You are on page 1of 108

Curwood James Oliver - Poncy las

KB
Na brzegu Athabaski
Przed godzin jeszcze Dawid Carrigan, sierant Krlewskiej Konnej PnocnoZachodniej Policji, wesoo pogwizdujc przez zby, dzikowa Stwrcy za beztrosk rado
ycia. Bogosawi inspektora MacVane, dowodzcego dywizj N. z Athabaska Landing, za
powierzenie mu funkcji, ktr mia wanie speni. Cieszy si, e wdruje sam jeden
poprzez gboki br i e obowizek subowy w cigu szeregu tygodni jeszcze bdzie go
wlk coraz dalej na umiowan Pnoc.
Przyrzdzajc poudniow herbat na brzegu rzeki, podczas gdy knieja niby potop
zalewaa go z trzech stron, doszed do przekonania - po raz setny bodaj - e dobrze jest nie
mie rodziny ni krewnych, bowiem misja, ktr mu powierzono, naleaa do rzdu
niebezpiecznych.
- Jeli mi si co stanie - uprzedza Carrigan zwierzchnika - nie trzeba zawiadamia
nikogo! Ju od dawna jestem sam na wiecie!
Nie nalea do ludzi mwicych o sobie zbyt wiele, jednak przyjaci liczy na setki, a
wielu ufao mu bez zastrzee. Na dalek Pnoc pchn go wypadek, ktry jakkolwiek w
swoim czasie pogmatwa mu yciowe cieki, w rezultacie da pewn kompensat. Bowiem
Carrigan bawochwalczo ukocha Pnoc. Staa si dla pewnego rodzaju ideaem. Mia
wraenie, e zawsze y tak, jak teraz, pod czystym stropem nieba. Obecnie mia trzydzieci
siedem lat. By troch filozofem, jak kady, kto oddycha nieskalanym powietrzem pustkowi.
Z pogod kocha ludzko nawet w tych chwilach, kiedy zapina kajdany na rkach
przestpcy. Na skroniach puszczaa mu si ju siwizna. Poza tym lubi ycie. Ta cecha
wyrastaa w nim nad wszystko inne.
Tote siedzia sobie przed godzin w zapadej guszy, o osiemdziesit mil na pnoc od
Athabaska Landing, rad z tego, co go otacza i z tego, co ley przed nim. O sto osiemdziesit
mil mia fort MacMurray, o dalszych dwiecie mil Chippewyan, a poza Chippewyanem
wielk Mackenzie cielc tysicpisetmilowy szlak ku wodom Morza Beauforta. By rad,
e tu mieszka niewielu ludzi, lecz tych niewielu kocha.

Przed godzin zaledwie, spogldajc na rzek, widzia dwa wielkie czna prce w
gr nurtu, podobne do dugich smukych galer redniowiecznych. W kadym cznie
siedziao omiu wiolarzy. piewali. Ich gosy przetaczay si dwicznie pomidzy waami
borw. Nagie ramiona i barki lniy w socu. Przypominali mocarnych wikingw i byli dla
Carrigana uosobieniem swobody. ledzi ich wzrokiem poty, a zniknli na zakrcie, lecz
piew dolatywa jeszcze przez czas duszy. Gdy i ten zamilk, Carrigan wsta znad
skromnego ogniska i przecign si, a stawy trzasny. Przyjemnie byo czu, e pomimo
trzydziestu siedmiu lat krew w yach kry bujna i czerwona.
Znajdowa si na pnoc od pidziesitego czwartego stopnia szerokoci
geograficznej, a rzeki tego kontynentu zasilay swoimi wodami Ocean Lodowaty.
Jednak truskawki miay wkrtce dojrze w takiej obfitoci, e depta si je bdzie na
kadym kroku. Dzikie re kwity: szkaratne pomyki barwiy lene podoe. Hiacynty i
zotoctkowane fioki gray w chowanego z niezapominajkami. Niebo byo jak baldachim z
bkitnego aksamitu.
Lecz wszystko to miao miejsce przed godzin, a w cigu tego czasu, w cigu minut
szedziesiciu, duo si moe zmieni w yciu ludzkim. Przed godzin zadaniem Dawida
Carrigana byo schwyta Czarnego Rogera Audemarda - zaka puszczy, morderc p tuzina
osb przed laty niemal pitnastu. Z tych pitnastu lat podczas pierwszych dziesiciu Czarny
Roger uchodzi za umarego. Lecz ostatnio z dalekiej Pnocy doszy tajemnicze wieci.
Zoczyca y. Ten i w go widzia. Na razie byy to tylko lune pogoski; potem
zaczy napywa fakty. Wreszcie nie ulegao ju wtpliwoci, e przestpca yje. Wtenczas
prawo jeszcze raz dao o sobie zna.
- Masz go dostarczy ywym lub martwym! - takie byy ostatnie sowa inspektora
MacVane. - Ale bez niego nie wracaj!
Wspominajc owo kategoryczne zalecenie Carrigan umiechn si, mimo i rzsisty
pot skrapla mu czoo pod palcymi promieniami soca. Bowiem w cigu owej godziny
dzielcej go od poudniowego posiku, zasza rzecz okropna, zowieszcza i zupenie
nieoczekiwana.
Gwizd kul
Skulony za ska niewiele wiksz od niego samego, wkopujc si w biay, mikki
piasek niby w moszczcy gniazdo do skadania jaj - Carrigan nie czyni sobie adnych
iluzji. By - jak to szeptem powtarza raz po raz dla podtrzymania humoru - wyranie zagnany

w kozi rg. Gow mia obnaon, gdy kula zniosa mu kapelusz, w jasnych wosach peno
piasku. Po twarzy spywa mu pot, ale na dnie bkitnych oczu jeszcze stale widniaa wesoa
kpina, jakkolwiek wiedzia doskonale, e o ile tamtemu starczy amunicji, czeka go niechybna
mier.
Po raz dwudziesty w cigu tylu minut powid wzrokiem wkoo. Znajdowa si
porodku paskiej wydmy. O pidziesit stp poza nim rzeka bulgotaa agodnie na
wirowym podou, leniwie wymijajc biae mielizny. O pidziesit stp przed nim rs
zielony, chodny mur lasu. Soce igrajc w listowiu zdawao, si sia iskry miechu, jakby
drwic przekornie z kaprynej ironii losu.
Pomidzy rzek a puszcz lea jedynie zom gazu, za ktry Carrigan si schroni
niby wystraszony krlik. Gaz ten stanowi tylko nieznaczne wzniesienie na jednolitym
skalnym podou. Piasek, naniesiony powodzi, powleka podoe zaledwie na wysoko
czterech lub piciu cali. Niepodobna byo zatem ry w gb. Niepodobna byo rwnie usypa
ochronny wa. Tymczasem wrg, utajony o sto jardw, by zdecydowanym morderc i
najcelniejszym strzelcem, jakiego Dawid kiedykolwiek spotka.
Carrigan trzykrotnie ponawia dowiadczenia, majce go w tym wzgldzie upewni,
zamierza bowiem da raptownie nura w leny gszcz. Po trzykro nieznacznie unosi
kapelusz ponad krawd gazu i za kadym razem kula przedziurawiaa go na wylot. Trzeci
pocisk zerwa mu nakrycie z gowy i cisn je o par metrw.
Skoro tylko nieostronie pokazywa skrawek ubrania, kula odnajdywaa go w jednej
chwili. Dwukrotnie spod strzpw materiau pocieka krew i w oczach Carrigana zamar
wyraz wesoej ironii.
Niezbyt dawno jeszcze napawaa go dum surowa dziko tego kraju, gdzie ludzie nie
znajcy trwogi walczyli odwanie pier w pier. Lecz jego obecna sytuacja nie przypominaa
w niczym przygd doznawanych poprzednio w czasie utarczek ze ciganymi zbrodniarzami.
Niejednokrotnie zaglda w oczy niebezpieczestwom. Bi si. Kona prawie. Fanchet, ktry
okrad dwanacie sa pocztowych, omal go na tamten wiat nie wyprawi. Fanchet by gotw
na wszystko i bez zbytnich skrupuw. Lecz nawet i ten opryszek, nie przycinity ostatecznie
do muru, nie dybaby na ycie policjanta tak zajadle, jak to obecnie czyni nieznany
przeciwnik Carrigana.
Nie mia ju adnych zudze co do zamiarw napastnika. Tamten nie po to strzela,
by rani i unieszkodliwi, lecz wycznie dlatego, by zabi. atwo si o tym przekona.
Bardzo ostronie, by nie wystawi poza oson ramienia czy rki, Carrigan doby z kieszeni
bia chustk, umocowa j na kocu lufy i unis ten znak kapitulacji o trzy stopy w

powietrze. Po czym z jednakow ostronoci z wolna wysun nad gazem paski uamek
upka, z odlegoci stu jardw mogcy udawa z powodzeniem czubek jego gowy. Zaledwie
czterocalowy kawaek znalaz si bez osony, hukn strza i upek rozprysn si na drobno
szcztki.
Carrigan zwin bia chorgiew i mocno przywar do ziemi. Celno strzaw
niewidzialnego przeciwnika bya przeraajca. Rozumia doskonale, e jeli odsoni si cho
na mgnienie, by uy wasnego karabinu lub te cikiego subowego rewolweru - umrze,
nim zdoa nacisn cyngiel. Zreszt, tak czy inaczej, koniec by bliski. Czu w miniach
bolesny kurcz. Nie mg przecie wiecznie lee, zoony jak scyzoryk, za tym
niedostatecznym przykryciem.
Oprawca kry si na skraju lenej gstwy, niezupenie naprzeciw niego, lecz okoo stu
jardw w d rzeki. Carrigan raz po raz ama sobie gow, dlaczego zbj nie przepeznie
jeszcze dalej w bok, by mie otwarty cel. Strza wysany z najbliszej kpy jedliny nie mg
chybi. Niepodobna byo si przed nim ustrzec.
Lecz nieznany napastnik od chwili, gdy po raz pierwszy pocign cyngiel, ani si
ruszy ze swej kryjwki.
Zaczo si - to, gdy Carrigan przecina otwart przestrze, pokryt biaym mikkim
piaskiem. Raptem hukn strza i rozpalona smuga przeoraa mu skro. O p cala w prawo i
byby zgin niechybnie. Ocalawszy cudem, byskawicznie pad na ziemi poza jedyn oson
bdc tu obok - niewielki zom skalny.
W cigu kwadransa czyni szalone wysiki, by nie wystawiajc si na strza,
oswobodzi si od cikiego plecaka. Udao mu si to wreszcie. Z uczuciem niezmiernej ulgi
umieci pakunek obok skay, podwajajc niemal w ten sposb swj wa ochronny.
Momentalnie trzasna we kula - jedna, potem druga. Carrigan usysza szczk blaszanek i
zastanawia si przez chwil, czy przy tym wszystkim jego ekwipunek nie ulegnie
cakowitemu zniszczeniu.
Po raz pierwszy mg teraz otrze pot z twarzy i wyprostowa czonki. Mg take
rozway sytuacj. Niezachwianie wierzy w potg umysu. - Mzg moe wszystkiego
dokona! - twierdzi zawsze. - Dobry mzg jest stanowczo lepszy, ni dobry karabin!
Bdc mniej skrpowany fizycznie, potrafi atwiej zebra rozproszone myli. I od
razu zada sobie pytanie: kim jest czowiek strzelajcy do tak zaciekle i z tak zdumiewajc
precyzj? Co to za jeden?

Nowy grzechot oowiu po blaszankach w przykry sposb podkreli to zagadnienie.


Pocisk uderzy tak blisko jego rki, e a si wzdrygn, po czym osonity ska i plecakiem
pocz gorliwie zgrzebywa piasek dla dodatkowej ochrony.
Po trzecim brzku jego naczy kuchennych nastaa chwila ciszy i Dawid mimo
tragizmu pooenia kpico zmruy oczy. Ironia losu bawia go mocno. Na otwartej wydmie,
pod prostopadymi niemal promieniami soca, panowa piekielny upa. Bez trudu mg trafi
kamykiem w miejsce, na ktrym wielkooka pliszka, dziobic co, kiwaa si to w przd, to w
ty, przy kadym ruchu rozprawiajc przyjanie. I wszystko wok nosio cechy przyjaznej
pogody. Tu za ptakiem rzeka nucia perlicie orzewiajc pie. Po drugiej stronie chodny
br, cienisty i radosny, nabrzmiewa ttnem ukrytego ycia. Bya wanie pora wicia gniazd.
Trwa nieustanny szczebiot. Drobny, brunatny piewak wyfrun na konar brzozy i Carrigan
widzia, jak pod pirkami gardeko pcznieje mu pieni. Drobne ciao, mao co wiksze od
kanadyjskiego orzecha, zaokrglio si jak pika, usiujc koniecznie przecign trele innych
zawodnikw.
- Dalej, stary, dalej! - zachca go Dawid.
To malestwo, ktre z atwoci zgnitby w dwu palcach, dodao mu jako fur
odwagi.
Potem ptaszek urwa dla nabrania tchu. W czasie tej pauzy Carrigan nasuchiwa
ktni dwu jaskrawo upierzonych kanadyjskich sjek, ukrytych nieco dalej w gszczu. Byy to
zawodowe plotkarki wiecznie zajte sporem. Przypominay zgryliwe babska zatruwajce
blinim nawet dnie powszechnego wesela.
Nasta bowiem miodowy miesic kniei. Ta naiwna myl zaprztaa umys Carrigana,
gdy lec na boku z twarz przy ziemi wolno i ostronie przedubywa strzelnic pomidzy
ska i plecakiem. Byy to gody puszczy jak duga i szeroka, w gr i w d doliny trzech
rzek. Mczyni i kobiety niepomni dugich ponurych dni zimowych przypiewywali
radonie, a dzieci baraszkoway niefrasobliwie u progw chat. Br, prerie i mokrada jednako
kipiay weselem. Wszelkie pierzaste stworzenia kojarzyy si w pary. Niezliczone gniazda
dzwoniy szczebiotem i piskiem. Matki uczyy swe pisklta pywa i lata. Od kraca ziemi
po kraniec mali mieszkacy lenych matecznikw przyodziani w puchy lub futra, zbrojni w
kopytka, pazury ub szpony - brali lekcje ycia.
W pewnej chwili Carrigan przekona si, e moe ju rzuci wzrokiem midzy
plecakiem a ska ku miejscu, gdzie si zasadzi morderca. Ryzykowa znacznie. Wiedzia, e
jeli przypadek zdradzi zaimprowizowan strzelnic, minuty jego s policzone. Lecz wykona

prac nadzwyczaj ogldnie, cal za calem, i by pewien, e przynajmniej na razie wrg nie
zauway podstpu.
Mia wraenie, e zna ju kryjwk napastnika. U skraju kpy jode o nisko nawisych
konarach lea zwalony cedr. Strzay biegy spoza pnia tego drzewa.
Jeszcze ostroniej ni poprzednio zacz przesuwa przez otwr luf fuzji. Wykonujc
to myla o Czarnym Rogerze. Podejrzewa, i to on wanie wykona zasadzk, cho
jednoczenie zdawa sobie spraw z absurdalnoci tego przypuszczenia.
Za tym pniem nie mg si kry Czarny Roger ani ktrykolwiek z kamratw
zoczycy. Byo to wykluczone z uwagi na cis tajemnic, jak w Athabaska Landing
otoczono misj policjanta. Dawid Carrigan odchodzc, nie poegna nawet serdecznych
przyjaci. Poza tym ruszy na wypraw bez munduru, w cywilnym ubraniu. C wic miao
go zdradzi? Zreszt Czarny Roger musia si teraz znajdowa o tysic mil na pnoc, chyba
e skuszony wiosn przemkn bliej ludzkich osiedli. Ostatecznie rzecz biorc, wedug
wszelkich nakazw logiki, mona byo wysnu tylko jedn konkluzj: czowiek z zasadzki
by jakim zbrodniczym Metysem, podajcym, broni i zapasw wdrowca.
Trzask czwartego pocisku dziurawicego plecak uprzytomni raptem Carriganowi, e i
tego rodzaju przypuszczenie graniczy z absurdem. Ktokolwiek podtrzymywa ogie, mia
mao respektu dla zawartoci worka oraz z ca pewnoci posiada znakomit bro i pod
dostatkiem naboi. Na rk Dawida ciekaa teraz lepka struga skondensowanego mleka i
policjant pomyla, czy te ocaleje cho jedna puszka konserw.
Po tym strzale przelea chwil bez ruchu twarz do ziemi. Oczy mia zwrcone ku
rzece. Na przeciwlegym brzegu, oddalone o wier mili, trzy czna pyny szybko w gr
leniwego prdu. Soce yskao na mokrych burtach. Ociekajce wod wiosa sprawiay
wraenie skrzyde ptasich. Kto nawoywa gono, pytajc zapewne o powd strzaw.
Carrigan pomyla, e mgby odkrzykn, proszc o pomoc, lecz podejrzewa, i gos
nie doniesie. Poza tym, gdy mia obecnie podwjn oson przed ogniem, wstyd mu byo
przyzna si, e tchrzy. Spodziewa si zreszt, i w cigu najbliszych paru minut sam sobie
poradzi z napastnikiem.
Z drobiazgow ostronoci przesuwa coraz dalej przez otwr luf fuzji. Pliszka
dostrzega go i zdawaa si gboko zainteresowana t czynnoci. Skaczc podesza o kilka
metrw i przechylajc ebek, z ukosa, obserwowaa, co si dzieje. Jej szczebiot - przeszed w
aosny, nerwowy krzyk. Carrigan mia ochot ukrci jej szyj. Zachowanie ptaka zdradzao
zaczajonemu mordercy, e policjant yje i e si rusza.

Zdawao mu si, e mina wieczno, nim wreszcie fuzja przesza przez otwr, cay
czas oczekiwa grzmotu wystrzau. Rozpaszczony na ziemi, wzorem Indian, rzuci wzrokiem
wzdu lufy. By pewien, e wrg obserwuje go, jednak nigdzie w pobliu zwalonej kody nie
umia rozrni zarysu gowy ludzkiej. W jednym kocu pnia bya zwarta masa listowia. W
pewnej chwili tam wanie uowi lekki ruch i podniecony ogromnie zamierza natychmiast
posa kul. Lecz powstrzyma si w sam por. Zrozumia, i wolno mu dziaa jedynie na
pewniaka. Pierwsze pudo zdradzi istnienie strzelnicy. Co gorsza, chwilowa przewaga zamieni
si w miertelne niebezpieczestwo. A co bdzie, jeli kula przeciwnika wymaca ten otwr?
Zrobio mu si przykro i wzdu grzbietu przebieg niemiy dreszcz. Mia coraz
gwatowniejsz ochot ukrci eb natrtnej pliszce. Ptak, wykonawszy pkole, znalaz si
midzy plecakiem a gazem i trwa tam, zadarszy ogon i zniajc ebek, jakby koniecznie
chcia zajrze w otwr lufy. Bezczelnie zdradza cay plan. Jeli zaczajony drab jest rwnie
sprytnym czowiekiem, jak dobrym strzelcem...
Raptem zesztywnia. By pewien, e uowi wanie w listowiu zarys czyjej gowy i
bark. Powoli nacisn cyngiel winchestera i ju mia wypali, lecz strza znad powalonej
kody wyprzedzi go o uamek sekundy. Kula uderzya o rg plecaka przeszywajc go na
wylot. Uczu raptowny wstrzs i w niesychanie drobnej czstce mgnienia, pomidzy
wraeniem umysowym a fizycznym, poj, co si stao.
Dosta w gow; w twarz. Mia wraenie, e zanurzy j gwatownie w gorc wod.
W mzgu hucza i przewala si wzburzony nurt. Wsta chwiejnie, oburcz ciskajc gow.
wiat wok by wykrzywiony i czarny, rozkoysany mdlco. Z tego oglnego chaosu
wydzielaa si potworna pliszka, wielka jak dom.
Carrigan zatoczy si i run na biay piasek bezwadnie rozrzucajc czonki, twarz
zwrcony do lasu i zasadzki.
Lea teraz na otwartej przestrzeni, widoczny z dala, lecz nowy strza nie pada. Jaki
czas panowaa zupena cisza. May piewak na gazi brzozy wiergota nerwowo. Pliszka
nieco zdziwiona, cofnwszy si nad brzeg rzeki, cigaa si sama ze sob, skaczc po
wilgotnym piasku. Za obie ktliwe sjki przeniosy spr nieco w gb kniei.
Wanie ich gony szczebiot uzmysowi Carriganowi, e jeszcze yje. Byo to
wstrzsajce odkrycie. Wnet te uprzytomni sobie, e rozrnia na piasku soneczn plam.
Nie ruszajc si, szerzej otwar oczy. Mg widzie skraj lasu. Zwalony pie i wieczce go
gste zarola leay na rwnej linii z jego wzrokiem.
Wanie gdy patrzy, ziele rozpka si na dwoje i wysza spord niej jaka posta.
Carrigan odetchn gboko. Przekona si, i nie doznaje adnego blu. Zakrzywi palce

prawej rki i uczu, e si zaciskaj na kolbie rewolweru. Wtenczas zrozumia, e i tak wygra,
jeli tylko Stwrca daruje mu jeszcze par minut ycia.
Wrg zblia si. W miar jak szed, Carrigan przymyka oczy coraz bardziej.
Postanowi, i zamknie je zupenie, gdy tamten bdzie tu i uda martwego. Potem, skoro zbj
zoy karabin na ziemi, by obszuka ciao, nastpi odpowiedni moment. Byle si tylko nie
zdradzi przedwczenie.
Nakry oczy powiekami. Poczo mu si robi mdo; czerwony ogie spala mzg.
Sysza kroki; ucichy w piasku tu przy nim. Potem uowi ludzki gos. Nie byy to sowa,
tylko nieartykuowany dwik, co na ksztat krzyku czy woania. Z trudem zebra reszt
energii. Mia wraenie, e porusza si byskawicznie szybko; w rzeczywistoci jednak czyni
gesty wte i powolne jak konajcy czowiek.
Rewolwer zwisa mu w bezwadnej doni, luf do piasku. Podnoszc wzrok, usiowa
jednoczenie podnie bro. Lecz raptem, pomimo szalonego osabienia, krzykn zdziwiony.
Wrg sta w penym socu, przygldajc mu si dwojgiem wielkich ciemnych oczu,
penych grozy. Nie byy to oczy mczyzny. Dawid Carrigan mia przed sob - kobiet!
Zagadka
Okoo dwudziestu sekund, moe duej Carrigan patrzy jak urzeczony. Widzia
dziewczyn na tle jaskrawo rozsonecznionego nieba. Z omdlaej doni wypad mu rewolwer,
a caym ciarem ciaa opar si na okciu. Mia zawroty gowy, robio mu si mdo. By na
granicy omdlenia, a jednak do mierci nie mia zapomnie tego, co widzi.
Dziewczyna miaa odkryt gow i okropnie blad twarz. Oczy jej pony
niesamowicie. Rysy i caa posta wyraay ogromne zdumienie.
Carrigan traci przytomno. Sylwetka nieznajomej rozpywaa si we mgle, lecz jej
twarz widzia do koca. Krucze sploty otaczay j niby welon. Byy zwichrzone, jak w czasie
walki lub szybkiego biegu na wietrze.
Usiowa nie straci dziewczyny z oczu, a przede wszystkim przemwi. Ale wzrok
odmawia mu posuszestwa, a ycie uciekao najwyraniej. Opad do tyu, charczc. Nie
sysza ju krzyku, z jakim nieznajoma uklka obok. Nie czu, jak mu unosi gow i ostronie
przegarniajc wosy pene piasku, szuka ladu kuli, ani jak potem ukada go z powrotem na
ziemi, by pobiec sama ku rzece.
Dopiero po jakiej chwili zda sobie spraw z tego, co si dzieje. Co chodnego i
mokrego cieko mu po poncej skroni i po twarzy. Bya to woda. Zrozumia to podwiadomie

i rwnoczenie pocz myle. Lecz myli dziaay opornie. Rozlatyway si wci, skaczc
jak pchy ziemne i, gdy zaledwie opanowawszy jedn, siga po drug, ju ta pierwsza
wymykaa mu si spod kontroli.
Po pewnym czasie jednak powiza je w logiczny cig i usiowa przemwi. Ale na
wargach i powiekach leaa jednakowo mocno piecz. Dopiero po chwili z gbi czaszki
wyroio si cae stado malutkich kowalikw zbrojnych w moty i oskardy i poczo kruszy
pieczcie. Bolao, ale za to widzia wiato.
Dziewczyna krztaa si koo niego, czu jej bli sko. Woda nadal cieka mu po
twarzy. Potem pocz rozeznawa jej sowa, wci te same, powtarzane monotonnie przez zy.
Szalonym wysikiem otwar oczy.
- Dziki Bogu, pan yje, pan nie umar! - m wi spakany gos, idcy jakby z
okropnego oddalenia. - Pan yje!
- Usiuj y! - wybekota Carrigan chrapliwie. Bl w czaszce przycicha, lecz Dawid
przeklina t okoliczno, gdy jednoczenie traci znw zdolno widzenia i mowy. Czu
jednak, co si dzieje. Kto go wlk. Sysza chrzst piasku pod wasnym ciaem. Po pewnym
czasie doszy go gosy, nie jeden, a dwa. Schylaa si nad nim dziewczyna o czarnych oczach
i ciemnych renicach, lecz raptem wosy staway si zote, a oczy orzechowej barwy. I tak
widzia na przemian, raz jedn twarz, raz drug.
Carrigan nie mia pojcia, jak dugo trwa to wszystko: godzin, dzie, miesic czy
moe rok. Wiedzia jedno: e dziewczyn o ciemnych oczach zna dobrze i od dawna.
Natomiast uporczywa walka pod palcymi promieniami soca cakowicie odesza w
niepami.
Mia wraenie, e przerzucono go raptem w wiat peen zud i mglistych zjawisk.
Jedynie ta twarz bya realna i wyrana, cho co chwila odpywaa w mrok.
Potem nadszed okres czarnej, milczcej zawieruchy, z ktrej powoli niezmiernie
daleko wyoni si lnicy punkt: gwiazda. wiato zbliao si, wreszcie rozgorzao jak
soce. Bysn wit, a wraz ze witem zawiergota ptak. Ten ptak znajdowa si tu nad
gow Carrigana. Carrigan otworzy oczy i zobaczy, e ley pod ow srebrn brzoz, na
ktrej leny piewak wywodzi swoje trele.
Przez chwil nie zadawa sobie wcale pytania, jak si tu znalaz, Patrzy na rzek i na
biae pasmo piachu. Tam bya skaa, a obok niej plecak. Tam rwnie mia karabin.
Instynktownie odwrci oczy ku miejscu zasadzki. Zwalony pie i kpa drzew obok
pawiy si w socu. Lecz tu, gdzie on sam lea, sta czy te siedzia - nie by pewien

waciwie, w jakiej znajduje si pozycji - panowa rozkoszny cie i chd. U gry gsto
splecione konary cedrw, sosen i jode przetykao tu i wdzie srebrne listowie brzozy.
Po chwili zda sobie spraw, i jest czciowo oparty o pie tej wanie brzozy, a
czciowo o rosnc obok jod. Pomidzy oba drzewa wetknito kb wieego mchu i na
nim, jak na poduszce, spoczywaa jego gowa. Pod bokiem mia wasne wiadro pene wody.
Bardzo ostronie unis rk - i dotkn czoa; jego palce musny banda.
Siedzia potem minut lub dwie bez ruchu, ze zdziwieniem usiujc poj, co zaszo.
Przede wszystkim - y. Ale to nawet byo mniej zdumiewajce ni reszta. Przypomnia sobie
kocow faz nierwnego pojedynku. Wrg wzi nad nim gr. Wrogiem tym bya kobieta.
Najpierw przedziurawia mu eb, a potem, miast dobi, zawleka go w cie i opatrzya ran.
Trudno byo w to uwierzy, lecz wiadro wody, mech pod gow, banda wreszcie,
potwierdzay dziwo w dostatecznej mierze.
Postrzelia go zatem. Wyranie i z rzadk zacitoci dybaa na jego ycie. A potem
czynia wszystko, by go uratowa. Carrigan umiechn si. Ju to samo byo dowodem, e
istotnie mia do czynienia z kobiet.; Tylko kobieta moga wykaza podobny brak logiki.
Mczyzna konsekwentnie dokoczyby dziea.
Pocz si za ni rozglda, ale zobaczy tylko srebrzysty trzepot skrzyde
zaaferowanej pliszki. Zachichota wesoo, gdy dobrze mu byo spoczywa bez trosk. Poza
tym cieszy si, e zo mino i e przeszedszy, co przeszed - yje. Gdyby pliszka bya
czowiekiem, przywoaby j i ucisn jej rk. Oddaa mu przecie znakomit przysug,
zdradzajc otwr wywiercony midzy plecakiem a ska. Inaczej, strzeliby niechybnie i
trafi, by moe, w pier - kobiety!
Sign po wiadro i napi si chciwie. Nie czu blu. Zawrt gowy min. Umys
dziaa sprawnie. Temperatura wody wskazywaa na to, i czerpano j do dawno. Pocz
obserwowa pooenie soca i kierunek cieni. Jako czowiek przyzwyczajony do notowania
szczegw machinalnie wyj zegarek. Dochodzia szsta. Od chwili gdy dosta kul,
upyny trzy godziny.
Nie prbujc wsta, wolniej i uwaniej przesun, wzrokiem po skraju lenej gstwy.
Gdy lea skulony za ska, pod gradem oowiu, zdumienie jego nie miao, zda si, granic.
Teraz jednak by bodaj jeszcze bardziej zdziwiony.
Ponadto mia szalon ochot spojrze znw na nie znajom dziewczyn. Pamita j
doskonale: ciemn oczy, kruczy wos zwichrzony na wietrze, bia, prze jt groz twarz.
Przypomnia sobie, jak pochylaa na nim szczup kibi. W gorczce jawia mu si co prawda

i w innej postaci: jasnowosa, z oczami penymi zotych ogni. Wiedzia jednak dobrze, e ta
bya zudzeniem, a tamta rzeczywistoci.
Poszed wzrokiem za wyobion w piasku kolein, wiodc od jego obecnego
schronienia do skay. Bya to droga, ktr dziewczyna wloka - go w cie drzew. Carrigan
dziki treningowi utrzymywa stale wag ciaa na poziomie stu szedziesiciu funtw, lecz i
to stanowio niemay ciar dla kobiecych ramion. Musiaa si okropnie zmordowa. Na
piasku atwo byo rozrni trzy oddalone od siebie miejsca, gdzie odpoczywaa kolejno.
Carrigan uchodzi susznie za jeden z najbardziej analitycznych umysw dywizji N.
W trudniejszych sprawach MacVane niemal zawsze zasiga jego rady. Posiada wprost
niesamowit zdolno przeniknicia psychiki zbrodniarza. Lecz obecnie by niemal
oszoomiony biegiem wypadkw.
Kobieta ukryta w zasadzce zamierzaa popeni morderstwo z premedytacj. Chciaa
go zabi, to jasne. Zignorowaa najzupeniej bia chorgiew, za pomoc ktrej prosi o lito.
Strzelaa celnie, jak sam diabe.
Z chwil jednak gdy zobaczya go we krwi na piasku, w jej zachowaniu zasza
radykalna zmiana. Oczywicie osdzia, e on kona. Ale dlaczego pniej nieco, gdy otwar
oczy, dzikowaa Bogu, e yje? Skd ten raptowny zwrot? I po co ratowaa go z takim
powiceniem?
Gdyby napastnik by mczyzn, Carrigan acniej by znalaz odpowied. Nie
okradziono go, zatem nie kradzie bya powodem zasadzki. - Zasza pomyka! - powiedziaby
sobie. - Wzito mnie za kogo innego!
Mogo tak by, lecz udzia kobiety czyni odpowied mao zadowalajc. Nie mg
zapomnie jej renic; wyrazu okropnej grozy, jak w nich wyczyta. Jakby si w tej
dziewczynie raptem dusza wzdrygna.
- Chocia brak logiki pasuje wanie do kobiety, szczeglnie z takimi oczami jak ta! pomyla.
Wic albo zasza pomyka, albo - i to rwnie byo moliwe - morderczyni dziaaa z
ramienia Czarnego Rogera Audemarda, lecz obdarzona zbyt mikkim sercem w ostatniej
chwili uczua wyrzut sumienia.
Mina godzina i soce osiado niej na niebie, nim Carrigan si upewni, za pomoc
szeregu ostronych prb, i nie moe stan na nogach. W plecaku mia sporo rzeczy, ktrych
potrzeb odczuwa obecnie: na przykad koce, lusterko i termometr w pudeku z lekarstwami.
Stan zdrowia poczyna go niepokoi. W gbi czaszki czu silne ble. Twarz mia rozpalon i
pragnienie odzywao si coraz czciej. To bya gorczka. A wiedzia doskonale, co znaczy

gorczka dla czowieka rannego i samotnego w puszczy. Przesta si spodziewa powrotu


kobiety. Oczywicie szalestwem byo sdzi, e wrci po tym, co zaszo. Obandaowaa go,
usadzia wygodnie, zaopatrzya w wod i posza, pozostawiajc na asce losu. Tylko
dlaczeg, u licha, nie przyniosa mu take plecaka?
Na kolanach i rkach pocz ku niemu sun. Ruch sprawia mu silny bl, a kiedy
pomimo blu nie ustawa, przyszy mdoci. Lekarstw jednak potrzebowa koniecznie, derki
rwnie, a za pomoc fuzji zamierza da sygna ludziom przejedajcym rzek. Stopa za,:
stop i jard za jardem wlk si po piasku. Palce wczepia w lady ng tajemniczej
nieznajomej. Pochlebnie ocenia ich ksztat. Byy drobne i wskie, niewiele dusze ni jego
wasna do. Odzieway je nie mokasyny, lecz prawdziwe trzewiki z obcasami.
Zdawao mu si, e mina wieczno, nim wreszcie dotar do plecaka. Kiedy znalaz
si obok niego, mia wraenie, e w gowie chodzi mu ogromny zegar, a Wahado uderza, o
jego czaszk. Leg z plecakiem pod gow, by chwil odpocz. Minuty mkny jedna za
drug. Soce zapado za chmury spitrzone na zachodzie, powietrze ochodzio si, lecz
rannego zerao palce pragnienie. Sysza o par jardw perlisty szum wody na kamieniach.
Rzeka staa si teraz upragniona ponad wszystko, bardziej cenna ni lekarstwo, dery i bro.
Jej kuszca gdba odsuna na dalszy plan kade inne zagadnienie. Tote ruszy znw przed
siebie, peznc, podczas gdy zegar w gowie uderza coraz gwatowniej, a nurt piewa coraz
bliej. W kocu dotar do mokrego piasku, pad na twarz i pi chciwie.
Potem nie mia ju zbytniej ochoty wraca. Przewrci si na plecy, twarz ku niebu.
Piasek pod nim by mikki i rozkosznie chodny. Ogie w czaszce wygasa. Z lasu nadbiegay
nowe dwiki: mowa wieczorna. Drobne ptaki powierkiway jedynie cichutko, zmuszone do
milczenia mrokiem nocy rozesanym ju pod gsto nawisymi konarami oraz pohukiwaniem
zbudzonych sw. Opodal trzasny chrusty: zapewne jeozwierz szed do wodopoju. Moe
zreszt by to spragniony jele albo niedwied, spodziewajcy si znale na brzegu zdech
ryb.
Carrigan lubi tego rodzaju odgosy. W chwili obecnej dziaay na jak kordia, tote
lea szeroko otwarszy oczy, owic uchem poszczeglne dwiki, znaczce okres midzy
dniem a noc. Usysza bek sarny. Potem znad rzeki doleciao ni to wycie, ni to szczekanie.
Carrigan wiedzia, e to kojot, nie wilk, kojot, ktrego plemi wywdrowao o setki mil na
pnoc, z krainy prerii w puszcz.
Cienie gstniay. Nie bya to jednak zwyka czer nocy spotykana o tysic mil na
poudnie. Raczej szary pmrok. W tych stronach i o tej porze soce wstaje o trzeciej rano, a

o dziewitej wieczr jeszcze rzuca krwawe blaski. ycie wre szalonym ttnem. Pk topoli w
oczach rozwija si w li. Truskawki zielone rankiem, po poudniu s ju dojrzae zupenie.
Nieco pniej dzie bywa jeszcze duszy. O pnocy mona swobodnie czyta bez
sztucznego owietlenia. Ciemno trwa zaledwie cztery do szeciu godzin.
Carrigan lec na wilgotnym piasku myla o pochodzie stalowych szyn i maszyn
parowych suncych na ten kraj. Wkrtce cywilizowany wiat si dowie, e na Krgu
Polarnym atwo hodowa pszenic, e ogrki dochodz tu poowy objtoci mskiego
ramienia, kwiaty rosn najbujniej, a jagody kryj ziemi purpurowym i czarnym kobiercem. Z
dawna obawia si nadejcia tych dni, dni wielkiego odkrycia, jak je nazywa w myli, gdy
przeludniona cywilizacja zrozumie wreszcie, jak ywioowo rosn dary ziemi przy
dwudziestogodzinnym socu, pomimo i ziemia jest wiecznie skuta mrozem o cztery stopy
pod powierzchni.
Dzi z powodu chmur na zachodzie mrok zapada szybciej. Panowaa ogromna cisza.
Nawet wiatr leccy znad rzeki usta.
Carrigan lea spokojnie, rad, e chodny piasek wyciga mu z ciaa gorczk. Raptem
uowi jaki dwik. Z pocztku myla, e to plusk ryby. Lecz dwik si powtarza miarowy
i coraz bliszy, wic zrozumia, e to wiosa bij wod.
Przebieg go dreszcz i nerwowo unis si na okciu. Rzek powleka mrok i nie mg
nic dojrze, lecz sysza gosy przeplatane pluskiem wiose. A po chwili rozezna, e jeden z
gosw naley do kobiety.
Serce skoczyo mu gwatownie.
- Wraca! - szepn sam do siebie. - Wraca!
Janina Marianna Boulain
Carrigan instynktownie zamierza ju krzykn do pyncych, lecz powstrzyma si w
ostatniej chwili. Nie mogli go przecie przeoczy ani oddali si poza zasig gosu. Czeka
wic. Ostatecznie ostrono bya wskazana.
Podpezn wstecz po karabin i przekona si, e ruch nie sprawia mu ju wielkich
cierpie. Cay czas nasuchiwa bacznie dwikw z rzeki. Rozmowa umilka, a plusk wiose
ledwo da si uowi. Jednak wiedzia, e czno dopywa bliej. Nadmierna przezorno
jadcych wydaa mu si podejrzana. Kto wie, czy dziewczyna o czarnych wosach i
byszczcych oczach nie zmienia zdania jeszcze raz i nie wraca po to, by go dobi.

