem. Uderzenia ciaa o kadub gruchotay mu
koci. Wreszcie znik zupenie, tylko koniec linki pozosta niby przecity stryczek wisielca.
Dziaanie dryfkotwy byo widoczne.
- Wykrcio ich o dziesi stopni do wiatru - oceni Saladini. - To moe wystarczy.
W otwartych drzwiach nadbudwki rdokrcia wszcza si jaka okropna walka. Z Virginii widziano,
jak marynarze Canope si cignli kobiety z przycinitymi do piersi dziemi, ktre opieray si,
znajc los, jaki spotka pierwsz szalup. Chwytali je, nieli i umieszczali w wyprowadzonej ju za
burt odzi. Szalup opuszczono w dobrym momencie; odbia, wykrcia pod fal i pod dobrym
sternikiem utrzymaa si na powierzchni.
Vox, znw wysunwszy si zbytnio do przodu, pozostawi Ascanii przyjcie tej odzi, sam natomiast
zrcznie przyj trzeci i czwart d, opuszczone niemal rwnoczenie. Zahaczono je drapaczami22,
skoro tylko fale w oboku wodnego pyu przyniosy je pod burt.
Podczas gdy marynarze wyawiali ju rozbitkw z tych dwch malutkich (w porwnaniu z Virgini)
stateczkw uczepionych do burty, kapitan zwikszy nieco prdko statku i zmieni kurs, aby
zmniejszy przechyy. W tym czasie miejsce jego zaj Black Star, przechwytujc w przelocie pit
d.

22

Maa bezpoprzeczkowa kotwica o czterech wygitych apach, uywana do zakotwiczania maych odzi oraz do
poszukiwania i wyawiania z wody zatopionych przedmiotw. (Przyp. tum.)

- Id pan take, Fetcherin, i pom im. Mog tu zosta sam. Na sterze stoi Mathieu - powiedzia,
wychylajc si za praw burt, by zobaczy, jak idzie akcja ratownicza.
Zachowa tylko tyle prdkoci, aby statek sucha steru i utrzyma si pod fal. O kilkanacie metrw
pod Voxem, podskakujc i zapadajc si na falach jak niezgrabne tuczyki wielkoci wieloryba, obie
szalupy uderzay o burt statku, ktr jego ludzie - pokadowi, mechanicy i stewardzi (wrd nich
dostrzeg take Anglika, pasaera pierwszej klasy i amerykaskiego marynarza, ktrego spotka na
midzypokadzie) - oboyli sieciami i odbijaczami.
Marynarze, uczepieni odbijaczy, sieci i trapw, uwizani linami, wychwytywali z bezksztatnej kupy
rozbitkw to rk, to nog, to wosy, przycigali kobiety i dzieci, cisnc je mocno do piersi, zanim
oddali w rce kolegi. Wznoszce si i opadajce fale rzucay rozbitkw w zasig ramion, by po chwili
wyrwa ich z rk i znw podrzuca. Wszystko to rozgrywao si pod ulew bryzgw, spadajc
zarwno na rozbitkw, jak i na ich wybawcw.
Kobiety, ktrym odebrano dzieci, ratoway si same, wdzieray si na wysok burt, wcigay si po
stropach i kocach lin ze zrcznoci akrobaty. Krzyki zaguszay ryk fal. Serce ciskao si bolenie na
widok owej nienaturalnie milczcej walki, wrd ktrej nie syszao si wycia kobiety, co straciwszy
uchwyt gruchotaa sobie krzy o dulk lub wioso, czy rozpaczliwego woania porwanej przez fale.
Powrciwszy do sterowni, Vox zasta tam ociekajcego wod, lecz zawsze wspaniaego Fetcherina.
- Niewiele strat, panie kapitanie. Wycignlimy ich prawie wszystkich.
- Ale co bdzie z reszt?
Na caej dugoci lewoburtowego pokadu Canope spuszczono wszystkie lodzie ratunkowe; szalupy
z prawej burty, wystawionej na wiatr i fale i na skutek przechyu uniesionej w gr, nie zostay
opuszczone na wod.
- Pka im lina dryfkotwy - zauway Fetcherin.
- To nie ma ju znaczenia. Oddaa zreszt znakomite usugi. Ale nieche si spiesz! Ktra godzina?
- Czternasta trzydzieci.
- Maj jeszcze godzin dnia. Czy statek utrzyma si przez t godzin?
- To wystarczy, panie kapitanie. Na pokadzie pozostali ju tylko sami mczyni, a tratw nie brakuje.
Virginia i Ascania, ustawicznie zamieniajc si miejscami po zawietrznej, niemal w locie
pochwyciwszy jeszcze jedn szalup, otaczay Canope, i wszystkie trzy statki, dwa yjce i jeden
martwy, dryfoway ku poudniowemu wschodowi. W przeciwnym kierunku, na pnocnym zachodzie,
midzy chmurami i widnokrgiem rozcielaa si jakby dymna zasona przy coraz bardziej sabncym
wietle. Trudno byo sobie wyobrazi, by wiatr i fale mogy jeszcze wzrosn na sile. C zreszt by
znaczya jeszcze potniejsza fala dla rozbitka i tak zagubionego w gbokiej dolinie? Do zmiadenia
czowieka i zagrzebania go pod grub warstw krystalicznie lnicego grzywacza wystarczyo znacznie
mniej ni to, co si dziao. Straszne byo widzie dokoa siebie ludzi, wyczuwa zapadajcy si pod
stopami statek, wyciga rce do innego, widocznego lecz nieosigalnego statku, nie mc zapa
w mrok niewiadomoci przed mrokiem mierci.
Vox szybko zauway oznaki paniki na pokadzie Canope. Po wyokrtowaniu kobiet dziesitki
drobnych postaci, zalegajcych ca lewoburtow stron grnego pokadu, okazyway w ruchach
znacznie wiksz swobod i szczegln zrczno. Zbliay si pojedynczo lub grupkami a do

krawdzi pokadu, do ktrej przy pogbiajcym si przechyle dochodzia ju woda, potem cofay si
i znw zbliay. W rzeczywistoci po prostu si zelizgiway, zatrzymujc si, gdy zdoay uchwyci
piercie pokadowy lub reling.
Nagle jaka potniejsza fala uniosa ju na wp lecy na burcie Canope, zsypujc w morze owe
kilkadziesit ludzkich figurek, ktre z daleka wydaway si bawi. Jednoczenie na wod spady trzy
tratwy, ktrych talie przecito. Ta sama fala porwaa to wszystko i uniosa w stron Virginii i Ascanii.
Panika szybko stawaa si coraz wyraniejsza. Ruchy Canope moe take przybray na gwatownoci.
Z silnie nachylonego pokadu fale jak z play poryway tratwy jedn po drugiej. Wida byo jak
spord kilkudziesiciu pasaerw oddzielay si grupki, po chwili spadajce jak grona w morze. Byli
wrd nich take pojedynczy ludzie, poruszajcy si wolno i ostronie, moe bojaliwie, a polem nagle
jak samobjcy rzucajcy si w wod.
Ocean midzy Canope i Virgini zaroi si od gw, tuowi, ramion, skrzy, butli i rnego rodzaju
drewna, ktrego czepia si rozpaczliwie ten i w toncy. Vox bez przerwy z trudem manewrowa, by
podstawia wielki kadub swego statku ku wycigajcym si do ramionom.
C za tragedia dla kapitana na mostku Canope - pomyla Vox - dla tego czowieka, ktry nigdy nie
lubi innych ludzi, dla tego pogardliwego Derieugo - by wiadkiem tego wszystkiego po czterdziestu
latach na morzu! - Rozbitkowie nadpywali do prawej burty Virginii grupkami po czterech lub piciu,
czsto wlokc midzy sob martwego lub umierajcego czowieka. Dryfowali, krcili si w kko,
zanurzali i znw wynurzali z wytrzeszczanymi oczyma i penymi wody ustami, czepiali si i byli
chwytani przez marynarzy - owcw ludzi, lub te dalej krcili si w kko, zanurzali i dryfowali ku
rufie. Gdy zdryfowali poza nawis rufowy, jedyn szans ich ocalenia pozostawaa Ascania leca o p
mili pod wiatrem.

Kiedy na pokad wcignito ostatniego rozbitka i dalszych nie byo ju wida, uprztnito burty i Vox
wykona jeszcze jeden manewr, by zbliy si do Canope. w rodzaj dymu (utworzony z mgy
wodnej), ktry rozpostar si midzy chmurami i oceanem, zgstnia. wiato zanikao. Na mostku
coraz bardziej przechylajcego si Canope pozostali dwaj ludzie. - Zapewne kapitan Derieu i jego
starszy oficer Godde - pomyla Vox. - Trzeba si nimi zaj.
Vox przypuszcza, e Derieu postanowi zaton ze swym statkiem. Nie mg przecie wyrwa go
stamtd przemoc. Byo jednak nie do pomylenia, aby Godde, ktry kocha ycie, nie prbowa si
ratowa.
- Uwaga - raz jeszcze krzykn Vox do sternika.
Dwaj oficerowie poruszyli si wreszcie, ale z powodu grubych i obszernych w ramionach paszczy
sztormowych trudno byo rozpozna, ktry jest kapitanem Derieum, a ktry Goddeem (Patrzcie!
Jeden nie ma kamizelki ratunkowej, to pewnie Derieu). Obaj weszli do sterowni i wyszli z niej po kilku
minutach. (Och! Derieu zaoy pas ratunkowy, bdzie wic prbowa si ocali!) Jeden za drugim
skierowali si ku prawoburtowemu trapowi, z trudem si posuwajc, pochyleni do przodu; idcy
z tyu polizn si i drugi poda mu rk. U podna trapu znikli za nadbudwk pokadu odziowego.
Upewniwszy si, e Ascania znajduje si w dogodnej pozycji do udzielenia w razie potrzeby
natychmiastowej pomocy, Vox zmieni miejsce swego statku. Kiedy po dwudziestu minutach
ponownie podeszli, dwaj oficerowie na Canope posuwali si nadal jeden za drugim wzdu
lewoburtowego pokadu odziowego, trzymajc si rkoma porczy nadbudwki. W tym momencie

fala uderzya o nadbudwk rdokrcia i zaamawszy si przesza po raz pierwszy ponad ni. Kiedy
rozproszy si py wodny, Vox ujrza obu ludzi wrd spienionej kipieli oceanu, o kilkanacie metrw
od Canope.
- Trzeba ich ratowa - krzykn Saladini, jakby dotd zajmowali si czym innym.
Lecz z owych dwch miotanych i unoszonych przez fale ludzi, tylko jeden dawa oznaki ycia, zdajc
si zaciekle walczy, wyrzucajc ramiona do przodu. Drugi, nie reagujcy na nic manekin, zamany,
zgity, o bezwadnych ramionach i z twarz zanurzon w wodzie, zgin prawdopodobnie od razu. By
moe wskutek ataku serca. Ocean igra jego ciaem jak kuk podrzuca gawied przed jej spaleniem;
skrca je, zanurza, przelewa, porywa i znw ciska.
Tym ywym by Godde i po kwadransie Saladini donis, e go uratowano.

III
Zmieniwszy ubranie i narzuciwszy na ramiona suchy paszcz, Vox zszed z mostku po stromym
stalowym trapie i znalaz si w tej czci pokadu odziowego, do ktrej wstp dla pasaerw by
wzbroniony. Podnisszy wzrok ku niebu nieco si zdziwi, gdy ujrza, e rufowe wiato masztowe jest
przymglone.
- Mga! - zawoa. Wcign nosem wiatr, ktry uderza go w twarz jak mokra bielizna.- A ja
telefonowaem starszemu mechanikowi, e manewry skoczone!
Znajc na wylot kady cal kwadratowy pokadw swego statku, pomimo ciemnoci i licznych
rurocigw, piercieni i nawiewnikw nie waha si przemkn midzy dwiema szalupami o krok od
dominujcego nad wod naronika, utworzonego przez zaamanie relingu. Nie widzc, lecz syszc
fale i wyczuwajc napr, jaki wywieray na unoszony na swych grzbietach kadub, potrafi oceni, e
nieco zmiky i nastpoway jedne po drugich z mniejsz prdkoci.
Po kilku minutach, zapukawszy grzbietem rki, otwiera drzwi radiostacji.
- Panie kapitanie.
May czowiek o pozbawionej podbrdka twarzy uczyni ruch, aby powsta, ale nie zdoa, gdy
przytrzymywa go krtki przewd od naoonych suchawek.
- Niech pan siedzi, Launay.
- Tu mam tylko mj fotel, a tapczan jest...
Vox zrobi sobie jednak miejsce na tapczanie, odsuwajc pudeka, ksiki, teczki, narzdzia, czci
garderoby, buty.
- Daj mi pan tylko kawaek papieru, abym mg napisa dwa telegramy: jeden do dyrekcji
Intercontinentale, drugi do dyrektora urzdu morskiego w Marsylii. Ciko byo, co? - doda, biorc
oprawny w tektur zeszyt, podany mu przez radiooficera.
- Nie straciem adnego telegramu.
- Wiem, wiem. Nie rzucao zanadto?
- Okropnie. Baem si o anten, Ale nic nie trzaso.
- Przez cay czas by pan sam?

- Oprcz marynarzy i pana Saladiniego, ktrzy zachodzili tylko na chwil, niczyja noga tu nie postaa
od paskiej ostatniej bytnoci, panie kapitanie. To znaczy od wczoraj po poudniu, kiedy...
- Co pan widzia z caej katastrofy?
- Nic. Z radiostacji nic si nie widzi, nawet na morzu. Wszystko jest pozamykane. W czasie sztormu
zakadam na iluminatory pokrywy. Nie jestem marynarzem. Do czterdziestego roku ycia noga moja
nie postaa na adnym statku.
- A wic nic pan nie widzia z tego, co si dziao! Niepodobna. Nie rzuci pan chocia okiem?
- Nie mogem zostawi moich aparatw. Detektor co chwila si rozregulowywa. Nie miaem prawa
straci adnego telegramu.
- Ale skd si pan dowiedzia, e Canope zaton?
- Niemal wstyd mi powiedzie. Poinformowaa mnie o tym Ascania.
- Wstyd, Launay! Przecie to dziki panu, dziki radiooficerowi Ascanii i temu z Canope...
- Uratowany, panie kapitanie. Wyowia go Ascania. To Dejean...
- Dejean?
- Zna go pan z pewnoci. Take jeden z weteranw tej linii. Podobno wyskoczy ze zej burty, prosto
pod fal, z walizk w rku. Jest teraz w radiokabinie Ascanii cay i niezbyt zmczony.
- Co panu powiedzia?
- Na Canope zgin trzeci oficer, Rouveyre. Rozbi sobie gow i zama krgosup, spadajc w nocy na
pokad. Dejean uoy go w swej koi. Zaton wraz ze statkiem.
- Biedak Rouveyre! - zawoa Vox, z uniesionym przez chwil pirem patrzc na radiooficera. - A inni?
- O innych Dejean nic nie wie. Ale jest jedynym oficerem wyowionym przez Ascani.
- Czy mwi o Marco Polo?
- Tak. Szukali go.
- A o awarii Canope?
- Nic nie wie, kapitanie.
- Ma pan - rzek Vox, podajc Launayowi zeszyt, w ktrym wpisa oba telegramy. - Niech pan je zaraz
nada, dajc pierwszestwa. Co pan tam ma? - doda, biorc z biurka radiooficera kawaek papieru
w trzech czwartych pokryty nazwiskami.
- Pierwsza lista rozbitkw, przekazana mi przez Ascani. Telegrafuj do mnie co pitnacie,
dwadziecia minut.
- Niech ich pan ponagli. Oddalamy si wzajemnie od siebie, chciabym za przekaza natychmiast do
Europy nazwiska tych, co nie zginli.
- Nie zdejmuj suchawek.
- Dobrze. Przyjd jutro rano.
Vox by ju na progu radiokabiny, ale odwrci si na niepewny glos Launaya.

- Panie kapitanie. Nie wiem, czy bd mia. Powiedziaem to panu Saladiniemu, ale musia
zapomnie, a tu nikt nie zaglda.
- Nieche si pan omieli.
- Od dwudziestu szeciu godzin nic nie jadem, a nie mog opuci radiostacji.
- Czemu pan nie zatelefonowa do kabiny nawigacyjnej?
- O takie gupstwo, panie kapitanie.
- Ka pana zaprowiantowa. A jak ze spaniem?
- Nie spaem od... od chwili, zanim si jeszcze zacza ta historia z Marco Polo, moe tylko godzink
czy dwie, siedzc na tym fotelu. Ale mog jeszcze poczeka.

Przechodzc znw przez pokad dziobowy, ale tym razem w stron dziobu, Vox podnis wzrok na
ledwo widoczny we mgle przedni maszt. - Gstnieje. - Czy moe sobie pozwoli na odpoczynek? A od
jak dawna sam nic nie jad?
Ubiegej nocy wypi troch kawy. Wszedszy w cigu dnia do kabiny nawigacyjnej - aby ukry przed
ludmi wstrznit groz twarz - zauway na stole z mapami talerze z chlebem, pieczeni i serem.
Poczu mdoci, skoczy do swojej kabiny - i chocia nie lubi pi - odkorkowa butelk rumu i jednym
tchem pocign wprost z butelki trzy czy cztery yki, majc oczy utkwione w biel farby midzy lamp
sufitow a odwrconym kompasem, gdzie jak na ekranie znw przewija mu si obraz potnego
Canope miadcego pod sob szalup.
Dufor, ktry sam jeden z niej si uratowa, powie mi, dlaczego nie mogli jej odhaczy - pomyla,
wchodzc do jadalni pierwszej klasy. Zaskoczy go jej osobliwy widok. Jadalni dzielia na dwie czci
lina metr nad podog przecignita midzy pilersami wzdu osi symetrii statku. W tej
prawoburtowej czci, uprztnitej ze stow i foteli, na wskich materacach pozdejmowanych
z kanap, na zoonych pachtach brezentowych, na metalowych siatkach sprynowych, nawet na
wypchanych pakuami workach leeli rozbitkowie paczc, jczc, mamroczc modlitwy lub pod
wpywem rodkw nasennych pic w otpieniu. W lewoburtowej czci jadalni w milczeniu
spoywao kolacj okoo dziesiciu pasaerw Virginii. Zza stou gestem powita kapitana Anglik,
ktry trzy czwarte swego ycia spdzi na morzu. Jak kadego wieczoru ubrany w smoking, trzyma
w rku szklank wody mineralnej. Vox widzia go przed godzin, jak ociekajcy wod nis ma
dziewczynk, wycignit z odzi przez marynarza, tote umiechn si do niego i podszed bliej,
troch skrpowany utkwionymi w niego oczyma lecych emigrantw, oczyma, w ktrych migotliwie
si odbijay zapalone wiata; zdawao mu si, e stpa po polu usianym gwiazdami.
- Powinnicie pogasi wiata przynajmniej w tej czci - rzek do nadchodzcego stewarda.
- W tej chwili, panie kapitanie. Bdzie pan jad?
- Moe pniej.
U podna schodni, prowadzcej do wewntrznego korytarza rodkowego, pomieszani z pasaerami
midzypokadowymi Virginii szamotali si jeszcze trwonie inni rozbitkowie, bredzc na gos
i szlochajc. I jedni, i drudzy wiele wycierpieli, tote trudno byo odrni tych, co przeszli straszliw
gehenn przeokrtowania od tych, co tylko byli tego wiadkami.

Z przeciwnego koca dugiego, sabo owietlonego korytarza zbliaa si wysoka kobieta, niemal co
krok zatrzymujc si, schylajc, unoszc koce i z jak pasj zagldajc w oczy odsonitych twarzy.
Ubrana w dug, sigajc do stp, czarn i jeszcze zmoczon sukni, przylegajc do jej szczupej,
kocistej postaci wieniaczki, ze spadajcymi na ramiona siwymi mokrymi wosami, okalajcymi jej
wsk zapad twarz, pakaa wielkimi zami, zawodzc niestrudzenie: - Moja wnuczka. Nie
widzielicie mojej wnuczki? Nazywa si Ania, Anusia.
Vox dotar wreszcie do szpitala okrtowego, mieszczcego si na kocu korytarza, gdzie zobaczy
Oldera pochylonego nad jak nieprzytomn kobiet. Dwadziecia koi zajmowali rozbitkowie
z obandaowanymi gowami lub koczynami. Kobieta o blond wosach, z obnaon rzebion piersi,
ktrej sutk ssay wargi karmionego niemowlcia, spojrzaa na Voxa agodnymi niebieskimi oczyma.
- To jedyne malutkie dziecko, ktre uratowano - rzek odwracajc si Older. - Zdaje si, e wszystkie
inne byy w pierwszej szalupie.
- Opatrywa pan Goddea. Jak si czuje? - zapyta Vox.
- Silne wzruszenie i szok nerwowy. Nic poamanego. Naderwane cigna barku i prawego ramienia.
Daem mu zastrzyk. Przeniesiono go do kabiny pilota.
Wszed sanitariusz, niosc dymic filiank, ktr poda modej matce. Powoli oczy wszystkich
rozbitkw zwrciy si na mczyzn w czapce z czterema galonami23, na Voxa, czowieka
o podkronych zmczeniem oczach i poncych gorczkowym rumiecem policzkach, tego, ktry by
uosobieniem jednego z owych dwch statkw przez cay dzie krcych wok Canope i ktry ich
ocali.
- Zna pan Goddea, Older, nieprawda?
- Spotkaem go pi czy sze razy na ldzie w Marsylii, Neapolu, Nowym Jorku - odrzek lekarz,
badajc puls cigle jeszcze nieprzytomnej kobiety. - Zszed z Virginii, kiedy ja na ni zaokrtowaem.
- le z ni? - spyta Vox, przypatrujc si twarzy uratowanej kobiety o niemal biaych wargach
i powiekach posiatkowanych drobnymi ykami.
- Nie. Omdlenie trwa nienormalnie dugo. Ale oddycha spokojnie i podtrzymaem jej serce.
- Czy wrd lecych tu s ciko ranni?
- Jedno zamanie nogi w kostce, dwa czy trzy wywichnicia barku. S rany gowy, ale bez pknicia
czaszki. Przynajmniej tak mi si wydaje. Trzeba by zrobi zdjcia rentgenowskie. S te zapalenia puc,
ci le gdzie indziej.
- Au naszych ludzi?
- Stuczenia, ale nic powanego. Trymer Maestracci zmiady sobie palec. Opatrzyem take Olliviera
i obejrzaem trzeciego oficera Canope, jedynego uratowanego z pierwszej szalupy.
- Gdzie, on jest?
- Krci si tu i tam. Moe si gdzie pooy.

23

Oficerowie francuskiej marynarki wojennej, a take handlowej (zwaszcza na statkach pasaerskich), nosz
odznaki stopni lub penionych funkcji rwnie na otokach czapek, w postaci zotych lub srebrnych galonw i w
liczbie odpowiadajcej galonom na rkawach. Kapitan statku ma na otoku cztery galony. (Przyp. tum.)

- Postaram si go odszuka.
- To cakiem mody kapitan eglugi wielkiej, ktry zaokrtowa w Neapolu, gdzie opuci klinik po
szeregu podry wzdu wybrzey afrykaskich. Ma atak malarii. Jest nadmiernie podniecony, ale
odmwi przyjcia rodka uspokajajcego. Daem mu po prostu chininy.

Aby dotrze do kabiny pilota, znajdujcej si w samej nadbudwce mostku, pod kabin nawigacyjn,
Voxowi wystarczyo powrci t sam drog, ktr przyszed. Podwiadomie drczony przejmujcym
woaniem Nie widzielicie mojej wnuczki? Nazywa si Ania, zboczy, by nie spotka starej czarno
ubranej kobiety i skierowa si prawoburtow promenad, otwierajc si z jednej strony na ocean.
W tym wanie miejscu uratowane dzieci, kobiety i mczyni wstpili na pokad Virginii. Kilku grubo
ubranych marynarzy, wielu z go gow, niektrzy z twarzami do poowy zasonitymi zydwestkami,
w butach z natuszczonego brezentu i o drewnianych podeszwach lizgajcych si na mokrych
blachach, pracowao tu jeszcze, wcigajc stropy, sieci i sztormtrapy, ktre tak wiele osabych rk
wypucio z uchwytu. Pracowali spokojnie, nie odzywajc si do siebie i nie pokrzykujc, a przy
nadejciu kapitana uprztali przed nim pokad, by mg i bezpiecznie.
Gdy kilka minut pniej wchodzi do maego przedpokoju przed kabin pilota, skd wewntrzna
schodnia prowadzia do kabiny nawigacyjnej, Vox odczu wzruszenie. Mia oto spojrze w twarz
Josepha Goddea, swego dawnego kolegi, ktry przed kilkoma dniami obj w Neapolu dowdztwo
Canope i ktry ponosi odpowiedzialno za zgub statku. Jak zniesie t straszn katastrof? I nie
tylko sam zgub statku, ale te dziesitki utopionych osb. C jednak wiedzia o Goddzie?
Kiedy, na starej Santa Anna zwierza mu si z niektrych spraw, szczeglnie na temat kapitana
Derieugo. Vox uwaa Goddea za czowieka o ywym umyle, wraliwego, moe zbyt pobudliwego
i nerwowego, co zdradzaa jego subtelna asymetryczna twarz o nieregularnych rysach, o wysokim
czole i gbokim, uwanym spojrzeniu. Dziesi lat na teje samej Virginii Godde nie wydawa si
zmieniony, jak dawniej by skonny do wzrusze i zawsze zajmowa okrelone stanowisko.
Stanwszy przed Goddeem, lecym na koi nieco na lewym boku i a po szyj, prcz barku i prawego
ramienia, zakrytym przecieradem, Vox zada sobie pytanie: - Dlaczego ja, ktry nie lubi wyraa
sdw nie opartych na mocnych podstawach, ja, ktry nie wyrniam si szczegln intuicj,
dlaczego odnosz wraenie, e Godde nie dojrza jeszcze do dowdztwa?
Lampa rzucaa pene wiato na wychudzon zmczeniem twarz, ktr ciemna plama, jeszcze
ciemniejsza wok zamknitych oczu i na policzkach, okrywaa jakby czarn maseczk. Wargi lecego
dray, a od czasu do czasu ciaem wstrzsa dreszcz. - Rzekby starzec. Przeycie byo okropne. Nie
by na nie przygotowany. Nikt zreszt nie jest na to przygotowany, nawet po trzydziestu latach na
morzu.
Rozejrza si dookoa i za siebie. Na peczce toalety szklanka i karafka z wod, dwa krzesa, na
jednym z nich portfel, zegarek, jakie papiery, zoone na kup ubranie sztormowe, w kcie na
pododze - buty. - Trzeba mu da wypocz. Pomwi z nim jutro. Przeszed okropny wypadek,
a przedtem mia pieko z Derieum i w dodatku ten udar mzgu.
Mia ju wyj, kiedy ujrza utkwione w siebie czarne, nagle otwarte oczy.
- Tak, Godde. Przyszedem zobaczy, jak si czujesz. Ale odpoczywaj. Wrc tu. Cierpisz?
- Gdyby wiedzia, Vox, jak niewiele znacz dla mnie teraz cierpienia fizyczne!

- Mylaem o tym - odrzek Vox pochylajc si, by lepiej sycha tak cichy by gos Goddea. - To
okropne, nieprawda? Wybacz, stary, e nie mogem nic zrobi dla ciebie ani dla Canope. Ryzyko byo
zbyt wielkie.
Wargi Goddea przestay dre, a rozszerzone oczy patrzyy na Voxa z wyrazem namitnego
wzruszenia, jakby sowo Canope wystarczyo, by wskrzesi w nich obraz zatopionego statku. Ale Vox,
nawet si nie spostrzegszy, sta si znw chodny i powcigliwy, przemawiajc autorytatywnie,
jakby wyjania jaki problem.
- ...Naprawd to nie byo moliwe. Gdybym mia pod nogami frachtowiec, bybym prbowa poda ci
hol. Bybym zaryzykowa statek i zaog. Ale z pasaerami! Nie, nie miaem prawa.
Zanim Vox przesta mwi, powieki Godde'a opuciy si, znw nadajc jego twarzy podobiestwo do
czowieka konajcego.
- Ilu pasaerw uratowano, Vox?
- Jeszcze nie wiem. Sporzdza si listy. To bdzie dugie i mudne. Dochodz jeszcze ci wszyscy,
ktrych wyowia Ascania.
- Ascania... - wyszepta Godde, otpiony dziaaniem rodka nasennego.

Idc do starszego mechanika, jak mu to obieca, Vox przeszed raz jeszcze przez pokad odziowy.
Doszedszy do tylnej Czci statku, skierowa si ku nadbudwce rufowej i obszed j, posuwajc si
o kilka krokw od fal ogarniajcych statek. Ten jednak unosi si wspaniale i nie bra wody na pokad.
- Cakiem dobrze! - mrukn marynarz. - Gdyby mga nie gstniaa, mgbym si przespa. Zobaczymy,
co robi Petit. - Mijajc jednak wejcie do rufwki, zaszed do niej.
Skd Saladini i jego ludzie wytrzasnli te wszystkie koce i materace? Wykorzystano nawet zwoje lin
i cum, ktre dla wikszej wygody przykryto poduszkami i ubraniami sztormowymi.
- Przepraszam, panie kapitanie.
Vox podskoczy. Starszy marynarz Fueri, przykucnwszy, karmi yeczk maego chopczyka o dugich
blond puklach.
- To ja go uratowaem.
Pidziesit twarzy zwrcio si na Voxa, pidziesit ludzkich twarzy, w ktrych widnia jeszcze obraz
bliskiej mierci. Utkwio w nim pidziesit par oczu, wszystkie podobnie naznaczone wyrazem
strachu, grozy, zwtpienia, blu.
- Troch si niepokoj... - doda pgosem, podnoszc si, Fueri. Potem goniej: - Pacz i pacz, ale
s godni. Amerykanin poszed po nastpny kocio zupy.
- Amerykanin?
- Oto i on.
We wchodzcym dobrze zbudowanym mczynie o swobodnych ruchach Vox pozna pasaera
z midzypokadu nr IV, ktry chcia podj si funkcji sternika na Virginii. Kapitan widzia go w cigu
dnia, jak uwieszony na linie, wraz z Anglikiem z pierwszej klasy i innymi, wyawia rozbitkw
uczepionych do kaduba.

- No prosz! - powiedzia. - Znalaz pan dla siebie zajcie.


- Tak, panie kapitanie. Ale wolabym tego nie widzie.
- Jeli ma pan nadal ochot, prosz i na mostek. Cigle jeszcze sztormujemy z fal.
W towarzystwie Fueriego Vox obszed ca rufwk naciskan i unoszon przez pnocno-zachodni
fal.
- Nie ma wrd nich rannych?
- adnego, panie kapitanie. Ale wszyscy s tak zmordowani, jakby ich obito kijami.
Zapach morza sta si intensywniejszy ni dotd. Poszycie kaduba i pilersy wibroway od pracy ruby,
obracajcej si gboko w wodzie. Ster przenosi na kadub uderzenia fal. U gry sektor sterowy nieco
si obluzowa, a acuchy i ciga wydobyway z goych blach pokadu zowrogi chrobot.
- Panie kapitanie, oni przeywaj tu jeszcze w peni cay ten koszmar. Uspokoj si dopiero wtedy,
gdy przestan sysze morze.
Wchodzc do obszernego korytarza prowadzcego do mesy, do kabin mechanikw, do kuchni
i maszyn, Vox usysza nagle ryk syreny. - Nie, tej nocy nie bd spa.
Ju po pierwszych krokach czyje rce chwyciy dolny skraj jego paszcza. Pochyli si nad twarzyczk
szlochajcej dziewczynki, ktra woaa: - Mamma mia. - Wstrzsn si nieco, usiujc zwolni uchwyt
zacinitych paluszkw. Jeden z palaczy pomg mu agodnie si uwolni. Idc dalej zobaczy
wstrzsanego czkawk mczyzn o ciemnej brodzie, lecego ze zwizanymi rkami i nogami.
- Po co to? - spyta idcego za nim mechanika.
- Ju dwa razy chcia wyskoczy z powrotem w morze, panie kapitanie. Zapaem akurat w ostatniej
chwili. Baem si, e za trzecim razem mog nie zdy.
Vox przestpowa przez lece ciaa, wyrywa si jakim innym rkom, wsuwa ostronie but midzy
uda, tuowie, twarze. Wszystkie kabiny byy przepenione. Pootwierano drzwi, by ludzie mogli
oddycha, porusza si i wychodzi za swoj potrzeb. Oficerowie odstpili rozbitkom swe koje
i kanapy. Trzeci mechanik Salengro, zwalony z ng zmczeniem, spa pod swym biurkiem jak
myliwski pies.
Vox zatrzyma si przed wejciem do mesy, sdzc, e moe schroni si tam mody Dufor, trzeci
oficer Canope. Ale spoza portiery doszy go zbyt donone glosy zmieszane z brzkiem naczy. - Ka
go odszuka. Teraz trzeba zobaczy si z panem Petitem. Musz mu powiedzie, e jestem
zadowolony z jego pracy w maszynie... jego i jego ludzi.
Kilka krokw dalej przez zason odchylajc si przy przechyach wzdunych Vox zobaczy starszego
mechanika siedzcego samotnie przy biurku w swej kabinie. Pan Petit, w tej chwili dojrzawszy
kapitana, wsta, odsun zason i zapraszajco wycign rk.

- Jestem u kresu si, ale nie mog spa. Musz sobie podje - powiedzia Petit, wskazujc rk na
st, na ktrym Vox ujrza pokrajanego kurczaka, frytki, ser camembert i butelk wina. - Mesa jest
przepeniona, wic kazaem sobie poda jedzenie do kabiny. A pan jad, kapitanie? Moe by pan zjad
ze mn?

Syrena znw zaryczaa i Vox mia ju odrzec: Nie, nie mog. Musz i na gr. Mga. Tymczasem,
nie mwic sowa, wszed do kabiny, zdj paszcz i usiad.
Od chwili, kiedy zacz pywa na Virginii, nigdy nie wchodzi do niczyjej, poza swoj, kabiny. W czasie
gdy peni funkcj starszego oficera, czasem odwiedza go doktor Older, ale Vox nigdy nie
odwzajemnia tych wizyt.
Wszystko go tu dziwio: zniszczona, poplamiona kanapa, brudne ubranie, ktre Petit przed chwil
zdj i niedbale wsun nog pod umywalni, ze dwadziecia do sfatygowanych ksiek na pce,
fotografia dziewczynki w sukience z pierwszej komunii i zapach smarw.
- Nakrycie dla kapitana - krzykn Petit w gb korytarza.
Vox byby moe nie skorzysta z zaproszenia, gdyby nie to, e chcia si dowiedzie, co mwi o
Canope uratowany mechanik Ollivier.
- Prosz, kapitanie, oto talerz i szklanka i niech mi pan pozwoli sobie usuy. Prosz udko. Pije pan
czerwone wina? Mga po takim sztormie! Co nienormalnego.
Vox, przeknwszy starannie odkrojony kawaek (nawet najsroszy gd nie zmusiby go do
obgryzania koci, jak to robi Petit), otar swe krtkie siwiejce wsy.
- Burza rozproszya by moe awice mgy spotykane zazwyczaj bardziej na pnoc i na zachd,
a resztki ich przygnaa a tu - wyjani. - Chyba e...
Dalsze sowa zaguszy nowy ryk syreny, tak donony, e zadray stalowe grodzie kabiny.
- W kadym razie nie bdzie to nic powanego.
Petit umiechn si, napeniajc do poowy winem szklank kapitana. Owo chyba e byo zupenie
w stylu Voxa, ktry nigdy nie zaryzykowa niczego, czego nie by pewien.
- Ja nie widziaem nic. Wiem tylko to, co mi opowiedziano. Cay czas byem na dole, prcz paru godzin
dnia wczorajszego, kiedy spaem jak zabity - zacz Petit, nie przestajc chciwie zajada i popija,
trzeba byo bowiem sporo misa i czerwonego wina, aby pokrzepi to masywne ciao, ktre dao
z siebie tyle wysiku. - Miaem przy sobie zaledwie kilku ludzi i sam musiaem przykada si do
roboty. Ale myl, e moi solidnie panu pomogli.
- Wspaniale - mrukn Vox nie podnoszc oczu.
- Co pewien czas jeden schodzi z gry i donosi nam, co si dzieje. Przychodziy take telegrafem
maszynowym paskie rozkazy. Dla kogo, kto jak ja spdzi trzydzieci lat w maszynach, telegraf
maszynowy jest bardzo wymowny. Co pan sdzi o tej historii?
Trzeba byo rzeczywicie wyjtkowych, okolicznoci, aby kto na statku odway si zada kapitanowi
Voxowi tak konkretne pytanie. A zreszt, czy widzia kto kiedy i czy zobaczy jeszcze kiedykolwiek
kapitana Voxa siedzcego przy stole w kabinie starszego mechanika? Petit by czowiekiem niezwykle
dyskretnym i wraliwym. Da tego dowd, kiedy Pierre Laurent, z ktrym zerwa by stosunki,
zawezwa go, gdy traci wzrok.
- O tej historii? - odrzek kwano kapitan Virginii. - Nie znam jej. Pan, wysuchawszy tego, co mwi
Ollivier, wie zapewne wicej ni ja - Przerwa na chwil, gdy steward stawia na stole talerze, drug
powk kurczaka, butelk wina i pater wieych owocw.

- Ach! Jrme, bybym zapomnia. Prosz zanie panu Launayowi kolacj do radiokabiny. I dbajcie
o niego. Prosz wszystko rzuci i i tam natychmiast, tak? Nie zapomnie o kawie... A wic, Petit podj, gdy steward wyszed z kabiny - co powiedzia panu Ollivier?
- Jest w kiepskim nastroju - zacz mechanik nalewajc sobie szklank wina i opierajc okcie na stole.
- Ran nie ma, ale jest roztrzsiony. Kilka sw, ktre powiedzia, musiaem wprost z niego wycign.
Teraz pi. Caa zaoga z kapitanem Derieum. Goddeem jako starszym oficerem i Charrelem jako
starszym mechanikiem pojechaa do Londynu po Canope, statek ktrego ju nikt nie chcia, a ktry
towarzystwo zakupio, poniewa...
- Poniewa si dobrze prezentowa. Wiem, wiem.
- Wszystko szo bardzo le od samego pocztku; niesychane historie z Derieum, ktry jak zawsze
zatruwa ycie wszystkim: pokadowym i maszynowym. Wyszli w kocu do Marsylii i dla mechanikw
natychmiast rozpoczo si pieko: uciliwa praca w kotowni, awarie. Musieli stopowa. Caa fura
nieszcz i w dodatku Derieu na karku. I nagle, nie wiem dokadnie w ktrym miejscu - cign dalej
Petit, smarujc camembertem kromk chleba i zagryzajc j - Canope zacz koysa si z burty na
burt w sposb zupenie niewiarogodny. Nie na wzburzonym morzu. Bynajmniej. Na zwykej fali.
Zrobili zwrot. Stanli dziobem do fali. Stanli do niej ruf. Canope koysa si nadal do trzydziestu
stopni na obie burty.
- Niepodobna! - wykrzykn Vox. - Czy statek by zaadowany?
- Zdaje si, e nie bardzo. Ale mimo wszystko. Ollivier twierdzi, e to trwao caymi dniami. Nie je pan
ju, kapitanie?
- Troch owocw. Dzikuj - odrzek Vox, biorc pater podawan mu przez mechanika.
- W Marsylii zaszo co midzy Derieum a Maurinem, jaki incydent. Ale wstyd mi byo drczy
Olliviera, aby dowiedzie si dokadnie, co to byo. Derieu nie mia zaufania do Canope. Mimo to
Canope odpyn do Neapolu i zapowiedziano ju jego wyjcie stamtd do Nowego Jorku. Rano,
w samym dniu odkotwiczenia, Godde, zaalarmowany przez stewarda, zasta na p ubranego
kapitana Derieugo lecego u podna koi, z czoem zranionym przy uderzeniu gow o kanap,
z wykrzywionymi ustami i sparaliowan ca praw stron ciaa. Przewieziono go do kliniki. Kaza
przynie jeszcze owocw, kapitanie?
- Nie. Prosz mwi dalej.
- Dyrekcja towarzystwa telegraficznie powierzya dowdztwo Goddeowi. Wtedy zaszo jeszcze jakie
spicie pomidzy Goddeem a Charrelem. Ollivier wydaje si bardzo wzburzony. W kocu wyszli
z portu. Za Gibraltarem silny sztorm. Wiemy, co to znaczy. W kotowni praca bya bardzo cika.
Potem, przedwczorajszej nocy, wezwanie o pomoc Marco Polo, Godde zmieni kurs i przez trzy,
cztery, pi godzin, nie wiem ile, szed w poprzek fali i...
- Przechyy na burt?
- Nie sdz... Przynajmniej o ile zdoaem zrozumie. Ale przez furty adunkowe zasobni wglowych
przedostaa si woda, pompy zatkay si, wgiel przemieni si w szlam, szlam, powtarza Ollivier.
W chwili, gdy Godde robi zwrot, aby sztormowa z fal, Canope pozosta w pooeniu burt do fali.
To wszystko... Wszystko, co wiem.

Gruba portiera zasaniajca wejcie do kabiny nie zagusza cakowicie przytumionych szmerw
dochodzcych z korytarza: woa, lamentw, jkw; kiedy Virginia kada si na praw burt, poza
szyb iluminatora jak ostrze w otworze gilotyny migaa janiejsza od mroku nocy woda.
- To pozwala wyrobi sobie pewien pogld - rzek Vox, strzepujc okruchy chleba, ktre spady na
jego mundur. - Ale Godde udzieli mi wyjanie i szczegw, jak tylko bdzie mg mwi.
- By pan u niego?
- Tak. Jest bardzo wzruszony, bardzo podniecony i pi pod dziaaniem rodkw uspokajajcych. Cay
czas mylaem o Derieum. Gdybym wiedzia, e to Godde... - Petit zrozumia, e Vox jak gdyby mu si
zwierza, co u niego byo naprawd czym niesychanym. - Och! Nie postpibym inaczej. Ale to mj
modszy kolega. Nie tak dawno temu zszed z Virginii. Znaem go ju dawniej. Bybym mu zadawa
pytania i da od niego wyjanie. Mimo to Canope i tak by zaton. Mylaem, e Derieu, Derieu...
- Biedny Godde. Kiedy by na statku czsto zachodzi do mnie na pogawdk. W odchylonej portierze
ukazywaa si jego wska, troch skrzywiona, mylca twarz. Siada tam na kanapie w rogu, i zapala
fajk. C za paskudna historia! A co musia przechodzi z tym Derieum!
- Ten by gorszy od Laurenta. Laurent to krzykacz i gbur. Ale w gruncie rzeczy niezy chop. By dobrze
widziany.
- Powoli, powoli. Nie widzia go pan w czasie katastrofy Ville de Paris.
- Nigdy nie widziaem toncego statku - cign Vox, przeczekawszy ryk syreny. - I nie wyobraaem
sobie, jak to moe wyglda. Ville de Paris wyrzucilicie na brzeg. Statek rozbi si, ale natychmiast
nie zaton. Lecz statek nie uszkodzony, Petit, czy moe pan to sobie wyobrazi? Proste i okropne.
Gorsze ni mier czowieka. Czowiek umiera, ale jego ciao pozostaje i jest namacalne. A tu nic,
statek znika, a zaraz potem ocean staje si jak przedtem, jakby statku w ogle nie byo. Canope nie
mia awarii, kadub pozosta nietknity. Kryem wok niego i Bg wie...
- Ja wiem take! - zawoa mechanik.
- Na statku jest trzeci oficer Canope, chopak, ktry zaokrtowa si w Neapolu - powiedzia Vox,
wstajc i biorc z kanapy swj paszcz. - Jest jedynym uratowanym z pierwszej szalupy. Ma atak
malarii. Podobno gdzie kry po statku. Nie widzia go pan?
- Nie. Nie napije si pan kawy?
- Ka sobie przynie na gr. Gdyby pan spotka tego chopca, prosz mi go przysa. I niech pan si
stara spa.

IV
Przybywszy na mostek Vox spostrzeg, e mga nie bya tak gsta, jak si tego obawia. Resztki,
powiedzia starszemu mechanikowi i nie myli si.
- Posaem marynarza, aby pana odszuka - powiedzia Rval - ale nie znalaz pana.
- Dobrze pan zrobi - odpar Vox. I nie mwic nic wicej, zbliy si do krawdzi mostku, wychylajc
ponad brezent twarz, ktr okryy natychmiast tysice kropelek.
Stojc tak odosobniony, z nogami mocno opartymi o pokad, ktry przekazywa mu ruchy morza,
z goymi rkami na szerokiej drewnianej listwie wibrujcego relingu, z uszami guchymi na wszystkie

inne odgosy prcz wiatru, oceanu i maszyn i z szeroko otwartymi oczami, Vox ocenia prdko
swego statku na z gr siedemnacie wzw. Petit, chocia tego nie mwi, prawdopodobnie
wyciska z maszyn jak najwiksze obroty, aby nadrobi cho kilka godzin z czasu straconego na
poszukiwania Marco Polo i udzielanie pomocy Canope.
Jaka bya widoczno? Dostateczna, aby mona byo wykona manewr, gdyby nagle w niebezpiecznej
odlegoci pojawi si jaki statek. Jednak trzeba si byo liczy ze zmczeniem ludzi. Czy nie byoby
rozsdne zwolni?
Vox zbliy si do drugiego oficera, a tymczasem steward szepn mu do ucha:
- Panie kapitanie, podaem kaw do kabiny nawigacyjnej.
- Czy posa pan czowieka na dzib, Rval?
- Tak jest, Morvana.
- Nie kad si. Gdyby widoczno jeszcze si pogorszya, prosz mnie zawoa.

Kilka minut pniej, rzuciwszy okiem na kompas celem sprawdzenia nakazanego kursu S 75 E24, Vox
wycign si w fotelu stanowicym wasno Pierre Laurenta. Dla drobnej i szczupej postaci Voxa
fotel by za obszerny, ale za to bardzo wygodny dla czowieka, ktry przez trzydzieci sze godzin
manewrowa duym statkiem na rozszalaym morzu, nie mwic o cikim psychicznie dniu
spdzonym na ratowaniu toncych dzieci, kobiet i mczyzn.
Nala sobie filiank kawy, podnis j do ust i umiechn si. Kawa dla kapitana i pasaerw! Przez
dwadziecia pi lat, o p do pierwszej w nocy i p do pitej rano, w milczcej i prawie ciemnej
sterowni, pod nie widzcym okiem sternika, ogrzan przez grube szko rk podnosi do ust
aromatyczn kaw, przygotowan przez marynarza dla caej wachty. Tskni do niej.
Gdy zsuwa z ng buty, ryk syreny uwiadomi mu, e Rval uruchamia j bardzo rzadko. - Och, to
strzpki mgy! Jutro si przejani i bdzie mona zrobi obserwacj. - Przeszed w skarpetkach do
swojej kabiny i wrci w pantoflach. Zapali fajk i rozsiad si w fotelu. - Ju dziesita - mrukn,
syszc dwa podwjne uderzenia dzwonu na mostku. Ju przeszo sze godzin od chwili, jak zaton
Canope. - Przed oczyma stano mu raz jeszcze ciao Bertranda w chmurze bryzgw miotane przez
ocean, podobne do pociganej za sznurek marionetki, a potem ujrza znw zbola twarz Goddea. Nie, to nie byo moliwe. Nie mogem naraa mego statku i pasaerw, aby prbowa poda im hol.
Czy podczas huraganu (niech bdzie huraganu - mrukn, cho nie lubi tego sowa) podchodzi si do
statku pasaerskiego o dziesiciu tysicach ton? Byoby to szalestwem... nawet gdyby si udao! Ale
gdyby si udao?
Pytanie to, mimo e Vox je sobie zada, wcale go nie trapio. Zreszt prawo morskie byo wyrane.
Najpierw mia obowizki wobec wasnego statku, jego zaogi i pasaerw.
Niemniej jednak na pewno znajd si koledzy, ktrzy nie omieszkaj mu zarzuci, e okaza si zbyt
ostrony. Zbyt ostrony! Alternatyw: czy prbowa poda hol na Canope, czy nie prbowa, on, Vox,
musia rozstrzygn w chwili, kiedy Virginia przechodzia na wietrze od zagroonego statku, w adnej
innej. Nikt nie miaby kwestionowa decyzji, jak powzi. Z tego musia si tumaczy tylko przed
sob samym.

24

105 na 360-stopniowej podziace ry kompasowej. (Przyp. tum.)

Vox przekona si, do jakiego stopnia zahartowao go trzydzieci lat suby na morzu i kilka zaledwie
miesicy dowdztwa. Wszystkie problemy, jakie spotka w cigu dwch ostatnich dni, rozstrzygn
sam i byskawicznie. Przy podejmowaniu adnej z tych decyzji nie radzi si swych oficerw. - Bardzo
bym chcia, aby mi Godde opowiedzia, co si dziao w nim samym podczas tej tragedii.
Wytrzsn popi z fajki i odkadajc j zauway na stole nawigacyjnym ksik The Cape of
Adventure25 (najgwatowniejsze przechyy nie ruszyy jej z tego kta), ktr pooy w chwili, gdy
Launay przetelefonowa mu wezwanie Marco Polo o pomoc. Wzi j, otworzy na nie dokoczonej
stronie i przeczyta: Here a most pitiful incident occurred26, po czym rzuci j z powrotem na st.
Here a most pitiful incident occurred! Przypadki bywaj czasem okrutne. Nie mona czyta. Jake
mgby w tej chwili interesowa si kimkolwiek innym ni ludmi, ktrych wydar mierci?

Otwarszy oczy Vox doznawa przez chwil uczucia nadzwyczajnej bogoci, jak czowiekowi
upadajcemu ze zmczenia przynosi gboki sen. Spa mocno, nie drczony zjawami, jakby umys jego
przesta pracowa i jakby sen odcina go od przeszoci. Nie dochodziy do adne odgosy, ani lekkie
chrobotanie steru w przylegej sterowni, ani kroki i szepty ludzi, ani trzeszczenie rozciganego
poszycia kaduba, ani ryk cigle uruchamianej syreny mgowej. Nie czu ju fal oceanu, ktre poryway
i unosiy naprzd Virgini. Odnosi wraenie, e nie przebywa na swym statku, co mu si nie zdarzyo
od chwili objcia przez niego dowdztwa.
Nagle wszystko znw powrcio, lub raczej jemu samemu powrcia wiadomo, maszyny pieway
sw pie w szybkim, lecz regularnym, budzcym zaufanie rytmie; fale unosiy ruf, przelizgiway si
wzdu kaduba i wymykay si pod dziobem; sycha byo tykanie mosinego zegara, umocowanego
na grodzi. - Spaem zaledwie trzy kwadranse.
Poprawi si lekko w obszernym fotelu. Czul si oczywicie troch jak zbity, ale umys mia jasny
i spokojny, czu si zdolny do pracy i podejmowania decyzji. - Dalby Bg, abym znw dugo nie
potrzebowa podejmowa powanych decyzji. Rozejrza si: przed nim byy mapy, st, ksika,
filianka, cukiernica, maszynka do kawy; po lewej - koyszca si skrzynka barometru, uwieszona
u sufitu na szelkach (- Uwierzy pan, Older, e ona kazaa mi wyrzuci to paskudztwo. Paskudztwo!
Stare szelki Laurenta. - Niepoprawny z pana romantyk - odrzek miejc si lekarz); po prawej przejcie, czce kabin nawigacyjn ze sterowni, zasonite kotar odsaniajc si czciowo
w takt ruchw statku.
Kto to? - Dostrzeg nie znan sylwetk wysokiego barczystego mczyzny, ubranego w czarny paszcz
nieprzemakalny, pochylonego, z okciami wspartymi na stole nawigacyjnym oficerw wachtowych.
W wietle rysowa si profil modej, pocigej twarzy, zapadej pod wydatnymi komi policzkowymi,
o wysokim, nieco pochylonym ku grze czole i silnie zarysowanym podbrdku. Wielkie suche rce
o guzowatych cignach lekko dray. Wosy o rudawym odcieniu, ktry nadawao im moe bliskie
wiato, krtko przycite, wydaway si gste i niesforne.
C to za czowiek, nie nalecy do zaogi Virginii, omieli si wej na mostek, wtargn do sterowni
i przeglda papiery okrtowe - mapy i dzienniki - w ktrych zapisane byy dramatyczne wydarzenia
ubiegej nocy? Dlaczego nie przeszkodzili mu w tym ani Rval, ani wachtowi marynarze? Chyba e by

25
26

Przyldek Przygd. (Ang.)


Tu zdarzy si najbardziej aosny wypadek. (Ang.)

to trzeci oficer Canope, w Dufor, ktry odmwi przyjcia rodka uspokajajcego i, jak mwi Older,
bka si po statku, a ktrego Vox rad by by spotka, cho obchodzc statek specjalnie go nie szuka.

Kto prcz marynarza, prcz tego marynarza, ktrego jako pierwszego wyowilimy z wody, miaby
wtargn a tu? - myla Vox, wpatrujc si w mczyzn nadal pochonitego studiowaniem mapy
i usiujc dopatrzy si podobiestwa rysw tego szczupego, bardzo mskiego, zarysowanego
w wietle profilu do wykrzywionej twarzy, ktr w szkach lornety dostrzeg w wodzie.
Powsta i zbliy si do owego mczyzny, ktry na odgos krokw odwrci si do twarz.
- Pan jest trzecim oficerem Canope? - rzek Vox.
- Byem nim, panie kapitanie. Nazywam si Jean Dufor. Prosz wybaczy - doda. - Trzsie mn
malaria.
- To pan dowodzi pierwsz szalup... Dlaczego si pan nie pooy? Dlaczego nie chcia pan wzi
rodka uspokajajcego?
- Nie, nie, panie kapitanie. Nie potrafibym lee. Nie chc rodkw uspokajajcych. Przybyem
z wybrzey Afryki. A tu to zimno pnocnego Atlantyku... Ju przedtem przechodziem kryzys choroby.
Voxowi podoba si jego swobodny, pewny glos, pozbawiony bojaliwoci czy arogancji, jak rwnie
zrwnowaenie i spokj (mimo dreszczy), o ktrym wiadczyy ciemne, szeroko osadzone oczy.
- Od kiedy ma pan dyplom kapitana eglugi wielkiej?
- Od ubiegego roku, panie kapitanie.
- Ile pan ma lat?
- Dwadziecia sze.
- Czego szuka pan na mapie?
Marynarz, z lekka si odwrciwszy, utkwi wzrok w mapie generalnej oceanu.
- Wiadomo panu, e sam jeden ocalaem z tej szalupy. Patrzyem wic...
Mona si byo zdziwi, widzc, jak surowy kapitan Vox pooy temu wielkiemu chopcu rk na
ramieniu i pocign go za sob, przerywajc:
- Chod pan usi w kabinie nawigacyjnej.
- Jad pan ju cokolwiek?
- Nie wiem, nie zwracaem na to uwagi.
- Mathieu - rzuci Vox marynarzowi, ktrego dostrzeg o dwa kroki od siebie, obok w sterowni zrbcie nam kawy i przyniecie j tu ze szklankami.

- Niech pan siada na kanapie albo jeli pan chce, prosz si wycign, i opowiedzie mi, jak pan
zaokrtowa na Canope - podj Vox, sam zajmujc miejsce w fotelu i nabijajc fajk.

By moe chopak ten odczuwa potrzeb mwienia, za Vox sam pragn si dowiedzie, co zaszo na
pokadzie straconego liniowca.
- To bardzo proste - zacz Dufor. - W Neapolu, po szeciu miesicach pywania pomidzy Dakarem
a koloniami poudniowymi, wyokrtowano mnie ze statku Rigel. Byem chory na malari. Po kilku
tygodniach spdzonych w klinice miaem wanie powrci do kraju. Konsul prosi, abym odby
podr na Canope, ktry mia odkotwiczy po poudniu.
- Zgodzi si pan od razu?
- Oczywicie. Na Canope! Zrobiono mu tak reklam. Zaokrtowaem si przeto na statek
Intercontinentale. Moe zechcieliby mnie tam zatrzyma.
- Wiedzia pan, co si tam dziao? Wiedzia pan, e wyokrtowano kapitana Derieugo?
- Kiedy powiedziaem w mesie, e nie znam nazwiska Derieu, wymiano mnie.
Z dwoma workami, waliz, sekstantem i lornetk Jean Dufor wszed niewiele po dwunastej na pokad
Canope, ktry mia odkotwiczy o szesnastej. Marynarze chwycili jego rzeczy i poprzez falujcy tum
ludzi, rozpychajcych si, biegajcych na wszystkie strony, krzyczcych, piewajcych,
wymieniajcych polecenia i poegnania z cib na nabrzeu, poprowadzili go na grny pokad.
- Na Canope kabiny oficerskie znajdoway si na zapleczu mostku nawigacyjnego, za apartamentem
kapitana.
Dufor wdzia mundur i zameldowa si u kapitana Goddea, ktrego zasta w kabinie nawigacyjnej.
- Jean Dufor, kapitan eglugi wielkiej. Przysa mnie tu konsul.
- Dobrze. Niech si pan zgosi do drugiego oficera Rouveyrea, ktry zapozna pana ze wszystkim.
Z relacji modego oficera Vox chcia si dowiedzie, jak zachowywa si w marynarz, ktry zgubi
swj statek, dawny kolega, lecy teraz w pomieszczeniu tu pod kabin nawigacyjn. Wydao mu si,
e moe pyta o wszystko tego uratowanego z fal, bezporedniego, szczerego chopca.
- Jakie byo paskie zdanie o kapitanie Goddzie?
Widzc zdziwienie Dufora, Vox wyjani.
- Kiedy widzi si po raz pierwszy czowieka, a zwaszcza czowieka, z ktrym ma si wspy i pod
ktrego rozkazami ma si suy, wydaje si o nim z miejsca szybk opini.
- Na moje odezwanie si kapitan Godde zaledwie si odwrci. Tyle e w przelocie dojrzaem jego
twarz. Nie wiedziaem, e jest kapitanem dopiero od dwch godzin... i e obj dowdztwo w takich
okolicznociach. Ot odniosem wraenie, e by to czowiek... jakby panu powiedzie... udrczony.
- Tak, zapewne...
- Nie zatrzymywaem si tam duej. Trzeba mi byo odszuka Rouveyrea na duym, nie znanym
statku, wrd setek emigrantw cigle przeliczanych i sprawdzanych, stoczonych w korytarzach,
ktrzy jednak po zoeniu w midzypokadach swych workw i kuferkw wymykali si na pokad, aby
raz jeszcze ucaowa swych najbliszych.
Wypytujc napotykanych marynarzy, wspinajc si i schodzc po dziesi razy tymi samymi
schodniami, Dufor natrafi wreszcie na drugiego oficera.

- Id pan co zje - krzykn mu Rouveyre. - Przyjdzie pan na mostek po odkotwiczeniu. - Zaraz


jednak przytrzyma go za rami, wypytujc, kim jest, skd przybywa, po czym w kilku zdaniach
opowiedzia mu wszystko: o udarze mzgu kapitana, o objciu dowdztwa przez Goddea, o swoim
wasnym awansie na drugiego oficera, o awansie Bertranda (Nie chcia tego za Boga!) na
pierwszego.
- Wie pan - przerwa Vox - e Bertrand uton? Wyskoczy za burt wraz z Goddeem i...
- Widziaem, Byem na pokadzie rufowym, kiedy wycigano Goddea.
Jean Dufor, ktry zaciska donie zapewne dlatego, aby nie dray, rozczy je teraz i podnis
opuszczon dotd gow,
- Czy rozmawia pan z kapitanem Goddeem? - spyta.
Vox wetkn modemu oficerowi w rk szklank kawy i gdy marynarz Mathieu wyszed z kabiny,
odrzek:
- Powiedziaem mu tylko par sw. Ale prosz pi i opowiada, co si panu przytrafio.
Dufor bdzi jeszcze troch, zanim wreszcie odsun portier mesy zatoczonej mechanikami
w roboczych kombinezonach, spiesznie si posilajcych przed odkotwiczeniem. Nie patrzc, zrobiono
miejsce nieznajomemu oficerowi, ktry nie nalea do personelu towarzystwa i ktry znalaz si tu
przypadkiem, po czym mechanicy posilali si dalej; zapijajc szklankami czerwonego wina, mwic
wszyscy naraz i nie suchajc si nawzajem.
- Wydawali si wzburzeni. Siedziaem obok Olliviera. Jego nazwiska dowiedziaem si pniej. Zdaje
si, e zosta uratowany i jest tu na statku.
- Tak.
- Wydawa si bardziej podniecony od innych. Chwilami wali pici w st:
- Nie powinien by zgodzi si na wyjcie w rejs - powtarza. - Nagle zwrci si do mnie:
- Z jakiego statku pan zszed?
- Z Rigel. Ale w Neapolu jestem ju od trzech tygodni.
Nie sucha mnie dalej, odwrciwszy si ju do Laurellea. Nie bdzie go pan zna, panie kapitanie. To
mody czowiek, by mody - poprawi si. - Zaledwie o rok starszy ode mnie. Zaprzyjanilimy si i od
niego dowiedziaem si wielu rzeczy... Powiedzia mi:
- Dlaczego i ja sam nie miabym zej z tego statku? Pywam w towarzystwie dopiero dwa lata
i mgbym dosta rwnie korzystn prac w Transat du Nord.
- Ty, Laurelle? Niemoliwe. Ty jeden na statku znasz dobrze sie elektryczn.
- Sie elektryczn! Nikt jej nigdy nie bdzie zna dobrze.
Cigle rozmawiano o jakim Derieum, ktry dopuci si jakby dezercji, ktry albo powinien by odej
wczeniej, albo pozosta. Wwczas zapytaem:
- Kto to jest ten Derieu?
Nie przypuszczaem, e chodzi o kapitana, o ktrym wspomina mi Rouveyre.

- Derieu? Jak to, nie zna pan Derieugo?


- Pierwszy raz sysz to nazwisko.
Ollivier zwrci si do swych kolegw i wrzasn:
- On nie zna Derieugo! - Po czym przesta si mn interesowa.
Pochyliwszy gow, zaczem je, usiujc odgadn, dlaczego wszyscy byli do tego stopnia
wyprowadzeni z rwnowagi. Potem dowiedziaem si od tego czy innego, e rano starszy mechanik
zwrci si do Goddea z petycj, aby odoy wyjcie na morze. Na co Godde mia odrzec: Derieu by
wyszed. Nie ma powodu, dla ktrego ja nie miabym wyj.

Gdy Dufor stawia na stole nawigacyjnym sw szklank, Vox przekn kilka ykw kawy. - To dziwne pomyla. - W Intercontinentale nie byo oficera, ktry by z caego serca nie pragn odejcia
Derieugo. A tu Derieu odchodzi, i to z pewnoci na zawsze, a wszyscy s wzburzeni? Za Charrel
prosi Goddea o odoenie wyjcia na morze!
- Wie pan teraz, kim by Derieu?
- Opowiadano mi o nim. Zdaje si nieatwy w poyciu? A nawet bardzo przykry!
Voxowi podoba si sposb wyraania si modego oficera - prosty, powcigliwy, pozbawiony
przesady, mski. Zalicza go do ludzi typu Fetcherina i czu, e moe go pocign za jzyk.
- A czego dowiedzia si pan o Canope?
- O Canope? Jakie wariackie historie o koysaniu si w drodze z Londynu do Gibraltaru.
- Znam to. A poza tym?
- ywiono pewne obawy co do statku z powodu jakich awarii maszyn w kanale La Manche, z powodu
tego niezrozumiaego koysania, a take poniewa byo wiadome, e kilka towarzystw eglugowych
pozbyo si go i poniewa znajdowano si w peni zimy w obliczu pnocnego Atlantyku. Ale nie
dowiedziaem si tego zaraz. Nie powiedziano mi tego wprost. Musiaem si domyla i rozpytywa.
Wprawdzie nie stroniono ode mnie wyranie, ale przecie nie naleaem do personelu towarzystwa.
Po rzuceniu cum i uruchomieniu maszyn Dufor pozosta na mostku sam z Goddeem. I chocia na
statku panowa pewien niead z powodu bkajcych si po pokadach emigrantw, taszczcych swe
manatki i materace na plecach, nawigacja statku bya, jak si wydawao, prowadzona w najlepszym
porzdku. Manewry wykonywano byskawicznie. Maszyny natychmiast reagoway na rozkazy
z mostku. Kady marynarz zna gruntownie swoje obowizki. Istniao wzajemne zrozumienie,
wsppraca, a nawet doskonae zgranie.
- Naturalnie - przerwa Vox. - To byli wszystko starzy marynarze Intercontinentale, ludzie pywajcy
na linii nowojorskiej od dziesiciu czy dwudziestu lat. I przeszli szko Derieugo. Ale czy odnis pan
wraenie, i kapitan Godde sam rwnie ywi obawy co do nie znanych usterek Canope?
- Do trudno na to odpowiedzie. Tak i nie. Z pocztku tak, a potem nie. Przez pierwsz godzin
wydawa si jaki roztargniony. Jego trzewo przejawiaa si w wydawanych rozkazach, w sposobie
wyprowadzenia statku z portu w Neapolu; wszystko widzia, wszystko sysza, od czasu do czasu
rzuca jakie sowo, jak uwag. Ale mylami by gdzie indziej, mia jaki nieobecny wzrok,

zachowywa milczenie. Kiedy ustali kurs i ju mia zej z mostku na obchd statku, nagle jakby
dopiero mnie zobaczy, zatrzyma si przede mn, przyjrza si uwanie i spyta:
- Z jakiego towarzystwa pan przyby?
- Z Transports Ocaniques27, panie kapitanie.
- Pywa pan na linii nowojorskiej?
- Nigdy. Dyplom kapitana eglugi wielkiej wypywaem na linii poudniowoamerykaskiej
i dalekowschodniej.

Dufor zapoznawa si ze statkiem na wasn rk. Mostek by przestronny, szeroki i dobrze osonity;
sterownia i kabina nawigacyjna wygodne, zaciszne, dobrze owietlone, wyoone dywanami;
przyrzdy nowoczesne, a podrczniki nawigacyjne tworzyy prawdziw bibliotek.
- Byem rad. To co innego ni ten mj stary Rigel.
- Ale co z Goddeem? - nalega Vox. - Jak si zachowywa przez dalsze godziny, przez noc, nastpnego
dnia?
- By roztargniony, jak panu mwiem. Przepracowany; nie dostrzega ludzi, chyba e na nich patrzy.
Sysza odpowiedzi udzielane na jego pytania, ale z pewnoci nie potrafi okreli, kto ich udziela.
Zawsze na nogach, w dzie i w nocy, w kcie na mostku, za plecami robicego obserwacje oficera.
Sam zreszt take robi obserwacje i obliczenia. I byem pewny, e nie tkwi tam po to, aby mnie
pilnowa. Chciaem dowiedzie si prawdy. I to byo zrozumiae. Pan rozumie, panie kapitanie:
frapowaa mnie ta caa dziwna sytuacja, podniecenie wywoane odejciem Derieugo, owo
wystpienie starszego mechanika do kapitana Goddea.
Pomimo zmczenia, doznanej udrki, grozy ogldanych scen i nurtujcej go ciekawoci Vox odczuwa
pewien rodzaj fizycznej bogoci.
- C za pikny, mski charakter! - myla, patrzc na Dufora. - Co za bezporedni, szczery i peen
ufnoci chopak! Tak do mnie mwi po tym, co przey. Chyba e to tylko skutek szoku, wstrzsu poprawi si.
- Zaczem sucha uwaniej - cign dalej oficer. - Rouveyre rzuca czsto par sw przy zmianie
wachty. Laurelle zwierza si duej, kiedy bylimy sami przy stole. Wertowaem wstecz dziennik
okrtowy w czci dotyczcej podry z Londynu do Marsylii. W kocu wiedziaem ju co
konkretnego. Faktycznie w Neapolu, po ataku Derieugo, zesp oficerw-mechanikw wyrazi
yczenie, aby nie wychodzi na morze. Upowaniono Charrela, aby donis o tym kapitanowi
Goddeowi.
- Ale dlaczego? Skoro sam Derieu nie odmwi wyjcia w podr do Nowego Jorku?
- To wanie odrzek Godde, dodajc: Trzeba odby jedn podr przez Atlantyk. Jeli pniej
zrezygnuj z dowdztwa, bd mg powiedzie, dlaczego.
- Mia racj. Ale oficerowie? I ten Charrel, ktry by czowiekiem rozsdnym! Dlaczego nie chcieli, aby
podr si odbya? Awarie? Koysanie? Chyba nie z powodu nieobecnoci Derieugo...

27

Przewozy Oceaniczne. (Franc.)

- Zna pan Derieugo lepiej ni ja. Obraz jego, jaki sobie wyrobiem ze sw Rouveyrea i Laurellea, jest
moe faszywy. To nie by zwyky czowiek, nieprawda? Niepospolity. Nie rozumiano go. Bano si go,
ale budzi zaufanie. Zdaje si, e po przybyciu do Marsylii Derieu wypowiedzia kilka sw, ktre moe
nie dosyszane czy le zrozumiane byy wraz z tymi wszystkimi innymi rzeczami rdem owego
zamieszania powstaego z chwil, kiedy Derieugo zabrako ju na statku.
- Moe pan to wyjani?
- Wyjani nie mog. Mog opowiedzie, zakomunikowa o tym, co syszaem. Zdarzyo si owo
koysanie...
- Tak, tak.
- Koysanie - podtrzyma Dufor - naprawd niezwyke. W dzienniku okrtowym, w zapisach niemal
wszystkich wacht, znalazem wzmianki o tych przechyach dochodzcych do pitnastu, dwudziestu,
a nawet do trzydziestu dwch i trzydziestu trzech stopni w Zatoce Biskajskiej przy silnej fali.
- Trzydzieci dwa, trzydzieci trzy! Niemoliwe!
- Przedwczoraj, panie kapitanie - odpowiedzia powanie Dufor - nie mierzyem amplitudy koysania,
ale...
- Prosz mwi dalej.
- W Londynie dyrekcja Intercontinentale zasypywaa ich telegramami. Charrel da podobno, aby
wymieniono ca podog w maszynowni. Odpowiedziano mu: doprowadcie statek do Marsylii,
mamy tu sub techniczn. Mia zaledwie tyle czasu, aby wymieni tylko kilka arkuszy przed
paleniskami kotw, za przegld zz, rurocigw i zbiornikw balastowych by niekompletny.
W takim stanie Canope opuci Tamiz. Dziennik okrtowy wykazywa jednogodzinne zatrzymanie si
na penym morzu po oddaniu pilota. Rouveyre powiedzia, e Derieu sta si zaraz niezwykle
nerwowy, niedostpny. Do maszyn byy cige telefony. Zachowanie to odbijao od spokoju, jaki
okazywa pniej. Trzeba byo mie si na bacznoci, tak dosownie wyrazi si Rouveyre, ktrego
nastpnego dnia o wicie obudzia ponowna cisza w maszynach. Wsta, ale gdy przyszed na mostek,
maszyny znw zaczy si krci. Morze byo spokojne, niebo bez chmur, za Derieu, korzystajc
z obecnoci Rouveyrea i Bertranda, wzi si do sporzdzania tabeli dewiacji. Byli wanie przy tym,
kiedy Charrel zawiadomi, e musi znw zastopowa i to na czas nieokrelony. Derieu chwyci
suchawk w ataku zimnej furii:
- Prosz tu przyj natychmiast.
Canope znajdowa si na wysokoci Beachy Head i wtedy wanie zacz si koysa. Morze byo
troch wzburzone i nie byo nic nienormalnego w tym, e statek niemal pusty, wysoko wynurzony
i zastopowany, koysa si... Powtarzam to, co mwi Rouveyre, a Laurelle wszystko to potwierdzi.
Ale wielko przechyw nie bya proporcjonalna do fali.
- To byo idiotyczne - twierdzi Rouveyre. - Na mostkach napotykanych statkw wida byo
obserwujcych nas przez lornetki i zamiewajcych si oficerw.
Mona sobie wyobrazi, e to bynajmniej nie wpywao na umierzenie gniewu Derieugo. Podobno
wobec Charrela zachowa si ohydnie. Takim nigdy go nie widziano. On, ktry jak mi mwiono,
okazywa zawsze urgliw grzeczno, by niemal grubiaski.
- Czy starszy mechanik zna swj fach, czy nie? - Tak krzycza w obecnoci Bertranda, Rouveyrea.
sternika. Charrel, zbladszy, nie znajdowa z pocztku odpowiedzi. A Derieu cign tym samym

tonem z byskiem wciekoci w oczach: - Prawie od miesica doprowadza pan maszyny do porzdku.
Skd wic te stopowania jedne po drugich? Dlaczego nie potrafi pan okreli, jak dugo potrwa
naprawa awarii? I czy w ogle zostanie dokonana?
Charrel przyszed z wolna do siebie.
- adnemu mechanikowi - odrzek w kocu - nigdy dotd nie udao si doprowadzi do porzdku
maszyn Canope. Z tego wanie powodu i z kilku innych statek zosta sprzedany. Czy oczekiwano ode
mnie cudu?
- Dlaczego wic wyszed pan na morze?
- Poniewa otrzymaem taki rozkaz.
- Rozkaz, rozkaz - powtrzy Derieu, ktrego w obecnoci Charrela ogarniaa jeszcze wiksza pasja. Nie sucha si rozkazu, ktrego wykonanie naraa statek na niebezpieczestwo.

- Mwi i mwi - podj mody oficer po krtkim milczeniu i cigle w tym opowiadaniu powtarza si
nazwisko Rouveyrea. Wiadomo panu, panie kapitanie, e on nie yje? e roztrzaska sobie czaszk
i zama krgosup na Canope?
- Tak. Powiadomi nas o tym wasz radiooficer, Dejean, ktry znajduje si na Ascanii.
- To ja znalazem Rouveyrea na pokadzie. Sdz, e bylibymy si z sob zaprzyjanili. By szczery
i dobry jako kolega... mimo e si zapomina. Mia zwyczaj widzie wszystkie rzeczy po swojemu.
Mwic o tym koysaniu, wyrazi si, e Canope zdawa si opanowany przez jak nieczyst si.
Umiechnem si. Nieczysta sia! Pomylaem o niej, kiedy zaczlimy si koysa i kiedy syszaem
emigrantw przy kadym przechyle wyjcych ze strachu, e statek si nie podniesie.
- Jednak, wedug Olliviera, nie wydaje si, aby tego rodzaju koysanie byo przyczyn katastrofy.
- Tak i nie. Trzeba to zrozumie. W kanale La Manche i w Zatoce Biskajskiej Canope koysa si bez
widocznej przyczyny. Dlatego wanie nie miano do statku zaufania. Przedwczoraj i wczoraj koysa si
take i to okropnie, ale nie wicej ni jakikolwiek inny statek w tej samej sytuacji. Podczas tych
przechyw woda wtargna do wntrza i to wanie spowodowao zatonicie Canope. Ale podczas
przejcia z Londynu do Marsylii nie byo w kabinie ani kropli wody. W kadym razie nikt mi o tym nie
wspomina i nie znalazem nic na ten temat w dzienniku okrtowym. Nic, tylko o koysaniu; nie byo
te wzmianki o jakiejkolwiek innej awarii prcz tej, jaka zdarzya si przy Beachy Head. W Zatoce
Biskajskiej, przy silnym wietrze zachodnim i morzu, ktre bardzo si wzburzyo, koysanie byo
zupenie zwariowane. Gdyby nie liny ratownicze przecignite od dziobu do rufy, poruszanie si po
pokadzie byoby niebezpieczne. Derieu wielokrotnie zmienia kurs, nic nie pomogo. Podobno przez
dwadziecia cztery godziny pozostawa na mostku nieruchomy, milczcy, nie wydajc adnych
rozkazw. A zreszt jaki rozkaz mgby wyda? Laurelle powiedzia mi, e ludzie w maszynach mieli
stracha. A nie mona uwaa ich za zbyt bojaliwych. To s wszystko starzy marynarze, ktrzy
przeszli niejeden sztorm na szlaku nowojorskim - doda.
Zastanawiali si, czyby nie opuci statku. Idcie - rzek im Charrel. - Ja zostaj! To by nie
wystarczyo, aby ich powstrzyma. Znajdowali si w takim stanie, e byliby zabrali Charrela si.
Laurelle by zdania, e sytuacj uratowaa niezwyka osobowo Derieugo. Kiedy napicie wzroso do
punktu krytycznego, przyszed na d marynarz i powiedzia, e stary, na ktrego twarzy nie mona
byo dostrzec jakiegokolwiek szczeglnego wzruszenia, nagryzmoli w poudnie, jak zwykle, telegram

do dyrekcji towarzystwa, podajc pozycj statku i koczc sowami: Na pokadzie wszystko


w porzdku.
- Na pokadzie wszystko w porzdku! - Jeden z palaczy zacz si mia. Mylano, e zwariowa. Ale
nie. On si mia naprawd. I sytuacja ulega odpreniu.

- Przybywszy z wybrzey Afryki, z innego wiata, nie wiedzc nic o Canope, o Derieum, o
Intercontinentale, prcz jego nazwy i opinii jak si cieszyo, byem nieco sceptyczny. Rozumie pan,
ludzie lubi przesadza. Poza tym, trzeba to powiedzie, jeli pywa si dziesi czy dwadziecia lat na
statkach tego samego towarzystwa i na tej samej linii, ma si ograniczony pogld na rzeczy i niezbyt
wiele kontaktu ze wiatem zewntrznym. yje si midzy sob i przywizuje si wag do
najmniejszego gestu, do kadego sowa i wybryku. Jednak czytaem dziennik okrtowy. Nie ulegao
wtpliwoci, e Charrel da od Goddea, aby nie wychodzi na morze. A panujce na statku
zaniepokojenie? O tyle znam si na ludziach, aby stwierdzi, e byo ono rzeczywiste i gbokie.
Prosz wybaczy, panie kapitanie.
Dufor, od pewnej chwili szperajcy po kieszeniach, nagle si podnis.
Chciabym zapali i, jeli pan Dozwoli, wypi jeszcze szklank kawy.
- Papierosy s tu w szufladzie, prosz, niech si pan czstuje.
- Wspomniaem o wybryku, panie kapitanie - cign dalej marynarz, siadajc na powrt na kanapie
po wychyleniu duej szklanki zimnej kawy i zapaleniu papierosa. - Miaem na myli owo zdanie
Derieugo wypowiedziane po przyjciu Canope do Marsylii, ktrego moe nie dosyszano lub
zrozumiano le. Teraz, po tym co si stao, sam ju nie wiem. Canope zaton.
- Znalem dobrze Derieugo - powiedzia Vox, ktrego zachcia do mwienia szczero modego
oficera. - To bardzo twardy czowiek. Ale nie tylko to. W nim, jak w kadym czowieku uwaajcym si
za niepospolitego (sam pan uy tego okrelenia), tkwio troch pozerstwa. Jego sposb bycia to
poza. Derieu lubi, aby wiedziano i mwiono, e nie przebiera w sowach. Sto razy grozi dymisj...
- Wanie...
- Nigdy nie zoy podania o dymisj. Ale co si waciwie zdarzyo?
- Ot to! Kiedy Canope przyby do Marsylii, czekay na niego holowniki, ktre zaraz zaprowadziy go
do suchego doku, otwartego na jego przyjcie. Na nabrzeu, prcz malarzy ju gotowych do pracy,
oczekiwa jedyny przedstawiciel towarzystwa - inspektor.
- Tak, Maurin.
- Zaoga bya podobno niezadowolona, uwaajc, e po tej wyprawie do Londynu, gdzie
w rekordowym czasie musiaa doprowadzi do stanu gotowoci morskiej nie konserwowany od
miesicy statek, oraz po tej pamitnej podry - w Maurin, sam jeden, to byo za mao. Przerzucono
trap, inspektor wszed na pokad i tam, podajc rk Goddeowi i Charrelowi, stojcym
w towarzystwie bosmana i kilku marynarzy, oznajmi:
- Za dwa tygodnie idziecie do Neapolu.

- Za dwa tygodnie! - krzyknli jednoczenie obaj oficerowie. - Ale kapitanie...28


- No c! To wam nie wystarcza? Ale to wystarcza nam. - I bez dalszego sowa Maurin znik na trapie
wiodcym na grny pokad.
- Pozwoli pan, panie kapitanie? - Rka modego oficera, nieco drca, signa po paczk papierosw.
- Nieche j pan zatrzyma. Ta pal tylko fajk.
- Rouveyre i Laurelle - cign dalej Jean Dufor - opowiedzieli mi kady z osobna o scenie, jaka si
rozegraa i ktrej wiadkami byli Godde, Charrel i sam Rouveyre, ukryci w przylegym salonie. Ich
relacje s podobne i obaj, oczywicie w dobrej wierze, podali mi t sam wersj wypowiedzi
Derieugo, ktra... Wydaje si mieszne, panie kapitanie, opowiada to po tym, co si stao. Ale...
- Niech pan mwi dalej.
- Podczas wykonywania manewru Derieu zachowywa si tak, jakby nabrzee byo puste. Nie
pozdrowi inspektora ani nawet mu nie kiwn.
- Manewrujc nie zwracaby uwagi nawet na samego dyrektora naczelnego.
- Ale po rzuceniu pomostu na dok zszed z mostku na grny pokad i znajdowa si o trzy metry od
wiodcego tam trapu, kiedy ukaza si na nim Maurin z wycignit rk.
- Kapitanie, dyrekcja towarzystwa ogosia wyjcie Canope...
Chciabym, aby pan sysza biednego Rouveyrea, panie kapitanie. mia si z tego, a zarazem - jakby
to powiedzie - drczya go ta wypowied Derieugo. I to mnie zbija z tropu. Opisujc Derieugo, by
peen ironii, co mu miaem za ze. (Moe pan z niego drwi, jest w szpitalu). Cikie pomarszczone
powieki, zielone oczy, kpki wosw w uszach i na szyi, sine wargi, blada twarz poznaczona centkami,
rce w kieszeniach ciasnego, opitego paszcza.
- Wyjcie skd? - spyta Derieu z wyrazem zdziwienia, zanim zdecydowa si ucisn do Maurina.
- Oczywicie z Neapolu.
- Z Neapolu?
I wtedy wanie Derieu wymwi owo synne zdanie, ktre natychmiast spowodowao, e inspektor
wyszed z siebie. Nikt, mwi Rouveyre, nie pamita tego dokadnie. Derieu mrukn co w rodzaju:
A jest pan pewny, e Canope dopynie do Neapolu? W kadym razie byo to zdanie wyraajce
wtpliwo co do sprawnoci morskiej statku.
- To nie byo na serio! - zawoa Vox. - Canope przybywa przecie z Londynu.
- To wanie odrzek Maurin, ktry podskoczy jak pod uderzeniem bata:
- Nie chce mi pan powiedzie, e...
Wwczas Derieu, doszedszy do koca pokadu obok adowni nr 1, odwrci si i bardzo spokojnie,
mwic gono i akcentujc wyranie sowa, odpowiedzia:
- Nie mwi si o wyjciu na morze marynarzowi, ktry dopiero co stamtd przyby. Pyta si go raczej,
jak mia podr. A chocia mnie pan o to nie spyta, sam to powiem. - Po czym zacz:

28

Inspektora armatora (superintendenta) tytuuje si kapitanem. (Przyp. aut.)

