You are on page 1of 440

AESAREL

Michał Knychalski

"Każdy jest magiem,


jedni dowiadują się podczas narodzin,
inni podczas życia,
reszta podczas śmierci"
Rozdział I.

Początek.

Był gorący sierpniowy dzień. Żar lał się z nieba, był dokuczliwy dla
ludzi, zwierząt i roślin. Każdy centymetr asfaltu był tak rozgrzany, że
koła jadącego samochodu, zostawiały po sobie lekki ślad opon.
Samochód pędził tyle na ile pozwalało silnik leciwego pojazdu.
Mężczyzna jechał skupiony na drodze i co jakiś czas spoglądał w
lusterko na jego małżonkę która leżała na tylnim siedzeniu i ciężko
oddychała. Była ubrana w przewiewną sukienkę w kwiatuszki i
delikatnie głaskała swój ciężarny brzuch.

- Skarbie jak się czujesz? - spytał niepokojąco mężczyzna


- Dlaczego ono wybrało akurat dzisiejszy dzień na narodziny ? Nie
mogło poczekać jeszcze z 3 dni jak się ochłodzi? - powiedziała ciężko
sapiąc.
- Już niedługo będziemy w szpitalu. Wszystko będzie dobrze. –
powiedział zaniepokojony
Kobieta lekko uśmiechała się, przymknęła oczy by obetrzeć pot z
czoła który napływał na jej niebieskie oczy. Do szpitala dojechali bez
przeszkód w 15 minut. Mężczyzna pomógł żonie wysiąść i udali się na
izbie przyjęć. Tam ociężałe pielęgniarki, postarały się w miarę szybko
pomóc ciężarnej kobiecie. Już po kilkunastu minutach znalazła się na
sali porodowej i zaczęły szybko się krzątać po korytarzu w
poszukiwaniu lekarzy, opatrunków i innych potrzebnych rzeczy do
porodu. Szybkim krokiem przez korytarz przemierzała potężna
akuszerka, starała się jak najszybciej dotrzeć do miejsca
przeznaczenia choć jej tusza nie pozwalała jej na to. Gdy dotarła,
kobieta już była po części przygotowana do porodu. Sprawdziła
szybko jej stan ogólny, z przerażeniem otwarła oczy potem zaraz
szybko zaczęła myśleć logicznie.
- Zawołać natychmiast chirurga i pediatrę. Musimy robić cięcie
2
cesarskie. - wrzasnęła do pielęgniarki, która natychmiast wybiegła.
- Trzymaj się skarbie, zaraz będzie po bólu. Nic ci się nie stanie,
jesteś w dobrych rękach - powiedziała spokojnie i przekonywująco do
ciężko oddychającej kobiety.
Mąż stał w drzwiach i z przerażeniem patrzył na całą sytuację. Był
normalnym rolnikiem, nieznającym się na medycynie i to co widział
teraz było dla niego czymś nie osiągalnym dla jego umysłu. Był
przerażony ale wierzył, że żona wraz z dzieckiem jest w dobrych
rękach.
- Proszę wyjść. Tu nic pan już nie poradzi. My się zajmiemy -
powiedziała spokojnie akuszerka do niego.

-Czy wszystko będzie dobrze? Nie ma żadnych komplikacji? – pytał ją


zaniepokojony mężczyzna

-Tu trzeba działać a nie mówić. Wszystko będzie dobrze, ale proszę
niech pan poczeka na korytarzu. – jeszcze raz poprosiła grzecznie
Kiwnął przytakując głową i szepnął cichutko do ucha żony.
- Kocham Cię skarbie. Będzie dobrze.

-Wiem, wszystko będzie dobrze. Nie martw się. – odpowiedziała mu


cicho z lekkim uśmiechem
Wycofał się na korytarz gdzie zderzył się z dwoma lekarzami którzy
pędzili do sali porodowej. Ustąpił szybko im miejsca i usiadł na
wolnym krześle. Czas dłużył się a minuta trwała dla niego godzinę.
Siedział a jego myśli były jak kłębek porozrzucanych klocków
układanki. Co będzie? Czy wszystko dobrze? Nerwy były napięte do
granic możliwości jego. Ktoś podał mu w szklance wodę do picia,
która za chwilę dodała świeżości w upalny dzień. Choć mury szpitala
były grube to i tak było czuć gorąc w powietrzu. Siedział i czekał a
każda minuta oczekiwania stawała się godziną. Nagle dobiegło do
niego płacz dziecka. Wstał i już chciał biec do sali, ale oprzytomniał,
że nie może tam wejść. Stał i czekał. Płacz narodzonego dziecka
unosił się jak melodia po korytarzu. Uśmiechnął się w szczęściu i
popłynęła łza szczęścia. Serce biło mocna gdyż radowało się z

3
narodziny jego dziecka. W tym momencie poczuł podmuch wiatru.
Spojrzał na siebie ale nic nie było co mogłoby go wywołać. Wiatr
przeszedł po całym korytarzu, aż poczuł na ciele ciarki od chłodu. Po
paru minutach znów powstał gwar na korytarzu. Pielęgniarki zaczęły
biegać z i do sali porodowej. Rozglądał się nie wiedząc co się dzieje.
Chciał zaczepić jedna położna by dowiedzieć się co się dzieje. Żadna
nic nie odpowiedziała, jedna tylko spojrzała na niego z smutną miną,
coś chciała powiedzieć ale szybko odeszła. Stał i czekał. Po kilku
minutach wyszła potężna akuszerka z zawiniątkiem na rękach.
Podeszła do niego powoli i dała mu na ręce jego dziecko.
- Ma pan syna - powiedziała cicho, nie uśmiechając się przy tym.
Patrzył na niego i płakał z radości. Malutki patrzył na niego i poruszał
malutki ustami jakby coś chciał powiedzieć.
- Przepraszam, ale ... - tu zatrzymała w pół słowa akuszerka.
Mężczyzna spojrzał i chciał już zapytać , lecz ona dokończyła co miała
powiedzieć.
-...wystąpiły komplikacje około porodowe, pana małżonka nie
wytrzymała. Zmarła - powiedziała to ze łzami w oczach.
- Ależ wszystko szło dobrze, jak, to nie możliwe, co pani mówi? - jego
głos nasilał się w niedowierzaniu
- Tak wyglądało na początku ale..... - mówiła dalej
Lecz do niego nie docierały już żadne słowa. Usiadł na krześle i
patrzył na syna. Płakał ale to był płacz rozpaczy.

W trzeci dzień po narodzinach gdy upały zelżały a na niebo stało


się zakryte chmurami, był pogrzeb matki dziecka. Marek stał nad
grobem swojej żony. Oczy miał zaszklone od napływających łez, lecz
żadna nie padła na ziemię. Jego rozpacza rozdzierała go od wewnątrz.
Życzliwy mu ludzi, znajomi i rodzina pomagała mu jak tylko mogła
ale oni też wiedzieli że nie łatwo pomóc człowiekowi który jednego
dnia traci bliską mu osobę i dostaje nowy sens życia.
- "Rany czemu teraz nie rodziłaś moje skarbie, czemu to mnie
spotkało" - myślał rozgoryczony sensem życia.
Pytania te i podobne kłębiły się w nim od dnia jej śmierci, nic nie
4
docierało do niego. Rozejrzał się wokół siebie niepewnie jakby czuł się
samotny wśród obcych. Gromada bliskich mu osób stała smutna
wokół niego i słuchali kazania księdza który swoimi słowami próbował
dać otuchy Markowi. Nie docierały do niego te słowa jakby słyszał je
poprzez mgłę w tunelu. Spojrzał na syna swojego którego miał na
rękach. Zawinięte dziecię delikatnie spało przytulony w objęciach
ojca. Był nieświadom tego co się stało, jego spokój był rozbrajający.
Patrzył na niego i delikatnie się uśmiechnął, lecz nikt tego nie
dostrzegł. Nagle zerwał się wiatr, który stopniowo nasilał się coraz
bardziej. Otulił go bardziej by pył poderwany z ziemi nie wpadł w
zamknięte oczka syna. Rozejrzał się po niebie czy przypadkiem nie
widać jakieś chmura burzowej, która w upalne lata mogła pojawić się
z nikąd. Jednak niebo było takie samo. Rozejrzał się i zauważył że
wiatr wiał tylko wokół ich. Kilkanaście metrów dalej nic się nie działo,
kompletna cisza. Zauważyli to inni zebrani, a ksiądz w pół słowa
zaniemówił. W ułamku sekundy kawałeczek nieba rozeszło się na boki
tworząc mały otwór. Snop światła słonecznego wpadło na miejsce
ceremonii pogrzebowej. Spojrzał przed siebie i ujrzał. Mglista postać
stała po drugiej stronie grobu jego małżonki. Stopniowo stając się
bardziej wyraźną dla niego.
- "Boże kochanie, ja cię tak kocham" - wypowiedział te słowa które
pozostały tylko w jego myślach widząc swoją żonę którą teraz żegna
pogrzebem. Chciał zrobić krok w przód, lecz nogi odmówiły
posłuszeństwa, chciał powiedzieć to na głos, lecz słowa utkwiły w
głowie.

Postać była ubrana w lśniące szaty, od której wręcz biło ciepło i


światło. Rozejrzał się po uczestnikach lecz oni spoglądali to na siebie
to na księdza. Zdezorientowany ksiądz gdy opadł wiatr zaczął dalej
swoje kazanie. Spojrzał znów przed siebie. Istota nie znikła, stała i ze
spokojem patrzyła na niego i na syna.
- "Kochanie jest mi dobrze. Nie bój się o mnie. Jestem tu by cię
pocieszyć. Ani ja ani nikt nie mógł wiedzieć to co nastąpiło. Wierz że
będzie to ci wynagrodzone. Kochaj naszego syna Tomasza. Będę z
5
wami cały czas w waszych sercach" - słowa napływały do jego głowy
jakby ktoś wsunął je do środka. Nie bał się ich, gdyż ciepło płynęło
przez nie. Nagle wokół postaci żony pojawiły się kolejne cztery
postacie. Byli ubrane z białe zwiewne ubrania podobne do ubrań
mnichów.
- "Kto to?" - zapytał
- "To opiekunowie Tomasza. Będą z nim wszędzie by mu zawsze
pomóc." - odpowiedziała, zaraz potem dodała - "Kochanie wszystko
będzie dobrze. Kocham was"
Nagle rozpłynęła się postać jego żony. Czwórka opiekunów stała tam
gdzie stała, a po chwili też rozpłynęli się jakby to była fatamorgana.
Chmura zaszła ponownie i znów zrobiło się szaro. Rozejrzał się lecz
reszta uczestników nadal stała tam gdzie stała i słuchała kazania
księdza który mówił.
- Niech światło Boskie wskaże drogę dla męża naszej córki która
odeszła od nas do Pana swojego. - słowa tym razem były zrozumiałe,
a nie jak poprzednio. Spojrzał na Tomaszka który delikatnie spał i
uśmiechał się do swojego ojca. Delikatnie znów uśmiechnął się Marek
do niego, dostrzegli to co niektórzy obecni. To był dobry znak, że
powoli Marek wychodzi z otępienia umysłowego , a on wiedział
dlaczego.

Lata mijały jeden po drugim. Czas płynął szybko a mały Tomaszek


był oczkiem w głowie ojca. Co jakiś czas Markowi przychodziły
smutne chwile, napływały myśli przeszłości ale zaraz po tym
przychodził do niego na kolana synek i mówił do niego że będzie
dobrze. Zawsze poniekąd się dziwił, że wyczuwa jego smutne
nastroje związane z przeszłością, lecz z drugiej strony chyba już był w
stanie uwierzyć we wszystko po tym co go spotkało w życiu. Tomasz
rósł zdrowo i w szczęściu. Choroby nie imały się a gdy złapał jakąś
dolegliwość czy infekcję szybko wychodził z nich wręcz na następny
dzień. Dziwiło to jego i innych którzy mieli styczność z nim, inni zaś
uważali to za dobry znak, że chłopak będzie silnym mężczyzną w

6
przyszłości. Jego uśmiech wprawiał w innych radość i każda smutna
osoba stawała się przy nim radosna. Jego obecność napełniała
wszystkich w chęci do życia, dawała siłę do dalszych działań.
Uwielbiał się bawić z rówieśnikami, jak to chłopiec 6 letni chciał
spróbować wszystkiego, wejść w każdą dziurę w płocie i zdobyć każde
drzewo w sadzie. Sytuacja materialna rodziny polepszyła się kiedy
Marek na jednym w wyjazdów do miasta kupił los na loterii. Jakie
było jego zdziwienie jak po kilku dniach przypomniało się o nim i
sprawdził kupon a tam była wygrana pieniężna która dawała całej
jego rodzinie przetrwanie na kolejne klika dobrych lat. Jeżeli można
to nazwać rodziną, ojciec i syn bez matki, żony lecz wiedział że jego
ukochana małżonka jest w jego sercu a Tomeczek jest esencją ich
miłości. Mieszkali wraz z jego rodzicami którzy wspólnie z nim
utrzymywała się z rolnictwa. Matka jego zajęła się opieką i
wychowaniem małego wnusia, którego bardzo kochała i poświęcała
mu dużo czasu. Marek zazwyczaj mógł dać czas po koniec dnia kiedy
obrobił wszystkie obowiązki związane z gospodarstwem, oraz w
niedziele. Wtedy poświęcał tyle czasu ile mógł mu dać. Nie chciał
dopuścić by więź między nimi zatraciła się. W pewnej gorącej lipcowej
niedzieli szli razem polną dróżką pomiędzy polami zbóż. Lato znów
było upalne a mała ilość deszczów nie przyczyniała się pozytywnie do
urodzaju. Marek co trochę sprawdzał źdźbła żyta i pszenicy i co
trochę kiwał głową.

-Jak tam dalej pójdzie to plony będą mizerne w tym roku. Za mało
deszczu – mówił pod nosem do siebie
-Tato jak to jest że mamy lato i zimę? - spytał nagle Tomaszek
-Hmm tak jest od zawsze , jak tylko ludzie mogę sięgnąć pamięcią.
Są pory roku takie a nie inne. Zima jest odpoczynkiem dla drzew i pól
by potem znów na wiosnę zakwitnąć a latem zabrać plony byśmy
mieli potem co jeść - odpowiedział
-To wiem tato a jak to się dzieje ? - spytał ponownie
Marek usiadł na trawie koło drogi i wziął syna na kolana.
-Prawdę mówiąc to nie wiem dokładnie. Widzisz dawniej chyba tak
7
dokładnie nie uczyli w szkołach jak to się dzieje, a może wówczas nie
uważałem na lekcji geografii czy też fizyki. Ale wiem że jak ty
pójdziesz do poznasz prawdę jak to się dzieje i mi powiesz potem -
uśmiechnął się do syna.
Po chwili powiedział w zamyśleniu.
- Szkoda że nie wiemy jak to się dzieje z deszczem, raz jest za dużo
gdy go nie potrzeba a raz za mało jak w tym roku. Wszystko usycha,
jak tak dalej pójdzie słabe będą zbiory - mówił to zapatrzony w pola
zboża które szumiały na delikatnym wiaterku.
- Nie musimy wiedzieć jak to się dzieje ale przecież można poprosić o
deszcz, prawda? - powiedział
- Hmmm masz racje, ale kogo teraz w tej chwili można poprosić by
był deszcz? - nadal zadumany odpowiedział
- Eldinora - odpowiedział krótko
- Kogo? - spojrzała na niego ze zdziwieniem - Kto to jest ten Eldinor?
- Przychodzi czasami do mnie i pokazuje mi sztuczki.
- Ale kim on jest? - zaciekawienie było coraz większe.
- On jest światełkiem i rozmawia ze mną - spokojnie odpowiedział
Tomaszek
- Hehehe i co może wie jak zrobić deszcz? - uśmiechnął się do syna -
Pewnie idzie do studni po wiadra wody i podlewa kolejne grządki
pola?
- Nie tato on to robi inaczej, pokaże ci.
Tomaszek zamknął oczy i przez chwilę stał się jakby nieobecny w
rękach ojca. Marek patrzył na niego i myślał ahh ta bujna fantazja
dzieciaków.
Tomaszek otworzył oczy i powiedział.
- Więc będzie deszcz, tak mi powiedział - rzekł
- Kiedy? –zapytał Marek
- Zaraz - odpowiedział spokojnie
Zdziwił się ojciec i zaczęło go niepokoić słowa syna. Nagle zerwał się
silny wiatr, który zaczął miotać zbożem a szelest zwiększał się. Znał
takie podmuchy wiedział, że to może oznaczać deszcz. Jako rolnik

8
który spędził lata w polu widział różne anomalie pogodowe, lecz to
było nad wyraz silne. Rozejrzał się po niebie, lecz nie było widać
żadnych chmur. Słońce paliło nadal ale wiatr nie ustawał. Obejrzał się
za siebie tam gdzie było wzniesienie i z niedowierzaniem patrzył na to
co widział. Za horyzontu zaczęły szybko i znikąd pojawiać się chmury,
które poruszały się w ich kierunku. Po kilku minutach naszły na całe
niebo zasłaniając słońce. Potem pierwsza kropla i kolejna. Coraz
częściej i gęściej zaczął padać deszcz. Był ciepły i orzeźwiający.
Uśmiechnął się i spojrzała na ucieszonego synka. Deszcz zaczął padać
coraz mocniej siąpić. Wstał i wziął Tomaszka za rękę.
- Choć bo przemokniemy.
- I tak przemokniemy ale jak fajnie tu jest teraz.
- Tak , masz racje synku. – spojrzał na niego z uśmiechem, ale
jednocześnie zastanawiał się jak to możliwe z tym deszczem. Czy
faktycznie to jakiś Eldinor zrobił?
Już się nie spieszyli, szli powoli dróżką, a mały skakał z radości po
nowo stworzonych kałużach. Gdy doszli do domu ubrania ich były całe
przemoczone, ale uśmiech na twarzy nie ustąpił. Wieczorem gdy
deszcz jeszcze padał Marek poszedł przeczytać bajeczkę na dobranoc
Tomaszkowi. Czytał mu i czuł że ktoś jest jeszcze w pokoju. Nie znał
tego czucia co to może być, ale czuł ciepło takie samo jakie poczuł od
istoty która mu się objawiła na pogrzebie. I już wiedział że sam teraz
całą rodziną. Gdy synek usnął on przytulił się do niego, początkowo
uśmiechał się do samego siebie i do życia że nie jest takie paskudne.
Usnął wraz z nim.
We wrześniu Tomasz poszedł do szkoły. Niestety musiał dojeżdżać do
niej kilkanaście kilometrów, ale szybko odnalazł się w nowej
rzeczywistości. Nauka szła mu dobrze i nie miał z nią większych
problemów. Tej jesieni Marek poznał na weselu Asię. Była młodsza od
niego i po części przypominała mu byłą żonę z charakteru. A to że
była wolna sprawiło że coraz to śmielej nie krył zachwytu jej osobą.
Zaczęli się spotykać w wolnych chwilach, i z czasem ich znajomość
przerodziła się w sympatię. Tomasz choć małym człowiekiem był i

9
zbytnio nie wiedział co ich łączy, to jednak Asia przypadła mu do
gustu gdyż w soboty poświęcała mu czas na pomoc w nauce. Lubił ją
i cieszył się że tata też ją lubi. Zaczęły się wspólne spacery w trojkę i
wyjazdy po okolicy a nawet dalej by zwiedzać dziedzictwo
zamieszłych rycerzy. Zamki bardzo podobały się Tomkowi, uwielbiał
po nich łazić do wieczora i wejść w każdą dziurę i szczelinę. Zaś
Marek odmienił się nie do poznania. Stał się radosny i częściej chodził
uśmiechnięty. Przeżywał kolejną miłość w swoim życiu i bardzo był
szczęśliwy, że jego synek też zaakceptował Asię. Tak sobie powiedział
kiedyś, że jeżeli spotka inna kobietę w życiu to musi ona
zaakceptować nie tylko jego ale także Tomaszka. Nie chciał go
odstawiać na boczny tor dla swoich przyjemności. Asia była młodsza
od niego o 5 lat. Zawsze uśmiechnięta i pogodna stylem życia
rozweselała wszystkich. Dawała z siebie tyle ciepła dla Marka, że
miłość ich rosła z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc. W kolejne
wakacje wzięli ślub, a który była zaproszonych grono rodziny i
przyjaciół. Smutki Marka poszły w niepamięć, że znów jego życia
zaczyna tętnić i że znów może dzielić się swoimi radościami i
smutkami. Tomasz też był uszczęśliwiony gdyż marzył skrycie o
mamie. Wiedział on, że zmarła jak był malutki na groźną chorobę.
Nikt mu nie powiedział całej prawdy, nawet ojciec poniekąd bał się to
mówić by Tomasz nie zamknął się w sobie. Wtedy trudniej było by mu
dotrzeć do niego w jego trudnym okresie. Jednak małe dzieci są
szybko zapominają ciężkie sytuacje gdyż na każdym kroku są
ciekawe życia i co tu zrobić by się bawić.
Późnym wieczorem na trzeci dzień po weselu, jeszcze siedziało kilku
znajomych z rodziny, którzy niestety nie mogli przybyć na ślub, gdyż
inne obowiązki nie pozwoliły im na to. Tomek wykąpał się i poszedł do
łóżka. Leżał w nim i wpatrywał się w sufit. Napłynęły mu łzy do oczu.
Poczuł się przez chwilę samotny i opuszczony. Zebrał się w sobie i
zszedł do kuchni. Asia w tym czasie szykował babcią Tomka jeszcze
coś do jedzenia dla gości i rozmawiała śmiejąc się z nią.
- Mamo, nie mogę spać, położysz się na chwilę ze mną ? - skierował

10
te słowa do Asi
Babcia Tomka z Asią zaniemówiły w jednym chwili. To były pierwsze
słowa Tomka do Asi "mamo". Asia odwróciła się do niego, odstawiła
talerze które już trzymała by zanieść. Podeszła do niego i kucła.
Przytuliła go do siebie ciepło.
- Pewnie skarbie, jak najbardziej - odpowiedziała mu z radością
Słowa Tomaszka były dla niej najwspanialszym prezentem jaki mogła
sobie wymarzyć. Chyba bardzo potrzebowała ich, świadczyły że teraz
została całkowicie zaakceptowana przez Tomaszka.
- Pewnie idźcie, ja sobie już poradzę. Powiem Markowi że poszłaś
przeczytać bajeczkę na dobranoc. - z nutę radości odpowiedziała
babcia
Poszli na górę. Tomasz już uspokojony wskoczył do łóżka. Mama
położyła się koło niego i przytuliła. Rozmawiali trochę o weselu, co
było zabawne i śmieszne. Jak mały Jacuś, 3 letni synek cioteczki Basi
wpadł w kable orkiestry i rozłączał im organy. Ubaw był przeogromny
a mały Jacuś wcale się tym nie przejął tylko jeszcze zaśpiewał po
swojemu pioseneczkę która jeszcze bardziej rozbawiła gości. Potem
Asia opowiedziała wymyślona bajeczkę o rycerzach i smokach, bo
wiedziała że uwielbia takie. Gdy skończyła opowiadać Tomek spał już
w jej objęciach. Pocałowała go w czoło.
- Spij skarbie. Dziękuję ci że dałeś mi najwspanialszy prezent. -
powiedziała cichutko do niego
Potem zeszła do gości rozpromieniona i radosna. Marek już wiedział
co się stało w kuchni. Przysiadł się do niej i pocałował ją czule. Też
był szczęśliwy z takiego obrotu sprawy.

Życie toczyło się dalej. Miesiące mijały a miłość pomiędzy Markiem i


Asią nieustannie rosła. Byli w sobie zakochani nadal jak para
gołąbków. Tomasz był szczęśliwy że ma w końcu całą rodzinę. Bardzo
mu brakowało mu brak mamy i czasami wysłuchiwał od kolegów z
szkoły jakie to mają wspaniałe mamy. Co one potrafią dla nich zrobić
i tym podobne. Wówczas czuł się smutny i marzył o tym bardzo

11
często, lecz nie mógł nic na to poradzić. Ale teraz już to wszystko
minęło. Był radosny, że Asia została jego mamą i że tata się odmienił.
Cieszył się z ich radości i często przybywał z nimi jak tylko pozwalał
na to czas. Asia miała wykształcenie ekonomiczne i pracowała w
urzędzie gminy, gdzie jak to Tomasz mówił, że mama zlicza cyferki i
jest w tym najlepsza. Zawsze się śmiała z tego i starała mu się
wyjaśnić na czym polega to zliczanie, ale i tak najważniejsze było, że
liczy cyferki i koniec. Przez to też polubił cyferki i zaczął dominować w
naukach ścisłych jak matematyka i fizyka. Bardzo lubił te przedmioty
gdyż rozwiązania same przychodziły mu do głowy znikąd. Pewnej
niedzieli po zakończonej mszy w kościele , podszedł ksiądz do mamy
Tomaszka i poprosił o chwilę rozmowy z rodzicami na osobności.
Zaprosił ich na zachrtystię, a chłopiec bawił się przed kościołem z
dwoma kolegami w przeskakiwanie ilości płytek. Rodzice usiedli i nie
wiedzieli co się dzieje, że zostali poproszeni o rozmowę bez niego.
- Hmmm nie wiem jak zacząć. Jak wiecie prowadzę katechezę dla
naszych dzieci z okolicy i ... - rozpoczął już starszawy ksiądz
rozmowę
- Coś nie tak jest z Tomkiem? - zapytała Asia
- Nie, nie, chociaż czasami zadaje trudne pytania mi i innych księżą.
Hmm czasami stawia nas pod murem wśród innych dzieci.
- Jak to? Jakie pytania? - dołączył się Marek
- Nie wiem skąd ma taką wiedzę i może mi jakoś pomożecie. Ostatnio
na zajęciach katechezy gdy rozmawialiśmy o dobru i złu. Tomek
przedstawił teorię że jedno nie może istnieć bez drugiego. Że
Wszystko jest od tego jak na to patrzymy, że czasami zło może w
innych oczach uważać za dobro i na odwrót - dodał ksiądz
Asia spojrzała na Marka , chyba w poszukiwaniu odpowiedzi. Przecież
to on zna go od urodzenia i może będzie wiedział skąd tak trudne dla
7 letniego chłopca stają się proste, a dla innych wręcz trudne.
- Wiecie, wiele widziałem już w swoim życiu. Ale nie widziałem
dziecka który zadaje takie pytania, wręcz wysuwa teorię. Gdy inne
dziecko powiedziało, że diabeł jest, on zasugerował mu, że to tylko

12
nasze małe myślenie i otoczenie wpaja nam o istnieniu jego, a
faktycznie inaczej to wygląda - kontynuował
- Nie wiem co powiedzieć, zawsze był wesołym dzieckiem, nigdy mi
takich pytań nie zadawał. Nie wiem skąd to wie i czy to jest prawdą.
Naprawdę nie wiem. - powiedział Marek
-Marku znam cię od małego, czy myślisz, że śmierć twojej żony,
mamy Tomka mogła mieć jakiś wpływ. Nie uznaj Asiu to za jakąś
aluzje co do ciebie. Szukam odpowiedzi. Widzicie małe dzieci czasami
po stracie bliskiej osoby z rodziny może a szczególnie mamy potrafią
się zamknąć w sobie i nachodzą niesłychane myśli.- dociekał ksiądz
- Tomasz nie wie o faktycznej śmierci jego mamy, chcemy mu kiedyś
o tym powiedzieć, ale chyba jeszcze trochę za wcześnie.
Rozmawialiśmy o tym, ale dajmy mu jeszcze czas na prawdę. Właśnie
też się boimy o jego zachowanie, dlatego czekamy z tym -
powiedziała spokojnie Asia
- Ahhh czyli nie wie. No to nie wiem, taka ewentualność mi weszła w
drogę ale widzę że to nie to. - powiedział zamyślony teraz ksiądz.
Teraz Marek siedział zamyślony i przypomniał mu się pogrzeb. Szukał
rozwiązania tego zachowania syna, lecz nie potrafił to poskładać w
jedną całość. Postanowił zachować to co wydarzyło się i nie pogarszać
sprawy.
- Proszę księdza, niech ma pan na niego uwagę i informować nas o
tym jeżeli coś podobnego się zdarzy. Postaramy się z nim
porozmawiać na spokojnie w odpowiedniej chwili, chyba wszyscy
chcemy by nie pogorszyć tylko całej sprawy - rzekł marek
- Tak, tak, to chyba będzie najlepsze wyjście. Dobrze, więc nie będę
was przytrzymywał dłużej. Dziękuję wam za rozmowę. Będziemy w
kontakcie. - odpowiedział ksiądz
Pożegnawszy się, wyszli na dwór gdzie Tomasz nadal bawił się w
skoki z kolegą. Marek szedł w jego kierunku, ciężko zamyślony. Asia
dojrzała w nim mały niepokój ale nic nie odezwała się, wiedziała że i
na to przyjdzie czas.
Po tygodniu gdy wspólnie spędzali wieczór z Tomkiem, Marek

13
rozpoczął rozmowę.
- Synku powiedz mi jak rozróżniasz zło od dobra?
- Chodzi ci pewnie o lekcję religii. To pewnie o tym tydzień temu
rozmawialiście z księdzem - odpowiedział spokojnie
Marek zmieszał się trochę tak bezpośrednią odpowiedzią.
- Tak masz racje o to chodzi. Dlatego pytam się jak to ty rozumujesz.
- Tato nie chciałem by to tak wyszło. Ja tylko powiedziałem moje
zdanie jak ja na to patrzę – powiedział Tomasz trochę zbity z tropu
- Ale skąd takie masz myśli? - drążył dalej Marek
Tomek posmutniał i opuścił głowę, widział że i on jego tata tego nie
rozumiem. Nie wiedział czy dalej tłumaczyć i usprawiedliwiać się z
tego co wiedział. Zauważyła to Asia, przysiadła się do niego i
przytuliła czule.
- Widzisz synku - powiedziała - może i masz rację, nikt z tego nie
chce cię osądzać, ale widzisz niektórzy ludzie mogą patrzeć na to jak
coś co burzy ich poglądy w to co wierzą.
- Wiem mamo, właśnie to zauważyłem - odpowiedział smutno Tomek
- Wiesz co, myślę że jak będziesz starszy to wówczas co niektórzy
będą się liczyć z twoim słowem. Chyba tak będzie lepiej. Co o tym
sądzisz?– zaproponowała Asia
- Masz racje, czasami warto przemilczeć. Dobrze mamo postaram się
- nadal odpowiedział smutno
- Wiesz co? Jak będziesz chciał o takich rzeczach porozmawiać to
zawsze możesz z nami o tym pomówić , dobrze? - Asia chciała jakoś
załagodzić sytuację
- Dziękuję wam. - uśmiechnął się i przytulił się dodatkowo do taty
Marek uspokoił się przebiegiem rozmowy i napięcie spadła z niego.
Rany jaki był wdzięczny dla Asi, że ma takie dobre podejście do syna.
On sam pewnie by nie poradził sobie z taką rozmową poważną.
Przecież jest prostym, normalnym człowiekiem a takie rozmowy
potrafią go czasami przytłoczyć. Lecz mały człowiek wziął sobie
bardzo tą rozmowę do siebie. Wiele dało mu to myślenia, postanowił
już publicznie nie wygłaszać swoich poglądów i to co już wie. Każde

14
życie jest wielką nauką człowieka, wszystko ma dalsze
odzwierciedlenie na jego następne postępowanie, jego cechy i to co
będzie czekało na niego. Wiedział jednak, że tak łatwo się nie podda i
jak dorośnie jeszcze nie raz udowodni innym jak są zaciemnieni, w
końcu Boska Opatrzność kazała się dzielić. Im bardziej szlachetne
przesłanie tym lepiej. Więc on też podzieli się wiedzą z innymi, a tylko
nieliczni zrozumieją co mówi. Był to dzień w którym Tomaszek podjął
bardzo ważną decyzję.

Pod koniec szkoły podstawowej zaczęły rodzić się przyjaźnie. Tak też
było u Tomka. Poznał kilku fajnych kumpli z którymi coraz częściej
spędzali wspólnie wolny czas. To budowali na odległych od wioski 2
km swój bunkier. Kopiąc wielki dół, potem przykryli od góry starymi
deskami i przysypali ziemią. Była to ich mała twierdza o której nikt
nie wiedział, żaden z ich rodziców tylko oni sami. To była ich mała
wspólna tajemnica. Wspólne ich zainteresowania powoli łączyła ich w
przyjaźń. Co sobota wszyscy chodzili pograć w piłkę nożną do samego
wieczora albo trochę wspólnie powłóczyć się po okolicy w
poszukiwaniu nowych ciekawych miejsc. Jednym z nich był Mirek a
kumple na niego mówili piramida ale czemu nikt nie wiedział. Mirek
był szczupły z grzywką rzuconą na jeden bok. Był chłopakiem bardzo
wesołym, nigdy przy nim nie dało się nudzić i miał duża polularność u
dziewcząc. Potrafił prawie każdą dziewczynę tak zakręcić, że ta np.
dawała mu swój pierścionek po godzinie znajomości. Co prawda miał
trochę z lenia i zbytnio nie chciał pomagać innym ale zawsze stawał u
boku swoich kumpli w potrzebie. Drugim był Darek a kumple mówili
na niego John. Pewnie nazwa pochodziła z jakiegoś filmu ale jemu to
się podobało. Był statecznym raczej chłopakiem, otwartym na nowe
pomysły ale gdy popadał w furię to lepiej mu było zejść z drogi.
Trzeci to też Darek zwanym przez znajomych Rekinem a to dlatego,
że dobrze pływał i czuł się tak jak ryba w wodzie. Rekin był wysoki,
najwyższy z nich wszystkich o czarnych włosach i takich samych
oczach i który podobnie jak Mirek przyciągał wokół siebie coraz to
nowe dziewczyny. Po roku dołączył do nich brat cioteczny Tomka,
15
Rafał zwany u nich jako Niedźwiedź. Rozrywkowy braciszek Tomka.
Lubił wypady, imprezy a jego pasją była muzyka. Grał na gitarze,
perkusji i instrumentach elektronicznych. Tomek potem dołączył do
jego pasji i nauczył się grać na gitarze. Opuścili szkołę podstawową
jako zgrana paczka i razem poszli do szkół średnich do pobliskiego
miasta. Co prawda każdy z nich wybrał inny kierunek, ale wolne
chwile spędzali razem. Miasto przyniosło nowe doświadczenia dla
Tomka jak i jego kolegów. Razem teraz zaczęli chodzić na dyskoteki i
gdy jednemu stawała się krzywda reszta zaraz stawała przy jego
boku. Panowała u nich zasada jak z filmu o muszkieterach „Jeden za
wszystkich, wszyscy za jednego” i tego się trzymali. Przyszedł okres
młodzieńczego buntu i zdobywania nowych doświadczeń życiowych.
Paczka znajomych czasami robili coś spontanicznego tak jak raz w
któryś czwartek spotkali dwóch innych znajomych i spytali się ich czy
jadą na Jurę Częstochowską na zamek w Ogrodzieńcu. Mieli wyjechać
następnego dnia w piątek. Krótko myśląc Tomek, John, Piramida ,
Niedźwiedź pojechali z nimi na przygodę pod namiot. Najpierw do
Zawiercia pociągiem a potem miała być mały spacer w nocy do
zamku. Spacer okazał się kilku godziną marszem w ciemnej nocy przy
pomocy kompasu i tak się pogubili. Tomek spojrzał w górę na
gwiazdy i wskazał kierunek gdzie mają iść. Nie pomylił się, trafili
bezbłędnie po 2 w nocy. Szybko rozbili namioty na tyle ile mieli sił i
zwariowana paczka ludzi poszła na skałki obok zamku. Gdy Tomek
wdrapał się na szczyt usiadł i patrzył na wielki zamek osnuty cieniami
nocy. Siedział i nic się nie odzywał ale czuł, że zna dobrze to miejsce.
Typowy przebłysk Deja Vu z poprzedniego wcielenia. Od tego
momentu bardzo spodobały im się wspólne wypady we wakacje.
Każdy z nich ciężko pracował przez pierwszy miesiąc by zarobić
trochę pieniędzy by potem świętować to odpoczynkiem gdzieś w
nowych miejscach w Polsce. Bardzo spodobało się im pole namiotowe
koło Wałcza w małej wiosce Strączno. Pole namiotowe było
usytuowane na długim cyplu wbijającym się w krystaliczne czyste
jezioro. Wieczorami łapali raki ale nie wiedzieli dalej co z nimi robić.

16
Ogniska, muzyka gitary i tanie wino umilały wieczory. Tam poznawali
nowe znajomości wśród kajakarzy którzy niedaleko mieszkali w
ośrodku szkoleniowym. Byli w tym miejscu trzy razy. Za drugim
razem na piknik przyjechały grupa dziewczyn od namiot. Szybko
nawiązali z nimi kontakt co przyczyniło się do wakacyjnych miłostek.
Byli całkowicie zwariowani ale bezpieczni dla otoczenia. Cypel na
którym było pole namiotowe miało mało drewna na wieczorne
ogniska, więc wpadli na genialny pomysł. Tomek wypożyczył rowerek
wodny i w samo południe popłynęli na drugi brzeg jeziora gdzie
drewna było pod dostatkiem. Na płozy z przodu i z tyłu narzucili
drewna wyzbieranego z lasu i dumnie wpłynęli na plażę w samo
południe wprost na kąpiących się turystów. Turyści lubili ich i mieli
często ubaw z ich zwariowanych pomysłów. Takim też jak kupili
kaczkę od chłopa, który krążył po polu namiotowym szukając kupców.
Oni wzięli od niego bez wahania, gdyż to będzie idealny obiad z
kaczki. Zdziwili się gdy chłop dał im żywą dużą kaczkę. Ukręcił przy
nich głowę zwierzęciu, zainkasował pieniądze i poszedł. Siedzieli cały
dzień myśląc co z nią zrobić. Tomek z Johnem i Niedźwiedziem poszli
o zmierzchu dalej nad brzeg jeziora i zaczęli skubać pióra i patroszyć
nie zauważając że 5 metrów od nich siedzi wędkarz i wielki
zainteresowaniem patrzy na ich pomysłowość. Ubaw mieli przedni ale
kaczka pieczona na ognisku to już rarytas w ich menu. Wtedy to
Tomek pierwszy raz na swoje 17 urodziny w mocnym stanie
wskazującym po tanim winie. Zresztą nie ona sam ale wszyscy co byli
z nim na biwaku. Skończyło się, że w nocy na kolanach liczył deski na
molo wraz z bratem ciotecznym i tam też usnęli. Obudził ich rano
ratownik bo przypadkowo zajęli jego miejsce na parasol. Wszyscy oni
byli uśmiechnięci i cieszyli się życiem nie martwiąc się o nic. To były
dobre lata poznawania przyjaźni, zabawy i beztroski o dorosłe życie.

Nasz Tomaszek stał się młodzieńcem a w tym roku miał mieć


bardzo ważne urodziny, 18. Niby dzień jak każdy ale to urodziny są
zawsze czymś szczególnym chociaż dlatego, że w oczach prawa
stawał się taki człowiek dorosły. Z jednej strony duma, z drugiej inne
17
obowiązki. Tomek mieszkał teraz na stancji wraz z kolegą ze wsi i
chodzili do jednej klasy. Miasto było oddalone ok 30 km więc łatwiej
było by mieszkał w tygodniu na stancji niż dojeżdżać codziennie do
szkoły. Tym bardziej, że mieszkali u starszej pani, która miała duże
mieszkanie nie wykorzystane i jak mogła parę groszy dorobić do
cienkiej emerytury to była bardzo zadowolona. Była sympatyczną
staruszką i rozumiała młodość, że musi się wyszumieć. Tolerowała
czasami późniejsze powroty do domu młodzieży, czasami
przychodziła do nich porozmawiać, a jak ich nie było w weekendy w
domu sprzątała ich duży pokój i wymieniała pościel. Robiła to bo
lubiła, większość życia pracowała ciężko jako pomoc domowa u
różnych ludzi i zostało jej to w krwi. Poprzez pracę poznała swojego
męża, który dał jej dużo szczęścia i radości życia. Tolerowała jak
przychodzili do nich koledzy i razem się uczyli, rozmawiali się czy też
jak robili imieniny. Tomasz był młodzieńcem o mocnej budowie ciała
jak na jego wiek, we wcześniejszych latach pomagał ojcu w
gospodarce przez co stal się uodporniony na ciężką pracę a także
poszło mu to na dobre na rozwój fizyczny. Miał ciemne włosy, nie
krótkie i nie długie, takie jakie wówczas panowała moda na fryzury u
takich młodych ludzi. Dziewczyny lubiły go, widząc w nim obiekt
pożądania, dobry materiał na chłopaka jak to określały między sobą.
Lecz on na razie nie miał w głowie przyjemności dotyczące dziewcząt.
To nie znaczy, że był odmieńcem, lecz po już kilka razy zawiódł się na
takich znajomościach i choć dawał z siebie dużo to one z czasem jak
go poznały odkładały na półkę i szukały nowego chłopaka. Cały czas
powtarzając mu, że mogą być przyjaciółmi, że mogą zawsze
porozmawiać, iść do kina czy na imprezę ale nic więcej. Po tych kilku
razach dał sobie spokój z dziewczynami, które w gruncie rzeczy
przeważnie zależało by być z nim trochę i pochwalić się przy
koleżankach, a nawet robiły to na złość byłym swoim chłopakom. Raz
gdy Ania jego była dziewczyna umówiła się z nim do kina była dziwne
zdarzenie. Po drodze spotkali Pawła też byłego już chłopaka jej z
którym ona zerwała parę dni wcześniej. Po co poszła z Tomkiem do

18
kina? Pewnie po to zrobić Pawłowi na złość co gorsza wręcz prawie
oficjalnie powiedziała mu, że umówiła się z Tomkiem do kina. Ten
wściekły, że ktoś odbił mu dziewczynę, nie wytrzymał i naszedł ich po
drodze do kina. Od słów do słów doszło do sprzeczki między Pawłem i
Anią, potem przeniosło się to na Tomka i wywiązała się bójka. Nie
trwała długo gdyż Tomek szybko poradził sobie z nim. Potem pomógł
mu wstać i zaczęli normalnie rozmawiać. Wyszło szydło z worka,
chłopaki sobie wszystko wyjaśnili, że to mściwość Ani doprowadziła
do ich sprzeczki. Zgodnie powiedzieli, że Ania ma chyba coś nie tak
ze swoim mniemaniem. Rozłoszczona Ania odeszła prawie z płaczem,
że nie udało jej się skłócić lub wywołać pożądanej zazdrości między
nimi. A oni przeprosili się i poszli razem do baru, by rozglądać się
przy lodach na dziewczyny które kursowały chodnikami w
poszukiwaniu nowych chłopaków. W taki oto sposób Tomek zyskał
dobrego kumpla z którym rozumieli się i zawsze się śmiali jak
wspominali Anię. Tak więc dał sobie spokój z dziewczynami i
wszystkie traktował jako koleżanki niż obiekt który mógł być jakąś
wiązać się uczuciem.

Do czasu aż poznał Oliwię. Była inna od innych, poznali się


poprzez jego kolegę na prywatce. Przyszła sama, uśmiechnięta i czuła
się trochę nie swojo w takim towarzystwie. Wolała spokój i ciszę niż
rozgardiasz jaki tu panował. Muzyka tętniła zbyt głośno by można
było rozmawiać i patrzyła na całe to zamieszanie jak oni potrafią się
porozumieć. Była tylko jedna metoda trzeba było krzyczeć. Tomek
zobaczył ją jak stała i próbowała rozmawiać z grupką ludzi lecz
widocznie jej to nie wychodziło a nawet nie interesowało, często
rozglądała się by gdzieś ulotnić się w spokojne miejsce, ale nigdzie
nie widziała wybawienia. Podszedł do niej, delikatnie złapał ja za dłoń
i uśmiechnął się do niej.
-Cześć widzę, że ich tematy cię w ogóle nie interesują. Tak samo jak
mnie – powiedział jej do ucha by mogła tylko ona usłyszeć
-Ależ nie – odpowiedziała obronnie
-A czy mogę ci zaproponować wyjście na dwór ? Chyba dobrze mi i
19
tobie to zrobi – dodał
-Chyba masz rację. Świeże powietrze mi dobrze zrobi – powiedziała
teraz już bardziej łagodnie z uśmiechem na twarzy
Wyszli na zewnątrz domu i usiedli na ławeczce przed domem. Tu było
znacznie ciszej i przyjemniej niż w domu, gdzie dym z papierosów i
alkoholu mieszał się co sprawiało odrętwienie umysłu. Oliwia w końcu
odsapnęła w spokoju i ciszy.
-Wcale nie chciałam tu przychodzić. Namówiła mnie koleżanka,
mówiła że u Pawła są zawsze fajne imprezy. Dużo ludzi, świetna
muzyka, ale jak na razie czuję się jak obca. – mówiła patrząc się
przed siebie
-Tomek, jestem może od tego zacznijmy – powiedział do niej
-Oliwia – odparła krótko
-Chodzisz do liceum?
-Tak do drugiego, a ty?
-Do technikum mechnicznego.
-A ciebie co tu sprowadza?
-Paweł to kumpel ze szkoły. Znamy się choć chodzimy do
równoległych klas. Choć powiem ci, że też dzisiaj nie miałem
przychodzić do niego. Ale coś powiedziało mi że warto.
-A co takiego że ci to powiedziało?
-Hmmm gwiazdy które są na niebie. Tak ładnie świeca i wiele mówią.
Namówiły mnie na imprezę.
-Hahah jesteś niesamowity, uraczyły cię gwiazdy, wręcz mówią do
ciebie ? – powiedziała z uśmiechem skierowanym do Tomka
-Gwiazdy są jak litery w książce, jak zna się ich język można wiele
wyczytać
-Tak a co?
-Jedni mówią że na podstawie ich znajdą drogę do domu, inni wróżą z
nich, a jeszcze inni szukają tam życia, tyle rzeczy a jedna książka i
tylko trzeba spojrzeć w górę.
-Fakt masz rację, nigdy nie patrzyłam na to jak ty. OK. No to co mi
powiesz z gwiazd dla mnie? – zapytała jednocześnie z ciekawością i

20
uśmiechem na twarzy
-Popatrzmy w gwiazdy i zobaczymy co piszą – odpowiedział i spojrzał
w górę w poszukiwaniu odpowiedzi – piszą że jesteś pod wrażeniem i
że najchętniej to byś poszła teraz na spacer niż słuchać tej muzyki
Mina Oliwi zmieniła się diametralnie, z uśmiechu powstało
zaskoczenie lekkie.
-Skąd to wiesz? – zapytała
Spojrzał na nią i uśmiechnął się.
-Pisze to w gwiazdach, więc co idziemy na ten spacer? –
zaproponował jej otwarcie
-Z chęcią – odpowiedziała uśmiechnięta.
Nie poszli się pożegnać ze znajomymi, bo po co. I tak większość była
dobrze podchmielona i nie zauważą że ktoś wychodzi czy wchodzi.
Gdy odchodzili od posiadłości gdzie trwała w najlepsze impreza,
muzyka cichła a spokój w głowie powoli wracał do normy. Rozmowa
pomiędzy dwojgiem młodych ludzi stawała się coraz to bardziej
swobodna. Tomek czuł, że Oliwia jest niesamowitą osobą ale nie
chciał się znów ponieść emocjom i żeby nie przeżywać kolejny raz
przykrego rozczarowania. Dowiedział się że jest od niego rok starsza,
że ma siostrę i skąd pochodzi. Jej rodzice prowadzili niezły interes i
raczej niczego materialnego nie potrzebowała więcej. Tata ją kochał i
uważał ją za oczko w głowie i wszystko by zrobił dla niej. Lecz nie
akceptował jej chłopaków którzy się kręcili wokół niej. Wiedział że
jest atrakcyjna pod względem fizycznym ale też materialnym. I ile
mógł to starał się bronić ją przed nieodpowiednim towarzystwem.
Lecz Oliwia już skończyła 18 lat więc zgodnie z prawem mogła na
więcej sobie pozwolić. Początkowo nie chciał on tego akceptować ale
w końcu kiedyś musiało dotrzeć że z małego kochanego motylka robi
się dorosła osoba, która też musi zasmakować życia. Jej młodsza
siostra o 3 lata była za to całkowicie na odwrót, jeszcze bardziej
szalona i jak by mogła to by się wiekiem zamieniła z Oliwia by mogła
swobodnie chodzić na imprezy do koleżanek. Gdy tak rozmawiali o
sobie i śmiali się z najróżniejszych opowiadanych historyjek, nie

21
zauważyli że już są blisko jej domu. Szli razem ponad 2 godziny a im
się zdawało jak by się znali rok, a 2 godziny jest za mało dla nich jak
na jeden raz.
-Więc tu mieszkasz? Bardzo ładny dom – powiedział Tomek
-Przestań, nie zachowuj się jak inni. Jak patrzą gdzie mieszkam to
zaczynają na mnie inaczej oceniać – odpowiedziała trochę smutno
-Ja uważam cię taką jaka jesteś i nie zmieniam zdania. – odparł
-Akurat. – nadal powiedziała smutno
-Dobrze w takim razie jutro o 17 w parku – powiedział
niespodziewanie do niej
-Co? – zapytała mocno zaskoczona
-Że jutro się spotkamy o 17 w parku, bo dzisiaj mało czasu mieliśmy
by wszystko opowiedzieć
-Wiesz masz rację. Jest mało ludzi z którymi mi się dobrze rozmawia i
lubię w ich gronie przebywać. Ty jesteś inny. Dobrze jutro o 17 –
powiedziała już bardzo ucieszona tą propozycją
Uśmiechem się pożegnali. Tomek jeszcze stal przez chwilę patrząc jak
znika w domu. Potem spojrzał w gwiazdy jak by chciał znów czytać,
lecz tego nie robił patrzył na nie i zastanawiał się co się z nim dzieje.
Za 2 miesiące Tomek miał 18 urodziny. Zaprosił kilkanaścioro
znajomych do siebie na wieś, do domu rodzinnego. Przygotował
potężne ognisko, stoły i inne pomniejsze atrakcje. Chciał to uczcić
inaczej niż wszyscy jak robią, coś zrobić inaczej by każdy był to
zapamiętać. Mama przygotowała wspaniałe smakołyki a wędliny
zrobione przez tatę pewnie podbiją smak wielu gości. Wszyscy
dopisali obecnością, pewnie dlatego że na takiej imprezie zawsze jest
lepiej niż tylko alkohol i głośna muzyka. Rodzice Tomka delikatnie
sami zaproponowali, że pojadą na noc do znajomych, którym zresztą
i tak już dawno obiecywali wspólną imprezę. Tomek był w ten dzień
szczególnie uradowany, nie tym, że kończy 18 lat ale że głównym jej
gościem jest Oliwia, która już oficjalnie choć z sprzeciwem jej
rodziców była dziewczyną Tomka. Impreza powoli się rozkręcała, choć
był alkohol dostępny to i tak ludzie bez tego zaczęli się świetnie

22
bawić, a najlepszą zabawą był prosty basen zrobiony przez Marka.
Wykopany w ziemi, obłożony płytami betonowymi i kilkoma
schodkami. W najgłębszym miejscu miało ok. 2 metrów, a cały basen
był może 8 na 4 metry. Kiedyś początkowo był z przeznaczeniem na
małą hodowlę ryb które lubił Marek ale z czasem stał się dużym
oczkiem wodnym, gdzie Asia zrobiła miłą przystań dla odpoczynku dla
rodziny. Więc wystarczyło podciągnąć przedłużacz i kilka żarówek
powiesić na drzewach obok a miejsce to stało się centralnym placem
zabawa na imprezie. Sierpniowa noc była jeszcze bardzo ciepła i co
trochę ktoś nowy lądował w wodzie dobrowolnie lub też przy pomocy
chętnych których nie brakowało. Gdy Tomek i Oliwia spotkali się w
basenie, ona przytuliła się do niego i dała mu gorącego buziaka.
-I co mój przystojniaku powiesz? – spytała uśmiechnięta do niego
-To że pierwszy raz cię widzę mokrą, ale muszę powiedzieć, że pasuje
ci taki mokry strój. –powiedziała rozweselony Tomek
-Więc mówisz, że podobają ci się mokre podkoszulki? Tylko się
zbytnio nie rozglądaj, żebym nie była bardzo zazdrosna o ciebie.
-To dobrze. Trzeba być trochę zazdrosnym inaczej nudno by było. Ale
jak teraz wrócisz do domu mokra?
-Powiedziałam rodzicom, że jadę na ognisko do koleżanki z klasy i że
będę u niej nocować. Mam nadzieję, że mnie przygarniesz dzisiaj aż
wyschnę?
-Oj co za pytanie. To najwspanialszy prezent jest dla mnie, że jesteś
tu ze mną. Naprawdę.
-Kocham cię Tomku. – powiedziała cicho do ucha tak tylko żeby on to
usłyszał
Uśmiechnął się do siebie, bo to pierwsze wyznanie jej miłości do
niego. Poczuł się niesamowicie, wręcz jak mały chłopiec który dopiero
się nauczył jeździć na rowerze i że teraz cały świat jest jego.
-Oliwio ja też cię kocham. Bardzo i dziękuję że jesteś ze mną. –
odpowiedział
Impreza trwała w najlepsze i nikt nie zauważył jak czas płynie, a było
już koło 3 w nocy. Wszyscy teraz siedzieli przy ognisku i łapali ciepło

23
ogniska które osuszało ich ubrania. Także Tomek i Oliwia razem
przytuleni do siebie siedzieli i słuchali jak Mirek pięknie gra na
gitarze. Tylko jak zwykle Adrian, Jurek i Marzena baraszkowali w
basenie bawiąc się chyba w topielca i ratownika, a Marzena śmiała się
z nich. Potem powoli goście rozchodzili się, jedni poszli spać do
stodoły na siano, inni do namiotów.
Ranem był piękny. Słoneczko nagrzało namiot, że w środku stało się
gorąco. Tomek obudził się i spojrzał na bok gdzie Oliwia spała
smacznie przytulona bokiem do niego. Pogłaskał ją po blond włosach i
szepnął jej do ucha.
-Kocham Cię
Ona tylko delikatnie się uśmiechnęła i cichutko odpowiedziała.
-Ja też Cię kocham.

Przyszła zima. Tego roku nie było prawie śniegu, jakby coś
poprzestawiało się z pogodą. Zima była mroźna, szara. Tomek nadal
spotykał się z Oliwią choć rzadziej, latem zawsze łatwiej było się
wspólnie wyrwać na rower, spacer bez podejrzeń rodziców Oliwi. Choć
i oni zaczęli już coś podejrzewać, że ukradkiem spotyka się z kimś i
zaczęli delikatnie badać otoczenie jej. Gdy wyszło na jaw, bo ktoś
życzliwy powiedział o Tomku, rozpętała się istna wojna pomiędzy
Oliwia a jej rodzicami. Nie docierały słowa jej do ojca, że to miłość, że
to coś innego niż wszystko, że Tomek jest normalnym chłopakiem a
nie tylko kimś kogo się zapomina. Jednak ojciec wiedział lepiej i
zakazał jej spotykania się z Tomkiem. Płakała, że nie jest szczęśliwa,
że choć jest już dorosła i to ona wybiera sobie drogę życia to tato jej
zawsze chciał postawić na swoim. Już miała z goryczą przekazać
Tomkowi, że muszą skończyć ze sobą, że nie mogą się dłużej
spotykać bo tak będzie dla nich lepiej. Jednak gdy Tomek to usłyszał
nie poddał się, wiedział, że jak teraz on teraz zrezygnuje to
przepadnie wspaniała miłość która kwitła między nimi. Przekonał
Oliwię do swoich racji. Ich spotkania stawały się coraz rzadsze, by
uniknąć jeszcze większego rozgłosu w rodzinie Oliwi. Jednak to nie

24
pomagało gdyż ojciec wpadał czasami we furię i wypominał córce to
jedno to drugie. Pewnej niedzieli przy obiedzie rodzinnym tato Oliwi
znów zaczął monolog na jej temat, ale tym razem nie wytrzymała
mama Oliwi. W jednej chwili stanęła po stronie córki.
-Przestań drzeć się ! – wykrzyknęła i samej jej puściły nerwy- co w
ciebie wstąpiło. Czy myślisz że Oliwia ma 13 lat? NIE! Ma 19 lat i też
należy jej się od życia coś miłego a nie tylko twoje pyskowanie.
Zastanów się co ty robisz? – wręcz ryknęła na męża
-A co ja robię ? Haruje jak wół, macie wszystko, chce was chronić,
daje wam wszystko a tak mi się odpłacacie? – odpowiedział ripostą
teraz do żony
-I co ci przychodzi z tej pracy? Tylko pieniądze nic więcej ! Jesteś
czasami zaślepiony nimi i nie widzisz ja ranisz wokół siebie ludzi.
Cholerny egoista. – wycedziła przez zęby mama Oliwi
-Gdybym nie ja .... – już nie dokończył
-Gdyby nie ty nie było by domu, samochodów i wakacji. To wiemy,
spójrz że jak tak dalej będziesz robił zostaniesz sam.
-Sam ? – zdziwił się
-Sam ze swoją cholerną kasą. Cholera nie pamiętasz jak sam byłeś
młody? Jak sam się uganiałeś za dziewczynami? Przypomnij to sobie i
daj Oliwi spokój. Ja wiem, że jest mądra i nie popełni żadnego
głupstwa. – nadal broniła mama swojej córki
Oliwia siedziała i płakała na głos, nie mogła uwierzyć że cała ta
sprawa tak się potoczy, że zaczyna dzielić rodzinę. Młodsza córka jak
zaklęta siedziała i rozwartą buzią ze zdziwienia aż wystawała jej
kluska z zupy której jeszcze nie połknęła. Głowa rodziny trzasnęła
pięścią w stół. Wstał i wyszedł z pokoju. Przez chwilę panowała cisza,
Oliwia płakała jeszcze głośniej a młodsza siostra w końcu połknęła
wystającą kluskę. Mama wstała, podeszła do Oliwi i przytuliła ją
ciepło.
-Nie płacz już skarbie. Wszystko będzie dobrze – powiedziała
spokojnie teraz do niej
Cały dzień był napięty. Ojciec Oliwi wyjechał z piskiem z domu i

25
wrócił dopiero późnym popołudniem. Gdy wszedł był nie swój, usiadł
jak malutki wystraszony piesek na końcu kanapy i spojrzał na żonę i
Oliwię.
-Macie rację. Chyba musiałem dostać za swoje. Proszę wybaczcie mi
moje głupie zachowanie – powiedział jakby niepewnie czy dobrze robi
- córeczko bardzo zależy mi na twoim dobrze, obiecaj mi że nie
zrobisz niczego głupiego i że poznam Tomka.
Oliwia wręcz nie mogła uwierzyć własnym uszom. Otwarła oczy ze
zdziwienia z odmiany jaka nastąpiła w ojcu.
-Pojechałem nad jezioro gdzie poznałem mamę twoją i musiałem to
wszystko poukładać. I ma świętą rację, co z tego jak będę krzyczał,
jak i tak zrobisz jak będziesz chciała. Więc lepiej żyć w zgodzie niż w
waśni. Nie da się upilnować dzieci, jak będą chciały to i tak zrobią co
chcą. Ale obiecaj mi że nic pochopnego nie zrobisz? Dobrze?
-Tak tato, kocham cię. – powiedziała cicho
Podbiegła do niego i przytuliła go mocno. Czas wojny rodzinnej ustał i
była przeszczęśliwa cudowną odmianą taty. Mama siedziała teraz i
uśmiechała się do nich a myślach powtarzała sobie „Co byście zrobili
bez zemnie”.
Reszta dnia była dla Oliwi jak sen, z jednej chwili koszmar
przeistoczył się w bajkę. Tomek był pierwszym chłopakiem, którego
jej ojciec zaakceptował, że w ogóle jest. Potem ze swojego pokoju
zadzwoniła do niego i tą piękną informacją. Opowiedziała co się stało i
jak bardzo jest szczęśliwa, wręcz była teraz rozpromieniona a chęć
życia nabrała teraz większego sensu. Myślała, że nigdy nie uwolni się
od rodzinnych przycinek, nie domówień i złośliwości. Dziękowała Bogu
za dobroć jaką ją obdarzył w ten dzień. Sam Tomek nie mógł
początkowo uwierzyć słowom Oliwi i jego radość przepełniła.
Rozmawiali długo i planowali jak najlepiej zrobić by on mógł poznać
jej rodzinę. Najlepszą okazją były imieniny Oliwi które miały być za 2
tygodnie. Wówczas przyjechał do niej na obiad, był trochę
zdezorientowany, bał się że będą jeszcze może jakiś ciotki i
wujkowie, ale na szczęście jego nie było nikogo więcej. Oliwia

26
wcześniej zapowiedziała, że będzie Tomek i że chce poznać ich.
Ucieszyło to mamę jak też ojca, który bez protestów zgodził się by
przyszedł do nich na obiad. Po oficjalnym przedstawieniu się poszli na
salonu gdzie stał już zastawiony stół na część imienin Oliwi. Pierwsze
chwile były napięte, lecz Oliwia z mamą postarały się rozładować
panującą atmosferę na lepszą. Tomek w skrócie opowiedział skąd
pochodzi, kim są jego rodzice i do jakiej szkoły chodzi. Bardzo
zainteresowało tatę Oliwi gospodarka, jak się potem okazało jego
rodzice też mają duże gospodarstwo i to całkiem niedaleko od jego
miejscowości. Pamiętał sam jak pomagał rodzicom w polu, ale że go
to raczej nigdy nie interesowało i zawsze ciągnął do miasta za
chlebem. Tu też poznał mamę Oliwi i ciężka pracą dorobił się swojego
przedsiębiorstwa. Zaczęli rozmawiać o terenach z których obydwoje
pochodzą i przez to złapali wspólny temat, który przeistoczył się we
wspomnienia. Nawet mama Oliwi była zadziwiona zmianą męża bo
dowiedziała się paru nowych rzeczy o których wcześniej nie wiedziała.
Ale jeszcze bardziej była zaskoczona sama Oliwia, że Tomek tak
dobrze znalazł wspólny język z ojcem. Tylko siedziała i nie wiedziała
co może powiedzieć. A gdy jej tato dowiedział się o planach na
przyszłość Tomka, co chce dalej robić w życiu, jaką dalszą szkołę
chce ukończyć, to nawet zaproponował Tomkowi by może on coś
wniesie ciekawego do jego pracy. Bardzo przypadł mu go gustu
Tomek i w pewnym momencie spojrzał na córkę i uśmiechnął się
czule. Rodzice wyczuli, że Oliwia chce trochę sama pozostać z
Tomkiem i delikatnie wycofali się pod pretekstem, że coś jeszcze
mają do załatwienia. Oni poszli na górę do pokoju Oliwi by szczęśliwi
cieszyć się tym dniem.
Od tego momentu Tomek został zaakceptowany i zawsze był mile
widziany u nich, a ojciec Oliwi kilkakrotnie zabierał go na produkcję, a
Tomek świeżym okiem patrząc na to wszystko dawał małe wskazówki
co można by zmienić. Jak się później okazywało słuszne, gdyż
organWiolacja pracy stawała się bardziej wydajniejsza. Mijała kolejna
zima i wszystko między dwojga zakochanymi młodymi ludźmi

27
układało się w najlepsze. Na kolejne wakacje planowali wspólny
wyjazd w góry. Tomek zaproponował by pojechali do jego wuja do
Międzygórza w kotlinie Kłockiej. Bardzo spodobał się pomysł Oliwi,
trochę to kolidowało z terminem wyjazdu całej rodziny jej nad morze
Adriatyckie. Jednak mama jej pomogła w tym i przekonała męża że w
sumie będzie wszystko dobrze. Pojechali w połowie lipca, kiedy
pogoda była najpiękniejsza. Wuj Tomka zaproponował im jeden z
pokoi, których miał kilka dla turystów pod wynajem. Całe dnie
spędzali razem, przytuleni i zakochani jak gołąbki. Miejscowość
cieszyła się wśród turystów pod względem ciszy jaka tam panowała.
Mała miejscowość, wiele szlaków turystycznych przyciągała ludzi
którzy nie chcieli gwarnych znanych miejscowości ale spokoju i
prawdziwego wypoczynku. Co drugi dzień wybierali się na kolejne
szlaki by pozwiedzać wspólnie jak najwięcej by potem wspomnienia
były dla nich cudne. Wieczorami najczęściej siedzieli nad potokiem
górskim, który płynął w dolnej części posiadłości wuja Tomka.
Któregoś dnia wybrali się na Śnieżnik na szczecie którym znajdowała
się granica państwowa. Droga miała około paru kilometrów i wybrali
ścieżkę trudniejszą, ale za to z lepszymi widokami na okolice. Po
drodze spotkali miłą rodzinę którzy z dwójką swoich pociech, chłopak
w wieku około 12 lat i dziewczynki około 7 też zmierzali w tym
samym kierunku. Trochę zaczęli rozmawiać ze sobą a później szli
razem z nimi. Gdy znajdowali się na kamienistej ścieżce ciągnącej się
wzdłuż boku góry, usłyszeli dziwny dźwięk. Nie znali go, ale
zorientowali się że dobiega z góry. Stanęli i spojrzeli co to może być.
Dźwięk powoli narastał zmieniając się w hurgot. Drzewa na zboczu
nie pozwały im dojrzeć co to może być a siła dźwięku narastała już
niepokojąco. W jednej chwili Tomek ujrzał mały kamyczek który
spadł koło niego i dostał olśnienia co to jest.
-LAWINA !! Uciekajmy – wrzasnął z całych sił
Ścisnął mocniej rękę Oliwi by ją szarpnąć z odrętwienia, szoku i
strachu co się może zdarzyć. Ojciec rodziny też oprzytomniał od słów
Tomka. Jednym ruchem złapał córkę na ręce, już chciał biec z nią ale

28
jeszcze odwrócił się do żony by powiedzieć, by złapała syna i biegła.
Jednak kamienie spadały coraz częściej i szybciej, jeden z większych
uderzył w kostkę kobiety. Przewróciła się i uderzyła głową w kamień
na ścieżce. Tomek odwrócił i spojrzał co się dzieje.
-„To się nie może zdarzyć” - krzyknął w myślach
W jednej chwili przeszedł go zimny wiatr, podmuch który zaczął
wirować nagle i bardzo silnie. Puścił Oliwię i stanął skierowany
naprzeciw lawiny która już całym impetem była raptem kilka metrów
od nich. Teraz kamienie były duże i już nabrały impetu, odbijały się
od głazów przy brzegu ścieżki szybując wprost na turystów. Tomek
zamknął oczy.
-„STOP” – krzyknął potężnie w myślach.
Hurgot ustał. Otworzył oczy, to co zobaczył było szokiem dla niego.
Pierwszym widokiem jaki zobaczył to kawał skały który wisiał na
wprost jego twarzy w odległości około pół metra. Był wielkości dwóch
jego pięści o poszczępionych brzegach. Nawet nie chciał sobie
wyobrażać co by się stało gdyby ten głaz sfinalizował swa drogę.
Spojrzał w koło siebie. Wszystkie kamienie stały nieruchomo w
powietrzu. Małe kawałeczki jak też większe unosiły się jakby ktoś je
powiesił na niewidzialnych sznureczkach. Widział leżącą matkę dzieci
która próbowała powstać i tak zastygła. Spojrzał na Oliwię, jej twarz
przedstawiała strach, pewnie w tym akurat momencie widziała kawał
skały zbliżający się do Tomka. Jedyną rzeczą jaka się poruszała teraz
były powiew wiatru który wirował delikatnie wokół całego zdarzenia i
głoś który usłyszał w głowie.
-„Zabierz ich stąd” – był spokojny, jakby ktoś mówił z oddali
Rozejrzał się czy ktoś jest w pobliżu. Jednak nikogo nie było, szukał
źródła słów które pojawiły się w jego głowie. Jednak bezskutecznie.
-„Zabierz ich stąd” – znów pojawił się ten głos
Już nie szukał kto to mówi, ale poczuł że to właściwa decyzja teraz.
Podszedł do Oliwi i delikatnie złapał ją na ręce. Była lekka, za lekka
jak na nią, wręcz jakby ważyła jedną dziesiątą siebie. Przeniósł ją
kilka metrów dalej poza lawinę. Położył ją delikatnie na ścieżce

29
górskiej, a jej ciało powolutku ułożyło się w nowej pozycji. Potem
wrócił po resztę najpierw wziął dzieci i także przetransportował je
koło Oliwi. Na końcu rodziców maluchów. Gdy układał kobietę
zauważył jej kostkę w którą uderzył głaz. Była dziwnie skrzywiona i
mocno zaczerwieniona pod skórą. Nieświadom tego co teraz robi,
delikatnie przyłożył ręce do chorego miejsca. Poczuł jak jakaś
nieznana jeszcze dla niego siła, energia przepływa przez niego.
Przeszła od czubka głowy do jego rąk. Poczuł rozluźnienie podczas
przepływu, ręce stały się znacznie cieplejsze, aż wręcz za chwilę
gorące. Patrzył na kostkę która w tej chwili zaczęła się zmieniać.
Opuchlizna zaczęła się cofać tak samo jak zaczerwienienie, za chwilę
kostka przyjmowała normalny wygląd. Ciepło z rąk uszło w jednej
chwili jak cała energia która przypływała przez niego. Spojrzał jeszcze
raz na miejsce lawiny. Kamienie stały nadal nieruchomo i dało się
wyczuć ten sam wirujący delikatny wiatr wokół tego miejsca. Wiatr
jakby przybrał formę delikatnej mgły która wirowała. Patrzył na to i
zastanawiał się co to jest. Przez głowę wróciły mu wspomnienia z
dzieciństwa. Teraz gdy dorastał zapomniał o nich, bieg życia zacierał
tamte wspomnienia i ówczesne rozmowy z opiekunami teraz
traktował jako bujna wyobraźnia małego człowieka. Na zewnętrznej
ścianie kotłującego się wiru ujrzała przez chwilę twarz kogoś. Był to
ułamek sekundy, a następnie znikło w jednej chwili. Upadł na ziemię
ale nadal patrzył w tamtą stronę, widział jak głazy i kamienie z lawiny
sunęły dalej w dół. Hurgot jak w jednej chwili ustał tak teraz znów był
ogłuszający. Po kilku sekundach lawina zeszła niżej i już było słychać
jak oddala się od nich w dół zbocza. Oprzytomniał w ułamku sekundy
i odwrócił się do Oliwi. Podnosiła się powoli nadal z przerażeniem na
twarzy. Szybko podszedł do niej i mocno ją przytulił. Ojciec
zdenerwowany rozglądał się jakby patrzył czy nie ma jeszcze jakiegoś
niebezpieczeństwa. Dotykał dzieci i podszedł do żony by ją uściskać.
Każdy teraz dziękował Bogu za to że udało im się uciec lawinie. Nie
byli świadomi co się tak naprawdę stało, jak zdołali uciec przed
niebezpieczeństwem. Tylko matka rodziny złapała się za kostkę by

30
sprawdzić, że wszystko w porządku. Była przekonana, że przed chwilą
ją głaz uderzył w kostkę, lecz teraz nie było niczego. Jeszcze przez
chwilę siedzieli, potem wstali i poszli dalej rozmawiając o całej
sytuacji. Dzieci wręcz były rozpromienione bo mówiły że teraz to będą
mogły opowiadać to kolegom i koleżankom.
U podnóża szczytu stało schronisko dla turystów, tam też pożegnali
się z rodziną. Poszli usiąść na ławie drewnianej i starym prostym
stołem zrobionym z potężnych dech. Oliwia usiadła przed Tomkiem i
oparła się o niego. Przytulił ją ciepło i delikatnie całował ją we włosy.
Słońce grzało mocno już a ciepły wiaterek biegał między turystami.
Było ich trochę i młodzi i starsi. Najzabawniejsza była młoda pani i jej
buty. Mianowicie weszła na szczyt w szpilkach ! Oliwia śmiała się z
tego tak by nikt nie zauważył a szczególnie ta pani która w sumie
wśród swoich znajomych czuła się na zagubioną. A może wyrwała się
z jakieś imprezy, bo jej towarzysze byli jacyś bardzo zmęczeni tak jak
po wypiciu znacznej ilości alkoholu. Pewnie myśleli, że wejście na
szczyt będzie fajną frajdą po imprezie ale teraz widocznie już byli
przekonani że lepiej by było siedzieć w barze na dole i gasić
pragnienie piwem.
-Rany ale z tą lawiną to niezła historia – powiedziała Oliwia
-Oj tak niesamowita, o mały włos a nie wiem co by się stało –
odpowiedział Tomek
-Wciąż zastanawiam jak to się stało, że udało nam się odskoczyć
dalej ?
-To chyba winna adrenaliny. Podobno człowiek w chwilach zagrożenia
potrafi dokonywać cudów, a adrenalina jest czymś co daje nam tą
siłę. Pamiętam jak kolega miał wypadek na motorze. Uderzył w tył
samochodu na skrzyżowaniu, przeleciał przez kierownik, a potem
wstał jakby nic się nie stało. Wyłączył motor i usiadł na krawężniku.
Dopiero jak przyjechała karetka to nogi mu się trzęsły, że nie mógł
sam wsiąść do karetki. Potem mówił że on to robił odruchowo nie
myślał wcale czy robi dobrze czy źle że wstał z jezdni.
-Tak masz racje. Też czytałam o podobnych przypadkach. Ooo na

31
przykład jak pewien facet jak zobaczył, że samochód przygniótł jego
syna to on dźwignął go na tyle i przesunął by uwolnić go.
Niesamowite. Rany pierwszy raz takie coś teraz przeżyłam. Aż mnie
ciarki przechodzą po ciele. Przytul mnie mocno. - powiedziała
-Choć wtulaj się do mnie. Teraz już nam nic nie grozi. – jeszcze
cieplej przytulił Oliwię do siebie
-Tylko lepiej będzie jak nie będziemy o tym mówić naszym rodzicom.
Chyba to by się im nie spodobało. – powiedział Oliwia
-Jasne też tak myślę. Ale będziemy mieć wspaniałe wspomnienia. –
uśmiechnął się do niej
Jeszcze jakiś czas odpoczywali i łapali świeżości w górskim powietrzu.
W barze schroniska dało się zamówić ciepłe jedzenie, grochówka z
chlebem który pewnie miał już z kilka dni. Ale takim otoczeniu
smakowało to niesamowicie. Potem poszli wyżej na sam szczyt, gdzie
była granica Państwowa. Pod słupkiem granicznym leżał oparty o
niego jakiś wojskowy. Czapkę miał nasunięta na oczy i pewnie robił
sobie odpoczynek w pracy. Posiedzieli tam trochę na kamieniach i
podziwiali widoki. Jednak czas biegł nieubłaganie i nie zauważyli że są
na szczycie ponad godzinę. Zebrali się ale tym razem wybrali
łagodniejszy szlak powrotny. Nie chcieli znów iść tą samą drogą,
gdzie o mało nie przydarzyło się nieszczęście.