Ta myl zaostrzya wzrok Dawida. Dostrzeg dugi, wski cie nieco ciemniejszy ni
to rzeki. Z wolna cie nabiera ksztatw. Co zgrzytno lekko na piasku i wirze, plusna
pytka woda i jaki ksztat, brodzc wycign czno na brzeg. Nowa posta stana obok
pierwszej. Obie razem zbliyy si nieco do niego. Po chwili kobiecy gos zawoa mikko:
- Panie!... Panie Carrigan!
W gosie dra wyrany niepokj, lecz Carrigan si nie odzywa. Wtenczas kobieta
przemwia powtrnie:
- To byo tutaj, Batisi! Jestem pewna!
Gos zdradza ju trwog, graniczc z rozpacz.
- Batisi! Jeeli on umar, to musi lee gdzie pod tymi drzewami.
- Jeszcze nie umar! - owiadczy raptem Carrigan, unoszc si na okciu. - I jest
znowu poza ska!
Byskawicznie skoczya ku niemu, podczas gdy Carrigan, opadszy znw na piasek,
ciska w doni chodn kolb rewolweru. W pmroku, jaki panowa obecnie, - dziewczyna
wydaa mu si nawet bardziej urocza ni przy wietle dnia.
Nieznajoma zakaa krtko. Potem uklka obok i pochylona pooya mu donie na
ramionach. Szybki oddech zdradza nierwne bicie serca..
- Pan nie jest bardzo ciko ranny? - spytaa.
- Nie wiem! - odpar Dawid. - Strzelia pani wietnie. Mam wraenie, e znioso mi
wierzchoek czaszki. W kadym razie postradaem rwnowag, gdy nie mog sta!
Szybko dotkna jego twarzy, a potem pooya mu do na czole. Pomyla, e takie
by byo wanie dotknicie aksamitu. Zawoaa na czowieka imieniem Batisi. Ten,
podchodzc, zrobi na rannym wraenie potwornego szympansa, ze wzgldu na
przysadzisto ciaa, szeroko bar i niewiarygodn dugo ramion. W pwietle wyda si
zwierzciem wdrujcym na tylnych apach.
Carrigan mocniej zacisn palce na kolbie rewolweru. Dziewczyna pocza szybko
przemawia w narzeczu stworzonym z wyrazw francuskich i cree. Dawid uowi tre.
Polecaa Metysowi zanie rannego do czna, tylko bardzo ostronie, gdy pan jest ciko
chory, ma skaleczon gow. Nieche uwaa, by go w gow nie urazi!
Dawid wsun rewolwer do pochwy, w chwili gdy Batisi pochyli si nad nim.
Usiowa posa kobiecie umiech, dzikujc, i najpierw postrzeliwszy go, opiekuje si nim
teraz tak czule. Noc janiaa z kad minut i widzia nieznajom coraz wyraniej. Porodku
rzeki leaa ju srebrna smuga. Ksiyc wstawa jeszcze nieco blady, lecz wiadom swej
doniosoci w dniu, w ktrym chmury zakryy soce o godzin przedwczenie. Na tle owej

srebrnej tamy Carrigan dostrzeg gow Batisiego. By to ogromny eb, o dzikim i


niekulturalnym w wgldzie, wzorem hiszpaskich piratw omotany wielk kolorow chust.
Tak wanie mg wyglda stary Jack Ketch, pochylajcy si nad jecem, by mu skrci
kark.
Dugie ramiona Batisiego wsuny si mikko pod ciao Carrigana, agodnie i bez
wysiku stawiajc go na nogi. Po czym z rwn atwoci, jakby szo o dziecko, siacz wzi
rannego na rce i ruszy z nim ku rzece. -.
Dawid nie oczekiwa czego podobnego. By nieco zgorszony i poniony zarazem.
Czu si mieszny w tej roli, w obecnoci kobiety tym bardziej, cho jej wanie zawdzicza
swoje niedostwo.
Batisi zdawa si wcale nie odczuwa ciaru. Wygldao tak, jakby dorosy czowiek
nis maego chopca. Carrigan wolaby stanowczo i o wasnych siach, choby zataczajc
si co krok. Wolaby nawet pezn na kolanach i rkach.
Jednoczenie rozumia, e naley mu si spora doza wyjanie, a przede wszystkim
inny rodzaj traktowania. Dziewczyna rzdzia si zbyt arbitralnie. Powinna bya, cho dla
przyzwoitoci, powiedzie, dokd si teraz udadz. Powinna bya rwnie wyzna straszn
omyk i znale sowa skruchy. Tymczasem nie odzywaa si w ogle.
Batisi umieci rannego porodku czna, twarz ku dziobowi. Potem przynis
karabin i plecak, przy czym ten ostatni uoy w taki sposb, by Carrigan mg si oprze o
niego. Wreszcie bez pytania wzi dziewczyn na rce i przenis j do czna poprzez pytk,
przybrzen wod.
Usiadszy, odwrcia si na chwil, by wzi wioso. Jej oczy spoczy na rannym.
- Czy zechce mi pani powiedzie, kim pani jest i dokd pyniemy? - spyta Dawid.
- Jestem Janina Marianna Boulain! - odpowiedziaa. - Nasi ludzie znajduj si w dole
rzeki, panie Carrigan!
Zdziwia go atwo, z jak uczynia to wyznanie. Nie oczekiwa wcale, i w ogle
zechce wyjawi swe imi, wziwszy pod uwag okolicznoci, w jakich zawarli znajomo.
Tymczasem z zadziwiajcym spokojem wspomniaa o naszych ludziach. Carrigan sysza
ju niejednokrotnie o ludziach Boulainw. Zdanie to wizao si w jego myli z
Chippewyanem czy te moe z fortem MacMurray. Waciwie nie by pewien, w jakim
miejscu Boulain przejmowa towar od flisakw z grnego biegu rzeki. Wiedzia jedno, e do
tej pory nie zawieruszy si jeszcze nigdy a do Athabaska Landing.
Boulain... Boulain... Parokrotnie obraca w mzgu to nazwisko. Tymczasem Batisi
zepchn czno na wod, a dziewczyna pocza nurza wioso w toni wysrebrzonej ju

ksiycem. Lecz Carrigan nie umia wci rozwiza zagadnienia. By ju pewien, i nie
tylko samo imi sysza kiedy. Sysza jeszcze o czym, co si z tym imieniem wizao.
Nerwowo szpera w mzgu. Boulain! Wymwi to sowo pgosem, nie zdejmujc oczu z
wdzicznej postaci dziewczcej, gncej si miarowo za kadym ruchem wiosa. I wci nie
mg sobie przypomnie. Pocza go ogarnia zo na wasn umysow nieudolno.
Zreszt bl i zawrt gowy powracay z dawn si.
- Syszaem ju gdzie, kiedy, to nazwisko! - rzek raptem. Dzielio ich zaledwie par
stp, a mwi umylnie jak najwyraniej.
- Moliwe, e pan sysza!
Miaa przeliczne brzmienie gosu, ale Carrigan pomyla, i odpowied jest przede
wszystkim wykrtna. Wolaby stanowczo, by si odwrcia i dodaa co wicej. Po pierwsze,
chcia spyta, dlaczego zamierzaa go zabi? W tym wzgldzie susznie naleao mu si
wyjanienie. Zreszt poczytywa sobie za zaszczyt zabra j do Athabaska Landing, a tam ju
prawo przeprowadzi ledztwo.
Skombinowa jeszcze, e skoro zna jego imi, zatem musiaa przeglda jego papiery,
podczas gdy lea nieprzytomny. Wiedziaa wic take, e wchodzi w skad policji. A jednak
bya najzupeniej spokojna, niczym nie zdradzajca zmieszania czy trwogi.
Pochyli si ku niej bliej, a przy tym ruchu bl midzy oczami wzrs. Omal nie
krzykn. Opanowawszy si przemwi spokojnie:
- Usiowaa mnie pani zamordowa i mao brakowao, a byby si ten zamiar uda.
Czy nie ma mi pani nic do powiedzenia?.
- Teraz nie, prosz pana! Chyba tylko, e zasza pomyka i e mi przykro. Ale nie
wolno panu mwi. Musi pan siedzie spokojnie i milcze. Obawiam si, e ma pan pknit
czaszk!
Obawia si, e ma pknit czaszk, a wyraa t obaw takim tonem, jakby szo o bl
zba! Carrigan przegi si w ty i opar o plecak, jednoczenie zamykajc oczy. Moliwe, e
ma racj. Te napady mdoci i zawroty gowy s stanowczo podejrzane. Mia ochot skuli si
gdzie i lee bez ruchu, lecz gdy na chwil bl go odbiega, myla zaraz, e jako powanie
rannego mogaby go traktowa troch ogldniej. Batisi, ze sw si bawou, wystarczyby sam
jeden do pchania czna, a ona, jeli ju nie chce rozmawia, niech przynajmniej sidzie do
twarz.
Nazwaa to pomyk i mwi, e jej przykro! Ton miaa obojtny, ale gos niby
muzyka. Wadaa angielskim najzupeniej poprawnie, jednak z pewn aksamitn mikkoci

waciw Francuzkom. Musi mie w sobie domieszk francuskiej krwi. A na imi jej Janina
Marianna. Marianna Boulain!
Tok myli mu si urwa. Wnet te nazwa siebie idiot za zaprztanie mzgu
podobnymi gupstwami. Przede wszystkim by owc ludzi, obarczonym powan misj, a
mia wanie pod rk nowe zadanie. Przysigby, e Czarny Roger nie popenia nigdy mordu
z rwnie zimn krwi, jak ta oto dziewczyna, ktr widzia przed sob. Teraz za wlecze go
dokd tak spokojnie, jakby wioza goci na majwk. Zgadywa raczej, ni czu, szybki ruch czna. Posuwao si niemal bez szmeru i bez
wstrzsw. Prd oraz nadzwyczaj wprawna robota wiose gnay je z prdkoci szeciu do
siedmiu mil na godzin. Sysza bulgot wody podobny chwilami do gosu drobnych
dzwoneczkw. Zdaway si wybija pewn nut, sylab, potem sowo. Uowi je wreszcie w
caoci. Boulain! Wiedzia ju, e to nazwisko ma gbsze znaczenie, ale ilekro nata
umys, chcc je uchwyci, gowa zaczynaa go okropnie bole.
Umoczy do w wodzie i opar na niej czoo. Przez p godziny potem nie unosi
gowy. W tym czasie dziewczyna i Batisi nie zamienili ze sob ani sowa. Dla lenych ludzi
nie bya to pora sposobna do rozmw. Ksiyc wspi si na strop niebios i gwiazdy ju
wzeszy. Tam, gdzie przed godzin krlowa mrok, teraz trwaa powd wietlanych blaskw.
Carrigan czu, jak mu si blask wdziera przez palce i powieki. Po chwili otwar oczy.
Odzyska ju czciowo normaln rwnowag.
Przed sob mia Mariann Boulain. Zasona ciemnoci rozsuna si midzy nimi i
widzia j jak a doni. Nie wiosowaa ju, tylko patrzya wprost przed siebie. Sprawiaa
wraenie dziewczynki. Gow miaa odkryt i wosy mikko spyway wzdu plecw,
poyskujc jak sobole futro. Nie wiadomo dlaczego, pomyla raptem, e si na pewno
odwrci, tote szybko zakry oczy doni, pozostawiajc jedynie szpar midzy palcami. I
rzeczywicie, odwrcia si. Spojrzaa na badawczo, z niepokojem jakby. Pochylia si
nawet nieco, by go mie bliej. Potem znw wzia si do wiosa.
Carrigan uczu przypyw dumy. Przypuszczalnie przygldaa mu si tak nieraz w cigu
minionej p godziny. Martwia si o niego.
Mimo piknoci jej ciaa i oczu nie czu do niej sympatii. Daby rok ycia, byle mc j
w tej chwili zawlec do komisarza. By pewien, e jeli nawet doyje stu lat, nie zapomni tych
trzech kwadransw spdzonych za ska. Wic dziewczyna zapaci, choby bya tak urocza
jak bogini Wenus i wszystkie Gracje razem wzite.
Ogarna go zo na samego siebie, e zauway w sobolowy poysk jej wosw. Co
ma do rzeczy pikno w podobnej sytuacji? Siostra Fancheta, grabiecy worw pocztowych,

bya niezwykle adna, co nie przeszkodzio jej bratu zawisn na szubienicy. Prawo pooyo
na nim cik do, nie baczc na zy w duych oczach Carmen - a w tym wypadku wanie
prawem by on sam!
Carrigan unis si z wolna, a siad wyprostowany. Ciekaw by, co te powie
Marianna Boulain, jeli powtrzy jej dzieje Carmen Fanchet. Chocia midzy nimi dwiema
istniaa ogromna przepa. Rodzina Fanchetw przybya tu z barw i knajp Alaski; nosia na
sobie pitno zepsucia. Tak przynajmniej osdzi w swoim czasie Carmen i jej brata. Co do
Boulainw natomiast...
Do jego, opadajc ku burcie czna, musna kolb rewolweru. Ani Batisi, ani
dziewczyna nie pomyleli o rozbrojeniu go. To bya dua nieostrono z ich strony, chyba e
Batisi z tyu bacznie obserwuje jeca.
Carrigan raptem drgn, tak silnie uja go nowa myl. Gupi by, przeraliwie gupi.
Dlaczego wygada przed dziewczyn, i wie, e to ona strzelaa z zasadzki? Naleao uda
kompletn niewiadomo w tym wzgldzie - a do stosownej chwili oczywicie. Obecnie za
trzeba byo naprawi bd, jeli jeszcze czas po temu.
Pochyli si ku niej bez zwoki.
- Chc pani przeprosi! - zacz. - Czy wolno mi to uczyni teraz?
Gos jego zdziwi j najwidoczniej. Odwrcia si szybko. Carrigan, sam
umiechnity, zauway w jej oczach wyraz ulgi.
- Mylaa pani, e ju umarem? - rozemia si Dawid. - Nie, prosz pani, yj w
dalszym cigu. Tylko ta przeklta gorczka narobia rni biedy i... chc pani przeprosi. Zdaje
mi si, i twierdziem, e strzelaa pani do mnie. To oczywicie absurd. Majc trzewy umys,
nigdy bym nic podobnego nie mwi. Jestem niemal pewien, e znam tego otra-Metysa,
ktry mnie tak szpetnie podziurawi. A pani przybya w por, by go odstraszy i uratowa mi
ycie! Czy zechce mi pani wybaczy i przyj wyrazy wdzicznoci?...
Jego przyjazny umiech odbi si przez chwil w oczach dziewczyny. Dozna
wraenia, i kciki jej ust drgny figlarnie, nim odpowiedziaa wreszcie:
- Rada jestem, e panu lepiej!
- I przebaczy mi pani te wszystkie brednie?
Z umiechem byo jej niezwykle do twarzy, a umiechaa si wanie.
- Jeli mam przebaczy kamstwo, to i owszem! - rzeka. - Przebaczam, gdy
kamstwo wchodzi nieraz w zakres paskich obowizkw. To ja usiowaam pana zabi i pan
o tym wie!
- Ale...

- Nie powinien pan rozmawia. To dla pana niedobrze. To panu szkodzi. Batisi,
powiedz panu, eby milcza!
Carrigan uowi za sob jaki ruch.
- Prosz pana, przestanie pan gada albo rozwal eb tym wiosem, co je mam w apie!
- rozbrzmia energiczny gos tu za jego plecami. - Czy pan rozumie, prosz pana?
- Rozumiem, stary zbju! - warkn Carrigan. - Rozumiem was oboje! - doda ciszej.
I, przegiwszy si w ty, przywar wzrokiem do szczupej postaci Janiny Marianny
Boulain, znw miarowo uderzajcej wiosem.
Porohy witego Ducha
W cigu paru minut, jakie nastpiy po tej wymownej przestrodze, Carrigan odczu, e
nowy i ciekawy szczeg pogbi poprzednie domysy. Niejednokrotnie ju dochodzi do
przekonania, i powodzenie w dotychczasowych zapasach z przestpcami zawdzicza nie tyle
moe specjalnym zdolnociom umysowym, ile szczliwym cechom charakteru. Bra
bowiem zawsze i wszystko z dobrej strony, nie obraajc si o byle co. Dziki jednemu i
drugiemu zachowa dobry humor i trzewo sdu.
Nalea do policji, gdy kocha walk i dreszcz niebezpiecznych przygd. Obowizki
spenia uczciwie, lecz nie wierzy lepo nakazom prawa ani nie poda zbytnio owej
skromnej liczby dolarw i centw, stanowicej jego miesiczne uposaenie. ycie miao dla
istotny walor dopiero wtenczas, gdy prowadzi gr przeciwko przestpcy rwnie sprytnemu,
jak on sam, lub co lepiej, obdarzonemu sprytem jeszcze wikszym.
Tym razem szo o kobiet, dziewczyn raczej. Dotd zreszt nie ustali, kim ona
waciwie jest ani ile ma dokadnie lat. Patrzc, jak si rytmicznie gnie nad wiosem, myla,
i przy niepewnym wietle ksiyca, mona jej rwnie dobrze da osiemnacie wiosen, jak
trzydzieci.
Umiechn si, rozwaajc, co by te powiedzia komendant Dywizji N. widzc go
tak lecego jak szmata w tym cznie, w niewoli u licznej, lecz niebezpiecznej kobietki, pod
stra Metysa o karku bawou i o ramionach potwornego szympansa.
Batisi do wyranie podkreli, i traktuj go jako jeca. Nie mia zreszt pretensji do
siacza, a nawet, sam sobie z tego sprawy nie zdajc, poczyna go lubi, jak rwnie
podwiadomie niemal rs w nim podziw dla Janiny Marianny Boulain. W myli nazywa j
Mariann. Lubi to imi.

Po raz pierwszy od chwili rozpoczcia podry przenis oczy w dal, ponad gow
dziewczyny. Rzeka przed nim robia wraenie strugi topionego srebra. Po obu jej stronach, w
odlegoci wier mili, rs stary br, jak rozwieszone nisko wschodnie makaty. Niebo,
ciarne gwiazdami, osiado niej, a ksiyc, namacalnie niemal pncy si na szczyt
firmamentu, zmieni krwawy aksamit sukni na zotolit lam.
Carrigan lubi nieskalan czysto nocy tego kraju; lubi j tym bardziej w godzinach
ciszy. A dzi cisza panowaa niepodzielnie. Tylko bryzgi wiose snuy perlist melodi. Z lasu
nie nadlatywa najsabszy nawet dwik. Wiedzia jednak, i wre tam ycie, o oczach szeroko
otwartych, badawczych i aksamitnych skrzydach lub mikkich apach. Zdawao si
niepodobiestwem, by ktokolwiek mia o tej porze podnie gos i przerwa milczenie
ustanowione nakazem z gry.
Jednak co zmcio cisz. Carrigan rozejrza si. Brzegi zwieray si z wolna,
zwajc nurt, a wyzbiony mur siwych ska zaj miejsce choin i cedrw. oskot rs. Skay
pitrzyy si wyej, zwisajc ju w stromych urwiskach. Tylko jedno mogo podobn zmian,
wyjani: blisko porohw witego Ducha.
Carrigan uczu pewne zdziwienie. Obozujc w poudnie, byby przysig, i owe
porohy le co najmniej o dwadziecia do trzydziestu mil w d rzeki. Tymczasem obecnie
docierali ju do nich, a Marianna Boulain i Batisi najwidoczniej zamierzali je przeby bez
zwoki.
Dawid instynktownie uchwyci si oburcz burty odzi, podczas gdy grzmot hucza
coraz dononiej. W wietle ksiyca spostrzeg, jak na przedzie mury skalne schodz si
jeszcze cianiej, gniotc rzek i przeobraajc j w rwcy potok. Pord prostopadych cian
skbiony nurt biela w wietle ksiyca jak nieg Carrigan nawet we dnie nie zaryzykowaby
przeprawy i przenis raczej czno ldem.
Spojrza na dziewczyn. Szczupa figurka bya nieco bardziej wyprostowana, drobna
gowa uniesiona nieco wyej. Poaowa, i nie widzi w tej chwili jej oczu patrzcych
nieustraszenie w rozwart paszcz zagady. Gdy byo jasne, i nie boi si wcale, przeciwnie,
rada jest niebezpieczestwu i podniecona nim.
Porywy wiatru targay jej rozpuszczone wosy. Dugie ciemne pasmo opado przez
burt ku wodzie. Carrigan drgn; ogarna go przemona ch okrzyknicia Metysa i
nazwania go gupcem za to, e ryzykuje w podobny sposb ycie swej pani. Zapomnia, i
spord zaogi on jest najbardziej bezradny i e w razie katastrofy on przede wszystkim
pjdzie na dno, podczas gdy tamci dwoje mog si ocali. Myl i si wzroku zespoli na
gowie dziewczyny oraz na tym, co roztaczao si przed ni.

Grzywa piany, niby zaspa, zagrodzia im raptem drog i czno zanurkowao w ni z


szybkoci strzay. Biae mydliny zalay oczy Dawida, olepiajc go na; moment. Lecz ju
mknli dalej i Carriganowi wydao) si, e syszy z ust Marianny wybuch miechu. W
nastpnej chwili nazwa siebie gupcem. Nie oszalaa przecie, by mia si teraz. Czno
mkno z wiatrem w zawody, a dziewczyna na przedzie z cudown wpraw zanurzaa wioso
raz po raz, lc w stron Metysa porozumiewawcze okrzyki, na co Batisi odpowiada
ochoczo, wyjc jak baw.
Z boku skalna ciana leciaa z przeraajc szybkoci. Z nurtu powstaway gejzery i
wypryski, to znw to zapadaa si w d tworzc niespodziane przepacie. Olbrzymie gazy
w pienistych kapuzach przesuway si raz po raz, ryczc niby ywe bestie. oskot porohw
przechodzi w grzmot, grzmot w oguszajc kanonad - a raptem, jakby zdystansowany
przez szybszego bieguna, huk pocz zamiera i gasn. Rzeka ucicha. Brzegi odchodziy w
dal. Ksiyc wieci jaskrawiej i Dawid zauway, e wosy i ramiona dziewczyny ociekaj
wod.
Po raz pierwszy od chwili rozpoczcia jazdy odwrci si i spojrza na Metysa. Batisi
w szerokim umiechu pokazywa zby, jak kot.
- No, ale para z was! - mrukn Carrigan, po czym zajwszy poprzedni pozycj,
rzuci wzrokiem na Mariann Boulain. Wiosowaa nadal tak spokojnie, jakby nocna
przeprawa przez porohy witego Ducha naleaa do rzeczy powszednich.
Deszcz wodnych kropel i podniecenie wywoane szalon jazd podziaay zbawiennie
na Dawida. Czu si bardziej rzeki i silniejszy. Nie yczy sobie jednak, by Batisi to odgad,
tote lea bez ruchu, oparty o plecak, nie zdejmujc oczu z dziewczyny. Pracowaa usilnie, a
i Batisi mocno robi wiosem, tote wskie czno z brzozowej kory mkno z prdem niby
strzaa. O parset jardw niej lea ostry zakrt. Wzili go z szybkoci mogc przyprawi o
zawrt gowy, po czym rozesaa si przed nimi rozlewna cicha to. Daleko w gbi migotay
ogniska.
Las cofn si od rzeki, a jego miejsce zajy osypiska pokruszonego upku i wielkie
gazy, podczas gdy sam wod obrzeao pasmo biaego piachu. Carrigan wiedzia, i oznaki
te wskazuj na obecno smoy ziemnej, ktrej pokady dalej na pnoc, spotyka si niemal,
co krok.
Tymczasem ognie zbliay si wyranie, rosnc wzdu i wszerz i nagle cisz nocy
naruszy dziki chralny piew. Za plecami rannego Batisi mrukn z zadowoleniem. Na
dziobie Marianna Boulain wyej uniosa gow. Pie potniaa gboka i rytmiczna. Bya to
ta sama pie, ktra od lat stu pidziesiciu huczaa nad wodami trzech rzek.

Melodia wstrzsna Carriganem do gbi. Miaa w sobie pierwotn wybuchowo,


rozpasan wolno istnienia, woln od wszelkiego nalotu cywilizacji. Ludzie wyrzucali j z
piersi grzmicymi gosami, natajc garda do ostatnich granic, byle przekrzycze ssiadw.
Ryczeli jak bawoy na stepie. A naraz pie zamilka rwnie raptownie, jak si zacza. Kto
krzykn. Przetoczy si wybuch zdrowego miechu. Trzasny o siebie dwa elazne garnki.
Wioso trzymane na pask zabbnio werbel na burcie odzi. Jeszcze jeden krzyk i cisza
zapanowaa jak wprzdy.
Flisacy Boulainw zabawiali si o tej porze nocy, miast spa, jak przystoi na ludzi
majcych stan do pracy wraz z pierwszym brzaskiem dnia.
Carrigan patrzy przed siebie. Jego sprawa miaa wkrtce przyj nowy obrt. Skoro
przybij do brzegu, co musi si sta na pewno. Pocztkowo szczeglny wygld ogni
przyprawi go o zdumienie. Teraz poczyna rozumie. Flisacy, koczujcy na wydmach,
zapalili spor liczb naturalnych strumieni gazowych, dobywajcych si spod ziemi. Nie po
raz pierwszy widywa tego rodzaju owietlenie nad wodami trzech rzekf Sam uywa ju tego
gazu do przyrzdzania posikw, gaszc go potem paroma wiadrami wody. Lecz takie
widowisko oglda po raz pierwszy.
Ogni byo siedem na przestrzeni mniej wicej p akra. Strzelay ku niebu tawym
pomieniem na wysoko dziesiciu lub pitnastu stp, niby olbrzymie pochodnie. Ludzie
krztali si wok. Pocztkowo robili Wraenie gnomw: fantastycznych istot z krainy
czarw. Lecz Batisi potnymi pchniciami wiose gna) czno bliej i postacie staway si
wiksze, a ognie wysze. Wreszcie Carrigan poj, co si dzieje. Flisacy, korzystajc z chodu
nocy, smolili odzie.
Czu ju zapach smoy i dziegciu oraz widzia wielkie odzie wywleczone na brzeg.
Kilku drabw nagich do pasa uwijao si ranie wok nich. Porodku, nad gazowym
pomieniem, bulgota wielki kocio, do ktrego raz po raz podbiega ktry z robotnikw, by
po chwili wrci z penym wiadrem. Tu obok kota inni napeniali rzd baryek cenn czarn
ciecz, wypywajc z gbi ziemi tak obficie, e tu i wdzie stay jej cae kaue, lnic
tczowo w wietle ogni. Ogem ludzi byo ze trzydziestu, odzi sze. Przy samym brzegu,
tu poza krgiem pomieni spoczywaa szeroka barka.
Batisi pchn czno w jej kierunku. Carrigan coraz dokadniej rozrnia szczegy
niezwykego obrazu. Pomidzy flisakami nie byo zupenie Indian, wycznie Metysi i biali.
Nagie karki byszczay to czerwono, to to w feerycznym owietleniu. Nikt nie zauway
przybyszw i Batisi rozmylnie nie zwraca na siebie ich uwagi.

Cicho przysun czno w cie, pod wysok burt Jakie rce chwyciy je i
przycigny bliej. Migno par twarzy. W nastpnej chwili dziewczyna znalaza si na
pokadzie, a Batisi pochyli si nad Carriganem Po raz drugi tej nocy unis rannego w swych
potnych ramionach.
Przy wietle ksiyca Dawid spostrzeg, i barka jest olbrzymia, wiksza ni
jakakolwiek widziana poprzednio, a cay niemal pokad zajmuje drewniany dom. Batisi
wnis go do wntrza i, w zupenym mroku, zoy na czym przypominajcym tapczan.
Dawid wycign si milczc. Nasuchiwa potem krokw Metysa, a gdy ten potar zapak czym prdzej przymkn powieki. W chwil pniej Batisi wyszed i drzwi zatrzasny si za
nim. Dopiero wtenczas Carrigan otworzy oczy i usiad.
By sam. Lecz to, co dojrza w nastpnej chwili, wydaro mu z ust okrzyk podziwu.
Nigdy jeszcze nie widzia na adnej z trzech rzek podobnej kajuty. Miaa trzydzieci stp
dugoci i przynajmniej osiem szerokoci. ciany i sufit z polerowanego cedru, podoga ze
starannie spojonych desek cedrowych. Przede wszystkim uderzy go artyzm wykonania tej
roboty. Potem bada dalsze szczegy.
Pod sob mia mikki dywan z ciemnozielonego aksamitu. Dalej bielay dwie
wspaniae skry polarnego niedwiedzia. ciany pokryway obrazy, a cztery okna zdobiy
firanki z kremowych koronek. Lampa, ktr Batisi zapali, wisiaa tu obok. Wykonano j
artystycznie z polerowanego srebra, a zotawy abaur rzuca mikkie wiato. Byy jeszcze
trzy podobne lampy rozmieszczone nieco dalej. Pokj w gbi ton w cieniu, lecz Carrigan
dostrzeg mimo to - fortepian. Wsta i nie wierzc wasnym oczom podszed bliej. Min
par foteli. Obok fortepianu znajdoway si inne drzwi, a przy nich szeroka otomana obita
zielonym aksamitem. Obrciwszy si stwierdzi, e to na czym lea poprzednio, byo
rwnie otoman. Dostrzeg jeszcze pki pene ksiek oraz st zarzucony dziesitkiem
ilustrowanych pism. Wrd pism sta koszyk do kobiecych robtek, a w koszyku gboko
upiony lea duy kot.
Wreszcie, ponad stoem, koszykiem i kotem, oczy jego pady na co jeszcze. Bya to
trjktna chorgiew rozpita na cianie. Na czarnym tle biay niedwied walczy zwycisko
ze stadem wilkw polarnych. I od razu Carrigan uprzytomni sobie to, co tak dugo wymykao
mu si z pamici. Olbrzymi niedwied, zaarte wilki: sztandar Piotra Boulaina!
Szybko przystpi bliej i raptem chwyci rk za porcz krzesa. Do diaba z t
gow! A moe to statek tak koysze? Lampa na cianie kolebaa si jak pijana; podoga
taczya jak w czasie burzy. Wszystko zmieniao miejsce. Gboka ciemno spowijaa pokj

i przez ten mrok Carrigan, olepy, wycigajc przed siebie rce, brn w kierunku otomany.
Dotar do niej w ostatniej chwili i zwali si jak martwy.
Tajemniczy dom
Jaki czas, ktry mu si wyda nieskoczonoci, Carrigan zamieszkiwa czarne
podziemia pene niewidzialnych diablikw, miotajcych we rozpalone groty. Kady grot
trafia w mzg.
Natomiast zupenie sobie nie zdawa sprawy z tego, e si koo niego krztaj ludzie,
e ley ju nie na otomanie, a na ku i e brunatne, pomarszczone rce, o palcach jak
szpony, dokonuj nad nim cudw znachorskiej chirurgii. Nie widzia wiekowej twarzy
Nepapinasa - Leccego Pocisku Byskawicy, gdy stary Cree przywoywa na pomoc
osiemdziesicioletnie dowiadczenie, by utrzyma rannego przy yciu. Nie widzia tpej
gowy Batisiego ani jego gorylich ap, ani miertelnie bladej twarzy Marianny Boulain i jej
oczu penych grozy.
Ton w czarnej zawierusze polnej demonw, wic walczy przeciwko nim, rzucajc
si i krzyczc. Nie mia pojcia, e w najgorszych chwilach dziewczyna przemawia do
mikko, a Batisi si przytrzymuje go na pocieli, podczas gdy Nepapinas, obojtny jak
maszyna, bez wytchnienia kontynuuje trudn prac.
Carrigan przechodzi potem nie koczce si okresy cikich zmaga i strasznych
wizji. Mczyy go pragnienie i gorczka. Goni nieuchwytne zjawy. Oburcz broni mzgu, w
ktry wci godziy rozpalone strzay, a wreszcie nadszed w kocu spokj i cisza.
Unosi si wygodnie na chodnych falach rozkoysanych szeroko. Biae mgy,
spitrzone wok, z wolna przybieray zarysy cian. Wydzielay si z nich obrazy, lampy i
okno osonite firank, przez ktre wpadao soce. Skd pyna sodka muzyka.
Dawid niezupenie rozumia, w jaki sposb si tu znalaz i dlaczego jest taki saby.
Nata wic umys, by to poj. A jcza z wysiku. Pocza go znw ogarnia ciemno,
lecz z tej ciemnoci wyjrzay wnet znajome oczy i rce bardzo mikkie, namawiajce do
spokoju i spoczynku. Pod ich opiek - zasn. Odtd zjawiay si coraz czciej. Tskni do
nich, gdy czasem zaniedbay przyj. Nieraz chwyta te donie, by sprawdzi, czy s i by je
przy sobie zatrzyma.
Kiedy, w czasie jedynego nawrotu kompletnej niemocy i czerni, usysza nagle gos.
Nie by to aden spord znanych mu gosw. Stanowczo nie przemawia Batisi ani tym
bardziej Marianna. Jednak tu nad uchem Carrigana kto powtarza monotonnie i uparcie:

- Czy kto widzia Czarnego Rogera Audemarda? Carrigan usiowa si poruszy,


odpowiedzie, lecz nie mg nawet oczu otworzy. Tymczasem gos brzmia wci, guchy i
bezdwiczny, jakby dobyty z grobu. Wtenczas szalonym wysikiem wyrzuci przed siebie
rce i uchwyci co ywego i ciepego. cisn je z caej mocy. Ale raptem usysza nowy
gos, tym razem znany i miy. Powieki uniosy si, jakby same przez si i Dawid spojrza w
twarz Marianny Boulain;
- Panie! - woaa. - Panie Dawidzie!
Chwil patrzy na ni nieprzytomnie. Potem zrozumia, i trzyma j za ramiona,
zwierajc palce jak kleszcze. Rce mu opady.
- Przepraszam! niem... - wybka sabo. - Zauway na jej twarzy wyraz blu, ktry
zreszt ustpi wnet miejsca radosnej uldze. Pochylona jeszcze bardziej umiechna si do z
bliska czule i serdecznie. Odpowiedzia rwnie umiechem. Przyszo mu to z trudem, gdy
minie twarzy mia dziwnie stae.
- niem co o czowieku, zwanym Rogerem Audemardem! - tumaczy Dawid. - Czy
skrzywdziem pani bardzo?
Umiech byskawicznie znik z jej oczu i warg.
- Troch! - odpara krtko. - Rada jestem, e panu lepiej. By pan ciko chory!
Dawid unis rk do czoa. Banda opasywa je nadal. Policzki pokrywa silny zarost.
Zdziwi si. Przecie nie dalej jak dzi rano umocowa stalowe lusterko do pnia drzewa i ogoli
si starannie.
- Mino trzy dni, od kiedy pan zachorowa - tumaczya dziewczyna spokojnie. - To
jest... mamy wanie popoudnie trzeciego dnia. Mia pan siln gorczk. Nepapinas, mj
indiaski doktr, ocali panu ycie. Musi pan teraz lee bardzo spokojnie. Pan ogromnie
duo bredzi w malignie...
- O... Czarnym Rogerze? Skina gow.
- I o... kobiecie?
- Tak!
- I o...czym jeszcze?
- Moliwe!
- O maych diablikach zbrojnych w uki i strzay, biaym niedwiedziu, polarnych
wilkach i wielkim wadcy dalekiej Pnocy, zwcym si Piotr Boulain.
- Wanie! I o nim rwnie!

- W takim razie nie mam ju nic do uzupenienia - mrukn Dawid. - Zdaje mi si, e
powiedziaem wszystko, co wiem. Postrzelia mnie pani tam, w lesie. Potem wzia do
niewoli. Co bdzie teraz?
- Teraz zawoam Batisiego - odpowiedziaa pospiesznie i ruszya w stron drzwi.
Nie usiowa jej zatrzyma. Umys jego dziaa powolnie wyczerpany dug gorczk i
dopiero, gdy drzwi si zamkny, poj, e Marianna znika. Wtenczas ponownie unis rk
do twarzy i pomaca zarost. Trzy dni! Odwracajc gow rzuci wzrokiem w gb kajuty.
Napeniao j wieczorne soce pene mikkich lnie, pogbiajc i cieniujc barwy sufitu i
cian.
On sarn lea na ku ubrany w czyj bia koszul. Na stole, na ktrym przed
trzema dniami spa kot, kraniaa obecnie dua wizka gogu. Carrigan umiechn si czujc,
jak mu si mzg rozjania. Bardzo powoli unis si na okciu i z nateniem sucha. Barka
wyranie staa nadal przycumowana u brzegu, lecz gosy ludzi czerpicych smo umilky.
Opadszy na poduszki, przywar wzrokiem do czarnej chorgwi. Krew w nim graa,
gdy patrzy na biaego niedwiedzia i osaczajce go wilki. w sztandar znano dobrze w
dolinie trzech rzek, jakkolwiek widywano go rzadko i nigdy na pnoc od Chippewyanu.
Dawid przypomnia sobie teraz wiele rzeczy zasyszanych w Athabaska Landing oraz w
trakcie licznych podry. Czyta te kiedy raport komendanta Dywizji N. koczcy si
sowami:
- Nie znamy owego - Piotra. Rzadko si go widuje poza granicami jego wasnego
kraju, czyli dorzeczem grnego Jellowknife, nad ktrym wada niby udzielny ksi.
Zarwno Indianie ty N, jak i Indianie Psie ebro zw go Kicheoo kimow, co znaczy
krl. Podobno w jego pastwie nie ma nigdy klski godu ani morowego powietrza. Faktem
jest, e ani agenci Kompanii Zatoki Hudsona, ani agenci braci Rewillon nie zdoali podkopa
jego icie monarszego autorytetu. Z policj nie mia dotd adnych zatargw.
Carrigan uprzytomni sobie naraz, dlaczego nie od razu poj, w czyje wpad rce.
Czsto sysza o tym czowieku, lecz niemal zawsze mwiono o nim Piotr, z rzadka jedynie
dodajc nazwisko - Boulain.
Przymknwszy oczy, myla o dugich zimowych tygodniach spdzonych w faktorii
Hay, podczas oww na Fancheta - grabiec sa pocztowych. Tam to najczciej mwiono o
Piotrze Boulainie, cho nikt z obecnych nie widzia go na oczy. Nikt nie mia pojcia, czy jest
to starzec, czy modzik, olbrzym czy karze. Prawiono, e ma si niedwiedzia, e zdoa
goymi rkami skrci w uk luf fuzji. Inni znowu twierdzili, e to czowiek wiekowy, e

nigdy nie towarzyszy swym ludziom, gdy pyn w gr rzeki, by zamieni kosztowne futra na
rozmaite towary.
Natomiast Indianie Psie ebro i ty N nie wspominali nigdy o swym
niekoronowanym wadcy i wszelkie aluzje na jego temat pomijali upartym milczeniem. W
olbrzymiej krainie na pnocny zachd od Great Slave Piotr Boulain pozostawa
enigmatycznym sfinksem. Jeli nawet rusza kiedy w podr ze swymi ludmi, robi to
incognito, tote cho widziano nieraz jego odzie, mona byo czyni tylko przypuszczenia i
domysy, czy Kicheoo kimow jest na jednej z nich, czy nie.
Wiedziano za to, e najsilniejsi, najszybsi i najzrczniejsi mczyni dalekiej Pnocy
zacigali si pod znak Piotra Boulaina i co Toku dostarczali z guszy bajecznie cenne wizki
futer, biorc w zamian wszystko, co przedstawiao najwysz warto.
Carrigan uoy si nieco wyej na poduszce i z nowym zainteresowaniem j oglda
izb. Nigdy nie sysza o kobietach z rodu Boulaiw. Obecnie mia jednak dowd ich
istnienia i wspaniaej tyzny ich krwi. Dzieje dalekiej Pnocy ukryte w zapylonych ksigach
i pergaminach byy dla zawsze jedn z ciekawszych kart oglnoludzkiej historii. Dziwi si
te nieraz, i wiat tak mao wiedzc o tej ziemi, interesuje si ni tak pobienie. Kiedy
napisa artyku odmalowujc po krtce losy kraju, zajmujcego przecie poow wielkiego
kontynentu: dwiecie lat romantycznych tragedii i walk o wadz. Mwi o potnych fortach
i dziesiciometrowych kamiennych bastionach, o zaciekych wojnach, o zbrojnych korwetach
tncych fale Zatoki Hudsona wrd naway lodowych gr. Wspomina pochd tysicy
najdzielniejszych Judzi Anglii i Francji, z rodu krlw i ksit, ktrzy po wiekach stworzyli
arystokracj rasy - najsilniejszy szczep na ziemi.
Lecz ukoczywszy ten artyku, schowa go na dno kuferka, bowiem zeznawa w nim
doskonale, i wspaniao dawnych czasw mina bezpowrotnie. Przepadli potni baroni i
dziedzice. Pozostali tylko w pamici starcw. Obecnie wielko jednostek i gromady
uzaleniona jest od handlu. Nie wolno ju byo dochodzi krzywd za pomoc kul lub biaej
broni; rozptywa z byle powodu krwawych zwad ssiedzkich. Dobra gowa, szybkie psy i
spryt kupiecki wiciy jedyny triumf. Agenci kompanii i handlarze stracili prawo ycia i
mierci nad reszt ludnoci. Silniejsza do uja cugle rzdw: do szkaratnej Krlewskiej
Konnej Policji.
Przyszo mu na myl, i w tym pywajcym domu zejd si niebawem dwie potgi
podbiegunowej ziemi: przedstawiciel policji i przedstawiciel dawnej anarchii. Na razie, mia
jednak do czynienia z przedstawicielk strony przeciwnej - z Mariann Boulain.