- Po przybyciu do Londynu w dniu...


Podczas gdy byy trzeci oficer Canope mwi, w pamici i wyobrani Voxa odywao stukanie obcasw
Derieugo po pokadzie Canope i stukanie tyche samych obcasw po mostku Santa Anna, gdzie
pywa pod jego dowdztwem. I stao si tak, e gos Dufora jakoby uleg dziwnej metamorfozie i Vox
sysza samego Derieugo, ktry - jak mu si zdawao - przytacza daty, wskrzesza fakty, opowiada
o swych rozmowach i ktniach z londyskim agentem towarzystwa i zdawa spraw
z otrzymywanych i pisanych przez siebie listw, z ktrych dziki swej zdumiewajcej pamici cytowa
cae zdania. Ale Vox widzia take Maurina, poniewa wielokrotnie towarzyszy mu podczas inspekcji
statkw. Widzia owego maego rudowosego czowieka, jak tumic gniew chodzi za Derieum, nie
mogc mu zastpi drogi, pki tene si nie odwrci.
To nowe zachowanie si Derieugo zdawao si wskazywa, e bdzie da wyjanie. Mwi o
awariach maszyn i to z tak znajomoci rzeczy, z tak dokadnoci i dbaoci o ciso, z tak
znajomoci trudnoci, jakie musieli pokonywa mechanicy, e mona by sdzi, i jest obdarzony
darem podwjnego widzenia. Tu obok Goddea Charrel potwierdza skinieniem gowy kade sowo
kapitana. Ale ani razu Derieu nie wspomnia o starszym mechaniku. Suchali w milczeniu sprzeczki
obu mczyzn. Mwic z pocztku powoli, Derieu z wolna si rozgrzewa, podnoszc gos
i wypowiadajc si coraz szybciej. Suchajc kapitana mona byo pomyle, e inspektor
dobrowolnie, ze zoliwoci, do ktrej nie wydawa si zdolny, z jakim niepojtym okruciestwem
uwzi si, aby doprowadzi do zguby Canope i jego zaog. Nagle Derieu rzuci:
- Doznalimy, prosz pana, szataskiego koysania.
Oglnikowo tego okrelenia, nastpujcego zaraz po dokadnych, cisych szczegach, po sowach
oddajcych sedno sztuki marynarskiego rzemiosa, kazay inspektorowi przez chwil sdzi, e Derieu
postrada zmysy.
- Szataskiego koysania? - zapyta z wahaniem i bardzo ciszonym gosem, wyraajcym rozterk.
Unisszy wysoko gow, z rkami w kieszeniach, Derieu cisn wwczas sowa:
- Mielimy przechyy dochodzce chwilami do trzydziestu trzech stopni. - Po kilku sekundach doda: Byo to w Zatoce Biskajskiej. - A potem, po nowym, wyranie zaakcentowanym milczeniu: - Przy
sabym wietrze pnocno-zachodnim i na morzu lekko tylko wzburzonym. Statek by doskonale
wytrymowany - zakoczy.

Vox podnis si, zrobi kilka krokw po kabinie nawigacyjnej, podszed do wejcia do sterowni, unis
zason, popatrzy chwil na sternika, wrci i usiad z powrotem w fotelu.
- Prosz mi wierzy, chopcze - rzek - gdyby kapitan Derieu rzeczywicie uwaa, e Canope nie jest
pewnym statkiem, nie krzyczaby tego tak, aby go wszyscy syszeli. Tym razem byby zoy dymisj.
- A wic nie rozumiem wystpienia Charrela wobec Goddea w Neapolu.
- Co powiedzia panu Laurelle o zaodze maszynowej, ktra chciaa opuci Canope w Zatoce
Biskajskiej? Co w rodzaju tego, e sytuacj uratowaa niezwyka osobowo Derieugo.
- Sdzi pan, e...
- Sdz, e po odejciu kapitana do szpitala ludzie zadali od Goddea odoenia podry nie wskutek
owego wyskoku Derieugo wobec Maurina, lecz dlatego, e pamitali to przejcie z Londynu do

Marsylii - szataskie koysanie i inne rzeczy. Ale prosz mwi dalej. Prosz mi opowiedzie o
Goddzie. Czy wyszedszy z Gibraltaru napotkalicie z pogod?

V
Kiedy Jean Dufor zacz opisywa Voxowi wypadki, jakie wydarzyy si podczas podry Canope z
Londynu do Marsylii, Joseph Godde, lec w kabinie pilota, pooonej bezporednio pod kabin
nawigacyjn, poruszy si gwatownie i z ust jego wyrwa si okrzyk:
- Co powiedzia, Vox? - Otworzywszy oczy zdziwi si, e jest sam.
Od chwili gdy kapitan Virginii, z rkami w kieszeniach dugiego granatowego paszcza,
podkrelajcego barczysto jego postaci, w czapce o zaniedziaych od wody morskiej galonach,
stan przed koj, na ktrej lea Godde, ten ostatni walczy uporczywie z otpieniem, w jakie
pogry go zastrzyk doktora Oldera. Bl nie potrafi go otrzewi.
Przez kilka minut mia jeszcze przed oczyma kbowisko machajcych rkami cia i zielonkawych
twarzy o wytrzeszczonych oczach i wykrzywionych ustach, a w uszach wibroway mu rozpaczliwe
woania. Potem, poczuwszy w ustach gorzki smak wody i zimne macki oceanu obejmujce ciao,
znalaz si u podna kaduba Virginii, jakby u stp wysokiego czarnego urwiska.
W kocu wyowiono go z wody.
Bl by tak ywy i przejmujcy, e Godde nie way si ju porusza. Lew rk ostronie obmaca
rami i poczuwszy pod nawleczon na piam opatrunek moliwie cile unieruchamiajcy stawy,
przypomnia sobie, jak wycignito go z wody wanie za prawe rami i jak znalaz si na rufie Virginii,
podtrzymywany przez Saladiniego i jednego z marynarzy. (Zdaje si, e to by Ganteaume - mrukn).
Byby chocia sowem podzikowa obu podtrzymujcym go ludziom, gdyby w teje chwili, przy
przechyle statku na lew burt, nie zobaczy bardzo blisko, w gincym wietle dnia, toncego Canope.
Kompletnie spowity oceanem pokrytym szcztkami, porzuconymi tratwami i ciemnymi
przedmiotami, ktrymi mogy by pywajce zwoki, Canope - bezwadny od rana trup - zdawa si
oywa. Wyprostowa si, a pod jego ruf biela pienisty wir.
Wyczerpany, wstrznity, na wp ywy Godde mia wraenie, e w opuszczony statek nagle
pokona fale i odpynie.
Przechy statku powikszy si w cigu dwch minut, fale ogarny wszystko, co jeszcze stawiao opr.
W pewnej chwili wynurzywszy dzib z wody, Canope przyj pooenie i ksztat krzya zoonego na
barkach popychanego na miejsce kani Chrystusa.
Pochon go ocean.
Przeniesiony do szpitala okrtowego, rozebrany, wymasowany, opatrzony, wzmocniony, Godde
otrzyma zastrzyk i zosta uoony w kabinie pilota. Na tle biaych grodzi i ciemnych korytarzy mia
przed oczyma tylko jakie zamazane i znieksztacone twarze. Lec, pozostawiony sam sobie, zapad
w jaki koszmarny wiat, z ktrego wyrwaa go nagle obecno Voxa tak ywa, e otworzy oczy.
w wskrzeszony obraz Voxa nachylajcego si nad nim i wymawiajcego jakie sowa, napeniy go
osobliwym niepokojem. Sowa wypowiedziane w nocy przez kapitana Virginii zdaway si
nabrzmiewa jeszcze wiksz udrk ni ta, ktra go przygniataa. Sysza je, nie rozumiejc i nie
pamitajc, lecz powoli - jak trucizna o opnionym dziaaniu - zaczy nabiera sensu i tak

oddziaywa, e podwiadomie zacz cierpie. To wanie cierpienie, bardziej ni bl fizyczny,


wyrwao go z otpienia.
- Ale co on powiedzia? - Godde rozejrza si dokoa po wibrujcych grodziach pomieszczenia. Gdzie
jest? Do ktrej kabiny Virginii zosta przeniesiony? Nie poznawa tej mniszej celi o biaych nitowanych
cianach, pozbawionej iluminatorw, widocznych drzwi, pki na ksiki, szuflad na rzeczy, biurka,
wyposaonej w metalow umywalk, wsk szafk i dwa krzesa; na jednym leao rzucone na stos
ubranie, na drugim dojrza jakie papiery.
Bg zreszt wie, czy zapozna si dokadnie z Virgini, kiedy zaokrtowa na ni przed dwudziestu
omiu laty (mia wtedy siedemnacie lat) jako praktykant, nie posiadajcy szczeglnego upodobania
do morza.
- Dajcie mu spokj! - zdecydowa wwczas kapitan Galetti, ktry od jednego spojrzenia zrozumia
naiwno i oszoomienie chopca. - Zajmiemy si nim pniej.
Joseph Godde okrutnie ba si wtedy ludzi, od ktrych a do owej chwili trzymano go z daleka.
Kiedy oficerowie dowiedzieli si, e praktykant jest jedynym synem kapitana statku, ktry zaton
wraz z ca zaog, zaczli okazywa mu wicej wzgldw.
- Dlaczego - spyta go pewnego dnia pierwszy oficer, ktry chcc podczas sztormu oszczdzi mu
przebywania przez kilka godzin w bryzgach morza, kaza mu pisa w kabinie nawigacyjnej
wypracowanie na temat (o ile Godde pamita) konserwacji statku - dlaczego po mierci ojca na
morzu wybrae wanie zawd marynarza?
- Matka bya przeciwna - odrzek - ale ja sam chciaem.

Owo ja sam chciaem byo znamienne. Wola bya t z cech Goddea, ktr moe trudno byo
dostrzec, ale ktra w jego yciu odegraa znaczn rol. Vox si tego nie domyla (ale czy nie
przyznawa, e nie posiada intuicji?). Godde przejawia j przede wszystkim wobec siebie samego,
wobec swych brakw i saboci ducha.
Do pewnego czasu musia zwalcza w sobie prawdziwe zaamanie duchowe za kadym razem, kiedy
mia przystosowa si do nowego rodowiska. Pamita bezsenne noce w okresie, kiedy jako ucze
w szkole morskiej w Ste, nie majcy szczeglnych zdolnoci do matematyki, przygotowywa si do
oficerskiego egzaminu. Znw widzia, jak na oceanicznym holowniku, gdzie odby wiksz cz swej
wojskowej suby, ocieka wod, trzsie si z zimna i klnie wszystko, na czym wiat stoi.
Nastpnego roku, penic sub w kanale La Manche, sta si praw rk podoficera dowodzcego
okrtem. Wykrela kursy, bra namiary, robi obliczenia, sondowa. Dokonaa si w nim gboka
przemiana: zacz kocha morze i zawd nawigatora. Cud woli. Pisa do matki: Nasze ycie na tym
okrcie warte niemal tyle samo co na statkach linii nowojorskiej.
Z ow lini nowojorsk, ktrej wspomnienie teraz go przerazio, zetkn si w chwili, kiedy otrzyma
dyplom kapitana eglugi wielkiej.
Godde doznawa uczucia, e gdy znajdowa si w obliczu jakich przeciwnoci, przed ktrymi byby
skonny si ugi, jego wola dziaaa jak jaka niezalena sia. Byo tak rwnie wtedy, gdy uzyskawszy
upragniony przydzia do towarzystwa eglugowego Intercontinentale, pywa na statku pasaerskim
Santa Anna pod dowdztwem Derieugo.

Gdy wszed do kabiny nawigacyjnej, by zameldowa si na statku, uderzy go zarwno bysk


utkwionego we spojrzenia, jak i osobliwo wysokiej wtej postaci, jeszcze wyszczuplonej wskim
surdutem, stojcej w rogu pomieszczenia.
- Panie kapitanie.
- Prosz mwi. Kim pan jest? Z jakiego statku? Jaki dyplom?
Godde nie spuci oczu przed nieruchomym wzrokiem patrzcym z trjktnej twarzy.
Gdy pi minut pniej zgosi si u drugiego oficera, gotw by zada mu pytanie, ktre sam sobie
zadawa od chwili zejcia z mostku: Co tkwi w tym czowieku o rudych wosach, zielonych oczach
i bladej, niemal uskowatej cerze? Przedstawiwszy si i wymieniwszy ucisk doni, odszed jednak bez
sowa, uderzony zadziwiajcym podobiestwem (sam uy tego okrelenia) pomidzy Derieum
a drugim oficerem. Tym oficerem by Vox.
Podczas swej pierwszej nocnej wachty Godde, wziwszy namiar na latarni Cap Corse, zmieni na
wasn rk kurs o dwa stopnie w prawo, aby przej od niej w odlegoci wyznaczonej wykrelonym
na mapie kursem.
Nazajutrz Derieu przywita go nastpujcymi sowami:
Zmieni pan kurs tej nocy?
- Tak, panie kapitanie, o dwa stopnie.
- Nie wtpi, e umia pan to zrobi. Ale powinien pan by kaza mnie obudzi.
Godde zaczerwieni si. C za pogarda tkwia w tym nie wtpi! Spojrza na Voxa, ktry o dwa
kroki obok obserwowa przez lornet jaki parowiec, nie odwracajc gowy. - Czy ci dwaj yj
w zgodzie, czy te tocz ze sob walk pod pozorami spokoju, chodu i obojtnoci?
Godde ju od dawna przesta si ba ludzi i czu si pewien siebie. - W kadym razie nie dam sobie
w kasz dmucha jak Vollard. - Vollard, pierwszy oficer, nie potrafi oprze si Derieumu. By moe
(Godde zacz obserwowa obu tych ludzi) oficer byby si postawi kapitanowi, gdyby ten by
grubiaski i krzykliwy, ale docinkom Derieugo towarzyszya zawsze chodna grzeczno, przy czym
nigdy nie podnosi gosu.
Godde pocztkowo sdzi, e Vollard mia kompleks z powodu niskiego wzrostu, z powodu tego, e
nie potrafi wzbudzi dla siebie respektu, e by sabym nawigatorem i niezbyt dobrze zna obowizki
starszego oficera. Przyzna jednak, e si myli, widzc jak Vollard kieruje wacht i organizuje prace
pokadowe.
Pod wzrokiem Derieugo i na jego sowa przepenione okrutn ironi Vollard peszy si, traci zimn
krew, bekota. Rzadko si zdarzao, aby Godde, wchodzc o smej rano do sterowni, nie dosysza
jakich cierpkich uwag Derieugo, po ktrych Vollard z zaszczutym wyrazem twarzy znika z mostku.
Trwao to od dwch lat. Dla Goddea szybko stao si jasne, e drczony Vollard zaama si. - Tylko
nie to - pomyla Godde. Czu, e jest obserwowany, nawet ledzony. Derieu, ktry opuszcza
pomieszczenia nawigacyjne tylko wwczas, gdy musia prezydowa przy stole w pierwszej klasie,
kontrolowa cay statek, zjawia si na mostku w najrniejszych godzinach i robi obserwacje
w chwili, gdy oficer wachtowy dopiero co odoy sekstant.
Wzorowa si na zachowaniu Voxa - tak lini postpowania obra Godde. Chcia by milczcym,
nieprzeniknionym i chodnym jak drugi oficer. Stara si peni sub bez zarzutu. Pomimo to czu, e

Derieu kry wok niego, jakby czyhajc na jaki bd, podczas kiedy drugiego oficera kapitan
zdawa si unika. - To ciekawe - pomyla. - Czyby podobiestwo fizyczne odgrywao tu jak rol? Jednak Vox, chocia nie by zbyt przystpny, to nie odpycha tak jak Derieu. Z wolna Godde zacz
dostrzega rnice w zachowaniu si obu tych ludzi. I jeli wzrok kapitana twardnia czsto pod
wpywem pogardliwej wyniosoci, chd spojrzenia drugiego oficera agodzi niekiedy jaki figlarny
przebysk.
Vox prowadzi odosobniony tryb ycia, lecz Godde zacz si nim interesowa i obserwowa go.
Z biegiem czasu zacz ceni jego spokj i zimn krew, nie udawane, lecz wrodzone. Pewne uwagi
i urywki rozmw ujawniay jego poczucie umiaru, jasno umysu, upodobania do podejmowania
trudnych problemw i upr w ich rozwizywaniu, szeroki zakres wiedzy. Vox, nie mwic ani sowa,
narzuca respekt samym postpowaniem. - Szybko dostanie dowdztwo i bdzie pierwszorzdnym
kapitanem. Derieu, ktry nie jest gupi, widzi to rwnie dobrze jak ja, podczas kiedy u mnie dostrzega
wielki wysiek przy wykonywaniu pracy.

Godde ju wiedzia, i ycie na Santa Anna bdzie dla niego bardzo przykre. Vollard, ofiara losu, nigdy
nie przemwi ani sowa; Vox po odbyciu wachty i spoyciu posiku zamyka si w swojej kabinie;
mechanicy trzymali si ze sob, wszdobylski Derieu by wstrtny. Godde zadawa sobie pytanie: - Jak
dugo jeszcze?
Zdarzyo si to przy wyjciu z Nowego Jorku, podczas drugiej podry Goddea na tym statku.
Zapltaa si kotwica. W podmuchach silnego wiatru Santa Anna staa si pomiewiskiem dla zag
ssiednich statkw. Vollard, przyszedszy na mostek, by zaamany.
- Dlaczego, do cholery, nie odszczeknie mu si? - spyta nagle Godde Voxa, gdy chwil pniej obaj
oficerowie znaleli si sami w mesie.
We wzroku Voxa zabysa figlarno, ktr czsto przejawia.
- A pan by potrafi?
- Chyba tak. Ale dlaczeg nie wyokrtuje Vollarda?
- Nie tylko go nie wyokrtuje, ale nawet zabrania mu zej ze statku. On musi mie jak ofiar na
poarcie.
Godde, przechodzc ze statku na statek, nie zmieni ju odtd armatora. wiat jego zacieni si do
linii nowojorskiej, zaczynajcej si na Morzu rdziemnym i prowadzcej przez kilka portw:
Marsyli, Genu, Neapol, Lizbon, Boston, Providence, Nowy Jork, od zimowych sztormw pnocnoatlantyckich, do promiennego letniego nieba rdziemnomorskiego, a od pewnego czasu - do kobiety
polubionej po to, aby mg rozmyla o jakiej ludzkiej istocie, ktra do niego naleaa.
Wyokrtowawszy z Virginii jako praktykant, zaokrtowa si na ni po dwudziestu latach jako drugi
oficer i zasta tam znw Voxa, niedawno mianowanego starszym oficerem, Voxa jeszcze bardziej
niedostpnego i nieprzeniknionego. Dwa lata pniej nowy rozkaz odwoa go z Virginii i odtd obaj
koledzy z pocztkowych lat morskiej kariery spotykali si rzadko; czasem wypijali razem aperitif na
tarasie marsylskiej kawiarni, czasem w przelocie ciskali sobie donie.

W przeddzie wyjazdu Goddea do Londynu, obaj marynarze, idc w przeciwnych kierunkach,


spotkali si tak wanie na Canebire29.
- Syszaem, e zostae starszym na Canope. Zadowolony jeste, co?
- Do. Ciemna strona to Derieu.
Obaj umiechnli si, wspominajc mode lata na Santa Anna, gdzie zrodzia si ich niezbyt dojrzaa
przyja.
- Wybacz, nie gratulowaem ci twojej nominacji - doda Godde.
- Niewane - mrukn Vox, przytrzymujc rk kapelusz w porywach gwatownego mistralu30.
Rozstalimy si wtedy - pomyla Godde usiujc poprawi si na koi tak, aby znw nie urazi
ramienia - a teraz wanie on, Vox, na tej swojej Virginii, pierwszy odpowiedzia na moje wezwanie!
On wanie przyszed mi na pomoc! Ale co to powiedzia takiego dzi w nocy, co mnie tak drczy?
I nagle sowa dawnego kolegi przypomniay mu si tak ywo, e niemal sysza dobitny gos Voxa:
Wybacz, stary, e nie mogem nic zrobi dla ciebie ani dla Canope. Gdybym mia pod nogami
frachtowiec, bybym prbowa poda ci hol. Ale z pasaerami! Nie, nie miaem prawa.
Godde poj od razu przyczyn swego niepokoju, zrozumia, dlaczego tak okrutnie drczyo go
wspomnienie obecnoci Voxa u wezgowia jego koi. W gbi zamroczonego umysu ksztatowaa si
myl.
- Nie miaem prawa! - wyszepta. - Pasaerowie. Czyby?...
Teraz ju z przeraajc szybkoci myl ta skrystalizowaa si w przewiadczenie, e on sam nie
powinien by naraa Canope na niebezpieczestwo, aby nie pomoc Marco Polo. Usiowa j
odpdzi. - Vox mwi za siebie. Czyni aluzj do decyzji, ktr sam musia podj. A zreszt zmieni
kurs tak jak i ja. Poszed pod fal. Nie chcia ryzykowa wicej dopiero wtedy, kiedy zobaczy moj
sytuacj. Wybacz, e nie mogem nic zrobi dla ciebie ani dla Canope. Ryzyko byo zbyt wielkie.
Gdybym mia pod nogami frachtowiec, bybym prbowa poda ci hol. Ja sam, gdybym zasta Marco
Polo jeszcze na powierzchni, nie ryzykowabym dobijania do niego.
Godde rozumia jednak, e sam prbowa si udzi. - Bd mi zarzucali (od chwili kiedy przyszo mu
do gowy sowo zarzut, wiedzia, e z tego zrobi si powana sprawa, e wszyscy bd go oskarali,
e wszystkich bdzie mia przeciw sobie: dyrektorw, inspektora, ubezpieczycieli, sdziw,
dziennikarzy, kolegium), bd mi zarzucali, e pooyem Canope w poprzek fali, aby podej do
frachtowca. Wtedy wanie woda wtargna do wntrza. A skoro drczyy mnie sowa Voxa, to
znaczy, e czuem ju w gbi ducha jaki uraz. To znaczy, e czuem ju niejasno, i katastrofa nie
byaby si wydarzya, gdyby...

Widzia znw, jak niespena dziesi dni temu z niepokojem wyczekiwa na diagnoz lekarza
okrtowego, doktora Thomsona (Co si z nim stao? Nigdzie go nie widziaem), pochylonego nad
dugim, wp ubranym ciaem Derieugo, rozcignitym na pododze, midzy koj a kanap. Za

29

Najruchliwsza ulica Marsylii, wychodzca na port. (Przyp. tum.)


Mistral - silny wiatr z kierunkw pnocnych, wiejcy gwnie w zimie i na wiosn na rdziemnomorskim
wybrzeu Francji, u ujcia Rodanu. (Przyp. tum.)
30

Thomson, po dokadnym zbadaniu, spojrza na Goddea swymi niebieskimi wyupiastymi oczami


i szepn:
- Z nim koniec. Udar mzgu, prawa strona sparaliowana. Moe bdzie jeszcze y i wegetowa. Ale
ju nigdy nie zobaczymy go na mostku.
Z trapu, dokd nieco pniej towarzyszy niesionemu na noszach Derieumu, Godde dostrzeg na
nabrzeu kilkudziesiciu pasaerw, ktrzy, siedzc na swych bagaach, czekali ju na zaokrtowanie.
- Co za pech! - zawoa, biorc piro, by zredagowa telegram do dyrekcji i do inspektora
towarzystwa. Z pewnoci opniono by wyjcie statku o dwadziecia cztery godziny, gdyby by w
Marsylii pod rk jakikolwiek starszy od niego kapitan, lub pierwszy oficer. Godde jednak wiedzia, e
wszyscy s na morzu. - Powierz mi w zastpstwie dowdztwo Canope.
Powiadamiajc go o nominacji na starszego oficera na statku pasaerskim, dyrektor generalny
pozwoli mu si domyla, e w najbliszym czasie otrzyma dowdztwo frachtowca:
- Spodziewa si pan czego innego? Troch cierpliwoci. Za niecay rok znw si tu zobaczymy.
Tymczasem Godde trudzi si i harowa, jakby cae ycie przyszo mu utrzymywa w porzdku statek,
ktrego armatorzy pozbywali si jeden po drugim. Wytrzyma prb z Derieum, postanawiajc sobie,
e nie stanie si ow ofiar na poarcie, ktrej kapitan poszukiwa. Penic skrupulatnie swe
obowizki, zaznawa nieco odprenia dopiero wieczorem w kabinie starszego mechanika Charrela,
gdzie obaj marynarze przy kieliszku koniaku naradzali si nad wspln obron.
Teraz przyjdzie mu prowadzi Canope do Nowego Jorku i to w grudniu! (Tak, nie mg odmwi.
Pywa na statkach towarzystwa od dwudziestu lat. Ma otrzyma dowdztwo frachtowca). Byby
chtnie poprowadzi Virgini czy jakikolwiek inny statek pasaerski. Ale sysza utyskiwania Charrela
i innych mechanikw i widzia si na mostku liniowca majcego trzydziestostopniowe przechyy.
Poczu niemal ulg, gdy starszy mechanik wszed do jego kabiny. Chcia mwi. Chcia wsplnie
przeanalizowa sytuacj, jak w Londynie. Ale Charrel przybra od razu ton, ktry bardzo mu si nie
podoba.
- Dyrekcja powierzy panu dowdztwo Canope.
- Pan take tak sdzi?
- Czy ma pan zamiar je przyj?
- Chce pan powiedzie, e nie powinienem przyj dowdztwa, jeli zostanie mi narzucone? Zaakcentowa ostatnie sowo.
- Uwaamy... ja i oficerowie mechanicy, e naleaoby odoy wyjcie statku.
Przez dusz chwil Godde sta oniemiay ze zdumienia. Po czym odezwa si:
- Mgby mi pan powiedzie, Charrel, czy gdyby Derieu pozosta na statku, byby go pan rwnie
prosi, aby nie wychodzi w morze?
Twarz mechanika oblaa si rumiecem. Nie odpowiedzia. Godde, ktry chwil przedtem by bliski
niezdecydowania (gdyby nie jego dwudziestoletni sta w towarzystwie, gdyby nie obiecano mu
frachtowca!), poczu, e zaczyna w nim wzbiera jaka osobliwa energia.

Patrzc bez mrugnicia Charrelowi w oczy, przypomnia sobie dziwn komedi, jaka rozegraa si
pomidzy otyym inspektorem a owym pogardliwym czowiekiem, ktrego dugie bezwadne ciao
wsunito przed chwil do karetki niby trumn do karawanu.
- To niemoliwe, Charrel, aby cho przez chwil uwierzy pan w to, co syszelimy obaj. To bya szara
starego odyca. Gdyby Derieu tak dalece nie mia zaufania do Canope, nie byby wyszed na morze.
Nie ze wzgldu na siebie, bo on si nie ba niczego, nawet mierci, I ale ze wzgldu na nas, ze wzgldu
na tych, co czekaj na nabrzeu, ze wzgldu na statek.
- Canope to wielka odpowiedzialno. Jeli co si zdarzy, moe to drogo kosztowa ze wzgldu na
pask przyszo. Derieu ju koczy sw karier.
Wyjanienie mechanika nie przekonao go.
- Prosz mwi szczerze, Charrel. Naley pan do pokolenia Derieugo i uwaa pan, e jestem za mody.
Sdzi pan, e nie posiadam dostatecznego dowiadczenia, aby dowodzi Canope, statkiem
nieudanym, ktry sprawi nam tyle kopotw w podry z Londynu do Marsylii.
Gestem powstrzyma znak protestu Charrela.
- Myli pan, e jeli mi dowdztwo narzuc - powtrzy to sowo - to bd z tego rad?
Obiecano mi dowdztwo frachtowca, a teraz oddabym wszystkie Canope za jednego Cap Coda czy
Nantucketa. Mwi pan o mojej przyszoci, ale jelibym odmwi, Canope nie rozpoczby podry
ani dzi, ani jutro, ani pojutrze. Czy nie uwaa pan, e moja sytuacja byaby wwczas trudna? Radzi mi
pan odmwi! Pan, ktry nie waha si wyj w morze na Canope takim, jakim jest, pod dowdztwem
Derieugo, a odmawia pan wyjcia pod moim dowdztwem. Przecie i pan koczy swoj karier.
Charrel wsta, za Godde, ktry miewa niekiedy napady szorstkoci, ale zaraz potem ich aowa,
wsta take i doda:
- W kadym wypadku bd peni dowdztwo Canope tylko jedn podr, a moe nawet tylko
w jedn stron, jeli zastaniemy w Nowym Jorku jaki statek naszego towarzystwa - mog take
wysa tam kapitana z Hawru. Derieu uwaa, e naley wyprbowa Canope na trasie nowojorskiej.
Ja take tak uwaam.

Rozmowa ta zmienia posta rzeczy. Godde od razu zapomnia w rodzaj afrontu, jaki mu uczyniono.
Si woli przemg pojawiajce si w nim obawy upadku ducha. Nie czu si ju niczym zwizany.
Derieu nie waha si poprowadzi Canope w peni zimy z Neapolu do Nowego Jorku, dlaczeg on,
Godde, miaby si od tego uchyla, nawet gdyby mg to zrobi bez naraania wasnej kariery? Czuby
si zawiedziony, gdyby odebrany wkrtce potem telegram kategorycznie nie nakaza mu objcia
dowdztwa liniowca.
Lecz zaraz zacza drczy go przeszo, to wszystko, co si zdarzyo i co powiedziano w Londynie,
midzy Londynem a Marsyli, w Marsylii, w Neapolu, a nawet - jeli nie przede wszystkim wystpienie Charrela. Godde powtarza sobie to, co powiedzia mechanikowi: Gdyby Derieu tak
dalece nie mia zaufania do Canope, nie byby wyszed na morze. Ale trzeba by czujnym jak on.
Ju pierwszego dnia podry, zanim wieczorem wzi piro do rki, by, pochyliwszy si nad
dziennikiem zarzdze nocnych, napisa wasne zarzdzenia, odczyta zapisane na pocztku stronicy
polecenia Derieugo sprzed czterech dni, dotyczce wejcia do Zatoki Neapolitaskiej. Zacz
przewraca kartki wstecz, cofajc si do Marsylii, do Morza rdziemnego, potem do Atlantyku,

kanau La Manche i tak a do pierwszego zarzdzenia napisanego wieczorem w dniu wyjcia Canope z
Tamizy.
W tym samym miejscu, gdzie si teraz znajdowa Godde, i nawet w tej samej pozycji, Derieu - wysoka
posta na zgitych kolanach, o wygitym grzbiecie i pochylonych ramionach - co wieczr w okularach
na nosie, pokryt piegami rk zapisywa te zarzdzenia drobnymi, lecz bardzo precyzyjnymi literami,
podczas gdy Canope doznawa owego synnego szataskiego koysania.
Nie zamierzajc go naladowa, ale by niczego nie zaniedba, Godde pisa swe zarzdzenia nie tylko
tak samo jakby je zredagowa Derieu, ale nawet uywajc tych samych wyrae i zwrotw. Derieu,
jako jedyny kapitan towarzystwa, poleca oficerom dokonywa w nocy inspekcji statku. Godde wpisa
wic zarzdzenie, aby go obudzono kwadrans przed pnoc, oraz poleci Rouveyreowi obej
w nocy statek w towarzystwie marynarza, przesondowa zzy i w razie potrzeby kaza wachtowemu
mechanikowi je wypompowa.
Nazajutrz i w cigu dni nastpnych Godde zachowywa si dokadnie tak samo, jak Derieu - robi
moliwie jak najwicej obserwacji w dzie i w nocy, czsto si pokazywa na mostku, sprawdza
niektre obliczenia, gnbi mechanikw telefonami, oczywicie nie zwraca si do nich w tak
pogardliwy sposb.
Mody Rouveyre, ktry lubi sobie nieszkodliwie artowa, oznajmi w mesie, e Godde ma obsesj na
punkcie Derieugo.
- Widzi go wszdzie. Chodzi krok w krok za postaci wielkiego Derieugo na mostku, w sterowni,
w kabinie. Zao si o luidora31, e zanim przyjdziemy do Nowego Jorku, zacznie duba z drewna
kuter.
Nieszczsny oficer niezupenie mia racj. Godde przej od Derieugo tylko sposb dowodzenia
statkiem i zwyczaj zajmowania si i interesowania wszystkim. To za dlatego, poniewa chcia
doprowadzi statek do Nowego Jorku. Potem z radoci przekazaby go w rce innego kapitana. I od
tej chwili odrzuciby wszelkie myli o Derieum.
Minwszy Gibraltar przesta niemal sypia, widzie i sysze, co si dookoa niego dzieje. Z obaw
w sercu, przy niewidocznym horyzoncie, pokrytym niebie, skaczcym barometrze i rosncym na sile
wietrze, cay czas wiejcym z dziobu, pyn na spotkanie wzmagajcego si sztormu. Nie
przejmowaby si tym wszystkim na mostku frachtowca, ktry mu obiecano. Ale na mostku Canope,
drczony obsesj, aby nie obudzi go przechy, mogcy by zwiastunem owego gronego koysania,
czy te aby nie usysze w suchawce gosu Charrela: Musimy stopowa - by wystawiony na cik
prb.
Trwao to do chwili, kiedy - trzy dni temu - radiooficer Dejean uchyli zason kabiny nawigacyjnej.
- Wezwanie o pomoc, panie kapitanie.

Dopiero teraz, lec w koi na Virginii, Godde widzia wyranie, co si wwczas w nim dziao. Sowa
wezwanie o pomoc obudziy jego wasn osobowo. W innym czowieku wzrsby jeszcze, by
moe, odczuwany przedtem niepokj. Inny pomylaby moe zaraz, nawet nie rozwinwszy papieru
wrczonego przez radiooficera: Nie, nie mog. Dowodz statkiem pasaerskim. Musz doprowadzi

31

Luidor - dwadziecia frankw w zocie. (Przyp. tum.)

Canope do Nowego Jorku. Gro mi awarie i niebezpieczne koysanie. Albo moe w inny czowiek
zadaby sobie pytanie: Co by zrobi Derieu?
W chwili gdy czyta nazw woskiego frachtowca, gdy przed jego oczyma zarysowa si obraz
wielkiego czarnego statku o omiu czy dziewiciu tysicach ton - czsto widywanego w portach na tej
trasie - Godde nie myla o Canope, lecz o Marco Polo. Wyobraa sobie, jak ley z zastopowanymi
maszynami, dryfujc, zdany na ask straszliwie bijcych fal.
- Trudno bdzie pj mu na pomoc - mrukn.
Bya to uwaga o charakterze oglnym. Nie wiedzia jeszcze, e sam stanie w obliczu ewentualnoci
skierowania si ku Marco Polo. Uwiadomi sobie t ewentualno, kiedy przeczyta pozycj wocha. Ale on jest cakiem blisko, o pidziesit, szedziesit mil std (zawsze pamita wasn pozycj). Nie zwracajc uwagi na Dejeana, ktry cigle czeka, pochyli si nad map, aby sprawdzi sytuacj.
Skrzywi si. Marco Polo by rzeczywicie o szedziesit mil, ale wprost na poudniowy zachd. To
znaczy, e gdyby on, Godde, chcia podej do frachtowca, musiaby i kursem akurat w poprzek fali.
Przez dug chwil sta nieruchomo z cyrklem w rku, patrzc na map. To by byo okropne, gdyby
musia zmieni kurs. Tak jest, myla o pasaerach, o emigrantach. Wiedzia, e zmczyliby si
okrutnie. Przypomnia sobie take koysanie w Zatoce Biskajskiej i awari przy Beachy Head. Ale moe
nie bdzie musia przerywa podry do Nowego Jorku (myl o wykrceniu si w razie sytuacji
wyranie zobowizujcej nie zawitaa mu w gowie).
- Dejean - powiedzia. - Prosz zaraz wraca do radiostacji. Bdzie pan zapisywa wszystkie
odpowiedzi udzielone na to wezwanie, notujc nazwy statkw i ich pozycje. Zwaszcza pozycje.
I przyniesie mi je pan natychmiast po odebraniu.
Czekajc na nie, pochyla si jeszcze dugo nad map, po czym wyszed na mostek wanie w chwili
gwatownego gradowego szkwau. Potem wszed z powrotem do kabiny nawigacyjnej.
Zapomnia cakowicie o Derieum, o koysaniu w Zatoce Biskajskiej i o awarii przy Beachy Head. Byo
faktem, e Canope, w nieudany i nie znany statek, pomimo e warunki pracy w kotowni byy
niezwykle cikie, nie mia adnej awarii przez sze dni od chwili, gdy walczy ze sztormem.
- Odebra pan odpowiedzi na wezwanie Marco Polo? - spyta, jak tylko pojawi si znw Dejean.
- Tak, panie kapitanie. Virginia i Ascania id do niego. Mam ich pozycje. Oto one.
- Dobrze. Przyl panu komunikat.
Po naniesieniu na map pozycji Virginii i Ascanii Godde zorientowa si natychmiast, e w pobliu
Marco Polo nie znajduje si prcz Canope aden inny statek. Dookoa Canope i wocha ocean by
pusty. - Oni nadejd dopiero pn noc. Ja mog by przy nim za cztery godziny. Okoo dziesitej
wieczr.

Tak. Powiedz mi to samo, co Vox: Nie mia pan prawa. Naraa pan na niebezpieczestwo swych
pasaerw. Omiuset. Kobiety i dzieci. - I nagle kiekujca w nim od pewnej chwili wtpliwo
wyrazia si pytaniem: - A jeli bd mieli racj?
Poczu w sobie ogromn pustk. - Ja, Godde, bd odpowiedzialny za to, co si stao, za to co
widziaem. Wiem, oskar mnie i bd si broni. Ale wyrok, ktry zostanie wydany, nie bdzie mia
znaczenia. Wana jest pewno, gbokie przewiadczenie o susznoci sprawy.

Mia pewno, e na jego decyzj nie wpywa fakt, i by synem kapitana statku zaginionego na
morzu, e do akcji skonia go owa rwnie stara, jak morze tradycja: pomc. Uchyli si od tego
wydawaoby mu si tchrzostwem.
Niemal wszystko to powiedzia Charrelowi, gdy ten, zawezwany i poinformowany o sytuacji, zawoa:
- Kapitanie... Ludzie tam na dole... Ledwo trzymaj si na nogach... Emigranci... Bdziemy mieli
przechyy.
- Ale marynarze s w niebezpieczestwie. Ich statek tonie. A jaki okrt nie ma przechyw na fali?
I nawizujc do tego, e w Londynie przyjto zbyt may adunek, co mogo spowodowa owo
szataskie koysanie, doda:
- Jestemy dostatecznie zaadowani.
Wydawszy wszelkie potrzebne zarzdzenia, kaza pooy ster na lew burt. Czy popeni bd?
Podczas tych strasznych godzin ani razu nie odczu alu czy wyrzutw sumienia. Nawet wwczas, gdy
wraz z Bertrandem patrzc z mostku, dozna straszliwego wstrzsu na widok tragedii zdruzgotanej
szalupy.
Kwestie te wyoniy si przed nim teraz, w nocy, po sowach Voxa. Ale jak postpiby sam Vox
w podobnej sytuacji? Zapyta go o to. Pokae mu dziennik okrtowy, w ktrym pomimo stale
wzmagajcego si od Gibraltaru sztormu nie zanotowano adnego powaniejszego wydarzenia, ktry
wykazywa na kadej wachcie normalne funkcjonowanie pompy. Pokae mu map i odebrane
radiotelegramy, wiadczce o tym, e spord wszystkich zaalarmowanych statkw Canope mg
doj najszybciej do Marco Polo.
Rzuciwszy okiem na stojce o krok od koi krzeso, na ktrym leay jego papiery, wyda stumiony
okrzyk. Przypomnia sobie. Znajdowaa si tam niewtpliwie jego ksieczka eglarska, portfel i moe
niektre listy, ktre mia w kieszeniach. Ale dokumenty okrtowe zatony wraz z Canope.

U schyku popoudnia, kiedy fale zmyway za burt ostatnich pasaerw, Charrel, umorusany wglem,
oblepiony czarnym botem i chwiejcy si z wyczerpania, stawi si przed Goddeem, ktry w owej
chwili obserwowa z niepokojem dramatyczn podr ostatniej szalupy po morzu usianym ciemnymi
ciaami przypominajcymi wierzchoki raf. Godde lka si, czy ta le prowadzona i sabo obsadzona
d nie przewrci si, zanim zdoa dotrze do Virginii lub Ascanii
- Kapitanie, w maszynie nie ma ju nikogo. Wszyscy moi mechanicy i oficerowie opucili ju statek.
Jeli pan pozwoli, i ja pjd w ich lady.
Godde opuci lornetk i spojrza w oczy starszemu mechanikowi, ktry mgby powiedzie: Gdyby
pan mnie posucha w Neapolu, kapitanie Godde!, lecz ktry sta teraz niemal pokornie przed
kapitanem przygniecionym ogromem nieszczcia.
Obaj mczyni wymienili ucisk doni tak zwyczajnie, jak czynili to co wieczr w Londynie, kiedy
rozstawali si po kieliszku koniaku. Ale pniej, kiedy szalupa dotara bezpiecznie do burty Virginii,
Godde nie mg dostrzec Charrela wrd kilkudziesiciu ludzi walczcych jeszcze z falami.
- Pozostalimy sami! - rzek wwczas Bertrand.
- Sami?

- Tak. Obszedem midzypokadzie i pomieszczenia. Jeli chodzi o maszyny, sysza pan, co mwi
Charrel.
- Kolej na pana. Niech si pan prbuje ratowa.
Pozosta tylko jeden sposb: wyczeka chwili, gdy fala dojdzie do pokadu i powierzy si jej na los
szczcia.
- A dokumenty, kapitanie?
- S przygotowane. Zabior je.
- Ale...
Nagle Godde odnis wraenie, e Bertrand zlk si uczyni to, do czego skania emigrantw,
odwanie, z naraeniem ycia pomagajc im mocowa pasy ratunkowe, uczepiony do liny ratunkowej
podprowadzajc ich na krawd burty i krzyczc:
- Dalej, skaczcie. Teraz dobry moment.
Bertrand, ktry wykaza tyle zimnej krwi, pewnoci siebie i cierpliwoci, ktry w pewnej chwili
dobrowolnie ofiarowa si pj na dzib, doznawa jakiego lku teraz, kiedy sam stan w obliczu
fal!
A dotd Godde by osobicie jakby poza ca t akcj. Ani chwili nie myla o swym wasnym yciu
czy mierci, o tym, e bdzie musia sam walczy, by si ocali. Lk, jaki wyczyta z bladej twarzy i z
gosu swego starszego oficera, uwiadomi kapitanowi straszne, groce mu niebezpieczestwo,
odkry fakt, e z kolei on sam stanie si jednym z tych miotanych falami i zalewanych bryzgami cia
oraz e jeli uda mu si dopyn do zbawczego statku, bdzie jedn z tych mikroskopijnych postaci
uczepionych niby kraby do kaduba. Nie doznawa jednak szczeglnego wzruszenia i odczuwa jak
zdumiewajc obojtno wobec swego przyszego losu.
- Nie mog zostawi pana samego, kapitanie!
Godde zrozumia z osupieniem, i lk Bertranda przed wyskoczeniem za burt by tak wielki, e wola
raczej pozosta na skazanym na zagad statku.
- Nie zamierzam pj na dno wraz z Canope - odrzek.
Wtedy sobie pomyla, e ju kiedy przey tak chwil. - W latach modoci tak czsto
wyobraaem sobie mier mego ojca!
- Moe pan by tego pewny - doda. - Obejdziemy salony i wstpimy do radiokabiny. Nie chc
zostawi Rouveyrea, nie zobaczywszy go przedtem. Potem wyskoczymy razem. - Nie przestajc
mwi, pocign Bertranda do sterowni. - Mamy czas. Gdyby nie noc, jeszcze bym poczeka.
Zaoy na paszcz pas ratunkowy, ktry Bertrand wydoby z jakiej szafki, po czym pooy rk na
grubej czarnej teczce o podwjnej przegrdce, owinitej nieprzemakalnym ptnem, cignitej
paskiem i tkwicej w rogu stou.
- To s dokumenty. Jest tam wszystko: dziennik okrtowy, zeszyt zarzdze nocnych, radiotelegramy,
mapa drogowa, konosamenty, lista pasaerw. Gdyby mi si co stao... - Chwyci butelk koniaku,
toczc si po pokadzie midzy sterem i kompasem. - yknij pan sobie porzdnie, Bertrand. To
troch rozgrzeje - doda, nie chcc, aby towarzysz podejrzewa, e kapitan dostrzeg jego lk.

Nawet w tej chwili, kiedy mia przed oczyma wszystkie nastpstwa swego postpowania, Godde nie
pomyla, e wkrtce przyjdzie mu zada sobie trwone pytanie: mia racj czy te jej nie mia,
zmieniajc kurs Canope? By owadnity ow gorczk znieczulajc na kilka godzin tych, co przed
chwil byli wiadkami agonii bliskiej istoty.
Jego myl zaprztn na chwil niesamowity fakt, e oto przebywaj we dwch, tylko z Bertrandem,
na tym ogromnym statku, rojcym si przed chwil od oszalaego ze strachu tumu, teraz cichym
i milczcym, na statku majcym zapa si w otcha oceanu.
- Niech pan te golnie, kapitanie.
Przed kilku tygodniami obaj z Bertrandem jako pierwsi weszli na pokad tego statku o tajemniczej
przeszoci, rwnie jak teraz opuszczonego w jakim zaktku basenu portowego na Tamizie.
- Chodmy do radiostacji, Bertrand.
Dowdztwo statku obj wtedy jednak Derieu. Posta Derieugo, zapomniana od chwili pierwszego
wezwania Marco Polo, przypomniaa mu si dopiero wwczas, kiedy byo ju po wszystkim, kiedy
wycign starszego oficera ze sterowni na prawoburtowy trap zejciowy z mostku, aby rzuci
ostatnie spojrzenie na zgubiony statek. Godde ujrza wic znw, jak przed wyjciem
w transatlantyck podr wynoszono Derieugo na noszach. Zaraz te pomyla, e byo to z jego
strony jak gdyby opuszczenie posterunku, czego on sam stal si porednio ofiar. Kiedy musia si
odwrci, by poda rk Bertrandowi, ktry si polizn, stary odyniec wywietrza mu ju z gowy.
Przeszli przez salon, palarni i jadalni pierwszej klasy, w ktrych panowa bezad. Pobite lustra,
poprzewracane fotele, obrusy i nakrycia walajce si wrd porozrzucanych mebli, potuczone szko,
resztki jedzenia, lady wymiotw - wszystko to wstrzsno Goddeem. Bertrand powstrzyma go
przed wejciem do midzypokadw.
- Obszedem je.
Godde wszed ju jednak na schodnie rdokrcia.
- Przejdziemy a do zejcia do maszyn.
Kiedy weszli, kierujc si wiatem latarki starszego oficera, do dugiego korytarza, ryk oceanu
przycich. Tam, pomimo wody zalewajcej nogi obu marynarzy, niebezpieczestwo nie wydawao si
tak bliskie, jak na mostku.
- Gdyby nie ta noc, nie opucibym jeszcze statku.
Stanwszy na stalowej platformie i trzymajc si olizej porczy, przechyli si nad lukiem
maszynowni. Zdziwio ich wiato sztormowej lampy zawieszonej na dole na pilersie - jedyne wiato
przebyskujce w otaczajcych ciemnociach. Godde, nasuchujc chwil, zawoa. Odpowiedziaa mu
cisza.
- Nie ma ju nikogo. Charrel nas zapewnia. Ale jeli pan chce, zejd i zobacz.
I Bertrand, odwrciwszy si, by zej tyem, postawi nog na stalowym stopniu.
- Zbyteczne. C by tam kto robi na dole? Chodmy zobaczy Rouveyrea.
Zdumiewajce! - pomyla Godde. - Gdybym mu powiedzia: zostajemy na statku, przestaby si ba.
Wygld radiokabiny przypomina samego Dejeana; nieporzdek spowodowany silnymi przechyami
statku zosta usunity, wewntrz nie walay si ani wistki papieru, ani zeszyty, owki, miedziane

kable, ubrania, buty czy ksiki. Zniky tablice sytuacyjne stacji radiotelegraficznych, rozkady rejsw
statkw pasaerskich na pnocnym Atlantyku, wykresy, schematy. Pozosta tylko, rozpity nad
drzwiami czcymi radiokabin i kabin mieszkaln, kolorowy plakat, wydany z okazji dziewiczego
rejsu Canope do Nowego Jorku. Widziany od dziobu z prawej burty wspaniay liniowiec
trzykominowy, zdobny dugimi piropuszami zotobrzowego dymu i gal banderow zoon z setek
flag i wimpli, pru jedwabisty ocean, bkitny jak Zatoka Neapolitaska.
Godde rozglda si za ciaem Rouveyrea, ktre Bertrand, przyszedszy do radiostacji celem
stwierdzenia mierci oficera, pozostawi na pododze. Ale Dejean, sam jeden i mimo gwatownych
wstrzsw, przed opuszczeniem kabiny uoy swego koleg na koi i zabezpieczy go tam deskami
przeciwprzechyowymi.
Rouveyre, obuty, okryty paszczem, lea w owej improwizowanej trumnie bez wieka. Na widok jego
twarzy o oczach zamknitych i rysach nadzwyczaj pogodnych mimo rany na czole Godde odnis
wraenie, i oglda cudem zachowanego, zakutego w zbroj rycerza, ktry przeszed do wiecznoci
przed wieloma stuleciami.
Usun si na bok, by Bertrand mg ujrze ten widok, bynajmniej nie przykry, lecz raczej kojcy po
wszystkich okropnociach minionych godzin; zdawa si nie uspokojenie tym, ktrzy teraz mieli
zaryzykowa ycie. Po czym odszed bez sowa, czujc, e przed owym obrazem z zawiatw
zbyteczna bya modlitwa; naleao raczej modli si za siebie samego.
Dotarszy do radiostacji od prawej burty, obaj oficerowie, nie zdajc sobie z tego sprawy, skierowali
si na mostek lew burt, od najniebezpieczniejszej strony; Godde mia jeszcze przed oczyma twarz
Rouveyrea, Bertrand by owadnity lkiem przed czekajcym go wkrtce rzuceniem si do wody lub
te, kto wie, jakim niezwykym przeczuciem bliskiej mierci, ktre kazao mu ju zapomnie
o elementarnej przezornoci.
Idc wzdu wietlika maszynowego, przeszli cz pokadu midzy radiostacj a trzecim kominem,
minli to samo miejsce, na ktrym zabi si obalony nagym przechyem Rouveyre - nie spostrzegajc,
e pokad pochyli si bardziej i e zalewaj go ju fale oceanu. Aby dotrze poza kominy, czepiali si
nawiewnikw, uchwytw pokadowych i rurocigowych. W kocu, trzymajc si porczy
umocowanych wzdu cian kabin pasaerskich, dotarli o dwa metry od trapu wiodcego na mostek.
Teczk obwi jeszcze grpem32 - pomyla Godde - przyczepi j do kamizelki ratunkowej.
Gdy puci porcz, uczyni krok naprzd i odwrci si, aby zobaczy, czy Bertrand daje sobie rad ujrza olbrzymi fal, pierwsz, jaka przewalia si nad mostkiem gbiej zanurzonego statku i runa
jak rwcy potok na nadbudwki pierwszej klasy.
Fala porwaa Goddea i tyem poniosa go w morze. Po kilku sekundach, zanim zapad si w czelu
fali, dojrza na jej szczycie o kilka metrw od siebie Bertranda wycigajcego do ramiona. Zanurzy
si pod wod, unoszc ze sob wizj owego gestu (by pewien, e nie by to gest wzywania pomocy)
i twarzy wyzwolonej z lku.
Wypynwszy na powierzchni, poczu si samotny na opustoszaym oceanie i przez chwil sdzi, e
wszystkie trzy statki zatony. Dopiero gdy si wykrci wok siebie samego, ujrza przd sob
Virginie, ktra poprzez zason wodn wygldaa jak drobny ruchomy przedmiot, usiujcy, zdawao
si, uciec przed nim. Mimo e by to statek, na ktrym pywa jako praktykant i oficer, statek, ktry
32

Grpo - nici rozkrconej liny rolinnej, uywane do rnych prac aglowych i bosmaskich. Tu - po prostu
cienka linka rolinna. (Przyp. tum.)

zna dokadnie i ktry przez cay dzie kry dokoa Canope, rozpozna go z trudem, tak wydawa si
zmieniony w oczach czowieka wynurzajcego z wody tylko gow. Koysa si wzdu i w poprzek,
chwilami zalewany by falami a po nadburcie.
Natychmiast, nie mylc ju wicej o Bertrandzie, Godde skupi ca sw si, energi, refleks i nawet
inteligencj, aby pyn ku temu ruchomemu obiektowi i dotrze do niego w najkorzystniejszym
miejscu, to znaczy od dziobu, moliwie jak najbardziej od dziobu.
By ju teraz tylko zagroonym zwierzciem w ludzkiej postaci, pragncym si ratowa. Fale
wprawdzie go niosy, ale trzeba byo jeszcze utrzyma w tych falach kierunek, przecinajc je nieco
w poprzek, a take opiera si do silnemu prdowi. Nie by zbyt dobrym pywakiem, lecz waciwie
nie musia pyn. Utrzymywany przez kamizelk ratunkow (byby uton, gdyby Bertrand nie poda
mu jej przed zejciem do pomieszcze), obciony butami pywa w wodzie w pozycji stojcej i aby si
nie utopi, wystarczyo uczyni tylko pewien wysiek, rodzaj podskoku.
Najgorsze chwile nadchodziy wwczas, gdy unoszca go z szalon prdkoci fala nagle go
opuszczaa. Zelizgiwa si wtedy na dno pozostawionej przez fal doliny, a na gow wali mu si
stromy stok nastpnego grzywacza. Zamknwszy oczy i usta, czujc w sobie smak, zapach, huk i chd
oceanu, przeywa kilka straszliwych sekund. Potem, porwany przez jak potn si, odczu
gwatowne pchnicie do gry i wynurza si. majc przed sob jako cel Virgini, rosnc od fali do fali,
przesaniajc sob cay widnokrg i niebo.
Godde bezustannie musia walczy z prdom znoszcym go w lewo, poza statek, wzdu ktrego ku
rufie rwcy wir toczy si, jak gdyby jaka otcha wcigaa lam wod. Dziki wysikom udao mu si
dopyn do statku prawie w tym miejscu, ktre obra sobie za cel: na wysokoci mostku. Tam, cho
owadnity dzikim pragnieniem ycia, poczu si zgubiony. Przed jego wyartymi sol i przesonitymi
mg wodn oczyma wypitrza si olbrzymi ruchomy kadub, to pochylajcy si nad nim i, zdawao
si, grocy mu przygnieceniem, to odchylajcy si i niedosiny. Gwatowny wir ciska nim o
chropowat cian, ktrej usiowa si uczepi rkami. Pod zielonym wiatem pozycyjnym widzia jak
przez mg twarze i ramiona dwch ludzi, ktrych usta otwieray si i zamykay, krzyczc do niego
co, czego nie sysza.
Wiedzia, e jego ycie decyduje si w tej chwili, e zaley ono w rwnym stopniu od owych ludzi, co
od niego samego, zarwno od szybkoci ich dziaania, co i od jego wasnej woli pokonania osabienia.
Nagle bowiem poczu si miertelnie wyczerpany, jedna jedyna fala moga go zabi.
Gitki koniec stalwki odwin si z pokadu i chlasn o wod dwa metry od niego. Rzuci si na
i pochwyci go obu rkami. Zaraz potem Virginia przechylia si na lew burt, co wyrwao go z wody
i cisno o kadub. Donie rozwary si. Poszed pod wod, a wir ponis go ku rdokrciu.
Instynktownie walczc o ycie, wyrzuci ramiona do przodu i jego palce zaczepiy o sie. Pozosta tak
z zamknitymi oczyma, starajc si pokona miertelny zawrt gowy i dodajc sobie odwagi.
Podnisszy powieki ujrza nieco bliej owych dwch ludzi, ktrzy ju raz prbowali go ocali;
opuszczali teraz wzdu kaduba, w zasig jego rki, ten sam koniec stalowej liny.
Aby go uchwyci, popeni bd, puszczajc oka stalowej sieci. I wszystko zaczo si od nowa:
przechyl na lew burl, dziwne wraenie, e wycigaj go z paszczy potwora, ponowne nurknicie,
chd wody, szorstkie drapanie policzkw i chrobotanie w uszach, wywoane przez skorupiaki
obrastajce kadub statku.

Zbierao mu si na wymioty. - Koniec! - pomyla. - Nie mia ju si zamyka ust i wstrzymywa


oddechu podczas przechodzenia ponad nim fali. Zacz zachystywa si wod. A zreszt po c to
wszystko? Woda dzwonia pozgonne.
Otworzy oczy i unis gow. Wir odepchn go nieco i unis ku rufie statku, tu pod rufow
nadbudwk. Dwaj mczyni postpowali rwnolegle z nim po pokadzie i jeden z nich szerokim
rozmachem cisn jeszcze raz obcion stalwk.
Po co? - powtrzy Godde. - Ze mn koniec. - I by moe dlatego, e straci nadziej, przesta si
spieszy. Wolno, starannie, owin gitk stalwk prawe rami, poczynajc od barku, popod pach.
Okrciwszy w ten sposb piciokrotnie rami i w dodatku jeszcze przegub rki, zacisn na linie palce.
Wreszcie uchwyci j take lew rk.
Po dwukrotnym obiciu si o kadub znalaz si na pokadzie rufowym Virginii, zataczajc si jak pijany.

Dokumenty okrtowe pozostay w sterowni na stole nawigacyjnym, gdzie pokazywaem je


Bertrandowi. - Josepha Goddea ogarn niemal obd. Dokumenty nabray nagle dla niego
szczeglnego znaczenia. Gdyby je mg przewertowa, ledzi w nich drog Canope wrd sztormu,
daremnie szuka w nich jakiego powanego wypadku, ktry mgby uzasadni odmow pjcia
z pomoc Marco Polo, odnale w nich alarmujce wezwanie wocha, czerpa z nich pewno, e
mg znale si na miejscu wypadku wczeniej ni inne statki - to wszystko pomogoby mu zwalczy
ogarniajc go wtpliwo: - A jeli bd mieli racj?
Za ci, ktrzy mu powiedz: - Nie miae prawa! - zarzuc mu, e nie zabra dokumentw. Przed
oskarycielami stawi si z pustymi rkami, bez adnych dowodw.
Lecz c z Bertrandem? Od chwili kiedy, wynurzywszy si z wody, Godde zobaczy starszego oficera
z wycignitymi do rkami, do chwili obecnej upyno tak wiele czasu, e uratowanie oficera
wydawao mu si niemoliwe. Przyznawa, e w jego wasnej walce, aby dopyn do Virginii, aby nie
zaton przy samym kadubie, w tym wyrwaniu go z wody po dwch daremnych prbach, wtedy
gdy ju wszystko wydawao si stracone, du rol odegra jaki cud.
Czy Bertrandowi sprzyjao takie samo szczcie? Godde nie zdoa si o tym przekona. Gdy znalaz
si na pokadzie, podtrzymywany przez Saladiniego i Ganteaumea, mia ju tylko tyle siy, aby
przyjrze si kocowi Canope. A jednak w owej chwili Bertrand gdzie tam by, ywy czy martwy,
utopiony czy wiszcy na kocu liny, niesiony przez fale czy moe ju na pokadzie.
Godde czu w ustach smak wody, a w uszach huk oceanu. - Jeli zgin, jestem jedynym z mostku,
ktry ocala. - Sdzi, e wszyscy znajdujcy si w pierwszej szalupie, ktrej dowdztwo powierzy
trzeciemu oficerowi, zostali zmiadeni. Szukajc sposobu spuszczenia z mniejszym ryzykiem na wod
drugiej odzi ani Godde, ani Bertrand nie zauwayli, e fale porway i rzuciy o burt Virginii jak
yw istot, ktra wyzwolia si ze szcztkw odzi.
A gdyby kto zobaczy, jak ludzie Virginii wycigaj z wody rozbitka, skd mona by wiedzie, e by
nim wanie Jean Dufor.
Musz si dowiedzie, czy uratowano Bertranda. - Nie zwracajc uwagi na swe nadwerone
minie, lecz krzywic si z blu, ktry nie dociera do jego zmconego umysu, Godde usiad na koi,
po czym zelizn si na podog. Dostrzegajc wwczas to, czego przedtem nie widzia, zorientowa
si, e znajduje si w kabinie pilota tu pod kabin nawigacyjn. Oba pomieszczenia czyy si ze
sob schodni wewntrzn, na ktr wychodziy otwarte drzwi.

Doskonale! Bdzie woa. Kto, moe sam Vox, przyjdzie natychmiast.

Okry si, jak mg, znalezionym na kanapie paszczem i boso przestpi prg kabiny. Z kabiny
nawigacyjnej dobieg go gos czowieka (cho jego brzmienie nieco znieksztacaa zawieszona u gry
kotara), gos znajomy, lecz zarazem obcy. Musia sysze go niedawno, gos nie by zakorzeniony
w pamici z dawniejszych czasw. Czyby nalea do kogo z Canope, do kogo, kto jak on umkn
zagady? Nie, to nie by gos Bertranda.
Pierwsze sowa jakie zrozumia: wybrzea Afryki, malaria - skojarzyy si w jego umyle z bolesn
scen z minionych godzin. Z jak? Tyle ich byo! Lecz wkrtce w mrokach pamici ukazaa si moda,
paajca mska twarz o pomiennym spojrzeniu. Przymione wiato lampy ukazywao w pmroku
kabiny nawigacyjnej Canope drce rce, gow o zwichrzonych wosach, wysokie posiniaczone czoo
i nieco za grube wargi, z ktrych pado wstrzsajce zdanie: Na pokadzie znalazem Rouveyrea ze
strzaskanym krgosupem. By martwy. - Niemoliwe! - Przez chwil szuka w pamici nazwiska. Dufor. By w pierwszej szalupie. Mylaem...
Godde wcign si z trudem na pierwszy stopie, potem na drugi. Stawia nog za nog, ale wskutek
jednoczesnych przechyw bocznych i wzdunych statku urazi zbola koczyn o stalow grd.
Na dwik innego gosu, tego samego, ktry wsczy w dusz Goddea jadowite zdanie: Nie miaem
prawa, przed jego oczami stana inna twarz i inna posta. Charakterystycznym dla niego, nieco
ostrym gosem, Vox pyta:
- Jak mielicie pogod, minwszy Gibraltar? Jak przebiegaa podr? Nie byo nowych awarii
w maszynach? Nie musielicie stopowa?
Godde postpi o stopie wyej. W kabinie nawigacyjnej Vox i Dufor, stojc twarz w twarz,
rozmawiali o Canope. No wic on sam, Godde, odpowie na pytania Voxa i z kolei zada pytania swemu
trzeciemu oficerowi. Byo ich ju dwch uratowanych oficerw pokadowych. Wraz z Bertrandem,
jeli go uratowano, potrafi dokadnie ustali wszystkie okolicznoci towarzyszce zgubie Canope.

VI
W tej samej chwili, zaledwie o kilka krokw od Josepha Godde a, stojcego u podna schodw,
trzeci oficer Dufor mwi do Voxa:
- A do nocy, kiedy zmienilimy kurs, aby i na pomoc Marco Polo, maszyna ani razu nie daa
stopowania czy powaniejszego zmniejszenia obrotw. Ale ile przeklestw i zorzecze nasuchaem
si w mesie! Ile razy nawymylano Maurinowi i tym, co wpadli na pomys nabycia Canope! Od
Gibraltaru pogoda staa si burzliwa, z fal w dzib i zachodnim wiatrem. Fala i wiatr rosy cigle na
sile. Pywajc gwnie na wodach poudnia, nie byem przyzwyczajony do tej cigoci i nasilania si
sztormu. Krg horyzontu zacienia si coraz bardziej, ukazujc na pnocnym zachodzie bardzo
ciemne to; zadawaem sobie pytanie: dokd idziemy, ku czemu si kierujemy, co jest tam w oddali?
- W oddali - mrukn Vox - bya Nowa Fundlandia. Nie czyta pan locji? When nearing New
Foundland by fog, ice, and storm...33 Koysalicie si mocno?

33

Zbliajc si do Nowej Fundlandii wrd mgy, lodw i sztormu... (Ang.)

- Nie. Wcale. Mielimy fal wprost z dziobu. Potem, cho wobec tak systematycznego pogarszania si
pogody trudno okreli, kiedy to nastpio, znalelimy si w bardzo cikim sztormie. Szlimy mu
naprzeciw. Dzib zagbia si w fale, olbrzymie grzywacze zaamyway si na baku, a deszcz bryzgw
klaska o osony na mostku. Kapitan Godde, ktry sypia niewiele, teraz nie spa ju wcale. Kiedy nie
byo go przy nas, obchodzi pokady, majaczc jak mroczny cie w otaczajcej szarzynie. Lub te
zastawano go siedzcego nieruchomo w kabinie nawigacyjnej. Nie wiem, o czym myla. Ale nie
sdz, aby by zbyt niezadowolony z zachowania si Canope. Najcisz prac mieli ludzie
w maszynie, ktrzy - jak si orientowaem - chtnie zeszliby wszyscy ze statku, nawet w Nowym
Jorku. Powie to panu Ollivier, ktry jest tutaj.
- Ollivier niewiele moe mwi - przerwa z pewnym zakopotaniem Vox, szarpany sprzecznymi
uczuciami: chci poznania prawdy oraz wrodzon rezerw i powcigliwoci. - A przy tym
przesuchiwanie go nie do mnie naley. Zreszt dotyczy to te pana. Nie mam tytuu do
przesuchiwania pana. Mwi pan, poniewa...
- Wiem, wiem. Prosz wybaczy, panie kapitanie. Mwi, poniewa cay czas byem samotny,
okropnie samotny. Poniewa... zaraz to panu powiem. Rouveyre by dobrym koleg, ale znalimy si
zaledwie od omiu dni. Tak, dokadnie od omiu dni. Poza tymi omioma dniami by mur; nie
wiedziaem nic prcz sw zasyszanych czy odgadywanych, prcz tego, co wyczytaem w dzienniku
okrtowym. Nie naleaem do ich towarzystwa, rozumie pan, i nic nie wiedziaem o przeszoci tych
wszystkich ludzi. Nieszczsny Bertrand, ktrego mier w falach widziaem na wasne oczy, nie mwi
nic. Nie powiadomiono mnie o tym, e Canope zmienia kurs, aby i na pomoc Marco Polo.
Oczywicie wszystkich na statku o tym uprzedzono. W midzypokadach rozcignito liny ratunkowe
i powiadomiono emigrantw, aby byli ostroni. Ale ja nie wiedziaem nic.
- Niemoliwe!
- Zapewniam pana o tym, panie kapitanie. Lecz opowiadam panu o tym tylko dlatego, by wykaza
moje odosobnienie. Zapomniano o mnie. Kiedy odebrano wezwanie Marco Polo (dowiedziaem si
jednak o tym dopiero pniej, gdy szlimy ju do wocha), byem na mostku, zastpujc Bertranda,
ktry zszed na kolacj. Od rana Godde zmniejszy nieco obroty, aby statek bra mniej wody na
pokad. Statek mia bardzo silne przechyy wzdune i w ciemnociach wida byo pobysk grzywaczy
walcych si z baku na pokad dziobowy. Na mojej wachcie przeszed gradowy szkwa, niesychanie
gsty i gwatowny. Widoczno bya bardzo za, trzeba byo chowa si poza osonitymi czciami
mostku. Dygotaem cay, bdc ju w krytycznym momencie nawrotu malarii, jakiego doznaem
bezporednio po mojej rekonwalescencji. Ale nie mwiem nic. Godde mia ju do kopotw, a nie
chciaem, by oficer, ktrego zaokrtowa w Neapolu, pozostawa w ku. Pniej orzewi mnie nieco
ten bijcy w twarz grad... Kapitan, wyszedszy ze sterowni, stan obok mnie i pozosta tam milczc.
Nie byo to nic niezwykego. Szkwa wanie przeszed i widoczno poprawia si.
Z powodu gorczki miaem wraenie, i yj w jakim troch urojonym wiecie. Mj wzrok i such
odbieray obrazy znieksztacone. Tak jakbym by lekko podchmielony. Godde wydawa si
niespokojny. Ale czy istotnie? W wietle kompasu, gdy do niego zaglda, dostrzegem jego zapad
twarz szarpan nerwowymi tikami. Porusza wargami, jakby mwi co szeptem. Przypuszczaem, e
zamierza zmniejszy obroty, aby jeszcze bardziej uly statkowi. Upewniem si co do tego, gdy nagle
kaza mi zej do mesy po starszego oficera i starszego mechanika.
- Niech tu zaraz przyjd. Czekam. Pan jest wolny - doda.
Ot to. Pan jest wolny! Teraz pan rozumie, panie kapitanie, dlaczego mwi.

- Bertrand i Charrel, z serwetkami pod brod, jedli zup. By tam take Laurelle, majc po prawej
stronie Olliviera, a naprzeciw siebie Rouveyrea. Jean, nasz mesowy, sprzta ze stou filiank po
kawie, ktr przedtem wypiem, i zmiata okruchy z obrusa na miejscu, gdzie jadem kolacj.
Panowao milczenie. Odkd weszlimy w prawdziwy sztorm, w mesie prawie nie syszao si zwykych
rozmw oprcz utyskiwa i alw. Zbyt silnie ciyy wspomnienia niesamowitego koysania i obawa
przed jak awari.
- Kapitan prosi panw Bertranda i Charrela zaraz na mostek - rzekem.
Pierwszy oficer wsta i chwyci swj paszcz. Starszy mechanik odoy yk w talerzu jeszcze do
poowy napenionym, popatrzy na mnie jakbym zna przyczyn tego nagego wezwania, ale nie
pytajc odwiza serwetk i zoy j na stole.
- Prosz co woy na siebie - powiedziaem. - Przechodz szkway z gradem.
Sam si trzsem. Ale sdzc po zaczerwienionych twarzach moich kolegw, w mesie musiao by za
gorco.
- Po co stary ich woa? - spyta mnie Rouveyre.
- Nie wiem.
- Moe jeszcze filiank kawy, panie trzeci?
- Nie. Jean. Dzikuj. Pjd si pooy.
Dufor zapad natychmiast w w nienormalny, waciwy gorczce sen, z ktrego obudzi si
z krzykiem, nic, e co go bije po gowie i ramionach. Zdy jeszcze uczepi si deski
przeciwprzechyowej, aby nie wypa z koi. Otwierajce si szuflady wysypyway sw zawarto,
z biurka zsuway si ksiki i papiery, uderzay drzwi, a po pododze rozlewaa si woda z umywalki.
- Zapadem w tak gbok niewiadomo, e nie umiaem znale adnego zwizku pomidzy tym
baaganem a wezwaniem Bertranda i Charrela, z czym wysa mnie Godde. Nie przyszo mi nawet do
gowy, e mona byo pooy Canope na kurs tak... tak katastrofalny, nie uprzedzajc mnie o tym!
Pomylaem, e stao si to, czego obawiali si ludzie, wrd ktrych yem od tygodnia. Canope
zacz si koysa.
Zataczajc si, Dufor ubra si popiesznie i pobieg, jak tylko mg najszybciej, dugim korytarzem
prowadzcym z kabin oficerskich do kabiny nawigacyjnej, na ktrej progu si zatrzyma.
- I tam, gdy opad ze mnie sen - nie by to waciwie sen, wie pan, lecz raczej odrtwienie - ogarny
mnie wtpliwoci. W kabinie nawigacyjnej i w sterowni wszystko byo zabezpieczone na wypadek
koysania. Obaj sternicy (dodano do steru jednego marynarza) nie zdradzali adnego niepokoju.
Czybym si myli? I ja take zaczem mie obsesj na temat tego koysania. Spojrzaem na tabliczk
kursow: kurs by S 45 W34. S 45 W! Zmienilimy wic kurs w lewo prawie o dziewidziesit stopni.
Dlaczego? Co si tu dziao? Zauwayem, e dwaj sternicy rzucaj mi zdziwione spojrzenia. Musiaem
osobliwie wyglda z rozpalon gorczk twarz i w ubraniu, spod ktrego wygldaa piama.

34

South 45 West - kurs poudniowo-zachodni 45 stopni, czyli 225 stopni na 360-stopniowej ry kompasowej.
(Przyp. tum.)

Wtedy przypomniaem sobie wezwanie Goddea, ktre przekazaem Bertrandowi i Charrelowi


zaledwie przed czterdziestu minutami, jak stwierdziem na zegarze. Godde z pewnoci chcia ich
uprzedzi, e musi zmieni kurs. Ale po co? Przeszedem przez sterowni i wyjrzaem na mostek. Od
razu dostrzegem przy kompasie, za oson brezentow, tu obok siebie, nieruchome postacie
kapitana i Rouveyrea. Wydawao si, e obaj mczyni s zafascynowani wstrzsami, jakim poddano
Canope.
Pyta ich? Och, nie! Musiabym chyba wstydzi si za nich, e nie pomyleli, aby mnie uprzedzi, e
o mnie zapomnieli. Pozostaem tam przez kilka minut, co wystarczyo, abym przemk od bryzgw.
Podmuchy i bryzgi ciy teraz wzdu mostku, wicher wy. Uczepiem si porczy na grodzi sterowni,
gdy koysalimy si silnie. Nie byo to jednak owo grone, nienormalne koysanie. Mielimy okropne
przechyy, to prawda, lecz nie wiksze ni paski statek, panie kapitanie, kiedy przechodzi pan po
nawietrznej od nas. Przy tym statek powraca na przeciwn burt niezbyt gwatownie. Po strachu,
w jakim yli wszyscy, a ktry w kocu i mnie si udzieli, widok Canope zachowujcego si dobrze
burt do fali i to na takim morzu niemal podnosi na duchu. Ale dlaczego Godde pooy si na ten
kurs? - zastanawiaem si cigle. Powd mg by tylko jeden...
- Aby i na pomoc innemu statkowi - dokoczy Vox.
- Tak, panie kapitanie. Dowiem si tego z dziennika okrtowego - rzekem sobie, wracajc do
sterowni. Skoro tylko pooyem rk na stole nawigacyjnym, natrafiem na wzywajcy pomocy
radiogram Marco Polo, ktry znajdowa si na pozycji...
- Szerokoci 39 05' i dugoci 58 10'.
- Wie pan to take?
- P nocy stracilimy na poszukiwania Marco Polo, My i Ascania.
- Niemoliwe! Nie widzielimy was.
- Przy takiej wysokiej fali i widocznoci, jaka panowaa tej nocy, wiate nawigacyjnych nie wida zbyt
daleko - odrzek wolno Vox, mylc w duchu: Niech mwi. Nie powinienem dzieli si z nim tym, co
podejrzewam. Po chwili mwi dalej: - Pozycja wocha bya wtpliwa. Szukalimy z Ascani wiele
godzin i nic nie znalelimy - doda, nie wspominajc o szcztkach dostrzeonych o wicie przez
anglika. Ale jak daleko bylicie od frachtowca w chwili, gdy zmienilicie kurs? Pamita pan?
- Szedziesit mil, panie kapitanie. Spojrzaem zaraz na map i odmierzyem cyrklem. Przed zmian
kursu Godde nanis nasz pozycj zliczon.
- Pamita pan t zliczon pozycj? - zapyta Vox, usiujc ukry yw ciekawo.
- 39 40' i 57 12'.
- Przy takiej pogodzie nie jest si pewnym wasnej pozycji w granicach dziesiciu mil - powiedzia
obojtnie Vox. - Ja sam nastpnej nocy natknem si na was prdzej ni si spodziewaem. Czy
moglicie w poprzednich dniach robi obserwacje?
- Od Gibraltaru tylko raz, a rnica midzy pozycj obserwowan a zliczon, biorc pod uwag stan
morza i wtpliwe zachowanie si Canope, bya prawie adna.
- Tak, tak - mrukn Vox. - Szedziesit mil kursem w poprzek fali. W kadym razie przybylicie za
pno. Wkrtce po pierwszym wezwaniu Marco Polo nadeszo drugie.

- Wiem o tym, panie kapitanie. Byem jeszcze przy mapie, gdy marynarz je przynis i zaraz potem
Godde wezwa do telefonu starszego mechanika. Nigdy nie widziaem na twarzy Goddea oznak tak
wyranego niepokoju. Gdy pooy czapk na stole, jaskrawe wiato nisko zawieszonej lampy oblao
jego twarz, ukazujc znieruchomiae oczy i uwydatniajc nerwow gr mini na sfadowanych
policzkach i wok wykrzywionych ust. Odsun mnie, nie widzc - to znaczy, nie widzc, kogo
odsun - i oczekiwa, patrzc na map, odzewu w telefonie.
O czym wtedy myla? O Canope, koyszcym si na bocznej fali i zdanym na ask najmniejszej
awarii, czy o Marco Polo, znajdujcym si w niebezpieczestwie?
Na drugim kocu przewodu odezwa si Charrel i mwi co dugo i szybko, tak e nie zrozumiaem
z tego ani jednego sowa... Prosz wybaczy, to byo co w rodzaju odlegego szczekania. Patrzyem
na Goddea, ktrego kade sowo Charrela uderzao niby obuchem, ktry od czasu do czasu
bezskutecznie prbowa przerwa ten potok wymowy jakim ale czy nie, nie zdoawszy jednak nic
powiedzie, dopki nie umilk tam na dole gos starszego mechanika.
- Rozumiem, Charrel - rzek zadziwiajco spokojnym gosem, ktry kontrastowa z niepokojem
wyrytym na jego twarzy. - Ale tu niedaleko ton ludzie. Czy mog ich tak zostawi? - I rozwinwszy
telegram przyniesiony mu przed chwil z radiostacji, przeczyta: Statek ley na burcie. Fale zalewaj
pokad. adownie wypeniaj si wod.
- To by ostatni telegram - powiedzia Vox. - Przed nim odebrano jeszcze jeden.
- By moe - doda Dufor. - Moe istotnie byo to troch pniej. Ale nigdy nie zapomn twarzy
Goddea ani okrzyku Charrela, ktry tym razem usyszaem tak wyranie, jakby wrzeszcza do
suchawki: Ale co pan zrobi?

Dufor powrci do swojej kabiny, pokn dwa proszki chininy, ubra si starannie, woy do kieszeni
dokumenty i pienidze, po czym - zgasiwszy wiato - wycign si na kanapie i zabezpieczy przed
przechyami.
- Pomylaem, e Godde ma racj. Nie mona tak zostawi toncych marynarzy. Nie mona
pozostawi bez ratunku czterdziestu ludzi na statku, ktrego adownie zalewa woda. Ale co mona
zrobi? Co? Okrzyk Charrela by take wymowny. Wie pan, panie kapitanie, jeli si byo, jak ja,
zaledwie osiem dni na Canope, nie rozumiao si wszystkiego. Trzeba byo przynajmniej przeczyta
dziennik okrtowy i wysucha zwierze Rouveyrea, spowitych atmosfer lku i niepokoju. To by
wytumaczyo trwone pytanie Charrela: Ale co pan zrobi? Zaczem liczy. Szedziesit mil, pi
godzin drogi. Trzeba te pi godzin wytrzyma. Jeeli przez pi godzin maszyny nie ulegn awarii,
racja bdzie po stronie Goddea. Bdziemy na miejscu okoo dwudziestej drugiej. Do tego czasu
odpoczn (miaem wacht dopiero po pnocy)... jeeli maszyny na to pozwol.
Potem przyszy objawy towarzyszce silnemu atakowi gorczki: zimno, dreszcze, zmory. Nie
wiedziaem ju, gdzie jestem. Czy jeszcze na Rigel? Czy na Canope? Czy te na toncym Marco Polo?
Kto wrzeszczy mi w ucho? Kto usiuje cign mnie z kanapy? Po czym straciem przytomno
i obudziem si zlany potem. Od razu wszystko mi si przypomniao. Co tu robi w ciemnoci? Moe
jestem potrzebny tam na grze? Gdyby ciebie potrzebowali, to by ci wezwali - pomylaem.
Zapaliem wiato. Bya godzina dwudziesta trzydzieci.
Wyczerpany Dufor zapad wtedy w drzemk tak lekk, i niebawem obudzi go z niej odgos
serwomotoru.