Droga była znacznie łagodniejsza, szersza tak że mógł tu spokojnie


przejechać samochód terenowy. Pewnie była to droga do schroniska
bo przecież nie dało by się wszystkiego przenieść na plecach a co
dopiero zbudować takie schronisko na górze. Szli przytuleni i łapali
promienie słońca które nagrzewały ich ciała. Oliwia była ubrana w
spodenki, czerwona koszulkę bez rękawów a na nogach ciężkie buty
na grubej podeszwie które dodatkowo chroniły jej kostki przed
skręceniem na górskich szlakach. Nie była przyzwyczajona do takich
spacerów, trudnych, ciężkich górskich i nogi męczyły się znacznie
szybciej. Pot wystąpił jej na czole z wysiłku ale także z upału.
-Misiu może odpoczniemy gdzieś, przecież i tak mamy jeszcze dużo

32
czasu, a mi by się przydał odpoczynek – odpowiedziała lekko
zdyszana
-Pewnie skarbie. – odpowiedział Tomek i rozejrzał się za dogodnym
miejscem.
-Choć tam pójdziemy widzisz te skałki – wskazał grupkę skałek które
były nad nimi
-A jak znów jakieś kamienie się posypią? - powiedziała z obawą ale z
uśmiechem na twarzy
-No coś ty. Chyba starczy nam lawiny jak na jeden dzień. Choć tak
przynajmniej będzie spokój niż tu przy drodze – powiedział
zachęcająco
Zeszli z drogi i skierowali się ku górze na grupę skałek które były
oddalone około 100 metrów. Gdy dotarli okazało się, że miejsce jest
idealne na odpoczynki i chyba już było wykorzystywane do tego celu,
gdyż kilka papierków po nieodpowiedzialnych turystach zostały tu. Za
skałkami rozciągała się łąka skąpana w soczystą zielona trawę jak
dywan. Tomek wyciągnął mały kocyk jaki niósł w plecaku i rozłożył
go. Co prawda był mały ale będąc blisko siebie mogli się zmieścić.
Tomek zdjął koszulkę i buty by nogi też odpoczęły, która też w
niektórych miejscach przesiąkła potem i położył się kocyku.
-No przynajmniej tu jesteśmy bliżej słońca więc lepiej się opalimy –
powiedział – co prawda nie lubię się opalać ale odpocząć w takim
miejscu to sama przyjemność.
-Tak mówisz? – powiedziała uśmiechnięta
Rozejrzała się czy nikogo nie ma i zdjęła koszulkę a potem rozpięła
stanik. Ściągła ciężkie buty i rzuciła je na bok. Tomek patrzył z
niedowierzaniem trochę ale podobało mu się to. Miała cudne piersi, a
teraz w słońcu zdawały się jeszcze piękniejsze. Uśmiechnął się do
niej, że Oliwia to zrobiła. Cała ta atmosfera stawała się milsza. Oliwia
przytuliła się do niego i patrzyła prosto w oczy.
-Wiesz tu jest super. Idealne miejsce na miły wypoczynek –
powiedziała uśmiechnięta.
-Oj tak szczególnie, że niezłą niespodziankę mi zrobiłaś jak ściągłaś

33
ciuszki – dodał uradowany Tomek
-Hmmm no to fajnie, że ci się to podoba. Nigdy jeszcze nie miałam
okazji poopalać piersi w odosobnieniu, a że mam teraz okazje to
chętnie korzystam.
Położyła się na plecach nakryła oczy czapeczką by słońce nie raziło i
z uśmiechem na twarzy odpoczywała. Tomek przekręcił się na bok i
patrzył na nią. Bardzo mu się zawsze podobały jej usta w tym
delikatnym uśmiechu. Nachylił się delikatnie i musnął wargami jej
warg. Oliwia nie spodziewała się tego, wszak niespodzianki są
najlepsze pod słońcem. Potem drugi raz ją pocałował znacznie czulej,
ona odwzajemniła mu tym samym cały czas leżąc i nie ruszając się.
Wyrwał duże źdźbło trawy obok kocyka i delikatnie od ust zaczął
wędrówkę nim po ciele Oliwi. Najpierw usta potem zszedł na szyję
gdzie parę kolistych ruchów sprawiło u Oliwi śmiech z łaskotek jakie
sprawiała trawa. Miłe narzędzie tortur wędrowało dalej i niżej ja jej
piersi. Oliwia cały czas miała oczy zamknięte i uśmiechała się
czekając na więcej. Trawa tańczyła po jej piersiach i suteczkach.
Dotyka sprawiał że brodawki zaczerwieniły się z lekkiego podniecenia
a suteczki leciutko stwardniały. Lecz źdźbło wędrowało dalej, to
zmieniając ruchy, to nagle odrywając się od rozgrzanego ciała bo
zaraz pojawić się niespodziewanie w innym miejscu. Potem
powędrowało niżej na brzuszek gdzie tańczyło na skórze sprawiając
właścicielce miła rozkosz. Gdy tak smyrało na brzuszku, usta Tomka
delikatnie musnęły piersi a potem delikatnie zaczął całować ją. Czuł
gorąco skórę i delikatne kropelki potu, jednak to nie przeszkadzało
mu wręcz sprawiło jeszcze większa chęć skosztowania ciała Oliwi.
Usta wędrowały po jej piersiach a potem delikatnie przygryzł suteczka
aż Oliwia delikatnie wzdechła z podniecenia. Usta stawały się coraz
to bardziej odważne w dotyku i pieszczotach i teraz jak poszukiwacz
skarbów penetrował każdy centymetr ciała w poszukiwaniu rozkoszy.
Delikatnie całował jej szyję zmierzając do ust które delikatnie otwarte
czekały na gorące pocałunki. Nie musiały długo czekać gdyż ich usta
złączyły się w gorących i namiętnych pocałunkach. Oliwia otwarła

34
oczy i spojrzała czule.
-Kochanie zróbmy to teraz i tutaj.
-Jesteś tego pewna, wiesz, że zawsze możemy poczekać
-To miejsce jest tym właśnie miejscem, że pragnę tego.
Więcej już nie musiała mówić. Tomek przytulił się do Oliwi i obdarzył
ją pocałunkami które spotkały się z wdzięcznością. Przytulił się do
niej i poczuł jej rozgrzane piersi na swoim torsie. Oliwia objęła go
czule i całowała co trochę muskając paluszkami po jego mocnych,
spoconych plecach. Ust Tomka przesuły się znów na jej piersi które
pragneły podniecenia. Suteczki stwardniały i stały w całej okazałości.
Ręka Tomka delikatnie przesunęła się niżej i odpięła pasek, potem
guziczek i odsunęła suwaczek w spodenkach. Delikatnie błądziła
wokół jej pępuszka i brzuszku który był wrażliwy na dotyk który
sprawiał samą przyjemność. Oliwia użyła lekko siły by dać do
zrozumienia, że chce zmienić pozycję. Poddał się temu i teraz to on
leżał na plecach a ona weszła na niego. Darzyła go pocałunkami a jej
włosy smyrały jego ciało wywołując coraz to większe podniecenie w
nim. Jego ogier powoli podnosił się wypełniając jego spodenki. Oliwia
to odczuła i uśmiechnęła się do niego. Sprawnym ruchem odpięła
spodenki swojego chłopaka by ulżyć jego przyrodzeniu. Położyła rękę
na nim i czuła jak rośnie szybko pod wpływem dotyku. Całowała jego
usta i tors na zmianę smyrając włoskami ciało. Tomek leżał i czuł, że
napięcie rośnie w nim a jego serce bije już jak oszalałe. Oliwia zeszła
z niego na chwilę i ściągła z Tomka spodenki z slipami uwalniając tym
samym jego już dużego ogiera. W słońcu stał jak maszt okrętu
gotowy do podbojów nieznanych krain, jak pirat który chce zagarnąć
dla siebie skarby świata.
Sama zdjęła z siebie resztę ubrań i teraz stała cała naga nad nim.
Usiadła mu na udach i patrzyła na jego uśmiechniętą minę.
-Kocham Cię skarbie – powiedziała
-Ja też Cie kocham – odparł
Nachyliła się nad nim i pocałowała w usta, potem niżej na szyję.
Tomek czuł jej wilgotną szparkę, która była gorąca. Delikatnie nią

35
wodziła wzdłuż jego ogiera. On delikatnie dotykał jej pleców, potem
pośladków aż poczuł jej wilgotną muszelkę gotową na przyjęcie jego
przyrodzenia. Powoli powodził po niej paluszkami tak by dotyka
sprawił największą jej przyjemność. Oliwia przy zamkniętych oczach
doznawała dreszczy emocji i napięcia jakie przechodziło przez jej
ciało. Czuła się niesamowicie jak nigdy w życiu, delikatny górski
ciepły wiaterek muskał jej gorące ciało a ptaszki ćwierkały miłą dla
ucha muzyczkę. Jej napięcie tak rosło szybko, że już nie mogła
wytrzymać. Delikatnie uniosła się by członek Tomka delikatnie
przyległ do wejścia jej wilgotnej jaskini. Powolutku nabierała na niego
czując jak zanurza się w niej. Gdy poczuła lekki ból uniosła biodra by
rycerz wysunął się i znów za chwilę powoli nabierała na niego. Tomek
czule przytulał Oliwię i namiętnie kosztował jej usta. Poczuł jak
oddech wybranki stał się płytszy i szybszy. Dodatkowe kropelki potu
wystąpiły na jej skórze pod wpływem chwili i gorącego słońca
padającego na jej plecy. Pozwolił by to ona decydowała o tempie,
gdyż chciał by razem zapamiętali jak najpiękniej to najwspanialszą
sytuację ich dotychczasowego życia. Oliwia znów powoli i coraz to
bardziej stanowczo naparła, aż ogier wsunął się powoli cały w nią.
Czuła go całego jak ją wypełnia, jakie to wspaniałe uczucie połączyło
ich w akcie dopełnienia ich miłości. Przytuliła się do mężczyzny i
powolutku zaczęła poruszać biodrami to w górę to w dół. Powoli by
nie przysporzyć sobie bólu i aby zapamiętać tą chwilę na wieki. Cali
złączeni w miłosnym uścisku podążali do granic swojego podniecenia.
Ruchy stał się śmielsze i szybsze, które doprowadzały ich do
szaleństwa ich ciał. Oliwia wiedziała, że już długo nie wytrzyma, że
orgazm zbliża się do niej nieuchronnie jak piorun który wybrał sobie
cel i nic już nie stanie mu na drodze. Przyśpieszyła bardziej, tak że
Tomek poczuł jak przeszywają go dreszcze. Złapał ją za biodra i
przycisnął je do siebie, też poruszając się biodrami do góry i w dół, za
każdym zarazem wbijając się głębiej w muszelkę Oliwi. Ruchy nabrały
tępa, ich serca waliły w ich klatkach piersiowych jak oszalałe, oddech
stał się szybki a w ustach stało się sucho jak na pustynie. Tomek nie

36
mógł już wytrzymać mocno wbił się w Oliwię i dostał orgazm. Jego
ogier uwolnił sporą dawkę nasienia wypełniając cała przestrzeń
dostępna. Oliwia poczuła pulsowanie członka i w tej chwili poczuła
jakby piorun przeszył ją do od stóp do głowy. Napięcie podniecenia
kulminacyjnego przeszło przez nią i delikatnie opadła na Tomka.
Przytulona i mocna dysząc wyszeptała mu do ucha, że to było
cudowne i niezapomniane. Leżeli jeszcze przez chwilę potem Oliwia
zsunęła się z niego i przytuliła się u boku. Odpoczywali przy
zamkniętych oczach.
Jednak wszystko co dobre jest za krótkie, po kilku dniach musieli
wracać do domu i wakacje też już dalej mijały znacznie szybciej.
Spotykali się nadal często choć w sierpniu Tomek musiał jechać na
wieś pomóc tacie w polu przy żniwach.

Lata mijały im w spokoju, obydwoje pokończyli szkoły średnie i los


pokierował ich na różne uczelnie w różnych miastach, On wybrał
kierunek techniczny ona ekonomiczny. Rozłąka jaką mieli w tygodniu
sprawiała, że bardziej tęsknili za sobą, a całe weekendy były ich
wspólne, czy to na spacerach, oglądaniu wspólnie tv, znajomych albo
nauką do kolejnych sesji egzaminacyjnych. Starali się jak najwięcej
czasu spędzać ze sobą, a rodzice ich nie tworzyli im nowych
przeszkód. Widzieli, że ten związek między nimi jest trwały i że
zapewne zostaną już ze sobą. Mieli też chwile słabości w ich związku,
byli kuszeni przez los. Oddaleni od siebie, gdzie w nowych
środowiskach poznawali nowych ludzi którzy im imponowali,
sprawiało że serce czasami głupiało, ale wierność pozostała między
nimi. Tomek skończył inżyniera budownictwa maszyn i postanowił
wrócić do domu, by teraz spożytkować swoją nabytą wiedzę. Wiele
wprowadził usprawnień w gospodarstwie ojca i z chęcią pomagał z
nowymi rozwiązaniami ojcu Oliwi. Teraz już częściej mógł się widywać
z swoją ukochaną co tylko potęgowało ich miłość do siebie. Oliwia
była zachwycona podejściem swojego chłopaka do spraw jej taty.
Sytuacja w rodzinie po tych kilku latach zmieniała się nie do

37
poznania, nawet pewnego roku razem wyjechali z jej rodzicami na
wakacje nad morze. Co prawda im się to nie uśmiechało zbytnio, że
będą pod czujnym okiem rodziców, ale wyszło na to, że to mama i
tato Oliwi stronili od nich i sami wręcz uciekali od nich. Pewnie chcieli
tym samym dać do zrozumienia by młodzi, zakochani mogli spędzić
częściej razem niż z nimi. Od tamtej też pory rodzice dziewczyny
zaczęli odwiedzać rodziców Tomka. Wspólne rozmowy czy to przy
obiedzie czy też innej imprezie sprawiało, że lepiej się poznawali
nawzajem, w końcu każdy przeczuwał, że ich dzieci zwiążą się kiedyś
węzłem małżeńskim. I tu się nie mylili. Pewnej niedzieli podczas
obiadu Tomek wyszedł na chwilę do innego pokoju. Po chwili wrócił i
stanął przed wszystkimi.
-Słuchajcie drodzy mili. Mam dla was coś niezwykłego, jeszcze nie
wiem jak na to zareagujecie, ale zobaczymy. – powiedział dumnie
Podszedł do Oliwi i ukląkł na jedno kolano zwrócony do niej.
-Oliwio, kochanie. Chciałbym cię prosić o rękę. Czy wyjdziesz za mnie
za mąż ? – powiedział spokojnie i wyjął z kieszeni małe pudełeczko z
czerwonego aksamitu. Otworzył go i wyciągnął złoty pierścionek ze
szlachetnym diamentem.
Oliwia siedziała zwrócona do niego i wyrazem twarzy tak zdziwionym,
a potem uśmiechniętym. Zakręciła jej się łezka w oku ze wzruszenia.
-Tak zgadzam się. – powiedziała cicho
Delikatnie chwycił jej dłoń i wsunął pierścionek na jej serdeczny
palec. Oliwia przytuliła się do niego i dała mu malutkiego buziaczka.
Wszyscy zgromadzeni byli też całkowicie zaskoczeni. Siedzieli i tylko
obserwowali. Chyba sami nie wiedzieli teraz jak się zachować, czuli
się jak dzieci które wpadły na wielką imprezę i co dalej robić. Mama
Oliwi pierwsza wstała i podeszła do nich uśmiechnięta.
-Oj kochani nasi. Gratuluję wam. Tomku ty to potrafisz zrobić
niespodziankę wszystkim. – objęła go i pogratulowała mu, potem
uścisnęła córkę, która teraz już łzy popłynęły jej z radości. Za chwilę
dołączyła się Asia z gratulacjami, a ojcowie sami sobie gratulowali
wspaniałych dzieci.

38
-No to widzę, że impreza się rozkręci na dobre dzisiaj – powiedział
tato Oliwi
-No masz rację tak szybko chyba się nie rozejdziemy – dopowiedział
Marek. Wstał i sięgnął z barku butelkę wódki by uczcić ten dzień.
-Oj masz racje Marku, chyba tak szybko stąd dzisiaj nie wyjdziemy –
odrzekł mu Stefan
-Mam nadzieję, że nic nie wyskrobaliście ? No wiecie o czym mówię. –
dodała Ela mama Oliwi
-Nie mamo, nic nie ma o czym byś nie wiedziała – dodała spokojnie
Oliwia
-No to fajnie, to kiedy ślub?
Tomek się uśmiechnął.
-yyyyy o tym to jeszcze nie pomyślałem – dodał z uśmiechem na
twarzy
Małe spotkanie rodzinne przeistoczyło się w imprezę zaręczynową.
Choć nikt tego nie spodziewał się, ale wszyscy najwidoczniej byli
zadowoleni z obrotu sprawy. Rozpoczęły się rozmowy, co dalej. Kiedy
ślub, gdzie wesele, kogo zaprosić. Każdy miał swoje propozycje a
kropla alkoholu u ojców narzeczonych sprawiła, że wręcz z powagi
sytuacji robili niezły ubaw. Oliwia siedziała przytulona do Tomka i
nadal nie mogła uwierzyć w to co się stało godzinę temu. Była
poniekąd zła na niego, że nie uprzedził ją co mam zamiar zrobić , ale
zaraz potem uświadomiła sobie, że tak to by nie było niespodzianki
dla niej. A i lepiej teraz będzie miała miłe wspomnienia. Atmosfera
zrobiła się ciutkę przytłaczająca ją, że to rodzice coś chcą ustalić za
nich.
-Słuchajcie drodzy rodzice. Ja mam pomysł. Może to my wybierzemy
termin, gdzie i co i jak będzie? Możemy to zrobić coś po swojemu,
chyba trochę już mamy swoje lata. – powiedziała
-yyyy no to jest kapitalny pomysł córeczko, wiele nam oszczędzisz bo
jeszcze głowa nas zacznie boleć – roześmiał się Stefan. Reszcie też to
się udzieliło. Oliwia spojrzała się na całe towarzystwo i na Tomka
który też się śmiał z całej sytuacji. Udzieliło jej się i też wybuchła

39
śmiechem.
-No dobra – powiedziała przez śmiech – to może my pójdziemy na
spacer a wy sobie w spokoju porozmawiajcie.
-Oooo tak wspaniały pomysł – dodał Stefan – my tu się nie
ponudzimy, mamy o czym rozmawiać. – znów wybuchł śmiechem
który udzielał się innym gościom.
Tomek i Oliwia poszli przytuleni na spacer do sadu. Rozmawiali czule
ze sobą. Oliwia powiedziała mu, że chyba dobrze zrobił, że oświadczył
jej tak a nie inaczej. Bardzo ucieszyło jej że ich rodzice tak siebie
nawzajem zaakceptowali, wręcz śmiechem. Bawiło ją to, bo wiedziała,
że jej tato potrafi mieć ukryte niespożyte pokłady śmiechu i teraz to
wyszło.
Termin ustalili na przyszły rok , tydzień po świętach wielkanocnych.
Wybrali salę, zespół muzyczny i wiele innych dodatków do przyjęcia.
Najtrudniejszą sprawą było stworzenie listy gości, bo początkowo
wychodziło im około 250 osób ale takiej sali nigdzie nie było wolnej
na ten termin. Więc postanowili, że część wspólnych znajomych
zaproszą na kolejny tydzień po weselu, gdzie sami młodzi wyszaleją
się wspólnie w domu Oliwi. Rodzice młodych spotykali się coraz
częściej, zaczęli odwiedzać się na imieninach i innych okazjach.
Cieszyło to głównie Oliwię, że ich rodziny rozumieją się dobrze i że
nie ma między nimi jakiś uprzedzeń i barier. Początkowo bała się jak
to będzie nie domówień, że jej rodzice źle zaakceptują spokojną
rodzinę Tomka, ale mgła niepewności szybko rozwiała się. Pamiętała
sytuację jej koleżanki ze studiów. Gdzie początkowo obie strony się
lubiły a potem zaczęły się problemy, kłótnie i wypominanie, że mogła
wybrać innego partnera jej życia. Jak jej rodzice przestali akceptować
jej męża, który nie miał odpowiedniego zawodu, który by
satysfakcjonował ich. A gdy sama została w domu, gdyż mąż musiał
odsłużyć wojsko, ciąża i pierwsze miesiące z ich maleństwem były dla
niej koszmarem. Nie wytrzymała i przeniosła się do rodziny męża
gdzie pomagali jej i spierali w trudnych sytuacjach życiowych. Byli
bardziej wyrozumiali do niej i do całej sytuacji. Jednak ból pozostał w

40
sercu do jej rodziny. Co prawda odwiedzali się ale to można było
uznać za sztuczne. Wiele przepłakanych nocy, potem doszły kłótnie z
mężem o nawet najmniejsze rzeczy. Czasami czuła się jak sama,
tylko dziecko było dla niej elementem łączącym cała tą trudną
sytuację. Kiedyś pękło w niej coś wewnątrz, wyżaliła się Oliwi gdyż
potrzebowała wygadania się. Wiedziała że na niej może polegać,
Oliwia dawała jej dużo pocieszenia. Dała jej nadzieję, że przecież nie
musi tak być i tylko od niej zależy jak to zmienić. Zostawała z jej
synkiem gdy ona musiała coś pilnego załatwić urzędowego a nie
mogła nikogo wówczas poprosić o pomoc. Mateuszek lubił ciocię
Oliwie i chętnie z nią zostawał. Wręcz czasami go rozpieszczała i czuła
się czasami jak matka chrzestna, którą nie była. Dlatego w głębi
duszy błagała by taka sytuacja nie powtórzyła się u niej w
przyszłości. Na razie nie miała ku temu powodów, ale życie czasami
jest paskudne i nie przewidywalne. Wierzyła w moc pozytywnego
załagadzania spraw konfliktowych przez Tomka. Trudno było go
wyprowadzić z równowagi, a jego usposobienie do ludzi sprawiało, że
wokół niego wszelkie konflikty przeistaczały się w żart lub nie pamięć.
Wiedziała też że to od niej też dużo zależy i nie mogła popaść w
jakieś chwilowe depresje i złe myśli, które zresztą Tomek bezbłędnie
odkrywał u niej. Czasami zastanawiała się czy on ją już tak dobrze
zna czy może chodzi co jakiś czas do wróżki która mu mówi co się
dzieje lub co się będzie działo w jego życiu. Nawet kiedyś spytała się
go otwarcie czy nie łazi po cygankach które mu przepowiadają coś z
kart. On tylko uznał to jako dobry żart i śmiał się dobre pół godziny.
Pokazała mu język bo ona mówiła na poważnie a on zrobił z tego
ubaw. Gdy już opanował sytuację w sobie powiedział, że czasami
widzi ją w różnych kolorach, które pływają wokół niej. Zauważył to
jakiś czas wcześniej też u innych ludzi, nie wie co to jest. Ale metodą
dedukcji, prób i błędów nauczył się odczytywać nastroje ludzi a także
czasami co może się im przydarzyć. A że znał Oliwie jak własną
kieszeń to bardzo wyraźnie widział to u niej. Teraz to ona się śmiała z
niego, a on wraz z nią. Oliwia należała do ludzi którzy wierzą w to co

41
widzą, ale czasami przechodziły ją myśli, że może faktycznie coś jest
innego to co ona nie dostrzega. Tomek zaś wiele razy siedział sam i
zastanawiał się co się dzieje z nim. Powracały wspomnienia z
dzieciństwa, rzeczy niezrozumiałe dla niego a jednocześnie
akceptował je że istnieje jeszcze coś co jeszcze nie rozumiał.
Sytuacja z gór powracała często do jego myśli a szczególnie twarz
wyrysowana na mgle w wirującym strumieniu powietrza. Była tak
ciepła dla niego, przyjazna wręcz kochana. Biło od niej czyta forma
miłości przy której poczuł się wówczas błogo i bezpiecznie. Szukał w
wspomnieniach rysów owej twarzy, lecz bezskutecznie. Myśli te czy
inne czasami szarpały nim od wewnątrz, czasami czuł się samotny,
czasami odczuwał, że coś niepokojącego zbliżało się do niego. Jednak
nie dopuszczał do siebie złych myśli, nie dzielił się nimi z nikim nawet
z Oliwią. Może bał się nie zrozumienia z jej strony, albo nie chciał
niepokoić ją tymi myślami. Nie raz leżąc u boku swojej kochanej
wpatrywał się w sufit by szukać odpowiedzi na kłębiące się pytania.
Wszystko to stawało się dla niego zadmartwane i niejasne. Raz będąc
na wakacjach z nią poszedł od wróżki która stawiała tarota. Ciekaw
był co powiedzą karty o jego losie i nim samym. Lecz wszystko
spełzło na niczym. Wróżka rozłożyła karty i zamyślona wpatrywała się
w układ jaki powstał dla Tomka. On czekał co ona powie, wpatrywał
się w rysunki na kartach, czasami wydawały mu się bardzo znajome,
czasami tajemnicze. Gdy ona podniosła głowę by coś powiedzieć do
niego, wnet dało się wyczuć delikatny podmuch wiatru w zamkniętym
pomieszczeniu. Spojrzała na okno czy przypadkiem to wiatr nie płata
figle i by nie rozsypał karty ułożone na stole. A że okno było
zamknięte znów spojrzała na karty i z wielkim zdziwieniem patrzyła
na nie. Ułożenie kart zmieniło się same. Kartki papieru z których były
zrobione kary leżały co prawda na tych samych miejscach, lecz
obrazy pozamieniały się miejscami. Przyglądała się znów i biła się z
myślami co jest grane. Gdy znów odczytała znaczenia kart, powoli
mówiła do niego jakie informacje są zawarte dla niego. Tomek
siedział i dziwił się co ona mówi o jego przeszłości. Mówiła, że mama

42
ma się dobrze, a tata dużo podróżował po świecie i był marynarzem.
Roześmiał się do niej i mówi że to nie możliwe, gdyż tata ma
gospodarstwo rolne, a mama nie żyje. Wróżka była całkowicie
speszona gdyż pierwszy raz karty nie pokazały prawdy. Znów
spojrzała na karty lecz te znów coś innego powiedziały jej. Oczy miała
jeszcze szersze gdyż wyczytała z nim o niej samej. „Daj spokój mu i
odejdź w pokoju” – takie słowa zinpretowała. Spojrzała na Tomka i
oddała mu pieniądze. Przerosiła ale nie może mu pomóc. Odebrał
pieniądze z chęcią bo i tak to nie miało dalej sensu z tymi kartami.
Wyszedł rozbawiony i już więcej nie odwiedzał wróżek.
Następnego roku wiosna przyszła znacznie szybciej. Śniegi odeszły w
niepamięć i ciepłe promienie słońca rozweselały cały świat. Ludzie
stawali się bardziej ożywieni po zimowym letargu, tak jak Oliwia
kiedy to czas do ślubu zbliżał się nieubłaganie. A to co najważniejsze
dla niej czyli suknia musiała być cudna i najwspanialsza. Sam ojciec
jej to jej powiedział i że nic innego nie wchodzi w grę. Chce być
dumny jak będzie ją prowadził swoją ukochaną córeczkę do ołtarzu.
Czuć to atmosferę przygotowań do uroczystości. Tomek był bardzo
ciekaw jej sukni, mówił że ją zawiezie do krawcowej, że nie będzie jej
podglądał ale ona nie dała się namówić. Zawsze z uśmiechem mówiła,
że to co zobaczy będzie pamiętał do końca życia. Więc czekał
cierpliwie choć ciekawość co jakiś czas dawała o sobie znać. Część
domu na piętrze u Oliwi już też zmieniali pod ich pierwsze
mieszkanie. Co prawda marzyli by iść na swoje, lecz jej rodzice byli
tak natrętni, że zgodzili się, jednak wiedzieli, że i tak wcześniej czy
później będą chcieli mieć swój domek.
Przyszedł dzień ślubu. Tomek nie spał dobrze, często się budził i bał
się teraz czy wytrzyma cały dzień na nogach. Dzień jak dzień jeszcze
noc balowania trzeba dodać. Ale czas płynął tego dnia szybko , wręcz
bardzo szybko i nawet nie wiedział kiedy gdy stał w dobrze
skrojonym garniturze przed ołtarzem i czekał na swoją ukochaną.
Stał trochę speszony, gdyż czuł na sobie wzrok około 160 ludzi,
którzy przybyli na zaślubiny a potem większa ich część będą z nim

43
razem świętować na sali balowej. Trema zawitała w jego głowie, czy
się pomyli w słowach, jak wygląda Oliwia, co sądzą goście? Kościół
był potężny, kilkusetletni o charakterystycznej budowie jak na tamte
czasy. Rozglądał się ukradkiem po nim i czuł się lekko zagubiony.
Niech to się zacznie w końcu. Tylko pomyślał o tym a muzyka z organ
zagrała melodię oznajmiającą, że jego przyszła małżonka idzie.
Odwrócił się w stronę by ujrzeć ją. Wszyscy goście też odwróceni
czekali na nią. Słońce wpadało przez wrota otwarte w kościele, że
początkowo ujrzał tylko sylwetkę jej prowadzoną przez ojca. W
welonie i sukni która rozpościerała się w koło niej z dodatkiem
promieni słońca wyglądała jak anioł. Dwie małe śliczne dziewczynki
szły przed nią rozsypując przed jej drogą płatki róż. Dopiero jak
weszła głębiej ujrzał ją w całej okazałości. Był oszołomiony jej suknią
i jak pięknie wygląda. Co niektórzy goście przytakiwali głowami z
zachwytu. Podeszli do niego, Stefan oddał rękę córki Tomkowi
uśmiechając się do nich i wrócił do rzędu ławek gdzie oczekiwała go
żona. Tomek patrzyła na jej uśmiech skryty za welonem. Był cudny
jak zawsze, delikatny, rozpromieniony i czuły. Czuł jak jego miłość
potęguje się do niej. Ksiądz przywitał ich i gości zgromadzonych i
prowadził mszę świętą w ich intencji. Flesze aparatów błyskały gdy
oni wyznawali sobie miłość przed Bogiem. Jak mówili, że nie opuszczą
się aż do śmierci w zdrowiu i chorobie. Znajomi z rodziny latali wokół
nich i pstrykali jak paparazi szukających nowych sensacji w świecie
gwiazd filmowych. Gdy założyli sobie poświęcone obrączki i ksiądz
obwiązał ich ręce głosząc „Co bóg złączył niech nikt nie rozdziela” ,
wówczas Tomasz poczuł jak złota obrączka gwałtownie się nagrzała.
Jak by ktoś ją palnikiem podgrzał na jego palcu. Było to chwilowe,
ułamek sekundy ale wyraźnie odczuwalne dla niego. Oliwia to samo
odczuła bo aż ścisła jego dłoń mocno a jej wyraz twarzy wniósł
zdziwienie. Momentalnie znikło to i ból chwilowy nie był już
odczuwalny. Ksiądz dokończył , potem pogratulował im. Gdy wyszli z
kościoła wszyscy nagle chcieli im złożyć życzenia. Tłoczyli się ze
swoimi wierszykami, które pewnie wcześniej przygotowali lub na

44
szybko wybierali słowa, z których wychodziły zabawne życzenia.
Kwiaty, upominki, uściski i całusy potoczyły się po nich jak woda
spadająca z wodospadu. Dopiero chwilę odsapnęli jak weszli do
samochodu, który na przedzie całej kolumny pojazdach gości kierował
się na salę balową.
Sala była przerobiona ze starego dworku i była dwupoziomowa choć
większość imprezy i tak odbywały się na górze gdzie były stoły i sala
taneczna. Muzyka przywitała gości i młodą parę. Tomasz wziął Oliwię
na ręce w wniósł na środek sali gdzie zaczął tańczyć z nią. Był
przeszczęśliwy, to był jego najpiękniejszy dzień w życiu. Potem
pierwszy toast szampanem za młodą parę, a młodzi jak to w
zwyczaju rzucali swoimi kielichami za siebie by je potłuc na szczęście.
Kielich Oliwi rozsypał się w drobny mak a Tomka pozostał cały. Wujek
Zygmunt szybko podbiegło do niego by potraktować kielich z obcasa i
w ten sposób dopełnić jego żywota, lecz ten nie pękł. Zygmunt się
poślizgnął na nim i wywinął orła przy wszystkich padając na pośladki.
Śmiech rozszedł się po sali, że to pewnie będzie dobry znak dla nich i
już nikt tym sobie nie zawracał głowy. Impreza weselna rozkręcała
się z godziny na godzinę, alkohol spowodował rozluźnienie gości, że
już teraz dwie rodziny znały się i tańcowali razem. Gwar, śmiech,
dobra muzyka sprawiało, że ten wieczór był cudny dla Oliwi. Czuła się
wyjątkowa, jak księżniczka z bajki, no i miała swojego rycerza u boku
który jak zawsze rozweselał wokół siebie towarzystwo do łez. O
północy przyszedł czas na oczepiny, gdzie młoda para była obsypana
najróżniejszymi śmiesznymi pioseneczkami, potem zbieranie
prezentów od gości. Trochę się zdziwili jak dostali malutki prezencik
od rodziców panny młodej. Małe pudełeczko, zapakowane w ozdobny
papier, przewiązane wstążką. No koniec Oliwia nie wytrzymała i
musiała sprawdzić co w takim małym pudełeczku może się
znajdować. Więc otwarła go i ujrzała kluczyk do samochodu. Pokazała
Tomkowi który też był zaskoczony, a tata Oliwi pokazywał palcem na
okno. Podeszli do niego i wyjrzeli, na środku palcu przed salą stał
samochód przewiązany wstążką. Srebrna Honda w blasku lampeczek

45
umieszczonych w ogrodzie wokół sali sprawiały, że samochód
wyglądał bardzo dostojnie. Oliwia pobiegła do rodziców i rzuciła im się
na szyje. Wyściskała i wycałowała ich z radości. Potem razem z
Tomkiem pobiegli na dół by rozpakować prezent, wsiedli do niego i
odpalili silnik. Co niektórzy goście przyglądali się im z okien lub
balkonu, Tomasz wrzucił wsteczny i z piskiem ruszył do tyłu,
gwałtownie wyjeżdżając na drogę, a potem szybko oddalił się znikając
za zakrętem. Wszyscy stali jak osłupieni „Co oni robią?” ale za
moment z drugiej strony szybko weszli w zakręt i wjechali na plac i
pobiegli do gości. Spokojny Tomasz podszedł do Stefana i mówi, że
towar został sprawdzony ale coś już stuka w prawym kole, na co
goście wybuchli śmiechem włącznie ze ojcem Oliwi który nie mógł
powstrzymać się. Oj zadowolony był z zięcia. Miał poczucie humoru,
że potrafił w najgorszych sytuacjach zamienić zło w śmiech. Objął go
jak syna i zaprosił do stołu by się z nim napił. Rodzice pana młodego,
bawili się w najlepsze. Asia uwielbiała tańczyć, choć Marek nie był
super tancerzem ale starał się jak mógł, tym bardziej że jakiś czas
wcześniej żona zmusiła go by sobie z nią przypomniał kroki taneczne.
A gdy kropelka alkoholu rozluźniła jego umysł i ciało, stał się
postrachem parkietu, tańcząc tak swobodnie i ładnie z wszystkimi
paniami na imprezie. Asia czasami siedziała i patrzyła na swojego
męża i wręcz nie poznawała go, śmiała się do siebie i to ona teraz
musiała czasami oderwać męża od innych pań by ona mogła z nim
zatańczyć. Obydwoje cieszyli się ze szczęścia Tomka, życzyli mu jak
najlepiej na jego nowej drodze życia. Wiedzieli że dobrze młodzi się
dobrali, że będzie im razem wspaniale.
Impreza trwała do białego rana. Część już zmęczonych gości rozeszło
się do domu, ale wytrwali zostali i bawili się dalej. O 6 rano muzyka
przestała grać co było sygnałem, że trzeba się przespać by móc dalej
szaleć na poprawinach. Młodzi poszli do pokoju wcześniej
przygotowanego dla nich. Znajdował się w drugiej części budynku,
gdzie i tak już niektórzy goście spali smacznie w wynajętych
pokojach. Po drodze spotkali wujka Zygmunta który najwyraźniej nie

46
dotarł do pokoju a może ciotka go nie wpuściła. Teraz spał na fotelu
pod drzwiami pokoju młodej pary. Oliwia śmiała się z tego, że nawet
mają osobistego ochraniarza, który pilnuje by nic i nikt nie
przeszkodził w słodkim spaniu.
Poprawiny były jeszcze lepsze. Goście już znali się już wszyscy jakby
byli na wspólnym tygodniowym wyjeździe. Muzyka i zabawy
organizowane przez zespół muzyczny były hitem dnia. Wujek
Zygmunt siedział teraz na krześle za stołem trochę przekrzywiony jak
by coś go bolało w plecach. Nie ma co się dziwić, w końcu spał na
warcie w fotelu i nie wyszło mu teraz na dobre. Oliwia co spojrzała na
niego śmiała się ukradkiem i aby rozweselić go, poprosiła do tańca go
by rozruszać jego zmarnowane kości. Poprawiny tak szybko zleciały,
że nie zauważyli że to już 23 w nocy. Zespół przestał grać bo do tej
godziny mieli zapłacone, co resztka gości ze smutkiem na twarzy
patrzyła na nich. Stefan jednak szybko załatwił sprawę dopłacił
jeszcze podwójnie za kolejne 3 godziny. Ludzie zaczęli powoli już
rozchodzić do domu, gdyż niektórzy jutro musieli wracać do pracy.
Ostatnią godzinę młodzi przetańczyli czule ze sobą w objęciach, bo
wtedy dopiero mieli czas dla siebie. Uzgodnili razem że jadą na 2
tygodnie w góry by sami we dwoje świętować ich małżeństwo, ale to
dopiero za tydzień gdyż jeszcze mieli przygotowaną imprezę dla
znajomych swoich.
Tydzień minął im wesoło i czule, często przebywali ze sobą wręcz
prawie cały czas, a gdy któreś z nich nie było ponad godzinę wysyłali
sobie SMSy co poprawiało im nastrój. Namiętne noce rozgrzewały ich
ciała i umysły. Cieszyli się, że w końcu są razem ze sobą na zawsze.
Długie wylegiwanie się w łóżku, śniadania w pościeli, wspólne
przebywanie cały czas razem podsycało ich miłość jaka teraz
wybuchła między nimi. Jak dwa gołąbki zakochane w sobie, które
fruwają wokół siebie ciesząc się każdą ich chwilą.
W sobotę na imprezę dla swoich znajomych zjechało się do domu
Oliwi około 40 osób. Wszyscy teraz na luzie ubrani, a nie garnitury,
krawaty które tak ciążyły na Tomku. Nie lubił tego stroju, wręcz źle

47
się w nim czuł. Teraz ubrany w białe przewiewne spodnie i w biała
koszulkę czuł się lepiej. Oliwia też ubrała się cała na biało. Eleganckie
spodnie i bluzeczka która podkreślała jej kobiecość dopełniała ich w
całości. Wyróżniali się z całego tłumu tym strojem i tak właśnie
chcieli. Reszta znajomych gości ubranych różnorako po marynarki,
koszule kolorowe, koszulki z śmiesznymi napisami, takimi jak
„Wszystko co lubię jest zabronione” stwarzało widowisko kolorowe i
zabawne. Rodzice Oliwi wyjechali do rodziny by dać wolną rękę
młodej parze. Zresztą chyba by się czuli bardzo skrępowani wśród
młodzieży. Do pomocy była zatrudniona miła gruba kucharka, która
miała za zadanie by nikt nie chodził głodny. Jej dwie pomocnice jak
też kelnerki umilały życie gościa. Impreza zaczęła się dość głośno
wybuchem śmiechu gości gdy nierozłączni przyjaciele Adrian i Jurek
wparowali w ubraniach do basenu. Żeby to było normalne wejście to
pewnie nie było by śmiechu. Ale razem stanęli na desce do skoków do
basenu. Stali i zastanawiali się głośno kiedy będą mogli się wykąpać
w nim. Adrian stojąc na końcu deski lekko podskoczył by sprawdzić
sprężystość deski do wyskoku. Ta z chęcią się ugięła pod nim i lekko
wybijając ich w powietrze. Poślizgnął się lądując na niej ale już nie
mógł złapać równowagi. Dramatycznie chciał zawładnąć panowanie
nad nogami, które jeszcze bardziej poślizgły się zcinając nogi
przyjaciela który stał za nim. Jurek jak posłużna kłoda ścięta runęła
do wody a Jurek jeszcze chciał złapać rękoma deskę, ale ta już mniej
obciążona bardziej go wybiła w powietrze. Siła sprawiła, że wylądował
z wielkim pluskiem w basenie. Gro ludzi wybuchło śmiechem, a
szczególnie Tomek gdy sobie przypomniał jak oni kończyli jego 18
urodziny w basenie, a tu zaczęli w ten sam sposób. Dobra muzyka
rozbawiła młodzież, a karaoke przed było hitem wieczora. Jedni
pijackimi głosami inni jak prawdziwi piosenkarze wczuwali się w rolę i
czasami im to wychodziło niesamowicie a czasami bardzo zabawnie.
Po co oglądać w telewizji zmagania ludzi w próbach śpiewu jak tu
była sama esencja tego wszystkiego. Z czasem porobiły się małe
grupki które o wspólnych zainteresowaniach połączyły się na

48
imprezie. Jedni siedzieli w basenie, inni mieli karaoke, część tańczyła
wygibasy nie z tej ziemi. Choć widocznie nie umieli tego robić dobrze
ale co robi z człowieka alkohol to było widać na parkiecie. Oliwie też
puściły wodze fantazji i wraz z Tomkiem szaleli w tańcu. Wieczór
mijał powoli i miło dla wszystkich. W nocy co niektóre pary po
rozsiadywały się w objęciach na fotelach, sofach a także przytuleni
pod drzewem patrząc sobie w oczy. Jakoś jedzenie nie miało wzięcia
wśród zgromadzonych, byli zajęci zabawą niż jedzeniem, więc
Tomasz kucharkę i 2 kelnerki zaprosił do wspólnej zabawy. Młode
dziewczyny ubrane w fartuszki wywijały cuda na parkiecie,
zadziwiając innych. Jak się później okazało były to siostry które od
wielu lat były w grupie tańca nowoczesnego. Zaś potężna kucharka
swoimi dowcipami które sypała jak z rękawa rozbawiała innych. Pod
ranem część znajomych rozeszła się do domów, a cześć która nie
mogła ustać na nogach legli gdzie mogli i też poszli spać. Oliwia
zmęczona ale zachwycona imprezą zaciągła Tomka na górę do
pokoju. Zamknęła drzwi by jakaś zabłąkana duszyczka im nie
przeszkadzała w ich pląsom w łóżku, a potem padli razem przytuleni
do siebie i spali do południa.
Środa była dniem wyjazdu w ich podróż poślubną. Wcześniej
planowali wyjechać gdzieś do ciepłych krajów nad morze, ale potem
doszli do wniosku, że będą się tam raczej czuć jak na wycieczce z
emerytami i postanowili jechać w spokojne góry, do małej mieściny.
Mieli już zarezerwowane miejsca noclegowe, a okolica wydawała się
bardzo interesująca pod względem spokojnego odpoczynku we dwoje.
Oliwia biegała i szukała co trochę jakiś potrzebnych rzeczy na wyjazd.
Gdy jedno włożyła do torby to zaraz inna wpadła jej do myśli. W
końcu zamiast wyjechać do południe wyjechali dobrze po obiedzie.
Pogoda im dopisywała a mały ruch uliczny w środku tygodnia
pozwalał im szybko zmierzać ku celu. Wieczór już zapadł gdy właśnie
wjeżdżali w rejon wysokich gór. Drogi zrobiły się węższe, ciasne z
duża ilością zakrętów. Mała ilość oznaczeń na drogach spowodowała,
że skręcili nie tam gdzie nie potrzeba ale nie byli tego świadomi.

49
Dopiero po dłuższej chwili jadąc we mgle w blasku księżyca
zatrzymali się i spojrzeć na mapę.
-Misiu chyba nie tu skręciliśmy, powinniśmy już minąć wioskę a jej
nie ma – powiedziała Oliwia
-Kurcze tak to jest z jazdą w nocy w górach jak się ich nie zna rejonu.
– odpowiedział spokojnie Tomek patrząc na mapę rozłożona na
kierownicy, oświetlonej lampką samochodową wbudowaną w dachu. –
rany tu jest tyle małych dróżek, tylko w którą skręciliśmy ?
-Chyba lepiej będzie jak wrócimy do tej głównej drogi. – wzięła
telefon komórkowy w rękę by zadzwonić do pensjonatu, że się
spóźnią bo zgubili drogę. – Nie ma tu zasięgu! A chciałam
powiadomić, że będziemy trochę później.
-Skarbie jesteśmy w górach tu bywają miejsca, że nie ma sygnału
tym bardziej, że jedziemy pomiędzy dwoma górami. – uśmiechnął się
Tomek i pocałował Oliwię na uspokojenie. – Dobra zawracamy, masz
rację tak będzie najlepiej.
Gdy już miał złapać na drążek biegów i wrzucić wsteczny by powoli
zawracać poczuł jak samochód sam zaczyna szorować oponami po
nawierzchni. Tym bardziej, że zatrzymując się zaciągnął hamulec
ręczny by nie stoczyć się w dół drogi. A samochód powoli przesuwał
się ku górze.
-Co jest? – zdziwiony Tomasz patrzył na sytuację
Oliwia spojrzała na niego a potem a potem w drogę.
-Tam ktoś jest – powiedziała ze zdziwieniem i lekką niepewnością w
głosie.
Tomek spojrzał i ujrzał postać która stała na środku drogi jakieś
kilkanaście metrów od nich. W blasku księżyca można było tylko
ujrzeć postać, odzianą w szaty które jakby pływały po nim. Postać
była ubrana całkowicie na czarno, tylko na wątłym świetle księżyca
było widać pływający materiał po nim. Postać była wysoka dobre 1,9
wzrostu i padające cienie na drogę od postaci potęgowało jego
wielkość. Poczuł przenikający przez niego lęk, który przeszywa jego
ciało i myśli. Nigdy tak się nie czuł, pierwszy raz poczuł strach jak

50
zagłębia się w jego głowie.
-„Stój” – powiedział w myślach
Samochód zatrzymał się z powolnego ruchu w kierunku obcego.
Siedział przez chwilę patrząc na obcą postać. Oliwia już z
przerażeniem patrzyła na Tomka i znów próbowała odnaleźć sygnał w
telefonie.
-Zostań tu. Jesteś tu bezpieczna – powiedział stanowczo i wyszedł z
samochodu.
Zdecydowanym krokiem zmierzał w kierunku nieznajomego, który ani
drgnął z miejsca. Jakby czekał na to by on podszedł do niego. Tomek
pełen lęku ale zdecydowany robił krok za krokiem które stawały się
dla niego coraz cięższe. Coraz więcej sił musiał użyć by jego nogi były
posłuszne mu. Odrętwienie przeszło na cale ciało gdy był w połowie
drogi. Poczuł jak coś w formie mrozu ogarnia go i nie pozwala mu iść
dalej. Nogi ugięły się pod nim i upadł na kolana.
-„Znów się spotykamy. Jednak to ja będę tym który cię zniszczy” –
usłyszał ochrypły głos wbijający się do jego głowy.
Walczył wolą i siłami mięśni by się podnieść, lecz bez skutku.
-„Kim jesteś? Czego chcesz od nas?” – powiedział w myślach Tomasz,
gdzie ból już tam dotarł rozrywając powolutku jego umysł.
-„Aesarel jesteś taki słaby.” – znów głos wpadł do głowy
Tomasz aż od tego imienia odżył, jakiś błysk światła zawitał w jego
umyśle. Przypomniał sobie imiona opiekunów które odwiedzały go w
dzieciństwie, z którymi rozmawiał.
-„Eldinor, Maranel, Gusbar, Terina pomożcie”
Mgła zaczęła wirować i rozstąpiła się wokół niego. Powoli z czterech
stron metr od niego małe rozświetlone punktu rosły w siłę stając się
formą unoszącą się formą światła. Przybrały wielkość rozpalonej 300
W żarówek ale ich światło nie było oślepiające i nie rozchodziło się tak
daleko jak promienie od świetlówek. Tomek poczuł, że siły mu
wracają i już mógł wstać. Podniósł się i poczuł obecność opiekunów
duchowych z którymi tak często rozmawiał będąc dzieckiem.
Odrętwienie powoli odchodziło ale usłyszał głos.

51
-„Aesarel jesteś żałosny, myślałeś, że uchronisz się pod opieką ?
Dobrze zrobili, że cię schowali ale teraz masz słaby punkt” – głos
ochrypliwie śmiał się z niego.
Poczuł jak coś złego przemieściło się wokół niego. To jakby wiatr,
podmuch, coś co nie widać w ułamku sekundy przeszło za niego.
Odwrócił się w kierunku samochodu. Oliwia siedziała i patrzyła z
przerażeniem na całe to zdarzenie. Ujrzał jakby czarne macki
ośmiornicy oplatają samochód, powoli zaciskając się na nim.
-NIE !! – krzyknął w głos, wychodząc z miejsca chronionego przez
opiekunów. Przebył 3 kroki gdy nagle samochód uniósł się jak piórko
w powietrze na kilka metrów w górę. Jednocześnie koziołkując
wyleciał jeszcze wyżej i poszybował w dół drogi. Oliwia jak
marionetka, ja lalka rzucona siła uderzała co trochę o elementy
samochodu. Słyszał tylko przerażenie w krzyku Oliwii i jej oczy, które
mówiły o jej przerażeniu.
-NIE !! – znów ile miał sił w gardle krzyknął.
Samochód pognieciony, z powybijanymi szybami turlał się jak piłka w
dół drogi. Dało się słyszeć trzask gniecionej karoserii samochodu, jak
pękają szyby z hukiem, a gdy samochód obcierał się o asfalt rozniósł
się echem po górach zgrzyt jakby ktoś ostrymi pazurami pociągał po
plasze. Czarne macki puściły samochód i w ułamku sekundy dopadły
Tomka. Czuł jak zaciskają się na nim, jak gniotą jego mięśnie i żebra.
Nie mógł złapać powietrza z całych sił jakie miał w sobie walczył z
niewidzialną siłą, która cisła nim w górę i upadł kilka metrów dalej o
przydrożne skały. Zsunął się na ziemię tracąc przytomność.

52
ROZDZIAŁ II

Przebudzenie.

-Witam cię Aesarel – usłyszał głos który mówił nad nim.


Podniósł powieki, które ociężałe spoczywały na zmęczonych oczach.
Nad nim stał mężczyzna. Wyglądem wyglądał na około 50 lat może
trochę starszy, szpakowaty i gdzie niegdzie mocne wyryte
zmarszczki. Twarz była spokojna lekko uśmiechnięta kiedy
wypowiadał słowa powitania Tomka. Ubrany był w ciemną koszulę
flanelową mocno wytartą, tak samo jak jego dżinsy. Oczy zaszły mu
mgłą a obraz stał się nie wyraźny. Znów opadły mu powieki z ciężaru
lub może nawet ze zmęczenia. Wziął głęboki oddech i tym razem
silniej otworzył oczy. Wzrok ponownie odzyskał ostrość a mężczyzna
nadal stał nad nim i uśmiechał się pokojowo do niego.
- Rany jak się czuje podle. Moja głowa, pęka mi. – powiedział Tomek
z bólem
- Wcale się ci nie dziwie – odparł nieznajomy
- Jestem w szpitalu ? – rozejrzał się – Nie, gdzie ja jestem ?
Tomasz rozejrzał się w koło. Znajdował się w jakimś domu zrobionym
z bali drewien. Teraz leżał na łóżku, lecz raczej to jakaś sofa chyba
przerobiona, która były dość twarde ale nie sprawiało dyskomfortu
dla ciała. Pomieszczenie było duże jak jeden wielki salon, gdzie chyba
wszystko było. Na jedne ścianie znajdował się kominek nad którym
wisiały różne ususzone gałązki, rośliny, kwiaty itp. Naprzeciw
kominka na drugiej ścianie znajdowało się coś jakby kuchnia. Cała
otwarta bez ścianek. Blad, lodówka parę szafek wiszących i na ziemi.
Widać że miały już swoje lata, ale jakby zadbane, posprzątane może
nawet odrestaurowane. Na środku pokoju stał duży stół drewniany a
wokół niego kilka krzeseł. Jedną rzeczą jaka tu nie pasowała to nowy
płaski telewizor, może nawet 30 cali, wisiał na ścianie w rogu
niedaleko od kominka. Pod nim z 2 urządzenia elektroniczne. Dziwnie

53
się to zgrywało z tym miejscem. Na ścianie pomiędzy kominkiem a
kuchnią były para drzwi, chyba do dalszych pomieszczeń. Cały pokój
był nasączony zapachami suszonych pędów i kwiatków wiszących nad
kominkiem. Był delikatny, uspokajający i słodki. Gdy Tomek
zorientował się, że nie jest w szpitalu, otworzył szeroko oczy i chciał
się zerwać z łóżka.
-Gdzie Oliwia!? – powiedział zrywając się z posłania.
Mężczyzna odsunął się by mu ustąpić, lecz zaraz złapał go za ręce by
podtrzymać go. Nogi miał jak z waty jakby nie chciały go słuchać.
-Połóż się. Jeszcze nie wstawaj. Zaraz ci wszystko powiem, ale teraz
leż – powiedział spokojnie do niego.
-Gdzie ona jest? Coś jej się stało? – same pytania o jej dobra leciały
mu przez usta
Mężczyzna wziął jedno z krzeseł od stołu i przystawił do łóżka, usiadł
na nim i zaczął mówić.
-Może najpierw powiem ci kim jestem. Mam na imię Janusz i niech
tak będzie na początku, bo widzę, że i tak jesteś nadal bardzo
oszołomiony. – zaczął – jesteś u mnie w domu. A Oliwia ....
-Co z nią? – przerwał mu Tomek
-Powoli zaraz się dowiesz. Oliwia jest w szpitalu, zawiozłem ją tam i
jest teraz w dobrych rękach. Jest nieprzytomna ale zrobią wszystko
by wyzdrowiała. Ciebie nie mogłem tam zostawić dla waszego
bezpieczeństwa. – mówił dalej
-Co!? Zostawiłeś ją beze mnie? – wręcz podniósł głos teraz na niego,
ale nawet jak leżał teraz i to mówił czuł jaki ból sprawia mu takie
mówienie.
-Hmm Tomaszu, powoli, daj mi dokończyć – powiedział znów
spokojnie w zadumie – Może lepiej powiedz mi jak to się stało ?
-Skąd znasz moje imię/ - spytał zdziwiony Tomek
-Z twojego dowodu tożsamości – odpowiedział spokojnie nieznajomy
mężczyzna – Więc jak to się stało?
-Jechaliśmy na nasz miodowy wyjazd w góry do pensjonatu.
Zabłądziłem, chyba pomyliłem drogi a potem – tu urwał się jego głos

54
-Co potem?
-Potem, nie wiem, ktoś tam był, taki mroczny. Gdy chciałem z nim
porozmawiać, coś zaczęło się dziać ze mną. Nie mogłem się ruszyć,
jakieś słowa mi wchodziły do głowy, jakby ktoś mówił do mnie. –
mówił to szybko pod wpływem emocji to co przeszedł ostatnio.
-Boże! Co z Oliwią? Ona koziołkowała w samochodzie jak marionetka.
– głos zmienił się mu, gdy znów zobaczył ten obraz przelatującego
samochodu w powietrzu.
-Nic się nie martw, jak mówiłem jest pod dobrą opieką – uspokoił go
Janusz.
-Coś, jakaś siła miotała samochodem jak zabawką, potem chyba
mnie to zaatakowało, nie wiem jak – mówił dalej
-I tak miałeś szczęście, że udało mi się do was w porę dotrzeć.
Jeszcze parę minut i inaczej by się to potoczyło. Ale myślę, że teraz
trzeba odpocząć. Więc teraz śpij jeszcze i odpoczywaj. Obudzisz się
jak nowo narodzony. – uśmiechnął się.
Prawą ręką przesunął nad jego czołem a Tomaszowi opadły ponownie
powieki i zasnął.

Promienie słońca wpadając przez okno obudziły Tomka. Przetarł oczy


i zasłonił je przed promieniami jakie go oślepiały. Spojrzał na pokój
czy przypadkiem to nie był sen. Jednak nie, wszystko było jak
poprzednio, to samo pomieszczenie i ten zapach suszonych roślin.
Wstał i od razu poczuł, że czuje się rewelacyjnie. Usiadł na łóżku,
spojrzał na ręce potem mocno zacisnął pięści. Nie czuł żadnego bólu,
nic, głowa już nie obolała, mięśnie wszystkie wypoczęte jakby spał z
12 godzin. Wstał i podszedł do stołu, gdzie stał kubek z jakimś
napojem. Obok leżała karteczka „Pij, lepsza niż kawa”. Podniósł
kubek i powąchał zawartość. Pachniała delikatnie jakimiś ziołami, ale
przyjemnie. Wziął łyka napoju, był letni ale miły w smaku. Pomyślał,
że całkiem niezła ta oranżada z ziół.
-Helo, jesteś ? – zawołał
Jednak tylko cisza w pomieszczeniu mu odpowiedziała. Podszedł do

55
drugiej części pomieszczenia, gdzie z kilku szafek, kawałka blatu była
zrobiona kuchnia. Zajrzał do jednego garnka i wyjął kawałek mięsa z
jakiegoś sosu. Gdy wziął do ust, pomyślał że nie złym jest kucharzem
ten gość. Skoro tu nie ma nikogo więc może na dworze kogoś
zastanę. Wyszedł przed dom, gdzie znajdowało się coś w formie
podwórka, jeżeli klepisko można uznać za podwórko. Ubita ziemia
gdzieniegdzie przebijająca się szczępki trawy świadczyły że ktoś tu
pewnie dużo chodzi albo nie wiem co. Kilkanaście metrów dalej
ogrodzenie zrobione z bali poziomych na słupach z drewna. Jakby
forma ogrodzenia dla zwierząt. Po prawej stronie stał czarny Jeep,
cały ubłocony, a w niektórych miejscach pognieciona blacha jego
mówiła , że łatwego żywota ten samochód nie ma. Z lewej strony
wyjazd z posesji, gdzie klepisko zmieniło się w formę drogi dla
samochodu. Korzenie i kamienie zmieszane z gliniastą ziemią to
dobrze ubita droga w górach. W koło ogrodzenia był tylko las,
potężne sosny stały tworząc na część placu cień. Drzewa huśtały się
pod wpływem powiewu wiatru, a wraz z ich ruchem wytwarzała się
miły dla ucha szum. Bardzo uspokajający dla ludzi.
-Halo, jest tu ktoś ? – znów zawołał
Cisza. Co jest, pomyślał Tomasz. Nagle z zarośli koło ogrodzenia
usłyszał jakiś szelest. Spojrzał tam i czekał kto wyjdzie. Jednak gdy
odkrył co to, oczy otwarł szeroko a nogi odmówiły posłuszeństwa.
Dwa duże wilki powolnym krokiem zmierzały w jego stronę.
Spuszczone łby, uszy po sobie i zęby na wierzchu mogły świadczyć o
jednym, były gotowe do ataku. Rozdzieliły się od siebie tak by swoją
ofiarę zajść z dwóch stron, by nie miała gdzie uciec. Tomek stał i
zastanawiał się co robić. Uciekać do domu? Zdąży? Nie dopadną go w
parę chwil. Wilki znów zrobiły parę kroczków, powoli i pewne siebie,
już były raptem kilka metrów od niego. Gardło mu zaschło z
przerażenia.
-Hasek grin ali nurmalok Aesarel. – usłyszał z lewej strony za sobą
głos.
Wilki posłusznie usiadły i wysunęły języki na znak pojednania i

56
zabawy. Tomasz odwrócił się i zobaczył Janusza jak zbliża się do
niego. W ręce trzymał potężną siekierę.
-Już się nie obawiaj ich. Teraz już wiedzą, że jesteś przyjacielem –
powiedział Janusz
-Co im powiedziałeś? Jak to możliwe, że wilki cię posłuchały? Mówisz
do wilków? – mówił zdziwionym głosem Tomek
-Że jesteś jednym z nas, czyli przyjacielem – odrzekł
-Nadal z tego nie rozumiem, przecież to dzikie zwierzęta.
-Noo nie takie dzikie, znalazłem je jak były szczeniakami. Małe
zabłąkane, przygarnąłem je i polubiliśmy się. Fakt, że są dzikie ale
nie dla mnie. Hahaha czasami to jak pieski podwórkowe – powiedział
z uśmiechem – choć porozmawiamy.
Odwrócił się i poszedł tam skąd wyszedł. Tomasz poszedł za nim na
bok domu. Tam stała mała altanka zrobiona z drzewa, a wewnątrz
niej stół z ciosanego drzewa i dwie ławy z boku. Janusz zaprosił by
usiadł a sam zajął miejsce po przeciwnej stronie. Jeden z wilków
podszedł do Tomasza i wcisnął łeb pod jego rękę, oparł brodę o jego
udo i patrzył mu się w oczy. Tomasz na początku nie wiedział co
zrobić, potem powolnym ruchem pogłaskał go po karku. Wilk
zachwycony tym pomęrdał ogonem do niego w podziękowaniu.
-Ile spałem ? Bo wcześniej pamiętam, że nie mogłem prawie mówić a
teraz jak nowo narodzony się czuję.
-2 dni – odpowiedział krótko
-Dwa dni? Rany tak długo? – odpowiedział pytaniem Tomek
-No musiałeś dojść do siebie po tym co przeżyłeś i musisz być
wypoczęty na dalszą drogę. – głos Janusza był cały czas opanowany i
spokojny – Jak ci smakuje herbatka ?
-Super, nie wiem z czego to robisz ale smaczna, taka orzeźwiająca. Z
czego to zrobiłeś? Z tych liści co schną w domu u ciebie?
-Tak między innymi. Znam się na ziołach to taki mój dar. W ten
sposób pomagam też ludziom.
-Hmmm widzę że musisz być w tym dobry. Ale to nie jest teraz
najważniejsze dla mnie. Powiedz mi jak się dostać do jakiegoś miasta

57
i w którym szpitalu leży Oliwia?
-No tak. Hmm tu cię muszę zmartwić. Na razie nie możesz jechać do
niej i nie powiem ci kiedy się z nią zobaczysz.
-Co ty gadasz! Jesteśmy dwa tygodnie po ślubie, ja muszę być teraz z
nią. Człowieku ty wiesz co ty mówisz? – zdziwionym głosem mówił
Tomasz
-Oj wiem co mówię. Jeżeli teraz byś pojechał to źle by się to
skończyło dla niej jak też dla ciebie.
-Co ty bredzisz? Za kogo się uważasz, że nie pozwalasz mi robić to co
ja uważam za słuszne ! – lekko podniósł głos i wstał od stołu
-Ja jestem Ilmarun XXII, ten który ma cię przebudzić i przygotować
do walki by znów zapanowała harmonia. – odrzekł spoglądając na
wkurzonego Tomka
-Znam tą nazwę, nie wiem skąd, ale to nic nie znaczy teraz. Powiedz
jak mam dojść do miasta skoro mnie nie chcesz podrzucić.
Janusz zamknął oczy i siedział jak głaz. Nagle Tomek poczuł jak
kubek który trzymał w dłoniach nagrzewa się, jakby ktoś go położył
na piecyku. Ciepło drastycznie rosło, że poczuł gorąc który zaczyna
parzyć go w palce. Zabrał ręce i patrzyła z niedowierzaniem na płyn w
środku. Zaczął parować a za chwilę gotować się. Bąbelki bulgotały jak
gotująca się woda w czajniku. Spojrzał na Janusza lecz on teraz
spokojnie patrzył się na niego i lekko się uśmiechał. Znów spojrzał na
kubek z napojem, teraz szybko znikły bąble gotującego się napoju,
para znikła. Powoli złapał z powrotem kubek lecz tym razem poczuł
jak jego temperatura drastycznie maleje stając się zimnym
naczyniem. Po chwili napój w środku stężał i stał się kostka lodu
koloru ziół jakie były zawarte w nim. Szron powstał na zewnętrznej
stronie kubka i nie roztapiał się pod wpływem dotyku dłoni. Przechylił
kubek i kostka lodu wyleciała na stół.
-Musisz sobie wiele rzeczy uświadomić i przypomnieć. Ja ci w tym
pomogę, lecz reszta będzie od ciebie zależała. To ty sam zdecydujesz
co chcesz zrobić dalej. Czy uratować Oliwię później czy jechać do niej
teraz i zaprzepaścić wszystko.

58
-Widzę, że mamy wiele do powiedzenia sobie. A szczególnie ty mi –
odpowiedział już spokojnie Tomek
Kostka lodowatego napoju leżała na stole i nie topniała.
-Cóż czasami trzeba niedowiarkom pokazać, że oni nie są
najważniejsi.
-Miałem w życiu czasami różne zdarzenia których nie mogłem sobie
wyjaśnić, ale były dla mnie jakoś normalne.- powiedział Tomasz
-Masz dobrych opiekunów, to oni cię chronili i w razie potrzeby są. To
oni sprawiali, że twoje życie ułożyło się jak sielanka z bajki.
-Sielanka? Sielanka to by była jak bym się urodził z kasą, a sam
musiałem dochodzić do czegoś.
-Pewnie. Ale gdyby nie oni to teraz byśmy nie rozmawiali.
-Nie rozumiem. Ale widzę, że wyjaśnisz mi wiele rzeczy jakie miałem
w przeszłości, a ja cały czas szukałem na nie odpowiedzi.
-Sam je poznasz z czasem.
-Lecz teraz mi wyjaśnij dlaczego uważasz że lepiej będzie jak nie
pojadę do żony ?
-Dobrze. Wszystko po kolei. Czy mówi ci coś Aesarel?
-Tak coś kojarzę. Nie wiem skąd, ale jakbym znał je od dawna.
-Aesarel to twoje imię duchowe. W poprzednich wcieleniach
przyjmowałeś różne powłoki ziemskie, ale zawsze byłeś Aesarel
duchowo. Tak jak teraz. Jesteś wojownikiem, tym który swoją walką
harmonizuje dobro i zło. Wszystko musi być w równowadze, tak samo
jak pokój na ziemi jak i wojny. W swoich poprzednich wcieleniach
przeżyłeś niesamowitych okrucieństw, zbrodni i wszelkiego zła. Dano
ci w tym wcieleniu szansę na poznanie dobra, spokoju i miłości. I
takie miałeś życie do czasu ślubu. Opiekunowie dbali o to byś był
szczęśliwy, stąd w twoim życiu nie znane dla ciebie zjawiska które cię
otaczały, ale zapewne wewnątrz czułeś coś innego.
-Tak masz racje, nadal nic z tego nie rozumiem. Dlaczego to coś się
stało tam na drodze, że moja żona jest teraz w szpitalu ?
-Ślub był punktem zwrotnym, który to wszystko pozmieniał. Wiem, że
w większość tego co mówię ci teraz jest dla ciebie niepojęte ale taka

59
jest prawda. Co do Oliwi. Wczoraj ją przewieźli do kliniki do Łodzi.
Jest w śpiączce i obawiam się, że jej stan jest ciężki, ale żyje i to jest
najważniejsze.
-Skąd to wiesz?
-Wczoraj byłem w miasteczku i dowiedziałem się od znajomego
policjanta. Hmmm a ciebie uznają za zaginionego i bardzo by chcieli
by cię przesłuchać, a lepiej żeby tego teraz nie robili.
-Nie rozumiem.
-Jeżeli teraz byś się zgłosił, w stanie nie wskazującym że brałeś udział
w wypadku, zostałbyś pewnie wzięty za podejrzanego sprowadzenia
niebezpieczeństwa na nią podczas wypadku.
-Ale przecież to nie wypadek? Tam ktoś stał, on jakąś siłą to wszystko
zrobił, nie ja. – głos Tomka był teraz podenerwowany.
-Ja wiem. A kto inny ci uwierzy ? –zadał spokojnie pytanie Janusz
Tomek opuścił głowę myśląc, że to jakieś niedorzeczność. To jakieś
nieporozumienie, przecież da się to wszystko wyjaśnić. A jeżeli on ma
rację? Myśli Tomka stały się chaotyczne i napływały co trochę nowe
czarniejsze. Podniósł głowę jakby znalazł na to odpowiedź.
-Ty im powiesz jak było. Wytłumaczysz im i będzie wszystko dobrze.
–powiedział Tomek
-Tak jak tobie , tak i mi nie uwierzą, że jakiś obcy rozwalił samochód
z Oliwią a ty jesteś wspaniałym stanie. Ludzie nie wierzą w takie
rzeczy i nie muszą wiedzieć, choć walka dobra ze złem istnieje od
zarania dziejów, jest prowadzona na wszelkich płaszczyznach, a
szczególnie fizycznej. Tu na ziemi gdzie łatwo o zmianę przez praw
fizycznych itp. Przez doświadczonych magów.
-Rany co ja mam robić? – Tomek zdał się zakłopotany – Kim jest ten
obcy co nas zaatakował?
-Tak jak mówiłem należysz do magów wojowników, ale są też jak to
na świecie nazywają czarni magowie, hehehe – tu lekki uśmiech
pojawił się na ustach Janusza – chcą zemsty za przeszłość na tobie.
Dorwali cię, ale tym razem uniknąłeś śmierci. W ostatniej chwili
przybyłem na miejsce.

60
-To ty mnie uratowałeś?
-Tak. Gdy przybyłem, byłeś już na wpół martwy. Jednak udało mi się
ciebie ochronić. Nie potrzebnie wychodziłeś z kręgu światła
opiekunów. Ale podejrzewam, że chciałeś ratować Oliwię.
-To coś czarnego jak macki z mgły, gniotły samochód i rzucały nim
jak piłeczka o ziemie, gdy chciałem biec na pomoc, one dopadły
mnie.
-Hmmm naturalny odruch ludzi, zresztą bardzo dobry. No nic, teraz
to nie ważne jest, ważne co dalej.
-Kim była ta osoba?
-Hmm nie osoba, choć przyjęła ciało ludzkie. To Kalasak. Jest jednym
magów którzy pracują na poczet zła ... – Janusz mówił lecz Tomasz
przerwał mu
-Kalasak, kalasak znam to imię, gdzieś czuje że je poznałem.
-Tak, to ty kiedyś dawno go podrążyłeś, stoczyłeś jak to w ludzkim
języku powiedzieć wojnę. Zesłałeś go do nicości lecz teraz powrócił i
w cale mu się nie dziwie, że chce rewanżu. Ale chyba jak na jeden raz
dużo. Zrobisz jak będziesz uważał, nie mogę cię zatrzymać siłą.
Każdy z nas własną wolę i trzeba ją uszanować, ale też mamy swoje
hmm misje i cele w życiu.
Janusz wstał i powoli zrobił w kierunku domku.
-Przemyśl to wszystko. Uszanuję każdą twoją wolę, a ja coś zrobię na
obiad. – powiedział za plecami – aha włóż lód do kubka.
Tomek zdziwiony ostatnimi słowami, włożył lód do kubka, który za
chwilę rozpuścił się nagle w napój. Spróbował czy zmienił się, ale nie
nadal był tym samym napojem, dobrym i orzeźwiającym. Wilk nadal
patrzył na niego i zamerdał ogonem jak ten spojrzał na niego. Jego
sierść była błyszcząca, zadbana jak by jadł karmę dla psów a nie
jakiegoś upolowanego zająca w lesie.
-I co ja mam zrobić? Może ty mi powiesz ? – powiedział do wilka,
który tylko szczeknął jakby rozumiał jego słowa.

Tomek siedział sam dobrą godzinę. Wilki poszły pewnie za swoimi

61
sprawami do lasu. Dopił już dawno ziołowy napój i chyba by się
jeszcze by go spróbował, ale myśli jakie mu nachodziły teraz głowę
były silniejsze. Trzy dni ostatniego jego życia doprowadziły w nim do
totalnego przewrócenia jego spokojnego życia. Czuł się jakby
wszystko sprzeciwiło się przeciw niemu. Dlaczego tak się stało? Jak to
naprawić? Co z Oliwią? Te same pytania i chaotyczne odpowiedzi
wbijały mu się w głowę. Nie wiedział już co ma myśleć o tym
wszystkim. On magiem? To nie dorzeczność, choć niektóre fakty z
jego życia, te która dla innych były by nie wyjaśnione dla niego były
jakby czymś normalnym. Nie wiedział dlaczego, a może Janusz ma
rację. Może to jakieś dalekie wspomnienia mówiły mu, że to co
doświadczał rzecz normalna w jego oczach. Targał sobą od wewnątrz,
raz był zdecydowany by wstać i jechać do Oliwi. Gdy już miał wstać
ze swoją decyzją za moment siadał rozżalony, że faktycznie to może
być złe dla niej i niego. A jeżeli faktycznie wzięli by go za
podejrzanego, wtedy by zaprzepaścił by wszystko. On w więzieniu,
ona zagubiona że straciła prawdziwą miłość. Nie, nie mógł jej w taki
sposób zawieść, musi być inne rozwiązanie. Ale jakie? Myślał o
rodzinie swojej, tacie i obecnej mamie. Przecież czy oni są winni by
spoglądać na niego teraz jak na człowieka który w oczach innych
wygląda na złego. Spowodował wypadek, uciekł, pewnie mu chodzi o
pieniądze albo nie wiadomo o co. Siedział zamyślony ze spuszczoną
głową wpatrując się w stół jakby chciał z niego wyczytać najlepsze dla
niego rozwiązanie.
-I co wyczytałeś? – usłyszał głos nad sobą
Podniósł głowę zdziwiony. Janusz stał nad nim i jak zwykle spokojnie
patrzył na niego. Nawet nie widział go ani słyszał jak podszedł do
niego. Znów spuścił głowę.
-Nie wiem co mam robić. Jestem totalnie przybity, wszystko mi się
udawało w życiu, a tu w ciągu kilku dni wszystko się powywracało. To
wszystko jakieś nie dorzeczność. Nie jestem jakiś magiem czy też
wojownikiem tym bardziej. Nie mam żadnych zdolności jak ty. To co
ja mogę zdziałać ? – rozżalonym głosem powiedział Tomasz

62
-Nawet nie wiesz co możesz osiągnąć. Pewnie chciałbyś się jeszcze
napić herbatki? – powiedział uśmiechnięty Janusz
-Tak masz rację, smaczna i rozluźniająca.
-Wiec co stoi na przeszkodzie?
-Nie rozumiem.
Janusz usiadł znów naprzeciw niemu.
-Weź kubeł w dłonie i pomyśl jak bardzo chciałbyś się jej napić.
-Co? Chyba żartujesz? Z nieba spadnie?
-Weź. – powiedział teraz stanowczym głosem
Tomasz chwycił oburącz kubek i patrzył na niego.
-Zamknij oczy i przypomnij jak pierwszy raz wziąłeś łyk z niego. Jak
poczułeś jego smak, jak ci smakował.
Tomasz nagle szybko wrócił myślami do tego momentu. Dziwnie od
razu bez żadnego wysiłku zobaczył to w myślach. Trzymał kubek
pełen herbatki i wziął pierwszy łyk. Poczuł jak spływa mu przez gardło
pozostawiając miłe uczucie smaku i rozluźnienia. Potem za chwilę
powróciła teraźniejsza myśl, że przecież jej nie ma. Otworzył oczy i
patrzył na dno kupka. „Jaka szkoda że nie ma”. Wtem malutkie
kropeleczki zaczęły się pojawiać na ściankach kubka, spływając na
dno, gdzie po chwili już było zasłonięte od cieczy. „Ale to za mało by
się napić”. Myśli same mu się naturalnie tworzyły, płynęły w głębokich
pokładów jego uśpionej prawdziwej świadomości. Na te słowa myśli
kropelki zmieniły się w duże krople płynu, który już był do połowy
kubka pełny. Tomasz oprzytomniał nagle. Spojrzał z niedowierzaniem
na kubek. Był napełniony. Był świadom tego co widział w myślach i to
co słyszał w głowie, wiedział że to on je wypowiadał. Spojrzał na
Janusza lekko zdziwiony.
-Więc kiedy bierzemy się do roboty ? – odparł stanowczo
-Najpierw obiad. Choć pewnie lubisz pieczone udka – rozweselił się
teraz mężczyzna i poszedł z powrotem do domu.
Tomasz wstał i poszedł za nim popijając herbatkę. Był teraz ucieszony
bo zaczął wierzyć w siebie.