Co chciaa od niego ta dziewczyna i, przede wszystkim, czym bya dla Piotra


Boulaina? Crk zapewne, renic oka, Kleopatr Pnocy, urokliw i krwioercz.
Otwierajce si cicho drzwi przerway mu tok myli. Mia nadziej, i to wraca
Marianna, lecz to by Nepapinas. Stary Indianin przystan na chwil nad chorym, kadc mu
na czole zimn, pomarszczon do. Potem mruczeniem i gestami wyrazi cakowite
zadowolenie. Wreszcie pomg Dawidowi usi, podpierajc mu plecy paroma spitrzonymi
poduszkami.
- Dzikuj - rzek Carrigan. - Tak mi lepiej. I, jeli mi wolno przypomnie, ostatnio
jadem przed trzema dniami: gotowane liwki i kawa suchara!
- Przyniosam panu wanie co do jedzenia, panie Dawidzie - ozwa si poza nim
melodyjny gos.
Nepapinas wymkn si z pokoju, a Marianna Boulain zaja jego miejsce. Dawid
patrzy na ni w milczeniu. Skoro za wychodzcym Indianinem zamkny si drzwi,
dziewczyna siada tak blisko, e po raz pierwszy zajrza w jej oczy przy penym wietle dnia.
Zapomnia, e przed paru dniami zaledwie bya jego najzacieklejszym wrogiem.
Zapomnia, e istnieje na wiecie zbrodniarz zwany Czarnym Rogerem Audemardem.
Dziewczyna bya szczupa i zgrabna jak zjawisko. Miaa wosy czarne, byszczce, lekko
faliste. Ale najchciwiej ton w jej oczach, tak chciwie nawet, a si umiechna lekko
kcikami ust.
- Zdawao mi si kiedy, e pani ma czarne oczy! - rzek raptem Dawid. - Teraz widz,
e nie, i jestem rad. Nie lubi oczu zbyt ciemnych. Pani s brzowe jak... jak...
- Prosz pana - przerwaa mu nagle nie zmieszana zupenie - moe si pan teraz posili?
Wsuna mu yk do ust i musia przekn jej zawarto, bo inaczej pociekaby mu
po brodzie. Milcza, gdy trudno byo mwi, jedzc. A dziewczyna najwyraniej poczynaa
si bawi. W jej oczach zamigotay zote iskierki, podobne do tych plamek na fiokach
lenych. Wargi rozchyliy si wesoo. Spomidzy ich nccego szkaratu bysna biel zbw.
W tumie, z nakryt gow i powag na twarzy, przeszaby niepostrzeenie; tu jednak
umiechnita, z luno puszczonym warkoczem, bya po prostu cudna.
Najwidoczniej w oczach Carrigana odmalowa si zbyt gorcy zachwyt, gdy raptem
usta dziewczyny zacisny si nieco, a renice ochody. Ranny skoczy wanie je, kiedy
wstaa.
- Prosz nie odchodzi! - rzek Dawid. - Jeli pani odejdzie, to chyba wstan rwnie i
powdruj w lad za pani. Doprawdy, naley mi si co wicej, ni ros!
- Nepapinas twierdzi, e na kolacj moe pan dosta troszk gotowanej ryby.

- Pani przecie wie, e nie to miaem na myli! Chciaem wiedzie, dlaczego mnie
pani postrzelia i co bdzie dalej.
- Postrzeliam pana przez pomyk i prawd mwic, nie wiem, co robi - odpara na
pozr spokojnie, ale Carrigan uchwyci w jej twarzy cie zmieszania. - Batisi radzi, by
uwiza panu do szyi wielki kamie i rzuci do wody, ale Batisi nie zawsze myli to, co
mwi. Wtpi, by naprawd by tak krwioerczy.
- Tak krwioerczy jak moda osbka usiujca mnie zamordowa - wtrci Dawid.
- Wanie, prosz pana. Tote nie wierz, by rzuca pana do rzeki, chyba na mj
rozkaz.. Ale rwnie nie wierz, bym miaa co podobnego rozkaza. Szczeglnie teraz, gdy
Nepapinas tak cudownie wyreperowa panu gow. Piotr musi to zobaczy. No, a potem, jeli
Piotr postanowi, e naley z panem skoczy, c, trudno...
Urwaa, czynic rkami i gow wymowny ruch.
Carrigan, obserwujcy j bacznie, zauway raptem, e oczy jej ciemniay niby pod
wpywem trwogi czy blu. Stpia bliej i przemwia prdko a cicho:
- Popeniam okropn pomyk, panie Dawidzie! Strasznie auj, e raniam pana.
Byam pewna, e za ska jest kto inny. Nie mog powiedzie nic wicej. I auj, e nie
wolno nam by przyjacimi.
- Dlaczego? - spyta Dawid, wychylajc si z ka. - Dlaczego?
- Bo pan naley do policji, prosz pana!
- Tak, nale! - odpar Dawid, a serce walio mu w piersi jak mot. - Jestem sierant
Carrigan. Szukam Rogera Audemarda, zwanego Czarnym, wielokrotnego morderc.. Ale
moja misja nie dotyczy bynajmniej crki Piotra Boulaina. Prosz, bdmy przyjacimi!
Wycign rk, po raz pierwszy w yciu bodaj stawiajc co wyej ni sw subow
powinno. Dziewczyna cofna si o krok.
- Przyjacimi, pomimo wszystko? - spytaa.
I raptem dodaa z trudem wymawiajc sowa:
- Nie jestem crk Piotra Boulaina! Jestem jego on!
Zbrodniarka
Przypominajc sobie pniej t scen, Carrigan by pewien, i na jej twarzy musia si
odbi straszny wstrzs. By moe nawet wicej ni wstrzs. Na razie nie odpowiedzia nic.
Jego wycignita rka opada z wolna na biae przecierado.

Kobieta, zarowiona lekko, spogldaa na w milczeniu. Oczy jej byy zupenie


ciemne. Carrigan pomyla raptem, e naley wykaza wicej hartu; e przecie w ogle nie
ma powodu do przygnbienia. Umiechn si z wysikiem i rzek:
- To doprawdy zabawne. A ja syszaem zawsze, e w Piotr Boulain to czowiek stary,
tak stary, e trudno mu ju sta na nogach. Dlatego te pani wyznanie oszoomio mnie
pocztkowo. Ale to nie powd, bymy nie mieli zawrze paktu przyjani, prawda?
Opanowa si zupenie, przynajmniej na pozr. Tymczasem ona patrzya wci uparcie
i badawczo, jakby chcc go przejrze na wylot. Potem usiada poza dugoci jego
wycignitej rki.
- Jest pan sierantem policji - zacza raptem i gos jej straci dawn mikko. - Jest
pan czowiekiem uczciwym. Stoi pan po stronie prawa, czy tak?
- Tak! - potwierdzi Carrigan. renice jej pony teraz niby w gorczce.
- A jednak chce pan zawrze przyja z osob obc, z osob, ktra zamierzaa pana
zamordowa! Dlaczego?
Przypara go do muru. Zala go wstyd. Jake bowiem mg jej wyjani to, co dopiero
sam w chwili obecnej zaczyna pojmowa. Jake mg powiedzie, i przede wszystkim
liczy na to, e ona jest wolna. Milcza wic, a Marianna nie czekajc odpowiedzi,
przemwia znw:
- Ten Roger Audemard, o ktrym pan wspomina, jeli go pan schwyta, to... co dalej?
- Zawinie na szubienicy! - odpar Dawid bez namysu. - To morderca!
- A kto, kto usiowa zabi, komu si - to niemal udao, jak ma ponie kar? badaa pochylona bliej. Na policzkach miaa mocne wypieki i kurczowo zaciskaa splecione
donie.
- Dziesi do dwudziestu lat wizienia! Ale,- oczywicie, mog by okolicznoci
agodzce...
- Mog! Ale w danym wypadku tych okolicznoci nie ma! - przerwaa mu ostro. Mwi pan, e; Roger Audemard to morderca! Wie pan, e usiowaam pana zabi. Dlaczeg
wic jest pan wrogiem Audemarda, a chce by moim przyjacielem? No, dlaczego?
Carrigan bezradnie wzruszy ramionami.
- O c pani chodzi? - bkn - O to, by dowie, e nie mam racji, e powinienem
pani aresztowa. Sprowadzi do Athabaska Landing! Ale prosz zway, e to wszystko jest
oparte na pomyce. e skoro pani t pomyk dostrzega, doznaem najlepszej opieki i...
- To niczego nie zmienia! - nacieraa ona niecierpliwie. - Gdyby nie byo pomyki,
byby mord. Czy pan rozumie? Gdyby kto inny lea za t ska, ju by dawno umar. Wic

skoro Roger Audemard jest zbrodniarzem, ja jestem zbrodniarka. Uczciwy czowiek powinien
nas oboje jednakowo traktowa!
- Ale Czarny Roger to otr, nie zasugujcy na wspczucie. Podczas gdy...
- Prosz pana!
Porwaa si raptem z krzesa i patrzya na stojc. W gniewie przypominaa Carmen
Fanchet.
- al mi byo pana i dlatego wrciam! - rzeka. - Kiedy zobaczyam, jak pan krwawi
na piasku, postanowiam pana ratowa. Ale Batisi mwi, e lepiej byo da panu zgin.
Odwrcia si szybko, odchodzc. W progu powiedziaa:
- Batisi przyjdzie panu usuy.
Drzwi si otwary i zamkny. Znika. Carrigan zosta sam.
By zdziwiony zmian, jaka w niej zasza. Zupenie jakby podpali lont poczony z
min. Najwidoczniej jego sowa, wyraz twarzy czy gest wyprowadziy j z rwnowagi.
Uczu, e twarz mu ponie poi zarostem. Moe sdzia, e jest otrem, e da zapaty za
milczenie.
Pojmowa zreszt, e to on zbdzi, a ona miaa racj. Nie wolno mu byo
ofiarowywa jej przyjani. Odczua to bystrym kobiecym instynktem. W obliczu
sprawiedliwoci staa istotnie na rwni z owym Rogerem Audemardem, ktrego on sam tak
surowo osdzi. Chyba e istnia jaki wany powd dla traktowania jej zupenie inaczej.
No tak, powd istnia, Carrigan nie umia ju temu zaprzeczy. Zaczo si, gdy lea
na piasku, a ona niby zjawa stana przy nim. Pniej sentyment si pogbi, gdy bez cienia
trwogi leciaa na dziobie czna w otcha porohw. Wreszcie majaczya mu w gorczce poty,
a staa si wprost czci jego istnienia.
Teraz baa si go i aowaa bodaj, e idc za rad Batisiego, nie daa mu skona. A co
jeszcze powie Piotr Boulain - jej m?!
Z wolna obj wzrokiem kajut i kady szczeg kraja mu serce. Byo jasne, i to
wntrze stroia kochajca mska rka. Jak on j musi ubstwia! Jacy oni musz czy te
musieli by szczliwi, gdy tylko w szczciu tworzy si podobne rzeczy!
Nie brako tu niczego, co pienidze i wysiek ludzki mogy wydrze dalekiej
cywilizacji. Nie brako te ladw radosnej kobiecej dziaalnoci. Na stole leay zaczte
hafty i na wp wykoczony abaur. Obok spoczywa zeszyt miesicznika, wydany o cztery
tysice mil std, otwarty na stronicy krojw. Byy i inne pisma, sporo ksiek, nuty nad
byszczc klawiatur oraz wazony pene kwiecia i srebrnych lici brzz. Czerwone pki

pomykw lenych siay sodki zapach. Na wielkiej niedwiedziej skrze w powodzi soca
spa kot. A w gbi na cianie Chrystus z koci soniowej rowia w blaskach zachodu.
Zrobio mu si przykro. To byo kobiece mieszkanie, a on na przecig trzech dni
wyposzy std jego wacicielk. Gdzie si tuaa przez ten czas? Ten pokj stanowi bodaj
jedyn pokadow kajut.
.Soce zgaso za grami, nadszed mrok, a w tej ciemnoci Carrigan lec zadumany,
milcza. Wielk cisz poszy jedynie plusk fal o burt. Nie sysza poza tym ani gosw ani
tupotu ng. Myla, gdzie jest obecnie Marianna i co robi jej ludzie, a przede wszystkim, tak,
przede wszystkim, kiedy zobaczy nareszcie Piotra Boulaina.
Gos w ciemnoci
W kajucie panowa ju kompletny mrok, gdy cisz naruszyy stumione gosy
dobiegajce z zewntrz. Drzwi si otwary i kto wszed. W chwil pniej trzasna zapaka i
przy jej drcym wietle Carrigan rozpozna Batisiego.
Jedn po drugiej Batisi zapali wszystkie lampy. Dopiero skoczywszy, zwrci si w
stron ka. Po raz pierwszy Dawid mg go wyranie obejrze. Metys by redniego
wzrostu, lecz rozronity na miar olbrzyma. Rce mia niepomiernie dugie. Ramiona
spadziste. Gow podobn do indiaskiej maszkary. Wielkooki, o grubych wargach i
wystajcych kociach policzkowych, w czerwonej chucie opasujcej nie strzyony eb,
bardziej ni kiedykolwiek przypomina korsarza i opryszka. Jednak, pomimo wszystko, byo
w nim co sympatycznego.
Batisi umiechn si. By to szeroki umiech, gdy Metys posiada ogromne usta.
- Z pana szczliwy chop! - oznajmi raptem. - Spa pan sobie dzisiejszej nocy w
mikkim ku, zamiast lee na piasku, martwy, jak ryba wycignita z wody. To byo
wielkie gupstwo! Batisi radzi: uwiza mu kamie do szyi i ju! Utopi go w rzece, ma belle
Jeanne! Ale ona si upara, kazaa pana leczy i karmi. Tote przyniosem panu ryby, a gdy
pan zje to powiem co.
Zawrci do drzwi i przynis koszyk z wikliny, z ktrego doby gotowan ryb, chleb
i gorc herbat w kamiennym garnku.
- Ona mwi, e nic wicej nie mona z powodu gorczki. A ja na to: karmi go poty,
a pknie!
- To chcielibycie mnie widzie martwym, Batisi?
- Aha, panie! Tak byoby najlepiej!

Sowa te wymwi ju bez umiechu, przeciwnie, z ca powag. Po czym, stojc,


wskaza przyniesione zapasy.
- Teraz je prdko! Potem powiem panu co. Zaledwie rzuciwszy okiem na apetyczny
kawaek ryby, Carrigan uczu natychmiast straszliwy gd, rezultat trzydniowego postu.
Jedzc, zauway jednak, i Batisi wykonuje szereg czynnoci nie licujcych bynajmniej z
jego straszliwym wygldem. Wygadzi skry niedwiedzie, nala wieej wody do wazonw
z kwiatami, uoy starannie rozrzucone pisma i wreszcie, co ju byo szczytem wszystkiego,
dobywszy skd cierk, pocz strzepywa kurz.
Dawid skoczy ryb, kawaek chleba i wypi filiank gorcej herbaty. Aromatyczny
pyn wla mu w yy nowe ycie, tote mia ochot wsta i sprbowa mocy ng. Osdzi
jednak, i na razie lepiej si nie rusza. Natomiast obserwujc Batisiego nie mg
powstrzyma umiechu rozbawienia.
Metys, obrciwszy si w pewnej chwili, zauway to.
- Co u diaba! - hukn raptem i stpi bliej, ciskajc nadal cierk w potnej garci.
- Co pan tu widzi zabawnego?
- Nic absolutnie - zaprzeczy Carrigan, a w oczach taczyy mu wesoe iskierki. Mylaem tylko wanie, co z ciebie za pyszna pokojwka. Taki miy z zachowania i
wygldu...
- Do diaba! - rykn Batisi goniej jeszcze ni poprzednio i cisnwszy cierk na
podog, hukn pici w st, a naczynia zadzwoniy aonie. Zjad pan, to teraz prosz
sucha. Nie sysza pan nigdy przedtem o Ogrku-Batisim! A to wanie ja! Patrz! Tymi
dwiema rkami zadusiem na mier polarnego niedwiedzia! Jestem najsilniejszym
czowiekiem, jaki kiedykolwiek y na dalekiej Pnocy! Dwign na plecach czterysta
funtw towaru. Zmiad w zbach ko karibu jak wilk. Mog przebiec od szedziesiciu
do stu mil bez wypoczynku. ami drzewa, ktre inni mog tylko siekier zwali. Nie boj
si niczego! Zrozumiano? Syszy pan?
- Sysz!
- Dobrze! Teraz powiem, co Ogrek-Batisi z panem zrobi, panie sierancie policji. Ma
belle Jeanne popenia gruby bd. Ma zbyt mikkie - serce. Radziem, eby pana na zawsze
ochodzi i nikt by si nie dowiedzia, co tam byo za ska. Ale ona nie i nie! Za to teraz
sama kazaa mi powiedzie panu tak. Kazaa - id Batisi do pana i powiedz. Jeeli pan
sprbuje ucieka, to Batisi tymi oto rkami skrci panu kark i cinie do wody. A mamy tu
jeszcze duo chopcw i wszystkim mwia to samo. Jeeli pan sprbuje ucieka - zabi!

Batisi robi okropne wraenie. Bezustannie przewraca oczami. Warcza mwic. yy


na szyi napczniay mu jak powrozy, a wielkie rce zwiera w pici. Jednak Dawid nie czu
trwogi. Przeciwnie, mia ochot si umiechn. Ale si powstrzymywa, wiedzc, e miech
bdzie w tej chwili dla Metysa najgorsz obraz.
Ten czowiek, ktry potwornymi domi mg zdawi wou, przed chwil pieci
picego kota, podlewa kwiaty, wyprostowywa fady firanek. Lecz Dawid by pewien, e
jedno sowo Marianny Boulain zmieni Metysa w miercionon maszyn. A przecie
przestroga pochodzia wanie od niej!
- Zdaje mi si, e ci rozumiem, Batisi! - rzek. - Ona zabronia mi opuszcza ten
statek pod grob mierci. Ale czy na pewno uya tych sw?
- Ventre Saint Gris! Myli pan, e Batisi kamie! Ogrek-Batisi, ktry goymi rkami
morduje niedwiedzie, amie drzewa...
- Nie, nie! Wierz ci zupenie! - agodzi Dawid. - Dziwi si tylko, e mi sama tego
nie powiedziaa, bdc tutaj.
- Bo ma zbyt mikkie serce. Ale mnie kazaa powiedzie, e musi pan doczeka
powrotu Piotra Boulaina i nie prbowa ucieczki. Wszyscy chopcy syszeli, jak to mwia i
wszyscy, jak jeden, krzyknli, e prdzej pana zabij, ni dadz zwia.
- Daj ap, Batisi! - rzek. - Przyrzekam chtnie, e nie bd prbowa ucieczki. Bo
widzisz; musimy si raz koniecznie zmierzy, ty i ja, i musz ci da porzdne lanie, zgoda?
Metys spoglda na dug chwil, jakby nie rozumiejc, po czym rozdziawi gb w
szerokim umiechu.
- Lubi pan bjk?
-. Lubi! Szczeglnie z takim dobrym przeciwnikiem jak ty!
Batisi z wolna przesun przez st ogromn gar i uj prawic Dawida. Promienia.
- Obiecuje pan zmierzy si ze mn, gdy tylko wydobrzeje?
- Obiecuj! A jeli nie dotrzymam sowa, moesz mi uwiza kamie do szyi i cisn
do wody!
Batisi nie posiada si z radoci.
- Morowy z pana chop! - woa w zachwyceniu. - W gr i w d rzeki nie znajdzie
mczyzny, ktry chciaby si zmierzy z, Ogrkiem - Batisim! Raptem urwa,
pochmurniejc.
- Ale gowa, panie - doda smtnie.
- Wydobrzeje prdko, jeli mi pomoesz - pociesza Carrigan. - Chciabym wanie
wsta i wyprostowa nogi. Czy byo ze mn bardzo le?

- Nie, prosz pana. Tylko kula przesza po czaszce, zgolia wsy i troch naruszya
mzg. Bdzie pan zdrw za tydzie.
- Doskonale! Wic pom mi wsta!
Batisi zmieni si nie do poznania. Pieczoowicie objwszy w p rannego, postawi go
na nogi. Dawid pocztkowo czu si do niepewnie. Potem jednak, majc Metysa tu obok,
zdoa doj do okna. Po drugiej stronie rzeki, w odlegoci p mili, zobaczy blask ogni.
- Wasz obz? - spyta.
- Tak, panie.
- Odeszlimy od pokadw smoy ziemnej?
- Tak, panie, o dwa dni drogi.
- Dlaczego nie obozuj tutaj, obok nas?
Batisi mrukn z obrzydzeniem.
- Bo ma belle Jeanne ma takie mikkie serce, prosz pana. Mwi, e haas panu
szkodzi, to znaczy rozmowa, miechy i pieni. Mwi, e od tego gorczka si podnosi. A
chce, eby pan koniecznie doczeka przyjazdu Piotra Boulain. Piotr Boulain si z panem w
jednej chwili zaatwi. Mam nadziej, e zdymy jeszcze si zmierzy przed tym!
- Zmierzymy si w kadym razie, Batisi, przedtem czy potem! A gdzie jest Piotr
Boulain? Kiedy go zobacz?
Metys wzruszy ramionami.
- Moe za tydzie, moe za dwa, nie wiem. On daleko.
- Czy to stary czowiek?
Batisi z wolna zatoczy pkole, a stan na wprost Dawida.
- Nie wolno wicej mwi o Piotrze Boulain! - przestrzeg gronie. - Jeeli pan sobie
yczy co wicej wiedzie, to prosz pyta ma belle Jeanne! Ale ona te nic nie powie, a skoro
pan bdzie zbyt natrtny, zawoa mnie, bym panu eb rozwali. Zrozumiano?
- Widz, e twoja robota to przede wszystkim rozbijanie bw - mrukn Dawid, idc
w kierunku ka. - Moe mi rano przyniesiesz ubranie i plecak, chc si ubra i ogoli!
Batisi ju go wyprzedzi, wygadzajc poduszki i rwniej ukadajc zgniecion kodr.
Jego ogromne rce byy szybkie i zrczne jak kobiece donie. Dawid pomyla, i jeden ucisk
tych goryli cli ap wyprawiby na tamten wiat najtszego z szeregowcw dywizji N. - i
kontrast midzy nadludzk si Metysa, a jego obecnym zajciem zmusi go do parsknicia
miechem.
Batisi podnis oczy.
- Znw co miesznego? - zagadn surowo.

- Rozwaaem, Batisi, co by to byo, gdyby mnie zdoa uchwyci w czasie walki. Ale
to ci si nie uda. Natomiast ja sam sprawi ci takie lanie, e je dugo popamitasz.
- E...a jake!... - wybuchn Metys i zaniechawszy sania ka szed w stron
Carrigana, gronie wymachujc piciami. - Ja pana zdusz jak tego niedwiedzia! Ja pana...
- Tylko nie teraz! - protestowa Dawid. - Jestem jeszcze troch saby, Batisi. I wiesz,
co? Przykro mi, e twoj pani std wyrugowaem. Gdzie ona sypia teraz? Czy w obozie?
- Moe tak, a moe nie! - warkn Metys. - To nie paska rzecz!
Pocz kolejno gasi lampy, pozostawiajc tylko jedno wiato, najbliej drzwi. Nie
rozpoczyna ju nowej gawdy, a skoro wyszed, Dawid usysza metaliczny szczk klucza.
By wic istotnie jecem, na dzisiejsz noc przynajmniej.
Nie mia ochoty si ka. Czu jeszcze pewn ociao w nogach, ale poza tym
skutki choroby nie dokucza mu zbytnio. Policyjny doktr nazwaby go zapewne wariatem za
podobne lekcewaenie nakazw medycyny, lecz Carrigan nie mg ju usiedzie na miejscu.
Gowa go nie bolaa, umys dziaa sprawnie. Wrci do okna, przez ktre mg
obserwowa wiata na, zachodnim brzegu rzeki - i otwar je bez trudu. Mocna siatka
przeciwko moskitom nie pozwalaa wychyli si na zewntrz. Poprzez rzadk plecionk
pyn rzeki oddech nocy. Z rozkosz wcign w puca aromat wody i lasu. Byo bardzo
ciemno i w tej czerni ogniska zdaway si wiksze i janiejsze. Na niebie nie zauway ladu
miesica. Nie dostrzeg rwnie ani jednej gwiazdy. Z daleka nadlatywa guchy grzmot.
Dawid odwrci si od okna, patrzc w gb kajuty. Po obu stronach, tu przy cianie,
zobaczy cikie portiery i natychmiast odgad ich przeznaczenie. cignite na grubym
drucie rozcignitym pod samym sufitem, dzieliy izb na p, tworzc salonik i sypialni.
W rogu byo dwoje drzwi. Uchyliwszy jedne z nich, Dawid stwierdzi, i mieci si tu
szafa pena sukien i bielizny. W pobliu, za japoskim parawanem, sta toaleta, nad ktr
wisiao lustro. Na fortepianie leay nuty: Mascagniego Ave Maria.
Carrigan uczu jednoczenie wzruszenie i dziwny niepokj. Mia wraenie, e stoi na
brzegu przepaci, e tu pod jego stop czyha niebezpieczestwo nie do materialne, by si
mc przed, nim obroni, jednak w sposb niezaprzeczalny - grone.
Mimo woli wycignwszy rk, uj drobn chusteczk porzucon na klawiaturze i
niepewnym ruchem przestpcy podnis j do twarzy. Batystowy kwadracik zachowa sab
wo fiokw. Przez chwil wchania j chciwie. Potem, oprzytomniawszy, rzuci biay
drobiazg na dawne miejsce i umiecin si lekko.
Odwrci si znw ku oknu. Grzmot przemkn bliej. Nadlatywa z zachodu, a wraz z
nim gnaa ciemno gsta jak smoa. Wiatr zamar. Obozowe ogniska po tamtej stronie rzeki

gasy jedno po drugim. Carrigan wwierca si oczyma w mrok, jakby chcia dojrze namiot
czy szaas, w ktrym Marianna Boulain musiaa szuka schronienia przed burz. I gdy tak
patrzy, ogarna go szalona ch ucieczki. Rzuci wszystko, wszystko zapomnie i ruszy
znw w drog pen przygd na poszukiwanie Czarnego Rogera.
Usysza nadejcie deszczu. Pocztkowo byo to jak tupot tysicy drobnych nek po
suchym listowiu, potem w jednej chwili nawanica rykna jak wodospad. Bya to ulewa,
istny potop. Grzmot hucza niemal bez przerwy, a byskawice zapalay si raz po raz.
Carrigan od dawna ju nie oglda podobnej burzy. Zamknwszy okno, by nie wpuci
deszczu do wntrza, sta z twarz przycinit do szyby. Wszystkie ognie obozowe zgasy
niby pomyki wiec zduszone dwoma palcami. Podobnej nawanicy nie mg wytrzyma
najtszy brezent. Na domiar zego powsta wiatr, huragan raczej. Pod jego potnym
tchnieniem namioty musiay si wali jak domki z kart.
Carrigan wzdrygn si niby przeszyty nagym blem. Wyobrazi sobie Mariann
Boulain olepion migotem byskawic, oguszon gromem, zmoczon i zzibnita, jak na
prno szuka schronienia.
Skoczy raptem do drzwi, postanowiwszy, i jeli Batisi pilnuje na zewntrz, wyzwie
go do natychmiastowej walki. Lecz prno koata i krzycza, prno nata ramiona i gos,
nikt si nie odezwa.
Poniechawszy daremnych wysikw, zniechcony, odwrci si wreszcie od drzwi i
wzrok jego pad na rzucony w kcie plecak. W jednej chwili rozsupa rzemienie, doby tyto,
fajk i z rozkosz zapali. Po czym z dobre p godziny przechadza si tam i z powrotem po
izbie, kurzc zapamitale, podczas gdy grom hucza bez przerwy, jakby chcc zetrze z ziemi
wszelki lad ycia.
Po pewnym czasie grom j si oddala ku wschodowi, a ulewa cicha, przechodzc w
rzsisty deszcz. Dawid powtrnie otwar okna. Buchno na powietrze ciepe i oywcze.
Puszczajc kby dymu, umiechn si. Fajka wprawiaa go zawsze w dobry humor. I
ostatecznie biorc, wszystko to byo do komiczne.
Wyobraa sobie Mariann Boulain, jak caa ociekajca wod zwleka przemoczon
sukni, podczas gdy jej ludzie, klnc, prno usiuj roznieci ogie. Wypatrywa uparcie
bysku pomieni, ale przeciwlegy brzeg pozostawa jednolicie czarny i pusty. Jak ta maa
kobietka musi go w tej chwili nienawidzi za te wszystkie niewygody i komplikacje! A Piotr
Boulain? Co on powie, gdy dojdzie do niego, e ona odstpia sw sypialni obcemu
mczynie?...

Byo pno, pnoc mina, gdy Carrigan pooy si wreszcie. Ale i wtedy nie zaraz
mg zasn. Sysza monotonny werbel deszczu na dachu kajuty. Potem zda sobie spraw, i
deszcz usta cakowicie. Wreszcie zdrzemn si. Drzemic, na wp przytomny, uowi gos.
Na razie chwyta go podwiadomie, nie rozumiejc utajonej treci. A wtem raptowny wstrzs
przenikn mu mzg i oto siedzia ju na ku wyprostowany, baczny, szeroko otwartymi
oczami bodc ciemno, do ostatnich granic natajc such.
Bowiem gdzie w pobliu, na odlego rki prawie, niesamowity gos wymwi
sowa syszane poprzednio w czasie gorczki:
- Czy ktokolwiek widzia Czarnego Rogera? Czy ktokolwiek widzia Rogera
Audemarda?
Rozmowa
Carrigan siedzia bez ruchu, wstrzymujc nawet oddech. Nie ba si, w cisym tego
sowa znaczeniu, tylko mia wraenie, e znajduje si w obecnoci kogo bardziej potnego
ni zwyka istota zoona z koci i mini.
Czarny Roger Audemard! Imi to sysza ju raz poprzednio w czasie gorczki. Teraz
wywoywano je znowu. Kim by niewczesny artowni? Moe to Batisi? Moe ktry z
flisakw?
Upyna minuta. Carrigan pod wraeniem, e kto czai si tu obok niego, wycign
rk i pocz maca przestrze. Potem, nie wymacawszy nic, odrzuci kodr i stan na
pododze.
W dalszym cigu nie sysza ani przyspieszonego; czyjego oddechu, ani szelestu
ucieczki. Potarszy zapak, unis j wysoko nad gow. Nie zobaczy nic. Wtenczas zapali
lamp. Kajuta bya pusta.
Gboko wcignwszy powietrze, postpi ku oknu i Stao wci otworem. Najpewniej
gos dolecia wanie; tdy. Wydao mu si nawet, e rozrnia wklnicie drucianej siatki w
miejscu, gdzie przywieraa do czyja twarz. Poza tym noc bya czarujco spokojna. Niebo
obmyte ulew zocia plejada gwiazd. Panowaa ogromna cisza.
Spojrza na zegarek. Dochodzia trzecia. Wkrtce miao wita. Nie chciao mu si
wcale spa. Czu zreszt silny niepokj i jakby przeczucie wielkich zdarze.
Byo wci jeszcze wczenie, najwyej sidma, gdy wszed Batisi, niosc ranny
posiek. Jego wygld przekona Carrigana, e to nie on bawi si w stracha dzisiejszej nocy.
Metys wyglda jak szczur wieo dobyty z wody. Ubranie wisiao na nim mokre i brudne, z

chusty i wosw kapay due krople. Ciskajc na st niadaniowe przybory, wyszed


natychmiast, nie skinwszy nawet gow w stron jeca.
Dawid, zajwszy miejsce za stoem, uczu znw przypyw wstydu. Oto znajdowa si
niemal w luksusowych warunkach, podczas gdy ona Piotra Boulaina tuaa si gdzie
bezdomna i bardziej zapewne sponiewierana ni Batisi.
niadanie oszoomio go kompletnie. Mniej nawet zwrci uwag na delikatn
poldwic karibu, na wiee kartofle, na aromatyczn kaw. Natomiast, widzc gorce
jeszcze ciastka, zbarania po prostu. Ciastka! I to bezporednio po takiej ulewie! Jakim cudem
Batisi je dosta?
Batisi zwleka z powrotem i Carrigan, ukoczywszy posiek, dobre p godziny mi
fajk, obserwujc bkitne dymy ognisk na przeciwlegym brzegu rzeki. Myla, e kdy w
socu Marianna Boulain suszy si teraz po przymusowej kpieli. No i naturalnie, po
kobiecemu klnie przymusowego gocia oraz wasn niewczesn uprzejmo.
Pukanie w drzwi przerwao mu zadum. Obrci si. Koataa lekka pistka, nie
przypominajca w niczym wielkiej apy Batisiego lub kocistej garci Nepapinasa. Lecz oto
drzwi si otwary i stana W nich Marianna.
Nie tyle niespodziewana obecno, ile jej niewysowione pikno odjo mu mow. Nie
wygldaa zupenie na istot zmczon burz i wymoka pod deszczem. Ksztatn gwk
otaczay suche i starannie uczesane wosy. Policzki zachowyway jeszcze wieo snu.
Carrigan zapomnia, e ma przed sob kobiet zamn; dla niego bya to panienka
najurodziwsza pod socem.
- Widz, e si pan lepiej czuje dzi rano! - rzeka Marianna z umiechem. Drzwi
zostawia otworem i soce, wpadajc przez nie, ozocio ca izb. - To burza pana
wyleczya. Prawda, jak byo cudownie?
Dawid z trudem przekn lin, nim zdoa wreszcie wykrztusi:
- Cudownie! Czy widziaa pani Batisiego dzi rano?
Rozemiaa si perlicie:
- O tak. Wtpi, czy on si cieszy. Batisi w ogle nie rozumie, jak mona lubi burz.
Czy pan dobrze spa?
- Tylko godzin lub dwie. Martwiem si o pa - ni. Byo mi przykro, e zajem pani
mieszkanie w tak noc. Ale jako nie wyglda, e ulewa pani zaszkodzia!
- Bo i nie zaszkodzia mi wcale! Siedziaam tam! - tu wskazaa wntrze kajuty i jedne
z zamknitych drzwi. - Mamy tu kuchenk i may jadalny pokj. Czy Batisi panu tego nie
mwi?

- Nie! Spytaem, gdzie pani jest, a on mi bodaj odpowiedzia, bym lepiej milcza!
- Straszny z niego dziwak. Jest o mnie okropnie zazdrosny, panie Dawidzie. Kiedy
jeszcze byam maa i nosi mnie na rku, by akurat taki sam. Bo on jest starszy, ni si
wydaje. Ma pidziesit jeden lat.
Krztaa si ju po pokoju, jak gdyby chcc zaznaczy, e jego obecno w niczym
nie narusza normalnego trybu ycia. Poprawia adamaszkowe firanki, ktre on niebacznie
zmi, ustawia par krzese na waciwych miejscach i w ogle robia wraenie zapobiegliwej
gosposi, dbajcej jedynie o dobry wygld mieszkania.
Nie zdawaa si wcale skrpowana obecnoci swego jeca ani zawstydzona surowym
rozkazem wydanym mu za porednictwem Batisiego. Carrigan natomiast traci gow.
Nerwowo zapali papierosa, potem zgasi go. Zauwaya to.
- Moe pan pali! - rzeka. W jej gosie przebijao to co, co niezmiernie lubi: leciutki
cie miechu.- Piotr duo pali i bardzo to lubi.
Wysuna szuflad w toalecie i podaa mu pudeko do poowy zapenione papierosami.
- Piotr woli zazwyczaj ten gatunek - powiedziaa - a pan?
Wzi jednego papierosa palcami sztywnymi jak z drewna. Kl wasn
maomwno. C, kiedy jzyk mu skoowacia. By moe wanie to jego milczenie
wywoao na policzkach Marianny saby rumieniec. Dawid zauway to. Zauway rwnie,
e jej wosy sigaj mu akurat do warg i e, widziane tak z gry, jej policzki i usta maj
wprost nieodparty czar i sodycz.
Lecz to, co usysza w nastpnej chwili, uderzyo go w samo serce, jak cios noa.
- Wieczorami ogromnie lubi siedzie u ng Piotra i przyglda si, jak pali.
- Cieszy mnie, e pani nie ma nic przeciwko papierosom lub fajce - odpar Carrigan
niezdarnie. - Bo ja rwnie duo pal.
Postawia pudeko na stole i rzucia wzrokiem na resztki jego niadania.
- Lubi pan rwnie ciastka, jak widz - powiedziaa. - Wstaam dzi bardzo wczenie,
eby je dla pana przyrzdzi.
- To pani je robia? - zdziwi si Dawid.
- Oczywicie! Mam wpraw, gdy co rano robi je dla Piotra. Ogromnie mu smakuj.
Dowodzi, e ciastka to moja trzecia z rzdu zaleta.
- A dwie pierwsze?
- S tajemnic Piotra! - rozemiaa si Marianna, podczas gdy rumieniec na jej
policzkach gstnia. - A tajemnic nie naley zdradza, prawda?