- Znajdowa si tu pod naszymi kabinami.. Przekadano ster. To nie byy normalne manewry dla
utrzymania kursu. Nie. Zmieniano kurs. Usyszaem take przytumiony dzwonek telegrafu
maszynowego. Zmienio si rwnie koysanie. Zagodniao. Doznawalimy cigle silnych wstrzsw,
ale ruchy statku nie byy takie straszne. Byy to przechyy boczne poczone ze wzdunymi. Ostre
bryzgi, niemal cae zaamujce si grzywacze, chlasnly gdzie blisko po prawej burcie. Co si dzieje?
Pdem pobiegem z powrotem na mostek. W sterowni dwaj marynarze, majc u boku Bertranda,
trzymali ster przeoony skrajnie na praw burt. Przeszedem bez sowa i stanem koo Rouveyrea
w osonie lewego skrzyda mostku. Godde stal przed kompasem.
- Kadziemy si na p godziny w dryf - powiedzia Rouveyre. - Zdaje si, e w maszynach zupeny
baagan. Woda przelewa si po pododze i tryska na palaczy. Kosze ssawne pomp s zatkane. Poniewa nie odpowiedziaem, spyta: - Co z panem, Dufor? Co nie w porzdku?
- Zapomniano uprzedzi mnie o tym, co si dzieje. Nikt o tym nie pomyla, nawet pan.
- Jak to? Nie wie pan, e mamy przed sob statek, ktry...
- Wiem o tym, bo zobaczyem na stole nawigacyjnym jego wezwanie o pomoc.
Byo okropnie ciko. Przez chwil nawet mylaem, e Canope nie wykrci pod wiatr. To pewnie
z powodu jego kaduba i nadbudwek. Tony wody zwalay si na bak i pokad odziowy.
- Rouveyre - powiedziaem, gdy statek stan wreszcie dobrze w dryf - Canope trzyma si cakiem
niele!
- Nie - odrzek. - Woda jest w maszynowni, Charrel jest niespokojny.

Dufor wykorzysta przerw na inspekcj korytarzy wewntrznych.


- Musiaem zobaczy, jak si czuj pasaerowie po dwch zaledwie godzinach na kursie w poprzek
fali. Nie mwic o emigrantach - na midzypokady zdoaem tylko zajrze. Chodzio o pasaerw
kabinowych. Przebywali w kabinach, ale nie zamknitych. Kiedy zobaczyli mnie przez uchylone drzwi,
utrzymywane na haczykach, otwierali je na ocie, woali mnie i wcigali do rodka. Chcieli zna
szczegy i dokadny przebieg wydarze. Wszdzie byo wiato, peno wiata. Paliy si wszystkie
lampy. Ludzie bali si ciemnoci. Chorujc, wyzbyli si wstydliwoci. Szczeglnie kobiety - odsaniay
ramiona i piersi, nie dbay o to, e maj blade, nie umalowane twarze. Z rozwichrzonymi wosami,
z zaczerwienionymi oczyma i wykrzywionymi ustami, nie wstydziy si skary, baga i wymiotowa
w obecnoci oficera. - Czy odnaleziono zagroony statek? - pytali po angielsku, po wosku, niektrzy
po francusku. Odpowiadaem, jak umiaem. Mwiem byle co, aby ich uspokoi, Nie, nie bali si. Ale
koysanie (ktre miao si jeszcze powtrzy) odczuwali okropnie. Cierpieli bardzo. Niektrzy tak
okrutnie, e rzzili. Wielu nosio lady uderze. Egoizm czy si u nich z bohaterstwem, Oczywicie,
mwili, trzeba i na pomoc statkowi. Ale czy bdzie si wkrtce na miejscu? Czy jest si ju moe na
miejscu? Czy to ju koniec? Nie bdzie wicej koysania? Kiedy zrozumiano, e poszukiwania znw si
rozpoczn, na twarzach odmalowao si - nie sdz, aby byo to sowo zbyt mocne - przeraenie.

Dufor, przechodzc od kabiny do kabiny, potem z korytarza pierwszej klasy do korytarza drugiej klasy
na niszym pokadzie, mijajc salon, bar i bibliotek - wszdzie tam musia jeszcze prowadzi
rozmowy - znalaz si u wejcia do midzypokadu, gdy Joseph Godde z powrotem pooy Canope na
kurs w poprzek fali.

Przechy na lew burt nastpi agodnie. Mody oficer, patrzc z wysokoci schodni na obszerne
pomieszczenia sypialne, dostrzeg nagle na twarzach kilkudziesiciu kobiet i dzieci, rozoonych na
niskich kojach lub powyciganych i przycupnitych na materacach i kocach, co w rodzaju niepokoju
zmieszanego z przeraeniem. A potem, gdy statek zacz powraca z pierwszego przechyu na
przeciwn burt, rozleg si wrzask, ktry odrzuci go w gb korytarza.
Wrci do swojej kabiny.

- O jedenastej byem z powrotem na mostku. Powinnimy ju byli doj na miejsce. Godde, Bertrand,
Rouveyre i marynarze wachtowi czuwali z lornetkami przy oczach. Podszedem od razu do drugiego
oficera i spytaem:
- Widziano wiata lub reflektory?
- Nie - odrzek. - Nic. Musia ju zaton.
- A zatem - powiedziaem - trzeba zej z tego kursu. Gdyby pan wiedzia, co si dzieje na dole!
- To znaczy wrd pasaerw i emigrantw. Widziaem ich. Gorzej jest w maszynach. Mechanicy
skar si, e maj wod do p ydek, a cinienie spada.
- Cinienie spada? Dlaczeg to?
- Trzymanie ogni pod kotami jest strasznie uciliwe. Charrel przysa notatk, e zrzeka si
odpowiedzialnoci.
- Na c wic czeka Godde ze zmian kursu?
- Zada jeszcze p godziny. Potem chce stan w dryf do rana, aby si nie oddala z tego miejsca.
Moe ci nieszcznicy bkaj si tu gdzie w pobliu w szalupie lub na tratwie.
Zdziwi mnie spokj Rouveyrea. Zastanawiaem si, czy oficerowie nie wprowadzili mnie w bd, sami
si mylc. Czy te historie z koysaniem i awari maszyn nie nabray przez powtarzanie przesadnego
rozgosu? Czy oficerowie pokadowi, mechanicy i caa zaoga nie sugestionowali si tym wzajemnie?
Doszli do tego, e nie mogli uwierzy, aby Canope mg wytrzyma silny sztorm, a jednak ten sam
Canope od piciu godzin torowa sobie drog, pync w poprzek monstrualnych fal. Tak, lecz spadao
cinienie.
- Niech pan idzie odpocz - zwrciem si do Rouveyrea. - Pnoc niedaleko.
- Jak tylko pooymy si w dryf.

Statek zdawa si trudniej wchodzi na nowy kurs ni dwie godziny temu.


- Za mao cinienia - szepn Rouveyre na ucho Duforowi.
Godde manewrowa jednak ostronie, nie tracc zimnej krwi. I kiedy wreszcie Canope leg dobrze
w dryfie i prawie ustabilizowa si w tej pozycji, chroniony przed sztormem przez same fale
spywajce wzdu burty, kapitan zatelefonowa do Charrela, e wszystko skoczone i e zostanie
w dryfie do rana, po czym wrci z powrotem na kurs do Nowego Jorku.

Dufor, ktry sta obok Rouveyrea, wpisujcego swoj wacht w dzienniku okrtowym, sysza koniec
rozmowy.
- Ma pan siedem godzin - powiedzia Godde - aby zrobi na dole porzdek. Chyba e zobaczymy na
morzu wiato.
Lecz podczas czterogodzinnej wachty Dufora nic nie zauwaono w polu widzenia. Ciemnoci nie
przerywa aden pomie, adna latarnia, aden snop iskier.
- A pan by tam, panie kapitanie, razem z Ascani?
- Leelimy take w dryfie - odrzek Vox wymijajco.
Joseph Godde nie przestawa chodzi po mostku, zatrzymujc si tylko chwilami, aby zbada przez
lornet jaki punkt widnokrgu. W pewnej chwili, znalazszy si obok Dufora, odezwa si.
- Zdarzyo si to po raz pierwszy od mego przybycia na statek. To pewnie odprenie rozwizao mu
jzyk. Wyczuem dobrze, e nie zwraca si do mnie jako do Dufora, lecz do marynarza.
- Statek zachowywa si zdecydowanie dobrze przy bocznym wietrze - powiedzia. - Od chwili kiedy
z maszynami nie bdzie kopotu, mona da od niego wszystkiego. Co do koysania sdz, e to
tylko kwestia zaadunku i wytrymowania zbiornikw wody oraz zasobni wglowych. To problem,
ktry dobry starszy oficer moe rozwiza, jeli odpowiednio dogada si z mechanikami.
Nie oczekiwa odpowiedzi i te jej nie otrzyma.
- Co prawda - doda - jest troch wody na dole. Nic dziwnego, jeeli statek nabiera jej tyle co dotd!
Kiedy odetkaj kosze ssawne i odpompuj wod, pjdzie lepiej.
I odszed.
- Gdyby okoo pitej Bertrand nie powiedzia: Niech pan idzie spa, Dufor, bybym zwali si z ng.
Pi minut pniej zrzuciem z siebie zlodowaciae ubranie i wycignem si w koi, wcigajc na
siebie wszystkie okrycia, jakie tylko mogem znale, marynarki i paszcze. Nie miaem ich zbyt wiele.
Pomylaem sobie: - Dzi ju nie wstan. Uprzedz, e jestem chory. Dwa dni obejd si beze mnie. Sdziem bowiem, panie kapitanie, e jest ju po wszystkim. Mielimy wrci na kurs i przyby do
Nowego Jorku. Syszaem sowa Goddea: Statek zachowywa si zdecydowanie dobrze przy
bocznym wietrze. Rouveyre i Bertrand wygldali na cakiem uspokojonych. Koniec. Mogem
chorowa nie tajc tego. I tu, panie kapitanie, wypadki jak gdyby si powtarzaj. Jak na pocztku
nocy, tak i teraz zapadem w sen (tak, zapadem - miaem wraenie, e zapadam si w boto i nie
mogem si temu oprze) i w obydwch wypadkach wyrwao mnie z niego co, co nadeszo
z zewntrz. Ale jake inaczej! Na pocztku nocy pod wraeniem tego co przeczytaem i syszaem,
byem niespokojny. Pod koniec nocy, dobrze si okrywszy, odpryem si, doznajc tylko uczucia
smutku (zaton statek, zginli ludzie) i jakiego wyzwolenia. Z odrtwienia wyrwa mnie ledwo
uwiadomiony niepokj. Co na statku nie byo w porzdku. Ale co?
Otworzyem oczy i cigle jeszcze nie wiedziaem, o co chodzi. - Moe to gorczka? - pomylaem.
A potem nagle uwiadomiem sobie: - Maszyny! Nie sycha maszyn! - Nasuchiwaem uwanie. Wie
pan, chinina przytpia such. Przycisnem do do grodzi, jak bym szuka ttna. Maszyny krciy si,
ale na zwolnionych obrotach. Usiadem na koi, ywo odsunem firank na znajdujcym si nad koj
iluminatorze i zobaczyem (by jasny dzie) olbrzymie fale prkowane pasami piany o barwie koci
soniowej, otulajce statek a po nadburcia waem wodnego pyu. Potrzebowaem duszej chwili,
aby si rozejrze i zorientowa w sytuacji. Nasuchiwaem dalej, wyczuwaem dotykiem wibracje

maszyn i obserwowaem, jak statek reaguje na uderzenia. Leelimy dziobem do fali, lecz zaledwie
utrzymywalimy si w tym pooeniu, nie posuwajc si naprzd.
Z osupieniem wywnioskowaem z tego, e nastpia awaria, ktrej si obawiano (to cofno mnie
w przeszo i wydao na pastw obaw; to nie koniec kopotw). Awaria nie bya jednak widocznie
zbyt powana, skoro nie wymagaa zupenego zastopowania maszyn, - Nie jest zbyt powana! mylaem, przyciskajc twarz do szyby i patrzc na bladozielon wod poprzez wybuchajce bryzgi. Moe to jednak dopiero pocztek, jak przy Beachy Head. A jeli przechyy si zwiksz!

Mody oficer wsta, ubra si i postanowi, nim pjdzie na mostek, zorientowa si w sytuacji. Dotar
przez gwn schodni wewntrzn do obszernego korytarza cigncego si wzdu grnej czci
przedziau maszynowego, w ktrym wrd goych stalowych cian od Gibraltaru zawsze spotyka
garstk ludzi szukajcych w cieple schronienia i wieego powietrza. Korytarz by pusty, a wzdu
i wszerz przelewaa si po nim lodowata rdzawa woda, tryskajca przez drzwi prowadzce na pokad
dziobowy, zreszt zamknite i solidnie zaryglowane.
Brnc jak przez potok, obijajc si ramionami o grodzie, Dufor skierowa si ku rufie. Z tego korytarza
przeszed do drugiego wszego i suchego, nie odwaajc si jednak zapuka do ktrychkolwiek
zamknitych drzwi kabin mechanikw. W tej czci statku, tak zazwyczaj ruchliwej, nie byo nikogo ani gromadek dzieci wierkajcych jak wrble, ani mczyzn stukajcych podkutymi robotniczymi
butami, ani kobiet o tustych wosach i byszczcych oczach, flirtujcych z marynarzami i palaczami.
W obszernej kuchni samotny kuk35, klnc, wymylajc i zataczajc si na wszystkie strony, usiowa
wrzuci - tak, aby si nie poparzy - szufl wgla do ognia, z ktrego arzce si wgle wypaday na
podog; popatrzy na przechodzcego oficera jak na upiora.
Dufor wszed na stalow platform u zejcia do maszynowni i przechyli si przez porcz. Poprzez
guchy odgos jakby odlegego ttentu dochodziy zwolnione obroty korbowodw. Wskutek przechyu
jakie drzwi otwary si i z trzaskiem zamkny. Oficer sysza gwar gosw spotgowany
i znieksztacony w obszernym pomieszczeniu o stalowych cianach, po czym ujrza dwch ludzi
wspinajcych si jeden za drugim pa pionowych trapach. Pierwszy wcign si z trudem jedn rk,
trzymajc drug na wysokoci twarzy, jakby nis co drogocennego, drugi podtrzymywa pierwszego.
- Kiedy znalaz si w zasigu mojej rki, chwyciem go za wosy, w przeciwnym razie, panie kapitanie,
nastpny przechy strciby go chyba do maszynowni. Dwa palce lewej rki mia poszarpane.
- Kto to by? - zapyta mnie chwil pniej Laurelle, ktrego zastaem samego w mesie, zajadajcego
gruby befsztyk.
- Nie wiem. Nie znam prawie nikogo z maszyn. Jean - dodaem zwracajc si do mesowego, ktry
patrzy na nas oparty o futryn drzwi - mgbym i ja dosta kawaek befsztyka? Umieram z godu.
- To byo szalestwo! - rzuci Laurelle oskarycielskim tonem, gdy siadaem przy stole. - Nigdy bym nie
uwierzy, e Godde narazi na takie niebezpieczestwo statek, nas i pasaerw. Teraz wpadlimy
w kaba.
Patrzyem na mechanika ze zdziwieniem. O co mu chodzio? Dlaczego miesza kapitana Goddea do
tego, co si dziao w tej chwili i o czym rozmylnie nie powiedziaem ani sowa po wejciu do mesy.

35

Cook - kucharz. (Ang.)

Przyznaj ze wstydem, e nie dopatrywaem si adnego zwizku pomidzy wydarzeniem nocnym


i awari (byem przekonany, e to awaria), prawie unieruchamiajc statek.
- Jeszcze cae szczcie, ecie nie musieli cakiem stopowa! Ile czasu wam to zajmie? - Poknem
chciwie pierwszy ks, odkrojony z niemal surowego misa, ktre Jean mi poda.
Teraz z kolei Laurelle popatrzy na mnie ze zdziwieniem. Czy moliwe, abym nie wiedzia? Trzeci
oficer i nie wie, co si dzieje na statku! Jak to, ani Rouveyre, ani Bertrand, nikt nie zapuka do mojej
kabiny, aby mnie o tym powiadomi! Niewtpliwie zrozumia wwczas, e nie uwaano mnie za
swego.
- Przecie to nie zaley od nas - rzek zupenie innym tonem. - Nic nie moemy na to poradzi.
Maszyny Canope nigdy nie funkcjonoway tak dobrze, jak teraz. Praca jest oczywicie straszliwa
i ludzie s zmordowani, ale ani jeden nie pada z ng. Nic si nie grzeje. Tylko - doda, patrzc mi
prosto w oczy - mamy peno wody, a wgiel - istne boto... Czy widzia pan kiedykolwiek, aby mona
byo pali botem? - rzek z naciskiem.
- Tak samo wyrazi si Ollivier - powiedzia Vox.
- Cofnem si, jakbym otrzyma cios. Lecz Laurelle cign dalej.
- Kiedy szlimy w poprzek fali, wiele ton wody dostao si do wntrza statku. Furty zasobni
wglowych s wycite w kadubie, a ich uszczelnienia puciy. Woda wtargna przez nie, przez
wszystkie wentylatory dziobowe, przez wszystkie odwietrzniki, przez iluminatory, przez wietliki... To
nie jest statek zbudowany na pnocny Atlantyk. Jest na wszystkie strony otwarty. Woda przeciekaa
przez rurocigi. Boto zatkao wszystkie pompy i teraz trzeba w wglu wyszukiwa pojedyncze suche
bryy... Rzuci pan okiem do maszynowni. Widzia pan, e korbowody krc si w zwolnionym tempie.
To wszystko, na co nas sta. Nie mona podnie cinienia.
Rzuciwszy mi te sowa jednym zamachem w twarz, Laurelle spuci gow i jad sam, nie
przeszkadzajc take je mnie i moe oczekujc odpowiedzi, ktra nie nadesza. C mogem rzec?
Wszedem nagle w samo sedno dramatu. Awari mona naprawi, ale czeg mona oczekiwa, jeli
w penym sztormie trzeba wygrzebywa w bocie bryy wgla? Zbladem, przypomniawszy sobie
ostatni krzyk rozpaczy nadany przez Marco Polo.
- Nie powinnimy byli wychodzi w podr - podj Laurelle. - Caa podoga kotowni jest wypaczona,
zasypana popioem i ulem, ktry wypeni zzy. Rurocigi s zatkane i pompy ju nie cign. Woda
podnosi si coraz wyej. Charrel zrobi w Londynie, co mg. Obiecano mu, e w Marsylii bdzie mia
czas i ludzi, aby doprowadzi wszystko do porzdku. Ale termin wyjcia w rejs zosta ju ustalony.
Godde mg odmwi wyjcia z Neapolu. A przede wszystkim Goddeowi nie wolno byo zmienia
kursu. Woda dostaa si do zasobni wglowych wanie wtedy, kiedy szlimy w poprzek fali.
- A jednak kapitan Derieu zdecydowa si wyj.
- Ale Derieu nie byby zmieni kursu. Jean, wina. - Podczas gdy mesowy napenia podan szklank,
Laurelle doda: - Gdzie pan by tej nocy?
- Do czwartej rano wypatrywaem Marco Polo.
- A skd pan teraz przyszed?
- Ze swojej kabiny.

- Ach! bkn, wstrzsajc ciko gow, jakby moja odpowied miaa jaki gbszy sens. Wyprni
szklank, zwin serwetk i wsun j w drewnian obrczk. - Mimo wszystko nie trzeba traci
nadziei. Sprbuj pospa ze dwie godzinki.

Wyszedszy z mesy, Dufor uda si wprost na mostek, pragnc z niecierpliwoci zobaczy, jak teraz
wyglda kapitan Godde.
- Rozstaem si z nim pi godzin temu, kiedy powiedzia - powiedzia to czowiekowi stojcemu
w danej chwili obok niego - e jest zadowolony, o ile mona tak powiedzie o marynarzu, ktry
bezskutecznie prbowa nie pomoc innemu statkowi. Przypuszczaem, e zastan go
przygnbionego i bezradnego. Wyda mi si nieprzenikniony, nieodgadniony. Naprawd, gdybym nie
by dowiedzia si od Laurellea, jaka jest sytuacja, widok kapitana utwierdziby mnie w bdzie. Nic
na jego twarzy nie zdradzao bezsilnoci wobec sytuacji, w jakiej si znajdowa. Mona rzec, czeka na
sygna z maszyn: Gotowi do normalnych obrotw.
Canope mia zaledwie tyle cinienia pary, aby utrzyma si przeciw fali. Nie posuwa si naprzd.
Zalet tej sytuacji byo to, e niewiele bra wody na pokad.
Dufor nie pamita, aby kiedykolwiek widzia tak rozszalae morze. Jedna jedyna fala nakrywaa statek
a po grny pokad, a gdy si przechyla, wyrastaa nad pokadem wysoka gadka gra wody. Ludzie,
miniaturowi wrd tego szarozielonego bladego ogromu, poruszali si z trudem, to wspinajc si na
nagle wyrastajcy przed nimi pokad, to czepiajc si lin ratunkowych, by nie upa.
- Zadaem sobie zaraz pytanie, co bym sam zrobi, gdybym by kapitanem statku i znalaz si
w podobnej sytuacji. Nie wydawao mi si, by Canope by w niebezpieczestwie. Mia, przynajmniej
tak sdziem, zdolno manewrowania. Nie mogc manewrowa czy zuywabym ten wgiel, ktry
palacze wygrzebywali z bota? Przed chwil, panie kapitanie, pyta mnie pan o Goddea. Mwiem, e
z pocztku wyda mi si niespokojny i udrczony, e w miar jak Canope z kad godzin coraz dalej
wychodzi na spotkanie sztormu, kapitan nie schodzi ju z mostku i pokadu, wydawa si
roztargniony i nie dostrzega nas. Ot wczoraj rano, tak, to byo wczoraj, zmieni si. Jego
zachowanie si nie cechowao podniecenie. Przedstawiam panu moje wraenia. Mog si myli.
Zdaje si, e nie opucio go zaufanie, jakim darzy statek w nocy. Laurelle powiedzia mi: Nie
powinnimy byli wychodzi w podr. Goddeowi nie wolno byo zmienia kursu. Wpadlimy
w kaba. Laurelle, a take i inni, uwaali (mwi, co syszaem), e stao si jeszcze co gorszego ni
to, czego si obawiano od wyjcia z Neapolu. Ale Godde wcale tak nic sdzi.
- Niech pan idzie na niadanie - rzekem do Rouveyrea. - Czy s jakie szczeglne zarzdzenia?
- adnych - odpar. - C tu mona zrobi?
Wstrzymaem si od odpowiedzi. Byem zbyt mody i zbyt krtko na statku. Dostatecznie odczuem,
e grono oficerskie nie uwaao mnie za swego. Wkrtce potem zjawi si Bertrand z bosmanem
i ciel. Ociekali wod. Zapewne usiowali przed chwil powstrzyma gdzie przeciek wody. Mwili
co do dugo z Goddeem, po czym znikli. Chwil pniej zjawi si steward, dygoccy z zimna
w pyle lodowatych bryzgw pki nie wszed do kabiny nawigacyjnej, gdzie poda Goddeowi posiek.
Przez dusz chwil pozostaem z oceanem sam na sam. - Co bdzie? - pytaem si w duchu. - Ile
godzin to potrwa?

Czyby gorczka znieksztacia to, co widziaem i syszaem? Nie rozumiaem tego niezwykego
spokoju Goddea. Wszystko wydawao mi si troch nierealne. Moe to jest tak zawsze, kiedy
czowiek znajdzie si nagle w rodku dramatu.
- Niech pan idzie co zje - powiedzia po powrocie Rouveyre.
- Jean niecae dwie godziny temu poczstowa mnie befsztykiem.
- Nie bdzie pan chyba chodzi godny do wieczora.

Dufor nie spieszy si do mesy. Przechodzi przez te same korytarze i schodzi tymi samymi zejciami
co w nocy, kiedy Canope zaprzesta poszukiwania Marco Polo i leg w dryf.
Drzwi kabin byy nadal pootwierane zupenie lub do poowy. Pasaerki, ktre przed kilku godzinami
wypytyway modego oficera, teraz nie zatrzymay go. Ubrane, czesay si i doprowadzay twarze do
porzdku. Puder i krem nie mg wprawdzie zatuszowa zmczonego wyrazu oczu, ale szminka na
ustach potrafia przywrci twarzy wiey wygld.
Rozmawiay, nawet si umiechajc. Niektre w towarzystwie mczyzn wypoczyway w salonie
w gbokich fotelach, a trzy czy cztery Dufor dojrza przy stole w jadalni, ktr min, zanim doszed
do rdokrcia.
Po brutalnych wstrzsach poprzedniej nocy, dusze, mniej gwatowne koysanie wydawao si
znone, a poza tym dzib Canope zwrcony by przecie w stron Ameryki.
Znalazszy si przed otwartymi drzwiami midzypokadu I, Dufor rzuci znw okiem na emigrantw,
ktrych zbiorowy wrzask kaza mu swego czasu si cofn. Zszed na d.
Pomimo smrodliwego powietrza i wyzieww morskiej choroby wiele kobiet, dziewczt i dzieci, dla
ktrych to pomieszczenie sypialne byo przeznaczone, posilao si. Mczyni, przybyli podtrzyma na
duchu swe rodziny, piecili malcw. I tam take rozmawiano i umiechano si.
I tam take czuo si odprenie.
U ng matki karmicej niemowl przysiad chopak, ktry powrci z pokadu rufowego, gdzie
odway si wyjrze. Maczajc grub pajd chleba w podanej mu przez matk blaszance, zdawa
relacj z tego, co widzia: woda nie bya ju taka straszna, fale nie zaleway ju pokadu.
Dufora zagadna po francusku liczna klczca dziewczyna podobna do obrazkowej madonny,
o penym owalu twarzy i biaej cerze, z granatowoczarnymi wosami opadajcymi na ramiona
i obnaon szyj. W jej duych czarnych oczach kry si wyraz zdecydowania i smutku, a w lekko
drgajcym gosie brzmiaa zarazem jaka nutka zuchwaoci.
- Panie oficerze. To o woski statek chodzio tej nocy? Nie ma ju dla niego ratunku?
- Chyba nie.
- Ilu byo na nim ludzi?
- Moe ze czterdziestu.
Przycupnity za plecami dziewczyny mody czowiek o wygldzie ciemnego typa, moe jej narzeczony,
o twarzy zapadej, oczach trawionych gorczk, dugich niechlujnych wosach i policzkach pokrytych
ciemnym zarostem, patrzy uparcie na Dufora z potwartymi ustami.

- Potonli?
Dufor nie odpowiedzia.

- Szedem do mesy z jeszcze wikszym zamtem w gowie. Nie, to niemoliwe - rozwaaem. Laurelle musia przesadzi. Albo moe ja sam zrozumiaem jego wypowied zbyt dosownie. To
prawda, sortowano wgiel do zasilania kotw, ale cze pomp funkcjonowaa, a inne -doprowadzi si
do porzdku. Zasobnie wglowe zostan osuszone, a Godde na mostku czeka na podniesienie
cinienia pary, inaczej nie zachowaby takiego spokoju. A przy tym nie stao si to, czego najbardziej
si obawiano: awaria maszyn i szataskie koysanie.
Objawem pomylnym wydao mi si to odprenie, jakie wyczuem take wrd pasaerw. Okrzyk:
Potonli?! nalea ju do przeszoci. W sobie samym odczuem jaki przebysk nadziei. I nagle, przy
wejciu do mesy, przygwodzio mnie zdanie rzucone przez Olliviera, ktry siedzc, przy stole, kraja
gruby kawaek krwistego misa, przytrzymujc go widelcem:
- Czy ten Godde nie widzi, e nie zostaje nic innego, jak odwrci si ruf do fali i da si znosi?
Naprzeciw mechanika siedzia ciemnowosy Bertrand, o zaczerwienionej twarzy i zmczonych oczach.
Zachowywa si swobodnie, lecz mwi mao. Spuciwszy gow usiowa lawirowa w przechyach
filiank do poowy wypenion kaw. Na stole pobrudzonym zasypanymi sol plamami wina, midzy
sztormowymi kokami36 odbijao si kilka talerzy z resztkami jedzenia, nie dopite szklanki, butelki. Za
szybami dwch iluminatorw bulgotaa woda.
Nie mwiem panu jeszcze o Bertrandzie - podj Dufor po krtkiej chwili milczenia. - Moe zna go
pan dobrze. Nigdy nie spotkaem czowieka tak maomwnego i zamknitego w sobie. Ale nie byo
w nim buty. Przy zmianie wachty nigdy nie powiedzia nic bardziej osobistego, ani razu nie spyta
mnie o moj przeszo. Gdyby na statku byli tylko tacy jak on, nie wiedziabym, co si wydarzyo
przed moim przybyciem. Moe nie znabym nawet nazwiska Derieugo. W mesie, trzymajc oburcz
filiank, milcza. Ollivierowi nie odrzek ani sowa. Zdaje si, e nawet na niego nie patrzy... Moe
z oba- wy, aby mu z oczu nie wyczyta, co myli. aden z obu mczyzn nie zdawa si sysze mego
pozdrowienia, ale gdy siadaem do stou, Ollivier jeszcze dorzuci:
- Jeeli si bdzie namyla, za dwie godziny zabraknie ju cinienia. Nie bdzie go w ogle powiedzia wyraniej, chwytajc szklank i wychylajc jej zawarto.
Wszed mesowy, zbliy si, zebra brudne talerze, szklanki i nakrycia oraz oczyci troch ciereczk
st.
- Co panu poda? - spyta.
- Tylko kaw.
- Czemu pan nie je? Nie ma tym razem nic ciepego. Kucharz uprzedzi mnie o tym.
- Nie jestem godny.
Nastao milczenie. Ollivier jad z twarz skrzywion i zmarszczon. Bertrand maymi ykami popija
kaw. Jean wyszed, przez kilka minut go nie byo, po czym wrci i poda mi kaw. Nie pado adne
36

Koki drewniane wkadane w otwory specjalnej nakadki stoowej, midzy ktrymi ustawia si podczas
sztormu nakrycia, aby zapobiec zsuniciu si ich ze siou przy przechyach statku. We francuskiej gwarze
morskiej nazywane violons. (Przyp. tum.)

sowo, Dobrze czuem, e midzy Bertrandem a Ollivierem nie byo adnej wrogoci. Byli
przygnbieni.

Obejmujc w poudnie wacht, Jean Dufor zauway w kabinie nawigacyjnej ywo dyskutujcych
Goddea, Bertranda i Charrela. Podszed do Rouveyrea, stojcego na osonitym skrzydle mostku,
i zacz sucha jego zwierze. Drugi oficer mwi gorczkowo:
- Charrel ma racj. Trzeba sztormowa z wiatrem. To moe nas uratowa. Nie rozumiem uporu
Goddea. C w naszej sytuacji znaczy strata dalszych dwudziestu czterech godzin? Zreszt nie
posuwamy si naprzd.
Potem, z jak osobist uraz, ktrej nigdy przedtem nie okazywa, znw zacz mwi o Derieum,
jego surowoci, pogardzie dla ludzi i zu, jakie wyrzdzi. Trwao to do chwili, kiedy trzej szefowie
wyszli na mostek.
- Im prdzej tym lepiej, kapitanie - powiedzia Charrel, spojrzawszy mrugajcymi oczami na fale.
- W porzdku - odrzek Godde. - Wkrtce do pana zatelefonuj.
Umiech zmieni wyraz twarzy Rouveyrea, tego samego Rouveyrea, ktry trzy godziny temu
powiedzia D u forowi: C tu mona zrobi?
- Teraz mog pj spa - rzek. - Nastpna noc bdzie lepsza od poprzedniej.
- Nie zaczeka pan, pki on nie zrobi zwrotu? - spyta Dufor.
- Och, nie! Ja jego znam. Zdecyduje si tu przed sam noc.

- Od chwili, kiedy obudziwszy si spostrzegem, e maszyny zwolniy obroty, byem niespokojny cign Dufor. - Zalenie od tego, co widziaem i syszaem, niepokj ten to si wzmaga, to sabn.
Podobnie jak Rouveyre, odczuem ulg syszc, e Godde zgadza si obrci ruf do fali, jak
powiedzia Ollivier. Ale nie podzielaem jego optymizmu. Fala z rufy to rzecz niebezpieczna. Trzeba
mie dostateczn prdko, aby statek sucha dobrze steru. Wie pan o tym lepiej ode mnie, panie
kapitanie. Obawiaem si wielu rzeczy, ale nie potrafibym konkretnie powiedzie czego. W kadym
razie nie tego, co si zdarzyo. Rouveyre nie myli si co do jednego: dopiero pod koniec dnia Godde
da rozkaz do wykonania zwrotu.
- Dufor - powiedzia - prosz zatelefonowa do Charrela, e bd manewry.
Po co zwleka tak dugo? Czego oczekiwa? Ze wiatr i fala osabn, jak to powiedzia przy innej okazji?
W postpowaniu Goddea w tej caej sprawie jest co, czego nie rozumiem, co, czego zapewne nikt
nie rozumia.
- Och! - odpowiedzia mi Charrel przez telefon. - Zdecydowa si!
Po minucie staem obok kapitana, nie podejrzewajc, e nowy dramat nastpi tak szybko.
- Uprzedziem starszego mechanika.
- Dobrze. Ster w lewo.
- Ster lewo - odpowiedzia sternik. I wkrtce potem: - Ster ley w lewo.

Dzib zacz powoli opada z fal.


- Dziesi stopni w lewo.
Odpadszy o czterdzieci pi stopni od wiatru, Canope koysa si do gwatownie. Kiedy znalaz si
w pooeniu dziewidziesit stopni do wiatru, nie majc prdkoci zacz koysa si znacznie
gwatowniej ni ubiegej nocy. Czyby to byo owo koysanie, ktre Derieu okreli jako szataskie?
Pomylaem o owej kobiecie z midzypokadu I, z dzieckiem przy piersi, do ktrej stp rzuci si
chopczyk z okrzykiem: Mamo, morze ju nie jest takie straszne. Olbrzymia gra wody zwalia si na
pokryw przedniego luku, tu nad ich gwkami.
- Ster lewo na burt - krzykn Godde.

- Patrzyem, panie kapitanie, na ruf i widziaem, e nie wykrca si na wiatr. Nie majc, lub prawie
nie majc, cinienia w kotach, bez prdkoci, z wiatrem prcym na wysokie nadbudwki jak na
postawione agle, Canope ustali si w pooeniu w poprzek fali i trwa w nim. Odwrciem si do
kapitana Goddea, ktrego oczy ledziy kompas sterowy, a zdumienie, jakie wyczytaem w jego
twarzy, upewnio mnie, e si nie myliem. Noc zdawaa si spywa bardzo szybko z nieba i ze
wszystkich stron widnokrgu. wiata pozycyjne stay si nagle widoczne. Marynarz wachtowy zaoy
due drewniane pokrywy zasaniajce wiato sterowni. Jasno bia tylko od wody, w ktrej lecy w
poprzek fali Canope tkwi jak usztywniony zielonym woskiem statek w butelce.
Godde przesun nagle rczk telegrafu maszynowego na stop, a zaraz potem na cala wstecz,
rzucajc rozkaz:
- Ster prawo na burt.
Pozosta jeszcze ten tylko manewr: wykrci ruf do wiatru na wstecznym biegu.
Dufor, wystawiajc ciao na bryzgi, wychyli si za burt, jakby w ten sposb mg dojrze strug wiru
ruby, spywajc wzdu kaduba. Morze byo zbyt wzburzone, a bezsilne maszyny ledwo si
obracay. Szalestwem byo myle, e potrafi one wykrci mas Canope przeciw olbrzymim grom
wodnym. Statek by uwiziony na miejscu jak wbita na pal zwierzyna.
- Panie Dufor - rzek kapitan Godde, nie podnoszc gosu - prosz zej do maszyn, odszuka Charrela
i poinformowa go o tym, co si dzieje. - Po czym zwrci si do bosmana, ktry sta osupiay jak
posg. - Podnie wiata: Nie odpowiadam za swoje ruchy.

- Tak wic nie odpowiadalimy odtd za swoje ruchy. To wszystko. Nie byo potrzeby dramatyzowa.
Spokj Goddea zbija mnie z tropu. Nic nie rozumiaem. Kapitan cigle okazywa niezwyk ufno.
Tymczasem znajdowalimy si w takiej wanie sytuacji, jaka ubiegej nocy spowodowaa, e woda
wtargna do wntrz statku przez furty zasobni wglowych i wszystkie otwory pokadowe. Jednak
wwczas pozostawaa przynajmniej moliwo pooenia si w dryf lub sztormowania z wiatrem.
Przeliznem si zejciem wewntrznym i znw znalazem si w korytarzu jeszcze bardziej zalanym
wod ni rano. Woda dochodzia chwilami a po cholewy moich gumowych butw. Przy nagym
przechyle przedostaa si przez prg i przelaa si na korytarz prowadzcy do midzypokadw.
U podna trapu zejciowego do maszynowni poliznem si na rozlanej oliwie, upadem i na

jednym boku zjechaem na smarownika, ktry pochwyci mnie za paszcz. Gdyby nie on, niechybnie
rbnbym gow o co twardego.
- Chce si pan zabi?
- Szukam starszego mechanika.
- Jest w kotowni - odrzek smarownik, czynic szeroki ruch rk. - Ale niech pan uwaa, panie trzeci,
gdzie pan kadzie rce i stawia nogi.
W maszynowni trudno byo zda sobie spraw z tego, co si dziao na pokadzie. W tym najbardziej
ustabilizowanym na statku pomieszczeniu przelewao si po pododze zaledwie na cal wody
zmieszanej z oliw i smarami.
- Nie moglicie da zna, e koniec manewrw? - krzykn Laurelle.
Czy to moliwe? A wic nie zorientowa si w sytuacji!
- Koniec manewrw! - zawoaem. - Manewry skoczyy si na dobre! Leymy burt do fali i nie
wyjdziemy ju z tej pozycji, o ile nie potraficie da wicej obrotw tej waszej cholernej mechanice.
- A czym?
- Musz znale pana Charrela.
Przekroczywszy wysoki prg oddzielajcy maszynowni od kotowni, Dufor ugrzz w czym, co
przypominao kloaczne odchody. Oprcz kilku ludzi, midzy innymi owego smarownika, ktry
prawdopodobnie uchroni modego oficera od rozbicia gowy o stalowy blok, i oprcz Laurellea,
w kotowni znajdowali si wszyscy mechanicy, wykonujc prac, ktrej celu Dufor nie mg zrazu
odgadn.
Jedni stojc, drudzy klczc, inni za przycupnici w czarnej mazi, niekiedy cakowicie ich
pokrywajcej, podawali sobie z rk do rk bryy wgla, podczas gdy lodowate bryzgi przedostajce si
przez wietliki chostay ich raz po raz po twarzy.
Zataczajc si, wielokrotnie tracc rwnowag i, aby nie rozcign si jak dugi, sam nurzajc rce
w tym bocie, Dufor zacz posuwa si wzdu owego acucha ludzi. Wyziewy mdliy go, zbyt
jaskrawe wiata odbijajce si w wodzie, grodziach i oczach ludzi, olepiay, a trawica go gorczka
sprawiaa, i mia wraenie, e przeywa jaki koszmar.
Tu - owe kary (zgici, z nogami w szlamie ludzie wydawali si karami) usiuj dostarczy do kotw
troch suchego paliwa. Tam na mostku - Godde, z ktrego twarzy znikn ju niepokj i ktry nie
wiedzia, jak dalece Canope jest zagroony, nie widzc na wasne oczy gasncego pod kotami ognia.
A wrd tego wszystkiego obraz kobiety karmicej piersi niemowl.
- No wic - rzuci Charrel, gdy si do zbliyem - c on tam wyrabia na grze?
Starszy mechanik tkwi nogami w szlamie, ramiona i donie ubabrane mazi odchyli od tuowia,
czapka o trzech galonach zsuna mu si na ty gowy, twarz mia mokr, a jasne oczy rozszerzone
zmczeniem.
- Nie moglimy zrobi zwrotu. Statek zapad w poprzek fali i pozosta w tej pozycji. Nie mona ani
sztormowa z wiatrem, ani stan w dryf, chyba e wy...
Zdumienie wykrzywio twarz Charrela. Spojrza na mnie, potem na ludzi wok siebie. Jestem pewien,
e w owej chwili zdawa sobie dokadnie spraw z nieuchronnej katastrofy. W kocu przemwi.

- My! My! Widzi pan tych ludzi? Wie pan, co robi? Sdzi pan, e mog zrobi co wicej? Pod
spodem - doda - wszystko przearte. Wszystkie rurocigi zatkane, ani jedna pompa nie pracuje
normalnie. Chod pan.
Odwrciwszy si do mnie tyem, zacz posuwa si po warstwie szlamu. Doszedszy do
prawoburtowej zasobni, cofnem si. Miaem przed sob botnist gr wydron przez ludzi
pragncych dobra si do suchego wgla. Wysoko w grze morze bio o kadub, a za kadym
uderzeniem tryskaa woda.
- Zasobnie przednie i lewoburtowe s w takim samym stanie. Gdybymy jeszcze nie mieli tych
wciekych przechyw, mona by dobra si do nich gbiej. Jeden z ludzi ju tam znikn i sam nie
wiem, jak udao nam si go wycign.
Cofn si i doprowadziwszy mnie z powrotem do palaczy niezmordowanie wykonujcych sw prac,
kaza mi odej.
- -Niech pan powie kapitanowi, e przyjd na gr.

- Wspomnienie sceny, jaka si potem rozegraa, rysuje mi si do wyranie, nieco tylko przymglone.
To cigle skutki gorczki. Czuem niezmiern powag naszej sytuacji, ale znajdowaem si jak gdyby
poza ni. Ale przede wszystkim, przede wszystkim zbijaa mnie z tropu ta dziwna obojtno, jak
okazywa Godde. A to, co miaem usysze, byo wprost nie do wiary.
Starszy mechanik i ja przybylimy do kabiny nawigacyjnej jeden po drugim.
- Panie kapitanie - powiedzia Charrel, nie czynic najmniejszej aluzji do nowej sytuacji Canope - jeli
pan chce mie tej nocy cinienie do serwomotoru sterowego, jeli pan chce, aby byo wiato i aby
moje pompy pracoway, chociaby nawet tak marnie, jak teraz, trzeba stopowa.
- Po c mi para do serwomotoru - odrzek Godde bardzo logicznie i z najwikszym spokojem - jeli
ruba nie bdzie si obracaa.
- A po c ma si krci - odpar Charrel - skoro stoimy w miejscu?
- Chwila uspokojenia, jaka zmiana kierunku wiatru mog da mi okazj dokoczy zwrotu.
Pomylaem ju: To prawda, kiedy pada brutalna odpowied Charrela:
- Niech pan zejdzie z mostku, Godde (tym razem, tylko tym razem, powiedzia Godde, a nie panie
kapitanie). Niech pan zejdzie na d, a poka panu. Nie moemy opanowa wody, ktra nadal si
wdziera. Paski oficer to widzia. Trzeba wybiera: pompy i wiato albo obroty maszyny. A obroty
maszyny, to miechu warte. W kadym razie prosz mnie zwolni od odpowiedzialnoci.
Kapitan wydawa si wzburzony. Czyby mia w owej chwili jakie wtpliwoci? Kto wie? Zwrci si
do wchodzcego starszego oficera.
- Bertrand, jeli pompy Charrela maj nadal pompowa (mechanik wyda z siebie pomruk), jeli
chcemy mie tej nocy wiato, trzeba stopowa. Daj rozkaz na pimie. Ktra godzina?
Rzuciwszy okiem na zegar, wyrwa kartk z notesu i chwyci wieczne piro. Staem w tej chwili o krok
od niego, ale blask wiata padajcego na papier nie pozwoli mi odczyta, co napisa. Chocia twarz
jego wyraaa przed chwil rodzaj wzburzenia, nie wydawa si przekonany. Wyobraam sobie, co
myla: Ustpuj, ale pan nie ma racji. Przekona si pan, e si myli. Przeczyta, co napisa, osuszy

atrament i poda kartk Charrelowi, ktry zoy j i schowa do kieszeni. Odbyo si to bez dalszych
komentarzy, cakiem prosto i gdyby nie wstrzsy, ktre kazay nam chwyta si mebli i zapiera
plecami w ktach kabiny, gdyby nie bryzgi chlastajce o burty i iluminatory, to kto patrzcy z boku
na tych trzech ludzi (nie mwi o sobie, byem jakby poza tym) i nie znajcy sytuacji Canope, nie
mgby podejrzewa dramatu.
- Chwileczk, Charrel - rzek nagle Godde, gdy mechanik kierowa si ju ku schodni. - Teraz - tu
zawaha si chwil - musimy nada telegram.
Bertrand przytwierdzi skinieniem gowy.
- Ale jak go zredagujemy? Czy sdzi pan, Charrel, e uda si panu uruchomi z powrotem maszyny?
- Nie, kapitanie, jeli pozostaniemy burt do fali...
- Jake wic mamy wyj z tego pooenia z zastopowanymi maszynami? - przerwa Godde.
- ...i jeli woda nadal bdzie si wdzieraa - cign dalej mechanik jakby nie syszc.
- Nie przestanie si wdziera, pki bdziemy lee w poprzek fali, chyba e paskie pompy...
Charrel pokiwa gow.
- Trzeba, aby pan zobaczy, kapitanie, co si dzieje na dole.
- A zatem - rzek Godde, ktrego twarz wykrzywi rodzaj umiechu - a zatem powiadomimy, w jakiej
sytuacji znajduje si wspaniay statek, ktry towarzystwo tak szumnie reklamowao. Zawiadomimy,
e ley burt do fali z zastopowanymi maszynami i zalanym wglem! Co za skandal bdzie w Marsylii,
w Neapolu, w Nowym Jorku!
Skandal! Drgnem i zobaczyem, e na twarzy Charrela maluje si takie samo osupienie jak
wwczas, kiedy mu oznajmiem, i Canope nie moe wyj z pooenia w poprzek fali. Nie, nie
myliem si: Godde nie orientowa si w prawdziwej sytuacji. Myla o skandalu. Nie przyszo mu do
gowy, e Canope moe zaton. By moe dlatego, e kadub by cay, a same maszyny nie miay
uszkodzenia. Tylko ta woda sikajca przez wszystkie otwory pokadu i kaduba, zatkane pompy
i zalany wgiel.
- Nadamy telegram - doda. - Wtedy jaki statek zmieni kurs i bdzie wiadkiem naszej bezradnoci.
Popatrzy na Charrela, po czym jego oczy zwrciy si ku mnie, stojcemu nieco w tyle. Zdawao si,
e dostrzega tylko boto pokrywajce mechanika i czarny szlam na moich rkawach, ktre trzymaem
z dala od ciaa, oraz uwalane olejem rami i bark.
Zwrci si do wchodzcego drugiego oficera.
- Rouveyre - rzek. - Zaniesie pan do radiostacji telegram, ktry napisz. Pan, Dufor, obejdzie
midzypokady.
Umywszy si, zmoczywszy wod siniak na prawym policzku i starszy rcznikiem plamy oliwy
z nieprzemakalnego paszcza, Dufor doczy do papierw, notesu i pienidzy, jakie ju nosi przy
sobie, kilka wanych dla niego listw.
- Sdzi pan moe, panie kapitanie, po tym co panu powiedziaem o Goddzie, e uwaaem Canope za
statek zgubiony. Nie, bynajmniej, a w kadym razie nie w owej chwili. Byem wtedy wyczerpany
gorczk. Przyszo rysowaa si mglisto. Zupenie sobie nie wyobraaem, co moe si zdarzy
w nastpnych dwudziestu czterech godzinach. Listy zabraem prawie niewiadomie.

W dugim wewntrznym korytarzu, przy drzwiach prowadzcych do mesy, Dufor spotka zajadajcego
kanapk Rouveyrea. Obaj oficerowie zrobili obok siebie par krokw, obijajc si ramionami
o zataczajce si grodzie.
- Zaniosem Dejeanowi telegram - powiedzia drugi oficer. - Moe pan sobie wyobrazi tego faceta
samotnie siedzcego w swojej izolowanej norze, skd wida tylko opustoszay pokad, szalup
chwiejc si na legarach i walce si na niego olbrzymie fale.
Dufor troch nieprzytomnie spojrza swemu towarzyszowi w twarz. Rouveyre mwi chyba o
Dejeanie i jego odosobnieniu. Drugi oficer, spogldajc zagubionym wzrokiem mwi dalej, odrywajc
palcami kaway chleba z szynk i chciwie je zajadajc:
- Nie zimno panu? Ju dawno wyczono ogrzewanie. Trzsie pana, co? To z gorczki. Dostaem si tu
przejciem wewntrznym. Wszdzie woda. Czu wod. Czu oceanem. Zimno i czu oceanem.
Dufor przypomnia sobie wtedy ufno, jaka przebijaa ze sw Rouveyrea wypowiedzianych przed
trzema czy czterema godzinami: Nastpna noc bdzie lepsza od poprzedniej. Czyby zawd, jakiego
dozna, by przyczyn jego obecnego podniecenia?
Tak, to prawda, czu byo oceanem. Dufor jednak jeszcze tego nie zauway. Owiewa ich zapach jodu
i soli, poczony z zimnem, wilgoci i eterem.
- Czu wielk morsk fal - cign Rouveyre - statek zatraci waciwy mu zapach farby, stalowych
blach, boazerii i lakieru; pary, gorcych olejw, wgla i czowieka... To ju trup.
Obaj oficerowie stpali w wodzie, podnoszcej si coraz wyej na lewoburtowej grodzi. Nagle stanli.
Odgos maszyn ucich.
- Stao si - rzek Rouveyre. - Zastopowali maszyny. Sysza pan, jak Godde mwi
Nie dokoczy, ledzc ruchy statku, ktry porwany i rzucony przez fal, pooy si bezwadnie na
lew burt.
- Trup! Mwiem - Godde nie zdaje sobie z tego sprawy. Nie trzeba byo stopowa. Ale jeeli nie mog
utrzyma pary pod kotami, Canope jest zgubiony. Jest jednak jeszcze jeden sposb. Powiem mu.
Musi mnie wysucha... Musi mnie wysucha - powtrzy Rouveyre, znikajc na schodni wiodcej na
mostek.
Kierujc si ku midzypokadowi nr I, Dufor zastanawia si, czy w wynaleziony przez Rouveyrea
sposb palenia pod kotami nie by tylko tworem umysowego podniecenia. Jak pali? Czym pali?
Z chwil kiedy ruba przestaa si obraca, sytuacja na pozr niewiele si pogorszya. Po krtkim
czasie Canope, bdc ju tylko rodzajem wraka, ustabilizowa si w nowym pooeniu. Przechyy nie
zdaway si zbytnio powiksza.
- Najbardziej zowrogie byo to, panie kapitanie, e nie syszao si nawet najsabszej pracy maszyn.
Czowiek czu si zgubiony, zdany na ask oceanu. Moe to jednak byo lepsze ni pozostanie bez
wiata elektrycznego z omiuset pasaerami na statku? Co by si stao, gdyby trzeba byo zawiesi na
rozlegych midzypokadach naftowe lampy?
Woda napywaa zewszd ze szmerem grskich strumykw. Wdara si do kuchni, gdzie wygas ogie.
Przy kadym przechyle tryskaa przez wszystkie spywniki pokadowe. Przedostawaa si przez rozbity
iluminator, ktry ciela usiowa zatka. Wypywaa z azienek, z natryskw, z ustpw i przelewaa si

do korytarza poprzecznego. Wskutek gwatowniejszego uderzenia fali trysna na schodni wiodc


na pierwszy midzypokad w tej samej chwili, kiedy zstpowa po niej Dufor.
Wody nie byo wiele, zaledwie par kubkw. Ale jeszcze bardziej przerazia emigrantw, syszcych
uderzajce o kadub fale. Jedna z kobiet uniosa w gr dziecko, jakby w obawie, aby nie utono.
Wszyscy rzucili si do ucieczki w stron schodni, ale widzc, e Dufor zamyka za sob drzwi i schodzi
bez popiechu uspokoili si i zaczli dalej spoywa wydzielone im prowianty: wdliny, ser, chleb
i puszkowane mleko.
Do Dufora podesza przystojna moda dziewczyna, ktra zagadna go rano o losy Marco Polo.
- Czy to prawda, panie oficerze, e jaki statek idzie nam na pomoc?
Upyno dopiero p godziny od chwili, kiedy Godde zdecydowa si nada radiotelegram. Maszyny
stany zaledwie przed kilku minutami, a oni ju wiedzieli, e wezwano pomocy!
- C to znowu za brednie? Nie jestemy w niebezpieczestwie.
- A wic po co nadano telegram?
- Kto pani powiedzia? Mamy awari maszyn. Jutro si j usunie i ruszymy dalej do Nowego Jorku.
- To nieprawda, panie oficerze! Mwi, e chodzi o wgiel i e wszyscy przejdziemy na statek, ktry
nadchodzi.
Dufor posun si w gb midzypokadu, niemal dotykajc blach poszycia kaduba poddawanych
naporowi oceanu. Poza grubym szkem zaryglowanych iluminatorw woda bulgotaa niby jakie
monstrum w akwarium. W pmroku jedna z kobiet wycigna ku niemu kilkutygodniowe dziecko
o zaczerwienionej twarzyczce, piszczce i z trudem apice oddech. Trudno tu byo oddycha.
Otworzy drzwi, rozlegy si woania. Drzwi otworzyy si pod naciskiem rki jakiego podobnego
do czarnego diaba czowieka, ktry stpajc w wodzie, zszed po schodni i zacz wykrca arwki
jednej z dwch elektrycznych lamp.
- Z rozkazu starszego mechanika - krzykn. - Zmniejszamy owietlenie do poowy.
Widzc, e oficer kieruje si ku schodni wejciowej, kilka ogarnitych panik kobiet rzucio si za nim,
woajc, e nie chc pozostawa w ciemnociach. Dufor prbowa je uspokoi. Nie gasimy wiata,
tylko je zmniejszamy. Kobiety jednak nie zrozumiay; do nich doczyy si inne, a take mczyni.
W konajcym wietle, przy guchych maszynach, wrd odlegego huku oceanu, owa stalowa klatka,
jak tworzy midzypokad, zakoczona otwart jak paszcza schodni wejciow, rzygajc regularnie
strumieniami wody, rzeczywicie podobna bya do jaskini, w ktrej masa ludzka - miotana ruchami
statku, wyjca, czepiajca si lin ratunkowych, padajca, podnoszca si - oczekiwaa zduszenia przez
fale.
Mylc, e ucieka, by si ratowa, kobiety rzuciy si na Dufora, czepiajc si jego paszcza
i obejmujc ramionami nogi.
Zwrci si do piknej ciemnowosej dziewczyny.
- Prosz je uspokoi i powiedzie, e nie ma adnego niebezpieczestwa.
- Skoro nie ma niebezpieczestwa, to dlaczego pan odchodzi?
- Nie widzielicie szalup na pokadzie? Mylicie, e pozwolimy wam potopi si tu jak szczury
w norze?

- Przysigasz na Chrystusa, e nie ma niebezpieczestwa?


- Przysigam.
- Przysignij, e jak bdzie niebezpieczestwo, to przyjdziesz tu po nas.
- Przysigam.
- Na Chrystusa!
- Na Chrystusa.

Dufor umilk na chwil, aby otrze pot spywajcy mu obficie po twarzy, po czym rozgldnwszy si
dokoa, mwi ciszonym gosem:
- Tu panuje spokj i sowa, jakie przed chwil wyrzekem, nie brzmi tak gucho. Tam - wrd tych
Woszek z dziemi, przed dziewczyn o twarzy madonny, w owym pwietle rzucajcym mroczne
cienie, wrd huku fal, zapachu oceanu i gwatownych wstrzsw - daem si cakowicie pochon
dramatycznemu nastrojowi. W rozgorczkowanych oczach wyryy mi si obrazy mechanikw
podajcych sobie z rk do rk bryy suchego wgla, fal walcych si na zanurzony burt do poowy
statek, w uszach dwiczao trzykrotnie powtarzane imi Chrystusa. aowaem, i niepotrzebnie
przysigem, e nie ma niebezpieczestwa. Czuem si zwizany danym przyrzeczeniem, e przyjd
po nie, po te kobiety, ktre syszc imi Chrystusa odstpiy i pozwoliy mi odej. Byem z nimi
zwizany. I moe si to wydawa dziwne, panie kapitanie, ale w owej chwili miaem przewiadczenie,
e Canope jest zgubiony. Dlaczego wanie wtedy, a nie przedtem?
- Przyjd - powtrzyem.
Wyszedem za mechanikiem, ktry nis w worku powykrcane arwki. Zdawa si nic nie widzie
ani nie sysze i znik, nie darzc mnie nawet spojrzeniem. Gdy szedem korytarzem prowadzcym na
midzypokad nr II, zauwayem znacznie silniejszy przechy na lew burt. Posuwaem si z wikszym
trudem, co chwila uderzajc si o grd i o pozamykane drzwi. Znajdowao si tam kilka kabin drugiej
klasy, ktrych mieszkacy schronili si do salonu o pitro wyej. Wtem przechy cisn mnie do jednej
z tych kabin, jedynej, ktrej drzwi byy otwarte. Odzyskaem rwnowag o krok od modej kobiety,
ubranej, o ile pamitam, w futrzany paszcz i wcinitej w rg koi, aby zabezpieczy si przed
przechyami. Gow miaa oboon poduszkami, a w rku trzymaa ksik. Obok staa zamknita
walizka i lea pas ratunkowy. Spojrzaa na mnie.
- Nie syszaam gongu na kolacj - powiedziaa. - Czy dzi wieczr nie podaje si do stou?
Nie spodziewaem si zasta tam kogokolwiek, a ju najmniej samotnej kobiety przemawiajcej tak
spokojnie! Nie bya to waciwie jeszcze kobieta, lecz modziutka dziewczyna, drobna blondynka
o jasnych oczach. Bya cakiem sama w tej le owietlonej kabinie, wrd otaczajcego j mroku,
zapachu oceanu, zimna, wody przelewajcej si w korytarzu i huku fal!
- -Nic pani nie przyniesiono? Godna pani? - wybekotaem.
Nie mogem jej tam pozostawi. Miaem nieokrelone uczucie, e powinienem j ochrania i broni.
- Prosz pj ze mn. Nasz steward co dla pani znajdzie. Nie, walizk prosz zostawi, nic zabra pas
ratunkowy.
- Uwaa pan, e to potrzebne?

Pomogem jej zeskoczy na podog. Trzymaem j za rk i przygldaem si ze zdziwieniem. Miaa


moe siedemnacie lat. Przy mojej pomocy przekroczya prg kabiny.
- Pani sama na statku?
- Tak. Matka moja umara, a ja wracam do ojca w Bostonie.
- Nie boi si pani? - nie mogem powstrzyma pytania.
- Boj si.
Majc j tu przy sobie i zobaczywszy w wietle jednej z nielicznych lamp w korytarzu jej twarz,
zauwayem, e niezrcznie umalowaa sobie policzki i wargi. Patrzya rozszerzonymi renicami, do
jej zibia mi palce. Domylaem si, e umiera ze strachu. Strach ten ukrywaa pod warstw szminki.
Powiedziaa co, by mnie zatrzyma. O kolacji wspomniaa pewnie take dlatego, by nie byo zna, e
si boi.
Silniejszy przechy dosownie mnie unis i popchn ku niej. By jej nie zrani, ryzykujc zamanie rk,
wycignem ramiona i zaparem si nimi o grod. Dziewczyna osuna si i zemdlaa. Wziem j na
rce i, zszedszy trzydzieci krokw dalej po schodni na midzypokad, pooyem u stp modej
Woszki.
- Prosz si ni zaopiekowa i niech tu zostanie. Jest sama.
- Przysige na Chrystusa! - zawoaa za mn dziewczyna.
- Tak, przysigem.

Z powodu omdlenia dziewczyny Jean Dufor nie zwrci wikszej uwagi na gwatowny wstrzs, ktry
cisn nim o grd. Idc w stron midzypokadu z bezwadnym ciaem na rku, zauway, e Canope
koysze si mniej i e przechy na lew burt jeszcze si zwikszy. Pogbia si w chwili, gdy fala
kada statek na lew burt i tylko nieznacznie mala przy ruchu powrotnym.
Co si stao na dole - pomyla wychodzc z midzypokadu. - Co powanego? Czy to grozio
bezporednim niebezpieczestwem? - Szed niepewnie opustoszaym, sabo owietlonym
korytarzem. Nasuchiwa, troch ogarnity strachem, e Canope moe bardzo szybko zaton, e by
moe pogry si raptownie wraz ze wszystkimi ludmi.
Nasuchiwa odgosw i ledzi ruch statku. - Co robi? Wrci na midzypokad i powiedzie Woszce,
e nadszed czas ratowa si, a potem chwyci w ramiona t drug, powierzon jej dziewczyn
i wyskoczy z ni za burt.
- Wyskoczy, ale po co? Paskiej Virginii jeszcze nie byo, panie kapitanie.
Dufor, oblany potem wskutek niepokoju i gorczki, majc w oczach natarczywie powracajcy obraz
dziewczyny o niezrcznie uszminkowanej twarzy, siedzcej samotnie na koi z ksik w rku, przey
kilka chwil rozterki, nie umiejc oceni sytuacji i niezdolny do podjcia decyzji. Z jednej strony
obawia si, e mgby wywoa panik wrd emigrantw, z drugiej za ba si narazi ich na zgub,
gdyby zaniecha tego, co zamierza uczyni.
Zdoawszy opanowa chwilowe zaamanie, postanowi pj na mostek i zobaczy, jak sprawy stoj,
gdy nagle powstrzyma go odgos krokw. Czeka, jak gdyby ten co nadchodzi, nis wiadomo
gron jak wyrok.

- Nie wiem, co pomyla Bertrand - on to bowiem wynurza si z wolna z mroku - widzc mnie w tym
korytarzu, stojcego nieruchomo z mokr twarz, drcymi rkami i utkwionym w niego wzrokiem.
Starszy oficer, zachowujc spokj, spojrza na i przeszed bez sowa. Ale minwszy go, jakby
obawiajc si, e jego zachowanie i milczenie mog si wyda niezwyke, odwrci gow i nie
zatrzymujc si rzuci:
- W rodkowej zasobni obsun si wgiel.
Owo przemieszczenie si ciarw pogbio przechy na lew burt, lecz zarazem zagodzio ruchy
powrotne statku. Tote Dufora, przy inspekcji midzypokadw II i III, uderzy panujcy tam wzgldny
spokj. Krzyki ludzi nie byy tak przeraliwe, pacz nie tak cigy, modlitwy szeptane ciszej. Emigranci
przepucili go nie nagabujc.
Na midzypokadzie IV marynarz mg nawet posuwa si midzy grupkami ludzi i mija ich
legowiska, nie bdc wcale zauwaonym. Nagle znalaz si przed grupk przycupnitych i klczcych
kobiet, odmawiajcych modlitw za konajcych wok wysokiego starca rozcignitego na pododze.
Nie yje - pomyla. Ale w wietle gromnicy, drcej w rku kobiety, dojrza skurcze przebiegajce po
wychudej twarzy koloru starego drewna i wyschnite palce zaciskajce si na racu. - Kona. Co za
rnica czy tam, czy w szpitalu okrtowym, czy w falach. Po c odbiera go tym niewiastom?
Gdy si cofa, wstrzs rzuci go na co kocistego a zarazem mikkiego, co yo, poruszao si
i kbio pod stosem kocw. Macajca po tym stosie rka Dufora natrafia nagle na ciao nagie
i ciepe. Cofn j, jakby dotkn liskiego wa.

Vox przerwa Duforowi gestem. W przylegej sterowni sycha byo gosy: Kurs Sud 75 Est37. Otwary
si drzwi. Na wosianym chodniku zaszuray buty, a st nawigacyjny zaskrzypia pod ciarem
opierajcego si na nim ciaa.
- Panie Fetcherin - zawoa Vox. Trzeci oficer odsun zason w drzwiach kabiny nawigacyjnej.
- Jak z pogod? Nie sysz ju syreny.
- Jestem, panie kapitanie.
- W tej chwili jest dobra widoczno. Wiar sabnie i fala ju nie taka.
Gdy oficer znikn za zason, Dufor cign dalej:
- Kiedy przechodziem przez pokad spacerowy, w blasku wystrzelonej z mostku rakiety mogem
zauway, e statek bierze mniej wody, a przynajmniej przez pokady. W nowym pooeniu wystawia
przeciw falom wyej wychylon z wody burt. Na mostku zastaem tylko dwch ludzi zajtych
odpalaniem rakiet. Jeden z nich rzek:
- Kapitan jest w kabinie nawigacyjnej.
Ujrzaem, jak sta oparty o st nawigacyjny, zaciskajc wycignite do tyu rce na jego blacie.
Bardzo blady, patrza na Rouveyrea, ktry by wzburzony, dygoccy, bez czapki i z rozwichrzonymi
wosami.

37

Kurs poudniowo-wschodni 75 czyli 105 stopni na 360-stopniowej podziace ry kompasowej. (Przyp. tum.)

- Nie ma si co duej waha, panie kapitanie - mwi drugi oficer z jak pasj w gosie. - Trzeba za
wszelk cen podnie par. Aby sztormowa z wiatrem, trzeba pod kotami pali drewnem. Trzeba
porba wszystkie wewntrzne drzwi, boazerie z kabin, szalowania.
Obok sta Bertrand i wpatrywa si w drugiego oficera. By rwnie spokojny jak wtedy, kiedy mnie
mija w korytarzu. Potem przenis wzrok na kapitana, ktrego twarz wydaa mi si w penym wietle
tak przygnbiona trosk i zmczeniem, e mnie to wzruszyo.
- Chyba si pan nad tym nie zastanawia, Rouveyre - rzek Godde. - Pali drewnem! Ale nigdy nie
podniesie pan w ten sposb pary, choby nawet tylko tyle, ile potrzeba, aby odwrci statek ruf do
wiatru. Niech pan spyta Bertranda, niech pan spyta Charrela. Nie zastanowi si pan nad tym powtrzy.
Po czym, jakby to co przed chwil powiedzia nie byo wystarczajcym argumentem, wymwi te
zdumiewajce sowa:
- Myli pan, e mam zamiar przyprowadzi do Nowego Jorku statek porbany siekierami? Chce pan,
abym sta si pomiewiskiem wszystkich kapitanw statkw w Nowym Jorku?
Te dwa zdania wywoay niesychany efekt na twarzy Rouveyrea, ktra zmienia swj wyraz
cakowicie, i to dwukrotnie: najpierw odbio si na niej zdumienie rwnie wielkie, jak to, ktre odczu
Dufor, za po kilku sekundach odmalowaa si na niej ulga graniczca z radoci. Drugi oficer
przecign doni po oczach, potem potar ni czoo jak czowiek nagle obudzony, pragncy tym
gestem rozproszy ostatni drczcy go koszmar. Wreszcie z wyranym odpreniem malujcym si na
twarzy spyta niemal dziecinnym gosem:
- Sdzi pan, panie kapitanie, e przyjdziemy do Nowego Jorku?

- Nie, Rouveyre si nie ba - szepn Dufor, jak by odpowiadajc na pytanie. - W kadym razie nie ba
si o siebie. Ale przeraaa go groza sytuacji: straszliwe koysanie si statku, przechy na jedn burt,
zapach oceanu szum wody, cisza w maszynach, ciemno i lodowata fala majca pochon setki
krzyczcych kobiet i dzieci! Bez niepokoju czeka na odpowied kapitana.
- A dlaczeg nie mielibymy przyj do Nowego Jorku?
Bertrand, nie mwic sowa, postpi krok naprzd, opar si okciami na stole nawigacyjnym,
spojrza przecigle na map - nie sposb byo odgadn, co myli - po czym rzek:
- A jednak, panie kapitanie, powinien pan wykorzysta wszelkie szanse. Ja te nie sdz, aby palenie
drewnem pozwolio nam sztormowa z wiatrem. Ale gdybymy wyluzowali kotwice i acuchy,
wykrcilibymy na pewno kilka stopni na wiatr i sytuacja staaby si mniej trudna.
Godde przez chwil patrzy w milczeniu na Bertranda, a potem powiedzia:
- Nie zaryzykuj posyania ludzi na dzib. To zbyt niebezpieczne.
- Kazaem przygotowa wind kotwiczn tak, aby jeden czowiek mg j obsuy - odrzek starszy
oficer. - Sam pjd.
- Pan! - zawoa Godde, dodajc po duszym milczeniu: - A jeli, nie majc cinienia, nie bd mg
potem wybra acuchw i kotwic?!

Niemoliwe - pomylaem - aby tak wielka ufno nie opieraa si na jakich gbszych podstawach.
Moe daem si zbytnio zasugerowa tym, co widziaem i syszaem na dole, w kotowni i w
midzypokadach. Zrozumiae, i Charrel, widzc wod zalewajc jego pomieszczenia, uwaa, e
wszystko jest stracone. Ale kapitan Godde chyba panuje nad sytuacj? Mimo wszystko jeszcze ze
mnie nowicjusz.
Bertrand znik, nie udzielajc odpowiedzi.
Mody oficer spuci gow i milczc zapala papierosa, po czym utkwi wzrok w oczach Voxa.
- Musz powiedzie panu wszystko, panie kapitanie. Trzeba, abym mwi take i o tym. Zaraz
zrozumie pan, dlaczego. Tak, przyznaj, cay czas mylaem o tej dziewczynie z drugiej klasy, ktr
oddaem pod opiek Woszki. Nie potrafi tego wytumaczy. To, e znalazem j samotn w tej
opustoszaej czci statku, e syszaem jej gos wymawiajcy tak niezwyke w tej sytuacji zdanie: Nie
syszaam gongu na kolacj, ten jej dziecinny, a zarazem tak kobiecy pomys, by ukry strach pod
warstw szminki, jej omdlenie... To wszystko mnie wzruszyo... To niepojte, to absurd. Teraz ju nie
baem si katastrofy ze wzgldu na te wszystkie wrzeszczce na midzypokadach kobiety i ich dzieci,
lecz tylko ze wzgldu na ni. Na jej umalowanej twarzyczce lalki widziaem zgroz na widok fali,
ktra...
Kiedy kapitan Godde odpowiedzia Rouveyreowi: Myli pan, e mam zamiar przyprowadzi do
Nowego Jorku statek porbany siekierami?, dostrzegem tylko zmian wyrazu twarzy drugiego
oficera. Chocia ogarno mnie zdumienie, nie byem przejty. Wstrzsno mn dopiero drugie
zdanie: A jeeli nie bd mg potem wybra acuchw i kotwic? Ale nie na dugo. Ona nie zginie.
Jeden z marynarzy, ktrych zastaem po przyjciu na mostek, odsun mnie ruchem rki. Potem,
postpiwszy dalej, zameldowa:
- Panie kapitanie, wida statek na poudniowym wschodzie, idzie kursem na nas.
Pan by w odlegoci czterech, piciu mil, panie kapitanie. Rado ogarniaa nas na widok paskich
wiate pozycyjnych, ktre kreliy w ciemnociach wietliste zygzaki, i na widok statku poruszajcego
si tak swobodnie. Teraz jestem spokojny, ale wtedy czuem si, powiedzmy, jak pijany. Odczuwaem
skurcz serca i zawroty gowy. Obrazy kotoway si w mojej gowie. wiata paskiego statku,
taczce w szkach mojej lornetki, mieszay si z pomieniem gromnicy paczcej woskowymi zami
nad obliczem starca konajcego w midzypokadzie IV.
- By pan tam - szepn mi do ucha Rouveyre - i sysza pan, co mwi Godde. Dojdziemy do Nowego
Jorku.
Co! Do Nowego Jorku? W jaki sposb? Wszystko to wydawao si absurdem. Jeszcze przed chwil
miaem nadziej. Ale nieopanowany optymizm Rouveyrea znw obudzi we mnie obawy. Drugi oficer
doda:
- Trzeba mu wierzy. Godde to doskonay marynarz. Pan go nie zna.
Ale nie, to przecie nie byo moliwe!
- Trzeba mu wierzy - upiera si Rouveyre.
Nadejcie Goddea, ktry zbliy si do nas, zwolnio mnie od odpowiedzi.

- Niech jeden z was zejdzie do radia! Dejean ma nawiza czno z tym statkiem i dowiedzie si, co
to za jeden. Nie grozi nam niebezpieczestwo. Niech go tylko wezwie, aby pozosta na miejscu.
Myl, e to powinna by Virginia.
- Id, panie kapitanie - odrzek Rouveyre.
Dufor pozosta przez dug chwil sam, obserwujc ruchy Virginii. Trawia go coraz wiksza gorczka,
byo mu na przemian to zimno, to gorco, umys mu si mci, a w uszach brzmiay sowa: Nie grozi
nam niebezpieczestwo, Trzeba wykorzysta wszelkie szanse, To doskonay marynarz.
Podskoczy na gos Goddea.
- Sprawdza pan midzypokady?
Zapomnia zoy o tym meldunek. Zacz wic mwi, co robi, co widzia i sysza. Bezadnie, jedno
przez drugie, gorczkowo. Mwi o Woszce, o przysidze na Chrystusa, o uszminkowanej
dziewczynie, o modach przy starcu. Przedstawi atmosfer, w jakiej si to wszystko dziao: atmosfer
ludzkiej jaskini, mrok, zimno, zapach oceanu.
Godde przerwa mu szorstko.
- Ju prawie godzina, jak Rouveyre poszed do radiostacji. Niech pan zobaczy, co on tam robi.

Chwytajc si porczy, w odlegoci kilku krokw od morza, Dufor przeszed za mostkiem t cz


pokadu spacerowego, na ktr padao wiato z okien jadalni. Do wszystkich szyb przylepione byy
twarze ludzi rwnie obserwujcych wiata Virginii.
Potem, macajc dokoa, zapuci si w mroczn stref cignc si a do wietlnej kopuy bijcej
rozproszonym blaskiem ze wietlika maszynowni. Dalej panowaa znw absolutna ciemno, gdy
radiooficer Dejean zasoni, jak zawsze, iluminatory radiokabiny.
Zgity, to posuwa si, to przystawa, to znw si posuwa, wymacujc rkami nawiewniki i burty
odzi ratunkowych, obramowane linowymi uchwytami. Po kadym przechyle, gdy nad statkiem
wzbija si slup wody, lizga si po mokrym pokadzie, bojc si, e zostanie zmyty za burt. Kilka
razy uchroni si od tego tylko dziki temu, e zawadzi butem o piercie pokadowy, knag czy
jedn z niezliczonych rur przebiegajcych po pokadzie tego nieudanego statku.
Wycigajc rce, by chwyci si stalowych prtw chronicych szyby, posuwa si ku lukowi
maszynowemu, ponad ktrym unosi si wietlisty py wodny, gdy nagle potkn si jakie ciao i pad
na nie, czepiajc si go kurczowo, by nie wypa za burt.
- Ciao byo silnie wkleszczone midzy wietlik a grub rur, inaczej... Ostatecznie moglimy jeszcze z
Rouveyreem zatrzyma si na linie ratunkowej lub na legarach szalupy. By to bowiem Rouveyre,
poznaem go natychmiast. Lew rk chwyciem si porczy, a praw namacaem gumowy but,
paszcz nieprzemakalny i czapk z galonami. Jaki inny oficer mgby si tam znajdowa? Gdy
pooyem do na jego twarzy, spostrzegem, e si zakrwawia. - Jest ranny. - Peznc podcignem
si w gr i przyoyem usta do ucha lecego.
- Rouveyre, to ja, Dufor. Niech si pan sprbuje podnie, pomog.
Okry nas sup bryzgw. Przeknem z przyjemnoci gorzki yk wody i wyczuem rk, e woda zlewa
twarz Rouveyrea. - Dobrze! Przyjdzie do siebie.

- Rouveyre! - Nie rozumiem, dlaczego czowiek krzyczy tak gono, kiedy si boi, e ma przed sob
trupa.
W odpowiedzi usyszaem charczenie. Palce moje, naciskajc na bezksztatne usta i twarz, poczuy
ustpujce pod nimi zgruchotane koci czoa.
Podnie go! Sam Dufor nie mg sobie poradzi, majc obie rce zajte utrzymywaniem si na
pokadzie. Kilka razy pada. W kocu jako poszo. Zdoa podnie si na nogi, przycupn, chwyci
Rouveyrea pod uda i ramiona, wycign go spomidzy rury i wietlika, wreszcie podnie.
- Byo okropne trzyma tak w ramionach czowieka, koleg - tak, by moim koleg chocia znaem go
zaledwie kilka dni - konajcego z wgniecion czaszk i zamanym krgosupem. Charcza i jeszcze
wtedy jcza, ale trzymaem w ramionach ju tylko pogruchotane ciao ludzkie, co mikkiego,
bezwadnego co bardzo ciyo.
Dufor ugi si pod ciarem. Skulony, na chwiejnych nogach, w gorczce, spowity ulew lodowatych
bryzgw, wichrem i mrokiem oceanu otaczajcym saby odblask wietlika, straci wszelk nadziej. Nic nie mona zrobi - rzek sobie. Jeli pozostawi tam to lune ciao Rouveyrea, nikt go ju nie
odnajdzie. Zdawao mu si, e tak czynic popeniby zbrodni. Woa? Kto usyszy woanie w tym
potwornym huku wichru i wody? A jednak wycie cierpicego czowieka, ktrego mzg zalaa krew,
ktrego ciao szarpay zgruchotane koci, potrafio zapanowa nad tym oglnym zgiekiem.
W odlegoci pitnastu metrw otworzyy si drzwi radiostacji, a w ich owietlonym prostokcie
pojawi si Dejean. Zatoczy si i natychmiast cofn przed murem, ktry stanowiy ciemnoci.
- Nie widzia mnie w mroku i wydal si tak wty i bojaliwy w obliczu potgi i grozy wichru i fal, i
obawiaem si, aby natychmiast nie zamkn drzwi. Zamachaem rk i zawoaem. Pniej
powiedzia, e sabo dosyszawszy okropny krzyk Rouveyrea, odszed od swojej aparatury tylko
dlatego, aby nie drczyy go wyrzuty sumienia. Mego woania nie sysza. Ale zobaczy moj rk,
ktra w blasku wietlika migna jak biay ptak... Zna go pan, panie kapitanie?
- Tak, znam go. Jest uratowany. Wyowia go Ascania.
- Ach, uratowany! Jest may, ma drobn pocig twarz, prawie bez kolorw. Wski w ramionach.
Zawsze nosi sztywny konierzyk, jeszcze bardziej wyduajcy mu szyj, oraz sztywne, za dugie
mankiety, w ktrych jego malutkie przezroczyste donie wygldaj jak kwiaty w bibuce. Wydaje si,
e moe go unie lekki wiaterek. Pomimo to, zdajc si nie lizga po pokadzie ani nie poddawa si
uderzeniom wichru i bryzgw, podszed i chwyci za nogi ciao Rouveyrea, ktre ja uniosem
trzymajc pod pachami. Zoylimy je na pododze kabiny przylegajcej do radiostacji, czcej si
z ni otwartymi drzwiami.
- Id po lekarza - powiedziaem.
- Przecie on nie yje! - odrzek Dejean.- Nawet ju nie rzzi, a tak by pewien ycia - doda podnoszc
si i poprawiajc mankiety i konierzyk. - Nie ma dwudziestu minut, jak wyszed std zapewniajc
mnie, e Canope dopynie do Nowego Jorku.
- Musia niechybnie zama sobie take krgosup. Czuem to, gdy go podnosiem.
- Zbyteczne chodzi po doktora. Moe go pan tutaj zostawi. Nie przeszkadza mi. To by mj
przyjaciel, bardzo go lubiem.
Wzi z koi jasiek i podoy go pod gow Rouveyrea, by nie uderzaa o podog, przykry wgniecione
czoo wasn czapk i przeszukawszy kieszenie zmarego, wycign z nich jaki papier.

- To wiadomo, ktr mia odda kapitanowi. Statek w pobliu to Virginia.


Wykazywa zdumiewajcy spokj. W jego malutkiej kwadratowej klitce, wypenionej miedzianymi
przewodami i zalanej olepiajcym wiatem, jakby od lampy zasilanej nadmiernym napiciem,
wibrujcej od uderze bryzgw jak skra bbna, miotanej jak gondola balonu - zamocowany by
kady przedmiot mogcy pod wpywem wstrzsw spa na podog; drzwi szaf - zaryglowane,
szuflady - powyjmowane z przegrdek, krzeso - przymocowane sprynowym uchwytem.
- Czuj si jak zbity pies - skary si, usiadszy i zoywszy suchawki. - Nigdy nie mogem przyzwyczai
si do sztormu. Niech pan jednak przyle doktora - doda, wycierajc czoo - jeli potrafi tu doj.
Tymczasem czuwam nad ciaem Rouveyrea i lepiej, e jest tu ze mn, ni gdziekolwiek indziej sam.
By moim przyjacielem - powtrzy, jakby wreszcie si spostrzeg, e zachowanie jego mogo wyda
si dziwne.
- W kabinie nawigacyjnej, podajc Goddeowi papier, ktry Dejean wydoby z kieszeni drugiego
oficera, powiedziaem:
- Panie kapitanie, znalazem na pokadzie Rouveyrea ze zamanym krgosupem i wgniecionym
czoem. Przenielimy go z Dejeanem do radiostacji. Nie yje. Musz pj po doktora.
Nie wiem, jak musiaem wtedy wyglda, chyba jak szaleniec. Ale myl, e nie gorzej od Charrela,
kiedy stan przed Goddeem pokryty botem. Wzrok kapitana przebieg z moich oczu na policzki, na
usta, rce, potem na ca posta. Godde niewtpliwie przypomnia sobie moje niestworzone relacje
o tym, co si dziao na midzypokadach, a ktre niezbyt uprzejmie przerwa rozkazem, abym poszed
zobaczy, co si dzieje z drugim oficerem.
- Co? Co takiego? - krzykn. - Co pan mwi?
- Rouveyre zabi si padajc na pokad...
- No wic skoro nie yje, to po co chce pan i po doktora? Bertrand, niech pan wemie marynarza
i zobaczy, co si dzieje u Dejeana.
Po czym Godde poda mi papier, ktry mu wrczyem.
- Czytaj pan.
Zdjem czapk, wyjem z kieszeni chustk, wytarem twarz i przeczytaem wolno, cedzc kade
sowo, pask odpowied na telegram wysany przez Dejeana. Potem usyszaem wasne sowa
wypowiedziane bez podniecenia:
- Prosz nie sdzi, panie kapitanie, e jestem niespena rozumu albo e si boj. Trzy tygodnie
leaem w klinice w Neapolu na malari, a od Gibraltaru cierpi na jej nawrt.