63
Po obiedzie znów wyszli na dwór. Usiedli na ławie przed domem
zrobionej z grubych desek. Tomasz siedział chwilę znów zamyślony,
myśli jego znów powróciły do jego ukochanej osoby. Janusz to wyczuł
i poszedł na chwilę do domku i wrócił i otwartymi piwami, podał jedno
Tomaszowi.
-Masz dobrze robi na trawienie hehe po takim obiedzie. – powiedział
uśmiechnięty
Tomasz spojrzał na niego i wziął piwo.
-Piwo? U ciebie? Myślałem że takie rzeczy są u ciebie jak zaraza –
odpowiedział lekko zdziwiony
-Hahaha a czym ja się różnie od ciebie. Mam ręce, nogi i głowę, więc
jestem takim samym człowiekiem jak ty. A to, że hmmm jestem
magiem to nie znaczy, że będę pustelnikiem i nie będę korzystał z
dobrodziejstw świata. Przecież to wszystko jest dla nas, a ja lubię
czasami popijać piwkiem. – roześmiał się Janusz
-W sumie racja jakoś tak na początku pomyślałem że nie pasuje to do
ciebie. – dopowiedział Tomek
-Widzisz my byśmy nie byli rzucającymi się w oczy musimy podobnie
postępować jak inni. Najciemniej jest pod latarnią. Więc żyję jak inni,
po co się jakoś specyficznie wychylać ze swoją wiedzą. Wiedza taka
jest dla nielicznych choć przybywa nas z czasem i to cieszy, ale
jeszcze miną wieki zanim ludzkość będzie gotowa na nowe rzeczy
hmm wg nich magiczne.
-Opowiedz mi o sobie, w sumie ja cię w ogóle nie znam osobiście a
czuję się jakbym był u wuja na obiedzie.
-Dobre spostrzeżenie, twoje odczucia pochodzą z poprzednich twoich
wcieleń. Czasami wychodzą na zewnątrz, ale ty nie odrzucasz ich bo
to wszystko dla ciebie jest jasne i zrozumiałe. – zaczął mówić Janusz
-Urodziłem się nad morzem 55 lat temu. W wieku 16 lat powróciła
moja świadomość magiczna za sprawą Boskiej Opatrzności. Każdy z
nas ma jakieś zadanie w życiu, jedni większe inni mniejsze. Ja
dostałem też takie.
-Jakie to jest? – wypytywał Tomek

64
-To nie jest może tak istotne dla ciebie. Ty w tym wcieleniu miałeś
poznać słowo miłość, poznałeś lecz nie jest ono jeszcze dopełnione.
Lecz losy potoczyły się teraz inaczej, wiem że ci teraz trudno i wiem
że nie możesz sobie z tym poradzić, gdyż nigdy nie byłeś w takiej
sytuacji. To właśnie jest naszą nauką życiową z której wyciągamy
wnioski i to nas zbliża do Boskiej Opatrzności. Życie doczesne jest
pasmem udręk i nieszczęścia ale w ten sposób się uczymy rozróżniać
dobro od zła itp.
-Masz rację nie potrafię sobie z tym poradzić, ciągle myślę o Oliwi.
Nosi mnie od wewnątrz, za każdym razem mam ochotę cię nie
posłuchać i jechać do niej, ale z drugiej strony coś mówi mi że dobrze
radzisz mi. – mówił Tomek ze spuszczoną głową wpatrując się w
korzeń wystający z ziemi
-Tak podejrzewam jak ci ciężko, gdyż ja w tym wcieleniu straciłem
bliską moją osobę.
-Jak to? – Tomek z zaciekawieniem podniósł głowę
-Miałem żonę, była w 6 miesiącu ciąży, gdy pijany kierowca potracił
ją śmiertelnie. Nie miała szans i mi jej nie dano.- głos Janusza zcichł
-Przepraszam nie wiedziałem. – odpowiedział Tomasz spuszczając
ponownie głowę
-Nic nie szkodzi to było wiele lat temu, wówczas przeczuwałem
nieszczęście lecz nic nie mogłem na to poradzić. Po tamtym zaszyłem
się tutaj. Wykupiłem ten kawałek ziemi z dala od innych, chciałem
być sam. Mieszkam to około 30 lat i jest mi dobrze.
-Z czego się utrzymujesz? Przecież jakoś musisz zarabiać?
-Tak od początku przyjąłem się na drwala w okolicy, teraz pracuje z
leśniczym w utrzymaniu porządku w lesie. Czasami służby graniczne i
ratownictwo górskie korzystają z moich hmmm zdolności choć nie
wiedzą co to jest u mnie. Czasami tutejsze biuro podróży daje mi
pracę jako przewodnik okolic wycieczek turystycznych. A dodatkowo
pomagam ludziom moją wiedzą o ziołach i chorobach. Więc jest to
trochę, najważniejsze że robię to co lubię. Czuje się tu na łonie
natury jak w domu i z tego się cieszę. – powiedział dumnie Janusz

65
-Bardzo ciekawe masz zajęcia, każdy wybiera to co mu odpowiada,
mi też na szczęście rodzice nie bronili i nie wybierali zawodu.
Poszedłem na budowę maszyn bo w tym się czułem najlepiej i ... –
głos Tomek się urwał
-Znów powróciły wspomnienia. I będą powracały , teraz masz do
czego a one będą cię dopingować byś do nich powrócił. – powiedział
Janusz otuchą do Tomasza
-Słuchaj mówiłeś, że znasz się na leczeniu. A czy ty nie mógłbyś
pomóc Oliwi. Z pewnością masz swoje jakieś zioła które by jej
pomogły.
-Może i mógłbym ale nie mogę. To należy do ciebie ja nie mogę
ingerować teraz. – spokojnym tonem odpowiedział
-Ja? Ja mam jej pomóc? Niby jak nie jestem przecież lekarzem –
powiedział zdziwiony Tomasz
-Może i racja że nie jesteś lekarzem, ale to nie znaczy że nie możesz
jej pomóc. A jak? To pewnie sam kiedyś odkryjesz. Ale powiem ci
jedno. Póki Kalasak jest, to nie uchronisz siebie ani jej. Pozbądź się
jednego problemu, weź się za drugi. Co z tego że np. teraz mógłby
ktoś pomóc Oliwi, jak za jakiś czas, pewnie tobie i jej by stało się coś
gorszego. I powiem ci, że dobrze że jest w śpiączce Oliwia. Śpiączka
jest specyficzna, lekarze mogą ci podawać swoje formułki i regułki do
tego, ale jest coś o czym nie wiedzą. Osoba w śpiączce jest
zawieszona pomiędzy życiem doczesnym a życiem astralnym. Dopóki
jest tam to nawet Kalasak nie może jej skrzywdzić, gdyż jest
chroniona przez naszych braci. Więc lepiej zajmij się problemem
doczesnym a potem Oliwią i tak będzie najlepiej.
Tomasz siedział zapatrzony w ziemię i nic się nie odzywał. Analizował
słowa Janusza i szukał pocieszenia i chyba znalazł w nich to. Wziął
głębokiego łyka piwa i powiedział.
-Ok. Więc muszę powrócić ponownie jako mag by się z tą
rzeczywistością zmierzyć. Jak to zrobić? – stanowczo powiedział
Janusz uśmiechnął się do niego, był zadowolony z decyzji Tomasza.
Wiedział że teraz jest już gotów, że dotarła do niego świadomość co

66
musi postąpić i by choć na trochę zapomnieć o problemach tylko
wziąć się do pracy nad sobą.
-Właśnie teraz już zacząłeś. Tą decyzją , zrobiłeś właśnie pierwszy
krok. Wiec tylko że twoje życie się odmieni, nie będziesz już tym
Tomaszem. Ty powrócisz jako Aesarel.
Potem rozmawiali jeszcze o życiu jakie toczy Janusz tu na pustkowiu.
Opowiadał ciekawsze zdarzenia i sytuacje jakie go spotkały przez te
lata. Jak nie raz uratował kolegów z pracy podczas wycinki drzew
gdzie jego przebłyski jasnowidzenia ujawniały zbliżające się
niebezpieczeństwa. Po wielu latach ludzie mu ufali to co widzi, że
zawsze chcieli z nim pracować bo czuli się bezpiecznie przy nim.
Opowiedział sytuację jak odnalazł zaginione dziecko w górach, które
odłączyło się od wycieczki. Opowieści tak zaciekawiły Tomasza że
zapomniał gdzie jest a Janusza traktował jak wuja. Bo można było o
nim tak powiedzieć, on sam jeszcze nie wiedział że spotkał się wiele
razy w poprzednich wcieleniach z nim jako Ilmarum. Teraz jako
Ilamrum XII jest tu z nim, a przyrostek oznaczał kolejne jego
wcielenie magiczne w życie doczesne świata. Tomasz w
opowiadaniach widział wskazówki a zarazem dostawał przebłyski jego
prawdziwej świadomości, widział krótkie obrazy o tym co mówi
Janusz. Były one dla niego zrozumiałe i tak prawdziwe. Z czasem
pojawiały się inne obrazy jak migawki z kamery, widział człowieka
zniszczonego ale bardzo mocnego charakterem. Zniszczonego przez
zło jakie go spotykało, czasami zakrwawionego czasami złego wręcz
mściwego. Obrazy nasilały się bardziej a on coraz bardziej im się
przyglądał. Słowa Janusza odpłynęły w dal i już ich nie słuchał,
widział obrazy i słyszał dźwięki. Nie bał się ich, poddał się ich
całkowicie by bardziej je zrozumieć. Człowiek który mu się pojawiał
raz był młodym , to raz starszy ale zawsze czuł w nim siłę, mściwość i
upór jaki miał w sobie. W jednym z obrazów zobaczył twarz owego
człowieka, wręcz jakby patrzył na niego. Ubrudzona twarz, lekki
zarost na brodzie, ostre rysy twarzy jakby piasek pustynny wyżłobił w
nim bruzdy koryta rzeki. Oczy te, oczy wojownika, wściekłe

67
przedstawiały człowieka który nie jedno przeszedł w życiu. I te jego
słowa które usłyszał „Ja Aesarel wojownik światła....”. Tomasz
gwałtownie przebudził się z letargu w jaki wpadł nieświadomie. Złapał
mocno powietrze w płuca i otworzył oczy szeroko by się przekonać że
był to sen. Janusz siedział koło niego i patrzył na niego spokojnym
wzrokiem.
-To ja ! Rany ja, ja widziałem siebie! – wypowiedział Tomasz wręcz
wystraszony tym co zobaczył – Co ja widziałem?
-Siebie, tak. Powoli twoja prawdziwa świadomość powraca, powolutku
jesteś przygotowywany do przebudzenia. Widziałeś siebie. –
odpowiedział Janusz.
Wstał i poszedł do domu pozostawiając jego samego. Tomasz siedział
i jeszcze mocno oddychał by powrócić do swoich myśli. Po chwili gdy
już czuł się na siłach powoli analizować to co widział. „Czy naprawdę
jestem taki zły? Tyle we mnie goryczy. Czy to ja wszystko
przeszedłem? „ znów przypomniał sobie twarz jaką ujrzał na koniec
widzenia swojego. Stała ona w jego głowie jak posąg niezniszczalny.
Myśli kotłowały mu się w głowie, obrazy na jakiś czas zmieszały się w
jego obecne widzenie. Nie wiedział jak z tym poradzić sobie, ale
zaczęło mu się podobać jego prawdziwe znaczenie. Czuł teraz że jest
mu bardzo bliskie i nie chciał tego wyrzucać z głowy. Potężny klakson
samochodu wyrwał go z zamyślenia. Spojrzał na bramę wjazdową,
zielona terenówka wjeżdżała przed dom, kierował nim człowiek
umundurowany, a obok niego siedziała jakaś starsza pani. Pierwsza
myśl jaka przyszła mu do głowy, że go odnaleźli i teraz zaczną się
problemy, nie widział co ma mówić w razie potrzeby. Janusz wyszedł
z domu i podniósł rękę na znak przywitania przyjezdnych. Tomasz
siedział spokojnie i chyba wolał teraz tylko obserwować.
-Hej mistrzu, co słychać brachu, dawno u ciebie nie byłem – rzekł
mężczyzna który wysiadł z samochodu i zbliżał się do Janusza. Miał
na sobie mundur wojskowy ale plakietka na ramieniu wyjaśniła mu
wszystko „Służba Graniczna”. Uspokoił się trochę i siedział teraz
bardziej rozluźniony.

68
-Hej Marku co tam u was w dole słychać, wyjechałeś na wakacje nad
morze bo jakoś cię długo nie widziałem w mieście – powiedział Janusz
-Ja nad morze? Stary ja bym się tam zanudził. Byłem na urlopie u
rodziny w Poznaniu i trochę mi zeszło. O widzę że masz gościa. –
wojskowy podszedł do Tomasza i z uśmiechem uścisnął Tomaszowi
rękę.
-Tomek – tylko tyle wiedział co powiedzieć
-To mój siostrzeniec, przyjechał na jakiś czas by oderwać się od
wielkiego miasta, haha i w końcu odwiedzić swojego wuja – dopomógł
Janusz Tomkowi
-A to się rozumie i dobrze zrobiłeś że tu przyjechałeś. Okolice są
cudowne tutaj, na pewno zapomnisz o tym szambie miejskim – dodał
Marek w kierunku Tomasza
-Co tam cię sprowadza do mnie.
Marek odwrócił się z powrotem do Janusza i szybkim krokiem
podszedł do niego.
-A właśnie słuchaj przywiozłem mamę, coś jej dolega, kurde lekarze
nie wiedzą co robić, ciągle ma jakieś bóle w brzuchu. A wiesz jak
teraz oni pracują , jak nie wiedzą to najlepiej to zostawić. Przyjechała
ze mną z Poznania, może powietrze nasze ją trochę uspokoi i
pomyślałem że może ty coś poradzisz. – mówił to z lekko nutą
niepokoju, jakby bał się reakcji Janusza
-Nie ma sprawy. Jak tylko będę mógł to coś może się da wskórać.
Otworzył drzwi pasażera i pomógł wyjść starszej pani. Była już
przygarbiona i widać było na jej twarzy ból jaki znosi, który ukrywa
by przy przypadkiem nikt się nie dowiedział że coś jej dolega. Pewnie
należała do osób które ostanie pójdą do lekarza jak coś im dolega.
Kobieta powoli pod ręką Janusza poszła do altanki obok domu.
Tomasz wstał i poszedł za nimi , był bardzo ciekaw co zrobi Janusz.
Gdy tak szedł spojrzał na kobietę, gdzie ujrzał delikatne poświatę
wokół niej ale wokół pasa o poświata miała brunatne zabarwienie. Już
miał się odezwać i coś powiedzieć, gdy Janusz wyczuł to. Odwrócił
głowę i mrugnął okiem do niego dając mu tym samym znak by to

69
pozostawił dla siebie. Starsza pani usiadła na ławie z pewną ulgą
odetchnęła widać było, że każdy ruch sprawia jej ból. Tomasz stanął z
boku by nie przeszkadzać ale jednocześnie był ciekawy co stanie się
zaraz.
-Jak pani ma na imię? – zapytał Janusz
-Maria- odpowiedziała spokojnie
-Pani Mario dlaczego pani wcześniej nie poszła do lekarza jak coś
złego zaczęło się dziać?
-Wie pan jacy są lekarze. Popatrzą i nic nie powiedzą, przepiszą parę
witaminek i to wszystko.
-Zlekceważyła pani to wszystko, nie dobrze ale myślę, że coś na to
poradzimy. – odrzekł jak zwykle spokojnie Janusz
Usiadł z boku starszej kobiety i zaczął delikatnie wodzić rękoma wokół
brzucha. Powoli jakby badał napiętość mięśni. Tomasz stał i
przyglądał się zaciekawieniem co robi Janusz. Nagle zobaczył jak coś
w formie białego światła ukazało się na czubku głowy Janusza.
Światło wydawało się żyć własnym życiem. Pulsowało i co trochę
zmieniało na delikatniejsze kolory. Potem pojawiło się podobne
światło wokół rąk Janusza, stawało się coraz silniejsze i przybierało
takie samo kolory jak o czubku jego głowy. Światło w rękach
wzmagało się coraz mocniej że zaczynało przenikać przez ciało Marii.
Brunatne kolory które obejmowały chore miejsce zostało rozświetlone
i powoli ustępowało białemu światłu. To tak jak miesza się farby na
desce malarskiej, gdy dodaje się biały kolor do ciemnych te powoli
tracą swój naturalny kolor zmieniając się powoli w bledsze kolory.
Tak też i tu było. Światło z rąk Janusza teraz wydawało się potężne
promieniowało na około pół metra. Tomasz spojrzał na starszą panią
potem na jej syna, ale dostrzegł że oni tego nie widzą, tylko czekali
co się stanie. Po kilku minutach kolor brunatny zmienił się w kolor
szary i już dało się wyczuć Tomaszowi że zaczyna pływać w rytm
światła białego. Janusz zabrał ręce ale światło nadal pozostało przy
ciele kobiety, teraz dodatkowo on sam miał wokół siebie białą
poświatę której promienie rozchodziły się na wszystkie strony.

70
-Myślę że będzie dobrze. Mam przygotowane pewne zioła, zaraz pani
je przyniosę. – powiedział i wstał – niech pani siedzi tu spokojnie
zaraz poczujesz się lepiej.
Poszedł do domu gdzie zniknął.
-Długo tu będziesz u wuja? – spytał Marek
-No trochę, jeszcze nie wiem ile ale zaczyna mi się tu podobać. Nigdy
nie byłem w takim miejscu, jest super na oderwanie się od miasta.
-O tak jak najbardziej, wspaniałe miejsce. Nigdy Janusz nie mówił mi
o tobie. – ciągnął strażnik graniczny
-Wuj jest hmmm jak to powiedzieć, przez moją rodzinę uznawany za
dziwnego. Ale zrobiłem na przekór wszystkim i chciałem do
odwiedzić. – słowa kłamstwa kleiły się Tomaszowi
-Tak masz rację. Jest trochę dla jednych dziwny ale dla innych
wspaniały. Dobrze że do niego przyjechałeś, myślę że podbuduje go
trochę twoja obecność. Jak będziesz chciał to wpadnij do nas na
posterunek, to może pokaże ci kilka ciekawych miejsc w naszych
górach.
-Dziękuję pewnie skorzystam, lubię góry a ciekawe miejsca tym
bardziej.
-No to jesteśmy umówieni. – powiedział zadowolony Marek
Było słychać zamykanie drzwi frontowych. Tomasz odwrócił się i
zobaczył jak idzie Janusz niesie butelkę z jakiś płynem. Ręce miał
nadal w poświacie światła które teraz przenikały przez szkło i jego
zawartość. Podszedł do Marii i wręczył jej butelkę.
-Proszę to pić 3 razy dziennie po parę łyżeczek. Może nie mieć
dobrego smaku ale pomoże. Pewnie syn mówił pani że trochę zajmuję
się ziołami, taki dar, ale na pewno nie zaszkodzi pani. – powiedział
Janusz
-Dziękuję bardzo panu. Już teraz chyba lepiej się czuję. Ma pan
bardzo dobry dar i dobrze że Bóg nam zsyła takich wspaniałych ludzi
jak pan – jej słowa już były przepełnione nadzieją i chęcią życia
Wstała trzymając butelkę z płynem ziołowym. Butelka teraz sama
świeciła jakby ktoś wrzucił w nią żarówkę. Powoli się wyprostowała i

71
aż uśmiechnęła się do siebie. Pewnie poczuła ulgę znaczną i to że
pewne od dłuższego czasu mogła się sama wyprostować. Syn chciał
ją wziąć pod rękę by jej pomóc w drodze do samochodu, lecz ona
jednym ruchem dłoni dała mu znać że nie potrzebuje teraz pomocy.
Powoli ale już bardziej stanowczo szła w kierunku samochodu.
-Janusz nie wiem jak to robisz ale jesteś niesamowity. Ja już widzę że
dałeś jej nadzieję że wyzdrowieje, zobacz jak idzie. Nie wiem jak
mam ci dziękować – powiedział Marek
-Nie ma problemu przyjacielu. Znamy się kopę lat i trzeba sobie
nawzajem pomagać.
-Jasne wiesz że zawsze też możesz na mnie liczyć. – tymi słowami dał
do zrozumienia że jest mu dłużny za pomoc
Jeszcze szli razem i rozmawiali o jakiś tam swoich sprawach. Pani
Maria już sama wsiadła do samochodu. Otworzyła zakorkowaną
butelkę i powąchała zioła. Wyjrzała przez okno i powiedziała
Januszowi że to ładnie pachnie. On na te słowa uśmiechnął się do niej
i jeszcze raz potwierdził że wszystko będzie dobrze. Strażnik siedząc
w samochodzie powiedział do przyjaciela.
-Zaprosiłem Tomka do siebie, może będzie chciał to mu pokaże kilka
ciekawych miejsc. – powiedział – A jeszcze jedno nie zapominaj
zakładać obroży wilkom bo one wszystkie takie same są.
Janusz tylko podniósł rękę na znak że rozumie. Samochód odpalił,
wykręcił i powoli wyjechał na górską drogę. Znakiem ręki zawołał
Tomka by podszedł do niego. Znów usiedli na ławce, ale Tomek nie
mógł się powstrzymać od pytań.
-Powiedz mi co to było za światło? Ono wręcz jakby żyło swoim
życiem, już kiedyś się z nim spotkałem raz kiedyś na górskim szlaku
jak szedłem z Oliwia i .... była lawina, pewna turystka koło nas
skręciła nogę, wtedy odruchowo przyłożyłem ręce i to samo światło
jej pomogło. A teraz widzę to samo u ciebie. – pytał Tomek
-Ty widzisz je inni nie. Tylko ludzie o rozwiniętych zdolnościach są w
stanie je zobaczyć. My jako magowie jesteśmy do tego
przyzwyczajeni, tak jak dla innych jedzenie chleba. To światło ADNI

72
pochodzi od samej Boskiej Opatrzności, zawiera w sobie wszelkie
wibrację jakie mogę występować, mają bardzo silny charakter
oddziaływania na inne wibracje. Jak widziałeś u pani Marii ciemne
miejsca. Wszystko wibruje nic nie pozostaje bez ruchu i także
choroby wibrują wyzwalając wokół siebie widziane dla nas magów
kolory. Na podstawie ich możemy umiejscowić chorobę i wiedzieć co
dolega. Wibracje świata materialnego są jedne z mniejszych, im
wyższy poziom energetyczne tym wibracje są wyższe, a skoro są
wyższe tym one mogą oddziaływać na niższe i na odwrót. Można to
powiązać ze słowami w modlitwie „Jak i na ziemi tak i w niebie”. Więc
w tym przypadku światło ADNI można uznać za formę
rozpuszczalnika, które przenika chorobę i nadając miejscu choremu
odpowiednie wibrację życiowe, ale to tylko takie potoczne dla ludzi
zrozumienie ADNI choć ma bardzo uniwersalne znaczenie.
-Aha, ale czemu ta butelka z ziołami też świeciła ?
-To się nazywa impregnacją życzeń. Nadałem moimi życzeniami
światło w zioła, które teraz będą jeszcze mocniejsze o pierwiastek
światła ADNI. Zatem leczenie teraz będzie jeszcze bardziej skuteczne
i szybsze. – spokojnie odpowiadał Janusz
-Rozumiem to wszystko u ciebie, ale czemu mi wtedy odruchowo
samo przyszło jak przyłożyłem ręce do chorej kostki kobiety? Przecież
ja nie ma takich zdolności jak ty? – pytał dalej Tomek
-Tu nie chodzi o zdolności. Tu chodzi o to co znasz i wiesz jak
stosować. Pewnie podświadomie chciałeś poznać i wybudziłeś na
chwilę swoją wiedzę. Jednym słowem zrobiłeś to nieświadomie dla
siebie, ale podświadomie wiedziałeś jak to zrobić.
-Czy zawsze tak jest? Kurcze z jednej strony to dla mnie dziwne z
drugiej zaś jakieś normalne.
-Tak gdy osiągniesz świadomość wówczas wiesz wszystko i nic nie
będzie dziwne.
Janusz wstał i poszedł do domu. Wrócił za kilka minut i wręczył dużą
księgę Tomaszowi. Była pokryta skórą, która już pewnie od upływu
lat ściemniała, ale jako ochrona zawartości spełniała swoją rolę.

73
Powoli otworzył ją na pierwszą stronę. „Wiedza po Trzykroć
Wielkiego” taki tytuł go zaskoczył i w dodatku nie było autora. Strony
były zrobione z grubego papieru a czcionka jakaś większa nietypowa
jaką teraz się stosuje w książkach.
-Tu masz lekturę. Czytaj powoli i uważnie. Myślę, że wszystko z
czasem zaczniesz z niej rozumieć. – powiedział – ale nie wszystko
naraz. Choć przejedziemy się do miasteczka po parę rzeczy. Potem
znów coś głośno powiedział w dziwnym języku w kierunku lasu. Po
paru minutach przybiegły zdyszane wilki, położyły łeb na udzie
Janusza i merdały ogonem. Wstał i poszedł po parę rzeczy a potem
razem wsiedli do samochodu terenowego. Wilki siedziały przed
domem i merdały ogonami.
-Nie zamykasz domu? Przecież i tu pewnie może się znaleźć jakiś
złodziej – powiedział zdziwiony Tomek
-A który będzie chciał się szarpać z watachą wilków? – odrzekł Janusz
Odpalił samochód i ruszyli do miasta.

Przez kolejne dni Tomasz większość czasu siedział nad książką i


powoli ją studiował. Słowa zapisane w niej przemawiały do niego jak
film. Jego myśli tworzyły wizualWiolację podczas czytania słów,
obrazy tworzyły się samoistnie, zmieniając się jak film w zależności
od tego co akurat czytał. Nie kiedy obraz stawał się mętny dla niego i
prosił Janusza by ten mu wyjaśniał znaczenie tego jak to widzi.
Janusz ze stoicką cierpliwością odpowiadał wyczerpująco Tomkowi na
wszystkie jego pytania. Czasami denerwowało Tomasza to, że jak w
końcu był już magiem choć Janusz mówi że nadal jest nim, to on nie
pamięta tego tak dokładnie a czasami nie rozumie tego. Frustracja co
jakiś czas dopadała go a potem dochodziły myśli o Oliwi. Stan
przygnębienia szybko wyczuwał jego mentor, który w odpowiednim
momencie odwracał uwagę jego i myśli od złego spojrzenia. W takich
momentach zabierał go do innej pracy lub oferował coś innego jak
wyjazd do znajomych czy potrzebujących ludzi. On mieszkał na
zboczu jednej z gór gdzie nie każdy mógł się dostać np. z winny

74
wieku. W takich przypadkach odwiedzał takich ludzi w potrzebie,
napełniał ich otuchą, dobrą swoją wolą i uśmiechem. Takie rzeczy
widzieli ci ludzie. Jednak już na tym poziomie Tomasz widział to
inaczej. Te słowa, gesty, uśmiech Janusza były formą przykrywki do
tego co robił faktycznie. Często widział światła wokół niego, jak
wędrowały z nim, jak przebiegały spokojnie przez jego ciało. Podobne
efekty dały się zauważyć jakie miały miejsca jak pierwszy raz widział
je przy leczeniu pani Marii matki strażnika granicznego. Zaciekawiło
go też robienie leczniczych mikstur, maści i wywarów z ziół. Janusz
chętnie przekazywał mu powoli i tą wiedzę. Widział wielkie
zaangażowanie Tomasza w swoją sprawę, ale widział jak nadal
szarpie się od wewnątrz. Jednak czas był sprzymierzeńcem w tej
kwestii, powoli Tomasz robił postępy a większy pośpiech tylko by go
jeszcze bardziej by go zniechęcił do dalszej pracy. Teraz już wiedział
młody mag jak robi się wywar z ziół który pił na początku zamiast
kawy. Sam już sobie sporządzał go w razie potrzeby. Kiedyś w formie
eksperymentu delikatnie dodał inne składniki co skończyło się dla
niego wymiotami, a Janusz miał niezły ubaw wówczas z niego. Ale
powtarzał mu, że każdy uczy się na błędach nawet my. Przecież
Edisson nie zrobił żarówki za pierwszym razem ale za 10 tys. To samo
można użyć w innych dziedzinach jak produkcja leków, badania,
dobór składników, testy wieloletnie i dopiero końcowy efekt który i
tak czasami jest mizerny albo wręcz niepożądany. Jednak z czasem
Tomasz rozwijał swoje zdolności, jego percepcja rozwijała się bardzo
szybko, teraz jak brał do ręki zioło wiedział podświadomie do czego
można je użyć i jak je używać z innymi. Czas płynął nieubłaganie, już
trzy tygodnie Tomasz był u Janusza. Codziennie biegał ścieżkami
leśnymi, czasami spotykając turystów którzy dziwili skąd on się wziął
i tak biega zapalczywie. Czasami przystanął przy nim by porozmawiać
czy wskazać wskazówkę o szlag górski. Choć nie był pewien czasami
swoich odpowiedzi one zawsze były trafne, odpowiedzi nasuwały się
same w nim a jego głos był tylko wydobyciem wiedzy na zewnątrz.
Czasami spotykał dwa wilki Janusza, od razu go rozpoznawały i

75
chciały mu pokazywać niektóre miejsca, więc biegał za nimi jak sam
zwierz. Cieszył się tym co robi. Te zwierzęta były dla niego
niesamowite, nieustraszone i cały czas pogodne. Każde spotkanie z
nimi napełniało w nim uśmiech do życia i do tego co chce osiągnąć.
Raz zabrały go na szczyt góry nieopodal i tam zaczęły swój wieczorny
koncert wycia. Jeden przez drugiego wyły z uniesionymi łbami.
Tomasz usiadł nieopodal i przyglądał się im. Po jakimś czasie poczuł
sapanie za sobą, odwrócił się i zobaczył kilka wilków stojących parę
metrów za nim, lecz tym razem nie czuł strachu do nich. Spojrzał im
w oczy i wyrzekł w myślach „Witam was bracia i siostry” a jeden z
wilków Janusza podszedł do niego i usiadł przy nim. Zaszczekał do
reszty wilków jakby chcąc powiedzieć że to przyjaciel. Tamte podeszły
do Tomasza i obwąchały go , potem niektóre liznęły go po ręce czy
twarzy, na znak pojednania i zaczęły wtórować pozostałym w wyciu.
Siedział z nim aż do zapadnięcia zmroku, potem powoli zszedł w
towarzystwie wilków które go odprowadziły do domu Janusza.
Ilumarum XII siedział przed domem i patrzył jak jego podopieczny
zakliamatyzował się z wilkami i że tak szybko przyjęły go do swojego
stada. Tomasz rozpromieniony i radosny usiadł koło niego i opowiadał
całą historię jak poznał je na górze. Janusz tylko uśmiechał się do
niego, ale też w głębi duszy cieszył się z postępów jakie Tomasz robił.
-Wiedzę że polubiły cię. Jesteś wyjątkiem wiesz? – powiedział Janusz
-Nie rozumiem czemu wyjątkiem ?
-Ta watacha wilków jest dzika, nikogo nie akceptują w swoim gronie
a tym bardziej człowieka. Co prawda mnie traktują jak dobrego
samarytanina, czasami ziołami pomagam im na ich dolegliwości
żołądkowe lub jak któreś z nim złamie łapę, ale nigdy nie zabrały
mnie na koncert wycia.
-To niesamowite zwierzęta, nie wiem czemu ludzie często w nich
widzą wrogów. Przecież jak każde inne stworzenia na świecie też chcą
żyć tylko że po swojemu. – mówił podekscytowany Tomasz
-Ludzie uważają się za panów świata od pokoleń, że są dominującą
formą życia i wszystko im wolno. Są zadufani w sobie w swoim ego i

76
nie oglądają się za siebie. Brną na przód by osiągnąć tylko dla siebie.
A w ten sposób niszczą samych siebie.
-Czy tak musi być? Dlaczego nie może nastąpić lepiej i dobro?
-Dobro nie może istnieć bez zła. Czy wiedziałbyś co do dobre a co złe
gdyby wszystko było jednakowe? Czy wiedziałbyś kto jest bogaty a
kto biedny materialnie? Relacje biegunowości, i rola wahadła zawsze i
we wszystkich są.
-Tak wiem, ale czasami wydaje mi się to niesprawiedliwe. W jednym
miejscu na świecie są wojny a w innych ludzie wygrzewają się na
plaży popijając lemoniade. Czy nie ma uniwersalnego lekarstwa na
to?
-Baska Opatrzność każdemu z nas daje własną wolę i to człowiek
decyduje jak ją wykorzystuje. Jedni będą dyktatorami inni papieżami.
Jedni tworzą wojny inni je niwelują. Jednak świat ludzki pędzi ku
zagładzie, bo taka jest natura ludzkości. Dlatego też są zsyłani tacy
jak my, by dawać nowe możliwości ludzkości. Przykładem jest
poznanie rozszczepienie atomu. Z jednej strony daje nam energię
jądrową byśmy mogli wytwarzać prąd zamiast truć środowisko
węglem, ale z drugiej strony została wykorzystana jako broń. Nie da
się wszystkiego pogodzić. Trzeba być albo zimnym lub gorącym, a nie
letnim i zastanawiać się w którą stronę iść.
-Ja jestem teraz taki letni. Teraz to czuję. Z jednej strony chce
pozytywnego zakończenia ale wiem jakie muszę przejść drogę by stać
się na powrót wojownikiem światła a z drugiej strony mam bariery w
sobie.
-Tak , wiem to. Ale to co masz w sercu do Oliwi może być dobre i złe.
Dobre bo jest to twoim motorem napędzającym cię w działaniu, złe
gdyż inni mogę to wykorzystać jako twoją słabość. Jednak trzeba
pamiętać że silniejsze zawsze zwycięża. Jeżeli pali się sama zapałka
wystarczy parę kropel wody by ją ugasić, jeżeli ognisko kilka wiader.
To wszystko co w jakieś ilości wykorzystasz. Im twoja miłość będzie
silniejsza od tego co będzie chciało ją zniszczyć to zawsze wygrasz.
-Ty jednak potrafisz postawić człowieka na duchu – uśmiechnął się

77
Tomasz
-I tak powinno być i tak będzie. – odparł Janusz

Wieczorami Tomasz siadał w spokojnym miejscu do medytacji. Były


to różne miejsca, raz dom, raz altanka ale najchętniej na łonie
natury. Siedząc tak uspokajał swoje myśli, czuł i widział obrazy które
mu przepływają przez oczami, czasami z przeszłości czasami z dnia
codziennego, ale zawsze część nich była związana z Oliwią. Z każdym
dniem robił poprawy do osiągnięcia pustki umysłu, gdzie myśli i
wszystko inne pozostają zniweczone i pozostaje tylko on sam.
Wówczas koncertując się na jednej rzeczy widział ją dokładnie a gdy
dotyczyło problemu widział rozwiązania ich. Z każdą medytacją czuł
jak narasta w nim siła i jaka jeszcze nie została przez niego odkryta.
Robił w sobie rachunek własnych cech i tych który były pozytywne i te
które były negatywne. Przypisywał ich od podstawowych
pierwiastków jakie były wszędzie w każdej dziedzinie myśli, słowa,
czynu, rzeczy, zdarzeniu , który były we wszystkim co otacza nas w
świecie. Były to pierwiastki ognia, wody, powietrza i ziemi. Podczas
medytacji łączył je ze sobą ze swoimi cechami, szukając jednocześnie
równowagi tych elementów w sobie. Równowaga musi zaistnieć w
nim pierwiastków by nastąpiła harmonia, nie mogło być któregoś
więcej ani któregoś mniej. Z czasem coraz dokładniej dochodził do
równowagi, czuł jak dopasować dany element do jego, który jest
mocniejszy a którego w danej chwili brakowało. Zajęło mu to kilka dni
intensywnej medytacji aż wiedział że może przejść dalej do
następnego kroku. Potrafił rozróżnić i rozdzielić siebie na trzy
podstawowe płaszczyzny: fizyczną czyli ciało, astralną czyli duszę i
mentalną ducha swojego.
Z czasem zaczął pracę nad elementami. Wszystko robił dokładnie jak
wyczytał z księgi jaką podarował mu Ilmarun. Po osiągnięciu pustki
umysłu skoncentrował się nad elementem ognia. Poczuł jak wypełnia
całe jego otoczenie, jak jarzy się, jak potężne płomienie lub forma
bardzo rozrzedzonej lawy. Zawieszony w świecie ognia, które

78
wszystko ogarnia i nic innego wówczas nie ma miejsca. Powoli
pozwolił aby pierwiastek ognia przenikał go. Czuł się jak gąbka która
powoli z każdym jego oddechem wciąga w siebie to co go otacza, czuł
jak ogień przenika jego płaszczyznę mentalną aż wypełnia ją cała.
Jego myśli były teraz czystą esencją ognia i nic innego nie było w
nim. Ekspansja pierwiastka ognia rozszerzała jego horyzonty i
panowanie nad elementem ognia. Z elementem ognia poznał fluid
elektryczny który odpowiada temu pierwiastkowi. Wszystko robił
powoli i stopniowo, poznawał cechy, właściwości danego elementu. Z
czasem na poziomie mentalnym zaczął kierować według własnej woli
kierunek przepływu ognia w sobie. Tam gdzie chciał mógł go
skoncentrować w danym punkcie czy to ciała fizycznego, astralnego
czy też myśli. Tak samo postępował przy pracy nad kolejnymi
elementami. Woda która jest przeciwstawieństwem do pierwiastka
ognia i zawiera cechy przeciwne do niego jak zimo, kurczenie,
destrukcję, fermentację lub też rozpraszanie. Czuł jak całe otoczenie
jest nieograniczoną wodą, jak przepełnia go, jak wchłania ją , jak
uczy się panować nad nią. Z wodą poznał fluid magnetyczny który
jest związany z tym elementem. Powietrze jest naturalną równowagą
pomiędzy dwoma podstawowymi biegunami ognia i wody. Jest
pośrednikiem który zawiera po części cechy głównych pierwiastków.
Ciepło z ognia, wilgotność z wody, by zapoczątkowało się życie gdyż
bez tego nie ma relacji bytu. Bo to relacja aktywnego i pasywnego
pierwiastka daje życie we wzajemnych oddziaływaniu ze sobą.
Czwartym pierwiastkiem jaki poznał był ziemia. Element ten poprzez
swoją podstawową cechę zespalania zawiera w sobie trzy pozostałe
elementy. Poprzez element ziemi zostały ograniczone zakres działania
pozostałych pierwiastków tak że powstały takie namacalne cechy jak
czas, przestrzeń i wszelkie miary jak waga, objętość i inne. Tomasz
będąc podczas medytacji i pracy nad elementem ziemi poznawał jakie
relacje zachodzą między innymi na naszym planie fizycznym, jak
można równoważyć pozostałe pierwiastki by naginać prawa fizyczne
panujące na świecie.

79
Początkowo uczył się panować nad elementami na płaszczyźnie
mentalnej potem astralnej a na końcu fizycznej. Musiał poznać je
wszystkie na każdej płaszczyźnie by móc w każdej chwili, miejscu i
płaszczyźnie nimi się posługiwać według własnej woli. Raz podczas
medytacji przy pracy nad pierwiastkiem ognia przeniósł go na własne
fizyczne ciało. Czuł jak fizyczne ciepło ogarnia jego ciało, jak krople
potu zaczynają spływać z niego, a przecież pot forma wody jest
przeciwstawieństwem do ognia. Świadom swojej praktyki i chcąc
sprawdzić działanie na planie fizycznym, chwycił leżący koło niego
kawałek suchej gałązki. Po chwili czuł jak ogień przenosi się na nie,
lekki dymek a potem pojawiły się małe płomyczek w miejscach styku
dłoni i drzewa. Nie czuł przy tym żaru jakie normalnego człowieka by
oparzyło przypalając skórę. Gdy upuścił gałąź ona szybko zgasła ale
pozostały na niej ślady osmalenia. Gdy podczas innej medytacji uczył
się rozszerzać zakres elementu ognia, trawa uschła w promieniu
metra od niego. Gdy za chwilę przejść w stan odmienny.
Koncentracja pierwiastka wody sprawiała że jego ciało szybko stygło,
stając się zimne i nawet promienie słońca nie mogły go ogrzać choć
sam nie czuł w sobie zimna fizycznego. Roślinność która go otaczała i
zawierała w sobie fizyczną wodę zamarzała od wewnątrz. Tak że
podczas dotyku trawa łamała się jakby było zrobiona z kruchego
materiału. Takie czy inne odzwierciedlenia pracy jego nad elementami
dostrzegał na planie fizycznym. Podczas kondesacji fluidu
elektrycznego poczuł jak małe iskierki przeskakiwały w miejscach
jego kondesacji, a podczas magnetycznego jak wszystko co go otacza
inaczej się zachowuje. Przy rozciągnięciu na większy zasięg fluidu
magnetycznego wziął do ręki kamień lezący koło niego. Skupił w nim
fluid i dodał powietrze. Kamień stawał się lżejszy aż trudno było
określić jego wagę fizyczną. Gdy go podrzucił lekko do góry, on
wyskoczył na kilkanaście metrów i powoli spadł na ziemię. Wszystkie
te rzeczy nie dziwiły już Tomasza, gdyż wiedział od czego one zależą,
nie wzbudzało to w nim podziwu czy też podniecenia gdyby to
zobaczyła postronna osoba. Pewnie by od razu powiedział że to nie

80
możliwe, gdyż jego umysł byłby ograniczony przez prawa fizyczne
jakie poznawał od swoich narodzin, czego go uczyli, wzorów
matematycznych i fizycznych. Taka właśnie jest różnica pomiędzy
magiem dla którego to normalne rzeczy, gdyż zna prawa uniwersalne
jakie panują we wszystkim i na wszystkich płaszczyznach, a
człowiekiem który stąpa twardo po ziemi i nie wierząc w żadne z tych
rzeczy. I nie ma się jemu co dziwić, jeszcze nadejdzie czas na
każdego, wcześniej czy później a pozna to co inni uważają za
normalne. Jednak Tomasz zdawał sobie sprawę jak nie można szastać
wiedzą wśród ludzi, czy nawet całego świata. Wszystko musi biec
swoją drogą tak jak on miał własną, tak nie mógł burzyć teorii
światopoglądu innych, gdyż w konsekwencji było by to dla niego
zgubne. Lecz człowiek z natury szuka poznania stąd powstają
wynalazki ułatwiające życie, poznają nowe prawa jakie im są dawane
z czasem życia ziemskiego. Wykorzystują je na swój sposób raz
dobrze raz źle, ale stopniowo uświadamiają sobie sprawę i wagę
nowych poznanych praw. Jak globalne ocieplenie gdzie jeszcze 50 lat
temu nikt sobie nie zawracał głowy uważając że ziemia przyjmie
wszystko tak teraz widząc jakie to może przynieść negatywne skutki
szukają rozpaczliwie rozwiązania problemu. Dostrzegają że sami są
temu winni, wszystko ma swoje dobre i złe strony. Teraz z tym ich
myśleniem o globalnym ociepleniu poznają kolejne prawa które
wykorzystają w nowych wynalazkach, które ograniczą niszczenia i
zastąpienie starych energii na bardziej korzystne dla świata.
Wszystko napędza inne. Wojny przysparzają bólu milioną ludzi, ale
też niesie poznanie swojego postępowania wobec innych. Z jednej
strony przemysł zbrojeniowy dostarcza coraz to nowych technologii z
drugiej strony inni szukają rozwiązania by nie było wojen więcej na
świecie. Tylko mag widzi jakie są relację między wszystkim ale wie że
większość pochodzi od prawa przyczynowo – skutkowym. Każda
przyczyna w obojętniej jakiej postaci przynosi odpowiedni skutek
tego działania. I mądre jest przysłowie „jakie ziarno taki plon”, lecz
ludzie często nie widzą tego i muszą w przyszłości być przygotowani

81
na plon. Cały rozwój więc jest aspektem prawa karmy.
Kolejny dzień był gorący a wiaterek górski dawał lekko ochłodę dla
ciała. Siedzieli w domku przy stole i jedli śniadanie z jajecznicy.
-Wiesz Janusz powiedz mi dlaczego od razu nie mogę być na powrót
Aesarel, przecież są magiczne rytuały które by rozbudziły by we mnie
tym kim jestem. Po co przechodzić to samo jeszcze raz, uczyć się,
poznawać – zadał pytanie Tomasz
-Widzisz wielu z nas ma podobne pytania, ja też miałem w
dzieciństwie pytania dlaczego tak się dzieje choć to było dla mnie
naturalne co się działo wokół mnie. U mnie to inaczej to trwało i
zawsze inaczej jest przy każdym z nas. Dla ciebie będzie lepiej jak
poznasz wszystko od początku – odpowiedział Ilmarun
-Nadal nie rozumiem.
-Masz rację są rytuały który są pomocne by powróciło twoje
prawdziwe Ja, ale tym razem twój przeciwnik jest potężniejszy niż
przedtem. Gdybyś teraz został przebudzony miałbyś wiedzę jaką
miałeś, teraz jednak musisz być gotowy na coś więcej dlatego lepiej
jak świadomie po raz kolejny przejdziesz drogę poznania. Nauki nigdy
za dużo. Całe życie to jedna wielka nauka.
-Masz rację rzeczy które się wokół mnie działy były dla mnie czymś
normalnym ale bez odpowiedzi jak to się dzieje. Teraz jestem tego
bardziej świadom jak to się dzieje.
-O właśnie i widzisz sam dochodzisz do tego wniosku że to jest
lepsze. – uśmiechnął się Ilmarun, potem mówił dalej- znam wiele
przypadków tak zwanych darów uśpionych, miałem kolegą którego
każdy bił na przerwach, był traktowany jak popychadło w klasie. Do
czasu aż zbuntował się i pierwszy raz oddał. Wówczas poczuł jaka w
nim siła drzemie, od tamtej pory był niepokonany w walkach,
zainteresował się sztukami walk wschodu i został mistrzem świata w
walkach niedozwolonych. Innym przykładem jest kolega który przez
wiele lat był normalnym człowiekiem, dom, praca aż pewnego dnia
ktoś mu uświadomił że umie pisać, teraz jest pisarzem i to dobrym.
Ci ludzi potrzebują katalWiolatora, który wyzwala ich prawdziwe

82
oblicze. Ty też to przechodzisz teraz.
-Więc gdyby Kalasak nie odrodził się z chęcią zemsty teraz to
miałbym święty spokój ?
-Tak, dokładnie. – odpowiedział Ilmarun jednocześnie wyczuwając
rosnącą złość w Tomku z tego powodu, ale często prawda jest lepsza
od zakłamania.
Tomasz siedział ze spuszczona głową i jadł powoli rozmyślając. Znów
wróciły myśli o Oliwi która teraz sama leży gdzieś w szpitalu, chwile
miłe i piękne jakie razem przeszli. Jednak za moment wtopił się obraz
frunącego samochodu z nią i jak był wtedy bezradny. Złość narastała
w nim, znów powróciła twarz człowieka którego widział, jak widział
siebie, potężnego i mściwego. W tej chwili chciał być nim by w końcu
zakończyć z Kalasakiem i móc wrócić do rodziny.
-Złość jest jego sprzymierzeńcem. – wtrącił się w myśli Tomasza
Janusz
-Wiem że wyczytałeś to u mnie, skoro ty możesz to wyczytać to
pewnie on też. Jak się bronić przed czymś takim?
-Tak on też to by wiedział gdybyś się teraz z nim spotkał z pewnością
by to wykorzystał przeciwko tobie. Tak jak wykorzystał Oliwię byś
opuścił krąg światła. Oliwia jest twoja słabością on o tym wie i na to
musisz uważać. Jak się bronić? Teraz jak sam zaznaczyłeś poznajesz
prawa i jak nimi operować by służyły tobie, lecz Kalasak też je zna.
Jedno drugim można zastąpić, rozpuścić, prawo przeciwko prawu i
pamiętaj wszystko jest we wszystkim. Nie ma gotowej recepty dla
ciebie, ale jak będziesz gotowy to sam znajdziesz rozwiązanie. –
spokojnym tonem mówił Janusz
-Wiele jeszcze przede mną. Czy w ogóle zdążę? – w głosie Tomasza
dało się wyczuć nutę niepewności.
-Niepewność w tobie jest twoim wrogiem, ale to pewnie już wiesz.
Mogę cię pocieszyć że innym zajmuje to kilka czy kilkanaście wcieleń
by osiągnąć to co ty robisz teraz – uśmiechnął się Ilmarun – wiesz co
dzisiaj będę przewodnikiem grupy młodzieży do pobliskich jaskiń.
Zabieram cię ze sobą, oderwanie od tego wszystkiego dobrze ci zrobi.

83
Tomasz przez chwilę zastanawiał się nad propozycją, i po chwili
wiedział że to dobry pomysł.
-Jasne, jadę – odrzekł ochoczo Tomasz
Po śniadaniu Tomasz wziął się za zmywanie naczyń a Janusz poszedł
przygotować ekwipunek w trasę. Dwa plecaki z osprzętem, jak
apteczki na zadrapania, haki, liny, latarki, krótkofalówka i innych parę
niezbędnych rzeczy na wypadek jakiś komplikacji. Choć pewnie z nim
nie ma żadnych, to jednak musiał stwarzać pozory że jest
przygotowany. Potem wszystko spakowane wrzucili do Jeppa i
pojechali do miasteczka.
Miasteczko było mała miejscowością głównie składające się z domów
wczasowych dla turystów, barów i straganów z pamiątkami. Zaledwie
z cztery główne ulice przecinały miasteczko, a na obrzeżach mieszkali
w swoich domkach mieszkańcy. Tomasz z wysuniętą ręka za okno
poklepywał samochód jak by to był koń i chciał dodać otuchy by
jechał dalej. Przy tym nucił sobie cicho piosenkę która wpadła mu
przed chwilą do ucha z radia. Janusz zwolnił trochę gdyż z przeciwka
zobaczył znajomego strażnika Marka jadącego swoim służbowym
samochodem. Podjechali do siebie tak, że mogli rozmawiać przez
szybę. Nikogo to nie dziwiło takie zachowanie, tz. mieszkańców no
może nie turystów, którzy spokojnie też się zatrzymali za Januszem.
-Hej brachu, gdzie jedziesz ? – rozpoczął Marek, podając Januszowi
rękę na przywitanie
-Prowadzę dzisiaj grupę młodzieży do jaskini, zabieram ze sobą
Tomka, trochę mi pomoże, wiesz jak to jest z taką grupą.
-Jasne ale jeszcze gorzej pewnie się idzie z emerytami, hahahha –
rzekł Marek – a wiesz że mama super się już czuje?
-No to się cieszę że jej pomogłem.
-Już dzisiaj poleciała na zakupy i... – już nie dokończył zdania
Turyści w samochodach stojący za Janusze zaczęli trąbić.
-Czego tam – wrzasnął Marek. Wychylił się z okna grożąc im. Tamci
od razu ucichli jak zobaczyli że mają doczynienia z władzą.
-No dobra jedziemy też już bo pewnie czekają na nas. Trzymaj się

84
przyjacielu i pozdrów mamę od nas. – powiedział Janusz i podał rękę
na pożegnanie
Rozjechali się a Janusz skręcił w lewo pod dom turysty gdzie miała
być zbiórka. Autokar już stał i młodzież wychodziła z niego. Byli w
wieku koło 16 lat a przy nich dwie panie opiekunki, które co trochę
wrzeszczały na nich, by nie wychodzili na ulicę i tego typu rzeczy.
Grupa miała około trzydziestu paru osób. Janusz zaparkował
samochód obok. Wysiedli i podeszli do jednej z opiekunek.
-Dzień dobry. Janusz jestem będę waszym dzisiaj przewodnikiem do
jaskiń – przywitał się podając przyjacielsko rękę na powitani.
-A tak, miło mi poznać pana, myślałam że będzie pan młodszy –
odrzekła uszczypliwie
-Nie zawsze wiedza o górach idzie w parze z młodością, ale mój
bratanek – tu przedstawił Tomasza – będzie nam towarzyszył.
Panie uśmiechnęły się do Tomka na znak powitania.
-Ahh przepraszam za siebie ale czasami ta dzisiejsza młodzież daje
tak popalić, że tak głupio wyszło, Przepraszam – teraz już bardziej
uspokojona powiedziała
-Monika jestem, a koleżanka to Ania – przedstawiała drugą panią
opiekunkę która właśnie podeszła do nich.
-Miło mi. Więc skoro już tu jesteśmy to chyba powoli możemy się
szykować w drogę, najpierw jednak chciałbym parę spraw
organWiolacyjnych powiedzieć do młodzieży. Ok.?
-Jasne może pana posłuchają – dodała Monika
Tomasz tym czasem wyciągnął plecaki dla siebie i Janusza i postawił
je pod murkiem. Opiekunki poprosiły rozochoconą młodzież do
zwiedzania o chwilę spokoju by zapoznali się z zasadami
obowiązującymi w górach. Przedstawiła Janusza młodzieży i
przekazała mu głos.
-Witam was. Wiecie jak się nazywam. Chciałbym wam na początku
dać parę wskazówek i informacji. – głos teraz Janusza był bardzo
poważny nie taki jaki znał Tomasz – Po pierwsze idziemy grupą, nie
ma rozchodzenia się na boki, nie tolerowane jest żadne popychanie

85
innych, uważajcie czasami jak stąpacie, można źle stanąć na
kamieniu i łatwo zwichnąć kostkę. Jeżeli ktoś będzie musiał
skorzystać z łona natury, proszę mnie o tym poinformować a nie
oddalić się bez informowania. Będziemy około 3 godziny szli do grupy
jaskiń, proszę zabrać coś cieplejszego w rękę gdyż w jaskiniach jest
zimno, do picia też się wam przyda na drogę. Pod jaskiniami są małe
sklepiczki i miejsce na odpoczynek. Kto teraz nie czuję się na siłach
niech teraz zrezygnuje i zostanie w autokarze. Od teraz to ja wraz z
Tomkiem będziemy tymi którzy mają nad wami szczególną opiekę,
oczywiście panie nauczycielki też, ale wszystko proszę ze mną
uzgadniać. Góry czasami potrafią być nieobliczalne.
Janusz czekał na jakieś pytania od strony młodzieży ale widocznie
wszystko było dla nich zrozumiałe. Zwrócił uwagę dwom dziewczyną
by zamieniły obuwie na bardziej stosowne do trasy górskiej, gdyż ich
szpileczki na nogach tylko by przysporzyły kłopotów. Potem podszedł
do opiekunów młodzieży.
-Teraz tak. Ja będę szedł przodem. Tomasz idzie z tyłu z jedną z pań,
a druga po środku grupy. Jeżeli będziemy przechodzić blisko zbocza,
panie idą bliżej krawędzi a reszta jak najdalej. Wiecie strzeżonego
pan Bóg strzeże.
-Jasne to pan tu jest teraz wodzem, myślę że posłuchały pana –
dodała uśmiechnięta Monika.
-No dobra więc w drogę – dodał Janusz
Wraz z Tomkiem założyli na plecy plecaki z osprzętem. Janusz przez
krótkofalówkę zgłosił w stacji GOPR wyjście w góry młodzieży. Podał
ilość uczestników, cel, trasę i godzinę wyjścia. Potem ruszyli w drogę.
Młoda nauczycielka Ania szła wraz z Tomkiem z tyłu grupy.
Początkowo rozmawiali zdawkowo ale z czasem rozmowa się
rozkręciła. Ania zauważyła obrączkę na jego palcu i spytała się gdzie
małżonka. Zmieszany Tomek odpowiedział że musiała na jakiś czas
wyjechać pozałatwiać sprawy rodzinne a on postanowił odwiedził
wuja. Jednak Ania wyczytała w jego tonie mówienia że coś jest nie
tak. Nie chciała może ciągnąć dalej pytaniami w zamian za to trochę

86
opowiedziała o sobie. O swoich dwóch córeczkach i mężu który
wyjechał do pracy za granicę. O tym że lubi być nauczycielką bo
uwielbia kontakt z ludźmi, przy tym cały czas była uśmiechnięta i
radosna chwilą bycia w górach. Słońce coraz mocniej prażyło z nieba i
co trochę trzeba było robić małe postoje dla młodzieży. Jak na
początku czuli się pewnie tak teraz nie przyzwyczajone nogi dawały
im się w kość. W połowie drogi gdy szli łagodną drogą pod górę
Tomkowi wróciły wspomnienia. Smutek go ogarnął jak zaczął
przypominać sobie ich pierwszy wyjazd w góry, niesamowite
zdarzenie z lawiną i ten ich pierwszy raz na polanie górskiej.
Zamyślony nie zauważył korzenia wystającego na drodze i runął na
kolana, w dodatku ciężki plecak przycisnął go jeszcze bardziej. Grupa
się zatrzymała. Tomasz usiadł trzymając za kolano. Janusz podszedł
by sprawdzić jego stan. Uspokoił wszystkich że nawet najlepszym
może się zdarzyć przewrócenie, obrócił zdarzenie w śmiech a
młodzież z chęcią przyjęła kolejny postój. Janusz spojrzał na fioletowe
kolano. Już chciał przyłożyć rękę by uleczyć opuchliznę gdy Tomek
dał znać że nie trzeba. Wyjął z apteczki maść na stłuczenia i grubo
posmarował chore miejsce. Potem przy pomocy Ani owinął obolałe
kolano bandażem elastycznym. Dał znać Januszowi niewidocznie by
odwrócił uwagę reszty od niego. Ten wyczuł o co chodzi i zmieniając
temat z nauczycielkami odwrócił ich uwagę. Tomasz skupił się szybko
na elemencie wody. Skupił ją w dłoniach i przyłożył do kolana. Poczuł
ukojenie rozciągające się na chorym miejscu. Po chwili stanął na
równe nogi i powiedział że jest gotowy do dalszej drogi. Ania bardziej
wrażliwa zaproponowała że może lepiej jak on wróci na dół do
miasteczka. Kiedyś przechodziła kurs pierwszej pomocy, a nawet
kiedyś rozpoczęła naukę na pielęgniarkę ale potem zmieniła studia.
Więc wiedziała że tak samo kolano po takim stłuczeniu nie przejdzie
tak szybko. Jednak Janusz przekonał ją, że będzie wszystko dobrze.
Poszli dalej a noga Tomka jak nowa dotrzymywała tępa grupie. Gdy
dotarli do grupy jaskiń młodzież była zachwycona. Kompleks jaskiń
składał się z trzech większych dostępnych dla turystów i kilku

87
mniejszych , ciaśniejszych przeznaczonych dla grotołazów. Tam
czekał na nich jeden z przewodników po jaskiniach. Tomasz
powiedział że poczeka na zewnątrz że dobrze mu to zrobi na jego
kolano. Reszta grupy weszła do środka. Rozwinął bandaż by
sprawdzić stan kolana. Nie zdziwiło go że nie było żadnego śladu po
upadku.
-Jak to możliwe że nie masz żadnego śladu? – zapytała Ania mocno
zdziwiona stojąc nad Tomkiem
Tomek spojrzał na nią trochę zmieszany jak mały chłopiec złapana za
rękę gdy ukradł jabłko ze straganu.
-Myślałem że poszłaś z resztą ? – chciał zmienić szybko temat
-Idę, ale zapomniałam sweterka, Janusz powiedział że pożyczysz mi
bluzę. Ale ta twoja noga ?
-Tak już jest w porządku. Maść i twój opatrunek sprawiły widocznie
cuda – uśmiechnął się Tomasz, próbując wybrnąć z sytuacji.
Wyciągnął ciepła bluzę z plecaka i podał jej.
-Może nie jest nowa. Ale czysta i ciepła. – powiedział podając jej
Ania wzięła bluzę i podziękowała uśmiechem. Jeszcze odwróciła się
zanim zniknie w jaskini. Spojrzała na Tomka i z uśmiechem potrząsła
głową z niedowierzaniem to co widziała.
Tomek wygodnie się rozłożył na trawie i oparł głowę o plecak. Teraz
w końcu też miał bardzo ważne zadanie, pilnowania rzeczy jakie
pozostawiła młodzież pod jego opieka. Ale to mu się uśmiechało,
przynajmniej mógł poleżeć i odpocząć. Około czterech godzin spędzili
przy jaskiniach. Młodzież nabrała świeżych sił gdy ujrzeli wspaniałe
jaskinie. Potem odpoczynek przy małym posiłku i powrót do
miasteczka. Droga teraz wydawała się dla wszystkich łatwiejsza i
przyjemniejsza. Pewnie też dlatego że niektórzy już chcieli porządnie
odpocząć ale byli zadowoleni z wyprawy. Gdy dotarli na dół ponownie
Janusz zgłosił szczęśliwy powrót całej grupy do GOPR. Ania i Monika
podziękowały im i wrócili do swojego domku w górach. Późnym
popołudniem przyszły deszcze i siedząc w domku oglądali TV. Janusz
ustawiła kanał na bajki i uśmiechał się oglądając je.

88
-Podobają ci się bajki? – spytał zaciekawiony Tomek
-Pewnie, co prawda nie wszystkie. Najlepsze te stare są super, może
dlatego że przypominają dzieciństwo i to chyba lepiej odrywa
człowieka od zgiełku niż słuchanie kłócących się polityków.
-Hahaha masz rację, kłócą się a nic nie robią.
-No, a zobacz ile mądrego bajki dają nawet dorosłym. W jaki prosty
sposób są przedstawiane podstawowe problemy. Jest to tak wszystko
obrazkowo zrobione że dziecko łapie z nich wszystko. Widzą dobro,
zabawę i śmiech. Tego często brakuje starym.
-No tak, ale ostatnio robią też bajki z dużą ilością przemocy.
-No fakt. Ale zobacz – Janusz przełączył na kolejny kanał bajkowy-
Tutaj lecą jakieś czarodziejki. Ile autorzy przeplatają z magią te bajki.
Tutaj cztery dziewczyny i każda z nich ma panowanie nad jakimś
żywiołem. Nie przypomina ci to coś?
Tomasz patrzył na bajkę i faktycznie dostrzegł podobieństwa.
-Niesamowite ! – odpowiedział
-No właśnie. Szkoda czasami, że w większości to wszystko wyssane z
palca, choć zrobione by dzieciaki to chwytały. Filmy, książki są
tworzone coraz częściej w oparciu na magię. Bo to się sprzedaje, bo
tego chcą ludzie. I wiesz część z nich wyczyta kawałek prawdy
między wierszami niż sama fabuła.
-Mi to się zawsze wydawało że przeciągają strunę z takich tematów. –
powiedział Tomek
-Nooo czasami tworzą niesłychane rzeczy, choć tak naprawdę jest
inaczej.
-Kiedyś w dzieciństwie tata zabrał mnie na pokaz iluzjonistów.
Zaciekawiło mnie to na początku ale potem to wszystko wydawało mi
się śmieszne. Nie wiem czemu. – dodał Tomek
-Dla ciebie śmieszne. Dla innych wręcz tajemnicze, okryte mgiełką
magii. To ich podnieca, daje zastanowienia czy to prawda czy fikcja.
-Czy któryś z nas był kiedyś iluzjonistą ? – spytał Tomasz
-Tak ale to sporadyczne przypadki, raczej nie rzucamy się w oczy
innym, choć czasami Opatrzność Boska daje nam takie zadania.

89
-Rozumiem.
-Sam dzisiaj to się nauczyłeś jak stłukłeś kolano. Dobrze zrobiłeś.
Tomasz uśmiechnął się do siebie. Potem przełączyli ponownie na
kaczora Donalda i śmiali się z niego do łez. Tak minął Tomkowi dzień.
Kolejny dzień tęsknoty za ukochaną, potem padł na łóżko i spał jak
zabity.
Systematycznie Tomasz rozwijał swoje ciało, duszę i ducha. Treningi
stały się jego pasją i sposobem na życie. Stawał się bardziej
wyczulony w sferze duchowej i mentalnej. Z czasem przechodził na
coraz to wyższe stopnie wtajemniczenia i stawały się one dla niego
coraz prostsze. Im więcej poznawał tym chciał jeszcze więcej. Przy
poznawaniu przenoszenia świadomości postanowił przećwiczyć tą
technikę na drzewie. Przeniósł swoją świadomość do rosnącego przed
nim drzewa świerkowego. Poczuł go całe sobą, czuł że jest nim. Jak
wewnątrz niego płyną życiodajne soki drzewa, jak uginają się gałęzie,
poczuł je wszystkie naraz, jak niektóre miotane przez wiaterek
kołyszą się. Jak smaga wysokich partiach wiatr po igiełkach.
Przebiegająca wiewiórka przeskakując z mniejszych gałęzi swoim
naciskiem ugina małe gałązki. Cieszył się tym wszystkim co odczuwał,
potem poczuł korzenie w ziemi jak mocno są utwierdzone w skalistej
ziemi. Najmniejszy element korzenia jak zasysa wodę z ziemi. Czuł to
wszystko naraz i zaraz wybiórczo to co chciał w danej chwili. Potrafił
skupić się na małym fragmencie kory by odczuć najmniejsze tąpnięcia
mrówek wędrujących po niej. Potem mentalnym wzrokiem ujrzał to
co go otacza. Drzewa wokół niego, ptaki fruwające i siebie samego
siedzącego pod drzewem. Przyglądał się sobie, chciał jakoś dać sobie
znak że jest tutaj, że jest teraz drzewem, odczuć to. Lecz nie było rąk
by złapać siebie, raczej swoje ciało fizyczne. Zrozumiał że wszystko
ma swoje ograniczenia których w tej chwili nie może znieść, po chwili
wpadł na pomysł. Wybrał dużą szyszkę wiszącą nad nim siedzącym.
Skoncentrował się na ogonku który utrzymywał szyszkę na drzewie.
Skupił element ognia w nim tak że nastąpiło szybkie obeschnięcie
łodygi, aż szyszka pod wpływem ciężaru zerwała się i poszybowała w

90
dół. Widział jak leci jak mała bomba w kierunku ziemi. Uderzyła z
kilkunastu metrów w bark Tomka. Poczuł lekki ból i otworzył oczy.
Siedział pod drzewem, nie był już nim. Spojrzał na nie, potem wysoko
uniósł wzrok w koronę drzewa. Drzewo kołysało się spokojnie jakby
machało mu na pożegnanie. Za sobą usłyszał znajome sapanie.
Odwrócił się i jeden z wilków Janusza. Miał na sobie czerwoną obrożę,
miały mieć założone by leśniczy i miejscowi wiedzieli z którymi
wilkami mają doczynienia. Wilk podszedł do niego i zaszczekał
wesoło. Pewnie dając znać że chce się pobawić.
-Chcesz się pobawić? Nie mogę teraz może później. – odpowiedział
mu Tomek
-Możesz inaczej pożytecznie się z nim zabawić. Wejdź w niego i
poczuj się wilkiem. – usłyszał głos z drugiej strony
To Ilmarun stał parę metrów dalej i przyglądał się spokojnie jego
postępom.
-Nie widziałem cię tu wcześniej a przecież wyczuł bym cię. –
powiedział trochę zdziwiony Tomek
-Wszystko w swoim czasie, a przypomnisz sobie wszystko. Czasami
prawdę mówiąc obserwuje twoje postępy są bardzo zadowalające, nie
masz z niczym problemu. Więc może przenieś się do wilka. – znów
ochoczo zaproponował Ilmarun
-Ale to żywa istota, nie wiem czy potrafię aż tak.
-A drzewo nie jest żywe? To tylko inna forma. Poradzisz sobie, on nie
będzie miał nic przeciwko temu – dopingował go Janusz
-No dobrze. – odpowiedział Tomek
Znów zamknął oczy. Najpierw wyczuł obecność wilka, potem poczuł
jak dotyka jego sierści, a w końcu wtopił się w niego cały. Jego
świadomość została przeniesiona do ciała wilka. Czuł się jeszcze
bardziej niesamowicie. Jak ziaje i jak szybko bije jego serce. Powoli
odczuł kończyny zwierzęcia a potem ogon. Ucieszył się z tego i poczuł
że jego ogon merda na znak radości. Podniósł łeb i spojrzał na
Ilmaruna. Ten uśmiechnął się i zaklaskał z radości. Obrócił parę razy
łbem na boki by przejrzeć się sobie. Obwąchał swoje łapy, wyczuł jak

91
mocny ma teraz zmysł węchu i słuchu. Pierwsze kroki zrobił w
kierunku siebie, usiadł naprzeciw swoje ciała i patrzył jak siedział
zastygnięty w takiej pozycji. Jednocześnie czuł wszystko to co
wcześniej odczuwał wilk. Wyczytał z jego wspomnień że ma swoją
lubą gdzieś w górach. Zachciało mu się pobiegać. Ruszył więc przed
siebie. Czuł jak płynnie łaby zwierzęcia stąpały po ścieżce a potem
skierował się ku górze. Biegł i biegł. Cieszył się wolnością jaką teraz
miał w ciele wilka. Czuł jak łapy naciskają to na ziemię czy też
kamień. Nie zastanawiał się gdzie ma postawić łapę bo to już wiedział
z umysłu wilka. Jak gałązki smagały go po karku, kiedy trzeba
podwinąć uszy a kiedy przeskoczyć nad konarem. Dobiegł na pobliski
szczyt z ziającym jęzorem wysuniętym, który łapał chłodny wiaterek.
Stanął przy krawędzi i zawył z całych sił w piersiach. Wycie rozniosło
się po całej dolinie. Czuł jak drgają struny głosowe wilka, jak nabiera
powietrza by potem napiąć mięśnie odpowiednie by wydać wycie.
Tomasz czuł się jak dziecko, jak dziecko które dostaje nową zabawkę.
Po kilkunastu minutach usłyszał za sobą głosy, odwrócił łeb i zobaczył
kilka wilków zmierzających w jego kierunku. Ochoczo machały
ogonami, a jeden z nich miał także jak on czerwoną obrożę. Właśnie
on podszedł do niego i polWiolał go po pysku. Dziwnie się poczuł
Tomek i postanowił powrócić do swojego ciała. Na samą myśl opuścił
zwierzę i otworzył własne oczy. Janusz siedział na pobliskim kamieniu
i spokojnie z uśmiechem przyglądał mu się.
-Gratulacje, nie przypuszczałem że tak szybko będziesz chwytał to
wszystko. A ty chłoniesz jak gąbka. – powiedział Ilmarun
-Czuję się rewelacyjnie. Coś niesamowitego, rany jeszcze nie mogę
dojść do siebie. Ale cudowne uczucie, czułem się wolny, bez żadnych
ograniczeń. Byłem wilkiem który nie ma problemów takie jakie my
ludzie mamy. – cały czas mówił podekscytowany Tomek – a jak fajnie
być drzewem tutaj ...
Janusz się tylko uśmiechał na to wszystko jak Tomasz przeżywał. Jak
się cieszy tą chwilę i jak choć na chwilę zapomniał o swojej kochanej,
która teraz leży podłączona do aparatury medycznej i walczy o życie.

92
-Właśnie tak można rozpatrywać opętanie człowieka przez złego
ducha. Gdy osoba jest podatna, słaba psychicznie a napotka bardzo
silną postać astralną to wówczas przenosi się do tego biednego ciała.
Panuje nad nim i robi co chce z nim. Tak jak właśnie Kalasak.
-To znaczy że to człowiek opętany? W którego wstąpiła zła siła?
-Z tą różnicą że tamta osoba zrobiła to dobrowolnie, oddała swoje
ciało dla Kalasaka. Więc nie pomogą tu obrzędy jakie są znane
ludzkości.
-Nie ma na to egzorcyzmów?
-Zabiegi danej religii zwane egzorcyzmami mogą być skuteczne w
danej religii. Tak więc egzorcysta naszego kościoła nie będzie
skuteczny na opętanie jakie jest na bliskim wschodzie. Tylko
uniwersalne podejście do problemu daje skuteczność, a ty właśnie je
poznajesz. Kalasak będzie się śmiał w oczy wszelkich duchownym,
gdyż nie jest związany z żadnych z nich, nie był nigdy wyznawcą
jakiejkolwiek religii jak był niegdyś człowiekiem.
-On był człowiekiem? – ciągnął pytania Tomasz
-Oj tak, bardzo dawno, gdy jego dusza była na początku drogi
własnej ewolucji duchowej została przejęta przez negatywną stronę.
Sam swoją duszę i ducha oddał dobrowolnie bez przymusu na sługę
złu. Hahaha jedni by powiedzieli że podpisał pakt z diabłem, no cóż
niech tak sobie to tłumaczą inni.
-Rozumiem. Jak go kiedyś pokonałem?
-hmmm z każdym razem jest gorzej gdyż on rośnie w siłę. A jak? To
nie jest istotne teraz.
Tomasz podniósł się i skierowali się do domu, rozmawiając dalej o
kolejnych ćwiczeniach jakie go jeszcze czekają.
Sezon turystyczny rozkwitał i coraz więcej turystów odwiedzało
rejony górskie w poszukiwaniu odpoczynku i oderwania się od zgiełku
miasta. Krótkofalówka działała non stop u nich w domu i nasłuchiwali
rozmów pogotowia górskiego i straży granicznej jak także znajomych
górali mieszkających w okolicy. Tomasz siedział przed domem i
pracował nad elementem wody. Woda w wiadrze lekko falowała jakby

93
pod powierzchnią niej znajdowało się jakieś źródło energii która
wprowadza je w ruch. Po chwili swoim skupieniem Tomek sprawił że
małe kropelki zaczęły podskakiwać do góry i opadać na powrót do
wiadra. Jego wiedza rosła z dnia na dzień ale nie wiedział ile to może
jeszcze potrwać by być gotowym, ale wiedział że z czasem przyjdzie
ten czas. Miał motywacje i chęć wykorzystania do szczytnych celów a
szczególnie by rozprawić się ze swoim problemem i móc w końcu
wrócić do swojego dawnego życia. Cierpliwość jaką teraz się nauczył
przez ten czas bycia tutaj dała mu pewność siebie i w to co robi. Nie
można wszystkiego się po łebkach nauczyć, szybko to trzeba łapać
pchły na psie by nie uciekły a nie naukę magii. Wiedział już że Janusz
go cały czas obserwuje nad jego postępami ale nie wtrąca się, nie
kieruje nim, nie nakazuje, może pomóc w wyjaśnieniu wielu spraw
ale nigdy nie narzuca jak ma to robić. Każdy ma swoją drogę, jedni
podążają nią wolniej inni szybciej. Jedni rzucani po najróżniejszych
systemach magicznych szukają dla siebie tego odpowiedniego, tego
co jest najbliższe jego sercu. Czasami to może trwać lata a nawet
wiele wcieleń, inni zaś wierni jednej drodze postępują nią a jego
efekty będą rosły z dnia na dzień. Systematyczność i surowość nad
sobą jest motorem napędzających chęć poznawania kolejnych rzeczy
niż stanąć w jednym miejscu i korzystania tylko z tego co się już wie.
Niektórzy pragną zaimponować okruszkiem poznanej wiedzy,
uważając się za jasnowidza, bioenergoterapeutę czy też dobrej klasy
iluzjonistą. Prawdziwy mag nie jest ograniczony takimi błahostkami,
wie że takie małe rzeczy to tylko kolejne doznanie które może ich
utwierdzać w tym że dobrą wybrali drogę i podążają dalej do
osiągnięcia spójności z Boską Opatrznością. Teraz katalWiolatorem
Tomasza była jego miłość do Oliwi, do jego ukochanej osoby, żony i
przyjaciółki na całe życie. To właśnie to dawało mu siłę, by nie
rezygnować z już obranej drogi. Widział, że można postąpić inaczej
ale z jakim skutkiem. Myśli o niej, obrazy z przeszłości rozweselały
jego spięty umysł wieczorem. Zasypiał z obrazem Oliwi w głowie, a
obrączka na palcu utwierdzała jego że jest z nią związany sercem.