- Moliwe - odpar z wolna. - Ale chciaem spyta jeszcze o par rzeczy, pani... pani
Boulain.
- Moe mi pan mwi po imieniu - przerwaa mu wesoo. - Janina albo Marianna
wystarczy.
Ukadaa talerze jeden na drugim, na pozr nie zwaajc wcale na jego zmieszanie.
- Dzikuj - rzek wreszcie Carrigan. - Obawiam si jednak, e podobna poufao
przyjdzie mi z trudem, gdy hm... sytuacja jest nieco dziwna. Nie uwaa pani? Bez wzgldu
na ca pani dobro i na litociw ch wyprawienia mnie na lepszy wiat za pomoc kuli, czy
nie sdzi pani, e naley mi si troch wyjanie?
- Czy Batisi nic panu nie wyjani wczoraj wieczorem? - spytaa Marianna, stajc
przed nim.
- Powiedzia mi w imieniu pani jakoby, e jestem tu winiem i nie wolno mi
prbowa ucieczki pod kar mierci.
Powanie skina gow.
- Mwi prawd, prosz pana! Carrigan poczerwienia.
- To znaczy, e jestem w niewoli i e mi pani grozi?
- Ale w zamian za to, jeli mi pan da sowo, e nie bdzie prbowa ucieczki, bd si
z panem obchodzia jak najlepiej!
- Co, u diaba! - zacz Dawid w pasji, po czym spostrzegszy si, i przemawia do
kobiety, zniy ton. - Czy pani doprawdy nie pojmuje sytuacji? To, na dobr spraw,
powinienem pani aresztowa.
Policzki Marianny poblady silnie, a oczy jej miay nadal spokojny wyraz.
- Wanie dlatego, e pojmuj to wszystko, musz pana wizi. Co do poprzedniego
zapytania, dlaczego strzelaam, stanowczo nie mog na nie da odpowiedzi. Nie mog i nie
chc! Jeli powrci pan do tego tematu, przestan z panem w ogle rozmawia. Poza tym
musi pan doczeka przyjazdu mojego ma. On postanowi, co dalej. Ja nie wiem nic ponad to, e nie wolno da panu umkn. A co by pan robi, bdc na moim miejscu?
Postawia to pytanie w tak dziecinnie szczery sposb, e Carrigan zapomnia jzyka w
gbie. Bo, rzeczywicie, co miaa robi? I ju w nastpnej chwili Dawid umiechn si tym
swoim za serce biorcym umiechem, ktry mu jedna sympati wszystkich.
- Ma pani zupen racj - odpowiedzia. Twarz jej zmienia si od razu. Policzki
porowiay. W gbi renic zataczyy zote ogniki.

- Ma pani zupen racj ze swego punktu widzenia - powtrzy Dawid. - Obiecuj te,
e nie bd usiowa umkn przed rozmow z Piotrem Boulainem. Ale nie mog poj na
razie, co on tu pomoe!
- Pomoe jednak! - zapewnia ona z przekonaniem.
- Ma pani do niego nieograniczone zaufanie - zauway Dawid z przeksem.
- A mam! - odpara prdko. - To najniezwyklejszy czowiek pod socem i na
wszystko znajdzie rad.
Dawid wzruszy ramionami.
- By moe w jakim cichym zaktku pjdzie za projektem Batisiego: uwie mi
kamie do szyi i puci na dno!
- By moe. Ale wtpi! Ja bym protestowaa przeciwko temu.
- O... doprawdy?
- Tak! A chocia Piotr jest wielki i silny i nie boi si niczego, jednak wiem, e nie
zrobi mi na przekr.
Odwrcia si do stou i pocza zbiera naczynia. Dawid przygryz wargi, lecz
raptem, podsuwajc bliej jeden z foteli, powiedzia:
- Prosz, niech pani usidzie. W ten sposb atwiej mi bdzie z pani mwi. Jako
funkcjonariusz policji czuj si w obowizku postawi pani par pyta. Moe mi pani
odpowiedzie lub nie. Daj pani sowo, i przed powrotem Piotra Boulaina nie
przedsiwezm niczego, ale gdy si spotkamy, bd dziaa przede wszystkim na podstawie
tego, co od pani za chwil usysz. Prosz, niech pani siada!
Potworny kaleka
Siedzc w gbokim fotelu, stanowicym zapewne ulubion wasno Piotra Boulaina,
Marianna patrzya w twarz Dawida Carrigana. Pord szerokich porczy jej drobna figurka
wydawaa si drobniejsza jeszcze i dziwnie nie na miejscu. Ciemne oczy byy tak spokojne i
badawcze, e Dawid poczu, i traci pewno siebie. Podnisszy rk, chwil przebieraa
palcami w gstych, falistych splotach. Ten ruch i pniej, czysto kobiece, splecenie doni na
kolanach, speszyy Dawida jeszcze bardziej. Przemkno mu przez myl, e posiadanie takiej
ony musi by rdem nieustajcej rozkoszy. Ta myl przyprawia go o silny niepokj. A
Marianna czekaa milczc, rowa i ciepa na ciemnym tle aksamitnego oparcia.
- Kiedy pani mnie rania - zacz Carrigan - zobaczyem pani stojc nade mn.
Najpierw mylaem, e chce mnie pani dobi, lecz wnet spostrzegem w twarzy pani co

niezwykego: zdumienie, groz... Sowem, wygldao tak, jakby pani uczynia co niechccy i
strasznie tego aowaa. Wic teraz chciabym by uczciwy... Chciabym zrozumie i
wybaczy w postpek... Czy pani mi nic nie powie?
- Nie, prosz pana!
Mwia bez gniewu i bez szczeglnego wzruszenia.
Gos miaa zupenie rwny. Jedynie bysk oczu i poza podkrelay niewzruszono
decyzji.
- Zatem... mam si sam domyla? Skina gow twierdzco.
- Albo te wydoby prawd od ma pani?
- Jeli on zechce powiedzie, to tak.
- Dobrze - pochyli si nieco ku niej. - Zawleka mnie pani w cie, opatrzya ran i
uoya wygodnie. Pamitam pewne szczegy, jak przez sen. Zasza dziwna zmiana.
Chwilami - tu pochyli si jeszcze bliej - chwilami widziaem was dwie.
Nie spuszcza oczu z jej twarzy. Gdyby patrzy na jej rce, zauwayby, e drobne
palce zaciskaj si nieco mocniej.
- By pan ciko ranny - powiedziaa. - Nic dziwnego, e mogo panu co majaczy!
- I chwilami syszaem dwa gosy - cign niewzruszenie.
Nie odpowiedziaa nic, lecz spogldaa na w dalszym cigu bez drgnienia powiek.
- Ta druga miaa wosy miedzianej barwy, ponce w socu jak ogie. Raz widziaem
pani twarz, a raz znw jej. Pniej za przyszo mi na myl, e wlec mnie tak po piasku, to
byby dla pani zbyt wielki ciar.
Wycigna przed siebie donie i spojrzaa na nie krytycznie. - One s mocne powiedziaa.
- Ale mae - naciera Dawid. - I wtpi, by zdoay mnie ucign nawet po tej
pododze!
Po raz pierwszy jej oczy straciy zwyky spokj.
- To bya cika praca! - rzeka, a ton jej gosu uprzedzi go, e wstpuje na
niebezpieczny teren. - Batisi twierdzi, e zrobiam gupstwo, ratujc pana. A czy pan widzia
mnie podwjnie czy potrjnie, to nie ma adnego znaczenia. Moe pan ju skoczy t
indagacj? Mam sporo roboty!
Carrigan rozpaczliwie zamacha rkami.
- Nie, nie skoczyem. Tylko po co mam pyta, skoro pani odpowiada nie chce.
- Po prostu nie mog! Musi pan zaczeka.
- Do powrotu pani ma?

- Tak! Do powrotu Piotra.


Milczeli chwil, potem Carrigan przemwi znowu:
- Musiaem duo bredzi w gorczce, prawda?
- Owszem. Szczeglnie o tym zdarzeniu nad rzek. Nazywa pan t drug osob
Bogini Ognia. By pan tak bliski mierci, e to mnie wcale nie bawio. Inaczej miaabym si
chyba. Widzi pan, moje wosy s prawie czarne!
Przebiega znowu palcami gstw splotw z niewiadom, by moe, kokieteri.
- Dlaczego mwi pani: prawie? - zapyta Dawid.
- Bo Piotr dowodzi nieraz, e o ile stoj w socu, mam we wosach czerwone ognie.
A tego popoudnia nad rzek soce wiecio nadzwyczaj silnie!
- Zdaje mi si, e pojmuj - skin Dawid. - I jestem bodaj rad. Ciesz si, e niemal
mnie umierciwszy, usiowaa mnie pani potem ocali. To dowodzi, i nie jest pani tak
kompletnie za, jak...
- Jak Carmen Fanchet! - uzupenia Marianna mikko. - Wspomina pan o niej w
malignie. Baam si potem pana tak bardzo, a przychodzio mi chwilami na myl, czy
przypadkiem Batisi nie mia racji, radzc pana dobi. Pana sowa o niej day mi poj, co
mnie czeka, gdy pan wyzdrowieje. Co panu zawinia ta kobieta? Co moga zrobi gorszego
ni ja?
- Mnie osobicie nic - odpar Dawid wolno, czujc, e ponownie wstpuje na liski
grunt. - Ale brat jej by zoczyc najgorszego pokroju. Zarwno wtedy, jak i obecnie mam
przekonanie, e ona pomagaa mu w zbrodniach. Ale bya nadzwyczaj pikna i to j bodaj
ocalio!
Mwi ze spuszczonymi oczami, krcc w palcach nie zapalonego papierosa.
Przypomina sobie w dzie sprzed lat czterech, gdy komisarz MacVane zmik na widok
urody Carmen Fanchet. Pokci si niemal o ni ze zwierzchnikiem.
- Kln si na Boga, e ona nie jest za! - dowodzi MacVane z przejciem. - Bez
wzgldu na to, kim by jej brat, pjd o zakad, i to uczciwa dziewczyna.
Gdy Dawid podnis teraz wzrok na Mariann, zdziwia go zasza w niej zmiana.
Policzki, jej pony, oczy gorzay zowrogo ale gos miaa po dawnemu spokojny:...
- Wic pan j osdzi i potpi, nie majc niezbitych dowodw, tylko na podstawie
poszlak?
- Wierzyem, e to za kobieta!
Dugie rzsy opady nisko, tajc cakowicie blask renic.
- Ale naprawd to pan nie wiedzia?

- Szczerze mwic - nie! Chocia ledztwo...


- Mogo dowie, i jest to jedna z najlepszych kobiet pod socem. Panie Dawidzie,
atwo jest walczy w obronie dobrego brata, ale jeli ten brat jest zy, to trzeba by doprawdy
anioem...
Patrzy na ni, majc w gowie kb zagmatwanych myli. Ogarn go wstyd.
Marianna Boulain dowioda mu, i postpi nieuczciwie i to wzgldem kobiety, istoty
sabszej, ktrej jako mczyzna winien by da zawsze pomoc i opiek.
Wsta z krzesa i opar si oburcz na jego porczy.
- Moliwe, e ma pani racj - powiedzia. - Moliwe, e to ja racji nie miaem.
Przypominam sobie teraz, e kiedy schwytaem Fancheta i zaoyem mu kajdanki, Carmen
siedziaa przy nim ca noc. Zamierzaem czuwa, ale byem znuony i usnem. Zbudzia
mnie, szukajc w mojej kieszeni klucza od kajdan. Prawd mwic, moga mnie wtenczas
zabi. Oczy Marianny rozgorzay triumfem.
- Widzi pan - wykrzykna niemal. - Moga zabi, a nie zabia! Dlaczego?
- Nie wiem. Moe sdzia, i atwiej bdzie uwolni brata i jemu powierzy t
czynno. W dwa lub trzy dni pniej, jestem pewien, i nie zawahaaby si ju ani chwili.
Dwukrotnie przyapaem j gdy zamierzaa mi ukra fuzj. A trzeciego dnia pn noc, o
dob marszu od Athabaska Landing, omal mnie nie oguszya kijem. Przyznaj, e w gruncie
rzeczy nie uczynia mi nic zego, ale wiem, e szczeglnie pod koniec miaa niedobre
zamiary.
- Moliwe, ale plan si jej nie powid i dlatego pana znienawidzia. Pan natomiast,
czujc t nienawi, uzna j za zbrodniark. Prosz jednak spojrze na ca spraw z
kobiecego punktu widzenia. Panie Dawidzie, kobieta bdzie walczy i mordowa dla ocalenia
czowieka, ktrego kocha, ale to nie znaczy bynajmniej, e jest za!
- To dziwne - odpar Carrigan z wahaniem. - Zwierzchnik mj, MacVane, mwi to
samo mniej wicej, co pani. Sdziem, i to pikno Carmen tak go nastraja. Teraz jednak
wierz, i jest inaczej. Tote jeli kiedy spotkam t dziewczyn, nie zawaham si j
przeprosi... Marianno.
Po raz pierwszy nazwa j po imieniu. Nie odpowiedziaa nic, lecz wstaa prdko i
zwrcona do plecami spojrzaa na rzek. Raptem oboje drgnli. Przez otwarte drzwi
wyranie i aonie dobiego pytanie:
- Gdzie jest Czarny Roger Audemard? Czy ktokolwiek widzia Czarnego Rogera
Audemarda?

- Syszaem ju ten gos dwa razy, raz w czasie choroby i raz ubiegej nocy - rzek
Dawid.
Urwa i zesztywnia cay. W progu, zarysowana wyranie, na rozsonecznionym tle,
staa mska posta. Carrigan odetchn gboko, czujc najpierw fal grozy i obrzydzenia, a
potem wielkiej litoci.
Mczyzna by znieksztacony okropnie. Jego masywne plecy i szerokie ramiona
wygiy si tak strasznie, e mia zaledwie wzrost dwunastoletniego chopca; jednak, ju na
pierwszy rzut oka mona byo stwierdzi, e wyprostowany normalnie mierzyby penych
sze stp. Najwidoczniej nie urodzenie, lecz wypadek wykolawi w ten sposb nieszczsne
ciao, nadajc mu ksztat potwornej bestii.
Na razie Carrigan widzia tylko karykaturalne czonki, barki zgite w kabk i rce
sigajce niemal do ziemi. Pniej, wzruszony coraz bardziej, patrzy jedynie na twarz kaleki.
Rysy nie byy pikne, lecz robiy wraenie kutych z brzu i niewzruszonych jak gaz. Brako
im duszy. Musiay kiedy skrzepn w t bezmyln mask i przetrwa tak lata.
Garbus nie zwraca uwagi ma policjanta, cho ten sta bliej niego, natomiast nie
odrywa wzroku od Marianny. Kobieta umiechna si do niego z niewypowiedzian
sodycz, jak do dziecka, a w oczach kaleki pon ogie uwielbienia, niby w lepiach
wiernego psa.
Po chwili niemej kontemplacji garbus przenis wzrok w gb pokoju i obwid
badawczo wszystkie kty, jakby czego szukajc. Wreszcie, wolno poruszajc wargami,
wymwi czy te wyjka aonie:
- Czy ktokolwiek widzia Czarnego Rogera Audemarda?
W mgnieniu oka Marianna podskoczya bliej niego. Obok jego poczwarnej, skarlaej
postaci wwdaa si bardzo dua. Oburcz odgarna mu z czoa czarny wos przetykany
siwizn, umiechajc si wci pieszczotliwie i serdecznie. Carrigan, patrzc na nich, czu,
jak mu serce zamiera. Czy ten czowiek jest Piotrem Boulain? Myl ta nawiedzia go
byskawicznie i rwnie byskawicznie zgasa. Byo to niemoliwe i zbyt wstrtne. A jednak w
gosie kobiety, ktra przemwia wanie, drao co wicej ni zwyka lito.
- Nie, nie, Andrzeju! Nie widzielimy go! Nie widzielimy Czarnego Rogera
Audemarda. Jeli przyjdzie, zawoam ci na pewno. Obiecuj!
Gadzia mikko jego szczeciniasty policzek, potem obja ramieniem zgite barki i z
wolna wyprowadzia kalek z izby. Kiedy odchodzi, staa w progu i patrzya za nim chwil,
a, zamknwszy drzwi, wlepia oczy w Carrigana. Milczaa, czekajc najwidoczniej, by on

przemwi pierwszy. Gow trzymaa wysoko, oddychaa pospiesznie. Twarz jej stracia
agodny wyraz, a renice byy pene wojowniczego ognia.
Czarodziejka
Czas jaki trwaa midzy nimi cisza. Carrigan widzia, e Marianna oczekuje
natrtnych pyta tyczcych kaleki i e gotowa jest walczy zajadle o t biedn, poaman
istot. Wiedzia take, e zarwno ona I sama, jak i cay ten zagadkowy dom maj jaki
zwizek ze ciganym zoczyc Rogerem Audemardem. Caa rzecz w tym - jaki?
Pon z ciekawoci. Milcza jednak. Na wp odwrcony od swej towarzyszki, rzuci
wzrokiem przez okno.
Dzie nadarzy si dziwnie pikny. Na przeciwle- gym brzegu krztali si ludzie,
spychajc na wod wielkie czno. Tu obok nieruchomej barki przepywaa maa d;
siedzia na niej garbaty Andrzej, sam jeden. Silnymi rzutami wiosa kierowa dk na rodek
jeziora. W siedzcej postawie jego uomno zaledwie dawaa si dostrzec.
Dawid zwrci si do Marianny. Jej wygld uleg teraz kompletnej zmianie.
Przygotowaa si do waki czy obrony tymczasem nie da jej ku temu adnej okazji. Na jej
twarzy malowao si zmieszanie. Carrigan wskaza gow w stron okna.
- Odjeda dk! Podejrzewam, i wolaa pani, bym go nie spotka. Przykro mi, e
si tak stao.
- Musiao si to sta prdzej czy pniej. Mylaam tylko, e...
- e bd pani drczy, by wydoby, co ten czowiek wie o Czarnym Rogerze?!
Moe by pani zupenie spokojna. Spytam jedynie w tym wypadku, jeli mnie pani sama do
tego upowani.
Umiechna si.
- Bardzo si ciesz, panie Dawidzie. Obieca mi pan e nie sprbuje ucieczki przed
powrotem Piotra. Prosz rwnie obieca, e nie bdzie mi pan zadawa adnych pyta!
- Sprbuj!
Podesza bliej i stana przed nim na odlego ramienia.
- Piotr mwi mi wiele o Krlewskiej Konnej - rzeka, spokojnie patrzc mu w oczy. Twierdzi, i ludzie noszcy szkaratne kurtki s uczciwi i nigdy nie prowadz faszywej gry.
Twierdzi, i s to prawdziwi mczyni i opowiada mi nieraz o ich nadzwyczajnych czynach.
Wic chciaabym wiedzie, czy jeli dam panu zupen swobod ruchw na tej barce, na

wszystkich cznach i na brzegu nawet, czy zechce pan wtedy doczeka powrotu Piotra i z
nim zaatwi rachunki?
Carrigan wykona gow lekki, twierdzcy ruch.
- Obiecuj to pani!
W nastpnej chwili impulsywnie podaa mu rk. Uj j mocno. Uczu wok doni
ucisk drobnych palcw. Mia j tak blisko, e musia uy caej siy woli, by nie uczyni
czego, czego by potem aowa.
Wreszcie agodnie wysuna rk i cofna si nieco. Robia teraz wraenie
dziewczynki, tak wiey rumieniec barwi jej policzki i tak szczera rado bia z oczu.
- Ju si wcale nie boj! - zawoaa wesoo. - Kiedy Piotr wrci, opowiem mu
wszystko. Wtenczas bdzie pan mg pyta, a on wyjani. To bdzie uczciwa gra. Piotr nie
szachruje nigdy! Zobaczy pan, jak go pan polubi!
Uczynia doni ruch w kierunku drzwi.
- Jest pan wolny - powiedziaa. - Powiem Batisiemu i innym. Skoro, przybijemy do
brzegu, moe pan wysi na ld. I zapomnijmy o tym, co byo. Dobrze? A Piotr wrci!
- Lepiej, by nie wrci nigdy! - warkn Dawid.
- W takim razie umarabym z alu - przerwaa Marianna gwatownie. - Bez niego
wolaabym nie y.
Przez otwarte okno nadleciao monotonne zawodzenie kaleki. Marianna oparta o
futryn przechylia si nieco, a Dawid, stojc tu za jej plecami, spojrza ponad jej gow.
Garbus wraca znowu w ich kierunku, nie odrywajc oczu od dwu wielkich odzi,
pyncych ku nieruchomej barce.
- Dusza tego biedaka jest uomna na rwni z jego ciaem - zacza Marianna. - Przed
laty, po strasznej burzy, Piotr znalaz go w iesie. Przygnioto go padajce drzewo, Piotr
przynis go do domu na wasnych barkach. Wyy, ale pozosta taki, jaki jest. Piotr lubi go
bardzo, a biedny Andrzej uwielbia Piotra i chodzi za nim jak wierny pies. Nazywamy go
Andrzejem, cho jego prawdziwego imienia nikt nie zna. I zawsze, dniem i noc, zadaje jedno
pytanie: Czy kto widzia Czarnego Rogera Audemarda? Jeli pan kiedy zechce, panie
Dawidzie, prosz mi opowiedzie, co pan tak strasznego wie o tym Rogerze Audemardzie?
Umiechna si do niego psowymi wargami i znw patrzya na rzek i na czna
pynce pod rytmicznym naporem wiose. Dawid, pochylony, chon aromat jej wosw.
Wiatr wiejcy od wody porwa lnice pasma i muska nimi jego twarz. Nie panujc nad sob,
pochwyci ustami jedno takie pasmo i ucaowa je.

Zrobio mu si nagle wstyd i cofn si pospiesznie o krok. Ale ona nie zauwaya nic.
Pochylona, robia wraenie ptaka porywajcego si do lotu. Z czen zabrzmiaa nagle wesoa
junacka pie. Marianna spojrzaa na Dawida promiennymi oczami.
- Moi ludzie s dziarscy! - krzykna. - miej si i piewaj nawet wrd burzy.
Niech pan sucha! To Ostatnia dziedzina. To nasza pie. Mamy tak swoj ziemi w
guszy, gdzie nigdy nie trafia obcy czowiek. Tam s ich rodziny, wic si ciesz, e dzi znw
popyniemy o par mil bliej. Oni wcale nie s podobni do tych ponurych mieszczuchw z
Quebecu, Montrealu czy Ottawy. To dzieci! Due radosne dzieci!
Podbiegszy do ciany wskazaa sztandar Piotra Boulaina.
- Piotr jest za nami - tumaczya. - Spawia tratwy tych gatunkw drzew, jakie u nas
nie rosn. Ale co dnia robimy cho par mil w d rzeki. Nasi ludzie si ciesz, e to zawsze
troch bliej. Teraz spiesz, eby holowa nasz bark. Popyniemy wolniutko i przy takim
dniu jak dzi podr bdzie cudowna. wiee powietrze dobrze panu zrobi, panie Dawidzie.
Czy zechce pan wyj ze mn na pokad, czy te woli pan pozosta sam?
Patrzya na niego z przyjaznym umiechem.
- Bdzie mi mio pani towarzyszy - odpowiedzia Carrigan.
Mwi z niejakim trudem, bya bowiem zbyt urocza, zbyt ncca. Wargi miaa dziwnie
psowe i wiee. wiadom uroku, jaki na rzuca ta kobieta, usiowa si broni za pomoc
pancerza sztucznej obojtnoci i - zdradza si jeszcze bardziej. Marianna zauwaya jego
zmieszanie, odgada powd i poczerwieniaa lekko.
- Chodmy - rzek Carrigan, biorc ze stou fajk.
- Musi pan jeszcze troch poczeka - odpowiedziaa, na mgnienie oka opierajc do
na jego ramieniu. Byo to municie raczej, lecz wyczu je w kadym nerwie. - Nepapinas
przyrzdza specjalny lek na pana ran. Przyl go tu, a potem moe pan wyj.
Junacki piew wiolarzy brzmia niemal pod samym oknem. Marianna stpia ku
drzwiom. W progu odwrcia si jeszcze.
- Moi ludzie si ciesz - powiedziaa. - I ja ciesz si rwnie. wiat jest taki pikny!
Wie pan dlaczego? Bo zoy mi pan pewn obietnic i wierz, e pan jej dotrzyma.
Znika.
Carrigan sta jaki czas nieruchomo. piew wiolarzy, pojedynczy dziki okrzyk,
wreszcie chrzst lin wzdu burty, dobiegay do niby odgosy z innego wiata. W mzgu
mia bowiem straszny tumult. Nage zrozumienie wielkiej prawdy zalewao go niby powd,
wywracajc z trudem wzniesione tamy. Poj bowiem, i ponad wszystko inne pragnie wzi
w ramiona i zachowa na zawsze t kobiet - on Piotra Boulaina!

Podczas gdy trwa peen wstydu i mki, drzwi si otwary i wszed Nepapinas.
Rkawice bokserskie
W cigu najbliszej p godziny Dawid by rwnie milczcy, jak stary indiaski
doktr. Nie czu najmniejszego blu, gdy Nepapinas, zdjwszy banda namaci mu gow
przyniesionym balsamem. Przed naoeniem wieego opatrunku Carrigan przejrza si w
lustrze. Po raz pierwszy mia po temu mono i by pewien, e zobaczy wasn twarz mocno
zeszpecon. Ku swemu wielkiemu zdumieniu dostrzeg tylko nad skroni lekko zaogniony
guz. Nic nie rozumiejc, wlepi pytajcy wzrok w starego Indianina.
Wyschnita twarz Nepapinasa skurczya si w umiechu.
- Kula odupaa kawaek skay - wyjani - i ten kawaek, a nie kula, pana uderzy.
Czaszka si wygia do rodka, prawie pka, a ja zrobiem palcami tak i tak i wszystko
dobrze!
Peen dumy, chichoczc, wykrzywia w powietrzu palce podobne szponom i wzrusza
znaczco chudymi ramionami.
Dawid, milczc, ucisn mu do, po czym starzec, naoywszy nowy banda,
wyszed chichoczc wci dziwacznie, jakby rad z dobrego kawau, jaki wyrzdzi mierci,
wydzierajc z jej paszczy biaego czowieka.
Na zewntrz trwaa jaki czas wzmoona ruchliwo. piew usta. Niski gos rzuca
stanowcze komendy, a Dawid, wyjrzawszy przez okno, stwierdzi, i barka pokrgym
ruchem oddala si od brzegu.
Pomimo silnej walki wewntrznej w czasie opatrunku Carrigan nie zdoa dotd
opanowa nerww i sta si tym, kim dawniej - bezwzgldnym apaczem ludzi. Przed paru
dniami jeszcze krew wrzaa w nim radoci dzikiej gry jednego przeciw drugiemu. Prawo i
bezprawie siedziay naprzeciw siebie majc porodku karty. To by wielki hazard. Kto musia
przegra, a przegrana zawsze niemal znaczya mier.
Gdyby mu kto powiedzia dawniej, i spotka czowieka wspominajcego raz po raz
imi Rogera Audemarda - draby z niecierpliwoci w oczekiwaniu tej chwili. Doskonale
zdawa sobie z tego spraw, chodzc tam i z powrotem po izbie. Lecz jeszcze wyraniej czu,
e podobny dreszcz min bezpowrotnie. Piotr Boulain obchodzi go w danej chwili znacznie
bardziej ni nieuchwytny zbrodniarz, a bardziej ni Piotr obchodzia go Marianna...
Oczy jego pady ponownie na zmit chusteczk pozostawion na fortepianie.
Podnis j do warg i odrzuci czym prdzej. Zala go rcy wstyd. Cae ycie by czysty w

myli i uczynkach. Nienawidzi uwodzicieli. A teraz, w domu obcego mczyzny, sam stawa
w obliczu najciszej ze wszystkich walk.
Podszed do drzwi, otworzy je i stan w penym socu. Przyjemnie byo czu na
twarzy pieszczot gorcych promieni i mc znw wcign w puca czyste powietrze. Barka,
oddzieliwszy si od ldu, pyna na rodek rzeki. Batisi sta u olbrzymiego rudla. Ujrzawszy
winia, ku wielkiemu zdumieniu tego, umiechn si.
- Wkrtce si ju zmierzymy, prosz pana! - chichota. - A gdy dojdzie do walki, to
pan bdzie przepirk, a Ogrek-Batisi orem!
Wyzywajcy wzrok Metysa zbudzi we krwi Dawida gorcy odzew. Carrigan, milczc,
wrci do izby i schyliwszy si nad swymi rzeczami doby dwie pary rkawic bokserskich.
Pogadzi je agodnie, z uczuciem icie braterskim, a ich jedwabista gadko lepiej ukoia mu
nerwy ni palony wanie papieros. Ponad wszystkie inne sporty kocha boks i gdziekolwiek
si udawa, dla przyjemnoci czy te z obowizku, rkawice wdroway razem z nim.
Niejednokrotnie udziela nauki walki na pici samotnym traperom lub pdzikim Indianom,
byle tylko mc je znw nacign.
Trzymajc je w garci, wyszed z kajuty i potrzsn nimi przed nosem Metysa.
Batisi przyjrza si im ciekawie.
- Rkawice? - spyta. - Czy wojownicza przepirka grzeje w nich zim swoje apki?
Dosy niezdarne. Ja uszyj lepsze ze skry karibu!
Dawid wsun do rkawicy praw do i zwar j w pi.
- Widzisz to Batisi?! - spyta. - To nie s zimowe rkawice dla ciepa. W nich bd z
tob walczy. A wiesz dlaczego? Bo nie chc ci zbytnio uszkodzi, przyjacielu Batisi! Nie
chc zrobi marmolady z twego szlachetnego oblicza, a zrobibym to na pewno, bijc goymi
piciami. Potem, kiedy si ju nauczysz walczy...
Bawoli kark Metysa sprawia takie wraenie, jakby mia lada chwila pkn. Oczy
wylazy mu z orbit.
- Co, co? - rykn. - Pan mie to mwi mnie! Mnie, ktry nie ma sobie rwnego w
dolinie trzech rzek!
Wyrzuca sowa jak potok, zachystujc si nimi w obraonej godnoci; lecz raptem
spojrzawszy poprzez gow Carrigana, urwa. Co w wyrazie jego oczu skonio Dawida do
odwrcenia si. O trzy kroki od nich staa Marianna Boulain. Musiaa sysze ca rozmow.
Przygryzaa wargi i w gbi renic mjaa wesoe iskierki.
- Nie kcie si, dzieci - powiedziaa wesoo. - Batisi, le sterujesz!

Wycigna rce i Dawid bez sowa wrczy jej rkawice. Palcami i doni musna
delikatn skr, lecz na jej czole pojawiy si frasobliwe zmarszczki.
- S adne i mikkie - powiedziaa. - Oczywicie nie mog wyrzdzi zbytniej
krzywdy. Ktrego dnia, gdy Piotr przyjedzie, nauczy mnie pan si nimi posugiwa.
- Zawsze: gdy Piotr przyjedzie - odpar Dawid ze zniecierpliwieniem. - Czy dugo
bdziemy na niego czeka?
- Dwa lub trzy dni, moe nieco duej. Czy przejdzie pan ze mn na dzib statku?
Nie czekajc na odpowied, ruszya przodem, chwiejc rkawicami w powietrzu.
Dawid, podajc jej ladem, zdoa jeszcze raz rzuci okiem na Metysa. Batisi wykrzywia
si okropnie, potrzsajc w powietrzu olbrzymim kuakiem, a gdy skrciwszy za rg kajuty,
weszli na wski pomost lecy pomidzy cian budowli a burt - pogoni za nimi grzmicy
wybuch jego miechu.
Po chwili stanli na przednim pokadzie, szerokim na osiem stp i na dziesi stp
dugim, ocienionym rozpostartym w grze ptnem. Leao tu par dywanw, stay fotele i
may stolik oraz wisia wygodny hamak. Dawid by zdumiony. Na adnej z trzech rzek nie
widzia nic podobnego; nie sysza rwnie o tak duym i tak wytwornie urzdzonym statku.
Na wysokiej erdzi, u szczytu kajuty, trzepotaa z wiatrem biao-czarna chorgiew Piotra
Boulaina.
Spojrza na Mariann. Bya gboko zamylona i z jej oczu zniky poche iskierki.
Czoo miaa wci lekko zmarszczone. Zmarszczya je jeszcze bardziej, gdy od rufy dolecia
nowy wybuch miechu Batisiego.
- Czy to prawda, e obieca pan Batisiemu, e bdzie z nim walczy? - spytaa.
- Prawda! I widz, e Batisi si bardzo cieszy!
- O tak! Ubiegej nocy opowiedzia wszystkim ludziom o tej nowinie. Ci, ktrzy
rankiem pojechali na spotkanie Piotra, donios mu o niej. Ludzie si ciesz i robi zakady.
Obawiam si, e pan da nieogldn obietnic. W cigu ostatnich trzech lat aden czowiek
nie chcia si mierzy z Batisim, nawet mj wielki Piotr, ktry, przyznaj, e Batisiemu nie
daby rady.
- Musz jednak istnie pewne wtpliwoci, skoro robi zakady, bo do zakadu trzeba
dwu chtnych - rozemia si Dawid.
Czoo kobiety wypogodzio si i na jej wargach zamajaczy umiech.
- Tak, robi zakady. Ale ci, co trzymaj pana stron, stawiaj skry szczurw
pimowych z nadchodzcej jesieni oraz suszon ryb - przeciwko futrom rysim, kunim i
wydrzym. Jest to tak, jak jeden do trzydziestu!

W oczach jej odmalowao si wyrane politowanie. Dawid spsowia.


- Gdybym ja tylko mia co do postawienia! - warkn.
- Nie powinnicie w ogle walczy. Ja wam zabroni!!!
- W takim razie obaj z Batisim umkniemy w las i tam zaatwimy spraw bez
wiadkw!
- Zmasakruje pana okropnie. Kiedy walczy, jest po prostu straszny, jak dzikie zwierz.
Pasjami lubi bjki i zawsze szuka przeciwnika. Mam wraenie, e nawet mnie by porzuci dla
dobrej bijatyki. Ale pan, panie Dawidzie...
- Ja rwnie lubi walk! - przyzna Dawid bezwstydnie.
Marianna przygldaa mu si chwil z wielk uwag.
- Z tymi? - spytaa wreszcie, wycigajc rkawice.
- Tak, z tymi. Batisi moe walczy goymi rkami, ale ja wo rkawice, eby go
zbytnio nie uszkodzi. Ma i tak do szpetn gb!
Po raz drugi jej czerwone wargi drgny w wesoym umiechu. Potem, wrczywszy
mu rkawice, wskazaa gboki fotel stojcy obok.
- Prosz, niech pan spocznie. Mam co do zaatwienia w kajucie, ale wnet bd z
powrotem.
Znika, a Dawid zastanawia si, czy nie posza przypadkiem wprost do Batisiego, aby
zakaza mu pojedynku. Prawd mwic, wyzwa Metysa do lekko by walka moga si
istotnie odby, a tym bardziej, by miaa si sta powszechn sensacj. By jednak rad, e
znalaz w Batisim godnego przeciwnika, mniej wywiczonego co prawda, lecz grujcego
bezsprzecznie si mini. Umiechn si, obserwujc zgite karki wiosujcych ludzi. Zatem
stawiaj przeciwko niemu trzydzieci do jednego. Piotr Boulain zapewne pjdzie za ich
przykadem. Ano, zobaczymy.
Zrobio mu si gorco, a palce oparte o burt drgny. Patrzy na rzek nie widzc;
jakby szalona moliwo poznana raptem zakrya sob cay wiat. Posiada pewn rzecz,
przeciwko ktrej Piotr i jego ona gotowi bd postawi poow swego dobytku. Wic, jeli
rzuci owe co na szal - zwyciy!
Pocz przebiega pokad tam i z powrotem, tak pogrony w zadumie, e nie
posysza lekkich krokw powracajcej Marianny i dopiero, odwrciwszy si na zakrcie,
znalaz si tu nrzed ni. Niosa koszyk z robtk, ktry widzia poprzednio na stole. Siadszy
w hamaku wyja rozpoczt koronk i pocza szybko przebiera drutami.
- Czy pani wie - zacz Dawid wolno, spogldajc znw uparcie na wod i byskajce
w socu wiosa - e mam wraenie, i po powrocie Piotra Boulaina nastpi dziwne rzeczy.

Pjd z nim o zakad, e potrafi zwyciy Batisiego. Oczywicie, on zakad przyjmie. A


gdy ju bdzie po wszystkim, jestem bardzo ciekaw, co pani powie!
Nastaa krtka cisza.
- Ja w ogle nie chc, eby si pan bi z Batisim - rzeka nieoczekiwanie Marianna.
Dawid odwrci si i spojrza na ni. Druty szybko migay w powietrzu, a dugie rzsy
kryy gbi oczu i to, co przed chwil mgby z nich wyczyta.
W kniei
Poranek min dla Carrigana niby sen. Siedzia tak blisko Marianny, e czsto czu jej
zapach, jak wo kwiecia. By to oddech dzikich fiokw. Wyobraa j sobie brodzc po
gbokim lesie, zapadajc raz po raz stopami w puszysty mech i wyszukujc cierpliwie
drobne, ciemne kwiatki. Musiaa je potem suszy w maych woreczkach, o ile bardziej
uroczych ni sztywne flakony wielkomiejskich perfum.
Marianna zdawaa si absolutnie nie domyla, co si dzieje w sercu towarzysza.
Umiechnita, pracowicie liczc oczka, opowiadaa, jak to Piotr budowa bark najwiksz ze
wszystkich w dolinie trzech rzek. Wykona j cakowicie z suchego cedru, tote unosia si na
powierzchni niby korek i przechodzia wszdzie, gdzie tylko moga przej zwyka
paskodenna d. Mwia take, jak to Piotr sprowadzi fortepian z Edmonton i uchroni go
przed wpadniciem do rzeki przy przeprawie przez porohy, dwigajc cay ciar na wasnych
ramionach. - On jest strasznie mocny! - podkrelia z nut dumy w gosie, a potem dodaa:
- Czasem, kiedy mnie ciska, mam wraenie, e zgniecie mnie na mier!
Te sowa ugodziy Carrigana w serce niby cios noem. Oczyma wyobrani ujrza t
liczn kobiet przytulon do szerokiej piersi Piotra Boulaina tak ciasno, e oddechu jej
braknie. Szybko odwrci wzrok ku dalszemu brzegowi, gdzie panoszya si bezludna dzicz.
Ogarn zielone morze sosen, choin i cedrw, nad ktrego ciemnym bezmiarem widniay tu i
wdzie janiejsze wierzchoki topl i brzz. Dalej, roztopiony w sonecznej mgle, majaczy
acuch grski, stranik ostatniej dziedziny. Urok dziewiczego kraju przemwi do ze
zdwojon si, kuszcy i peen obietnic. Z wolna przenis wzrok na wiolarzy w cznach,
potem znw spojrza na Mariann.
Ona rwnie bdzia oczyma po krajobrazie. Nagle rzeka:
- Chciaabym tam pj. Jak najdalej...
- A ja... chciabym pani towarzyszy!
- Lubi pan ten kraj?

- Tak, prosz pani. Spojrzaa na badawczo.