- Zaraz potem znalazem si znw na mostku, skd zszedem zaledwie przed p godzin, kierujc
lornetk na pask Virgini. Podesza wyej na wiatr i znajdowaa si teraz o dwie czy dwie i p mili
wprost przed Canope, pokazujc zielone wiato.
ywo pamitaem jeszcze okropne uczucie, jakiego doznaem, podnoszc pogruchotane ciao
Rouveyrea, kiedy pod mymi palcami ustpoway wgniecione koci jego czoa. Szeptaem do siebie:
To niemoliwe! Rouveyre!. Syszaem te sowa tak, jakby wypowiedzia je kto inny. Wok mnie
krcili si ludzie. W ciemnociach i w sztormowych ubraniach wszyscy byli do siebie podobni, nie
znaem ich za na tyle, abym mg ich rozpozna po ksztacie twarzy, po zarocie czy po oczach

widocznych przez chwil w bysku wiata. Dziwiem si, i nikt nie podchodzi do mnie, nie pyta
o jaki dokadniejszy szczeg. A przecie lubili Rouveyrea! Syszeli, e przyniosem wiadomo o jego
mierci. Skd wic ta obojtno? Obchodziy ich wycznie ruchy Virginii, ktra wanie wykonywaa
zwrot. Wida byo tylko jej rufowe wiato, po czym i ono zniko w olbrzymiej kotlinie fali. Niepokj
ludzi odbi si w ich znieruchomieniu i zamkniciu, ktre trway tak dugo, pki wiato nie wynurzyo
si z gbin, wiecc samotnie jak monstrancja uniesiona przez kapana. Ukazay si pochylone
wiata masztowe, zamigotaa czerwona latarnia pozycyjna.
- Podchodzi - mrukn jeden z marynarzy.
Byo jasne, e Virginia staa si jedyn nadziej wszystkich... prcz Goddea, a take i Bertranda. Ale
z nim to inna sprawa. Staem tu obok kapitana, kiedy starszy oficer, powrciwszy z radiostacji,
szepn mu do ucha:
- Faktycznie nie yje. Zostawiem go u podna koi w kabinie Dejeana. Zabraem papiery, ktre mia
przy sobie.
- Po co? - spyta Godde.
- Trzeba je bdzie zoy w urzdzie morskim, jeli jednemu z nas uda si znw postawi nog na
ldzie.
Bertrand powiedzia to chodno, nie podnoszc gosu, zapewne po to, aby poruszy Goddea, ktry a
podskoczy.
- Pan te uwaa, e...
- Myl, e Canope ju nigdy nie zacumuje przy nabrzeu.
Obejrzaem si szybko dokoa w obawie, czy brutalnej odpowiedzi Bertranda nie usysza ktry
z marynarzy.
Czy kapitan by przejty? Sdz, e nie. Z pocztku nie odpowiedzia, potem zrobi mae ustpstwo:
- Ale przecie jest przy nas Virginia!
- Czego oczekuje pan od Virginii?
- Vox doskonale manewruje.
Wskutek przechyu straciem rwnowag. Kiedy j odzyskaem i znw znalazem si o krok od nich
obu, usyszaem, jak Bertrand jeszcze raz wspomina o wyluzowaniu kotwic i acuchw.
- Nie, nie - odrzek Godde. - To by byo bezcelowe. Virginia...
Poczuem, e wzbiera we mnie zo na Goddea. Skd takie zalepienie? Dlaczego nie posucha
Bertranda? Ogarna mnie gucha pasja. Godde nie widzia, nie zgadza si, odmawia. To graniczyo
ze zbrodni. C w naszej sytuacji znaczyy wyluzowane z kluz acuchy i kotwice, jeeli wskutek
takiego manewru pokad statku zyskaby troch ochrony przed falami i zmniejszyyby si przechyy?
Gdyby wykonano go dwie godziny wczeniej, moe Rouveyre nie byby martwy.
Godde zwrci si do mnie.
- Dufor, prosz wypeni dziennik. Niech pan zapisze mier Rouveyrea. Zapisa take wymian
radiow z Virginia. Prosz uwaa na wpisanie dokadnego czasu, bez omyki. Potem znw obejdzie
pan statek.

- W jaki sposb czowiek moe tyle wytrzyma w podobnych okolicznociach? Nie wiem, od jak
dawna byem na nogach. Prawie nic nie jadem. Wypiem kilka filianek kawy. Trawia mnie gorczka.
Szedem co robi, wracaem. Znalazem martwego Rouveyrea. Czas upywa niepostrzeenie.
Przesta istnie. Zaczem pisa drc rk, wzrok mi si mci tak, e nie widziaem koca pira,
przeszkadzay wstrzsy statku.
A trzeba byo pisa czytelnie, niczego nie omin, by dokadnym, ustali i poda godziny i szczegy
wydarze, gdy ten dziennik mia by wiadectwem... o ile chociaby ten co si nim zaopiekuje, zdoa
znw postawi nog na ldzie, jak si wyrazi Bertrand.
Poza mn przechodzili marynarze, zatrzymujc si i rozmawiajc. Nie zwracaem uwagi na ten objaw
nieporzdku. Kiedy skoczyem pisa, zobaczyem bosmana i ciel dzielcych si chlebem.
- Gdyby starszy oficer si nie sprzeciwi - mwi bosman - poszedbym wy luzowa kotwice.
- Powiniene by to zrobi - odrzek ciela, zajadajc kawaek chleba oboony corned-beefem.
- Mam za wiele szacunku dla pana Bertranda.
Dla Bertranda! Rozumie pan, panie kapitanie.

- Gdy wszedem na midzypokad moe godzin pniej - zreszt nie pamitam ju kiedy, wszystko
pomieszao mi si w gowie - moda Woszka rzucia si ku mnie.
- Mylaam, e nie dotrzymasz przysigi.
Odsunem j i zbliyem si do siedzcej na tumoku dziewczyny. Wygldaa tak jak wtedy, kiedy j
zastaem w kabinie, jasnowosa, o czystym spojrzeniu, uszminkowana, ale teraz umiechnita.
Woszka o twarzy madonny i inne kobiety otoczyy mnie i z niedowierzaniem dotykay. Uwolniem si
od nich.
- Co to jest? Co z wami?
- Wszyscy mylelimy, e nie yjesz. Tylko ona tak nie mylaa.
- e nie yj? Dlaczego?
- Jaki oficer nie yje.
Usiadem obok dziewczcia, biorc je za rk.
- Jada pani co? Nie? Trzeba je.
Suchaem, co mwi kobiety. Jaki oficer, powiaday, zabi si na pokadzie. Ciao jego zniesiono do
radiostacji.
- Mylaymy, e to ty. Modliymy si za ciebie. Tylko ona si nie modlia. Nie chciaa. Powiedziaa, e
nie zginiesz.
Przyszed statek Virginia. Wszystkie znay t nazw: Virginia - Matka Boska. Niektre widziay statek
w Neapolu. Przejdziemy na Virgini. Jakby oba statki miay stan burta w burt.

Rozumiaem, co mwi, gdy w Neapolu opiekowaa si mn pielgniarka nie mwica ani sowa po
francusku. Znay przebieg wydarze od swych towarzyszy, ktrzy wasali si po statku, wygldali na
pokad, wypatrywali nas na mostku i w maszynach, zasypujc pytaniami.
- Och, nie zapominaj teraz o przysidze!
Trzymajc za rk umiechajc si do mnie dziewczyn, patrzyem jej w oczy. Matka nie yje, ojciec
w Bostonie, ona samotna na tym skazanym na zagad statku. Jak j ocali?
- Skd pani zna francuski?
- Matka bya Francuzk.

Chwil pniej wchodziem do mesy.


- Jean, chciabym gorcej kawy z mlekiem, w kubku.
- Nie ma ju ani kawy, ani mleka. Nie ma ju nic gorcego. Niech pan yknie alkoholu - odrzek
steward i zanim zdyem odpowiedzie, woy mi w do szklank.
Czemu nie? Moe tego mi byo potrzeba, wanie alkoholu. Pocignem spory yk.
- Myli pan, e pan Rouveyre bdzie uratowany?
Jean nie mia w sobie nic z typowego kelnera, jednego z owych niesmacznie wypielgnowanych
gogusiw, przesadnie wypomadowanych, o efektownych manierach, ktrzy obsuguj pasaerw
pierwszej klasy. By to prosty chopak i na szczcie takim pozosta, le uczesany, z duymi
czerwonymi rkami, maomwny, dyskretny. Mes, swj bufet i nasze kabiny utrzymywa rwnie
czysto, jak marynarze pomost nawigacyjny. Na kade zawoanie by na nogach, w dzie czy w nocy.
- Przecie on nie yje - odrzekem. - Nie wiecie o tym?
- Umar w stanie grzechu miertelnego. Na statku nie ma ksidza. Chciabym si wyspowiada.
Zauwayem, e ma przekrwione oczy i wilgotne wargi. Wyrwaem mu z rk butelk i cisnem j
o grd. W krytycznym momencie byby pijany jak bela. Po czym, raczej uspokojony ni podniecony
wypitym alkoholem, zszedem z powrotem do midzypokadw.
Obchd trwa dugo, ju nie wiem, jak dugo. Nic si nie zmienio prcz tego, e na midzypokadzie
IV starzec ju nie y. W zaktku, gdzie moja rka natrafia pod kocami na ciaa ludzkie, jaka kobieta
krya twarz na ramieniu picego mczyzny. Spa z otwartymi ustami, widniejcymi jak czarny otwr
w gstwinie powego zarostu. Obchd trwa tak dugo, e kiedy powrciem na mostek, ju dniao.

- Z twarzy i zachowania si Goddea zorientowaem si natychmiast, e w czasie mojej nieobecnoci


zaszo co nowego. Jak by to powiedzie? Do chwili kiedy zaprzesta poszukiwania Marco Polo,
kapitan Godde okazywa niepokj i trosk. Potem, cho chwilami wydawa si przytoczony - moe
zmczeniem - nie przestawa okazywa spokoju i ufnoci. Teraz zachowanie kapitana zmienio si.
Twarz jego staa si ruchliwa, niespokojna. Nie mogem odgadn, co wyraaa. Przedtem by
milczcy, teraz mwi prawie bez przerwy. Ale tylko o Virginii, o manewrach Virginii, o trzymaniu si
Virginii na morzu, o panu, panie kapitanie: Vox ustawi si na wietrze, podejdzie jak najbliej.

Co si wydarzyo? Jedyn nadziej kapitan pokada chyba wwczas ju tylko w panu. Moe dlatego,
e po rozproszeniu si mroku lepiej widzia sytuacj swego statku, silnie przechylonego na lew
burt, zalewanego falami, z ktrych wiele jak rwce potoki przelewao si przez przedni pokad.
Wszedem do kabiny nawigacyjnej i pochyliem si nad dziennikiem okrtowym, naciskajc kontakt
lampy. Lampa si nie zapalia. Nie palia si take lampa sufitowa. Maa, zawsze owiecona, tarcza
kompasu teraz bya ciemna. Prawdopodobnie prdnice przestay pracowa w tej samej chwili, kiedy
wszedem na mostek. Wziem dziennik okrtowy, podsunem go pod iluminator i przeczytaem
sowa wypisane rk Goddea: Godzina sidma trzydzieci. Starszy mechanik zawiadomi, e przestaa
dziaa pompa skraplacza.
Oto by powd nerwowego zachowania si kapitana Goddea. Canope sta si rzeczywicie martwym
wrakiem. Znika nadzieja, e potrafi pyn do Nowego Jorku o wasnych siach. Oto dlaczego Godde
zacz nagle mwi... i to mwi tylko o Virginii.

Ale kiedy Dufor wyszed z powrotem na mostek, kapitan Godde w towarzystwie Bertranda, bosmana
i dwch marynarzy, milcza. Virginia, po wykonaniu zwrotu na pnocny zachd od Canope, obraa
kurs prowadzcy w bardzo maej odlegoci za jego ruf.
Manewru tego nie poprzedzi aden sygna. Na maszcie nie podniesiono adnej flagi ani wimpla.
W jakim celu Vox zamierza przej tak blisko? Jedynym manewrem, jakiego naleao prbowa, byo
podanie holu, aby wykrci pod wiatr zagroony statek. O takim manewrze naleao uprzedzi.
- A pan milcza. Nie kaza pan nam przygotowa si do manewru. My, czterej marynarze na mostku,
mylelimy to samo. Nic do siebie nie mwilimy, nie paday adne sowa. Ale zrozumielimy, o co
panu chodzio. Chcia pan podej, przej blisko na wietrze i zalenie od naszej sytuacji
zadecydowa, czy mona podj prb ratowania nas.
Virginia zbliya si. Jej kominy wieczyy piropusze dymu, rufa znikaa chwilami zupenie
w bruzdach fal, a dzib i pokady spowijay przelewajce si fale i py wodnych bryzgw.
- Nie myl si chyba, twierdzc, e a do chwili, kiedy Charrel zawiadomi o wyczeniu pompy
skraplacza, kapitan Godde mia jeszcze nadziej, i zdoa opanowa swj statek. e jeszcze bdzie
wydawa rozkazy marynarzom i sternikowi, e bdzie okrela astronomicznie pozycj statku i nanosi
j na map, e bdzie wypatrywa wiate na ldzie, e zastopuje, aby przyj pilota, poda cumy na
holownik, zacumuje przy nabrzeu w Nowym Jorku i da sygna: odstawi maszyny! A tymczasem
musia czeka na pask decyzj!
Prawd mwic, nie wiem, czy na ni czeka - podj mody marynarz po chwili namysu. - Myl, e
mia pewno, i pan bdzie prbowa poda hol i nawet, e taki manewr si uda... Powiedzia do
Bertranda par sw, ktrych bdc zbyt daleko nie dosyszaem. Starszy oficer kiwn na bosmana
i wszyscy trzej przeszli na lewe skrzydo mostku, wychylili si za burt i patrzyli w stron dziobu,
dyskutujc o czym. Zapewne zastanawiali si, czy bdzie mona tam wysa ekip majc przyj
rzucony przez pana hol, a take, by moe, czy wybra na hol stalwk, czy te acuch kotwiczny,
i jakiej dugoci. Byo oczywiste, e manewr ten nie budzi u kapitana adnych wtpliwoci, podczas
gdy Bertrand i bosman mieli pewne zastrzeenia. Chocia sytuacja stawaa si coraz powaniejsza,
Godde nie wtpi, e pan wykrci Canope pod wiatr. Moe nawet, e uda si na powrt uruchomi
pomp skraplacza i podnie par pod kotami. Nigdy nie widziaem czowieka, ktry by, bez sw
i gestw, okazywa tyle ufnoci.

Trzej ludzie przestali rozmawia i z lornetami przy oczach zwrcili si ku bdcej na trawersie Virginii,
ktra, cho silnie koysana, zdradzaa osobliw ywotno i bynajmniej nie wydawaa si zagroona
falami.
- Nie wiem, panie kapitanie, jaka bya wwczas odlego midzy naszymi statkami. Pamitam tylko,
i bya tak niewielka, e z atwoci odrnialimy na mostku ciemne postacie ludzkie o wielkoci
palca, za nie do maa, by nawet znajcy si ludzie mogli si pozna, nie mwic ju, by mogli
dojrze twarze i malujce si na nich uczucia. Staralimy si jednak pozna paskie zamiary z gestw,
z ruchw, z przechodzenia ludzi z miejsca na miejsce. Moe jeden z paskich ludzi odczy si od
reszty, aby podnie sygna, lub zejdzie z mostku i uda si z kilku marynarzami na miejsce, skd po
nastpnym powrocie zostanie nam podany hol.
Ale wasza grupka pozostawaa straszliwie nieruchoma, zastyga, skupiona i zupenie bez wyrazu.
Trzymalimy was w szkach lornetek zaledwie przez dwie czy trzy minuty, ale gdy po owych kilku
minutach znw spojrzaem na twarz Goddea, zdawao mi si, e wyry si na niej cay wiek.
Ten marynarz przez ca noc nie traci nadziei, e uda mu si doprowadzi swj statek do Nowego
Jorku. Od witu do chwili, kiedy pan znalaz si na trawersie, by pewien, e pan wykrci jego statek
pod wiatr i e jednak dojdzie o wasnych siach do Nowego Jorku. A tu nagle...
- To nie byo moliwe - mrukn Vox. - Zaryzykowabym, gdybym mia frachtowiec. Wasz statek by
jak skaa. A czy w tak pogod podchodzi si do skay statkiem wypenionym setkami kobiet i dzieci?
- Nage - powtrzy Dufor - Godde pojmuje ca prawd, poniewa pan si nie ruszy ani nie uczyni
adnego gestu. Statek pjdzie na dno i na tym koniec tragedii, ale... Sam pan wspomina o kobietach
i dzieciach, panie kapitanie. To z ich powodu nie zaryzykowa pan Virginii. Kobiety, dzieci, tonce,
miadone. Oto co widzia wwczas kapitan Godde. I ja widziaem to samo. Miaem tylko chwil
nadziei, w nocy. Ale on, kapitan Godde, by peen ufnoci. A tak dugo pki mia ufno, nie byo
wszystko stracone. Kiedy zobaczyem jego zsinia blad twarz, jakby krew usza z niej jak okropn
ran, zadan wwczas, gdy patrzy na Virgini, pomylaem... Sowami nie mona tego wyrazi.
Przeczucie zguby, to mao. Raczej wiadomo jakiej straszliwej grozy. Czy starczy odwagi, nie dla
siebie samego, ale by na to patrze.
Paska Virginia oddalia si ju o dobr mil, kiedy Dejean, przypominajcy wyacego z nory
olepego, zabkanego i przeraonego kreta, zalewanego wodnymi bryzgami, o twarzy jakby
oddzielonej od tuowia wysokim sztywnym konierzykiem, porzuciwszy sam na sam z martwym
Rouveyreem przeszed, zataczajc si, midzy nami i wrczy paski telegram Goddeowi. Ten
przeczyta go i poda mi.
- Niech pan go woy do dziennika okrtowego. - Po czym kapitan, przeszedszy z jednego koca
mostku na drugi, powiedzia do Bertranda i do mnie: - Prosz kaza wyprowadzi wszystkich
pasaerw na pokad. Wszyscy maj mie pasy ratunkowe. Zgrupowa ich po prawej burcie.

Otworzywszy drzwi do midzypokadu I, Jean Dufor by zaskoczony nie tyle hukiem wody za
kadubem statku i panujcym pmrokiem, ile cisz zalegajc wrd emigrantw. Mona by sdzi,
e woda zdoaa ju tam wtargn. Prcz jej odgosu - nic, adnego krzyku. Masa ludzi kotowaa si
w milczeniu i gestykulowaa w jakiej jakby mgle, rozwietlanej kilku uwieszonymi latarniami, oraz, co
kilka minut, wiatem dziennym wdzierajcym si przez odsaniane przez lale iluminatory.

Marynarz dziwi si, e w tym ryku oceanu i w wietle katakumb wszyscy pozostali na miejscu,
kobiety i dzieci. Czy nadal wierzyli, e przejd ze statku na statek? Czyby sparaliowa ich strach?
Poznano go dopiero po jakim czasie, gdy miotany wstrzsami wlizn si pomidzy grupki ludzi.
Moe w promieniu wiata jednej z latar zarysowaa si jego sylwetka czy twarz, a moe czyje rce
namacay paszcz i buty. Wrd kobiet powstao poruszenie. Skoro przyszed oficer, to znaczy, e
nadszed moment.
Dotarszy do ukrytej w cieniu dziewczyny, chwyci j za rk.
- Chod - powiedzia, zwracajc si do niej przez ty. Czy nie bya dzieckiem? Po czym rzek do
modej Woszki, ktra podniosa si i opara mu rce na ramionach. - Prosz im powiedzie, aby si
nie bali. Nie opuszczacie statku, tylko macie wyj na pokad. Niech wszyscy zabior pasy ratunkowe.
Masa ludzka zakotowaa si potnie i wchona go. Okrzyk ratuj si kto moe nie wywarby
bardziej katastrofalnego efektu, ni apel salvagente, rzucony przez Woszk. Ludzie widzieli ju, jak
fale, ktre sycha byo za burt, zalewaj statek i wdzieraj si przez drzwi midzypokadu.
Potem masa cofna si, rozproszya, podzielia na grupki. Matki z dziemi na rkach i uczepionymi do
ich spdnic, stare kobiety, chopcy i dziewczta chwytali tumoki i walizy. Mczyni brali na plecy
skrzynie i kufry. Ludzie o drcych rkach i gardach sparaliowanych strachem, zgici pod ciarem,
popychajc si i szarpic, ruszyli ku schodni, gdzie zlepili si w mas cisnc si i gniotc z nieludzk
dzikoci.
- Chciao mi si krzycze ze wstydu na t ludzk gupot. Przeklty, gnany popochem motoch! Bali
si zguby, ale nie chcieli si rozstawa ze swym dobytkiem, jakby topielcom miotanym falami
i szarpanym przez ryby-zbacze potrzebny by koc czy zmiana bielizny. Bali si, e stan przed sdem
boskim, ale tymczasem stratowali staruszk i kopali nogami mae dziecko. C mogem poradzi
przeciw ogarnitemu panik tumowi, nawet gdybym mia sil dziesiciu ludzi? Znajdowaem si
w niezrcznej sytuacji. Kupa spltanych cia pokrywajca schodni tworzya korek odgradzajcy mnie
na rodku opustoszaego pokadu, uniemoliwiajc mi kierowanie ewakuacj.
Dufor musia zwalczy uczucie pewnej paniki, jakie ogarniao go, gdy widzia owe ciaa szamoczce si
w mglistym wietle i sysza wydawane przez nie krzyki, przypominajce gardowy bekot
guchoniemych. W palcach czu drc wilgotn do dziewczyny, ktra pakaa cicho.
- Oboje bylimy uwizieni w tym zalewanym falami i skazanym na zagad kadubie.
Otoczywszy ramieniem kibi dziewczyny, Dufor spoglda w wietle latarni na jej zbiedzon
twarzyczk, na ktrej spywajce zy mieszay si ze szmink, i nagle przycisn do siebie to ledwie
rozwinite ciao; jego ciepo wyprowadzio go z rwnowagi. Byby wwczas niewtpliwie rzuci si
naprzd ze spuszczon gow, by utorowa sobie przejcie, gdyby nagy gwatowniejszy wstrzs
statku nie zahuta mas ludzk i nie odblokowa schodni i drzwi.
- Wyskoczyem, oddajc dziewczyn w rce Woszki i jej ciemnego typa, ktrzy biegli za mn:
- Powierzam ci j pod opiek. Gdy wyjdziecie na gr, szukajcie jakiego schronienia!

Zatrzymaem si u drzwi midzypokadu. To byo szalestwo. Powrotny przechy statku cisn ludzi ku
otworowi. Z wyaniajcej si ciby musiaem wycign czogajce si midzy nogami dziecko,
odepchn mod kobiet tratujc starca i z caej siy uderzy w twarz (tak, musiaem bi)
mczyzn, ktry jak taranem torowa sobie drog waliz. Uderzony cofn si, stoczy w d i znikn.

Natomiast ludzie mylc, e przeszkadzam w ich ocaleniu, bili mnie, chwytali za gardo i prbowali
obali. Matki niby tygrysice rway na mnie ubranie, gryzy i drapay, celujc w oczy. Bybym zosta
zduszony, zmiadony, stratowany, gdyby nie przyszed mi z pomoc kto, kogo si tam nie
spodziewaem.
- Niech im Bg wybaczy! - rozlego si tu koo mnie. To Jean, nasz mesowy steward, zacz rwnie
rozgarnia tum. Chwycilimy i uwolnilimy dziecko. Matka rzucia si za nim jak furia. Popchnlimy
ich oboje na schodni.
Jean nie by ju pijany albo przynajmniej na takiego nie wyglda. To tylko byo niezwyke w jego
zachowaniu, e w cigu kilku minut powiedzia wicej ni od wyjcia z Neapolu.
- Poszedem do radiostacji. Widziaem pana Rouveyrea. Powoli, powoli, nie pcha si! Nie wiecie, co
was czeka.
Odstpi, by wasnym ciaem wesprze starca, ktry przeby ju poow schodni pierwszej klasy
i zosta stamtd zrzucony wskutek przechyu statku. Potem wrci do mnie.
- Czy myli pan, e Rouveyre cierpia? Prosz poda mi ma. - Wyrwa j si, chwyci matk za rk
i popchn j na schodni: - Staniesz przed oceanem i przed obliczem twego Boga.
Nie mogem powstrzyma umiechu. Zreszt powoli nastawa porzdek. Przybyo dwch dalszych
stewardw i kilku ludzi z maszyn. Poszedem do gry do salonu, gdzie powsta zamt.

- Pierwsi, ktrzy wyszli na pokad, cofnli si przed ulew bryzgw i przed uderzeniami wichru. Innych
przerazi widok oceanu, ktrego nie ogldali od nastania sztormu. Krcili si jak szczury, ktre
wygnane ze swych nor przez potop, znalazy si w obliczu ognia. Tych co si najlepiej trzymali,
rozmieszczono po rnych zaktkach prawoburtowego pokadu, nieco osonitego przed pyem
wodnym i wiatrem. Liczne kobiety i dzieci zgromadzono w pomieszczeniach pierwszej klasy. Inni (bez
ustanku napywajcy przez schodnie wszystkich midzypokadw) skupili si pod oson odzi
ratunkowych, wietlikw, kominw i nadbudwki radiostacji. Powoli przekonywali si, e ocean nie
by znw taki straszny. Statek zdawa si jeszcze trwa mocno pod nogami. Puca oddychay z ulg,
oczy zaczerwienione od ciemnoci zalewao wiato.
Potem niektrzy ujrzeli Virginia, chocia w tej chwili znajdowaa si ona po przeciwnej burcie.
Wkrtce z ust do ust, od grupki do grupki, sza wie, e tu obok jest Virginia, ta Virginia, o ktrej
rozmawiano na dole, ktrej nazw i wygld znano z prospektw nawet po maych wioskach
poudniowych Woch, ktra przewozia ju przez morze wiele tysicy emigrantw. Przeniesiemy si
na inny statek.
Ju nie mwili przejdziemy. Mczyni tumaczyli co, wskazujc na znajdujce si przed nimi
szalupy. Zamiast wrzaskw, rozlegajcych si w toku walki na dole, sycha byo teraz tylko szmer
gosw: - Popatrz, do tego si wchodzi, a potem d spuszcza si na wod.
Matki wycieray dzieciakom noski. - Zjedz kawaek czekolady. - Inne rozpinay si, obnaajc due
sinawe sutki, ktre wkaday w wycigajce si wargi niemowlt. - Ten nasz, to niedobry statek. Ale
Virginia jest dobra.

- Szukaem mojej dziewczyny wrd dziesitkw nadal napywajcych kobiet, dzieci i mczyzn, ktre
trzeba byo lokowa w pomieszczeniach i na pokadzie, cigle po prawej burcie. Dokd zacigna j

ta Woszka? Gdzie j wepchna dla ochrony przed bryzgami, wichrem, zimnem i cib? Musiaem j
znale. Nie chciaem jej zgubi i ju nigdy nie ujrze.
Przechodziem z burty na burt, z trudem torujc sobie drog w toku. Kobiecie, ktra nie chciaa
patrze na ocean, zrobiem miejsce za nawiewnikiem; ma dziewczynk wcisnem midzy kolana
pasaerki z pierwszej klasy, o zocistych wosach okalajcych pozielenia twarz, ktra w drcych
palcach okrytych ogromnymi zotymi piercieniami trzymaa papierosa.
Czujc przyjemny zapach spalonego wgla odwrciem twarz w stron morza. Ascania, poprzedzona
kit dymu, sza prosto na nas na prawym trawersie. Pikny czarny kadub koysa si mocno, lecz
dobrze trzyma si na fali.
Widzc Virgini z jednej burty, a rwnie znany wielu emigrantom liniowiec angielski z drugiej, ludzie
natychmiast zapomnieli o nocach penych straszliwego lku, o ryku i woni oceanu
w midzypokadach, o dzikich bjkach staczanych, aby dosta si na pokad. Kiedy Ascania,
zmieniwszy kurs w prawo, defilowaa na trawersie w bliskiej odlegoci, niemal wszyscy, powstawszy,
powiewali chusteczkami, szalami, okryciami. Dwie kobiety, ktre odsunem, aby przej - matka
o maych czarnych jak wgiel oczkach w porysowanej zmarszczkami twarzy i crka o uderzajco
podobnych rysach, lecz o gadkiej, penej, zocistej cerze - miay si z radoci, tak, miay si, jakby
ju znajdoway si na pokadzie innego statku. Gdzie widziaem ju te twarze? Ach tak! Dookoa
martwego starca na midzypokadzie IV.
Nagle dostrzegem jasnoszare, miejce si do mnie oczy i wycigajc si rk. Ona? Moja
dziewczyna? Czy moliwe! Skd mogem si spodziewa, e w tych oczach, w ktrych nie widziaem
nic prcz grozy, moe by tyle promiennoci, tyle radoci ycia, tyle nadziei, e bdzie ya jutro, e
ma przed sob cae ycie, e bdzie dugo, dugo kochaa.
- Nie poznaem ciebie - rzekem nachylajc si.
Siedzc na pasie ratunkowym, dziewczyna zmywaa twarz jedwabn chusteczk maczan w wodzie
koloskiej. Jej blond wosy zwizane byy na karku wstk. Odsonite uszy, czoo, policzki miaa
rowe, porysowane niebieskimi ykami.
- Zapomniae o mnie? - wyszeptaa z umiechem, chwytajc mnie za rk. - Kiedy trzeba bdzie
wysiada, przyjd po mnie.
Trzy kroki dalej natknem si na wysanego po mnie marynarza.
- Panie Dufor, kapitan pana wzywa. Maj spuci na wod szalup.

Na mostku miody oficer zjawi si z rozwichrzonymi wosami (czapk zgubi gdzie w tym zamcie), ze
ladami paznokci na policzkach, w paszczu z wyrwanym rkawem i oberwanymi guzikami. Zasta
kapitana Goddea na lewym skrzydle mostku, skd obserwowa znajdujc si pod nim pierwsz
lewoburtow d ratunkow, ktr pod kierownictwem Bertranda starszy marynarz Lehuby, wraz
z maym marynarzem z okolic Olron i dwoma mechanikami, wykrca za burt i przygotowywa do
spuszczenia na wod.
- Dufor, obejmie pan dowdztwo tej odzi.
Nagy przechy cisn modego oficera o grd sterowni. Zobaczy przed sob przepa, ktra
natychmiast si wypitrzya w krystalicznie przewiecajc gr wodn, zaamujc si na burcie
statku; jej wierzchoek, zmieniony w py wodny, chlasn po pokadzie tysicem lodowatych bryzgw.

- Niech pan uwaa - wrzeszcza, by by usyszanym, Godde, ktrego twarz widziana z bliskiej
odlegoci bya zamazana, jakby za mask z przezroczystego szka - aby szybko odhaczy i odbi od
burty.
Nastpi nowy wstrzs i Dufor zobaczy drug fal, ktra zaamywaa si na dziobie statku, rozpyna
si o dziesi metrw dalej. Jakby z tamtego wiata doszed go odlegy gos Rouveyrea: Czuje pan
zapach oceanu?
Oceanu! Ocean kbi si przed nim w postaci olbrzymich waw wodnych, ktre wstrzsnwszy
martwym kadubem Canope i unisszy go w gr, przewalay si dalej w kierunku Virginii.
- Kiedy d sidzie na wod, niech pan natychmiast odhacza i odbija od burty - przypomnia
z naciskiem Godde.
Dufor, ktry widzia nadmiar ufnoci na twarzach pasaerw, sysza nadmiar sw wyraajcych jak
desperack nadziej, patrzy na miejce si kobiety nachylone nad karmionymi niemowltami, ktry
czu przy dotkniciu mikkiej doni dziewczyny przenikajcy go strumie mskiego wigoru, zapomnia
ju troch o grozie sytuacji. Teraz serce jego znw cisn niepokj.
- Niech pan si spieszy - rzek kapitan, chwytajc go za przegub rki. - Niech ludzie wsiadaj
natychmiast. Tylko kobiety i dzieci.
Tak! Za kilka minut kobiety i dzieci... i jego dziewczyna zostan wydane na pastw fal podobnych do
potwornych pomieni.
- We pan pas ratunkowy.
Jaki marynarz cisn mu go w przelocie.
Ca t dug histori, rzadko przerywan przez kapitana Voxa, mody oficer opowiedzia siedzc na
kanapie, niewiele gestykulujc, to zapalajc papierosa, to zduszajc niedopaek w popielniczce,
zaciskajc do w doni, pochylajc si do przodu lub opierajc si o grd.
Nagle powsta i zacz chodzi tam i z powrotem. Cztery kroki w kierunku schodni w gbi kabiny
nawigacyjnej, cztery kroki w stron sterowni.
- Kocz ju - rzek. - Kilka minut pniej - moe dziesi - byo ju po wszystkim. Widzia pan, co si
stao, gdy szalupa siada na wodzie. Lecz w cigu tych dziesiciu minut...
Wskutek wzruszenia zacz si zacina.
- Musz powiedzie wszystko, gdy to mnie kazano wyznaczy tych, co mieli wej do odzi. Ja
dokonaem wyboru. Bertrand znajdowa si na pokadzie po lewej burcie, kierujc przygotowaniem
szalupy przez kilku marynarzy, midzy innymi Lehubyego i marynarza z Olron. Midzy odzi
a nadbudwk kaza przecign dwie liny, aby uatwi krtkie przejcie po pokadzie. Sam wszedem
do nadbudwki, ktrej cz kazaem oprni, po czym wmieszaem si midzy pasaerw zbitych
w gromad na pokadzie prawej burty.
Nie wiem, do czego musiaem by wtedy podobny - cign Dufor po ledwie dostrzegalnej przerwie. Miaem potargane wosy, wychud z gorczki twarz, posiniaczone czoo i plamy krwi na nie
ogolonych policzkach. Teraz zadaj sobie to pytanie... Chyba do zwiastuna mierci. Chwyciem za
rami chor kobiet i pomogem jej wsta. Odsunem jej ma.
- Prosz szybko za mn, wkrtce bdziecie znowu razem.

Ale gdzie? Wziem paczce dziecko i podaem je jednemu z towarzyszcych mi chopcw. Matka
postpowaa za nami.
Wydawao mi si, e w wyborze kierowaem si stanem osabienia, chorob, wiekiem, liczb dzieci.
Byo to jednak co innego. Nie mogem przecie pomieci w mojej szalupie wszystkich starych kobiet,
wszystkich kobiet chorych i cierpicych, wszystkich matek i ich dzieci. Tote o tym, czy kogo
pocignem za sob, czy odepchnem, decydowao jakie spojrzenie, jakie woanie, jaki gest. Syn
przepchn przede mnie sw matk:
- Prosz j zabra.
- Nie. Sami j ratujcie.
Ratowa! Tak, mylaem o ratunku, a sam wydaem tych ludzi na mier, gdy wszyscy zginli;
wszystkie te dzieci, ktre ujy mnie umiechem czy zami, zostay zmiadone.
Oczywicie byem tylko wykonawc otrzymanych rozkazw... Ale jednak mier kosia moimi rkami.

Jean Dufor przerwa swj spacer, usiad i przez dusz chwil milcza.
Ta oto jego rka, na ktr spoglda, uja do kobiety-dziecka, jego dziewczyny.
- Chod - rzek - nadszed czas.
Podniosa si z umiechem na ustach, utkwiwszy w nim swe jasne oczy. Ach nie, nie baa si, skde.
Z nim nie miaa si czego ba. Czuli si wzajemnie zwizani jakimi zmysowymi wizami. ciska t
rk, czu jeszcze w doni jej ksztat i ciepo.
- Trzeba zaoy pas ratunkowy. - Pomg jej go dopasowa, zwaajc, by nie urazi dziewczcych
piersi (gorco uderzyo mu przy tym do gowy), za ona, z twarz przy jego twarzy, patrzya na tak,
jakby oddawaa mu si w swej niewinnoci.
- Gdzie jest ta Woszka - zapytaem j - ktra si tob opiekowaa? - Bya tu obok. - Prosz pj
take.
Dziewczyna przytulia policzek do ramienia swego kochanka.
- Nie, nie rozstaniemy si - odrzeka podnoszc dwa palce, aby odegna zy urok.
Otwarto drzwi nadbudwki po lewej burcie. Pierwsze kobiety bay si wej do szalupy. Midzy
pokadem i odzi widniaa szczelina, przez ktr chwilami ocean strzela bryzgami wody. Nogi lizgay
si po pokadzie, ktry opada i podnosi si. Jeden z marynarzy porwa pierwsz kobiet i poda j
towarzyszowi, a ten cisn j w ramiona Lehubyego. Kobieta znikna w gbi odzi. Za ni poszy
inne. Wszystko odbyo si szybko, bez wypadkw, nikt nie przewrci si, prawie nikt nie krzycza.
Kobiety z dziemi zgromadzono na dnie odzi.
- Bertrand, ktry by obok, sam pomg mojej dziewczynie wej do odzi, po czym schwyci mnie za
rami:
- Da pan znak gotw, spucimy d gdy bdzie przechy na t burt. Odczepiajcie talie, i odbijajcie
szybko, szybko. Do zobaczenia.
Lehuby i marynarz z Olron znali si na swojej robocie, by tam take jeden z palaczy, may dziobaty
mczyzna o wytatuowanych rkach, ktry rwnie wiedzia, jak odhaczy talie i zaoy wiosa.

Otacza nas zewszd py wodny, chwilami nawet bryzgi fal przedostaway si do odzi. Kobiety,
przyciskajc do siebie dzieci, skryy si pod kocami i szalami. Tu i wdzie spod okry wygldaa tylko
jaka twarz o czarnych oczach utkwionych we mnie lub w niebo. Nie widziano ju ani Canope, ani
oceanu. Syszano jedynie jakby daleki grzmot.
Co sobie wyobraay? e wyjd z odzi w podobny sposb, jak do niej weszy? e szalup podnios na
taliach na pokad Virginii, tak jak teraz miano j spuci na wod?
Stpajc z trudem midzy ludmi dotarem na ruf odzi, podtrzymujc moj dziewczyn. Obawiaem
si nie tyle spuszczenia odzi na wod, ile - znacznie bardziej - tego, co si bdzie dziao, gdy dobije
ona do burty paskiego statku, o ile nie przewrci si w drodze. O tym nie wspomina ani kapitan
Godde, ani Bertrand. Odbijajcie szybko. No chyba! Ale co bdzie tam? Przy paskiej burcie? Z tymi
wszystkimi chorymi, staruszkami, matkami, dziemi!
d bya gotowa, ster zaoony. May marynarz sta na rufie gotw do odhaczenia talii. Lehuby by
na dziobie, palacz z bosakiem po prawej burcie, pozostali ludzie z maszyny i restauracji - na swych
miejscach na awach. Usadowiem moj dziewczyn na dnie midzy awkami i kiedy jej twarz znalaza
si przez chwil tu przy mojej, wyszeptaem:
- Nie wiem, jak ci na imi. - Szepna mi je do ucha.
Wstaem. Growaem nad spienion przepaci. Wzniosa si fala. Rzut oka na pokad. Uczyniem
szeroki ruch ramieniem.
- Gotw!
To by koniec... No, ile trwa przechyl statku z jednej burty na drug i z powrotem? Tragedia trwaa
dokadnie tyle czasu. mier nadesza z kocem przechyu, fala uniosa trupy i szcztki. Dwie, trzy
minuty, nawet nie tyle.
d osiada na wodzie, obok mnie marynarz z Olron odhaczy sw tali, palacz o tatuowanych
rkach napiera bosakiem na burt statku. A potem... ju nic nie widziaem i nikt ju nic nie widzia.
Wszyscy bylimy na wodzie, w wodzie, w wirze wodnym, w wodnej mgle. Co si stao na dziobie
odzi? Dlaczego Lehuby nie mg odhaczy dziobowej talii? Co si zacio? Sabo tylko dostrzegaem
zamglone sylwetki ludzi. Dzib odzi nieco si unis i wszystkie kobiety zelizny si w d. Rozlegy
si krzyki. Prawdopodobnie na widok wody, na widok wdzierajcych si fal. I nagle powsta piekielny
wrzask. Okrycia zostay odrzucone, dziesitki ramion wycigny si, jakby pragny si osoni przed
masywem Canope, ktry przy powrotnym przechyle wali si na nas.
Wicej czasu potrzeba, by to opowiedzie. Wszystko odbyo si byskawicznie, brutalnie. Ramiona
zdyy si zaledwie wycign, kiedy ju byy zmiadone... wraz z ciaami.
Pochyliem si nad moj dziewczyn, ktra powstaa. Jaki cios - ten wanie, ktry mnie tu naznaczy
- rzek Dufor dotykajcy czoa - nie wiem, skd pochodzi, odrzuci mnie do tyu. Podniosem gow,
a wwczas talia zakoczona hakiem migna mi przed oczami jak koniec bicza i roztrzaskaa twarz
Marii. Tak jej byo na imi.

- I co dalej? - zapyta po chwili Vox, jakby wiedziony wspczuciem pragn oderwa modego oficera
od okrutnej wizji, ktra kazaa mu zamilkn.
- Dalej ju nic nie byo. Wszystko skoczyo si tam, w jednej chwili.

- A co z panem? Przecie pan tu jest i opowiada mi to wszystko!


- Tak. Samego momentu zmiadenia nie pamitam. Moe wyrzucio mnie za burt lub wtoczyo pod
wod. Chyba tak. Czuj jeszcze cinienie wody i jej szum w uszach. Potem zostaem uniesiony w gr.
Mogem otworzy usta i oddycha. Wwczas wyrzuciem do przodu ramiona. Czowiek broni si
przed mierci.
- Jeeli nie chce pan wzi bromu, Dufor - rzek Vox, wstajc i nalewajc kieliszek koniaku - to prosz
wypi.
- Nie, panie kapitanie, dzikuj.
- A wic niech si pan wycignie na kanapce. Ja musz obej statek. Zobacz, czy Goddeowi czego
nie potrzeba.

VII
Kapitan Vox zdoa zaledwie doj do progu swej kabiny, dokd szed, aby woy buty, kiedy
zatrzymao go woanie.
- Chwileczk, Vox. Chc ci natychmiast zada dwa pytania.
Odwrci si i zobaczy, e Dufor podprowadza do kanapki jaki rozczochrany strzp ludzki
o zapadych oczach i twarzy pokrytej siwym zarostem. - To prawda! Wczoraj wieczorem robi ju
wraenie starca.
- Godde! Dlaczego wstae z ka?
- Chciaem si dowiedzie, czy Bertrand yje, czy zgin - odrzek Godde, siadajc ciko na kanapce,
na tej samej kanapce, na ktrej podczas pierwszego pywania na Virginii nigdy nie mia si
wycign, nawet za pozwoleniem starszego oficera. - Teraz ju wiem. Byem tu na schodach.
Syszaem wszystko. Czy to jest pewne, Vox? Ascania nie uratowaa go czasem?
- Pewne! Widziaem, jak go fale niosy w odlegoci trzystu metrw od Virginii. By ju martwy powiedzia Vox, nie zdradzajc w gosie gbokiego niepokoju, jaki odczuwa.
Okry nogi swego dawnego kolegi futrzan narzut, ktr sam si okrywa podczas bezsennych nocy
i chwyci kieliszek koniaku nalany dla Dufora.
- Wypij, Godde. To ci rozgrzeje. Trzsiesz si cay. A pan, Dufor, skoczy po doktora Oldera. Jeli pi,
prosz go obudzi. Niech mu pan powie, aby tu zaraz przyszed.
- Nie, nie - powiedzia ywo Godde. - Nie potrzebuj Oldera. Prosz zosta, Dufor. Mam te i z panem
do pomwienia.
Wolno wypi dwa yki alkoholu i odda kieliszek modemu oficerowi. Gowa opada mu w ty i tak
trwa przez chwil nieruchomo, z kroplami potu na skroniach i wargach, z oczyma utkwionymi w Voxa
i Dufora, ktrzy stali przed nim.
- Usidcie, prosz. Krci mi si w gowie. Staem dugi czas na schodach. Syszaem paski gos,
modziecze. Mylaem, e pan nie yje, e zosta pan zmiadony ze wszystkimi tymi wycigajcymi
ramiona ludmi. Chciaem pana zobaczy. Z panem i Bertrandem (nie wiedziaem jeszcze o jego
mierci; wierzyem, e yje) mgbym moe zredagowa raport o wypadku. Dlaczego, Vox, pozwolie
mu powiedzie, e popeniem zbrodni?

- Prosz wybaczy, panie kapitanie...


- Uspokj si, Godde - rzek Vox, zajwszy z powrotem miejsce w fotelu, - Ten chopak, jak ty sam
przey pieko Canope.
- Vox - cign dalej nieszczsny kapitan, jakby nie syszc - odpowiedz mi otwarcie. Co to za historia
z t pozycj?
- O co ci chodzi? - odpar zdziwiony Vox.
- Byem tu obok, o sze krokw, powiedziaem ci. Nie chciaem sysze waszej rozmowy. Szedem
do siebie. Zaamaem si, kiedy pan, Dufor, wspomnia o Bertrandzie, ktrego pochony fale. Potem
wymieni pan moje nazwisko. By pan przy mnie, patrzy pan na mnie, widzia pan moj zapad,
nerwowo drgajc twarz, wargi poruszajce si jakbym co szepta...
- Bagam, panie kapitanie. Byem i nadal jestem chory - wybekota mody oficer, oparty o st
nawigacyjny.
- Wiem, Nie czyni panu zarzutw. Wyjaniam. Byem tu obok. Zabrako mi si, aby wej a tu. Pan
mwi o mnie i o tej mesie, gdzie ju nie rozmawiano, gdzie ciyo wspomnienie owego niezwykego
koysania. Suchaem chciwie tego, co pan mwi. Dziki panu przeniknem to, czego nie mogem si
dowiedzie. Rozumie pan? Ty te rozumiesz, Vox?
- Tak - odrzek kapitan Virginii, pytajc si w duchu, czy caa ta tragedia i wstrzs psychiczny nie
nadweryy umysu jego kolegi z Santa Anna.
- W takiej sytuacji czowiek sam siebie nie widzi, natomiast utkwione w kapitana oczy wszystkich
badaj, analizuj kady jego ruch i zachowanie si. Wszyscy pilnie suchaj, co mwi. No tak... Nie
uprzedzono pana, Dufor, o zmianie kursu. Rouveyre powinien by to zrobi. Ale Rouveyre... - Godde
przerwa, ujrzawszy znw drugiego oficera, jak lea wycignity na koi Dejeana niby rycerz w zbroi. Zobaczy pan na dzienniku okrtowym telegram z Marco Polo i przeczyta pan go. A wtedy ty, Vox,
krzykne: P nocy stracilimy na poszukiwanie go. Czy tak?
- Zgadza si - odpar Vox.
- Na co ten chopak zawoa: Niemoliwe. Nie widzielimy pana!
- By moe.
- Powiedz mi prawd, Vox. - Gos Goddea, ktry wycign rk i ktrego rysy wyraay okrutny
niepokj, nabra akcentw patetycznych. - Powiedz mi prawd.
- Jak prawd, Godde?
- Zszedem z kursu. Poszedem w kierunku - gos mu si zawaha - gdzie zaton Marco Polo. Byo nas
czterech marynarzy, Bufor ci to powiedzia, ktrzy przez lornety przeszukiwalimy ciemnoci,
wypatrujc rakiety czy choby jakiego wiata. Za wy obaj, Virginia i Ascania, bylicie tam nie opodal
z zapalonymi wiatami pozycyjnymi! Dufor mia racj, e zawoa: Niemoliwe! Chyba e...
Godde znw przerwa, skupiajc si i usiujc nieco uporzdkowa burzliwy potok cisncych si do
gowy myli, by mc wyraa si jasno.
- Pozycja Marco Polo bya niepewna - rzek Vox, litujc si nad mk swego dawnego kolegi.
- Nonsens, Vox. Czy tak bardzo mn gardzisz?

- Gardz, Godde? Cierpisz. Trzeba ci...


- Nie. Nie szukaj wykrtw. Dziwi si, e ten tu chopak nie przerwa ci, kiedy przed chwil
wymwie te same sowa. Czy pozycja bya niepewna czy nie, to w kadym razie zarwno ty, jak
i kapitan Ascanii i ja sam, wszyscy szlimy, lub przynajmniej tak sdzilimy, do tego samego miejsca.
Jeeli nie spotkaem ani ciebie, ani Ascanii, to znaczy, e moja wasna pozycja wyjciowa bya bdna.
- Uspokj si. Przesta mwi. Pniej w dzie, kiedy wypoczniesz, przejrzymy razem map.
- Sdzisz, e mog czeka? - odrzek Godde, usiujc powsta i wpatrujc si w owiecon plam
mapy, widniejc o kilka krokw przed nim. - Chc j zobaczy natychmiast. Uwaasz, e mog czeka
w niepewnoci jeszcze dwie czy trzy godziny?
Dufor, oparty o st, spoglda kolejno to na swego byego kapitana, to na kapitana Virginii, potem
za wzrok jego przenosi si na znajdujc si obok map, na ktrej obaj oficerowie badali liczne,
wyranie naniesione kursy liniowca. Jak to si stao, pyta sam siebie, e uszed jego uwadze waciwy
sens sw wypowiedzianych przez Voxa? Sam przecie zawoa: To niemoliwe! Nie widzielimy
pana. Ale nie dostrzeg absurdalnoci podkrelonej przez Goddea. Opowiadajc i przeywajc
powtrnie sw wasn tragedi, nie podejrzewa tego drugiego dramatu.
- Byem pewny, e zszedem z kursu, aby czego dokona... albo nie dokona niczego.
Dufor, odczuwajc taki sam niepokj jak jego byy kapitan, spojrza na Voxa, ktrego twarz
stwardniaa i ktrego rka szukaa czego w kieszeni bluzy.
- Gdybym by nie zszed z kursu - cign dalej Godde - znajdowabym si teraz na mostku Canope,
a dziesitki pasaerw nie poniosyby mierci. Rzecz w tym, aby wiedzie, czy pynem rzeczywicie
tam, gdzie zaton Marco Polo.
- Trzeba by byo w tym celu... - zacz Vox, wydobywajc z kieszeni kapciuch z tytoniem.
- Nie. Odpowiedz: tak czy nie. Byem tu obok. Syszaem wasz rozmow i znam ci tak dobrze,
a przynajmniej tak sdz, e odczuem jakby cios, syszc, jak ty, zawsze obiektywny i jasny w swych
wypowiedziach, owiadczye, e pozycja Marco Polo bya niepewna. Co w tym jest? - pomylaem.
A potem usyszaem: P nocy stracilimy na poszukiwanie go. Glos twj si zmieni. Mwie
niedbale. Przy takim stanie morza nie jest si zbyt pewnym swojej pozycji. Wydawao mi si, e ci
prawie widz. Moe wanie wzie fajk i tak jak teraz szukae tytoniu. Niepotrzebne byy wykrty.
Dufor, mimo e obecny, lecz przejty czym innym, nie widzia i nie sysza ciebie tak jak ja. Ale ty
chciae wiedzie - Vox zawsze chce wiedzie - i powiedziae: Ja sam tej nocy natknem si na was
prdzej ni si spodziewaem. Czy to prawda?
- To prawda, Godde. Wasze rakiety zobaczyem przed pnoc, a o pierwszej byem przy was, podczas
gdy nie sdziem, e dojd do was przed czwart. I miaem fal z dziobu.
- Tak...
Godde uzyska wic pewno, ktrej si domaga, a ktr wzbrania si przyj bez dyskusji.
- Tak. Miae fal z dziobu. Moe dlatego ocenie zbyt nisko swoj prdko. A Ascania?
- Suchaj, Godde. Pomwimy o tym pniej. Mamy czas do Gibraltaru. Dufor sprowadzi Oldera, ktry
da ci rodek uspokajajcy. Pooysz si z powrotem do ka. Teraz nie sta ci na nic innego.

- Nie, Vox. Chc si upewni zaraz. Raport o wypadku morskim musz napisa przed Gibraltarem.
Dufor, prosz kieliszek koniaku. Niech go pan osodzi. Cukier zlikwiduje trucizn, ktr Older
wstrzykn mi wczoraj. Dzikuj.
Powoli wypi, wygrzeba chustk z kieszeni paszcza, ktrym by okryty, wytar twarz i rce, szepcc
do siebie sowa, ktrych sens nie by jasny dla obu patrzcych na mczyzn: To nie ma znaczenia.
Potem rzek:
- Spytae Dufora, czy moglimy bra obserwacje38, na co ten odrzek, e tylko raz od Gibraltaru. A ty
sam miae obserwacje?
- W dniu poprzedzajcym zatonicie Marco Polo okrelilimy pen pozycj astronomiczn.
- A teraz wyjanij mi to wszystko.
Vox odoy fajk i wsta.
- Chcesz tego, Godde! A wic dobrze! Dlaczeg by nie teraz? Zaraz bdziesz wiedzia, czego si
trzyma. Chod. Moesz przez chwil utrzyma si na nogach?
Podtrzymywany przez Dufora Godde zbliy si do szerokiego stou przylegajcego do lewej ciany
kabiny nawigacyjnej i obudowanego dwiema wysokimi szafami, po czym opar si o niego okciami.
Jego przearte sol morsk oczy, olepione jaskrawym wiatem niskiej lampy, rzucajcym odblask na
zesztywnia i upstrzon brunatnymi plamami map generaln, nie dostrzegay z pocztku tego, co
wskazywa koniec owka trzymanego przez stojcego po prawej stronie Voxa. Potem, gdy Dufor
przesun nieco lamp, Godde rozrni kurs Virginii wykrelony od latarniowca Ambrose a do
punktu oznaczonego kkiem, w ktrym widniaa drobna wpisana data: 16, godzina 17. Dokadnie
takie same kko i t sam dat wnis Godde na mapie Canope.
Koniec owka przenis si jednak na inne liczby w odlegoci okoo stu mil na pnocny zachd.
- Oto pozycja - powiedzia Vox - o ktrej dopiero co mwiem. Okoo smej rano linia pozycyjna
z obserwacji soca, uzupeniona szerokoci poudnikow. Warunki atmosferyczne mierne... - Nagle
Vox przybra bezwiednie charakterystyczny dla niego stanowczy ton, ktry bolenie przypomnia
Goddeowi sowa wypowiedziane w nocy: Nie miaem prawa. - Mglisto - cign dalej - tarcza
soca na wp przesonita strzpami chmur, linia horyzontu trudna do odnalezienia... Do znaczne
przechyy burtowe. Obserwowalimy rwnoczenie z Rvalem i nasze obliczenia nie rniy si nawet
o mil.
Godde, drc cay, z oczyma utkwionymi w map, nie odrzek ani sowa. Pamita, e na Santa Anna
Derieu tak wysoko ceni obserwacje i obliczenia Voxa, i ich nigdy nie sprawdza.
- A zatem rzecz najzupeniej pewna, nieprawda? - rzek Vox. - Na podstawie tej pozycji mogem
obliczy, e od Ambrose moja prdko przekraczaa szesnacie wzw. To rekord dla Virginii - ale
z fal z rufy lub prawie z rufy. O godzinie 17 Launay przetelefonowa mi wezwanie Marco Polo.
- O tej samej godzinie przyszed na mostek Dejean - wyszepta Godde.
- Ascania wyowia go caego i zdrowego.
Godde potrzsn gow. Czy sysza sowa Voxa? By teraz mylami na mostku Canope i wysya
Dufora po Charrela i Bertranda.

38

Tu: obserwacje astronomiczne celem okrelenia pozycji statku. (Przyp. tum.)

- O godzinie 17 pooyem si na kurs prowadzcy na pozycj podan przez Marco Polo. Znaem
zupenie dokadnie - cign dalej Vox - moj pozycj i prdko, wystarczyo mi tylko zmieni kurs
w prawo o cztery stopnie. Woch by niemal wprost przed moim dziobem.
- Ja musiaem zrobi zdecydowany zwrot w lewo. Musiaem i w poprzek fali. Wiesz o tym, ten
chopak powiedzia ci. Czy wiedziae to wczoraj wieczorem, kiedy przyszede do mojej kabiny?
Mw, mw dalej.
- O pierwszej byem na miejscu. Ascani ju tam zastaem.
- To bya Ascania? Jeste pewien?
- Wymienilimy ze sob sygnay.
- A Marco Polo?
- Syszae, co mwiem przed chwil. Przyszlimy za pno. Odebrae jak ja wszystkie jego
telegramy.
- Ale jeli ty i Ascania...
- Nie, Godde. Ty, idc w poprzek fali, moge mie dryf, ale nie ja, majc fal z rufy.
I byo nas dwch. Potem...
Vox jakby si zawaha. Ale cios zosta zadany, sowa pady i nie naleao do tej sprawy powraca.
- Rozmawiajc przed chwil z twoim oficerem, nie wspomniaem mu o tym. Rano Ascania
zasygnalizowaa, e dostrzega przewrcon szalup i pywajce pokrywy lukowe.
- Ach!
- Czy pochodziy z Marco Polo? Istniao po temu wielkie prawdopodobiestwie.
- Ale gdzie ja si wobec tego znajdowaem?
- Ty? O jakie pidziesit mil dalej na poudniowy wschd ni przypuszczae.
- A tyle!
Owek Voxa wskaza czerwony krzyyk.
- Oto podana przez ciebie pozycja: szeroko 3855', dugo 58.
Potem wskaza na drugi czerwony krzyyk.
- A oto gdzie ciebie znalazem. To jest pozycja, na ktrej zaton Canope.
Godde przez dug chwil milcza, patrzc na map. By moe, tak jak przedtem Dufor, mia przed
oczyma sylwetk wspaniaego statku, ktrego nie potrafi doprowadzi do portu. Zawoa nagle:
- Ale by przyj mi na pomoc, musiae i pod fal. Nie znae ju dokadnie swojej prdkoci, moe
ocenie j zbyt nisko.
- Mogem sprawdzi twoj pozycj, Godde. To znaczy pozycj, na ktrej zaton Canope.
- W jaki sposb? Obliczye j?

- Nie. To nie byo moliwe. Ale Ascania poszukiwaa ciebie na podanej pozycji i nie znalaza. Wwczas
podaem jej twoj dokadn pozycj i statek przyszed na miejsce.

Usiadszy z powrotem na kanapce, Godde ukry twarz w doniach.


- Pol Dufora po Oldera, dobrze, Godde?
- Nie, nie, jeszcze nie. Musz dokoczy t rozmow. To bolesna sprawa, rozumiecie - odrzek Godde
nie odejmujc doni od twarzy.
Czy mona by a tak bardzo przybitym? C za zowrogi duch stan na jego drodze? W gowie
przesuway mu si obrazy z niedalekiej przeszoci. Dyrektor towarzystwa, przyjwszy go, rzek:
Mam dla pana dobr nowin, jedzie pan do Londynu, aby obj funkcj starszego oficera Canope;
doktor Thomas, pochyliwszy si nad Derieum, podnis wreszcie gow, spojrza na niebieskimi
oczyma i wyszepta: Ju po nim; on sam mwi do Charrela: Derieu byby wyszed w rejs, dlaczeg
ja nie miabym tego uczyni?; odczytywa telegram Marco Polo: Pknity wal korbowy; dawa
rozkaz: I na pomoc.
Teraz by tu, w kabinie nawigacyjnej Virginii, Canope zaton, a wraz z nim ile dzieci, kobiet
i mczyzn poszo na dno lub zostao zmiadonych?
Nad nim za zawiso oskarenie, ktrego ludzie nie mieliby moe wypowiedzie gono, ale ktre
formuowao si samo przez si: Canope zaton, poniewa bez adnej potrzeby pooye go burt do
fali. Zgubie swj statek bez adnej potrzeby!
Godde odj donie od twarzy, unis gow i popatrzy zagubionym wzrokiem na Voxa, siedzcego
w swym fotelu i nabijajcego fajk (moe, aby ukry zakopotanie), oraz na Dufora. Potem wzrok jego
zatrzyma si na zawieszonym na szelkach koyszcym si barometrze; nigdy go przedtem nie widzia.
Gdzie si wic znajduje? Ach, tak! Na Virginii. Pozna to po znajomym odgosie steru z ssiedniej
sterowni. Nad stoem, na ktrym rozoona bya mapa, jako mody praktykant pochyla si, drc
z zimna, by sobie odpisa instrukcje starszego oficera. Na tym samym stole kad sekstant (mj
sekstant poszed take na dno), kiedy, bdc modym oficerem, wzi wysoko ciaa niebieskiego.
Oprcz lekkiego chrobotania steru panowaa, jak teraz, cisza. Pokrywy skrzynek z chronometrami,
w prawym kcie midzy szaf a pk z przegrdkami na flagi, byy otwarte; chronometry znajdoway
si na tym samym miejscu. Zblia si do lampy, odczytywa przez lup wskazanie sekstantu i z pki
na ksiki bra tablice nawigacyjne. Zawsze tam byy.

- Vox - zawoa nagle. - Wczoraj wszede do kabiny pilota. Stane nade mn. Co wtedy
powiedziae?
- Ju nie pamitam.
- Twoje sowa drczyy mnie pomimo otpienia, jakie wywoa zastrzyk Oldera.
- Dlaczego?
- Powiedziae do mnie: Wybacz, stary, e nie mogem nic zrobi dla ciebie ani dla Canope. Ryzyko
byo zbyt wielkie. Gdybym mia pod nogami frachtowiec, bybym prbowa poda ci hol.
- To prawda, Godde. Twj statek lea prawie na burcie na tej olbrzymiej pnocno-zachodniej fali,
ktra uderzaa z prawej burty, przewalajc si przez pokad. - Wzruszenie, jakiego Vox doznawa,

przywoujc ten obraz, byo tak gbokie, i oywio jego gos jakby cieplejsz nut. - Twoje przechyy
dochodziy do dwudziestu, dwudziestu piciu stopni, silniejsze na lew burt ni na praw. Aby
dosign ci rzutk, musiabym podej bardzo blisko od nawietrznej, sam idc take w poprzek fali
i koyszc si tak samo, jak ty. Wystarczyaby jedna gbsza bruzda, jedna potniejsza fala, jeden
ruch steru.
- Wiem. Ale dodae: Nie miaem prawa.
- Tak. Nie miaem prawa naraa pasaerw.
- Ot to! Oto czym mnie zakrzycz: e nie miaem prawa schodzi z kursu, ka Canope w poprzek
fali... po tym, co si zdarzyo w kanale La Manche i w Zatoce Biskajskiej. Dufor ci powiedzia, i
wszyscy ylimy w niepokoju, w oczekiwaniu powanego wypadku. Za Charrel prosi mnie, abym nie
wychodzi na morze. Charrel baga mnie take, aby zrezygnowa z poszukiwania wocha, na co mu
odpowiedziaem: Tam ton ludzie. Czy mogem pozosta guchy na ich woania? Powiedz, Vox.
Godde z byszczcymi, osupiaymi oczyma, z kroplami potu na skroniach, wycign rce ku swemu
koledze:
- Sdziem, e jestem od nich o pidziesit czy szedziesit mil. Sdziem, e przyjd pierwszy na
miejsce. A ty, Vox, na moim miejscu nie zmieniby kursu? - I nie czekajc odpowiedzi kapitana
Virginii, ktrego niezbyt pewne palce powtrnie nabijay fajk, Godde cign dalej: - Czy mogem
wtedy sprawdzi swoj pozycj? A wic dlatego, e od Gibraltaru miaem tylko jedn obserwacj,
dlatego, e w Zatoce Biskajskiej Canope uleg owemu szataskiemu koysaniu, miaem odoy do
akt wezwanie Marco Polo! Czy uczyniby to, Vox? Czy uczyniby to Derieu? Przez cae ycie miabym
wyrzuty sumienia i nie wiem, czy ciyyby mi one mniej ni... to, co mi bd zarzucali.
Vox nie wiedzia, co powiedzie, aby nieco uspokoi tego czowieka, ktry dwukrotnie by mu
wsptowarzyszem, ktrego szanowa i ktry mgby zosta jego przyjacielem, gdyby sam Vox by
inny. Wiedzia, e Godde jest wraliwy, zbyt wraliwy. A pooenie jego byo straszne.
- Przecie - rzek - mwiem tylko o sobie. Znajdowaem si na mostku Virginii, ktrej moliwoci
znam. Nie wiem, jak bym postpi, bdc na mostku Canope, gdybym otrzyma wezwanie Marco Polo
i wiedzia to, co ty wiedziae. Nie mog wydawa sdu. A zreszt - doda - musz si jeszcze
usprawiedliwi. Nie wiedziaem, e obje dowdztwo Canope. Gdybym to wiedzia, posabym ci
sygnay innej treci, informowabym ciebie o celu moich manewrw. A do ostatniej chwili, nawet
wtedy, kiedy przechodziem na wietrze do blisko ciebie, sdziem, e na statku jest Derieu. Kiedy
wraz z Bertrandem rzucie si w morze...
Godde podskoczy, jakby kto smagn go przez twarz szpicrut.
- Rzuciem si w morze, Vox? Czy naprawd mylisz, e Bertrand i ja rzucilimy si w morze?
- Miae do tego najzupeniejsze prawo. Nic i nikt nie kae kapitanowi ton ze swym statkiem.
- To nieprawda, Vox - zawoa dyszc nieszczsny marynarz. - Nie widziae, e zmya nas fala?
- Byem od was o przeszo p mili, a py wodny przesania wasze postacie.
- Czy opucibym Canope bez dokumentw okrtowych? Byy w sterowni na stole nawigacyjnym.
Pokazaem je Bertrandowi. Powiedziaem: Jeliby mi si co stao, pan je std zabierze. A potem:
Chod pan, obejdziemy pomieszczenia.

- Widzielimy, jak schodzilicie z mostku, wchodzilicie do pomieszcze pasaerskich i wychodzilicie


stamtd. Zaszlicie do radiostacji. Zaczo si ciemnia, widoczno nie bya dobra.
- Wystarczyo tylko skoczy do sterowni i porwa dokumenty. Sdzisz, e nie bybym tego zrobi? e
baem si a tak bardzo? Nonsens, Vox, majc papiery niemal w zasigu rki! Nikt w to nie uwierzy.
- Nie, nikt - odrzek Vox, w ktrego oczach znw pojawiy si dwie postacie: martwego Bertranda,
przypominajcego kuk, oraz Goddea, ktry walczy o ycie. Ale wtedy nie wiedzia, kim s te
postacie. Nie pomyla zreszt o dokumentach Canope. Nie szuka ich wzrokiem wszedszy do kabiny
pilota. Nie pyta o nie Saladiniego, ktry wycign z wody Goddea. - A zreszt - cign dalej tonem
bardziej stanowczym i starajc si mwi jak najbardziej przekonywajco - wystarczy, e to
powiedziae, abym ci wierzy. Nie zapominaj, e ciebie znam od przeszo dwudziestu lat, e
dwukrotnie razem pywalimy. Ceni ciebie... - Wzruszajc si niewtpliwie czciej, ni mona by
przypuszcza, zawsze jednak starannie skrywajc swe uczucia, Vox okaza si niezrczny, gdy pragn
wyrazi Goddeowi sw szczer dla niego sympati. - Przykro mi. Nie mam zwyczaju rzuca sw na
wiatr. Naprawd sdziem... Wszyscy tu na statku tak sdzili, e dwaj ostatni ludzie, ktrych
dostrzeglimy na mostku Canope, zdecydowali si ju opuci statek. Mielicie do tego prawo. Statek
by ewakuowany. Nie wiedziaem o tym... - zawaha si nad waciwym okreleniem i uy sowa o
najmniejszym ciarze gatunkowym - o tym szczegle z pozostawionymi na statku dokumentami.
Moesz mi wierzy, e nie uybym w moim raporcie o wypadku sw rzucili si w morze bez
wspomnienia ci o tym. Trzeba mie pewno. Do mnie zreszt nie naley opisywanie, w jaki sposb
opucie swj statek, a tylko, jak ciebie wyratowaem.
Zamilk, uwaajc, e si wyda troch mieszny, rozwodzc si tak dugo. Troch przelk si
wzruszenia malujcego si na twarzy Goddea, ktry wpatrywa si we uparcie. - Older powinien
upi go na dobre dwadziecia cztery godziny! Potem postaram si przemwi mu do rozumu. Zaskoczy go spokojny gos kolegi z Santa Anna, kontrastujcy z ogniem paajcym w jego wzroku:
- Szczeg! Nazwae to szczegem! Uratowany kapitan, ktry nie ma przy sobie dokumentw
okrtowych! To bardzo powana sprawa. Nie mwisz szczerze. W tej sprawie wszystko jest bardzo
powane, od samego pocztku, od wyjcia z Neapolu i moe nawet jeszcze przedtem, a do tych
straconych dokumentw... Do tego wszystkiego, co ci o mnie opowiedzia ten chopak. Czy wierzye
w to, Vox?

Jean Dufor nie zdziwi si na widok odsuwanej w drzwiach kabiny nawigacyjnej zasony i ukazujcego
si w nich wychudego i postarzaego kapitana Goddea, ktrego nazwisko przyszo mu przed chwil
tak czsto wymienia; Godde wydawa si... Godde sdzi... Godde pochylony nad kompasem...
Podskoczy, chcc go podtrzyma i podprowadzi do kanapki, by mu poda kieliszek koniaku. Szepta
z gbi serca pynce usprawiedliwienia.
Przywoana w pamici tragedia rozgrywaa si dalej. Dufor znalaz si w falach, majc przed oczyma
umiechajc si do twarz Marii. Jej gowa zostaa zmiadona, za jego fale rzuciy o burt Virginii.
Odtd bka si po statku jak widmo, jak widmo tych wszystkich dzieci, ktre wyznaczy na mier.
Musia komu o tym opowiedzie, musia zrzuci z siebie ten ciar. Wyrzuci z siebie wszystko.
Teraz by tu kapitan Godde. Dufor sucha, nie mwic sowa. Stojc obok badajcego map Goddea,
odkry nowy dramat. Dlaczego popeniono omyk? Zmieniono kurs bez adnej potrzeby.
Umiechnita twarz dziewczyny zostaa roztrzaskana - bez adnej potrzeby. Zmiadenie kobiet
i dzieci nie byo niczym usprawiedliwione. Popeniono czyste szalestwo. A jednak Dufor odczuwa

ogromn lito dla Goddea, ktry sta przed nim w paszczu narzuconym na piam, z prawym
barkiem wikszym i wyszym ni lewy, bez dokumentw, bezbronny, spogldajcy to na Voxa, to na
niego, gestykulujcy lew rk i powtarzajcy:
- Czy uwierzye w to? Czujnie suchaem twego gosu, Vox. Po tej okropnej historii z pozycjami ani
razu nie przerwae temu chopcu. Nie powiedziae, e mg si omyli. Nie prosie go o adne
szczegy. Chciaem wej tu na gr i nie mogem. Miesza mnie z botem. Obrzuca mnie
kamieniami... To nieprawda, mody czowieku, nieprawda to, co pan powiedzia... Godde przerwa, by
wolno przecign po czole i oczach ow przed chwil gestykulujc rk. - Chc wam obu
wytumaczy to spokojnie. Byem wstrznity. Do twojego, Vox, wczorajszego stwierdzenia Nie
miaem prawa, doszo jeszcze to, e szukaem Marco Polo, gdzie go nie byo. Ale miaem
wtpliwoci. Tumaczyem sobie tylko wasze sowa i intonacj gosu, a czy miaem pen jasno
umysu? Chciaem rozwia te wtpliwoci. Wcignem si jako na schody. Bybym was zapyta.
Pochylibym si nad map. Bylibymy dyskutowali. Ale pan, Dufor, pan mnie wyprzedzi. Nie da mi
pan czasu doj a do tego miejsca. Znw pan o mnie mwi: Wzrok jego by nieruchomy jak wzrok
obkanego, mwi pan...
Na pooranej twarzy Goddea odbi si bolesny wysiek, by nie mwi zbyt szybko, by nie podnosi
gosu, by nie zdradza przepeniajcej go dzikiej pasji, by uporzdkowa swe myli.
- Obkany! Sowa paskie mnie obezwadniy. O tych pozycjach miaem si dowiedzie pniej. To
nie dotykao mnie tak bardzo. Tak, ktry kapitan postpiby inaczej? Ale to, co pan, Dufor, o mnie
powiedzia, to byo co nowego, co, co mnie dotkno do ywego. Nagle zobaczyem sam siebie
paskimi oczami: niespokojny, o rysach cignitych i wykrzywionych ustach. Usyszaem sam
siebie paskimi uszami: Niedaleko nas ton ludzie. Zgadza si, powiedziaem: niedaleko. Tak
mylaem. Ale pan si spieszy nie zatrzymujc si, jakby kto pana pogania... Lub jakby pan chcia
szybko, jak najszybciej, doj do tej okropnej sceny. Wie pan! Do zmiadenia szalupy i do tych
dalszych rzeczy, aby si od tej zmory uwolni. Obkany to pan, pan.
Prosz wybaczy, Dufor. Jestem bardziej nieszczliwy ni pan. Pan ma gorczk, ja mam gorczk,
a obaj wycierpielimy wiele na tym przekltym statku. Kiedy pan mwi, byem jeszcze cigle na
mostku Canope. Pan pocign mnie za sob i pozwoli przenikn to, do czego sam nie mogem
doj.
To okropne, co o mnie wszyscy mwili. Czy to prawda, Dufor? Laurelle twierdzi, e jestem szalony.
Ollivier rzuci: Czy Godde nie widzi, co si dzieje? Charrel by pogardliwy: Co on tam wyrabia na
grze?
Pan sprawi, e zwtpiem w siebie, w swj wasny rozsdek. Nigdy w yciu tyle nie wycierpiaem, ile
teraz na tych schodach, kiedy pana suchaem. Nie potrafibym sobie wyobrazi, e taka rzecz moe
mi si przydarzy. Czybym naprawd by szalony, lepy, niezdolny do podjcia decyzji, naiwnie
wierzcy w ustanie sztormu, w zmian kierunku wiatru, czybym si omieszy krzyczc: A zatem
powiadomimy, w jakiej sytuacji znajduje si ten wspaniay statek, ktry towarzystwo tak szumnie
reklamowao. Co za skandal...
- Prosz wybaczy, panie kapitanie. Jestem chory. Mam gorczk.
- Paska gorczka. Cae szczcie. Czy ju do pan o niej powiedzia? Mog powtrzy paskie sowa.
Wypali je pan we mnie jak gorcym elazem: Byem jak pijany. Doznawaem zawrotw gowy. Nie
mogem skojarzy dwch myli. Chocia chwilami sprawia pan wraenie jakby odczuwa... wyrzuty
sumienia, e mnie tak zadrcza. Zaatakowa mnie pan twierdzc, i byem pewny, e Canope nie

zatonie. Potem si pan usprawiedliwia: Moe daem si zbytnio zasugerowa... Zrozumiae, i


Charrel uwaa, e wszystko jest stracone. Ale kapitan Godde chyba panuje nad sytuacj? Mimo
wszystko jeszcze ze mnie nowicjusz. Sam pan sobie zaprzecza. Ukazywa mnie pan penego ufnoci.
Na mojej twarzy nie wyczyta pan adnego wzruszenia. Potem ta sama twarz wydaa si panu pena
troski i niepokoju. A ty, Vox, tak bystry, nie mwie nic. Nie wydae adnego gosu, nawet nie
okazae zdziwienia.
- Nie, Godde. Trzeba byo pozwoli mu si wygada. Niedawno wycignlimy go jak ciebie z wody.
Przeszed co, co nazwa zgroz. Trzyma w ramionach ciao Rouveyrea ze zamanym krgosupem
i wgniecion czaszk. Syszae to. Musia sobie uly... Przy tym nie wiedziaem, e ty jeste obok.
- Kiedy powtarza moje odpowiedzi udzielone Rouveyreowi i Bertrandowi: A dlaczego nie
mielibymy przyj do Nowego Jorku? A jeli nie majc cinienia nie bd mg potem wybra
acuchw i kotwic - byem oburzony. To nieprawda!
- Jak to, panie kapitanie? Nieprawda?
- Niech pan mnie zrozumie. Nie uwaam pana za kamc. Oczywicie powiedziaem te sowa. Ale
pan... Och, jakby to powiedzie... Pan nada im szczeglne znaczenie. Przedtem mwi pan o huku
wody, o zapachu oceanu, o guchych maszynach, o ciemnociach, a zaraz potem przytoczy moje
sowa. To byo zdumiewajce. Wtedy oczywicie wygldao, e jestem szalony! Ale pan zjawia si na
mostku tylko od czasu do czasu, pan nie by wiadkiem pewnych scen, nie sysza pewnych rozmw.
Zwaszcza...

Godde umilk, poszuka chusteczki obok na kanapce, wytar si.


- Jestem spokojny, nieprawda, Vox? Nie mwi chyba zbyt gono. Uwierzycie mi?
- Tak, Godde. Wierzymy ci.
- I przysignijcie, e tego, co wam powiem, e nie bdziecie powtarza? To jest moja rzecz.
Nic mnie nie zmusza, abym to wyzna. Przed sdem nie powiedziabym ani sowa. Jestemy tu midzy
sob, jako marynarze i mczyni. A on mnie oskary.
- Zapewniam, panie kapitanie, e pana nie oskaraem. Mwiem i mwiem, bo musiaem... tumaczy si Dufor, ktrego rce zaczy na nowo dre.
- Co umkno paskiej uwadze, moe z powodu gorczki, a moe dlatego, e pan jest za mody i zbyt
pewny niebie. By moe ywi pan pewne podejrzenia, ale nie stara si pan ich zbada. I to
tumaczyoby paskie sprzecznoci: peen ufnoci - zaamany.
To okropne - cign dalej Godde po bardzo krtkiej przerwie - by kapitanem statku i myle: moe
statek zatonie... Wasne ycie by si oddao... Ma si odpowiedzialno za statek... Nie mog dobrze
si wyrazi. Nawet ty, Vox, nie potrafisz tego w peni zrozumie. Trzeba to byo przey. Nic na
wiecie nie ma ju znaczenia, nawet to, co ma si najdroszego.
A pan, Dufor, nie dostrzeg tej rozterki - czy mona to nazwa rozterk? - z chwil gdy mnie zacza
nurtowa. Rozterki, ktra przerodzia si w cierpienie, gdy nabraem pewnoci, e potwierdzio si to
wszystko, co si dziao przedtem: nieudany statek, awarie, koysanie, zagadkowe zdanie Derieugo.
Nie by pan przy tym, jak Rouveyre, ktry nie posiada wiele odwagi, pojawi si przede mn
z bdnym wzrokiem i krzycza: Trzeba pali drewnem! By ywym obrazem paniki, ktra zacza

i mnie ogarnia... Ktra zacza mnie ogarnia - powtrzy, utkwiwszy wzrok w oczach Dufora. - Kiedy
pan nadszed, wygldaem zaamany, ale pan nie zrozumia, e to samego siebie usiowaem
przekona, i nie ma powodu, abymy nie mieli przyby do Nowego Jorku.
Zrobi pan ze mnie potwora. Tak, pan i ci inni - cign dalej gwatownie Godde, widzc, i jego oficer
chce mu przerwa. - Odmalowalicie mnie w jakich potwornych barwach, a kady dooy do tego
obrazu jedno pocignicie pdzla.
- Przesta, Godde, prosz - rzek Vox z ca stanowczoci, do jakiej by zdolny. - Szkodzisz sobie. Brak
ci tchu, ledwo dyszysz. Trawi ci gorczka. Musisz wypocz. Wysuchaem tego chopca, a wiesz jaki
jestem: bior wszystko pod uwag.
- To ju nie potrwa dugo - podj Godde troch spokojniej. - Co do odpoczynku, to pniej. Musz
sporzdzi raport o wypadku morskim i Dufor mi pomoe. Na czym to skoczyem? - cign dalej,
rozejrzawszy si dokoa z nieco zagubionym wyrazem twarzy. - Dlaczego mi przerwa? Aha.
W dalszym cigu sam w sobie rozwaaem: a jeeli nie bd mg wybra kotwic i acuchw.
W gruncie rzeczy nie wierzyem w skuteczno tego manewru... Prosz mi nala jeszcze troch
koniaku.
Dufor zawaha si. Czy ten alkohol?... Ale na znak Voxa wsta, wzi kieliszek, nala do dwa naparstki
koniaku i poda go swemu byemu kapitanowi.