94
-„Jan, Jan zgłoś się, jeżeli mnie słyszysz daj znać, potrzebujemy
twojej pomocy” – rozbrzmiewała krótkofalówka postawiona w oknie.
Tomasz odwrócił się w jej kierunku i już wiedział że to chodzi o
Janusza. Szybko zerwał się na równe nogi i pobiegł na tył domu gdzie
Janusz ciął piła łańcuchową drewna na mniejsze klocki.
-Janusz wzywają cię – głośno krzyknął by przebić się przez jazgot piły
Januszu wyłączył ją i zdjął słuchawki wytłumiające dźwięk.
-Wiem już od rana czułem że stanie się coś niedobrego.- odpowiedział
Ilmarun – szykuj plecaki, zaraz wyjeżdżamy.
Tomasz pędem pobiegł do domu pakować plecaki w potrzebne rzeczy
do przeżycia i ratunku w górach. Wrzucił na siebie ciepłą mocną
koszulę flanelową z podwiniętymi rękawami. Z jednej strony materiał
bardzo dobrze absorbował pot i był mocny na wszelkie zaciągnięcia o
ostre skały. Wrzucił cały osprzęt do tył samochodu. Janusz już
przemył twarz w zimnej wodzie i zakomunikował że już wyjeżdża do
posterunku GOPR. Posterunek znajdował się na wzniesieniu na skraju
miasteczka. Weszli do środka, gdzie znajdowało się kilka osób.
Starsza pani siedziała na krześle z boki i płakała, druga zaś młodsza
przytulała ją i pocieszała mówiąc słowa otuchy że będzie dobrze.
Janusz podszedł do mocno zbudowanego mężczyzny w sile wieku.
-Co się stało ? – zadał od razu pytanie
Mężczyzna odwrócił się od map leżących na stole w jego kierunku.
-O dobrze że jesteś Janusz. Słuchaj mamy problem, dziś rano trzech
młodych mężczyzn wyszło w góry szlakiem czerwonym na Ostry
Brzeg. Mieli w schronisku dać znać rodzinie – tu pokazał płaczącą
panią – że dotarli. Matka jednego z nich odebrała rozmowę ostatnią
że jeden z nich spadł z krawędzi a potem kontakt się urwał. W
dodatku jakaś paniusia w szpilkach złamała nogę i już wcześniej
wysłałem tam ekipę.
-A helikopter? – zadał pytanie Janusz
-Właśnie nie wiem czy zdąży, ale w sumie nie mamy żadnego nowego
namiaru gdzie dokładnie ich szukać. Zbytnio kończą mi się opcje.
Wiele razy nam pomagałeś, będę bardzo wdzięczny jak i tym razem

95
pomożesz. Darek pójdzie z tobą tylko on mi tu został. A ekipa jak
wróci ze złamania zaraz tam wyśle.
-Jasne, nie ma problemu. Zostaw Darka tutaj na razie. Jak chłopaki
wrócą to będzie mógł ich podzielić na większą liczbę grup
poszukiwawczych. Ja pójdę z Tomkiem, poradzimy sobie, ważne że
już wyjdziemy po nich. – mówił Janusz
Mężczyzna spojrzał na Tomka jakby mu nie wierzył czy da radę.
Potem na Janusza i szukał jaką dać odpowiedź.
-Jasne wiem że sobie poradzicie. – odparł – macie cały sprzęt ze
sobą?
-Tak mamy. Już ruszamy.
Janusz skierował się z Tomkiem do płaczącej pani. Tomasz kucnął
naprzeciw niej i mocno złapał ją za ręce.
-Niech pani spojrzy na mnie teraz przez chwilę. – mocno powiedział
Tomasz
Podniosła głowę i zapłakanymi oczami spojrzała na Tomka. On
skondesował wokół siebie dużą dawkę pozytywnej energii i przekazał
ją swoją metodą siedzącej kobiecie. Tej od razu łzy przestały płakać i
grymas twarzy zmienił się na znacznie spokojniejszy.
-Proszę mi powiedzieć o której wyszli, jak byli ubrani, którędy mieli
iść, ile było osób, wszystko co pani wiem – ton Tomka był teraz
łagodny i spokojnie docierał do kobiety. Janusz stał z boku i nie
wtrącał się w rozmowę tylko uważnie obserwował zarówno Tomka jak
kobietę.
-Poszli w trzech, mieli na sobie zielone spodnie takie moro, buty
górskie. Jeden z nich miał czerwoną koszulkę a pozostali białe. Poszli
do schroniska na górze i mieli iść czerwonym szlakiem. Jakąś godzinę
temu zadzwonił Paweł i powiedział że Irek mój syn poślizgnął się i
zjechał w dół zbocza, potem coś jeszcze chciał powiedzieć ale urwał
się sygnał i już nie dało się do nich dodzwonić. – mówiła spokojnie
kobieta
-Niech pani siedzi tutaj, będzie pani tu informowana na bieżąco. My
już ruszamy po nich. Znajdziemy obiecuję, wszystko będzie dobrze. –

96
rzekł Tomek. Podniósł się i spojrzał na Janusza.
-Ruszajmy, szkoda czasu – powiedział stanowczo Ilmarun
Ile mogli to podjechali samochodem szlakiem, zaparkowali Jeepa na
poboczu tak by nie przeszkadzał innym na ścieżce. Janusz wjechał na
jakiś głaz, aż pod spodem samochód zajęczał z bólu. Wysiedli,
zamknęli samochód i po nałożeniu plecaków ruszyli w górę. Szlak
ciągnął się ku górze, co jakiś czas zwężając się i poszerzając. Janusz
jak na swój wiek szedł jak młodzieniec, zero zmęczenia i niepokoju.
Zawsze był zrównoważony, zawsze można było w nim zobaczyć
stoicki spokój w każdej sytuacji, tak jakby wszystko wiedział, i jak z
każdej sytuacji jest wyjście. Nauczył Tomka, że nie ma nigdy
problemów że z każdej sytuacji są minimum dwa wyjścia, może być
gorsze, może mieć jakiś skutek na siebie lub innych, ale zawsze jest.
Tylko samobójcy w chwilach swojego kryzysu mentalnego, zaślepieni
tym co ich ogarnia widzą tylko jedno rozwiązanie, pozbawić siebie
życia, ale to ich decyzja ale muszą być świadomi tego, że tym
postanowieniem tworzą kolejne zdarzenia dla siebie i otoczenia, czy
to w obecnym czasie czy przyszłym. Tomek dorównywał kroku
Januszowi, ale zastanawiał się co się teraz z zagubionymi dzieje, żyją
? A może już idą na próżno? Janusz pewnie brał udział w takich
akcjach wiele razy, on pierwszy raz i został rzucony na żywioł.
Praktycznie był nie przygotowany do takich akcji, ale w głębi duszy
wiedział, że poradzi sobie tym bardziej, że jest przy nim Ilmarun.
Spojrzał w niebo i poczuł zawirowania w pogodzie. Takie zawirowania
jakie niektóre zwierzęta odczuwają przed zmianą pogody. Był tego
pewien, że nastąpi załamanie pogody, choć pewnie każdy inny
człowiek tego nie wyczuje.
-Janusz pewnie będzie załamanie pogody – powiedział podczas
szybkiego marszu
-Tak, jeszcze mamy trochę czasu – odpowiedział Janusz
Nie musieli rozmawiać dalej ze sobą , wiedzieli ,poznali siebie już na
tyle, że bez słów rozumieli się. Po chwili odezwało się radio Janusza.
-Jan jesteś? – odezwał się głos

97
Janusz wziął radio i potwierdził, że słyszy.
-Słuchaj idzie do was front burzowy, za jakieś pół godziny dojdzie do
was, lepiej wracajcie na dół. Ponowimy akcje ratunkową później. –
mówił głos w krótkofalówce
Janusz stanął i odwrócił się do Tomasza. Spojrzał w jego oczy by ten
dał mu odpowiedź czy idziemy dalej czy nie. Tomasz jednak teraz nie
myślał o tym, żeby wracać, adrenalina płynęła w nim, a jego wola
walki o przetrwanie nie pozwalała mu teraz rezygnować.
-Idziemy dalej, postaramy się chociaż ich zlokalizować, w razie
potrzeby damy znać – rzekł Janusz przez radio
-OK. Będziemy w takim razie w kontakcie radiowym – głos
odpowiedział w radiu
Janusz patrzył nadal na Tomasza.
-Niektórzy powiedzieli by, że porywamy się z motyką na słońce –
powiedział do Tomasza
-My nie jesteśmy niektórzy, wierz dobrze – odpowiedział Tomek
-Masz racje, idziemy dalej – uśmiechnął się Janusz z decyzji Tomka,
teraz już wiedział, że dadzą radę.
Gdy dotarli do jednego z niebezpieczniejszych miejsc szlaku zaczął
wiać silny wiatr a potem zaczęło padać. Widoczność zmalała
drametialnie do kilkunastu metrów. Szli oddaleni od siebie kilka
metrów, związani wspólnie liną. Gdyby jeden wpadł w poślizg, drugi
może w odpowiednim czasie zareagować i zablokować spadanie.
Woda zaczęła płynąć małym strumyczkami szlakiem w dół. Droga
stała się śliska, a nogi co trochę wpadały w poślizg. W jeden chwili
Tomek skupił wokół siebie element ziemi i jego z cechy ciężkości.
Potem zagęścił go i przeniósł rozkazem własnej woli do stóp. Nogi
stały się cięższe tak, że wręcz wbijały się w błoto tworząc solidniejszą
podstawę dla reszty ciała. On jednak nie czuł ciężkości, nogi
zachowywały się tak samo, lecz same stopy cięższe o kilkanaście
kilogramów kleiły się do podłoża. Dał znać że mogą iść dalej. Wiatr
zmagał się zaraz bardziej, a ulewisty deszcz coraz bardziej zmniejszył
widoczność. Po kilkunastu minutach Janusz stanął i poczekał aż

98
Tomek dojdzie do niego.
-Są tu na dole – Janusz wręcz musiał podnieść głos by dotarł do uszu
Tomka
Tomasz podszedł no krawędzi szlaku i spojrzał w dół. Faktycznie
jakieś kilkanaście metrów niżej dostrzegł czerwony materiał między
skałami.
-Musimy się podzielić, Ilmarun, zajmij się pogodą, ja zejdę po nich –
rzekł Tomek
Janusz stał przez chwilę i patrzył na Tomka. Dostrzegł w nim wolę
walki, wolę jaką zawsze posiadał Aesarel. To wola wojownika, na
którego nie ma rady, dla którego nie ma przeszkód. Bardzo go to
ucieszyło, gdyż pierwszy raz od wielu wieków nie widział tej iskry
walki w nim.
-Więc bierzmy się do roboty. – odparł tylko Janusz
Rozwiązali się liny, a Janusz stanął naprzeciw padającego deszczu.
Zamknął oczy i skupił się na sobie, na tym, że to on jest teraz
władcą, prawą ręka na deszczu narysował w powietrzu pewien znak a
potem wyrecytował.
-Itumo, przybądź tu i teraz do mnie. – głos zdawał się zmieniony, to
nie tak jakby on to mówił to mówiły wszystkie naraz jego powłoki
bytu. Janusz połączony naraz ciałem fizycznym, z ciałem astralnym i
mentalnym stał się jednością a słowa i czyny wypowiadane miały
wielki wpływ na każdą płaszczyznę w której on teraz się znajdował.
Po chwili część kropli przed nim się zagęściła i uformowała się mało
widoczna twarz opływająca w deszczu.
-„Jestem. Witam cię Ilmarun i witam cię Aesarel, co mogę dla was
uczynić” – głos w formie fizycznej rozdarł się wokół nich.
-Niech burza, którą kierujesz ustąpi nam tu – odpowiedział Ilmarun
-„Więc niech tak się stanie, skoro wasza jest taka wola” – głos rzekł i
twarz deszczowa rozmyła się.
Wiatr wokół nich ucichł nagle a deszcz przestał padać, w jednym
miejscu na ciemnym niebie otwarły się chmury rzucając promienie
słońca na ich otaczające miejsce. Tomasz teraz spojrzał jeszcze raz w

99
dół przepaści, gdzie leżeli turyści. Około 15 metrów niżej widział
trzech ludzi rozrzuconych kilka metrów od siebie. Żadne z nich się nie
ruszało. W sekundzie Tomasz skupił w sobie element powietrza, tak,
że jego ciało stało się lekkie. Spojrzał na skałki biegnące w dół i
wybrał optymalną drogę do poszkodowanych. Szybko zaskoczył kilka
metrów niżej i stanął delikatnie na małej półce skalnej, potem znów
skacząc jak kozica znalazł się po chwili przy jednym z nich. Przybliżył
się do młodego mężczyzny i przyłożył rękę do jego szyi. Wyczuł lekki
puls. Żyje pomyślał Tomasz. Jego ręka w barku była mocno wygięta i
mocno stłuczona. Domyślił się, że albo to poważne zwichnięcie albo
wewnętrzne złamanie. Podszedł do drugiego, lecz ten już nie żył. Dla
niego już nic nie mógł zrobić. Zamknął oczy biedakowi i podszedł do
trzeciego. Ten był przytomny. Spojrzał leniwie na Tomka, w jego
oczach rysował się potworny ból jakie jego ciało musiało znosić.
-Jesteś aniołem? – powiedział cicho do Tomka
-Nie, muszę cię zmartwić ale będziesz żył i wrócimy cało do domu –
odparł Tomek
Spojrzał na jego nogę która była zakleszczona pomiędzy skałą
urwiska i głazem. Delikatnie próbował wyciągnąć ale jęk bólu turysty
dał mu do zrozumienia, że tak nie da rady. Przyłożył dłoń do skały i
silnie skoncentrował ogień w niej. Skała nagrzała się bardzo szybko
aż kropelki wody zaczęły parować z niej. Następnie w drugiej ręce
skupił wodę, mała kula niebieska o średnicy około 5 cm wirowała tuż
nad jego dłonią. Szybko przyłożył ją do rozgrzanej skały i przeniósł
element wody do samego centrum głazu. Skała pękła z głuchym
hukiem na kilkanaście mniejszych części. Odrzucił kawałki
popękanego głazu i teraz już mógł swobodnie uwolnić nogę. Cechą
elementu ziemi utwardził całe ciało człowieka tak, że teraz było
odporne na wszelkie próby zginania, zadrapania i dalszych kontuzji.
Potem całe ciało otulił elementem powietrza, aż stało się lżejsze.
Złapał biedaka, który co raz otwierał oczy a za chwilę je zamykał z
bólu. Jego układ nerwowy działał na granicy wytrzymałości, dawając
mu jeszcze iskierkę przetrwania. Zwinnymi skokami po występach

100
skalnych, Tomasz przetransportował na górę do Janusza. Położył go
delikatnie i wrócił tą sama drogą po następnego. Janusz w tym czasie
swoją zdolnością leczenia starał się ulżyć w bólu i naprawić
największe szkody w ciele biedaka. Nie mógł go całego wyleczyć, nie
tu i teraz, gdyż nikt by nie uwierzył, że z takiego upadku mało by się
stało człowiekowi. Po chwili Tomasz wrócił z kolejnym mężczyzną,
Janusz nastawił mu bark i zaczął unieruchamiać złamanie, a Tomek
poszedł po ostatniego. Gdy wrócił z nim tą samą drogą i w ten sam
sposób jak dwaj wcześniej, usiadł na krawędzi i odetchnął z ulgą.
Janusz spojrzał na Tomka i zobaczył w nim Aesarel, prawdziwego
wojownika, lecz teraz wygrał on sam ze sobą, poczuł się na chwilę
tym kim jest, a to dobry znak do przebudzenia. Wyciągnął radio i
wywołał stacje GOPR.
-Wzywam GOPR, jesteście? Tu Janek.
Po chwili radio odezwało się.
-Tak jestem, jaka sytuacja u was, nie dawaliście znaku życia, już
myślałem, że i wam się coś stało – odezwał się głoś w radiu
-Turyści odnalezieni, jeden przytomny, zmiażdżona prawa noga i kilka
żeber, ogólne potłuczenia i wstrząs mózgu. Drugi nieprzytomny, ale
żyje, stan ciężki ale stabilny, poważne potłuczenia i wybity bark ze
złamaniem. Trzeci nie żyje.
-Rozumiem, podaj swoją pozycję
Tomasz wyciągnął GPS i podał Januszowi, ten podyktował
współrzędne miejsca.
-Przeniosę w rannych pod półkę skalną i będę czekał na was. Burza
już mija, czy jest szansa na helikopter? – mówił dalej Janusz
-Tak wystartował już, za niecałe 15 minut, powinien być u was, już
mu przekazuje dane miejsca.
-Ok. Czekamy na was. Bez odbioru.
Janusz i Tomkiem przenieśli trochę poszkodowanych dalej od urwiska
i usiedli na ziemi. Tomasz był jakby nieobecny, patrzył na zmarłego.
-Wiesz, że dla niego nie możemy już nic zrobić. – powiedział Janusz
-Wiem. – odparł tylko Tomek

101
Po kilkunastu minutach zawisł nad nimi helikopter i na specjalnych
noszach zjechał ratownik z plecakiem medycznym. Przywitał się
zdawkowo i od razu podszedł do poszkodowanych. Najpierw
przetransportowali nieprzytomnego , a następnie majaczącego
chłopaka, który teraz dostał końską dawkę leków uśmierzających ból.
Musieli odlecieć, by jak najszybciej dostarczyć żyjących do szpitala.
Po kilkunastu minutach dotarła do nich ekipa ratowników z dołu.
Umocowali nieżyjącego do specjalnych noszy i powoli wszyscy wrócili
do miasta. Słońce już świeciło gdy dotarli do posterunku GOPR. Kilku
ratowników biło im brawa za ich poświęcenie, jakiego dokonali, choć
nie wiedzieli w jaki sposób. Janusz przywitał się z resztą i odwrócił się
do Tomka.
-Jemu dziękujcie. To on postanowił, że idziemy dalej i sam ich
wyciągnął na górę. – powiedział Janusz
Wszystkie oczy skierowały się na Tomka. On zaś stał na środku, cały
przemoczony i teraz poczuł zmęczenie fizyczne a także zmieszanie
jakie nastąpiło wokół niego. Jak to możliwe, że taki prosty człowiek
jak on, który wychował się na wsi, który nie miał nigdy
poważniejszych dokonań z górami teraz stał się obiektem
zainteresowania.
-Dajcie spokój, mi dopiero nerwy teraz siadają, wtedy tam jakoś nie
myślałem o tym. Pewnie każdy z nas by to zrobił – powiedział
zdawkowo Tomek
-Nie każdy, nie każdy. Tylko ci którzy wiedzą, że są w stanie pomóc.
– odparł jeden z starszych ratowników
Tomek uśmiechnął się do niego, i wolała dalej nie mówić nic więcej.
Po trochu bolało go to, że prawdę o akcji ratunkowej musiał zachować
dla siebie.
-To kto dzisiaj stawia wieczorem piwo? – zadał wszystkim pytanie
Tomek
Wszyscy wybuchli śmiechem w jaki sposób całą sytuację rozwiązał
Tomek.
Wieczorem Tomasz i Januszem udali do pobliskiej knajpy góralskiej.

102
Duże pomieszczenie gdzie znajdowały się potężne ławy ze stołami
zrobionymi z potężnych bali drzewa, zresztą jak cała chata była
zrobiona na wzór chat góralskich z drewna. Posadzka kamienista,
gdzieniegdzie trochę nierówna ale wszystko nie współmiernie do
siebie pasowało. Małe kinkiety zrobione z poroży wisiały na bokach
ścian dając niewiele oświetlenia nad stołami umieszczonymi pod
ścianami. Na środku wisiał potężna lampa zrobiona z koło od wozu, a
na nim kilkanaście małych lampek halogenowych skierowanych w
różne miejsca sali. Dwie młode dziewczyny ubrane w strój góralski
roznosiły po gościach smakołyki, którymi najczęściej było piwo w
kuflach i pieczone karczki, kiełbaski czy też gotowane po góralsku
golonki. Wszystkie miejsca była zajęte, jeden ze stolików w rogu
knajpy zajmowało kilku ratowników górskich, a z nimi Janusz i
Tomasz. Siedzieli, popijając piwo z kufli rozmawiali przy tym bardzo
żywiołowo. Wspominali stare swoje zdarzenia jakie mieli w swoim
życiu i te wesołe i te smutne, jak śmierć ich kolegi podczas akcji
ratunkowej. Bezmyślność pseudo taterników i turystów doprowadza
do częstych groźnych zdarzeń, a to oni muszą iść im z pomocą. To
oni nadstawiają własne życie by uratować inne, choć byli znawcami
pierwsza klasa to jednak oni też mogą popełnić błędy co może ich też
bardzo dużo kosztować zdrowia a nawet życia. Tomasz siedział i
przysłuchiwał się opowiadaniom, bo pewnie każdy z nich znał je na
pamięć, ale jak to bywa lubią powspominać dobre rzeczy
wielokrotnie. W pewnym momencie Zbyszek, jeden z najstarszych
ratowników odezwał się do Tomka.
-Janusz mówi, że w głównej mierze to twoja zasługa, że udało ci się
uratować tych spacerowiczów. - powiedział
-Bez przesady. Po prostu udało się, ale nie wiecie jakiego ja sam
miałem pietra jak tam schodziłem – powiedział Tomek
-Hmmm, powiem ci, że to nie błachostka to co zrobiłeś. Nie doceniasz
siebie, dokonałeś cudu, by zejść po skałach w burzę po nich. Mało kto
by się na to zdecydował – ciągnął dalej jakby chciał dowiedzieć się
więcej szczegółów zajścia

103
-Wiecie, nigdy jakoś nie miałem lęku, a szczególnie w takich
sytuacjach, jakoś mój umysł staję się wolny o wszystkiego i tylko
działam, czasami nie zastanawiam się nad tym, a potem same nogi
mi się trzęsą jak dojdę do siebie
Wszyscy wybuchli śmiechem, rozglądając się po sobie.
-Co w tym takiego śmiechnego? – zdziwił się Tomek
-Co? – rzekł Jacek, jeden z młodszych ratowników
-Stary, jestem od kilku lat w GOPR, brałem już w niejednej akcji
ratunkowej, ale ja chyba bym nie zszedł w burzę po ścianie, szybciej
bym się zesrał ze strachu, hahaha, a ty mówisz, że tobie się tylko
nogi trzęsły. I powiem ci wielkie uznanie masz u nas. – dokończył
Jacek
-Zdrowie Tomi – krzyknął Krzysiek, który już był nieźle wstawiony od
piwa, aż turyści obejrzeli się za siebie na kogo to część.
-Tomi, super pasuje do niego, prawda chłopaki? – powiedział Zbyszek
-Jasne, rewelacja, od dzisiaj już nie jesteś dla nas Tomkiem , jesteś
Tomi – powiedział Jacek
-Ty Krzychu jak coś powiesz to jest święte – rzekł Janusz do niego
-A jak, pewnie ! – powiedział Krzysiek
I w ten sposób Tomasz został przyjęty jako jeden z kolejnych braci
gór. Został zaakceptowany, przez tych najtrwalszych ludzi gór.
Tomasz śmiał się w głos, ze swojego nowego przezwiska. Rozmowy
toczyły się dalej, a ich głosy zaczęły zagłuszać innych klientów. Dwa
stoliki dalej siedziało sześciu młodych mężczyzn, na pół łysych,
ubranych na sportowo, można by powiedzieć, że na pierwszy rzut oka
wyglądali na bogatych luźnych turystów, a z drugiej na gości spod
ciemnej gwiazdy. Jeden z nich o potężnej posturze nie wytrzymał
narastającego gwaru ze stolika ratowników, wstał gwałtownie i
podszedł do nich.
-Kurwa, nie wiedziałem, że tak głośno można pierdzielić jakieś
głupoty. Może byście trochę się przymkneli? – powiedział głośno i
dobitnie tak, że na chwilę sala zamarła.
-To idź na spacer, albo do knajpy Marioli, jak ci tu nie pasuje –

104
powiedział zaćmiony Krzysiek
-Coś powiedział stary pryku? – powiedział rozjuszony osiłek
-Spokojnie, po co robić jakieś halo? Masz piwo to pij, nie masz to
zamów sobie kolejne i baw się u siebie – powiedział Zbyszek do niego
Janusz jak zwykle spokojny siedział na swoim miejscu i patrzył na
rozwścieczonego faceta, potem spojrzał na Tomka. Jego twarz
zmieniła się w ułamku sekundy, stała się jak głaz bez wyrazu,
patrząca w stół. Swoimi oczami duchowymi dojrzał jak jego powłoka
astralna staję się bardziej mętna i rozświetlona. Nikt tego nie mógł
ujrzeć oprócz niego, ale wiedział co to może znaczyć. Potem małe
formy iskierek zaczęły wydobywać się od wewnątrz Tomka i powoli
zaczynały krążyć wokół ciała Tomka. Cały on się zmieniał, na
wewnątrz i na zewnątrz, on się zmieniał w Aesarel w swoją pierwotną
formę wojownika. Spojrzał ponownie na kłócących się jego znajomych
już z dwoma osiłkami. Na sali zapanowała kompletna cisza, a kilku
gości widząc co może się stać wolało już wcześniej opuścić lokal.
-Dajcie wszyscy spokój. Koniec tego, a inaczej będzie tu jeszcze
gorzej. Idziemy stąd, niech sobie spokojnie siedzą. Chodźmy. –
powiedział Janusz głośno do kolegów
-Ty tam siedź spokojnie dziadku i nie wtrącaj się – powiedział drugi
do Janusza
-Masz rację stary, idziemy, nie będziemy pić ze świniami – powiedział
Krzysiek i w tym momencie dostał potężne uderzenie pieścią w skroń.
Alkohol sprawił, że nie mógł złapać równowagi i legł jak długi na
kamienną podłogę.
Górale zerwali się jak też kompani dwóch oprychów. Podskoczyli oni
do swoich ziomów by im pomóc w laniu górami. Myśleli, że będzie to
fajna zabawa z nimi. Gdy drugi z nich już chciał uderzyć Zbyszka,
Tomasz powstał.
-Twardzielu. A może ze mną się zmierzysz? Starszych potrafisz to
pewnie ze mną sobie poradzisz – powiedział spokojnie Tomek
-Z przyjemnością – rzekł
Chwycił kufel wypitego piwa i mocno sierpowo zamachnął się. Kufel

105
już leciał na bok głowy Aesarela. Ten błyskawicznych ruchem złapał
kufel w powietrzu i delikatnie nacisnął na szkło. W ułamku sekundy
prysło na setki małych kawałeczków, rozsypując się po podłodze.
Osiłek ze zdziwieniem otworzył oczy.
-No mam równego sobie. No to choć na parkiet, potańczymy –
zawołał ochoczo do Tomka a jego kumple śmiali się z sytuacji
-Z boku knajpy. Teraz. Wychodź – powiedział Aesarel
Sześciu ochoczo wychodziło z knajpy po drodze rozwalając ławy.
Górale zerwali się by iść z Tomkiem by nie przegapić góralskiej
bijatyki. Tomek spojrzał na nich.
-Spokojnie, zaraz wracam. Zamówcie piwo. To potrwa chwilę –
powiedział spokojnie Tomek
-Nie ma sprawy, Tomek poradzi sobie, nie ma co zawracać głowy.
Krysia podaj piwo. – zawołał do barmantki
Trochę zdziwieni górale usiedli niechętnie na ławach jednocześnie
podnosząc Krzyśka z ziemi.
-Daj znać jak ci idzie, w razie czego wiesz lecimy do ciebie – zawołał
Jacek do Tomka który już wychodził.
Aesarel przeszedł na bok knajpy gdzie znajdował się parking
samochodowy, tym razem stało tam parę samochodów. O jeden z
nich opierał się osiłek z założonymi rękoma, czekał uśmiechając się
na widok Tomka.
-No to cwelu. Czas na lekcję? – powiedział
-Panie Piotrze, jesteś nikim. – powiedział Aesarel
-Skąd znasz moje imię. – zdziwił się osiłek
-Nie pytaj skąd ale co się stanie teraz.
Osiłek rzucił się na niego z potężnym prawym prostym prosto w zęby
Tomka. Ten jednak w ostatniej chwili zrobił unik i delikatnie pchnął
lewą otwartą dłonią prosto w klatkę piersiową intruza. Moc dotknięcia
Aesarela była dla niego ogromna, poszybował kilka metrów w
powietrzu i głośno uderzył o ścianę lokalu. „Ooooo Tomi się już bawi”
dało się słyszeć za ściany. Mężczyzna jak kukiełka zjechała na ziemię
z głową opartą o ścianę. Reszta z otwartymi gębami stała i patrzyła z

106
niedowierzaniem.
-Czy ktoś jest jego kumplem? Bo nie wiem kto tu jeszcze zasługuje
na lanie? – powiedział do reszty Aesarel
Powoli zaczęli kiwać głowami, że nie oni są jego kumplami. Wręcz
poczuli cholerny strach jaki ich objął, poty oblały ich, po tym jak
widzieli jak ich kumpel przefrunął kilka metrów jak zabawka.
-No to idę na piwo. A on niech się wyśpi, nic mu nie będzie. –
powiedział Tomek
Gdy wchodził, czuł się totalnie wyluzowany. Uśmiechnął się do kumpli
radośnie i rzekł.
-Mam to już piwo? –powiedział głośno Tomek
Siedzieli do rana i bawili się. Każdy nie mógł wyjść z podziwu dla
Tomka. Ściskali go, a toastów w jego imieniu było tego wieczora
jeszcze wiele.
Tomek pierwszy raz powrócił jako Aesarel, wojownik niszczący zło w
imię dobra. Może nie tak Janusz widział przebudzenie go i powrót
Aesarela, ale efekt był ten sam. To on Tomasz sam tego dokonał,
jego wiedza i siła wewnętrzna rosła z dnia na dzień. Z każdą godziną
stawał się tym kim zawsze był, tym który był do tego od zawsze
powoływany. Burzyło to w nim spokojne życie jakie dotychczas miał.
Mieszały się w nim dobroć jaką poznał w swoim życiu z tym co teraz
poznał. Czuł się zagubiony, rozdarty i nie wiedział do końca jak sobie
z tym wszystkim poradzić. Chce powrócić do Oliwi, znów być przy
niej, na dobre i złe tak jak jej obiecał na ślubnym kobiercu. Jednak
podniecało go co drzemie w nim, co daje mu ogromną satysfakcję,
siłę, moc. Nie może jej użyć do niecnych celów, gdyż to wszystko
było by mu zabrane przez Boską Opatrzność, która go wybrała na
tego by ręką sprawiedliwą i silną kończyła konflikty. Teraz czuł się
mocniejszy i gdyby teraz zdarzyła się sytuacja spotkania z
Kalasakiem, z pewnością by dał sobie radę. Ilmarun teraz bardziej
włączył się w poznanie magii Tomkowi, wiedział, że to co się stało w
knajpie było nieświadomym przebudzeniem. Aesarel wrócił w chwili
zagrożenia jego, lecz nie potrafił tego jeszcze dokonać świadomie.

107
Musiał mieć pewność, że w każdej sytuacji będzie kiedy tylko chciał
stanąć jako mag Aesarel. Obecne ćwiczenia razem wykonywali.
Wędrówki mentalne i astralne stały się dla Tomka chlebem
powszednim, potrafił w locie świadomie opuścić swoje ciało by stanąć
koło siebie lub też w dowolnym miejscu jakim tylko zapragnął.
Podczas jednego z takich wędrówek zatęsknił za żoną. Myśl skupił na
niej i poszybował do niej. W ułamku sekundy znalazł się na korytarzu.
Rozejrzał się wokół siebie, recepcja gdzie dwie panie siedziały i śmiały
się do siebie. Nie zwróciły na niego uwagi, gdyż i tak go nie widziały.
Starsza pani przeszła koło niego tak, że ich ciała astralne prawie się
dotkały. Pani złapała się za ramię jakby poczuła coś na nim, ale
poszła dalej. Tomasz spokojnie poszedł korytarzem rozglądając się po
salach. Za zakrętem po prawej stronie ujrzał Oliwię. Leżała na łóżku,
podpięta pod aparaturę medyczną. Wszedł do pokoju i stanął blisko
niej. Promienie zachodzącego słońca padały na jej twarz, odruchowo
złapał za linkę od żaluzji i przekręcił nią by światło nie raziło ją w
oczy. Oliwia leżała z zamkniętymi oczami, od rąk było widać kilka
kabelków biegnących do aparatury monitorującej jej stany życiowe.
Taką miała spokojną twarz, była taka bezbronna. Wyciągnął rękę by
dotknąć jej policzka, jego astralne dłonie musnęły po jej skórze a on
poczuł ten dotyk. Tomasz stał spokojnie i przyglądał się jej, była taka
sama, piękna, spokojna a tyle ich dzieliło teraz. Nagle za sobą wyczuł
szelest, szybko odwrócił się. W rogu pokoju ujrzał małego
karłowatego z pokrzywioną twarzą coś. Niby to liliput człowieka
zmieniany genetycznie. Siedziało to coś w rogu i zaczęło chichotać.
-Kalasak dobrze wiedział, że tu przyjdziesz. Oj wiedział, hihihi –
powiedział karzełek do Aesarel – teraz będzie wiedział, że nadal ci
zależy na niej, hihihi.
Tomasz w ułamku sekundy zmienił się. Jego ciało astralne rozjaśniło
się a potem zagęściło , tworząc spójne twarde ciało astralne, a lekka
poświata białego światła objęła go w koło. Oczy i twarz zmieniła się
nie do poznania, to już nie Tomasz to Aesarel znów odruchowo wrócił.
-Ale nie dowie się, że tu byłem. Robaku !! – powiedział Aesarel

108
Karzełek skrzywił się gdy ujrzał przemianę Tomka. Teraz zobaczył z
kim ma doczynienia. Już chciał odwrócić się by przejść przez ścianę,
ale potężny uchwyt dłoni Aesarel spoczął na jego krtani. Aesarel
podniósł karła naprzeciw swoje twarzy. Mały karzełek wywijał
rękoma, jeżeli można to było nazwać tak jego odnóża, które były
wątłe z zakończonymi palcami jak szpony. Jego oczy rozwarły się w
strachu, gdyż teraz wiedział że to nie człowiek tylko mag Aesarel.
-Pan i tak cię znajdzie i zniszczy. – powiedział karzełek
-Twój pan jest nikim tak jak ty – rzekła mag.
Aesarel skondensował wokół karła element ognia, wody, powietrza i
ziemi. Karzeł z przerażeniem próbował się wyrwać z potwornego
uścisku jaki go trzymał. Elementy w formie kul koloru czerwonego,
niebieskiego, zielonego i żółtego wirowały wokół karła, mag rozkazem
woli wyciągnął z nich po części ich część do siebie samego, tak, że
teraz kule stały się jak gąbki które trzeba było napełnić. A jedynym
teraz źródłem elementów był karzeł. Kule zassały to co im brakowały
z ciała astralnego karła, jak strumienie kolorowych nici wciągały na
powrót swoją brakującą część. Karzeł z przerażeniem rzucał się bo
wiedział, że właśnie następuje jego całkowite unicestwienie. Energia
elementów została wyciągana z niego a on sam znikał, aż po chwili
pozostała tylko ręką maga. Aesarel odwołał kule i rozproszył je w
akashy tak by stały się z nią jednością, by nic już nie mogło na
powrót stworzyć małego potworka, sługę, wysłannika Kalasaka.
Aesarel odwrócił się z powrotem do Oliwi i podszedł do niej bliżej.
Spojrzał jeszcze raz na jej spokojną twarz.
-Wrócę do ciebie. Bądź tego pewna moja kochana. Wrócę –
powiedział to w myślach, a potem wolą powrócił do swojego ciała.
Otworzył oczy i zobaczył jak naprzeciw niego siedział Janusz. Patrzył
na niego spokojnie.
-Jesteś gotowy byś szedł dalszą drogą, już wiesz kim jesteś i dalej
poradzisz sobie. – powiedział Ilmarun
Janusz wstał a zanim Tomek. Skierowali się ścieżką do domku
Janusza.

109
-Wiem, czas na mnie. Teraz sobie już poradzę. – powiedział Tomek
-Nie zupełnie. By osiągnąć zamierzony przez ciebie cel będziesz
potrzebował twoich braci – mówił Janusz- Lothold, Amilhasad,
Vertihun i Nydera.
-Dlaczego?
-Bo to dopiero wasz początek drogi. I będziecie znów zjednoczeni w
słusznej sprawie. Wiem że uważasz, że poradzisz sobie, ale tam ma
być i tego nie zmienisz –odparła Janusz
Tomasz szedł przez chwilę zamknięty w sobie i myślał o słowach
Janusza. Wiedział, że pewnie ma rację i że tak będzie najlepiej.
-Masz rację, jak ich odnajdę?
-Życie tobą pokieruje, sami natraficie na siebie.
Tomasz uśmiechnął się do Janusza. Rozmawiali dalej podczas drogi a
potem jak zwykle zasiedli przed telewizorem by zrelaksować się przy
kreskówkach. Na następny dzień Tomasz spakował kilka rzeczy w
mały plecak, zjadł wspólnie śniadanie z Januszem.
-Pamiętaj, że masz serce. Każdy wojownik je ma, a twoje będzie
teraz twoim sprzymierzeńcem. Ufaj mu jak nigdy bo z niego będzie
teraz dla ciebie płynęła siła. – powiedział Janusz
Tomasz spojrzał na niego z nad talerza parującej jajecznicy.
Uśmiechnął się do niego i powiedział.
-Chęć powrotu do normalności mnie teraz napędza. Wczoraj pierwszy
raz ujrzałem Oliwię po 4 miesiącach. Nawet nie wiesz jak mi to
dodało sił do działania.
-Bo to ona jest twoim sercem.
-Tak masz rację ona jest moim sercem – odparł Tomek
Po skończonym śniadaniu Janusz podwiózł Tomka do miasta na
przystanek autobusowy. Tam jeszcze trochę rozmawiali ze sobą i
Janusz dał mu gruby plik pieniędzy, tłumacząc, że na początek będzie
ich potrzebował i że zaprasza go jeszcze do siebie. Po 20 minutach
podjechał autobus, Tomasz pożegnał się z Januszem i wsiadł by
rozpocząć kolejną część swojego życia.

110
ROZDZIAŁ III

SERCE

Autobus toczył się rytmicznie na wybojach, co trochę


podskakując na większych dziurach i nierównościach. Pasażerowie co
jakiś czas mocno podskakiwali na fotelach jakby jeździli na kucyku.
Nikogo to nie denerwowało, każdy był przyzwyczajony do jakości
dróg. Większość zresztą to młodzi turyści z plecakami, którzy albo
zmieniali nowe położenie swojej wędrówki lub już wracający do
domu. Tomasz nie zaliczał się do żadnych z nich, nie wiedział gdzie
miał jechać, jednej chwili miał ochotę wybrać drogę powrotną do
domu, a może wszystko by się ułożyło, może nie było by tak źle. Po
chwili powracały obrazy tragedii Oliwi, to co widział i to kim on jest.
Był poniekąd wściekły na siebie, na swój los życia. Gorycz przelewała
się w nim nie mogąc sobie znaleźć swojego miejsca. Serce z jedne
strony płakało za ukochaną, aż czasami czuł się tak samotny i
opuszczony, z drugiej strony wiedział, że musi być twardy i
dokończyć to co już zaczął. Ufał Januszowi, wiedział, że to co mówił
jest prawdą i nic innego nie może mieć innego miejsca. Nie
powiedział mu wszystkiego, ale wiedział na tyle na ile było mu
potrzebne. Każdy z nas jest kowalem swojego losu, są rzeczy których
nie możemy zmienić, jak prawo karmy. Wszystko co zrobisz ma
skutek, tak to działa jak w fizyce tak działa to w nas, w naszym życiu.
Nie ma przyczyny bez skutku. Co on zrobił, że musiało go to trafić ?
Gdzie jego błąd, że musi teraz go naprawić ? To dowie się gdy
zniweluje działanie przyczyny, skutek można zmienić kolejną
przyczyną, lecz ona wówczas tworzy kolejne skutki.
Tomasz siedział w autobusie z obojętną twarzą wpatrzoną w obrazy
jakie migały mu za szybą autobusu. Po południu dojechał do
Poznania. Rozejrzał się po przystanku i po ludziach krzątających się
między autobusami. Zabrał swój plecak i wysiadł, poczuł, że może tu
warto zacząć szukania braci światła. Podszedł do jednej z taksówek,

111
w której gruby kierowca słuchał głośnej muzyki i stukał palcami w
rytm niej.
-Dzień dobry – przywitał się Tomasz
Kierowca spojrzał na niego i od razu się uśmiechnął. Wyglądał na
bardzo zadowolonego, który w końcu ma dzisiaj pierwszy kurs
pasażera.
-A witam. Proszę wsiadać. – odparł zadowolony
Tomasz rozgościł się na tylnim siedzeniu.
-To gdzie jedziemy? – spytał
-Niech pan mi coś zaproponuje – powiedział Tomek
-Hotel? – spytał
-A może zna pan jakieś małe mieszkanko do wynajęcia? Podobno wy
taksówkarze wiecie wszystko najlepiej.
Taksówkarz odwrócił się do niego i się znów uśmiechnął. Był
pogodnym człowiekiem, chcącym pomagać innym. Tomasz to
wyczytał z jego twarzy gdy tylko podchodził do jego samochodu.
-Wie pan co, moja kuzynka właśnie chce wynająć małe mieszkanko,
dokładnie kawałek domku. Mieszka tam jej mama sama, myślę, że
nie będzie to panu przeszkadzało – powiedział taksówkarz – w
dodatku nie jest aż tak daleko od centrum
Tomasz uśmiechnął się do siebie. Przypomniało mu się jak żył kilka
lat na stancji u starszej pani.
-Jasne pasuje, jedźmy więc – powiedział Tomek
Samochód ruszył a wesoły kierowca zaczął opowiadać o rodzinie i o
mieście. Tomasz czasami odzywał się, lecz zaraz kierowca trącał
jakąś nową rzecz lub coś nagle mu się przypominało i mówił na
zupełnie inny temat. Rozglądał się po mieście, zapchanym ulicach i
pędzących ludziach po chodnikach. Słońce słabo się przebijało, przez
chmury dając ulgę od ostatnich gorących dni. Po pół godzinie
dojechali na miejsce. Samochód zaparkował w bramie. W głębi stał
domek z jednym piętrem. Wysiedli a taksówkarz poprowadził do
domu, zadzwonił dzwonkiem u drzwi i poczekał aż ktoś otworzy. Po
chwili szuranie kapci dało się słyszeć i otworzyły się drzwi. Stała w

112
nich starsza kobieta o siwych włosach i uśmiechem na twarzy.
-O witam cię Wojtku, wejdź. Co cię sprowadza do mnie? –
powiedziała do taksówkarza
-Dziękuję pani. Ja na chwilę, przywiozłem chętną osobę na wynajęcie
pokoju. – powiedział wchodząc do domu i zapraszając gestem
Tomasza
Starsza pani spojrzała na Tomka, tak jakby chciała go prześwietlić na
wylot.
-Dzień dobry panu. Ma pan szczęście moja córka właśnie jest u mnie,
to ona zaproponowała mi wynajem części domu. – skierowała słowa
do Tomka
-Dzień dobry. Mi by wystarczył jakiś mały pokój i jeżeli by była taka
możliwość z chęcią bym skorzystał z pani gościnności – powiedział
Tomasz
-Chodźcie dalej – zaprosiła dalej i skierowała się do kuchni
Kuchnia była mała i wykończona jak na wiek gospodyni. Nieco starsze
meble, stół i krzesła ale wszystko jakoś harmonizowało się ze sobą,
po części trochę przypominała kuchnię w jego domu. Przy stole
siedziała kobieta około 40 lat. Blondynka i także uśmiechnięta.
Wojtek powitał kuzynkę buziakiem w policzek i przedstawił po skrócie
co go sprowadza. Helena spojrzała na Tomka i podała rękę na
przywitanie.
-Milo mi. Helena a to moja mama – wskazując na starszą panią- ale
pan trafił z tym pokojem, właśnie dzisiaj miałam dać ogłoszenie.
-Tomasz, mi też bardzo miło, jestem raczej przejazdem i chyba na
długo nie będę potrzebował pokoju, jeżeli to nie będzie sprawiało by
państwu problemu to mógłbym skorzystać z oferty.
Usiedli wszyscy przy stole. Starsza pani spytała się Tomasza czy chce
herbaty, Tomasz zgodził się chętnie. Helena dalej ciągła rozpoczętą
rozmowę.
-Pan chyba nie jest z Poznania?
-Nie. Chyba będę tu okresowo. A hotele wie pani są drogie.
-Jest pan młody, co pana sprowadza tutaj.

113
Tomasz poczuł się chwilowo zmieszany co odpowiedzieć.
-Jeżdżę po Polsce w poszukiwaniu dawnych kolegów ze szkoły,
wojska. A że mam obecnie wolną chwilę w życiu i postanowiłem
odświeżyć znajomości.
-Bez żony pan jeździ ?
Tomasz przypomniał sobie, że na palcu ma obrączkę ślubną lecz po
chwili znalazł odpowiedź.
-Żona służbowo wyjechała na 2 miesiące za granicę, stąd ta moja
wolna chwila by poszukać znajomych. – szybko znalazł wymówkę
-Rozumiem. – odpowiedziała Helena
-Oj Helcia ty zawsze taka jesteś dopytliwa. Ja uważam, że chyba nie
sprawi Tomek problemu żadnego. – włączył się Wojtek
-Ależ proszę państwa nie widzę problemu, nie chcę się narzucać –
powiedział Tomasz i już zaczął wstawać od stołu
-Może pan zostać tyle ile pan będzie potrzebował.- powiedziała
starsza pani stawiając herbatę
-Mamo – powiedziała Helena
-Ja rozumiem tego młodego człowieka. To samo zrobił świętej
pamięci twój ojciec. – skierowała słowa do Heleny
-Tego mi nigdy nie mówiłaś? – powiedziała zdziwiona córka do matki
-Jak też wiele innych rzeczy – odparła pani
-Dobrze ty decydujesz – powiedziała Helena rozkładając ręce
-Nie przedstawiłam się , Maria Konowecka – podała rękę na
przywitanie Tomkowi
-Przepraszam to ja powinienem się pierwszy pani przedstawić. Bardzo
miło. – powiedział uśmiechnięty Tomek
Przez kilka minut razem wszyscy siedzieli i uzgadniali warunki
mieszkania. Tomek zgodził się na wszystkie, a Wojtek powiedział że
czas na niego by wracać do pracy. Tomek wyszedł z nim do
samochodu po swój bagaż który wcześniej nie zabrał. Gdy zamykał
drzwi samochodu, ujrzał przebłysk obrazu jakie mu migło przed
oczami. Spojrzał na Wojtka i powiedział poważną miną.
-Za 2 dni będziesz jechał za czerwoną ciężarówką. Unikaj jej.

114
-Nie rozumiem? – zdziwił się taksówkarz
-Pamiętaj czerwona ciężarówka.
Potem podziękował taksówkarzowi za pomoc w znalezieniu noclegu,
ten wsiadł do samochodu, jeszcze machnął na pożegnanie ręką i
odjechał.
Dom wewnątrz był trochę przytłoczony militariami. Wszędzie na
ścianach wisiały stare czarno białe zdjęcia pani Marii i jej męża. Był
on najprawdopodobniej wojskowym. Wszędzie jakieś odznaczenia,
zdjęcia z wojska i eksponaty. Szable dwie nad kominkiem, kilka gdzie
niegdzie przewieszonych pistoletów skałkowych czy też inne
kolekcjonerskie ozdoby. Nie chciał przyjąć pół domu do mieszkania,
wystarczył mu niewielki pokój z dostępem do łazienki. Wieczorem
Helena pożegnała się i pojechała do domu. Wieczorem pani Maria
zaprosiła na kolację. Bardzo dobrze gotowała, aż Tomasz poprosił o
dokładkę sosu z mięsa. Potem jeszcze rozmawiali. Gospodyni
opowiedziała o swoim mężu, kim był co robił i jak zginął. Faktycznie
był wojskowym, pułkownikiem z zamiłowaniem do rycerstwa
średniowiecznego. Zginał kilka lat temu podczas wypadku
autobusowego, gdy jechał na zlot swoich kompanów z wojska. Choć
to wiele lat minęło wyczuć można było w jej głosie tęsknotę za nim.
Tomasz dodatkowo zaoferował, że w czasie jak będzie tutaj mieszkał
będzie robił dla niej zakupy. Maria uśmiechnęła się i podziękowała za
serdeczność. Tomasz po rozmowie wyleżał się w wannie z ciepła wodą
i poszedł spać.
Ranem był pogodny i ciepły. Tomasz po zjedzeniu śniadania poszedł
na zakupy dla pani Marii. A gdy wrócił poszedł do małego ogrodu przy
domu. Był trochę zaniedbany, widocznie pani Maria już nie miała sił
na pielęgnowanie go. Usiadł na ławeczce i odpoczywał przy
zamkniętych oczach. Znów tęsknota powróciła na chwilę ale postarał
się by nie przejęła nad nim całkowitej kontroli. Na drzewie obok jego
ławki wylądował mały ptaszek i zaczął śpiewać swoją melodią. Tomek
przy zamkniętych oczach ujrzała go mentalnymi oczami, uśmiechnął
się do ptaszka a ten przekrzywił główka na niego i znów zaśpiewał.

115
„Ale ty masz wolność” powiedział w myślach Tomasz. Spodobało się
najwidoczniej ptaszkowi i zleciał z drzewa wprost na ramię Tomka.
Otworzył oczy i spojrzał na niego z kilku centymetrów.
-Hej, co powiesz? – powiedział cicho do ptaszka
Ten tylko przyglądając się, przekręcił łebkiem i zaśpiewał swoim
delikatnym głosikiem, potem zerwał się i odfrunął.
-Nie widziałem, by ptak tak się zachowywał wobec człowieka –
usłyszał głos za sobą
Tomasz odwrócił się i zobaczył podchodzącą do niego panią Marię.
-Ja też. Aż bałem się ruszyć by go nie wystraszyć – odparł Tomasz
Maria usiadła koło Tomka i powiedziała.
-Musisz być kimś niesamowitym by ptak usiadł na ramieniu. To
niebywałe zaufanie.
-Czy ja wiem? To chyba jakiś przypadek – szukał wytłumaczenia
Tomek
-Tak jak wyjazd twojej małżonki? Widzisz wiele lat przeżyłam a my
kobiety mamy instynkt jeżeli chodzi o sprawy sercowe. Córka jest
zabiegana za pieniędzmi i tego nie widzi, ale ja tak.
Tomasz spuścił głowę i zamyślił się na chwilę.
-Przepraszam nie moja sprawa. – powiedział po chwili Maria
-Nie wszystko ok. Ma pani rację to nie tak z tym wyjazdem. Parę
miesięcy temu z żoną miałem wypadek, ona leży teraz w szpitalu. A
mnie biorą za podejrzanego o świadome spowodowanie wypadku.
Teraz szukam ludzi którzy pomogą mi w rozwikłaniu mojego
problemu – powiedział Tomek
-Widać to po tobie, jak boli cię serce. Możesz zostać ile chcesz, mam
nadzieję, że znajdziesz to czego szukasz.
-Ja też mam taką nadzieję. – uśmiechnął się delikatni Tomasz do
starszej pani
-Nie będę ci przeszkadzała w myślach.
-Nie , nie przeszkadza mi pani. Niech pani mi powie co się stało z
ogrodem, widzi pani ja pochodzę z normalnej rodziny z wioski daleko
stąd. Ale ten ogród wydaje mi się trochę smutny.

116
Panie Maria znów się uśmiechnęła i zaczęła opowiadać o domu, jego
początku. Tomasz siedział i słuchał. A pani Maria poczuła że może z
kimś porozmawiać o przeszłości, bo nawet z córką nie mogła mówić,
gdyż tamta ciągle powtarzała „takie jest życie”. Resztę wolnego czasu
Tomasz spędził na poznaniu okolicy, przysiadł w barze gdzie przy
dobrze schłodzonym piwie studiował zakupioną mapę Poznania.
Szukał w niej jakieś wskazówki gdzie zacząć poszukiwania swoich
braci, jednak nic szczególnego nie wpadło mu w oko co by było godne
szukania ich. Zrezygnowany zamknął mapę i siedząc przyglądał się
ludziom którzy go mijali. Jedni weseli, inni zaś zamyśleni czy też
smutni. Zwrócił uwagę na jednego chłopaka. Niepewnie usiadł przy
innym stoliku i zamówił kawę. Miał oczy zaszklone i takie obojętne na
wszystko co się wokół niego dzieje. Inni co by teraz na niego spojrzeli
powiedzieli by, że może być pod wpływem jakiś środków
odurzających lub mocno wstawiony, lecz to nie było prawdą. Ów
chłopak był totalnie załamany, pewnie jakaś sprawą życiową, która go
spotkała. Tomasz widział jego aurę jak bardzo intensywnie zmieniała
koloru a szczególności około głowy. Po chwili nie wiadomo skąd
przyłączyła się do niego inna postać. Usiadła i patrzyła tylko na niego.
To nie był człowiek. Postać wyglądała na Tomka jak każdy inny
człowiek z krwi i kości lecz o dziwo nie rzucała swojego cienia na
ziemię. Twarz sucha, wręcz blada jak karta papieru. Postać siedząc
naprzeciw chłopaka zaczęła do niego mówić, może bardziej poruszać
ustami gdyż nie wydawała z siebie żadnego dźwięku. Chłopak
podniósł głowę i rozejrzał się wokół siebie jakby oczekiwał na kogoś.
Potem znów swoim zamyślonym wzrokiem wpatrywał się w filiżankę
kawy. Tomasz bardziej skupił uwagę na tajemniczej postaci, która
ubrana na czarno w ubrania może z lat 50 czy też 60, by spróbować
odczytać zamiar ducha przybywającego przy chłopaku. Postać wnet
umilkła mówieniem do swojego prześladowcy i odwróciła wzrok w
stronę Tomka. Teraz swoim wzrokiem skupiła uwagę na Tomaszu
który spokojnie go nadal obserwował. W ułamku sekundy postać
przemieściła się i znalazła się naprzeciw Tomka. Zajęła miejsce na

117
wolnym krześle. Powiedziała do Tomka, usta otwierały się lecz nie
było słychać wydobywających się dźwięków. Słowa wypowiadane
przez niego tworzyły się w umyśle młodego maga.
-Odczep się ode mnie. Dobrze ci radzę ty parszywa gnido. – usłyszał
słowa –Myślisz że jak mnie widzisz to kim jesteś, który nic nie może?
-Odejdź teraz i nie zatruwaj mojego i jego życia duchu. – powiedział
w myśli Tomek
-Kim jesteś że mi rozkazujesz mały człowieczku? Mogę zmusić cię byś
skoczył w otchłań, byś rzucił się pod samochód lub kogoś zabił wbrew
własnej woli. Mogę sprawić byś ... – zawzięcie duch straszył Tomka
Oczy Tomka zmieniły się. Stały się matowe jakby były zrobione z
marmuru. To wystarczyło duchowi za odpowiedź. Przestał mówić w
pół słowa.
-Jestem Aesarel i słuchaj mnie, bo nie możesz mnie nie słuchać.
Odejdź teraz i daj spokój mi i temu człowiekowi. – powiedział Tomek
w myślach tonem rozkazującym
Duch zacisnął wargi ze złości, że ktoś mu rozkazuje.
-Bo inaczej to co mi zrobisz ? –zapytał duch wpatrując się w oczy
Tomka
-Dość tego! – krzyknął Aesarel w myślach. Potem szeptem
wypowiedział słowa tak by nikt go z otoczenia nie usłyszał.
-Lan mem inrunk abi saj abel. – duch szeroko otworzył oczy, po
chwili Tomek klasnął głośno w ręce wypowiadając przy tym
„HURRIJA”.
Duch w ułamku sekundy zniknął, wręcz w ułamku sekundy rozpuścił
się nie będąc już zagrożeniem dla nikogo. Został odesłany w inne
miejsce na innym poziomie energetycznym skąd trudniej mu teraz
będzie powrócić do obecnego. Klaśniecie w dłonie zwróciło uwagę
paru osób, które widząc, że nic szczególnego się nie dzieje powrócili
do swoich czynności. Chłopak od klaśnięcia prawie podskoczył i
chaotycznie rozglądał się co się stało. Poprawił włosy na głowie ręką i
kilka razy wziął głęboki oddech. Wziął kawę i dopił resztę. Znów nad
czymś intensywnie myślał lecz teraz jego aura stała się znacznie

118
spokojniejsza i zrównoważona. Wyjął telefon z kieszeni i wybrał
numer. Po chwili został połączony z drugą osobą.
-Kochanie, wszystko przemyślałem. Myślę, że wszystko nam się uda.
Jadę już do Ciebie, tylko nigdzie nie wychodź. – powiedział chłopak
Wstał wyjął banknot i wstawił go pod filiżankę wypitej kawy, potem
szybkim krokiem oddalił się. Tomek siedział i uśmiechnął się do
siebie. Potem spokojnie dokończył piwo i postanowił wrócić do
wynajętego pokoju by w spokoju pomedytować.
Następnego dnia w porze obiadowej zadzwonił dzwonek do drzwi, a
za chwilę ktoś wszedł nie czekając na otwarcie. Pani Maria wiedziała,
że to jej córka Helena przyszła, zawsze tak robiła, dzwonek i od razu
wchodziła. Ona właśnie siedziała wraz z Tomkiem przy obiedzie.
Helena weszła lekko zaszokowana jakby zobaczyła ducha i usiadła na
krześle. Patrzyła na Tomka i przez chwilę nic się nie odezwała.
-Helena co się stało ? – zapytała ja matka
Helena jak zamurowana patrzyła na Tomka, a ten już przeczuł skąd u
niej taki przenikliwy wzrok.
-Skąd wiedziałeś? – spytała Tomka
Teraz to Maria spojrzała zdziwiona na Tomka, jakby coś nie wiedziała.
-Mam mały dar. Czasami przebłyski co się może zdarzyć, to
wszystko. – odpowiedział spokojnie Tomasz.
-Czy ktoś mi wytłumaczy co się stało? – coraz bardziej była
zadziwiona starsza pani.
-Dwa dni temu Tomasz na odejściu powiedział Wojtkowi by dziś
unikał czerwonych ciężarówek. Dzisiaj jechał z klientem właśnie za
czerwoną ciężarówką. Mówił mi, że przypomniał sobie jego słowa i
zjechał na chwilę na pobocze. Coś popchnęło go odruchowo by to
zrobił. – mówiła do mamy
-I co dalej? – ciągła pytania pani Maria
-I za chwilę ciężarówce wjeżdżając na zatłoczone skrzyżowanie zgasł
silnik, a z drugiej strony rozpędzone BMW uderzyło w bok samochodu
za nim. Totalna masakra. Gdyby Wojtek nie zjechał to on by tam był.
– dokończyła

119
Pani Maria spojrzała na Tomka z pełnym zaskoczeniem i podziwem
jednocześnie. Przez chwilę nikt się nie odzywał.
-Dziękuję ci – po chwili dodała Helena
-Nie ma za co. To ja się cieszę, że tak się stało a nie inaczej. – odparł
Tomek
-A gdzie jest Wojtek ? – spytała pani Maria
-W domu. Siedzi i pije piwo, a ręce ma jak z galarety.
Znów zapadła chwila ciszy.
-Mam nadzieję, że teraz może trochę będzie ostrożniej jeździł. To
była dla niego lekcja życia – dodał Tomek
-Chyba masz rację, chyba taki wstrząs był mu potrzebny. Zawsze
zwariowanie kierował. Mówiłam mu, że to może się kiedyś źle
skończyć. – powiedziała Helena, a po chwili dodała – Chyba trochę
myliłam się do ciebie Tomku. Dziękuję ci.
Tomasz uśmiechnął się do wszystkich.
-Więc co, to może nie będziemy się już tym zadręczać. Kto ma ochotę
na lody ja stawiam – wesoło powiedział Tomek
Pani Maria wybuchła śmiechem z podejścia Tomka do rozładowania
atmosfery, a za chwilę i Helena dołączyła się do niej. Zgodziły się, a
Tomek szybko skoczył do pobliskiego sklepu. Siedzieli jeszcze potem
jakiś czas przy kawie i lodach. Tomasz stał się luźniejszy i jak za
dawnych czasów zaczął żartować, doprowadzając co trochę do
śmiechu pań.
Wieczorem postanowił iść na stary rynek. Początkowo usiadł w jednej
z knajpek pod parasolami by napić się dobrego piwa, lubił czasami
tak przysiąść przy łyku zimnego napoju. Znów siedział i przyglądał się
ludziom, ich zachowaniom, śmiechem i podnoszeniem głosu. Po
pewnym czasie jednak znudziło się przesiadł się na wolną ławeczkę
na skraju rynku. Tu był znacznie ciszej, mniejszy ruch i piękny widok
na stare zabytkowe budynki rozświetlone światłami. Co jakiś czas
przechodzili ludzie obok niego, jak też trzy samotne dziewczyny,
które uśmiechały się do niego. Pewnie w ten sposób chciały nawiązać
kontakt bliższy, lecz Tomek tylko odwdzięczył się uśmiechem. „Jak ja

120
mam znaleźć moich braci?” zadawał sobie pytanie, zresztą sam nie
wiedział dlaczego postanowił zatrzymać się w tym mieście. Co
skłoniło go do wyjścia z autobusu akurat tu, w takim dużym mieście.
-Pomocy !! – dobiegł głos za jego plecami
Odruchowo odwrócił się by spojrzeć co się dzieje. W bocznej uliczce
zobaczył szamotającą się parę przy samochodzie. Dziewczyna
walczyła z napastnikiem jak tylko mogła, waląc torebką, lecz ten
silnym uderzeniem w twarz powalił ją na ziemię. Tomasz zerwał się
na równe nogi i od razu zaczął biec na pomoc kobiecie. Po kilku
krokach poczuł jak jego zmysły wyostrzyły się maksymalnie, mięśnie
stwardniały jak skała a oczy zrobiły się jak u wojownika na ringu.
Kobieta leżała na ziemi i płakała. Napastnik siedział już w czerwonym
samochodzie i odpalił silnik. Gdy Aesarel był kilkanaście metrów od
zdarzenia, samochód ruszył z piskiem. Tomasz skupił kulę fluidu
elektrycznego i przesłał go w kierunku samochodu. Elementarny
ładunek przeszedł po całej karoserii samochodu docierając do
układów elektronicznych. Ładunek rozszedł się po cieniutkich jak włos
połączeniach ścieżek płytki elektronicznej docierając do kolejnych
układów elektronicznych z szybkością błyskawicy. Komputer samochu
zwariował z nadmiaru nowych nieobliczalnych dla niego parametrów.
Procesor został całkowicie zablokowany. Samochód zgasł a kierowca
uderzył silnie o kierownicę. Otworzył gwałtownie drzwi by jak
najszybciej uciec z miejsca zdarzenia. Tomasz podbiegł do kobiety
która leżała twarzą do brukowej drogi i płakała.
-Nic ci nie jest? – spytał
-Ukradli mi samochód – wyjąkała tylko przez płacz
Aesarel wstał i już wolnym krokiem zbliżał się do napastnika. Ten już
stał obok samochodu trzymając się za zakrwawiony nos. Trochę go to
zamroczyło i rozglądał się w którym kierunku uciec w poszukiwaniu
drogi ucieczki dostrzegł Tomasza który już był kilka metrów od niego.
By zaskoczyć go, użył silnego prawego sierpowego w twarz Aesarel.
Ten jednak zrobił to samo, pieść Tomka napełniona elementem ognia
i ziemi skierowała się w stronę lecącej w jego stronę pięści

121
napastnika. Efekt był druzgocący, wyglądało to jakby pięść
napastnika uderzyła w rozpędzony pociąg. Palce się wygięły do
wewnątrz, a dźwięk łamanych kości rozszedł się cicho jakby ktoś
łamał garstkę patyków. Po chwili nadgarstek nie wytrzymał
obciążenia i strzelił jak grubszy łamany kij. Napastnik padł na kolana
z okrzykiem potwornego bólu, łapiąc się za połamaną dłoń. Tomkowi
wyostrzyły się wszystkie zmysły. Wyczuł kolejne nachodzące
niebezpieczeństwo. Szybko odwrócił się i zobaczył pędzącego
mężczyznę z pistolet wycelowanym w jego stronę. To kompan
bandziora biegł na pomoc złodziejowi. Mały dobrze zbudowany
mężczyzna w koszulce z krótkim rękawku, a w blasku lampy
chodnikowej dostrzegł tatuaż na jego lewym przedramieniu w
kształcie dwóch skrzyżowanych sztyletów. Tomasz stał nieruchomo
czekając by ten się zbliżył do niego. Kątem oka zobaczył jak
rozpędzony samochód jechał za pędzącym napastnikiem z pistoletem.
Oczy kierowcy były zdecydowane i to pewnie była droga ucieczki dla
złodzieja samochodu. Gdy mężczyzna był kilka metrów od Aesarel
wystrzelił w jego stronę. Tomasz w ułamku sekundy zrobił unik i kula
przeleciała tuż koło jego ramienia wbijając się w drewnianą framugę
drzwi wejściowych kamienicy. Teraz on zrobił dwa kroki w kierunku
napastnika. Ścisnął rękę z pistoletem tak, że aż skrzywił się na twarzy
z bólu, drugą zaś chwycił za bluzę na wysokości klatki piersiowej.
Jednym ruchem przekręcił go o 180 stopni wokół siebie i cisnął nim
jak włócznią w kierunku samochodu trzeciego napastnika. Bandzior
poszybował jak kukiełka wprost na przednią szybę samochodu,
wbijając się w nią i wpadając do środka. Kierowca stracił panowanie
nad samochodem i z wielkim hukiem uderzył w mur domu. Aesarel
rozejrzał się, ale niebezpieczeństwa już nie było. Skierował się do
kobiety która już wstała i powoli z zapłakaną twarzą podchodziła
niepewnie do Tomka. Dopiero w świetle latarni dojrzał twarz kobiety.
-Tomek ? – powiedziała kobieta
-Ania? – odpowiedział totalnie zaskoczony Tomek, poczuł się jak
zwalony z nóg. Po chwili jednak oprzytomniał i powiedział.

122
-Choć jedziemy stąd. – powiedział stanowczo
-Trzeba wezwać policję. -mówiła
Tomek rozejrzał się, w oknach już siedzieli gapie i przyglądali się
całemu zdarzeniu. Dwie osoby na końcu drogi przy rynku już dzwoniła
gdzieś, pewnie po policję.
-Nie teraz. Tu ich może być więcej. Potem wyjaśnimy im wszystko. Ja
prowadzę - złapał ją za rękę i poprowadził do jej samochodu.
Ania ruszyła do własnego auta, które jeszcze chwila a zostało by
ukradzione. Złodziej leżał na drodze i zwijał się z bólu. Ania podeszła
do niego szybko i kopnęła go w krocze z całej siły.
-Ty skurwysynu! – rzekła siarczyście przez zęby.
Jeszcze raz chciała mu dołożyć ale Tomasz powstrzymał ją i popchnął
by wsiadła do samochodu. Tomasz zajął miejsce kierowcy, odpalił
samochód i z piskiem opon odjechali czerwoną Hondą. Gdy trochę się
oddalili, zwolnił, dało się słyszeć wyjące syreny policji z miejsca
zdarzenia. Przez cały czas Ania trzęsła się i jednocześnie z
niedowierzaniem patrzyła ja Tomka.
-Co ty tu robisz? – spytała
Tomasz spojrzał na nią i nie wiedział co powiedzieć, był też
kompletnie zaskoczony, że akurat ja Anię natrafił.
-Sam nie wiem co tu robię. Powiedz mi lepiej gdzie mam jechać, nie
znam tego miasta - odrzekł
Ania cały czas patrzyła na niego i uśmiechnęła się.
-Rany jaki spokój w tobie, jesteś taki sam jakiego cię poznałam w
górach. Spokojny i zdeterminowany. Ale to nie mieści mi się w
głowie. – powiedziała Ania jakby nie dotarły do niej wcześniejsze
słowa Tomka
-To najpierw powiedz mi gdzie mam jechać. – powiedział z
uśmiechem do Ani
Ania obudziła się z letargu i wytłumaczyła gdzie mają jechać. Wjechali
w dzielnicę domków jednorodzinnych i wjechali na podwórko jednego
z nich. Wysiedli i Ania otworzyła drzwi od domu i zaprosiła Tomka do
środka. Było już dobrze po 23, a w domu panowała cisza. Jeszcze

123
roztrzęsiona Ania pozostawiła torebkę i zaprosiła gościa do pokoju.
Zapaliła światło i na chwilę przeprosiła go, gdyż chciała sprawdzić co
u dziewczynek. Poszła na górę a Tomek usiadł na fotelu ze skóry i
rozglądał się po pomieszczeniu. „Rany co ja tu robię, co za
niespodzianka, czemu to się zdarzyło?” nasuwały się pytania do
głowy. Po kilku minutach Ania wróciła.
-Dziewczynki śpią – powiedziała już bardziej spokojna i usiadła
naprzeciw niego.
-Tomku, chyba od tego powinnam zacząć rozmowę. Dziękuję ci za to
co zrobiłeś. – powiedziała z drżącymi ręcami
-Chyba każdy by to zrobił. – odpowiedział
-Chyba żartujesz, ci ludzie boją się wszelkich bandziorów. Nikt by nie
ryzykował siebie dla kogoś komu kradną samochód. Ale nadal
bardziej mnie zaskakuje to nasze spotkanie. Myślałam, że nigdy się
już nie spotkamy. A tu benc spadasz z nieba w potrzebie. – mówiła –
Mieszkasz tutaj? Rany pochodzimy z jednego miasta. Niesamowite.
-Nie mieszkam tutaj. Jestem przejazdem, szukam kogoś. – odparł – i
zbieg wydarzeń, że się znów spotkaliśmy.
-Czemu nie pojechałeś do domu, kogo szukasz? – pytała
Tomasz zmieszał się odwracając wzrok w kierunku podłogi. Nie znał
odpowiedzi co ma powiedzieć. Ania wyczuła, że nie powinna o to
pytać.
-Przepraszam, nie muszę wiedzieć.
-Nie o to chodzi, może kiedyś jakoś ci wyjaśnię. To bardzo
skomplikowane, nie ma sensu mówić teraz o mnie. – odpowiedział
-Dobrze. Rozumiem. Mam tylko nadzieję, że nie znikniesz zaraz jak
po wycieczce w góry.
Tomasz uśmiechnął się.
-Nie zniknę. Powiedz lepiej czy coś cię boli, może trzeba lekarza albo
opatrunku.
Do Ani teraz dotarło, że faktycznie coś ją boli. Spojrzała na łokieć, był
zdarty i obolały, ale wcześniej pod wpływem adrenaliny nie myślała o
nim.

124
-Chyba uderzyłam głową o ziemie, trochę mi się w głowie kołuje, a
łokieć się zagoi. – powiedziała
-To może być wstrząs mózgu. Może faktycznie powinniśmy jechać do
lekarza. – powiedział opiekuńczo Tomek
-Nie trzeba. Przejdzie. – powiedziała trochę stanowczo
-To chociaż pokaż mi rany.
Tomasz podszedł do Ani i usiadł koło niej. Delikatnie złapał ją za rękę
by przyjrzeć się ranie. Delikatnie przyłożył rękę i skupił od
wewnętrznej strony dłoni światło, które zawierało wszystkie
elementy. Wolą myśli nadał im swoje postanowienie by ręka zagoiła
się do rana. Ania poczuła przez chwilę ciepło jakie przeszło ją po
ranie, ale pomyślała, że to ciepło dłoni Tomka i nic więcej. Potem
przesunął ręce na głowę Ani i postąpił tak samo jak poprzednio. Po
chwili usiadł z powrotem na swoim miejscu.
-Masz rację nic ci nie będzie. Jutro nie będzie po tym śladu. –
powiedział
-Tak samo jak twoje kolano w górach ? – zapytała
Tomek uśmiechnął się i w tym momencie zadzwonił dzwonek do
drzwi. Tomek skupił się na froncie drzwi i już wiedział, że za nimi stoi
policja.
-Szybko przyjechali – powiedział
-Kto?
-Policja.
Ania zauważyła ponowne zmieszanie na twarzy Tomka. Wstała i
podeszła do drzwi. Otwarła je i faktycznie stało dwóch
funkcjonariuszy.
-Dobry wieczór. Sierżant Kowalski, mieliśmy zgłoszenie na starówce o
próbie kradzieży samochodu, pani samochodu. Ktoś podał nam pani
numery rejestracyjne. – powiedział
-Tak proszę wejść. – powiedziała
Jeden z nich był postawnym policjantem koło 2 metrów wysokości i
barczysty w barkach. Drugi nieco niższy, z wąsem wyglądający na
znacznie starszego od tego pierwszego. Weszli do pokoju i od razu

125
spojrzeli na Tomka.
-Proszę powiedzieć co się stało i czy nic się pani nie stało. –
powiedział ten mniejszy
Ania usiadła a jej ręce zatrzęsły się ponownie.
-Byłam u znajomej na starówce. Gdy wsiadałam do samochodu ktoś
mnie napadł z tyłu, wyrzucił z samochodu i uderzył w twarz,
uderzyłam głową o jezdnię i chyba na chwilę straciłam na chwilę
świadomość co się działo dalej.
-Świadkowie mówią, że jakiś młody człowiek obezwładnił
napastników. Wie pani kto to? – tu spojrzeli ponownie na Tomka
-Nie wiem kto to. Może jakiś przechodzień, naprawdę nie wiem.
Powiedział tylko bym odjechała bo może ich być więcej i że on
wszystko wyjaśni policji. Ja się bałam, nie wiedziałam co ma robić,
więc wsiadłam i odjechałam.
-Rozumiem. To miała pani dobrego dobroczyńcę. Cała trójka
napastników została nieźle poturbowana. Wszyscy wylądowali w
szpitalu. – potem skierował się do Tomka – Pan jest mężem ?
-Nie- odpowiedział Tomek – jestem z rodziny. Ania zadzwoniła do
mnie jak jechała do domu, bo jest sama w domu i bała się zostać.
-Ma pan jakiś dowód tożsamości ? – dodał
-Po co ? Przecież to mój cioteczny brat. Więc nie wiedzę takiej
potrzeby. – powiedziała Ania
-Tak, przepraszam. Dobrze. Zostawię pani wezwanie na jutro na
komisariat. Proszę się zgłosić, spiszemy protokół. – powiedział i
zaczął wypisywać w druczku informację dla pokrzywdzonej
-Mam nadzieję, że tamci się nie wymigają? – powiedziała do
policjanta Ania
-Oj nie, mamy nie podważalne dowody. Kto wie może to teraz
potoczy się dalej by rozpić tę grupę. – powiedział podając karteczkę
Ani
-To dobrze, nie chciałabym by kiedyś przyszli do mnie. – powiedziała
-Nie przyjdą, może być pani pewna – dodał z uśmiechem policjant –
Dobrze dziękujemy i proszę się jutro zgłosić.

126
-Dobrze będę.
Policjanci wyszli, Ania zamknęła drzwi i wróciła do Tomka.
-Co ukrywasz? Czemu się ich boisz? – zapytała zaciekawiona
-To bardzo długa historia. Nie chcę cię zadręczać moimi sprawami.
Proszę. – powiedział Tomek
Ania patrzyła na niego i zastanawiała się czy może jednak dowiedzieć
się czegoś więcej o nim. Co go trapi i przed czym ucieka. Jednak po
chwili doszła do wniosku, że jak będzie chciał to sam powie.
-Dobrze. Mam prośbę. Proszę zostań dzisiaj ze mną, chyba faktycznie
cholernie się boję – powiedziała
-Aniu to chyba nie jest dobry pomysł. Myślę, że już lepiej będzie jak
pójdę sobie.
-Nie. Nie odchodź. Może źle mnie zrozumiałeś. Po prostu bądź tu
jeszcze przez chwilę. – mówiła próbując zatrzymać Tomka
Tomek nie wiedział co ma poczynić, ale pewnie Ania faktycznie była
przerażona wieczorem.
-Dobrze, zostanę. – po chwili odpowiedział
Ania ułożyła się na sofie w pokoju by napięcie puściło. Jeszcze jakiś
czas rozmawiali, przypomnieli sobie wędrówkę w góry z grupą
młodzieży. Tomek opowiedział jej o wilkach Janusza, jak bardzo był
zafascynowany ich wolnością. Jakie miał inne przygody i kogo poznał
będąc tam. Ania zaczęła się uśmiechać, a to było znakiem, że złe
chwilę powoli odchodzą. Także Tomek zrelaksował się i poczuł się
dobrze przy Ani, aż zaczął swoimi dawnymi żartami rozbawiać.
Godzina była już przed 2 w nocy. Tomasz powiedział, że czas już na
niego. Ania wstała by go odprowadzić do drzwi. Dała mu mała
karteczkę na której coś napisała.
-To jest mój numer telefonu, zadzwoń jak jeszcze będziesz – potem
dała mu całusa w policzek. – A to za to, że narażałeś swoje życia dla
mnie. Jeszcze raz dziękuję.
Tomasz uśmiechnął się i wyszedł. Na ulicy złapał taksówkę i pojechał
do domu pani Marii. Po drodze uśmiechał się jak przypomniał sobie
całuska Ani.