- Dlaczego pani? Przecie pozwoliam panu mwi mi po imieniu.
- Ale sama nazywasz mnie pan.
- Bo pan mnie wcale nie prosi, eby mwi inaczej!
- No to prosz: teraz!
- Dzikuj. I, prawd mwic - tu rozemiaa si wesoo - dziwiam si dawno,
dlaczego nie jeste rwnie uprzejmy jak ja. Nie znosz panw i pa. Bd ci mwia Dawid!
Porwaa si nagle z hamaka i woya do koszyka koronk, druty i nici.
- Zupenie zapomniaam o obiedzie. Musz si na chwil zamieni w kuchark. Piotr
nazywa mnie czasem kuchareczk, gdy ogromnie lubi przyrzdza rne dobre potrawy.
Dzisiaj zrobi wspaniay pierg!
Drzwi kuchni zamkny si za ni i Carrigan, wstawszy rwnie, opar si o burt. Z
czen na przedzie leciay gromkie okrzyki. Batisi na rufie odpowiada dononym wrzaskiem.
Barka podchodzia ju do brzegu i Metys wykrca ciki rudel z si parowej maszyny.
Skrcono liny holownicze. Jeszcze par uderze wiosami i ludzie, z nogami bosymi do
kolan, skoczyli do wody i zaczli cign statek naporem muskularnych ramion.
Dawid spojrza na zegarek. Bya dziesita. Nigdy jeszcze dotd czas nie upyn mu
tak szybko, jak wanie dzi rano. Obecnie mia szalon ochot wyj na ld, uczu znw pod
nogami tward ziemi. Nie czekajc wic, by Batisi przerzuci kadk, jednym skokiem
znalaz si na przybrzenym piasku. Dziaa z pozwolenia Marianny, jednak odwrci si wnet
ciekaw, jak te Batisi przyjmie podobny postpek.
Twarz Metysa skrzepa - w ponur mask. aden dwik nie wypywa spord
grubych warg, lecz oczy gorzay niebezpiecznym ogniem. Sowa byy zbyteczne. Wzrok
siacza mwi wyranie, co si stanie, jeli Dawid na czas nie wrci. Carrigan skin gow.
Zrozumia. Marianna wierzya mu, lecz ten ciemnoskry drab by peen podejrze.
Lekkim krokiem min reszt ludzi i wszyscy, co do jednego, odprowadzili go
wzrokiem nieufnym i badawczym. Byy to wspaniae typy. Carrigan nigdy dotd nie widzia
jednoczenie tylu tak piknych okazw. Natychmiast spostrzeg, i nie jest to przygodna
zbieranina rozbitkw yciowych. Szczupli, wysocy, o dobrze wyrobionych miniach,
pochodzili z krwi dawnych zdobywcw. Byli modzi i zrczni. Starsi musieli wczoraj
odpyn na spotkanie Piotra Boulaina. Carrigan od razu poj przyczyn tak nierwnego
podziau. Kady z dwunastu mczyzn tu obecnych mg mu sprosta w biegu. Nawet gdyby
si o par godzin od nich odsdzi, kady z nich dognaby go przed upywem dnia.

Minwszy ich, stan i obejrza si na statek. Na przednim pokadzie Marianna oparta


o burt patrzya w lad za nim. Nawet z tej odlegoci zauway, e twarz jej jest powana i
skupiona. Gdy ukoni si kapeluszem, odpowiedziaa mu bez umiechu lekkim skinieniem
gowy.
Dawid skrci i wszed pomidzy iglaste drzewa gsto pokrywajce brzeg ju o
pidziesit krokw od wody. Idc po mikkim mchu rozesanym w miejscach niemal nigdy
nie nawiedzanych przez soce, czu na nowo rado ycia. Mija wyniose kolumny sosen i
olbrzymie cedry stojce tak zwartym szeregiem, e przez splecione konary niepodobna byo
dostrzec niebios. Trafi potem na wyszy grunt, gdzie na przemian ze szpilkowymi drzewami
rosy rwnie topole i brzozy.
Wokoo brzmiay harmonijne gosy. wierkay wrble, nuciy piewnie ptaszta, z
dala kciy si drozdy. Wielkookie kanadyjskie sjki przyglday mu si ciekawie, podlatujc
nieraz tak blisko, e go muskay niemal w tym nieopatrznym locie. Tu obok niego, z
chrzstem rozsuwajc gazie, poczapa jeozwierz. Carrigan dotar wreszcie do cieki
poczonej z sieci innych droyn, mocno ubitej w wilgotnym gruncie racicami karibu i osi.
Tu siad na zwalonym pniu, oddalony o p mili od barki i zakurzywszy fajk nasuchiwa
mowy umiowanej kniei.
Wtenczas wanie dozna dziwnego wraenia, e nie jest sam, e obserwuj go nie
tylko oczy ptakw i zwierzt. Uczucie to potgowao si z kad chwil. Niewidzialne istoty
obmacyway go wzrokiem. Zbudzony z krtkiego letargu instynkt tropiciela ludzi przeobrazi
pierwotne podejrzenie w niemal absolutn pewno.
Pocz notowa zmiany w szczebiocie poszczeglnych ptakw. O sto jardw w prawo
sjka, najbardziej gadatliwa spord lenych mieszkacw, dara si zupenie innym gosem
ni zazwyczaj. Po drugiej stronie, w kpie zwartej jedliny, jaki may piewak uci nagle
rozpoczt ari. Usysza podniecony protest wrbla, ktremu kto naruszy spokj gniazda - i
wsta z wolna, z umiechem nabijajc fajk wieym tytoniem. Marianna moga mu wierzy
na sowo, lecz Batisi i jego towarzysze woleli wiadectwo wasnych oczu.
Dochodzio poudnie, gdy wrci nad rzek. Nie trzyma si ju udeptanej cieki, lecz
rozmylnie wdrowa bokami po wilgotnej ziemi i mchu. Piciokrotnie znalaz lady stp
obutych w mokasyny.
Kiedy po kadce wszed na statek, Batisi, zakasawszy rkawy po okcie, z przejciem
szorowa pokad.
- S tu karibu i osie. Obawiam si tylko, e przeszkodziem waszym myliwym powiedzia Carrigan, przesyajc Metysowi kpicy umiech. - Chocia to w ogle niezdarni

owcy i nawet ptaki zdradzaj kady ich ruch. Podejrzewam, e jutro przyjdzie nam si oby
bez wieego misa.
Batisi zrobi tak min, jakby go kto niespodziewanie zdzieli w eb maczug i nie
odpowiedzia nic. Carrigan skierowa si na przedni pomost. Marianna, siedzca pod
pciennym daszkiem, powitaa go okrzykiem ulgi.
- Rada jestem, e wrcie, Dawidzie - rzeka.;
- I ja rwnie jestem rad, Marianno - odpowiedzia. - Tutejszy las nie nadaje si do
duszych spacerw.
Obiad zjedli we dwjk. Po obiedzie Dawid rwnie nie odstpowa Marianny,
opowiadajc o swych przygodach i wczgach. Wyzna, i kocha Pnoc i zamierza tu ycia
dokona. Na te sowa oczy jej rozbysy. Z kolei wspomniaa, jak bardzo tsknia do puszczy
w czasie dwuletniego pobytu w Montrealu, i jaka bya szczliwa, mogc tu wreszcie wrci.
Po poudniu Dawid wysiad na ld. Tam, napeniwszy piaskiem wr z reniferowej
skry, uwiesi go u gazi drzewa i w cigu trzech kwadransw obrabia piciami ku wielkiej
uciesze ludzi Piotra Boulaina. Ta prba przekonaa Dawida, i nie straci niemal nic z dawnej
sprawnoci i upewnia go, e we waciwej porze potrafi sobie da rad z Batisim. Pod
wieczr Marianna przysza go odnale i dobre p godziny przechadzali si wsplnie nad
brzegiem rzeki. Kolacj przyrzdzi Batisi. O zmierzchu siedli razem na pokadzie i Dawid
zapali jedno z cygar Piotra.
Obz flisakw lea o dwiecie jardw poniej, zakryty cyplem ldu gsto porosym
starodrzewem. Nie byo wic go wida wcale i czasem tylko dolatywa spltany chr gosw
lub weselszy wybuch miechu. Natomiast Batisi siedzia na tylnym pokadzie, Nepapinas azi
po brzegu, wrd cieni, sam do cienia podobny, a i kaleka Andrzej wczy si w pobliu.
Wreszcie kucn na piasku, by tak pozosta tragiczny i samotny.
Na wiat spyna senna cisza. Z gbi lasu dobiegao jedynie cykanie wierszczy i
ostatnie pokrzyki ptaszt. Potem ozway si gosy nocy. Wielki cie przeci rzek w pobliu
barki; bya to jedna z ogromnych krwioerczych sw poszukujcych upu. W miar jak zmrok
gstnia, coraz to inne stworzenia odpowiaday na wezwanie gwiazd. O mil szczekn kojot;
z zachodu nadbiego wycie wilka; w toni pstrgi pluskay ostro jak bijce wod ogony
bobrw; z gstwiny chrapliwie rykn byk osi rzucajcy bojowe wyzwanie. A ponad lasem
wyglda ju ksiyc, gwiazdy skrzyy si coraz gciej i midzy pniami drzew na cyplu
byska ogie flisakw.
Garbaty Andrzej wsta raptem, chwil majaczy w mroku jak kolawy pie, potem
skrci w las i uton w ciemnoci.

- On przewanie tak bdzi po nocach - rzeka Marianna.


Dawid zamyli si na chwil i powiedzia:
- Prosia pani kiedy, bym opowiedzia o Czarnym Rogerze. Mog to uczyni teraz,
jeli pani sobie yczy?
Skina gow twierdzco.
- To by diabe w ludzkim ciele, ten Roger Audemard - zacz Carrigan. - Przezwano
go pniej Czarnym Rogerem ze wzgldu na barw jego duszy.
I mwi dalej. Opisa faktori nad rzek Hachet, gdzie dramat mia miejsce. Pewnego
dnia doszo do bjki midzy agentem i jego dwoma synami z jednej strony, a Rogerem
Audemardem z drugiej. Dawid przyznawa chtnie, i walka nie bya uczciwa; szlachetni
ludzie nie id w trzech przeciw jednemu. Lecz tego, co stao si pniej, nic nie moe
usprawiedliwi. Audemard zosta pobity. Umierajcy nieomal powlk si w las. A wrci,
pewnej burzliwej nocy, wiodc trzech przyjaci. Kim byli ci przyjaciele, policji nie udao si
nigdy dowiedzie. Rozgorzaa nowa walka, w czasie ktrej Roger Audemard wci
nakazywa swoim oszczdza ycie agenta i jego synw. Mimo to jeden z modych poleg.
Teraz nastpio najokropniejsze.. Dwu pozostaych mczyzn skrpowano umiejtnie i
wtrcono do domu, po czym dom podpalono z czterech stron. Czarny Roger, stojc na
zewntrz, chichota niby wariat, nasuchujc coraz cichszych jkw swych ofiar. O tej porze
myliwi zwiedzali linie side i paru ludzi zaledwie pozostao w osadzie. Tych, gdy usiowali
broni palonych ywcem, Czarny Roger zamordowa wasnorcznie. W ten sposb jednej
nocy zabi piciu ludzi, w tym dwch z wyrafinowanym okruciestwem.
Umilkszy na chwil, by uspokoi wzburzone nerwy, Carrigan opowiedzia jeszcze,
jak to w cigu wielu lat prawo daremnie cigao zbrodniarza; jak raz Czarny Roger,
wytropiony przez policjanta, zabi swego przeladowc. Wreszcie nadeszy wieci, e
Audemard zgin i dano pokj obawie. Ale niedawno okazao si, e to bya plotka i e
morderca yje. Wtenczas on, Dawid Carrigan, dosta rozkaz przychwycenia go za wszelk
cen.
Kiedy skoczy, zapada krtka cisza, po czym Marianna wstajc rzeka cicho:
- Ciekawa jestem, jakby sam Roger Audemard opowiedzia to wszystko, gdyby tu by.
Oddalajc si ju, odwrcia gow i szepna:
- Dobranoc.
- Dobranoc - odpowiedzia Dawid.
Nasuchiwa jej krokw, a ucichy i dugi czas potem nie mg usn. Poprzednio
jeszcze nastawa, by obja z powrotem w posiadanie kajut; dla niego Batisi wynis teraz

par kocw. Rozesawszy je pod namiotem, pooy si wreszcie, a gdy zadrzema, zjawia si
przed nim natychmiast jej liczna, blada twarz.
***
Po poudniu czwartego dnia wydarzyy si dwie rzeczy. Jednej z nich Carrigan
oczekiwa co prawda, druga jednak bya tak niespodziewana, e przez chwil mia wraenie,
i ziemia rozstpuje mu si pod nogami.
Uda si wraz z Mariann na spacer, w gb boru, o p mili od rzeki. Nazbierawszy
kwiatw, wracali inn drog. Trafili na pytki strumie, ktry musieli przeby. Marianna,
stojc nad wod, z umiechem spogldaa na drugi brzeg. We wosy wpia par dzikich r.
Policzki miaa rozkosznie zarumienione. Szczupa, gitka posta tchna zdrowiem i radoci
ycia.
Potem zwrcia si do Carrigana, lc mu czarujcy umiech:
- Musisz mnie przenie na drug stron.
Nie odpowiedzia nic. Przysun si bliej, drc cay. Uniosa nieco rce, czekajc.
Wtenczas podnis j z ziemi. Mia j tu przy piersi. Gdy wkracza w wod, opara mu donie
na ramionach. Polizgn si i uczu mocniejszy chwyt jej palcw. Porodku strugi woda
dosza mu do kolan; Marianna miaa si wdzicznie. Przygarn j cianiej i, najgupiej w
wiecie, polizgn si znw. Wreszcie znalaz si na brzegu i postawiwszy j na ziemi, sam
szybko postpi wstecz w obawie, e ona posyszy zbyt gone bicie jego serca Ale Marianna,
odwracajc gow, patrzya gdzie w bok.
- Dzikuj - szepna.
Poza sob usyszeli raptem tupot ng i plusk. Jeden z flisakw pdem przelatywa
strumie. W teje chwili znad rzeki buchn wielogosy chr wrzaskw. Krzyczao
najwidoczniej nie dwunastu ludzi, lecz co najmniej p setki. Marianna znieruchomiawszy
nagle, wlepia byszczce oczy w twarz posaca.
- To Piotr Boulain! - zawoa posaniec. - Przygna ogromn tratw! Prosz spieszy,
jeli pani chce go powita, nim wysidzie na ld!
W teje chwili Dawid dozna wraenia, e Marianna zapomina cakowicie o jego
istnieniu. Krzyknwszy lekko z uciechy, skoczya w las niby sarna. Carrigan spojrza na
flisaka. Lekkonogi posaniec z umiechem ciga wzrokiem drobn sylwetk migajc wrd
drzew. Dopiero, gdy zgina mu z oczu, przemwi:
- Chodmy, prosz pana. I nam rwnie naley powita Piotra Boulaina.
Piotr Boulain

Dawid z wolna kroczy za flisakiem. Nie mia ochoty spieszy. Nie szo mu
bynajmniej o to, by oglda powitanie Marianny z Piotrem Boulain. Przed chwil dopiero
trzyma j w ramionach; czu na twarzy pieszczot jej wosw. A teraz bez sowa poegnania
odbiega, by lecie na spotkanie ma.
Ponuro wymijajc drzewa stojce mu na drodze, dotar wreszcie do zwartej gstwy
brzz i topoli, porastajcej brzeg rzeki. Przedar si przez ni i znieruchomiawszy na poogim
piachu, spojrza na Athabask.
Zobaczy pikny i niezapomniany obraz. O wier mili w gr rzeki, niesiona prdem
pyna potna tratwa. Carrigan widywa poprzednio wiele tratew na Mackenzie, Athabasce i
Saskatchewan, nigdy jednak takich jak ta. Miaa sto stp szerokoci i przynajmniej podwjn
dugo, a w jaskrawym socu robia wraenie arabskiej osady. Pokryway j szaasy i
namioty biae, szare lub malowane w pasy purpurowe i te. Pord nich staa chata z
mocnych bali, ponad ktr na wysokim drgu trzepota sztandar Piotra Boulaina.
Tratwa wrzaa yciem. Ludzie krztali si pomidzy namiotami. Olbrzymie rudle
lniy srebrzycie. Wiolarze, rozmieszczeni w czterech cznach, naprali nagie ramiona i
barki wlokc za sob t potworn mas drzewa. Z daleka, niby brzczenie, nadlatywa
chralny piew.
Gdzie, znacznie bliej, rozlega si nagle odpowied. Dawid szybko okry kp
drzew i stan, majc wolny widok na przycumowan do brzegu bark. Marianna siadaa
wanie do czna. Batisi zepchn je na wod, a czterech ludzi poczo pracowa wiosami.
Dwie inne odzie byy ju w p drogi do tratwy; w jednej z nich Dawid pozna kalekiego
Andrzeja. Potem Marianna stana w cznie, powiewajc chustk.
Tratwa gnana prdem i si wiose zbliaa si coraz bardziej. Na jej krawd wystpi
raptem samotny czowiek. Jego sylwetka rysowaa si w socu z wyrazistoci posgu. By
olbrzymiej postawy. Z rkawami koszuli zakasanymi do okci, z go gow, nie odrywa oczu
od nadpywajcych czen. W pewnej chwili zamacha rkoma i krzykn tak gromko, e jego
gos, pokrywajc oglny tumult, jak grzmot przetoczy si nad wod. W odpowiedzi
chusteczka Marianny trzepotaa coraz ywiej. Dawid zacisn wargi. Serce bio mu nierwno.
Zrozumia, e widzi wreszcie legendarnego Piotra Boulaina, ma kobiety, ktr kocha.
Wczorajszego dnia wanie przypi do pasa lornetk. Dzi Marianna parokrotnie
obserwowaa przez ni okolic i ta nowa zabawa bya dla niej rdem nieustannej radoci.
Teraz Dawid podnis szka do oczu, umiechajc si ni to smutno, ni to drwico.

Kiedy zobaczy Piotra Boulaina, umiech znik z jego twarzy. Mia go na pozr
zupenie blisko, po prostu na odlego rki. Nigdy jeszcze nie widzia takiego czowieka. By
to istny wiking - zdobywca mrz sprzed wielu stuleci. Ruda czupryna rozwiewaa si na
wietrze. Krtka ciemna broda lnia w socu. mia si, wycigajc ramiona ku pyncym
cznom. Zdawao si, e lada moment nie zdziery i buchnie w wod na spotkanie
umiowanej.
Dawid patrzy wci, mocno zaciskajc szczki. Musia widzie powitanie tych
dwojga. Miao to by dla lekarstwem na bezrozumn mio oraz kar za chwile
zapomnienia.
Czno dobijao ju do tratwy. Marianna wasnorcznie cisna mowi lin. Potem
burta otara si o drewniany pomost. W nastpnej chwili Piotr pochyli si i unoszc on,
postawi j obok siebie. Dawid nie widzia nic oprcz tych dwojga. Brodaty olbrzym tuli w
ramionach szczup dziewczc sylwetk, a ona obu domi mionie piecia mu twarz.
Potem podaa mu usta.
Carrigan gwatownie odwrci si od rzeki i chowajc lornetk do futerau, zamkn
go z trzaskiem. Od barki nadchodzi jaki czowiek. By to ten sam flisak, ktry pierwszy
przynis wie o przybyciu wodza. Dawid ruszy mu na spotkanie, a zrwnawszy si z nim,
stan, by raz jeszcze spojrze na rzek. Piotr obejmujc Mariann wp, prowadzi j wanie
do chaty.
Co dalej?
Dawid odgad bez trudu, dlaczego flisak go szuka. Wok barki krztali si ludzie, a
Batisi, stojc na rufie, z wielkim drgiem w apach, grzmicym gosem rzuca komendy. Gdy
Dawid zrcznie skoczy na pokad, statek odbija ju od brzegu. Metys, na widok jeca,
umiechn si szeroko.
- le pan wyglda - przemwi pgosem, wyranie tylko dla uszu Dawida. - Blady
pan i smutny. Czy przez szka zobaczyo si co przykrego? A moe o to idzie, e wkrtce ma
pan walczy z Batisim? Ech, mj czupurny cietrzewiu, dobrze zgadem?!
- Suchaj Batisi - rzek Dawid krtko. - Czy to prawda, e Piotr Boulain nie moe ci
sprosta?
A Metys wypi pier i odpowiedzia chepliwie:
- aden czowiek w dolinie trzech rzek mi nie sprosta!

- Jednak to potny chop! - szepn Carrigan sam do siebie, mierzc Metysa


wzrokiem od stp do gw. - Ale, Batisi, my bdziemy si bi i bd pewien, e dam ci
upnia!
Nie czekajc na odpowied, wszed do kajuty i za mkn drzwi za sob. Drwica nuta
w gosie Batisiego podziaaa mu na nerwy. Czy moliwe, by Metys wywszy rzeczywisty
stan rzeczy? By odgad uczucie jakie ywi do Marianny Boulain? Twarz mu spsowiaa;
uczu rcy wstyd.
Stojc w oknie, spojrza na tratw. Pyna nadal rodkiem rzeki, a barka pyna
take, rwnolegle do niej, najwyraniej wcale nie usiujc si przybliy. Carrigan myla nad
tym, co si dzieje obecnie w chacie, w ktrej znik Piotr Boulain wraz z on. Zapewne
Marianna opowiada mowi, co zaszo przed tygodniem. Malowa sobie w wyobrani
gorczkowe podniecenie, z jakim zrzuca z serca gniotcy ciar. Widzia, jak ciemnieje twarz
Piotra. A midzy nimi na pododze siedzi kaleki Andrzej, powtarzajc jkliwie:
- Czy widzia kto Czarnego Rogera Audemarda? Carrigan umiechn si zowieszczo.
Uprzytomni sobie swj waciwy charakter i powd, ktry go pchn na dalek Pnoc.
Naleao skoczy z romantyzmem, roztkliwieniem, pomyle o obowizku i subie.
Marianna, Piotr Boulain i potworny kaleka Andrzej byli stanowczo zwizani w jaki sposb z
Rogerem Audemardem, najbardziej zbrodniczym typem w tych stronach. Batisi zapewne
rwnie co wiedzia...
Pomyla o czekajcej go walce, o tym, co nastpi w razie wygranej i rysy mu
stwardniay. Ponurym wzrokiem obwid kajut. Wspomnienie Marianny wyzierao zewszd,
jednak postanowi ju, i bez wzgldu na ni, doprowadzi gr do koca.
Gdy nieco pniej wyszed na pokad, Batisi cay spocony pracowa u rudla.
Rzuciwszy wzrokiem na policjanta, natychmiast dostrzeg w nim ogromn zmian.
Stanowczo Carrigan wyglda teraz zupenie inaczej ni przed godzin i Metys, majcy ju na
kocu jzyka zjadliwy dowcip, nie odway si przemwi. Carrigan pierwszy przerwa
milczenie.
- Kiedy ten Piotr Boulain przyjdzie si ze mn zobaczy? - spyta. - Jeli kae mi
dugo czeka, sam go odwiedz.
Twarz Metysa spochmurniaa na moment. Potem zgity nad rudlem, odpowiedzia
chichoczc ironicznie:
- Doprawdy, wybraby si pan do niego, przeszkadza zakochanym? To nieadnie!
By odwrcony plecami, wic nie mg widzie, jak na policzki Dawida buchna fala
krwi. Ale Carrigan mia pewno, e Batisi wypowiedzia tych par zda nie przypadkowo, a

rozmylnie. Ogarna go wcieko i szalona ch natychmiastowego rkoczynu. Pooy


cik do na ramieniu Metysa. Batisi odwrci gow, spojrza w oczy policjanta i
zrozumia.
- A do chwili obecnej nie sdziem, doprawdy, e walka z tob sprawi mi tak wielk
przyjemno - spokojnie przemwi Carrigan. - Jeli chcesz, spotkanie moe nastpi jutro.
Powiadom Piotra Boulaina, e proponuj rnu zakad. Postawi sam na siebie tak znaczn
stawk, i wtpi, czy zechce j pokry. Bo, midzy nami mwic, podejrzewam, i ten Piotr
jest przede wszystkim wielkim fanfaronem, blagierem, jak i ty, Batisi. Mam go take za
tchrza! Zapamitaj moje sowa, Batisi. Piotr Boulain zlknie si mojej stawki.
Batisi nie odpowiedzia nic. Uparcie patrza ponad gow Dawida. Zdawa si prawie
nie sysze sw policjanta. Lecz raptem przemwi gosem penym radosnego podniecenia:
- E, do diaba, panie cietrzewiu! Zachowaj lepiej wielkie sowa na inn okazj. Patrz,
Piotr Boulain sam spieszy, da ci odpowied. Mam nadziej, e ci karku nie skrci, gdy to by
nam zepsuo jutrzejsz zabaw!
Dawid odwrci si w kierunku tratwy. Pomimo znacznej odlegoci rozrni Piotra
Boulaina, wsiadajcego wanie do czna. Znajdowa si ju w nim jeden czowiek,
skurczony dziwacznie: niewtpliwie garbaty Andrzej. Marianny nie byo nigdzie wida.
Batisi delikatnie trci Carrigana w rami.
- Prosz wej do kajuty - powiedzia. - Jeli cokolwiek si stanie, lepiej, eby tego nie
widziao wielu ludzi. Rozumie pan, panie policjancie?
Dawid skin gow.
- Rozumiem - rzek powanie.
Szalony zakad
W kajucie Dawid czeka.
Nie wyglda oknem, by obserwowa zbliajcego si Piotra Boulaina. Usiad w
fotelu i wzi do rki jedno z pism ilustrowanych zalegajcych st. By teraz chodny jak ld.
Krew krya w nim normalnie i puls uderza w regularnych odstpach. Nigdy bodaj jeszcze
tak doskonale nie panowa nad wasnymi nerwami.
Piotr przybywa, by rozpocz walk. Na razie moe niekoniecznie fizyczn, ale, tak
czy inaczej, spotkanie nie mogo si skoczy pokojowo. Obecnie, gdy rozgrywka miaa si
lada chwila zacz, Dawid by niemal pewien, e Boulain nie pjdzie na lep jego propozycji.
Majc winia absolutnie w swojej mocy, byby szalonym ryzykantem, przystajc na

jakikolwiek targ. Istniao przecie rozwizanie proste i atwe, to, ktre proponowa Batisi:
kamie u szyi i koniec!
O burt statku zachrobotao mae czno. Carrigan usysza gosy; jeden z nich musia
nalee do Piotra Boulaina. Rozprawiano najpierw dononie, pniej coraz ciszej. W ten
sposb upyno pi minut. Wreszcie drzwi otwary si szeroko i Piotr wszed.
Dawid wsta wolno i bardzo spokojnie, podczas gdy Piotr Boulain zamyka za sob
drzwi. By gotw do walki, pewien, e wrogie kroki rozpoczn si zaraz, tote zachowanie
przeciwnika zdziwio go, cho niczym nie okaza tego zdziwienia.
W jaskrawym wietle zachodu, pyncym przez otwarte okno, Piotr Boulain trwa bez
ruchu, spogldajc na Carrigana. Nosi szar, flanelow koszul, rozchestan na szerokiej
piersi; wspaniaa gowa, uwieczona rudaw czupryn, bya osadzona na potnych barach.
Lecz przede wszystkim przykuway uwag oczy - gbokie, siwe, odbijajce blask soca niby
polerowana stal. W chwili obecnej jednak nie zdradzay adnych wrogich zamierze.
Najwidoczniej olbrzym nie by ani podniecony, ani zy. Postawa Carrigana nie zdawaa si te
go irytowa. Umiecha si. Na twarzy mia wyraz chopicej niemal ciekawoci. Nagle stpi
naprzd, przyjanie wycigajc do.
- Jestem Piotr Boulain - rzek. - Syszaem o panu bardzo duo, sierancie Carrigan.
Stanowczo nie mia pan szczcia ostatnimi czasy!
Gdyby przeciwnik zacz od grb, Dawid czuby si o wiele mniej zmieszany, lecz to
wesoe pozdrowienie byo jednoczenie bezczelnie rozbrajajce. Nie pokaza jednak po sobie
adnego z szarpicych nim uczu. By po dawnemu chodny i surowy. Ani myla poda rki,
co widzc Piotr najnaturalniej w wiecie skierowa wycignit rk ku skrzynce cygar.
- To zabawne - przemwi jakby sam do siebie. - Wracam do domu, znajduj ma belle
Jeanne w I najgorszych tarapatach, w jej pokoju mieszka obcy mczyzna i ten drab nie chce
mi nawet poda rki! Do pioruna! Komedia, mwi! A przecie ocalia mu ycie, pieka mu
ciastka, daa mu swoje wasne ko i spacerowaa z nim po lesie. Ach, c za niewdzicznik!
Rozemia si tak szczerze, e cay pokj zdawa si hucze.
- Pan nosi chyba przy sobie kawa sznura z szubienicy! Bo daj sowo, ma pan
kapitalne szczcie. Znam jednego tylko czowieka, dla ktrego moja Jeanne zrobiaby co
podobnego. Mg pan zgin za t ska... Mg pan trafi do rzeki z kamieniem u szyi...
Mg pan...
Urwa wzruszajc ramionami.
- A po tylu dowodach przyjani z naszej strony - cign dalej po chwili - patrzy pan
na mnie jak na wroga. Do licha, nic nie rozumiem!

Umiechn si i Dawid odpowiedzia rwnie umiechem, cho bardziej chodnym.


Musia przyzna, e Piotr Boulain to nie byle przeciwnik. Lubi za mie do czynienia z
ludmi penymi sprytu i humoru, nawet wwczas, gdy wiedzia, i winien skoczy na
zaoeniu im kajdan.
- Jestem sierant Carrigan z Dywizji N. Krlewskiej Plnocno-Zachodniej Konnej
Policji - rzek, powtarzajc tradycyjn formu. - Siadaj, Piotrze Boulain, chc ci powtrzy,
co zaszo. Po czym...
- Nie, nie, to zbyteczne! Suchaem ju ca godzin, a nie znosz, by mi po dwakro
powtarzano jedno i to samo. Pan naley do policji? Uwielbiam policj! To dzielni ludzie, a
wszyscy dzielni ludzie s mymi brami. Tropi pan tego otra Rogera Audemarda, nieprawda?
Nad rzek zosta pan ranny? Ma belle Jeanne usiowaa pana zabi? Pomylia si. Mylaa, e
to kto inny. Dalej take wiem wszystko. Batisi zdurnia. Powiem mu par przykrych sw za
to, e chcia pana utopi. Zreszt i tak musia sucha Marianny. Ona ma mikkie serce, a pan
taki adny i dzielny chop. Nie zazdroszcz panu, bro Boe! Zazdro powoduje kwasy i
wanie! A my musimy zawrze przyja. Tylko jako mj druh moe pan trafi do zamku
Boulainw nad Jellowknife. Wanie tam jedziemy!
Carrigan umiechn si i przysuwajc sobie krzeso, siad. Myla, e skoro zdoa
zachowa dobry humor, lec skulony za ska, pod gradem kul - potrafi to uczyni i teraz. A
kto wie, czy wtenczas, czy w chwili obecnej by bliszy mierci. Pochylony przez st rzek:
- Nie jedziemy wcale do zamku Boulainw. Zatrzymamy si w forcie MacMurray,
gdzie ty, Piotrze Boulain, i twoja ona odpowiecie na szereg pyta. A oto pierwsze dwa
pytania: dlaczego ona usiowaa mnie zabi i co oboje wiecie o Czarnym Rogerze
Audemardzie?
Oczy Piotra Boulaina, wci uparcie wlepione w twarz Carrigana, zmieniy si
raptem. Z bkitnych stay si stalowe. I gos jego, gdy przemwi, by mniej dwiczny,
jakby tajcy co: obaw, nienawi czy grob.
- Po co przekomarza si jak dzieci? - zacz wolno. - Dlaczego nie mwi raczej
otwarcie, po msku? Idzie panu o tego kalek Andrzeja i jego nieprzytomny bekot? To
Marianna wyjania przecie, e znalazem go w lesie, niespena rozumu. A co do niej samej,
powtarzam, to bya pomyka Co za pomyka, dlaczego w ogle strzelaa, nie powiem, raczej
zginiemy obaj. A co pan by zrobi, bdc na moim miejscu?
- Walczybym! - odpar Carrigan bez namysu. Czu, e zrcznie zarzuci sie i e
zdobycz w ni wpadnie. - Na swoim miejscu bd walczy rwnie. Zna pan nasze prawo?
Albo umrze, albo speni obowizek. Nie jestem gupcem i doskonale ogarniam sytuacj.

Moe si pan mnie pozby bardzo atwo, ale wtpi, by pan to uczyni. Nie robi pan wraenia
mordercy!
Urwa, czekajc. Boulain, umiechnity znowu, wzruszy ramionami.
- Oczywicie, mgbym pana zabi - rzek pogodnie. - Sdz jednak, e istnieje lepsze
wyjcie. Nie tylko umarli milcz. I co mi si zdaje, panie Carrigan, ba, nawet pewien jestem,
e w krtkim czasie z dobrej woli zachowa pan w tajemnicy to, co zaszo w cigu ostatnich
dziesiciu dni. Bdzie pan milcze jak grb, cho i bez przymusu.
Wsta, przeciwszy pokj podszed do fortepianu, uj ostronie lec na klawiaturze
batystow chusteczk i po chwili umieci j znw na dawnym miejscu.
- Wic myl tak! - koczy. - Zabior pana do naszego zamku i jeli po
dwumiesicznym pobycie zechce pan jeszcze suy prawu - pozwol sobie w eb strzeli.
Zgoda?
- Mam lepszy plan - odpar Dawid wolno. - W kadym razie mniej przewleky. Ale
najpierw chciabym wiedzie, kim tu waciwie jestem. Jecem?
- Gociem, zaledwie troch ograniczonym w ruchach - poprawi uprzejmie Piotr
Boulain.
Spojrzenia ich spotkay si, patrzyli obaj bez drgnienia powiek.
- Jutro mam si bi z Batisim! - rzek Carrigan. - Takie mae spotkanie dla rozrywki
paskich ludzi. Tu mwi, e Batisi jest najlepszym zapanikiem w dolinie trzech rzek. Ot
nie lubi, by w mojej obecnoci ktokolwiek przywaszcza sobie ten tytu.
Piotr Boulain po raz pierwszy zdradzi pewien frasunek. Twarz mu ciemniaa i z
gorycz wzruszy ramionami. Gdy przemwi, gos jego brzmia smtnie. Ruchem gowy
wskazujc okno, rzek:.
- Prosz pana, gdy moi ludzie dowiedzieli si, e jaki obcy gotw jest walczy z
Batisim, przestali niemal spa i je. Robili zakady na lepo, nie widzc pana nawet, a
postawili wszystko, co mieli, nie wyczajc achw na grzbiecie. Modl si prawie, by Batisi
niezbyt szybko pana zjad, by byo na co popatrze. Dawno ju nikt nie zgadza si mierzy z
tym siaczem. Serce mi krwawi, e musz tego spotkania zabroni!
Skoczywszy przemow wsta i podszed do okna. Nie usiowa bynajmniej ukry
zego humoru. Wyglda jak chopak pozbawiony ulubionej rozrywki.
Dawid umiechn si.
- Widz, e i pan rwnie auje tej zabawy? - zagadn.
Boulain odwrci si szybko, oczy mu byszczay.

- Na Boga! Pewno, e auj! - wybuchn. - Dabym p ycia, by widzie wasze


spotkanie, byle Batisi nie zakoczy go zbyt prdko. Co moe by pikniejszego nad dobr
walk dla sportu, gdy w gr nie wchodzi nienawi!
- W takim razie bdzie pan mia t przyjemno.
- Batisi pana zabije, panie Carrigan. Jake si panu rwna z takim siaczem?
- Nic mi nie zrobi! Przeciwnie, ja go bd bi poty, a si ukorzy!
- Nie zna pan tego Metysa. Sam zmagaem si z nim dwukrotnie po przyjacielsku i
pobi mnie!
- A jednak ja go zwyci! - rzuci Carrigan, ostro wybijajc sowa. - Jestem tego tak
pewien, e stawi o zakad nawet ycie wasne.
Twarz Piotra pojaniaa, lecz po chwili zmierzcha znowu.
- Marianna kazaa mi przyrzec, e nie dopuszcz do walki - bkn.
- Po co si wtrca do spraw, ktre powinny obchodzi jedynie mczyzn?
Boulain parskn nieszczerym umiechem. - Ma dobre serce! Poza tym by pan
niedawno chory...
- A jednak bdziemy walczy! - upiera si Dawid. - Chyba e nam pan zwie nogi i
rce. Co do mojej stawki...
- Mam nadziej, e pan zrozumie, e...
- Prawda! C pan takiego chce postawi?
- Nie byle co! Bo te walka bez zakadu jest jak fajka bez tytoniu!
- Racja! No, wic...
Dawid zbliy si nieco i opar do na ramieniu przeciwnika.
- Czy wy rozumiecie, co waciwie ryzykuj ze swej strony? - zacz. - Jeli Batisi
mnie zmoe, przepadn w lasach i nigdy nie wspomn nikomu o tym, co zaszo za ska i
pniej, a po dzi dzie. Prawo nie dowie si nigdy o usiowanym morderstwie ani o tym, e
pewien garbus pyta wci o Rogera Audemarda.
Umilk i czeka. Piotr Boulain milcza, lecz jego twarz, wyraajca najpierw silne
zdumienie, pocza si z wolna rozpala wewntrznym ogniem. Sowa policjanta musiay go
gboko dotkn.
- Natomiast jeli wygram - cign Dawid niedbale, czynic p obrotu w stron okna chciabym otrzyma w zamian rzecz rwnie cenn. Jeli wygram, bdzie pan musia mi
wyzna, dlaczego paska ona usiowaa mnie zabi, oraz bdzie musia opowiedzie
wszystko, co panu wiadomo o Rogerze Audemardzie. Oto i caa rzecz! Stawki s bodaj
rwne, cho sam pan przyzna, e zapanicy rwni nie s.