- To mi dobrze zrobi i wtpi, abym mg znie cokolwiek innego. Dzikuj. Nie, nie wierzyem
w skuteczno tego manewru - podj wyprniwszy kieliszek i zwrciwszy go modemu oficerowi. Co do tego, by moe, byem w bdzie. Nie bybym uratowa Canope, ale zyskawszy par stopni na
wietrze, mgbym atwiej spuci na wod pierwsz szalup... Chocia... O tym potem. Teraz musz
powiedzie co innego.
Pan, Dufor, pan i inni, moglicie zda si na swoje uczucia. Pomimo gorczki mia pan umys na tyle
swobodny, aby mc mnie obserwowa i sdzi. Ja pana prawie nie dostrzegaem. Musiaem czego
si uczepi, broni si. Kiedy na bardzo pesymistyczne sowa Bertranda: Jeli ktry z nas jeszcze
postawa nog na ldzie odpowiedziaem: Pan take sdzi, e... - wwczas pan odnis to wraenie
pan take do wszystkich innych, prcz mnie. Tymczasem za w owej chwili przeklinaem los, ktry
powierzy mi Canope i kaza mi doprowadzi go na miejsce zagady.
Staem si gadatliwy, co? Przedtem byem milczcy, a potem zaczem gada. Pan notowa te
wszystkie fakty. Zdawao mi si, e odczuwa pan do mnie nienawi. Godde sdzi, e znw
zapanuje nad statkiem, e bdzie robi obserwacje, wypatrywa latarni, rzuca kotwic... To
nieprawda, Dufor! Chciabym, aby pan w to uwierzy. Wszystkie te obrazy drczyy mnie. Z pocztku
walczyem z ogarniajcym mnie przekonaniem, e nie odzyskam panowania nad statkiem, pniej
byem tego pewien. W kocu - i tu powiedzia pan prawd - pokadaem nadziej, chciaem powiedzia Godde - pokada ca nadziej w tobie, Vox.
- Mwiem ci...
- Tak, tak, nie powtarzaj. Wszystko jest oczywiste i jasne, wszystko jest w porzdku - w mojej gowie,
chc rzec.

Te ostatnie sowa Godde wypowiedzia ju zupenie spokojnie, a rysy jego ulegy odpreniu.

- Wiem, co mi bd zarzucali, e zmieniem kurs. Zarzut ten pogbi jeszcze fakt, e miaem niepewn
pozycj. A przy tym ta historia z dokumentami. Tak, to wszystko jest nader obciajce.
Myla jednak: - Wane jest to, aby nie zdoali mnie przekona o mojej winie. - i dalej: - Szczcie, e
yj. Bd mg si broni.
- Suchaj, Vox - rzek nagle - nie mamy prawa naraa na niebezpieczestwo powierzonego nam
statku, zaogi i pasaerw. Czy tak? Ale czy przepisy prawa morskiego nie mwi w jakim miejscu
o tym, e kapitan powinien otrzyma taki statek, ktry byby zdolny do zmiany kursu, jeli trzeba
nie pomoc?
A kiedy Vox nie odpowiedzia, zaskoczony wol walki, ktra przejawia si w tym pytaniu kryjcym
w sobie jaki drapieny humor, Godde cign dalej:
- Napisz raport o wypadku morskim, a raczej podyktuj go - poprawi si, rzuciwszy okiem na swe
bezwadne prawe rami. - A jeli dobrze pamitam to, czego nas uczono w szkole morskiej, raport
o wypadku morskim nie jest zwyk chronologiczn relacj. Powinien ukaza przyczyny i skutki. To
jest akt bardzo odpowiedzialny. Bdzie to ostatnia rzecz, jak speni jako kapitan Canope. - Potem,
nie czynic przerwy, spyta: - Ile osb uratowano?
- Jeszcze dokadnie nie wiadomo, sporzdzamy wykazy. Rozbitkowie s w szpitalu okrtowym,
w kabinach, na midzypokadach wrd moich wasnych pasaerw, w korytarzach. Kobiety bkaj
si po statku, szukajc swych dzieci, a te dzieci znajduj si by moe na Ascanii, ktra sporzdza swj
wasny wykaz i ma mi go zakomunikowa. Wiesz, e Ollivier jest na statku?
- Och, przyda mi si do mego raportu, bez wzgldu na wszystko, co ma przeciwko mnie. Pozwolisz
Vox, e skorzystam z twojej mapy, z telegramw, jakie odebrae od Marco Polo i tych, jakie wysae,
z twego dziennika okrtowego.
- Wszystko jest do twojej dyspozycji. Ja sam musz jednak obej statek. Przyl ci Oldera, ktry jest
tu potrzebny. Pozwl, aby si tob zaopiekowa.
- Chcesz powiedzie, aby mnie karmi lekarstwami? Ale nie prdzej, zanim nie napisz tego, co mam
do powiedzenia. Do roboty, Dufor. Prosz mi pomc wsta.
Nagle wyda si tak spokojny i niemal rwnie obojtny, jak wwczas, gdy obszedszy z Bertrandem
opustoszae pomieszczenia Canope, zatrzyma si nad ciaem drugiego oficera Rouveyrea.

Kilka minut pniej Vox przestpi prg sterowni i znalaz si o dwa kroki od trzeciego oficera
wypeniajcego w dzienniku swoj wacht.
- Ktra godzina, Fetcherin? - zapyta.
- Pi po czwartej, panie kapitanie. Pan Saladini przyszed wanie na mostek.
Tej nocy Vox nie sysza wybicia39 adnej z godzin, podczas gdy normalnie dwik dzwonu dochodzi
do niego nawet poprzez sen, nie rozbudzajc go zupenie.
- A jak pogoda?

39

Tu: wybijanie godzin na dzwonie okrtowym. (Przyp. tum.)

- Fale cigle si zmniejszaj, a niebo coraz bardziej si przejania. Ale nie widziaem jeszcze adnej
gwiazdy.
- To nie ma znaczenia. Na pewno bdziemy mogli wzi obserwacj w cigu dnia. Id pan spa i niech
pana nigdzie nie widz do poudnia.
- Na aglowcach zdarzao si, e prawie tydzie tkwiem na nogach na rufwce.
- Wiem, Fetcherin. Przyzna pan, e pywanie na parowcu ma swoje dobre strony.
- Nie zawsze. Gdyby Canope nis agle, nie byby teraz na dnie.
Gruba zasona, dzielca sterowni od kabiny nawigacyjnej, tumia gos Goddea i Dufora. Vox sucha
uwanie. Mona byo rozrni zaledwie niektre sowa i to tylko przy pewnym wysiku. Co prawda,
Godde chwilami podnosi gos. Gdyby zamiast Fetcherina by na wachcie Rval, z pewnoci
wchodziby do sterowni czciej ni byo potrzeba. A pniej, co za plotki!
Vox wzruszy ramionami i spojrza na sternika Ganteaumea, ktrego zamylony wzrok bdzi po
tarczy kompasu. Swoich marynarzy by pewny; nie suchali ani nie syszeli. Mona byo o trzy kroki od
nich mwi gono. Dobrze pamita, jak si zachowali podczas tej historii z Pierreem Laurentem.
Wyszedszy na skrzydo mostku, Vox dozna zawrotu gowy. Owiono go nagle zimne powietrze,
a tak by zmczony! Wiedzia, e i inna przyczyna wywoaa jego osabienie. Mia przed oczyma
twarze obu tych ludzi, ktrzy opowiadali mu przeyty straszliwy dramat. Sysza ich wzburzone gosy.
Dufor... Godde.... Godde... Dufor. - Sowa Dufora mimo woli poryway mnie, wierzyem w to, co
mwi. Byem przejty. Co za chopak! Jaki wraliwy! Gdyby tak przemawia przed sdem, Godde
przepadby na zawsze, nawet dla nas, jego kolegw.
Czyja rka dotkna jego ramienia.
- le si pan czuje, panie kapitanie? - spyta Saladini.
- To nic. Ca noc suchaem Goddea i tego modego czowieka, ktrego wyowilimy pierwszego.
Dufora.
- Czy Godde jest w kabinie nawigacyjnej?
- Tak. Pjd oprze si na chwil o reling.
Wystawi oczy tu ponad brezent. - O, dobrze. Jak zimno! Jaka cisza! Co za zapach. Zapach oceanu.
Przear ich ten zapach. Czy to moliwe?
Woda zacza fosforyzowa. Poblaski bieliy fokmaszt, windy pokadowe, nadbudwki, reling
dziobwki, wind kotwiczn i falochron na samym baku. Wkrtce oczom Voxa ukaza si cay dzib
statku. Wysokie fale biegy, zaamujc si, wzdu burty. Midzy chmurami przebyskiwao wiato
ksiyca. Szumiaa woda.
Jeeli si ten chopak zgodzi - pomyla - polec go dyrekcji towarzystwa i gdy si zwolni pierwsze
miejsce, wezm go do siebie. Ju najwyszy czas, aby Rval zosta starszym oficerem na jakim
frachtowcu. Ale nim, Duforem, trzeba jeszcze kierowa, musi nauczy si panowa nad sob.
- Jak si czuje Godde, kapitanie? - zapyta Saladini, ktry podszed i opar si take o reling.
- Jest bardzo wstrznity. Fizycznie czuje si nie najlepiej. Ale myli bardzo przytomnie. Chciabym,
aby wzi dalsz dawk rodka uspokajajcego i jeszcze wypocz. Razem z Duforem opracowuj
raport o wypadku morskim. Chce to zrobi zaraz, w obawie, by nie zapomnie szczegw. Wie pan,

e nie ma dokumentw Canope... Fala zmya Bertranda i jego - cign dalej tonem nie
dopuszczajcym sprzeciwu - w chwili, gdy szli po papiery. Zdaje si, e by pan wwczas obok mnie?
Obserwowalimy ich. Doszli a do wejcia maszynowni. Obejrzeli Rouveyrea, ktrego Dejean uoy
na swojej koi. Byli u podna mostku, gdy przysza fala.
- Tak, tak - mrukn Saladini, nie mic zada kapitanowi Voxowi pytania: dlaczego Canope zaton?
- Sdz, e dojd do czego, korzystajc z naszej mapy, odebranych telegramw i dziennika
okrtowego. Dufor ma dobr pami... Czy wypocz pan, Saladini?
- Nie byo kiedy, kapitanie. Przed niespena godzin zakoczyem spis rozbitkw.
- Ilu ich mamy?
- Trzystu pidziesiciu dwch, a wedug Launaya Ascania ma dwustu pidziesiciu siedmiu.
- Trzystu pidziesiciu dwch i dwustu pidziesiciu siedmiu.
- Szeciuset dziewiciu, kapitanie.
- Zrobilimy dobr robot, Saladini. Duo kobiet i dzieci?
- Duo. Ale nie pamitam liczb.
- Az zaogi?
- Wyowilimy Goddea, Olliviera, tego Dufora, szeciu marynarzy, jednego praktykanta, siedmiu
z zaogi maszynowej. Ascania ma radiooficera Dejeana, bosmana, jednego starszego marynarza
pokadowego, kilku marynarzy i palaczy, a przede wszystkim ludzi z personelu restauracyjnego:
kucharzy, stewardw i pomocnikw. Take jedn stewardes.
- Pjd obej statek, Saladini, a potem przyjd pana zastpi.
- Wytrzymam, kapitanie.
Steward wdrapywa si ostronie na trap, stukajc chodakami o drewniane i stalowe czci pokadu.
Ze stukiem miesza si brzk naczy. Do nozdrzy Voxa dolecia subtelny aromat. ycie toczyo si
dalej.
- Kawa, panie kapitanie.
- Dzikuj, Durquet. Za duo jej wypiem przez ostatnie dwie doby. Zaniecie j kapitanowi
Goddeowi i panu Duforowi. Niech pan te pjdzie ykn, Saladini, i prosz si nie spieszy.
Zaczekam na pana.
U podna trapu Vox zatrzyma si na chwil, spogldajc na coraz bardziej przejaniajce si niebo
i na migotliw powierzchni oceanu. - Fale nie s ju tak potne, ale mamy cigle prawie
siedemnacie wzw. - Skierowa si ku smudze wiata przesczajcej si przez drzwi jadalni
pierwszej klasy. - On ma racj. Jaki marynarz pozostaby guchy, jak powiedzia, na wezwanie Marco
Polo? Kto woyby do akt wezwanie o pomoc tylko dlatego, e wszyscy armatorzy pozbywali si
Canope... Dlatego, e statek koysa si bez powodu, czy dlatego, e od Gibraltaru mieli tylko jedn
obserwacj. Schowa do akt wezwanie o pomoc i i dalej swoim kursem, gdy topi si ludzie! Troch
tchrzliwi okazali si ci co... Zreszt ju nie yj. Co zrobibym na jego miejscu?

Przypomnia sobie sw nieugit i nieprzeniknion postaw, kiedy podejmowa (jakby mu


dyktowan) decyzj, e nie bdzie prbowa podawa holu na Canope. - Tak, ale niebezpieczestwo
byo przecie oczywiste.
- Mogo by gorzej, kapitanie.
- O czym pan mwi?
Wszedszy do jadalni, Vox znalaz si twarz w twarz z angielskim pasaerem, amatorem pieczeni
i owocw, siedzcym w przestronnym fotelu, w grubym paszczu, z pledem na nogach i wygas fajk
w zbach. Obok niego, w drugim fotelu, spod stosu futer wygldaa gowa modej Amerykanki, ktr
Older troch si interesowa przed t ca histori.
- O Canope. Mg zaton ze wszystkimi ludmi.
- Dlaczego pan nie pi?
- Odstpiem swoje ko jednemu z rozbitkw. Ta panienka rwnie - doda, wskazujc trzonkiem
fajki upion dziewczyn. - Powiada, e noga jej ju nigdy nie postanie na adnym statku.
- A pan?
- I think I shall die at sea40.
- Co z nimi? - zapyta Vox, obrzucajc szybkim spojrzeniem tonce w pmroku postacie okoo
trzydziestu pasaerw Canope, rozcignite po drugiej stronie stow. - Czy uratowa pan ktrego
z nich? Widziaem, jak pan pomaga.
- Wszystko si tu pomieszao... Sam ju nie wiem. Co z nimi? Jczeli i pakali. Teraz pi.
- Do widzenia. Jeeli pan ma ochot na szklank kawy, prosz pj na mostek i poprosi o ni
w moim imieniu starszego oficera.
- Nigdy nie pijam kawy, kapitanie. Dzikuj.

Wyszedszy z jadalni Vox znalaz si dokadnie w tym samym miejscu, w ktrym przed szeciu
miesicami sta pewnego wieczoru kapitan Laurent. Vox i Older obserwowali go, ukryci za
szalupami41.
- Niech pan mu si dobrze przyjrzy - powiedzia do lekarza Vox, wwczas starszy oficer. - Gra
komedi. Zupenie si zmieni. Zupenie. Wiem, co mwi.
Pierre Laurent szybko traci wzrok, ale stara si ukry sw chorob. Chcia wytrwa do koca, a do
Marsylii. Chcia doprowadzi statek do portu. - Wasny statek to wasne ciao i krew - myla Vox,
obrzucajc wzrokiem troch widmowe zarysy liniowca wibrujcego od potnych uderze oceanu. yje. Co bym zrobi na miejscu Goddea?
Otworzy drzwi do radiostacji. Radiooficer spa na obrotowym krzele z owkiem w palcach i ze
suchawkami na opuszczonej gowie. Na kanapie wypoczywaa stara kobieta, w ktrej Vox

40
41

Ja chyba umr na morzu. (Ang.)


Powie Le Pilote. (Przyp. aut.)

natychmiast rozpozna t, ktra wieczorem szukaa swojej wnuczki woajc: Ania! Nie widzielicie
Ani?
- Przepraszam, panie kapitanie - zawoa Launay, budzc si nagle i poprawiajc suchawki, ktre si
obsuny. - To ju dla mnie trzecia noc i najgorsza godzina.
- Niech si pan nie tumaczy.
- Odebraem moc telegramw od dyrekcji towarzystwa, od zarzdu portu, od wadz woskich. daj
wiadomoci. Wanie przepisywaem je na czysto. Oto s. Chc zna nazwiska uratowanych. daj
raportw.
- Wrc za p godziny i dam odpowied. Co ona tu robi? - zapyta Vox, spogldajc na star kobiet,
ktra si nie poruszya.
- Szuka swojej wnuczki, a ta jest na Ascanii. Nie chce ju std odej. Powiada, e tu jest bliej dziecka.
- Bd tu za p godziny.
Vox skierowa si szybko ku schodni prowadzcej na pokad adowni III. - W dyrekcji szalej. I maj
powd! Canope zaton! Tyle ofiar! - Powrci mylami do Pierrea Laurenta i do Goddea.
Kilka dni po nominacji na kapitana Virginii Vox zaszed a poi drzwi domu, w ktrym mieszka w
Marsylii Laurent. Nie zadzwoni, aby stary marynarz nie poczu si upokorzony, e go si widzi
olepego i uwizionego w drobnomieszczaskim mieszkaniu. Zostawi mu list z podzikowaniem.
Trzy miesice pniej, idc po La Canebire, ujrza przed sob Laurenta, ktry zatrzyma si na
krawdzi chodnika, czekajc, by kto pomg mu przej przez ulic. Ubrany w granatowy garnitur,
sta sztywny, z podniesion gow. Vox chwyci go pod rami.
- Kapitanie, pozwoli pan?
- Ach, to pan, Vox! - rzek, jakby si go spodziewa. - Prosz mnie odprowadzi do biura towarzystwa.
Przez dobr godzin, nie rozstajc si z nim przed biurem, Laurent opowiada o Virginii.
...Odwiedz go. Opowiem mu wszystko, co si zdarzyo, wszystko, co widziaem i co wiem. Na pewno
siedzi jak na rozarzonych wglach. Jego Virginia! Zapytam go, co naleao uczyni na miejscu
Goddea. Chyba mi odpowie. Zmieni si tak bardzo!

Vox zawaha si przed wejciem w dugi korytarz, ktrym przechodzi przed kilku godzinami, stpajc
midzy ludzkimi ciaami, utrudniajcymi mu drog. Emigranci - pasaerowie Virginii i rozbitkowie z
Canope - leeli bezadnie jedni obok drugich pod kocami, tworzc istn przekadank. - Najgorsza
godzina, powiedzia Launay. Moe jednak nie najgorsza. Ju nie wrzeszcz, tylko wzdychaj i stkaj.
Wsun praw nog pomidzy co, co wydao mu si grzbietem i co, co byo niby udem. Lewa
stpna po czym twardym, co nie zaprotestowao. - Chyba jako dojd.
Wrd kupy cia zapeniajcych pomieszczenie serwomotoru wida byo pod rodkow lamp dwie
mskie postacie, siedzce naprzeciw siebie z kartami w rkach. Zasona wiszca w drzwiach starszego
mechanika Petita ukazywaa za kadym przechyem wycignit na koi kobiet o dugich czarnych
wosach, nagim ramieniem przyciskajc dziecko. Na pododze chrapa jaki mczyzna. - Gdzie do
licha poszed spa Petit? - zastanowi si Vox.

Regularny rytm pobliskich maszyn, wyczuwany szybki ruch statku, nawet napr fal, dobrze dajcy si
wyczu - napaway ufnoci. Przechodzcego kapitana ledziy otwierajce si oczy. Jaka kobieta
krzykna i zerwaa si. Inna, modsza, o piknej twarzy, oparta plecami o ciemnolicego mczyzn,
spogldaa na niego z jakim troch bezczelnym wyrazem w oczach. - Madonna z kochankiem spod
ciemnej gwiazdy. Czyby oni?
Drzwi wszystkich kabin mechanikw byy otwarte, a koyszce si zasony ukazyway rozcignite na
pododze mskie ciaa, zmczone twarze kobiet i dziecice gwki wsparte na ramionach, na udach,
z ustami przy piersi. - Teraz pi, niech pi. Niebawem nastpi przykre przebudzenie si. Gdyby byo
chocia troch soca!
Vox min mes, nie ryzykujc do niej zaglda, i zatrzyma si przed wejciem do maszynowni,
zdziwiony widokiem starszego mechanika Petita, ktry, wsparty o porcz platforemki trapu
maszynowego, mi mocne woskie cygaro, patrzc w d.
- Zastanawiaem si, dokd pan poszed odpoczywa.
- Bdzie czas wyspa si w grobie... albo tam - odrzek starszy mechanik, wskazujc kciukiem ocean. Rozmawia pan z Goddeem?
Vox zszed na platform i opar si take o porcz. Strome stalowe trapy zbiegay ku brzowym
czciom maszyn, ktrych szybkie obroty dziaay hipnotyzujco w jaskrawym wietle.
- Godde pisze raport o wypadku przy pomocy swego trzeciego oficera, tego, ktry si bka po statku
- doda.
Umilk, czujc obrzydzenie, jakim go zawsze przejmowa zapach rozgrzanych smarw.
- Nie uwaa pan, e dobrze tak sobie tu sta, suchajc pracy maszyn, kiedy si wie, e dookoa panuje
mrok oceanu, a obok odpoczywaj teraz ludzie, ktrych uratowalimy - usysza wasne sowa, sam
dziwic si temu zwierzeniu.
Starszy mechanik spojrza na z zaciekawieniem.
Vox jeszcze chwil milcza, a potem rzek tonem, ktrym si mwi arty na bok:
- Musz zbudzi Oldera i wysa kilka telegramw.
- Nie bdzie trzeba go budzi. Kwadrans temu widziaem, jak szed do swego szpitalika.

- Tylko umyj rce i ju id - odrzek lekarz. - Jak si czuje Godde?


- Troch podniecony. Sam si pan przekona. A pascy pacjenci wszyscy w porzdku?
- Musiaem da zastrzyk tej kobiecie, ktra wczoraj wieczorem tak dugo bya zemdlona. Czuje si
lepiej. Moe pan zajdzie na chwil do mojej kabiny, panie kapitanie?
- Po co? Przechodziem tylko tdy. Spotkamy si w kabinie nawigacyjnej.
- Wydaje si pan zmczony. Niech pan pozwoli...
- Dzikuj. Tylko bez zastrzykw.
- Nieche pan wejdzie, panie kapitanie - rzek Older, cofajc si po otwarciu drzwi kabiny. - Prosz
spocz na kanapie albo na jedynym - podkreli z umiechem - krzele, jak pan woli. O zastrzyku nie

ma mowy. Ale pozwoli pan, e przygotuj panu cocktail, ktry jest moj tajemnic. Wzmocni pana,
rwnoczenie nie mcc umysu, nie otpiajc i nie przyprawiajc o bezsenno. Zreszt mnie
samemu te si to przyda.
- Dobrze tu u pana - rzek Vox, opadajc na kanap jak czowiek bdcy u kresu si, podczas gdy lekarz
krzta si koo kieliszkw, butelek i flaszeczek. - Cigle przybywa panu ksiek, Older!
- Tak. Kupuj je stale w Marsylii, w Neapolu, w Nowym Jorku, to nag, od ktrego trudno si
odzwyczai. Widzi pan, nasz ciela zrobi mi now pk. Wszystkie ju pene. Prosz, niech pan
wypije od razu.
- Kolor agatu - powiedzia Vox, ogldajc kieliszek pod wiato sufitowej lampy - i niezy - doda,
wypiwszy doskonay mocny trunek o pomaraczowym smaku.
- A teraz niech pan kwadrans odpocznie. Moe pan mwi.
- Godde pana potrzebuje.
- Zaraz? Nie moe poczeka pitnastu minut?
- Oczywicie. Sdz zreszt, e teraz Godde bdzie wyczekiwa... wyczekiwa...
- Czego?
- Wszystkiego. Kadego wypowiedzianego o nim sowa, spojrze, ukonw, wzmianek prasowych,
rozkazw dyrekcji... Na grze jest take Dufor, ten mody oficer chory na malari, ktry nie chcia
przyj rodka uspokajajcego. Trzeba by byo postara si, aby co przekn, na przykad takie
lekarstwo jak to tu, z dodatkiem...
- Bromu.
- Chociaby. To chopak bardzo, troch za bardzo wraliwy, troch zbyt sentymentalny, w paskim
stylu, Older. Opowiedzia mi, co si zdarzyo na Canope, a przynajmniej to, co sam widzia w swym
gorczkowym stanie. Przyby z wybrzey Afryki i zosta wyokrtowany w Neapolu. Wie pan, co
przydarzyo si Derieumu w Neapolu. Ale przed Neapolem, w Londynie...
I chocia, nawet jeszcze przed chwil, Vox nie mia zamiaru zwierza si Olderowi czy komukolwiek
innemu z tego, czego dowiedzia si w nocy, zacz opowiada... Wszystko - o wyjciu Canope z
Londynu, o awariach, o szataskim koysaniu, o tragikomicznym skeczu odegranym w Marsylii
przez Derieugo i Maurina, o udarze mzgu Derieugo, o wystpieniu Charrela wobec Goddea
w imieniu oficerw, o obawach, o sztormie.
- Ten chopak, cierpicy na nawrt choroby, by na statku osamotniony. Sucha, co si mwi. Chwyta
po par sw to tu, to tam. Czyta dziennik okrtowy. Nikt nie uprzedzi go o zmianie kursu Canope
w kierunku Marco Polo. Oczy jego byy wpatrzone w Goddea. Widzia go...
Nieruchomy, z przymknitymi oczyma Vox mwi dalej, wiernie powtarzajc cae zdania zasyszane
z ust Dufora, nie pomijajc adnej sceny, adnego szczegu, a nawet sprzecznoci w opowiadaniu
modego oficera, powracajc wraz z nim na midzypokady, do kotowni, do mesy, chwytajc
w ramiona zemdlon uszminkowan dziewczyn.
Nagle przerwa i pooy do na oczach. Usysza swoje wasne sowa. Czy to on, Vox, jest w kabinie
doktora i zwierza si z tego, co powinien przemilcze?
- Co si dzieje, Older? Czyby to paska mikstura...

- Bez obawy, kapitanie. Jest pan tylko czowiekiem, przed dwoma dniami szed pan na pomoc Marco
Polo, a ostatniej nocy na pomoc Canope, cay wczorajszy dzie wyawia pan rozbitkw, a wszystko
spoczywao na paskich barkach. Nie, to nie jest waciwe sowo, gdy nie chodzi o zmczenie
fizyczne - to ciyo na paskim umyle. Nasz los, los Canope, wszystko to zaleao od pana i jego
decyzji. A dzi w nocy wysuchiwa pan Dufora i Goddea. Nie uwaa pan, e to wystarczy, aby
samemu zacz mwi, nawet jeli si jest takim czowiekiem, jak pan? Jest to wstrzs, straszliwy
wstrzs, ktry w pewnej chwili musi pan wyadowa. Prosz mwi dalej. Lekarz to jak ksidz.
- Ma pan racj, Older. Wstrzs. Czuj si lepiej. Mog jeszcze wypi bez ryzyka drug porcj tego
paskiego... cocktailu?
- Chciaem to panu zaproponowa.
- Najokropniejszy dla tego chopca by koniec. Prosz sobie wyobrazi... Bardzo trudno opowiedzie
to na zimno. To wydaje si niewiarygodne. Tego chopaka ogarn sentyment i podanie wobec
uszminkowanej dziewczyny. J zreszt te, jego zdaniem. Czy to moliwe, Older? Widzia j dwa, trzy
razy i to za kadym razem zaledwie po par minut.
- Wszystko jest moliwe, kapitanie, w takich chwilach. Czowiek yje wtedy bardzo intensywnie,
wszystkie jego zmysy s diabelnie podniecone. Prosz. Niech pan nie smakuje, tylko poknie.
- Dzikuj. Da mi pan przepis. Godde - cign Vox, postawiwszy kieliszek na stole - powierzy temu
chopcu dowdztwo pierwszej spuszczonej na wod szalupy. Widzia pan, co si z ni stao? Widzia
pan?
- Tak. Byem na pokadzie.
- Dufor wyznaczy - tak si wyrazi - kobiety i dzieci do tej szalupy. Opowiada o tym, chodzc
wielkimi krokami, trc donie i powtarzajc: Ja dokonaem wyboru. Ta oto rka... Zbyt wraliwy!
Zabra ze sob swoj dziewczyn. Kaza jej usi obok siebie i hak talii roztrzaska jej gow.
- Straszne! al mi go. Biedny chopak. Wie pan, e ten czowiek po tym wszystkim moe ju nigdy nie
bdzie w yciu kocha? Nie dziwi mnie, e nie chcia rodka uspokajajcego. A Godde?
- Godde? To moe jeszcze straszniejsze. Sysza wszystko, co mwi Dufor.
- Jak to?
- Rozstawszy si z panem wczoraj wieczorem, odwiedziem Goddea w kabinie pilota. Wie pan, gdzie
si ona znajduje?
- Pod sterowni.
- Nie. Dokadnie pod kabin nawigacyjn, z ktr si czy wewntrzn schodni. Wytumaczyem mu,
dlaczego nie mogem poda mu holu. Zdaje si, e przy tym wyraziem si: Nie miaem prawa.
Godde zasn i obudzi si po dwch godzinach. Wyszed z kabiny. Usysza jaki gos. To by gos
opowiadajcego Dufora. Godde wszed na kilka schodw. W tej chwili mwiem o mierci Bertranda.
Nie wiedzia o niej.
- Nie wiedzia?
- Nie. Prosz wej w pooenie kapitana owego nieudanego statku, tego tymczasowego kapitana,
ktrego zaskoczyo narzucone mu zadanie, drczonego od Gibraltaru, przy wzmagajcym si
sztormie, obsesj awarii. Otrzymuje od Marco Polo wezwanie o pomoc i musi zdecydowa si na
ryzykowny kurs. Zreszt kadzie si na bez wahania, od razu. Ludzie ton, tak si wyrazi.

Powziwszy t decyzj, znajduje si na drugi dzie rano w niebezpiecznej sytuacji. Mwi mu o tym
marynarski zmys, ale sam wzbrania si w to uwierzy. Nie widzi ju nic dokoa siebie. O niczym nie
wie... A do momentu mierci Bertranda, o ktrej dowiaduje si ode mnie... Wyobraa sobie pan t
scen, Older? Dufor i ja - zwaszcza Dufor - mwimy o Canope (Godde zarzuca mi, e za mao
zadawaem pyta podczas opowiadania Dufora). Sam za Godde stoi o kilka krokw od nas, nie
podejrzewajcych jego obecnoci. W ten sposb dowiaduje si z moich ust o mierci Bertranda. Ode
mnie dowiaduje si, e kiedy zmienia kurs Canope, omyli si w okreleniu swej pozycji.
- Co pan mwi, kapitanie?
- Wyjani panu.
Chwyciwszy owek narysowa na papierze pozycje statkw i kursy, ktrymi pyny, i w dwie minuty
wyjani, jak Canope szuka Marco Polo tam, gdzie go nie byo.
- Rozumie pan?
- Doskonale, kapitanie.
- Godde chce wej do kabiny nawigacyjnej, aby natychmiast pozna ca prawd. Pamita pan, co
przed chwil przytoczyem z relacji Dufora? Godde syszy to wszystko, a do koca. Syszy powtarzane
przez Dufora swoje wasne sowa.
- Ale to okropne!
- Okropne, Older! Trzeba byo widzie Goddea, jak wszed do kabiny nawigacyjnej. Mia twarz
czowieka poddawanego torturom... A nie wiedzia jeszcze wszystkiego. Tonem czowieka pragncego
zna cay bezmiar swego nieszczcia, zada mi natychmiast dwa pytania: pierwsze - czy yje
Bertrand, drugie - czy pomyli si w okrelaniu pozycji. Pokazaem mu map. Powiedzia jeszcze: Tej
nocy, Vox, twierdzie, e nie miaem prawa zmienia kursu...
- A c to znowu?
- Wspomniaem panu ju o tym. Chodzi o rzecz nastpujc...
Vox ponownie wyjani szybko i tak jasno, e Older wkrtce skonstatowa:
- Jeli dobrze zrozumiaem, Canope zaton dlatego, e Godde zmieni kurs - i mona sdzi, e nie
powinien by tego robi. Ponadto omyli si w pozycji.
- To nie wszystko. Prosz nie zapomina, e Godde nie chcia si zgodzi na palenie pod kotami
drewnem. Co do tego mia racj. To by pomys idiotyczny. Ale nie zezwoli na wyluzowanie kotwic
i acuchw. Ja za uwaam, e ten manewr mgby wykrci Canope do wiatru. Nie wie pan jeszcze,
e gdy fala zmya Goddea z pokadu, nie mia przy sobie dokumentw okrtowych.
- Ale, kapitanie, Godde popeni samobjstwo. Nie mona y pod ciarem tego wszystkiego, mylc
cigle tylko o tym... I by na schodach, gdy Dufor opowiada o zmiadeniu szalupy! Trzeba wyznaczy
marynarza, aby go pilnowa.
- Nie, Older. Nie sdz, aby Godde zamierza odebra sobie ycie. A jeliby zechcia pewnej nocy
wyskoczy za burt, zanim dojdziemy do Neapolu, jak mgbym temu przeszkodzi? Marynarza!
Chyba by go do przywiza! Ale nie sdz - powtrzy kapitan Virginii. - Broni si jak szatan, jak
czowiek, ktry nie chce da si pokona. To nieprawda! To nieprawda! krzycza do Dufora. Co
umkno paskiej uwadze, moe z powodu gorczki. To brzmiao mocno, wie pan. Tak, jak to panu
mwi, Older. Mwi: A pan, Dufor, nie dostrzeg tej rozterki, z chwil gdy zacza mnie nurtowa.

Rozterki, ktra przerodzia si w cierpienie... A do mnie: A ty, Vox, na moim miejscu nie zmieniby
kursu?
- Prawda, kapitanie. Co by pan zrobi?
- Odtd sam sobie zadaj to pytanie. Jeszcze na nie nie odpowiedziaem. Zadam je Laurentowi. Ale
Godde ma powany argument: uwaa, e powinno si da kapitanowi taki statek, ktry byby zdolny
pyn bez ryzyka w poprzek fali. Nie, nie, nie sdz, aby nam znikn ktrej nocy.
- Ale t spraw z bdn pozycj statku da si chyba zaatwi.
- Co pan chce przez to powiedzie? Zaatwi?
- Niech pan nie wspomina o tym w swoim raporcie.
- Co te pan mwi? Chciaby pan, abym ja, kapitan Virginii, kama, faszowa? Jestem pewien, e i
Godde nie zgodziby si na to. A jest jeszcze kapitan Ascanii. Zreszt, w moim pojciu, ten bd nie
jest spraw zbyt powan. Zdarzyo si, e mogem zrobi obserwacj. Ascania miaa take dokadn
pozycj. Co do Marco Polo, jego pozycja bya prawidowa; anglik widzia jego szcztki. Ale czy statek
ma odmwi pomocy innemu statkowi tylko dlatego, e soce i gwiazdy byy przez trzy czy cztery dni
za chmurami? Poza tym nie znano dobrze Canope. Trudno byo oceni jego prdko pod fal
w takim sztormie. A rakiet nie strzela si bez powodu!
- Tak. Lecz ostatecznie Godde pjdzie pod sd.
- To si zatuszuje, Older, zatuszuje. Chod pan, czas na nas. We pan co potrzeba, aby zrobi zastrzyk
i niech si pan okryje - zakoczy Vox, podnoszc si i poprawiajc paszcz.
Po kilku minutach obaj mczyni wyszli na pokad odziowy.
- Anglik - powiedzia Vox - nie, nie mam na myli Black Stara - Anglik, ten nasz pasaer, ktry siedzi
tam w jadalni w fotelu i czuwa nad pask upion przyjacik, wypowiedzia na temat Canope
jedno okrutnie suszne zdanie: To statek, ktry naleao zatopi ogniem dziaowym.
La Rose des Vents, 1952-1953

Sl morza42
douard Peisson

42

Tumaczy: Tadeusz Borysiewicz


Wydawnictwo Morskie - Gdask
Tytu oryginau francuskiego LE SEL DE LA MER
Projekt graiiczny Walter Napieralski
Redaktor Maria Urbanowicz
Redaktor techniczny Janusz Wesoowski
Korektor Regina Gdaniec-Osowicka
WYDAWNICTWO MORSKIE GDASK 1971 Wydanie drugie. Nakad 10 000 + 250 egz. Ark. wyd. 6,81. Ark. druk.
5,25. Papier druk. mat. IV kl. 60 g. z Fabryki Papieru w Kluczach. Oddano do skadania 25 X 1970 r. Podpisano do
druku i druk ukoczono w styczniu 1971 r.
Zam. nr 4012 M-3 Cena z 15,Zakady Graficzne w Gdasku, ul. witojaska 19/23

I
- Zanim przystpimy do rzeczy, Godde - powiedzia stary kapitan Cernay, ktremu jako byemu
kapitanowi statkw handlowych zlecono przeprowadzenie wraz z dyrektorem urzdu morskiego
Senanque oraz inspektorem nawigacyjnym Latouche dochodzenia w sprawie zatonicia statku
Canope - chciabym zada panu pytanie. Pytanie czysto osobiste - doda z odcieniem wahania.
- Prosz, kapitanie.
- Czy pochodzi pan z rodziny Andr Goddea, ktry dowodzi statkiem gyptien w chwili, kiedy statek
ten zaton wraz z ca zaog u wybrzey Portugalii? To byo ju dawno i by moe nigdy pan o tym
nie sysza.
- Andr Godde by moim ojcem, kapitanie.
- Paskim ojcem! Niemoliwe! Ile lat mia pan zatem, kiedy ojciec zgin?
- Pitnacie - odrzek eks-kapitan Canope. - Dwa i p roku pniej zaokrtowaem na Virginia jako
praktykant.
- Na Virgini! Przecie to wanie Virginia pierwsza odpowiedziaa na sygna toncego Canope i potem
wyratowaa stu pidziesiciu paskich pasaerw, a rwnie pana samego!
- Ta sama. Dowodzi ni Vox, ten Vox... Zna go pan, kapitanie?
- Owszem. Siedzia tu przed panem na tym samym miejscu. Przesuchiwalimy go jako jednego
z pierwszych.
- Razem z Voxem rozpoczynalimy take karier oficersk w towarzystwie Intercontinentale.
Poznalimy si przed okoo dwudziestu laty jako modzi oficerowie na Santa Anna.
- Nie wspomina mi o tym. Ale z pewnoci pan nie wie, Godde, e znaem paskiego ojca.
- Pywa pan z nim?
- Nigdy. Tu w Marsylii koczylimy razem szko morsk. Wstpilimy do niej tego samego dnia jako
modzi chopcy i rwnie pniej w jednym i tym samym dniu otrzymalimy dyplomy kapitanw
eglugi wielkiej. Wcale go pan nie przypomina.
- Fizycznie nie. A co do charakteru, sam nie wiem. Odbywa tak dugie podre. Widywaem go
rzadko. To ju tak dawno, kapitanie, sam pan powiedzia.
- O jego mierci, podobnie jak o katastrofie Canope, dowiedziaem si z gazet. Uderzyo mnie paskie
nazwisko. Znowu jaki Godde. Ani przez chwil nie mylaem, e pan mgby by jego synem.
W marynarce handlowej jest wielu Goddew. Ma pan moe nawet pywajcych braci?
- Jestem jedynakiem, kapitanie.
- Jedynak! I dwa i p roku po zaginiciu ojca poszed pan na morze. Tak pan kocha morze i zawd
marynarza?
- Nie wiedziaem ani co to morze, ani czym jest zawd marynarza. ywiem podziw dla ojca.
- I matka pozwolia panu pywa? Och, prosz wybaczy to niedyskretne pytanie.

Ile razy, przed wejciem do gabinetu dyrektora zarzdu portu w Marsylii, Joseph Godde zapytywa
si w duchu, kim bd ludzie, ktrzy maj go przesuchiwa (spodziewa si, e bd to trzej
sdziowie ledczy)? Jak bd wygldali? Jak bd si wobec niego zachowywali? Jak rozpocznie si
owa rozprawa, ktrej tak pragn, aby uwolni si wreszcie od udrki torturujcej go od chwili
zatonicia jego statku?
I oto nagle, zanim jeszcze przesuchanie si rozpoczo, nazwisko ojca wymwione przez starca o
uczciwym i szczerym spojrzeniu przypomniao mu pocztki wasnej kariery, kiedy to, aby zaokrtowa
jako praktykant, musia pokona opr matki, a take - przede wszystkim - swe modziecze obawy.
- Bynajmniej nie mam panu tego za ze, kapitanie. Tak rzadko spotykaem ludzi znajcych mego ojca.
To znaczy: marynarzy.
Przejty rozglda si dokoa: ciany wyklejone ciemnoczerwon tapet, gdzieniegdzie poplamion,
tu i tam odklejon wskutek wilgoci; lewa ciana pusta zupenie; po prawej - rega z jasnego drewna
i staromodna biblioteka; midzy nimi, nad kominkiem z czarnego marmuru, jeszcze okopconym po
zimowym paleniu - solidny okrgy zegar w mosinej oprawie na drewnianej podkadce, jaki mona
zobaczy w sterowni kadego statku bez wzgldu na jego bander; zegar wskazywa drug pi. Przy
tej samej cianie - fotel rwnie zniszczony, jak ten, ktry trzeszcza pod nim przy najlejszym
poruszeniu, wreszcie krzeso, na ktre Godde rzuci, wchodzc, kapelusz i paszcz.
O szyby wysokiego okna tuka wiosenna ulewa, przesaniajc widok na odlego kilku metrw.
Szarawe wiato sczyo si stamtd na siw gow i drobn posta kapitana Cernaya, siedzcego za
biurkiem prawie niewidocznym spod stosu akt.
- To chyba niemoliwe! - wyszepta Godde.
Mia przed oczyma olbrzymie fale pnocnego Atlantyku, bijce o burt lecego w silnym przechyle
Canope, unieruchomionego i bezradnego, przewalajce si przez nadburcie i zalewajce pokady.
Z pienistego wodnego zamtu dzib statku wynurza si na ksztat jakiej gigantycznej, czarnej
podwodnej rafy. W odlegoci niecaej mili po podwietrznej lea w dryfie inny statek pasaerski,
Virginia, o biao malowanym kadubie, podobnie jak Canope; chwilami wida -byo ponad falami tylko
jego najwysze nadbudwki, pomost nawigacyjny i dwa kominy, chwilami kadub wynurza si z wody
a po stpk. O kilka kabli, take po podwietrznej, trzeci duy statek, Ascania, ci dziobem fale
rozbijajce si o jego wysokie burty.
Przed Goddeem pojawi si starszy oficer Bertrand, ryczc w ucho, aby przekrzycze huk morza
i wiatru: Kapitanie, wszyscy opucili statek! Ale Godde nie mg oderwa oczu od powierzchni
morza widocznej midzy Virgini, Ascani i toncym Canope, a przedstawiajcej straszliwy widok.
O burty przybyych na pomoc statkw odbijay si spuszczone w popiechu odzie ratunkowe, ktrych
czepiali si rozbitkowie trzymajcy si ostatkiem si na powierzchni wody. Nieszcznicy zdawali si
pozdrawia uniesionymi bagalnie ramionami, wrd tratw przewalay si uwizane do nich ciaa
topielcw, ktrych szeroko otwarte usta zamary w przeraajcym krzyku.
- C, Bertrand - odpowiedzia. - Trzeba teraz nam si ratowa. Dokumenty s w sterowni.
Obejdziemy jeszcze statek, a potem wrcimy po papiery. - W spojrzeniu starszego oficera czai si lk.
- Moe to nie lk - pomyla Godde. - Kto wie, czy w oczach Bertranda, gdyby y, nie pozostaby na
zawsze wyraz przeraania, ktry zastyg w nich, gdy o burt Canope roztrzaskaa si szalupa pena
starych kobiet, dzieci i ich matek.
- To chyba niemoliwe! - wyszepta po raz drugi Godde.

Z trudem, pochyleni, rozstawiajc szeroko nogi i czepiajc si mebli, potrzaskanych, wyrwanych


i usuwajcych si spod rk, przebrnli przez ogromn jadalni na najwyszym pokadzie.
- Dojdziemy do luku maszynowego, Bertrand.
Czarn czelu maszynowni owietlaa lampa sztormowa, ktrej pomie odbija si w chlupoccej
w dole, mrocznej wodzie.
- Mam zej na d, kapitanie? - spyta starszy oficer. - Ale tam ju nikogo nie ma. Wszyscy opucili
statek.
Nie ma nikogo! Oczywicie, e nie ma. Pomimo trzeszczenia stalowych blach kaduba, napieranych
przez fale oceanu i rozdzieranych cikimi czciami obsuwajcych si maszyn, usyszeliby jednak
najsabszy gos ludzkiej istoty.
- Gdyby nie noc - powiedzia Godde, otwierajc drzwi jednej z kabin - nie opucibym jeszcze statku. Unisszy czapk przykrywajc twarz lecego na koi ciaa, rozpozna drugiego oficera Rouveyrea,
ktry si zabi spadszy na wietlik maszynowni. Czu, e stojcy za nim Bertrand dry. - Nie - pomyla
- on dry nie ze strachu.
- Chod pan, zabierzemy papiery i postaramy si dopyn do Virginii lub Ascanii.
Kapitan ze swym zastpc, postpujc jeden za drugim, szli po grnym pokadzie przeciskajc si
wzdu pomieszcze o krok od szalejcego obok oceanu. Masa wody pokrya ich nagle, porwaa
i uniosa. Kapitan nie pamita, co si z nim potem dziao; jakim nadludzkim wysikiem woli bronic
si przed mierci, pywy, zataczajcy si, z ramieniem poranionym stalow lin, ktra wyszarpna
go z wody, znalaz si midzy dwoma podtrzymujcymi go ludmi na rufowym pokadzie Virginii;
wzrok jego wbija si uporczywie w pospny wrak Canope, odcinajcy si nieco janiej od fal, lecz
ciemniejszy od szarej powiaty zalegajcej nad oceanem.
Nagle rufa znika w gwatownym wirze, ktry z szybkoci pomienia przesuwa si ku dziobowi
statku. Okrt przybra raptownie pooenie pionowe i zaton ruf. - Zaledwie trzy miesice temu! pomyla Joseph Godde. A teraz oto, w ciszy i spokoju siedzi przed nim ten starzec za stosem
zabazgranych papierw. Za stosem, w ktrym utony wszystkie owe koszmarne bagania,
przeklestwa i krzyki przedmiertnego przeraenia.

- Gdybym wiedzia - cign dalej kapitan Cernay - e pan jest synem Andr Goddea, bybym pana
odszuka. To sprawa nader bolesna. Dyrektor Senanque i inspektor Latouche rozpoczli dochodzenie,
ale potrzebny by jeszcze kapitan eglugi wielkiej, ktry sam dowodzi statkami. Wtedy zwrcono si
do mnie.
Stary marynarz mwi powoli spokojnym, beznamitnym gosem, z rzadka dorzucajc oszczdne
gesty i utkwiwszy jasny wzrok w twarzy Goddea.
- Najpierw mielimy tylko wiadomoci z gazet, z ktrych wycinaem notatki; s wszystkie w tej teczce.
Potem dostarczono nam paski raport, a nastpnie raport Voxa. Rozesalimy wezwania. Przyszli
wszyscy uratowani marynarze z zaogi Canope, wszyscy siedzieli tu przede mn, przed panem czy
przed inspektorem Latouche albo przed wszystkimi trzema naraz.
- Prosz mi wybaczy - przerwa nagle Godde. - Ale dlaczego wezwali mnie panowie dopiero po
trzech miesicach? Sdziem, e w takich przypadkach zwyczaj nakazuje przesucha najpierw
kapitana statku.

- Susznie, tote chciaem wezwa pana natychmiast. Ale Senanque i Latouche byli odmiennego
zdania. Zostaem przegosowany. Teraz myl, e mieli racj. Uznali, e z poytkiem dla sprawy
przesuchamy pana, kapitanie, wtedy gdy bdziemy ju znali ca histori od strony prawdziwej
i nieprawdziwej. Istotnie, dziki takiemu trybowi postpowania mamy teraz do wyrany obraz tego,
co si wydarzyo. Wszyscy marynarze z Canope musieli odpowiada na pytania ustne i pisemne,
a poza tym musieli zoy nam raporty. Co mamy pisa? - pytali niektrzy. Odpowied wwczas
brzmiaa: Co chcecie. Cocie robili na statku, cocie tam widzieli i syszeli, cocie sobie myleli, jak
was uratowano... Widzi pan te wypchane teczki?
- Widziaem je kapitanie.
- Z czasem pczniay coraz bardziej. Po Voxie byli tu oficerowie i marynarze z Virginii. Pisalimy take
do kapitana Ascanii, ktry wyowi dwustu siedemdziesiciu siedmiu rozbitkw... To nie wszystko cign dalej stary marynarz, ktremu troch brakowao oddechu - konsul francuski w Neapolu
odszuka pasaerw Canope wyokrtowanych w tym porcie. Ci, ktrych odszukano i ktrzy mieli co
do powiedzenia w tej sprawie, lub przynajmniej tak uwaali, zoyli zeznania na pimie.
Wygrzebalimy wszystkie dokumenty, ktre uwaalimy za przydatne. Przewertowalimy archiwa,
zasigalimy opinii osb zupenie nie zainteresowanych w tej sprawie... Jednak, Godde - doda nieco
ciszej - chc panu przede wszystkim powiedzie, e od trzech miesicy prawie kadego dnia myl
o panu, siedzc przy tym biurku...
Zdziwienie odbio si na twarzy Goddea tak wyranie, e Cernay musia potwierdzi.
- Tak, o panu. Czytajc raporty, zeznania, listy, przesuchujc ludzi, mylaem cigle o kapitanie
Canope. Sam bdc kapitanem eglugi wielkiej, mylaem o drugim kapitanie, znanym mi tylko
z nazwiska mego starego przyjaciela, o tym czowieku, ktry znajdowa si na mostku Canope.
Wszystko, co czytaem, byo tak straszliwie sugestywne, e przy moich czterdziestu latach suby na
morzu stawiaem si w paskiej sytuacji i dzieliem cierpienia, ktre musia pan znosi. Teraz widz
pask twarz, twarz syna Andr Goddea. Dlatego wanie pozwoliem sobie zapyta pana, czy matka
pozwolia panu pywa.
Godde, ktrego wzruszenie cisno za gardo, niezdolny odpowiedzie, pochyli tylko gow.
- Senanque jest dzisiaj zajty - podj nieco ywiej kapitan Cernay po do dugim milczeniu. Przyjmie pana w tych dniach. Za Latouche przyjdzie po poudniu okoo pitej. To si dobrze skada;
najpierw pogadamy sobie jako marynarze. Obaj ci panowie s wprawdzie fachowcami, ale Senanque
nie peni nigdy suby na mostku, za Latouche, inynier i matematyk, nie pywa, to znaczy nie
pywa w penym tego sowa znaczeniu, oprcz krtkiego okresu w marynarce wojennej.

II
- A teraz - cign stary marynarz, woywszy okulary w zotej oprawie, ktrych odblask nadawa jego
twarzy wyraz troch surowy - wracajmy do sprawy. Najpierw kilka sw o paskiej karierze. Nie jest
to nawet formalno. Wykaz paskiego pywania znajduje si z pewnoci w aktach. Ale od chwili
kiedy tu jestem, przyjem zasad, aby na moje pytania odpowiadali bezporednio sami
zainteresowani. W ten sposb odkrywa si niekiedy do ciekawe szczegy. Nie wiedziaem na
przykad, e jest pan synem Andr Goddea i e poszed pan do marynarki handlowej wiedziony
podziwem dla swego ojca. A wic najpierw zaokrtowa pan na Virginie, jako praktykant. A potem?
- Wstpiem do szkoy morskiej w Ste.

- Paski ojciec koczy tak sam szko w Marsylii.


- Po mierci ojca matka osiedlia si z powrotem w Ste.
- Jeszcze jedno niedyskretne pytanie, Godde. Czy matka pana yje jeszcze?
- Nie, straciem j take, ale niedawno.
- O! Bardzo mi przykro...
- ...Po dwch latach szkoy dostaem dyplom oficerski, nadal pozostajc uczniem43. Potem
odbywaem praktyk na statkach - doda Godde. - W nastpnym roku pywaem jako praktykantasystent na penomorskim holowniku stacjonowanym w Brecie. Przez sze miesicy pywaem na
aglowcu Borde.
- Pywa pan dookoa Hornu?44
- Dwukrotnie. Po praktyce dostaem dyplom. Pywaem jako oficer na rnych statkach towarowych,
odbywajc podre niemal dookoa wiata. W kocu 1893 r. otrzymaem dyplom kapitana eglugi
wielkiej.
- Czy zacz pan wwczas zaraz pywa na statkach towarzystwa Intercontinentale?
- Tak, zaokrtowaem na liniowiec Santa Anna.
- Statki Intercontinentale pywaj przecie tylko na linii do Nowego Jorku. Czyli e pywa pan na tej
linii ju dwadziecia jeden lat. Pikna praktyka. I panu wanie musiaa si przydarzy ta historia z
Canope!
- Niestety - odpowiedzia ywo Godde, niemile dotknity obrotem, jaki przybraa rozmowa. - Wszyscy
oficerowie Intercontinentale, ktrzy doszli jako kapitanowie do dowdztwa statku, maj mniej
wicej takie samo dowiadczenie. Sdz, e taka historia moga...
Stary kapitan przerwa mu gestem.
- le mnie pan rozumie, Godde. Miaem na myli tylko pecha. Idmy dalej. A wic pywa pan najpierw
jako trzeci, potem jako drugi oficer. W ktrym roku otrzyma pan nominacj na pierwszego oficera?
- W tysic dziewiset trzecim.
- Nie mia pan nigdy jakich wypadkw?
- Nigdy, kapitanie.
- Nie o to zreszt chodzi. Wiemy, e mia pan zawsze bardzo dobr opini, nawet u kapitana
Derieugo.
- Dobr opini u Derieugo! - Godde wyda lekki okrzyk zdziwienia.
- Tak. Inaczej nie wybraby pana na swego zastpc na Canope.

43

W czasie kiedy toczy si akcja powieci, szkolenie oficerw francuskiej marynarki handlowej byo wzorowane
na marynarce wojennej. Po dwch latach nauki teoretycznej uczniowie szkoy morskiej dostawali dyplomy
oficerskie, pozostajc w szkole na trzeci rok praktyki morskiej jako oficerowie-uczniowie (officiers-lves, w
argonie szkolnym zoe). (Przyp. tum.)
44
Przejcie dookoa przyldka Horn na aglowcu dawao podwczas wiksze szanse kandydatom do dyplomu
kapitana eglugi wielkiej. (Przyp. aut.)

- Wybra? Opowiada mi pan takie rzeczy, kapitanie.


- Nie wiedzia pan o tym?
- Nie. To bardzo dziwne! Ale, prosz wybaczy, skd pan o tym wie?
- Od samego Maurina, inspektora paskiego towarzystwa. Potrzebowali pierwszego oficera na
Canope zakupiony wanie przez Intercontinentale. Statek sta w Londynie, a jego dowdztwo
powierzono kapitanowi Derieumu. Na pierwszego oficera zaproponowano mu trzech kandydatw, on
za wybra pana.
- Sdz, e raczej zgodzi si na mnie... Nie mwiem panu, e wanie Derieu dowodzi statkiem
Santa Anna, na ktrym razem z Voxem zaczynalimy karier oficersk w subie towarzystwa
Intercontinentale. Ale od tamtego czasu nigdy z nim nie pywaem. I wybra wanie mnie! powtrzy Godde z tym samym zdziwieniem w gosie. - Na Santa Anna nie ylimy ze sob najlepiej.
- Z Derieum nigdy nie byo wiadomo.
- Zna go pan, kapitanie?
- Tak. Powiem panu jeszcze o tym. Teraz idmy dalej. Po wyborze dokonanym przez kapitana
Derieugo dyrektor kaza pana wezwa, powiadomi pana o nominacji i wyjedzie do Londynu, przy
czym nie omieszka doda, e niebawem powierzy panu dowdztwo statku towarowego. Tak?
- Zgadza si, kapitanie. Widz, e jest pan doskonale poinformowany.
- Niech mi pan powie - cign stary marynarz przytaknwszy z umiechem - co wiedzia pan o statku
Canope w chwili, kiedy wyjeda pan wraz z zaog z Marsylii, aby go obsadzi?
Godde drgn lekko.
- Niewiele wicej ponad to co pan o nim powiedzia, kapitanie. Towarzystwo zakupio go, aby zastpi
stary statek Santa Anna, bdcy ju u kresu lat. Dowiedziaem si tego zreszt od Maurina po
przybyciu do Marsylii, kiedy wezwa mnie do dyrektora - pywaem Wtedy jako pierwszy oficer na
Stella Polaris.
- To wszystko, co powiedzia panu Maurin?
- Wszystko. Doda jeszcze co w rodzaju, e moe zabra dwa razy tyle emigrantw co Santa Anna i e
zyska si na rejsie czterdzieci osiem godzin. Zreszt - doda szybko Godde - nie mona si byo
spodziewa, aby Maurin powiedzia co innego prcz samych dobrych rzeczy.
- Dlaczego?
- To by jego statek. To znaczy on go wanie kupi - wyjani.
- Jeli wierzy niektrym przesuchanym przeze mnie wiadkom - cign dalej kapitan Cernay,
pomijajc uwag Goddea - zdaje si, e ju w tym okresie... To byo chyba w listopadzie, nieprawda?
- Caa zaoga, oficerowie i marynarze, prcz kapitana Derieugo, ktry doczy do nas osiem dni
pniej, wyjechaa do Londynu pierwszego listopada.
- Ot ju wtedy mwiono po cichu w Marsylii - sprecyzowa stary kapitan - e Canope to statek...
powiedzmy... niepewny.

- Moliwe - odrzek Godde, coraz bardziej zdziwiony obrotem, jaki przybieraa rozmowa. - Nie
wiedziaem o tym. Wyokrtowawszy ze Stella Polaris miaem zaledwie czas zabra przed dalsz drog
troch bielizny. Ale zdaje si, e na Canope te niewiele o tym wiedziano przed naszym wyjazdem,
inaczej ten biedny Rouveyre byby mi o tym wspomnia. Nastawia skrztnie ucha na wszelkie krce
pogoski... Nie znaczy to, abym go obmawia. Wszyscymy go lubili... Zaokrtowalimy w Marsylii podj szybko dalej - na angielski liniowiec Empress, pyncy do Londynu; wanie drugi oficer tego
statku powiedzia mi pierwszy o Canope. A raczej by jedynym, ktry o tym w ogle mwi. Potem
sam miaem do do czynienia z tym statkiem i wiem o nim wicej ni ktokolwiek inny.
Godde umilk, ale nim kapitan Cernay zdy zabra gos, doda:
- Panie kapitanie! Chciabym wiedzie, dlaczego zadaje mi pan te wszystkie pytania na temat Canope?
Sdziem, e...
Stary kapitan przerwa mu.
- Na pytania, ktre panu zadaj, musieli odpowiedzie wszyscy przez nas wzywani. Prosz m:
opowiedzie, co panu mwi w oficer z Empress.
- Mwi to, co potem po katastrofie pisaa prasa. e towarzystwo Pacific, dla ktrego zbudowano
Canope, odesao statek do stoczni po szeciu miesicach pywania. Pniej, po kilku dalszych
miesicach eksploatacji, towarzystwo sprzedao statek pewnemu armatorowi niemieckiemu, ktry
woy we ogromne sumy, zanim zdoa si go pozby na... nieszczcie pewnego towarzystwa
poudniowoamerykaskiego. Spotyka potem wiele razy wzmianki w gazetach, e Canope mia
kopoty na morzu. By pewien, e statek albo ju poszed na dno, albo na zom.
- I nie powiedzia panu naprawd nic konkretnego?
- Nie, nic! - odpar Godde po chwili namysu. - To znaczy nic, na czym sam nie potrafiem si pniej
pozna. Jeden z jego kolegw pywa kilka miesicy na Canope i potem poprosi o zmian uwaajc,
e statek jest trudny, skomplikowany, disconcerting. Uy wanie tego sowa. Zna pan angielski,
kapitanie?
Na przeczcy gest kapitana Godde przetumaczy: - Niepokojcy.
- To brzmiao niemal proroczo. A w jakim stanie zasta pan Canope po przybyciu do Londynu?
Czytaem w jednym z woskich dziennikw, jest tu gdzie - doda stary kapitan, wskazujc gestem stos
papierw - zbyteczne zreszt go szuka, e Canope gnije w jakim basenie portowym.
- Zupene bzdury - zaprotestowa Godde. - Co za brednie wypisuj te gazety! Nigdy tego nie czytaem.
Nie byo protestu ze strony Inter?
- Mam tu take i protesty. A jak byo faktycznie?
- Canope by dokowany przed naszym wyjciem z Londynu. Nigdy nie mielimy kopotw z jego
kadubem. By w dobrym stanie i cakowicie szczelny.
- Oczywicie dziennikarz, ktry uy sowa gnije, nie zastanowi si nad nim. Och, ta prasa!
Powierzchowna, niedokadna, pena bdnych informacji. Pewnie chcia powiedzie: opuszczony,
zaniedbany.
- Na statku bya ekipa konserwacyjna, ktra zreszt natychmiast spakowaa manatki, zostawiajc nas
w nie lada kopotach.
- Dlaczego?

- Dlaczego? - powtrzy Godde. - Kolega oficera z Empress nie kama. Statek by trudny
i skomplikowany. Prosz sobie, kapitanie, wyobrazi statek, gdzie niczego nie pomylano ani nie
urzdzono jak na innym statku. Gdzie kada instalacja jest zagadk. Winda kotwiczna, windy
pokadowe, kabestany, bomy adunkowe, urawiki odziowe.
Godde umilk na chwil, po czym mwi dalej:
- Na przykad ta d, ktrej nie udao si odhaczy i ktra si roztrzaskaa. Trudno wini za to kogo,
kto moe nie by winien, ale... Mimo to nauczyem moich ludzi obchodzi si z tymi urzdzeniami!
Przerwa na chwil, zanim znw podj:
- Ostatecznie, przybywszy na statek po raz pierwszy, przez wiele dni pracowaem niemal po omacku.
Nie wspomniaem panu o obiegach: wody sodkiej, wody morskiej, pary; prawdziwa amigwka, od
ktrej mona byo oszale! Moe pan to sobie wyobrazi - jako pierwszy oficer. A maszyny! Drugiego
wieczora, po bardzo mczcym dniu, bdziem po statku w stanie zupenego zniechcenia.
Wdrowaem w nieznane gszczem korytarzy. Istny labirynt. Nie wiedziaem ju, gdzie si znajduj.
Nagle przez otwarte drzwi jednej z kabin dojrzaem w promieniu latarki elektrycznej jakiego
mczyzn w granatowym kombinezonie, siedzcego z okciami opartymi o biurko. Czowiek ten
odwrci si, obrzucajc mnie pytajcym spojrzeniem, jakby pragnc dowiedzie si, kim jestem. By
to starszy mechanik.
- Charrel! Co pan tu robi w samotnoci?
- A, to pan, Godde. Co robi? Chce mi si paka, ale nie mog; jestem ju za stary... albo jeszcze nie
do stary. Maszyny, te maszyny! Nie mam pojcia, jak si do nich zabra. Niczego podobnego nie
widziaem. Chyba jaki szaleniec je wymyli. Tacy bywaj, wie pan. Aby pokaza, e s mdrzejsi od
innych. Trwa to ju tak dugo. I jeszcze nie zdoaem ich rozgry. Coraz to nachodz mnie moi ludzie,
jeden po drugim: Szefie, jak to. Szefie, jak tamto. Szefie, nic nie rozumiem. Ja take nie rozumiem, ja,
ktry mam za sob czterdzieci lat pracy zawodowej. Mona oszale.
- Oto, kapitanie, czym by Canope, kiedy objlimy go w Londynie, Charrel jako starszy mechanik, ja
jako pierwszy oficer. Ale ten co napisa, e statek gnije, by wierutnym garzem.
- Nie, Godde. Nie by garzem. Ja to panu mwi. Co pisz gazety, nie ma znaczenia. Ale s
dokumenty. Nasz rzecz jest zbada spraw. Zreszt to, co pan przed chwil powiedzia, zgadza si
dokadnie z zeznaniem Olliviera, drugiego mechanika.
- Do tego wszystkiego - cign Godde jakby nie syszc - jeszcze ten Derieu na gowie.
- Zdaje si, e by nieznony.
- Zna go pan naprawd tak dobrze, aby mc okreli go w ten sposb?
- Pywaem z nim. Rozpoczyna wtedy karier jako mody oficer. Ja byem pierwszym oficerem. Jako
oficer by to chopak nieprzecitny, ale jako czowiek... niemoliwy - doda Cernay po chwili wahania ostry, oziby, pogardliwy.
- Wcielenie pychy. Zawsze mwiem to Voxowi na Santa Anna. I nadal tak uwaam.
- Wyglda jak chudy kot - cign dalej siary marynarz - rudy, o skonych oczach. Z nikim nie
pokazywa si na pokadzie, z nikim nawet nie rozmawia, stale tkwi zamknity w swojej kabinie. By
tak przykry dla zaogi, e -dwch marynarzy chciao go pobi. Zapowiedzieli: skujemy mu mord.
Wiedziaem o tym. Daem Derieumu do zrozumienia, e lepiej aby sam odszed, tymczasem za

mitygowaem ludzi. Nigdy mi tego nie darowa, a kiedy mnie spotyka, udawa, e nie poznaje. Karier
zrobi szybko. Nie zmieni sposobu bycia, odzywa si zawsze w ten sam odpychajcy sposb. Ale jako
marynarz - znakomity, mona schyli przed nim czoo.
Mimo niechci Godde umiechn si na wspomnienie dugiej trjktnej twarzy o zielonych oczach,
widocznej w szczelinie drzwi, za ktr na Santa Anna kapitan Derieu struga modele aglowcw
i przez ktr ledzi, co si dzieje na mostku. Machn rk.
Mgbym co o tym powiedzie - pomyla - ale Derieu nie yje.
- By nieznony - powtrzy stary marynarz, pochylajc si do przodu i splatajc donie na biurku. Tote nie zdziwio mnie zbytnio to, co napisa o nim drugi mechanik. Co to za czowiek, ten Ollivier?
Byem zajty, kiedy zeznawa. Nie przesuchiwaem go osobicie.

Kapitan Cernay przerwa, poprawi okulary w zotej oprawie, przerzuci kilka lecych przed nim
teczek i z jednej z nich wydoby plik arkuszy.
- Oto jest - powiedzia przerzucajc papiery i podsuwajc je pod wiato stojcej na biurku lampy,
ktr zapali naciniciem guzika. - Oto kwestionariusz wypeniony przez Olliviera i jego raport.
Zapewniam pana, e sobie uly, jeli mona tak powiedzie. Innych trzeba byo cierpliwie namawia
do mwienia. Natomiast Senanque mwi, e trzeba byo duej cierpliwoci, aby wysucha Olliviera
do koca. Pitnacie stron! Ollivier nie ograniczy si do odpowiedzi na pytania. Bynajmniej. Jak
zacz gada, to opowiedzia z detalami wszystko od pocztku, od Londynu do miejsca na Atlantyku,
gdzie zaton Canope. A kiedy skoczy, opisa wszystko, co widzia, co sysza, o czym wiedzia
i nawet co przypuszcza. Oskara wszystkich. Co to za czowiek? - powtrzy stary kapitan, podnoszc
wzrok.
- Znam go bardzo mao - odpowiedzia Godde, blednc na kocowe sowa Cernaya. - Pywalimy ze
sob po raz pierwszy, a zanim objem dowdztwo, spotykaem go tylko w mesie. Zaliczaem go,
powiedzmy, do ludzi wiecznie niezadowolonych.
- Jego, jak i pana, wyowia Virginia?
- Tak, ale obaj bylimy w tak opakanym stanie - on jeszcze bardziej ni ja - e zobaczylimy si
dopiero przy wyokrtowaniu w Neapolu. Kiedy by mi potrzebny przy pisaniu mego raportu
o wypadku morskim - wie pan, e musiaem go sporzdzi bez dokumentw - posyaem do niego
mego trzeciego oficera Dufora.
- Wszystko, co owiadczy Ollivier, jest wane. W kadym razie bdzie miao due znaczenie dla
sprawy. Jest on jedynym pozostaym przy yciu oficerem-mechanikiem. W raporcie wspomina
najpierw o pewnych incydentach, ktre wydarzyy si w Londynie.
- Incydenty w Londynie! - krzykn Godde - nigdy o nich nie syszaem. Co on przez to rozumie?
- Incydenty wywoane zachowaniem si Derieugo.
- Zachowaniem Derieugo?
- Chwileczk, Godde. Prosz pozwoli mi skoczy. Bdzie pan te mg przedstawi swj punkt
widzenia... Potem pisze o awariach maszyn, jakie zdarzyy si po wyjciu z Londynu i o scysji midzy
Derieum i Charrelem. A take o koysaniu, ktrego doznalicie i ktre okrela jako zwariowane.
Czemu nie? - doda ironicznie stary marynarz. - Derieu nazwa je szataskim.

- Wie pan take, kapitanie, co zaszo midzy kapitanem Derieum a inspektorem Maurinem po naszym
przybyciu do Marsylii?
- Oczywicie! I to nie wszystko. O reszcie pomwimy pniej.
- W Londynie nie byo adnych incydentw, kapitanie.
- Jeszcze chwileczk, Godde - przerwa krtko Cernay, odwracajc na chwil lecy przed nim raport
Olliviera i zdejmujc okulary- - Powiedziaem panu, e pytania stawiane panu na temat stanu Canope
stawiaem rwnie wszystkim, ktrzy byli wraz z panem w Londynie. Przesuchiwaem take,
przesuchiwalimy take - poprawi - marynarzy i mechanikw na temat wszystkich okolicznoci
wymienionych w raporcie Olliviera. Wie pan jacy oni s. Zawsze boj si za wiele powiedzie. To
sprawy oficerw. Nie mieszamy si do tego. Za nam, tak jak i panu, brakowao dokumentw, ktre
zatony wraz z Canope. Nie majc dziennika okrtowego musielimy zapozna si ze sprawozdaniem
z podry Londyn - Marsylia, ktre Derieu zoy po przybyciu, oraz z raportem Charrela zoonym
armatorowi. Jak pan widzi, bylimy bardzo przezorni. Zeznanie Olliviera stanowi - jakby powiedzie? stanowi ludzk stron tej caej sprawy, bardzo osobist i zarazem bardzo namitn. Raporty oficjalne
s zawsze mniej lub wicej uporzdkowane...
- Zapewniam pana, kapitanie, e mj nie jest takim bynajmniej.
- Nie wtpi. Ale pan obj dowdztwo dopiero w Neapolu. Do tego czasu by pan tylko zastpc
kapitana Canope. Paski raport o wypadku morskim, ktry zaraz razem przejrzymy, nie wnosi niczego
do sprawy, jeli chodzi o to, co si zdarzyo przed wyjciem z Neapolu.
Podczas gdy stary marynarz mwi wolno, jakby wasne sowa sprawiay mu pewn satysfakcj, twarz
Goddea, a zwaszcza jego wzrok, wyraay mieszane uczucia: ywe pragnienie poznania prawdy
i rodzaj zadowolenia poczonego z niepokojem.
- Przywizujecie panowie due znaczenie do tego, co zdarzyo si przed wyjciem z Neapolu,
nieprawda? - nie mg oprze si pytaniu.
Cernay zawaha si, potrzsn gow i wyd wargi z pewnym grymasem.
- Tak - odpowiedzia. - W pewnym sensie. A szczeglnie Latouche. Ale powrcimy do tego pniej.
Mwiem panu, e o tym co dotyczy Londynu i przejcia Londyn - Marsylia mielimy tylko zeznanie,
bardzo subiektywne, Olliviera - inne s mniej wane - oraz raporty oficjalne. Dlatego paskie
wiadectwo o tym wszystkim ma pierwszorzdne znaczenie. Prosz mi zatem opowiedzie o
Londynie.
- Nie mam przecie nic do powiedzenia o Londynie, panie kapitanie. Powtarzam, w Londynie nie byo
incydentw. W kadym razie to zbyt mocne sowo. I nie widz, w jaki sposb Ollivier mg powiza
owe rzekome incydenty londyskie z katastrof Canope.
- Ollivier zezna i napisa, e Derieu okaza si nieprzystpny, co mnie nie dziwi; e nigdy nie
komunikowa szefom dziaw wydanych lub odwoanych zarzdze, otrzymanych od armatora; e
wskutek tego czsto wykonywano pospiesznie prace, z ktrymi nie potrzeba byo si tak spieszy. To
mogo pniej mie nastpstwa na morzu.
- To naprawd niesychane! - krzykn Godde. - Czyby Ollivier zezna lub napisa co podobnego?
- Nie. Dodaem to od siebie. Ollivier mwi tylko o incydentach.

- Wszyscy, co pywali z kapitanem Derieum, znali takie incydenty. Ja te, przed dwudziestu laty na
statku Santa Anna... On nas zamcza. Prosz wybaczy, kapitanie. Utrudnia nam prac. Ale prosz
nie zapomina, e on wszystko widzia, na wszystko zwraca uwag. Nic nie uszo jego bacznoci.
Ludzi zamcza. Morze i statek byy u niego zawsze na pierwszym miejscu przed ludmi. Ale...
Godde przerwa, po czym po chwili wahania rzek:
- Opowiem panu co, moim zdaniem bardzo charakterystycznego, co wydarzyo si w Londynie.
Pozwoli pan, kapitanie?
- Jest pan tu po to, aby mwi, Godde.

- Ta rzecz - cign dalej eks-kapitan Canope - ma pewien zwizek z koysaniem w Zatoce Biskajskiej,
o ktrym pan wspomnia. Mielimy wyj z Londynu sidmego stycznia. Derieu przysa mi notatk
z poleceniem, aby wszystko byo gotowe, drug tak notatk posa Charrelowi. Taki mia zwyczaj.
Jako pierwszy oficer byem troch zaniepokojony. Moim zdaniem statek nie by dostatecznie
zaadowany; nie wystarczao owe kilkaset ton wgla, jakie Derieu uzyska po usilnych staraniach
i protestach od naszego agenta Despiau (wystarczyo widzie, jak wyglda powrciwszy tego
wieczora z ldu). Dla statku wielkoci Canope, z jego wysokimi nadbudwkami, wgiel ten stanowi
tyle co nic. Trzeba byo wytrymowa wodne zbiorniki balastowe i uytkowe i tak uregulowa
konsumpcj wody, aby... Zreszt rozumie mnie pan, kapitanie. Czuem, e na Canope nie potrafi
tego zrobi. A przynajmniej jeszcze nie... Pniej, w Marsylii, zrobilimy z Charrelem dobr robot.
Powiedziaem o tym Charrelowi, a ten rzek:
- Id pan sam pogada o tym z Despiau.
- Z Despiau? Ja? Gdyby Derieu dowiedzia si o tym kiedykolwiek, adna byaby historia. - Ale potem
pomylaem: - Ostatecznie, czemu nie? - Ubraem si i poszedem.
- Czego pan sobie yczy? - zapyta Despiau.
- Balastu eliwnego dla Canope. Bloki sztaby, prty, szyny, pyty, lokomotywy. Wszystko jedno!
W przeciwnym razie...
- W przeciwnym razie co?
Poniewa zaskoczony nie odpowiadaem, Despiau poda mi lecy na stole list, ktrego nie
zauwayem.
- W przeciwnym razie poda si pan do dymisji, jak Derieu?
- Derieu poda si do dymisji?
- Grozi mi tym na pimie. Czytaj pan.
- Dlaczego grozi dymisj?
- Poniewa jak pan da balastu i jeli nie dostarcz mu go w dwa dni, wwczas niech inny
kapitan... czytaj pan, czytaj... doprowadzi statek do Marsylii.
- Co zamierza pan uczyni?
- Dostarczy balast. Akurat go mam, o czym mu nie powiedziaem. A list odnios mu z powrotem.

- Oto, kapitanie, incydenty typowe dla Derieugo. Mwi pan o konsekwencjach na morzu.
Nastpstwem tego wanie incydentu - dokoczy Godde - byo niewtpliwie to, e statek nie pooy
si na burcie w Zatoce Biskajskiej.
- Tym bardziej interesujce... - zacz Cernay.
- Co z pewnoci byoby lepiej mrukn Godde.
- Tym bardziej interesujce - powtrzy Cernay - e pniej w Marsylii Derieu... Ale jeszczemy do
tego nie doszli. Nie zajmujmy si incydentami. Przejdmy do awarii. Wyszlicie zatem z Londynu, jak
przewidziano, sidmego stycznia.
- Z eliwem w adowniach i kapitanem Derieum na mostku.
- Czytam w zeznaniu Olliviera - podj kapitan Cernay, woywszy z powrotem okulary i podsunwszy
pod wiato lampy pobrudzone przez mechanika arkusze - e zaraz po oddaniu pilota, musielicie
stopowa.
- Ciekaw bybym przeczyta to zeznanie.
- To niemoliwe. Nie mog panu go pokaza.
- Stopowa - to takie sobie powiedzonko. Ale jeli Ollivier zezna, e zastopowano z powodu awarii, to
mog pana zapewni, e to nieprawda.
- Prosz nie zapomina, Godde, e znamy raport Charrela. Dzi pragn pozna paski punkt widzenia
w tych sprawach.
- Koczyem wanie doprowadza do porzdku pokad, a Canope, zastopowawszy dla oddania pilota,
nie podj biegu. Potem udaem si do mesy, aby zje szybko posiek. Kiedy wszedem na mostek,
statek szed ju dalej. Sta wic wszystkiego jakie trzy kwadranse. Charrel powiedzia mi wieczorem,
e chodzio o regulacj czego tam.
- A Derieu?
- By ju wtedy niemoliwy. Trudno byo do niego podej. - Trzs si z wciekoci. Nie wszystko szo
tak, jakby chcia, i tego nie mg znie. Ale c mg powiedzie?
- A jednak nastpnego dnia co tam powiedzia. Nieprawda? Nastpnego dnia midzy nim a
Charrelem zaszo co, co Ollivier nazywa scysj. I o tym - podkreli stary kapitan - wiemy tylko od
Olliviera.
- Od Olliviera, ktry przy tym nie by. Zreszt jak i ja - doda Godde po chwili.
Chwila ta wystarczya, aby ujrza twarz kapitana Derieugo wykrzywion nagym skurczem w jaki
okropny grymas, paajcy wzrok Charrela utkwiony w jego wasnych oczach w chwili, kiedy starszy
mechanik gotowa si do wyskoczenia za burt, wzniesione ramiona Bertranda porwanego przez fal,
t sam, ktra i jego samego porwaa, wreszcie sztywne ciao Rouveyrea, lece jak koda drewna na
koi radiooficera.
- Czterej ludzie, ktrzy znajdowali si wwczas na mostku, zginli - cign dalej Godde, nie dajc
doj do sowa Cernayowi. - Miaem wacht o wicie. Pierwszy odebraem telefon od Charrela. Byy
w ogle dwa telefony od niego. Charrel meldowa, e bdzie musia na jakie p godziny zatrzyma
maszyny. Poleciem zawiadomi kapitana, ktry zjawi si niemal natychmiast i z chmurn twarz
zacz chodzi nerwowo po mostku z burty na burt. Po kilku minutach przyszed Bertrand, potem

Rouveyre. Wpisaem moj wacht do dziennika, wydaem polecenia bosmanowi i poszedem si


pooy. Canope podj tymczasem bieg. Spaem p godziny, moe trzy kwadranse, kiedy obudzio
mnie ustanie ruchu maszyn. Statek by znw zastopowany. Wstaem i wyszedem na pokad.
U podna trapu spotkaem Charrela, ktry schodzi z mostku. Syszaem jakie krzyki, twarz
starszego mechanika bya wzburzona. Przeszed nie patrzc na mnie. Wszedszy na gr zobaczyem
plecy kapitana Derieugo wchodzcego do sterowni. Bertrand i Rouveyre milczc trzymali si w kcie
po prawej burcie. Nikt nic nie mwi. Sytuacja bya niesamowita, pki Charrel nie zatelefonowa, e
moe znw da obroty.
- A pniej? Czy dowiedzia si pan, co zaszo midzy Derieum a Charrelem?
- Dowiedziaem si od Rouveyrea. Derieu zachowa si ohydnie.
- Dlaczego zgodzi si pan na wyjcie statku? - zapyta wtedy Charrela.
- Poniewa dostaem taki rozkaz - odpowiedzia ten ostatni.
- Rozkaz! - warkn Derieu. - Nie sucha si rozkazu, ktrego wykonanie naraa statek na
niebezpieczestwo.
- Dokadnie to samo powiedzia nam Ollivier - zauway Cernay.
- Wybaczy pan, kapitanie - powiedzia Godde, ktrego gos zdradza zniecierpliwienie. - Wydaje mi
si, e Ollivier sam sobie przeczy. Sposb, w jaki przedstawi te rzekome incydenty w Londynie,
nasuwa przypuszczenie, e mogy one mie nastpstwa na morzu.
- Skoczylimy z t spraw!
- A teraz - cign Godde - cytuj sowa kapitana Derieugo: Nie sucha si rozkazu, ktrego
wykonanie naraa statek na niebezpieczestwo. A co waciwie - doda nie zwaajc na gesty
starego kapitana - owe londyskie incydenty, jak je nazywa Ollivier, owa scysja midzy Derieum a
Charrelem, maj wsplnego z zatoniciem Canope? Powoli pan, kapitanie, e powtrz: gadanina
i plotki. Rozumiem, e moemy mwi o tej awarii, ktra zreszt si nie powtrzya - raport Charrela
chyba wyjania t spraw - czy o tym koysaniu. To s informacje o statku Canope. Ale reszta?
- Powiedziaem panu przed chwil, e przywizujemy znaczenie do wszystkiego, co poprzedzio
wyjcie z Neapolu. A Latouche przywizuje wag nawet do tego, co pan nazywa gadanin i plotkami.
Nie mona niczego zaniedba - powiedzia - jeli chce si wykry...
- Wykry co, kapitanie? - przerwa Godde bardzo szorstko.
- Przyczyny katastrofy.
- Czy pan Latouche nie czyta mego raportu o wypadku morskim? - zareplikowa Godde najeony jak
kogut przed walk.
- Kilka razy. Ale to inna sprawa. Sdz, e on ma racj... Tymczasem patrz z innego punktu widzenia.
Mwilimy ju o prasie. Nie powracam do tego. Ale mam tu take - cign stary marynarz, uderzajc
wierzchem doni w papiery - teczk pen listw. Listw dotyczcych wycznie rozbitkw. Caa ta
historia z Canope nabraa ogromnego rozgosu. Wypisano tu wszystko, co sobie opowiadano,
wszystko, co sobie urojono. S ludzie, ktrzy nie maj nic innego do roboty. Ale my, prowadzcy
dochodzenie, mamy sporzdzi orzeczenie. Chc, aby wszystko byo jasne, abymy mogli na wszystko
odpowiedzie i owiadczy: to jest prawda, a to jest nieprawda. A dalej - zakoczy kapitan
zaczerpnwszy gboko oddechu - wie pan, co si zawsze wysuwa w podobnych wypadkach, gdzie

w gr wchodz wielkie interesy: To si zatuszuje. Ot nie. Tego si nie zatuszuje. Teraz mwmy
o koysaniu. Owa awari, jedyna, jak pan mwi, wydarzya si koo Beachy Head i wtedy Canope
zacz gwatownie si koysa?