127
Przez kolejne dwa dni Tomasz próbował odnaleźć swoich braci
duchowych. Dobrze byli zakamuflowani na świecie, wiedzieli tak samo
jak on, że nie mogą się rzucać w oczy innym. Nie miał pomysłu jak
ich znaleźć. Coś go pchnęło by właśnie tu wylądować, myślał, że
właśnie tu znajdzie jakiś trop, a tym czasem spotkał na powrót Anię.
I o mało co sam by się nie zdemaskował, ale wówczas nie myślał jak
człowiek, był Aesarelem, dobrze że cała sytuacja się skończyła tak a
nie inaczej. Siedząc teraz na ławce w parku z założonymi ciemnymi
okularami przeciwsłonecznymi przyglądał się dzieciom bawiącym się
w ogródku zabaw. Zrobiło mu się smutno, cholernie smutno. Czemu
on nie ma takiego spokojnego życia? Przypomniał sobie jak przybył
do Oliwi do szpitala astralnie. Uspokoił się po chwili, wiedział, że tak
musi być że to jego przeznaczenie. Wsunął rękę do spodni i wyciągnął
karteczkę od Ani. Wyjął z drugiej kieszeni telefon komórkowy jaki
sprawił sobie godzinę temu. Wybrał numer z karteczki i czekał. Po
kilku sygnałach dało się słyszeć znajomy głos.
-Tak słucham. – powiedziała Ania
-Cześć to ja Tomek. Jednak zadzwoniłem – powiedział
-Ooo cześć, rany jak miło cię usłyszeć. Co tam u ciebie słychać?
Jesteś jeszcze w mieście?
-Tak. Teraz siedzę w parku i odpoczywam sobie chwilowo –
zażartował Tomek
-W którym parku?
-Nie wiem. Obok jest jakiś wielki kościół. Wiesz, że nie znam tego
miasta
-A to wiem gdzie. Poczekaj tam z 20 minutek będę tam zaraz.
-Nigdzie się nie wybieram.
-No to czekaj. – Ania tymi słowami zakończyła rozmowę
Po jakiś pół godzinie Ania podeszła do niego od tyłu.
-Hej, ładną dzisiaj mamy pogodę, prawda ? – powiedziała
Tomasz odwrócił się i zobaczył Anię. Tą samą dziewczynę, wysoką,
brunetkę z włosami do barków. Ubrana błękitną bluzeczkę i
przewiewną sukienkę. Za rękę trzymała swoją młodszą córeczkę,

128
Agatkę. Dziewczynka o jasnych włosach i loczkach patrzyła na niego
jak na obcego.
-Cześć. Hej Agatko miło cię widzieć. – powiedział
-Czy my się znamy? – odpowiedziała mała rezolutna dziewczynka
-No fakt jeszcze się nie spotkaliśmy, ale odważna jesteś.
-Agatko przedstawiam ci mojego dobrego znajomego, to on mi
pomógł jak te łobuzy chcieli mamę skrzywdzić? – wtrąciła się Ania
Dziewczynka podeszła do Tomka i objęła go za szyję.
-Dziękuję ci. Powiedz czy ty jesteś aniołem mojej mamy? –
powiedziała
-Tomasz rozejrzał się za plecy i skierował uśmiech do dziewczynki.
-Wiesz chyba nie jestem aniołem, jakoś nie widzę skrzydeł na
plecach. – powiedział rozweselająco do niej
-Ale ty tak ładnie świecisz. – powiedziała
-Ok, dobrze leć pobaw się na placu jak tu będę – powiedziała Ania
Dziewczynka ucieszyła się i pobiegła na plac zabaw. Ania usiadła koło
Tomka i spojrzała na niego.
-Dziękuję, że zadzwoniłeś. Byłam przekonana, że już cię nigdy znów
nie zobaczę.
-Dzisiaj nie wiem co robić, taki luźny dzień i dlatego zadzwoniłem.
-Naprawdę cieszę się. – odparła z uśmiechem
-Co z policją? – zapytał
-Wszystko dobrze złożyłam zeznania i będzie ok. Pewnie później będą
mnie jeszcze ciągnąć anonimowo do sądu na świadka na rozprawę
tych złodziei. Cały czas zastanawiają się nad osobą która mi pomogła.
– powiedziała
Tomasz uśmiechnął się i odwrócił wzrok na dzieci.
-Nie wiedzą o tobie i nie dowiedzą się odemnie. Wiem, że chcesz by
tak było, chociaż tak mogę ci to wynagrodzić – dodała
-Dziękuję. – powiedział Tomek
-To ja nie wiem jak ci podziękować. Na policji powiedzieli, że to co
zrobił ten człowiek przechodzi ludzie możliwości, że to nie jest
naturalne co im się stało. Wcale ich nie żałuję, ale wiesz ... sama

129
jestem ciekawa tego. – powiedziała
-Aniu to bardzo trudne dla mnie mówić o tym. Jesteś wspaniała
osobą, los tak chciał, że znów natknęliśmy się na siebie. Moje życie
przez ostanie parę miesięcy zmieniło się z nieba w piekło jakie teraz
muszę przechodzić. – powiedział Tomek ze spuszczoną głową
-A kto powiedział, że życie jest łatwe. Mój mąż wyjechał prawie rok
temu do pracy za granicę do Norwegii. Od jakiegoś czasu, że mój
związek przechodzi kryzys, nie potrafimy rozmawiać ze sobą przez
telefon, jeżeli w ogóle uda się nam porozmawiać. Mi już brakuje
odpowiedzi dla dzieci co ja mam im powiedzieć o ich tacie. Więc nie
mów mi, że tego nie zrozumie. – mówiła Ania
Ania złapała Tomka za rękę i spojrzała mu w oczy.
-Ok. Przepraszam cię nie moja sprawa. – powiedziała po chwili
-Aniu. Wiem, że życie nie jest łatwe, może innym razem ci to
wyjaśnię
-Dobrze. Ale wiec, że jestem twoją dłużniczką – dodała
-Masz śliczną córeczkę. Jest urocza – powiedział Tomek
-A ty masz dzieci?
-Nie mam. Jeszcze to mi nie było dane, ale mam dużo czasu na to.
Ania uśmiechnęła się.
-No to akurat robi się szybko. – i roześmiała się rozbawiając Tomka
Siedzieli razem jeszcze z godzinę i rozmawiali. Ania opowiedziała o
córeczkach. O małej Agatce która faktycznie czasami dawała jej w
kość. Choć wyglądała jak mały aniołek to przechodziła okres w
dzieciństwie pierwszego buntu przeciwko światu. Prawdopodobnie to,
że nie było ojca odbijało się na całej rodzinie. Justyna starsza córka,
która już miała 14 lat dzisiaj akurat spędzała dzień u koleżanki i
dlatego nie była obecna. Potem Ania zaproponował obiad i pojechali
razem do restauracji ulubionej przez Agatkę. Był tam wewnątrz
wydzielony plac zabaw dla maluchów i uwielbiała siedzieć w basenie z
piłeczkami. Gdy Tomek zjadł obiad z Anią, wstał podszedł do basenu.
-Czy mogę się z tobą pobawić? – spytał grzecznie Agatkę
-Choć porzucamy się piłeczkami – powiedziała radośnie dziewczynka

130
Tomek zdjął buty i wskoczył do basenu z piłeczkami. Niektórzy ludzie
spoglądali dziwnym wzrokiem na Tomka, a inni zazdrościli mu jego
podejścia do dzieci. Pewnie niektórzy myśleli, że taka właśnie
powinna być więź pomiędzy ojcem a córką. A Tomasz w najlepsze
bawił się jak dziecko z Agatką a ta ze szczęścia śmiała się na głos.
Ania początkowo zaszokowana, potem zaś śmiała się z całego
zdarzenia, aż popłynęły jej łzy szczęścia. Po wielkiej zabawie
pojechali popołudniu do domu, gdzie na dworze Tomek siedząc z Anią
popijali kawę. Agatka jeździła rowerkiem po placu bawiąc się przy
tym w najlepsze. Po dwóch godzinach Tomasz doszedł do wniosku, że
czas na niego. Podziękował i poszedł do Agatki się pożegnać.
-Hej mała księżniczko, muszę iść. Będziesz się opiekować mamę? –
spytał
-A dlaczego ty nie możesz się opiekować mamą? – spytała
Tomka zamurowało. Taka mała a taka mądra.
-Bo ja mieszkam u takiej pani tymczasowo i tam mam swoje
łóżeczko, a ty masz tu swoje – powiedział
-My też mamy wolne łóżko, możesz spać u nas. – odpowiedziała
bardzo przekonywująco
-Nie mogę.
-Możesz ! – powiedziała i skierowała dalej słowa do mamy – Prawda
że może mamo?
-Tak pewnie, że może. – odpowiedziała
Tomasz kucał przy małej i patrzył jej w oczy. Patrzył i myślał czy
może odmówić malej laleczce, która go tak ładnie prosi.
-Ok. Pojadę po moje rzeczy i wrócę. Pod jednym warunkiem. –
powiedział
-Jakim?
-Że przeczytam ci bajeczkę?
-Dobrze, umowa stoi – powiedziała ucieszona Agatka
Tomasz uzgodnił z Anią że przyjedzie wieczorem. Było widać, że była
tym bardzo ucieszona i powiedziała, że będą czekać.
Tomasz pojechał do pani Marii, pożegnał się z nią i uregulował

131
należność za gościnę. Pani Maria życzyła by znalazł w życiu spokój i
ukojenie dla jego serce, miała naprawdę wielką intuicję, wyczuwała
że Tomasz cały czas szuka swojego miejsca i podąża swoją ścieżką do
upragnionego celu. Wieczorem gdy już było ciemno wrócił pod dom
Ani. Przed wejściem zawachał się czy jednak dobrze robi czy to nie
jest przesadą, ale po chwili przypomniał sobie co obiecał Agadce i
zadzwonił do drzwi. Po chwili otwarła Justyna, młoda koło 14 lat
dziewczyna, długie proste włosy, szczupła i jak na swój wiek dobrze
rozwinięta fizycznie. Spojrzała na Tomka jak na akwizytora.
-Tak słucham? – powiedziała
-Yyyy jest Ania? Tomek jestem – powiedział trochę speszony
Uśmiechnęła się do niego gdy usłyszała jego imię.
-Ahh to ty, witam cię, wejdź proszę. Mama mi mówiła, że przyjdziesz.
Tomek wszedł a ona poprowadziła go do pokoju. Położył swój plecak
z odrobiną bagażu jaki miał ze sobą. Usiadł na tym samym fotelu na
którym parę dni wcześniej siedział w nocy. Justyna spytała się czy
chce się czegoś napić, poprosił o szklankę wody, coś co będzie
chłodne. Dziewczyna uśmiechnęła się i poszła do kuchni. Dziwnie się
poczuł teraz Tomek, myślał, że starsza córka Ani przywita ją raczej
nie chętnie, w końcu była starsza i bardziej realistycznie patrzyła na
życie. Przed nią było ciężko ukryć, że on nie jest wujkiem, lecz kimś
innym. Miał tylko nadzieję, że Ania szybko się pojawi i jakoś załagodzi
sytuację. Jednak po chwili Justyna wróciła i podała szklankę
lemoniady z kostkami lodu. Usiadła naprzeciw niemu i spojrzała teraz
bardziej przyjaźniej na Tomka.
-Mama mi opowiedziała, co zrobiłeś dla niej tamtej nocy. Ja też
muszę ci podziękować, że byłeś w odpowiednim miejscu o
odpowiedniej porze. Bardzo ci dziękuję. Tym bardziej, że mama ma
ciężki okres. – powiedziała spokojnie
-Co masz na myśli że ma ciężki okres?
-Chyba ci nie mówiła, ale źle się układa z ojcem, wyjechał i czuję to
sama, że coś nie tak jest między nimi. Od czasu tamtej nocy jest
jakoś inna, chyba jakoś patrzy inaczej na wszelkie problemy. Nie

132
wiem co masz w sobie, ale dziękuję ci, że choć na parę dni się
zmieniła na lepszą.
-Jak na swój wiek jesteś bardzo spostrzegawcza i mądra. O mnie nie
masz co się martwić jeżeli myślisz, że coś może być miedzy mną a
twoją mamą. Mam własną rodzinę, może też życie ostatnio mi się
skomplikowało ale będzie ok. – powiedział Tomek
-Wiem. Wiesz że od dwóch miesięcy Agatka nie uśmiechała się prawie
nigdy. A dzisiaj zrobiłeś cud dla niej. Uśmiechnęła się. Co do mnie,
nie będę się wtrącać w to, też czuję że nie jesteś jakimś kasanową,
który by zauroczył mamę, zresztą nie jesteś w jej typie. – powiedziała
Tomasz jak usłyszał ostatnie słowa aż zachłysnął się napojem.
-Nie wiem co powiedzieć, ale masz racje o to możesz być spokojna.
Będę potulny jak baranek. – uśmiechnął się
Justyna wybuchła uśmiechem na twarzy, potem spojrzała na niego
jeszcze raz przenikliwie.
-Dobra idę zobaczyć co robią na górze. Mama poszła pomóc umyć
włosy małej – powiedziała i wyszła z pokoju
Po kilku minutach Ania zeszła z uśmiechem na twarzy. Usiadła jakby
była wyczerpana całym dniem.
-Pewnie już poznałeś starszą córkę ? –zapytała
-Oj tak. Bardzo miła dziewczyna, niesamowicie odważna i
inteligentna. – powiedział Tomek
-No dobra teraz to co cię czeka. Powiedz jadłeś kolację?
-Nie, ale nie muszę jeść.
-No to zjesz razem ze mną, coś zrobię a ty w tym czasie masz pracę.
Mała już siedzi w łóżku i nie może się doczekać bajeczki którą
obiecałeś. – powiedziała
-Jasne, pamiętam ale powiedz mi szczerze. Naprawdę wam nie
przeszkadzam ? – spytał Tomek
Ania spojrzała na niego z politowaniem.
-Nie jesteś złym człowiekiem, więc mogę być pewna, że nic złego tu
nie zrobisz. Zresztą nawet jak parę dni u nas zagościsz to da trochę
radości w tym domu. – powiedziała

133
-Dobrze. W każdym bądź razie pamiętaj, że jak tylko będziecie
chciały pójdę, nie chce się wam narzucać.- powiedział, a za chwilę
dodał z uśmiechem - Gdzie jest pokój małej czytelniczki ?
-Na górze pokój po prawej.
Tomasz wstał i już wchodził na schody, gdy Ania jeszcze dodała.
-Ja też bardzo się cieszę, że jesteś. – powiedziała cicho tak by nikt
więcej tego więcej nie usłyszał
Tomasz stanął na chwilę i spojrzał na nią. Uśmiechnął się i
powiedział.
-Lubię jajecznicę , a ty? – powiedział Tomek
Ania uśmiechnęła się radośnie do niego.
-Nie ma sprawy, wiec jemy jajecznicę. – dodała rozpromieniona
Tomasz wszedł po pokoju małej z sąsiedniego pokoju dało się słyszeć
muzykę lecącą radia. Pewnie tam był pokój Justyny. Była bardzo
ciekawą osobą, młodą, inteligentną ale część swojego świata
zostawiała sobie. Była niby otwarta, ale kłębiła w sobie rozgoryczenie
światem. Tomasz wyczuwał całą taką atmosferę w tym domu, tylko
mała Agatka niewinna nie dostrzegała jakie kłopoty ma mama.
Takiemu dziecku można powiedzieć wiele i tak przyjmie to jak
dziecko, swobodnie na swój sposób a ciężko jest wytłumaczyć sprawy
życiowe czy sercowe. Agatka leżała na łóżku z książką ulubiona o
książnice. Tomasz położył się koło niej i obejrzał okładkę.
-Wiesz co ?
-Co? – spytała
-Tą książkę znasz na wylot. Opowiem ci autentyczną opowieść o
braciach wilkach. Chcesz? – spytał
-Jeżeli nie kłamiesz, jak większość dorosłych to opowiedz mi ją –
odpowiedziała poważnie przymrużając oczy
Tomasz opowiedział historię jak poznał u wuja Janusza w górach dwa
wilki oswojone przez niego. Jak był z nimi na wędrówkach, jak
podziwiał ich zachowanie, życie i wolność. Część magiczną jaką
przeżył z nimi zmienił na formę bajki bardziej przyswajalną dla
dziecka. Agatka początkowo leżała z boku a potem przytuliła się do

134
niego. Po kilku minutach weszła Ania do pokoju by zobaczyć jak idzie
czytanie bajeczki. Stanęła w drzwiach, założyła ręce i uśmiechała się
do nich. Tomek spojrzał na nią a potem na Agatkę. Ta smacznie spała
przytulona do niego. Delikatnie ułożył ją na poduszce i wyszli z
pokoju. Ania na chwilę zajrzała do Justyny co robi, a potem zeszli na
dół do kuchni. Na talerzach parowała gorąca jajecznica na kiełbasce
taką jaką polubił Tomasz będąc u Janusza. Zjedli wspólnie
rozmawiając i mniej ważnych sprawach, potem przeszli do pokoju,
gdzie Ania włączyła telewizor i nastawiła kanał z muzyką. Usiedli i
oglądali wspólnie teledyski muzyczne i rozmawiali o dzisiejszym dniu.
Potem Tomek przejął pilota i zaczął przełączać kanały, lecz nic
ciekawego nie znalazł dla siebie więc wrócił na muzykę.
-Opowiedz coś o sobie Tomku – zaczęła Ania
-Co mam ci powiedzieć o mnie? – spytał
-Prawdę, najlepiej prawdę.
Tomasz poczuł się jak przybity do ściany bez możliwości wyjścia,
wyczuł, że Ania podejrzewa, że nie jest do końca z nią szczery.
Szukał rozwiązania by może zmienić temat.
-Nie wymigasz się od tematu – powiedziała
Zadarła łokieć który jeszcze kilka dni temu był mocno zdarty i
obtłuczony.
-Widzisz to. Kiedyś jak wiesz byłam w szkole pielęgniarskiej i wiem,
że rany takie jak te nie goją się na następny dzień, a ja już rano nic
nie miałam. To nie jest normalne, chciałeś tylko obejrzeć rany, ale
myślę, że nie tylko – ciągła go dalej za język
Tomasz spuścił głowę by Ania nie dojrzała jego oczu. No to teraz
wpadł. Po chwili usłyszał głos Ilmaruna jak mu kiedyś mówił „serce
nie raz ci pokaże drogę jaką wybrać, warto mu czasami zaufać”. Tylko
czy Ania była taka osobą której mógłby powiedzieć wszystko? Było
dwa wyjścia, kłamać lub powiedzieć prawdę. Wybrał tą drugą opcję.
-Wierzysz w rzeczy niewyjaśnione? – spytał
-Wierzę w Boga, i może duchy, których nie widziałam, jeżeli i o to
chodzi – rzekła

135
-A w to uwierzysz? - powiedział
Ania która siedziała na sofie w pewnym momencie oniemiała z tego
co teraz widziała. Tomasz powoli uniósł się w powietrzu. Nie to, że się
podniósł. On nie dotykał stopami ziemi, lewitował kilka centymetrów
nad fotelem. Podniósł głowę i spojrzał na stół. Dzbanek z sokiem
pomarańczowym powoli uniósł się w górę jakby niewidoczna ręka ją
podnosiła. Ania już całkowicie zdębiała, patrzyła to na Tomka to na
dzbanek który teraz powoli zaczął się obracać w powietrzu. Po chwili
gwałtownym ruchem dzbanek odwrócił się do góry nogami. Ania
odruchowo podłożyła ręce jakby chciała złapać sok który za już
powinien się wylać. Tak jednak się nie stało. Sok pozostał w dzbanku
nie wylewając się ani kroplę. Powoli zabrała niepewnie ręce i znów
spojrzała na Tomka.
-Kim jesteś? – spytała niepewnie
Dzbanek odwrócił się do normalnej pozycji i powoli powrócił na swoje
miejsce na stole. Za nim też Tomasz powoli wylądował na fotelu i
spojrzał teraz na Anię.
-Moje prawdziwe imię duchowe to Aesarel. Od wieków powracam w
kolejne wcielenia ludzkie by stawiać opór złu które jest
wszechobecne. W tym wcieleniu dano mi inne zadanie, które ... –
mówił Tomek
Opowiedział cała swoją historię. Opowiedział gdzie się urodził, jak
spędzał dzieciństwo, jak poznał Oliwię. Jak ich miłość rosła z każdą
chwilą, potem ślub i to o najgorsze się stało. Jak Kalasak ich rozłączył
brutalnie, że jest poszukiwany przez policję jako podejrzany o
spowodowanie wypadku i zagrożenia życia dla żony. Potem jak
Janusz dokonał w nim przebudzenia i stał się na powrót magiem
wojownikiem Aesarelem. Teraz ma kolejne nowe zadanie by móc
powrócić do domu. I co teraz tu robi w jej mieście, że szuka braci
jego duchowych, którzy mają mu pomóc ze złem. Gdy doszedł do
końca opowieści o swoim życiu poczuł ogarniający go smutek, tak
przerażający, że spuścił głowę by nie pokazać Ani krople łez jakie
pojawiły się w jego oczach. Wytarł je lecz po chwili napłynęły nowe.

136
Czuł się taki słaby, nie wiedział co się z nim dzieje. Nigdy nie zaznał
uczucia płaczu, wszystko co robił w całych swoich wcieleniach to
jedna wielka bitwa, gdzie nie miał czasu na zastanawianiem się nad
łzami ludzkości. Teraz to doświadczał, czuł jak ogarnia go niepewność
i smutek nad Oliwią. Ania podeszła do niego i go przytuliła.
-Masz wielkie serce, a łzy często jest mową serca. – powiedziała i
jeszcze bardziej go przytuliła
Tomasz przytulił się do jej piersi i objął ją rękoma. Musiał się
pozbierać, nie mógł sobie pozwolić na chwilę słabości. Podniósł głowę
i spojrzał Ani w oczy.
-Jesteś jedyną osobą która teraz wie o mnie. Nawet moja żona nie
wie i nie wiem czy się dowie. – powiedział
-Myślę, że wszystko będzie dobrze, ale twoja szczerość mówi mi, że
jesteś czy to magiem czy człowiekiem ale masz bardzo dobre serce.
Tomasz uśmiechnął się i pocałował ją w policzek.
-Dziękuję. – wyszeptał do niej
-Widzisz życie płata nam różne figle, niepowodzenia byśmy uczyli się
na własnych błędach. – mówiła lecz chciała jeszcze coś powiedzieć ale
zatrzymała to dla siebie.
Tomasz duchowym okiem spojrzał na Anię. Dostrzegł jak zmieniły się
jej myśli, skupił się na nich chwilę by wniknąć delikatnie w jej umysł.
Nie robił tego nigdy, wręcz nie wolno było mu ingerować w czyjeś
myśli bez nagłej potrzeby. Zobaczył obrazy jakie przemieszczały się w
jej głowie. Ujrzał Artura, jej męża. Powrócił do siebie i spytał.
-To chodzi o twoje życie, tu chodzi o Artura.
Ania spojrzała na niego i wiedziała, że nie mogła zatrzymać myśli
przed nim.
-Masz rację. Moje życie pada w gruzach. – powiedziała, wstał i usiadła
z powrotem na sofie
Tomasz przesiadł się i usiadł koło niej.
-Opowiedz. – powiedział
Ania przez chwilę zastanawiała się co ma mu odpowiedzieć.
-Po co. Zresztą sam to pewnie możesz zobaczyć. – powiedziała

137
-Nie chodzi co ja mogę. Ważne byś to sama powiedziała.
Ania spuściła głowę, po chwili nabrała głęboki oddech i zaczęła
mówić. Opowiedziała jak poznała Artura, jak na początku wszystko im
się dobrze układało. Jacek był z zawodu odkrywcą geologicznym.
Dziwny zawód ale mocno poszukiwany na świecie i był w tym bardzo
dobry. Z map i wyników badań, pomiarów mógł oszacować teren pod
względem surowców naturalnych. Była garstka ludzi na świecie,
którzy mieli podobne dary. Lecz ten dar stał przekleństwem dla życia
Ani. Od kilku lat, podkupił go koncern zajmujący się złożami ropy.
Początkowo wyjeżdżał w świat na 2 tygodnie czasami na 2 miesiące,
ale zawsze wracał szczęśliwy do swojej rodziny i domu. Niespełna rok
temu wyjechał do Norwegii, po jakimś czasie zaczął rzadziej dzwonić,
był markotny i unikał tematu o terminie powrotu. Nie wiedziała co
może być przyczyną takiego obrotu sprawy. Często zastanawiała się
nad sobą co ona mogła zrobić źle, może czymś go uraziła, lecz nic nie
przychodziło jej do głowy. Jedną rzeczą nad czy się zastanawiała to
że Artur poznał kogoś gdzieś tam daleko i postanowił rozpocząć nowe
życie, ale bał się tego powiedzieć, a może jednak myliła się w wcale
tak nie jest. Justyna jako starsza wyczuła, że coś źle się układa
miedzy rodzicami. Gdy Ania jej powiedziała prawdę, obie ukrywały ją
przed Agatka, by jej nie martwić. Jednak dwa miesiące temu mała
podsłuchała rozmowę rodziców, od tamtej pory nie uśmiechała się.
Ania czuła, że życie jej się wali i przewraca do góry nogami, ale
powiedziała, że da sobie zawsze radę. Dopiero pojawienie się Tomka
zmieniło jej życie, płakała ze szczęścia widząc śmiejącą się mała
córeczkę podczas zabaw z Tomkiem. Ona sama odżyła i inaczej
spojrzała na świat. Teraz to ona przytuliła się do Tomka.
-Dziękuję ci, że dałeś mi i dziewczynką iskierkę radości. – powiedziała
-Więc teraz wiemy wszystko o sobie. – powiedział swobodnie Tomasz
-Tak, wiemy wszystko i powiem ci, że teraz jest mi z tym dobrze.
-Mi też – odpowiedział
Potem Ania położyła się na kanapie i oparła głowę o Tomka. Słuchali
muzyki z TV i rozmawiali i zaczęli wspominać wesołe zdarzenia z ich

138
życia. Rozmawiali prawie do trzeciej w nocy. Usnęli razem przytuleni
a telewizor grał im wolne kawałki muzyczne.
Obudziła ich Justyna, która najwcześniej wstała. Uśmiechała się
patrząc na nich, a oni byli skrępowani w jakiej pozycji ich zastała na
sofie. Lecz po chwili wyszła do łazienki zostawiając ich samych. Dzień
znów był piękny, słoneczny z lekkim wiaterkiem który dawał
spacerowiczom trochę ochłody w tak gorący dzień. Tomasz
zaproponował Ani i dziewczynkom, że z chęcią by poznał miasto, lecz
przydał by mu się przewodnik. W ten sposób nakłonił ich na
całodniową wędrówkę po mieście. Początkowo Justynie to zbytnio się
nie podobało ale z czasem widząc jakie Tomek ma podejście do jej
młodszej siostry powoli przełamywała lody do niego. Wszystkim się
spodobał pomysł zwiedzania miasta które i tak bardzo dobrze znały.
One po prostu poczuły się na chwilę rodziną. Byli razem z mamą, cały
dzień, śmiali się, żartowali bo inaczej nie dało się przy Tomku, który
potrafił zabawiać towarzystwo. Przypominały sobie jak tu kiedyś były,
jak tu chodziły i jak faktycznie miasto się zmieniło. Człowiek tego
normalnie nie widzi za normalnego trybu życia, zabieganego, w
ciągłym pośpiechu. Obiad zjedli na starówce a mała Agatka potem
wyciągła Tomka by się z nią poganiał po placu. Tomasz widział jak
Justyna przytula się do mamy i daje jej buzi. Aż miło patrzeć jak
rodzina się ich jednoczyła, on zaś poczuł się jak w normalnym
świecie, pełnym dobra, uśmiechu i radości życia. Te parę dni dało mu
oderwanie od tego co jeszcze go czeka. Nie zapomniał o Oliwie,
wieczorem gdy był sam myślał o niej, wspominał dawne ich wspólne
szczęśliwe chwile. Czuł, że ich rozłąka jeszcze trochę potrwa, ale
cierpliwie czekał. Gdy wrócił do stołu z Agatką, Justyna wzięła ulotkę
z sąsiedniego stolika już zwolnionego przez turystów obwieszonych
aparatami fotograficznymi. Przyglądała się z zainteresowaniem a
potem pokazała mamie.
-Mamo pójdziemy tam ? Proszę ? – powiedziała podając jej ulotkę
-Co to jest? – wzięła i zaczęła czytać, po chwili dała Tomkowi – Co
myślisz o tym ?

139
Tomasz wziął ulotkę zapraszającą na jedyny występ jednego z
najlepszych iluzjonistów na świecie. Oprawa graficzna i opis mógł
zaciekawić niedowiarków, którzy jak ciągli na to jak muchy do lepu.
Jego też to zainteresowało ale pod innym względem.
-Pod jednym warunkiem? – powiedział bardzo poważnie
Dziewczynki uważnie patrzyły na niego i myślały, że warunek to
będzie, że będą musiały posprzątać cały dom lub coś w tym stylu.
Tylko Ania się uśmiechała, gdyż wiedziała prawdę o Tomku. Po chwili
niepewności Tomek powiedział.
-Ja stawiam bilety.
Dziewczyny się ucieszyły a szczególnie Justyna, który nie mogła
opanować zachwytu, że zobaczy prawdziwą magię. Tomasz spojrzał
na nią i uśmiechnął się do siebie mówiąc w myślach „oj prawdziwa
magia”. Występ miał być kolejnego dnia i telefonicznie udało się
jeszcze zarezerwować bilety do odbioru przed samym
przestawieniem. Ania patrzyła na Tomka i uśmiechała się do niego,
Tomasz nie patrząc wyczytał jej myśli i powiedział do niej.
-Kto wie, może im pokaże.
Ania wybuchła śmiechem ale zaraz powstrzymała się by w ten sposób
nie zdradzić dziewczynkom o czym myślała.
Następnego dnia wieczorem byli na miejscu. Dziewczynki
podekscytowane całym plenerem i przygotowaniem. Panowała wśród
publiczności ogólna cisza i z gdzie niegdzie cichymi rozmowami, ale
dało się wyczuć niepewność wśród nich, formę ciekawości zmieszaną
ze strachem przed nieznanym, to co ma im pokazać iluzjonista.
Odpowiednia muzyka i gra świateł wędrujących dopełniała
tajemniczość przed wejściem iluzjonisty. Tomasz usiadł wygodnie
obok Agatki, która trzymała go za rękę, gdyż troszeczkę się bała.
Tomasz pocieszył ją, że nic jej się nie stanie. Pokaz rozpoczął się od
drobnych trików z znikającymi przedmiotami, lewitującymi czy
pojawiającymi się nagle gołębiami. Tomasz siedział i przyglądał się
temu wszystkiemu i powoli ogarniał go śmiech wewnątrz siebie. „Ci
ludzi nazywają się magiem?”, rany to śmieszne ja ludzie są

140
łatwowierni, jak łatwo ich oszukać iluzją. Ale dobra iluzja daje wielu
ludziom pytania, czy faktycznie to co widzą jest iluzją czy też
prawdziwą magią. Lecz prawdziwego magia może tylko ogarnąć
śmiech jak tacy jak ten występujący na scenie iluzjonista nazywa się
na plakatach magiem. Ania oglądał przedstawienie, ale ona wiedziała,
że to wszystko fikcja, prawdziwą magię widziała na własną oczy, u
niej w domu. Siedziała obok prawdziwego maga, Aesarel. Spojrzała
na niego i uśmiechnęła się do niego. Po chwili szepta mu do ucha.
-I co powiesz o nim?
Tomasz się uśmiechnął.
-Wolę nic nie mówić, śmiech na sali jednym słowem.
Ania uśmiechnęła się jeszcze bardziej i zakryła usta rozbawiona
słowami Tomasza. Po wstępnym trikach przyszedł czas na
poważniejsze sztuki iluzjonisty. Znikające asystentki,
przemieszczające się niby wiatr między skrzyniami lub przepołowione
piła gdzie nogi same chodziły a ręce wywijały ruchy tak by odwrócić
uwagę publiczności od tego co nie mogą dojrzeć. Następnie iluzjonista
poprosił trzy osoby z publiczności. Asystenta przetłumaczyła i od razu
podniósł się las rąk chętnych. Tomasz też podniósł, Ania spojrzała na
niego i czekała czy może coś powie do niej, lecz on czekał bo
wiedział, że wejdzie na scenę. Wykorzystując technikę przenoszenia
świadomości nakierował myśl swoją iluzjonisty. Ten wodząc palcem
wskazał Tomka. Spiker poprosił młodego mężczyznę w białej koszulce
a Tomek chętnie wstał do wyjścia. Dziewczynki zaskoczone, że
iluzjonista wybrał Tomka aż z podziwu otworzyły usta, zaś Ania
delikatnie uśmiechnęła się do niego. Iluzjonista wybrał dodatkowo
dwie panie, jedną około dwudziestu paru lat i drugą starszą koło
pięćdziesiątki. Poczekał aż wszyscy znajdą się na scenie i prosił by się
przedstawili do mikrofonu. Publiczność czekała z niecierpliwością co
pokaże im, wiedzieli, że ludzie nie dadzą się tak oszukać. Najpierw
porosił starszą panią, która była ubrana w cała białą sukienkę.
Poprosił by stanęła na chwilę w ustalonym miejscu i nie ruszała się. W
tym czasie on powoli chodził wokół niej, machając powoli rękoma tak

141
jakby chciał sprawić by zaczęła fruwać. Potem wziął od asystentki
białą płachtę materiału i przysłonił ją od strony publiczności. Po kilku
sekundach jednym szarpnięciem zciągnął zasłonę z niej. Kobieta
stała i patrzyła trochę z przerażeniem na publiczność. Pewnie
myślała, że znajdzie się w pudełku albo będzie jej kawałek. Jednak
nic takiego się nie stało. Publiczność jednym zdechnięciem podziwu, a
potem oklaskami wiwatowali iluzjoniście. Kobieta stała i czuła się
coraz bardziej przerażona, bo nic nie rozumiała. Spojrzała na siebie
czy wszystko ma na miejscu i wówczas dostrzegła różnicę. Jej
sukienka była teraz w kolory tęczy. Obejrzała się za siebie i to samo.
Dotknęła materiału ale to było jakby na niej. Ruszyła nią a kolory na
sukience falowały wraz z ruchami materiału. Złapała się za usta z
wrażenia i nie wiedziała co ma powiedzieć. Tomasz patrzył na to i
pomyślał, że to niezła sztuczka. Jednak on nie dał się oszukać. Jako
mag miał opanowane do perfekcji panowanie nad elementami i
fluidami. Wyczuł zagęszczone fluid elektromagnetyczny i odpowiednią
ilością każdego z elementów. Wiedział co to jest. To było światło
lasera. Rozejrzała się uważnie po sali. Dostrzegła umieszczone pod
sufitem punktowe małe światełka, było ich wiele i były skierowane na
miejsce gdzie stałą kobieta. To one generowały odpowiednie
promienie padające na białą suknie tworząc kolory tęczy. Wcześniej
kobieta została zeskanowana przez komputer o potężnej mocy, całe
jej ciało, obrys, kształt, ubranie w ciągu tych paru chwili gdy stała
nieruchomo. Potem gdy iluzjonista chodził wokół niej, komputer
analizował obiekt pod kątem miejsc gdzie można było wyświetlić na
niej obrazy tęczy. Gdy zasłona opadła z niej w ułamku sekundy obraz
został nałożony na materiał sukienki. Komputer teraz analizował
każdy ruch kobiety, każdą większą fałdę na materiale by od razu
przeliczyć nowe padanie światła. Gdy zasłaniała ręką kawałek
materiału, komputer analizował ruch jej tak by w tym miejscu nie
wyświetlać kolorów. Po około 30 sekundach gdy brawa ustały na
cześć jego, zakrył na moment białym materiałem kobietę i od razu
odsłonił ją. Sukienka na powrót stała się biała a kobieta nie mogła

142
wyjść z zachwytu. Nikt się nie domyślił, takie sztuczki kosztują
fortunę na przygotowanie, ale czegoś się nie robi dla chwały i
pieniędzy. Podziękował pani i asystenka pomogła jej opuścić scenę.
Wracając na swoje miejsce pani oglądała jeszcze dokładnie sukienkę i
każdy robił o samo jak przechodziła koło nich. Teraz iluzjonista
podszedł do Tomka i spojrzał w oczy, po chwili to samo zrobił to z
młodą dziewczyną. Chwilę się zastanowił i wybrał Tomka do
następnego pokazu. Przysunięto stół i obok postawiono dwa
chromoniklowe stołki. Poproszono by się położył wygodnie i
zrelaksował. W tym czasie iluzjonista powiedział publiczności co
będzie robił. Miała zamiar wprowadzić Tomka w stan głębokiej
hipnozy i pokazać siłę lewitacji. To się spodobało Tomaszowi.
Zrelaksował się i czekał na ruchu iluzjonisty. Ten podszedł do niego,
wyciągnął na sznureczku oszlifowaną kulkę szkła jak diament. Kolory
świateł padających na nie załamywały się tworząc najróżniejsze błyski
światła co miało uspokoić go, a w efekcie wprowadzić go w stan
hipnozy. Słowa jakie wypowiadał do niego były dla niego nie
zrozumiałe, jakby wziął je z książki o magii dla dzieci. Nagłym ruchem
delikatnie puknął w czoło Tomasza a ten w jak porażony zamknął
oczy. Teraz on przystąpił do działania. W ułamku sekundy jego ciało
astralne i duchowe zmieniło się w jego pierwotną postać, w postać
Aesarel. Skupił wokół siebie element ognia, wody, powietrza i ziemi
by móc w każdej chwili skorzystać w dowolny sposób w odpowiednim
czasie. Teraz czekał. Iluzjonista wodził po jego ciele rękoma jakby
chciał zbadać czy wszystko jest w porządku, potem powiedział swoim
językiem, że to on jest teraz władcą jego ciała i wykona wszystko co
mu każę. Po chwili wydał rozkaz zesztywnienia ciała. Był przekonany,
że wszystko idzie w dobrym kierunku. Lekko chwycił go za stopy i
uniósł je, a reszta ciała jakby była zrobiona z drewna poddała się
ruchowi iluzjonisty. Druga asystenta wzięła Tomasza za barki i
podniosła do góry. Ludzie zamarli z wrażenia z pokazu hipnozy i
lewitacji. Tomasz był teraz wyprostowany jak kłoda i nie zgiął się gdy
jego ciało podnieśli jakby był z piórka. Odsunięto stół i podsunięto

143
pod Tomka wcześniej przygotowane wysokie taborety. Jeden
podłożono mu pod stopy, drugi pod głowę. Powoli opuścili go i spoczął
na nich podtrzymywany. Publiczność biła brawa, ale za chwilę gestem
iluzjonista prosił o ciszę. Teraz odpowiednim znakiem niewidocznym
dla publiczności dał znać własnym operatorom by podnieśli dwie płyty
przezroczystego szkła. Miały się wysunąć z podłogi a odpowiednie
ułożenie świateł i luster na bocznymi kurtynami sprawiało, że ów
szklane szyby nie były widoczne od strony publiczności. Jednak
mechanizm się zaciął i nie wyjechał, lecz o tym nie wiedział
iluzjonista. Jednym ruchem wyciągnął stołek spod głowy a potem
szybko przeszedł do drugiego i też energicznym ruchem wyciągnął
go. Tomasz wisiał w powietrzu a zachwyt publiczności nie miał granic.
Teraz dopiero iluzjonista zauważył, że płyty szklane nie wysunęły się.
W jego oku pojawiło się przerażenie i jednoczesna zdziwienie, że
Tomasz się unosi w powietrzu. Lecz zachował zimną krew i dalej
prowadził przedstawienie. Chodził wokół niego dając czas by
operatorzy szybko usunęli usterkę. Gdy na chwilę zatrzymała się
przed Tomkiem, tak że częściowo zasłonił jego twarz od publiczności,
Tomasz na chwilę otworzył oczy. Spojrzał na iluzjonistę którego
zdziwienie było niewyobrażalne.
-Teraz ja ci pokażę magię. – powiedział w jego języku szeptem i
zamknął oczy.
Tomasz lewitując w powietrzu, przejął panowanie nad ciałem
iluzjonisty pozostawiając mu jego świadomość, by mógł obserwować
jego działanie. Jego oczy przedstawiały przerażenie, ale żadnym
mięśniem nie mógł ruszyć. Iluzjonista odwrócił się z uśmiechem do
publiczności a ci zaczęli bić brawa. Justyna i Agatka z
niedowierzaniem patrzyły na pokaz, a Ania pomyślała śmiejąc się, „oh
ty wariacie” patrząc na Tomka. Teraz iluzjonista uniósł ręce powoli do
góry jakby coś podnosił. Tomek przekręcił się i jednocześnie z pozycji
poziomej lekko uniósł swoją górna część ciała tak, że wyglądał jakby
leżał na leżaku plażowym. Był zawieszony w powietrzu na około
jednego metra. Po chwili dwie asystentki które stały obok Aesarel

144
uniosły się powoli na podobną wysokość co Tomek. Były tym
całkowicie zaskoczone i chciały rękoma łapać powietrze by nie
przewrócić się. Sala wybuchła lekkim śmiechem. Panie szybko
opanowały zdumienie i grały zła minę do dobrej gry. Uśmiechały się
do publiczności dając im w ten sposób znak, że wszystko jest pod
kontrolą. Za kurtynami gdzie wcześniej krzątali się operatorzy
pomocni iluzjoniście, teraz stali jak osłupieni widząc co się dzieje i
wiedzieli, że albo iluzjonista jest magiem, albo nie mieli innego
wytłumaczenia. Wszystko, każdy trik był szykowany miesiącami,
czasami latami do perfekcji a tu nagle stało się coś bez
przygotowania. Już nie szukali usterki w maszynie do płyt szklanych,
tylko stali z otwartymi ustami i przyglądali się przedstawieniu. Teraz
Aesarel skierował ręce iluzjonisty przed jego samego w geście jakby
chciał coś pokazać nad publicznością. Część ludzi odczytała ten znak i
spoglądali do góry nad ich głowy. Teraz Tomek wykorzystując
element powietrza i wody tworzył wirującą chmurę pary wodnej.
Powoli powiększała się, stawając się coraz bardziej widoczna dla
innych. Para kręciła się pod samym sufitem i nabierała wielkości. Za
chwilę zgęstniała w mgłę a następnie w chmurę białą, mleczną.
Przestała wirować tylko stała pod sufitem i czekała na dalsze
działanie. Jednym z cech elementu wody jest zimno i to też
wykorzystał Aesarel. Element ognia odebrał ciepłotę z chmury, która
stawała się coraz zimniejsza i zaczęła się skraplać w wodę, lecz nie
spadała na ludzi. Kropelki wody przemieszczały się coraz szybciej
między sobą, błyszcząc jak jeden wielki diament wiszący pod sufitem.
Teraz Aesarel wolą dał rozkaz natychmiastowego ochłodzenia
kropelek poniżej zera, jednocześnie w centrum chmury ładując
skondensowany element powietrza. Efektem był mikro wybuch
chmury nad cała salą a kropelki wody zmieniły się w płatki śniegowe.
Spadały powoli na publiczność. Jedni wystraszeni chcieli się schować,
inni już chcieli wybiec, inni z ciekawością patrzyli na całe widowisko.
To było lepsze niż przepołowienie kobiety w pudle piła mechaniczną.
Płatki śniegowe, spadały na ludzi i od razu topiły się w zetknięciu się z

145
podłożem. Publiczność oszalała z zachwytu, wszyscy bili brawa,
włącznie z Anią i dziewczynkami. Iluzjonista mógł tylko patrzeć i
podziwiać całe wydarzenie. Tomasz nadal panował nad jego ciałem.
Iluzjonista odwrócił się do niego a po chwili asystentki powoli
powróciły na ziemię. Dał im znać by podstawiły stolik pod ciało
Tomasza. Potem gestem rąk okręcił ciało jego i usadowił na stoliku.
Przeszedł dwa razy wokół niego i puknięciem w czoło Tomka obudził
go z transu. Tomek w tym momencie otworzył oczy i jednocześnie
uwolnił ciało iluzjonisty pod swoich wpływów. Wstał i zszedł ze stołu.
Publiczność biła brawa a Tomasz zagrał scenę mocno zdziwionego a
po chwili zamaszystym ruchem ukłonił się im. Przyjęto to bardzo
owacyjnie a brawa nie ustawały. Gdy iluzjonista podszedł do niego
blisko, Tomasz mu wyszeptał w jego języku.
-To jest prawdziwa magia.
-Dziękuję. – odpowiedział tylko iluzjonista
Podziękował Tomkowi za odwagę a asystentki odprowadziły go do
wyjścia ze sceny. Wrócił na swoje miejsce, a Ania położyła swoją dłoń
na jego.
-Jesteś niesamowity – powiedziała śmiejąc się do niego
-Tomku wiesz, że ty fruwałeś ? – powiedziała Agatka z boku
-Wiem malutka, wiem – odpowiedział jej na ucho
Iluzjonista był tak zmieszany, że nie mógł opanować swoich wrażeń z
przed chwili. Dalsze pokazy okazały się w porównaniu z tym co zrobił
Tomasz niczym nadzwyczajnym, lecz publiczność jeszcze z większą
ciekawością przyglądała się przedstawieniu. Po około pół godziny
wszystko się zakończyło. Iluzjonista został pożegnany brawami, a on
dostrzegł w tłumie Tomka. Patrzył na niego i ukłonił mu się. To był
hołd jego dla Tomasza. Tomek uśmiechnął się i kiwnął mu głową.
Ludzie zaczęli zbierać się z miejsc do wyjścia. Powoli masa ludzi
przemieszczała się rozmawiając między sobą żywiołowo o tym co
zobaczyli. Jedni mówili do siebie jak niezłe triki widzieli, inni, że coś
kontem oka zobaczyli ukrytego, inni zaś rozmawiali o spadającym
śniegu. Gdy byli w głównym holu Ania złapała mocniej Tomka za

146
rękę, ten spojrzał na nią i zobaczył w jej minie jakby zobaczył ducha.
Była zapatrzona w kimś w tłumie. Rozejrzała się ale nie wiedział o
kogo chodzi.
-Poczekajcie na mnie tu chwilę – powiedziała i skierowała się w tłum
ludzi
Tomek przeszedł na bok holu by nie tarasować przejścia. Dziewczynki
stały koło niego i pieczołowicie rozmawiały o pokazie. Ania podeszła
do młodej dziewczyny, może miała z 23 lata. Blondynka z prostymi
włosami do łopatek i gdy zobaczyła Anię nie ukrywała zaskoczenia ze
spotkania. Coś rozmawiały przez chwilę. Ania złapała ją za rękę tak
jakby chciała ją gdzieś poprowadzić, lecz ta wyrwała się i coś
stanowczo odpowiedziała. Po chwili podszedł do nich mały łysiejący
mężczyzna, pewny siebie z rękoma w kieszeni, wyglądał na
mężczyznę około 50. Miał na sobie beżowe lniane luźna spodnie i
markową koszulę a na szyi był obwieszony złotymi łańcuchami. Od
razu dało się wyczuł jego stan majątkowy i władczy. Najpierw
skierował głos do blondynki potem do Ani. Wymienili się argumentami
i mężczyzna wziął pod pachę blondynkę i odeszli od Ani w kierunku
wyjścia. Ania jeszcze przez chwilę stała odprowadzając ich wzrokiem
aż znikneli w tłumie. Odwróciła się i było widać na jej twarzy smutek
a także jak obciera łzy z oczu. Podeszła od Tomka i dziewczynek,
nadrabiając słodką miną wyszli i pojechali do domu. W drodze
powrotnej nie chciała nic mówić, tylko siedziała i zapatrzonym
wzrokiem patrzyła za oknem. Tomasz wyczuł coś złego wokół całej
sprawy ale nie chciał teraz pytać co się stało. Wiedział, że jak będzie
chciała sama powie. Dziewczynki cały czas rozmawiały o
przedstawieniu. Pytały się czy coś Tomek pamięta, czy się bał ?
Tomek z uśmiechem na twarzy mówił, że nic nie pamięta i żałuje że
się zgłosił na ochotnika, bo w ten sposób nie wiedział najlepszego
triku. Gdy dojechali do domu, było już późno, dziewczynki padały z
nóg, szybko się umyły i pełne wrażeń wylądowały w łóżkach. Tomek
posiedział trochę z Agatką by ta na spokojnie mu opowiedziała co tak
naprawdę się stało jak on był na scenie. Ta jak to dziecko z wielkim

147
opisem opowiedziała wydarzenia jakie miały miejsca. Tomasz z
zaciekawieniem wysłuchał a potem mała Agatka powiedziała do
niego.
-Szkoda, że nie jesteś moim tatusiem. On nas rzadko gdzieś zabierał.
– powiedziała smutnym głosikiem
-Obiecuję ci, że tata niedługo wróci, zobaczysz – powiedział jej i dal
buziaka w czółko
Agatka uśmiechnęła się do niego.
-Dziękuję, dobranoc.
Tomasz wyszedł z pokoju i wrócił na dół. Zastał Anię w salonie
płaczącą. Usiadł koło niej i przytulił, wiedział, że pęka w niej ta cała
sprawa z młodą blondynką z którą się spotkała. Czekał spokojnie aż
uspokoi się i zacznie mówić.
-Tomku, czemu ten świat jest tak porąbany? – spytała go
-Tak, czasami jest śmiech czasami płacz, równowaga musi być
zachowana – odpowiedział – Kim była ta osoba z która rozmawiałaś?
Ania przez chwilę nic nie mówiła i powoli dochodziła do siebie.
-To moja młodsza rodzona siostra. – odpowiedziała
-Nie układa się między wami?
-Nie, nie oto chodzi. To skomplikowane bardzo. – powiedziała już
trochę uspokojona a Tomek wytarł jej palce resztki łez.
-Ma na imię Monika, jest ode mnie młodsza o 5 lat. Zawsze
troszczyłam się o nią a ona odwróciła się teraz od całej rodziny. Nie
utrzymuje kontaktu, nie wiemy tak naprawdę gdzie mieszka i co się z
nią dzieje. Dowiedziałam się, od jej koleżanki, że zakochała się w
starszym majętnym facecie. W dodatku zamężnym. Podobno razem
mieszkają w nowym mieszkaniu a żona jego nie ma nic przeciwko
temu. To jest chore !! To jak obłęd wszystko wygląda. – znów
wybuchła płaczem i wtuliła się w Tomka
Teraz Tomek poczuł cała tą sytuację, ale nie dawała mu spokoju
jedna rzecz. Wokół niej panowało zło, forma zaciemnienia, jakby ktoś
coś ukrywał przed światem prawdę jak to się stało.
-Mama często płacze przez nią, nie daję znaku życia. Kiedyś jej

148
powiedziała by nie szukali jej, że znalazła sobie miejsce w swoim
życiu. Nie chce wracać i chce żyć inaczej niż inni. Przez to mama trzy
miesiące temu miała stan pozawałowy ale na szczęście dobrze się
skończyło. Dzisiaj ją przypadkiem zobaczyłam po przerwie paru
miesięcznej i nie mogę się uspokoić. – znów wybuchła płaczem w
ramię Tomka
Tomek przytulił ją i głaskał po włosach.
-Daj mi jej zdjęcie – powiedział
-Po co?
-Daj odnajdę ją – odpowiedział
Ania przez chwilę patrzyła na niego, potem wstała i wyjęła album z
szuflady ze zdjęciami rodzinnymi. Przewróciła kilka kartek i pokazała
mu Monikę.
-Jak możesz ją odnaleźć? – spytała
-A jak stworzyłem śnieg dzisiaj?
Ania uśmiechnęła się do niego delikatnie, lecz smutek zaraz zabił
chwilę radości. Wiedziała, że to nie ma sensu pytać, po prostu
wiedziała, że Tomek może to zrobić.
-Choć idziemy na dwór, przewietrzysz się, dobrze ci to zrobi. –
powiedział
Wyszli z domu i usiedli na ławce pod drzewem. Gwiazdy z księżycem
rozświecały tak, że było w miarę jasno, na tyle, że tworzyło to
przyjemną atmosferę. Ania położyła się na ławce i oparła głowę o
nogi siedzącego Tomka.
-Kiedyś odejdziesz, prawda ? – powiedziała do niego
Tomasz spojrzała w gwiazdy i zamyślił się, potem znów spojrzał ja
Anię.
-Tak to prawda. – odpowiedział
-Szkoda, że nie spotkaliśmy się w życiu wcześniej, może inaczej by
się to wszystko potoczyło, może byśmy byli znacznie bliżej siebie.
Lekko podniosła się i delikatnie dała całuska w usta Tomka. Ten
zamknął oczy i nie odwzajemnił pocałunku. Ania znów położyła głowę
na nogach Tomka.

149
-Przepraszam, nie powinnam – powiedziała
Tomek spojrzała na nią czule.
-Gdybyśmy spotkali się wcześniej, i nas życie związało, to teraz ty
byś leżała podpięta do aparatury medycznej w szpitalu. Taki jest mój
los. Przepraszam ale nie mogę ci dać miłości, choć serce mi krwawi
muszę trzymać moje uczucia na wodzy. Są chyba zbyt niebezpieczne.
– powiedział i uśmiechnął się do niej
-Może masz rację. Niech zostanie tak jak jest. – powiedziała
uśmiechając się do niego
Leżeli jeszcze jakiś czas siedzieli nie odzywając się do siebie a potem
Tomek powiedział, że czas odnaleźć Monikę. Wstali i wrócili do domu.
Tomasz usiadł wygodnie na fotelu a naprzeciw niego na ścianie
wisiało ogromne lustro w grubej ramę stylizowaną na średniowiecze.
Poprosił Anię, by nic nie robiła i tylko patrzyła. Wziął jedno ze zdjęć
uśmiechniętej Moniki. Dokładnie przyjrzał się jej a potem przyłożył
zdjęcie do czoła. Po chwili odstawił je i trzymał w rękach. Teraz swój
wzrok skierował w kierunku lustra i wpatrzył się w nie. Ania spojrzała
na lustro i dostrzegła, że obraz odbijany zaczyna drgać, potem powoli
się rozmywał tworząc z czasem fioletową mgłę. Pływała ona w lustrze
jak byśmy patrzyli na wielki telewizor albo przez okno. Po chwili z
fioletowej mgły pojawiła się twarz Moniki, Ania zakryła usta na sam
jej widok. Oczy Moniki były smutne, jakby wołały o pomoc. Potem
obrazy zaczęły się zmieniać czasami powoli , czasami szybciej. Jak
wycinki z gazet rzucane na projektor, urywki życia Moniki , młodość,
szkoła, dom. Potem studia do czasu poznania starszego mężczyznę.
Tu obraz na chwilę się zatrzymał na nim a po chwili znów płynęło jak
w filmie. Śmiech Moniki w objęciach starszego faceta. Jak uprawiali
sex, potem kłótnie między nimi i znów miłe chwile z ich życia. Obraz
rozszerzał się tak, że pojawiło się mieszkanie w którym żyła Monika.
Jak pływająca kamera przemieszczała się po pokojach kręcąc
wszystko co się tam znajduje. Obraz wypadł na zewnątrz budynku,
gdzie panowała noc, nagłym ruchem obraz na chwilę znalazł się na
tabliczce budynku z którego dało się wyczytać adres ‘Spokojna 2’.

150
Obraz oddalał się w kierunku gwiazd ukazując całe miasteczko z góry.
Gdy za chwilę poszybowało w dół na skraj miasta zatrzymując się
przed tabliczką miejscowości ‘Gniezno’. Obraz się rozmazał i pojawiła
się twarz mężczyzny, który żył z Moniką, ten który ją osaczył w
swoich sidłach zauroczenia. Tomasz skupił się na nim, gdyż
przeczuwał coś bardziej gorszego niż to człowiek. Twarz człowieka
zmieniała się, stawał się młodszy aż do wieku około dwudziestu parę
lat. Młody przystojny i silny. Siedział z zamkniętymi oczami w pozycji
lotosu. Obraz poszybował wokół młodego mężczyzny. Znajdował się
w potężnym pomieszczeniu ze skały, unosiły się dymki z kadzideł
porozstawianych wokół niego. Gdy obraz przeszedł na zewnątrz
pomieszczenia okazało się, że budowlą jest klasztor. Klasztor u
zbocza gór w Tybecie. Tomasz skierował obraz na frontową bramę a
szczególnie na znak nad nim. Gdy dojrzał go dokładnie, nagle Aesarel
oprzytomniał a obraz z lustra powrócił do poprzedniego odbicia
pokoju.
Ania patrzyła na Tomka i była całkowicie w szoku, widziała wszystko
jak w filmie. Tomasz jeszcze przez chwilę nie był obecny, potem
spuścił głowę tak jakby odpoczywał po wielkim trudzie.
-Daleko jest do Gniezna? – spytał nagle
-Jakieś góra 2 godziny od Poznania. – powiedziała Ania
-Załatw na jutro kogoś do opieki nad dziewczynkami.
-Co chcesz zrobić?
-Jedziemy po twoją siostrę.
W oczach Ani pojawiły się łzy, oczy się zaszkliły ze szczęścia. Nie
dowierzała, że to co teraz usłyszała jest prawdą, ale słowa Tomka
wzbudziły w niej nadzieję. Wyszła do kuchni i zadzwoniła czy może
jutro podrzucić dziewczynki na trochę, gdyż wypadł jej pilny wyjazd.
Po kilku minutach wróciła i powiedziała, że wszystko załatwione.
Tomasz podszedł do niej.
-Wyśpij się dzisiaj. Jutro czeka nas ciężki dzień – powiedział
-Wierzysz, że uda mi się ją przekonać? Że wróci do domu? – spytała
zaniepokojona Ania

151
-A wierzysz w magię? – spytał Tomasz
-Tak, teraz już tak.
-Więc masz odpowiedź – uśmiechnął się i poszedł do swojego pokoju
położyć się spać, zostawiając Anię.
Nazajutrz Ania wstała najwcześniej, przygotowała śniadanie i poszła
się szykować, potem dziewczynki powstawały i rzuciły się do kuchni,
gdyż wczoraj po przedstawieniu iluzjonisty były tak zmęczone że
zapomniały coś konkretnego zjeść. Tomasz dotarł ostatni do nich z
uśmiechem na twarzy. Ania powiedziała dziewczynkom, że musi na
trochę zostawić je u babci, bo musi załatwić z Tomkiem bardzo ważną
sprawę. Justyna uśmiechnęła się do mamy i puściła jej oczko, szybko
Ania zaprzeczyła, żeby o niczym takim nie myślała, i że się myli co do
planów na dzień. Po godzinie wszyscy już jechali do mamy Ani. Gdy
zostawili dzieci sami ruszyli w drogę do Gniezna.
-Kim jest ten mężczyzna którego wczoraj widziałam? Tz wiem, że
Monika z nim mieszka, z tak starym prykiem, ale widziałam też inne
obrazy które go dotyczyły. – powiedziała Ania do Tomka
-Jest adeptem magii mistrza Joung Chi Suna, ale nie jest magiem.
Zaprzestał i całe swoje życie wykorzystuje posiadaną wiedzę dla
swoich potrzeb fizycznych i materialnych. Twoja siostra wpadła w
jego sidła. To nie istotne dlaczego ona a nie inna dziewczyna. Ona nie
jest tu nic winna. Facet potrafi manipulować ludźmi wykorzystując
techniki poznane w Tybecie. – odpowiedział Tomek
-Dasz sobie radę? -spytała niepewnie Ania
-To robaczek. Ale to ty będziesz musiała przekonać Monikę, nie ja. Ja
zajmę się nim, dobrze?
-Rany, cała się boję, nie wiem czy podołam.
-Masz w sobie ogromną chęć jej pomóc, twoje serce to mówi. Zresztą
to twoja siostra która znasz od urodzenia. Wiesz czego się nauczyłem
przy tobie?
-Czego?
-Że niektóre konflikty nie rozwiązuje się siłą, jak to zawsze od wieków
czyniłem. Są rzeczy, że to właśnie serce i to co jest w nim jest

152
większą bronią niż potężna magia. Nigdy tego nie doświadczyłem, aż
do teraz, dzięki tobie. Dałaś mi ciepło swojego serca, przy tobie się
otwarłem jak przy nikim innym, ty mnie rozumiesz, więc to ja jestem
twoim dłużnikiem i dlatego ci pomogę. – powiedział Tomasz
-Ja wiedziałam, że jesteś dobrym człowiekiem, że masz serce.
-Tak teraz wiem, ale wcześniej nim cię poznałem nie wiedziałem, że
ono jest potężnym sprzymierzeńcem.
Ania uśmiechnęła się zadowolona ze słów Tomka. Teraz już wiedziała,
że na pewno wróci do domu z siostrą. Podziwiała Tomka za jego
dobroć, uśmiech i szczerość, wiedziała też, że kiedyś odejdzie, bo
podążać swoją ścieżką życia. Więc teraz cieszyła się każdą chwilą
spędzoną z nim, zapomniała o problemach osobistych, bo zaczęła
wierzyć, że i to też z czasem się ułoży.
W południe dojechali do Gniezna. Ania poprowadziła go mapą i stanęli
przed nowym osiedlem niskich bloków ekskluzywnych. Tomasz
podjechał pod klatkę bloku nr 2. Spojrzał na blok i odwrócił się do
Ani.
-Jest sam, nie ma w domu Moniki, wyszła na zakupy, może niedługo
podjechać granatowym samochodem. Za wszelką cenę nie możecie
wejść do środka, choć nie wiem co by się działo ty musisz ją tu
zatrzymać. Muszę mieć czas. – powiedział
-Na co czas? Co chcesz zrobić? – pytała go
-Porozmawiam z nim, a potem wrócimy do domu wszyscy razem.
Obiecuję.
-Dobrze, ty pewnie wiesz co będzie teraz najlepsze. Nie ukrywam, że
będzie to trudne zatrzymać ją tutaj, ale zrobię co w mojej mocy. –
powiedziała Ania
Tomasz uśmiechnął się i wyszedł z samochodu. Wszedł na klatkę
schodową i udał się na pierwsze piętro. Tam znajdowały się dwoje
drzwi, wybrał lewe, gdzie nie było tabliczki z nazwiskiem. Zamknął
oczy i skupił się na swojej drugiej naturze. Jego ciało mentalne
zaczęło gęstnieć, przeistaczając się w ciało Aesarel, to samo po chwili
kolejno ciało astralne a na końcu ciało fizyczne przeistoczyło się w

153
pierwotną formę maga. Otworzył oczy i zadzwonił do drzwi. Po chwili
muzyka wewnątrz przycichła, ktoś odryglował zamek i otworzył drzwi.
Stał w nich niski mężczyzna po 50-tce, już łysiejący na czubku głowy,
ubrany był w biała koszulkę polówkę i sportowe spodenki. Spojrzał na
Aesarel i spytał.
-Tak słucham, o co chodzi ?
Aesarel bez odpowiedzi zrobił krok w przód i delikatnie popchnął
mężczyznę. Ten przewrócił się i ślizgiem po wypolerowanej podłodze
przejechał do dużego pokoju. Tomasz wszedł a za nim zatrzasnęły się
drzwi. Mężczyzna zerwał się na równe nogi jakby miał 20 lat. Już
zrobił dwa kroki w kierunku Aesarel gdy ten wystawił prawą dłoń do
przodu a ponownie tamten poszybował i wylądował na środku salonu.
Tym razem nie podnosił się.
-Kim jesteś? Dzwonię na policję ! Czego chcesz. – wrzasnął
Wyciągnął telefon komórkowy i zaczął wybierać numer alarmowy.
Czekał na połączenie i po chwili usłyszał ‘Połączenie nie może być
zrealizowane’. Wybrał ponownie wciąż przyglądając się Aesarelowi,
lecz po chwili usłyszał to co poprzednio. Wstał powoli nie chcąc już
prowokować napastnika.
-Dam ci wszystko. Pieniądze. Bierz co tylko chcesz. Dam ci wszystko
tylko odejdź – mówił głośno
-Dasz wszystko. Dasz swoje życie. – powiedział spokojnie Aesarel –
Odbiorę ci wszystko.
-Chcesz mojej śmierci?! Chcesz mnie zabić?! - mówił
Wtem mały człowieczek uspokoił się i Aesarel poczuł jak próbuje on
wpłynąć na jego umysł. Bez skutku, gdyż nie miał takiej wiedzy i
mocy by przedostać się do umysłu Aesarel. Ten zauważył, że jego
metoda wpływania na ludzi nie działa na ów stojącego przed nim
człowieka.
-Kim jesteś ? – powiedział spokojnie
-Jestem Aesarel. – odpowiedział krótko
-Słyszałem o kimś takim ale to legendy. Ty nie możesz istnieć,
przecież to bajki pisane w księgach tych zawszlonych mnichów

154
Tybetańskich. – powiedział to z podniesionym głosem, wręcz prawie
krzyczał przez zaciśnięte zęby
-Czyżby ? – spytał spokojnie Aesarel
-Nie, nie to nie możliwe. – mówiąc to chciał odwrócić uwagę Aesarel a
w tym czasie wielki dzban stojący za nim podniósł się w górę i już
miał wylądować na głowie maga. Ten jednak spokojnie przejął
kontrolę nad dzbanem i postawił go z powrotem na podłodze.
Mężczyzna przymknął oczy i w myślach zaczął recytować formułkę
przywołania duchów, które mu służyły. Te wysłuchały go natychmiast
i przybyły na jego wołanie. Tylko wrażliwe osoby są w stanie wyczuć
wokół siebie duchów, demonów i innych stworzeń astralnych. Powoli
ze ścian wyszło pięć postaci. Pół ludzie pół kreatury. Od razu przybyłe
postacie skierowały wzrok na Tomku, a wyraz twarzy mówił tylko
jedno „zabić”. Jednak Aesarel był na to przygotowany. Mentalnie
przywołał Pjusjoghima, strażnika maga. Mężczyzna poczuł dziwne
drętwienie i jakby przeszło przez niego coś. To Pjusjoghim w formie
bańki mydlanej rozciągał się od Aesarel aż po ściany pomieszczenia.
Przywołane duchy zostały odrzucone na zewnątrz. Teraz obaj byli
otoczeni bytem strażnika. Pobłyskiwał w koło, na ścianach, suficie i
podłodze jak wypolerowana stal, jak lustro które odbija wszystko co
chce się przedostać do wewnątrz i to co chce się przedostać na
zewnątrz. Tylko jego pan Aesarel mógł dowolnie przemieszczać się
przez barierę ochronną. Dało się słyszeć jakby ta bariera pulsowała,
lekko falowała na powierzchni i jakby śpiewała coś pod nosem.
Posłuszne duchy nacierały na ścianą Pjusjoghima ale z nikłym
skutkiem.
-Co to jest? - powiedział zaskoczony mężczyzna
-Teraz nic nie dostanie się tu ani nikt nie opuści tarczy. Jesteś zdany
wyłącznie na mnie. Wszelkie twoje próby magiczne zostaną
neutralizowane tutaj. Jednym słowem jesteś bezbronny – powiedział
mag
Ten jednak chciał się sam przekonać, ale nic nie działało, żadne jego
zaklęcie, metoda których tak wiele się nauczył od byłych mistrzów

155
Tybetańskich. W końcu zrezygnował. Usiadł na fotelu i spojrzał na
Aesarel.
-Dobrze. Co chcesz ode mnie. – powiedział spokojny
-Nic.
-Więc po co tu przyszedłeś ? Masz przecież jakiś powód ? – pytał
dalej
-Przez wiele lat wykorzystywałeś nie zgodnie z prawami uczoną ciebie
magię. Teraz zapłacisz za swoje czyny. Uwolnię wszystkie osoby
będące pod twoimi wpływami, a ty staniesz się nikim. Nie zostaniesz
zabity. Będziesz żył. – powiedział
Mały mężczyzna roześmiał się w twarz Aesarel.
-To raczej nie możliwe. Podpisałem pakt z Heksemisem. To on ma
wszystko a nie ja. Ty nic nie możesz mi zrobić. – śmiał się nadal
-Więc czas cię przekonać. Znasz zasady. Prawo przeciwko prawu. To
jest twoja ostatnia lekcja magii. – powiedział spokojnie
Mag zamknął oczy i uniósł dłonie ku górze. Po chwili pod sufitem
zaczęła formować się fioletowa mgła. Rozprzestrzeniała się pod
sufitem a potem opadła na cała powierzchnię pomieszczenia.
Pokrywała wszystko i przenikała wszystko. Mały człowieczek patrzył
na to wszystko z niedowierzaniem, teraz wiedział, że natrafił na
jednego z potężnych magów, tylko nieliczni to potrafili.
-Akasha - powiedział cicho w lęku
-Przyczyna rodzi skutek. Ja zabieram część twoich czynów które
dokonałeś przeciwko ludziom. Uwalniam teraz tych których
ubezwłasnowolniłeś. To jest nowa przyczyna a skutki za nią ja będę
ponosił. Zabieram ci wiedzę magiczną i rozpuszczam ją w nicość.
Zabieram ci wszystko co materialne i pozostaniesz bez niczego. –
powiedział na koniec rzekł – Niech tak się stanie !
Akasha zaczęła poruszać się, jedne fragmenty przemieszczały się z
jednego końca i inny. Coraz szybciej to następowało i coraz częściej.
Mężczyzna patrzył na to wszystko z otwartą z przerażenia ustami.
-To nie możliwe. To nie może się stać !! Stop !! –wrzasnął
Lecz Akasha z wolą maga dokonywała zmian. Skutek można zastąpić

156
nową przyczyną, lecz trzeba być świadomym, że ona wcześniej czy
później stworzyć nowy skutek, chyba że zostanie rozpuszczona w
Akashy, ale to mogło tylko zrobić Opatrzność Boska. Po pewnym
czasie ruch Akashy zatrzymał się i wszystko stanęło w miejscu. Znów
mag lekko uniósł dłonie ku górze i podziękował Opatrzności za zgodę
nad zmianami w Akashy. Nie ma problemu gdy dokonujemy zmiany
we własnej części bytu nieskończoności, gdyż i tak będziemy sami
odpowiadać za stworzone nowe czyny. Jeżeli jednak zmieniamy
przyczyny innych trzeba się liczyć z konsekwencjami dla siebie
samego a nie tylko dla tego komu zmieniamy. Fioletowa mgła powoli
rozpływała się, aż po chwili znikła z pomieszczenia. Zaraz po tym
Aesarel podziękował za ochronę Pjusjoghimowi i odesłał go tam skąd
przybył. Wszystko powróciło do normy. Nic nie zmieniło się w pokoju,
mały mężczyzna siedział na fotelu zasłaniając głowę z rozpaczy a
Aesarel stał na środku pokoju.
-Co teraz ? – powiedział mężczyzna podnosząc głowę
-Zaczynasz nowe życie. To twoja kara. Nie masz nic. Wszystko
stracisz. Będziesz żył jeszcze 32 lata i umrzesz jak nędznik. –
powiedział Tomek
Po chwili zadzwonił telefon komórkowy mężczyzny. Wyciągnął z
kieszeni spodenek, spojrzał kto dzwoni i odebrał rozmowę.
-Czego znowu ! – wrzasnął do słuchawki
Słuchał głośno mówiącej kobiety, która tak szybko mówiła z
przerażeniem, że nawet Tomasz to słyszał.
-Jeszcze raz. Czemu nie możesz zapłacić ? – powiedział mężczyzna do
słuchawki
Kobieta znów coś mówiła.
-To nie możliwe, może im się czytnik zablokował. Weź inną kartę i
zapłać i nie truj mi dupy teraz.
Znów kobieta krzyczała do słuchawki.
-Jak to żadna nie działa? Spokojnie kochanie wszystko wyjaśnimy,
zapłać gotówką, a potem wyjaśnimy w banku. – powiedział i rozłączył
się

157
Spojrzał na Tomka z przerażeniem.
-Zabrałem ci wszystko. Jesteś nikim. – powiedział Tomasz
Odwrócił się i wyszedł z mieszkania. Na klatce słyszał przeraźliwy głos
rozpaczy małego mężczyzny. Tomasz wyszedł przed blok. Przed
klatką zgromadziła się grupka gapiów patrzących na dwie płaczące
kobiety. Ania przytulała swoją siostrę która płakała i szlochała w jej
bark. Gdy Ania zobaczyła Tomasza wypuściła powietrze. Pomyślała
„udało się”. Tomasz przeszedł przez grupkę gapiów i podszedł do
dziewczyn. Spojrzała na granatowy samochód stojący obok, miał
mocno wgniecione drzwi i wybitą szybę od strony kierowcy. Ania
spojrzała na niego i powiedziała.
-Kazałeś mi ją zatrzymać za wszelką cenę. – powiedziała płacząc i
przytulając Monikę
Tomasz uśmiechnął się szeroko.
-No, udało ci się to w 100%- powiedział rozbawiony Tomek
Monika odwróciła się do niego i zapytała.
-Kim jesteś?
-Dobrym samarytaninem. – odpowiedział
Ania tylko się uśmiechnęła z wesołego podejścia Tomka. Potem
wsiedli wszyscy do samochodu Ani. Dziewczyny usadowiły się na
tylnim siedzeniu i przytulone do siebie nic nie mówiły. Tomek
prowadził i co trochę spoglądał w lusterko. Ania zauważyła to i
zapytała.
-Jak poszło?
-Tak jak obiecałem. Wracamy do domu. Mam dzisiaj ochotę na zimne
piwo, jajecznicę i pooglądać bajki. – powiedział dobitnie Tomek
Dziewczyny spojrzały na siebie i wybuchły śmiechem, a potem otarły
łzy z oczu.
Dojechali do domu mamy Ani i Moniki w porę obiadową. Dziewczynki
siedziały na dworze i grały w bambinktona. Gdy samochód wjechał
zatrzymały grę i spojrzały kto jeszcze siedzi w samochodzie.
-Ciocia Monika! – krzyknęła pierwsza uradowana Agatka
Rzuciła rakietkę i rzuciła się do samochodu. Monika wyszła, złapała

158
mała w objęcia i przytuliła do siebie.
-Cześć perełko. Co słychać u ciebie? – powiedziała do niej
-Mama mówiła, że musiałaś wyjechać do jakieś specjalnej szkoły.
Mam nadzieje, że zdałaś ją na piątkę – powiedziała luźno Agatka
-Oj tak zdałam wszystkie egzaminy i wróciłam do domu – powiedziała
– Nawet nie wiesz jak bardzo mi brakowało was.
Tomasz wyszedł z samochodu i uśmiechał się. Cieszył się z radości
Agatki, ta mała odżyła nie do poznania. Teraz pełna życia i uśmiechu
na twarzy, tak powinny wyglądać wszystkie dzieci na ziemi. Ania
podeszła do Tomasza i delikatnie chwyciła go za rękę. Tomasz
spojrzał na nią.
-Czy to nie wspaniały widok ? - powiedział do niej
-Tak, masz rację. Wszystko dzięki tobie. Nawet nie wiem jak możemy
ci się odwdzięczyć – powiedziała Ania
-Ty i tak zrobiłaś więcej dla mnie – odpowiedział Tomasz
Justyna podchodziła powoli jakby nie dowierzała to co widzi. Potem
wykrzyczała na całe podwórko.
-Babciu Monika wróciła.
Po chwili wybiegła mama Moniki. Stanęła przed wejściem i z nie
dowierzaniem patrzyła na wszystkich. Po chwili gdy dotarło do niej,
że to prawda, popłakała się tym razem ze szczęścia. Rzuciła na
ziemię łyżkę wazową, którą trzymała w rękach i rzuciła się w
objęciach córki.
-Moje skarbie. Moja córeczka. Rany wróciłaś, tak wszyscy martwili się
o ciebie – powiedziała do niej
-Wiem mamo, przepraszam. To było głupie co zrobiłam. Ale już będę
z wami – powiedziała przez łzy Monika
Witanie na podwórku w objęciach płaczu i radości trwało dobre kilka
minut. Potem gdy każdy już otarł łzy swoje a starsza pani zaprosiła
wszystkich do środka na obiad. Tomasz tylko stał i przyglądał się z
boku.
-Choć idziemy na obiad – powiedziała Ania do Tomka
-Myślę, że będzie lepiej jak pójdziecie sami. – odpowiedział

159
-No coś ty. Choć – dalej proponowała Ania
-Nie Aniu. Ja chyba odpocznę sam trochę. To wasze święto, cieszcie
się nim, to takie rodzinne.
-Co zrobisz teraz?
-Muszę na spokojnie wiele przemyśleć, bycie samym pomoże mi w
tym.
Ania spojrzała na niego i zastanawiała czy faktycznie jest sens dalej
prosić by poszedł z nią.
-Dobrze. Ale wrócisz? - zapytała
-Tak, wrócę. Muszę tylko odpocząć. – powiedział z uśmiechem Tomek
– Idź już, bo ci zupa wystygnie.
Ania uśmiechnęła się do niego i skierowała się do domu. Przed
wejście odwróciła się i powiedziała.
-Dziękuję. – a potem znikła w środku
Tomasz wyszedł na ulicę i skierował się do centrum miasta.
Zatrzymał po drodze taksówkę i podał gdzie chce jechać. Siedział z
tyłu i oglądał obrazy jakie fundowała mu jadący samochód. W
pewnym momencie ujrzała stary klasztor, coś bardzo przykuło uwagę
w nim. Poprosił kierowcę by się zatrzymał. Zapłacił i wyszedł z
samochodu. Stał na chodniku przed stary średniej wielkości
klasztorem. Brama była otwarta a w głębi widać było mały
dziedziniec. Gdy tam się znalazł rozejrzał się wokół siebie. To
wszystko coś mu przypominało, to takie znajome się stało. Po chwili
wróciła pamięć z któregoś jego wcieleń. „Ja tu byłem” pomyślał.
Teraz już to było dla niego tak znane. Podszedł do muru, gdzie w
cegle dało się wyczuć wykute bardzo dawno kilka znaków.
-Oj Piotrze. Pamiętam jak tu wyskrobałeś ten znak. – powiedział cicho
do siebie
Teraz już zdecydowanie wszedł do środka świątyni. Przywitała go
cisza i chłód płynący od środka. Wszedł na mały korytarz i skierował
się pod ołtarz. Tam stanął przed nim i spojrzała na krzyż i
zawieszonego na nim Chrystusa. Pochylił głowę na jego cześć. Wybrał
jedną z ław i usiadł. Zamknął oczy i pozwolił powrócić wspomnieniom.