Nie patrzy na przeciwnika. Sysza natomiast jego ciki oddech. Jaki czas milczeli
obaj. Na zewntrz cicho pluskaa woda, z dala sycha byo ludzkie gosy, na tratwie
naszczekiwa pies.
Dawid mia wraenie, e caa jego przyszo zaley od wyniku tych paru chwil.
Ukradkiem spojrza na Piotra. Rudowosy olbrzym nie odrywa wzroku od drzwi kajuty.
Zdawao si, e przez deski usiuje dojrze potworn sylwetk Batisiego, schylon nad ruj
dlem.
Raptem odwrci si do Carrigana.
- Niech pan mnie posucha - zacz. - Dzielny z pana chop. Prawdziwy mczyzna,
przyznaj. Wic zrobimy obaj zakad, po msku. Po co do tych spraw miesza kobiety.
Ustalmy tak: jeli pan zwyciy Batisiego, co jest wierutnym absurdem, powiem panu
wszystko, co wiem o Czarnym Rogerze Audemardzie. Ale nic ponad to! Zgoda?
Dawid z wolna wycign rk. Ich prawice zacisny si jak stalowe kleszcze.
- Zatem spotkanie nastpi jutro! - powiedzia Piotr. - Dostanie pan takie cigi, e lady
przetrwaj do koca ycia. Przykro mi. Wolabym widzie w panu przyjaciela, a nie wroga. A
i Marianna nigdy mi tego nie daruje. Za to moi ludzie... Do pioruna! Ci si dopiero uciesz!
Rce ich si rozploty. Boulain skrci ku drzwiom i po chwili Dawid zosta sam.
Trwa czas jaki w zadumie. Nagle drgn. Z pokadu, dwicznie i dononie, buchn junacki
wesoy miech Piotra Boulaina.
O zmroku
Dawid sta duszy czas w oknie i obserwowa d oddalajc si w kierunku tratwy i
dwu ludzi siedzcych w niej: Piotra Boulaina oraz garbatego Andrzeja. Pynli wolno, jak
gdyby Piotr zwleka rozmylnie, czy te by pogrony w zadumie.
Zaduma ta nie musiaa by jednak smutna. To przed chwil jeszcze rudowosy
olbrzym mia si beztrosko jak dzieciak. By wida pewien, e wbrew wszelkim
komplikacjom ostateczne zwycistwo przypadnie wanie jemu.
Carrigan przenis oczy z odzi na tratw, a z tratwy na morze zieleni, porastajce
brzeg; wzrok gin w jasnych wierzchokach topoli i brzz oraz ciemniejszych czubkach
drzew iglastych. Puszcza roztaczaa si w krg, na cztery strony wiata, tajc w swej gbi
niezliczone tragedie. Dawid pomyla raptem, i powinien waciwie da nurka w t topiel i
przepa na zawsze. To byo bodaj jedyne rozwizanie - najuczciwsze.

Z tylnego pokadu hukn piew. Batisi pen piersi wywodzi jak dzik pie. Ten
gos przywoa Carrigana do rzeczywistoci. Wzdrygn si. Dobrze tu myle o ucieczce w
kniej. Ba, a prawo? A ta, tak zwana sprawiedliwo, ktrej suy?
Przenis znw oczy na dk. Mkna teraz szybciej. Andrzej skulony na rufie,
zapalczywie robi wiosem. Piotr Boulain, wyprostowany, macha doni w kierunku tratwy. Z
chaty wysza jaka posta. Dawid rozrni kobiec sukni i biay patek na gowie. Marianna,
oczywicie! Przygryz wargi i odstpi od okna.
W cigu nastpnej godziny rozmyla nad tym, co si dzieje obecnie midzy mem a
on. Barka wyprzedzaa nieco tratw, trzymajc si wci w jednakowym, nieznacznym
oddaleniu, i Carrigan dwukrotnie przykada do oczu lornetk, lecz nikt si nie pojawia. O
zmierzchu dopiero Piotr Boulain wyszed z chaty, sarn jeden.
Jego donony gos hukn nad rzek i tratwa wnet zawrzaa yciem. Ludzie
wysypywali si zewszd. Umocowano okoo tuzina dodatkowych wiose, ktre poczy wnet
byska w zachodzcym socu. Pracy towarzyszy najpierw haaliwy gwar, potem, jak na
komend, buchna pie.
Po chwili ludzie z barki zaczli rwnie piewa, a Piotr Boulain, widoczny z daleka,
grzmicym gosem ciska rozkazy. Dawid bez trudu domyli si, co nastpi dalej. Olbrzymia
tratwa gotowaa si do nocnego postoju. O wier mili na przedzie rzeka poszerzaa si
znacznie, a jeden jej brzeg schodzi ku wodzie szerokim pasmem piachu. Tam wanie
kierowano tratw. Par czen wysforowao si na przd, by zarzuciwszy kotwice holowa
bliej ciki, drewniany pomost. Po upywie dwudziestu minut pierwsi flisacy skoczyli na ld,
opasujc linami najblisze drzewa.
Dawid z umiechem obserwowa wyton prac i dopiero po pewnym czasie zda
sobie spraw z raczej dziwnego faktu. Bark cumowano rwnie do brzegu, lecz z innej
strony; pomidzy ni a tratw lega zatem caa szeroko rzeki.
W miar jak mrok gstnia, Carrigan coraz silniej odczuwa przykr samotno.
Oparty o futryn okna obserwowa ogniska zapalajce si naprzeciw. Spirale dymu kryy w
powietrzu. Raz po raz dolatyway wesoe krzyki. Wieczorna pora bya dla flisakw chwil
radosnego wytchnienia.
Carrigan spojrza na zegarek. Mina sidma. Po upywie godziny mniej wicej jaki
obcy drab przynis mu kolacj. Zjad, nie bardzo rozumiejc, co je. Po trzydziestu minutach
tene czowiek przyszed zabra naczynia.
Gdy powrci do okna, noc jeszcze nie zapada. Ogniska na drugim brzegu pony
jaskrawiej. Byo mu rozpaczliwie smutno. Myla o Mariannie, o tym, co ona teraz robi. Czy

zapomniaa, czy moga zapomnie chwile spdzone wsplnie: rozmowy, spacer po lesie i to
przejcie przez strumie...
Niebo ciemniao gwatownie. Po jasnym dniu chmury gromadziy si na horyzoncie,
gaszc wiateka gwiazd. Gdy Dawid odwrci si od okna, w izbie byo tak czarno, e nie
widzia nic. Nie zapalajc lampy, po omacku, dotar do jednej z otoman i ciko usiad.
Las szumia uroczycie. Woda chlupotaa o burty. Jakie nocne ptaki pokrzykiway w
gszczu. Dawid siedzia dugi czas pogrony w zadumie. Nagle usysza szereg dwikw:
ludzkie gosy i plusk wiose. Pod jego oknem przemkna d, dc w stron brzegu. Po
chwili wrcia t sam drog i za chwil nastaa cisza.
Wtem Carrigan drgn, wyprostowa si i przez mrok pocz szuka oczyma drzwi.
Nagle dozna takiego wstrzsu, e a serce poczo wyczynia niesamowite harce. Oto po
drugiej stronie ciany usysza Mariann rozmawiajc z Batisim.
Kto ostro stukn w drzwi i otwar je szeroko. Na janiejszym tle zamajaczya
kwadratowa sylwetka.
- Panie! - ozwa si gos Metysa.
- Jestem! - odpar Carrigan.
- Nie pooy si pan jeszcze?
- Nie!
Cikie kroki zadudniy po pokadzie. Batisi oddali si, ale we drzwiach kto mimo to
pozosta, kto szczupy i drobny.
Carrigan czu, e robi mu si gorco. Sekundy pyny w milczeniu. I raptem...
- Prosz zapali lamp - przemwi dwiczny kobiecy gos. - Chc wej, ale boj si
ciemnoci Carrigan wsta, sztywnymi palcami niezdarnie szukajc w kieszeni zapaek.
Noc
Zapaliwszy pierwsz z wielkich lamp, Carrigan nie odwrci si do Marianny.
Natomiast podszed do drugiej lampy i zapali j rwnie, zalewajc t cz izby potokiem
wiata.
Wtenczas dopiero spojrza na kobiet. Staa wci jeszcze w progu, obserwujc go
badawczo. Dozna wraenia, e jest nieco blada i oczy ma jakby strwoone. Poza tym jednak
nie wygldaa na istot nieszczliw.
Dawid umiechn si i skin jej gow; odpowiedziaa rwnie umiechem i
skinieniem. Potem spytaa:

- Dlaczego siedzi pan w ciemnoci? Czy nie oczekiwa pan wcale mojej wizyty? A
jednak powinnam bya przecie przyj i przeprosi, e tak niespodzianie pozostawiam pana
samego w lesie! To byo niegrzecznie i wstydziam si bardzo. Ale chwilowo straciam
zupenie gow.
- Ale naturalnie, rozumiem - przerwa jej spiesznie. - M pani to dopiero szczliwy
czowiek. A pani jest szczliw kobiet, e ma takiego ma.
- Wyrzuca mi, e zostawiam pana bez poegnania. Dowodzi, e nieadnie obchodzi
si w ten sposb z gociem. Tote wrciam, by przeprosi...
- To byo zupenie zbyteczne!
- Ale pan tak siedzia zupenie sam w ciemnoci. Zreszt, jak pan wie, moja sypialnia
rwnie si tu znajduje, wic przyszam powiedzie dobranoc...
Dawid postpi krok naprzd.
- Doprawdy, strasznie mi przykro - zacz - Nieche pani zrozumie... Z jakiej racji ja
znw zajmuj ten pokj? Prosz mi pozwoli spa w kuchence, na pododze, gdzie bd... A
pani z mem...
- Piotr nie porzuci tratwy - przerwaa Marianna, odwracajc si od stou i poczynajc
przerzuca nagromadzone pisma. - A ja lubi t malutk izdebk.
- M pani...
Uci w p zdania, widzc, jak policzki kobiety pokrywa szkaratny rumieniec. Czu,
e jeszcze par sw i powie gupstwo, o ile ju gupstwa nie powiedzia. Teraz dopiero
przyszo mu na myl, e wizyta Marianny u niego, bezporednio niemal po powrocie ma,
nie jest rzecz normaln. Na tratwie musiao co zaj. Co przykrego dla obu stron, a moe
tylko dla jednej...
Dostrzeg, e kciki ust Marianny drgaj, jakby z trudem powstrzymywaa umiech.
Gdy spojrzaa wreszcie na niego, w oczach jej igray wesoe ogniki. Potem siada w fotelu,
wzia z koszyka robtk i pocza migota drutami. Wczorajszego dnia pochwali jej
uczesanie, inne ni zazwyczaj. Dzi, zapewne rozmylnie, uoya wosy w ten sam sposb i
wpia w nie par psowych kwiatw wsplnie zebranych w lesie.
- Piotr przywiz mnie tutaj - zacza. - Jest teraz na brzegu. Omawia z Batisim
jakie wane sprawy. Wstpi nam powiedzie dobranoc przed powrotem na tratw.
Podniosa na Dawida oczy czyste jak oczy dziecka.
- A moe by pan wola zosta sam i pj spa? Przeczco ruszy gow.
- O nie! Rad jestem, e pani przysza. Obawiaem si...
Urwa zmieszany.

- Obawia si pan, e co? - nacieraa, nie zdejmujc z niego wzroku.


- e nie zechce mnie ju pani wicej odwiedzi. Czy m mwi pani o naszej
rozmowie?
- Szczegowo nie! Wspomina tylko, e z pana dzielny chop. Ma racj!
- A powiedzia pani, e moje spotkanie z Batisim bdzie miao miejsce jutro rano?
- Tak!
Wymwia to sowo z zupenym spokojem, nawet bez szczeglnego zainteresowania.
Patrzc na ni, trudno mu byo uwierzy, e kiedykolwiek kwestia jego walki z Metysem
moga, j ywiej obchodzi.
- Obawiaem si, e pani zaprotestuje - powiedzia. - W obecnoci kobiety podobne
rzeczy nie powinny waciwie mie miejsca.
- Albo w obecnoci kobiet. Ale skoro Piotr twierdzi, e tak powinno by, zatem
wszystko w porzdku.
I raptem usta jej si zatrzsy, a oczy przybray wyraz peen aoci.
- Nie trzeba o tym mwi, nie trzeba! - wybuchna gwatownie. - On pana strasznie
pokaleczy. Do bdzie zmartwienia jutro. Dzi mylmy o czym innym!
Skoczya do fortepianu, usiada i ja przebiera palcami po klawiszach. Potem
zapiewaa. Gos miaa saby i nie uczony, za to tak miy i dwiczny, e Dawid mimo woli
prawie podszed bliej. Widzia jej profil, bardzo pikny w bocznym owietleniu; chwilami,
gdy przechylaa gow w ty, wosami muskaa mu ubranie.
Nucia cicho, jakby wycznie dla niego. Niejednokrotnie sysza pie kanadyjskich
wiolarzy, nigdy jednak nie robia na nim tak silnego wraenia, jak obecnie.
- Z daleka, bardzo cicho, wieczorny pynie dzwon.
Rytmicznie pluszcza wiosa i gosy nuc w ton. Gdy mga pokryje brzegi, a po
wierzchoki drzew, Na cze patronki naszej chralny zabrzmi piew. Wiosujmy bracia
raniej, prd coraz szybciej mknie.
Porohy tu przed nami, a dzie ju koczy si.
Przestaa piewa. Smuke palce dray na klawiaturze. Dawid pochyli si nieco ku
przodowi. Zapach fiokw uderza mu w twarz i mci zmysy.
- To pani pie... - szepn, nie wiedzc, co mwi.
Pochyli si jeszcze niej... I raptem uczu, e nie s ju sami, e w izbie znajduje si
kto trzeci. Spojrza ku drzwiom. Musiay si przed chwil otworzy bezszelestnie, gdy sta
w nich Piotr Boulain. W oczach mia dziwny wyraz.

- Do pioruna, ponure z was towarzystwo! - przemwi gromko. - Cisza i pmrok.


Ech, Marianno, zapiewaj co wesoego. Choby moje ulubione En roulant ma boule.
I nagle hukn sam tak dononie, e si ciany zatrzsy:
- Swobodnie, rzeko wicher dmie,
En roulant ma boule.
Kochanka pikna czeka mnie.
Rouli, roulant ma boule roulant.
rdo za chat mieni si.
Po wodzie dzika kaczka mknie.
Krlewski syn na w i chce.
Karabin cay srebrzy si.
Dawid patrzy na Mariann. Wstaa i miejc si, zatkaa palcami uszy. Nie wygldaa
bynajmniej na zmieszan, tylko w gbi oczu miaa jak ukryt myl, ktrej nie mg
wyczyta.
Piotr umilk wreszcie i niedbale poklepa on po ramieniu jedn ze swych olbrzymich
ap.
- Masz rozkoszny gosik, kochanie, najmilszy pod socem. A teraz dobranoc ci,
musz wraca na tratw!
Marianna cigna brwi z pewnym niezadowoleniem.
- Co ci si bardzo spieszy?
- Masz racj. Spieszy mi si istotnie. A c ty zamierzasz robi?
- Powiedzie panu dobranoc i i spa. Odprowadzisz mnie przynajmniej do mego
pokoju, Piotrze?
Wycigna rk po do Dawida i ucisna j serdecznie. Patrzya mu w oczy
przyjanie i bez zmieszania.
Wyszli. Po chwili gos Piotra Boulaina zahucza znw na pokadzie, niby spiowy
dzwon. Dawid sysza, jak otwieraj si i zamykaj drzwi drugiej kajuty, a w minut pniej
plusk wiose obwieci mu, e Piotr odpywa od barki.
Jaki czas trwaa cisza, po czym znad mrocznej toni, midzy statkiem a tratw,
rozbrzmia znw junacki piew:
- En roulant ma boule...
Carrigan wychylony przez okno chwyta sowa pieni i wydawao mu si, e tu obok
jaki gos jej odpowiada.

Przez okno
Wraz z nadchodzc burz niepokj Carrigana rs. Ogniska na przeciwlegym brzegu
rzeki zamieray jedno po drugim. Z dala hucza niski grzmot. Powietrze stao si cikie i
gste. Las milcza: adne zwierz ani ptak nie miao naruszy gronej ciszy. Dawid zgasi
lampy w kajucie i siedzc przy oknie - duma.
Nie czu najmniejszej chci snu; by pewien, e choby si pooy, nie zanie. Nerwy
i minie natarczywie day ruchu i czynu. Trudno mu byo uwierzy w to, co widzia i
sysza, lecz trudniej jeszcze zaprzeczy wiadectwu rzeczywistoci.
Mio Piotra Boulaina do ony bya co najmniej - dziwna. Traktowa j nie jak
kobiet, ktr si kocha, lecz jak drogie dziecko. By pobaliwy i niedbay, bez cienia
namitnoci. Zazdro zdaa si w nim nie istnie zupenie.
Przypomnia sobie aosny wyraz oczu Marianny i wydao mu si, e rozumie jego
znaczenie. Musiaa teraz paka samotna w swej izdebce. A Piotr Boulain wrci na tratw,
miejc si i piewajc na cae gardo.
Lecz jake pogodzi zachowanie Piotra z radosn tsknot Marianny? Czekaa
niecierpliwie powrotu ma, gboko wierzc, i ten rudowosy olbrzym zaradzi wszystkim
trudnociom i rozwika wszystkie zagadnienia. Musiaa go niezmiernie kocha, podczas gdy
on sam by tylko askawym wadc, obojtnym, i niemal brutalnym w swej wyszoci.
Silny oskot grzmotu uprzytomni Carriganowi blisko nadchodzcej burzy. Wsta,
nie zdejmujc oczu ze ciany poza ktr musiaa spoczywa Marianna. Rozemia si. Gupi
by, zaprztajc sobie gow rodzinnymi sprawami tych dwojga. Gupi i niedyskretny. Gdyby
Marianna wiedziaa, o czym on teraz myli, poradziaby mu zapewne, by si raczej zaj
wasnym losem.
Odsun siatk i wychyli si do p ciaa przez okno. Byo tak ciemno, e nie mg
dostrzec wody, pyncej niemal na odlego rki. Natomiast poprzez rzek widzia jeden
ty punkt: nike wiato ponce na tratwie. Musiao gorze w okienku chaty, a w tej chacie
by zapewne Piotr Boulain.
Na do pacna mu wielka kropla deszczu; nad lasem sysza ju szumicy pochd
ulewy. Gdy nawanica nadesza, jednolitej czerni nie rozjania adna byskawica. Potop run
tak zwartymi strumieniami, e zdawao si, e mona je ci noem.
Carrigan cofn si nieco w gb izby i pocz zrzuca odzie. Po krtkiej chwili sta
znw w oknie, cakiem nagi. Grzmot hucza teraz dononie i byskawice dary niebo. Przy ich
wietle Carrigan usiowa dostrzec tratw. Opanowaa go szalona ch, by korzystajc z burzy

skoczy w wod i zobaczy, co te porabia Piotr Boulain. Myla, i podobne przedsiwzicie


nie nastrczy zbytnich trudnoci, bdzie natomiast swego rodzaju treningiem na jutro.
Jak borsuk wyacy ze zbyt ciasnej jamy, Carrigan wylizgn si na zewntrz.
Jaskrawa byskawica schwytaa go przy tej czynnoci, tote co prdzej przywar do ciany w
obawie, e inne oczy mog rwnie obserwowa burz. W czasie ciemnoci, jaka wnet na
staa, ostronie podpez ku rzece, da nurka i popyn, kierujc si ku przeciwlegemu
brzegowi.
Skoro wynurzy si na powierzchni, nowa byskawica pona na niebie. Carrigan
wybra punkt nieco powyej tratwy i cicho, a silnie rozgarniajc wod, j si posuwa
naprzd. W cigu dziesiciu minut przecina nurt, nie unoszc gowy. Potem, w obawie i
zmyli kierunek, da si wlec prdowi, czekajc nowej byskawicy. Gdy ta odesza, dostrzeg
tratw oddalon zaledwie o sto jardw. W cigu nastpnego okresu zupenej ciemnoci
namaca krawd zwizanych bali i wydwign si na pomost.
Grzmoty uporczywie posuway si na zachd. Dawid skulony czeka, by nowa
byskawica ukazaa mu otoczenie. Bysno wreszcie, lecz tak daleko, e mona byo
zaledwie rozrni mgliste zarysy namiotw i schronisk. Ale i to starczyo dla okrelenia,
gdzie stoi chata Piotra Boulaina.
Dawid przelea jednak duszy czas bez ruchu. Wszdzie panoway cisza i ciemnoci.
Flisacy musieli zapewne gboko spa. Prawd rzekszy, nie mia okrelonych projektw co
do dalszego cigu swej eskapady. Wymkn si z barki nieco na olep, podwiadomie liczc
na jakie ciekawe odkrycie. Ale trudno byo przecie zapuka wprost do drzwi chaty i prosi
gospodarza o rozmow.
Zaledwie to pomyla, skd lun potok wiata, zasonity wnet szerokim cieniem.
Dawid byskawicznie zwrci oczy w kierunku nieoczekiwanej jasnoci. Drzwi chaty byy
otwarte, a w progu sta Piotr Boulain, majc poza sob ponc lamp.
Rudowosy olbrzym bada najwidoczniej pogod. Carrigan usysza po chwili jego
stumiony miech i gos przeznaczony dla kogo innego, znajdujcego si w gbi izby.
- Ale ciemno - mwi. - Cho noem kraja.
Jednak chmury id na zachd. Za par godzin, kochanie, zawiec gwiazdy.
Cofn si do chaty, zamykajc drzwi. Dawid czu, jak mu zdumienie zapiera oddech
w piersi. Kog to Piotr Boulain nazwa kochanie? Mariann oczywicie! Zadrwili z niego
nie wiadomo po co i pod oson nocy odjechali razem na tratw.
Wsta i prostujc si, otar z twarzy ciepe strugi deszczu. Umiechn si zowrogo.
Zdziwienie czyo si z gwatown chci natychmiastowego czynu. Po chwili namysu

doszed do przekonania, e hipokryzja przeciwnikw miaa gbsze podoe. Widocznie


stanowia okrelony system gry. Jako przedstawiciel wadzy mia obecnie obowizek
stwierdzi, co ich skonio do podobnego postpowania. Od waciwej oceny ich wzajemnego
stosunku mg zalee wynik walki.
Przed godzin jeszcze daby sobie raczej rk uci, ni si zgodzi, szpiegowa
Mariann. Teraz, sunc w kierunku chaty, nie czu adnych wyrzutw sumienia. Przewrotno
tej kobiety dozwalaa na uycie wszelkiej moliwej broni.
Deszcz niemal cakiem usta i w jednym z pobliskich namiotw Dawid uowi senn
gawd. Lecz nie; ba si wcale, e go spostrzeg. Wiedzia, e noc po - janieje nieprdko, a
bosymi stopami stpa tak cicho, e najbardziej czujny pies nie usyszaby go z odlegoci
paru metrw. Dotarszy do chaty, przystan w pobliu drzwi, w ten sposb jednak, e kto
wychodzcy niespodzianie nie mg go zauway.
Wyranie sysza gos Piotra, cho nie umia rozrni sw. Po chwili zadwicza
wesoy miech kobiecy. Dawid dozna wraenia, e chodna do gniecie mu serce. W
miechu brzmiao samo szczcie.
Piotr zbliy si do drzwi, przez co gos jego sta si bardziej wyrany:
- Kochanie - mwi - to doprawdy najlepszy kawa mego ycia. Jestemy bezpieczni.
W najgorszym razie nawet znajd jakie wyjcie. A ona, w swej naiwnoci, ktra mnie tak
bawi, ani podejrzewa...
Oddali si znw i Dawid daremnie usiowa uchwyci kocowe wyrazy. A rozmowa
trwaa nadal, przerywana wybuchami miechu.
Carrigan by pewien, e mwi o czym wanym i koniecznie chcia wiedzie, o
czym. Pomyla, e chata posiada oczywicie okno i e to okno musi by otwarte. Muskajc
rk cian, pocz chat okra.
Wska smuga wiata czciowo potwierdzia jego przypuszczenia. Okno byo jednak
zamknite i zawieszone firank. Tylko e firanka, opuszczona niedbale, nie sigaa koca
szyby.
Dawid przykucn pod oknem, majc nadziej, e wobec ciszy, ktra nastaa po
ulewie, zechc je przecie, otworzy. Gosy dobiegay tu jeszcze sabiej; natomiast kobieta
miaa si raz po raz cichutko i melodyjnie, zupenie inaczej ni poprzednio przy nim.
Suchajc, mocno zaciska szczki i spoglda w gr, na wietlist smug. Tamtdy mg
zajrze do rodka. I postanowi, e tak uczyni. Ostatecznie byy to rzeczy wchodzce w zakres
jego praw i obowizkw.

By rad, e firank spuszczono tak nisko. Z wasnego dowiadczenia wiedzia, e z


wntrza owietlonej izby niepodobna go bdzie zauway przez istniejc szczelin. Tote
bezpieczny zupenie unis gow, a oczy jego znalazy si na odpowiednim poziomie.
W prostej linii przed sob mia on Piotra Boulaina. Siedziaa odwrcona plecami,
zatem twarzy nie mg dojrze. Bya na wp rozebrana i warkocze miaa rozplecione.
Przypomnia sobie, i mwia mu kiedy o zocistych ogniach, jakie si pojawiaj w jej
wosach, przy pewnym rodzaju owietlenia. Widywa je istotnie w socu, ale nigdy nie byy
tak silne jak teraz. Nie zdejmowa z niej oczu. Piotr Boulain, stojcy obok ony, wycign
raptem rk i pen doni uchwyci migotliwe sploty. Rozemia si. Kobieta wstaa,
zarzucajc mu na szyj biae nagie ramiona. On przygarn j bliej i pochyli gow. Trwali
tak dugo, bez ruchu.
Potem kobieta cofna si, zalotnie wymykajc z obj mczyzny i zwrcia twarz ku
oknu. Carrigan z trudem zdawi w gardle krzyk. O krok zaledwie mia jej oczy, obnaon
szyj i piersi. Uklk, a potem nisko zgity poczapa na krawd tratwy. Tu, majc rzek u
samych ng, przystan. Nie mg zapa tchu. Poprzez ciemno nocy szuka oczyma barki.
Marianna Boulain, kobieta ktr umiowa, bya jednak tam, sama jedna, ze zamanym
sercem.
W chacie, niepomny nakazw obowizku i uczciwoci, znajdowa si Piotr Boulain,
najpodlejszy czowiek pod socem, a z nim razem, kuszc go i pieszczc, siostra
powieszonego zbrodniarza - Carmen Fanchet!
Zniewaga
Wstrzs, spowodowany niespodziewanym odkryciem, by rwnie nieoczekiwany, jak
silny. Gdy oczy Carrigana pady na wp obnaon posta Carmen, policjant instynktownie
odsun si od okna. Teraz rozumia, i popiech by zgoa zbyteczny. Naleao zosta i stara
si uowi jak cenn informacj.
Nie mia jednak zamiaru wraca i na nowo podglda przez szyb lub te nasuchiwa
u drzwi. Obraz, ktry mu si przewin przed oczyma, zanadto go wzburzy. Siedzc na
krawdzi tratwy, z nogami w wodzie, nerwowo zaciska pici. Rzecz sama w sobie nie bya
nowa, przeciwnie, stara jak rzeka, lecz w danym wypadku oszoomia go. Na razie nawet fakt,
i t drug okazaa si Carmen Fanchet, cofn si na drugi plan.
Dusz i sercem lecia poprzez to ku barce, gdzie ona Piotra Boulaina pozostawaa
sama ze swym cierpieniem. W pierwszej chwili chcia mkn ku niej; w nastpnej zamierza

wpa do izby i tak jak sta, nagi i bezbronny, wyzwa olbrzyma na miertelny pojedynek. W
czasie suby policyjnej nie zdarzyo mu si nigdy dotd nieszczcie zabicia czowieka, ale
czu, e teraz potrafi zabi bez skrupuw. Wpija palce w olizge bale i patrzc w ciemno
lec pomidzy nim a kobiet, ktr kocha, wieci oczyma jak wilk.
- Co Marianna wie - ta myl obchodzia go przede wszystkim. Przypomnia sobie, jak
mwic o jutrzejszej walce, wyrazi ubolewanie, i odbdzie si ona w obecnoci kobiety.
Odpowiedziaa na to zdaniem, ktrego nie zrozumia i na ktre nie zwrci na razie specjalnej
uwagi. Obecnie poj, e Marianna, robic aluzj do innej kobiety, miaa na myli Carmen.
Wiedziaa zatem, e rywalka znajduje si na tratwie, ale, oczywicie, dziecico czysta,
nie podejrzewaa prawdy. Dlaczeg by bowiem bronia Carmen, gdy Carrigan potpia j w
zwizku ze spraw jej brata?
I, jak pogodnie, bez cienia niepokoju, wygldaa powrotu ma. Dopiero dzi wieczr,
kiedy ten egna j zbyt pospiesznie, zdradzia pewien al.
A Piotr Boulain, ten potworny hipokryta, wyzuty z honoru i czci, jak sprytnie gra
komedi. Nie do sprytnie jednak. Carrigan przypomnia sobie obojtno, z jak olbrzym
traktowa on, niedbay ton, z jakim wspomina o jej sympatii do jeca. Ale Marianna,
Marianna...
Po cichu zsun si z tratwy w wod i popyn w kierunku barki. Miast gwatownie
przecina prd, jak to czyni za pierwszym razem, pozwoli mu si wlec i wyldowa o wier
mili poniej statku. Tu odczeka chwil, podczas gdy gstwa chmur nad gow rzeda, filtrujc
siny pmrok. Przy tym niepewnym owietleniu odnalaz wirowe pasmo cieki, wiodce
ponad brzegiem. Zrczny i cichy niby cie dotar potem do barki, by wle z powrotem przez
swoje okno.
Zapaliwszy lamp, skrci jej pomie jak najniej i pocz naciera muskuy. By
gotw do jutrzejszej walki o to poczucie napenio go dzik radoci. Umiowanie sportu
skusio go do wyzwania Batisiego - p artem zreszt, p serio - ale teraz daleki by od
podobnych pobudek. Bliskie spotkanie przestao by mao znaczcym wypadkiem; gupi
awantur, na ktr si dobrowolnie porwa. Stawao si najwaniejszym wyczynem mini,
koron ycia, tote czeka ranka z niecierpliwoci czworononego drapiecy, ktry wie, i o
wicie nie minie go zdobycz.
Wyobraa sobie w podnieceniu, co za lawin ciosw spuci na eb przeciwnika. Ale
twarz, ktr widzia, nie bya twarz Batisiego. Metys sta mu si w chwili obecnej doskonale
obojtny. Nie czu wzgldem niego antypatii ani tym bardziej nienawici. Skoro leg, usn
niemal natychmiast, a we nie jawio mu si raz po raz oblicze Piotra Boulaina.

Zbudzi si, majc jeszcze wieo w pamici t wizj. Soce jeszcze nie wstao, ale
odblaski witu barwiy ju niebo na wschodzie. Dawid przyodzia si szybko i starannie, na
prno nasuchujc odgosw zza ciany. W maej izdebce na dziobie barki panowaa zupena
cisza. Natomiast brzeg rzeki hucza gwarem. Ponad rzek szy dalekie piewy, a przez okno
widzia biae supy dymu, bijce z wczesnych ognisk.
Nieco pniej drzwi si otwary i Nepapinas wnis niadanie. Po upywie p
godziny, zachowujc uparte milczenie, wrci, by zabra talerze.
Zjadszy, Carrigan odda si cay gorczce oczekiwania. Nie mia adnych zych
przeczu. Kady jego nerw i misie by gotw do walki. Przesycaa go ufno w samego
siebie, przekonanie o nieuniknionej wygranej, niebezpieczna niemal pewno bliskiego
triumfu mimo fizycznej przewagi przeciwnika. Kilkanacie razy bodaj przykada ucho do
przepierzenia, dzielcego jego kajut od izdebki Marianny, ale po drugiej stronie panowaa
wci niepodzielnie cisza.
Bya sma, gdy jeden z flisakw, pojawiwszy si we drzwiach, spyta, czy Carrigan
jest gotw. Dawid, potwierdziwszy ochoczo, spiesznie wyszed na pokad. Zapomnia o
mikkich rkawicach spoczywajcych w plecaku, myla jedynie o twardych piciach i o ich
bolesnych ciosach.
Idc w lad za przewodnikiem, wskoczy do odzi, a flisak, ujmujc wiosa, skierowa
si natychmiast ku przeciwlegemu brzegowi. Gdy odbijali od barki, Dawid uowi drgnicie
firanek w okienku kajuty Marianny. Umiechn si i wykona rk powitalny ruch. Na to
firanka rozsuna si cakowicie i cho Carrigan nie mg zajrze do wntrza izdebki, by
pewien, e Marianna ledzi go wzrokiem.
Tratwa opustoszaa zupenie, lecz nieco poniej, na szerokiej piaszczystej wydmie,
wygadzonej i ubitej wiosenn powodzi, znajdowa si tum ludzi. Dawida zdziwi spokj
ich zachowania, gdy przyzwyczajony by do ywioowych wybuchw namitnoci tych
pierwotnych natur. Podzieli si swym spostrzeeniem z towarzyszem, ktry, wzruszajc
ramionami, odpar z umiechem:
- Piotr Boulain da taki rozkaz. Piotr mwi, e na tym - jake go? - pogrzebie naley
zachowa cisz. Bo to bdzie jeden wuelki pogrzeb, prosz pana.
- Rozumiem - skin Dawid gow, ale bez umiechu.
Obserwowa tum. Oderwaa si ode wanie olbrzymia posta, wolno zstpujc ku
wodzie. By to Piotr Boulain. Zaledwie dzib czna zgrzytn na piasku, Dawid da susa na
brzeg i ruszy na spotkanie. Za Piotrem kroczy Batisi. Metys, obnaony po pas, nosi krtkie
spodnie, koczce si u kolan. Jego goryle apy zwisay swobodnie, a potne minie

barkw lniy w socu niby rzebiony maho. Wyglda, jak grizzli wspity na tylnych
apach, tak by peen zwierzcej siy. Naleao go obejrze z daleka i cofn si przed nim.
Ale Dawid ledwie go zauway. Natknwszy si niemal na Piotra, stan,
przegradzajc mu drog.
Znajdowali si na odlego gosu od tumu flisakw. Piotr umiecha si. Wycigajc
szeroko rozwart prawic, tak jak wczoraj w kajucie, wymwi sowa powitania.
Carrigan nie odpowiedzia nic; ani patrzy na podawan rk. Na chwil oczy obu
mczyzn spotkay si, po czym rami Dawida byskawicznie strzelio ku przodowi i doni z
caej siy uderzy Piotra w twarz. Policzek trzasn dononie, jak wioso bijce na pask po
wodzie. Usyszeli go wszyscy i podczas gdy Boulain si zatacza straciwszy rwnowag flisacy wydali jeden przecigy okrzyk zdumienia.
Batisi tkwi w miejscu oszoomiony zupenie. Ale Piotr ju w nastpnej chwili
odzyska przytomno i spry si do skoku niby dziki zwierz. Oczy mu pony, rysy
wykrzywia zwierzca wcieko. Wobec wszystkich swoich ludzi dozna najstraszliwszej
obelgi. Kad inn obraz wolno byo wybaczy, ale nie t. Nie pomszczony policzek kad
pitno haby na ca rodzin, do drugiego i trzeciego pokolenia wcznie. Nawet dzieci
drwiy z tchrza, ktry nie zada satysfakcji, i cigay go okrzykiem: te plecy, te
plecy!
W chwili gdy olbrzym mia ju run na policjanta, Batisi zrozumia wreszcie, co si
dzieje i z gbi piersi doby rozpaczliwy pomruk. Nadzieja walki upada. Nikt na caej
dalekiej Pnocy nie mg zabroni Piotrowi Boulainowi prawa pierwszestwa.
Dawid czeka, gotw odparowa atak szaleca. Lecz raptem spostrzeg, i w duszy
przeciwnika wre szalony bj. Piotr tkwi w miejscu, nieruchomo. Twarz jego wypogodzia si,
cho ogromne rce wci byy zwarte w pici. Przemwi, zwracajc si wycznie do
Carrigana:
- To by art, prosz pana! Prawda, e to by art?
- To byo na serio - sykn mu Dawid niemal usta w usta. - Jeste tchrz i skunks!
Ubiegej nocy przepynem do tratwy, zajrzaem przez okno i - wiem wszystko! Waciwie
uczciwy czowiek nie powinien z tob walczy, jednak ja ci stan, o ile tchrz ci nie obleci i,
o ile nasz wczorajszy zakad - trwa!
renice Piotra Boulaina rozszerzyy si i patrzy chwil tak dziwnie, jakby nie
czowieka oglda przed sob, tylko jego obnaon dusz. Minie ogromnego cielska
zwiotczay z wolna; pici si rozwary. Flisacy stojcy opodal, wytrzeszczyli oczy, nie
mogc poj tych zmian.

- Pan przypyn do tratwy - zacz Boulain pgosem, jakby nie mogc uwierzy
temu, co syszy - zajrza przez okno i zobaczy - co?
Dawid skin gow. Gdy przemwi, gos jego by peen nienawici i pogardy:
- Tak, zajrzaem przez okno! Zobaczyem ciebie i najpodlejsz kobiet w dolinie
trzech rzek, siostr zoczycy, ktrego oddaem w rce kata!
- Dosy!
Sowo to strzelio niby grzmot. Boulain stpi o krok bliej. By biay jak ptno i oczy
mu pony. Ale ju w nastpnej chwili opanowa si znowu. I raptem, niby widzc co, czego
Dawid nie mg dojrze, umiechn si, a Batisi, niemy wiadek rozmowy, mia si nawet
szeroko.
Piotr, patrzc przez rzek na bark, stojc u drugiego brzegu, spyta:
- Pan auje jej, czy tak? I o ni chce pan walczy?
- O ni! O najczystsz kobiet, jaka kiedykolwiek stpaa po tej ziemi! O twoj on!
- Komedia - Piotr Boulain mwi jakby sam do siebie, nie spuszczajc oczu z barki. Doprawdy, komedia, ma belle Jeanne! On chce si ze mn bi, bo sdzi, e ciebie zdradzam.
Upar si, wic c mam pocz? Stuk go, a nie bdzie mg i o wasnych siach, a
potem odel tobie na kuracj. I ze wzgldu na to, kochanie, sdz, e przyjmie kar bez
szemrania. Prawda, prosz pana?
Zwrci si do Dawida umiechnity i nie podniecony ani troch:
- Bd si z panem bi, panie Carrigan. Zakad nasz stoi. Ale w godzinie walki bdmy
uczciwi i szczerzy, jak prawdziwi mczyni. Pan kocha Mariann, a ja kocham Carmen, t
Carmen, ktrej brata zawid pan na szubienic. Teraz, skoro pan chce tego stanowczo,
moemy zaczyna!
Pocz zdejmowa koszul, a Batisi pospieszy w stron flisakw, by ich powiadomi
o zaszych zmianach.
Walka na pici
cigajc koszul, Carrigan wiedzia, e pod jednym wzgldem przynajmniej trafi na
godnego siebie przeciwnika. W okresie suby policyjnej pozna wielu ludzi z elaza i stali,
ludzi, ktrych silnych nerww groza mierci nawet nie umiaa nadwery. Jednak Piotr
Boulain przerasta tamtych wszystkich i jego samego rwnie.
Oto przed chwil jeszcze rudowosy olbrzym wrza niby wulkan - a jednak
pohamowa wybuch. Obecnie umiecha si nawet, stojc na wprost przeciwnika, obnaony

po pas. Nie zdradza cienia namitnoci miotajcych nim bezspornie. Chodne, siwe oczy
patrzyy nawet przyjanie, podczas gdy Batisi zakrela na piasku krg, stanowicy granic
areny. Flisacy stoczyli si wnet wok, a Boulain przemwi cicho, dla Dawida wycznie:
- Prosz pana, wstyd mi doprawdy, e musz walczy. Niezmiernie pana lubi.
Lubiem zawsze ludzi gotowych broni honoru kobiety. Bd si te stara nie naduywa
zbytnio swej przewagi, tyle tylko, by panu przemwi do rozumu i by wygra zakad. Nie
zabij pana, jak by to mg uczyni Batisi. Nie oszpec pana ze wzgldu na Mariann. Cho
gdyby Carmen wiedziaa, e nas pan ubiegej nocy szpiegowa, yczyaby panu jak
najszybszej mierci. Od kiedy brat jej zgin, znienawidzia pana. Jednak, zapewniam, to
anielska dusza!
Carrigan umiechn si zowrogo, peen pogardy dla czowieka czcego w ten
sposb imiona ony i kochanki. Ruchem gowy wskaza krg widzw.
- Czekaj ju przedstawienia! Gada to pan umie! Zobaczymy, jak pjdzie reszta!
Lecz Boulain waha si jeszcze.
- Doprawdy, wstyd mi... - zacz.
- Gotw pan czy nie?
- To nieuczciwe i Marianna nie wybaczy mi nigdy. Jestem o poow ciszy od pana!
- Przede wszystkim jest pan tchrzem i otrem!
- To zupenie tak, jakby dorosy czowiek mierzy si z chopakiem!
- Jednak stanowczo uczciwiej ni zdradza on dla ladacznicy, ktra, na dobr
spraw, powinna bya take wisie!
Twarz Piotra pociemniaa. Cofn si o kilka krokw i krzykn na Batisiego.
Natychmiast krg widzw zamar, a Metys, zerwawszy z gowy chust, wycign j przed
sob. Lecz Carrigan odczu od razu, e oprcz podniecenia majcym nastpi widowiskiem,
co jeszcze zaprzta umysy ludzi. Pomimo napicia rysw i badawczego wyrazu renic
brako istotnej ciekawoci. Z warg do warg niosy si krtkie szepty. Sprawa bya jasna.
Litowano si nad nim.
Teraz, gdy sta obnaony po pas, o par krokw zaledwie od Piotra, jaskrawa
nierwno szans przenikna nawet tp mzgownic Batisiego. Spord wszystkich
obecnych jedynie sam Carrigan wiedzia, jak podobne stali s jego minie. Lecz, w oczach
innych, porwnywany do tego olbrzyma, wyglda istotnie na sabo rozwinitego chopca.
Tote wyranie spodziewano si natychmiastowego pogromu, nie za walki.
Carrigan umiechn si, spostrzegszy, e Batisi waha si rzuci chust i z szybkoci
wytrawnego zapanika ustali plan walki, zanim jeszcze barwna szmata dotkna ziemi.