- Z tym koysaniem, kapitanie - rozpocz Godde, ktry zdoa si ju uspokoi - to historia troch
niesamowita, nieprawdopodobna.
- Wszystkie morskie historie s troch niesamowite - mrukn stary marynarz. - A ju cakiem
niesamowita jest historia z Canope, od chwili paskiego przybycia do Londynu, a do chwili, kiedy na
paskich oczach statek zaton. A jednak pan siedzi przede mn, ja za od trzech miesicy zapeniam
teczki zeznaniami. A wic to koysanie?
- Jak ju mwiem, gdy przybyem na mostek, Derieu wszed wanie do sterowni. Bertrand i
Rouveyre stali obok siebie w milczeniu. Canope zacz si koysa na burty... nieznacznie. To byo
do normalne. Panowaa pikna pogoda, jak czasem - do rzadko - bywa tam w styczniu; na szarym
niebie ukazyway si gdzieniegdzie plamy bkitu, wia wiatr zachodni, powietrze byo wilgotne, po
morzu sza lekka fala. Po zastopowaniu maszyn Canope ustawi si burt do fali, jednak niezupenie,
zapewne z powodu prdw. Bylimy wysoko wynurzeni z wody, wgiel i to troch elastwa
wydartego od Despiau nie daway dostatecznego balastu. Zrobiem potrzebne obliczenia i
sporzdziem plan sztauowania, ktry Derieu z pewnoci widzia. I dalej zostawi mi woln rk.
Wraz z Charrelem wytrymowalimy statek, jak si dao najlepiej, za pomoc zbiornikw wodnych
i balastu. Ale - jak ju panu mwiem - nie znalimy jeszcze dobrze Canope. Mielimy ju przechyy
osiem do dziesiciu stopni na obie burty, co - jak na t pogod - byo do duo. Sdziem, e kiedy
statek nabierze prdkoci, koysanie ustanie albo si zmniejszy... Nie... Jeszcze bardziej si zwikszyo,
kiedy pooylimy si z powrotem na kurs. Tymczasem mijane przez nas statki szy bez adnych
przechyw. Pewnie ju panu mwiono, e Derieu nie schodzi odtd z mostku ani na chwil. To si
prawie zgadza. Zaledwie dwa, trzy razy widziaem go drzemicego w pozycji plecej,
pprzycupnitej na kanapce w kabinie nawigacyjnej, w kompletnym ubraniu i obuwiu. Pierwszego
wieczora napsuem sobie troch krwi. Nie z powodu Canope, statkowi nic jeszcze nie grozio.
Z powodu kapitana Derieugo. Szczeglnie po jego scysji z Charrelem. Oczekiwaem, e z kolei wemie
si do mnie. Kiedy statek ma przechy lub nadmiernie si koysze, ma si o to zawsze pretensj
przede wszystkim do pierwszego oficera. Wie pan to dobrze, kapitanie. Ilekro byem na mostku,
kapitan mnie omija. Powiedzia pan, e kiedy Derieu mia dwadziecia pi czy sze lat wyglda jak
chudy kot. No tak! A teraz prosz go sobie wyobrazi w przededniu mierci. Ten sam chudy kot
postarzay o trzydzieci lat, trzydzieci lat wczgi po morzach, trzydzieci lat samotnoci, izolacji,
podejrze, trzydzieci lat czuwania na morzu w dzie i w nocy, a przy tym ani grama ciaa wicej przy
nie tak ju jdrnej skrze... C mg mi powiedzie, zarzuci? Nic. Co mg poradzi na te przechyy?
Te nic - w pierwszym dniu. Widzia, e przedsiwziem wszelkie rodki ostronoci. Widzia, e
krztam si wszdzie z moimi ludmi, e wszystko sprawdzam, wszystkiego dogldam - nastpnego
dnia kazaem poprzeciga liny ratownicze i wszystko umocowa. Nic zreszt nam nie trzaso, nie
mielimy najmniejszego uszkodzenia, nikt nie by ranny. Na statku przestano o tym wszystkim mwi.
Mona sobie wyobrazi, co by byo, gdyby chodzio o jaki inny statek towarzystwa, o statek znany!
Ale to bya krypa, ktr spawili ju trzej armatorzy, ktr dopiero co objlimy w Londynie i ktrej
wszyscy mielimy serdecznie do - zarwno pokadowi, jak i mechanicy - choby dlatego, e
musielimy si nakl jak diabli. Charrel wyrazi si o maszynach: Chyba jaki szaleniec je wymyli,
wielu mylao to samo o caym statku...

- Myli si pan, Godde - wtrci kapitan Cernay, ktrego wierzbi jzyk - twierdzc, e to nie miao
znaczenia.
- Powiedziaem, kapitanie, e nie miay znaczenia te, jak je nazywa Ollivier, incydenty londyskie, ta
scysja Derieugo z Charrelem oraz ta caa gadanina i plotki. Zreszt, podobnie jak awaria przy Beachy
Head, owo koysanie nigdy si potem nie powtrzyo.
- Ale dao ludziom temat do gadania.
- Nie rozumieli tego. To byo dla nich zanadto skomplikowane.
- Ale jednak niektrzy z nich zeszli z tego powodu ze statku w Marsylii. Dwch z nich napisao do
mnie, aby ich przesucha. Nie wzywaem ich. Czy to prawda - przyznaj, e wydaje mi si to
niewiarygodne - e mechanicy chcieli opuci statek w Zatoce Biskajskiej?
- Tak mwiono, ale dziwibym si, gdyby to byo prawd. Ostatecznie wygaduje si takie
niestworzone rzeczy. Ale w Zatoce Biskajskiej faktycznie byy chwile krytyczne. Mielimy przechyy do
dwudziestu stopni.
- Ollivier twierdzi, e do trzydziestu. A Derieu, zdaje si, mwi Maurinowi, e nawet trzydzieci trzy
stopnie. Ale w swym raporcie poda tylko, e statek mia silne, bardzo gwatowne przechyy.
- Kiedy przeywao si takie historie przy panujcej wwczas na statku atmosferze, ma si zawsze
skonno do przesady. Nawet sam Derieu. A szczeglnie Derieu w rozmowie z Maurinem. Nie
cierpieli si nawzajem, a Derieu ywi do Maurina gbok uraz. Zdarzay si na pewno silniejsze
przechyy; podniosa si ju bowiem do dua fala. Wwczas Derieu pooy si dziobem do fali,
spodziewajc si w ten sposb powstrzyma przechyy lub znacznie je zmniejszy. Ale przy
manewrowaniu byy jeszcze wiksze.
- A dziobem do fali?
- Koysalimy si nadal, w dodatku take i na dzib.
- Ale jak si to wreszcie skoczyo? Ollivier twierdzi, e koysanie ustao tak, jak przyszo. Bez
przyczyny.
- Ollivier nie jest marynarzem. Jeeli Canope zacz si koysa, bez wtpienia bya ku temu przyczyna.
Bya rwnie przyczyna, dla ktrej przesta si koysa. Jestem pewny, e konstruktor potrafiby j
znale: w liniach teoretycznych statku, w ksztacie i wysokoci kaduba, w niedostatecznych lub le
umieszczonych stpkach przechyowych, w rozmieszczeniu adunku i zbiornikw wodnych,
w zasobniach wglowych, w kierunku i sile wiatru i fali. Bo ja wiem, w czym jeszcze?
Godde zrobi do dug przerw. Potem podj z pewnym zniecierpliwieniem:
- To wszystko, panie kapitanie. Powiedziaem panu o Londynie, o awarii i o koysaniu. Moglibymy
teraz... Chyba e Ollivier jeszcze co wymyli?
- Ollivier zapisa jeszcze wiele stronic. Nie bd jednak trzyma si tego a do koca. Ale przed
paskim wyruszeniem z Neapolu zaszy jeszcze znamienne okolicznoci, ktre chciabym z panem
omwi... a mianowicie to co zdarzyo si w Marsylii pomidzy kapitanem Derieum a inspektorem
Maurinem oraz okolicznoci towarzyszce objciu przez pana dowdztwa. Pan nie wspomnia o tym
w swoim raporcie o wypadku morskim.
- Nie mogem, kapitanie.

- Aha! Wobec tego pomwimy na ten temat. Prosz mi opowiedzie, co zdarzyo si po przyjciu
Canope do Marsylii.
- Wybaczy pan, kapitanie, ale t histori zaliczam do gadaniny i plotek - odpowiedzia Godde,
z trudem panujc nad sob. Derieu i Maurin nie znosili si od lat, mwiem ju panu. A Derieu
przyby z Londynu rozjtrzony. Co powiedzia Maurinowi, to sowa na wiatr. Mam tu zeznawa
w bardzo powanej sprawie. Jestem kapitanem statku, ktry zaton...
Tracc panowanie nad sob wybuchn:
- Od trzech miesicy czekam na przesuchanie, a pan mi tu mwi o tej miesznej historii midzy
Derieum a Maurinem. To nie ma znaczenia. Znaczenie ma tylko jedna rzecz.
- Jaka Godde? - spyta Cernay nie tracc spokoju.
- To, e Canope nie nadawa si do przewozu emigrantw przez pnocny Atlantyk. Mwmy o tym.
Dobrze?
Stary kapitan odwrci wzrok, pooy przed sob raport Olliviera i uczyni rkoma ruch, jakby szuka
jakiego dokumentu midzy mnstwem teczek, po czym spojrza na Goddea.
- Na pewno bdziemy o tym mwili - rzek. - Ale nie zaraz. Ode mnie zaley, rozumie pan - doda
cigle tym samym spokojnym tonem - jak bd prowadzi to przesuchanie.
- Przepraszam, panie kapitanie. Nie moe pan sobie wyobrazi, ile si nacierpiaem przez te trzy
miesice czekania. To milczenie i zupena niewiadomo, co si tu robi... Atakowany przez pras
i przez opini publiczn. Kapitan utraconego statku... Cigle si pisze i mwi: kapitan, ktry zgubi
swj statek.
- Rozumiem pana, Godde, lepiej, ni ktokolwiek. Prosz tylko, by mia pan jeszcze troch cierpliwoci.
Trzeba zlikwidowa to wszystko, co dziao si przed paskim wyjciem z Neapolu. Gadanin, plotki
i tak dalej. Za kwadrans z tym skoczymy.
- Ale jestem pewien, e rwnie dobrze jak ja zna pan scen, ktra si rozegraa midzy kapitanem
Derieum a inspektorem Maurinem po przyjciu Canope do Marsylii. Przed chwil przytoczy pan
przecie sowa Derieugo o szataskich przechyach.
- Zanim pjdziemy dalej - cign Cernay nie odpowiadajc Goddeowi - chc panu powiedzie jeszcze
jedn rzecz, o ktrej pan by moe nie pomyla: o tym, jak przykro jest zadawa te wszystkie pytania
ludziom tu przychodzcym, tak jakbymy szukali zbrodniarza. A szczeglnie panu, Godde, dla ktrego
mam wiele sympatii. Wanie dlatego, e pan jest przedmiotem atakw. I to ze strony ludzi, ktrych
noga nigdy nie postaa na mostku prawdziwego statku.
- Dzikuj, panie kapitanie.
- Prosz teraz mwi.
- Gdy przyszlimy do Marsylii - zacz Godde uspokoiwszy si - znajdowalimy si akurat z Charrelem
na pokadzie u szczytu trapu, gdy wszed Maurin. My wanie przywitalimy go pierwsi. Nazbierao si
do niego sporo pretensji, ale nie dopuci nas do gosu. Rzuciwszy nam w przelocie, e musimy si
spieszy, bo daty wyjcia do Neapolu, a take z Neapolu do Nowego Jorku zostay ju ustalone, znik
na pokadzie odziowym, gdzie oczekiwa go Derieu. Poszlimy za nim, nie chcc pozwoli, aby ulotni
si zbywajc nas byle czym.

Derieu mia krew w oczach... Kopoty w Londynie, koysanie, na ktre nie mg nic poradzi, a nawet
przyczepi si do mnie. A tu nagle nawija si mu Maurin, inspektor Intercontinentale, czowiek,
ktrego nie znosi i ktry nawet z daleka utrudnia mu robot. Dodajmy, e Maurin nie naley do
dyplomatw; przynajmniej nie jest takim w stosunku do nas, marynarzy - sprecyzowa Godde. Derieu skoczy z miejsca. Nie moglimy przy tym asystowa, tote weszlimy do salonu obok, ktrego
drzwi byy otwarte. Derieu mwi szybko, chodzc tam i z powrotem po pokadzie i cignc za sob
Maurina. To zbliali si do nas, to oddalali. Kiedy obaj znajdowali si od nas o kilka krokw. Derieu
wyrzek owo synne zdanie, o ktrym tyle byo gadania i ktre pewnie kae mi pan powtrzy,
kapitanie.
Nie, Godde, to sam Maurin przytoczy nam zdanie o ktrym - jak pan mwi tyle byo gadania;
i dodam: gadano, mimo e tre tego zdania nie bya znana dokadnie.
- Maurin je panom przytoczy! Nic nie rozumiem!
- Maurin nam o tym donis - powtrzy stary marynarz, zdajc si nie zwraca uwagi na znw
agresywny ton Goddea - i doda jeszcze wwczas: W innych okolicznociach miabym si z tego.
- Niech pan pozwoli, kapitanie. Owo zdanie, ktre Derieu - zanim jeszcze zdy powiedzie o tym
szataskim koysaniu - cisn Maurinowi, kiedy ten oznajmi mu, podobnie jak nam, e daty wyjcia
z Marsylii i z Neapolu s ju ustalone, brzmiao: A moe pan rczy, e Canope dopynie do
Neapolu? Ot to zdanie nie ma adnego znaczenia dla sprawy. Maurin istotnie miaby si z tego.
- Latouche jest odmiennego zdania.
- A jednak to nie sowa kapitana Derieugo spowodoway zatonicie Canope - z gorzk ironi rzuci
Godde.
Kapitan Cernay umilk na chwil, w widoczny sposb starajc si zachowa spokj.
- Nie, oczywicie, e nie - odpowiedzia wreszcie. - Chocia na ludziach, na zaodze, sowa Derieugo
musiay zrobi wraenie. A jeli prosiem, aby opowiedzia pan o tym incydencie, o incydencie podkreli - to po to, aby dowiedzie si, co pan o tym myla.
- Ja? - spyta Godde.
- Tak, najpierw pan. A potem Charrel.
- Powiedziaem zaraz do Charrela: Szaruje stary odyniec! Tak nazywalimy midzy sob kapitana.
- A co na to Charrel?
- Nic. Wzruszy ramionami.
- I nigdy ju potem nie mwi panu o tym?
Cie mign w spojrzeniu, jakie Godde utkwi w twarzy starego kapitana.
- Nigdy - odpowiedzia eks-kapitan zdecydowanie. - Zreszt - doda zaraz - gdyby Derieu tak dalece
nie dowierza statkowi, nie byby podj podry. Prosz sobie przypomnie, kapitanie, ten list, jaki
Derieu napisa do Despiau w sprawie adunku. Byby si poda do dymisji.
- Jestemy tego pewni. I jeszcze co panu powiem. Godzin po tym incydencie dyrektor
Intercontinentale, uprzedzony przez Maurina, przyj kapitana Derieugo sowami: C, przynosi mi
pan dymisj?. Nie widz adnego powodu, panie dyrektorze - odpowiedzia chodno Derieu.

- A widzi pan - podchwyci ywo Godde. - adnego powodu. Derieu nie widzia powodu do zgaszania
dymisji i przyczyn, dla ktrych nie miaby poprowadzi Canope z Marsylii do Neapolu, a zwaszcza z
Neapolu do Nowego Jorku z dziewiciuset ludmi na pokadzie.
- Tak. tak, tak - powtrzy stary marynarz. - Jednak Latouche...
- Wydaje mi si - przerwa Godde ju bardziej spokojnie - e pan Latouche przypisuje zbyt wielkie
znaczenie temu wszystkiemu, co naopowiada i powypisywa Ollivier. Powtarzam: Canope zaton,
poniewa nie nadawa si na pnocny Atlantyk. Nie, eby nie mg wytrzyma cikiej pogody. Nie.
Ale dlatego e przy cikiej pogodzie na pnocnym Atlantyku mia ze waciwoci manewrowe. By
wraliwy na pewne prdkoci, z ktrych na przykad Virginia nic sobie nie robia. Tego nikt si nie
domyla, nawet sam Derieu. Jestem pewny, e Charrel powiedziaby to samo.
- By moe - zgodzi si Cernay. Ale nie jestemy jeszcze tak daleko. Jestemy cigle przy tym, co
poprzedzio paskie wyruszenie z Neapolu; chciabym, aby odpowiedzia pan na jedno, jedyne
pytanie - nalega stary marynarz. - Moe wtedy zdamy sobie spraw ze znaczenia tego wszystkiego,
o czym mwilimy dotychczas. Pytanie brzmi: Czy - gdyby maszyny nie miay awarii przy Beachy
Head, gdyby Canope nie dozna szataskiego koysania w Zatoce Biskajskiej, gdyby Derieu nie
napad na Maurina w Marsylii - czy wwczas mechanicy wysaliby Charrela w deputacji do pana, aby
nie wychodzi w rejs z Neapolu, po ataku apopleksji kapitana Derieugo?
- Czekaem na to - krzykn Godde. - Kiedy mnie pan zapyta, czy Charrel nie rozmawia potem ze mn
o tym synnym powiedzeniu Derieugo, zaraz si domyliem, e pan poruszy owo wystpienie
starszego mechanika... Odmawiam odpowiedzi - doda po bardzo krtkiej przerwie. - To, z czym
Charrel przyszed do mnie przed odkotwiczeniem z Neapolu, jest, a raczej byo spraw midzy nami
dwoma.
- Nie, Godde - odrzek stanowczo Cernay. - To nie jest sprawa midzy wami dwoma. Powtarzam:
Charrel przyszed do pana z upowanienia wszystkich oficerw mechanikw.
- W przeciwiestwie do pana sdz - odpowiedzia Godde - i popeni pan bd, przesuchujc przede
mn wszystkich innych. Obra pan zupenie faszyw drog.
- Na ten temat nie bdziemy dyskutowali - odpar cierpko Cernay. - Przypumy, e wspominam panu
o tym wystpieniu tylko po to, aby, powiedzmy: sprawdzi - nie lubi tego sowa - zeznanie Olliviera.
- Olliviera! O tym wanie mwiem! Przesuchiwa go pan przede mn.
- To ma cisy zwizek z objciem przez pana dowdztwa. Niech mi pan wreszcie powie, co si
zdarzyo. Przesuchiwalimy stewarda, nie pamitam nazwiska.
- Jean Firpi.
- Ktry powiadomi pana, e znalaz kapitana Derieugo lecego na pododze obok koi. Jego zeznania
dotycz tylko tej sprawy. Wezwany natychmiast doktor Thomas, ktry stwierdzi udar mzgu, zgin
w katastrofie. Derieu zmar w klinice, dokd go odwieziono. cile z t chwil rozpoczyna si paska
rola jako kapitana Canope. Nie moe pan odmwi zeznania na ten temat.
- Nie odmawiam, kapitanie.
- Ani o wystpieniu Charrela, ktre si z tym wie... Zacznijmy jednak od tego, jak przebiegaa
podr z Marsylii do Neapolu?
- Doskonale. Bez najmniejszego wypadku.

- Prosz mwi dalej.


- Byo to drugiego lutego, osiem godzin przed odkotwiczeniem. Podczas tych omiu godzin
dowiadczaem wszystkich moliwych uczu: zdziwienia, a nawet zdumienia, niepokoju, zwtpienia.
Czuem si gboko wstrznity, a take... upokorzony. Na nogach ju od witu - cign Godde ze
cinitym gardem, powoli si uspokajajc - wszystkiego dogldaem, wszystko sprawdzaem
i uzupeniaem na przyjcie naszych omiuset pasaerw kabinowych i emigrantw45, do ktrych
przewozu statek zosta w popiechu przystosowany i urzdzony. A tym statkiem, kapitanie, by
Canope, na ktrym maszyny i wszystko inne wymyli szaleniec - wedug okrelenia Charrela.
- Rozumiem, byo sporo baaganu.
- Nie, nie baaganu. Na statku, ktrym dowodzi Derieu, nigdy nie byo baaganu. Raczej zamieszania,
zreszt bardziej pozornego ni rzeczywistego. Przyznaj, e od duszego czasu w ogle nie sypiaem.
Podobnie jak Charrel. Ci, co nie znaj pracy marynarza na statku handlowym, nie potrafi sobie tego
wyobrazi. Mimo to byem zadowolony, gdy w Marsylii przyjem normalny adunek, a w Neapolu
jeszcze go uzupeniem. Cigle mylaem o tym szataskim koysaniu... Znajdowaem si na grnym
pokadzie, kiedy przybieg do mnie oszalay ze strachu steward Firpi: Co si stao z kapitanem! krzykn - zdaje si, e nie yje! Niech pan idzie prdko! Pnagie ciao Derieugo, uwikane
w przecierada, leao skurczone pomidzy koj a przewrconym fotelem. Pooylimy go na wznak,
aby mg swobodniej oddycha, gdyby jeszcze y.
- I co dalej? - szepn stary kapitan, chcc zachci Goddea, ktry spuci gow i na dusz chwil
zamilk.
- Nie powiedziabym panu tego, kapitanie, gdyby pan nie zna Derieugo i gdyby nie rozmawia pan ze
mn tak jak przedtem. Przez dziesi minut, ktre upyny, zanim Firpi obudzi doktora Thomasa,
zanim ten si ubra i przyszed, zostaem z Derieum sam na sam. Pamita pan, kapitanie, jego wsk
twarz usian piegami. W zielonych oczach mia zawsze wyraz rozdranienia, a cienkie jego wargi byy
wykrzywione pogardliwym grymasem. Dawa mi si we znaki na Santa Anna i na Canope. Ale eby tak
skoczy!
- Potem spodziewa si pan, e dyrekcja towarzystwa powierzy panu dowdztwo Canope?
- Tak. Pomylaem o tym niemal natychmiast. Nawet ju wtedy, kiedy czekaem na lekarka w kabinie
Derieugo - sprecyzowa Godde. - Kiedy czuem, jak ciany kabiny wibruj od ruchu mechanizmw
pomocniczych, kiedy syszaem zgrzyt bomw przenoszcych ostatnie partie towarw i bagay.
Z pokadu, par minut przedtem, widziaem ju emigrantw skulonych nieruchomo na nabrzeu przy
swych tobokach. Wiedziaem, e jestem jedynym oficerem znajdujcym si pod rk. Gdyby czekano
na przyjazd do Neapolu innego nowo mianowanego kapitana, musiano by opni podr o wiele
dni. To kosztowaoby za drogo. Samo ywienie tych pasaerw.
- A co pan wtedy odczuwa?
- Mwiem panu, kapitanie, e w cigu tych omiu godzin doznawaem wielu uczu.

45

W okresie kiedy toczy si akcja powieci (1914 r.), znaczn cz pasaerw w egludze transatlantyckiej
stanowili emigranci, ktrzy zamieszkiwali wsplne pomieszczenia sypialne na midzypokadach. Std powstao
okrelenie pasaerowie midzypokadowi w odrnieniu od normalnych pasaerw kabinowych,
mieszkajcych w oddzielnych kabinach. (Przyp. tum.)

- Tak. Ale cilej, co pan odczuwa wanie w tej chwili, kiedy pan myla o prawdopodobnym objciu
dowdztwa?
- Byem wstrznity - odrzek Godde bez wahania. - Kto by nie by? Wszystko stao si tak nagle;
z miejsca miaem zosta kapitanem, i to kapitanem Canope! Nie wiedziaem - podj po krtkim
milczeniu - czy mam si tego ba, czy nie. Ale sam statek niepokoi mnie. Tak wanie bym to nazwa.
Gdyby Derieu by inny, gdybym na przykad mia do czynienia z Voxem, wwczas po owym koysaniu
w Zatoce Biskajskiej rozmawialibymy na ten temat. Ale Derieu hermetycznie odgradza si od
wszystkich. Przy tym nigdy przedtem nie peniem samodzielnego dowdztwa.
- Widzi pan teraz, Godde, e wszystko o czym dotd mwilimy - o koysaniu i innych rzeczach - miao
due znaczenie.
- Poczstowano mnie adn piguk! - zawoa Godde, jakby nie syszc sw Cernaya. - W niespena
godzin zabrano ze statku kapitana Derieugo. Przygotowaem ju telegram do dyrekcji towarzystwa.
- I to wtedy wanie Charrel poprosi pana w imieniu oficerw mechanikw, aby pan nie wychodzi
w rejs, gdyby powierzono panu dowdztwo?
- cile mwic, prosi mnie, abym odoy odkotwiczenie. Oczywicie dobrze pamitam sowa,
jakich uy. Nie wiem, co panu powiedzia Ollivier...
- Mam to wanie przed sob - powiedzia stary marynarz, podsuwajc do wiata trzymany w rku
arkusz. - Zebralimy si na narad, poniewa doszlimy do przekonania, e nie moemy wyj w rejs z
Goddeem jako kapitanem. Uprzedzaem pana, e wyraa si bez ogrdek.
- Chciabym go spotka - odpowiedzia Godde, czerwienic si. - Doszli do przekonania - cign
tonem, w ktrym przebijao zarazem szyderstwo i zo - e nie mog wyj w rejs z Goddeem jako
kapitanem. Ale jednak nie zeszli ze statku, mimo e Godde nie speni ich yczenia. A przecie gdyby
wszyscy zeszli ze statku, ryzykowaliby mniej w swej karierze ni ja, gdybym odmwi sam jeden.
Canope nie wyszedby w rejs. Taka to ich odwaga!
- Podzielam zupenie paskie zdanie, Godde. Senanque wspomnia o tym Ollivierowi. Kiedy
dowiedzieli si o wyniku misji Charrela, zaczli zdaje si dyskutowa i nie doszli do jednomylnoci.
- Dlaczego Ollivier na znak protestu nie wyokrtowa sam?
- Posdzono by mnie, e si baem - odpowiedzia panu Senanqueowi, ktry go o to pyta. Zreszt
zachowanie si Olliviera nie ma zbyt wielkiego znaczenia w tej sprawie. Powrmy do Charrela, ktry
prosi pana o odoenie odkotwiczenia.

Goddeowi byo tym bardziej przykro mwi o wystpieniu Charrela, e od owego wieczoru, kiedy
zasta w ciemnej kabinie starszego mechanika bliskiego paczu, midzy obu oficerami zawizaa si
ni przyjani.
- Niech pan wejdzie, prosz. Mam tu gdzie wiec - powiedzia wtedy Charrel.
Starszy mechanik odszuka wiec, zapali j i przyklei do biurka, nakapawszy na nie woskiem. Po
czym wydoby butelk koniaku i dwa kieliszki. Przegldajc pod wiato zocisty pyn, obaj marynarze
zaczli mia si ze swych kopotw. Od tego czasu spotykali si czsto w tej samej kabinie, bd
w kabinie Goddea, dzielc si wszystkim, co mogo pomc kapitanowi Derieumu w jego trudnym
zadaniu.

- Kiedy Charrel wchodzi do mojej kabiny, robio mi si zaraz lej na sercu. Od Londynu
sympatyzowalimy ze sob... Moe nawet wicej. Mimo rnicy wieku. Pracowalimy w zupenej
zgodzie. Wiedlimy rozmowy take i poza sub. Zwierzaem mu si z mych kopotw. On dawa mi
rady - by przecie o tyle starszy ode mnie. I tu nagle - zaskoczenie: Godde, trzeba odoy
odkotwiczenie. Zrozumiaem. To byo za wiele... Biedny Charrel. Sprawi mi zawd. Poczuem si tak
strasznie samotny. Pan rozumie. Z nikim innym na statku nie yem bliej. Bertrand, ktrego lubiem,
by odludkiem, niemal dzikusem. Rouveyre by za mody, to znaczy zanadto kipia t modoci.
Straszliwie samotny - powtrzy Godde - i upokorzony. Nie jestem zbyt mikki. Rozmowa z Charrelem
skoczya si do szorstko: Uwaacie - powiedziaem - e mam za mao dowiadczenia, aby
dowodzi statkiem, ktry sprawi nam tyle kopotu w drodze z Londynu do Marsylii?
- Zdaje si, e powiedzia mu pan take: Derieu dawa sobie rad z Canope. Ja chyba take potrafi.
- Charrel powtrzy dokadnie moje sowa. Widz take, i Ollivier ma dobr pami.

III
Kapitan Cernay poszpera oburcz w lecej przed nim teczce i wydoby z niej kilka arkuszy papieru
zapisanych pismem, ktre Godde natychmiast rozpozna. Po czym, spojrzawszy na eks-kapitana
Canope, powiedzia pgosem.
- Brawury panu nie brakowao, Godde.
- Brawury! kapitanie. Dlaczego?
- Wyj w rejs zaledwie w osiem godzin po ataku kapitana Derieugo. Wszystko byo przeciw panu:
incydenty w Londynie, awaria przy Beachy Head, szataskie koysanie, scysja w Marsylii midzy
Derieum a inspektorem, wyokrtowanie kapitana...
- Prosz wybaczy, panie kapitanie. Nadal twierdz, e to wszystko nie ma nic wsplnego z katastrof
Canope.
- Dojdziemy do tego, Godde. Chwileczk.
Sam pan przyzna, e znalazszy kapitana Derieugo lecego w kabinie, czu si pan wstrznity
i peen niepokoju. Nie pamitam sw, jakich pan uy. Zaoga czua si prawie tak samo. Tego
samego dnia zaokrtowa nowy oficer, Dufor, aby uzupeni stan oficerw pokadowych po odejciu
kapitana. Nie mia pojcia o tym, e co si przedtem dziao. Zezna, e nie wiedzia o niczym, nie
wyczajc tych wszystkich historii z Canope. A wie pan, co powiedzia o oficerach tego statku? Nie
potrzebuj odczytywa jego zeznania; mam je w pamici: Wydawao si, e s wzburzeni i nie maj
zaufania do statku.
- Z pewnoci tak byo - odpar ywo Godde. - Wystpienie Charrela byo tego wystarczajcym
dowodem.
- Pan za by osamotniony. Straszliwie osamotniony. Powiedzia mi pan to przed chwil. Pokrzepiaa
pana tylko myl, e Derieu wyszedby w rejs, gdyby nie zachorowa. Ot, kapitanie Godde, gratuluj
panu tej decyzji, jako stary marynarz i cakiem prywatnie, bez wzgldu na to co si potem stao.
- To bya cika sprawa, kapitanie. Cika sprawa - powtrzy Godde z widocznym wzruszeniem
w gosie. - Nie mogem odmwi. Ollivier powiedzia, gdy go zapytano, dlaczego nie zszed ze statku:
Mylano by, e si baem. Ja, jako kapitan, niewiele troszczyem si o to, co sobie o mnie pomyl.

Przeciwko mnie przemawia jeszcze fakt, e nigdy nie peniem dowdztwa, ale gdybym si wtedy
cofn, czubym si tchrzem.
Stary kapitan uczyni gest, jakby dajc do zrozumienia, e Godde wyrazi si zbyt ostro.
- A wic dyrekcja powierzya panu dowdztwo statku - rzek.
- Prosz przeczyta - powiedzia Godde, podajc Cernayowi wydobyty z portfelu papier - telegram,
jaki otrzymaem od Maurina w odpowiedzi na moj depesz.
Po czym doda, gdy kapitan rozkada wyblaky papier:
- Przemoczya go morska woda, ale da si jeszcze odczyta.
- Przej dowdztwo Canope i wyj w rejs wedug rozkadu - przeczyta gono Cernay. - To
wszystko?
- Ani sowa wicej... To jedyny dokument, jaki ocala. Przyniesiono mi go, gdy byem na pokadzie.
Woyem go do kieszeni i tam pozosta do koca... Chciabym go zachowa, kapitanie. Jest to dla
mnie dokument istotny.
- Rozumiem. Dla nas byby bezuyteczny. Prosz go zachowa. A teraz - cign Cernay podsuwajc
pod wiato arkusz, ktry przedtem wyj z teczki - przejdmy do sprawy zasadniczej, do zatonicia
Canope. Sdz, e najlepiej bdzie ledzi przebieg wydarze, odczytujc paski raport o wypadku
morskim lub przynajmniej niektre jego ustpy.

- W dniu 21 lutego 1914 - zacz od razu - przed nami, konsulem Francji w Neapolu, stawi si pan
Joseph Godde, kapitan eglugi wielkiej, ktry zezna pod przysig, co nastpuje:
W dniu 2 lutego 1914 o godzinie 15,15 odkotwiczyem z Neapolu w podr do Nowego Jorku, majc
na pokadzie 807 pasaerw i 2420 ton drobnicy...
Przenoszc wzrok na Goddea, kapitan zauway:
- Czy to nie szczeglny zbieg okolicznoci, e Virginia dowioza pana wanie do Neapolu?
Po czym kontynuowa:
- O godzinie 15,40 oddano pilota. O godzinie 15,45 pooono si na kurs, 78 obrotw. Oceniona
prdko 14 wzw. Morze spokojne. Lekka bryza z poudniowego zachodu... Myl - doda - e
moemy przelecie szybko przejcie przez Morze rdziemne, ktre odbyo si bez szczeglnych
wydarze.
Godde przytakn i Cernay czyta dalej:
- 3 lutego trawers Carbonara... 5 o godzinie 3,00 Przyldek Europa... O godzinie 3,50 Tarifa. O
godzinie 4,00 kurs N 75 W46. Wiatr zachodni sia 4. Silna fala z zachodu... Silna fala z zachodu powtrzy stary marynarz. - Od razu?

46

Wedug przyjtej na statkach terminologii angielskiej: North 75 West, czyli 285 na ry kompasowej (w
przyblieniu kurs na Nowy Jork). (Przyp. tum.)

- Od razu, kapitanie. Nawet jeszcze przed wyjciem z Cieniny Gibraltarskiej. Woda zmienia
raptownie barw, jak to si czasem zdarza, i z miejsca natknem si na siln, do strom fal.
Braem wod na dzib, widnokrg by przesonity chmurami.
- Czytam dalej: Wiatr zachodni przechodzi stopniowo w pnocno-zachodni, przybierajc cigle na sile
w cigu dnia i dni nastpnych. Fala zmienia rwnie kierunek na pnocno-zachodni, rosnc
regularnie; zachmurzenie wzrasta, pniej przechodzi w cakowite...
- To wanie, kapitanie, budzio od samego pocztku niepokj - zauway Godde ze wzrokiem
byszczcym z podniecenia. - To stae pogarszanie si pogody z rosncym zachmurzeniem.
- Dufor mwi nam o tym ze znajomoci rzeczy marynarza, chocia bya to jego pierwsza podr na
linii do Nowego Jorku, za Ollivier opisa to samo z punktu widzenia mechanika, czowieka, ktry
czuje morze, cho go nie widzi. Ta za pogoda trwaa na pnocnym Atlantyku ju od pitnastu dni,
std owa silna fala ju od samego Gibraltaru. Vox mwi, e walczy z ni idc do Nowego Jorku i e
bya jeszcze silniejsza, kiedy wychodzi z Hudsonu. Dobrze wiemy, co si dziao na morzu w tym
okresie. A jak si zachowywa Canope.
- Pisz o tym dalej w moim raporcie.
- Wiem. Ale moe doda pan jeszcze jakie szczegy?
- Powiedzmy, e statek zachowywa si nadzwyczaj dobrze.
- Nie koysa si?
- Szlimy pod fal, kapitanie. Statek bra j dziobem.
- Tak. Ale po tym, co si zdarzyo w Zatoce Biskajskiej.
- Nic. Silne koysanie wzdune. To normalne. Zmniejszyem obroty maszyn.
- Widz: rednia obrotw 65. Prdko oceniona 12 wzw. Cika praca w kotowni.
- Czsto telefonowaem do Charrela i za kadym razem syszaem odpowied: Cika praca
w kotowni.
- Czytam dalej: W nocy z 5 na 6 lutego i w cigu 6 niemoliwa jakakolwiek obserwacja47. 7 lutego stan
morza cigle ronie, wiatr pnocno-zachodni przybiera na sile. Ale jednak sidmego - zauway
kapitan Cernay - zrobi pan obserwacj.
- Przed poudniem, a do okoo trzeciej, byway przejanienia.
- Ta pozycja sidmego w poudnie jest wana. To jedyna, jak pan mg okreli od przejcia
Gibraltaru.
- Ma pan na myli bd, jaki popeniono pniej - powiedzia ywo Godde. - Przedyskutujmy to od
razu, kapitanie.
- Nie. Nie, za chwil. Zreszt nie przywizujemy do tego zbytniego znaczenia. Przekona si pan.
Prosz mi tylko powiedzie, w jakich warunkach bya moliwa ta obserwacja.
- W bardzo zych - odpowiedzia Godde z pewn ulg.

47

Tu - obserwacja astronomiczna cia niebieskich w celu okrelenia pozycji statku. (Przyp. tum.)

- Domylam si.
- Caymi godzinami obserwowalimy niebo, usiujc zapa soce, kiedy przebyskiwao midzy
chmurami. Kilka razy nam si udao, cho byo zawsze przymglone i zdeformowane. Horyzont by
poszarpany, czsto trudny do odrnienia, czasem w ogle niewidoczny. Przy tym te przechyy... Byo
nas jednak trzech. Rouveyre, Dufor i ja. Kady obserwowa oddzielnie. A wyniki wcale si nie rniy.
- Czyli e by pan pewny pozycji?
- Bez wtpienia, kapitanie. Midzy pozycj zliczon a obserwowan rnica wynosia zaledwie okoo
dziesiciu mil.
- Tak, widz: 10 mil na poudniowy wschd. Przyjto 3 dryfu. A potem znw nie byo widocznoci?
- Zawsze byo troch widocznoci, oprcz momentw szkwaw deszczowych lub gradowych. Chc
powiedzie, e nigdy nie martwiem si z powodu sabej widocznoci. Tylko niebo byo...
- Pod wieczr 7 oraz 8, 9 i 10 lutego cakowite pokrycie nieba, z czstymi opadami deszczu, niegu
i gradu... Wiatr nadal pnocno-zachodni o nasileniu sztormu, w porywach bardzo silnego sztormu.
Wysoko fali 10 do 12 metrw. Silne przechyy wzdune. Statek silnie pracuje na fali. Przed
poudniem 10 lutego zmniejszono powtrnie liczb obrotw maszyny...
- Moe pozwoli pan, e sam bd czyta? - zaproponowa Godde widzc, e stary marynarz nabiera
oddechu.
- Nie, Godde. Jeszcze tylko kilka zda, potem bd mia pytania. 10 lutego o godzinie 16,30
radiooficer Dejean przynis mi osobicie radiogram woskiego towarowca Marco Polo donoszcy,
e statek ley burt do fali z pknitym waem korbowym, w pozycji 3905' N i 5810' W.
Kapitan Cernay zoy przed sob papier, opar okcie na biurku i splt donie. Potem powiedzia
powanie, jednak z odcieniem sympatii:
- Kilkakrotnie zarzuci mi pan, Godde, nie mnie - sprecyzowa na przeczcy gest kapitana Canope komisji, e przywizujemy zbyt wiele wagi do tego, co poprzedzao katastrof. Ale teraz nie chodzi ju
o gadanin, plotki, przesad, obawy mniej lub wicej uzasadnione czy o ciskanie si kapitana
Derieugo. Mwimy o rzeczach realnych, konkretnych. Mwimy o samej istocie dramatu. Prosz mi
powiedzie, co pan zrobi otrzymawszy ten radiogram.
I nie dajc Goddeowi czasu na odpowied, cign:
- Wiem. Fakty znamy. Wystarczy przeczyta paski raport: Kazaem Dejeanowi zanotowa dokadnie
wszystkie odpowiedzi, jakich statki udzieliy na to wezwanie... Wkrtce potem radiooficer powiadomi
pana, e Virginia i Ascania, zbiegiem okolicznoci - zauway Cernay - te same statki, ktre dwa dni
pniej przyszy panu z pomoc i wyowiy wikszo paskich pasaerw, wziy kurs na pozycj
Marco Polo. Chciabym wiedzie, co pan w tym momencie odczuwa.
Widzc, e Godde nie odpowiada natychmiast, Cernay uzupeni pytanie:
- Czy myla pan wtedy o awarii przy Beachy Head, o koysaniu w Zatoce Biskajskiej i o tych innych
rzeczach?
- Jake mogem nie myle! - zawoa Godde, nie mogc przy tym powstrzyma si od uwagi: - Nigdy
nie przypuszczaem, e spotkam si z takim pytaniem... Prosz wybaczy - doda. - Dopiero co
mwilimy o sytuacji, w jakiej powierzono mi dowdztwo Canope. Jestem marynarzem. Czy mona
przypuszcza, e zanim powziem decyzj o...

Umilk, a potem uspokoiwszy si podj, nie koczc poprzedniej myli:


- Pyta pan, co odczuwaem. Wiem, e to bardzo istotne. Myl o tym od trzech miesicy. Dokadnie
od chwili, kiedy obudziem si na koi w kabinie na Virginii. Mog zapewni pana sowem honoru, e
moje zdanie na ten temat nigdy si nie zmienio. Zapewniam, e gdybym ponownie znalaz si
w podobnej sytuacji, postpibym tak samo. Otrzymawszy wezwanie Marco Polo - cign Godde,
z widoczn trudnoci hamujc podniecenie - kazaem Dejeanowi przynie wszystkie zanotowane
odpowiedzi, ktrych statki udzieliy na ten apel. Ale zanim jeszcze dorczono mi te odpowiedzi,
zaczem odczuwa niepokj wanie z powodu tego, co si zdarzyo przedtem: awarii, koysania...
i tych innych spraw, jak pan powiedzia. Pomylaem, e moja sytuacja bdzie okropna, jeeli bd
musia zmieni kurs. Mwi: jeeli bd musia, kapitanie, gdy ani przez chwil nie mylaem uchyli
si od tego... obowizku. Widziaem ju z mapy, e aby doj do Marco Polo, bd musia i
w poprzek fali. Dokadnie burt do fali - doda - i to na Canope. Liczyem na to, modliem si o to, aby
inne statki znalazy si bliej zagroonego frachtowca ni ja. Mgbym wwczas utrzyma swj
poprzedni kurs.
Po krtkim milczeniu Godde kontynuowa:
- Prosz nie sdzi, e sam sobie przecz. e mylc o maszynach i o sytuacji, w jakiej znalazby si
Canope, przywizywaem zbyt wielk wag do awarii przy Beachy Head i do tego niezrozumiaego
koysania. Zobaczy pan dalej, e maszyny zday doskonale egzamin. A jeeli chodzi o koysanie ostatecznie dotd wcale nie dao nam si we znaki - nie byo ani niezrozumiae, ani szataskie.
- Wiem, Godde. A zatem radio poda panu pozycje Virginii i Ascanii i pan...
- Ani Virginia, ani Ascania nie mogy dotrze do Marco Polo przed pnoc. Nie pamitam dokadnie
o ktrej godzinie...
- Vox dostrzeg wiata Ascanii, bdcej ju na miejscu, okoo pierwszej po pnocy.
- Oceniaem moj odlego na pi godzin drogi. Ju dobrze przed pnoc wypatrywalimy na morzu
rakiet czy pochodni sygnaowych. Oceniaem! - powtrzy Godde z gorycz. - Drczy mnie ten bd,
kapitanie. Szukaem Marco Polo tam, gdzie go nie byo.
- Aby ju o tym nie mwi, wyczerpmy spraw tej pozycji. Omyli si pan z grubsza o pidziesit mil.
Niemarynarze czytajc to zdumiewali si. Dla nich pidziesit mil to prawie sto kilometrw. To
wydawao im si czym niewiarogodnym. Gazety do pana naszarpay!
- Jedna z nich napisaa, e spowodowaem zgub statku bez adnego powodu.
- Senanque wzi owek i zrobi mae obliczenie.
- Ja robiem to samo, wielokrotnie.
- To byo dziesitego lutego, a paska obserwacja datowaa si z sidmego. A wic sprzed trzech dni.
Na Atlantyku trzy dni to ju co. Na trzy dni omyli si pan o pidziesit mil, czyli niecae
siedemnacie mil na dob. Przeceni pan swoj prdko o niecay wze48. I to przy fali o wysokoci
ponad dziesiciu metrw, przy sztormowym wietrze z dziobu i na statku sabo znanym. To wcale nie
tak le. Chciabym widzie dziennikarzy w podobnej sytuacji. Oczywicie, to nie ich zawd. Ale gdyby
sami wzili do rki owek...

48

Wze - 1 mila morska (1852 m) na godzin (Przyp. tum.)

- Nie wiedzieli, e od Gibraltaru miaem tylko jedn obserwacj, kapitanie. To ich tumaczy.
- Wrmy do naszej sprawy. Liczy pan zatem, e dojdzie na miejsce przed pnoc. Zmieni pan
przeto kurs... bez wahania.
- Kapitanie - odpowiedzia Godde - w podobnych okolicznociach kade sowo si liczy, kade sowo
ma swoj wag. Tak, bez wahania. To byo moim obowizkiem, jak mwiem. Statek by
w niebezpieczestwie, tonli ludzie. Nie wahaem si, czy zmieni kurs, czy nie. Ale...
Godde umilk. - Teraz - pomyla - dochodz do najbardziej draliwego punktu, trzeba to wyrazi
jasno i spokojnie.
- Ale - podj - pan przywizywa tak wielkie znaczenie do tego, co zdarzyo si w przeszoci, e jeli
si o tym pomyli, jeeli zway si ow przeszo, to moja decyzja pooenia Canope przy tym
sztormie na kurs w poprzek fali moe si wyda... nierozsdna.
Nie pozwalajc staremu kapitanowi si wtrci, do czego ten zdradza ochot, Godde cign dalej
opanowanym tonem:
- Decyzja nie bya nierozsdna. Od piciu dni Canope walczy ze sztormem nie sprawiajc nam wicej
kopotw ni jakikolwiek inny statek. Napisaem to w raporcie...
- Napisa pan tak: Podkrelam, e od Neapolu, a szczeglnie od Gibraltaru, nie stwierdzono adnego
nienormalnego przecieku, pompy pracoway przez cay czas prawidowo.
- Chodzi o co innego. Napisaem to rozmylnie ze wzgldu na to, co si stao potem.
- Nie stwierdzono adnej nieprawidowoci w pracy maszyn i mechanizmw pomocniczych...
- Tak. Mwiem panu, jak w Marsylii i Neapolu staralimy si z Charrelem wytrymowa statek. Tote
zmieniem kurs... bez wahania. Uwaaem bowiem, e zachowanie si statku w tym sztormie
pozwalao na tak decyzj.
- Ale, Godde...
- Zanim pooyem si na kurs burt do fali - cign dalej nieszczsny kapitan, nie dajc doj do
gosu Cernayowi - wydaem odpowiednie rozkazy. Kazaem sprawdzi uszczelnienia lukw adowni,
pozamyka wejcia prowadzce na pokad, zablokowa iluminatory. Uprzedzono pasaerw,
porozcigano liny ratownicze. Charrela zawiadomiem telefonicznie...
- A co on na to?
- Charrel? Krzycza przez telefon, ujmowa si za swymi ludmi. Powiedzia co w tym rodzaju: Nie
mog ju usta na nogach, a potem: Bd due przechyy.
- To wszystko? - nalega stary marynarz.
- Wszystko. Odpowiedziaem mu na pytanie: Jaki statek nie miaby przechyw, idc w poprzek fali
w takim sztormie?
Godde umilk, obaj mczyni spojrzeli na siebie przecigle; eks-kapitan Canope z wyranym
niepokojem, graniczcym niemal z trwog, oczekiwa pytania, ktre sysza ju prawie w ustach
starego kapitana. Ten zdawa si waha, po czym, jak gdyby decydujc si odoy na pniej spraw,
ktr pragn wyjani, powiedzia tonem neutralnym:

- A wic przedsiwzi pan wszelkie rodki ostronoci i uprzedzi Charrela. Oglnie biorc zmieni pan
potem kurs w lewo. cilej, pooy si pan na kurs S 45 W49 - sprecyzowa rzuciwszy okiem na papier.
- Co si dalej dziao? Niech pan sam opowie.
Godde trwa przez chwil w niezdecydowaniu, jak gdyby nie zrozumia postawionego pytania.
- Co si dalej dziao? - powtrzy. Potem odpowiedzia tonem czowieka, ktry nie da si zapa, ktry
jest ostrony i ma ju gotowe argumenty na oczekiwany zarzut czy nawet oskarenie:
- Domyla si pan, kapitanie. Byo bardzo ciko. Statek kad si po pitnacie do dwudziestu stopni
na obie burty, ale nie wstawa energicznie. Z prawej strony sza olbrzymia fala przelewajc si przez
nadburcie i zalewajc nisze pokady. Ale woda spywaa dobrze.
- No a sam sposb koysania? - spyta kapitan Cernay.
- Koysanie? - powtrzy Godde. - Ot nie! Nie mona go byo porwna z tym - doda uspokajajc
si stopniowo - co si dziao w Zatoce Biskajskiej. Pan jest marynarzem. Wie pan, e swj statek czuje
si pod nogami. W Zatoce Biskajskiej koysanie nie byo proporcjonalne do stanu morza. Dlatego te
Ollivier nazwa je niezrozumiaym, a Derieu - szataskim. Rozumie pan?
- Ale tak, oczywicie - mrukn stary marynarz.
- Tymczasem teraz Canope koysa si w rytm fali. Reagowa jak kady statek. Po kadym uderzeniu
fali mogem przewidzie, co nastpi. Po godzinie na nowym kursie uspokoiem si zupenie.
Oczywicie, co do koysania. I nie myliem si; kiedy zmieniem kurs, aby pooy si w dryf, koysanie
ustao natychmiast.
- Ach, w dryf, Godde. Jeszczemy do tego nie doszli.
Twarz Goddea wyraaa znw lkliwe oczekiwanie spodziewanego oskarenia, ktre jednak nie
nastpowao. Cernay doda:
- Zanim pan pooy si w dryf, Charrel zameldowa o przeciekach wody.
- Nic wanego - odpowiedzia ywo Godde. - Otrzymaem jeszcze jedno wezwanie z Marco Polo;
sygna nie pozostawia wiele nadziei.
- W swoim raporcie zapisa pan tak: Silny przechyl na praw burt. Pokad pod falami. Znaczny dryf.
- Przetelefonowaem to Charrelowi. Wtedy wanie zameldowa mi, e ma na dole wod. Z powodu
przechyw praca palaczy stawaa si coraz bardziej uciliwa i Charrel pyta, czy mam zamiar i dalej
tym kursem. Oczywicie! - krzykn Godde tonem wyzywajcym. - Musiaem trzyma kurs dla tego
samego powodu, dla ktrego si na pooyem. Woch by cigle jeszcze na powierzchni. Dopiero
pniej pooyem si w dryf...
- O godzinie dwudziestej dwadziecia - sprecyzowa stary kapitan, patrzc na papier.
- By moe. Nie pamitam dokadnie - odrzek Godde, ktrego gos zdradza podniecenie wywoane
i podtrzymywane przez wiszce w powietrzu - jak mniema - niebezpieczestwo. - Miaem stay
kontakt z Charrelem. Wiedziaem, e woda przecieka do obficie, przez furty adunkowe zasobni
wglowych, nawet - doda - zanim jeszcze puciy plecione uszczelki, a take cieka przez wietliki,

49

South 45 West - kurs poudniowo-zachodni - 225 na ry kompasowej. (Przyp. tum.)

oraz e niektre pompy byy zatkane. Chciaem te da ludziom, tam na dole, troch wytchnienia.
Rwnie pasaerom.
- I o godzinie dwudziestej pierwszej pooy si pan znw na kurs dwiecie dwadziecia pi stopni.
- Dlaczeg nie miabym tego zrobi, kapitanie? - podejrzliwie spyta Godde sdzc, e nadchodzi
spodziewany atak. - Czy powinienem by zrezygnowa z niesienia pomocy statkowi Marco Polo i jego
zaodze dryfujcej w odziach ratunkowych tylko dlatego, e miaem troch wody na dnie i e
niektre pompy chwilowo nie pracoway? Przebyem ju prawie poow drogi.
- Ale oczywicie. Skoro si pan zdecydowa zmieni kurs i i na pomoc woskiemu frachtowcowi, nie
mia pan powodu zmienia zdania - owiadczy stary marynarz, zdziwiony zaczepnym tonem Goddea.
- I szed pan tym kursem jeszcze ptorej godziny...
Przed udzieleniem odpowiedzi Godde spojrza dziwnie na kapitana Cernaya. Wzrok jego i twarz
zdradzay niepewno, zakopotanie i nawet rodzaj wewntrznej walki, jakby eks-kapitana Canope
musia pohamowa ochot zadania jakiego wanego pytania. Wydawao si jednak, e zrezygnowa
z tego. Odpowiedzia:
- Nawet duej, kapitanie.
- Wiem. Ale po ptorej godzinie zdarzy si fakt, ktrego nie mona pomin milczeniem. Czytam
w paskim raporcie: 22,30. Otrzymaem pisemny meldunek od starszego mechanika donoszcy
o zwikszeniu si przeciekw wody, o zalaniu czci wgla i dajcy ostatecznego przerwania
poszukiwa, gdy w przeciwnym razie wyrzeka si odpowiedzialnoci za nastpstwa.
Pytania, odpowiedzi, wyjanienia krzyoway si w napiciu podkrelajcym powag wskrzeszonych
faktw. Jednak gos starego marynarza, cho nabra akcentw surowoci, pozostawa przyjazny.
Natomiast w kadym sowie wymwionym przez Goddea brzmiaa jaka gwatowno.
- Znajdowaem si prawie w miejscu, gdzie zaton Marco Polo. A przynajmniej tak sdziem. Jeli
chodzi o ten pisemny meldunek od Charrela, to sam go zadaem, kapitanie. Dyskutowalimy przez
telefon. Tumaczyem mu, e byoby mieszne rezygnowa z dalszej pomocy, bdc dziesi czy
dwanacie mil od miejsca, gdzie moe dryfuj ludzie w odziach ratunkowych. Ale on nalega. Aby
zyska na czasie, a take aby go uspokoi, odpowiedziaem: Niech mi pan zatem przyle meldunek
na pimie. Otrzymawszy go, szedem jeszcze tym samym kursem p godziny lub trzy kwadranse. Na
tym koniec. Potem zakomunikowaem Charrelowi: Jestemy na miejscu. Kad si teraz z powrotem
w dryf a do jutrzejszego dnia.

Twarz Goddea jeszcze bardziej spochmurniaa, a po do dugim milczeniu eks-kapitan Canope rzek
pgosem:
- Wspomnienie tych godzin to dla mnie prawdziwa tortura. Dziennikarze, ktrzy przyczepiali si do
bdu w pozycji, nie zdawali sobie sprawy ze swego okruciestwa.
- Nie mwmy ju o tym. Powiedziaem panu...
- Musz jeszcze raz do tego powrci - wyjani Godde, ktrego czoo pokrywao si coraz gbszymi
bruzdami. - I to zaraz - nalega. - Teraz kiedy podkreliem z naciskiem, ile musieli namordowa si
mechanicy, aby statek mg doj do tego miejsca, w ktrym przypuszczalnie zaton Marco Polo...
Nie mwic ju o trudach zaogi pokadowej i mczarniach pasaerw. Teraz - powtrzy - zanim...

Umilk spogldajc przecigle na starego marynarza, ktrego twarz nosia zagadkowy wyraz.
- Wiem, co pan chce powiedzie - podj nie koczc poprzedniego zdania. - Bez wzgldu na to, co si
potem stao, trzeba aby pan wiedzia, e w cigu tych omiu godzin leenia w dryfie przeywalimy
nadziej i zwtpienie. Czuwali wszyscy, ktrzy mogli. Ile razy alarmowa mnie okrzyk: Kapitanie,
wiato!
Wszyscy przeszukiwalimy lornetami wskazany obszar oceanu. Nie mog wyrazi czego
dowiadczyem, kiedy... si dowiedziaem! A dowiedziaem si o tym dopiero od Voxa na Virginii. Na
nic wszystkie te trudy, cierpienia, wysiki. Na prno. Ci co pisali...
- Rozumiem pana, Godde - przerwa stary marynarz. - Ale powiedziaem panu, e dla nas ten bd nie
ma znaczenia. Pomijamy go. Gdyby pan si nie by omyli, gdyby doszed pan dokadnie na miejsce,
gdzie znajdowa si toncy Marco Polo, sytuacja nie ulegaby zmianie; parowiec woski zdy ju
zaton.
- Ale moe byliby jeszcze ludzie w odziach...
- Ani Virginia, ani Ascania nie znalazy lodzi.
- Jest jednak pewien szczeg, ktry zmienia posta rzeczy. Canope zaton wskutek zmiany kursu rzuci Godde prowokujcym tonem.
- By moe - odrzek sitary kapitan pgosem. - Ale idmy dalej. Doszlimy do witu jedenastego
lutego. Canope lea w dryfie od godziny dwudziestej trzeciej poprzedniego wieczora. Czytam:
Pooono si z powrotem na kurs N 72 W do Nowego Jorku...
Podczas gdy kapitan ledzi oczyma wiersze raportu o wypadku morskim, a usta odczytyway sowa
dyktowane przez Goddea przed trzema miesicami, ten ostatni spoglda na starego marynarza
z wyrazem zdumienia i nieufnoci.
- Natychmiast spostrzegem, e z powodu braku dostatecznego cinienia pary, prdko statku nie
wynosia na oko wicej ni 1 lub 2 wzy. Wkrtce potem starszy mechanik zameldowa mi, e
wikszo pomp jest nadal nieczynna, trzymanie ognia pod kotami staje si bardzo trudne i cinienie
pary nadal spada. Jeden, dwa wzy! Musiao by trudno to okreli!
Godde nie odpowiedzia, gdy zaskoczy go fakt, e oczekiwane oskarenie, ktre przed chwil
sprowokowa, nie nastpio. Kapitan Cernay powtrzy:
- Jeden, dwa wzy. Dobrze. Ale jak pan to okreli?
Godde przesun doni po oczach.
- Prosz wybaczy, kapitanie - rzek.
I jakby tym gestem odpdzi jaki denerwujcy obraz, powiedzia swobodniejszym ju tonem.
- Napisaem wze lub dwa. W rzeczywistoci staem w miejscu, zaledwie utrzymujc si pod wiatr.
Zatelefonowaem do Charrela, aby si dowiedzie, jak wyglda sytuacja. Gdy statek lea w dryfie, nic
si na dole nie zmienio. Od godziny dwudziestej trzeciej fale nie zaleway ju statku, a przynajmniej
nie tak bardzo. A na kursie wprost pod wiatr, jaki trzymaem od witu, przestay zalewa zupenie.
Statek nie koysa si na burty, a przy minimalnej lub prawie adnej prdkoci koysanie wzdune nie
byo zbyt brutalne.
- Ale czy statek nie schodzi z kursu? Mg pan sterowa nie majc prdkoci?

Godde zdawa si i tym razem nie sysze pytania, jakby dopiero co odpdzony obraz zacz go znw
przeladowa; nie zauway take, i zachowanie si, wyraz twarzy, spojrzenie, a nawet gos kapitana
Cernaya ulegy zmianie. Nie dojrza zaostrzonej uwagi, jakby wyrytej we wzroku starego marynarza.
- Nie, nie schodzi z kursu - odrzek w kocu. - Nie zanadto. Sdz, e wytworzy si pewien stan
rwnowagi. Ale z Canope, tym niepewnym, niepokojcym statkiem, nigdy nic nie byo wiadomo! Czy
inny statek pozostaby burt do fali, kiedy tego samego dnia wieczorem chciaem zrobi zwrot?
- Przyznam, e byem przeraony - powiedzia stary marynarz, cigle uwanie badajc wzrokiem twarz
Goddea, jakby pragnc dostrzec na niej lad szczeglnego zakopotania, zakopotania wywoanego
niepewnoci lub trosk. - Trzeba by marynarzem, aby to dobrze odczu, Znale si w sytuacji,
kiedy nie mona zrobi zbawczego zwrotu! Prbowa wszelkich manewrw i wci pozostawa burt
do fali! Tak, byem przeraony, kiedy dowiedziaem si o tym po raz pierwszy z paskiego raportu o
wypadku morskim.
Po czym doda z podnieceniem w gosie, a zarazem z byszczcymi ciekawoci oczyma:
- Prosz mi opowiedzie, jak to si stao.
- A wic - zacz Godde, zdajc si zapomina o nkajcej go obsesji z chwil, kiedy przed oczyma
stan mu znw dramat, o ktrym mia mwi - w cigu przedpoudnia jedenastego lutego sytuacja
nie ulega zmianie. Fale uderzay w dzib nieruchomego jak skaa Canope. W poudnie przyszed na
mostek Charrel. Straci wszelk nadziej, aby udao mu si podnie cinienie pary w kotach. Aby
uly maszynom - powiedzia - najlepiej bdzie pooy statek ruf do fali. Takie byo te zdanie
Bertranda. Zgodziem si na to. Owiadczyem, e zrobi zwrot przed nadejciem nocy. Okoo
szesnastej trzydzieci uprzedziem Charrela, e bd robi zwrot i kazaem przeoy ster na lew
burt. Widziaem, jak dzib statku zaczyna powoli odpada. Gdy fala chwycia go z prawej burty,
zacz odpada szybciej a do chwili, kiedy statek znalaz si w poprzek wiatru i fali. Wtedy...
Godde umilk pod wpywem wzruszenia.
- Prosz wybaczy, kapitanie - podj. - To byo tak nieoczekiwane, tak zaskakujce... tragiczne.
Wtedy, w pooeniu burt do fali, Canope stan.
- Czy pan spostrzeg to od razu?
- Od razu? - powtrzy Godde, utkwiwszy nagle wzrok w twarzy kapitana. - Miaem chwil
wtpliwoci. Wprost nie mona byo uwierzy oczom! Przez duszy czas obserwowaem dzib statku.
Czy to moliwe? Dzib sta w miejscu. Przez kilka sekund, ktre wydaway si wiecznoci, straciem
panowanie nad sob. Wtpliwo, niepewno i pewno na przemian; zreszt sam nie wiem ju, co
czuem. Rzuciem okiem na telegraf maszynowy, tak jakby kto mg bez mojej wiedzy go przestawi.
Telegraf wskazywa nadal caa naprzd.
- Nie byo ju cinienia - wyszepta kapitan Cernay.
- Krzyknem: Jak ley ster? Trzeci oficer Dufor powtrzy odpowied sternika: Ster ley lewo na
burt, panie kapitanie. Zrozumiaem sytuacj i sprbowaem natychmiast innego manewru. Kazaem
przeoy ster na praw burt i da maszynami ca wstecz. Liczyem na to, e...
- To ju nie byo moliwe, Godde - szepn powtrnie stary marynarz.
- Wystarczyoby tak niewiele, kapitanie.
- Nie byo ju do pary - powtrzy Cernay. - I fala bya za dua.

- Tak, niewtpliwie - odrzek Godde. - W caej mej praktyce morskiej, od dwudziestu lat kiedy pywam
po pnocnym Atlantyku i przedtem, nie widziaem chyba tak wzburzonego morza. Przy wyjciu z
Gibraltaru zastalimy ju na oceanie ustalon sztormow pogod, ktra trwaa cay czas z wyjtkiem
jedynego przejanienia sidmego lutego. Raz czy dwa wiatr troch zela, o ile mona to tak nazwa,
na godzin. Od chwili kiedy Canope straci zdolno manewrowania, fale atakoway go bez przerwy.
Na pocztku - cign Godde jak gdyby zagubiony w straszliwym nie - to znaczy wtedy gdy zatrzyma
si w poprzek fali, na dnie statku nie byo jeszcze zbyt wiele wody. Gdyby nie to, e przesik ni
wgiel, nie byaby grona. Ale od tej chwili los statku by przesdzony. Wody przybywao coraz
wicej. Canope robi si stopniowo coraz ciszy i nabiera przechyu. Po dwudziestu czterech
godzinach, kiedy fala porwaa nas z Bertrandem, statek lea ju burt na wodzie i prawie nie
reagowa, a grny lewy pokad by zanurzony.

Stary kapitan wsta, odsun fotel i stanwszy przed oknem, wydoby z kieszeni kapciuch z tytoniem.
- W zachowaniu si Charrela - zacz w zamyleniu skrcajc papierosa - jest co niejasnego. Co, co
staramy si wyjani.
Zatrzyma si, aby zapali, po czym cign dalej:
- To co mi pan przed chwil powiedzia, nie wyjania tej sprawy.
- Jakiej? - spyta Godde, nagle zaniepokojony.
- Jego uwagi - odrzek Cernay, przydeptujc palc si zapak - kiedy go pan powiadomi
o zamierzonej zmianie kursu.
Godde milcza, spogldajc na kapitana.
- Wspomnia o palaczach, ktrzy nie mog usta na nogach. Myla o statku: Bdzie si koysa. Ani
sowa o maszynach. Nie zdradza co do nich adnego niepokoju. Czy to pana nie zdziwio?
- Nie - odpowiedzia Godde podejrzliwym tonem. Po czym doda ywo: - Na dole wszystko byo
w porzdku. Ju to panu mwiem. Dlatego zreszt mogem zdecydowa si na zmian kursu.
- Ot to! My tutaj - cign stary marynarz, siadajc znw za biurkiem - bylimy zdziwieni. Nie
z powodu zachowania si Charrela w chwili zmiany kursu, o czym nie wiedzielimy. Dopiero pan nam
o tym powiedzia. Ale zdziwilimy si, e nie byo awarii w maszynach.
- Charrel by znakomitym mechanikiem - odrzek Godde zastanawiajc si, do czego zmierza kapitan
Cernay.
- Te maszyny, ktre - jak si wyrazi - wymyli jaki szaleniec, funkcjonoway doskonale. Ollivier
rwnie to przyznaje. Zarwno przed zmian kursu, jak i na kursie w poprzek fali... nic, adnej awarii.
- Trzeba powiedzie, e od Beachy Head...- rzuci Godde pgosem, wyczekujco.
Stary marynarz zdusi papierosa w popielniczce i wzi do rki lecy przed nim papier.
- Paski oficer napisa... Czytam ten ustp: W mesie zastaem oficera-mechanika Laurellea... - To si
dzieje znacznie pniej, przed poudniem, po zmianie kursu. - ...ktry powiedzia: Maszyny nigdy nie
pracoway tak dobrze, jak teraz. Tylko ludzie s zmordowani. Paskudna historia. Ale nic si nie
grzeje. Faktycznie, maszyny do koca pracoway prawidowo, pki nie zatkaa si pompa skraplacza.

Ale wtedy byo ju za pno i zatkania pompy nie mona nazwa waciwie awari maszyn. Canope
zaton nie tylko z nietknitym kadubem, ale take z nienaruszonymi maszynami.
- Zgadza si, kapitanie.
- Kiedy wraz z panami Senanque i Latouche przesuchiwalimy prawie wszystkich pozostaych przy
yciu wiadkw katastrofy - prcz pana - kiedy przeczytalimy raz i drugi wszystkie zgromadzone
dokumenty, raporty oficjalne i inne oraz wysuchalimy odpowiedzi na nasze pytania, zaczlimy
zastanawia si nad owym brakiem awarii maszyn, ktry nas zdziwi. Ba, wydao si nam to prawie
czym nienormalnym.
- Nienormalnym! - krzykn Godde.
- Tak - odrzek Cernay, ktry wiedzia dobrze, do czego zmierza. - Mielimy na myli to wystpienie
Charrela w Neapolu, kiedy prosi pana o odoenie wyjcia na morze. Moemy zrozumie, e strach
ogarn mechanikw i palaczy. Mogo to nawet uj modym nie obarczonym pen
odpowiedzialnoci oficerom mechanikom, jak Laurelle, jak Ollivier. da od kapitana, bez adnych
konkretnych podstaw, aby wstrzyma wyjcie statku w morze, to niewtpliwie objaw strachu lub
przynajmniej jakiego umysowego zamtu. Ale Charrel, czowiek u schyku kariery! Majcy za sob
okoo czterdziestu lat pywania! Zasigalimy co do niego informacji. Wertowalimy jego akta
personalne. By czowiekiem mdrym i zrwnowaonym. Nie moemy tego zrozumie. Dlaczego
zgodzi si pj do pana na prob swych oficerw?
- I ja nie rozumiaem tego wystpienia. Zwaszcza emy si przyjanili. Ale o tym ju mwilimy,
kapitanie.
- Tu wcale nie chodzi o przyja - cign z uporem Cernay. - Czy Charrel wytumaczy swj krok?
Poda panu jaki istotny powd?
- Nie, adnego - odpar Godde, coraz bardziej zdziwiony i zaniepokojony. - Mimo e skaniaem go do
tego, czynic aluzj do owego synnego powiedzenia, ktre wyszo z ust kapitana Derieugo w
Marsylii. Powiedziaem: Niemoliwe, aby wierzy pan cho przez chwil w to, co syszelimy obaj.
- Co odpowiedzia?
- By przejty. Bredzi co o duej odpowiedzialnoci. Potem przerwa, poniewa straciem panowanie
nad sob. Mwiem panu.
- A zatem nic konkretnego? - nalega Cernay.
- Nie, kapitanie - odrzek krtko Godde, cigle majc si na bacznoci.
- Jednake wiedzia, e Canope by prawidowo zaadowany; sam pracowa nad tym wraz z panem.
A maszyny, do ktrych nie mia zaufania, pracoway tak dobrze, e gdyby jakim cudem Canope ody,
od razu mogyby zacz si krci.
- To prawda.
- To jest niezrozumiae - powtrzy raz jeszcze Cernay, zdajc si nie zwraca uwagi na zachowanie si
Goddea. - Gdybymy my, marynarze, przeczytali w jakiej powieci, e starszy mechanik zwrci si
w podobnych okolicznociach do kapitana, aby wstrzyma wyjcie statku w morze, to bymy si
umiechnli. Ale tu, niestety, nie chodzi o powie.
Po gbszym milczeniu, ktrego Godde nie przerywa, stary kapitan cign dalej:

- Laurelle twierdzi, e mechanik tej klasy co Charrel nie mg nie wiedzie, czy moe liczy na
maszyny, skoro pracowa przy nich dwa miesice. A praktyka wykazaa, e do maszyn Canope mg
mie zaufanie. Ale przypumy, e Charrel mia jeszcze inne powody do obaw, poza maszynami
i koysaniem.
- Jakie inne powody do obaw? - pyta Godde coraz bardziej nieufnie.
- Zaraz. Wwczas jego postpowanie moe by si wyjanio. Takiego przynajmniej zdania jest
Latouche. Powiedzmy, i Charrel ywi pewien niepokj. Mia ku temu jaki powd. Wspomina o tym
w swoich raportach do dyrekcji, ktre przedstawia kapitanowi Derieumu. Dyrekcja braa pod uwag
jego spostrzeenia tylko czciowo...
Za kadym sowem w oczach Goddea zapalay si byski drzemicego w nim wzburzenia.
- Co panu wiadomo konkretnego, kapitanie?
- Na informacje Charrela - cign dalej bardzo spokojnie Cernay, nie odpowiadajc na pytanie Derieu nie reagowa w aden szczeglny sposb. Pamita pan, co odpowiedzia dyrektorowi: Nie
widz powodu do dymisji. Ten Derieu, ktry - jak pan mwi - zatruwa ludziom ycie, budzi jednak
u wszystkich niezwyke zaufanie. Charrel ulega, pozostaje na stanowisku, nic nie mwic. Natomiast
Derieu dostaje ataku apopleksji i odchodzi. Caa zaoga jest przekonana - jak zreszt i pan sam - e
dyrekcja towarzystwa, naglona czasem, dowdztwo powierzy panu. Rozumie pan, w jakiej sytuacji
znalaz si Charrel?
Ale zanim Godde, ktrego twarz nagle poczerwieniaa, zdy odpowiedzie, stary marynarz
kontynuowa:
- Godde to nie Derieu. Godde nigdy przedtem nie dowodzi statkiem. Nie jest wykluczone - take i
Latouche czyni takie przypuszczenie - e Charrel mia zamiar porozmawia z panem, jeszcze zanim go
o to poprosili jego oficerowie. Jednak si waha. Ciko mu byo zwraca si do pana z wasnej
inicjatywy. Czy sam pan nie wspomnia, e pomidzy wami zawizao si uczucie przyjani?
- Pan Latouche nie przypisuje Charrelowi zbyt piknej roli - mrukn Godde.
- To ludzkie i prawdziwe, a raczej prawdopodobne. W chwili gdy Ollivier, Laurelle i inni zwrcili si
z prob o interwencj, aby zrzek si pan dowdztwa, Charrel odczuwa ulg, podwjn ulg. Podzieli
si z panem osobistym niepokojem i istotnymi obawami, a przy tym bdzie mwi w imieniu
wszystkich.
- Ale jakimi istotnymi obawami? Czy pan Latouche nie da si unie wasnej wyobrani?
- Czytalimy raporty Charrela - odpar Cernay bez gniewu. - Czy stary mechanik, ktrego - jak pan
mwi - czya z panem przyja, nigdy nie wspomina panu dokadnie o pracach, ktrych wykonania
si domaga? To moe wydawa si dziwne.
- Tak, to moe wydawa si dziwne - odrzek Godde, wyprowadzony z rwnowagi przez spokj
i zdecydowanie starego marynarza. - Miaem jednak do Charrela wiksze zaufanie ni on do mnie. By
bardzo wraliwy i nie lubi mwi o tym, co go bolao. Na przykad nie powiedzia mi nic o swej scysji
z kapitanem Derieum mimo i orientowa si, e musz o niej wiedzie. Moe si po prostu wstydzi.
Ja te o tej sprawie nie wspomniaem.
- To by si na og zgadzao z tym, co o nim sdzi Latouche. Ale wrmy do raportw Charrela.
Przestudiowalimy je uwanie. Konsultowalimy si nawet w ich sprawie z pewnym wyszym
oficerem suby technicznej marynarki wojennej: Charrel domaga si wielokrotnie, aby wymieniono

podogi w kotowni i maszynowni oraz aby przeprowadzono kapitalny remont ukadu pomp. Nie
usuchano go. To znaczy, nie usuchano w peni. Poprawiono tylko cz podg. Przeprowadzono
tylko dorany przegld pomp, odkadajc reszt do nastpnego postoju w Marsylii. Podogi i pompy oto prawdziwy przedmiot obaw Charrela. Nie powiedzia panu o tym, kiedy przyszed do pana
w delegacji?
- Nie powiedzia o tym ani sowa. Zapewniam pana.
- Nie wtpi - odrzek stary marynarz, zdejmujc okulary i przecierajc je chusteczk. - Przyzna pan
jednak, e to dziwne. Ale sowa w takiej sytuacji! Widzi pan teraz, dlaczego zachowanie si Charrela
wydaje si niezrozumiae.
- Chce pan powiedzie, kapitanie - rzuci gwatownie Godde z paajcym wzrokiem - e przemilczenie
przez Charrela jego rzeczywistych obaw mogo przyczyni si w jakim stopniu do katastrofy Canope?
Stary kapitan dugo ociga si z odpowiedzi. Potem owiadczy, cigle bardzo spokojnie:
- Co do przyczyny katastrofy mamy opini do ustalon. Ale moliwe, e gdyby Charrel otwarcie
powiedzia panu o wszystkim w Neapolu, a zwaszcza wtedy kiedy zmieni pan kurs w poprzek fali,
aby i na pomoc Marco Polo, moe byby pan pooy si na inny kurs, moe zasobnie wglowe nie
zostayby zalane, wgiel by nie przesik i woda nie wdaraby si do przedziaw dennych...
- Kapitanie - odpar szorstko Godde podnoszc si. - Od trzech miesicy czekam, aby rzucono mi
w twarz to oskarenie, aby mi zarzucono, e poszedem na pomoc woskiemu parowcowi. Zapytaem
Voxa: Czy pozostaby guchy na to wezwanie? Powiedziaem mu take: Marynarz powinien dosta
do rk statek na tyle sprawny, aby mg udzieli pomocy innemu statkowi w kadych
okolicznociach. Pan przytacza jeszcze jeden argument na moj obron. Nie usuchano Charrela.
Wymieniono tylko cz podg...
- Prosz si uspokoi, Godde, i usi. Bynajmniej panu nie zarzucam, e poszed pan na pomoc
Marco Polo. Zapewniam pana sowem honoru, e gdybym sam by na paskim miejscu na mostku
Canope i wiedzia o tym toncym statku to wszystko, co pan wiedzia, bybym take zmieni kurs
w poprzek fali, aby i na pomoc zagroonemu statkowi.
- Jak to? - krzykn Godde w najwyszym zdumieniu.
Po czym umilk i opad na fotel, a na jego twarzy odmalowa si wyraz niezmiernej radoci i zarazem
zakopotania.

IV
Gdy Canope zaton na oczach jego kapitana, Godde straci przytomno. Pierwszy oficer Virginii
i marynarz, ktrzy wyowili go z wody, przenieli kapitana do szpitala okrtowego, gdzie go ocucono,
ogrzano i opatrzono. Wizada prawego barku i prawego ramienia mia potuczone i zerwane przez
stalow lin, ktra wyszarpna go z morza. Potem uoono go w kabinie pilota.
Po dwch godzinach czyja obecno u wezgowia wyrwaa Goddea z letargu, w ktry pogry go
silny rodek umierzajcy.
W krpej ciemnej sylwetce, przypominajcej wystrugan z drewna lalk, przesonitej mimo jasnego
wiata mg niewiadomoci, Godde rozpozna z trudem Voxa, kapitana statku. Twarz Voxa bya
zapada i wycignita, oczy - ocienione daszkiem czapki, obszytym zotym, zniszczonym galonem powikszone zmczeniem, a barczyste ramiona jeszcze poszerzone cikim nieprzemakalnym

paszczem. To by Vox, ktry ze swoj Virgini dokonywa cudw, manewrujc cigle na olbrzymiej
fali, wycigajc rozbitkw z szalup miotanych falami o burty jego statku i wyawiajc tych, ktrzy
rozpaczliwie czepiali si sieci rozcignitych na burtach.
- Boli ci, stary? - zapyta Vox. Po czym, zbliywszy si do koi, wyszepta do ucha lecego: - Wybacz,
Godde. Gdybym by na towarowcu, prbowabym poda na Canope hol i wyprostowa go. Ale nie
miaem prawa naraa ycia moich pasaerw.
Godde, oszoomiony, znw zamkn oczy. Lecz sowa starego towarzysza wzburzyy go i wkrtce
obudziy z odrtwienia. Odgrodzony od guchego huku unoszcych statek fal wsuchiwa si
w uderzenia mechanicznego serca Virginii, ktra odwrciwszy si ruf do sztormu wzia z powrotem
kurs na Gibraltar i Neapol. Po kilku minutach uwiadomi sobie, e sowa: Nie miaem prawa naraa
ycia moich pasaerw odnosiy si do jego wasnego wypadku.
Od tej chwili bl, jaki odczuwa na myl, e oto zwyciyo go morze, e widzia mier powierzonych
mu ludzi, e patrzy na pogranie si Canope - przybra ostr form, sta si bardzo osobisty
i doczya si do trwoga.
Vox nie zdecydowa si narazi Virginii na sytuacj, ktra mogaby sta si krytyczna. Natomiast on,
Godde, zmieni kurs Canope z omiuset pasaerami, nie liczc zaogi, i poszed na poszukiwanie
Marco Polo.
W tym - rzek sobie - tkwia przyczyna katastrofy, w tym przymusowym kursie w poprzek fali, na
ktrym - jak przed chwil powiedzia kapitan Cernay - zostay zalane zasobnie, wgiel przesik wod
i nastpiy przecieki do przedziaw dennych. Wszyscy - wbi sobie w gow - bd oczywicie mwili
tylko o niechlubnej przeszoci Canope, ktrego aden armator nie chcia zatrzyma w swej flocie, i o
kopotach, jakie nam sprawi w podry z Londynu do Marsylii; bdzie si mi zarzuca, e usuchaem
wezwania wocha, i nikt nie wemie pod uwag, e miaem cakowite prawo zmieni kurs. (Jak
pniej wyjani staremu kapitanowi: statek trzyma si dobrze na duej fali, a maszyny pracoway
bez zarzutu).
Mimo gorczki i blu zsun si z koi. pragnc natychmiast pomwi z Voxem, moe dlatego, aby si
podtrzyma na duchu, ale przede wszystkim dlatego, aby bez zwoki zebra wszystkie podstawy do
obrony; przypomnia sobie bowiem nagle, e wszystkie dokumenty okrtowe, najwaniejsze
wiadectwo, po ktre szed wanie, kiedy fala zmya go z pokadu, zatony wraz ze statkiem.
U podna wskiej schodni czcej kabin pilota z kabin nawigacyjn zatrzyma si na odgos
rozmowy i ze zdziwieniem rozpozna gos swego trzeciego oficera Dufora, ktrego uwaa za
zaginionego.
Vox zadawa pytania, a Dufor opisywa tragedi Canope, widzian oczyma czonka zaogi, poczwszy
od wyjcia z Neapolu, a do chwili kiedy statek zmiady d ratunkow pen kobiet i dzieci, na
ktrej mody oficer sprawowa dowdztwo.
Niemal godzin Godde przysuchiwa si rozmowie, okryty miertelnym potem, niezdolny wywlec si
po schodni do kabiny nawigacyjnej. Odkry nagle, e od samego pocztku utraci by kontakt
z wewntrznym yciem swego statku. Troski, niepokj i obsesja, ktre opady go pniej, pogbiy
jeszcze t izolacj. Przykuty do mostku nie mg widzie tego wszystkiego, czego wraliwym
wiadkiem by Dufor, ustawicznie krcy po kabinach, pokadach, maszynowni i pomieszczeniach
midzypokadowych dla emigrantw. Trzeci oficer sysza wszystko, czego nie mg sysze Godde.
A teraz opowiada o tym Voxowi.