160
Obrazy napłynęły natychmiast. Widział ludzi i mnichów
przebywających w klasztorze. Widział siebie stojącego między ludźmi.
-Witaj Tomaszu.
Głos ten wybudził go z wędrówki mentalnej po dawnych czasach
klasztoru. Otworzył oczy i spojrzała kto do niego powiedział. Z boku
siedział mnich, odziany w biały strój, przewiązany sznurem. Był to
stary człowiek , może około 70 lat, lecz jak na swój wiek tryskała z
niego energia. Siedział koło niego i uśmiechał się życzliwie.
-Znamy się? – powiedział zdziwiony Tomek
Wtedy zobaczył jak aura rozpromienia się wokół mnicha, światło
rozszerzało się na zewnątrz, nie było rażące dla oczu i tak można było
ujrzeć ten widok oczami duszy.
-Witaj Piotrze! – powiedział Tomasz i w geście powitania
przyjacielskiego objęli się – Rany jak dobrze cię widzieć mój
przyjacielu. Zmieniłeś się.
-Masz na myśli moją powłokę cielesną czy duchową ? – spytał
zabawnie mnich
-Właśnie byłem myślami w przeszłości, widziałem jak Cię poznałem.
Wszystko mi wróciło przed oczami, a tu... niesamowite, ty siedzisz
koło mnie, w tym samym miejscu co kiedyś – mówił zadowolony
Tomek, potem spojrzał uważnie ja Piotra
-Widzę, że to jest już twoje ostatnie wcielenie. Czy zdecydowałeś co
dalej?
-Jeszcze nie wiem, mam jeszcze parę lat tutaj na myślenie o tym –
powiedział
-Rozpatrz pod uwagę jako opiekuna duchowego. Jesteś niezwykłą
osobistością i w tym cię widzę teraz.
-Tak, masz rację, też to rozważam. A jak twoje życie tutaj, znów
jesteś na wojennej ścieżce? – uśmiechnął się do Tomasza
-Opatrzność tym razem dała mi niezły orzech do zgryzienia. –
powiedział Tomasz
-Oj tak, niewskazane są wyroki Boskie – odpowiedział z uśmiechem
Piotr – tak jak to, że po wielu setkach lat się znów spotykamy. Kogo

161
poszukujesz?
-Moich braci. – odpowiedział Tomasz
-Wiesz nie daleko rynku jest knajpka przytulna „Nasferatum”. Młodzi
ludzie tam przychodzą na najróżniejsze spotkania. Myślę, że tam
znajdziesz odpowiedź. – powiedział
Tomasz uśmiechnął się. Wiedział jak dobrotliwym człowiekiem jest
Piotr, wieki go nie spotkał, ich drogi duchowe rozłączyły się, a teraz
na powrót złączyły. To nie był przypadek, tak musiało być.
-Dziękuję. Przyda mi się twoja wskazówka. - odpowiedział
-Aaaa jeszcze jedno. Mają tam świetny internet – dodał Piotr
-Bawisz się w internet? – spytał Tomasz
-A czemu nie? Wiesz ile tam jest zła? A ja pomagam jak mogę –
odpowiedział
Tomasz patrzył na niego i uśmiechał się do swojego dawnego
przyjaciela. Przypomniał sobie jak kiedyś on jako Aesarel uratował go
z opresji spalenia na stosie za uprawianie niby czarnej magii. W
dawnych czasach trzeba było się liczyć ze słowami jakie człowiek
wypowiadał. Wtedy ludzie wiele nie rozumieli choć i teraz mało
rozumieją. Piotr był wysłannikiem przekazu słów Opatrzności Boskiej,
nie raz z tego powodu był szykanowany, nie raz zło rzucało mu kłody
pod nogi, ale zawsze był wierny swoim przekonaniom. Teraz znów
spotkał go w tym samym miejscu co kiedyś. Zaskakujące ale jak
radosne dla Tomka. Rozmawiali około godziny o ich wspólnych
niegdyś przeżyciach, byli sami, gdyż o tej godzinie klasztor był
zamknięty dla wiernych.
-Mam coś dla ciebie Aesarel. Coś co kiedyś pozostawiłeś. – powiedział
nagle
Tomasz zastanawiał się co to może być. Co to takiego ważnego, że
pozostało tak szmat czasu, co było przechowywane przez wieki.
-Choć za mną – powiedział
Wstali i przeszli przez korytarze, minęli kilku mnichów, którzy z
lekkim zdziwieniem spoglądali na Tomasza. Ta część była zamknięta
dla innych oprócz mieszkających tu mnichów. Skierowali się do jednej

162
komnaty, Piotr zapukał, a gdy usłyszał zaproszenie weszli. W środku
za potężnym stołem rzeźbionym siedział mnich zajęty pisaniem jakiś
dokumentów. Podniósł głowę i spojrzał zdziwiony na Tomka , potem
na Piotra.
-Wiesz, że w tej części nie wolno innym wchodzić – skierował słowa
do Piotra
-To nie jest nikt, Aleksandrze. To Aesarel, przyszedł po swoją
własność – odpowiedział
-Aesarel – powiedział siedzący mnich i od razu wstał by przywitać
gościa
-Bardzo miło cię poznać, nie widziałem kim jesteś, ale skoro mówi to
Piotr to tak musi być. – powiedział podekscytowany mnich ściskając
dłoń Tomasza
-Witam cię. Miło cię poznać – odpowiedział Tomasz
-Pewnie przyszedłeś po swoją własność ? – powiedział Aleksander
Tomasz spojrzał na Piotra.
-Po to tu mnie przyniosło – odpowiedział Tomasz starszemu mnichowi
Po chwili zmieszania, Aleksander podszedł szybkim krokiem do
dużego kufra zrobionego z drewna. Kufer miał wyrzeźbione
przedziwne znaki, ale nie były to nieznajome dla Tomasza. Mnich
otworzył i wyjął skórzaną torbę i delikatnie położył ją na stole.
Tomasz podszedł do niej i otworzył. Wyciągnął powoli z niej szatę
mnicha złożoną dostojnie jakby była warta fortunę. Delikatnie strój
położył na stole i przyłożył do niej dłonie. Szata zaczęła świecić tak,
że światło wydobywające się z niej było widoczne dla Aleksandra. Ten
aż ze zdziwienia otworzył usta.
-Przekazywano nam tą szatę z pokolenia na pokolenie. Podobno ma
kilkaset lat i zawsze zastanawiałem się jak możliwe, że zawsze
wyglądała jak nowa. – powiedział Aleksander
-To nie jest zwykła szata. Aesarel jest jej właścicielem – odpowiedział
Piotr uśmiechając się na widok światła wydobywającego się z
materiału, a za chwilę światło przygasło, zamiast tego pojawiły się
świecące złote znaki, forma liter, pisma na materiale.

163
Habit był wykonany w 1230 roku dla samego Jacka Odroważa. Był
jednym z braci światła. Dokonał wiele cudów a tylko kilka z nich
największych pozostało legendami do naszych czasów. Gdy wiedział,
że jego czas życia ziemskiego zbliża się ku końcowi przekazał swój
habit Patrykowi Salicjunoszowi który był kolejnym wcieleniem
Aesarel. W 1256 roku na zlocie braci światło w Paryżu dokonano
magicznej ceremonii stworzenia magicznej szaty dla Aesarel.
Napełniona energią wszystkich elementów i fluidów stanowiła swoistą
ochronę dla właściciela jak również nieskończona formą baterii światła
Boskiego. Po dokonaniu rytuału dało się zauważyć gołym okiem
Boskie napisy w języku aniołów zrozumiałe tylko dla
wtajemniczonych. Tylko właściciel szaty a był nim od tamtej pory
Aesarel miał wpływ na opasającą energię habitu, która była mu
posłuszna. Po odejściu Patryka Salicjunusza, szata został przekazana
zakonowi by pozostała przechowywana na przyszłość kolejnych
wydarzeń.
-To niesamowite. Kilkakrotnie patrzyłem na znaki na habicie i nie
wiedziałem co oznaczają, ale najbardziej mnie zdumiewało to, że
wygląda jakby był wczoraj uszyty. – mówił dalej Aleksander
Tomasz spakował z powrotem strój do torby i odwrócił się.
-Dziękuję ci Aleksandrze za przechowanie mojego stroju, będzie teraz
mi bardzo potrzebny. Cały wasz trud, poświęcenie dla niego będzie
wam wynagrodzony. – powiedział spokojnie Tomasz
-To tylko dla nas zaszczyt. To co teraz zobaczyłem nie wiedziałem tak
cudownego światła nigdy w życiu. – odpowiedział
-Czy to nie cudowny prezent? – spytał Tomka
-Tak cudowny. Nie wiedziałem, że ocalał w zawirowaniu czasu. Będzie
mi teraz potrzebny. Jesteś wspaniałym przyjacielem Piotrze. –
podszedł do niego i uściskał go
-Dziękuje Tomaszu, choć tym mogłem ci się odwdzięczyć, za
uratowanie mojego życia. – powiedział zadowolony
-Gdy zły okres minie, złoże go tu z powrotem pod waszą opiekę. Czy
mogę liczyć na was? –spytał

164
-Naturalnie, to będzie dla nas sama przyjemność – powiedział
Aleksander.
-Dziękuje wam jeszcze raz.
Założył torbę przez głowę i ramię. Uścisnął dłonie mnichów i pożegnał
się. Wyszedł bardzo zadowolony z takiego obrotu sprawy. Wszystko
jest poukładane jak klocki lego tworząc wspaniała zabawkową figurę.
Gdy wychodził z klasztoru złożył podziękowanie dla Opatrzności
Boskiej i ruszył dalej w centrum miasta. Zgodnie z wskazówką Piotra
udał się do kafejki. Gdy wszedł uderzyła go chmura dymu
papierosowego jak także słodsza woń lekko wyczuwalna,
prawdopodobnie zapach palonej marichuany. Nie którzy siedzący
spojrzeli na niego by zorientować się kim jest nowy wchodzący. Po
chwili wrócili do swoich zajęć, którym głównym było picie piwa.
Tomasz rozejrzał się i skierował się w głąb, gdzie znajdowały się
stanowiska komputerowe. Podszedł do młodego człowieka, który
zarządzał dostępem. Wysoki, szczupły mężczyzna w grubych
okularach przyjął zapłatę i wskazał stanowisko, które było
odblokowane dla niego. Tomasz usiadł przed nim i włączył
przeglądarkę. Zgłosiła się ze stroną wyszukiwarki. Tomasz siedział
przez chwilę i zastanawiał się co wpisać, jakie słowa mogę go zbliżyć
do jego braci. Wpisał słowo ‘hermeticum’. Po chwili wyświetliła mu się
lista stron zawierających dane słowo. Przeglądał je po tytułach, po
chwili zatrzymał wzrok ja jednej i kliknął na nią. Załadowała się
strona prosząca o zalogowanie się. Wybrał opcję założenie nowego
konta w nazwę użytkownika wpisał „Aesarel” zaś w hasło „Oliwka”.
Teraz serwis już pozwolił mu wejść głębiej. Wszedł na forum i
przeglądał posty zostawione przez użytkowników, lecz nie znalazł tu
żadnej wskazówki co do poszukiwanych osób. Wybrał więc opcję
„chat”. Pojawiło się nowe okienko i załadował się kanał rozmów online
użytkowników serwisu. Na liście obecnych znajdowało się kilkanaście
osób. Przyglądał się rozmowie jakiej prowadzili uczestnicy i nic nie
pisał, zastanawiał się jak ich odnaleźć. Po chwili wpadła mu myśl,
wpisał w polu pisania zdanie w starodawnych języku, który tylko

165
nieliczni mogli zrozumieć. Niektórzy wpisali zdziwienie zwrotem
Tomka, inni zapytali skąd taka nazwa jego. Tomek czekał. Po chwili
pojawiło się nowe okienko z rozmową prywatną od użytkownika
‘Mirella’. Odpisała w tym samym języku, po chwili już dodała w
normalnym w prywatnym oknie rozmów.
-Witam cię Aesarel !! Kopę lat, co słychać u ciebie? – napisała
nieznajoma osoba
-Tak jak życie nami kieruje to słychać u mnie. Poszukuje moich braci.
-Dobrze trafiłeś. To ja Amilhasad z tej strony.
-Witam cię mój bracie!! Tak długo was szukałem, Ilmarun powiedział,
że dobrze będzie jak was odnajdę. Nie przypuszczałem, że akurat
tutaj w sieci.
-Jesteśmy wszędzie, a to miejsce jak wiele innych też jest dobre.
-Potrzebuję waszej pomocy. Chodzi o Kalasaka.
Rozmówca przez chwilę nic nie pisał.
-Reszta braci jest rozsiana po świecie. Lecz nie będzie problemu
spotkać się ze wszystkimi.
-Kiedy i gdzie?
-Jasna Góra za 7 dni w południe.
-Dobrze będę.
-Ja w tym czasie powiadomię resztę i też przybędziemy.
-Więc za 7 dni.
-Za 7 dni.
Okienko znikło i Tomasz uśmiechał się do siebie. Odnalazł ich, jeszcze
parę dni i spotka się z nimi osobiście. Poczuł radość jaka go ogarnia,
wiedział, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Uśmiechnął się do
siebie bo nawet radość trysnęła na jego twarz. To już niedługo mogło
się wszystko skończyć, nie wiedział jak, ale wierzył, że już niedługo
powróci do Oliwi. Zamknął przeglądarkę i wyszedł z kafejki.
Późnym wieczorem dotarł do domu Ani. Justyna otworzyła drzwi i
przywitała go uśmiechem.
-Hej, wejdź Monika jest u nas. Mówię ci jak super – powiedziała
radośnie i pobiegła do swojego pokoju.

166
Tomasz wszedł, zdjął buty zaś torbę skórzaną położył na małej szafce
w korytarzu. Z pokoju dochodził śmiech. Wszedł do niego, tam Ania i
Monika siedziały wspólnie. Popijały z dużych kieliszków czerwone
wino i śmiały się do siebie pewnie z opowiadań jakie się raczyły.
-Ja mogę dostać trochę wina? – spytał w drzwiach Tomasz
Ania spojrzała na niego.
-Oj jak możesz o to pytać. Siadaj już daję ci kieliszek – powiedziała
rozweselona Ania widokiem Tomka.
Wstała, wzięła nowy kieliszek z szafki szklanej i nalała Tomkowi wina.
Ten początkowo spróbował je by sprawdzić jakie dobre jest.
-Opowiedziałam trochę Monice o tobie. Wie, że jesteś z zawodu
psychologiem i jak mnie uratowałeś wtedy od złodzieja – powiedziała
Ania siadając koło siostry.
-Musisz być bardzo dobrym w swoim zawodzie, że tak
bezproblemowo udało ci się odwieść Marka. Jestem pod pełnym
wrażeniem, przystojny i taki mądry. – powiedziała , po chwili
powiedziała szeptem do Ani – Ale ty masz szczęście, ale ci
zazdroszczę.
-No wiesz, zrobiłem to co mnie uczyli. Takie przypadki jak Marek są
dobrze opisane w książkach, poznaj jego od wewnątrz a wiesz jak mu
wyperswadować jego zamiaru. Bardzo cieszę się, że moja nauka nie
poszła w las i przydała się w życiu – powiedział Tomek
-Jesteś głodny? – spytała Ania
-Nooo mówiłem wcześniej, że w nagrodę chciałem zjeść jajecznicę,
napić się zimnego piwa i pooglądać bajek – powiedział śmiejąc się
Tomek
Dziewczyny wybuchły śmiechem i Ania przytaknęła Tomkowi. Zabrała
cała ekipę i poszli do kuchni. Gdy wrócili po kolacji, Tomasz wygodnie
rozsiadł się w fotelu i poszukał kanału z bajkami. Popijał zimne piwo i
rozmawiał z siostrami. Monika przeprosiła, gdyż musi skorzystać z
toalety. Tomek siedział i patrzył się ma bajki.
-Nie jesteś sobą. Czy coś się stało? Jesteś radosny ale jakoś inny –
spytała Ania

167
Tomasz spojrzał na nią w zadumie.
-Wiesz wszystko ma swój początek i swój koniec. Odnalazłem moich
braci, za parę dni się z nimi spotkam – powiedział Tomek
-To super. Rany jak ja się cieszę, tobie też się pojawiła się radosna
gwiazdka. – powiedziała zadowolona Ania
-Jutro wyjeżdżam. – powiedział krótko
Ania od razu posmutniała na te słowa. Patrzyła na niego jakby kogoś
traciła bliskiego.
-Wiem, że nie mogę cię zatrzymać. Masz swoje życie, ty i tak dałeś
mi tyle już radości życia. Mam nadzieję, że do ciebie też uśmiechnie
się szczęście. – mówiła smutna – Wiesz, będzie mi ciebie brakowało.
-Mi ciebie też, ale przecież nie umieram. Obiecuję ci, że odwiedzę cię
z Oliwią. – uśmiechnął się Tomasz
-Dobrze, bo ja nie to ja cię znajdę. Nie uciekniesz mi – powiedziała
już trochę rozweselona Ania
-Na pewno dam znać tobie. – zdążył tylko to powiedzieć gdy Monika
już wróciła do nich.
Potem wspólnie rozmawiali przez kilka godzin. Monika nie chciała
wspominać to co się stało, chciała to jak najszybciej wyrzucić z
pamięci. Za sprawą Tomka który zmienił przyczyny tworząc tym
samym skutki nowe uwolnił ją od przeszłości, teraz wracała do życia
wraz z rodziną. Dziewczyny po wypiciu już drugiej butelki wina stały
się wesołe i zabawne. Tomasz przeprosił je, że idzie się położyć by
odpocząć po takim ciężki dniu. Gdy wykąpany leżał na łóżku,
rozmyślał o tych ostatnich dniach jakie go tu spotkały. Cieszył się, że
teraz jemu powinno się zacząć układać i że niedługo sam wróci do
swojej rodziny. Miał jeszcze jedno zadanie do zrobienia tutaj.
Rozsiadł się wygodnie na łóżku i skupił się na medytacji. Zrelaksował
się i przeszedł w stan pustki umysłu. Słowami myśli nadając im moc
magiczną wezwał Amzhere. Jest on piątym pryncypałem sfery
Księżyca który potrafi stopić serce najtwardszego człowieka. Po
chwili w pokoju zrobiło się cieplej i dało się wyczuć specyficzną woń
przypominającą zapach kwiatów. Tomasz otworzył oczy. Przed nim z

168
formy mgły pojawiła się postać, rozpływała się co trochę gdy po chwili
znów stawać się na chwilę nie ruchomą.
-Witam cię Aesarel, nigdy nie wzywałeś mnie. Czym mogę ci pomóc?
– usłyszał głos w głowie
-Witam Cię i ja. To prawda, że nigdy nie potrzebowałem twojej
pomocy, lecz teraz mam prośbę – odpowiedział myślami
-Słucham cię szlachetny magu – odrzekł pryncypał
-Niech miłość ponownie zawita w sercu Artura męża Ani i niech
powróci do rodziny – rzekł
-Twoja prośba jest bardzo szlachetna, gdyż płynie z twojego serca. Z
przyjemnością spełnię to zadanie. Jestem rad, że nie walczysz tylko
siłą lecz także sercem – usłyszał
-Więc niech tak się stanie – powiedział Tomasz i zamknął oczy
W pokoju uspokoiło się i wróciło do poprzedniego stanu. Tomasz
położył się wygodnie i poszedł spać.
Ranem obudziła go Agatka z uśmiechem na twarzy. Tomasz z
radością przywitał ją i zaczęli rzucać się poduszkami. Śmiech Agatki
przyciągnął innych. W drzwiach stanęła rozespana Ania.
-A co tu się dzieję? – spytała i w tym momencie dostała poduszką od
Tomka
Wojna potem przeniosła się do korytarza gdzie Justyna dołączyła się z
odsieczą dla mamy. Gdy już wszyscy mieli dość, postanowili, że czas
wrócić do życia codziennego i zacząć wesoły dzień od śniadania. Całe
do południe Tomasz bawił się z mała, to czytał jej książeczki, to
opowiedział magiczną historyjkę, a potem zabrał ją na rower do
parku. Gdy wrócili siostry ugotowały wspólnie obiad dla wszystkich.
Gdy kończyli jeść Tomasz odezwał się.
-Słuchaj Agatko, wujek musi jechać już do domu – powiedział do niej
Agatka posmutniała.
-Dlaczego? Źle ci u nas? – powiedziała
-Nie, nie o to chodzi. Ja też mam swój dom i rodzinę. Czas wracać do
niech. Ale wiesz co przyślę ci kiedyś zaproszenie. Ok.? – powiedział
-Zgoda. – powiedziała

169
Ania patrzyła na niego i posmutniała, wiedziała, że to nieuniknione.
Nie może go zatrzymać, ale w głębi serca będzie jej brakowało go.
Gdy tak siedziała smutna zadzwonił telefon w pokoju. Ania przeprosiła
i poszła odebrać. Rozmawiała z kimś dość długo, potem odłożyła
słuchawkę i rozpłakała się. Pierwsza zerwała się Monika i pobiegła
sprawdzić co się stało, a za nią dzieci. Tomasz wstał powoli, gdyż
podejrzewał kto mógł dzwonić. Gdy dotarł do pokoju, wszyscy stali
nad Anią, która siedziała i płakała.
-Ania co się stało ? – pytała siostra
-Mamo ? – dodawały dziewczynki
Ania wytarła oczy od łez i spojrzała na Tomka potem na dziewczynki.
-Tata rzucił pracę, wraca do domu na zawsze. Jutro przylatuje –
powiedziała w pół uśmiechając się w pół płacząc
Dziewczynki oniemiały i rzuciły się na szyję mamy. Ściskały ją, bo to
co usłyszały były najwspanialszymi słowami jakie od wielu miesięcy
usłyszały. Ania spojrzała na Tomasza a ten tylko się uśmiechnął.
Radości nie było końca, wszyscy w rodzinie dowiedzieli się niedługo
od dziewczynek przez telefon, że tata wraca. Całe godziny chodziły
ucieszone i radosne. Tomasz w tym czasie spakował swoje rzeczy
włącznie ze skórzaną torbą. Gdy zszedł na dół Ania czekała na niego
jakby wiedziała, że to już koniec. Dziewczynki podziękowały
Tomaszowi za wspólne dni, aż Tomkowi popłynęły łzy.
-Macie słuchać mamy i taty, a wszystko będzie dobrze. Ok.? –
powiedział
-Takie panie generale – odpowiedziała Agatka salutując mu jak we
wojsku
-Idzie posprzątać trochę w pokojach, dobrze? – powiedziała Ania do
nich
Dziewczynki zabrały się i pobiegły wesoło w głąb domu.
-Dziękuję ci Tomku, że mi pomogłeś – powiedziała Monika i dała mu
całusa w policzek – zostawię was samych, pomogę dziewczynką.
Ania poczekała, aż siostra odejdzie. Potem spojrzała na Tomka i
przytuliła się do niego.

170
-Wiem, że to twoja sprawka, że Artur wraca. Nie wiem jak ci mogę
podziękować – powiedziała cicho
Tomasz przytulił ją a potem spojrzał na nią.
-To ja ci dziękuję. Lepiej żeby nie było długich pożegnań, tak będzie
lepiej
-Tak masz rację. – łza popłynęła po policzku Ani
Tomasz ucałował ją w policzek i odwrócił się w kierunku drzwi. Gdy
już złapał za klamkę, zatrzymał się i odwrócił się do Ani.
-Justyna będzie miała chłopaka. Będzie to blondyn z czarnym
paskiem włosów z boku. Nie pozwól jej iść z nim na zabawę do
koleżanki – powiedział
Ania uśmiechnęła się.
-Czemu ? – spytała przez napływające łzy
-Chyba, że chcesz zostać młodą babcią – odpowiedział Tomasz i
wyszedł z domu.

171
Rozdział 4.

Podróż.

Tomasz udał się na dworzec kolejowy. Nie brał taksówki wolał


przejść się pieszo. Chciał w ten sposób pożegnać się z miastem, które
tak wiele mu dało. Po drodze przystanął w małym barze, gdzie
zamówił kawę i danie dnia. Może było to danie dnia ale niezbyt
świeże. Czuć było wielokrotne odgrzewanie i dobrze przyprawione by
zabić smak nieświeżości. Zjadł parę kęsów i odstawił talerz daleko od
siebie by już go nie widział. Za to kawa była przednia. Ciepła i
aromatyczna, polepszyła mu nastrój. Pił ją powoli rozmyślając o tym
co go tu spotkało. Teraz wiedział, że to nie był przypadek, że trafił w
to miejsce, nic nie jest przypadkiem. Są rzeczy w naszym życiu, które
czy też chcemy czy nie musimy przejść. Jak zawód wykonywany,
współmałżonek czy nasze cele nauki podczas życia doczesnego. Tak
więc wcześniej czy później trafił by tu czy tego chciał czy nie. Poznał
wspaniałych przyjaciół, a szczególnie Anię. Będzie miał ją długo w
pamięci, gdyż jest osobą przed, która otworzył się całkowicie. Przy
której wypłakał się i mógł powiedzieć to co mu leży na sercu. Agatka
została w nim taką mała iskierką, która przypomniała mu dzieciństwo.
Będzie mu brakowało ich, jednak musi iść dalej swoim życiem. Ale
pewnie gdy wszystko się skończy odwiedzi ich całą rodziną, a może
zaprosi ich do siebie na wieś. Na same te myśli uśmiechnął się
Tomasz do siebie. W barze leciała muzyka z lokalnej stacji radiowej,
co trochę przerywana wiadomościami i reklamami. Zwróciło mu
uwagę jedna wiadomość.
„Dziś znów kolejarze strajkują. Cały węzeł Poznański jest
zablokowany tak, że nie można ani dostać się koleją do miasta ani
wydostać. Strajkujący domagają się ...”
-No to pięknie. Pierwsze kłody rzucone pod nogi. – powiedział cicho
pod nosem Tomek.
Poprosił kelnerkę o rachunek, gdy ta przyniosła dowiedział się od niej

172
o najbliższy przystanek autobusowy PKS by mógł się wydostać z
miasta. Wyszedł z baru i udał się w skazane miejsce. Po pół godzinie
doszedł do celu. Zerwana na pół tabliczka kursujących autobusów nie
dała mu wiele informacji, kiedy i jaki autobus przyjedzie. Usiadł na
ławeczce na przystanku i już miał zamiar skupić się by odczytać
swoimi zdolnościami przybliżony przyjazd transportu. Już zamknął
oczy gdy usłyszał nad sobą głos.
-Proszę pana. Nic panu nie jest? – powiedział głos
Tomasz podniósł głowę by zobaczyć kto mówi do niego. Była to
starsza zgarbiona pani podpierająca się laseczka już mocno wytartą
przez lata używania.
-Nie , nie. Nic mi nie jest. Tak po prostu się zamyśliłem. – powiedział
z uśmiechem na twarzy Tomek do niej
-Ah to dobrze. Już się bałam, że może coś się panu stało. A wie pan
ja już jestem stara i nie mam tego telefonu komórkowego by wezwać
pomoc. To już nie dla mnie. – powiedziała energicznie jak na jej wiek,
ale z nutą przyjaźni
-Dobrze, że chociaż są ludzie, którzy zareagują jak coś się dzieje
komuś. Pewnie inni, by przeszli obok. – powiedział Tomek
-O tak. Kiedyś w młodości przewróciłam się na ośnieżonym chodniku i
złamałam nogę. Wie pan, ktoś przechodził koło mnie i prosiłam by mi
pomógł wstać, a ten drań spojrzał na mnie jak na wariatkę i poszedł
sobie dalej. Wielka jest nieżyczliwość ludzka, a teraz jeszcze większa.
-Ja bym pani wówczas pomógł. – odrzekł jej
-A tak w ogóle to co pan tu robi? – spytała
-Czekam na jakiś dowolny autobus, ale tabliczka zerwana i nie wiem
kiedy przyjedzie.
-Dokąd pan chce jechać?
-Do Częstochowy.
-To nie ma tu takich połączeń. Widzi pan mieszkam tu w okolicy i
znam ten rozkład na pamięć. Ale do Częstochowy tu nie ma, najwyżej
może pan skąd jechał do Łodzi a tam już będzie bliżej, no i może tak
nie strajkują kolejarze.

173
-Też mam taka nadzieję. A może wiem pani kiedy będzie taki
autobus? - spytał Tomek
Starsza pani spojrzała na swój zegarek i chwilę się zastanowiła.
-Za jakieś półtorej godziny. – odpowiedziała
Tomek się uśmiechnął do niej.
-Jest pani niesamowita. Podziwiam, że pani pamięta cały rozkład.
Przynajmniej wiem ile będę czekał.
-Ależ nie ma za co. Proszę bardzo. – odpowiedziała pani – No nic pora
na mnie, wnuczki czekają na mnie. Życzę panu miłego dnia. Do
widzenia.
-Do widzenia. – odpowiedział Tomek
Starsza pani podpierając się na drewnianej laseczce powoli odeszła
kierując się w grupę domków za przystankiem. Tomasz siedział chwile
i zastanawiał się nad nią. Uśmiechnął się, że może nie będzie tak źle,
że nie zawsze są rzucany kłody pod nogi w życiu. Można spotkać
dobrych ludzi, a często to sami my ich nie widzimy zaślepieni czymś
innym. Wyciągnął batona z plecaka, rozpakował i kosztował go.
Bardziej on mu smakował niż danie dnia w barze. Pogoda powoli
zmieniała się. Od zachodu dało się zauważyć nadciągające
ciemniejsze chmury. Tomasz mając teraz czas spokojnie się im
przyglądał, jak powoli przemieszczają się po niebie w jego kierunku.
Wiatr zwiększył się poruszając liśćmi na pobliskich drzewach. Po
niespełna godzinie pojawiły się pierwsze krople deszczu na pół
prześwitującym daszku przystanku autobusowym. Potem krople
stawał się większe i częstsze. Tomasz spokojnie siedział i przyglądał
się całemu zjawisku. Powróciły do niego wspomnienia o Januszu. Jak
poszedł z nim na ratunek trójce turystów w burzę.
-„Ciekawe co teraz porabia Janusz?” – pomyślał Tomek
Skupił uwagę na nim i w momencie odnalazł jego na poziomie
mentalnym. Janusz siedział przed swoim domkiem w górach i drapał
za uchem jednego z wilków. Nagle uniósł głowę i uśmiechnął się.
-„Uważaj na siebie Tomaszu” – usłyszał Tomek głos Janusza
przekazem telepatycznym

174
-„Kiedyś jeszcze się zobaczymy” – przekazał Tomek
-„Tak. Na pewno” – powróciła myśl do Tomka
Wrócił umysłem do czasu realnego. Wyciągnął bluzę z plecaka i
założył na siebie, gdyż deszcz zaczął zacinać w jego stronę. Po 15
minut podjechał autobus. Wysiadała jedna osoba a Tomasz spytał
kierowcy czy jedzie do Łodzi. Kierowca skinął twierdząco głową. Po
zapłaceniu biletu, wybrał miejsce po środku autobusu. Autobus ruszył
w dalszą drogę, Tomasz patrzył przez okno jak deszcz rozpadał się w
najlepsze. W miarę upływu czasu podróży i im dalej oddalał się od
Poznania tym pogoda stawała się mniej deszczowa. Pojazd kołysał się
co jakiś czas na wybojach, czasami mocniej czasami lżej. Tomasz
zapatrzył się w dal za szybą i po kilkunastu minutach poczuł jak
powieki mu opadają na oczy. Sen przyszedł szybko, widział w nim
Oliwię jak wspólnie razem chodzili na spacery, jak biegali wśród
spadających liści. Potem zdyszani padają sobie w ramiona, on ją
przytula i patrzy w jej błękitne oczy. Potem powoli zbliżają się ich
usta do siebie. Delikatny pocałunek naładowany miłością łączy
zakochanych. Potem pocałunki stają się bardziej namiętne i bardziej
gorące. Tomasz opiera się o drzewo pobliskie, przytulając do siebie
mocno Oliwię, gdzie ich pocałunki nabierają tempa i podniecenia w
nich. Potem obraz przeszedł w inne miejsce i rozpoczął się od dźwięku
ciągniętej blachy po asfalcie. To samochód z Oliwią w środku był
ciągnięty na asfaltowej drodze. Taką miała wystraszona minę na
twarzy, jej krzyk rozpaczy i bólu. Potem znów obraz rozpłynął się i
przeistoczył się w pokój szpitalny. Oliwia leżała podpięta pod
aparaturę medyczną. Widział ją leżącą, tak chciał ją złapać, choć
dotknąć na chwilę. Gdy wyciągał ręce do niej ona się oddalała, im
bardziej to robił tym bardziej ona oddalała się. Zrobił krok w przód, a
potem jeszcze kilka kolejnych energicznych. Im szybciej chciał się do
niej zbliżyć tym szybciej ona oddalała się od niego. Tomasz stanął w
swoim śnie. To już nie był sen. Poczuł siebie, że jest w tym
pomieszczeniu, podświadomie chęcią zobaczenie i bycia z Oliwią
przeniósł się astralno – mentalnie do niej. Teraz był świadom, że to

175
już nie sen, wie że jedzie autobusem i przysnął. Poczuł uderzenie
chłodu w tył karku. Szybko odwrócił się i zobaczył. Kalasak. Stał
niespełna parę metrów od niego a za nim totalna czeluść ciemności i
nicości. To on wyczuł sen Tomasza i ściągnął go podstępnie w to
miejsce. W pierwszej chwili nie wiedział co zrobić. Wyczuł chwilę
dezorientacji Aesarel Kalasak i jedna z czarnych macek poszybowała
w jego kierunku.
Tomasz zerwał się na siedzeniu w autobusie. Ciężko oddychał a serce
waliło jak oszalałe. Rozejrzał się szybko wokół siebie czy nie ma
żadnego niebezpieczeństwa wokół niego. Potem spokojniejszy oparł
głowę o fotel i patrzył z odrętwianym wzrokiem przez okno. Wiedział,
że jego prześladowca cały czas czeka na niego. Nawet w chwili snu
musi uważać, niesłychaną mocą w tym wcieleniu posiada Kalasak.
Nawet przyszło pytanie do Tomasza do głowy „Dam radę?”. Mała
chwila zwątpienia, ale gdy przypomniał sobie Oliwię, zaraz znalazł
odpowiedź „Musze dać radę”. Co jakiś czas autobus stawał na
niektórych przystankach gdzie wsiadali nowi ludzie. Na dwóch
przystankach w większej miejscowości autobus miał kilku minutową
przerwę, Tomasz wychodził by rozprostować nogi. Stojąc na jednym z
nich i wpatrując się w grupkę dzieci biegających poczuł jak w kieszeni
zawibrowała mu komórka. Wyciągnął ją i odczytał SMS „Dziękuję.
Będzie mi Ciebie brakowało. Ania”. Uśmiechnął się Tomasz po
przeczytaniu wiadomości, potem wsiadł do autobusu by podążać dalej
swoją drogą. Dojechał wieczorem do Łodzi. Słońce już powoli kryło
się osnuwając się leniwie za wysokimi budynkami. Ostatnie promienie
słońca rozświetlały ulice i szybko przemieszczające się ciemne
chmury. Tomasz udał się na dworzec kolejowy w celu sprawdzenia
połączenia do Częstochowy. Tu kolejarze mieli przyłączyć się do
strajku rano, więc była szansa, że jeszcze dzisiaj w nocy wyjedzie
stąd bez problemów. Wykupił bilet i usiadł na ławce w poczekalni.
Głód dał o sobie znać, spojrzał na zegarek i zdecydował, że ma
jeszcze około 3 godzin do odjazdu pociągu, więc pójdzie gdzieś blisko
na porządną kolację. Wyszedł z dworca kierując się w centrum

176
miasta. Przechodząc przez mały park zaczepiło go trzech wypitych
mężczyzn. Nie chciał się mieszać w żadne awantury, gestem ręki
wezwał Pjusjoghima by go otoczył tarczą astralno-mentalną.
Mężczyźni gdy zbliżyli się do granic tarczy poczuli jak uginają się im
nogi. Zachwiali się łapiąc się nawzajem. Szybko wycofali się siadając
na najbliższej ławce. Tomasz poszedł dalej nie zwracając na nich
uwagi. Po niespełna kilkunastu minutach doszedł do głównej drogi
Piotrkowskiej, która w tej części była zamknięta dla ruchu pojazdów.
Pełno tu było barów, które przyciągały spacerujących ludzi muzyką
bądź reklamami dobrego piwa czy jedzenia. Wybrał jeden z nich i
usiadł na dworze pod parasolem. Po chwili podeszła do niego młoda
uśmiechnięta czarna dziewczyna w krótkich włosach.
-Dobry wieczór. Coś podać? – spytała grzecznie
-Coś na ciepło dostanę? – spytał
-Tak, naturalnie. Może mięso zapiekane w serze, z ryżem i zestawem
surówek? – dodała
-Jeżeli pani to poleca to musi być to wyśmienite – powiedział Tomek,
po chwili dodając – Dobrze poproszę to i duże zimne piwo.
-Dobrze. Zaraz przyniosę. – uśmiechnęła się kelnerka i wycofała się
do wnętrza knajpki
Tomasz rozejrzał się wokół siebie. Wieczór był ciepły, jeszcze w miarę
ciepły by przyciągać młodych ludzi na ulicę. Jedni szli grupkami
śmiejąc się do siebie, inni już bardziej rozluźnieni od alkoholu szli całą
szerokością drogi. Pomiędzy nimi pary zakochanych w różnym wieku.
Dwa stoły przed nim usiadła dziewczyna z chłopakiem, zamówili piwo
i rozmawiali czule do siebie trzymając się za rękę. Nie mając co robić
Tomasz spokojnie przyglądał im się, w takich momentach mimowolnie
podświadomie włącza się u niego oko wewnętrzne. Powoli dojrzał
aurę jaka otacza parę przed nim. Jasna część wokół głowy
dziewczyny świadczyła o dobry intencjach do chłopaka, lecz nie
można było tego samego powiedzieć o nim. Ciemniejsze fale
przemieszczały się wokół niego, szybko zmieniając to położenie i
zabarwienie. Świadczyło o nim, że jest człowiekiem żyjącym w

177
pędzie, zmiennym wobec tej dziewczyny. Kelnerka podała Tomkowi
piwo w dużej specjalnej szklance do tego celu. Uśmiechnęła się do
Tomasza i powiedziała, że danie będzie za parę minut. Podziękował i
wziął duży łyk orzeźwiającego trunku. Zbytnio mu nie przypadł do
gustu, piwo było za ciepłe jak dla niego. Przypomniał sobie jak będąc
u Janusza przypominał sobie panowanie nad elementami. Spojrzał na
swoje piwo i skupił wolę na centralnej części płynu. Skondensował
element wody a jego główną cechę oziębłości przeniósł na płyn. W
momencie piwo stało się zimniejsze a szklankę pokrył lekki szron.
Teraz już znacznie lepiej smakował mu trunek. Znów spojrzał na parę
przed nim. Chłopak czule zabiegał o względy dziewczyny a tak
uśmiechała się nie widząc jakie niepoczciwe zamiary on ma wobec
niej. Tomasz spojrzał na niego z odrobiną zła i szkoda mu się zrobiło
dziewczyny. Skoncentrował się na jego prawej ręce. Poczuł je całą,
ciepło, szorstkość, dotyk materiału do skóry. Potem głębiej jak
przepływa krew przez żyły i tkanki. Potem wszystko złączył w sobie.
Teraz to on panował nad jego dłonią. Chłopak nadal prowadził swoją
konwersację nie zdając sobie sprawy, że nie on już kieruje jego jedną
ręką. Tomasz rozkazał palcom ręki pukać w blat drewniane stołu w
rytm muzyki dobiegającego z wnętrza baru. Chłopak nagle przestał
mówić i spojrzał zdziwiony na rękę, wpatrując się w nią co ona robi.
Dziewczyna patrzyła na niego a potem na jego rękę, pytała co się
stało, lecz on nic nie odpowiedział tylko wpatrywał się w dłoń
pukającą w rytm muzyki. Nagle ręka chwyciła energicznie kufel piwa.
Ścisnęła mocno i jednym ruchem zawartość jego poleciała na błękitną
sukienkę dziewczyny. Ta zerwała się na równe nogi z przerażeniem to
co się stało. Piwo było na niej wszędzie. Spojrzała na chłopaka i
zaczęła mu wypominać co on sobie myśli. Ten zaś nie wiedział co
powiedzieć, bełkot słów, że to nie on, że to jego ręka to zrobiła nie
była dobrym wytłumaczeniem. Złość w dziewczynie narastała coraz
bardziej. Tomasz siłą woli pokierował rękę gościa i chwycił drugi kufel
piwa i zamachnął się nim by znów oblać dziewczynę. Ta jednak teraz
zrobiła unik i nie doleciało do niej. Szybko podeszła do niego i z całej

178
siły uderzyła go w twarz otwartą dłonią. Tomasz w tym momencie
uwolnił jego dłoń spod jego wpływu. Chłopak poruszał kilka razy
dłonią by się upewnić, że wszystko w porządku. Szybko wstał i ruszył
za dziewczyną, która już wyzywając na niego wychodziła z baru. Ten
krzyczał na nią, że i tak ją nie kocha, że ma inną. Kelnerka niosąc
danie dla Tomka stała z nim w drzwiach i przyglądała się całej
sytuacji. Trochę się uśmiechając na widok jak siarczyście dziewczyna
potraktowała nędznika. Ustąpiła miejsca szybko wybiegającej
dziewczynie. Powoli podeszła do Tomka i podała mu danie.
-Ale numer. – powiedziała pod nosem
-No nieźle. Zawsze macie takie przeboje z klientami ? – spytał Tomek
-Czasami ale czegoś takiego nie widziałam. – powiedziała, potem
dodając – Proszę i życzę smacznego.
-Dziękuję i widzę już na sam widok niego, że będzie mi smakować –
uśmiechnął się Tomek
Kelnerka odwzajemniła uśmiechem i poszła do stołu gdzie przed
chwilą rozegrała się scena, by posprzątać puste kufle i wycierać
rozlane piwo.
Tomaszowi smakowało to jedzenie, było znacznie lepsze niż to co
dostał w Poznaniu. Dobre, świeże i ciepłe. Pewnie teraz by zjadł wiele
bo głód już trochę doskwierał. Delektował się nim, nie śpiesząc się i
tak miał jeszcze trochę czasu do odjazdu pociągu. Zastanawiał się
nad braćmi duchowymi, nigdy ich nie spotkał, zawsze był sam. Nie
przypominał sobie ich choć bardzo sięgał w głąb pamięci, lecz żadna
wskazówka o nich nie pojawiała się. Przypomniał sobie jak rozmawiał
na chat w kawiarence, że są rozsiani po całym świecie. Kim są? Jak
wyglądają? Czy są tacy sami jak on? Trochę go cieszyło, że nie jest
sam, że ma równych sobie, którzy tak jak on stawiają czoła złu. Z
drugiej strony przecież każdy człowiek w swoim życiu przeciwstawia
się mu w mniejszej i większej sprawie. Ekolodzy walczą o środowisko,
pomoc humanitarna na zdrowie i życie ludzkie, wojsko przeciwko
najeźdźcom. Wszystko ma swój ład i porządek. Nasuwają się jednak
pytania, czemu jest ubóstwo na świecie? Gdyby go nie było nie

179
potrzebni byli by ludzie z pomocy społecznej, pomocy humanitarnej i
innych organWiolacji. Po co wojny? Ile cierpienia i zła wywołują,
wówczas wojsko by nie było potrzebne. Ale to wszystko jest od
zarania dziejów świata. Raz lepiej raz gorzej. Rytm wahadła prawa
kybalionu występuje wszędzie czy to w nas samych czy też dotyczy
co całego świata. Muszą istnieć siły równoważące gwałtowne
odchylenia. Tak jak on sam, będąc magiem ma swoje zadanie,
pozornie wyglądające na małe w sferze całego świata fizycznego ale
jak wielkie w skutkach w czasie. Teraz pozna tych, którzy mu
pomogą, takie jego przeznaczenie. Z czasem zło narasta gwałtownie
więc trzeba współmiernie przeciwstawić się mu, stąd jego bracia
duchowi są teraz potrzebni. Rozmyślając o tym wszystkim zauważył,
że powoli kończy dobre jedzenie. Popił dobrze schłodzonym piwem i
nagle zamarł w bezruchu. Powoli odłożył szklankę na stół. Spojrzał na
plecak, odsunął górną klapę i spojrzał do środka. Spod ubrań w
kawałku dostrzegł światło. Odsunął ubrania na bok i zobaczył jak nie
widoczne symbole na magicznym stroju rozświetliły się. Nie były one
widoczne dla normalnego człowieka, widziały je tylko osoby mocno
rozwinięte duchowo. Tomasz wiedział, że bez powodu symbole nie
reagują w ten sposób. Ktoś swoją obecnością musiał je uaktywnić.
Rozejrzał się wokół siebie. W knajpce siedzieli ci sami ludzie, nikt
nowy nie przybył. Na deptaku przemierzali ludzie bez jakichkolwiek
podejrzeń dla niego, ale jednak już teraz wyczuwał, że coś tu nie
pasuje. W wejściu z wnętrza knajpki pojawiły się dwie osoby. Byli to
mężczyźni w ciemnych garniturach w wieku około 40-45 lat.
Skierowali się od razu w jego stronę i zatrzymali się przed Tomkiem.
Wyciągnęli odznaki policyjne.
-Dobry wieczór. – powiedzieli stanowczo
Tomasz spokojnie patrzył na nich.
-Dobry wieczór. – odpowiedział – panowie do mnie?
-Mogę prosić o dowód tożsamości – powiedział jeden z nich głosem
stanowczym
-Niestety nie mam przy sobie, zostawiłem w domu właśnie jestem w

180
podróży do niego.
-Panie Tomaszu, wiemy kim pan jest. Poprosimy pana z nami na
komisariat – powiedział ten sam policjant
Tomaszowi już nie podobał się ton jaki użyli do niego. Skąd mogą
wiedzieć kim jest, a może blefują. Spojrzał ukradkiem na plecak
którzy leżał obok niego. Szata mnicha świeciła nadal, wręcz jarzyła
się bardziej jakby migotała. Nie mogła przecież tak reagować na
zwykłych policjantów, ona uaktywniała się na magię. Tomek zaczął
podejrzewać, że to podstęp.
-Mogę jeszcze raz obejrzeć odznakę ? –spytał
Próbował znaleźć jeszcze chwilę dla siebie by być pewnym, że to nie
podstęp. Jeden z nich wyciągnął i znów pokazał przed oczami Tomka.
-Momencik. Zadzwonie na 997 i spytam o nr pana odznaki. –
odpowiedział spokojnie wyciągając telefon by wykręcić nr na policję.
-To nie będzie potrzebne – odparł drugi. Gwałtownie sięgnął pod
marynarkę chwytając pistolet umieszczony w kaburze koło paska
spodni. Wyszarpnął go w ułamku sekundy i skierował wycelowaną
broń w stronę Tomka. Ten jednak spokojnie patrzył na sytuację.
-Na ziemię ! – krzyknął pierwszy z nich który zaczął rozmowę. Też
wyciągnął pistolet kierując lufę w głowę Tomka.
Ludzie zgromadzeni na tarasie w barze odwrócili się w strachu patrząc
co się w ogóle dzieje. Widząc broń niedaleko nich, jedni odruchowo
odsunęli się w panice inni szybko opuszczali miejsca. Rozkaz jaki
wydał policjant rozległ się na pół ulicy, tak że przechodnie stanęli w
oddali przyglądając się całej sytuacji. Tomek odruchowo podniósł ręce
do góry.
-Dobra. Dobra. Nie znacie się na żartach ? – powiedział z uśmiechem
na twarzy Tomek
-Nam kurwa nie jest do żartów. Na ziemię powiedziałem ! – warknął
znów jeden z nich jeszcze głośniej.
Złość ogarnęła Tomka. Narastała w nim lawinowo. Jego druga natura
obudziła się w ułamku sekundy. Wszystkie trzy ciała przeistoczyły się
w Aesarel.

181
-Więc ja też nie będę żartował. – powiedział zmienionym głosem
Aesarel.
Zacisnął podniesione ręce i w tym samym momencie dwaj policjanci
zawyli z bólu. W raz z zaciśnięciem rąk Aesarel, policjanci poczuli
straszliwe zaciskanie się czegoś niewidzialnego na ich nadgarstkach.
Jednak siła zaciskania była kilkukrotnie większa niż zaciskanie dłoni
Aesarel. Tomasz lekko rozchylił ręce na boki, a policjanci jakby
ciągnięci niewidzialną siłą zostali rzuceni na boki. Padli na stoły
rozlewając pozostawione trunki po gościach baru. Tomasz szybko
wstał i złapał plecak. Jednym zwinnym skokiem przeskoczył niewielką
barierkę drewnianą odgradzającą ogródek piwny od ulicy. Nie
wybierał kierunku, odruchowo skierował się przed siebie, byle jak
najszybciej oddalić się. Nie myślał teraz czy dobrze robi, nie rozważał
za i przeciw. Biegł w kierunku bocznej uliczki, tak miały większe szans
na ucieczkę niż na głównej ulicy.
-Stój bo strzelam ! – odezwał się za nim głos
Tomasz nie zwracał uwagi na to. Biegł dalej. Nagle wystrzał z
pistoletu zatrzymał go. Odwrócił się by szybko zorientować się w
sytuacji. Kilkanaście metrów od niego stał inny mężczyzna, który
celował w niego.
-Na glebę ! – wrzasnął
Aesarel miał dość tego. Skupił element powietrza i lekkim
wysunięciem ramienia nadał mu kierunek. Niewidoczna kula dopadła
napastnika oblewając go całego. Impet nadany przez maga sprawił,
że mężczyzna został rzucony kilka metrów dalej uderzając po drodze
w rozbiegających się ludzi na ulicy. Strzał ostrzegawczy policjanta
sprawił, że przechodnie zaczęli panicznie uciekać we wszystkich
kierunkach. Wrzaski i piski wystraszonych młodych kobiet mieszał się
tworząc panikę wśród przechodniów. Mag rozejrzał się wokół siebie. Z
prawej strony dostrzegł pędzącą furgonetkę w jego stronę. Z boku
uchylonych drzwi wystawał uzbrojony antyterrorysta. Już celował w
jego stronę i czekał by tylko samochód zwolnił by jak najszybciej
dopaść Tomka. Mag skierował się naprzeciw samochodowi. Złączył

182
dłonie a następnie powoli je rozchylał na bok, jednocześnie skupiając
element ziemi. Wolą umiejscowił gromadzony element na drodze
furgonetki, tak, że powstała niewidoczna dla oczy zwykłego człowieka
bariera skalna. Rozpędzony samochód uderzył w nią. Zgrzyt i huk
giętej blachy rozniósł się po ulicy. Część komandosów siedzących z
przodu wyleciała przez przednią szybę, a samochód stanął dymiąc z
silnika. Znów Tomasz zaczął biec w kierunku uliczki bocznej. Zostało
parę metrów, gdy znów usłyszał za sobą.
-Stać policja ! Na ziemie. – dało się słyszeć wrzask za nim
Tego już miał dość Tomasz. Odwrócił się widząc jak podchodzi do
niego jeden z pierwszych policjantów, którzy chcieli go
wylegitymować.
-Dajcie sobie spokój. – powiedział spokojnie Aesarel
-Na ziemię ! – tamten krzyczał
Aesarel ponownie chciał skumulować energię i skierować ją w
kierunku policjanta bo obezwładnić go nie robiąc mu przy tym
krzywdy. Tym jedna razem poczuł, że coś gwałtownie rozproszyło
jego uwagę. Coś wbijało się do jego głowy, chaos myśli straszliwie go
przytłoczył nie mogąc skupić się energii. Szum w głowie nasilił się
jeszcze bardziej powodując straszliwy ból głowy. Zamknął oczy i
upadł na kolana. Wyczuł, że to sprawka kogoś kto stał z boku.
Spojrzała na lewo. Nieopodal pod ścianą stała osoba ubrana w ciemny
ubranie. Światło nie docierało w tamto miejsce, więc nie mógł
rozpoznać twarzy, ale wiedział, że on jest przyczyną szumu w jego
głowie. Policjant powoli z obawą podchodził do Aesarel, już przekonał
się na własnej skórze, że nie ma doczynienia z normalną osobą. Teraz
wiedział dlaczego do jednego człowieka włączono drużynę
antyterorystów.
-Nie podnoś się. Połóż się ! – wrzeszczał policjant do Tomka, robiąc
powoli malutkie kroczki, jednocześnie cały czas celując w jego stronę
z pistoletu.
Tomasz nie odwracał wzroku od nieznajomego, który stał spokojnie i
nie ruchomo. Zamknął na chwilę oczy by móc wyciszyć przytłaczający

183
chaos myślowy w jego głowie. Na próżno gdyż cały czas narastał.
Zebrał w sobie siły by stanąć na nogi i jak najszybciej oddalić się od
ów nieznajomego. Podniósł się z trudem i spojrzała na policjanta,
który desperacko stanął w miejscu i bał się podejść bliżej. Zebrał w
sobie ostanie siły i już odwracał się by popędzić w najbliższą bramę
kamienicy. W tym momencie usłyszał wystrzał. Po ułamku sekundy
poczuł jak kula wbija mu się w lewy bark. Pocisk rozdzierał jego ciało
wbijając się głębiej w tkankę. Ból przeszedł przez wszystkie jego
komórki nerwowe w mózgu. Nigdy wcześniej nie czuł tak
porażającego bólu, rozszedł się po całym ciele. Poczuł, że uginają się
pod nim nogi, upadł na kolana, po chwili padł na ulicę tracąc
przytomność.
Tomasz przebudził się z bólem głowy. Otworzył oczy i ujrzał
biały plamę przed oczami. Głowa pękała mu tak jakby ktoś przyłożył
mu wielką drewnianą belką. Obraz początkowo był rozmazany i po
kilkunastu sekundach ustabilizował się dając wyrazisty obraz białego
sufitu. Powoli przekręcił głową na jeden bok potem na drugi.
Znajdował się w pokoju całym wymalowanym na biało, gdzie niegdzie
ściany były ubrudzone śladami rąk czy butów. Pomieszczenie
wyglądało na dawno nie odświeżane. W pomieszczeniu stało jeszcze
trzy łóżka szpitalne. Wszystkie puste, podścielane i gotowe do
przyjęcia kolejnych pacjentów. Jedną różnicą od normalnego pokoju
szpitalnego były kraty w oknach. Obok jego łóżka stał stojak z
zawieszoną kroplówką. Mała giętka rurka od niej prowadziła do ręki
Tomasza, sącząc po trochu do jego ciała przezroczysty płyn. Tomek
spojrzał na nią chcą dojrzeć nazwę preparatu jaki mu podają lecz
butelka była nie opisana. Odruchowo chciał wyrwać igłę wbitą w rękę
lecz bezskutecznie. Zarówno ręce jak i nogi miał przypięte do łóżka
skórzanymi pasami. Nie mógł się ruszyć. Szarpnął jeszcze raz
mocniej jednak znów bez skutku. Poczuł tylko dodatkowo ból w
lewym ramieniu, aż syknął z bólu jaki przeszedł po jego ciele. Teraz
przypomniał sobie, że został postrzelony. Na ramieniu miał
przyłożony opatrunek trochę przesiąknięty krwią. Teraz wszystko

184
sobie przypomniał, cały incydent z policjantami. Zrezygnowany oparł
głowę na poduszkę i spojrzał w sufit. „Co zrobić?” pomyślał Tomek.
Przychodziło mu jedno do głowy, trzeba się stąd wydostać, była jedna
metoda. Zamknął oczy by przeistoczyć się w Aesarel. Bardzo ciężko
mu szło na skupieniu się, zawsze to był ułamek sekundy by jego
potrójne ciało przeobraziło się w maga wojownika. Tym razem nie
poczuł nic. Otworzył oczy i nadal był człowiekiem. „Co się dzieje?”
myślał Tomek. Znów spróbował skoncentrować się na swoim ciele,
lecz po chwili doszedł do wniosku, że to nie ma sensu. Czuł się
bezradny, zawsze w takich warunkach mógł liczyć na swoją drugą
naturę, tym razem jej nie było, odeszła gdzieś. Był po prostu
człowiekiem. Leżał na łóżku i patrzył się w sufit szukając jakiegoś
rozwiązania. Jeszcze raz rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu
czegoś co by mu pomogło w uwolnieniu. Jednak nic nie dostrzegł co
by mogło być przydatne. Opadł znów głową na poduszkę ze złością.
Usłyszał dobiegające rozmowy za drzwiami, próbował skupić się by
usłyszeć rozmowę, lecz tylko wyrywkowe słowa były zrozumiale dla
niego. Po chwili otworzyły się drzwi i weszły trzy osoby. Jedna z nich
była ubrana w fartuch lekarski, dwie pozostały ubrane były po
cywilnemu.
-I jak się pan czuje ? – spytał lekarz podchodząc do niego i
przyglądając się ranie na barku.
-Gdzie jestem? – zapytał Tomek
-W areszcie, a dokładnie w izolatce. – odparł lekarza
-Długo tu jestem ? – pytał dalej Tomek
-A to ma jakieś znaczenie? I tak tu pewnie zostaniesz na dłużej. –
odpowiedział jeden z mężczyzn po cywilnemu
-Czy ja zadaje trudne pytania? Ile tu leże ?! – podniósł głos Tomek
ale poczuł ból w barku i zacisnął zęby
-Dwa dni. – odpowiedział lekarz
-Dwa dni. Jeszcze mam czas. – odpowiedział cicho do siebie Tomek
Lekarz oderwał opatrunek z rany postrzałowej i obejrzał ją. Rana była
opuchnięta a miejsce po pocisku zaszyte. Potem z szuflady wyjął

185
nowy i założył. Podszedł z drugiej strony i sprawdził czy dobrze jest
wyregulowana kroplówka.
-Dobrze zostawiam was samych. Widzę, że nasz pacjent czuję się
wyśmienicie jak na swój stan. – zwrócił się lekarz do pozostałej
dwójki mężczyzn. Poczym wyszedł z pokoju.
-Inspektor Kowalczyk z komendy głównej policji w Łodzi – powiedział
jeden z nich – a to pod inspektor Marciniak – mówił dalej wskazując
głową na kolegę stojącego z boku.
-Dlaczego jestem przywiązany do łóżka ? – spytał Tomek
-Byś nam nie uciekł, to chyba normalne. – odpowiedział Kowalczyk
-Dlaczego miałbym uciekać ?
-A dlaczego uciekałeś podczas zatrzymania ? – spytał Kowalczyk
-Nie wydawaliście mi się prawdziwymi policjantami. Zresztą nic nie
zrobiłem byście mnie musieli zatrzymywać. Potem ten jakiś oddział
komandosów. Czy ja wyglądam na kogoś niebezpiecznego ? – Tomek
próbował przekonać do swojej racji
-Panie Tomaszu. Jest pan podejrzany o spowodowanie wypadku w
którym poważne obrażenia odniosła pana żona oraz że uciekł pan z
miejsca wypadku. Teraz sam jeszcze dałeś nam dowód, że coś masz
na sumieniu uciekając przed nami. Więc jak to wszystko wyjaśnić ? –
powiedział Marciniak. Jego głos był lekko ochrypły jakby był wcześniej
na koncercie rokowym.
Tomasz spuścił głowę i zastanawiał się co ma zrobić. Nie ma swojej
mocy, mógł liczyć teraz na siebie samego. Postanowił grać idiotę.
-Ja mam żonę? Co pan mówi ! Jaki wypadek? Ja sam nie wiem kim
jestem, a wy wciskacie mi jakiś kit. – powiedział stanowczo Tomek.
Gwałtownie chciał się podnieść, ale poczuł ból w barku. Opadł na
poduszkę zaciskając zęby z bólu. Dwaj policjanci spojrzeli na siebie.
-Wariata strugasz? – powiedział jeden z nich
-Wariata to wy ze mnie robicie. Chrzanicie mi jakieś pierdoły, że mam
żonę, jakąś rodzinę. Co chcecie mi wmówić ? A już wiem szukacie
jakiegoś kozła ofiarnego. Jak zwykle działacie do dupy i jeżeli
nadarzyła się okazja, że jest ktoś podobny do jakiegoś podejrzanego

186
to czemu nie skorzystać z okazji i zamknąć jakąś sprawę. – mówił
Tomasz, potem zaczął się śmiać – Z tego co wiem przysługuje mi
obrońca z urzędu, więc poczekam na niego a wam już nic nie
powiem.
Policjanci stali niewzruszeni na słowa podejrzanego. Nie raz pewnie
już widzieli ludzi grających wariatów, zresztą ten kto ma coś na
sumieniu albo przyznaje się od razu do winy albo gra wariata. Więc
nie zrobiło to na nich żadnego wrażenia. Jeden podszedł z drugiej
strony i nachylił się nad Tomkiem.
-Masz też prawo do jednego telefonu. – wyciągnął telefon komórkowy
– kogo chcesz powiadomić ? Pomogę ci wykręcić numer i przystawię
ci słuchawkę. Pewnie masz kogoś, kogo chciałbyś powiadomić gdzie
jesteś, nie wierzę, że nie ma nikogo kto by się teraz nie martwił o
ciebie. Więc ?
Tomek spojrzał spokojnie na niego.
-Nie znam numeru do adwokata, może ty znasz i mi wykręcisz? –
powiedział spokojnie Tomek
Policjant podniósł się i schował telefon.
-Tak właśnie myślałem. – powiedział spokojnie.
Podszedł do drugiego policjanta i coś wymienili się szeptem parę
uwag. Tomek nie mógł dosłyszeć co mówią, choć bardzo się starał.
-Mam jeszcze jedno pytanie. – zwrócił się do niego Marciniak – No co
masz czas?
-Jak to na co mam czas? – zdziwił się Tomek
-Mówiłeś, że jeszcze masz czas, więc pytam na co? – kontynuował
policjant
-Zamówiłem sobie rower za parę dni by pojeździć po górach. Czy to
dziwne hobby? – powiedział Tomek
Policjant uśmiechnął się do niego.
-Hmm całkiem normalne. Tylko będziesz musiał przełożyć
przejażdżkę na odleglejszy termin. – powiedział z ironią policjant
-Ja też mam pytanie. – powiedział Tomek
-Słucham – powiedział Kowalczyk

187
-Co mi podajecie w tych kroplówkach ? – spytał Tomek
Kowalczyk podszedł do stojaku z kroplówką i próbował przeczytać co
jest na niej napisane. Po chwili odwrócił się do Tomka.
-Nie wiem. Na szczęście nie jestem lekarzem. – powiedział do niego
Potem obydwaj wyszli z pokoju. Tomek znów został sam. Patrzył w
sufit i był zły. Teraz to do niego doszło, że to naturalne, że większość
oskarżonych udaje wariatów i że nic nie wiedzą o czym mówią
policjanci. Teraz najprawdopodobniej jest jeszcze bardziej podejrzany
w ich oczach. „No cóż powiedziałeś A czas powiedzieć B” pomyślał
Tomek. Zamknął oczy by chwilę odpocząć. Gdy oddech stał się
spokojny, postanowił skoncentrować się na sobie, na osiągnięciu
pustki umysłu. Początkowo szło dobrze, myśli przelatywały mu jak
obrazy które by ktoś namalowane przesuwał przed jego oczami.
Jedne były statyczne, inne poruszały się, a w z niektórymi dało się
słyszeć dźwięki dobiegające od nich. Tomek spokojnie patrzył na
wszystkie mijające myśli, nie zatrzymywał ich. Z czasem obrazy i
natłok w głowie powoli ustępował spokoju. Jeszcze chwila a pozbędzie
się całego rozgardziaszu w głowie. Czuł jak powoli napływa błogie
ukojenie dla jego umysłu. Nagle, nie wiadomo skąd przeraźliwe
buczenie i nieopisany szum wdarł się do głowy. Otworzył oczy i
rozejrzał się co się dzieje, szukał źródła dźwięku, które rozproszyło go
w koncentracji. Spojrzał w lewo , potem w prawo, lecz nic się nie
zmieniło w pokoju. „Więc to musiało pochodzić od wewnątrz jego”
pomyślał Tomek. Gdy wpadła mu ta myśl wówczas jego wzrok stanął
na kroplówce. Widział jak malutkie kropelki powoli skapywały do
rureczki, która była podłączona do jego ciała. Teraz już Tomek chyba
wiedział, co się dzieje. No może chociaż podejrzewał, pewny był
gdyby miał swoje moce, ale nie miał. Coś musiało być w tej
kroplówce co ograniczało go gdzieś w głębiej w podświadomości,
ukrywając jego moce. Ale skoro jest magiem więc i z tym sobie
poradzi. Przecież jego Pan nie opuści go w takiej chwili. Wierzy, że
wszystko się dobrze ułoży, że przecież nie taki jest jego los. To
dlatego miał ręce przywiązane skórzanymi pasami by nie mógł

188
odłączyć się od kroplówki. Co zrobić, jak jej się pozbyć, mam jeszcze
parę dni by spotkać się z moimi braćmi, nasuwały się pytania do
głowy Tomka. Szum i buczenie ustąpiły, więc one blokują jego stan
umysłu, w którym świadomie mógł wpływać na środowisko
zewnętrzne, na jego samego, jednym słowem na wszystko wokół
niego. Teraz przypomniał sobie jak zatrzymywała go policja na ulicy.
Ta chwila w której stracił moc, ten sam szum i buczenie, ale przecież
nie byłem wówczas pod wpływem kroplówki. Wtedy go olśniło. Ten
ktoś, obcy stojący z boku, taki spokojny z rękoma w kieszeni. Nie
dało się ujrzeć jego twarzy, stanął w cieniu, ale to od niego czuł to
coś. Coś co przenikało go wówczas na wylot pozbawiając go mocy.
Wiedział wówczas co robić, jak używać ale ten szum blokował
wszystko. Kim on był ten obcy ? Tylko inny mag mógł znać metody
przeciwstawieniu się innemu magowi, więc on musiał być jednym z
nich. Z tych którzy stoją po drugiej stronie barykady. Teraz zaczynało
powoli świtać Tomkowi jak łatwo odnaleźli go policjanci. Dobrze
wiedzieli do kogo podchodzą wtedy w barze, ktoś musiał ich dobrze
poinformować. Dodatkowo po co ściągali oddział grupy
antyterrorystycznej? Bo dobrze wiedzieli z kim mogę mieć
doczynienia i jego święta szata. Świeciła gdyż tak właśnie się
zachowuje na energię negatywną skierowaną w stronę jego
właściciela. Więc to musiał być ... Kalasak !! Tomek otworzył szeroko
oczy na to imię, teraz już był uświadomiony czemu tak się stało.
Może to nie on sam we własnej osobie tam był, nie raczej nie on.
Pewnie to jeden z jego sług. Po co samemu się angażować skoro
można do spełnienia swojego celu wykorzystać innych. Teraz podają
mu kroplówkę, która ogranicza jego zdolności i moce. Co z tego, że
zna reguły, zasady, techniki, metody i prawdę o magii jak nie może
ich fizycznie czy mentalnie wykorzystać. To tak jakbyśmy widzieli
śrubkę i nakrętkę, wiemy jak ich użyć by je skręcić ze sobą, ale nie
mamy rąk by to zrobić. Tomasz sięgnął pamięcią czy kiedykolwiek
spotkał się z czymś podobnym, lecz nic nie odnalazł. Przypomniał
sobie słowa Ilmaruna, że Kalasak jest teraz potężniejszy stąd by z

189
nim walczyć potrzebuje tym razem pomocy. Dziwiły go wówczas jego
słowa, zawsze radził sobie w takich sytuacjach, lecz teraz faktycznie
dostrzegał prawdę o mówił Ilmarun do niego. Dlatego Kalasak cały
czas stawia mu kłody pod nogi, zrobi wszystko by nie mógł się
spotkać z braćmi. Teraz poczuł się sam. Sam opuszczony i zdany
wyłącznie na siebie. Jego opiekunowie teraz chronili Oliwię. To też
było zastanawiające teraz. Dlaczego nie przyjdą mu pomóc w tej
właśnie chwili, teraz gdy ich potrzebuje oni pozostali przy niej.
Widocznie są ważniejsze powody jej chronienia, tak widocznie Boska
Opatrzność uważa a Tomasz musi się z nią zgodzić. Pozostał sam na
polu bitwy mogąc liczyć tylko na siebie. Jeszcze raz szarpnął rękoma
by kolejny raz sprawdzić czy może się wyzwolić z więzów. Jednak na
próżno, teraz był człowiekiem takim samym jak przed poznaniem
Ilmaruna. Musiał znaleźć sposób by się wyzwolić. Z tą myślą usnął.
Przez sen usłyszał głosy. Powoli umysł wytrącał się ze snu ale nie dał
fizycznie znaku o tym, gdyż dotarło do niego, że kilka osób stoi koło
niego i rozmawiają.
-Jak jego rana ? – spytał ktoś
-Dobrze. Goi się prawidłowo, o dziwo szybko jak na takie
postrzelenie. – drugi głos odparł
-Więc niedługo będzie można go przenieść do celi? – zapytał ktoś
inny
-Tak myślę, że jutro już będzie na tyle zdrowy. – znów ten sam głos
odparł. Tomek rozpoznał w tym głosie głos lekarza, który wcześniej
go odwiedził.
-Ile będzie działał bloker w jego głowie? – znów pytanie padło
Chwila ciszy a potem znów odpowiedź.
-Taką jaką dawkę dostał to spokojnie parę dni nie będzie mógł nic
robić. – odparł lekarz
-To wystarczająco. Za parę dni będzie po wszystkim. – ktoś odparł
Tomek skupił się jeszcze na czymś. Czuł, że jeszcze ktoś jest innym w
pokoju. Ktoś stał i nie odzywał się. Lecz gdy mocniej skupił się na tej
osobie, szum wypełnił jego myśli. Głosy z zewnątrz ustały a on sam

190
znów usnął.
Wybudziło go szarpnięcie za nadgarstki. Otworzył oczy i zobaczył jak
dwóch strażników więziennych zapina mu kajdanki na jego
nadgarstkach.
-Co robicie? Mówiłem, że jestem nie winny i że chce adwokata. Gdzie
mnie przenosicie? – spytał Tomek
Za nimi stał inny strażnik, który tylko wszystkiemu się przyglądał.
-Koniec odpoczynku. Czas na rzeczywistość. Przenosimy cię do celi,
dość już tego hotelu dla ciebie – odpowiedział
-Stawaj. Idziemy. – dodał po chwili gdy był upewniony, że Tomek jest
dobrze zabezpieczony przed próba ucieczki.
Tomek wstał powoli z łóżka i stanął na nogi. Miał zdjęte obuwie a
zimna posadzka dała mu znak surowej rzeczywistości, że to nie sen.
Przez okno wpadało wesoło słońce, rozweselając pokój. Tomasz
spojrzał w jego kierunku i przymrużył oczy, potem wyszedł na
korytarz. Tam czekało na niego dodatkowo dwóch uzbrojonych
wartowników.
-Mam obstawę jakbym był prezydentem – powiedział pod nosem
Tomek
Dowodzący strażnikami uśmiechnął się.
-Dopisuje ci poczucie humoru. Każdy tak na początku mówi a potem
zmieniają śpiewkę – odparł sucho w jego kierunku.
Pokierowali go białym korytarzem do zakratowanych drzwi. Za nimi
już była szarość aresztu więziennego. Zaprowadzili do pokoju. Tam
kazali usiąść i rzucili mu jego buty. Tomasz bez słów je założył. Pokój
był wielkości 4 na 4 metry. Na jednej ścianie było duże lustro a na
środku stał metalowy stolik na stałe przymocowany do podłogi. Usiadł
przy stole a łańcuszek od kajdanków przypięli do uchwytu stołu.
Wyszli i został sam. Spojrzał w lustro. Jego twarz była zmęczona
teraz to dostrzegł we własnym odbiciu. Tomasz siedział i zastanawiał
się po co go tu przyprowadzili. Takie pokoje widział na filmach, puste
z wielkim lustrem za którym pewnie siedzą teraz ludzie, którzy mają
osądzić czy dana osoba przebywająca w pokoju jest podejrzana czy

191
też nie. Rozmyślał jak może się uwolnić z tego miejsca, czy
wykorzystać jakąś chwile nie uwagi by spróbować uciec, ale czy to
ma sens. Prowadzą pod eskortą taką jakby był nie wiadomo jakim
przestępcą. To było zastanawiające dla Tomka, jednym rozwiązaniem
było to, że musieli wiedzieć od kogoś kim naprawdę jest i do czego
może być zdolny. Problem z tym, że nic na razie nie mógł zrobić. Nie
mógł dostać się do swojej podświadomości by wybudzić w sobie
Aesarel, a i tak pilnują go jakbym zaraz miał uciec. Skoro na
początku podjął decyzję, że gra osobę która nie wie o czym się do
niego mówi to tego nadal będzie się trzymał. Pewnie inaczej od razu
przetransportowali by go do celi, a nie do pokoju gdzie będą ustalać
czy on blefuje czy nie. Rozmyślanie przerwało otwieranie drzwi.
Tomek spojrzał w tamtym kierunku. W progu stał młody człowiek. Był
ubrany w garnitur a w ręce miał dużą czarną aktówkę. Wszedł a drzwi
się za nim zamknęły. Podszedł po drugiej stronie stołu i położył
widocznie ciężką walizkę.
-Dzień dobry. Moje nazwisko to Paweł Strzynecki. Jestem adwokatem
z urzędu i będę prowadził pana sprawę. – potem powoli usiadł i
wyciągnął z aktówki teczkę papierową.
Otworzył ją i przeglądał papiery.
-No wreście ktoś kompetentny. – powiedział Tomek i odetchnął z ulgą
– Może w końcu dowiem się co jest grane. Jaka zaszła pomyłka do
mnie.
Adwokat powoli przeglądał kilka kartek jakby nie zwracając co mówi
Tomek. Tomasz patrzył na niego zaciekawieniem co powie, potem
patrzył na kartki na jego temat. Paweł spojrzał na niego i powiedział.
-Może zaczniemy od faktów. 27 kwietnia tego roku jadąc
samochodem wraz z własną żoną drogą nr 462 spowodowałeś
wypadek i uciekłeś z miejsca wypadku. Nie udzieliłeś pomocy osobie
pokrzywdzonej ani nie wezwałeś pomocy. Prawdopodobnym
motywem tego zajścia były konflikty rodzinne narastające między
tobą a rodziną małżonki. – wyrecytował adwokat jakby znał to na
pamięć