- Nie miej si nigdy przy spotkaniu! - uczy go kiedy wytrawny mistrz ringu. Nigdy nie okazuj gniewu! Jeli potrafisz, nie zdradzaj w ogle adnych wzrusze!
Carrigan myla, co by te powiedzia stary mistrz, widzc go w chwili obecnej, jak
cofa si przed nastpujcym na olbrzymem. Wiedzia, e na twarzy jego maluj si, czytelne
dla wszystkich, niepewno i zmieszanie. Bacznymi, cho na pozr penymi niepokoju
oczyma, obserwowa wraenie, jakie na przeciwniku wywiera ten podstp.
W pogoni za wci uciekajcym Carriganem, Piotr dwukrotnie opasa wyznaczon
aren. Z wolna stalowy poysk jego renic zamigota iskrami miechu, a skupione twarze
widzw wyranie pojaniay. Tu i wdzie pocz si zrywa tumiony chichot. Cofajc si
wok krgu po raz trzeci, Carrigan ukradkiem spojrza na Batisiego i flisakw. mieli si ju
otwarcie. Metys mia gb rozwart od ucha do ucha, a w caej postawie wyraz ogromnego
zdumienia.
To nie bya walka, to bya czysta komedia, jakby kogut gania wrbla po podwrku bowiem Dawid biega ju truchtem, wymykajc si i uskakujc na boki, z zachowaniem
bezpiecznej wci odlegoci. Batisi buchn miechem i miech jak salwa przetoczy si po
widzach. Boulain stan umiechnity szeroko, majc olbrzymie rce zwieszone luno ku
doowi, podczas gdy Carrigan to przyskakiwa bliej, to znw rejterowa pospiesznie. Lecz
nagle...
Batisi zawy. Flisacy wydali zdawiony syk, jakby im zabrako powietrza. Szybciej,
ni najzrczniejszy z ludzi, Carrigan skoczy. Uowili cios. Usyszeli dwik.
Zobaczyli, jak gowa Piotra przechyla si do tyu. Drugi cios, trzeci, czwarty wszystkie byskawicznie prdkie i Boulain zwali si na ziemi niby trup.
Czowiek, z ktrego wszyscy drwili, w niczym ju nie przypomina wrbla. Czeka,
pochylony nieco ku przodowi, z miniami nabrzmiaymi jak postronki. Byli pewni, e
skoczy na powalonego przeciwnika i wzorem lenych zabijakw pocznie go kopa, obrabia
piciami lub dawi za gardo. Lecz Dawid rozmylnie zwleka do czasu, a Piotr Boulain
chwiejnie stan znw na nogach.
Usta olbrzyma pene byy krwi i piasku, a ponad okiem nabrzmiewa ju potny guz.
Jego twarz pona morderczym ogniem. Niby obkany baw run na przeciwnika, ktry go
zwid i poniy. Tym razem Carrigan nie cofn si, lecz dotrzyma placu i Batisi zawy
radonie widzc, jak lawina ludzka wali si na drobn sylwetk policjanta.
Wtem Carrigan schyli gow i podczas gdy rami Piotra, niby dbowa maczuga,
przemkno mu nad karkiem, jego wasna pi strzelia prosto w odek wroga. By to cios,
zwany bawole oko, zadany z si parowego mota. Boulain jkn gucho i stan w miejscu,

rozrzucajc rce. Pi Carrigana uderzya po raz drugi w szczk i olbrzym powtrnie run
na piasek, gdzie pozosta bez ruchu, nie prbujc nawet wsta.
Batisi, szeroko rozdziawiwszy wielk gb, sta dusz chwil jak skamieniay.
Mona byo odnie wraenie, e cios oszoomi go na rwni z jego panem. Lecz raptem
jednym susem znalaz si u boku Carrigana.
- Do diaba, do pioruna! Nie walczy pan dotd jeszcze z Batisim! - Zawy dziko. Zadrwi pan sobie ze mnie, umkn przed walk z najsilniejszym czowiekiem w dolinie
trzech rzek. Pody tchrz! Nieche pan stanie do walki ze mn wreszcie!
Dawid nie sucha duej. Zamachn si i, wydajc co na ksztat pomruku, Metys
run na piasek obok Piotra Boulaina. Lecz teraz Carrigan nie czeka. Zaledwie Batisi
usiowa wsta, ju nowy cios w szczk powala go na ziemi. Trzykrotnie ponawia prb i
wci z jednakowym rezultatem. Wreszcie siad chwiejnie i trwa w tej pozycji, mrugajc
powiekami niby oguszone prosi. Niewidzce oczy wlepia to w Carrigana, ktry przygity
czeka ponad nim, to w krg flisakw, wybauszajcych lepia i powstrzymujcych oddech z
podziwu. A po chwili Piotr Boulain poruszy si rwnie i take siad w piasku,
pprzytomnie spogldajc na obecnych.
Carrigan podj z ziemi koszul i ruszy ku rzece; flisak, ktry go tu przywiz,
towarzyszy mu milczc. Poza nimi panowaa cisza. Dla samego Dawida nawet wynik
spotkania stanowi szalon niespodziank i rad by si wymkn moliwie szybko, nie
czekajc, a ktokolwiek wezwie go na now prb.
mia mu si chciao. Mia ochot gono dzikowa Stwrcy za ow bajeczn fal
powodzenia, ktra mu przyniosa zwycistwo tak prdkie i tak kompletne. Spodziewa si co
prawda wygranej, ale po wielu wysikach i trudach. Tymczasem waciwie nie byo adnych
zmaga. Wraca nie dranity nawet, majc jedynie troch zwichrzone wosy, cho pobi nie
tylko Piotra Boulaina, ale i potwornego Metysa.
Komedia, lecz komedia mogca si atwo zamieni w dramat, jeli tylko jeden z dwu
olbrzymw pojmie waciwy stan rzeczy. Gdy w takim razie wypadnie mu si ponownie z
nimi mierzy, a by do uczciwy, by zezna, i podobna perspektywa bynajmniej go nie nci.
Teraz, gdy oglda obu siaczy obnaonych po pas, odesza go ochota do dalszej rozmowy na
pici. Ostatecznie przecie fortuna nie zawsze jest lepa.
W gbi duszy podejrzewa, e sprawa nie zakoczy si tak prosto. Co do Piotra
Boulaina mona byo jeszcze przyj, e spotkanie odbyo si wedug wszelkich regu, a on
sam zawini jedynie zbytni nierozwag. Natomiast z Batisim rzecz przedstawiaa si inaczej.
Wystawi niby na pokaz sw wielk szczk, ani mylc jeszcze o obronie, a Carrigan po

prostu skorzysta z okazji. Cios, jaki z caej siy zada, oguszyby wou. Tymczasem trzy
podobne ciosy nawet nie przyprawiy Metysa o omdlenie.
Dopiero, gdy si znaleli w p drogi midzy jednym brzegiem a drugim, Carrigan
odway si rzuci wzrokiem przez rami, by stwierdzi, jak si do caej sprawy odnosi jego
towarzysz. By to rosy drab o szczerym wejrzeniu i potnych miniach, ktry w chwili
obecnej mia si od ucha do ucha.
- No i co, kolego? Co o tym sdzisz? Tamten wesoo wzruszy ramionami.
- Mj Boe, Sysza pan kiedy o chopie imieniem Joe Clamart? Nie? Ja jestem Joe
Clamart, a byem niegdy najlepszym zapanikiem w tych stronach. Jednak Batisi zbi mnie
piciokrotnie. Przed wielu laty widziaem w Montrealu podobn rzecz - zawodowego boksera
i dlatego rozumiem. Ale Renee Babin przegra do mnie pitnacie najlepszych skrek kunich,
przeciwko ktrym postawiem trzy wytarte lisy. Liniay mocno, inaczej bym ich nie
ryzykowa. Zabawne, prosz pana!
- Zabawne! - potwierdzi Dawid ochoczo. - Szkoda tylko - doda po namyle - e
trwao to zbyt krtko. Co by na to powiedzia, Joe, gdyby tak wrci i pokaza im, co
umiemy naprawd, ty i ja?
Umiechnita gba flisaka spowaniaa momentalnie.
- O, nie! - zaprotestowa gorco. - Dosy ju byo bijatyki! A ja musz zachowa
swoj twarz dla Antoniny Roland, ktra nienawidzi zamanych nosw i wybitych zbw. Nie,
nie!
Gbiej zanurzy wioso w wod, a z serca Carrigana spad wielki ciar. Joe Clamart
robi wraenie draba gotowego na wszystko, wic jeli on wola nie ryzykowa walki, to
zapewne tamci dwaj uznaj si rwnie za pokonanych, a Piotr Boulain bez dalszych prb
zapaci stawk.
Barka sprawiaa wraenie zupenie pustej, gdy si wdrapywa na pokad. Rzuciwszy
wzrokiem przez rami, stwierdzi, e od przeciwlegego brzegu odbiy dwa nowe czna.
Uczyniwszy par spiesznych krokw, otwar drzwi kajuty i wszed. Zamknwszy je za sob,
spojrza ku oknu i - zamar.
W penym wietle poranka, oparta o futryn, staa Marianna Boulain. Patrzya na
niego. Policzki miaa rowe. Krasne wargi rozchylone nieco. Oczy jej pony ogniem,
ktrego nie usiowaa zatai. W rku trzymaa jeszcze lornetk, ktrej Carrigan zapomnia
wychodzc i zostawi na stole. atwo byo odgadn, i przez te szka widziaa cay przebieg
walki.

Dawid uczu nagy przypyw wstydu i odwrci oczy. Raptem drgn. Na stole
spostrzeg rozoon ca apteczk Nepapinasa. Byy tu take miski pene wody, pasma
biaego ptna, wata, bandae i szereg innych rzeczy mogcych si przyda przy opatrunku. A
poza stoem, skulony tak silnie, e prawie niewidoczny, siedzia w kucki sam Nepapinas,
ktrego twarz, podobna do oblicza mumii, zdradzaa silne rozczarowanie.
Trudno si byo myli. Mieli absolutn pewno, e Carrigan wrci bliszy mierci ni
ycia i Marianna przygotowaa wszystko na t okoliczno. Nawet ko zostao ju posane,
a wiea pociel oczekiwaa pacjenta.
Dawid przenis znw oczy na on Piotra Boulaina i serce zaomotao w nim
gwatownie. Nie zna byo po niej zmieszania ani chci miechu z racji zbdnych
przygotowa. Miaa twarz skupion i uroczyst. Pooywszy lornetk na stole, sza ku niemu
wolno. Wycigajc do, musna jego rk palcami jak atas.
- To byo wspaniae! - rzeka mikko. - To byo doprawdy wspaniae.
Staa tu obok, dotykajc go prawie piersi. Palcami suna wolno w gr jego rk, a
opara mu donie na ramionach. Szkaratne wargi oddychay koo jego twarzy.
- To byo doprawdy wspaniae - powtrzya raz jeszcze.
I raptem, unisszy si na czubkach palcw, pocaowaa go. Stao si to tak szybko i
niespodziewanie, e ucieka ju, nim Dawid wyczu na ustach drenie jej ust. Niby jaskka
pomkna do drzwi, otwara je, zamkna za sob i kroki jej zadudniy po pokadzie.
Carrigan z wolna przenis oczy na Indianina. Nepapinas nieruchomy i spokojny
patrzy w lad za Mariann.
Czarny Roger Audemard
Wiele sekund, dugich jak minuty, Carrigan przetrwa bez ruchu, podczas gdy
Nepapinas mruczc gramoli si na nogi, zbiera swj dobytek, by wymkn si wreszcie
przez drzwi kajuty.
Carrigan by ledwie wiadom obecnoci Indianina, bowiem dusza mu pona jak
ognisko. Dobrowolnie, wspiwszy si na palce, ona Piotra Boulaina pocaowaa go.
Zarumieniona licznie podaa mu szkaratne usta. Czu na wargach ar. Bezmylnie spoglda
ku oknu, jakby chcc j tam jeszcze dojrze. Lecz nagle oprzytomnia i skoczywszy do drzwi,
otwar je szeroko. Ale Marianna znika i Nepapinas znik rwnie. Na rufie siedzia jedynie
Joe Clamart, gorliwie penicy stra.

Do barki zbliay si dwie odzie; w jednej byo dwch udzi, w drugiej - trzech.
Carrigan domyli si od razu, i s to dodatkowi stranicy przysani przez Piotra. Ale od
przeciwlegego brzegu odbio trzecie czno i Dawid pozna skulon na rufie sylwetk
garbatego Andrzeja. Olbrzym robicy wiosem by bez wtpienia Piotrem Boulainem.
Carrigan wrci do izby i stan przy oknie w miejscu, skd Marianna obserwowaa
przebieg walki. Powidszy wzrokiem wkoo, stwierdzi, e Nepapinas zabra jedynie swoje
medykamenta. Na stole pozostay miski z wod, wata i bandae, a posane ko bielao
zdradliwie.
Drzwi si otwary i Piotr Boulain wszed. Lecz Dawid, pomimo i czu na ustach
wci pocaunek Marianny, nie dozna najmniejszego zmieszania. Pomidzy nim i Piotrem
staa posta widziana ubiegej nocy, posta Carmen Fanchet, z rozpuszczonymi wosami i na
wp naga. Spotkali si oczyma. Carrigan mia ochot gono owiadczy, co zaszo przed
chwil, by raz wreszcie da pozna przeciwnikowi, jak niebezpieczna jest jego gra. Ale
natychmiast zrozumia, e podobna wiadomo bynajmniej olbrzyma nie dotknie. Boulain
powid jednym zdrowym okiem po izbie - drugie zniko niemal zupenie pod ogromnym
guzem - zobaczy opatrunki zalegajce st, posane ko i bysn biaymi zbami w
wesoym umiechu.
- Do pioruna! - rzek. - A mwiem, e bdzie pana pielgnowa jak najczulej!
Widzisz, ce straci, panie Carrigan?
- Otrzymaem co, co duej zostanie mi w pamici ni najczulsza opieka! - zjadliwie
odpar Dawid. - Lecz na razie obchodzi mnie przede wszystkim, czy ma pan zamiar zapaci
przegran?
Boulain chichota tajemniczo.
- To byo wspaniae! Doprawdy, to byo wspaniae - owiadczy, bezwiednie
powtarzajc sowa Marianny. - A Joe Clamart mi mwi, e ona wybiega std czerwona na
twarzy jak sierpniowa ryczka i milczc umkna na brzeg midzy brzozy.
- Bya oszoomiona pask porak!
- E, gdzie tam! Bya wesoa jak skowronek. Nagle dostrzeg lornetk i pytajco
spojrza na Dawida.
- Tak, widziaa wszystko - skin Dawid gow. Piotr usiad ciko przy stole i biorc
w dwa palce jeden z banday owiadczy:
- Wic wie, e dostaem smary, a jednak nie czekaa, by mnie opatrzy! Nie czekaa,
co?
- Sdzia moe, e Carmen Fanchet uczyni to lepiej!

- Wanie! Tylko e wstyd mi stawa przed Carmen z tym guzem na czole. I ponadto
wymaga pan jeszcze, bym zapaci przegran?
- Tak!
Twarz Piotra pociemniaa.
- Mam wic powiedzie, co wiem o Rogerze Audemardzie?
- Taka bya umowa!
- Ale, gdy powiem,- co potem? Czy daem panu jeszcze jak obietnic, panie
Carrigan? Czy powiedziaem, e puszcz pana wolno? Czy zapewniem, e nie utopi pana?
Jeli obiecaem co podobnego, wywietrzao mi to ju ze ba!
- Chyba jeste potworem, zbrodniarzem, nie tylko...
- Dosy! Prosz mi nie wypomina znw tego, co pan widzia przez okno, bo to nic
nie ma jedno do drugiego! I nie jestem wcale potworem, tylko czowiekiem. W przeciwnym
razie zabibym pana natychmiast, gdy zastaem pana w tej kajucie. Nie gro panu mierci,
ale jednak, kto wie, czy da si tego unikn, skoro powiem, co wiem. Rozumie pan? W tych
stronach morderstwo, dla wanej przyczyny oczywicie, uwaane jest za mniejsz zbrodni,
ni odmowa zapacenia przegranej. Jestem bezradny. Skoro pan nalega, zapaci musz. Ale
pki jeszcze czas, ostrzegam!
- To znaczy, e...
- Na razie jeszcze nic nie znaczy! Nie mog wiedzie obecnie, co przyjdzie uczyni
potem. W danej chwili mam gotowy plan, ale moe bd zmuszony go zmieni. Przestrzegam
jedynie, e to powany hazard, e igra pan z ogniem, ktrego pan nie zna, bo dotychczas nie
parzy!
Carrigan wolno zaj miejsce na krzele, po drugiej stronie stou.
- Traci pan czas, usiujc mnie nastraszy! - zawyrokowa krtko. - dam
uregulowania wygranej!
Przez chwil na twarzy Piotra zna byo wyranie zmieszanie. Potem zacisn szczki,
by wreszcie umiechn si dziwnie..
- Przykro mi, panie Dawidzie. Lubi pana. Jest pan bojowy chop, bez cienia
tchrzostwa i chtnie stawabym z panem w cikich okazjach rami przy ramieniu. Tote
mwi i powtarzam, nie tyle dla mnie, ile dla pana wanie, byoby lepiej, bym ja wzi gr
w tym spotkaniu.
- Jednak los zrzdzi inaczej! Co z tym Rogerem Audemardem? Czemu si pan waha?
- Waha? Ja si wcale nie waham! Daj panu tylko ostatni szans!
Wycign na st olbrzymie rce i pochyli si bliej.

- da pan stanowczo?
- dam stanowczo!
Rce Piotra Boulaina zwary si w skate pici.
- Zatem pac, prosz pana - rzek gucho. - Ja jestem Roger Audemard!
W d rzeki
Usyszawszy to niesychane owiadczenie, Dawid zaniemwi kompletnie. Domyla
si ju co prawda, e midzy Piotrem Boulainem a ciganym zoczyc istnieje jaki zwizek,
nigdy jednak nie przypuszcza, by stanowili jedn i t sam osob. A Roger Audemard powoli
rozprajc pici, z czym na ksztat umiechu wok warg, czeka, by policjant otrzsn si
ze zdumienia.
Carrigan, czujc, jak mu serce zamiera w piersi, patrzy na olbrzyma przed sob, ale
widzia Mariann Audemard, on zbrodniarza. Chcia krzykn gono, i to fasz, i tak
ohydna rzecz jest niemoliwa, lecz nie mg doby gosu. Jednak powoli dusza w nim
krzepa, mzg jania i gdy przemwi wreszcie, gos mia zupenie opanowany. Umiecha
si nawet.
- Przyznaj, e mnie ta wiadomo zaskoczya - powiedzia.
- Mio mi, e pan j bierze na wesoo! - odpar Roger Audemard, umiechajc si
rwnie tak pogodnie, jak mu na to zapuchnite oko mogo pozwoli. - W obliczu mierci nie
naley by zbyt powanym. Gdybym mia zgin na szubienicy, piewabym do ostatniego
tchu, byle pokaza wiatu, e niekoniecznie trzeba si smuci idc na tamt stron.
- Rozumie pan zapewne, e w krtkim czasie dam panu mono wprowadzi t teori
w czyn! - zauway Dawid.
Czarny Roger przechyli si szybko przez st..
- Jest pan pewien, e zdoa mnie odda w rce kata?
- Jestem pewien.
- Moe znw pjdziemy o zakad?
- Nie czyni si zakadw ze skazanymi na mier!
Audemard zachichota wesoo i zatar rce.
- Wic zao si sam ze sob, prosz pana! - rzek ranie. - Twierdz, e nim licie
spadn z drzew, poprosi pan o przyja Rogera Audemarda i pokocha pan Carmen Fanchet
caym sercem. Co do Marianny za...
Urwa i wstajc, przegarn palcami czupryn.

- Poniewa id sam ze sob o zakad, nie mog pana zabi, panie Dawidzie, chocia
byoby to moe najlepsze rozwizanie. Zabior wic pana do zamku Boulainw, ktry stoi w
lasach za Great Slave. Nic pana zego nie spotka, jeli nie bdzie pan usiowa umkn. Jeli
pan jednak sprbuje ucieczki - umrze pan na pewno!
Rozemia si i wyszed z izby, zamykajc za sob drzwi. Metaliczny szczk klucza po
tamtej stronie by dostatecznie wymowny.
Dawid siedzia jeszcze jaki czas przy stole, pogrony w zadumie. Wobec Rogera
Audemarda nie zdradzi si, jak dalece wstrzsno nim jego wyznanie, ale pozostawiony sam
ze sob nie potrzebowa gra komedii. By w mocy zbjeckiej szajki, dowodzonej przez
czowieka bez czci i wiary, a Carmen Fanchet i Marianna wchodziy w skad bandy. Tacy
ludzie znali jedynie wasny interes, a w ich interesie leao bezsprzecznie, by policjanta jak
najrychlej zgadzi.
Rozumia teraz powd zamachu nad rzek. Dowiedziawszy si, e sierant Carrigan
tropi Czarnego Rogera, urzdzono na zasadzk. To byo logiczne. Ale dlaczego miast da mu
skona z gorczki i upywu krwi, usiowano go ratowa? Dlaczego? Dlaczego?
Raptem serce skoczyo w nim jak szalone. Zaczyna pojmowa. Marianna miaa dosy
tego otoczenia, podoci i zbrodni, tote, bezwiednie moe, garna si ku niemu, jak ku
zjawie z lepszego wiata.
Wsta i pocz nerwowo przebiega kajut. Na zewntrz sysza kroki, potem uczu, e
podoga pod stopami drga i wreszcie przez okno dostrzeg, jak brzeg poczyna si z wolna
oddala. Nie widzia nigdzie Marianny, ale na piasku obok duej odzi sta Czarny Roger,
majc u ng skulon posta kalekiego Andrzeja. Po drugiej stronie tratwa pyna ju z
prdem.
W cigu nastpnej p godziny zaszo par rzeczy, wiadczcych dobitnie, i winia
przestaj darzy specjalnymi wzgldami. Przy obu oknach po dwch ludzi pracowao pilnie, a
gdy skoczyli prac, okien nie dao si ju otworzy wicej ni na par cali.
Nieco pniej w drzwiach zgrzytn klucz i, ku wielkiemu zdumieniu Carrigana,
wszed Batisi. Twarz jego nie zachowaa adnych ladw potnych uderze ani niedawnego
oszoomienia. Zarys szczk by jak poprzednio wyzywajcy, natomiast z oczu i postaci znik
wszelki cie gniewu. Nie wyglda te na czowieka, ktry si wstydzi. Ciekawie patrzy na
Dawida. Oglda go tak, jak may chopak oglda niepojty fenomen. Carrigan zrozumia, co
si dzieje w zakutym bie Metysa, i umiechn si.
- Mj Boe, gdyby pan tak by mi przyjacielem! - zacz gorco. - Gdybymy jeno
byli towarzyszami broni, Ventre saint gris! To najdzielniejsi ludzie dalekiej Pnocy

zmykaliby nam z drogi, jak krliki przed lisem. Pan, pan, ktry zbi z ng Batisiego, i Batisi,
ktry goymi rkami dusi polarne niedwiedzie, wyrywa drzewa z korzeniami, a gdy mu
tytoniu zabraknie, uje luf fuzji!
Podnis gos do krzyku niemal i raptem spoza drzwi buchn czyj serdeczny miech.
Batisi urwa, z trzaskiem zamykajc usta.
- Zbiem go ju piciokrotnie, tego Joe Clamarta - zarycza po chwili - a teraz wytuk
go po raz szsty! Niech wie, co znaczy taki morowy chop, jak ja! Potem za przyprowadz
panu wszystkich, ktrych pooyem kiedy, mocnych drabw, jednego po drugim, a pan da
im pieprzu. Co, zgoda?
- Bardzo by to byo przyjemnie, Batisi! - odpar Carrigan spokojnie. - Obawiam si
jednak, e twoje plany wezm w eb. Widzisz, ten wasz dowdca, Czarny Roger Audemard...
- Co? - Batisi podskoczy, jakby go ukua osa. - Co pan wie?...
- Mwi e Roger Audemard, Czarny Roger, ten, ktrego zwiecie rwnie Piotr
Boulain...
Nie doda nic wicej. To, co mia rzec, byo gupstwem, w porwnaniu z wraeniem,
jakie pierwsze sowa wywary na Batisim. W oczach Metysa bysn morderczy ogie i
Dawid nagle zda sobie spraw, i w pewnych wypadkach zakuta mzgownica kolosa pracuje
niezmiernie szybko.
Batisi sta chwil milczc, potem przemwi wolno i surowo:
- Panie, przychodz w poselstwie od Piotra Boulaina. Okna zamknite, drzwi
zamknite. Po obu stronach kajuty stra bdzie czuwaa dzie i noc. Jeli pan sprbuje uciec zabijemy, jak Bg na niebie. Jest nas piciu. Mamy fuzje. Zrozumiano?
Nie czekajc odpowiedzi odwrci si ponuro i wyszed, przekrcajc za sob klucz w
zamku.
Przez cay dzie barka mkna chyo w d rzeki.
Wiosa skrzypiay nieustannie, nawet na najszybszym prdzie. Dawid zgadywa, i
tratwa, idca znacznie wolniej, musiaa pozosta daleko w tyle. Pod jednym z uchylonych
okien uowi rozmow dwu ludzi w tej chwili wanie, gdy barka wpadaa midzy porohy
Brule Point. Dowiedzia si w ten sposb, e tratwa Audemarda skada si z trzydziestu
siedmiu pl, wizanych po siedem w rzdzie i e na przestrzeni midzy Brule Point i
Jellowknife trzeba j bdzie dzieli dziewiciokrotnie, by kade pole z osobna przeprowadzi
przez niebezpieczne wody. Bya to piekielna praca, powolna i uciliwa, e za yciu Dawida
nie grozio bezporednie niebezpieczestwo, mia wic przed sob sporo czasu na obmylenie
dalszych planw. Na razie osdzi, e najlepiej bdzie oczekiwa spokojnie, obserwujc bieg

wydarze. Ostatecznie caa sprawa nie bya pozbawiona pewnej dozy humoru. Zawsze marzy
o wycieczce statkiem w d rzeki. No i mia j teraz!
W poudnie dozorca przynis mu obiad. Nie przypomina sobie, by widzia
poprzednio tego draba: wysok, gibk posta stworzon na szybkobiegacza, z gronym
noem wetknitym za pas. Kiedy drzwi si otwary, zamajaczyo w pobliu jeszcze dwu ludzi
o szerokich barach i miniach sposobnych do cikiej pracy lub walki. Jeden siedzia na
pokadzie, majc karabin zoony w poprzek kolan; drugi sta z fuzj w rku.
Ten, ktry przynis obiad, nie traci sw daremnie. Bknwszy krtkie dzie
dobry, postawi naczynia na stole i znik. Carrigan, zabierajc si do posiku, pomyla, i
Roger Audemard nie darmo przyda mu podobnych opiekunw. Oczy tych ludzi, gdy szo o
wypatrzenie zdobyczy i posanie kuli, musiay by niechybne, jak renice spa. Twarze
bynajmniej nie zachcay do poufaoci.
Kolacj przynis znw kto obcy, po czym w cigu dwch godzin jeszcze barka
pyna nadal w d rzeki. Przybili do brzegu o zmierzchu. Lecz dzi zaoga milczaa ponuro,
nikt nie mia si ani nie piewa.
Carrigan, patrzc przez okno, czu grob wiszc w powietrzu. Ogarniao go
przygnbienie. By je rozproszy, zapali dwie lampy, gwizda jak nut. I wreszcie
wybbniwszy na fortepianie popularn piosenk, siad w fotelu z fajk w zbach. W tej chwili
byby rad towarzystwu Batisiego, Joe Clamarta, a nawet ktregokolwiek z zupenie obcych
flisakw. Usiowa czyta, lecz drukowane sowa pltay mu si i nie mg uowi ich sensu.
Bya dziesita i ciemne chmury powleky niebo, gdy posysza woanie, lecce znad
rzeki. Powtrzyo si dwukrotnie, nim ludzie z barki odpowiedzieli na i Carrigan pozna gos
Rogera Audemarda. Wkrtce czno zachrobotao o burt, po czym nastpia rozmowa tak
przyciszona, e niepodobna byo nic uowi i wreszcie klucz zgrzytn w zamku.
Wszed Roger Audemard, niosc pod pach indiaski koszyk pleciony z trzciny.
Dawid nie wsta, by go powita. Przybysz nie przypomina zreszt w niczym umiechnitego
przyjanie Piotra Boulaina; twarz mia surow i skupion, cho bez cienia groby. Malowao
si na niej pewne znuenie; Dawid by pewien, e nie znuenie fizyczne.
Czarny Roger przenikn snad myli jeca. Skinwszy gow, potwierdzi:
- Tak, miaem cikie przejcia. A to dla pana! Postawi koszyk na stole. Wypeniao
go do samej gry co, co byo ukryte pod nacignitym po wierzch ptnem.
- I pan jest temu winien - mwi dalej Audemard, zajmujc miejsce W fotelu i
przecigajc si z wyrazem znuenia. - Powinienem by pana zabi, a zamiast tego przynosz
tyle dobrych rzeczy. P dnia grzebaa si nad tym koszykiem, potem wymoga, ebym go

panu dostarczy. Uczyniem to zreszt, by mie okazj powiedzenia panu pewnej rzeczy. al
mi jej. Podejrzewam, e znajdzie pan tutaj tyle ez, ile ciastek, gdy serce j boli i wstyd j
gryzie, e si tak zachowaa dzi rano.
Splata i rozplata wielkie donie, a Dawid widzc na czole olbrzyma gbokie
zmarszczki, czu rwnie bl w sercu. Czarny Roger nie patrzc na jeca cign dalej:
- Naturalnie, wyznaa mi sama. Mwi mi przecie wszystko. Ale gdyby wiedziaa, e
to panu powtrz, chyba popeniaby samobjstwo. Chc, eby pan zrozumia. To nie taki
gatunek kobiety, jak pan sobie moe wyobraa. Ten pocaunek day najczystsze w wiecie
usta, panie Carrigan.
Dawid usysza wasny gos, dochodzcy dziwnie z daleka.
- Wiem! Ona bya rada, e pan nie splami swoich rk moj krwi!
Tym razem Audemard umiechn si; mimo to wyglda o dziesi lat starzej ni
wczoraj.
- Niech si pan prno nie trudzi, panie Carrigan. Chc tylko, by pan zrozumia, e
Marianna jest czystsza ni gwiazdy. Postpia le, ale jeli czowiek idzie za popdem serca,
nie mona tego nazwa grzechem. Wszystko szo na opak, od kiedy pan tu przyby. Jednak
nikogo nie potpiam, z wyjtkiem...
- Carmen Fanchet? Audemard skin gow.
- Tak. Tote oddaliem j. Teraz Marianna mieszka w chacie na tratwie. Ale i Carmen
nie mog potpi, gdy trudno jest gani bezwzgldnie kogo, kogo si miuje. Mam racj,
prawda? Pan musi to wiedzie! Pan kocha Mariann! Czy ma pan do niej jaki al?
- To nieuczciwe! - zaperzy si Dawid. - Marianna jest przecie pask on! Czy
moliwe, by pan jej nie kocha!
- Kocham j!
- No, a Carmen Fanchet?
- I t kocham rwnie. Takie s do siebie niepodobne. Kocham obie. Czy tak wielkie
serce jak moje nie potrafi kocha dwu istot naraz?
Z pomrukiem dzikiej bestii Dawid porwa si na nogi, skoczy do okna i wyjrza w
ciemno nocy. Po czym nie odwracajc gowy, rzek:
- Czarny Rogerze, uchodzie ju od dawna za jednego z najpodlejszych zbrodniarzy.
Ale twoje poprzednie postpki s niczym w porwnaniu z tym, co czynisz obecnie, w
porwnaniu z twoim stosunkiem do ony i... do tamtej. Nie chc kama. Kocham Mariann,
przyznaj, kocham j tak mocno, e zoybym w ofierze ciao i dusz, bye ty, jej m, by
od pocztku czowiekiem uczciwym, a nie otrem przeznaczonym na szubienic!

Czarny Roger wsta bardzo cicho i przez chwil, tkwic bez ruchu, spoglda z tyu na
Dawida. Kto patrzcy z boku mg odnie wraenie, i olbrzym chce co powiedzie i nie
moe czy nie mie. Nim Dawid si odwrci, Audemard by ju przy drzwiach. Z doni na
klamce czeka.
- Zobaczymy si dopiero, gdy staniemy u celu. Wtenczas dowie si pan, co ma by
dalej. Wtenczas, zapewne, zrozumie pan rwnie wiele rzeczy. Ale na razie musz pana
uprzedzi, e wszelkie prby ucieczki s daremne. Dobranoc panu, panie Carrigan!
- Dobranoc - skin Dawid gow. Drzwi zamkny si za wychodzcym.
Zamek Boulainw
Nastpnego dnia barka mina fort MacMurray i nim soce poczo opada ku
zachodowi, Carrigan dostrzeg zielone stoki wzgrz Thickwood oraz stoki Gr Brzozowych.
Rozemia si gono na myl o kapralu Andersonnie i szeregowcu Frazerze z fortu
MacMurray, do ktrych obowizkw nalea przede wszystkim dozr wodnego szlaku.
Jakeby wytrzeszczyli oczy, gdyby wzrok ich mg przebi, zamknite na klucz, drzwi jego
wizienia! Nie pragn zreszt nawet, by go kto teraz uwolni, gdy mia pewno, e u kresu
podry znajdzie rozwizanie wielu drczcych go tajemnic.
Cieszyo go wic, e zaoga nie marudzi po drodze. W poudnie nie zatrzymywali si
wcale, a bark cumowano na noc dopiero wtenczas, gdy gasy ju ostatnie blaski zorzy
zachodniej. W cigu doby musieli zrobi przynajmniej szedziesit mil, podczas gdy tratwa,
wedug oblicze Dawida, moga pokona zaledwie trzeci cz tej przestrzeni.
I tak mija dzie po dniu. Pitego dnia minli wskie, zachodnie rami jeziora
Athabaska, noc przemknli obok fortu Chippewyan i weszli na rzek Slave. Po dwch
tygodniach od chwili rozpoczcia podry wpynli na jezioro Great Slave, a w dwie doby
pniej, gdy mrok sa si ju gsto midzy murami borw porastajcych Jellowknife - Dawid
zrozumia, e dotarli wreszcie do ujcia ciemnej i tajemniczej wody, wiodcej ku bardziej
jeszcze zagadkowej siedzibie Czarnego Rogera Audemarda.
Tej nocy zaoga barki szalaa z radoci. Na brzegu rozpalono wielki stos, a ludzie,
rzucajc w pomie narcze suszu, miali si, piewali i pokrzykiwali wesoo. Opodal
rozniecono mniejsze ognisko, ponad ktrym zaskwierczay wnet patelnie i zabulgotay koty.
Garnek kawy o pojemnoci dwch galonw rozsiewa aromatyczny zapach, przesycajc
powietrze pene ju woni sosen i cedrw.

Dawid oglda to wszystko przez swoje okno, a gdy Joe Clamart wszed niosc
kolacj, przekona si, i miso zarumienione nad ogniem jest wie pieczenia osia.
Ogniska zapony znw przed witem i gwar licznych gosw zbudzi Dawida ze snu.
Stanwszy w oknie, spostrzeg, i zamiast czterech ludzi krci si po brzegu przeszo
dwunastu. Gdy rozedniao nieco, nie pozna adnej twarzy. Wszystkie byy obce. Po chwili
zrozumia, co ich tu przywiodo. Jak dotd barka pyna na pnoc i z prdem. Teraz,
jakkolwiek dc wci ku pnocy, miaa i w gr biegu rzeki i trzeba j byo holowa.
Uchwyci zarys dwu wielkich odzi i sylwetek szeciu wiolarzy w kadej.
Godzinami Dawid kry od jednego okna do drugiego i co na ksztat lku poczynao
go przygniata. Mia wraenie, e szlak wodny jest drog wiodc do zakazanej ziemi,
rozlegego rejonu nieprzeniknionych zagadek, krainy zych czarw, moe mierci - guch
zapor oddzielonej od reszty wiata. Rzeka stawaa si coraz wsza, a br tak gsto porasta
brzegi, e oko nie mogo przenikn w gb ldu. Spltane konary tworzyy nad gow
ciemny baldachim, siejc ponury pmrok. W tym mroku woda bya czarna i oleista niby
ropa, a strzay soneczne, przelatujc tu i wdzie, muskay to jak ksiycowa powiata.
Wielk cisz narusza jedynie monotonny plusk wiose i chrobot prdu o burt. Ludzie
przestali piewa i mia si, a porozumiewali si chyba szeptem. Ptaki lene milczay. Raz
Dawid dostrzeg przez okno twarz Joe Clamarta; bya surowa, skupiona, jak oblicze
czowieka, ktry mija wrota piekie i wie o tym.
Lecz nagle zasza gwatowna zmiana. W okna uderzy blask soca i momentalnie
hukny gosy, miech, gwizdanie, a Joe Clamart rozpocz ulubion piosenk o biednym
skowronku. Carrigan umiechn si mimo woli. Dziwny to by lud ci mieszkacy dalekiej
Pnocy, peen mocno zakorzenionych przesdw. Lecz w gbi serca przyznawa, e i on sam
podda si na krtko bezrozumnej trwodze.
Przed zapadniciem nocy Batisi i Joe Clamart odwiedzili jeca, przynoszc pk
rzemieni. Sprawnie skrpowali mu rce na plecach i wyprowadzili go na brzeg. W powietrzu
brzmia huk wodospadu. W cigu dwu godzin Dawid obserwowa, jak ludzie, wywlkszy
bark na ld, przetaczali j na gadkich pniach brzozowych po z dawna ubitym szlaku, by po
pewnym czasie znw spuci na wod. Wodospad pozosta w tyle, lecz gdy Carrigan,
oswobodzony z wizw, kad si spa, grzmot hucza wci jeszcze.
Nazajutrz Jellowknife nie robi ju wraenia rzeki, lecz raczej wskiego stawu, a
trzeciego dnia w poudnie dotarli do Krainy Dziewiciu Jezior. A do zmierzchu barka
kluczya po spltanych kanaach, wrd niedostpnych kniei, by przycumowa wreszcie u
skraju duej porby. Zaoga zdradzaa ogromne podniecenie, ale ciemno nie dozwalaa

Dawidowi - zrozumie, o co chodzi. Woania krzyoway si w powietrzu, naszczekiway psy.