W cigu tej niecaej godziny Godde dowiedzia si z ust swego oficera, e jeszcze przed zatoniciem
statku wikszo zaogi Canope wysuna pod adresem kapitana oskarenie, ktrego si obawia po
usyszeniu wypowiedzi Voxa. W napadzie rozpaczy ludzie oskarali go brutalnie: Po co Godde
schodzi z kursu? To byo szalestwo! Nie rozumia prawdziwej sytuacji. Dlaczego by a tak lepy?
Wyjanienie, zamykajce opowiadanie Dufora, pogbio jeszcze udrk Goddea; pozycja, ktr
Canope poda wzywajc pomocy, rnia si od rzeczywistej o okoo pidziesit mil. Statek wyszed
zatem z faszywej pozycji ju wwczas, kiedy zmienia kurs, idc na pomoc Marco Polo. Poszukiwano
wic faktycznie frachtowca lub jego zaogi, prawdopodobnie ratujcej si na odziach, w miejscu
gdzie ich by nie mogo. Nie zmieniao to chwalebnego zamiaru, ale koniec kocem spowodowao
niepotrzebnie katastrof Canope.
Dotarszy wreszcie do kabiny nawigacyjnej, Godde wypowiedzia gorzkie sowa podyktowane
przewiadczeniem, e zosta oszukany przez ludzi, ktrzy postawili go na mostku liniowca. Nie
wahali si - powiedzia - posa w zimie na pnocny Atlantyk wypenionego pasaerami statku,
ktrego ju nikt nie chcia, a teraz bd mi zarzucali, e go uyem do akcji ratowniczej, do ktrej
kady kapitan powinien mie prawo uy swego statku. Po czym doda: Raport o wypadku morskim
jest dokumentem, z ktrym trzeba si liczy. Bd si broni.

Po wysaniu do dyrekcji Intercontinentale dugiego telegramu, w ktrym poda rzeczowe przyczyny


i okolicznoci katastrofy, Godde zacz natychmiast zbiera materiay do raportu o wypadku morskim;
korzysta z pamici Dufora, konsultowa si z przykutym do ka mechanikiem Ollivierem, posugiwa
si mapami i dokumentami Voxa; pyta wreszcie przez radio o szczegy radiooficera Dejeana,
uratowanego przez Ascani, ktra znajdowaa si ju z powrotem w drodze do Nowego Jorku.
Jeszcze przed ukoczeniem tych wstpnych prac telegram z Intercontinentale naglcy o szczegy
w sprawie zalania zasobni w trzydzieci sze godzin przed katastrof - upewni go o tym, e znajduje
si w stanie oskarenia.
Nie mogc sam pisa, dyktowa raport swemu oficerowi, wac kade sowo, dobierajc starannie
okrelenia, budujc owe brzemienne znaczeniem, cigle poprawiane i uzupeniane zdania, ktre
teraz odczytywa kapitan Cernay: Podkrelam z ca stanowczoci fakt [...] od Gibraltaru [...] adnych
nienormalnych przeciekw, prawidowa praca pomp, adnej awarii maszyn czy mechanizmw
pomocniczych...
Potem, bdc na nogach cay dzie i cz nastpnej nocy, zapad w rozstrj nerwowy, na ktry
lekarstwa niewiele pomagay. Dopiero po miniciu Gibraltaru zacz wychodzi z kabiny na dugie
samotne spacery po pokadzie odziowym. Statek nie pyn ju samotnie. Spogldajc w nocy w dal,
Godde czsto dostrzega liczne wiata pozycyjne innych statkw. W dzie rozrnia na pomostach
nawigacyjnych i pokadach mijanych statkw oficerw i pasaerw dugo obserwujcych przez
lornety statek, ktry wiz do Neapolu uratowanych rozbitkw z Canope. Anteny radiostacji Virginii
pkay od nadmiaru telegramw.
Z kad mil Virginia zbliaa si do wiata, w ktrym oczekiwano kapitana zgubionego statku. Ten
za wiedzia, e ludzie na ldzie niecierpliwie pragn dowiedzie si przyczyn i okolicznoci katastrofy;
widzia, jak gorczkowo wyczekuj przybycia do portu rozbitkowie. Gorco pragn, aby jak najrychlej
nadesza godzina, w ktrej miao si wszystko wyjani.

Okoo dwudziestu mil przed Neapolem Godde usysza dzwonek telegrafu maszynowego, po ktrym
maszyny niemal natychmiast zwolniy obroty. W odlegoci kilku kabli, na tle widniejcych na
horyzoncie przed dziobem statku wysokich brzegw zatoki, w kierunku Virginii spiesznie pyn
czarny holownik, odrzucajc dziobem na boki spienione fale.
Godde uczu ze zdziwieniem, e dr mu rce. Kto przybywa? Kto wynaj w may statek, aby
prdzej nawiza kontakt z rozbitkami lub... moe z nim samym? Urzdnicy imigracyjni? Woskie
osobistoci oficjalne? Przedstawiciele wadz portowych?
Zbliywszy si do nadburcia Godde wpatrywa si w holownik, ktry zatoczywszy pkole podchodzi
do trapu opuszczonego na rozkaz kapitana Voxa. Na pierwszy rzut oka rozpozna pod rondem
filcowego kapelusza okrg twarz Maurina, inspektora Intercontinentale; sta na pokadzie
holownika, wypychajc piciami kieszenie jasnego paszcza.
Maurin! Dlaczego tak mu si spieszy? Godde by pewien, e zobaczy go na nabrzeu w Neapolu. Ale
po co, u licha, Maurin zjawia si na morzu, kiedy Virginia zblia si dopiero do wybrzey woskich?
Godde zszed do swojej kabiny, a po kilku minutach kapitan Vox wprowadzi do niej maego
czowieczka, sam dyskretnie si wycofujc.
- Przyjechaem po pana, Godde. Na nabrzeu czeka dwudziestu dziennikarzy przybyych z Parya,
Londynu, Rzymu i Mediolanu. A take rodziny uratowanych i zaginionych pasaerw paskiego
statku. To byoby zbyt przykre dla pana.
Zbyt przykre dla pana! - sowa te zdziwiy Goddea, ktry naiwnie oczekiwa jakiego ataku
w rodzaju: C pan zrobi najlepszego ze swoim statkiem?
Maurin usiad rzuciwszy kapelusz na koj. Jego mae latajce oczka unikay wzroku Goddea. Po chwili
doda:
- Zabior take Olliviera, pana Dufora i wszystkich ludzi z Canope, ktrzy s na statku. Kazaem ich ju
uprzedzi.
Nastpnie spyta nie robic przerwy:
- Czy opracowa pan ju raport o wypadku morskim?
- Podyktowaem go Duforowi - odpowiedzia Godde, odsaniajc spod munduru prawe rami
spoczywajce jeszcze na temblaku.
- Prosz mi go da.
Co to ma znaczy? - zastanowi si w duchu Godde, zaskoczony przeczuciem, e wypadki potocz si
inaczej ni przypuszcza.
- Wiadomo panu zapewne - odpar - e po zatoniciu statku raport o wypadku morskim naley
najpierw dorczy konsulowi Francji w najbliszym porcie, jeeli jest to oczywicie port zagraniczny.
- Tak, wiem o tym. Wszystko gotowe. Sam pana zawioz do konsulatu. Wszystkie sprawy oficjalne
bdziemy zaatwia wsplnie. Ale kopi raportu jest pan rwnie obowizany zoy dyrekcji
towarzystwa. Dyrektor poleci mi prosi pana o to.
Boj si - pomyla Godde zrozumiawszy nagle, o co chodzi. - Jake mogoby by inaczej? Chc
natychmiast wiedzie, co napisaem.

- Oto kopia - rzek, podajc Maurinowi jeden z trzech odpisw sporzdzanych przez Dufora. Po czym
usiad naprzeciw inspektora ze wzrokiem utkwionym w jego twarzy.
Jak mogem tego nie przewidzie? - powtrzy w duchu. - Ale jeeli zarzuc mi, e poszedem ha
ratunek Marco Polo, wwczas sami nara si na oskarenie, e dali mi nieodpowiedni statek.
Wydawao mu si, e od chwili kiedy przyszed do siebie po zatoniciu Canope, bdzi w zupenych
ciemnociach. Nieoczekiwane przybycie inspektora, jego zachowanie si i sposb przemawiania
z miejsca rozproszyy ten mrok.
Godde zdawa sobie od pierwszej chwili spraw z odpowiedzialnoci armatora, a przede wszystkim
z odpowiedzialnoci jak ponosi Maurin, ten may, ruchliwy, nerwowy i przedsibiorczy czowieczek,
zoliwy jak mapa, umiejcy powiedzie kademu co trzeba, nadawa sens szczeglny raportom
i listom, a zrcznie ukrywa istniejce trudnoci. Ale przebyty wstrzs, cierpienie i udrka oszoomiy
go.
Mylaem... Jake si myliem! Trzs si ze strachu! A zwaszcza on, Maurin, ktry gdy zaoferowano
towarzystwu do ewentualnego nabycia kilka statkw na lini nowojorsk, nalega, aby wybra
Canope; on, ktry pierwszy obejrza statek, dobra zaog i przynagla j do popiechu; ktry wreszcie
rozpta kampani reklamow i ustali dat wyjcia statku w pierwsz podr. A teraz ten jego
wspaniay trzykominowy liniowiec zaton, miadc i topic kobiety i dzieci!

Virginia ruszya w dalsz drog do Neapolu, na co wskazywaa wibracja kaduba. Haasy, nawoywania
i krztanina, dochodzce nawet do tej wewntrznej kabiny, pozwalay przypuszcza, e
przygotowywano si do manewrw portowych. Maurin, zdajc si nie zwraca na to wszystko uwagi,
zacz si zaznajamia z treci stronic, ktre teraz przed chwil tak uwanie studiowa kapitan
Cernay.
Obok obawy, ktr Godde ywi dotd, do serca jego zakrada si jeszcze inna, bardziej wyrachowana
(niebezpieczestwo bowiem nie zniko, a oskarenie mogli wnie inni); ledzi ruchy oczu inspektora,
przeskakujcych pod namarszczonymi brwiami ze sowa na sowo, z wiersza na wiersz. - Jaki plan
przygotuj na wasn obron? Jaki manewr zastosuj przeciw mnie? - By przygotowany na atak,
tymczasem spotka si z jakim liskim unikiem, ktry go zaskoczy.
Za Maurin obrci kartk, potem drug, i nieszczsny kapitan, nie pozbywszy si swych obaw sprzed
chwili, zacz znw przeywa dramat, ktry teraz odczytywano na jego oczach. Sdzi nawet, e
w umyle tego czowieka, majcego za sob trzydzieci lat pywania, w tym rwnie dowodzenia
statkami, obudz si moe jakie wspomnienia przeszoci. Czy na owej nieruchomej jak maska
twarzy nie odbije si jakie wzruszenie? Czy nie przerwie dugiej lektury tekstu, z ktrego sugestywnej
siy Godde zdawa sobie dobrze spraw? Czy w uniesionym i utkwionym w nim wzroku nie da si
odczyta wyznania: To prawda, Godde. Dalimy panu zy statek lub aprobaty: Sam bym inaczej nie
postpi.
Ale adne, najbardziej nawet brzemienne tragizmem zdanie nie potrafio przerwa lektury Maurina.
Godde, nie mogc wytrwa nieruchomo do koca, podnis si i zacz zbiera skromne resztki swego
osobistego dobytku oraz odzie i bielizn ofiarowane mu przez towarzyszy z Virginii. - Nie do wiary! myla. - Teraz wie rwnie dobrze jak ja, dlaczego Canope zaton i jak odbyo si opuszczenie statku.
I nie mwi ani sowa! Nie pyta ani o Charrela, Bertranda czy Rouveyrea, ani o mechanikw i innych,
ktrych zna, ani nawet o zmiadone dzieci! Czy strach moe uczyni z czowieka istot gorsz od
zwierzcia?

Godde sznurowa wanie may marynarski worek dostarczony mu przez bosmana, gdy zauway, e
inspektor zdejmuje okulary i chowa do kieszeni niedbale zoony raport.
- Co si waciwie stao z kapitanem Derieum? - spyta Godde zarwno w tym celu, aby dowiedzie
si o losie dawnego kapitana, jak i po to, aby sprowadzi Maurina na rozmow o okolicznociach,
w ktrych jemu, Goddeowi, powierzono dowdztwo statku. Kto wie, do czego mgby doprowadzi
taki zwrot rozmowy.
- Umar.
- Kiedy?
- Tej samej nocy, kiedy pan wyszed w morze. Niech si pan pospieszy, za pi minut okrtujemy si
na holownik.
Ton Maurina zmrozi Goddea. Kapitan dostrzeg przepa, jaka dzielia obecnie marynarzy od tego
zagroonego czowieka, niegdy take marynarza, a teraz potwornego egoisty. - Jeli bdzie trzeba pomyla - zdepce mnie.
Oczy obu mczyzn spotkay si wreszcie i Maurin rzek:
- Pojutrze przyjmie pana dyrektor.
Powiedzia to z pewnoci dlatego tak przynajmniej wydawao si Goddeowi - poniewa dostrzeg
w jego wzroku wyraz osupienia.

Na holowniku, ktry Virginia szybko pozostawia za ruf, Maurin - bknwszy co do kadego


z uratowanych marynarzy - usiad samotnie w sterwce, podnis konierz paszcza i ukry brod po
usta w szalu.
W porcie holownik przeszed tak blisko obok przycumowanej Virginii, e mona byo z niego usysze
okrzyki tumu z trudem powstrzymywanego przez policj, i dojrze inny tum, ktry cisn si na
uginajce si trapy, przerzucone z nabrzea na statek. Po grnym pokadzie krcili si dziennikarze,
wszc za ofiarami, ktre im si wymkny.
Rozbitkw ulokowano w hotelu. Potem zaczy si rozjazdy po miecie, ktre pozwoliy Goddeowi
podziwia duy zmys organizacyjny Maurina. Wszystko gotowe - powiedzia inspektor. Byo to
prawd. Od drzwi, ktre niemal same otwieray si przed ocalonymi marynarzami, portierzy wiedli
ich do biur, gdzie przed urzdnikami leay ju przygotowane wykazy i formularze wymagajce
wypenienia i podpisania. W konsulacie Francji pierwszy sekretarz dziaajcy w zastpstwie konsula
przeprosi za nieobecno szefa i przyj od kapitana raport o wypadku morskim.
Nastpnie Maurin odwiz na stacj kolejow trzech ocalonych oficerw, zaopatrujc ich w bilety na
przejazd pocigiem odchodzcym z Neapolu o pnocy.
- Pojutrze u dyrektora - zdy przypomnie Goddeowi, po czym znikn. Po paru minutach uczyni to
samo mechanik Ollivier, ktry wola odbywa podr samotnie.

Godde usadowi si w kcie przedziau, majc przed sob, jako ywy obraz katastrofy, trzeciego
oficera Dufora. Ten, nie mogc usiedzie na miejscu, to przeciga sw dug posta, to wychodzi na
korytarz, spacerujc po nim wielkimi krokami jakby po mostku. Bez widocznego powodu opuszcza

okno, wychyla si, podnosi okno, zapala papierosa, rzuca go i wraca na miejsce do przedziau,
kryjc sw zapad twarz w ogromnych, silnych doniach.
Gdy pocig zatrzyma si na stacji, Dufor zerwa si, wyskoczy na peron i po chwili zjawi si, jedzc
kanapk.
- Moe i panu co przynie, kapitanie? Musi pan co zje i wypi. Moe kawy?
Godde potrzsn gow przeczco. Chciao mu si krzycze: Nie pragn sysze wicej paskiego
gosu.
Dwiczcy w uszach gos Dufora przywodzi mu wspomnienie owej pamitnej nocy, kiedy sysza jak
trzeci oficer opowiada Voxowi o wewntrznym dramacie statku Canope; przypomina mu krzyki
nieszczsnego Rouveyrea, kiedy ze zamanym krgosupem zwiesza si w ramionach Dufora;
przypomina przeklestwa emigrantw miotanych przez burz po midzypokadach i wyjcych ze
strachu, e zostan tam uwizieni; przypomina wreszcie okrzyk zgrozy, kiedy statek pogrzeba pod
sob pierwsz d ratunkow.
Gos ten zdejmowa mrok z oczu Goddea, siedzcego z przymknitymi powiekami w trzscym si
wagonie. W wizji ukazujcej agoni statku pojawiay si widma palaczy nurzajcych si w botnistym
szlamie, w jaki zamieni si zamoky wgiel, wyszukujcych suche bryy i podajcych je sobie z rk do
rk, aby za wszelk cen utrzyma ogie pod kotami; Godde widzia grup kobiet modlcych si na
klczkach przy umierajcym starcu; widzia mod dziewczyn, ktr znaleziono pprzytomn ze
strachu w pozbawionej wiata kabinie, dziewczyn, ktrej uderzenie haka miao niebawem
roztrzaska czaszk.
Mody oficer, zniechcony cigymi odmowami swego kapitana, zamilk wreszcie i uspokoi si na
pewien czas. Tymczasem w ciemnociach rysowaa si przed oczyma Goddea blada maska twarzy
Maurina o zielonych oczach. - Co te uknuli przeciw mnie? - zapytywa si w duchu kapitan.

Kiedy po przekroczeniu progu gabinetu Godde ujrza szczup, ciemno ubran posta swego
dyrektora - o duej, okrgej, ysej gowie, wyupiastych oczach i farbowanej, krtko przycitej
brodzie - przypomnia sobie, jak przed kilku miesicami ten sam czowiek zawiadomi go na oficjalnej
audiencji o nominacji na pierwszego oficera Canope i owiadczy, e - ma si rozumie - wkrtce
otrzyma dowdztwo frachtowca.
- Nim rok upynie, zobacz pana tu znowu.
Nim upynie rok! Istotnie nie upyn rok, kiedy powraca znw do tego gabinetu, aby zda spraw
z utraty powierzonego mu statku, ktrego nie doprowadzi do portu!
- To straszne, Godde. Dwiecie pitnacie ofiar. Z oficerw: Bertrand, Rouveyre, Charrel ze wszystkimi
swymi mechanikami prcz Olliviera, doktor Thomas - wszyscy zginli. Dalej bosman ze wszystkimi
ludmi, starymi pracownikami towarzystwa. Prosz opowiedzie o tym wszystkim.
Uczyni gest zapraszajcy. Godde usiad.
- Od pocztku do koca. Wszystko.
Godde, bardzo wzburzony, milcza przez dusz chwil, usiujc odgadn we wzroku dyrektora
ukryty sens jego sw. Opowiedzie wszystko? Co to znaczy? Czy tylko przebieg wypadkw, czy take

wszystko to, co si dziao za kulisami? Nie kryje si w tym jaka puapka? Czego chce armator?
Szczegowego wyjanienia, debaty czy jakiego generalnego prania?
Zachowanie si Maurina nakazao Goddeowi ostrono. - Zobaczymy - pomyla. - Postanowi
trzyma si cile tekstu raportu o wypadku morskim, dodajc jednak wicej szczegw i kadc
nacisk na motywy, jakimi sam kierowa si w swych decyzjach.
- Prosz najpierw powiedzie o kapitanie Derieum.
Godde drgn. Derieu! Przypominanie faktu nagej choroby dawnego kapitana Canope oznacza
poruszenie z bliska sprawy wasnego objcia dowdztwa oraz owego klimatu na statku, jaki
panowa w chwili wyjcia z Neapolu.
Zacz opowiada wolno, drobiazgowo, obiektywnie. Z okna gabinetu roztacza si rozlegy widok na
zatok: statki przycumowane przy nabrzeach basenu portowego, tawe dymy snujce si nad
kominami statkw, windy pokadowe spowite kbami pary, obracajce si ramiona dwigw, liczne
malutkie szare postacie, oywione gdzieniegdzie barwniejsz plamk, gestykulujce, uwijajce si po
pokadach, wspinajce si na trapy. Widok ten ywo przypomina sceneri, wrd ktrej rozegra si
dramat odejcia kapitana Deuriego. W pamici Goddea zarysowa si wyranie w moment, od
ktrego jego ycie potoczyo si nagle w innym kierunku.
Przy tym wszystkim Godde nigdy dotd nie opowiada nikomu od pocztku do koca tragedii Canope
- mimo e odczuwa tego potrzeb - nawet wasnej onie, ktrej udao si wydoby od niego zaledwie
drobne fragmenty.
Ale jaki nieomylny, kierujcy nim instynkt nie pozwala mu wymwi pewnych sw, ktre mona by
zrozumie w sensie napastliwym. Opowiedziawszy, jak karetka pogotowia odwioza kapitana
Derieugo do szpitala, doda:
- Dwie godziny pniej otrzymaem paski telegram nakazujcy objcie dowdztwa Canope. - Po
czym, po wyranej przerwie, powiedzia: - Nie mogem odmwi.
I zaraz przystpi do sprawozdania z podry. Podkrela dobre trzymanie si statku na morzu, zaraz
potem opowiedzia o gwatownym sztormie, w jaki statek dosta si po miniciu Gibraltaru, po czym
natychmiast zaznaczy, e maszyny pracoway znakomicie, ale sztorm przybiera na sile i stan morza
pogarsza si.
Ta celowa kolejno relacji, jeszcze bardziej podkrelona ni w raporcie, przywodzia sama przez si
na myl - chocia nie pado o tym ani sowo - owe niepokojce fakty, jakie cechoway podr z
Londynu do Marsylii, tak ywo, e kiedy Godde doszed do decyzji zmiany kursu wskutek wezwania
statku Marco Polo - umilk. Jego paajcy wzrok utkwiony w armatorze wyraa lepiej ni sowa myl:
Czekam teraz na paskie oskarenie.
Wwczas dostrzeg, e w twarzy siedzcego przed nim czowieka zasza zmiana. Siedzia nieruchomy,
wyprostowany, mocno oparty o porcz krzesa; cera jego przybraa wygld niemal trupi; przed
oczyma pojawiy si worki, a na policzkach zmarszczki; cienkie wargi zbielay, a na drcych lekko
rkach uwydatniy si pulsujce yy. Wreszcie wargi dyrektora rozchyliy si i wyszed z nich szept:
- Dalej, prosz dalej.
Godde utkwi wzrok w jednym ze stojcych w porcie statkw, ktry zamkn ju luki adowni
i przygotowywa si do rzucenia cum. - aden z nas nie jest naiwny - pomyla. - Ale on nie bdzie
mwi.

Podj swoj opowie i wkrtce potem zachowanie armatora ulego zmianie. Zacz robi
spostrzeenia, stawia pytania, da szczegw i nanosi uwagi na marginesie raportu o wypadku
morskim, ktry wydoby z teczki. Pragn dowiedzie si, jak zgin Rouveyre i w jaki sposb zagin
Charrel. Zdarzyo si nawet, e Goddeowi zabrako sw i musia uciec si do faktw, o ktrych
dowiedzia si od Dufora.
Kiedy w opowieci swojej doszed do momentu opuszczenia statku, do roztrzaskania odzi
ratunkowej, do ostatniego obchodu statku - obaj mczyni spogldali na siebie ze wzruszeniem,
gboko przejci opisywanym dramatem.
Nagle armator wycign do kapitana rk.
- Udzielamy panu teraz urlopu. Potem postawimy pana do dyspozycji komisji prowadzcej
dochodzenie w tej sprawie.
Godde opuci gabinet i idc, w oszoomieniu szepta sam do siebie: To prawdziwy armator. Kocha
statki... Ciki cios dla niego. Ale zachowuje dum, godno, presti...
Uskoczy nagle wstecz przed nadjedajc dorok, nie przestajc jednak myle: Raczej mnie nie
oskary, ale jeli zajdzie potrzeba, bdzie si broni uparcie, nie ywic dla mnie litoci z tych wanie
powodw: dumy, godnoci, prestiu! I dla pienidzy - doda. - A ja - c znacz?

Z pewnym niepokojem Godde przeglda dzienniki donoszce o przybyciu Virginii do Neapolu.


Zawieray informacje zaczerpnite bezkrytycznie przez dziennikarzy z rnych rde, z odpowiedzi na
pytania zadawane marynarzom, rozbitkom, a nawet gapiom na nabrzeu, a potem spisywane
naprdce w kawiarni i przetelefonowywane do redakcji. W sumie daway one melodramatyczny
i karykaturalny obraz katastrofy, wywoujcy w kapitanie Goddzie okrzyki ywego oburzenia.
- To skandal! Kto im mg naple tych bredni?
W ktrym z tych komunikatw uderzyo go jedno zdanie: Dlaczego porwano kapitana Canope
z pokadu Virginii przed przybyciem statku do Neapolu? Potem wzruszy ramionami.
adnemu reporterowi nie udao si dotd ustali zwizku, jaki istnia pomidzy przyczyn a skutkiem,
midzy zatoniciem frachtowca Marco Polo a zgub liniowca Canope, ktry - o czym wiedziano ju
nazajutrz po katastrofie - szed na pomoc frachtowcowi.
Ale dwa dni pniej w jednym z czoowych miejscowych dziennikw ukaza si na pierwszej stronie
wielki nagwek: Dlaczego zaton Canope? Dziennikarz, nie bdcy z pewnoci nowicjuszem
w reporterce spraw morskich, musia dotrze do jakiego dobrego rda. Godde odczytywa
z gorycz nastpujce zdania: Zguba wielkiego liniowca pasaerskiego towarzystwa
Intercontinentale wydaje si do dziwna... W dniu 10 lutego statek walczcy ciko z silnym
pnocno-zachodnim sztormem nie zawaha si pj ryzykownym kursem w kierunku wzywajcego
pomocy woskiego frachtowca Marco Polo... Dua ilo wody zalaa zasobnie wglowe i statek
zaton 12 lutego w wyniku unieruchomienia maszyn w braku pary... Udzielenie pomocy jest witym
obowizkiem marynarza, ale czy nie naleao zastanowi si dwa razy przed podjciem tak
ryzykownej decyzji?... W owej pierwszej podry przez pnocny Atlantyk powierzono statek,
wielokrotnie zmieniajcy armatora i bander, pierwszemu oficerowi mianowanemu kapitanem
w ostatniej chwili, oficerowi, ktry - jak nas poinformowano - opuci swj statek, nie zabierajc
z sob dokumentw okrtowych... Ci na nim liczne i powane zarzuty. Bd one przedmiotem
dochodzenia.

Na zakoczenie dziennikarz zacytowa koleg z prasy zagranicznej, ktry od jednego z angielskich


pasaerw Virginii, czsto podrujcego morzem i znajcego od dawna zgubiony statek zasysza
nastpujce znamienne zdanie: Canope! Ju dawno trzeba go byo zatopi ogniem dziaowym!

Pod wpywem osobistego rozalenia, a take draliwej sytuacji, w jakiej si znajdowa, Godde napisa
do redakcji dziennika niezrczny i obraliwy list. Zebralicie bezkrytycznie najgorsze plotki
i powtrzylicie nawet niesmaczny dowcip czowieka, ktry moe jest wielkim podrnikiem, ale
z pewnoci nie marynarzem.
Nastpnego dnia zjawi si u niego redaktor naczelny gazety.
- To nieprawda, e opuciem mj statek - owiadczy Godde. - Ta sama fala zmya z pokadu
zaginionego pierwszego oficera i mnie. Czy sdzi pan, e marynarz, na ktrego oczach gin dzieci,
kobiety i jego wani ludzie, ktry dopiero co obszed po raz ostatni opuszczony statek - tak dalece boi
si mierci, e porzuca dokumenty znajdujce si niemal w zasigu ramienia?
Potem, wskazujc na lecy obok srebrny zegarek, doda:
- Prosz spojrze, wskazuje godzin czwart trzydzieci. Stan w chwili, kiedy wpadem do wody.
Canope zaton o czwartej czterdzieci pi.
Zakopotany dziennikarz zacz si usprawiedliwia.
- Sprostujemy to, kapitanie. Ale nazwa pan nasze informacje plotkami!
- A czy nie jest plotk wiadomo, e wyskoczyem za burt?
- Mam jednak na myli Canope.
- Zostaem mianowany kapitanem w ostatniej chwili, to prawda. A czy panu wiadomo, e mam za
sob dwadziecia jeden lat pywania na pnocnym Atlantyku?
- Popenilimy bd, mieszajc pana w t spraw. Ale czy sam Canope nadawa si na lini
nowojorsk? Czy nie zaton wskutek wtargnicia wody wwczas, gdy szed pan na pomoc statkowi
Marco Polo?
- Wspomnielicie o dochodzeniach. Komisja jeszcze mnie nie przesuchiwaa.
Godde nie mg zarzuci dziennikarzowi, e przeinaczy w pewnym sensie swoje wywody. Przeciwnie,
fakty przedstawi bardzo wiernie. Sprostowanie ukazao si pod dugim nagwkiem: Kapitan Godde,
zmyty z pokadu swego statku przez fal, wzbrania si zaprzeczy naszym informacjom, chocia
nazywa je plotkami.
W wyraeniu wzbrania si zaprzeczy krya si lekka ironia. Artyku, ujawniajcy bez osonek uraz
marynarza, zawart w jego protestacyjnym licie, rozpta w prasie francuskiej i woskiej generaln
kampani przeciwko Goddeowi, ktry zgubiwszy swj statek, traktuje z gry ofiary katastrofy. Ataki
przybray jeszcze na sile, gdy doszo do wiadomoci - jak i skd nie wiadomo - e frachtowiec Marco
Polo nie znajdowa si w miejscu, w ktrym szuka go Canope.
- Nie czytaj w ogle gazet - doradzia Goddeowi ona.
Ale trzy dni pniej sama przyniosa mu dziennik, w ktrym opublikowano wywiad uzyskany od
wysokiej osobistoci ze sfer morskich.

Owa nie nazwana bliej osobisto wyraaa zdziwienie z powodu pogosek krcych na temat
moliwoci (tak brzmia ten eufemizm) statku Canope. Zwracaa uwag na liczne inspekcje, jakim
poddaje si statek przed wyjciem na morze, podkrelaa wyjtkow si szalejcego wwczas
sztormu, ktry - prcz Canope i Marco Polo - spowodowa zatonicie dwch statkw towarowych w
Zatoce Meksykaskiej, innego u wybrzey Nowej Fundlandii oraz maego statku pasaerskiego na
Morzu Irlandzkim; jako dowd wspaniaej dzielnoci naszych ludzi morza przytaczaa fakt
uratowania przez Virgini i Ascani ponad szeciuset osb spord pasaerw i zaogi.
- Ta wysoka osobisto morska - powiedziaa Goddeowi ona - to dyrektor Intercontinentale.
Wiesz teraz, jakie jest jego oficjalne stanowisko. Czy to prawda, e Canope przechodzi inspekcje?
- Z pewnoci ponad pidziesit razy od chwili, kiedy go spuszczono na wod. W takim wypadku
kontrole niczego nie dowodz.
Goddea zawiadomiono zwykym listem, e zostaje zwolniony na urlop. Po kilku dniach dowiedzia si
ze wzmianki prasowej, e w skad komisji majcej przeprowadzi dochodzenie w sprawie katastrofy
Canope weszli: dyrektor urzdu morskiego Senanque, inspektor nawigacyjny Latouche i kapitan
eglugi wielkiej Cernay oraz e komisja rozpocza ju prac.
Godde nie wychodzi z domu, gdy w udrce, jak przeywa, drani go ruch uliczny, ba si przy tym
spotka twarz w twarz z ktrym z kolegw nalecych do tego samego towarzystwa, gdy nie
wiadomo, jak takie spotkanie mogoby wyglda. Dzie po dniu przesiadywa patrzc na odleg
o dwadziecia metrw szar fasad przeciwlegego domu, trawiony wci tymi samymi mylami
i przeywajc od nowa te same sceny; pod ich wpywem budzi si te co nocy o godzinie trzeciej.
Jedynie pod nieobecno ony opuszcza swj fotel, przemierzajc pokj od koca do koca, buntujc
si przeciw sobie samemu, przeciw manii przeladowczej i przeciw zmowie milczenia ludzi, ktrzy
torturowali go, pozostawiajc w niewiadomoci swoich poczyna.
Owo przeduajce si milczenie przeraao go. Min marzec. Zacz si, a potem zblia ku kocowi
kwiecie. - Co si dzieje? Co knuj? - Tymczasem byo to bardzo proste; przed chwil powiedzia mu
o tym kapitan Cernay: Uwaalimy, e zanim pana wezwiemy, musimy pozna dokadnie ca
spraw. - Tak! Ale, gdy si wyczekuje w osamotnieniu i ma si gow nabit jedn jedyn myl!

Myl ta ulegaa zreszt od pocztku pewnemu przeobraeniu. Przechodzia stopniow ewolucj.


Spotkanie z Maurinem i dyrektorem Intercontinentale oraz wywiad udzielony dziennikarzowi przez
anonimow osobisto ze sfer morskich upewniy Goddea, e armator nigdy nie bdzie go oskara,
a przynajmniej otwarcie.
To jasne - mia si z wasnej naiwnoci - oskarenie sformuuj niewtpliwie czonkowie komisji
prowadzcej dochodzenie.
Do rozmowy z nimi naleao si przygotowa. Tymczasem nowa udrka narodzia si z oczekiwania.
Wbiwszy sobie w gow na Virginii, e zostanie mu postawiony zarzut zmiany kursu, Godde pomyla:
Byleby tylko mnie samego nie przekonali o susznoci tego zarzutu. - Ale wtpliwo ta znika
natychmiast.
Teraz, z biegiem czasu, powrcia z jeszcze wiksz si. Pod koniec kwietnia nabraa ona wrcz
osobistych cech kapitana Goddea. Wrd gbokiej nocy, kiedy saba sia ducha, pojawiao si
dwch Goddew.

Jeden mwi: Co zaszo we mnie w chwili, kiedy Dejean przynis mi wezwanie Marco Polo?
Zapomniaem o wszystkim, o przeszoci Canope, o moich niepokojach, o celu jaki by przede mn:
doprowadzi statek bez przygd do Nowego Jorku. Zapomniaem o moich omiuset pasaerach.
Drugi odpowiada: To nieprawda. Mylaem o tym wszystkim; o prawidowej pracy maszyn, o
prawidowym zaadowaniu statku.
A pierwszy podejmowa: Gdybym nawet doszed do woskiego frachtowca, nie mgbym pomc ani
jemu, ani jego zaodze.
Na to drugi: Ale to, czegomy si obawiali, wcale si nie zdarzyo! Canope zaton dlatego, e zbyt
atwo do wntrza przedostawaa si woda. Kto o tym wiedzia?
Wwczas pierwszy, stajc si Goddeem, w ktrym braa gr tchrzliwo, poddawa: Gdybym
posucha Charrela w Neapolu i nie przyj dowdztwa! A nawet: Co za pech, e Dejean przechwyci
to wezwanie o pomoc! Pragnienie, aby zosta wezwanym przez komisj, aby wiedzie wreszcie,
czego si trzyma, aby sprawa przestaa zadrcza mzg, aby dojrzaa do jakich wnioskw i nie
wracaa znw do punktu wyjciowego - przybrao form ostrej choroby.
Godde znajdowa do siy na to, aby ukrywa powag swego stanu przed on. Byo paradoksem, e
czerpa ow si - kiedy czu, e zaczyna mu jej brakn - ze wspomnie ze swej trzydziestoletniej
suby morskiej, ktre przychodziy do niego w postaci obrazw, odgosw, zapachw.
Najchtniej przywoywa w pamici okres pocztkw swojej kariery, pierwszych miesicy na morzu,
w okres przejcia od ycia modego czowieka z ldu do ycia modego marynarza, okres burzliwych
przemian, w ktrym potga morza z dnia na dzie przeksztacaa jego dusz. Odnajdywa w samym
sobie owe obawy przed nie znanymi ludmi, przed nie znanymi ywioami: wod, wiatrem, mrokiem
morskich nocy, tajemniczymi konstelacjami zimowego nieba - przed tym wszystkim, czemu powica
wasne ycie, niemal wasn dusz.
Czsto widzia si znw owej nocy, kiedy po raz pierwszy obudzi go sztorm na tej samej Virginii,
ktra uratowaa go przed trzema miesicami. W swej malutkiej kabinie czu zapach farby i lakieru,
widzia fale przelewajce si za szyb iluminatora, sysza ich uderzenia o kadub, trzeszczenie
naciskanego statku, stkanie, wycie, gwizdy.
I wwczas owa olbrzymia Virginia - tak mu si wydawaa - ktr do tej chwili uwaa za pikn, lecz
bezduszn konstrukcj ze stali, zacza nabiera wasnego ycia. Mody praktykant okrtowy lea
drc nieco w ciemnej kabinie, jak gdyby uczestniczy z ukrycia w tym monstrualnym sabacie, gdy
nagle rka wachtowego marynarza otworzya drzwi kabiny, wycigna go z koi i wypchna na
pokad.
W dugim korytarzu, w ktry niewiadomie si zapuci w ow sztormow noc, przestpowa przez
lece na pododze ciaa jczcych emigrantw. Przez dziesi minut przeywa co okropnego;
znalaz si raptem wrd wichru i gnanych nim bryzgw fal. Ogarn go i przenikn potny wiew
oceanu. Ocean pali mu oczy, wypenia nozdrza sw intensywn woni, mrozi ciao, chichota, drwi
i wy mu w uszy.
Zaciekle, lecz bez strachu, wywalczy sobie drog, a wreszcie potny podmuch wiatru wyrzuci go
na mostek przed oblicze pierwszego oficera, ktry wrzasn, aby go usyszano: Skdecie si tu
wzili, wy, wy?

Skd? By tak oszoomiony, e nie mg znale odpowiedzi. To nie byo spotkanie z morzem. Morze
go po prostu posiado. Odtd zmieni si, tak jakby owej nocy prawdziwie pozna morze. Ale
upyno jeszcze wiele miesicy, zanim zacz je kocha.

W ten sposb Godde przey trzy miesice drczony wiszc nad nim grob oskarenia i zwtpienia;
przywoywa wspomnienia dla podtrzymania sabncego ducha.
W wigili tego dnia, kiedy zasiad w urzdzie morskim przed kapitanem Cernayem, umylny posaniec
przynis mu wreszcie upragnione wezwanie: Kapitan eglugi wielkiej Joseph Godde zechce stawi si
13 maja o godzinie 14...
A wic jutro! Jutro ju bdzie wiedzia. Za trzydzieci sze godzin powrci do tego pokoju i bdzie
wiedzia, czy popeni bd, czy te go nie popeni, idc na pomoc statkowi bdcemu
w niebezpieczestwie.
- Nie martw si tak! - powiedziaa ona.
- To mimo wszystko okropne! Wiesz, wydaje mi si, e przez te wszystkie dni, te noce... opadem z si.

Myli si. Ruch, powietrze, gwar - podziaay na niego tak, jak dziaa na modego chopca pierwszy yk
alkoholu. Oszoomienie, ktre wprowadzio bezad myli u czowieka nagle wyrzuconego
z osamotnienia na ulic, ustpio z chwil, gdy Godde, minwszy bram, wszed na podwrze urzdu
morskiego. Uczu, e odzyskuje tam godno marynarza i czowieka.
Z wyszoci oddalajc od siebie obraz owego siedemnastoletniego chopca, jakim by niegdy,
lkliwego, penego podniecenia, zaciekawionego tym, co go spotka w najbliszej chwili, widzia siebie
jednak na tym samym podwrzu, wchodzcego do biura za oficerem, ktry wpisa go na list zaogi
Virginii jako praktykanta. Mimo e nie przywoywa nastpnych wizji, zobaczy wiele swych dalszych
wciele, a raczej jedno zwielokrotnione, przeobraajce si z modego oficera w kapitana eglugi
wielkiej, wolnego ju od niepokojw pierwszej modoci, dziercego zwinity dyplom dopiero co
otrzymany z rk urzdnika; stawa si teraz pierwszym oficerem, przygotowanym do objcia
samodzielnego dowdztwa, nabierajcym z roku na rok pewnoci, dowiadczenia, wiedzy
zawodowej, ufnoci we wasne siy; po kadej bowiem podry wzywano go do urzdu morskiego
w celu powierzenia mu nowych obowizkw.
Ani razu, wchodzc na owo podwrze otoczone murami surowego gmachu, ani razu, otwierajc
ktrekolwiek jego drzwi, nie zapomina, e stopy jego ojca stpay po tej samej ziemi, e jego donie
spoczyway na tych samych klamkach. Ojciec, dla ktrego - jak wkrtce mia to owiadczy
kapitanowi Cernayowi - ywi gboki podziw, by w tym gmachu setki razy ze swymi mylami,
zmartwieniami, nadziej i radoci, ktre potem mia odziedziczy jego syn. Potem Andr Godde
wyszed z tego podwrza, aby wej na pokad swego statku, wyruszy na morze i ju nigdy nie
powrci.

Tote Godde siedzia przed starym kapitanem zupenie opanowany, wprawdzie z ran w duszy, lecz
ju czyst, jakby oczyszczon przez sl morza ze zgorzeli wywoanej trzymiesicznym oczekiwaniem.
Usyszy zaraz zarzut, e zszed z kursu, aby i na pomoc statkowi Marco Polo. Bdzie si broni.

Czu dobrze draliw stron tej obrony. Canope w pewnym sensie wprowadzi go w bd. Ten
Canope, ktry zachowywa si niepokojco w podry z Londynu do Marsylii, sprawowa si dobrze
w atlantyckim sztormie. Mimo to jednak tkwia w nim sabo i ostatecznie wskutek zmiany kursu
statek zaton.
Dlatego wanie Godde po wielekro protestowa przeciwko naleganiom kapitana Cernaya, by
przypomnie to, co zdarzyo si przedtem. W owych naleganiach dostrzeg bowiem zamiar i denie
do postawienia go w stan oskarenia.
W oczach Goddea owe wypadki, potem cakowicie zatarte przez dobre trzymanie si statku na
morzu, nie stanowiy zwiastunw katastrofy. Wada Canope pozostawaa ukryta a do chwili, kiedy
byo ju za pno.
A Godde usysza przed chwil z ust samego kapitana Cernaya - czowieka, ktry przesucha ju
niemal wszystkich pozostaych przy yciu wiadkw sprawy, ktry wielokrotnie czyta wszystkie
zebrane materiay, raporty oficjalne i inne - owe zdumiewajce na pozr sowa: Bynajmniej panu nie
zarzucam, e poszed pan na pomoc statkowi Marco Polo. Zapewniam pana sowem honoru, e
gdybym sam by na paskim miejscu na mostku Canope i wiedzia o tym toncym statku to wszystko,
co pan wiedzia, bybym take zmieni kurs w poprzek fali...
Godde zamkn oczy, jakby bronic si przed zbyt jaskrawym wiatem. Obawa, udrka... To si
skoczyo.

V
- Tak, Godde - cign dalej stary marynarz, ktry jakby zaskoczony zdziwieniem eks-kapitana Canope,
pragn uzasadni swoje stanowisko - bybym zmieni kurs nie wahajc si bardziej ni pan. Mia pan
ku temu wszelkie racje. Statek by wystarczajco zaadowany, a od pocztku sztormu nie zdarzy si
aden wypadek. Charrel meldowa panu tylko, e palacze maj bardzo cik prac. Ale musiaem
mocno przekonywa Senanquea i Labouchea, aby przyznali mi racj. Dla nas, marynarzy, wezwanie
pomocy to rzecz wita. Lecz dyrektor urzdu morskiego, ktry ma za sob tylko studia prawnicze50,
oraz inspektor nawigacyjny, nie s tego samego zdania. Latouchea udao mi si przekona. Senanque
cigle si jeszcze waha. Zaproponowaem, abymy zasignli opinii piciu kapitanw lub byych
kapitanw. Wyrazili zgod. Widzi pan, Godde, e staramy si by sprawiedliwi. Czeka pan trzy
miesice. W cigu tych trzech miesicy wszystko zostao zbadane i rozwaone. Upewniam pana, e
naszego orzeczenia nie da si podway.
W odpreniu, jakie go ogarno - odpreniu tak silnym, e w poczeniu z bogoci fizyczn dozna
jakby lekkiego zawrotu gowy - tylko kilka sw dotaro do wiadomoci Goddea z dugiej wypowiedzi
Cernaya.
- Tych piciu kapitanw - zapyta - kto to?
- Wymieni tylko jedno nazwisko: Pierre Laurent, kapitan, od ktrego Vox przej dowdztwo Virginii.
Ten sam, ktry w czasie jednego z rejsw straci wzrok51. Powinien pan zna t histori.
- Oczywicie. Widywaem nawet kilkakrotnie Laurenta w Marsylii, w Neapolu i w Nowym Jorku. Ale
nigdy z nim nie pywaem.

50
51

Obecnie kierownicy urzdw morskich s czsto kapitanami eglugi wielkiej. (Przyp. tum.)
Edouard Peisson Le pilote (Pilot). Wydawnictwo Bernard Grasset. (Przyp. aut.)

- Wyboru dokonalimy sami. Opiniodawcy nie powinni zna pana osobicie. Ot spord tych piciu
kapitanw czterech postpioby tak jak pan!
- A jak postpiby Pierre Laurent? Moe mi pan to powiedzie?
- Poszedby na pomoc, schodzc z kursu. Czterech spord piciu, dodajc mnie samego. Wygralimy
spraw. W tej chwili jest to ju kwestia ostatecznie rozstrzygnita.
Godde podnis wzrok na szyby, o ktre bbni deszcz. Krople rozpryskiway si przy uderzeniu
o szko. Odetchn gboko. Kwestia ostatecznie rozstrzygnita. On, ktry od trzech miesicy nie
reagowa na nic, co nie byo zwizane z wiszc nad nim zmor oskarenia, ktry nie rozrnia barw,
nie czu zapachw ani smaku - widzia teraz i sysza za oknem wiosenny deszcz.
- Nasze zdanie, oparte na opinii tych piciu kapitanw, jest jasne. Zmieniajc kurs, aby i na pomoc,
postpi pan po marynarsku.
- Gdyby zaton tylko sam statek bez ofiar w ludziach! - westchn Godde. - Gdyby nie byo
zmiadonych kobiet i dzieci, gdyby nie potopili si ludzie, gdyby nie zginli marynarze i mechanicy,
Bertrand, Rouveyre, Charrel - jake szybko sprawa poszaby w niepami!
- Po marynarsku - powtrzy Cernay, cigle trzymajc w palcach raport kapitana Goddea. - I trudno
byoby nawet panu wytumaczy si - doda - w razie gdyby nie poszed pan na pomoc statkowi
Marco Polo, otrzymawszy jego wezwanie. Wytumaczy si przed samym sob - sprecyzowa - bo nikt
nie zrobiby panu z tego zarzutu.
- To samo powiedziaem Voxowi na Virginii - odrzek Godde. - Nie pamitam ju jakich uyem sw.
- Ale wracajc do zachowania si Charrela. Musz panu powiedzie, cakiem prywatnie, e na
paskim miejscu nie ograniczybym si do zawiadomienia go przez telefon o zamierzonej zmianie
kursu. Kazabym go wezwa na mostek. Moe wreszcie wtedy zwierzyby si panu ze swych obaw. Ale
zapewne po tej rozmowie w Neapolu nie pragn pan wie z nim dalszych dyskusji?
- Bynajmniej nie o to chodzio - zaprotestowa Godde. - Zapewniam pana, e w owej chwili nie
mylaem o tym, co byo w Neapolu. Mylaem o Marco Polo i jego zaodze znajdujcej si
w niebezpieczestwie. Chciaem dziaa szybko. Wydaem rozkazy. Zatelefonowaem do Charrela. Dlaczego krzykn tylko: Bdziemy mieli przechyy! Dlaczego nie odpowiedzia: Chwileczk,
kapitanie. Przyjd na mostek. Mam panu co wanego do powiedzenia? Dlaczego tego nie zrobi? cign dalej Godde po krtkim namyle. - Zdaje si, e mgbym na to odpowiedzie. Jego obawy
o podogi w kotowni i o pompy byy z pewnoci uzasadnione. Ale nie mg przewidzie tego, czego i
nikt nie potrafi przewidzie, e na kursie burt do fali Canope bdzie bra wod przez furty
adunkowe zasobni wglowych i e wgiel zostanie zalany.
- Bardzo moliwe - przyzna kapitan Cernay. - Okolicznoci sprawiy, e ta katastrofa staa si jednym
z najdramatyczniejszych wypadkw morskich, jakie znam. W rozwoju wydarze byo co
nieubaganego, jakby wdao si w to samo Przeznaczenie. Niepokj z powodu przeszoci statku,
z powodu niezrozumiaego koysania, awarii przy Beachy Head, wreszcie z powodu sw
wyrzeczonych przez kapitana Derieugo do Maurina; udar mzgu Derieugo; wystpienie Charrela, na
ktre zdecydowa si, co wydaje si nam bardzo prawdopodobne - zaznaczy mimochodem stary
kapitan - powodowany raczej wasnymi obawami, ktrych zreszt wobec pana nie wyrazi; dalej,
sztorm na Atlantyku, a szczeglnie zachowanie si Canope w tym sztormie; alarmujce wezwanie
statku Marco Polo o pomoc; paska suszna decyzja zmiany kursu... zupenie suszna; w kocu
milczenie Charrela, nawet jeszcze w owej chwili...

- Tak, istotnie - szepn Godde. - To jakie Fatum!


- Uszczelnienia furt adunkowych zasobni wglowych puszczaj, wgiel zostaje zalany, pompy
zatykaj si; o wicie nie moe pan ju utrzyma kursu do Nowego Jorku, nie moe pan nawet
wykona zwrotu. Nie przytoczyem wszystkich szczegw, ktre podaje pan w swym raporcie
o wypadku morskim - zakoczy kapitan Cernay, przewracajc kartki papieru. - Ta strzaskana
szalupa...
- Zapomina pan o czym bardzo wanym, kapitanie.
- O czym mianowicie?
- O tym, e Vox nie mg wyprostowa mego statku za pomoc holu.
- Nie. Nie zapominam o tym. Wanie chciaem to poruszy. Pana dygresja odcigna mnie troch od
raportu - odpowiedzia stary marynarz, w ktrego wzroku pojawi si znw wyraz zainteresowania jak
wtedy, gdy Godde opisywa w moment o wicie, kiedy Canope nie mg si utrzyma na kursie
przeciw fali.

- Powrmy - podj - nie do witu, lecz do chwili tu po nieudanym zwrocie. Przelecimy to szybko doda, rzuciwszy przelotne spojrzenie na zegar cienny wskazujcy godzin szesnast trzydzieci. Chciabym skoczy przed przybyciem Latouchea. Napisa pan: O godzinie 17,00 starszy mechanik
zada zastopowania maszyn, aby wykorzysta resztki pary do owietlenia statku i do utrzymania iv
ruchu pomp jeszcze zdolnych do pracy.
- Dyskutowalimy na ten temat - rzek Godde. - Dla mnie zastopowanie maszyn znaczyo poegnanie
si z moliwoci wykonania zwrotu. Potem jednak ustpiem, chcc unikn paniki wrd omiuset
pasaerw i kazaem nada przez radio komunikat, e statek utraci zdolno manewrowania.
Niebawem na mj sygna odpowiedziay Virginia i Ascania...
Owe kilka zda wystarczyo, aby Godde, ktry przed chwil mwi ze swobod czowieka
uwolnionego od straszliwej udrki, uton znw caym sercem we wskrzeszonym w pamici
dramacie.
- Caa noc i cay dzie byy straszliwe, kapitanie. Sztorm nie popuszcza ani na chwil...
- Czytam: Fale zalewaj dolne pokady. Bardzo due przechyy, silniejsze na lew burt...
- Tak - powiedzia Godde zdawionym gosem. - Canope sta si faktycznie wrakiem. Kazaem strzela
rakiety. Tu przed pnoc nastpio obsunicie si wgla w rodkowej zasobni i stay przechy na
lew burt, dotd niezbyt znaczny, powikszy si. Wkrtce potem w kierunku poudniowowschodnim ukazay si wiata jakiego statku. .Niech jeden z panw zejdzie do radiokabiny, dowie
si, co to za statek i wezwie go, aby pozosta w pobliu nas - powiedziaem do moich dwch
oficerw znajdujcych si na mostku. Rouveyre odszed i ju go wicej nie ujrzaem ywego. To bya
pierwsza ofiara. Dufor znalaz go na grnym pokadzie, wkleszczonego midzy rurocigi, z pknit
czaszk i zamanym krgosupem. Dostrzeonym statkiem bya Virginia; przez ca noc jej taczce na
falach wiata, to znikajce, to znw ukazujce si nieco dalej, stanowiy w tym istnym piekle nasz
jedyn wi ze wiatem ywych. Tu przed witem Charrel zameldowa o unieruchomieniu pompy
skraplacza.
Godde umilk, zakrelajc lewym ramieniem szeroki gest.

- To ju nie miao znaczenia! - rzek. - Tylko Vox mg nas jeszcze ocali. Z chwil nastania dnia zacz
wykonywa manewry.
Godde znw zrobi przerw, jeszcze dusz. Po czym powiedzia wzburzonym gosem:
- Po c do tego powraca Nie mg ju nic zrobi.
- Ta bezsilno bardzo go gnbia!
- Wiem, kapitanie. Pierwsze sowa, jakie powiedzia do mnie na Virginii, byy: Wybacz, Godde,
gdybym dowodzi frachtowcem...
- Kiedy otrzymalimy jego zeznanie, nalegaem o wicej szczegw. Ja jeden mogem tego da jako
marynarz i byy kapitan. Wwczas Vox wydoby z portfela dwie fotografie i poda mi je bez sowa.
Widzia je pan?
- Nie - odrzek Godde z byskiem w oku.
- Wykona je jeden z pasaerw Virginii - cign stary marynarz, przerzucajc jedn z teczek. - By
nim w Anglik, ktry owiadczy dziennikarzowi, e trzeba byo zatopi Canope ogniem dziaowym.
Oto one.
Godde zbliy si do biurka, chwyci fotografie i podsun je pod wiato lampy.
- Trzeba przyzna, e Vox by odwany - cign dalej kapitan Cernay. - Jak daleko by od pana?
Powiedzia nam, e tak blisko, i mona byo goym okiem odrni poszczeglne sylwetki na paskim
mostku i nawet je policzy. Ta szara plama - doda, wskazujc na jedn z fotografii drc w palcach
Goddea - to fala po przykryciu dziobu paskiego statku zalewajca przedni pokad. Posugiwaem si
szkem powikszajcym.
Godde nie sucha ju kapitana. Bdzc mylami gdzie indziej, patrzy na obraz swego toncego
statku, ktry kilka godzin pniej skry si pod falami jak zwierz nie tyle ranne, ile miertelnie
wyczerpane i umczone przez morze; w ktrego wntrzu wyo z przeraenia kilkaset istot ludzkich.
Obraz by nieruchomy i milczcy, lecz brzemienny groz dla czowieka, ktry - jakby wskrzeszony
w uamku sekundy z otchani przeszoci - by dusz gincego statku.
Kapitan Cernay bardzo spokojnie doda zbyteczne wyjanienie:
- Na tym zdjciu Anglik uchwyci paski statek w przechyle na lew burt. Gdyby fotografia bya nieco
wyraniejsza, mona byoby dostrzec stpki przechyowe. Na tym za zdjciu paski statek
wyprostowa si.
Godde stara si odszuka wasn sylwetk na mostku przedstawiajcym take tylko szar, lecz
wyranie odcinajc si plamk poniej i nieco z przodu trzech ciemnych, nie dymicych kominw.
Wydao mu si, i j odnalaz, i uczu, jak gardo ciska mu lk, ktrego dozna w chwili, gdy zrozumia,
e Vox nie moe mu ju pomc. Wwczas poj, e bdzie musia patrze na to, co Dufor nazwa kilka
godzin pniej t okropn rzecz, e bdzie musia patrze, jak cierpi i gin dzieci, kobiety,
emigranci i jego wasna zaoga.
- Podchodzi bliej do paskiego statku byo szalestwem - wyszepta mu do ucha stary marynarz.
- Chciabym zatrzyma te zdjcia.
- Nie. Nie te. Zaczylimy je do zeznania Voxa. Ale wyszukam panu inne - obieca Cernay, biorc
fotografie z rk Goddea.

A gdy ten zaj z powrotem swe miejsce, doda:


- Kapitan Ascanii, ktrego raport zosta nam dorczony, zapatrywa si na spraw rwnie stanowczo,
jak Vox. Zbyt ryzykowne! - napisa.
- Ascania przybya dopiero pniej - odpar Godde. - Okoo dziewitej. Po otrzymaniu wiadomoci od
Voxa, e podejdzie do nas od podwietrznej gotw do przyjcia naszych odzi ratunkowych,
zarzdziem przygotowanie do opuszczenia statku. Wszyscy pasaerowie znajdowali si na pokadzie.
C to zreszt znaczy! - cign wzburzony jeszcze widokiem statku, ktry wymkn mu si z rk. Po otrzymaniu telegramu Voxa przeczuwaem, e stanie si co nieuniknionego. Wie pan, to byo co
takiego jak luzowanie si przsa po przle acucha wybiegajcego za rzucon kotwic.
- Takie zreszt odnosi si wraenie, czytajc koniec paskiego raportu:
9,30. Zdecydowano opuszczenie statku...
10,15. Wszyscy pasaerowie na pokadzie...
10,30. Nakazano opuci na wod d ratunkow nr 1 z chorymi i starymi kobietami oraz z matkami
i ich maymi dziemi...
10,40. Nie dao si odhaczy talii dziobowej odzi nr 1. d roztrzaskaa si...
12.00. Ciela Gurin, posany na dzib z rozkazem rzucenia kotwic i acuchw, zosta zmyty za
burt...
12,45. Rzucono dryfkotw...
Od 13,00 do 14,30 opuszczono na wod bez wypadku szalupy ratunkowe nr 3, 5, 7 i 9...
15,00. Dalsza ewakuacja statku na tratwach. Wiele osb ubranych w kamizelki ratunkowe zostaje
uniesionych przez fale dochodzce do poziomu lewoburtowego pokadu grnego...
Okoo 16,00 starszy mechanik melduje o opuszczeniu statku przez zaog maszynow i prosi
o pozwolenie pjcia za nimi...
- To si nie da opowiedzie - rzek Godde, przerywajc gwatownie staremu marynarzowi. - Wypadki
potoczyy si tak byskawicznie... Minuty leciay za minutami, jakby unoszone przez huragan
omiatajcy wrak statku. Nagle zjawi si przede mn Charrel, cay umazany w czarnym szlamie w przemokym wglu. W owej chwili, w jednej sekundzie zobaczyem Charrela w Londynie, jak
siedzia w swojej kabinie z oczyma olepionymi wiatem mojej latarki elektrycznej. Potem ujrzaem
go znw w Neapolu, kiedy mi mwi: Trzeba odoy odkotwiczenie, Godde. Stojc przede mn,
kilka chwil przed mierci, by bardzo spokojny. I ja opuszczam statek, kapitanie. Jeli pan pozwoli.
Ucisnlimy sobie donie. Koniec.

Kapitan Cernay odwrci wzrok od twarzy Goddea i w jego wasnych rysach pojawi si wyraz niemal
cierpienia. Spojrza potem znw na eks-kapitana Canope i ponownie si odwrci. Po czym, jakby
powziwszy nage postanowienie, rzek:
- Przed chwil powiedzia pan, e niewiele byo potrzeba, aby Canope wykona zwrot i unikn zguby.
Ale rwnie mao byo potrzeba, aby zaton.
Powiedzia to z wyrazem twarzy czowieka, ktry rzuci granat i spokojnie czeka na jego wybuch.

- Mao! - krzykn Godde w najwyszym zdumieniu. - Tak pan sdzi, kapitanie? Morze potrzebowao
a dwudziestu czterech godzin, aby zatopi statek - owiadczy. - Woda wdzieraa si przez cae
dwadziecia cztery godziny.
- Woda! Woda! - powtrzy kapitan Cernay, zdecydowany zakoczy spraw. - Ale przedtem...
Senanque, Latouche i ja sam, wszyscy jestemy przekonani, e Canope mona byo uratowa - rzuci.
- Przedtem?-zapyta Godde, patrzc przez chwil bdnym, zamglonym wzrokiem. - Chce pan
powiedzie, e mg go uratowa Vox, gdyby mu si udao poda hol?
- Nie. Pan mg go uratowa, Godde - szepn cicho stary marynarz, jakby wstydzc si, e zada w
cios.
- Ja?... Dlaczego?...
W zupenym oszoomieniu chcia jeszcze doda: Jakim sposobem? - gdy nagle rozlego si pukanie
do drzwi i ukaza si w nich wysoki mczyzna, ktry wszed szybkim krokiem do gabinetu.

VI
Kapitan Cernay przedstawi Goddeowi nowo przybyego: Pan Latouche, inspektor nawigacyjny, po
czym ucisn mu rk. Inspektor zdj kapelusz i ociekajcy wod paszcz, powiesi je na wieszaku,
opuci na grube buty podwinite nogawki spodni i wygadzi doni pomite rkawy marynarki.
W oczach Goddea inspektor zdawa si porusza w oboku delikatnego pyu.
Glos jego dochodzi jakby stumiony.
- Id wprost z portu. Co za ulewa! Ogromnie si spieszyem. Czy nie za bardzo si spniem?
Ta sama mglista zasona okrywaa w oczach Goddea szczup posta starego kapitana, ktry wyszedszy na rodek pokoju, aby powita przybyego - usiad z powrotem na swym fotelu; rwnie
i jego gos wydawa si stumiony, dochodzc jakby z oddali.
- Bynajmniej, Latouche. Jest pita. Nie oczekiwaem pana wczeniej.
Godde siedzia z zacinitymi ustami i cignitymi rysami, nie spuszczajc bdnego wzroku z
Latouchea, ktry usiadszy na trzecim fotelu zacz grzeba oburcz w kieszeniach marynarki.
Zerkajc od czasu do czasu na Cernaya, Godde stara si sucha uwanie rozmowy obu mczyzn,
mimo e czu bolesny skurcz serca, a w uszach dwiczay mu jeszcze sowa: Nie. Pan mg go
uratowa, Godde.
- Pali pan, panie Godde?
Eks-kapitan Canope drgn, dostrzegajc nagle przed sob, na kocu wycignitego ramienia,
skrzan papieronic.
- Dzikuj, nie teraz - wykrztusi.
- Jak daleko panowie doszli? - zapyta Latouche, podnoszc do ust papierosa.
To niemoliwe. le go zrozumiaem albo le si wyrazi - pomyla Godde, ktrego zakopotanie
powoli ustpowao i ktry obserwowa teraz Cernaya. - Nie zachowaby tego spokoju, gdyby
naprawd chcia mnie oskary.

- Jak daleko doszlimy? - powtrzy stary marynarz. - Od trzech godzin omawiamy najpierw to, co
zaszo przed wyjciem z Neapolu.
Wzrok Goddea przenis si na twarz Latouchea. Jego wysokie proste czoo, a zwaszcza oczy - tak
jasne, e wydaway si wietliste - szeroko rozstawione i troch rozbiegane, zacieray niezbyt
subtelne rysy, grube wargi i niezgrabny zarys podbrdka.
- Londyn. Podr do Marsylii. Awari przy Beachy Head. Koysanie...
Za kadym sowem wyniose czoo si marszczyo, potem wygadzao aprobujco, za oczy
przeskakiway kolejno z mwicego kapitana Cernaya na milczcego Goddea, nie zatrzymujc si
jednak na nich duej.
- Przybycie Canope do Marsylii i histori z Maurinem. Chorob kapitana Derieugo, objcie
dowdztwa przez Goddea. Wystpienie Charrela.
Stary marynarz, siedzc wyprostowany w fotelu, nie spieszy si, zdejmowa i wkada okulary,
przerzuca lece przed nim teczki, otwierajc i zamykajc je na przemian, jak gdyby obecno
Latouchea troch go oniemielaa.
- Przeszlimy histori Canope od Neapolu do chwili zmiany kursu. Powiedziaem zreszt Goddeowi,
jak zaatwilimy t spraw, co do ktrej przez pewien czas nie bylimy zgodni. A take, nawiasem
mwic, o bdzie w pozycji statku...
- Rozumiem. Rozumiem - powtrzy Latouche, wycigajc rk, aby zdusi na p wypalonego
papierosa w popielniczce stojcej na rogu biurka.
- Omawiajc dalej spraw zmiany kursu, wyjaniem Goddeowi nasze zapatrywanie na zachowanie
si Charrela. Potem czytalimy raport o wypadku morskim kapitana. Godde opowiedzia, jak Canope
nie chcia wyj z pooenia w poprzek fali i jak zaton. Ale...
Kapitan Cernay umilk, przesta bawi si okularami, odwrci gow rzucajc ukone spojrzenie na
szyby dygocce pod nowym atakiem ulewy, po czym doda:
- Sdz, e od tej chwili przestalimy si zgadza z Goddeem.
- Ach! A pod jakim wzgldem? - zapyta Latouche, po raz pierwszy utkwiwszy nieruchomy wzrok w
Goddzie, ktry pod wpywem trwonego oczekiwania spodziewanych sw wydawa si jakby
sparaliowany.
- W chwili kiedy pan wchodzi, Godde pyta mnie, dlaczego uwaamy wszyscy trzej - pan, Senanque
i ja - e mg uratowa Canope, mimo e poszed na pomoc Marco Polo i mimo e do wntrza statku
wdzieraa si woda.
- Dlaczego? - rzuci Latouche. I cign dalej, tonem, w ktrym brzmiao niezbite przekonanie. Poniewa pomimo tej wody, ktrej pompy nie mogy usun, Canope potrafiby wykona zwrot
i sztormowa z fal, gdyby pan sprbowa tego manewru o godzinie smej rano, zamiast czeka z nim
do popoudnia.
Oczy Goddea zaiskrzyy si nagle i zacz mwi urywanym gosem, jakby mia czkawk:
- Co? Co pan mwi? Co?
Po czym po duszym milczeniu, nie przerywanym ani przez Cernaya, ani przez Latouchea ukry twarz
w doniach.

Canope nie zatonby, gdyby zacz ucieka przed sztormem o smej rano - powtrzy w duchu. A wic to sobie wyszukali, Latouche, Senanque i Cernay, przez owe trzy miesice kiedy przesuchiwali
pozostaych przy yciu rozbitkw, kiedy wertowali raporty, zeznania, listy! Spraw zmiany kursu,
ktra ich najpierw zatrzymaa, musieli odrzuci. Piciu kapitanw na szeciu poszoby na pomoc
Marco Polo, tak jak ja. A wic musieli znale co innego. Prowadzcy dochodzenie musz zawsze co
znale lub kogo, jakiego koza ofiarnego. Inaczej po c byliby potrzebni? Ale to przecie nonsens!
To mieszne! Chc mnie pokona tym jednym zdaniem, jakim jednym gupim twierdzeniem?
Oderwa rce od twarzy, wycign je przed siebie i krzykn z dzikim niemal gniewem:
- To jasne! Co mi pan tu opowiada? Ale przecie rano nie miaem adnego powodu robi zwrotu.
Zamilk dyszc i czujc w piersi gwatowne bicie serca. Rzuciwszy okiem na kapitana Cernaya
zauway, e ten zblad. Potem przenis wzrok na Latouchea. Czy ten zaledwie czterdziestoletni
czowiek naprawd zastanowi si nad swym oskareniem, zanim je wypowiedzia? Czy posun si do
ostatecznoci? Czy formuujc to oskarenie (a z pewnoci sformuowa je wiele dni przedtem)
pomyla, e w gr wchodzi tu ycie czowieka, ycie kapitana Goddea, rozpoczte w owej chwili, gdy
jaki nieznajomy przynis matce wiadomo o zaginiciu Andr Goddea? Czy pomyla, e to
oskarenie stawiao pod znakiem zapytania ca jego karier morsk?
Wzrok Goddea wyraa pogard. Kime jest ten czowiek? Matematykiem, nie marynarzem. Po
ukoczeniu szk pywa zaledwie rok czy dwa, tyle aby mie o tym jakie takie pojcie! I to on wanie
uwaa, e powinienem by robi zwrot rano - ja, ktry spdziem dwadziecia pi lat na mostku,
w dzie i w nocy, ktry zostawszy kapitanem statku draem o los powierzonych mi omiuset ludzi
pogronych w ufnym nie!
Wtem inna myl zawitaa mu w gowie. Fala krwi zarowia mu policzki, a serce zaczo bi jeszcze
gwatowniej. Zamiast niesympatycznej twarzy inspektora, Godde zobaczy sztywn mask o zielono
poyskujcych oczach, przebiegajcych wiersz po wierszu jego raport. Potem maska ta ustpia z kolei
miejsca bladej, wyduonej przez kwadratow brod twarzy, ktrej bezkrwiste wargi szeptay: Dalej,
prosz dalej - Maurin. Amator. Nigdy nie zarzuc mi, e zmieniem kurs; oskaryliby si wwczas
sami. Ale bd si starali mnie zniszczy. Oto znaleli sposb. Znaleli co, co usuwa z nich wszelkie
podejrzenia. Dajmy spokj Canope. Nie mwmy o przeszoci statku. Sprawa zmiany kursu zostaa
rozstrzygnita. Wypowiedziao si na ten temat piciu kapitanw. A ten inspektor, ktry sta si ich
wsplnikiem, wsplnikiem inspektora i dyrektora towarzystwa - rozegra spraw tak sprytnie, e
udao mu si przekona Cernaya.
Godde by tak bardzo oszoomiony nieoczekiwanym cikim oskareniem, i zapomnia w tej chwili,
e sam kilkakrotnie zarzuca staremu kapitanowi przywizywanie zbyt wielkiej wagi do przeszoci
Canope i do tego, co poprzedzao wyjcie z Neapolu; i e trzeba byo przekonywa Senanquea i
Latouchea o susznoci zmiany kursu.
Zwracajc si do Cernaya, powtrzy z naciskiem:
- Nie, o wicie nie miaem adnego powodu rozpoczyna sztormowania z fal. Canope zaton
dopiero trzydzieci godzin pniej.
- Nie ma znaczenia - odpar stary kapitan - ilu godzin morze potrzebowao, aby zatopi paski statek!
Woda zacza wdziera si w stopniu wystarczajcym do zatopienia statku dopiero od chwili, kiedy
nie wyszed panu zwrot. Sam mi pan to powiedzia. A zwrot wyszedby, gdyby...

Przeraenie, jakiego dozna Godde, jakie ogarnia czowieka, wok ktrego wszystko si wali, pod
ktrego stopami otwiera si czelu ziemi (czelu otwieraa si w nim samym) - do tego stopnia
przeobrazia jego rysy, e Cernay nie dokoczy zdania.
Przez dusz chwil obaj mczyni patrzyli na siebie bez sowa. Potem Godde powiedzia pgosem,
jakby ba si zada pytanie:
- Czy pan, kapitanie, zaczby sztormowa z fal ju od rana?
- Tak sdz, Godde. Wiem, e sprawiam panu bl, bl dotkliwy, ale ja tak sdz, i powinienem to
panu powiedzie. W kadym razie nie czekabym ze zwrotem do wieczora.
Mimo e uwagi starego marynarza zamkny si, Godde wci wypatrywa, czy nie padn z nich sowa
mogce zagodzi to, co ju zostao powiedziane. Wwczas usysza:
- W poudnie, kiedy Charrel domaga si sztormowania z wiatrem, byoby si to panu jeszcze udao.
Mia pan jeszcze wwczas do cinienia pod kotami.
Godde skierowa wzrok w dolny kt pokoju, gdzie wida byo tylko kurz, czerwone nadamane klepki
podogi i podart miejscami -tapet. - Tak, to nie przedstawia adnej wtpliwoci - rzek sobie. Gdybym zacz manewrowa o wicie, nawet w poudnie, Canope nie legby burt do fali i nie
zatonby. Moe nawet gdybym sprbowa zwrotu p godziny wczeniej, moe jeszcze wtedy to by
si udao.
Na statku o tym mwiono. Sysza jak Dufor informowa Voxa o tym, co powiedzia Ollivier: Czy
Godde nie rozumie, e nie zostao nic innego, jak odwrci si d... do fali? On sam rozmyla o tym
pniej podczas dugich bezsennych nocy, ale odsun od siebie te spnione ale. A teraz usiowano
go zapa w puapk, gdy to nie byo spraw najwaniejsz.
- Panie Latouche - powiedzia tonem, ktremu usiowa nada brzmienie jak najbardziej spokojne. Nie potrzebowabym ucieka przed sztormem, gdybym nie mia w kadubie wody, ktra zalaa wgiel;
gdyby pompy mogy t wod usun, gdyby - jak tego da Charrel - wymieniono przepalone
popioami podogi w kotowni i maszynowni, gdyby nie zatkay si kosze ssawne. Woda wtargna
w tym czasie, kiedy szedem na pomoc statkowi Marco Polo...
I nagle, ju nie panujc nad sob, zacz niemal krzycze:
- Gdyby dano mi sprawny statek morski, nie byoby kwestii sztormowania.
- Tak, wanie, kapitanie - odpar Latouche. - Statek niedostatecznie sprawny na morzu!
- Pan to przyznaje?
- I wanie dlatego, e dowodzi pan statkiem niedostatecznie sprawnym na morzu, powinien pan by
ucieka przed sztormem o smej rano, zamiast czeka z tym do zmroku.

- Prosz posucha, Godde - rzek stary kapitan, ktremu blado nie zdya jeszcze zej z twarzy. Kiedy po raz pierwszy zaczlimy bada okoliczno, ktr teraz omawiamy, zamierzaem
zrezygnowa z udziau w komisji. Mylaem o tym powanie. Niech kto inny prowadzi spraw. Nie
chciaem oskara o zgub statku marynarza, ktry szed na pomoc innemu! Potem jednak
zastanowiem si nad tym, co pan przed chwil powiedzia: powierzono panu statek o zych
waciwociach morskich, statek nie nadajcy si do eglugi na pnocnym Atlantyku. Postanowiem
pozosta w komisji. Po to, aeby napisa w orzeczeniu wszystko to, czego dowiedziaem si o Canope

w trakcie dochodzenia. Nie bdzie to przyjemne, zapewniam pana. W moim wieku wstyd by mi byo
ukrywa nawet myli. Gdy zakoczymy orzeczenie, dam je panu do przeczytania. Zobaczy pan, e nie
kamaem. Rozbitkowie i krewni ofiar katastrofy bd moe wytaczali proces przewonikowi, to jest
armatorowi. Maj do tego prawo. Ale naszym obowizkiem jako czonkw komisji, obowizkiem
naoonym przez prawo, jest zbada, czy kapitan Canope nie popeni, bez wzgldu na okolicznoci,
bdu w wykonywaniu swych funkcji. A jeeli wykryjemy taki bd, naszym obowizkiem jest postawi
winnego w stan oskarenia przed sdem zoonym w duej czci z marynarzy52.
Stary kapitan zaczerpn oddechu, po czym mwi dalej:
- Przypuszczamy, co wicej, przyjmujemy za rzecz definitywnie i bez adnych wtpliwoci ustalon podkreli - e Canope, bdc statkiem niedostatecznie chronionym przed dziaaniem fal, majc sabe
furty adunkowe zasobni wglowych -i zapchane miaem podogi w kotowni, idc kursem w poprzek
fali - bra wod w iloci dostatecznej do zatopienia wgla; e wody tej nie mona byo odpompowa
(cigle z powodu zego stanu statku), e spowodowao to spadek cinienia pary... I pamita pan,
Godde - doda z krtkim machniciem rki - i zarzut co do paskiego zejcia z kursu zosta
ostatecznie uchylony. Ale po stwierdzeniu zaistniaej sytuacji, ktrej aden z nas nie kwestionowa,
zadalimy sobie pytanie: jak pan si zachowywa? Po trzech miesicach dochodze caa sprawa
sprowadza si dla nas wanie do tego. W dniu jedenastego lutego o wicie, kiedy pan kadzie si
ponownie... albo raczej, kiedy usiuje pan ponownie pooy si na kurs do Nowego Jorku, sprawa
frachtowca Marco Polo jest ju przesdzona. I dokadnie w tym momencie rozpoczyna si dla nas
sprawa Canope. Paski statek zaledwie z trudem utrzymuje si pod fal, nie posuwajc si naprzd.
Cinienie pary jest niedostateczne. Przeanalizowalimy wszystkie paskie decyzje, cae paskie
zachowanie si, i doszlimy do wniosku, e gdyby pan zacz sztormowa z wiatrem w pierwszych
godzinach dnia jedenastego lutego, do katastrofy by nie doszo.
- A wic to prawda - wyszepta Godde, ktry dotd, trupio blady, przysuchiwa si bez sowa dugiej
wypowiedzi kapitana - uwaacie mnie za winnego!
- Prosz wybaczy - zabra gos Latouche. - Przed chwil, zaledwie tu wszedszy, wypowiedziaem bez
ogrdek moje zdanie. Nie mam praktyki w postpowaniu z ludmi. Dla mnie sprawa Canope to tylko
szereg problemw, ktre naley rozwiza. Ale by tu kapitan Cernay. Kiedy proponowaem jakie
rozstrzygnicie, kapitan mwi: Nie tak prdko. Omwmy t spraw. Jeeli chodzi o spraw zmiany
kursu, kapitan przyzna od razu, e postpiby tak samo, jak pan, ale by nie pozostawi cienia
wtpliwoci w umyle pana Senanque, wpad na pomys, aby zasign opinii innych marynarzy.
Potem mielimy tu - trzeba by pan o tym wiedzia - pewne tragiczne popoudnie, tak bym je okreli,
kiedy po dugiej wymianie pogldw doszlimy do przekonania, e paskie ociganie si z manewrem
sztormowania byo bdem. Cernay przyzna to wprawdzie, ale pragn, aby znw odwoa si do
marynarzy, ktrzy wypowiedzieli si na temat zmiany kursu. Wzywalimy ich tu po kolei. Kademu
z nich odczytalimy paski raport o wypadku morskim, a raczej jego kocow cz - sprecyzowa
Latouche. - I kademu zadalimy pytanie: Czy uwaa pan, e Canope mona byo uratowa?
I znw midzy Goddeem, kapitanem Cernayem i inspektorem Latoucheem rozsnu si w mglisty
obok przesaniajcy twarze i postacie. Godde obawia si, czy w oszoomieniu, w jakie wprawiy go
sowa szybko wypowiadane przez inspektora, nie przepuci jakiego cho sabego, przelotnego cienia
nadziei.

52

W razie zguby swego statku kapitan marynarki handlowej zostaje pozwany przed sd tylko wwczas, jeeli
komisja prowadzca dochodzenie stwierdzi powane uchybienia w jego postpowaniu. (Przyp. aut.)

- Wszyscy odpowiedzieli: tak. Nieprawda, kapitanie? - zwrci si do Cernaya.


Goddeowi wydao si, e gosowi Latouchea zawtrowao jakie echo: gos trzeciego oficera Dufora.
Zatraci wiadomo, czy znajduje si w gabinecie urzdu morskiego w Marsylii w obecnoci
emerytowanego kapitana eglugi wielkiej i inspektora nawigacyjnego, czy te u podna stalowego
trapu na pokadzie statku Virginia, jako mimowolny suchacz podniecajcego opowiadania.
W jego umyle oba te fakty pomieszay si ze sob i zatraci si czas, ktry je oddziela. I tu i tam go
oskarano, i tu i tam odczuwa jak potworn samotno.
- Tak - odpowiedzia Cernay - gdyby chocia jeden z nich by innego zdania, miabym pewne
wtpliwoci...
Ale tam, gdy Godde sucha wypowiedzi Dufora, nasuwa mu si od razu kapitalny argument na
wasn obron: Miaem zy statek. Tu - argument ten zosta przed chwil obalony: Powierzono
panu statek o zych waciwociach morskich, statek nie nadajcy si do eglugi na pnocnym
Atlantyku. Napiszemy o tym w naszym orzeczeniu. - Lecz wszyscy potwierdzili, e naleao prdzej
rozpocz sztormowanie z wiatrem. Wszyscy! Wszyscy!
Wycigajc ramiona z otwartymi domi, jakby pragnc nimi co uchwyci lub czego si uczepi,
z przeraonym wzrokiem przeskakujcym z tego, ktry koczy mwi na tego, ktry mwi zaczyna,
Godde przypomina szczutego jelenia gonicego ostatkiem si.
- Pyn pan przez pi godzin w kierunku Marco Polo - powiedzia Latouche. - Potem a do witu
sztormowa pan pod wiatr. Gdyby wwczas, rano, sprbowa pan sztormowa z wiatrem, sprawa
przedstawiaaby si inaczej, nawet gdyby Canope zosta unieruchomiony. Ale z trudem utrzymujc
zaledwie kurs pod wiatr, czeka pan z tym manewrem cae osiem godzin!
- Latouche - uci do szorstko stary kapitan - kapitan Godde siedzi tu ju od trzech godzin,
odpowiadajc wpierw na moje pytania, a teraz na paskie. W dodatku doszlimy do bardzo
draliwego punktu. Powinnimy zrobi przerw do jutra. Zgoda, Godde?

Eks-kapitan Canope uczyni gest przeczcy.