192
-To jakiś obłęd. Mówiłem i mówię nadal, że nie mam żadnej żony. To
jest chore, dlaczego wszyscy upierają się, że to ja ? – podniósł głos
Tomek
-Ponieważ odciski palców pasują do pańskich i to jest pewne. Jest to
główny argument by postawić pana w stan oskarżenia. Jest to
wystarczający dowód, że to pan jest tym którym kierował samochód.
– ciągnął dalej adwokat
Tomasz spuścił głowę i potrząsnął nią parę razy, po chwili ją podniósł.
-Nie wiem skąd się wzięły tam moje odciski palców. Ja nic nie wiem o
żadnym wypadku. Nic takiego nie pamiętam. – mówił Tomek
Adwokat wyjął zdjęcia i podsunął je przed oczy Tomka. Spojrzał na
nie. Zdjęcia pokazywały zmasakrowany samochód, porozwalane
rzeczy i jeszcze to jedno zdjęcie. Jego Oliwia. Leżała podpięta pod
aparaturę medyczną. Taką jaką widział, gdy przeniósł się ciałem
astralnym do niej do szpitala. Tu może na zdjęciu gorzej wyglądała.
Cała posiniaczona, obdrapana i małymi nacięciami jakie wyrządziły
kawałki szyb rozrywanych w jej kierunku. Serce Tomka zabiło
mocniej, czuł jak bardzo go boli. Czuł jak bardzo ją kocha, jak bardzo
tęskni za nią. A teraz ? Teraz musiał się jej wyprzeć. Strasznie go to
bolało. Musiał kłamać, ale teraz wróciła myśl czy w sumie dobrze robi
? Czy warto kłamać, może od razu się przyznać, że to on. Ale czy to
zmieni coś, nadal będzie podejrzany i tak jej nie pomoże. Ból, że nie
może inaczej postąpić był przeogromny.
-Po co mi pan to pokazuje. Nie znam tej osoby. – powiedział
spokojnie Tomek
-Panie Tomaszu. Dziwi mnie pana postawa, wypiera pan się własnej
żony z którą pan poślubił parę dni wcześniej przed wypadkiem. Fakty
i dowody są przeciw panu, sąd uzna je jednoznacznie. Czy to ma sens
? – spytał adwokat
-Czy to ma sens, że ja nie wiem o czym pan mówi? Ja nic takiego nie
pamiętam, nie pamiętam kim nawet jestem. Nie pamiętam swojego
dzieciństwa, do jakiej szkoły chodziłem, mam jakieś za mgła obrazy
których nie mogę dostrzec, a pan mi mówi, że spowodowałem

193
wypadek i to chyba mojej żony, której nie znam. – odpowiedział
Tomek
Adwokat na powrót otworzył akta i znów coś zaczął czytać.
-Dlaczego pan uciekał przed policją? Skoro jesteś nie winny lub masz
amnezję to czemu uciekałeś? To tylko na twoją nie korzyść to
wypada. – pytał Paweł
-Nie wydawali mi się oni prawdziwi, zresztą jestem przekonany, że
nic nie zrobiłem więc podejrzewałem podstęp. To chyba odruch
naturalny by uciekać od problemów. – odpowiedział Tomek
-Człowiek czujący się nie winny poszedł by z nimi i wyjaśnił by
wszystko a nie uciekał – ciągnął dalej adwokat
-Czemu w takim razie do człowieka podejrzanego o spowodowanie
wypadku wezwano cały oddział komandosów? Czy to nie jest dziwne
dla pana ? A może tak dobrze policja teraz działa, że tego kto źle
przejdzie przez ulicę trzeba ganiać karabinem? Kim ja jestem takim,
że tutaj do pokoju eskortuje mnie grupa uzbrojonych strażników? –
pytał Tomek
Adwokat przez chwilę zamyślił się i znów spojrzał w swoje kartki.
-Nie wiem czemu. – powiedział cicho Paweł, tak by głos jego tylko
dotarł do Tomka
Po chwili już pełnym głosem kontynuował rozmowę.
-To już sąd osadzi, kto mówi prawdę. Jeżeli będzie przesądzony, że to
pańska wina grozi panu kilka lat więzienia. Będę prowadził pana
sprawę, najpierw jednak skieruje pana na badania lekarskie i
psychiatryczne, czy nie ma żadnych przesłanek pańskiego
prawdomówności. – powiedział adwokat
-Uważa mnie pan za chorego psychicznie ? – spytał Tomek
-Czasami tak lepiej – powiedział znów cicho Paweł
Tomek wyprostował się na krześle i spojrzał w sufit. Może ma rację to
co mówi, może to będzie moja chwila by się uwolnić. Adwokat wpisał
jakąś adnotację wizyty u podejrzanego, zebrał wszystkie dokumenty i
schował do teczki.
-To na dziś wszystko z mojej strony. Zobaczymy się jak będą wyniki

194
pańskich badań. Wtedy porozmawiamy dalej. – uśmiechnął się
delikatnie w stronę Tomka
-Dziękuje. – powiedział Tomek.
Adwokat już miał wyjść, ale odwrócił się w jego stronę i powiedział.
-Jeszcze ktoś chce się z panem zobaczyć. Zaraz będzie. – powiedział
to i wyszedł.
Tomasz znów został sam, spojrzał w lustro i zastanawiał się, kto się
ukrywa za nim. Policjanci? Lekarze? A może jeszcze ktoś inny.
Przyjrzał się swojej twarzy. Nie ułożone włosy, kilka zadrapań na
policzku których wcześniej nie dostrzegł i te jego oczy. Smutne jakby
bez nadziei. Nie poznawał siebie, był inny niż zazwyczaj. Gdzie jego
pogodna twarz, często uśmiechnięta ta pełna radości do życia.
Zagłębił się myślami Tomasz nad sobą. Jaki jest jego los w życiu,
czemu on jest taki ważny, czemu to wszystko co się dzieję przez
ostatnie kilka miesięcy tak skomplikowało się. Czemu jest chroniony,
jaki jest cel tego wszystkiego. Nie znał na to odpowiedzi bo jeszcze
mu to nie było pisane by wiedział cała prawdę. Rozmyślania
przerwało otwieranie drzwi do pokoju. Otwarły się ale nikt nie
wchodził. Patrzył któż jeszcze chce go widzieć. Po paru chwilach
weszła kobieta. Była ubrana sukienkę niebieskiego koloru. Koloru
ulubionego jego mamy. W drzwiach stała Asia. Oczy otwarły się
Tomkowi na jej widok, co mogło na chwilę zdradzić jego ukrywane
zamiary. Asia stała tam chwilę i uśmiechnęła się do Tomka. Podeszła
do niego i delikatnie złapała go za rękę. Takie matczyny dotyk,
delikatny a zarazem ile przenosił ciepła z jej serca. Usiadła naprzeciw
niemu i patrzyła na niego z uśmiechem.
-Żyjesz, to jest najważniejsze – zaczęła – wszyscy myśleliśmy, że
umarłeś. Tylko ja jakoś w to nie wierzyłam w te policyjne opowieści.
Mówili, że ciała nie znaleziono, że mogło być rozniesione przez
zwierzęta. Marek chciał zrobić pogrzeb twój. Przekonałam go, że póki
jesteś jako poszukiwany i zaginiony nie ma potrzeby. Trzeba czekać.
– na chwilę Asia zatrzymała słowa nabierając powietrza by mówić
dalej. – Teraz Cię widzę, żyjesz. Cały i zdrów. Czemu nie wróciłeś do

195
nas, czemu nie zgłosiłeś się na policję?
Tomasz patrzył na Asię a myślami był nieobecny. Wszystko stanęło
mu przed oczami, dom, łąki, tata i mama. Ich wspólne wycieczki,
śmiech i zabawy. Ma kochanych rodziców którzy zawsze go rozumieli.
Po co ucieka, po co to wszystko, przecież oni go zrozumią, wybaczą ,
ma w nich wsparcie duchowe. Czy to nie piękne? Potem ujrzał obraz
jak macki Kalasaka miotają samochód z Oliwią. To co widział u
Janusza, jak poznał kim naprawdę jest. Kto mu uwierzy? Powie o
duchach, siłach i mocach jakie ma, a które teraz go opuściły. Jakie
jest jego przeznaczenie?
-Powiedz coś? Tomasz. – wyrwała go Asia z letargu
Tomek spojrzał na nią i w ułamku sekundy podjął decyzję.
-Kim jestem ? Nie pamiętam nic od jakiegoś czasu. Znam swoje imię,
nie ma rodziny, nie wiem kim są. Co robię tutaj i o co mnie
podejrzewają. Naprawdę nie wiem. – powiedział Tomek
-Boże, Tomku jesteś moim synkiem. Nie pamiętasz mnie? Nie
poznajesz? Tata Marek, a może twoja żona Oliwia. Nic nie pamiętasz?
– pytała matka
Tomek patrzył na nią.
-Pamiętam szczępki przeszłości, najczęściej we snach, których nie
potrafię zrozumieć. To jakieś obrazy, migawki, nic nie pamiętam.
Mówią, że z premedytacją spowodowałem wypadek, że przeze mnie w
szpitalu leży moja żona, której nie pamiętam. Chcą mnie sądzić za
coś co nie ja zrobiłem. Nie wiem czy jesteś moją matką, czy kimś
innym – zabrał Tomek dłoń z rąk Asi.
Matka posmutniała i tylko przez chwilę patrzyła na niego. Potem
sięgnęła do torebki i wyjęła średniej wielkości kopertę. Podało mu ją.
-Zobacz – rzekła
Tomek wziął kopertę i otworzył ją. W środku znajdowały się jakieś
zdjęcia. Powoli je wyjął i rozłożył chaotycznie na blacie stołu. Widział
siebie na nich ubrany w garnitur, przy nim Oliwia w białej sukni
uśmiechnięta jak zawsze do całego świata. Na innych zdjęciach on z
rodzicami, z Asia i Markiem. Na innym rozweselony tata i mama

196
Oliwi. Wszystkie pochodziły z wesela. Serce targnęło Tomka. Spojrzał
na mamę.
-Mam żonę. Mam rodzinę. – powiedział Tomek i popłynęła mu łza.
Znów spojrzał na zdjęcia i znów wszystkie przeglądał dokładnie.
Nawet ich wcześniej nie widział, widocznie były wywołane po ich
wyjeździe w góry. Zatrzymał się na zdjęciu na którym on stał
uśmiechnięty a Oliwia przytulała się czule do niego. Patrzył na nią i
nie mógł ukryć wzruszenia jej widokiem na zdjęciu.
-Przywiozłam je kilka. Gdy zadzwonili do domu by ktoś przyjechał na
widzenie z tobą wzięłam ich kilka. Mówili że nie pamiętasz nic,
wydawało mi się, że może one pomogą ci jakoś. – mówiła Asia
-Czemu tata nie przyjechał?
Asia posmutniała, uśmiech zastąpił zakłopotanie.
-Co się stało? – mówił Tomek
-Miał zawał serca. Cała ta sprawa zrobiła z niego kłębkiem nerwów,
teraz to wyszło. Tydzień temu miał atak, w ostatniej chwili udało się
go uratować. Nie wie jeszcze, że odnalazłeś się. Nie chciałam mu
dostarczać teraz więcej emocji co mogło by źle wpłynąć na jego stan
zdrowia. W dodatku... – Asia przerwała mówić
-Co się jeszcze stało? – prosił Tomek
Asia przez chwilę milczała.
-W dodatku Stefan, tata Oliwi zmienił się. Coś jakby wstąpiło w niego.
Odmienił się o 180 stopni. Obarcza ciebie za to co się stało. To on
chyba swoją osobą sprawił, że jesteś poszukiwany jako podejrzany a
nie jako zaginiony. Nie wiem jak to się skończy, ciągłe kłótnie z nim.
Tata wszystko to gromadził w sobie, zamknął się wewnątrz siebie.
Cały ten stres przelał się na jego zdrowie. Teraz wylądował w
szpitalu. – powiedziała smutno mama Tomka
Tomek spuścił głowę. Wszystko to sprawka Kalasaka. Pewnie to on
swoją wiedzą i mocą nakłonił tatę Oliwi do takich kroków. Za wszelką
cenę by tylko zniszczyć go. Wie więcej niż on co może nastąpić, wie,
że jeżeli w jeden sposób nie może osiągnąć wykorzysta każdą inna
sytuację by dopiąć swego. Skoro nie mógł zniszczyć do wówczas na

197
drodze gdyż był chroniony przez opiekunów duchowych to wybrał
inny cel. Oliwię potem rodzinę jej i na końcu jego najbliższych. Po co
się wysilać skoro zamierzony cel można cicho i stopniowo osiągnąć.
Można zniszczyć człowieka materialnie skoro nie można zniszczyć go
duchowo. Można zadać o wiele gorszy ból myślami niż wbijać sztylet
w jego ciało. Jest tak wiele możliwości, a teraz Tomasz czuł się sam.
Musiał sam podołać temu, zmierzyć się z własnym losem, bólem i
cierpieniem. Słowa Asi były jak sztylet wbite w jego serce, a ból jaki
doznał jest gorszy niż rana cięta.
-To wszystko moja wina, na to wynika, ale ja nie spowodowałem tego
wypadku. Co ja mogę teraz zrobić ? – powiedział smutno Tomek
-Najważniejsze, że wraca ci pamięć. Musisz ją odzyskać to jest teraz
najważniejsze. Może to pozwoli sądowi inaczej sądzić o tobie a nie o
uciekinierze. Rozmawiałem chwilę z prawnikiem, który był wcześniej
u ciebie. Skieruje cię na badania to może być dobry argument później
dla sądu. – mówiła Asia
-Zrobią ze mnie wariata. A przecież nim nie jestem. Zresztą sam już
nie wiem kim jestem. To dla mnie za duże obciążenie co się
dowiedziałem. Patrzę na zdjęcia i nie poznaje niektórych osób.
Dlaczego? – mówił Tomek z bólem w sercu, że nadal musi odgrywać
taką osobę a nie siebie samego.
-Tomaszku, często podczas wypadków, urazów ludzie mają
zaburzenia pamięci. Tobie na początku nikt nie pomógł, to się chyba
tylko bardziej utrwaliło. Będzie dobrze, odzyskasz pamięć a potem
wszystko zacznie się układać. Zobaczysz. – powiedziała Asia i znów
wzięła jego dłoń w swoje ręce
Tomek spojrzał na jej ręce i delikatnie ścisnął na znak, że rozumie co
mówi do niego.
-Nie możesz się poddawać. Masz rodzinę która cię kocha, która
pamięta o tobie i chce byś cały zdrów wrócił do domu. To jest teraz
najważniejsze. Wszystko będzie dobrze. – powiedziała pocieszająco
mama Tomka.
-Będzie dobrze, mam nadzieję. – powiedział cicho Tomek

198
-Mówili mi, że zostałeś postrzelony. Nic ci nie grozi? – pytała
Tomasz spojrzał na ramię. Opatrunek był utwierdzony pod ubraniem i
nie było go widać. Czuł co jakiś czas lekkie ukłucia a najgorzej jak
chciał gwałtownie poruszyć ręką wówczas czasami ból dawał się we
znaki.
-No tak. Tego się nie spodziewałem, że kiedykolwiek ktoś będzie do
mnie strzelał. Na filmach to tak wygląda dramatycznie. Jakoś
przeżyje – uśmiechnął się
-Rany czemu musieli do ciebie strzelać. Po co uciekałeś teraz tylko
cierpisz – powiedziała zasmucona mama Tomka
-Po co całą brygadę wzięli do ujęcia mnie. Osaczyli mnie jak wilki by
tylko mnie złapać. Czy ja jestem jakimś cholernym przestępcą ? –
podniósł głos Tomek
Asia z przerażeniem spojrzała na syna.
-Co się dzieje? - powiedziała – Nie poznaję cię. Czy coś ukrywasz
przedemną ?
Tomek zamyślił się na chwilę by odreagować i wypuścić z siebie
narastający gniew do wszystkiego. Uspokoił się po chwili i spojrzał na
Asię.
-Masz rację nie ma sensu się denerwować. Wszystko będzie dobrze.
Asia pogłaskała go po dłoni.
-Jesteśmy z tobą obojętnie co się stanie. Zobaczysz że wszystkie te
nie porozumienia się wyjaśnią i wrócisz do domu, do Oliwi. –
powiedziała z troską
Tomasz spojrzał w oczy mamy. Widział w nich wsparcie dla niego,
zobaczył iskierkę nadziei. Otworzyły się drzwi i pojawił się w nich
jeden z detektywów.
-Przykro mi ale czas na widzenie już się skończył – powiedział
surowym głosem i stał czekając na Asię
Asia wstała i podeszła do Tomka. Nachyliła się do niego dając mu
matczyny pocałunek w policzek.
-Pamiętaj są ludzie którzy cię kochają i czekają na ciebie. Walcz i nie
poddawaj się bo jest o co walczyć – powiedziała mu cicho na ucho

199
-Będę walczył o to. – powiedział cicho do niej Tomek
Detektyw cierpliwie czekał na zakończenie rozmowy. Asia podeszła do
niego i spojrzała mu w oczy. Jednak one były zimne i niedostępne.
Jeszcze na chwilę odwróciła się do syna i spojrzała na jego smutną
twarz.
-Trzymaj się Tomku, wszystko będzie dobrze – powiedziała i wyszła z
pokoju
Detektyw Kowalczyk poczekał aż kobieta się oddali. Zamknął za sobą
drzwi i usiadł luźno naprzeciw Tomka. Przez chwilę patrzył na niego a
potem powiedział.
-I co ? Jednak przypomniała ci się rodzina ? Po co kombinować z tym
wszystkim? – powiedział
Tomek spojrzał na niego i nie wiedział co powiedzieć, wolała poczekać
co powie dalej. Musiał teraz uważać co mówi by słowa wypowiedziane
nie pogorszyły dalej sytuacji. Kowalczyk czekał ale, że nie dostał
żadnej odpowiedzi mówił dalej.
-Ale adwokata udało ci się przekonać bo mnie nie przekonałeś. Dla
mnie jesteś tym który jest na liście gończym. Zostajesz przeniesiony
na oddział szpitala psychiatrycznego. Tam już zbadają cię czy jesteś
tym za kogo się uważasz czy tylko blefujesz. – powiedział bez emocji
Potem nachylił się nad stołem tak by jego słowa tylko trafiły do
Tomka.
-A ja mam nadzieje, że wylądujesz tam gdzie twoje miejsce. Mam
córkę w wieku twojej żony i też bym wiele dał by dopadła cię
zasłużona kara. – wyszeptał do niego
Potem wstał i zawołał funkcjonariuszy, którzy skuli go i wyprowadzili
z pokoju. Poprowadzili go do wyjścia z aresztu. Po drodze spotkał
stojącego w sąsiednim korytarzu lekarza który zajmował się nim.
Rozmawiał z kimś pieczołowicie. Osoba ta była ubrana cała na czarno
i było odwrócona tyłem do przechodzącego Tomka. To była tylko
chwila, ale Tomkowi jakoś znajoma była ta wysoka dobrze
zbudowana postać. Czarny płaszcz i krucze włosy dobrze ułożone,
jakby dopiero co wyszedł z porządnego salonu fryzjerskiego. Gdy

200
chciał zwolnić by bardziej mu się przyjrzeć pchnięto go lekko dając do
zrozumienia by nie stawał. Na dziedzińcu czekała na niego furgonetka
oznakowana służbami więziennictwa. Wszedł z tyłu spokojnie i zajął
miejsce na ławce utwierdzonej do boku. Zamknięto za nim drzwi i
jeden z funkcjonariuszy uzbrojony usiadł koło kierowcy. Zamienili ze
sobą kilka słów ale nie były zrozumiałe dla niego przez grubą szybę
oddzielającą kabinę kierowcy i pomieszczeniem dla przewożonych
więźniów. Po chwili otwarła się brama i samochód wyjechał. Słońce
wpadało przez malutkie okienko z boku samochodu. Tomek siedział i
wpatrywał się w nie. Czy to jego ostatnie promienie słońca które
widzi? Najrozmaitsze myśli teraz wpadały mu do głowy, powstał
jeden chaos. Znów spróbował skoncentrować się na swoich mocach,
najpierw się uspokoić wewnętrznie by potem może odnaleźć
zatracone zdolności. Im głębiej się zanurzał w wyciszenie umysłu tym
bardziej narastało buczenie w głowie, które całkowicie tłumiło spokój
w nim. Próbował dalej , kroczek po kroczku ale im dalej podążał tym
szum stawał się coraz bardziej nie do zniesienia aż poczuł silny ból w
głowie. Przerwał natychmiast kolejna nie udaną próbę. Głowa opadła
mu bezsilna. Co jest grane? Co oni ze mną zrobili? Nasuwały się
pytania Tomkowie w głowie. Wtedy oświeciło go. Ta osoba, ubrana na
czarno w korytarzu w więzieniu to ta sama jaką spotkał na ulicy gdy
policja chciała go zatrzymać. Tak to ona stała w cieniu, ona miała
jakiś wpływ, że wprowadziła u niego dezorientację, szum w głowie i
nie mógł się ochronić. Tylko kim ona jest? To nie Kalasak, tego by
wyczuł z daleka. Pewnie jakiś jego sługa z umiejętnościami tłumienia
albo wnoszenia chaosu do głowy maga. Teraz pewnie z tą kroplówką
podali mu coś podobnego, że nie może skupić się na jednej rzeczy.
Dodatkowo słyszał słowa jak rozmawiali, że środek będzie działał
jeszcze parę dni. Więc z tego wynika, że podadzą mu go znów albo
zastosują inne środki. Tylko jakie? Może jego organizm szybko
poradzi sobie z wydaleniem naturalnie środków jakie mu podali. Może
będę szybszy zanim mi je podadzą kolejną dawkę. To jest szansa
pomyślał Tomek. Może kolejne próby mojej koncentracji będę w tym

201
pomocne, by jak najszybciej pozbyć się tego świństwa z organizmu.
Więc to tylko forma blokowania mnie, nic nie utraciłem, to tylko
niedoskonałości ludzkiego ciała pozwalają zastosować środki
chemiczne by przyćmić zdolności. Szukał w pamięci rozmów z
Ilmarunem, jakiś wskazówek które mogły by mu jakoś pomóc. Lecz
im dalej szukał tym nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy a
tylko szum pojawiał się ponownie w głowie. Widząc, że nic innego nie
wymyśli postanowił co jakiś czas próbować wejść w stan medytacji i
pustki umysłu tyle na ile pozwala mu ból. Przecież jakiś musi być
sposób na to wszystko. Wszystko co stworzone przez człowieka
można odwrócić. Gdy poczuł się dość na siłach postanowił kolejny raz
spróbować oczyszczenia umysłu. Jednak i tym razem skończyło się
fiaskiem i pozostał straszliwy ból głowy, że prawie rozsadzało mu
głowę od wewnątrz. Ból nie do zniesienia, aż piekły go gałki oczne a
kark zesztywniał. Musi robić większe przerwy między kolejnymi
próbami by nie dostać jakiegoś nieodwracalnego uszczerbku na
zdrowiu. Wpatrywał się w małe okienko przez które tylko widział
przesuwające się korony drzew. Powoli ból ustępował. Furgonetka
wjechała na plac szpitala psychiatrycznego. Gdy wyszedł na zewnątrz
oślepiające słonce wpadło w oczy. Przymrużył je na chwilę by się
przystosowały szybko do otoczenia. Wprowadzono go do głównego
korytarza, gdzie przez chwilę stał z nim jeden ze strażników a drugi
poszedł do dyżurki podać papiery związane z nim. Potem
zaprowadzona go szerokim korytarzem do jednego z oddziałów.
Pojawiły się kraty na korytarzach i zamykane na klucz pokoje. Po
drodze doszedł jeden z tutejszych lekarzy, który spojrzał tylko na
Tomka i się uśmiechnął. Tomek przez chwilę zastanowił się czy ten
uśmiech jest przyjacielski czy raczej z pogardą do niego. Parę słów
zamienił ze strażnikami i poprowadził ich do pokoju gdzie miał być
ulokowany Tomek.
Jeden za strażników wybrał klucz by otworzyć drzwi z numerem 15.
Otwarł drzwi i zrobił miejsce by mógł wejść Tomek. Spojrzał przez
chwilę na lekarza a ten tylko uśmiechem zaprosił go do środka. Nie

202
odezwał się nic Tomasz i wszedł spokojnie do środka. Drzwi zamknęły
się za nim i usłyszał za sobą szczęk zamka potwierdzający, że znów
został zamknięty. Pokój był niewielki, białe ściany na których były w
niektórych miejscach popisane jakieś teksty, lub wyryte nieznane
znaki. W środku znajdowały się dwa łóżka, wręcz można powiedzieć
prycze na sprężynach. Jedno z nich używane przez kogoś, kogo nie
był obecny teraz w pomieszczeniu. Porozrzucana pościel, pozwijana
niedbale wskazywały na człowieka, który może źle sypia, albo w
napadach złości wyżywa się na czym popadnie. Drugie łóżko było
wolne, pewnie dla niego. Poukładana pościel składająca się z
prześcieradła, wygniecionej poduszki i kołdry w formie koca w
poszewce. Przy drzwiach znajdowała się toaleta składająca się z
muszli klozetowej i obok małej umywalki z cieknącym kranem. Okno
zaś wyżej umieszczone niż standartowo, mniejsze również od
normalnego okna niż w domu. Podszedł do niego i wyjrzał przez
szybę, by jaki widok rozpościera się za nim. Był widoczny podjazd
pod szpital psychiatryczny i stający nadal samochód więziennictwa.
Nieopodal zamknięta brama a w około wysoki na ponad 2 metry mur.
Tomek złapał za klamkę i próbował przekręcił by otworzyć okno. Na
daremnie, była solidnie zablokowana by nie dało się otworzyć je. Ze
złości walną ręką w szybę ta tylko tłumionych dźwiękiem oddała mu.
Szyba była zbroja, tak by nie dało się jej zbić od środka.
Zrezygnowany Tomek usiadł na wolnym łóżku. Spojrzał na drzwi a
potem w górny róg pokoju. Znajdowała się mała kamera skierowana
do wewnątrz pokoju, a mała czerwona lampka sygnalizowała, że jest
cały czas obserwowany. Zdjął buty i wyciągnął się na łóżku. Ręce
podłożył pod głowę i wpatrywał się w sufit, który był nie zabrudzonym
miejscem w pomieszczeniu. Przymknął oczy, by zabić widok jaki go
otaczał. Znów spróbował wejść w stan spoczynku umysłu i powoli
próbując się wyciszyć. Wszystko przebiegało jak należy, lecz do
pewnego momentu, kiedy szum znajomy wypełnił jego myśli. Nie
poddawał się, jeszcze bardziej skupił się, a szum pogłębił się jeszcze
bardziej. Poczuł jak coś ściska jego głowę tak mocno, że pomyślał, że

203
za chwilę mu eksploduje. Otworzył zdyszany oczy kolejną porażką.
Wokół nosa poczuł coś ciepłego, sięgnął ręką by sprawdzić co to jest.
To krew od wysiłku skupienia a może od wszędobylskiego szumu i
chaosu jego myśli musiał spowodować pęknięcie jakieś małej żyłki w
nosie. Wytarł krew ręką, która na szczęście chwilowo widocznie
poleciała. Wstał i przemył w umywalce rękę z krwią a potem cała
twarz. Na małym plastikowym wieszaku obok umywalki wisiał mały
ręcznik, lecz jego brud odrażał Tomka by wytrzeć twarz w to coś.
Wytrzepał ręce z ociekającej wody i znów położył się na łóżku. Musiał
próbować, musiał, może znajdzie odpowiedni moment pełnego
wyciszenia. Wówczas stosując metodę Archeusa oczyścił by swoje
wszystkie ciała ze specyfiku płynącego w jego żyłach.
Po niespełna pół godzinie otwarły się drzwi. Tomek lekko podniósł się
na dźwięk klucza w zamku. Postawny facet w białym stroju stanął w
przejściu, potem ustąpił miejsca osobie która weszła do środka. Był to
mężczyzna w wieku może około 50 lat. Prawie łysy i wąsem pod
nosem. Wszedł i nie patrząc na Tomka zajął swoje miejsce na łóżku.
Zwinął się w kłębek, jednocześnie odwracając się plecami do niego.
Tomek początkowo chciał się przywitać ale widząc podejście
pensjonariusza do niego odechciało mu się odzywać. Znów spojrzał
na sufit i zastanawiał się co on tu robi? Nie wytrzymał po chwili,
podniósł się i usiadł na łóżku. Patrzył na małego człowieczka
odwróconego do niego. Już miał coś powiedzieć gdy ten nagle zerwał
się ze swojej pozycji. Usiadł gwałtownie wpatrując się w Tomka.
Chłopak nie odezwał się tylko patrzył w oczy mężczyzny. Były jakby
zaszklone, wręcz matowo – mleczne. Dziwne, bardzo dziwne, przeszła
mu tylko myśl, że może ma formę jaskry. Jednak jego wzrok był
bardzo przenikliwy, wręcz czuł jakby wbijały się w niego jego
spojrzenie. Znieruchomiał.
-Znów przysłali mi ciebie ? – rozpoczął rozmowę nieznajomy
-To znaczy kogo? – odpowiedział pytaniem Tomek
-Szpiega. Jesteś szpiegiem, wiem to. Wszystkich tu do mnie wysyłają
by poznać moje tajemnice. – mówił

204
-A miej swoje tajemnice. Nic mnie one nie interesują. – odpowiedział
krótko i stanowczo Tomasz widząc jak odnosi się do niego mężczyzna
-I tak nic się ode mnie nie dowiecie. Nic. Ani ty, ani moja żona. –
roześmiał się w twarz Tomkowi – Jesteś tylko szpiegiem by wykraść
moją tajemnicę. Nic z tego zabiorę ją do grobu. Nikt się nie dowie o
niej, o tym miejscu.
-Powaliło cię człowieku ? W dupie mam twoje tajemnice. – powiedział
z pogardą Tomek
-Ha a jednak mówisz, że jestem chory? To co ty tu robisz ? Może
przyszedłeś odpocząć, co? – mówił dalej – A jakie ty masz tajemnice?
Nooo opowiedz mi o nich, opowiedz.
-Nic ci nie będę mówił kretynie. Chciałem się tylko przywitać, nic
więcej, ale już mi się odechciało cię poznania. – powiedział Tomek i
położył się z powrotem na łóżku.
Człowiek ja siedział tak siedział cały czas. Siedział i wpatrywał się w
Tomka, próbując go prześwietlić na wylot. Ten jego wzrok był tak
przenikliwy, że wręcz Tomek czuł jak przenika go na wskroś przez
plecy. Odwrócił się do niego na chwilę a ten jak zaklęty nadal
wpatrywał się w niego i neutralną miną. Zaczynało go to wkurzać,
usiadł na łóżku i podwijając nogi pod siebie wpatrywał się w drzwi.
„Przecież przy takich debilach to normalny człowiek mógł zwariować”
myślał Tomek do siebie. Co chwila spojrzał ukradkiem na
współlokatora pomieszczenia a ten nieprzerwanie patrzył w jego oczy.
„To jest wszystko chore” – myślał – „trzeba się stąd jak najszybciej
uwolnić”. Postanowił nie zwracać uwagi na mężczyznę, uspokoił się,
wstał i zaczął wyglądać przez okno. To było dla niego azylem, widok z
okna na normalny świat.
Znów otwarły się drzwi i weszło 3 pielęgniarzy. Prawie wypełnili pokój
swoją obecnością. Za nimi wszedł lekarz z dziwnym uśmiechem, który
odprowadzał go do pokoju. Skinięciem głowy dał znak pomocnikom,
którzy szybko skierowali się w kierunku Tomka. Złapali go i rzucili na
łóżko, tak by nie mógł się ruszać.
-Co jest? Co chcecie odemnie? Jakim prawem to robicie? – wrzeszczał

205
Tomek
Podszedł powoli do niego lekarz. Wyjąć strzykawkę i mały flakonik z
jakąś kolejną miksturą.
-Podam panu coś na uspokojenie a potem przejdziemy się na
rozmowę. – powiedział z uśmiechem na twarzy
-Co mi chcesz podać ! Ja nic nie chce ! Dobrze się czuję – wrzeszczał
Tomek
Współlokator ożywił się jak małpa. Zaczął skakać na łóżku, ciesząc się
jak dziecko przy tym.
-Dopadli cię. Hahaha dopadli teraz już im nie uciekniesz. Wyśpiewasz
wszystko. – krzyczał uradowany
Lekarz odwrócił się do niego i spojrzał surowo w jego oczy. Ten jak
potulny skulony pies zwinął się w kłębek na swoim łóżku, jednak co
chwilę uśmiechając się zaciekle w kierunku Tomka. Lekarz napełnił
strzykawkę i podszedł do Tomka.
-Spokojnie, im mniej się będziesz wyrywał tym lepiej dla ciebie. –
powiedział lekarz do niego
-Spadaj ! – krzyknął Tomek i jednocześnie jedną wolną nogą kopnął
w brzuch.
Ten pod wpływem uderzenie przeleciał przez pomieszczenie i
wylądował na muszli klozetowej. Potem ugryzł jednego z pielęgniarzy
aż zawył z bólu, popuszczając uścisk. Wykorzystał to Tomek,
oswobodził jedną rękę i mocno z pięści walnął w szczękę drugiego.
Zawirowało mu w głowie, tak że też uwolnił drugą rękę Tomka, którą
trzymał. Z trzecim już było łatwiej mając wolne ręce, wpił kciuka tuż
za uchem, gdzie znajduje się bolesne miejsce człowieka. Ten z
wyciem padł na ziemię. Tomek zerwał się na równe nogi, waląc
pięściami w koło powalając powstających pielęgniarzy. Na drodze
stanął mu lekarz ze strzykawką w ręku. Silnym ciosem z pięści
powalił go znów na ziemię. Wypadł na korytarz jak rozwścieczony
byk. Rozejrzał się, gdzie ma uciekać. Jedno mu przyszło do głowy,
tam skąd go przyprowadzili. I to pewnie był błąd jego, ale teraz nie
zastanawiał się nad tym. Z plecami usłyszał gwizdek. To jeden z

206
pielęgniarzy sięgnął do kieszeni dając znać innym, że jest sytuacja
awaryjna. Dźwięk wibrujący przechodził korytarz i pewnie z pół
budynku na wskroś. Już pędził, widział drzwi do których miał dobiec.
Jeszcze kilka metrów. Rozpędził się by jak najszybciej otworzyć je.
Nagle w ułamku sekundy otwarły się gwałtownie przed nim drzwi z
innego pomieszczenia, tak gwałtownie, że Tomek nie zdążył ich
ominąć i prosto wylądował na nich. Na nieszczęście walnął prosto
twarzą w nie a z nosa znów poleciała krew. Śliska posadzka zrobiła
resztę, stracił równowagę i oszołomiony przewrócił się. Zamroczony
złapał się za bolący nos i płynącą jego krew. Pewnie ponownie
uszkodziła się jakaś żyłka w nim, ale teraz krew wręcz go zalewała.
Gdy przytłumionym wzrokiem spojrzał na drzwi do których bieg już
poczuł jak dwóch innych pielęgniarzy go trzymało. Usłyszeli gwizdek i
natychmiast skoczyli na znak, że coś się dzieje. Nie odpowiednie
miejsce i czas sprawił, że Tomek wpadł na drzwi, które gwałtownie
otwarli. Po chwili dobiegł do nich zmachany lekarz i pozostali
pielęgniarze. Przycisnęli go mocno do posadzki a lekarz wbił igłę w
żyłę na jego lewym przedramieniu. Tomek poczuł lekkie pieczenie a
potem wzrok rozpłynął się. Obraz stał się rozmyty a dźwięki jakie
dobiegały do niego były przytłumione, wyciągnięte. Niektóre słowa
dało się zrozumieć, pojedyncze słowa. Dwóch pielęgniarzy wzięło
Tomka pod pachy i ciągnęli go posadzce w kierunku drzwi do których
chciał dopiec. Większość mięśni odmówiła posłuszeństwa a
szczególnie nogi, których prawie nie czuł. Próbował nimi zawładnąć
by choć starać się normalnie iść lecz to było gorsze niż wrzucanie
węgla do piwnicy. Potem odmówiły posłuszeństwa mięśnie rąk a na
koniec karku. Głowa opadła i zwisała swobodnie. Tylko oczy miał
przytomne, widział próg drzwi, kafelki na podłodze, jakąś plamę
rozlaną kiedyś na posadzce. Wszystko pływało przed oczami i na
chwilę obraz stawał się wyraźniejszy by przez na moment dostrzec
jakiś szczegół na podłodze. Jednak i one opadły z sił i powieki
zasłoniły mu cały obraz. Dźwięki odpłynęły gdzieś daleko, że prawie
już nic nie docierało do jego mózgu, aż w końcu zapadła cisza.

207
Tomek oprzytomniał nagle. Wstrząsnął głową by jak najdalej być od
zapachu wydobywającego się z ampułki jako mu podali pod nos.
Sprawiła ona, że przez jego nerwy w mózgu przeszło jak strzała prąd
elektryczny włączając urządzenie. Gwałtownie otworzył oczy i złapał
głęboki oddech jakby przed chwilą nurkował z 10 minut pod wodą.
Szybko ogarnął wzrokiem otoczenie w jakim się znajdował, wzrokiem
wystraszonego dzikiego zwierzęcia złapanego w pułapkę przez
prześladowców. Po chwili znacznie spokojniej rozejrzał się w koło. Był
w gabinecie lekarza. Siedział na krześle a ręce miał przyczepione
rzepami do oparć. Siedział naprzeciw szerokiego drewnianego biurka
w kolorze brązowym na którym walały się stery najróżniejszych
papierów. Na rogu biurka stał płaski monitor komputera, zaś
klawiatura była odsunięta i brudna, widocznie mało wykorzystywana.
Pielęgniarz, który podał mu środek pobudzający cofnął się i stanął w
rogu pokoju koło segmentu wypełnionego najróżniejszymi książkami.
Za stołem siedział lekarz, który wcześniej przyjmował go na oddział i
ten sam, który później robił mu zastrzyk z środka uspokajającego.
Rozsiadł się wygodnie w swoim wytartym skórzanym fotelu i tą samą
miną, zdradliwego uśmieszku patrzył na Tomka.
-Dzień dobry panie Tomku. – powiedział spokojnie
Tomek nic nie odpowiedział, tylko czekał na dalszy przebieg
wydarzeń.
-Jestem doktor Malikowski i chyba wie pan po co pan przybył do nas.
– powiedział a po chwili mówił dalej – No dobrze może przypomnę
panu. Więc tak – tu otworzył teczkę z aktami Tomka, szybko je
przejrzał – Jest tu pan w celu oceny pańskiego zdrowia psychicznego,
a w szczególności zbadania czy faktycznie ma pan zaburzenia
pamięciowe czy też dolega panu coś innego, a może też jest pan
dobrym aktorem i nic panu nie dolega.
Tomek nadal siedział i nic nie odzywał się, bo już miał powoli dość
tego monologu o jego stanie zdrowia.
-Widzi pan, często dramatyczne sytuację oddziaływujące na człowieka
mogą go zmienić diametralnie. Spokojny człowiek staję się bestią a

208
inni zaś zamykają się w sobie w swoim wirtualnym świecie. Z tego co
widzę, miał pan wypadek samochodowy w którym bardzo ucierpiała
pańska żona, której pan podobno jej nie pamięta. Prawda?
-Prawda. Znam tylko swoje imię i nie wiele pamiętam z przeszłości. –
odpowiedział sucho Tomek
-Skąd zna pan swoje imię? – pytał lekarz
Tomek zawachał się na chwilę.
-Nie wiem. Po prostu wiem i tyle.
-A co jeszcze pan wie o sobie ?
-Że pozbawiliście mnie wolności.
-Hmmm, więc w takim razie proszę mi opowiedzieć co się z panem
działo po wypadku?
-Jakim wypadku? – teraz to Tomek zadał pytanie
-Pańskim. – odpowiedział zwięźle Malikowski
-Ostatnią jaką rzeczą pamiętam, to, że obudziłem się z bólem głowy.
-W którym miejscu był ów ból? – lekarz tylko zadawał podchwytliwe
pytania
-Z lewej od strony czoła. A to ma jakiś związek?
-Może. I co dalej się działo? Gdzie pan się obudził, co robił dalej?
-U pewnych państwa w ich domu w jakieś wiosce. Nie pamiętam
nazwy miejscowości. Wiem, że nazywają się Kowalscy. On ma koło 65
lat a jego żona może trochę młodsza. Powiedzieli, że znaleźli mnie na
ich łące i że byłem nieprzytomny. Jechali po drewno do lasu i znaleźli
mnie koło polnej drogi na ich łące.
-I co dalej? Nie przerywaj.
-Nie wiem ile byłem u nich. Może z tydzień, chyba nie więcej, albo
może to było krócej nie pamiętałem nic oprócz swojego imienia. Nie
miałem żadnych dokumentów ani żadnej rzeczy osobistej. Potem
odszedłem od nich.
-Dlaczego nie zgłosiłeś się do lekarza, może na policję. Przecież
pomogli by ci ustalić twoją tożsamość?
Tomek zastanawiał się nad odpowiedzią.
-Nie wiem czemu, coś mi tylko mówiło bym szedł. Skąd mogłem

209
wiedzieć kim jestem, że mam żonę i rodzinę. Po prostu wybrałem się
w drogę.
Lekarza spojrzał znów w akta Tomka i wyciągnął fotografie, której się
bacznie przyglądał.
-A stój mnicha u pana co robi?
-Po drodze zatrzymałem się w klasztorze w Poznaniu. Gdzie
przebywałem kilka dni, wierzyłem, że Bóg mi pomoże w znalezieniu
tym kim jestem. Jednak widocznie nie wysłuchał moich słów. Bracia
dali mi strój gdyż powiedzieli, że może kiedyś mi się przyda.
-Tylko dziwne, że dali ci ich strój. Zresztą trochę odmienny od jakich
znam. Ten nie wygląda na współczesny i ciekawe dlaczego nie dali
tobie zwykłych ubrań tylko ich habit.
-Tego nie wiem dlaczego tak postąpili. Nie wiem co było ich zamiarem
dania mi tego stroju, ale podziękowałem im za to, bo to była pierwsza
rzecz jaką dostałem od kogoś w pomocy.
-Panie Tomku co ma pan do ukrycia przed światem?
-Nie rozumiem. – odpowiedział zdziwiony Tomek
-Nie mówi pan szczerze, taka jest prawda. Znacznie więcej pan wie
ale nie chce tego powiedzieć. Dlaczego?
-Nadal nie rozumiem do czego pan zmierza teraz?
-Ma pan sny jakieś?
-Czemu pan pyta o moje sny?
-W snach często powracają byłe wspomnienia, przeszłość to co teraz
nie pamiętasz.
-Nie, nie ma żadnych snów. Z resztą źle sypiam od tamtego czasu.
-Jak to bym pan określił bardziej dokładniej?
Tomek znów zastanawiał się co ma powiedzieć, bo jak na razie
widocznie źle wypadł w oczach wprawionego lekarza znającego na
wylot psychikę człowieka.
-Często się budzę spocony, wystraszony jakby mnie coś otaczało ze
wsząd. Często czuję potem czyjąś obecność, nie widzę jej ale czuje,
że jest coś koło mnie. Nie umiem chyba tego lepiej określić.
-Tak, tak – powiedział cicho lekarz pod nosem

210
-Kiedy wyjdę stąd?
-Spieszy się gdzieś?
-Nie ale drażni mnie tą już rozmowa. Czuję się jak w pułapce – tu
spojrzał na ręce unieruchomione.
-Było by lepiej gdyby pan poszedł z nami po dobroci a nie od razu
wyrywał się nam. Chciałem podać wcześniej panu lek uspokajający,
który może odblokowywać pamięć utraconą. No cóż wybrał pan
ucieczkę i musiałem inaczej postąpić.
-Dziwi się pan mnie? Najpierw cały oddział policjantów ściga mnie po
mieście, potem podali mi coś, że głowę chce mi rozerwać, a na koniec
pan coś innego chciał mi podać. To chyba normalne, że odruchowo
chciałem ucieczki.
-Nie jesteśmy tutaj by kogoś krzywdzić, tylko pomagać. Ja po części
pana rozumiem, że wiele panie Tomku przeszedłeś, ale proszę
uwierzyć, że tylko chcemy pomóc i określić stan pana zdrowia. –
mówił lekarz
-I jaki jest pana doktora werdykt w mojej sprawie? – zapytał Tomek
-Czy to takie ważne dla pana? – oddał pytaniem
-Co sądzi pan o mnie?
-Nic. Wiele miałem przypadków podobnych do pana, choć muszę
przyznać, że pana jest trochę odmienny i do głębszej analizy.
-Analizy?
-Tak. Pozostanie pan u nas trochę dłużej, chyba to lepsze niż
pozostanie w więzieniu.
-Dla mnie prawie żadna i tak tu czy tam jestem zamknięty pod
kluczem. Tam bym miał towarzystwo bandziorów, morderców tu mam
za to debili jakiś.
-Może i debile wg pana oceny, jak dla mnie to pacjent taki jak pan. –
odpowiedział sucho lekarz
-No tak. – odpowiedział cicho Tomek
Wszystko to Tomka przytłaczało, zniewolało jego wolność, wszystko
co się dzieje dla niego z jednej strony było nie pojęte z drugiej zaś
rozumiał znaczenie, że tak właśnie musiało być, tylko, że nie widzi

211
krok na przód. Ten lekarz może faktycznie nie chce mu zaszkodzić
tylko pomóc, ale w czym może on mu pomóc? Przecież dobrze wie, że
gra wariata i nie jest nim. Jeżeli to da po sobie okazać, odeślą go do
więzienia. Może podczas kolejnego transportu udało by mu się uciec,
ma jeszcze 3 dni do spotkania z braćmi. A co będzie jak w tym czasie
nie będą chcieli go przetransportować? Sam Malikowski mówił, że
jego przypadek jest inny, albo dobrze gra i nie potrafi go jeszcze
rozszyfrować, albo wyczuwa w nim już zagubienie i kłamstwa i tylko
na coś czego. Siedział spokojnie i przymknął oczy, błogi stan spokoju
w jednej chwili go opanował i było coś zadziwiającego. Nie było
chaosu, szumu jaki miał pod wpływem specyfiku podanego w izolatce
więziennej.
-Mogę o coś spytać? – zapytał lekarza
-Jasne.
-Jaki podaliście mi środek uspokajający?
-Czemu o niego pytasz?
-Źle się czułem bardzo jak mi podaliście ale jednocześnie teraz czuje
się lepiej po nim, bo nie mam tego upierdliwego bólu głowy jak
wcześniej.
-To silniejsza odmiana leku uspokajającego, fakt że trochę inaczej
przyjąłeś jego działanie i możliwe, że bardziej działa jako mocna
tabletka przeciwbólowa na głowę.
-Aha. – powiedział Tomek – W końcu mnie trochę głowa przestała
boleć. Jak będzie mnie bolała głowa znów silnie, mogę dostać taki
zastrzyk?
-Nie. Po którym razie pewnie rozerwało by panu głowę. – powiedział
Tomek
Tomek siedząc przymocowany do krzesła rzepami samoprzylepnymi
znów na chwilę zamknął oczy by poczuć siebie. Na chwilę skierował
uwagę na rzepa trzymającego jego lewą rękę. Poczuł, że czuje go
swoimi myślami, zagłębił się w jego strukturę, a potem powoli siłą
woli pociągnął go do góry. Rzep delikatnie puścił, delikatnie oderwał
się może jednym centymetrem do góry. Tomek szybko otworzył oczy

212
i spojrzał na lekarza, czy ten nie zauważył tego. Jednak Malikowski
grzebał w jakiś porozrzucanych papierach, a gdy znalazł kawałek
czystej kartki coś zaczął na niej pisać. Więc nie zwrócił na to uwagi,
to dobrze, ale jak go namówić by podawał mu ten lek. To może być
przepustka do wolności. Środek uspokajający jaki mu dał widocznie
blokuje, środek, który wywołuje w nim chaos i ten nie znośny szum w
głowie.
-„Wiem co muszę zrobić, mam pomysł” – pomyślał Tomek
-Przepisze dla pana leki jakie będzie pan miał podawane. Jutro też
przeprowadzimy kolejne badania.
-Jakie badania?
-By określić stopień zaniku pamięci. W większości przypadków np.
nagłych wypadków takich jak u ciebie, pamięć powraca w miarę
szybko. Czasami parę dni czasami tygodni. U ciebie to już trwa dłużej
bo to już kilka miesięcy, choć i tak bywa czasami. – odpowiedział
lekarz
-Aha. Rozumiem. To znaczy, że to może być trwały uszczerbek na
mojej pamięci?
-Mam nadzieję, że nie. Dobrze by było jeżeli byłby pan z otoczeniu
rodziny, znajomych, własnego domu to jest dodatkowy bodziec na
pamięć. Niestety to jest teraz nie możliwe, bo jak widzę z akt jest pan
podejrzany o spowodowanie wypadku. Wiec musimy się tutaj z tym
uporać.
-Ile to potrwa?
-Tyle ile będzie trzeba. Na dzisiaj wystarczy. Pielęgniarz pana
odprowadzi do pokoju. Proszę już nie uciekać bo tym samym,
pogorszy jeszcze bardziej pan swoje stanowisko. Dobrze ? – spytał
lekarz
Tomek nic się nie odezwał tylko skinął głową. Lekarz dał znać
pielęgniarzowi by ten uwolnił Tomka i zaprowadził go do pokoju.
Wcześniej najpierw wyszedł na chwilę na zewnątrz by zawołać tak
stojących na korytarzu dwóch kolejnych pomocników. Jeden z nich
podszedł do Tomka i uwolnił go zapięć. Tomek odruchowo

213
rozmasował nadgarstki i spojrzał na Malikowskiego. Ten tylko siedział
znów wygodnie w swoim fotelu i znów dziwnie się uśmiechał. Tomek
wyszedł z gabinetu i powoli w obstawie trzech pielęgniarzy szedł ku
swojemu pokoju. Nogi nadal miał trochę zwiotczałe, choć szedł w
miarę prosto i stabilnie, to czuł się tak jakby ich nie miał. Dziwne
uczucie od tego leku uspokajającego. A może to był objaw uboczny
jego na działanie środka podanego mu w więzieniu. Szedł więc powoli
po drodze bacznie nie postrzegalnie dla innych przyglądał się
wszystkiemu. Szerokość korytarza, rozmieszczenie tabliczek na nich.
Jakie zamki w drzwiach, rozmieszczenie kamer, gdzie okna nie mają
krat, wszystko co mogło by się w przyszłości mu przydać podczas
ucieczki. Czasu miał coraz mało a był teraz sam i nie mógł liczyć na
nikogo więcej, ale miał plan. Po kilku minutach już był u siebie. Drzwi
zamknęły się za nim i znajomy szczęk zamka mu przypomniał, że
został ponownie zamknięty. Jego współlokator siedział na łóżku i
przyglądał mu się z uwagą. Tomek usiadł i spojrzał na niego.
-I co z tą twoją tajemnicą ? –zapytał go
-Nic ci nie powiem. Im też nic nie powiem. Teraz już wiem, że jesteś
szpiegiem by wykraść moją tajemnicę.
-Tak jasne. Jestem tu by ci ją zabrać. Coś ty człowieku sobie ubzdurał
z jakąś tajemnicą?
-To nie mój wymysł. Ja to wiem ale nikomu nie powiem. – uparcie
mówił współlokator
-Jak masz na imię? – zapytał Tomek
Ten trochę zaskoczony zmianą tematu szybko rozejrzał się po pokoju
czy nikt go nie podsłuchuje. Potem zerknął na kamerę i powiedział
cicho.
-Marcin. Tylko nie mów nikomu. Ok?
Tomek nachylił się do niego i powiedział mu na ucho.
-Dobra teraz twoje imię to będzie moja tajemnica. Nikomu nie
powiem.
Marcin uśmiechnął się trochę.
-Mam nadzieję, bo jak powiesz komuś to już nic więcej ci nie powiem.

214
-Dobra. Nie ma sprawy.
Tomek położył się na łóżku i patrząc w sufit. Marcin jeszcze chwilę
przyglądał się Tomkowi w potem usiadł na łóżku z podwiniętymi
nogami, wyciągnął z pod poduszki mały zeszyt i powoli przeglądał go.
Tomek w tym czasie próbował analizować rozmowę u lekarza. Co
mówił on i jak odpowiadał, czy realna mogła być ta rozmowa na tyle
by lekarz faktycznie uwierzył, że ma zanik pamięci, a może już wie,
że kłamie i właśnie w tej chwili wypisuje dokumenty dla prokuratury
stwierdzające poczytalność Tomka. Tego nie wiedział teraz, ale miał
plan. Mały plan, który teraz musiał go uruchomić by nie było za późno
dopóki działa w nim jeszcze lek uspokajający. Zamknął oczy i powoli
wchodził w stan pustki umysłu. Znów obrazy pojawiły się przed nim z
całego dnia. Wróciła rozmowa z Asią jego mamą i lekarzem. Obrazy
stopniowo coraz rzadziej się pojawiały i były coraz krótsze. W
pewnym momencie poczuł ją, poczuł pustkę umysłu. Żadnych myśli,
nic tylko on jego jaźń, sam ze sobą. Miał rację lek uspokajający albo
zabił miksturę z więzienia albo częściowo ją wyłączył. Tego nie
wiedział, ale musiał wykorzystać ten moment. Skupił się na
Ilmarumie. Powrócił jego obraz a potem mentalnie zaczął
poszukiwania go w pajęczynie czasu i przestrzeni. Uchwycił myśl
związaną z nim i po chwili złapał punkt zaczepienia z Ilmarunem.
Skupił się na niej przenosząc się mentalnie jak najbliżej do niego.
Ilmarun stanął obrazem przed nim. Janusz siedział w swoim fotelu i
popijając piwko oglądał telewizję. Gdy podnosił ponownie butelkę
piwa zatrzymał się nagle. Powoli butelkę odstawił na ziemię, a jego
twarz skierowała się do Tomasza. Nic nie mówił choć słowa napływały
jego tonem i były słyszalne dla Tomka w jego głowie.
-„Witam Cię” – odezwał się Janusz
-„Witam Cię” – odpowiedział Tomasz – „Potrzebuję pomocy,
odnalazłem braci lecz zostałem osaczony przez sługi Kalasaka”
-„Masz swoją wiedzę, wykorzystaj ją” – odpowiedział
-„Podali mi coś co całkowicie ograniczyło moją siłę”
Janusz przez chwilę nic nie mówił. Tomasz poczuł jak przeszywa go

215
czyjaś obecność. Rozpoznał ją to była myśl Ilmaruna która przeszła
go na wskroś by rozpoznać blokadę założoną na Tomasza. Jednak w
ułamku sekundy myśl ta znikła, tak nagle jakby ktoś przeciął
połączenie. Ilmarum nadal tkwił tam gdzie był, lecz teraz jego wyraz
twarzy okazywał zaniepokojenie.
-„Uciekaj, jeśli tylko możesz. Ucie....” – słowa też w pół zdania
zostały zerwane a za chwilę obraz rozpłynął się. Zaniepokojenie
pojawiło się u Tomka, poczuł, że coś nie tak jest. Po chwili już
wiedział co. Szum wypełnił mu głowę i nastał chaos niewyobrażalny.
Wszystkie myśli zbiły się w jeden kłębek chcą zawładnąć daną chwilą
umysłu Tomka. To było jak wbicie noża w plecy. Nagły ból podobny
jak wówczas gdy poczuł przeszywającą go kulę pistoletu
wystrzelonego przez policjanta w jego ciało. Chaos i szum wypełniło
każdy zakamarek przestrzeni jego mózgu, woli i myśli. Otworzył
dramatycznie oczy łapiąc się za głowę powstrzymując by mu jej nie
rozerwało na kawałki.
-Aaaaaaaaaaaaaa – wrzasnął
Tomek poczuł jak coś jeszcze mocniejszego wbija się w jego myśli i
powoli roznosi się jak prąd po całym ciele. Krew pociekła mu z nosa.
Spadł z łóżka i upadł na zimną posadzkę. Zakończenia nerwowe
dostały potężny impuls powodując w mięśniach silne drgawki. Tomek
rzucał się po ziemi bezwładnie uderzając się kończynami to raz o
nogę od łóżka to o metalowy stołek. Coś cały czas przeszywało go
niebagatelną siłą, coś z czym nie mógł sobie poradzić. Nie panował
nad sobą, nad myślami i ruchami. Tylko straszliwy ból czuł wszędzie.
-Aaaaaaaaaaaaaa – wrzeszczał jeszcze głośniej bo ból narastał
jeszcze bardziej
Marcin obudził się gwałtownie i rozejrzał się niepokojąco po pokoju.
Zobaczył tarzającego się Tomka po podłodze. Zerwał się na równe
nogi i chciał mu jakoś pomóc, widząc że nic nie może poradzić zaczął
walić w drzwi pięściami wzywając pomocy. Spojrzał znów na Tomka a
ten z zaciśniętymi zębami od straszliwego bólu wygiął się w pałąk i
wyglądał jak za chwilę miał skończyć żywota.

216
-Pomocy !! – wrzeszczał Marcin – Dawajcie tu lekarza. Daaaawajcie
szybko.
Walił pięściami w drzwi pokoju ale tylko echo roznosiło się po
korytarzu. Usiadł skulony w rogu pokoju i zacisnął pięści patrząc na
konającego Tomka. Oczy jego były szeroko otwarte i wyrażały
straszliwe przerażenie jakie go teraz ogarnęło. Nic nie mógł zrobić,
nic. Bał się cokolwiek zrobić, chociaż nie wierzył sobie, że wzywał
pomocy przecież Tomek mógł być szpiegiem, który chce zabrać jego
tajemnicę. Po chwili otwarły się drzwi i wpadło trzech pielęgniarzy.
Dwóch złamało Tomka za ręce i przycisnęli nogi, trzeci zaś musiał
użyć siły by otworzyć jego usta i wcisnąć mu gumowy kawałek pręta.
Po chwili wpadł lekarz dyżurny. Szybko napełnił strzykawkę lekiem
uspokajającym i wbił igłę w żyłę Tomka. Substancja powoli znikała w
ciele pacjenta. Ciało Tomka powoli opadało w spokój. Ustąpiły
drgawki i napięcie mięśniowe. Szczęki poluzowały uścisk gumowego
pręta, które spokojnie wypadło z ust Tomka na podłogę. Lekarz
pochylił się nad nim i przyłożył dwa palce na szyję szukając pulsu.
Poczekał chwilę potem podniósł jedną z powiek by spojrzeć na oko.
Zaświecił mała latareczką by sprawdzić reakcję źrenicy na światło.
Jednak oko nie zareagowało.
-Szybko do sali reanimacyjnej !! Zabrać go szybko – wrzasnął lekarz
do pielęgniarzy.
Dwóch pielęgniarzy chwyciło Tomka pod pachy, trzeci zaś za nogi i
szybko wyciągnięto z pokoju. Sprawnie prawie biegnąc transportowali
nieprzytomnego pacjenta bez pulsu piętro wyżej gdzie znajdowały się
pokoje medyczne. Ominęli windę, gdyż zamiast czekać na nią stracili
by czas na ratowanie Tomka. Pobiegli schodami i w ciągu zaledwie
minuty pacjent leżał na stole do reanimacji. Tam już czekał lekarz w
białym fartuchu gotowy by udzielić pomocy podczas reanimacji.
Tomek poczuł spokój. Nieopisany spokój jakiego nigdy chyba jeszcze
nie zaznał. Nie czuł nic, zero bólu, szumu i chaosu w głowie. To takie
odprężające, takie błogie. Lecz stan ten trwał przez chwilę, gdyż
oprzytomniał duchowo i spostrzegł, że jest niezwiązany z ciałem

217
fizycznym. Nie czuł nóg, rąk, nic nie czuł. Dlatego też nie czuł bólu
fizycznego. Otaczała go ciemność, gdzieś w oddali słyszał czyjeś
głośne rozmowy. Jacyś ludzie głośno mówili do siebie. Głos dobiegał z
dołu. Spojrzał tam odruchowo jak każdy człowiek będąc w ciemności i
gdy usłyszy jakiś dźwięk podąży tam w poszukiwaniu wyjścia.
Zobaczył siebie leżącego na stole reanimacyjnym. Jeden z lekarzy
trzymał za rączki elektrody do elektrowstrząsów, drugi zaś ustawiał
parametry impulsu elektrycznego na aparaturze medycznej. Jeden z
pielęgniarzy trzymał przystawioną maskę tlenową przyłożoną do
twarzy jego. Tomek zrozumiał co to oznacza.
-Nieeeeee tak nie może być !! – wrzasnął z całych sił, aż głos rozległ
się po pustej okolicy astralnej.
-Nie poddam się, tak nie poddam się łatwo. Nie dam ci teraz za
wygraną Kalasak. – krzyczał Tomek – Jestem Aesarel i nic nie
powstrzyma mnie.
Echo rozeszło się znów. To echo było dziwne, gdyż naturalnie nie
roznosi się po świecie astralnym bo nie ma takich tu praw jakie
obejmują na planie fizycznym. Jeszcze raz spojrzał na siebie w dół a
potem podniósł głowę i rozejrzał się po ciemności jakie go otoczyło.
-Jestem !! – krzyknął
Już nie odpowiedziało mu echo lecz skowyczy śmiech czegoś
potężnego. Czegoś co otaczało go zewsząd. To coś było wszędzie,
wypełniało wszystko co możliwe, tylko ta mała przestrzeń pod nim, to
małe jakby okienko światło pokazywało co się dzieje z jego ciałem.
Śmiech przerodził się w drugi potem trzeci innym, aż po chwili jakby
całe otoczenie szyderczym śmiechem po cichu naśmiewało się z
Aesarel.
-Mamy cię. Teraz już nam nie uciekniesz. Jesteś nasz, na wieki.
Przyłącz się do nas albo giń. – usłyszał głos w formie echa
-Sam giń wredny robaku, pasożycie cierpienia ludzkiego –
odpowiedział przez zęby Aesarel.
-Więc sam wybrałeś swój los. – odpowiedziało echo
Tomasz poczuł jak coś zbliża się do niego. Coś powoli ze wszystkich

218
stron powoli go przytłaczało jakby forma prasa ciśnieniowa ciemności
powoli chciała go zgnieść w pułapce. Spojrzał w dół. Lekarze po raz
kolejny robili masaż serca na jego ciele, lecz teraz dostrzegł że okno
widoku na dół powolutku się zmniejsza. Milimetr po milimetrze
kurczyło się do środka zostawiając coraz mniej padającego światła z
dołu. Tomasz skupił się na sobie. Ciemność jest nieprzeciwstawieniem
światła. Ciemność istnieje by równoważyć jasność. Równowaga musi
być zachowana, gdziekolwiek jesteś tak musi być. Nie można zmienić
nie zmienialnych praw wszechświata czy jest to pojedyncza komórka
ludzka czy cały wszechświat. Tak samo to dotyczyło planu fizycznego
jak i innych przestrzeni. Jak i na górze tak i na dole. Prawo przeciw
prawu. Balansowanie, zamiana, niwelowanie jednym w drugie. Ogień
!! tak pierwiastek ognia jest głównym elementem powstawania
światła. Teraz będąc poza swoim ciałem fizycznym mógł bez
problemu panować na tym planie astralnym elementami. Skupił się
na swoim ciele astralnym i mentalnym. Złączył je w całość, myślą i
własną wolą przywołał pierwiastek ognia by skupił się w jego ciele.
Powstała mała iskierka ognia w centrum jego ciała a za moment
wybuchła jak fala bomby atomowej. Rozniosła się po wszystkich
komórkach ciała rozbłyskując na zewnątrz jasnym światłem. Coś co
powoli zbliżało się do niego, coś co go zgniatało powoli zostało
odrzucone na pewną odległość. Nie da się ją wyliczyć w jednostkach
panujących na ziemi. Tu nie ma przestrzeni i wszelkie prawa fizyczne
diabli wzięli. To coś zostało zatrzymane, stało przez chwilę w miejscu
gdy znów powoli lecz znacznie wolniej naciskać na otoczenie Aesarel.
Mag skupił się jeszcze bardziej na rozszerzeniu działania światła,
które znów eksplodowało poszerzając odległość między ciemnością a
nim. Teraz to coś co kryło się w ciemności stanęło na dłużej, by po
chwili wielkim grzmotem wydobyło dźwięk.
-I tak jesteś nasz !!
Teraz nicość ciemności miało już dość poczynań maga. Skupiło
jeszcze większą energię i impetem uderzyło falą złości w maga. Siła
była tak potężna, że dystans ciemności od Tomka zmniejszyła się o

219
połowę. Poczuł Aesarel znów oddech zła na sobie, jak dyszało tuż za
jego plecami jak też wokół niego. Siła była niewspółmierna do działań
maga, jednak nie poddawał się. Spojrzał znów na moment w dół
widząc jak przejście pomiędzy ciemnością a planem fizycznym znów
zmniejsza się i to znacznie szybciej. Nagle w dole pojawiło się coś
znajomego. Świetlista postać stała koło jego ciała. Była to kobieta o
delikatnych rysach, a jej szaty delikatnie falowały wokół niej. Mag
patrzył na nią jakby już ją skądś znał tą postać, bardzo znajoma i
bliska jemu. Nagle powróciło wspomnienie z gór jak lawina o mały
włos nie zabiła go i innych wówczas. To ta sama postać zatrzymała
głazy i ta sama twarz. Przebiegła jedna myśl o niej.
-Mama ! – krzyknął Tomasz w kierunku świetlistej postaci. To głos
małego chłopca, który przed chwilą spadł z rowerku i zdarł kolano
wołając pomocy o najbliższej jej osoby mamie.
Postać spojrzała w górę dostrzegając Tomka. Szybkim i płynnym
ruchem prześlizgła się w małej przestrzeni rozdzielającej ciemność od
dnia codziennego. Stanęła naprzeciw niego i spojrzała delikatnie
uśmiechając się.
-Synku. – powiedziała – Mój kochany synku. Nikt nie zrani mojego
Tomaszka, mamusia jest już przy tobie.
Przytuliła go do siebie. Ciepło biło od niej i przeniknęło ciało Tomka.
Po chwili rozejrzała się widząc zaciskający się krąg ciemności wrogiej
wokół ich.
-Czas wracać gdzie twoje miejsce. Pamiętaj że zawsze cię kocham. –
powiedziała do niego
Nagle jej powłoka rozjaśniła się jak wybuchająca gwiazda. Eksplozja
była tak potężna, że ciemność rozpierzchła się daleko wyjąc.
Jednocześnie mama Tomka chwyciła go za ramiona i jeszcze raz
ciepło przycisnęła, aż nagle mocno cisnęła nim w dół w kierunku jego
ciała fizycznego.
-Jest puls bardzo wyraźny. Mamy go, wrócił. – powiedział jeden z
lekarzy patrząc na aparaturę monitorującą jego odznaki życiowe.
Tomasz złapał łyk potężnego powietrza. Gwałtownie zerwał się ku

220
górze z wyciągniętymi rękoma.
-Mamooooo !! – krzyknął ale już jej nie było i nie wiedział czy
kiedykolwiek ją jeszcze spotka
Lecz nic już nie było nad nim, nie było przejścia tylko sufit a na nim
lampy ostro oświetlające pomieszczenie. Popłynęła łza po policzku
Tomka i padł nieprzytomny na stół.
Tomek powoli ciężkie ołowiane powieki uniósł do góry. Ostre światło
wpadło w oczy przeszywając jego nerw wzrokowy jak sztylet. Szybko
zamknął z powrotem oczy by po chwili znów spróbować otworzyć.
Tym razem udało się to znacznie lepiej. Ostre światło okazało się
lampą zawieszoną na suficie wprost nad nim. Powoli oczy
przyzwyczaiły się do jego blasku, który był nie do zniesienia. Całą
głowę miał ciężką i obrócenie jej w którąkolwiek stronę był
wyzwaniem atlety. Rozejrzał się, była to inna sala w której go
reanimowano. Była znacznie większa, czystsza i nie miała białe
dopiero co wyprane firanki w oknach. Okno było uchylone pozwalając
wpaść trochę świeżego powietrza. Na sali znajdowały się jeszcze dwie
inne osoby. Z prawej leżała starsza kobieta o siwych włosach, zaś z
lewej mężczyzna około 40 lat pracujący na laptopie. Zadzwoniła
komórka jego i szybko odebrał. Coś po cichu mówił by nikt nie
usłyszał albo by może nikomu nie przeszkadzać.
Szybkim krokiem weszła pielęgniarka i podeszła do mężczyzny i
wyrwała mu komórkę rozłączając rozmowę.
-Panie Kowalski, ile to ja razy mam panu powtarzać, że jest pan w
szpitalu a nie na zebraniu firmowym. Jak tak dalej będzie pan robił to
naprawdę będzie pan miał zebranie u pana ale tam na górze – tu
pokazała palcem na sufit
-Co się pani tak piekli ? Musiałem odebrać ten telefon bo inaczej moja
firma straci duży kontrakt – powiedział mężczyzna
-Oby to nie był pana ostatni kontrakt. – odpowiedziała mu
pielęgniarka
Spojrzała w bok widząc, że Tomasz nie śpi. Podeszła do niego
uśmiechnięta.

221
-Jak się pan czuję panie Tomku ? – spytała
-Gdzie jestem ? – spytał
-W szpitalu. Miał pan zawał i został tu do nas przewieziony na oddział
intensywnej terapii. Lepiej pan się czuję?
-Chyba gorzej. Całe ciało mam jakby odrętwiałe, ciężkie jak z ołowiu.
Mówi pani że miałem zawał ??- spytał zdziwiony
-Tak. Zawołam lekarza to zaraz przyjdzie do pana. – powiedziała i
znów odwróciła się do mężczyzny z boku
-A panu zabieram komórkę. Oddam jak pan będzie wypisywany. –
powiedziała stanowczo do Kowalskiego
-Nie ma pani prawa tego zrobić – odpowiedział
Ta tylko wskazała tabliczkę pokazującą telefon komórkowy
przekreślony oznaczający, że tu tego się nie używa.
-Może się pan pożalić lekarzowi. – powiedziała i wyszła
-Co za pieruńska baba – powiedział Kowalski pod nosem
odprowadzając wzrokiem wychodzącą pielęgniarkę
Rozłoszczony mężczyzna znów coś zaczął pisać w swoim laptopie na
kolanach.
-Długo tu leżę? – spytał go Tomek
Ten oderwał się na chwilę od pisania i spojrzał na niego.
-Wczoraj wieczorem cię przywieźli.
-Jaki mamy dzisiaj dzień? – pytał dalej
-Czwartek – odpowiedział – A co spieszyć się gdzieś?
-Tak. Kupiłem bilety do cyrku na sobotę.
-Hahaha dobry jesteś, ale z tego co widzę to chyba nie pójdziesz do
niego.
-Jacek jestem a tak pro po – powiedział
-Tomek, miło mi.
-Ale cię musiało nieźle złapać, że w takim młodym wieku już miałeś
zawał. Ja to rozumiem. 44 lata zatyrany po pachy, nerwy robią swoje
ale ty? Taki młody?
-A ty już uważasz się za starego? Hehhee – odpowiedział Tomek – na
pewno nie chciałbyś przechodzić to co ja przeszedłem.