Wreszcie par gosw zabrzmiao tu za cian, zgrzytn klucz w zamku i drzwi si otwary.
Dawid zobaczy najpierw Batisiego i Joe Clamarta, lecz potem, ku swemu najwikszemu
zdumieniu, dostrzeg trzeci posta i pozna Czarnego Rogera. Olbrzym przyjanie skin
gow.
- Witam pana w siedzibie Boulainw - powiedzia. - Pan zdziwiony? C?
Wyprzedziem was o sze godzin - w cznie, prosz pana. Obowizek gospodarza!
Wysun si obok swych ludzi. Zza jego plecw obaj flisacy szczerzyli zby w
umiechu. Potem Joe Clamart skoczy naprzd i podj z ziemi plecak Carrigana.
- Jeli zechce pan nam towarzyszy?...
Zeszli na brzeg. Audemard kroczy obok Dawida, Batisi i Joe Clamart tworzyli stra
tyln, a w mroku smygao jeszcze kilka ludzkich cieni. Woania umilky, psy przestay
szczeka. Obszern porb zamyka czarny mur lasu. W gb kniei wioda ubita cieka.
Dyli ni milczc.
Po upywie mili drzewa poczy si rozbiega na dwie strony i wkrtce znaleli si na
skraju duej polany. W mroku Dawid odetchn silniej. Tu przed sob o strza karabinowy
zaledwie mia zamek Boulainw. By tego pewien, cho Czarny Roger nie wymwi ani
sowa. Zgadywa, co to jest, ju choby po dwudziestu oknach jaskrawo owietlonych,
ktrych blasku nie tumia nawet firanka.
U jego boku Audemard rozemia si peen dumy.
- Nasz dom! - powiedzia. - Jutro, we dnie, przyzna pan, i jest to najwspanialszy
zamek na dalekiej Pnocy, cay zbudowany z cedru i brzozy, tak e nawet najgbsz zim
mamy zapach wiosny!
Dawid nie odpowiedzia, a Audemard po chwili cign dalej:
- Jedynie na Boe Narodzenie, Nowy Rok, uroczystoci chrzcin i lubw urzdzamy
podobne iluminacje. Dzi w nocy to na pask cze, panie Dawidzie. Kto tu na pana czeka,
kogo si pan wcale nie spodziewa.
Serce Dawida zabio mocno. Czarny Roger mwi ze specjalnym naciskiem.
Oczywicie chodzio o Mariann. Musiaa przyby wraz z mem.
W miar jak podchodzili bliej, Dawid rozrnia jeszcze inne budynki ukryte niemal
zupenie w gbokim mroku. Tu i wdzie blada struga wiata zdradzaa obecno
mieszkacw. Front dworu zajmowaa wielka weranda, o cianach z drobnej siatki, majcej
broni latem przed plag much i komarw. Weszli na ni po szerokich brzozowych stopniach,
po czym Czarny Roger otwar drzwi, tak masywne i cikie, e sprawiay wraenie zamkowej

furty. Przystanli na chwil w obszernej sieni, a ze ciany spojrzay na nich wypchane by


dzikich zwierzt, jakby zdumione niespodziewan wizyt. I nagle Carrigan usysza niskie,
melodyjne dwiki fortepianu.
Spojrza na Czarnego Rogera. Audemard umiecha si; mia wysoko uniesion gow
i oczy pene radosnej zadumy. Kadc do na ramieniu jeca, bez sowa pocign go dalej,
podczas gdy Batisi i Joe Clamart pozostawali w sieni. Nogi Carrigana grzzy w mikkich
futrach; ciany lniy kunsztown cedrow i dbow boazeri. Po chwili znaleli si przed
zamknitymi drzwiami, spoza ktrych wanie dobiegaa muzyka. Czarny Roger otwar je
bardzo cicho, jakby nie chcc sposzy grajcej.
Weszli i Dawid wstrzyma oddech. Izba bya ogromna; miaa przynajmniej trzydzieci
stp dugoci i szeroko mao co mniejsz. Zalewao j jasne wiato, przepych bi zewszd i
wo dzikich kwiatw przesycaa powietrze. W gbi, znad olbrzymiego kominka, patrzy
szklanymi oczyma wielki eb osi. Potem Dawid dostrzeg posta przy fortepianie i co
zaczo go dawi w gardle. To nie bya Marianna. Biaa, mikka suknia spowijaa liczn
kibi, a wosy lniy szczerym zotem...
Roger Audemard przemwi:
- Carmen!
Kobieta przy fortepianie odwrcia gow, zaskoczona nieco, potem szybko wstaa i
Dawid mia przed sob Carmen Fanchet.
Nigdy nie widzia jej tak piknej; w biaej sukni, zotowosa, robia wraenie anioa.
Lecz najbardziej zdziwi go wyraz jej twarzy. Umiechaa si. Ta kobieta, ktrej brata odda
szubienicy, umiechaa si do niego! Podesza bliej i wci z umiechem, bez cienia dawnej
nienawici, wycigna rk. Carrigan machinalnie uj jej palce. Usysza mikki gos:
- Witam pana w zamku Boulainw, panie Carrigan.
Schyli gow, bekoczc jakie niezrozumiae wyrazy, lecz Roger Audemard
pocign go wstecz. Wychodzc, raz jeszcze rzuci wzrokiem na Carmen. Staa bez ruchu
tam, gdzie j zostawi. Usta miaa czerwone, za to twarz blad jak ptno.
Gdy szli potem na pitro, po krtych schodach, Czarny Roger rzek:
- Dumny jestem z mojej Carmen, panie Carrigan. Czy jakakolwiek kobieta podaaby
w ten sposb rk mordercy swego brata?!
Dawid nie odpowiedzia nic. Stanli przed jakimi drzwiami. Audemard otworzy je i
wskaza owietlony pokj. W oczach mia wesoe ogniki.
- Prosz! I, jak pan sdzi, czy jakakolwiek kobieta moe si rwna z Carmen?
- A co pan zrobi ze swoj on, z Mariann? - spyta Dawid gucho.

Trudno mu byo mwi, a gdy dostrzeg w oczach olbrzyma niepojty wyraz dzikiej
uciechy, mia wraenie, e elazna do ciska mu gardo.
- Jutro si pan dowie, na pewno! Dzi nic panu nie powiem. Prosz czeka do jutra!
Skin gow, cofn si i zamkn drzwi. Klucz zgrzytn w zamku.
Ucieczka i pogo
Carrigan powid z wolna wzrokiem po pokoju. Niewielkie drzwi prowadziy do
guchego schowanka; byy poza tym dwa okna, oba zasonite firankami. Podnis je szybko i
wnet na twarz wypyn mu ponury umiech. Poza szyb bielay mocne brzozowe erdzie,
przybite gwodziami od zewntrz. Kora bya wieo odarta i cae urzdzenie pochodzio
najwidoczniej z dzisiejszego dnia. Czarny Roger i Carmen Fanchet przyjli go uprzejmie w
swym dworzyszczu, lecz oczywicie nie mieli zamiaru da mu umkn.
A gdzie bya Marianna? Myl ta poczynaa go drczy. Machinalnie wodzi oczyma
po izbie, jakby chcc odszuka lady jej obecnoci. Pokj by dziwnie pusty, niezwyczajnie
pusty, jak to natychmiast zauway. Podog zacielay pikne futra: dwie skry wilcze i trzy
czarne niedwiedzie. Na cianach wisiay by dwu jeleni i wspaniaego karibu. Ze ladw na
pododze wywnioskowa, i stao tu kiedy ko. Obecnie usunito je, dajc w zamian niski,
mikki tapczan. Brakowao stou i krzese, sowem wszystkiego, z czego mona by sporzdzi
or.
Zbliy si znw do okien i podnis szyby. Chodne aromatyczne powietrze lene
uderzyo go w twarz. Do poprzecznych erdzi przybito siatki przeciw moskitom. Dawid
umiechn si. Zabawnie byo widzie, i dbaj tak o wygody czowieka skazanego na
mier. Nie wtpi bowiem ani chwili, i wyrok mierci zosta ju wydany.
Po upywie godziny Dawid obserwowa przez okno wiat zalany ksiycowym
blaskiem. Widzia ciemny mur lasu z daleka opasujcy dworzyszcze oraz tu i wdzie rozsiane
po polanie zarysy budowli. Niebo byo pene gwiazd i cisza panowaa ogromna. Z dou
dolatywaa czasem wo dymu tytoniowego; najwidoczniej pod oknem czuwa stranik.
Nieco pniej Carrigan zrzuci ubranie i zgasiwszy wiato, wycign si - pomidzy
chodn biel przecierade. Usn do szybko, ale drczyy go zmory. Budzi si dwukrotnie
i za drugim razem mia wraenie, e czuje dym mocniejszy i w ogle odrbny od dymu fajki.
Nie wstawa i znw zadrzema, lecz po pewnym czasie co kazao mu ockn si, usi na
posania i wreszcie skoczy na rwne nogi.

Byo ciemno, ale skd dolatywa gwar. Tworzyy go gosy nie stumione bynajmniej,
lecz przeciwnie donone, o znamionach podniecenia i komenderowania. Pokj by peen
dymu; dym napenia puca i bolenie gryz oczy.
Carrigan, przetarszy powieki, z gonym krzykiem skoczy raptem do okna. Od
pnocy i od wschodu wiat by jednym morzem ognia.
Ksiyc znik. Szary brzask, przymglony poog, zapowiada nadejcie dnia. Jakie
cienie ganiay to tu, to tam, ginc nieraz w oddaleniu. Nawoywania kobiet i pacz dzieci
czyy si z wyciem psw. Ponad wrzaw growa donony gos Czarnego Rogera. Na jego
komend grupy ludzi mkny na spotkanie ognia i nie pokazyway si wicej.
Carrigan przyodzia si szybko i znw skoczy ku oknu. W pobliu przelatywao
wanie kilkunastu ludzi, dorosych mczyzn i chopakw pod wodz Joe Clamarta; na
ramionach nieli piy i topory. Wiatr sta i Dawid zauway, e dmie prosto z serca ognia ku
dworzyszczu. Niebo janiao od uny i od wstajcego dnia.
Powietrzem pyn dwik, zdajcy si pochodzi z odlegoci wielu mil, tak mao by
wyrany. Dawid naty such, chcc go lepiej uowi, i rozrni ni to pacz, ni to jk
pochodzcy - o dziwo - spod jego okna. Kto zawodzi niby dziecko, a jednak Carrigan
wiedzia, e to nie dziecko ka. Nie kobieta rwnie. Od ciany oderwaa si z wolna jaka
posta skulona niesamowicie i Dawid pozna garbatego Andrzeja. Kaleka lamentowa
bolenie, wycigajc ramiona ku gorejcej puszczy. Lecz raptem, rzucajc wyzywajcy
okrzyk, pomkn przez polan ku lasowi.
Dawid patrzy w lad za nim, doznajc dziwnego ucisku serca. Zupenie jakby widzia
dziecko idce na niechybn mier. Krzykn, chcc przywoa stra i wysa kogo za
obkanym, ale stra znika.
Natychmiast przyszo mu na myl, e tym samym, jeli tylko wyamie zapor, bdzie
mia woln drog przed sob. Ca si napar na brzozowe erdzie, uderzajc ramieniem, jak
taranem. Nie ustpiy ani na cal, mimo to ponawia ciosy, a mu rami zdrtwiao. Wtenczas
przerwa, by raz jeszcze, spokojnie, zbada przeszkod. Jedno mogo j poruszy: jakikolwiek
lewar.
Obejrza si, lecz w izbie nie byo adnej rzeczy, mogcej do tego celu suy. Potem
wzrok jego pad na wspaniae rogi karibu. Tu przenikliwo Audemarda wyranie zawioda i
teraz Carrigan, bez zwoki, zdj czaszk ze ciany.
Nie by mu obcy sposb, w jaki leni ludzie wyamuj rogi z osady, jednak, wobec
braku zwalonego pnia lub mocnych korzeni, operacja ta zaja mu sporo czasu. Nim stan

znw przy oknie, z rogami w rku, min kwadrans od chwili, gdy widzia po raz ostatni
potwornego kalek.
Nie potrzebowa ju nata suchu, by uowi wycie pomieni, a czarne kby dymu
pitrzyy si nad szczytami drzew, jakby je kto wydmuchiwa z potwornej fajki.
Carrigan wsun koniec rogu midzy dwie brzozowe erdzie, lecz nim zdoa go
nacisn, usysza dochodzcy zza wga donony gos. Kto wzywa garbusa. W chwil
potem przed dom wypad Czarny Roger i zwrcony twarz do ognia wrzasn:
- Andrzeju! Andrzeju!
Dawid przyoy twarz do zapory i krzykn. Audemard podnis gow. By bez
kapelusza, rce mia obnaone powyej okci i oczy mu wieciy gorczkowo.
- Przeszed tdy przed dwudziestu minutami! - woa Dawid. - Znik w lesie, o, tam,
gdzie wida martw sosn. Paka... paka jak dziecko!
Gdyby zamierza doda co jeszcze, Roger ju by go nie usysza. Bieg bowiem
wanie do lasu, we wskazanym kierunku. Teraz Dawid napar na rg i z wolna jeden z
brzozowych konarw ustpi. Carrigan zabra si do drugiej erdzi, potem do trzeciej, a mia
cay d okna wolny. Wysunwszy gow stwierdzi, e na odlego wzroku nie ma nikogo.
Wtedy, nogami naprzd, wysun si na zewntrz, przez chwil wisia na rkach, a skoczy.
Bez szwanku stan na ziemi. Patrzc w kierunku, w ktrym pobieg Roger Audemard,
uczu dziki dreszcz. Teraz bya jego kolej! Na razie mia ochot zawrci, wedrze si do
wntrza domu i trzymajc Carmen Fanchet za gardo, spyta - co ona i jej kochanek zrobili z
Mariann? Lecz przewaya szalona ch porachowania si najpierw z Czarnym Rogerem.
Zoczyca pogna w las sam, bez eskorty. Okazja nadarzya si znakomita.
By pewien, e Marianna pozostaa na tratwie, tote los dworzyszcza Boulainw nie
obchodzi go wcale. Ogie mg je strawi doszcztnie.
Pdem ruszy przez polan, po drodze unoszc z ziemi mocny kij. Szlak, na ktry
wnet trafi, by ledwo przetart ciek, bardzo wsk, kluczc wrd nawisego krzewi tote Dawid wiedzia, e korzysta si z niej bardzo rzadko. Biegnc jak najszybciej, po
upywie piciu minut wybieg raptem znw na woln przestrze, gdzie powietrze gste byo
od dymu i tu zrozumia, dlaczego sadybie Boulainw nie grozi adne niebezpieczestwo.
Sta pord szerokiej na karabinowy strza porby, wolnej od trawy i chaszczy i
czciowo zaoranej; zataczaa pkole w obie strony, jak daleko wzrok mg sign. Czarny
Roger zabezpieczy w ten sposb sw posiado od ognia, dostarczajc jednoczenie ludziom
uprawnej roli.

Biegnc dalej, z prawa i z lewa sysza podniecone gosy. Pilnowano widocznie


wanie tej przesieki, dbajc, by ogie si przez ni nie przerzuci. Nikt nie zastpi mu drogi.
Na mikkiej ziemi widzia lady ng: odbicia stp dwu ludzi biegncych, garbatego Andrzeja
i Rogera Audemarda.
Po coraz mniej wyranej ciece wiody dalej w las, na spotkanie poogi. Dawid nie
ustawa w pocigu. Daleki huk ognia przeszed w niskie wycie; dym gstnia. Carrigan gna
dobr mil, a stan, widzc, e si znajduje u wrt zagady. Ponad sob mia skbiony
chaos. Ryczcy prd powietrza zgina wierzchoki drzew, niby podmuch burzy. Powietrze
byo z kad chwil gortsze. Odpoczywa czas jaki, dyszc ciko. Gdzie si podziali
tamci? Co za tajemniczy nakaz wid obu w paszcz mierci? A moe skrcili w bok? Moe
tylko jemu grozi mier?
Jakby w odpowiedzi daleko przed nim hukno woanie. By to glos Czarnego Rogera
raz po raz powtarzajcy gromko:
- Andrzeju! Andrzeju! Andrzeju!
Co w tym krzyku uderzyo Carrigana. Draa w nim nuta grozy i rozpaczy. Dawid ju
poprzednio mia ochot zawrci, rozumiejc, i i tak zbyt si zbliy do poaru, lecz w
krzyk podci go niby biczem. Run przed siebie, w zawieruch dymu, nie widzc nawet
cieki pod nogami. Gos Audemarda, powtarzajcy si co chwil, kierowa jego krokami.
Namitno owcy ludzi rozpalaa jego yy. Czowiek, ktrego poda, znajdowa si na
przedzie, tote strach przed mierci lub kalectwem nie mia ju do przystpu. Tam, gdzie
przeszed Czarny Roger, on mg przej rwnie, wic ciskajc kij w garci mkn wrd
niskich krzakw, bolenie tncych twarz i rce.
Dotar do stp pagrka; wiedzia, i Czarny Roger nawoywa z jego szczytu wanie.
Byo to spore wzniesienie o trzydzieci metrw przynajmniej grujce ponad lasem, i gdy
dobrn do wierzchoka, dysza ciko, z trudem chwytajc powietrze. Mia wraenie, e
znalaz si raptem przed paszcz rozpalonego pieca. Las sa si przed nim ku pnocy i ku
wschodowi, lecz dym zasania mu widok. Ale i przez dym widzia do, by rozpaczliwie trc
oczy, usiowa zobaczy co wicej. O mil, by moe o dwie, poar zdawa si rozdwaja na
ostrzu olbrzymiego klina. Z prawa i z lewa sysza oskot ognia, ale na przodzie szalaa
jedynie zawierucha gorcego wiatru, dymu i popiou. Stamtd wanie bi krzyk.
- Andrzeju! Andrzeju! Andrzeju!
Ruszy znw brzegiem poprzez spieczon ciemno. Gry ywicznego dymu, czarne
niby atrament, kbiy si po obu bokach trjkta. Pod tym miertelnym caunem niewidzialne

dla oka pomienie cwaoway po wierzchokach sosen i cedrw niby wycigowe rumaki.
Carrigan wiedzia, e jeli si zejd poza jego plecami, nastpi koniec.
Serce omotao mu o ebra, gdy mkn w kierunku gosu Czarnego Rogera. Woanie
powtarzao si stale i zawsze na przedzie. Dyo ku wierzchokowi trjkta. Lecz dopiero o
mil od wzgrza, przystanwszy na mgnienie nad szerok strug, Dawid poj, w jaki sposb
stworzy si w klin.
Rzeczka dzielia si tu na dwoje ramion, obejmujcych znaczn poa lasw, a wzdu
jej brzegw rozlegym pasem wyrbano drzewa i chaszcze. Najwidoczniej w przewidywaniu
poaru chciano tu stworzy co na ksztat bezpiecznej wyspy.
Carrigan przemy oczy; woda bya ciepa. Potem rzuci wzrokiem przed siebie. Ogie
przelecia ju, dalej; dym rzed. Bez przeszkody oglda teraz to, co byo kiedy zielon
puszcz: wiat spalony do cna i czarny. Zgliszcza kurzyy si jeszcze. Drobne jzyki
pomienia lizay nadal na wp zetlae kody. Wiatr ucich i tylko z daleka nis si oskot
poogi.
Lecz raptem spoza rzeczki, rozbrzmia straszliwy krzyk. To Czarny Roger, nawet
wrd tej martwej pustki, przyzywa wci garbatego Andrzeja.
Poncy las
Carrigan skoczy w wod; signa mu tylko do piersi. Na brzegu zobaczy lad stopy
Czarnego Rogera, gboko odbity w tlcych wglach i popiele. Ruszy tym tropem.
Powietrze, ktre wciga w puca, byo rozpalone, pene dymu, kurzawy i sadz. Nastpowa
na gorce agwie i czu wo smalonego juchtu. Szkielety cedrw i jode skwierczay jeszcze,
wybuchajc raptownymi jzorami ognia. Twarz go palia, w oczach rs rcy bl, zdawa si
wdycha sam pomie - gdy nagle przed sob dostrzeg Rogera Audemarda.
Olbrzym nie nawoywa ju; milczc par przez ar i dym, niby zwierz jednoczenie
obkane i lepe. Dwukrotnie Dawid wymin stosy poncych gowni, przez ktre Audemard
brn wprost. Po raz trzeci, dc w lady szaleca, uczu, jak mu pomie gryzie stopy.
Tumic jk blu, chcia ju krzykn na Rogera, lecz w teje chwili Audemard stan. Dawid
pospieszy do jego boku i zatrzyma si rwnie.
Las zdawa si tu koczy. Czarne zbocze, stromo umykajce spod ng, opadao ku
zwglonej dolinie. Czarny Roger patrzy w d i co na ksztat jku dobyo si z jego piersi.
Ogromne, nagie ramiona byy znaczone ogniem; koszula wisiaa w strzpach, wos spopiela.
Dawid przemwi i na dwik jego gosu

Audemard zwrci ku niemu twarz podobn do okopconej maski. Potem, tragicznym


gestem, wskaza przed siebie.
Dawid wyta wzrok, lecz zbolae oczy nie mogy nic dojrze. Wtem uczu, e grunt
usuwa mu si spod ng. Zetlae korzenie nie mogy utrzyma ciaru i urwisko si zapado.
Obaj, Carrigan i Czarny Roger, polecieli w d, podczas gdy deszcz gorcej ziemi, popiou i
wgli sypa si na nich.
Dawid lea chwil oguszony. Potem, bezadnie macajc rkami, trafi doni na
arzc gowni i z dzikim wrzaskiem porwa si na nogi. Na razie, na wp olepiony, nie
mg nic dojrze. Lecz oto zobaczy Czarnego Rogera. Audemard na kolanach i rkach wlk
si pord rudych zgliszczy. Dotarszy do zwglonego pnia, run na caym ciaem, jczc:
- Andrzeju! Andrzeju!
Dawid pospieszy ku niemu i wziwszy olbrzyma pod ramiona, dopomg mu wsta.
Wtedy dopiero spostrzeg, i to nie pie, ale zetlae zwoki ludzkie.
Ze zgrozy - oniemia. Czarny Roger spojrza na Carrigana i odetchn gboko, jakby
kajc. Po chwili, opanowawszy si, chwyci do policjanta osmalonymi i okrwawionymi
palcami.
- Wiedziaem, e on tutaj dy! - rzek, a sowa wychodziy z trudem spord
obrzmiaych warg. - Przyby do domu, by umrze...
- Do domu?
- Tak! Tu przed trzydziestu laty niemal pochowani zostali jego rodzice, ktrych
ubstwia. Przyjrzyj mu si, przyjrzyj si bacznie, bowiem to jest czowiek, na ktrego
polowae tak uparcie, najlepszy z ludzi - Roger Audemard! Gdy zobaczy ogie, przybieg,
by osoni przed zniszczeniem mogi matki i ojca. A teraz nie yje!
Zawy bolenie i byby upad, gdyby go Dawid nie podtrzyma.
- Wic ty, Audemard?... - krzykn. - Wic ty?... Mw, na mio Bosk!
- Ja... ja, prosz pana... C, jestem tylko jego bratem, Piotrem.
Gowa mu zwisa i ocia w ramionach Carrigana jak martwy.
W jaki sposb Dawid powrci wreszcie nad brzeg rzeczuki, niosc na plecach
bezwadne ciao Piotra Audemarda - pozostao dla niego samego drczc zagadk. Stan
krytyczny, jaki przeywa, zatar w mzgu wszelkie szczegy. Czu, e walczy tak zajadle,
jak nigdy przedtem; e potyka si raz po raz na tlcym popielisku; e jest poparzony,
czciowo olepiony i e mu mdo. Lecz wlk si resztk si i dwiga Audemarda wiedzc,
i olbrzym ma zaman nog i nie moe i o wasnych siach, a pozostawiony wrd zgliszcz
zginie niechybnie. Pod koniec zdawa sobie spraw z tego, e Audemard jczy, a on sam mu

co perswaduje. W kocu dotar nad brzeg rzeki, gdzie run razem z rannym, a w jego gowie
zapanowaa taka czer jak na wysmolonej ziemi.
Nie wiedzia wcale, jak okropnie jest poparzony. Skoro ciemno na zesza, nie czu
ju blu. Jednak niektre wraenia przedostaway si do jego wiadomoci. Oto na przykad
zdawa sobie spraw, e Piotr Audemard krzyczy ponad nim. Byby przysig, i ten donony
krzyk powtarza si bez przerwy w cigu szeregu dni. Potem przyczyy si do inne woania,
to blisze, to znw dalsze. A pniej jeszcze Dawida unosiy jakie chmury, rozkoysane
mikko i dugi czas nie czu i nie sysza nic.
Z omdlenia zbudzio go co agodnego i krzepicego. Przez chwil, odzyskujc
przytomno, nie rusza si i nie podnosi powiek. Uowi ciche kroki, dwa gosy kobiece
stumione do szeptu, wreszcie otwarcie i zamknicie drzwi. Po chwili wiedzia ju. Znajdowa
si w pokoju penym soca. Spoczywa na ku. A ta mikka, krzepica do, lekko niby
puch muskaa nadal jego czoo i wosy. Otworzy oczy szerzej i spojrza w gr. Serce w nim
skoczyo i zamaro. Ponad nim pochylaa si pikna, uduchowiona twarz, podobna do
anielskiego oblicza. Bya to twarz Carmen Fanchet.
Uczyni wysiek, chcc przemwi.
- Tss... cicho! - szepna kobieta. Spostrzeg, i w renicach jej co byska i co
wilgotnego toczy si po policzkach. - Ona zaraz wraca, a ja odejd. Trzy dni i trzy noce nie
zmruya powiek i musi pierwsza zobaczy, jak pan otwiera oczy!
Pochylia si nad nim i drcymi wargami ucaowaa go w czoo.
- Niech ci Bg bogosawi, Dawidzie Carrigan! Ruszya do drzwi, a Dawid ponownie
przymkn powieki. Odczuwa znw w caym ciele palcy bl i przypomniaa mu si
wdrwka przez poncy las. Potem drzwi si otwary, kto wszed i uklk przy ku tak
cicho, i zdawa si wcale nie oddycha.
Dawid zamierza wanie wymwi drogie imi, lecz jeszcze zwleka, niepewny. A
wtem aksamitne wargi dotkny jego ust.
Otworzy oczy. Bya to Marianna. Klczaa obok z gow przytulon do jego ramienia.
Nie miaa pojcia, e zbudzi si ju i trwaa bez ruchu. Patrzc z gry widzia dugie rzsy,
rany policzek i gste fale wosw.
Szepn: - Marianno...
Nie poruszya si na razie. Dopiero po chwili, unoszc gow, spojrzaa mu w oczy.
Milczeli oboje. Dawid unis obie donie, jedn zdrow, drug ca w bandaach i pogaska
jej twarz. Pochylia si szybko, ucaowaa go w czoo i usta, po czym tak wanie jak po
pierwszym pocaunku, zerwaa si i ucieka.

- Marianno! Marianno! - woa Carrigan. Drzwi trzasny za ni. Szybkie kroki


dudniy po sieni. Ucichy. Ozway si znowu. Dawid wsparty na okciu czeka. Drzwi si
otwary i wesza - Carmen Fanchet, a za ni Nepapinas.
Bardzo agodnie, z dobrotliwym umiechem, Carmen pomoga Indianinowi unie
chorego do pozycji siedzcej. Stosem poduszek podparli mu plecy. Po czym Carmen
przemwia tak serdecznie, jak matka do dziecka:
- Ju mniej boli, prawda?
- Mniej! - potwierdzi Dawid. - Ale co si stao?
- By pan poparzony okropnie. Dwie doby strasznie si pan mczy. Za to pniej
przyszed dugi okres snu. Nepapinas twierdzi, e bl ju nie wrci. Gdyby nie pan...
Pochylia si niej i Dawid zrozumia raptem, dlaczego jej oczy s tak promienne.
- Gdyby nie pan... - koczya. - Piotr byby zgin.
Odsuna si szybko i zwrcia w stron drzwi.
- Przybdzie tu, by pomwi z panem w cztery oczy - rzeka, a gos jej zaamywa si
zdradliwie. - Prosz Boga, by dozwoli panu jasno spojrze na rzeczy i przebaczy mi, jak ja
panu przebaczyam to, co byo dawno!
Z sieni dobieg jaki dwik, drzwi si otwary i stary Nepapinas wtoczy do pokoju
fotel na kkach. W fotelu siedzia Piotr Audemard. Rce, ramiona i nogi mia cae w
bandaach, tylko twarz pozostaa wolna od opatrunkw. Na widok Dawida umiechn si
szeroko. Nepapinas przysun fotel tu do ka chorego i wyszed, cicho zamykajc za sob
drzwi, spoza ktrych, Dawid by pewien, dobiegay stumione kobiece szepty.
- Jak si czujesz, Dawidzie? - spyta Audemard.
- wietnie! - skin gow Carrigan. - A ty?
- Zamana noga i troch zadrapa - tu wycign obandaowane donie. - Zginbym,
gdyby mnie nie przynis nad rzek. Carmen twierdzi, e za ocalenie mi ycia jest ci winna
swoje.
- A Marianna?
- O niej wanie chciaem ci mwi. Gdy tylko oprzytomniae, obie, Marianna i
Carmen, kazay mi si z tob zobaczy. Ale jeli nie czujesz si na siach?...
- Mw! - sykn Dawid niemal gronie.
Z twarzy Piotra znik radosny wyraz, ustpujc miejsca ponurej trosce. Zwrci wzrok
w stron okna, poza ktrym zachodzio wanie soce i skin gow.
- Widziae tam w lesie? Roger Audemard nie yje! Pochowano go w trumnie z
aromatycznego cedru. Kocha ten zapach. By jak dziecko. A kiedy przed laty wspaniay

mczyzna, o wiele lepszy i silniejszy ni ja sam. Co uczyni, uczyni susznie, panie


Dawidzie. Jako najstarszy z nas mia lat szesnacie, gdy to si stao. Ja skoczyem dopiero
dziesi i niezupenie pojmowaem, co zaszo. Ale on wiedzia i rozumia mier ojca,
samobjstwo, gdy potny agent zapragn naszej matki. Wiedzia rwnie, jak i dlaczego
ona umara. Jednak milcza i opowiedzia nam to dopiero po latach, gdy zemsta ju si
dokonaa!
Rozumiesz, Dawidzie? Nie chcia mnie w to plta. Uczyni wszystko sam, przy
pomocy druhw z dalekiej Pnocy. Zabi mordercw naszych rodzicw i skry si potem w
kniei wraz z nami. Przyjlimy potem nazwisko matki, Boulain, i osiedli tu, nad Jellowknife.
Roger, Czarny Roger, jakecie go tu zwali, przynis prochy ojca i matki i pochowa w
miejscu, gdzie staa nasza dawna chata. Przed piciu laty walce si drzewo okaleczyo go,
jednoczenie odbierajc mu rozum. Odtd szuka wci Rogera Audemarda - samego siebie.
Taki by czowiek, ktrego prawo chciao posa na szubienic - nasz najlepszy brat!
- Nasz, to znaczy czyj? - wykrzykn Dawid.
- Mj i siostry!
- To znaczy?!
- Mj i Marianny.
- O Boe! - Dawidowi tchu brako w piersi. - Czy to nowe kamstwo?
- To wita prawda! - mwi Piotr Audemard. - Marianna jest moj siostr, a Carmen,
ktr pan widzia przez okno...
Urwa i z umiechem patrzy w oczy Dawida, jakby rad szalonemu ich napiciu.
- Jest moj on! Dawid odetchn gboko.
- Tak, moj on i kobiet o najszlachetniejszym sercu, jakie kiedykolwiek bio na tej
ziemi! - zawoa Piotr Audemard z odcieniem dumy w gosie. - To ona, a nie Marianna
postrzelia ci nad rzek. Mj Boe, przysigam, e adna inna na jej miejscu nie darowaaby
ci ycia - a jednak yjesz! Dlaczego, posuchaj, a zrozumiesz wreszcie!
Carmen miaa brata, o wiele modszego, a e rodzice odumarli ich niemal w
dziecistwie, bya chopcu wszystkim, siostr i matk zarazem. Uwielbiaa go. A. on by zy.
Lecz im bardziej schodzi z prostej drogi, tym bardziej go kochaa i tym arliwiej si za niego
modlia. Gdy zostaa moj on, usiowalimy razem, wydoby go z bagna wystpku. Ale
wida zaprzeda, dusz diabu. Porzuci nas te wkrtce, ruszy na pnoc i sta si tym, kim
by, gdy go schwytae. Na wie o jego schwytaniu Carmen uczynia ostatni bohaterski;
wysiek, by go ocali, lecz mimo wszystkich jej zabiegw skoczy na szubienicy!
Piotr pochyli si ku przodowi; twarz mu gorzaa.

- Walczya dzielnie, musisz przyzna? - mwi. - A ty czynie starania, by j


uwiziono wraz z bratem!
- Prawda! - krtko przyzna Carrigan.
- Znienawidzia ciebie wtenczas! - cign Audemard. - I nienawi ta w niej nie
wygasa. A dowiedziaa si po latach, i ten sam czowiek, ktry powiesi jej brata, wyruszy
w pocig za Czarnym Rogerem. Ot, Roger Audemard i ja stanowilimy w tym wypadku
jedno, gdy przysigem, e w razie potrzeby zajm miejsce nieszczsnego kaleki. Wtenczas
Carmen ucieka z barki, zabierajc ze sob fuzj. Zgadujesz, co zaszo dalej? Marianna
usyszaa strzay i przybya cznem sama jedna w tej chwili wanie, gdy padae na piasek.
Piotr urwa, umiechn si i niezrcznie poruszy obandaowanymi domi, jakby
usiujc je zatrze.
- Nad twoim bezwadnym ciaem rozgorzaa walka. Carmen, nienawidzc, pragna
twojej mierci; Marianna, kochajc ju, pragna ci ocali. Marianna zwyciya, gdy
mio jest zawsze od nienawici silniejsza. Zreszt gdy tak lea we krwi i w oczach
Carmen mao bye podobny do czowieka, ktry powiesi jej brata. Tote ratoway ci
wsplnie. A potem Carmen ruszya cznem na moje spotkanie, podczas gdy Marianna graa
rol mojej ony. By to icie kobiecy pomys, ale nim tu przybyem, rzeczy zaszy zbyt daleko
i naleao prowadzi gr do koca. Widziaem te, co si dzieje i e poczynasz kocha
Mariann, wic byem pewien, e si to wszystko pomylnie rozwinie, ale ryzykowa nie
mogem, std ta stra i erdzie w oknach...
Wzruszy ramionami i twarz jego przymi wyraz alu.
- Gdyby Roger nie poszed walczy z ogniem o groby rodzicw - powiedziabym i tak
ca prawd, wierzc, i twoja mio do naszej siostry zwyciy! I nadal wierz, e potrafisz
mdrze wybra pomidzy mioci, a tym, co sdzisz, e jest obowizkiem. Ale ty mnie nie
suchasz?...
Dawid ponad jego gow patrzy na drzwi i Audemard umiechn si, widzc wyraz
jego twarzy.
- Nepapinas! - zawoa gono. - Nepapinas! Po chwili zaszeleciy kroki i Nepapinas
wszed.
Piotr wycign obie rce, Dawid uczyni podobnie i bez sowa ucisnli si mocno,
jak bracia.
Potem Nepapinas wytoczy fotel z pokoju, a Dawid oparty o poduszki czeka w tak
szalonym napiciu, i zdawao si, e ma w piersi dwa bijce serca, a nie jedno.

Upyn nieskoczenie dugi czas, podug niego przynajmniej - nim Marianna stana
we drzwiach. Dawid wycign ku niej rce, wymawiajc umiowane imi. Wtenczas
przeleciaa pokj niby ptak i na kolana pada przy ku. Chwil trwali przytuleni do siebie,
bez sowa. Potem Marianna podniosa twarz i z lekkim umiechem w kcikach warg, a
kaniem w gosie, spytaa:
- Czy... wszystko dobrze si skoczyo... Dawidzie?
Przysun jej wargi do swoich. Nie mg wcale spamita, co mwi pniej, ale w
jakiej chwili Marianna rzeka:
- Zabierzesz mnie ze sob?
- Tak! - odpowiedzia radonie. - Przedstawi ci memu zwierzchnikowi i... poprosz
o dymisj. Obieca, e jeli zaatwi spraw tego Rogera Audemarda, da mi wszystko,
cokolwiek zadam, wic nie moe odmwi. Do wrzenia sprawa da si zaatwi, tote
zdoamy tu wrci, nim spadn niegi, rozumiesz? Przygarn j znw mocniej.
- Rozumiesz? - powtrzy, kryjc twarz w jej wosach. - Znalazem wreszcie ziemi
moich marze i pragn tu z wami na zawsze pozosta. Czy cieszysz si, Marianno?
***
W ogromnej izbie, ktrej okna patrzyy na trzy strony wiata, Piotr czeka w fotelu,
pomrukujc chwilami ze zniecierpliwienia, podczas gdy Carmen usiowaa zasign
pewnych informacji. Nadesza wreszcie od drzwi pokoju Carrigana, stpajc leciutko na
palcach, a Audemard, widzc jej zaponion twarz i byszczce oczy, sprbowa zatrze swe
zabandaowane donie.
- Gdybym to przewidzia, kochanie - szepn do niej - kazabym zrobi wiksz
dziurk od klucza do jego pokoju. Dawid zasuy sobie na to, szpiegujc nas wtenczas przez
okno. Ale, mw! Widziaa co? Syszaa co?
Carmen pooya mu na ustach mikk do.
- Ciszej! - przestrzega. - Nie tak gono! I, kochany, wiem tylko tyle, i w zamku
Boulainw znajduje si obecnie czworo ludzi - niezmiernie szczliwych!
Koniec
KB

You might also like