- Moe pan chciaby si troch przej? - zaproponowa stary marynarz. - Niech pan idzie co zje.
Poczekamy.
Godde powtrzy gest przeczcy.
Zaledwie godzin temu zaczto mwi o owej chwili, kiedy Canope, pooywszy si z powrotem na
kurs do Nowego Jorku, nie mia ju do siy, by posuwa si naprzd. Ale godzin temu Godde nie
wiedzia, jaki zarzut zostanie mu postawiony. Cernay nie powiedzia mu: Wtedy wanie trzeba byo
zrobi zwrot, tote przed oczyma Goddea nie zarysowa si aden obraz.
Teraz sprawa przedstawiaa si inaczej. Wypowiedzieli si ju w tym wzgldzie Senanque, Latouche,
Cernay i piciu kapitanw. Szeciu ludzi morza i dwch, ktrych zawd by z morzem zwizany
twierdzio, e bd jaki popeni, datowa si od witu jedenastego lutego. Godde ujrza znw ten
moment.
Widzia siebie znw na mostku Canope, z ustami niemal dotykajcymi przeciwwietrznej osony
brezentowej, przesikej sol; jego oczy, osonite daszkiem czapki, wpatryway si ponad krawdzi
ptna w fale, od paru minut znw uderzajce o dzib statku.

Biaawy odblask na widnokrgu zacz przybiera odcie rowy. Narastajca jasno rysowaa
z kad minut coraz wyraniej, coraz gbiej, ciemnofioletowe obwise zway chmur, wymodelowane
wiatrem jakby z gliny oraz ogromne ciany wodne. Nagle, prawie w zenicie, ukazaa si na niebie
promieniejca biaa aureola, a natychmiast potem czarna, ledwie majaczca w pmroku fala otulia
statek a do nadburcia wytryskujc nieyst biaoci.
Godde widzia wyranie, jak szybko schyla gow przed fontannami bryzgw, wzbijajcymi si
i strzelajcymi z prdkoci byskawicy, jak masa dziobu unosi si i opada, przy czym jednak niewiele
wody przedostaje si na pokad.
Owo silne, lecz niezbyt brutalne koysanie wzdune i fale zdajce si kbi wok statku, nie
zalewajc go, utwierdziy Goddea w przypuszczeniu, e statek prawie nie posuwa si naprzd.
Zamknwszy za sob drzwi kabiny nawigacyjnej, do ktrej wszed, aby zatelefonowa do maszyn,
znalaz si odgrodzony od huku fal i wycia wiatru; zaskoczya go cisza panujca na statku.
- Jak tam u was na dole, Charrel? - zapyta.
- Sytuacja bez zmiany. Wgiel mokry, pompy zatkane - odpowiedzia starszy mechanik.
Gdy Godde powrci po piciu minutach na mostek, wszystko prcz krystalicznej zasony bryzgw
poszarzao; kadub przybra barw szarokremow, fale - szarofioletow, a wydobywajce si
z kominw cienkie strugi dymu - szaropow. W srebrzystej szarawej powiacie Godde widzia, e
statek nie pracuje wicej, ni gdyby lea w dryfie. - Wtedy miaem robi zwrot? Nonsens!

- Na czym opiera pan to oskarenie? - rzuci nagle Latoucheowi. - Na zeznaniach, na raportach.


Powiada pan: Canope ledwie si trzyma na kursie. To prawda. Ale pan tego na miejscu nie
widzia... I nawet pan. kapitanie - doda Godde zwracajc si do Cernaya - nie moe twierdzi na
podstawie samych papierw, e zaczby pan sztormowa z wiatrem tego ranka. Nie. Nie mona
o tym sdzi po trzech miesicach, z tego miejsca!
Po czym doda, pod wpywem myli, ktra go nagle olnia:
- A panowie wydajecie sd wiedzc ju, e Canope zaton. To zmienia posta rzeczy. Na waszym
miejscu, a take na miejscu owych piciu marynarzy, ktrym odczytalicie kocow cz mego
raportu, opierajc si tylko na tym jednym dokumencie i wiedzc, e Canope spoczywa na dnie
morza, rozumowabym tak jak wy, tak jak oni i oskarabym kapitana, ktry nie potrafi zawczasu
podj decyzji. Ale ja tkwiem na mostku tego statku, co zaledwie trzyma si na kursie, ale ktry
jednak trzyma si dobrze na morzu, ktry nie mia awarii i na ktrym aden luk nie zosta uszkodzony
przez fale.
- Pod tym wzgldem ma pan racj - przyzna Latouche. - Znamy zakoczenie tej sprawy i to upraszcza
nasze zadanie. Lecz nie o to chodzi - podj - nie o tym chciaem mwi. Przyznaj panu, e to nadaje
naszej opinii szczeglny charakter. Jednak pan si myli, twierdzc...
- Gdybym prbowa wykona zwrot o dziesi minut wczeniej, ni to zrobiem - przeci Godde, nie
mogc mimo woli zachowa zimnej krwi - moe by si uda. Chodzio o tak niewiele. Powiedziaem to
kapitanowi Cernayowi.
- Ale si nie uda. Byo za pno. Nie da mi pan jednak dokoczy myli. Powtarzam, myli si pan
twierdzc, e wydajemy sd na podstawie papierw. Wydajemy go na podstawie zezna ludzi
ywych.

- Jakich zezna? - odpowiedzia zdziwiony Godde.


Zamilk na chwil, utkwiwszy wzrok w Latoucheu i mylc o tym wszystkim, co usysza z ust swego
oficera.
- Kogo ma pan na myli? Trzeciego oficera Dufora, ktry prcz mnie jest jedynym pozostaym przy
yciu oficerom pokadowym?... Zeznania ludzi ywych! - podj po dalszym krtkim milczeniu. - Nie
uwaam, aby jeli chodzi o moje postpowanie, o moje zachowanie si - jak pan mwi - te zeznania
mogy by miarodajne. Nawet zeznania Dufora. Jest na to za mody. Ma za mao morskiego
dowiadczenia. Nie pywa w ogle na pnocnym Atlantyku. T tras mia odby po raz pierwszy.
Gorczkowa, by chory.
- Nie. Nie mylaem w szczeglnoci o Duforze, ktry zreszt na wszystkie nasze pytania dotyczce tej
jednej okolicznoci odpowiedzia dokadnie tak samo, jak pan przed chwil: Nie wiem. Nie mog si
wypowiedzie. Byem chory. T tras odbywaem po raz pierwszy... i tak dalej. Prbowalimy
wybada jego ukryte myli: Co by pan zrobi, gdyby okolicznoci zmusiy pana do objcia w owej
chwili dowdztwa statku? Nie odpowiedzia. - Nie - powtrzy Latouche - myl o obrazie, jaki si
wyania z caoci zezna, zarwno z zeznania Dufora mimo jego niedomwie, jak i zezna Olliviera,
marynarzy, palaczy. To mam na myli, mwic o zeznaniach ludzi ywych.
- Sdzi pan - odpali Godde zaczepnie - e palacze wiedz lepiej ode mnie, jak powinienem by
postpi. Ale gdybym posucha Olliviera, mechanikw i palaczy, nie przyjbym dowdztwa Canope.
Nie bybym wyszed z Neapolu. A czy pytalicie take Voxa?
- Pytalimy piciu kapitanw.
- Tak, piciu kapitanw, ktrzy - jak powiedziaem przed chwil - nie znajdowali si w tym czasie na
pnocnym Atlantyku. Ale Vox tam by.
- Pytalimy take Voxa.
- Co odpowiedzia?
- e nie moe si wypowiedzie. e kiedy boryka si z tym samym sztormem, co pan, nie by na
mostku Canope. A gdy nalegalimy, odrzek, e zoy swoje zeznania i nie chce ze wiadka robi si
sdzi.
- Godde - powiedzia nagle kapitan Cernay, milczcy od duszego czasu. - Pan zdaje si myli, e
jestemy przeciwko panu. To bdne. Wyrobilimy sobie pewn opini. Uwaamy, e powinien by
pan zrobi zwrot wczeniej, e jeeliby pan zacz sztormowa z wiatrem owego ranka, Canope by nie
zaton. To nie jest zdanie, od ktrego nie chcielibymy odstpi. Niech pan poda powody, dla
ktrych czeka pan ze zwrotem do wieczora i jeli uznamy je za suszne... wwczas z radoci je
zaakceptujemy.

Powody - pomyla Godde. - U podstawy ich oskarenia tkwi jaki bd. Nie jestemy w tej samej
sytuacji. Oni wiedz, e Canope zaton. Wiedz take, i prbowaem wykona zwrot z wiatrem
dopiero po poudniu i e manewr nie wyszed. Mogem prbowa take czego innego. Na przykad
mogem z powrotem pooy si w dryf spostrzegszy, e Canope przesta posuwa si naprzd.
Ale Godde zorientowa si natychmiast, e sam rozumuje faszywie. W dryfie maszyny
potrzebowayby .niemal tyle samo pary.

Poczu si troch zagubiony, odnoszc wraenie, e zawodz go ju wasne argumenty. - To tak atwo
- rzek sobie - wika sowa, peszy wywodami, robi ze sprawy problem, jak to powiedzia Latouche.
Ale tysice rzeczy nie daje si uj w rwnania matematyczne: subtelnoci, odcienie, wraenia...
By moe le zrobi, odrzucajc propozycj wypoczynku, wysunit przez starego kapitana. Pochodzi
sobie tak samemu w ciemnoci, dugo, dugo! Przypomina sobie pki czas i przeywa z powrotem,
minuta po minucie godziny poprzedzajce ostatni akt tragedii! Wczu si dokadnie, w nastrj
sytuacji, w kadym momencie od witu do nocy. - To co mwi, to bzdura - powtarza sobie. - Nie,
rano nie miaem adnego powodu, aby robi zwrot i sztormowa z wiatrem. Ale oni daj ode mnie
czego wrcz przeciwnego. Pytaj, dlaczego wanie nie zaczem sztormowa z wiatrem.
- Powrmy, jeli pan chce - rzek Latouche - do tego, co nazwaem przed chwil zeznaniami ludzi
ywych. To panu pomoe - doda, jak gdyby idc za mylami Goddea. - I nam take. Dufor nie chcia
wyjawi nam swego zdania. Przycinity do muru owiadczy nawet, e nie ma wasnego pogldu.
Nie mam dostatecznie jasnego zdania - powiedzia - z ktrym mona by si liczy. Ale powiedzia
i napisa wszystko, co widzia i co sysza, podkrelajc: To nie jest adna opinia, aden sd. To moje
czysto subiektywne wraenie. Czy zgadza si pan, Godde, abymy starali si wywietli t spraw,
posugujc si tymi zeznaniami?
- Nie mam powodu odmawia odpar Godde. - Ale podtrzymuj to, co powiedziaem : Dufor by
chory.
- Dobrze. Bd czyta poszczeglne ustpy, a pan nam powie, co wedug pana jest prawd, a co nie.
Zechce mi pan poda zeznania Dufora, kapitanie? A wic czytamy - podj inspektor, przerzuciwszy
szybko papiery, ktre mu poda stary marynarz. - 10 lutego. Godzina 19,00. Jestem w kabinie
nawigacyjnej i z telegramu lecego na dzienniku okrtowym...
- Doszlimy ju do witu jedenastego lutego - przerwa Godde. - O tym co byo przedtem, mwilimy
ju z kapitanem Cernayem.
- Cofnijmy si o par godzin wstecz. To jest potrzebne, aby zda sobie jasno spraw z sytuacji Canope
o wicie jedenastego lutego. A wic Dufor owiadcza: ...z telegramu lecego na dzienniku
okrtowym dowiaduj si, e zdamy w kierunku woskiego frachtowca Marco Polo. Canope
koysze si straszliwie na burty. Kapitan Godde, ktrego wejcia nie zauwayem, odsuwa mnie na bok
i telefonuje do starszego mechanika; starszy mechanik odpowiada. Nie sysz ani sowa z tego, co
mwi. Kiedy skoczy, kapitan powiada: Rozumiem, Charrel. Ale gdzie niedaleko ton ludzie. Czy
mog ich pozostawi nie prbujc pomc?
- Czy mam panom przypomina - krzykn Godde - e sprawa zmiany kursu, jak mnie panowie
zapewnili, zostaa ostatecznie uchylona?
- Sprawa zmiany kursu jest uchylona, Godde. I to cakowicie - powiedzia pojednawczo Latouche. Ale, powtarzam, wydaje mi si konieczne pomwi o tym, co dziao si przed witem jedenastego
lutego, kiedy naszym zdaniem powinien pan by odwrci si ruf do sztormu. Przed chwil
powiedzia nam pan, e nie moemy wypowiada si na ten temat, poniewa nie znajdowalimy si
na mostku Canope. Zarzuca nam pan, e wydajemy sdy opierajc si na raportach. Kapitan prosi,
aby poda pan swoje racje. Ale pan nam ich jeszcze nie poda. Powinienem sprbowa wej - prosz
wybaczy - w pask skr. Musimy wiedzie, co pan myla, kadc si z powrotem na kurs do
Nowego Jorku, w jakim stanie znajdowa si Canope i co pan o tym wiedzia. Chcemy znale si na
mostku wraz z panem i z tym wszystkim, co pan mia wwczas w gowie. Oto dlaczego powracam do
poprzedniej nocy. W niej tkwi rdo, pocztek...

Latouche umilk na chwil, po czym mwi dalej:


- Pan twierdzi, e przyczyn katastrofy bya woda, ktra wdara si do wntrza statku, kiedy szed pan
kursem w poprzek fali; e ta woda uczynia wgiel niezdatnym do uytku i e pompy nie naday jej
usuwa. To prawda, jeli nie wemie si pod uwag szansy, ktr wypuci pan z rk.
Niebezpieczestwo szo z dou, z wody przeciekajcej do zasobni, z wgla, ktry pod jej wpywem
zmienia si powoli w boto - jak powiedzia Ollivier - z kotowni, z maszyn, ktre traciy obroty.
Trzeba zatem pomwi o ostrzeeniach, jakie otrzyma pan od starszego mechanika. Co powiedzia
panu Charrel i czego nie dosysza Dufor?
- Napisaem to wyranie w moim raporcie. Charrel sprawdzi by dopiero co zasobnie wglowe
i stwierdzi, e woda przeciekajca przez furty zacza nawila wgiel. Nie byo to na razie zbyt
grone i Charrel nie uwaa za potrzebne meldowa mi o tym. To ja do niego telefonowaem.
- A zatem czu pan niepokj?
-Nie miaem adnego powodu do niepokoju. Przed zmian kursu Charrel mia tylko jedno jedyne
zastrzeenie: koysanie na burty. Ale nie upiera si. Pamita owo koysanie z Zatoki Biskajskiej.
Podczas pierwszego kwadransa po zmianie kursu ja sam wyczekiwaem tego nienormalnego
koysania, jednak wcale nie nastpio. Mwiem o tym dugo kapitanowi Cernayowi, zanim pan
przyszed. Po godzinie eglugi w poprzek fali chciaem si dowiedzie, co sycha w maszynach.
Dlatego zatelefonowaem do Charrela. Bez adnego niepokoju. Przeciwnie... Zreszt utrzymywaem
sta czno z Charrelem.
- Dufor dodaje - cign inspektor z oczyma utkwionymi w raport - e po paskim Czy mog ich tak
zostawi Charrel zawoa: Co pan chce zrobi? To jedyne sowa starszego mechanika, ktre
dosysza.
- To prawda - odrzek Godde. - Pamitam dokadnie owo pytanie Charrela, poniewa sam je sobie
zadawaem od chwili, kiedy otrzymaem pierwszy telegram Marco Polo i poniewa mnie ono
drczyo. Postanowiem, e jeeli zastan statek jeszcze na powierzchni morza, bd stara si ocali
tylko ludzi.
- Tak - mrukn Latouche. - Ocali ludzi!
Ale spostrzegszy si, e jego uwaga moga brzmie jak okrutna ironia, doda:
- Wiemy, kapitanie, co pan sobie postawi za cel. Z tego powodu ywimy do pana jak najgbszy
szacunek.
Godde przecign doni po oczach, a Cernay zauway:
- Powiedziaem to ju Goddeowi.
- Czytamy dalej zeznanie Dufora. Godzina 20,30. Zrywa mnie z koi haas serwomotoru tu nad moj
kabin... (Dufor pooy si w kabinie). Biegn na mostek. Statek kadzie si w dryf. Drugi oficer
Rouveyre mwi mi cicho: Na dole kompletny baagan. Na pododze maszynowni woda. Pompy
zatkane. Charrel jest niespokojny. Tak wic - zauway Latouche - od godziny dziewitnastej do
dwudziestej trzydzieci, czyli w cigu ptorej godziny sytuacja wyranie si pogorszya.
- Wie pan! Rouveyre to by dobry marynarz i wspaniay chopak. Ale...
I po chwili wahania Godde doda:

- Mia szczeglny sposb wyraania si. Troch szarowa i przesadza. Sowa kompletny baagan i
Charrel jest niespokojny z pewnoci nie oddaway wiernie faktycznego stanu rzeczy.
- Nie mamy co do tego wtpliwoci. Powiedzia nam o tym sam Dufor. Powiedzia nam take, w jakim
stanie podniecenia znajdowa si Rouveyre. Bierzemy to pod uwag. Czytam dalej, jeli pan pozwoli,
zeznanie Dufora.
- Prosz czyta.
- Dufor obszed pomieszczenia pasaerw pierwszej klasy, okropnie chorujcych z powodu koysania,
i powrci na mostek okoo godziny 23,00. Pisze: Powinnimy ju by na miejscu, gdzie zaton
Marco Polo. Kapitan, pierwszy i drugi oficer, marynarze - wszyscy czuwaj. Rouveyre mwi, e nic
nie wida, ani wiate statku, ani rakiet i e palacze pracuj do p ydki w wodzie...
- Ale nie, skde - zaprotestowa Godde. - Wtedy jeszcze palacze nie pracowali do p ydki
w wodzie.
Sam poprawiem t nieciso - odpar Latouche. - Ollivier powiedzia nam, jak byo faktycznie.
Czytam dalej: e utrzymanie pary jest okropnie trudne...
- Okropnie - mrukn Godde. - To jeszcze jedno z powiedzonek Rouveyrea.
- ...e cinienie spada i e starszy mechanik posia kapitanowi notatk, i zrzeka si odpowiedzialnoci,
jeeli statek bdzie szed nadal w poprzek fali...
- Prosz wybaczy - przerwa Godde. - O tej notatce mwilimy ju z kapitanem Cernayem przed
paskim przybyciem. To ja zadaem jej od Charrela. Dyskutowalimy na temat sytuacji. Charrel
nalega, abym zrezygnowa z dalszego poszukiwania Marco Polo...
- Nalega?
- Tak. Nie potrzebuj tego ukrywa. Uwaa, jak i my wszyscy, e frachtowiec ju zaton. Powiedzia
mi nawet, e poszukiwanie jest zbyteczne. Nie podzielaem jego zdania. A ludzie? - spytaem.
Zreszt - cign Godde - nie pamitam dokadnie treci owej notatki, ktra zagina wraz z innymi
dokumentami. Nie wiem nawet, czy j przeczytaem - to znaczy, czy j przeczytaem uwanie - kiedy
przynis mi j ktry z mechanikw. Aby nie by zbyt dalekim od prawdy, napisaem w moim
raporcie: notatka uchylajca jego odpowiedzialno. Ale moe byo to po prostu ostrzeenie, jak
poprzednie, tyle e tym razem na pimie.
- Tego okrelenia uy Dufor.
- Nie Dufor, ktry tylko zeznaje. Uy go Rouveyre.
- Czy na t notatk Charrela odpowiedzia pan rwnie na pimie?
- Nie. Powstrzymaem si nawet od telefonowania do niego a do chwili, kiedy sdziem, e jestemy
ju na miejscu, gdzie zaton Marco Polo. Wwczas uprzedziem go, e kad statek w dryf a do rana
i e w cigu tych dziewiciu godzin, gdy woda przestanie przybywa, bdzie mg zrobi na dole
porzdek.
- A wic mamy godzin 23,00. Kadzie si pan w dryf a do witu. Dla mnie jest to bardzo wany
moment dramatu. I od tej chwili paski oficer Dufor sam jest wiadkiem wydarze. Nie zeznaje ju
tylko o tym, co mu powiedziano. Jest sam na mostku. Widzi i pisze: Canope z najwikszym, trudem
wykrci na potrzebny kurs 30 do wiatru. Przez chwil nawet sdziem, e nie da rady. Mia przeciw
sobie wiatr i wodn cian fali. Czy to si zgadza?

- Zupenie - odpowiedzia Godde, siedzcy z domi zacinitymi jedna w drugiej i z oczyma


utkwionymi w kartki papieru chwiejce si nieco w silnych palcach inspektora. Widzia w pamici, jak
w kocioku kompasowym Canope wietlna tarcza dochodzia powoli, bardzo powoli, stopie po
stopniu - chwilami zatrzymujc si zupenie - do owych trzydziestu stopni, o ktrych mwi Dufor;
wytryski fal, zaamujce si nad dziobem statku, chostay jak biczem pokad, skrzyda mostku
i przycupnitych na nim ludzi. - Zupenie si zgadza! - powtrzy.
- Czy walka, jak Canope musia stoczy z morzem, aby wykrci na trzydzieci stopni do wiatru, nie
bya dla pana sygnaem alarmowym?
- Alarmowym? Nie rozumiem.
- Chc powiedzie: czy nie nasuna panu obawy, e pniej, gdy cinienie pary jeszcze bardziej
spadnie - co nastpio - wszelka prba manewru moe si nie uda?
- Wykrcenie na trzydzieci stopni - odpowiedzia Godde - przeciw tak potnej fali i sztormowemu
wiatrowi wymaga znacznie wicej mocy, ni wykonanie zwrotu z fal i wiatrem do sztormowania
ruf! To co pan mwi, nie znajduje uzasadnienia. Gdybym by przeczu...
Eks-kapitan Canope umilk i uczu, e ogarnia go blady strach. Z chwil wymwienia sowa przeczu,
zbudzi si w nim nagle znowu w Godde peen zwtpie, ten znienawidzony osobnik, dochodzcy do
gosu podczas bezsennych nocy, czasem posuwajcy si a do tchrzostwa.
- Takie rozumowanie nie ma sensu - doda po do dugim milczeniu. - Gdybym by przeczu powtrzy - to o wicie nie wrcibym na kurs do Nowego Jorku. Moe pozostabym dalej w dryfie lub
podj inn decyzj. Nie wiem.
A. tymczasem Godde wtpicy podszeptywa: Przeczucie! Czyby opucio ci przeczucie, czyby
brakowao ci marynarskiego zmysu, ktry ostrzega i wskazuje niedopuszczalne do przekroczenia
granice?
Godde przeto zaatakowa. Ju nie po to, aby odpowiedzie dwm prowadzcym dochodzenie
komisarzom, lecz by stumi gos okropnego zwtpienia, przybierajcy podwjne oblicze Latouchea i
Cernaya.
- Nie miaem adnej racji przeczuwa - jak pan mwi - e trzydzieci dwie lub trzydzieci trzy
godziny pniej zwrot moe si nie uda. To nie jest rozsdne... Prosz wybaczy... Nie jest pan
bezstronny.
- W czym? - zapyta Latouche.
- W czym? Bierze pan pod uwag tylko wod, ktra wdara si na kursie w poprzek fali, zatkanie
niektrych pomp, ostrzeenia z maszyn i wreszcie fakt, e Canope z trudem wykrci pod wiatr, aby
lec w dryfie o godzinie dwudziestej trzeciej. Ale...
Godde, przeywajc znw rozterki najbardziej koszmarnych nocy, podniecajc si coraz bardziej,
zaznaczajc wypowiadane zdania krtkimi szorstkimi gestami, zupenie zapomnia, i znajduje si
w gabinecie marsylskiego urzdu morskiego i znw powraca do wielokrotnie ju przytaczanych
argumentw, nie dostrzegajc ich saboci. Mia przy tym jednak na tyle zimnej krwi, e stara si
nastawi przeciwko sobie starego kapitana i inspektora.
- Nie byo pana przy tym, panie Latouche, kiedymy z kapitanem Cernayem omawiali to wszystko, co
poprzedzao objcie przeze mnie dowdztwa. Ale wie pan dobrze, co zdarzyo si na morzu midzy
Londynem a Gibraltarem. Wie pan o tym sawetnym koysaniu, ktre nas - najdelikatniej mwic -

zaniepokoio. Wie pan, e mechanicy bali si o maszyny. Nie potrzebuj tego powtarza i wprost
dziwne, e musz jeszcze w ogle o tym mwi! Przez wiele godzin na kursie w poprzek fali owo
zwariowane - chc powiedzie: nieuzasadnione - koysanie nie powtrzyo si. W maszynach nie
zdarzy si aden wypadek. Kapitan Cernay owiadczy, e gdyby jakim cudem Canope znw oy
i gdyby palono pod jego kotami suchym wglem, mgby powrci na dawny kurs...
- Wiem, wiem - mrukn Latouche. - To ma due znaczenie. Bd o tym mwi.
- Kiedy owej nocy Canope leg wreszcie w dryfie - cign Godde - powiedziaem Duforowi, co sam
mimo woli powtrzy - e statek trzyma si bardzo dobrze, e gdyby mia zupenie pewne maszyny,
mona by da od niego nie wiadomo czego.
- Nie wiadomo czego! - powtrzy jak echo Latouche po chwili milczenia. - A nastpnego dnia
wieczorem poszed na dno! Czy to panu nie wystarcza, kapitanie Godde?
I po pewnym wahaniu inspektor dokoczy sw myl, lecz nieco cichszym gosem:
- Do pana naley teraz wej na waciw drog i przyzna, e... moe si pan omyli?
Godde podskoczy, jakby otrzyma miertelny cios, taki co nie zabija od razu, lecz pozwala
ugodzonemu mwi i dziaa, pki nie padnie.
Popatrzy przecigle na Latouchea i jakby niczego nie dosyszawszy powiedzia:
- Ze gdyby oczyszczono kosze ssawne i pompowano dalej, wszystko poszoby lepiej. Czy Dufor nie
powtarza tego panu?
Latouche potakn skinieniem gowy.
- A wic pan uwaa, e poniewa Canope wykrca z trudem trzydzieci stopni pod wiatr, powinienem
by zaraz rozpocz sztormowanie ruf?
- Powiedzia pan take Charrelowi, e ma dziewi godzin czasu, aby zrobi na dole porzdek. A po
tych dziewiciu godzinach - dochodzimy do rana jedenastego lutego, do chwili do ktrej pan chciaby
przej od razu - starszemu mechanikowi nie udao si odetka koszy ssawnych i rozpocz
pompowania. Bynajmniej nie byo lepiej, jak si pan wyrazi. Byo gorzej.

Bdny wzrok Goddea biega od Latouchea do Cernaya i od Cernaya do Latouchea. Godde czu, e
jego wola oporu sabnie i uchodzi, jak gdyby otrzymany przed chwil cios powoli go wykrwawia.
W umyle mia zamt; nie znajdowa na sw obron nowych pomysw i nieodpartych argumentw.
Doznawa uczucia, e mwi tylko po to, aby zaguszy w swych mylach sowo przeczucie oraz
wypowied Latouchea: Do pana naley teraz wej na waciw drog i przyzna, e moe si pan
omyli; po to wreszcie, aby opni pwyznanie, do ktrego by niemal gotw: Tak, rzeczywicie,
by moe.
Mwic broni si, jak broni si instynktownie do ostatniej chwili czowiek zgubiony, z dala od
wszelkiej pomocy, bez nadziei ratunku. Tak jak bronili si ci wszyscy ludzie, ktrzy rzucili si w fale
z pokadu Canope.
- Dlaczego gorzej? - spyta. - Powiedziaem panu, e dziobem do fali Canope nie koysa si bardziej
ni w dryfie i e woda zalewajca pokady spywaa dobrze za burt. Przy tej prdkoci uderzenia
statku o fale nie byy gwatowne. By to dalszy okres wytchnienia dla mechanikw.

- Nie, nie wytchnienia - wtrci kapitan Cernay. - Jeli wiadomo, co si wwczas dziao na dole. Jest
pewna okoliczno - cign dalej stary marynarz - ktrej nie zdoalimy wywietli. Dufor by z panem
na mostku o godzinie dwudziestej trzeciej, w chwili gdy kad si pan w dryf. Mia wacht do godziny
czwartej. Zmieni go Bertrand. Czyli e Bertrand mia wacht o wicie, kiedy wzi pan z powrotem
kurs na Nowy Jork?
- Nie przestrzegano ju wtedy dokadnie rozkadu wacht - wyjani Godde. - Ale Bertrand by na
mostku, a take Rouvevre.
- Bertrand i Rouveyre, obaj przepadli. Nie wiemy zatem, czy rwnie trudno byo panu przej z dryf
u do kursu wprost pod wiatr, jak z kursu w poprzek fali do dryfu?
- Nieco atwiej.
- Pytalimy o to marynarzy; aden nie pamita. Trzeba byoby znale marynarza, ktry stal wwczas
na sterze. Nie znalelimy go, za Ollivier spa.
- Nieco atwiej - powtrzy zduszonym szeptem Godde. - Troch si wtedy jakby uspokoio.
Uspokoio, to za wiele powiedziane! Wyczekaem momentu, kiedy wiatr i fala stay si nieco
agodniejsze. W kadym razie wykonanie tego manewru byo troch atwiejsze.
- To wzbudzio w panu zaufanie? - podda Cernay.
- Ale nigdy nie straciem zaufania!
Stary kapitan, nie odpowiadajc, spojrza na Latouchea, ktry po krtkiej chwili rzuci:
- A jednak w maszynach sprawy przedstawiay si niezbyt wesoo. Przyznaje to Ollivier.
- Kapitan Cernay dopiero co powiedzia, e Ollivier spa.
- O godzinie dziewitej by ju na nogach. Ale co powiedzia panu Charrel przed godzin dziewit,
kiedy wzi pan z powrotem kurs na Nowy Jork?
Godde dozna zawrotu gowy. Krcono si w kko, jak na maneu, i powracano do tego samego
punktu. Moe Latouche i Cernay obrali tak taktyk, by go wyczerpa. A jednak - by tego teraz
pewien - mwili szczerze i Godde przesta ju uwaa Latouchea za ordownika sprawy armatora.
Dlaczeg mieliby go chcie wyczerpa? Tu chodzio o co innego, o co, co leao w innej paszczynie.
Nie chodzio o wycignicie zeznania, o zdemaskowanie winnego. Komisarze byli przekonani
i pragnli mu otworzy oczy. On za, Godde, broni si... broni si przed tym. Nie chcia, by mu
otwierano oczy. A przynajmniej chcia ten moment opni. Poniewa wiedzia, jak okrutna bdzie
dla niego ta chwila.
- Charrel? - powtrzy, jak gdyby chcc zyska czas do namysu.
- Tak. Pan go przecie uprzedzi, e zamierza pan pooy si z powrotem na kurs do Nowego Jorku?
Co na to panu odpowiedzia?
- Posaem do maszyn Rouveyrea. Do dugo trwao, zanim powrci, gdy mia jeszcze przedtem
obej statek.
- Czyli e pan nie wiedzia dokadnie, co si dziao na dole?
- Ale kiedy spostrzegem, e Canope praktycznie nie posuwa si naprzd na nowym kursie,
zatelefonowaem do Charrela, a ten odpowiedzia mi, e nic wicej nie moe zrobi.

- Nic wicej ponad utrzymywanie si pod fal! - wykrzykn Latouche, natychmiast jednak orientujc
si, jak przykra musiaa by jego reakcja i starajc si j zagodzi przez ciszenie gosu. - Ale przecie,
kapitanie Godde, cinienie pary spadao. Jak dugo spodziewa si pan trzyma tak pod fal?

Godde nie odpowiedzia. Znajdowa si znw na mostku Canope o godzinie, kiedy pojawia si owa
szarzejca powiata trwajca a do chwili, gdy niewidzialne soce zaczo zblia si do horyzontu.
Morze koloru stali, spienione, gboko pobrudone, zdawao si nabiera surowoci lawy,
unieruchamiajc statek, ktry dra w podmuchach wiatru i broni si ostatkiem si przed uniesieniem
go przez ywio.
Na mostku tego statku ciemna, drobna posta ludzka chodzia od burty do burty z opuszczon gow,
podnoszc j co chwila i obrzucajc wzrokiem niebo i morze; by to on sam, Godde. Drobny, olepy,
oguchy i nie dostrzegajcy towarzyszy czowiek, ktry w nocy przed dziewicioma czy dziesicioma
godzinami nie przeczu, i w statek, po ktrym stpa, ktry z takim trudem kad si w dryf z braku
pary, nie zdoa ju nastpnej nocy uciec przed sztormem i... zatonie.
C dniao si z nim, e jeszcze w owej godzinie ywi nadziej dotarcia do nieosigalnego celu:
Nowego Jorku. Dlaczeg nie pooy wwczas doni na ramieniu owego milczcego towarzysza, ktry
opuci go dopiero, idc na mier, i nie zapyta: Bertrand, pan, czowiek obyty jak ja z pnocnym
Atlantykiem, co by pan zrobi na moim miejscu? I nawet pniej, znacznie pniej, kiedy dla Canope
nie byo ju ratunku, on nie chcia sucha Bertranda, mimo e ten wreszcie przemwi!
- Pan jedyny wierzy, e bdzie mg w nieskoczono utrzymywa statek pod fal - cign dalej
Latouche utkwiwszy wzrok w trzymanych w rku papierach, jak gdyby pragn si upewni, cho byo
to zbyteczne. - Oto co jeszcze napisa Dufor: O godzinie 9,00 spotkaem w mesie mechanika
Laurellea, ktry powiedzia: Maszyny pracuj na medal, jak nigdy. Ale mamy peno wody. Wgiel istne boto! Tego samego sowa uy Ollivier - zauway. - Suchy wgiel trzeba z tego bota
wygrzebywa. Czy kto sysza, aby mona byo pali pod kotami botem? A dwie godziny pniej,
w tej samej mesie, Ollivier krzyczy do Dufora: Czy Godde nie rozumie, e nie pozostaje nic innego, jak
obrci si d... do fali?
- O tym dowiedziaem si dopiero pniej, na pokadzie Virginii - wyszepta Godde.
- Ale czy przez cay ranek nie mia pan cznoci z Charrelem? Czy Charrel nie informowa pana
bieco o sytuacji? - nalega Latouche. - Czy nie meldowa panu o tym, co si dzieje w maszynach?
A oto co w kotowni zobaczy Dufor: Ludzie, to stojc, to klczc, to przycupnici w strumieniach wody
wdzierajcych si przez wietlik, wygrzebywali z trudem ze szlamu bryy suchego wgla i podawali je
sobie z rk do rk, aby utrzyma ogie pod kotami.
- Dufor zobaczy to dopiero pniej - broni si Godde. - Widzia to wtedy, kiedy Canope lea ju
burt do fali.
- Zgadza si - odrzek Latouche spojrzawszy na zeznanie Dufora. - Ale taka sytuacja trwaa od wielu
godzin. Charrel powinien by pana o tym powiadomi.
- Tak. W poudnie, kiedy przyszed na mostek i domaga si, aby sztormowa ruf do fali. Wyraziem
zgod.
- Ale czeka pan z tym do pnego popoudnia, Kapitan Cernay pyta pana przed chwil, jaki pan mia
do tego powd? Dlaczego, dlaczego pan wyczekiwa?

Godde nie odpowiedzia. Z szeroko otwartymi, yjcymi jeszcze oczyma, zanurza si w mrok
niezmiernej nocy, nocy bez koca, z ktrej wyzwoli go dopiero mier. W noc grozy nabrzmia
jkami, krzykami, rykiem przeklestw. W mrok rozwietlany byskawicami, ktrych ostry blask
ukazywa toncy ruf statek, Bertranda z wycignitymi ramionami, uniesionego przez fal, dzieci
miadone w odzi ratunkowej i trupy - trupy to znikajce pod wod, to wynurzajce si z twarzami
wykrzywionymi szyderczym miechem, patrzcymi w zsiniae niebo.
- W poudnie - rzek Latouche - by jeszcze, oczywicie, czas. Stara si pan nadal i pod fal a do
popoudnia, podczas gdy w cigu kwadransa mg pan wykona zwrot, Charrel jednak nalega i pan
obieca mu, e wykona manewr bardzo szybko. Prosz posucha Dufora: Kapitan, starszy mechanik
i pierwszy oficer po rozmowie w kabinie nawigacyjnej wyszli na mostek. Im wczeniej, tym lepiej,
kapitanie - powiedzia starszy mechanik. Zgoda. Niebawem do pana zadzwoni - odpowiedzia
Godde. Niebawem! Z tego niebawem zrobiy si cztery godziny.

VII
Godde chciaby krzykn w twarz czowiekowi, ktry go drczy: Milcz albo pozwl mi odej!
Wszystko co powiedziano o nim i przeciw niemu na pokadzie Canope, co Dufor owiadczy Voxowi,
o czym z ust swego oficera Godde dowiedzia si na Virginii, przeciw czemu zaprotestowa, kiedy
wreszcie zdoa dowlec si do obu marynarzy - wszystko to omotao mu teraz bolenie pod czaszk
jak jakie koszmarne dzwony. Czy Godde oszala? Nie widzi, co si dzieje? Co robi tam na grze?
Chciaby krzycze do wszystkich, do siedzcych przed nim Cernaya i Latouchea, do tych co go
oskaryli jeszcze przed zatoniciem statku: Milcze! Gdy teraz wiedzia, e to bya prawda.
Wiedzia, e si omyli.
- Kiedy - spyta nagle kapitan Cernay - spostrzeg pan, e Canope jest w niebezpieczestwie?
Godde zwrci ku staremu marynarzowi twarz, ktr bl wykrzywi w ohydny grymas.
- Kiedy? Kiedy? - powtrzy.
Umilk i zamkn oczy, usiujc sobie przypomnie. Powiedzia do Voxa i Dufora: Chc si wam
zwierzy z pewnej rzeczy, o ktrej nie mam obowizku mwi. Ale jestecie marynarzami
i mczyznami. I podzieli si z nimi przeraeniem, jakiego dozna na myl, e Canope moe nie
dopynie do Nowego Jorku. Ale byo to jeszcze tylko zwtpienie. Lepiej by nie y - powiedzia.
- Kiedy? - powtrzy spokojniej. - Czy sdzi pan, kapitanie, e to si tak odbywa? Czy pan sdzi, e
nadchodzi nagle moment, w ktrym czowiek widzi niebezpieczestwo, podczas gdy przed chwil czu
si bezpieczny? To niewtpliwie moe si zdarzy podczas kolizji, powanej awarii maszyn czy
podczas wejcia na skay. Ale nie w podobnej sytuacji. To nie przychodzi nagle.
- Ale jednak musia by moment, kiedy pan pomyla: Teraz jestem w niebezpieczestwie? - nalega
stary kapitan.
A gdy Godde nie odpowiada, Cernay cign:
- Sprbujmy wraz z panem popatrze jasno na spraw. Prosz wybaczy, e powracam do epizodu,
o ktrym ju mwilimy. Ale nie byo wtedy pana Latouche, a my patrzylimy na to inaczej, pod
innym ktem. W swoim raporcie napisa pan... Gdzie to? - mrukn szukajc odnonego ustpu
w arkuszach, ktre wzi z biurka. - Aha: O 16,30, po zatelefonowaniu do maszyn, e bd robi zwrot,
kazaem pooy ster na lew burt. Statek sucha steru a do chwili, kiedy znalaz si pod ktem 90
do kierunku wiatru i fali. Ale z tego pooenia nie ruszy si... I dodaje pan: Statek ley w poprzek fali.

Prdko zero. Gwatowne przechyy po 20 na praw i lew burt, pokad wystawiony na ataki fal,
statek dryfuje w kierunku poudniowo-wschodnim. Kiedy mwilimy o tym niedawno, uy pan
wyraenia, ktre dobrze pamitam: Nie chciaem wprost wierzy oczom! A zatem! Czy w tym
momencie nie pomyla pan, e znajduje si w niebezpieczestwie?
Godde nie odpowiada przez dug chwil, po czym rzek z niemal zym wyrazem twarzy:
- By moe, e si omyliem... Przyznaj. Ale nie zasuyem na taki sd. Mam za sob trzydzieci lat
suby na morzu. Wiem dobrze, e znajdowaem si w niebezpiecznej sytuacji. Kiedy szedem
w poprzek fali w kierunku Marco Polo, znajdowaem si rwnie w niebezpiecznej sytuacji.
- Wtedy, Godde, mia pan rezerw mocy maszyn, ktr jednak pan utraci od chwili, kiedy prbowa
pan zrobi zwrot ruf do wiatru.
- Wiem o tym, kapitanie - odpowiedzia Godde, cigle szorstkim gosem. - Chc tylko powiedzie, e
mona zdawa sobie spraw z niebezpiecznej sytuacji, nie ywic przy tym zbytnich obaw. Przy tych
kopotach, jakie mielimy na Canope, zawsze istniay obawy - obawy o statek, prosz mnie dobrze
zrozumie. Ale s chwile, kiedy trzeba i naprzd pomimo obaw.
- Naturalnie - przerwa Latouche. - Chocia czasem zbytek miaoci wychodzi na ze. Ale powrmy
do pytania, jakie panu zada kapitan Cernay. Z paskiej odpowiedzi wnioskuj, e kiedy Canope nie
mg wykona zwrotu ruf do wiatru, nie uwaa pan, e znajduje si w niebezpieczestwie.
- Nie... Sytuacja bya kopotliwa.
- Czego wic pan oczekiwa?
- Powiedziaem chyba, e z nastaniem dnia nastpio pewne uspokojenie.
- I sdzi pan, e ono si powtrzy?
- Pragnem tego.
- Kiedy zatem zda pan sobie spraw z niebezpieczestwa?
- Zdawaem sobie spraw z niebezpieczestwa. Ustp mego raportu wyranie o tym mwi. Miaem
przechyy po dwadziecia stopni na obie burty. Pokady byy wystawione na ataki fal. Ale nie
uwaaem, aby statkowi grozio niebezpieczestwo... niebezpieczestwo zatonicia.
- To zrcznie powiedziane.
- aden z panw - odpowiedzia Godde z wyranym uporem - nie znajdowa si na mostku
w podobnych okolicznociach. adnego z panw nie drczono tak jak mnie. Nie potrzebowalicie
w konkretnej sytuacji podejmowa decyzji, ktre ja podjem. Pracujecie w oderwaniu od
rzeczywistoci. Rozwizujecie problemy; sam pan to powiedzia, inspektorze Latouche.
Godde umilk nagle spostrzegszy si, e od kilku minut wiedzie dyskusj bezcelow i pozbawion
stylu. Powoli zacz przyznawa, e wyczekiwanie ze zwrotem do wieczora byo jednym z tych
bdw, ktrych morze nie wybacza. Za Przeznaczenie, o ktrym wspomnia kapitan Cernay i o
ktrym nigdy nie wiadomo, dlaczego sprzyja lub jest przeciwne, obrcio si przeciw niemu.
Nadchodzi mrok. Mrok grozy, ju go z wolna obejmujcy.
Znuony podda si.
- C to znaczy: kiedy pomylaem, e Canope jest w niebezpieczestwie! Powiem panom jednak. Nie
sdziem, e statkowi grozi niebezpieczestwo zagady ani kiedy zatrzyma si nieruchomo w poprzek

fali, ani kiedy Charrel nieco pniej zameldowa, e musi zatrzyma maszyny... Ale teje nocy, nie
pamitam ju dokadnie o ktrej godzinie, zjawi si nagle przede mn drugi oficer Rouveyre,
literalnie oszalay ze strachu. Kapitanie - krzycza - trzeba za wszelk cen utrzyma ogie pod
kotami. Niech pan kae rba drzwi, oszalowania, boazerie, wszystko co moe si pali. Wtedy lk,
z ktrym walczyem, cisn mi gardo. Wwczas zrozumiaem, e statkowi grozi niebezpieczestwo...
zagady.
- A kiedy powiedzia pan sobie, e Canope jest zgubiony? - zapyta kapitan Cernay.

- Po co te wszystkie pytania? - wyszepta Godde, niemal zupenie wyczerpany. - Dlaczego chcecie


wiedzie, kiedy uwaaem, e Canope jest w niebezpieczestwie, a kiedy uwiadomiem sobie, e jest
zgubiony? Przyznaem, e by moe popeniem omyk. Ale po was, panowie, spraw zajm si
sdziowie. C wam na tym zaley?
- Chcemy zrozumie, Godde.
Nieszczsny kapitan opuci gow i ukry twarz w doniach. Wydawao si, e wybuchnie kaniem, ale
podnis gow i spoglda na obu komisarzy, przenoszc wzrok z jednego na drugiego.
- Kiedy Rouveyre baga mnie, abym rba drewno pod koty - rzek - szukaem samotnoci. Wszedem
do kabiny nawigacyjnej i odczytawszy raz jeszcze telegram Voxa, donoszcy, e Virginia pynie
w moim kierunku, dugo patrzyem na map. Ile czasu bdzie mu potrzeba, aby do mnie podej?
Musia pyn pod fal, a ju mwiem kapitanowi Cernayowi, jaka to bya fala. Morze stao si czym
twardym i masywnym. Wzburzone - to ze okrelenie. Wzburzenie przywodzi na myl jaki niead,
a tymczasem falowanie wydawao si zorganizowane. Olbrzymie gry wodne toczyy si jedne po
drugich, uderzajc o bezwadny kadub Canope. Za wiatr stanowi mas powietrza rwnie zwart, jak
woda.
Jednakowo nie sdziem, e Canope jest zgubiony, poniewa zblia si Vox. Sza rwnie na pomoc
Ascania, ale mylaem przede wszystkim o Voxie. Znajc go tak dugo, miaem do niego zaufanie. Jako
marynarz cieszy si doskona opini! I tu take si omyliem. Nie co do jego dzielnoci. Nie.
bynajmniej nie. Nie to chciaem powiedzie. On nie mg mi pomc.
Godde przesta wpatrywa si w Latouchea i Cernaya i mwi dalej ze wzrokiem wbitym w podog,
gosem czowieka opowiadajcego sw wizj w napadzie halucynacji.
- Nie mg pomc - powtrzy. - Powinienem by take to przewidzie. Dwa dni przedtem sam
zadawaem sobie pytanie, jak mam postpi w wypadku Marco Polo i postanowiem, e bd ratowa
tylko ludzi. Ale tu by Vox dowodzcy Virgini... Wyszedem z powrotem na mostek. Statek nie dawa
mi powodu do zmartwienia. To znaczy: na razie. Czuem, e Canope robi si ciszy. Ale par ton
wody w zzach nie miao znaczenia. Virginia wkrtce si ukae; z nastaniem dnia Vox bdzie
prbowa wzi mnie na hol, Canope wyprostuje si wtedy i przestanie bra wod. Kiedy zobaczyem
wiata Virginii, pomylaem: To bdzie trudne. Ale on tego dokae. Poprzedniego dnia o wicie
nastpio owo uspokojenie, o ktrym mwiem. Kiedy noc zacza si przejania, wyczekiwaem go
ponownie. Nie nastpio. Byem tak pewien, e Vox bdzie prbowa holowania, e go nawet o to nie
pytaem. Od witu obserwowaem Virgini przez lornet i zobaczyem, e Vox zwiksza prdko.
Pomylaem wtedy, e bdzie wykonywa manewr. Ale jak? Znajdowa si ode mnie na poudniowy

wschd. Najpierw podszed bliej, a potem pooy ster w lewo i przeszed przed moim dziobem.
Kiedy zacz ry dziobem fale na kursie NNW53, powiedziaem do Bertranda:
- Niech pan kae przygotowa stalwk i pole ludzi na dzib.
- Tak jest, panie kapitanie - odrzek Bertrand, ale nie ruszy si z miejsca.
- Na co pan czeka? - zapytaem.
- aden czowiek nie utrzyma si na dziobie - odpowiedzia. - Ale mona zamocowa hol w innym
miejscu, niekoniecznie na dziobie. Prosz spojrze na Virgini.
Woda zalewaa idcy pod fal statek powyej pokadw. Fala, w ktr wanie nurkn, utworzya po
obu burtach dwa potne biae skrzyda, otulajc statek nieyst zason. Kiedy w pewnej odlegoci
zrobi zwrot, znik zupenie z oczu, jakby zanurzy si pod wod. Potem wynurzy si dzib, sterczcy
samotnie z fal.
- Prosz spojrze - powtrzy Bertrand.
- Statkiem dowodzi Vox!
- I diabe nic tu nie poradzi! - mrukn mi do ucha Bertrand. - Sam diabe!
- Wtedy zrozumia pan, e Canope jest zgubiony? - zapyta Latouche.
- By daleko - cign Godde, nie odpowiadajc na pytanie. - Musia jeszcze manewrowa. Potem
skierowa si ku nam i przeszed, koyszc si, po nawietrznej w odlegoci okoo dwustu metrw.
- Wanie wtedy - szepn Cernay - w Anglik na Virginii zrobi zdjcia, ktre panu pokazywaem.
Godde potrzsn tylko gow i cign dalej:
- Statek by zalewany falami, koysa si z burty na burt i cae katarakty wody przewalay si przez
luki jego adowni...
Gos Goddea, wychodzcy przez zasche wargi ze cinitego garda, umilk nagle. Po c ujawnia, e
nawet w tych ostatnich minutach ywi jeszcze nadziej! Nie dlatego, iby zatraci zmys marynarski,
lecz poniewa broni si przed najgorszym, absurdalnie wzdraga si uwierzy, e Canope moe
zaton. To zreszt nie mogo mie znaczenia.
Nie koczc swej myli, doda:
- Jeszcze przed zakoczeniem manewru Vox przesa mi ostatni telegram, ktry powinien pan mie
w aktach: Podejd od podwietrznej celem przyjcia waszych lodzi ratunkowych.
- Jeli dobrze rozumiem - zauway Latouche, rwnie jak kapitan Cernay wstrznity dugim
zwierzeniem Goddea, chocia nie zdradza tego ani jego glos, ani wyraz twarzy - jeli dobrze
rozumiem, to straci pan wszelk nadziej dopiero wtedy, kiedy Vox przesa panu t ostatni
wiadomo?
- Paskie sowa odpowiadaj prawdzie. Ale jakie znaczenie ma moment, w ktrym uwiadomiem
sobie niebezpieczestwo groce memu statkowi, czy moment, kiedy wiedziaem, e jest zgubiony.
Spodziewaem si, e Vox co zrobi, co pomoe, i a do tej chwili nie przestawaem na to liczy. Ale
po co, po co te wszystkie pytania? - powtrzy.
53

North North West - kurs pnocno-pnocno-zachodni (337). (Przyp. tum.)

A jednak Godde, ktry przed chwil chcia krzykn Laloucheowi i Cernayowi: Milczcie!; ktry
chcia odej i i, i w samotnoci - ba si teraz ogarniajcego go mroku i myla: Niech mwi!
Niech mwi!
- Po co, Godde? Chcemy wszystko zrozumie; powiedzia to panu kapitan Cernay. Naley to zreszt
do naszych obowizkw, jako prowadzcych dochodzenie. Stwierdzenie i pokazanie faktw nie
wystarcza. Mamy przed sob kapitana eglugi wielkiej, marynarza z trzydziestoma latami suby na
morzu, z ktrych dwadziecia, dwadziecia pi, czy ile tam, na pnocnym Atlantyku; marynarza,
ktremu nigdy nie zarzucono nawet nieuwagi, a ktry nagle popenia taki bd w ocenie sytuacji...
Bd w ocenie sytuacji - powtrzy Latouche, ulegajc po raz pierwszy silnemu wzburzeniu. - Nie
mwi omyk. My, ludzie ldowi, popeniamy w yciu dziesitki omyek... i znacznie wikszych. Co
jednak jest zarazem wielkie i tragiczne w waszym zawodzie, zawodzie marynarza, to to, e wam nie
wolno si myli!

Zwracajc si do kapitana Cernaya, Latouche doda krtko, jakby troch zawstydzony, e si zdradzi:
- Rozmawia pan ju z Goddeem o wystpieniu Charrela przed odkotwiczeniem z Neapolu?
- Tak - odpar stary marynarz, zdziwiony zapytaniem. - I wyjani to tak, jak pan to rozumia. Niepokj
starszego mechanika zrodzi si niewtpliwie z niebezpieczestwa, jakie przedstawia zy stan
zapchanych miaem podg w kotowni. Charrel zwraca na to uwag w swych raportach, ale ugi si
przed przytaczajcym go autorytetem Maurina i kapitana Derieugo... Zawsze przytaczam pask
wersj.
- Wiem, wiem - szepn Latouche.
- Musia odczuwa jakie wyrzuty - cign dalej Cernay, ktrego naga rozmowno zdradzaa
zadowolenie, e moe poruszy temat mniej bolesny dla Godde'a. - Odejcie Derieugo, nominacja
Goddea, nieprzytomny strach mechanikw - wszystko to stwarzao dobr okazj do takiego
wystpienia.
- Tak. Sdz, e si nie myl. Ale chciabym mie pewno - owiadczy Latouche, zwracajc si do
Goddea. - Odpowiedzia pan zatem Charrelowi, e zapewne uwaa on pana za zbyt modego
i niedowiadczonego, aby peni dowdztwo tego niepokojcego statku?
- Co w tym rodzaju - odrzek Godde, jakby si budzc. - Uyem sw szerokie horyzonty. e brak
mi szerszych horyzontw. Ale jakie to ma znaczenie w tym stadium wydarze, do ktrego doszlimy?
To ley cakowicie poza ca spraw.
- Sdz wprost przeciwnie, kapitanie Godde, e to jest wanie sednem sprawy, jeli chcemy dobrze j
zrozumie. Czy pan nie powiedzia: Derieu byby wyszed w morze, dlaczeg ja nie miabym
wyj?
- cilej mwic, powiedziaem: Derieu uwaa, e trzeba wyprbowa Canope na trasie do Nowego
Jorku. Ja te tak uwaam.
- Jako inspektor nawigacyjny - cign Latouche - zetknem si z kapitanem Derieum zaledwie dwa
czy trzy razy. By to osobliwy jegomo, patrzcy jak na intruza na kadego, kto wszed na jego statek!
Ale marynarz pierwszej klasy, nieprawda, kapitanie? - zwrci si do Cernaya.
- Nikt temu nie przeczy.

- Zrobiem wywiad co do jego osoby - kontynuowa z uporem Latouche. - Zacz dowodzi statkami
w bardzo modym wieku i dowodzi w cigu przeszo dwudziestu piciu lat. Zapewniano mnie, e
jedynymi wypadkami, o jakich raportowa w caej swojej karierze, byo uwikanie cumy w rub
i zapltanie kotwicy we wasny acuch.
- Godde zna go lepiej od nas - rzek stary marynarz. - Rozpocz karier w Intercontinentale jako
mody oficer pod dowdztwem Derieugo.
- Ach! Nie wiedziaem.
- Powiedzia mi o tym przed paskim przybyciem.
- A jak dugo trway owe pocztki?
- Dziewi miesicy - odpar Godde.
- Czy pan je sobie ceni?
- Bardziej ni pan sdzi.
- To znaczy?
- To znaczy, e musiaem znosi jego surowo i przykry sposb bycia jako kapitana, ale przyznaj, e
by - jak pan przed chwil powiedzia - marynarzem pierwszej klasy.
- Czy on - jakby to powiedzie? - imponowa panu jako marynarz?
- Imponowa?! - powtrzy Godde. - Powiedzmy raczej, e podziwiaem jego fachowo i dzielno.
- A potem?... Ile to byo lat temu?
- Dwadziecia trzy, dokadnie.
Nigdy potem ju pan z nim nie pywa?
- Nigdy.
- Ale nie straci go pan z oczu?
- Trudno si straci z oczu, pywajc u tego samego armatora. Tym bardziej e Derieu uchodzi za co
w rodzaju enfant terrible. Opowiadano sobie o nim w mesach. Nie byo trzech miesicy, eby znw
czego nowego nie gadano na jego temat, prawdziwego czy zmylonego. Ale do czego pan zmierza?
- Zastanawiam si - odrzek Latouche - czy powd paskiego zwlekania ze zwrotem, powd, ktrego
pan nam nie wyjawi, ktrego pan z pewnoci nie dostrzega, nie tkwi w tym wanie.
- W tym? Nie rozumiem.
- To znaczy w probie Charrela, aby pan nie wychodzi w morze i... powiedzmy - w osobowoci
kapitana Derieugo.
- Do czego pan jeszcze dojdzie? - zauway zgryliwie Godde, odczuwajc co poredniego midzy
obaw, aby nie pozosta osamotnionym, a pragnieniem ucieczki z tego gabinetu i od tego czowieka.
- Tak - cign Latouche, nie wydajc si uraony szorstkim zachowaniem si Goddea. - Czy
wystpienie Charrela i osobowo kapitana Derieugo nie wywieray wpywu na paskie decyzje?
- Wywieray wpyw na moje decyzje! - wybuchn Godde. - Na jakie decyzje?

- Na wszystkie. Na decyzj zmiany kursu...


- Jeszcze do tego wracamy?
- I na decyzj, aby czeka do wieczora z wykonaniem zwrotu.
- Poprzestamy na tym - rzek stanowczo kapitan Cernay, zorientowawszy si z obrotu jaki wzia
rozmowa, e przed chwil popeni omyk. - Godde ma racj, nie ma potrzeby powraca do zmiany
kursu i do nieudanego zwrotu. Do ju o tym mwilimy. Wyczerpalimy ju wszystko. Uwaam, e
wiem do, aby napisa wasne orzeczenie. Jeli pozostan jeszcze jakie rzeczy do wyjanienia,
zadamy...
- Przepraszam - przerwa Godde staremu marynarzowi. - Prosz, aby pan Latouche mwi dalej
i skoczy. Twierdzenie, e moje decyzje byy pod wpywem zachowania si Charrela, wydaje mi si
bez sensu. Mj starszy mechanik przedstawia mi prob swoich ludzi, aby odoy odkotwiczenie, a ja
mimo to wychodz w morze. Pniej ma zastrzeenia co do zmiany kursu, ja jednak zmieniam kurs.
Nie widz, jakim sposobem... To bez sensu - powtrzy Godde. - Byo raczej wprost przeciwnie.
- O wanie, przeciwnie - odparowa inspektor, nie spostrzegajc si, e znw mwi z podnieceniem. To wanie chciaem rzec. Przeciwnie. Ale niezupenie. Pomwmy najpierw o osobowoci kapitana
Derieugo.

- Daj panu sowo honoru, panie Latouche...


Godde, drc nieco, patrza na siedzcego przed nim mczyzn jak na jakie straszliwe monstrum.
Ten sam Latouche doprowadzi go do tego, e uzna sw win. Czy opanowany dz zrozumienia
wszystkiego, nie pragnie teraz zmiady osobowoci jego, Goddea? Odebra mu godno
marynarza, a teraz chce take pozbawi go wstydu!
Godde dostrzeg inne niebezpieczestwo: oto moe ulec argumentom czowieka, ktry si myli.
- Daj panu sowo honoru, panie Latouche - powtrzy z naciskiem, bdc pewny, e przynajmniej
jeli chodzi o Derieugo, inspektor wszed na bdn drog. I doda w obszernym wyjanieniu:
- Od chwili kiedy dorczono mi telegram z Marco Polo zapomniaem zupenie o istnieniu kapitana
Derieugo. Znik z mego umysu i to cakowicie, tak jakby tam nigdy nie tkwi. A potem wszystko byo
ju stracone. Canope, opuszczony przez pasaerw i zaog, mia wkrtce zaton. Na statku
pozostalimy tylko obaj z Bertrandem. Wskazaem Bertrandowi dokumenty okrtowe lece na stole
nawigacyjnym. Chod pan - rzekem - zanim je zabierzemy i sprbujemy si ratowa, obejdziemy
jeszcze statek. Wyszlimy na mostek. Dopiero wtedy znw pomylaem o Derieum, jak go
transportowano na noszach ze statku w Neapolu. Ale daj panu sowo honoru - powtrzy raz jeszcze
Godde - e od chwili kiedy przeczytaem przyniesiony mi przez radiooficera telegram: S.s. Marco
Polo unieruchomiony burt do fali, z pknitym waem korbowym - przestaem mie przed oczyma
twarz kapitana Derieugo.
- Wierz panu. Ale przedtem - rzuci Latouche, korzystajc z chwili kiedy Godde nabiera tchu - mia j
pan przed oczyma?
- Przedtem?
- Prosz posucha - rzek Latouche, jakby powzi nag decyzj. - Powiem panu, co myl. Czy
jestem na dobrej czy na zej drodze? Sdz, e na dobrej. W Neapolu ma pan przed sob kapitana

Derieugo, ktry spad z koi, tknity udarem mzgu. Orientuje si pan z miejsca, e z nim ju koniec;
musi zej ze statku. I obawia si pan, e po jego odejciu powierz panu dowdztwo Canope.
- To prawda. Obawiaem si tego - przyzna Godde. - Kapitan Cernay wie o tym.
- Canope, uchodzcy za zy statek, napawa pana okropnym niepokojem. Jego maszyny. Jego
stateczno czy raczej brak statecznoci. Wie pan take, e naglony popiechem armator przygotowa
statek do wyjcia w morze zbyt szybko i niedostatecznie; e armator nie zechce ani jednego dnia
obciy si kosztami utrzymania omiuset pasaerw, ktrzy ju napywaj i oczekuj wyjcia statku
w podr jeszcze tego samego wieczora.
- Gdyby chodzio tylko o jeden dzie! Moe o trzy, cztery. Nie wiem. Nie byo pod rk adnego
innego kapitana. Miaem pewno, e armator powierzy dowdztwo raczej mnie, gdy znajdowaem
si na miejscu i znaem ju troch statek, ni innemu oficerowi, nawet starszemu ode mnie.
- Lka si pan zatem powierzenia panu Canope. Przewidywa pan, powiedzmy, kopoty.
- Oczywicie! Ktry pierwszy oficer, majcy podobne dowiadczenie z Canope, jak ja, nie czuby
pewnej obawy przed objciem dowdztwa w podobnych okolicznociach?
- Ale jednak na tym samym Canope nie waha si pan poprzedniego dnia wyj na morze pod
dowdztwem kapitana Derieugo, mimo jego surowoci i przykrego sposobu bycia jako kapitana.
Naturalnie odgrywaa tu rol jego dzielno, jego fachowo! Powtarzam paskie wasne
okrelenia.
- Zgadza si - odrzek cierpko Godde. - Ale daleko do tego, aby na tej podstawie sdzi, e osobowo
Derieugo wywieraa wpyw na wszystkie moje decyzje.
- Chwileczk! Nie skoczyem. Wkrtce po zabraniu kapitana Derieugo przyszed do pana Charrel
i prosi, aby odoy odkotwiczenie. Tym pana dotkn. Co mu pan odpowiedzia? Przed chwil nam
pan to owiadczy: e Charrel uwaa, i brakuje panu szerszych horyzontw.
- Nie widz zwizku - mrukn Godde.
- Nie widzi pan? Powiem wyraniej. Przypumy, e Derieu, ten znakomity marynarz,
przyprowadziwszy Canope z Londynu do Marsylii, odmwiby dalszego dowodzenia tym kopotliwym
statkiem. Czy zgodziby si pan wwczas zaj jego miejsce?
- Nie - odrzek po chwili zastanowienia Godde, spotykajc bez mrugnicia okiem wzrok inspektora.
- Ale kiedy choroba wyrwaa kapitana Derieugo z jego miejsca na mostku, pan nie odmwi przyjcia
jego stanowiska. Dlaczego? Poniewa byo panu wiadomo, i - zdaniem Derieugo - Canope mg bez
ryzyka, to znaczy bez zbytniego ryzyka (w czym zreszt, nawiasem mwic, si myli), przewie z
Neapolu do Nowego Jorku tysic ludzi. Osobowo kapitana Derieugo zawaya wic o tyle na
paskiej decyzji, e nie odmwi pan przyjcia dowdztwa.
- Ale to dziecinne rozumowanie! - krzykn Godde.
- Jak pan uwaa. To jest jednak wane. I to dopiero pocztek. Zaraz potem Charrel uraa pask
ambicj marynarza. Podda w wtpliwo pask fachowo. To pana oburzyo. Ludzka rzecz. Jeeli
mog tak powiedzie, autorytet kapitana Derieugo i interwencja Charrela sprzysigy si, aby skoni
pana do nieodkadania wyjcia w morze.

- Nie wie pan, panie Latouche - zawoa Godde - e sam kapitan Cernay wyrazi mi uznanie z tego
powodu, e zdecydowaem si wyj z Neapolu po chorobie Derieugo i po wystpieniu starszego
mechanika.
- Tego nie zaprzeczam - powiedzia pgosem stary marynarz.
- I ja nie robi panu z tego powodu zarzutu - rzek Latouche. - Przeciwnie.
- Zreszt - cign dalej Godde - tak jest, to prawda, e w tym wypadku liczyem si z faktem, i Derieu
nie waha si prowadzi Canope do Nowego Jorku. Ale mog pana zapewni, e wystpienie Charrela
nie miao najmniejszego wpywu na moj decyzj. Gdyby mi nic nie powiedzia, take nie
odmwibym przyjcia dowdztwa. Nie w tym - doda gosem przepojonym sarkazmem i gorycz - co
dziao si przed wyjciem z Neapolu, tkwi przyczyna, e Canope znalaz si w niebezpieczestwie. Tu
chodzi tylko o jedn decyzj, podczas gdy pan wspomnia o wszystkich moich decyzjach.
- Chwileczk. Co dziao si w nastpnych dniach?
- W nastpnych dniach? Nie mog powiedzie, abym szczeglnie wiele rozmyla o kapitanie
Derieum. Bynajmniej. Ale chciaem dowodzi tak, jak on to robi. To znaczy: wszystko wiedzie,
wszystko kontrolowa, nie pozwala, aby ktokolwiek przejawia wyraniejsz inicjatyw... Ale
bynajmniej nie czuem obsesji mylowej z powodu Derieugo. By moe nawet, e gdybym go nie zna,
postpowabym identycznie na trudnym statku. Moe ley to w moim charakterze. To byo moje
pierwsze dowdztwo. Nie potrzebuj tego powtarza. Jeli chodzi o wystpienie Charrela, nie
zapomniaem go, lecz... mylaem o Canope, jedynie o Canope - kontynuowa Godde, oywiajc si i
podkrelajc wymawiane zdania energicznym gestem lewej rki. - Podskakiwaem na kady dzwonek
telefonu z maszyn. Zwaszcza gdy po miniciu Gibraltaru znalelimy si w sztormowej pogodzie.
- ywi pan obawy z powodu Canope, nieprawda? To bardzo wane.
- Uy pan tego sowa, mwic o objciu przeze mnie dowdztwa. Powiedziaem kapitanowi
Cernayowi, e statek budzi we mnie niepokj, a zdaje mi si, e chyba i pan sam okreli go jako
statek niepokojcy.
- Przesta pan myle o wystpieniu Charrela, ale go pan nie zapomnia, tak pan przed chwil
powiedzia. To wspomnienie pewnie pogbiao pask trosk.
- Moliwe. Ale od chwili kiedy dowiedziaem si o sytuacji Marco Polo, wszystko przestao dla mnie
istnie prcz losu tego statku i jego zaogi. Nie znaczy to - doda Godde nieco spokojniej - e zataro
si wwczas w mojej pamici wszystko, co si dziao przedtem. Prosz spyta kapitana Cernaya.
Mwilimy o tym dugo.
- Oczywicie. Taki wstrzs! Sam pan walczy z idcym od dziobu sztormem. A tu nagle - wezwanie
o pomoc. Staje pan przed map. Wykrela pan kurs na pozycj Marco Polo i widzi pan, e ten kurs
narazi pana na eglug przez cztery, pi godzin w poprzek tych olbrzymich, bijcych w pana fal. Co
robi?
Latouche umilk na chwil, po czym podda:
- A moe zada pan sobie w owej chwili pytanie: co by zrobi Derieu?
- Nieprawda! - krzykn Godde wstajc. - Absolutnie nieprawda! Zechce mi pan wierzy. Ani
wspomnienie o kapitanie Derieum, ani wystpienie Charrela nie zawayy na mojej decyzji. Decyzj
podjem ja sam, Godde. Stanem przed map, to prawda. Ale na tej mapie widziaem tylko kurs,
wprawdzie w poprzek fali, ale kurs prowadzcy do statku znajdujcego si w niebezpieczestwie.

Widziaem take drog, jak Canope przeby w sztormie od Gibraltaru do miejsca, w ktrym si
znajdowa. I wtedy ja sam, tylko ja sam - powtrzy - zdecydowaem; uwaaem, e mog zmieni
kurs. W kadym razie naleao prbowa...
Godde przecign doni po czole, jakby dozna zawrotu gowy, po czym usiad na powrt.
- Prosz mi wybaczy - wyszepta.
- To ja przepraszam - odrzek Latouche. - I jeli pan sobie yczy, na tym si zatrzymamy. Kapitan
Cernay mia racj.
- Nie, nie, prosz bada dalej - powiedzia Godde. - Dojdmy ju teraz do koca.
- To ju dugo nie potrwa. Zreszt jest ju pno - doda Latouche rzuciwszy okiem na zegar cienny,
wskazujcy godzin osiemnast trzydzieci. - Ale zgadza si pan, abym powiedzia wszystko, co
myl?
Na przytaknicie Goddea wyjani:
- To wszystko troch wykracza poza ramy dochodzenia i do niczego pana nie zobowizuje.
Po krtkim milczeniu podj:
- Powiada pan, e sam powzi pan decyzj zmiany kursu, nie mylc ju wicej o kapitanie Derieum.
Wiem, e mwi pan szczerze. Jestem nawet pewien, e w owej chwili wiadomie nie by pan pod
wpywem kapitana Derieugo. Ale jestem rwnie pewien, i fakt, e Derieu nie zrezygnowa
z dowdztwa trudnego, kopotliwego statku - podkrelam to - podwiadomie zaway na panu tak
samo, jak wwczas kiedy zgodzi si pan, pan sam, przyj to dowdztwo. Podwiadomie - powtrzy.
A widzc, e Godde nie reaguje, nawiza:
- Widzi pan, Godde, po tym co si zdarzyo, po tym wszystkim o czym mwi pan kapitanowi
Cernayowi przed moim przyjciem: awarii, koysaniu, rnych zajciach midzy Maurinem a Derieum,
midzy Charrelem a panem - nie wydaje mi si moliwe, by paski zamiar niesienia pomocy statkowi
Marco Polo by rwnie instynktowny, jak byby wwczas, gdyby znajdowa si pan na mostku innego
statku, statku bez przeszoci. Nad map rozwaa pan sam w sobie wszystkie za i przeciw. Bra pan
pod uwag to, e od Gibraltaru Canope trzyma si dobrze w sztormowej pogodzie...
- Jasne! - parskn niemal szyderczo Godde. - Gdybym poszed kursem w poprzek fali bez adnego
zastanowienia, dabym dowd wasnej niepoczytalnoci!
- Ot - cign dalej niewzruszenie Latouche - owo dobre trzymanie si Canope na morzu byo
powodem, e Derieu nie zrezygnowa z dowdztwa w Marsylii. Widzi pan, Godde, Derieu tkwi
w rodku tego wszystkiego, nawet - czego jestem pewien - jeli pan o tym nie pomyla. W owej
chwili istnia w panu zacztek jakiego optymizmu...
- Optymizmu? Co pan chce przez to powiedzie? Nie rozumiem.
- Tak. Zaufania. Nabra pan do Canope pewnego zaufania.
- Czy mi pan to zarzuca?
- Bynajmniej.
- Zaufania - podj Godde - to moe zbyt wiele.

- Mwilimy ju przed chwil o zaufaniu, kiedy trudno byo panu pooy si z powrotem na kurs do
Nowego Jorku. Owiadczy pan, e nie straci zaufania.
- Powiedzmy - przyzna Godde. - Po tym co si zdarzyo midzy Londynem a Marsyli, zachowanie si
Canope na Atlantyku dao mi prawo do optymizmu, jak si pan wyrazi. Ale przez pierwsze mile na
nowym kursie oblewaem si potem ze strachu. Mwiem o tym kapitanowi Cernayowi.
- Tak.
- I odczuwa pan co w rodzaju satysfakcji?
- Z pewnoci. Byem zadowolony. Kto by nie by? I to podwjnie: ze wzgldu na Canope, ktry
zdawa egzamin i ze wzgldu na Marco Polo, na zaog Marco Polo, do ktrego... sdziem, e pyn.
- Mia pan jeszcze trzeci powd do zadowolenia. I niech mi pan wierzy, kapitanie Godde, sdz, i to
jest bardzo wane, jeli pragnie si wszystko zrozumie.
- Jaki?
- Mia pan racj wbrew obawom Charrela.
- Powtarzam - odpar Godde z moc i przekonaniem, pragnc rwnie przekona rozmwcw - e
podczas zmiany kursu mylaem tylko o zaodze Marco Polo, a nie o tym co byo przedtem, ani o
Charrelu, ani o Derieum. Byem zbyt przejty, zbyt podniecony, zbyt zatroskany, czy potrafi pomc
tym nieszczliwym.
- Tak, tak, tak - powtrzy kilkakrotnie Latouche, przewracajc kartki zeznania Dufora, ktre cigle
trzyma w rku. - Tak. Bdzie mi pan mia za ze, e si znw powtarzam. Ale oto paskie
owiadczenie wobec Dufora! Czytam: Kapitan podchodzi i mwi: Z chwil kiedy maszyny przestan
sprawia kopot, bdzie mona da od statku nie wiadomo czego. Co do koysania, jest to tylko
kwestia zaadunku i wytrymowania...
- Zgadzam si, e te sowa wiadcz o moim zaufaniu. O zaufaniu nie usprawiedliwionym. Przyznaem
to. Ale skd pan wnioskuje, e byem zadowolony majc racj wbrew obawom Charrela?
- To przecie proste. Nie mwi pan Duforowi o wodzie, ktra zalaa zasobnie, o przemokym wglu,
o zatkanych pompach. Mwi pan tylko o maszynach i o koysaniu - podkreli Latouche. - O tych
dwch przyczynach, ktre - jak pan sdzi - skoniy Charrela do proby o odoenie wyjcia w morze
i ktre kazay mu obawia si zmiany kursu. Pomimo spadku cinienia, pomimo trudnoci, jakie pan
mia o godzinie dwudziestej trzeciej czy o pnocy, z pooeniem si w dryf, uwaa pan zachowanie
si statku po zmianie kursu za sukces. Dlaczego? Powiedzia pan nam to, a raczej powiedzia pan to
Duforowi: poniewa Canope dobrze si trzyma. Chcia pan powiedzie: poniewa statek nie
wykazywa szataskich przechyw i poniewa Charrel nie musia stopowa.
Godde nie odpowiada, wobec czego Latouche kontynuowa:
- Zadowolenia z owej racji nie odczuwa pan zbyt wyranie. Ale ono byo w panu, drzemao gboko
ukryte w paskim wntrzu i - pozwoli pan powiedzie - uwaam je za uzasadnione. Ale pniej trzeba
je byo opanowa. Ot to! Charrel nie mia do pana zaufania. Uwaacie - powiedzia mu pan - e
mam za mao dowiadczenia, aby dowodzi statkiem, ktry sprawi nam tyle kopotu w drodze z
Londynu do Marsylii. Odczuwa zadowolenie w takich okolicznociach, to przecie ludzka rzecz!

Ma racj - pomyla Godde. - Gdy statek lea w dryfie, okoo pitej rano, Bertrand zmieni Dufora na
mostku, a on sam, Godde, poszed troch odpocz. Wycignwszy si na koi (bez sztormowego
paszcza, ale w butach na wypadek gdyby trzeba byo wyskoczy na mostek), przeszed w mylach
wszystko, co zdarzyo si od chwili, kiedy otrzyma radiogram ze statku Marco Polo. Zapomnia
o smutku z powodu tego, e nie mg uratowa nikogo z zaogi zgubionego frachtowca i odczu
wewntrzne, niemal fizyczne zadowolenie, e jednak jego racja zwyciya. Zadowolenie, ktre
rwnowayo lk odczuwany w chwili zmiany kursu. Niby dochodzce z daleka echo sysza gos
Charrela: Bdziemy mieli przechyy! Po czym zapad w gboki sen, trwajcy nie duej ni
dwadziecia minut.
- Ludzka rzecz - powtrzy Latouche dodajc: - Tak. A najbardziej dramatyczne w tej caej sprawie jest
to, e pan zawsze postpowa jak czowiek, z ca jego wielkoci i saboci zarazem.
Latouche umilk i odwrci gow zauwaywszy lekkie drenie palcw kapitana Cernaya, skrcajcego
papierosa. W ciszy sycha byo szelest mitej bibuki. Inspektor mwi dalej:
- Doszlimy teraz do witu, do chwili kiedy pan wanie pooy si na kurs do Nowego Jorku i kiedy wedug naszej wasnej opinii - powinien by pan zrobi zwrot i sztormowa z wiatrem. A c o tym
napisa paski oficer? Oto co: Maszyny pracoway, lecz na zwolnionych obrotach. Ich wibracje byy
ledwo odczuwalne, o ich pracy mona byo wnioskowa ze sposobu, w jaki statek reagowa na
uderzenia fal. Szlimy pod fal, zaledwie utrzymujc si na kursie. Niebawem sam si pan zorientowa
w sytuacji. A jednak zuywa pan jeszcze niepotrzebnie resztki si statku. Po co? Po co? Nie
odpowiedzia pan na pytanie, ktre zada panu kapitan Cernay.
- Powd - cign po krtkim milczeniu Latouche - tkwi w tym, o czym przed chwil mwiem. Ciya
na panu przeszo.
Szeroko otwarte, pospne oczy Goddea, w ktrych czai si obd, byy nieruchomo utkwione
w jasnych oczach inspektora.
- Awaria koo Beachy Head, koysanie w Zatoce Biskajskiej...
Godde odwrci nieco oczy, w ktrych kade sowo Latouchea przywoywao minione obrazy: Beachy
Head - postacie Bertranda i Rouveyrea, wcinite w kt mostku, oraz posta Derieugo o karku
czerwonym z wciekoci, ktra jeszcze nim trzsa, powracajcego do kabiny nawigacyjnej; przechyy
w Zatoce Biskajskiej - cienkie, blade, zacinite wargi i zielony bysk utkwionych w niego oczu
kapitana.
- Gorzki, gwatowny, nieuzasadniony wybuch kapitana Derieugo w rozmowie z Maurinem: A gdyby
Canope nie dopyn w ogle do Neapolu! Wizyta, jak panu zoy Charrel....
Przeszo! - pomyla Godde. - Ale w takim razie trzeba by byo cofn si znacznie dalej. - Widzia
znw, gdy jako wieo upieczony oficer marynarki handlowej z przydziaem na liniowiec pasaerski
Santa Anna wkracza do kabiny nawigacyjnej i staje nagle twarz w twarz z kapitanem statku;
zgryliwe spojrzenie z trjktnej twarzy, wta posta opita obcisym surdutem, pogardliwy gos.
Mw pan. Kim pan jest? Z jakiego statku wyokrtowa? Jaki ma dyplom? To byo jego pierwsze
zetknicie z kapitanem Derieum. - A po dwudziestu jeden latach ten czowiek, ktrego nigdy potem
nie widziaem, wybra mnie. Proponowano mu dwch czy trzech kandydatw na pierwszego oficera.
Wybra mnie!
- Tak jest, wszystko to miao wpyw, wszystko miao znaczenie - cign Latouche - minicie
Gibraltaru, sztorm, dobre trzymanie si Canope. Nabiera pan zaufania...

Godde, nie tracc sowa z wypowiedzi Latouchea, myla rwnoczenie o czym innym: - Teraz
dowodzibym ju frachtowcem. Tymczasem wybra mnie. Przeszkodzi mi w karierze.
Uczucie nienawici do Derieugo jak bysk przeleciao mu przez gow. Ale chwil potem on sam, tak
bardzo potrzebujcy podpory moralnej, uczu, e owada nim gboka lito; widzia wywrcone
biaka zgryliwych oczu, trjktn twarz cignit atakiem choroby, dug wt posta zgit wp,
zamilky pogardliwy gos. - Biedny czowiek! Wszyscymy biedni!
Nie spuszcza teraz wzroku z oczu Latouchea, ktry mwi dwicznym gosem:
- Po zmianie kursu w poprzek fali nabra pan zaufania. Czu pan zadowolenie, e jednak mia pan racj
wbrew obawom Charrela, wszystkich... Uwaa si pan za jasnowidza i to faszywe jasnowidzenie
przesonio panu trzewe spojrzenie na sytuacj, przesonio je panu a do koca.
Tak, byem olepiony - pomyla Godde dyszc. - Znalazszy si przed sztywnym ciaem Derieugo,
przestaem widzie sprawy jak przedtem. Przestaem by sob.
- Kiedy w poudnie - powiedzia Latouche - Charrel przyszed na mostek i da, aby pan zrobi zwrot
z wiatrem, nie uleg pan natychmiast, poniewa pan uwaa, e on si omyli i myli si w dalszym
cigu.
Inspektor nawigacyjny przesta mwi i przez chwil zachowywa milczenie. Kto, kto miaby na tyle
zimnej krwi, aby go spokojnie obserwowa, mgby dostrzec w nim dwie przeciwstawne siy:
charakter, usposobienie - dne doprowadzenia do koca podjtego przedsiwzicia i biorce gr
nad czysto ludzkim uczuciem.
- Mimo to - rzek - wszystko daoby si uratowa, gdyby nie byo obsesji.
Godde raz jeszcze ukry twarz w doniach.
- Wszyscy na statku byli optani strachem przed powan awari maszyn i szataskim koysaniem.
Pan take, Godde. Moe nawet bardziej ni inni. A do koca - czego dowodzi to, co pan powiedzia
Duforowi, pooywszy si w dryf - nie wierzy pan, e Canope mgby zaton wskutek wtargnicia
wody do zasobni wglowych i spadku cinienia pary pod kotami. Charrel by prawdopodobnie
jedynym, ktry widzia to zupenie wyranie.
Sprawa bya skoczona. Mrok ogarn gow Goddea, mrok ktry go ju nigdy nie opuci. Zdy
jednak pomyle:
- Jednej rzeczy nigdy mi nie wyjani ten inteligentny, lecz okropny czowiek. Dlaczego to wszystko
spado na mnie, Josepha Goddea.
La Rose des Vents
Wszystkich witych 1953 - Wielkanoc 1954

You might also like