222
-Eeee nie obrażaj się. Może nie tak bardzo przeszedłem zawał jak ty.
Ciebie przywieźli nie przytomnego a ja sam dojechałem samochodem.
Masz racje choroba nie wybiera ludzi. – odpowiedział pokojowo Jacek
Po chwili do pokoju wszedł lekarz ubrany w biały fartuch wraz z
pielęgniarką, która nie dawno gościła ich. Był gruby i potężny, miał
około 50 lat. Wyraz twarzy miał spokojny i opanowany. Podszedł do
Kowlaskiego i oddał mu komórkę. Ten ucieszył się i podziękował.
Potem podszedł do Tomka.
-Dzień dobry. Jestem dr Staszczyk, kardiolog. Lepiej dzisiaj? – spytał
-Lepiej na pewno niż wczoraj. Jestem bardzo słaby, nie mogę się
jakoś ruszyć – odpowiedział Tomek
Jacek próbował włączyć komórkę ale ta nie odpowiadała. Otworzył
klamkę z tyłu obudowy i zobaczył, że nie ma w niej baterii.
-A gdzie bateria ? – spytał wciskając swoje słowa pomiędzy rozmowę
lekarza i Tomka.
Lekarz odwrócił się do niego spokojnie i tak samo odpowiedział.
-U mnie w szufladzie. Jak pan będzie wychodził zwrócę panu.
Kowalski spojrzał tylko ale wiedział że tu z lekarzem nie wygra małej
jego bitwy o telefon. Spokojnie odłożył telefon a lekarz ponownie
zwrócił się do Tomka.
-Zostanie pan u nas jakiś czas i tak nie ma jak się pan ruszyć. Chyba
zdaje sobie sprawę, że to dla pańskiego dobra.
-Ja nie miałem zawału.
-Miał pan. Wiem, że trudno uwierzyć że w takim wieku to może się
zdarzyć ale miał pan zawał.
Tomek zamyślony analizował to wszystko. Specyfik podany w
więzieniu otępił jego umysł i koncentrację, co miało sprawić by
Tomek został bezbronny. Kalasak wykorzystują każdą wiedzę i
umiejętności by tylko go powstrzymać. Potem został przeniesiony do
szpitala psychiatrycznego na badania. Nie była tak długo, a może to
Kalasak się spieszył by unicestwić Tomka raz na zawsze. Będąc pod
wpływem środka uspokajającego jaki podał mu lekarz tam próbował
skontaktować się z Ilmarunem. Udało mu się to połowicznie, gdyż

223
potem nastąpiła zapaść jego organizmu. A może specjalnie podano
mu lek uspokajający by właśnie popełnił błąd. Wszedł w stan
głębokiej relaksacji gdyż tylko w takim stanie mógł wykorzystać
swoją wiedzę, a potem nagle wszystko zostało przerwane. Chaos w
jego umyśle wówczas zwiększył się 10 krotnie co mogło doprowadzić
do zaburzeń tak wielkich w jego organizmie, że ten poddał się. Ale
nie, to nie ma sensu. Gdyby chcieli go zniszczyć nie ratowali by go,
po prostu zostawili by go na pastwę losu. Już nie wiedział komu ma
wierzyć, musiał tylko wierzyć sobie.
-Dla mnie to jeszcze większe zaskoczenie. W ciągu paru dni
odwiedziłem już trzy szpitale, od więziennego izolatki, szpitala
psychiatrycznego a teraz kończąc na oddziale kardiologicznym.
-Prawdopodobnie wszystkie te przejścia u pana doprowadziły do
takiego stresu, że nie wytrzymało pana serce. Ale teraz jest pan pod
dobrą opieką. Zajmiemy się panem i wyleczymy, a potem wróci pan
do...
-Do aresztu?? – przerwał Tomek
-Tego nie wiem, zdecyduje o tym prokurator. Nie mamy krat w
oknach i chcemy panu pomóc ale dla pańskiego bezpieczeństwa na
zewnątrz stoi funkcjonariusz policji. – powiedział lekarz
-Bezpieczeństwa? Tak to się teraz nazywa?
-Ja jestem od ratowania zdrowia innym a nie od podjęcia takich czy
innych decyzji. Zresztą ma pan szczęście, że odratowano pana po
kilkunastu minutowej reanimacji. Ma pan szczęście.
-Tak mam szczęście. Co będziecie ze mną robili? Jakieś badania czy
coś w tym stylu?
-Najważniejsze teraz to odpoczynek. Najgorsze już za panem. Będzie
monitorować pana zdrowie i trochę lekarstw na wzmocnienie. Ale
najważniejsze by odpoczywać.
-Nigdzie się nie wybieram.
-To dobrze. Zajrzę do pana później. Do widzenia. – odpowiedział
lekarz
Podszedł z przodu łóżka Tomka w wziął kartę pacjęta przyczepioną w

224
metalową oprawkę wiszącą na oparciu. Przejrzał wyniki i zapisał coś
na niej. Potem przekazał wskazówki jakie leki należy podać jemu i w
jakich dawkach. Później jeszcze raz spojrzał na Kowalskiego.
-Pan też niech odpoczywa a nie marnuje pan swoje życie.
Po tych słowach wyszedł z pokoju wraz z pielęgniarką.
„Odpoczynek ?” pomyślał Tomek. Ja nie mam czasu na odpoczynek,
to nie są wakacje tylko życie, walka o siebie, o Oliwię. Dlaczego oni
stali się tak ważni, dlaczego on i ona są tak ważni. Z jednej strony są
chronieni z drugiej strony inni pragną ich śmierci. Śmierci to chyba
mało powiedziane. Śmierć to zwykłego człowieka zejście z tego
świata, opuszczenie powłoki cielesnej i potem rozpoczęcia nowego
życia w nowym ciele, aż nasza nauka dojdzie do końca by zjednoczyć
się z absolutem. Taka wielka rzesza ludzi jest nie uświadomiona
stanem śmierci, nie wiedzą co potem, a może nawet nie chcą
wiedzieć. Gdy odchodzimy tragicznie z tej płaszczyzny fizycznej
jesteśmy zdruzgotani, że czegoś nie dokończyliśmy w swoim życiu.
Tak jak miał Tomek zeszłego dnia, lecz i wówczas nie poddawał się bo
wie, że walka trwa wszędzie. Człowiek taki często nie dopuszcza do
swojej świadomości, że już go nie ma wśród żywych, wśród
znajomych, rodziny, najbliższych. Te fale emocji, które pozostają z
nimi po śmierci są motorem napędzającym ich działania w wyższej
płaszczyźnie. Jedni nie godząc się mszczą się, inni opiekują się
najbliższymi, jeszcze inni po prostu szukają sposobności by pożegnać
się z ukochanymi. Emocje miłości przeniesione podczas śmierci są
jedne z najsilniejszych tak jak emocje zemsty, zazdrości i innych
złych. Choć miłość jest wielkim darem potrafi dawać radość i potrafi
zabijać. Przypomniał sobie Tomek jak kiedyś wieczorem Janusz
opowiadał mu o jednym takim przypadku nieszczęśliwej miłości.
Zgłosiła się do niego kobieta w ciąży, dręczona snami okrutnymi i tym
co się działo za dnia i nocy. Często w nocy odczuwała czyjąś bliskość,
że ktoś leży koło niej, że ktoś ją dotyka czy nawet ściąga pościel z
niej podczas snu. Teraz była jeszcze bardziej przerażona gdyż była w
ciąży powtórnie po utracie swojego syna. Jej synek miał 5 lat jak w

225
nieokreślonych okolicznościach utopił się w małym basenie koło
własnego domu. Żal był ogromny rodziców po jego stracie z pomocą
psychiatrów otrząsnęli się i postanowili zabić choć trochę swoje
smutki spładzając kolejne dziecko wymarzone. Gdy jednak kobieta
zaszła w ciążę wszystko zaczęło się psuć pomiędzy nią a mężem. Stał
on się oziębły dla całej tej sprawy i rodziny. Nie dostępny dla nikogo
zamknięty w sobie nie interesował się niczym. Psuło się w domu i
pracy a ich miłość przygasła. Kobieta nie mogąc poradzić sobie z całą
tą sytuacją szukała wszędzie pomocy. Opatrzność pomogła jej i trafiła
na Janusza. On zaś swoją wiedzą okrył przyczynę, która dla niej była
szokująca, wyciągnięta jak z horroru. Wśród nich był jeszcze ktoś. Był
to duch. Duch jej byłego chłopaka z młodości, choć ona nie dała mu
żadnych szans i szybko się wówczas rozeszli on jednak nie przestał je
kochać. Pewnej nocy został zabity pchnięciem nożem w klatkę
piersiową. Jego miłość jego uczucia do dziewczyny pozostały z nim.
Powrócił po 17 latach do niej. Nie mógł przeboleć, że ma kochającego
męża i syna. Kochał ją po śmierci i nie chciał się dzielić nią z nikim
kogo kocha. Zabijał wszystko co piękne w jej życiu. To on
doprowadził do śmierci ich 5 letniego synka. Niszczył jej związki z
rodziną i ze znajomymi. A gdy ona zaszła w ciąże jego furia przeszła
wszelkie oczekiwania. Zaczął niszczyć ich związek, dotarł do umysłu
jej męża, który zapracowany, przemęczony był podatny na
oddziaływanie jego. Jego działanie nasilało się do tego stopnia, że
kobieta czuła cały czas czyjąś obecność za dnia i nocy. Bała się o
nienarodzone dziecko i pragnęła go za wszelką cenę bo wierzyła, że
ono zmieni sytuację. Gdy Janusz opowiedział jej o przyczynie co się
dzieje wokół niej ona wręcz znieruchomiała i tylko pokiwała głową
twierdząco, że faktycznie był chłopak, który szaleńczo się w niej
zakochał, lecz ona głupia młoda dała mu kosza nie zważając na
konsekwencje. Kobieta rozpłakała się ze swojej niewiedzy i tak jej
było strasznie przykro z powodu byłego jej chłopaka, ale nie wiedziała
jak może to naprawić, jak przeprosić choćby za to, że nie była na
jego pogrzebie. Każda przyczyna tworzy nowy skutek i nie da się tego

226
ominąć. Duch źle zrobił, wręcz nie miał prawa do takiego ingerowania
w jej życie, lecz po części ona sama jest temu winna. Janusz zgodził
jej się pomóc gdyż w tym przypadku została naruszona równowaga
przez ducha i miał zgodę na naprawienie tego. Będąc sam w domu
położył się na łóżku i wszedł w swój stan pustki myślowej. Potem
spokojnie opuścił ciało fizycznie i jako duch mógł bez przeszkód
przemieszczać się po świecie astralnym. Znając wszystkie prawa
panujące tam szybko odnalazł młodego mężczyznę. Był smutny, stał
smutny i przygnębiony. Czuł się strasznie zraniony przez kobietę,
którą chciał chronić a robił coś odwrotnego zabijał. Poczuł smutek
kobiety, kiedy zrozumiała swoje złe poczynania w młodości. Czuł jej
płacz, strach i jak w myślach prosiła go o wybaczenie. Zrozumiał, że
nie tędy droga do miłości. Janusz złapał go za rękę i odprowadził go
poprzez wiele płaszczyzn na wyższą a nie sam padół świata
astralnego. Tam spotkał świetlistą postać, która czekała na nich.
Przyjęła ich serdecznie i przejęła młodzieńca do Ilmaruna.
Poprowadziła go dalej w miejsce ukojenia jego emocji jakie targały
nim przez życie. Janusz powrócił do swojego ciała i wcale nie był
zdziwiony, że zegarek wskazywał dwie godziny później zanim się
położył. Tam przecież nie ma czasu ani przestrzeni. Miał jeszcze jedną
bardzo ważną wiadomość dla kobiety. Zadzwonił do niej i
poinformował ją, że duch został odprawiony do swojego miejsca a
także, że ma dla niej wiadomość. Powiedział jej, że urodzi synka a
jego duszyczka będzie duszyczką jej zmarłego wcześniej synka. Choć
w ten sposób zostanie naprawione krzywdy jej wyrządzone przez
ducha młodzieńca. Teraz już mogła cieszyć się nowym życiem i
wyciągnęła wnioski z własnego postępku. Kobieta rozpłakała się przy
słuchawce i podziękowała. Po pół roku od tamtego zdarzenia,
odezwała się inna kobieta do niego. Była dobrą znajomą kobiety w
ciąży. Janusz dowiedział się że jej znajoma urodziła pięknego synka i
tak samo nadali mu na imię jak poprzedniemu. Ona też szukała
pomocy u niego w sprawie jej miłości w jej życiu. Była rozwiedziona,
miała synka 7 letniego, ale nie układało jej się w życiu prywatnym.

227
Janusz jednak w tym przypadku odmówił jej pomocy, gdyż jej karma
musiała się dopełnić i nie miał zgody na naprawianie błędów za nią.
Musiała z tym żyć i sama wyciągnąć wnioski. Może to potrwać jeden
dzień, aż zrozumie swoje poprzednie przyczyny które doprowadziły do
takich skutków, lecz może to potrwać wiele lat ziemskich lub nawet
kilka wcieleń. Miłość może być zabójcza jak też piękna. Tak jak mówi
przysłowie „Kij ma dwa końce” tak też może się zdarzyć w miłości.
Tomek oprzytomniał z historii jaką teraz sobie przypomniał o
kobiecie. On też robi teraz wszystko w imię miłości, dla Oliwi. To
niezwykłe uczucie, które tak naprawdę nigdy nie doświadczył podczas
swoich bytów na ziemi. Dano mu szansę by ją poznał ale ile niosła ze
sobą nieszczęść i trudów życiowych. Tak widocznie musiało być choć
nie wiedział jak to się skończy. Tylko czy on będąc typem wojownika
może w imię miłości iść po trupach by osiągnąć zamierzony cel.
Wszystko musi wyważyć by wszystko było w równowadze. Wiedział,
że wszystko co robi pociąga za sobą kolejne sznureczki tworząc nowe
przyczyny. Wyrzucił te myśli od siebie by nimi się teraz nie dręczyć.
Musiał znaleźć sposób wydostania się stąd. Najpierw musiał być
zdrowy fizycznie by podążać dalej a teraz mu sił na to brakowało. Nie
wiedział, czy specyfik chaosu nadal w nim tkwił uniemożliwiając mu
powrót do zdrowia. Był tylko jeden sposób na to. Trzeba było
sprawdzić to fizycznie. Spojrzał ma Jacka, który uśmiechał się do
ekranu laptopa leżącego na jego kolanach.
-Co tam masz ciekawego ? - spytał Tomek
Jacek spojrzał na niego i uśmiechnął się.
-Internet. To jest dopiero dobrodziejstwo. Nie działa mi komórka to
chociaż mam internet i tak mogę dalej robić swoją pracę – powiedział
-Jaką pracę? – spytał się zdziwiony Tomek
Ten przerwał na chwilę pracę przy komputerze.
-Widzisz jak masz własną firmę i nie masz z kim zostawić to musisz
się sam martwić o wszystko. Kurde nabrałem zleceń a teraz jakiś
mnie cholerny stan pod zawałowy dorwał. Nie mógł poczekać z
miesiąc ?

228
-Choroba nie wybiera – roześmiał się Tomek
-Tu mogła by zrobić wyjątek dla mnie.
-Czym się zajmujesz? To znaczy w jakiej branży się obracasz?
-Reklamą. Kiedyś zrobiłem kilka stojących reklam dla małych firemek,
ale to było lata temu. Zauważyłem, że wówczas rynek jest chłonny
tego więc otworzyłem na poważnie działalność reklamową. Wiesz
początkowo jakieś tam małe projekty, szyldy, potem w gazecie. A
teraz wbiłem się w ten świat i mnie pochłania do reszty.
-To co sam to wszystko prowadzisz? Nie masz ludzi od tego?
-Co tam ludzie. Ludzie to często jak roboty nakręcone chodzą.
Powiesz tak to zrobią albo o gorsza spierdzielą dokładniej. Jak sam
ręki na pulsie nie będziesz trzymał to wszystko wali się w gruzy.
-I co z tego. Pewnie masz kasy jak lodu więc co się martwisz?
Zdrowie nie ważniejsze?
-Zdrowie to dla mnie właśnie praca. W tym się czuję najlepiej, a
przeziębienie to parę tabletek i dalej lecimy do przodu.
-A rodzina?
-Tz co?
-Masz rodzinę?
-Tak mam, żonę i dwóch synów. Każdy z nich bardziej wymagający
niż niektórzy moi klienci. Tata kup samochód, mężu mamy rocznicę
to może jakieś futro by się nowe przydało. Cholera po co kupować w
futro na rocznicę jak ma się je w lipcu a nie w grudniu.
-A ty pewnie dla świętego spokoju spełniasz zachcianki.
-No właśnie to chyba mój błąd. Chce dobrze a robię chyba coś
innego, ostatnio to zauważyłem. Praca, praca a nie widzę co się
dzieje wokół mnie. Kurde ale po co ci to mówię w ogóle? – zdziwił się
sobie Jacek
-A czemu nie. I tak mamy tyle tu czasu, że o czym tu nie pogadać o
sobie.
-Hmmm – zamyślił się Jacek a po chwili dodał – masz dzieci?
-Nie, nie mam ale mam nadzieję że będę miał. Jak na razie jak widać
to nie realne.

229
-Tak. A właśnie jakoś nikt cię nie odwiedza ?
-Bo nie pochodzę stąd, jestem tu przejazdem, ale myślę że szybciej
się wykuruję i sam do nich dojadę niż oni do mnie.
-Hehehe też tak bym chciał, a oni ciągle jakieś badania chcą robić.
Kurde robią mi na złość czy co?
-A może chcą byś odpoczął a nie tyrał.
-Kto tak chce? Lekarze?
-Nie, ale twoja rodzina.
Jacek zamyślił się.
-Eeee tam.
-Jak uważasz, twoja sprawa.
-Poczekaj muszę dokończyć email. Ok.? – powiedział
-Jasne nie przeszkadzaj sobie mną, przecież to twoje życie.
Jacek spojrzał na niego dziwnym wzrokiem a zaraz wrócił do pisania
listu na komputerze. Tomek spojrzał na niego i wiedział, że jeszcze
wiele ten człowiek musi się nauczyć i daleka droga przed nim.
Spojrzał na leżący na małej szafce koło jego łóżka telefon
komórkowy. Był wyłączony bo to naturalne jak nie ma baterii. Skupił
uwagę na nim próbując przenieść swoją świadomość do tej materii
jaką stanowił telefon komórkowy. Poczuł materiał zewnętrzny,
chropowatość, ciepłość materiałów i inne jego cechy. Potem zagłębił
się jeszcze głębiej w środek. Powoli odczuwał każdy element telefonu
z jakiego był zbudowany, plastik, gumki i elektronikę. Wyczuł pustą
przestrzeń w której miała się znajdować bateria. Skumulował fluid
elektryczny, który zaczął powoli się kondesować się w tej przestrzeni.
A potem fluid ten zbliżył do styków elektroniki z baterią. Ekranik
komórki zaświecił. Potem pojawiło się logo operatora i zaczął się
proces uruchamiania systemu operacyjnego telefonu. Gdy już miał się
pojawić ekran powitalny z prośbą o wpisanie PIN do telefonu, Tomek
poczuł przeszywający go ból z prawej strony mózgu. Ktoś jakby wbił
w niego szpilkę rozkojarzając go całkowicie. Telefon wyłączył się.
Jacek niczego nie zauważył wpatrzony w swój komputer. Tomek
zamknął oczy próbując w ten sposób uspokoić ból. Jest dobrze,

230
znacznie lepiej niż poprzednio. Nie czuł chaosu myśli i narastającego
szumu jaki od pewnego czasu mu towarzyszył. Był tylko mały ból, co
prawda uniemożliwił mu dalszą pracę ale zawsze to coś. Widocznie
specyfik powoli przestawał działać w jego komórkach, może się sam
rozkładał albo powoli zostawał wydalany naturalnie z organizmu.
Teraz przypomniał sobie słowa lekarza w areszcie jak rozmawiał z
nieznajomą osobą. Mówiła, że substancja będzie działała przez kilka
dni. Teraz albo mu ją znów podadzą albo będą chcieli wykorzystać
ostatnią szansę na eliminację Tomka. Musiał próbować, walczyć z tym
i jak najszybciej uwolnić się z pod wpływu mikstury krążącej w jego
krwi. Postanowił spróbować w nocy, gdzie będzie spokój i nie
kręcących się lekarzy z pielęgniarkami. Postanowił do tego czasu
odpoczywać i nabierać sił. Trochę rozmawiał z Jackiem o jego życiu,
rodzinie i ciekawych sytuacjach związanymi z reklamą. Starszą panią
wypisano po obiedzie tak, że zostali sami na sali i mogli sobie
pozwolić na głośniejszą rozmowę. Wieczorem odwiedził ich znów
lekarz, pytając się bez sensu o stan zdrowia jak by nie wiedział co się
z nimi dzieje. Nie mieli telewizora w pokoju ale i na to Jacek poradził.
Znalazł w internecie kanał informacyjny puszczany on-line, a potem
na dobranoc obejrzeli komedię z DVD. Pielęgniarka pozwoliła im
dokończyć film ale potem poprosiła byśmy uszanowali ciszę nocną dla
innych a szczególnie dla siebie. To był ten moment na który Tomasz
czekał. Odczekał jeszcze dobrą godzinę by być pewnym, że wszyscy
już w pobliżu śpią i nie będą świadkami jego działań. Martwił się tylko
o policjanta, który siedział cały czas na korytarzu. Za oknem dało się
słyszeć czasami nocne dźwięki uliczne, syrena karetki, głośne
śmiechy imprezowiczów wracających z pubu, czasami pisk opon
szaleńca na drodze. Potem rozpadał się deszcz a krople od czasu do
czasu pukały w szybę. Dochodziła północ, na korytarzu ustał wszelki
ruch co świadczyło, że chyba już większość śpi. Jedni mówią, że
północ to godzina duchów, najlepsza godzina na wywołanie ducha. To
stare poglądy pewnie wzięte z palca jakieś starszej babci i przekazane
z pokolenia na pokolenie. Tak naprawdę wywołać ducha można o

231
każdej porze, bez względu na godzinę czy to świadomie
wykorzystując najróżniejsze przyrządy jak tabliczki z poruszającymi
się wskaźnikami po literkach. Głupia ciekawość ludzi nie zachowująca
swoistego bhp przywoływania duchów, a potem się dziwią, że coś ich
atakuję czy to wręcz w formie fizycznej czy też w dłuższym czasie
wyniszczając człowieka tak jak to miało miejsce spotkania ducha w
barze w poznaniu.
Tomasz spokojnie leżał i powoli wyciszał umysł. Jednym sposobem na
oczyszczenie go ze wszystkich środków farmakologicznych w jego
organizmie było zastosowanie metody samoleczenia Archeusa.
Polegało to na rozdzieleniu świadomym wszystkich swoich powłok,
fizycznej, astralnej i mentalnej. Potem uleczeniu każdej z nich
oddzielnie a na końcu integracji ponownie w całość. Najpierw skupił
się na swojej powłoce fizycznej na ciele z krwi i kości. Zaczął od stóp,
wyczuł ją najpierw całe, potem powoli rozkładając ją na mniejsze
elementy, na skórę, kości, mięśnie, żyły, ścięgna a nawet paznokcie.
Wszystkie odczucia utrzymał w sobie i przejść wyżej na łydki. Tu
postępował podobnie jak ze stopami. Gdy jednak powoli dochodził
coraz wyżej poczuł czyją obecność. Ktoś stał koło niego wyczuł go
bardzo dokładnie, ale przecież nic nie słyszał jak ktoś otwiera drzwi
od pokoju. Więc kto to. Nie otwierał oczy by wyczuł jeszcze dokładnie
obecność obcego.
-Janusz. – powiedział cicho Tomek otwierając oczy
Janusz stał koło jego łóżka uśmiechając się delikatnie. Ubrany było w
spodnie jeans, niebieską koszulkę na ramiączkach i płaszcz długi do
samej ziemi jeszcze delikatnie wilgotny od deszcze z dworu.
-Witam cię, mówiłem ci, że spotkamy się ponownie. – odpowiedział
Janusz
-Tak, pamiętam. Jak miło cię widzieć. Jak widzisz dopadli mnie –
powiedział Tomek
-Wiem, ale nie damy się tak łatwo. – odpowiedział
Janusz położył na łóżku torbę Tomka, która przecież skonfiskowała
policja.

232
-Skąd ją masz? – spytał Tomek
-A jak myślisz?
Tomek się uśmiechnął.
-Zablokowali twój umysł ale nie mój, a reszta poszła łatwo. Bardzo
pomocni są ci policjanci jak się wie jak się z nimi powinno rozmawiać
– odpowiedział Janusz
Tomek już nie musiał więcej wiedzieć jak Janusz dotarł do nich. Ma
na to swoje sposoby magiczne, które najwidoczniej musiał użyć dla
dobra sprawy. Janusz wyjął buteleczkę z Tomka plecaku i podał mu
ją.
-Pił na zdrowie – powiedział
Tomek bez wahania wziął ją i wypił całą zawartość. Smak było trochę
cierpki i pozostawił na języku lekkie odrętwienie.
-To pomoże wyzbyć się z organizmu resztek serum taltańskiego,
które ci podano by zablokować część receptorów neurologicznych nie
pozwalających na skupieniu się dłuższym na czymkolwiek. –
poinformował go Janusz
-To dobrze. Nic nie mogłem zrobić a wszelkie moje próby kończyły się
fiaskiem.
-Jak twój bark? – spytał Janusz
Tomek spojrzał na postrzelony lewy bark. Pewnie po ostatniej
wędrówce mentalnej do Ilmaruna, on prześwietlił go i jego stan
zdrowia stąd wiedział co mu dolega.
-W miarę dobrze, nie nadwerężałem go, więc chyba nie jest z nim tak
źle.
-Pokaż. – powiedział Janusz
Tomek odchylił koszulę pokazując przylepiony do rany opatrunek.
Janusze zerwał plastry. Opatrunek nie był już przesiąknięty krwią
płynącą z rany. Rana wyglądała dobrze, aż nadto dobrze jak po kilku
dniach od postrzelenia. Zabliźniaczyła się skóra rozszarpana od kuli i
dodatkowo kilka małych szwów trzymało ją w miejscu. Janusz
wyciągnął scyzoryk z kieszeni. Rozciął szwy i powyciągał je z rany.
Potem przyłożył prawą dłoń do rany. Chwilę odczekał by zebrać

233
energię światła ADNI i przekazał mentalnym rozkazem o
natychmiastowe uleczenie rany. Tomek poczuł delikatne ciepło
płynące z ręki Janusza, nie dziwił się temu gdyż był świadom
działania leczniczej energii. Energia przenikła każdą komórkę chorą i
tą na powierzchni jak też głębiej. Każda komórka została odbudowana
do pierwotnego swojego kształtu. Janusz odsunął rękę gdzie była
rana postrzałowa. Teraz już nie było, rana została cała uleczona i nie
pozostawiając żadnego śladu.
-Nie przyjechałem na pogawędki. Musimy się zbierać. – powiedział
Janusz
Tomek powoli wstał z łóżka i odłączył aparaturę. Sięgnął po plecak
gdzie były jego rzeczy. Przebrał się w swoje ubrania i skinął głową do
przyjaciela, że jest gotowy. Rozejrzał się po sali czy czegoś nie
przeoczył a potem wyszli na korytarz. Policjanta nie było a nawet jego
krzesełka pod drzwiami. Tomek spojrzał na Janusza pytająco co się z
nim stało lecz ten tylko uśmiechnął się i poszli dalej. Nikt nie
zatrzymywał ich na korytarzu. Co prawda mijali kilka osób, kilku
pacjentów wędrujących pewnie do toalety i raz lekarza, który o dziwo
przeszedł koło nich jakby ich w ogóle nie widział. Portier spał w
najlepsze zamiast pilnować swojego miejsca posterunku. Janusz
wyszedł pierwszy a za nim Tomek. Teraz młody mag poczuć
chłodniejsze powietrze i padający deszcz. Wyciągnął kurtkę z plecaka
i założył na siebie. Spojrzał w lewo i zobaczył stojący nieopodal Jeep
Janusza. Już skierował się w jego kierunku lecz Janusz zatrzymał go
łapiąc za ramię.
-Ja mam jeszcze trochę do zrobienia tutaj na miejscu. Dalej musisz
sam jechać.
Tomek spojrzał na niego i wyczytał, że nie ma sensu naciskania na
niego z jakąkolwiek decyzją.
-Dobrze. Szkoda że spotkaliśmy się w takich okolicznościach.
-Okoliczność każda dobra, czy przy piwie czy na wojnie. – uśmiechnął
się Janusz
Pożegnali się, Janusz skierował się do swojego samochodu zaś Tomek

234
w drugą stronę. Ledwo przeszedł kilkanaście kroków gdy podjechała
do niego taksówka. Zatrzymała się a kierowca przez uchylone okno
zawołał.
-Podwiozę pana na stację.
Tomek odwrócił się w kierunku Janusza, który stał przy Jeepie i
machnięciem ręki jeszcze raz go pożegnał. Tomek uśmiechnął się do
siebie i wsiadł na tylne siedzenie. Po 20 minutach byli na dworcu.
Zapłacił kierowcy i udał się w kierunku głównego holu stacji
kolejowej. Odnalazł rozkład jazdy, pociąg do Częstochowy miał
odjechać z drugiego peronu za 15 minut. Kupił w wolnej kasie bilet i
udał się na peron. Pociąg był już podstawiony. Tomek wsiadł i
przeszedł kilka przedziałów szukając wolnego. Tam zajmując miejsce
przy oknie patrzył na kilku ludzi krzątających się po peronie. Pociąg
ruszył, stopniowo przyśpieszając. Tomek zamyślony o całej tej historii
uwięzienia poczuł nagle mdłości. Zaczęło go mocno kręcić w brzuchu i
złapały go mocne skurcze. Poczuł, że zaraz będzie wymiotować.
Szybko wyskoczył do toalety obok jego przedziału. Zdążył w samą
porę i zwymiotował lepką cieczą koloru brunatnego. Pewnie lek jaki
podał mu Janusz ściągnął z jego organizmu pozostałości serum. Gdy
wszystko wyszło z niego poczuł się od razu znacznie lepiej. Wrócił i
sięgnął do plecaka po butelkę wody mineralnej. Napił się trochę by
zabić obrzydliwy smak pozostały w ustach po wymiotach. Gdy
ponownie chował butelkę zobaczył małą kartkę wsuniętą w klapę
plecaka. Wyjął ją i zaczął czytać w myślach.
„Mój Ty przyjacielu niestety nasze drogi już w tym wcieleniu rozejdą
się na zawsze. Musiałem zostać tu by dać ci więcej czasu dla Twojej
misji jaką musisz dalej sam podążać. To co miałem zrealizować w
moim wcieleniu zostało dopełnione, lecz Twój czas dopiero się zaczął.
W plecaku masz akt notarialny, przepisałem wszystko co moje Tobie.
Tak musiało być i dobrze wiesz dlaczego.” Podpisane Janusz. Tomek
nie wierzył słowa, które właśnie przeczytał. Szybko sięgnął po kolejny
dokument. Był zabezpieczony w tekturowej aktówce. Wyjął go i
przejrzał szybko wzrokiem. Był to akt notarialny sporządzony u

235
notariusza mówiący, że wszystko co należało do Janusza jest teraz
jego własnością. Tomek przez chwilę był załamany, tym jak inni
poświęcają się dla jego dobra. Co jest takie ważne w nim, że musi żyć
i walczyć? Oprzytomniał po chwili i schował dokumenty z powrotem
do plecaka. Patrzył przez okno i przypominały mu się chwilę jakie
spędził z Januszem, jego naukę, mądrość jaką mu przekazał. Teraz
został znów sam. Powróciły obrazy związane z Oliwią, jak razem
chodzili na spacery za rękę po łące. Siedząc zamknął oczy i skupił się
na swoim drugim ja. Na swoim prawdziwym obliczu maga Aesarel.
Wyczuł jak wszystkie jego trzy ciała zagęszczają się a potem łączą się
w jedność. Jest ponownie Aesarel, wojownikiem stworzonym do
walki. Uśmiechnął się do siebie, bo teraz wierzył jeszcze bardziej w
swoje siły.

236
ROZDZIAŁ V.

BRACIA

Podróż pociągiem trwała około trzech godzin. Przez cały czas Tomek
był sam w przedziale i tylko kilkakrotnie widział przechodzących
korytarzem ludzi. Jednym z nich był konduktor, który albo nie
zauważył pasażera w przedziale albo po prostu nie chciało mu się
sprawdzać biletów. Większość czasu spędził na przyglądanie się
widokom za oknem, gdy mijał ciemne łąki i pola widział tylko światło
rzucane o okien przedziałów na sąsiednie tory. Przejeżdżając przez
miejscowości, małe wioski i panujące w nich o tej porze spokój
zdawało się jakby te rejony obumarły, bez ludzi, samochodów na
ulicy, bez szczekania psów. Pociąg pędził do swojego miejsca
przeznaczenia tak samo jak jej pasażerowie. Pociąg stanął na stacji
kolejowej Częstochowa. Spiker wyraźnym głosem poinformował, że
pociąg do Wrocławia stoi na peronie 2 przy torze 1. Tomek chwycił
swój dobytek jaki miał ze sobą w postaci plecaka i skierował się do
wyjścia z pociągu. Jak na godzinę trzecią noc była ciepła w
Częstochowie. Tomek skierował się do wyjścia z dworca. Na małym
skwerku przed nim stała fontanna. Podszedł do niej i usiadł na
brudnym murku otaczającym fontannę. Rozejrzał się w koło myśląc
„Co teraz”. Na jednej z ławeczek a raczej krzesełek metalowych
złączonych po kilka razem leżał żebrak. Przypatrzył się mu Tomek, że
i tak też co niektórzy ludzie muszą przejść swoją karmę. Równie
dobrze mógł to być człowiek, którego wcześniej spotkał w Gnieźnie a
który teraz stał się żebrakiem. Ktoś inny by pomyślał, że nie godnie
postąpił Aesarel z nim wówczas skazując go na tak okrutny los, lecz
pewnie nie widzi drugiej strony medalu. Prawo karmy, zasady
przyczynowe – skutkowe są nie zmienne tak, że wcześniej czy później
ów mężczyzna musiał by odsłużyć to co zrobił. Tomasz tylko wskazał
mu szybszą drogę nauki, by nie odnajdywał jej przez kolejne
wcielenia ziemskie, a żeby już zaczął swoistą osobistą pokutę. Taki

237
szok, odmiana życia o 180 stopni jest czasami lepsze niż rozciąganie
tego w dłuższym czasie i wieloma pobocznymi wątkami przyczynowo
skutkowymi. Tomasz znów spojrzał na zegarek. Minęło raptem 20
minut jak siedział, łapiąc energię śpiącego miasta, a energię dało się
wyczuć. Miasto szeroko znane w całym świecie a szczególnie Jasna
Góra. Klasztor gdzie jest przetrzymywany obraz Matki Boskiej, ponoć
święty obraz któremu zapisuję się wiele cudów jak przykładowo
uleczeń z nieuleczalnych chorób. Tomasz wstał i skierował się w
kierunku Alej, która dalej kierowała się pod same podnóża Jasnej
Góry. Tu znacznie więcej spotkał ludzi wędrujących w małych
grupkach, czasami głośniej rozmawiających lub idących w zupełnej
ciszy jak by się spieszyli albo bali się, że ktoś ich zaczepi. Aleje
skończyły się i rozpoczynał się park a pośrodku niego szeroki deptak
dla wierzących. Za linią drzew dalej w kierunku Jasnej Góry
rozpościerała się wielka otwarta przestrzeń. Tu Tomek przystanął i
przyjrzał się klasztorowi. Robił wrażenie nie bagatelne na każdym
człowieku. Tym bardziej w nocy, gdzie umiejętnie był oświetlony
reflektorami. Potężne wysokie mury chroniły klasztor przed wieloma
najazdami z stanowiły też schronem dla potrzebujących. Tomek
otworzył swoje trzecie oko dając mu postrzeganie i widzenie astralne.
Klasztor emanował jasną poświatą jakby ktoś zapalił potężna żarówkę
kilku tysięczną watową wewnątrz. Światło płynęło spokojnie gdzie
nigdzie zmieniając barwę na jaskrawe kolory. Tomek zamknął po
chwili trzecie oko i udał się ścieżką udeptaną w trawie w kierunku
bramy znajdującej się po jego lewej stronie. Przechodząc spotkał
małe grupki młodzieży. Jedni siedzieli cicho rozmawiając o czymś
zawzięcie i co trochę delikatni wybuchając śmiechem, inne zaś
śpiewając najczęściej przy muzyce płynącej z gitary, lecz znalazło się
dwóch śpiących, pijanych w sztok młodych ludzi. Tomasz dotarł do
podstaw bramy, która była zamknięta. Zdegustowany tym Tomek
usiadł na murku. Poczuł zmęczenie i senność. Nie miał nic do
stracenia. Wyciągnął się na trawie wkładając pod głowę plecak. Już
oczy były tak ciężkie, że poczuł nieuchronny sen gdy ktoś nad nim

238
powiedział.
-Może lepiej będzie ci się spało gdzieś indziej niż tu na trawie? –
delikatny miły głos skierował się nad nim
Tomek otworzył oczy i spojrzał na tą osobę. Była to młoda
dziewczyna, szczupła w sukience. Miała na nosie okulary a włosy
spięte gumką z tyłu. Rysy twarzy były u niej bardzo delikatne, wręcz
jak u dziecka.
Tomasz podniósł się na łokciu i teraz poczuł jeszcze większe
zmęczenie senne. Spojrzał na dziewczynę.
-Przyjechałem godzinę temu z Łodzi i po prostu nie mam gdzie dzisiaj
się położyć. – odpowiedział Tomek
-Jesteś z pielgrzymką Łódzką ? – zapytała
-Nie. Przyjechałem sam. – mówił – Jestem umówiony z braćmi ale że
miałem takie a nie inne połączenie, więc muszę na nich poczekać.
-Ja w południe przyszłam z pielgrzymką z mojego miasta. Mamy
nieopodal rozbite nasze namioty. Może u nas przenocujesz, zawsze to
lepsze niż trawa.-zaproponowała – Ahh, nie przedstawiłam się, Gosia
jestem.
Tomek wstał i podał rękę.
-Tomek. – odpowiedział a po chwili dodając – Jeżeli nie będę sprawiał
problemów to z chęcią skorzystam z noclegu.
Gosia uśmiechnęła się.
-No to chodźmy – pokazując kierunek ręką
Tomek złapał plecak i udali się w skazanym kierunku.
-Co robisz tu nad ranem? – zapytał
-Byłam na nocnym czuwaniu, ale i mnie chyba dopada zmęczenie.
Wyszłam i zobaczyłam ciebie. Nie wyglądasz jak inni, więc
postanowiłam podejść do ciebie.
-Jak inni? – zdziwił się Tomek
-Większość ludzi idących na pielgrzymkę idzie bo tak czuje jego
dusza. Reszta zaś idzie chyba tu dla zabawy. Patrząc na ciebie
widziałam normalnego spokojnego człowieka i coś wewnątrz tchnęło
mnie by podejść. – wytłumaczyła Tomkowi

239
Tomek uśmiechnął się na słowa dziewczyny. „Coś tchnęło” on wiedział
co to jest to coś. Spojrzał na bezchmurne niebo na którym
połyskiwały gwiazdy i uśmiechnął się w jego kierunku.
-Sama tu przyszłaś z pielgrzymką?
-Nie, nie. Jest brat i paru dobrych znajomych.
-Aha.
Z drugiej strony klasztoru był plac na którym były porozbijane
najróżniejsze namioty. Przy niektórych były tabliczki z nazwami
miejscowości, przy innych inne oznaki by każdy mógł trafić do
swojego namiotu. Większość pielgrzymów spała, w niektórych
namiotach świeciło się światło i tylko małe nieliczne grupki siedzieli
przed swoimi namiotami cicho rozmawiając. Gosia pokierowała do ich
miejsca obozu. W kole było ustawionych pięć namiotów wejściami do
środka koła. Zajrzała do dwóch z nich a gdy znalazła wolne miejsce
machnęła ręką na Tomka. Tomek podszedł do niej.
-Tu jest wolne miejsce. Brat cioteczny musiał pilnie wrócić do domu,
więc tu spokojnie możesz przenocować. – powiedziała
-Dziękuje. Mam nadzieję, że nie sprawiam ci kłopotu ? – zapytał
Tomek
-Daj spokój. Miłego odpoczynku. Dobranoc. – odrzekła Gosia
uśmiechając się do gościa
Tomek odwzajemnił uśmiechem i wszedł do namiotu cztero
osobowego. Były jeszcze dwa wolne miejsca. Dwa inne zajmowała
para, lecz prawdę mówiąc zajmowała niecałe dwa miejsca, gdyż spali
przytuleni do siebie. Tomek cicho się do środka i położył się na wolnej
karimacie. Plecak położył za głową. Wyciągnął się cały patrząc w
górę. Poruszający się lekko materiał i światła z zewnątrz tworzyły grę
cieni. Przyglądał się chwilę im Tomek a potem usnął.
Obudziły do głośny śpiew zaraz za jego głową. Otworzył gwałtownie
oczy nie wiedząc co się dzieje, lecz po od razu ściągnął powieki od
uderzenia światła padającego na jego twarz z wejścia namiotu. Obok
para już nie spała, przytuleni cicho rozmawiali. Widząc obudzonego
gościa nocnego przywitali się z nim.

240
-Hej brachu, ty jesteś Paweł? – spytał chłopak
-Cześć. Nie, jestem Tomek, Gosia pozwoliła mi się przespać. Taka
krótko obcięta i włosy zapięte z tyłu. – tłumaczył się Tomek
Obydwoje uśmiechnęli się do gościa.
-Gosia, Gosia. Ta to ma dobre serce, jak by mogła to bym pomogła
wszystkim na świecie. – mówiła dziewczyna, a po chwili przedstawiła
się – Cześć Monika jestem. – powiedziała wyciągając dłoń w kierunku
Tomka
Tomek delikatnie uścisnął dłoń i przeszło przez niego ciepłe uczucie
pod wpływem dotyku.
-A to Marcin mój chłopak. – dodała po chwili
Marcin z uśmiechem mocno uścisnął rękę Tomka.
-Miło mi bardzo. – odpowiedział Tomek
-Jesteś tu z jakaś pielgrzymką? Czym sam ? – spytał Marcin
-Przyjechałem w nocy sam i nie jestem pielgrzymem. – powiedział
Tomek
Znów delikatny uśmiech pojawił się na twarzy Marcina i Moniki.
-Fajnie to określiłeś „pielgrzymem”. – powiedziała Monika
Tomek uśmiechnął się do niej.
-Noo tak, na pewno na klęczkach tu nie przybyłem. –dodał
Wybuchnęli obydwoje śmiechem.
-Mam się tu spotkać z moimi braćmi, których wieki nie widziałem. He
he nawet nie wiem czy ich poznam po takim długim okresie czasu.
-Czemu wcześniej z nimi się nie spotkałeś? – zapytała Monika
-Widocznie takie mamy nasze koleje losu, że każdy poszedł swoją
drogą a teraz jest czas by znów się zobaczyć.
-Dziwnie mówisz jak dla mnie – powiedziała Monika
-Wiem, że to może wyglądać na dziwne, ale to bardzo długa historia –
odpowiedział Tomek
Zapadła na chwilę cisza, tylko było słychać głosy na zewnątrz i dało
się już czuć gorąc słońca w namiocie.
-Nie wiem jak wy ale ja już jestem głodny – przerwał milczenie
Marcin

241
-Dobra idę zrobić jakieś kanapki – powiedziała Monika przeciskając
się po Marcinie, który po drodze ją łaskotał.
Potem mężczyźni wyszli na zewnątrz. Tu było znacznie lepiej niż w
namiocie. Lekki wiaterek powiewał dając poczucie, że tak mocno
słońce nie praży choć nie było żadnej chmurki. Tomek usiadł przed
namiotem po turecku i rozglądał się w koło. Wszędzie przeważnie
młodzi ludzie krzątali się koło swoich obozowisk. Jedni siedzieli przed
namiotem rozmawiając z innymi, część wygrywała na gitarach
piosenki na cześć Boga. Monika przygotowała kawę i podała gorący
kubek smakowitej kawy Tomkowi.
-Dziękuję – powiedział Tomek
-Zjesz jakąś kropkę chleba? – zapytała
-Z chęcią. Może być jedna, albo dwie – odpowiedział z uśmiechem
Tomek
Monika odwzajemniła mu też uśmiechem a potem podeszła do
Marcina i dała mu całusa a potem poszła do drugiego namiotu
szykować kanapki. Tomek przez chwilę posmutniał widząc ten widok.
Przypomniała mu się Oliwia jego ukochana.
-Gdzie masz żonę? – zapytał Marcin
Tomek spojrzał na obrączkę, która zdradza otoczeniu, że jest żonaty.
-Musiała zostać w szpitalu.
-Coś poważnego? – pytał dalej
-Nie, nie. Wyjdzie z tego – odpowiedział niepewnie Tomek.
-Szkoda że nie ma jej tutaj, z chęcią bym poznał ją.
-Fakt szkoda, że jej nie ma. – odpowiedział Tomek
-Hej – ktoś przywitał się za plecami Tomka
Odwrócił się i zobaczył Gosię stojącą za nim.
-Witaj dobra duszyczko – przywitał się Tomek
Gosia usiadła koło nich.
-Wyspany? I Skąd takie określenie mnie? – zapytała Gosia, która
teraz w promieniach słońca jej twarz wręcz jeszcze bardziej się
śmiała.
-Na pewno lepiej przespać się na materacu niż pod gołym niebem na

242
trawie. A co do drugiego pytania to Monika mówiła, że jakbyś mogła
to byś wszystkim pomogła – powiedział Tomek
-To jest papla jedna z tej Moniki. Ale dobra przyjaciółka. A gdzie ona
jest? – spytała Marcina
Marcin wskazał głową sąsiedni namiot.
-Szykuje kanapki bo faceci chcą coś zjeść – odpowiedział
-Widzę, że już dobrze poznaliście się. To fajnie. – wstała i skierowała
się do namiotu gdzie Monika szykowała śniadanie.
Gdy weszła na twarzy Marcina powstał grymas bólu ale szybko go
opanował by Tomek nie dostrzegł to.
-Co ci jest? – spytał Tomek
-Aaaa takie jakieś czasami mam boleści w brzuchu. Tylko nie mów
tego Monice bo znów będzie mnie wysyłała do lekarza – powiedział
ciszej Marcin
-Spoko, ale z drugiej strony powinieneś iść.
-Jeszcze nie umieram więc po co iść – odrzekł Marcin
Tomek spojrzał na aurę Marcina i wyczuł zaburzenia energetyczne w
jego organiźmie, które były spowodowane chorobą. Po chwili
częściowo przeniósł swoją świadomość na okolice brzucha Marcina, by
dokładniej zdiagnozować chorobę. Wyczuł ból w żołądku ale nie z
braku jedzenia lecz wrzodów.
-Ja myślę, że jednak powinieneś iść jednak do lekarza. – powiedział
Tomek
-Pewnie jak nie wytrzymam kiedyś z bólu to mnie karetka zawiezie do
niego – odrzekł Marcin
-Mam pewne zdolności bioenergo teraputyczne, mogę ci pomóc jak
chcesz? – spytał Tomek Marcina
Marcin patrzył przyszywającym wzrokiem Tomka i po chwili
powiedział.
-Dobra, niech ci będzie i tak w to nie wierzę, ale oglądałem takie
leczenie w telewizji więc przyjmę to jako ciekawostkę. – odpowiedział
zdecydowanie Marcin
Tomek wstał i usiadł z boku Marcina. Ten spokojnie czekał na

243
przebieg wydarzeń. Tomek skupił wokół siebie siłę witalną, którzy inni
nazywają praną, leczącym światłem lub jeszcze inaczej nazywaną
przez innych. Potem skierował energię w siebie a potem kanałami
energetycznymi do rąk. Po chwili już był gotów widząc swoimi
astralnymi oczami jak jego dłonie lśnią i bije od nich białe
promieniowanie życiowej energii. Prawą rękę umieścić z tyłu Marcina
na wysokości żołądka, lewą z przodu jego. Marcin siedział spokojnie
gdzie po chwili uśmiechnął się do siebie mówiąc sobie w głębi duszy,
że to nie działa. Lecz uśmiech nagle zniknął z jego twarzy jak poczuł
jak potężne ciepło przeszyło jego organizm. Spojrzał na Tomka, lecz
ten spokojnie siedząc wpatrywał się w to co robi. Energia jak pole
elektro magnetyczne przeszyło ciało bez żadnego oporu, wytwarzając
uczucie ciepła odczuwalne przez pacjenta. Jednak energia jaką
posiadał Tomek była tak potężna, że każdy sceptyk wyczuł by to
ciepło.
-Rany co ty masz w rękach? Rozgrzane kamienie do czerwoności ? –
spytał Marcin
W tym momencie przyszły dziewczyny Monika i Gosia. Gdy zobaczyły
tylko co się dzieję usiadły z boku i bez słowa z wielkim zdziwieniem
patrzyły na proces leczenia.
-No to może uwierzysz, że to działa – odpowiedział krótko Tomek –
Odpręż się i nic nie mów teraz.
Energia przenikała cały czas jednostajnie przez chory obszar ciała
Marcina. Zaburzenie energetyczne czyli choroby mają inne wibracje
niż zdrowe ciało. Energia Tomka oddziaływała na te wibrację powoli
stabilizując je do wibracji zdrowego ciała. Gdy Tomek wyczuł, że
nastąpił ten stan stabilWiolacji przeniósł swoją świadomość na chore
miejsca w postaci fizycznej. Marcin lekko skrzywił się wyczuwając
jakby coś obcego w nim. Tomek wszedł w każdą komórkę chorobową
i siła woli nakazał energii przyśpieszenie leczenia. Wyczuł jak chore
komórki organizmu regenerują się o stokroć szybciej niż przy
konwencjonalnym leczeniu. Nadał rozkaz utrzymania energii i procesu
leczenia, aż do całkowitego zaniku choroby. Wycofał swój umysł z

244
Marcina i odsunął ręce od niego.
-No i jak? – spytał uśmiechnięty
-Coś niesamowitego. To dało się czuć fizycznie, że coś tam się
zmienia we mnie. Wow ale świetne uczucie. Najpierw czułem taki
gorąc, myślałem, że wystrzelę w niebo jak poparzony, ale potem już
takie błogie uczucie. – mówił zafascynowany Marcin
-Hahahaha – śmiał się Tomek, potem dodał – Jesteś zdrowy.
-Kim jesteś? – spytała Monika
-Dobrym samarytaninem – odpowiedział uśmiechając się Tomek do
dziewczyn – Mam te zdolności od młodości. Niedawno, ktoś hmmm
jak to powiedzieć , wybudził je we mnie.
-Niesamowite. – mówiła Monika
-Z czym jemy ?- spytał Tomek zmieniając temat
-Z jajeczkiem i serkiem żółtym. Może być panie lekarzu – wtrąciła się
Gosia.
-Jasne – odrzekł Tomek
Jedli wszyscy i rozmawiając o tym co widzieli. Wypytywali Tomka jak
to działa to co zrobił. Gosia powiedziała Tomkowi, że ma wspaniały
dar od Boga i powinien go wykorzystać jak najlepiej. Tomek to co
mógł powiedzieć starał się tłumaczyć w miarę zrozumiale. Po
śniadaniu spojrzał na zegarek wskazując tuż przed 11, więc została
godzina do spotkania z braćmi.
-Umówiłem się na 12 z moimi braćmi, więc będziemy musieli się
pożegnać. Dziękuję wam za nocleg i wspaniałe śniadanie, a po takiej
kawie to aż się chce żyć – te ostanie słowa skierował do Moniki
Ta tylko z uśmiechem kiwnęła głową.
-Może wpadniesz później z braćmi do nas. – zapytał Marcin
-Chyba raczej nie. Mamy zupełnie inne plany, ale dziękuję za
propozycję. – odpowiedział Tomek
-No cóż, ale nam było nam miło cię poznać – powiedziała Gosia
-Gdyby ni ty w nocy to byśmy się nie poznali. – powiedział Tomek a
potem dodając – Mogę coś sprawdzić Moniko?
-Tak jasne. A co? – zaciekawiona Monika pytała

245
Tomek podszedł koło niej i dotknął jej brzucha. Już miał to przeczucie
gdy pierwszy raz dotknął jej dłoni w namiocie. Teraz był już pewien.
Była w ciąży.
-Jesteś w ciąży. Będziesz miała śliczną, zdrową córeczkę i nie załamuj
się jak na początku będzie ciężko, bo masz wokół siebie wspaniałych
przyjaciół. – po wiedział do niej a przy ostatnie słowa skierował w
kierunku Gosi.
Monika jak zaczarowana siedziała z niedowierzaniem z otwartymi
ustami.
-Ja, ja ... – nic nie mogło wykrzytusić z siebie
Potem skierował się do Marcina.
-A ty szanuj swoje zdrowie. – powiedział, po chwili dodając z
uśmiechem – Przyszły tatusiu.
Tomek zarzucił swój plecak i wstał. Cała trójka była nadal jak
zamurowana i tylko patrzyli na zbierającego się Tomka.
-Niech Opatrzność Boska was błogosławi. – po tych słowa odszedł w
kierunku bramy klasztoru.
Tomek stanął przed główną bramą do klasztoru. Przyjrzał jej się i
znów spojrzał na zegarek. Jeszcze miał trochę czasu i postanowił
obejrzeć klasztor od środka a szczególnie święty obraz Matki Boskiej.
Nigdy go jeszcze nie widział a teraz miał okazję. Udał się na
dziedziniec a potem wszedł do środka bazyliki, gdzie zgromadzeni
modlili się do świętego obrazu. Można by śmiało powiedzieć, że tu
jest przekrój całego społeczeństwa. Od najmłodszych jeszcze
śpiących w wózkach do tych najstarszych, którzy siła wiary swojej
podparci laską siedzieli w ławach podląc się. Młodzież, ich teraz tu
było najwięcej, z tego względy, że jest to okres pielgrzymek. Znalazły
się osoby na wózkach inwalickich lub o kulach ledwo stąpając przed
ołtarz, gdzie został umieszczony święty obraz. Miejsce to słynie na
całym świecie z wielu cudów wyzdrowień nieuleczalnych chorób.
Ludzie potrafią rzucił kule i całkowicie zdrowi wrócić do domu.
Zagubienie znajdują drogę swojego życia, zmęczeni siłę, chorzy
zdrowie. Jednak ci którzy tego pragną to otrzymają, trzeba tego

246
samemu chcieć i wierzyć w to. Nic nie ma na siłę, taka też wiedzą
posiadają uzdrowiciele. Jeżeli ktoś sam świadomie nie chce pomocy
leczenia od uzdrowiciela, to oni muszą uszanować jego wolę. Po cóż
napróżno marnować energię, która będzie miała mniejszy efekt,
skoro można ją lepiej spożytkować dla kogoś innego potrzebującego.
Proście a będzie wam dane, proste słowa a jak magiczne gdy
rozumiemy je prawdziwe przesłanie. Święte miejsca napełnione wiarą
przez pielgrzymów jest jak bezpośredni telefon do Boga. Trzema
umieć tylko mówić, mówić w sobie tak by dotarły prośby na wyższy
poziom energetyczny do samego absolutu, gdzie wszystko jest we
wszystkim. Modlitwa jest forma rozmowy, podczas której jesteśmy w
stanie złączyć się z Opatrznością Boską i poczuć jej nieskończone
dobro. Jednak modlitwa jest formą medytacji, dlatego też adepci
rozwoju duchowego uzyskują ten sam efekt a nawet lepszy od
zwykłego śmiertelnika, a co najważniejsze w każdym miejscu, o
każdej porze. Prawdziwi adepci znają zasady panujące w czasie i
przestrzeni i umiejętnie poruszając się w nich sam stają się świątynią.
Sam kościół jest w nas i my sami gdy to odnajdziemy jesteśmy
zjednoczeni z absolutem. Jak wiele ludzi nie zdaje sobie sprawy,
wierząc i modląc się nie wiedząc do końca do kogo znoszą swoje
troski i modlitwy. Egregory potężne astralne inteligencje często są
odbiorcami tych modlitw. Karmią się emocjami swoich poddanych,
ładując siebie jak wielki akumulator. Posiadają moc, energię, która
przez wielu ludzi jest uznawana za boską moc. Stają się jak owieczki,
którym się co jakiś czas ścina wełnę by potem na swój użytek zarobić
na tym pieniądze. Dając w zamian spokój owieczką, dając pastwisko
ze świeżą trawą i wodę do picia. Im więcej owieczek tym więcej
energii egregory posiadają. Fałszywe religie, sekty i innych
najróżniejszych odmian wiary są oszukiwane przez swojego Boga
będąc niczym innym jak tylko dostawcami energii by mogły rosnąć w
potęgę. Ważne by każdy odnalazł w sobie prawdziwą ścieżkę
poznania, ścieżkę do pojednania z Opatrznością Boską, bo im dłużej
trwają w fałszerstwie tym trudniej im później poznać prawdę.

247
Tomek usiadł na wolnym miejscu na końcu ławy w ostatnim rzędzie.
Miła młoda kobieta delikatnie posunęła się by ustąpić mu jeszcze
trochę więcej miejsca. Tomek uśmiechnął się i powiedział „Dziękuję”,
lecz kobieta tylko kiwnęła głową, że dotarło do niej co mówi i znów
klęcząc wpatrywała się w obraz Matki Boskiej. Ciekaw czy ta sama
kobieta ustąpiła by miejsca w zapchanym pociągu? Czy tylko to
miejsce magiczne tak na nią wpłynęło, że nie wypada zrobić coś nie
tak bo przecież inni patrzą i to w jakim miejscu. Jak często ludzie
otrzymują energię w takich świętych miejscach a po tygodniu czy
miesiącu i tak robią swoje nie zmieniając swojej natury. Przychodzą i
proszą o pomoc, wytłaczając tłustymi literami w myślach swoje
prośby myśląc, że to wystarczy a teraz tylko czekać na cud. Nie
wiedzą, że najpierw siebie muszą zrozumieć, odnaleźć siebie a nie
tylko czerpać korzyści nic nie dając od siebie. Tomek rozluźnił się i
spokojnie wszedł w stan medytacji. Nie wzbudzał żadnego
zainteresowania ze strony innych wiernych. Jego umysł był spokojny i
pełny harmonii myśli. Teraz gdy już nie miał w organizmie serum
taltańskiego szybko wchodził w stan pustki umysłu. Jego aura
rozszerzyła się raptownie wokół niego. Tylko jeden kilkuletni
chłopczyk z zainteresowaniem przyglądał się Tomkowi. Zauważył jego
aurę jak rozjaśniona, pulsuje wokół niego. Jego mama zauważyła to i
skarciła go, że nie wypada tak wpatrywać się w kogoś. Oh jak bardzo
się myli, ale cóż tylko nieliczni mogli to dostrzec, a ten chłopczyk ją
widział. Tomek uśmiechnął się do niego a malec odwzajemnił mu
uśmiechem i gdy po raz kolejny został delikatnie szarpnięty za łokieć
przez mamę odwrócił się w kierunku ołtarza. Tomek zebrał w sobie
energię najczystszej postaci i zaipregnował ją życzeniem by służyła
przebywającym tu ludziom w lepszej rozmowie z Bogiem. Trwało to
parę minut a potem uwolnił zaipregnowane życzenie na obszar
kaplicy. Kobieta siedząca z boku spojrzała na niego niepewnie jakby
chciała mu coś zarzucić. Może to, że usiadł sobie tak normalnie a nie
jak inni modląc się do obrazu. To co miał zrobić Tomek to zrobił,
wstał i wyszedł z pomieszczenia. Powoli pomiędzy tłumami wiernych

248
zmierzających do środka opuścił Jasną Górę. Gdy tylko przekroczył
ostatnią bramę ujrzał przed sobą cztery osoby stojące nieopodal.
-„Witajcie moi bracia” – skierował mentalnie słowa do nich
Ci od razu odczytali przesłanie i odwrócili się w jego kierunku. Tomek
uśmiechnął się i podszedł do nich. Jakie było lekkie zdziwienie Tomka
gdy ujrzał wśród nich jedną kobietę. Myślał, że słowa Ilmaruna
określające jego braci duchowych określa wyłącznie płeć męską, a tu
taka niespodzianka. Powoli z uśmiechem podszedł do nich. Stanął
przed nimi i spojrzał na nich po kolei. Tomek skierował się najpierw
słowa do kobiety.
-Ty za pewne jesteś Amilhasad. Miło cię poznać. Choć szczerze
mówiąc Ilmarun mówił mi o braciach a nie o siostrach. – podał rękę
na powitanie a potem powitanie objęli się
-Witam cię brasiszku – powiedziała mu do ucha
Kobieta spojrzała z delikatnym uśmiechem na twarzy na Tomka.
-Masz rację to ja Amilhasad i ze mną rozmawiałeś na chacie. A tak
naprawdę mam na imię mam Wiola. – powiedziała
-Bardzo mi miło – odpowiedział Tomek
Wiola była nieco starszą kobietą od Tomka. Może kilka lat różnicy
było między nimi, lecz nie więcej. Miała czarne długie proste włosy
spływające delikatnie na jej ramiona, końcówki zaś miała rozjaśnione
co przypadku Woli bardzo ładnie się komponowało z jej delikatnymi
rysami twarzy. Ubrana była w błękitną suknię a na niej różnymi
kolorami niebieskiego wymalowane jakby fale. Suknia była dobrze
dopasowana na szczupłego ciała jednocześnie podkreślając Wioli uroki
kobiece. Tomek spojrzał na drugą osobę. Ten bez zbędnych czułości
silnym uściskiem ręki powitał Tomka i tak samo jak z Wiolą powitał
go przyjacielsko poklepując Tomka po plecach.
-Lothold miło cię widzieć. – powiedział Tomek
-Dawid jestem tu dla ludzi lub jak kto woli Zachary. – odpowiedział
Dawid był w wieku zbliżonym do Tomka choć można było się mylić,
lecz nie to było najważniejsze. Dawid był szczupłym człowiekiem
mniej więcej wzrostu Tomka. Ciemna koszulka i takie też luźne

249
spodenki do kolan. Twarz szczupła ale wesoła gdy się uśmiechał a
gdy uśmiech ginął rysy twarzy zmieniały go w trochę innego
człowieka. Tomek zwrócił się do kolejnego z jego braci.
-Witam cię Vertihun. – podał mu dłoń na powitanie
-Jacek jestem czasami mówią na mnie ‘jacy’ – odpowiedział Jacek
-Miło cię poznać Jacku – odpowiedział Tomek
Jacek był najmłodszy z nich. Może koło 21 lat. Szczupły, trochę niższy
od Tomka ale niczego mu nie brakowało, po prostu w sam raz.
Krótkie włosy i ubranie ze znakami z Tybetu dopełniały go całego.
Tomek zwrócił się do ostatniego z braci.
-Witam cię Nydera – powitał go Tomek podając mu rękę
Ten mocno uścisnął rękę Tomka nad wyraz mocno, że dało się to
odczuć w małych kostkach dłoni Tomka.
-Mateusz jestem, a inaczej dla bliskich ‘szafa’ – odpowiedział
-Pasuję do ciebie to nazwa – dodał Tomek z uśmiechem
Faktycznie pasowało gdyż Mateusz był trochę wyższy od Tomka i
można powiedzieć, że potężny. Więc nie dziwił się Tomek, że ludzie
go tak nazwali, bo robił wrażenie samym sobą. Ubrany w spodnie
luźne lniane koloru beżowego i białą luźną koszulkę dodawała mu
wrażenia spokoju. W dodatku jego kręcone blond włosy na głowie
robiły z niego potulnego misia niż tak jak go nazwali znajomi.
-A ty Aesarel masz ksywkę ? – spytał Jacek
Tomek uśmiechnął się.
-W górach goprowcy nazwali mnie Tomi pewnie w skrócie od mojego
imienia Tomek. Chyba innego nie miałem jakieś bardziej poważnego.
– odpowiedział Tomek
-No to co będziemy tu sterczeć ? Czy może usiądziemy gdzieś w
milszym miejscu niż tutaj – powiedział Zachary
-A może ta knajpka tam na dole przy alejach gdzie się spotkaliśmy
Dawidzie ? – powiedział Jacek
-Taaaaa może być, to dobre miejsce. – powiedział wesoło Dawid
-A co a tym miejscu jest takiego niezwykłego ? – spytał Mateusz
-Jak to co? To czego tu nie ma na górze – powiedział Zachary

250
-Czyli co?
-Dobre wykwintne wino i zimne piwo. Chyba tak się lepiej poznamy –
dodał wesoło Dawid
-Aaaa to idę z wami – przyłączył się Mateusz
-Ja zbytnio za piwem nie przepadam ale z przyjemnością napiję się
dobrego wina – powiedziała lekko oburzona Wiola, że nikt jej nie
spytał o zdanie
-No to na pewno coś znajdziemy dla ciebie siostrzyczko. – złapał
przyjacielsko w pół Tomek Wiolę i lekko pociągnął dając jej do
zrozumienia, że nie ma wyboru – Postawię ci kawkę dobrą. Może być?
Wiola uśmiechnęła się i już bardziej ochoczo szła. Opuścili Jasną Górę
przedzierając się między ludźmi, których teraz jakby jeszcze więcej
przybyło na trawnik. Skierowali się do centrum miasta. Dawid z
Jackiem już nie mogli się doczekać aż usiądą przy stole z zimnym
piwem a Mateusz dołączył ochoczo do ich rozmowy. Rozmawiali ze
sobą jakby się znali wieki, bo i też taka była prawda. Wszyscy byli
braćmi światła i choć mieli różne własne zadania, teraz przeznaczenie
skierowało ich na wspólną drogę. Każdy z nich był magiem, który
miał własne życie ale zawsze z konkretnym celem do osiągnięcia w
swoim życiu doczesnym. Tylko Wiola szła spokojna i jakoś nie kwapiła
się z dołączeniem do rozmowy o wyższości piwa jednego nad drugim.
-Skąd pochodzisz? – zapytał Tomek Wiolę
-Z mazur, ale osiedliłam się w Wrocławiu. Wiesz życie gna do przodu i
mnie pognało właśnie tam. – mówiła Wiola
-I jak ci idzie w takim dużym mieście?
-Spoko. Jestem niezależną fotografem dla magazynów wystrojów
wnętrz i tu u nas w Polsce jak też w Europie. A wiesz tak dodatkowo
lubię pomagać chorym w moim skromnym gabinecie bioenergio
terapeutycznym.
-Tak to się to nazywa teraz – powiedział uśmiechnięty Tomek
-A co mam powiesić szyld z napisem „Leczenia magią”? To wszyscy
by mnie wzięli za wariatkę i może kazali by mnie spalić na stosie –
roześmiała się Wiola

251
-A ty skąd pochodzisz Tomku? – zapytała
-Jakiś 150 km stąd z małej wioski. Uczyłem się nie opodal w mieście
tam, tam też poznałem Oliwię moją żonę która ... – Tomek zamilkł
Wiola wyczytała z myśli Tomka jak miało się skończyć zdanie.
-Dla której jesteśmy teraz z tobą byś ty mógł dalej z nią być –
dokończyła Wiola
-Coś w tym stylu – Tomek spojrzał na Wiolę i dodał z uśmiechem –
Nie musiałaś mi czytać w myślach i tak bym powiedział.
-Wiesz to takie moje odbicie zawodowe. Jak nie raz idę ulicami i
przyglądam się ludziom i jak widzę ich aurę to czasami mam chęć
podejść i powiedzieć im co nieco o nich. – mówiła
-I co robisz tak?
-Raz zrobiłam i dziękowałam. Kiedyś jakieś pani powiedziałem, żeby
uważała na stan swojego życia bo inaczej nie będzie mogła zajść w
ciążę to tak na środku ulicy wykrzyczała mnie od czarownicy co rzuca
jakieś zaklęcia. – powiedziała zbulwersowana Wiola
Tomek wybuchł śmiechem.
-No to pięknie zagrałaś, ale przynajmniej wiesz, że czasami zachować
dla siebie to co się widzi. – Tomek nie mógł opanować śmiechu
-Pal to licho z nimi. Chciałam dobrze a wyszło jak wyszło.
-Wyszło pozytywnie dla ciebie to też forma jakieś nauki –
odpowiedział Tomek
-Pewnie. Całe życie to jedna wielka nauka. – przyznała mu rację
Wiola
-Z czego się tak śmiejecie ? – zapytał Zachary widząc rozweselonego
Tomka i Wiolę
-Aaaaa już byś chciał wiedzieć przyjacielu – powiedziała Wiola wesoło
-Gdzie ta knajpka? – zapytał Tomek
-Już dochodzimy – dodał Jacy
Przy ruchliwej drodze na szerokim chodniku były rozstawione
parasole, pod nimi okrągłe stoliki z metalowymi krzesłami.
-To ta taka fajna knajpa ? – zapytała zdziwiona Wiola – Ale macie
gust.

252
-To jest tylko przedsionek dla zjadaczy lodów. Chodźmy do środka –
powiedział uśmiechnięty Dawid
Weszli do środka lokalu i tu całkowicie odmiana. Wystrój zrobiony na
wzór kultury wschodniej i miłym zapachem palonych kadzidełek i
płynącą wschodnią muzyką dla nastroju.
-Już lepiej – powiedziała Wiola
-Mi też się tu podoba – dodał Tomek
-Wiedziałem Zachary, że im się tu spodoba. Wiedziałem – powiedział
zadowolony Jacy
-A coś ty jasnowidz jakiś? – zapytał poważnie Mateusz
Wszyscy wybuchli lekkim śmiechem, ale zaraz przycichli jak młody
mężczyzna stojący za barem skierował na nich surowy wzrok.
Knajpka była pusta oprócz jednego stołu zajętego przez 4 osoby. Cała
piątka wybrała odległy stół na końcu tak by nikt im nie przeszkadzał
w rozmowie. Plecaki i torby rzucili na ziemie, tylko Wiola położyła
grzecznie na przy drugiej ławie. Po chwili podszedł do nich młody
szczupły kelner z długopisem i notes w ręku. Podał im karty z daniami
ale nikt się nimi nie zainteresował. Kelner stał trochę zmieszany
zachowaniem gości, że nawet nie chcą spojrzeć w menu.
-Coś podać? – zapytał
-Kto piwo? – spytał Zachary
Tomek, Mateusz i Jacek podnieśli palec do góry.
-Więc poprosimy trzy zimne piwa. Ja poproszę dużą lampkę pół
słodkiego wina. Niech pan sam dobierze coś wyśmienitego z waszej
kolekcji – powiedział Dawid
-O mnie zapomnieliście? – wtrąciła się Wiola
-Oj na razie liczyłem piwa – dodał z uśmiechem Zachary
-Więc poprosimy nadal trzy piwa, wino i ... – tu skierował wzrok
Dawid na Wiolę
-Ja kawę poproszę – dodała Wiola
-Właśnie – zakończył Dawid
-To wszystko ? – zapytał kelner
-Duży półmisek chipsów jeszcze. Najlepiej ostre jakieś – dodał

253
Mateusz
-Rozumiem. Zaraz przyniosę wszystko – powiedział kelner i już się
odwracał od stołu w kierunku baru
-Chwileczkę – powiedział Zachary
Kelner wrócił się.
-Tak? – spytał
-Proszę nie ląc mi wina z beczki tego co stoi za drzwiami do kuchni
tylko najlepiej z butelki stojące na najwyższej półce. – dodał Zachary
-Aaaa, rozumiem – powiedział zdezorientowany kelner
-Jesteś kustoszem wina? – spytał Tomek Dawida
-Wiesz każdy ma swojego konika ulubionego. Ja lubię czasami
skosztować dobrego wina i standardowego piwa z kranu.
-Standardowego piwa? – spytał Mateusz
-A jak możesz nazwać kilka marek królujących na rynku?
-Ja bym nazwał dobrymi łatwo dostępnymi trunkami w porównaniu z
jakimś wymyślonymi drogimi winami. – odparł Szafa
Wybuchli śmiechem. Jacek spojrzał na Tomka.
-Jak to się stało, że nas odnalazłeś ? – spytał Jacek
-Ilmarun dał mi taką wskazówkę, że trzeba zmobilizować siły. Tydzień
temu w internecie spotkałem Wiolę i tak o to tu siedzimy. –
odpowiedział Tomek
-Co słychać u Ilmaruna ? – pytał Dawid
Tomek chwilę zapatrzył się w stół nic nie odzywając się.
-Odszedł – odpowiedział zwięźle Tomek
Dawid patrzył na niego z niedowierzaniem.
-Odszedł?
-Tak. Wczoraj po raz kolejny wyciągnął mnie z opresji i odszedł. –
Tomek sięgnął po list napisany przez Janusza i podał mu Zacharemu.
Ten przeczytał go szybko i odłożył list powoli na stół by inni mogli go
wziąć i przeczytać.
-Spotkałem go kilka lat temu w Indiach. Niesamowite spotkanie jak
człowiek może odnaleźć człowieka na drugim krańcu świata choć
mogę mieszkać tak blisko siebie. Był niesamowity, spokojny i tego

254
jego spokoju mnie uczył, wiele też mnie ukierunkował i pomógł. Był
jak nauczyciel, który potrafi wszystko wyjaśnić, więcej pokazać to
wszystko co było za mgła dla mnie. – mówił Dawid
-Mnie uświadomił, że mogę pomóc innym. Wybrałam drogę
hermetyzmu a z nią możliwości leczenia schorzeń ludzi i w tym czuję
się najlepiej – dopowiedziała Wiola
-Widzę, że wiele osób go znało. Ja też poznałem go rok temu na
wyprawie górskiej. Byłem u niego w domku kilka dni z moją
dziewczyną. Wspaniały gość – wtrącił Jacek
-Widać wszyscy go poznaliśmy – powiedział Mateusz
Reszta spojrzała na niego.
-Też miałem przyjemność go poznania jakiś czas temu i tak jak wy
wszyscy krótko ale pożytecznie. Wydaje mi się, że każdemu z nas
przekazał część swojej wiedzy. Może takie było jego zadanie w swoim
życiu. I jak wiecie wszystko nie jest bez przyczyny ... – przerwał
mówić gdyż podszedł kelner podając zamówione piwa, kawę, dla
Zacharego duży kielich czerwonego wina i duży półmisek chipsów.
Gdy odszedł Tomek dopowiedział do słów Mateusza.
-I wszystko ma swój porządek bo to co ma być będzie, to co się stało
jest przyczyną kolejnych następstw. Teraz już wiem czemu Ilmarun
mówił mi bym was odszukał. Znał każdego z was jeszcze wcześniej
nim was poznał fizycznie. Wszystko to było jak jedno wielkie
przygotowanie do tego co ma nastąpić. Jednak ta chwila przyszłości,
która nas a szczególnie mnie dotyczy jest ukryta przed nami. Tak ma
być byśmy nie wiedzieli gdyż mogło to być dla nas samym
zagrożeniem poznanym przez drugą stronę.
-Racja. – powiedział Jacek
-Przecież Kalasak to mały pryszcz na tyłku. Po co tyle zachodu z nim?
– grzmiał Dawid
-Już nie jest to taki pryszcz jak mówisz Zachary. Gdyby to był pryszcz
nie musiałbym waszej pomocy i nie siedzieli byśmy razem tutaj.
Gdyby to był pryszcz pewnie nie spotkalibyście Ilamruna w tym życiu
i zapewne wszystko inaczej by się potoczyło – powiedział Tomek

255
-Opowiedz nam wszystko od początku ? – powiedziała Wiola – Może
wówczas wspólnie wyciągniemy wnioski i opracujemy jakieś wspólne
działanie.
-To długa historia. Wieczorkiem na spokojnie wszystko przekaże
wam. – odpowiedział Tomek – A teraz cieszmy się naszym
spotkaniem.
-Jasne – rzekł Zachary i skosztował wina najpierw mały łyczek a po
chwili większy. Zatrzymał go na chwilę w ustach by poczuć głębię
smaku. Kiwnął głową na znak, że wino jest dobre. Po chwili swoimi
wprawnymi rękoma zaczął bębnić o blat stołu. Rytm wpadł w ucho
wszystkim i nikt nie zamierzał mu przeszkadzać. Po chwili Mateusz
dołączył się do Zacharego. Wyczuł rytm i spontanicznie zaczął
wystukiwanie o blat używając do tego swoich palców, całej i krawędzi
dłoni. Zachary spojrzał na Mateusza i uśmiechnął się do niego.
Podchwycił nowy rytm jaki nadał Szafa i pociągnął jego nutę.
Zakończyli razem w jednym momencie. Ucichło bębnienie rąk po
blacie stołu i na chwilę zapadła cisza. Nikt nie śmiał się teraz
odezwać. Nagle z dali ktoś zabił brawo na ich część. To kelner stający
za barem, ten sam co przyjmował od nich zamówienie klaskał w jak
na koncercie jakiś sław. Cała piątka odwróciła się w jego kierunku a
gdy ten ujrzał, że 5 par oczu skierowało się w jego kierunku przestał
klaskać, spuścił wzrok i wyszedł na zaplecze. Jacy wybuchł śmiechem
a zaraz za nim Wiola.
-No to zdrowie naszych bębniarzy – powiedział Jacy podnosząc swoja
szklankę z piwem.
-A dziękuję ale nie jestem jakimś bębniarzem, mam tylko wysoko
posunięty wyczucie rytmu – powiedział Dawid i znów napił się łyka
wina, potem skierował słowa do Mateusza
-A ty grywasz na bębnach?
-Nie coś ty. Teraz to grywam na blatach stołu – odpowiedział
spokojnie Mateusz – Kiedyś poznałem człowieka, który całkiem nieźle
gra. Trochę próbowałem ale to nie dla mnie.
Siedzieli w knajpce, popijając piwem i rozmawiając ze sobą. Wszelkie

256
troski odeszły od Tomka w tej chwili. Poczuł się jak w rodzinie, pełnej
humoru, miłości i dobrej zabawy. Rozmawiali o różnych rzeczach.
Każdy opowiadał zadziwiające rzeczy jakie spotkali w swoim życiu, o
swoim życiu i gdzie byli. A było co słuchać. Dawid opowiadał o
Indiach. Spędził tam trzy lata wraz z grupą archeologów z Anglii.
Poznał tamtejsze obyczaje ale też wiele bardzo ciekawych ludzi
zajmujących się rozwojem duchowym. Tam też poznał techniki
chodzenia bo ogniu, leżenia na rozbitych szkłach czy matach
najeżonych ostrymi gwoźdźmi.
Jacy zaś podróżował po Tybecie. Uwielbiał góry a szczególnie te
najwyższe. Tam zwiedzał i mieszkał też jakiś czas w klasztorach
mnichów poznając tajniki Buddyzmu, który były dla niego bardzo
zbliżone do jego toku myślenia i hermetyzmu. Poznał tam DajLame z
którym przebywał parę dni i pobierał od niego cennych wskazówek
jego rozwoju duchowego. Podobnie jak Dawid z każdej kultury
czerpał wiedzę dla siebie to co było dla niego niezbędne. Mateusz
uwielbiał skandynawię, gdzie zresztą miał rodzinę i z tego powodu
minimum dwa razy w roku wyjeżdżał do nich upajając się widokami
czystego środowiska i życzliwości ludzkiej. Natura tamta wprawiała go
w nieopisane stany medytacyjne podczas których duchem zwiedzał
istoty mieszkające w owej krainie. Wiola zaś często podróżowała po
zachodnim świecie i Polinezji, gdzie czasami pracowała ale w
większości pobierała nauki od innych mistycznych mistrzów. Każdy z
nich miał swoje historie, które opowiadał z takim zainteresowaniem,
że powoli zatracali poczucie czasu. Poznawali się dokładniej, choć byli
braćmi i siostrami duchowymi dla siebie nigdy nie mieli okazji poznać
się osobiście. Teraz los złączył ich drogi na wspólnej ścieżce i musieli
nią razem podążać. Gości lokalu powoli przybywało gdyż zbliżała się
pora obiadowa. Jedni przychodzili na pizzę inni na coś wymyślnego z
kuchni bliskiego wschodu. Cała piątka też poczuła lekki głód i
zamówili wilki talerz z kilkoma gatunkami mięsa przyprawionego
swoistym sosami. Do tego były placki chlebowe i zastawy surówek
najróżniejszych. Każdy nabierał sobie ile chciał i co chciał, a rozmowa

257
nie miała końca. Mateusz zamówił też kolejną kolejkę piwa.
Dochodziła już godzina 16 gdy zorientowali się jak miło mija im czas i
że pora coś innego zrobić z tak dobrze rozpoczętym dniem. Tomek
poprosił kelnera o rachunek. Ten po chwili przyniósł i mu podał.
Tomek uregulował należność. Wyszli przed lokal i stanęli na chodniku.
-Co robimy? – spytał się Tomek
-Znam fajny mały hotelik. Jest nieopodal pół godzinki drogi no i tani –
powiedział Mateusz
-Skąd to wiesz? – spytała się Wiola
-Mam ciotkę tu z Częstochowy ale rzadko bywam u niej i trochę
poznałem to miasto – odpowiedział Mateusz
-Pół godziny? Tak daleko ? To weźmy taksówkę – powiedział ochoczo
Dawid
-No daj spokój. Daleko? Co ty gadasz ? – powiedział Jacek wyciągnął
kluczyki od samochodu i wcisnął przycisk wyłączania alarmu
Za nim czerwony Dodge RAM III zamrugał migaczami i
zasygnalizował dwoma krótkimi piknięciami, że samochód rozbroił
alarm a drzwi są otwarte.
-Nie źle ci się powodzi brachu. – powiedział zadowolony Dawid
-Ojca bryka. Ma salom samochodowy i pożyczyłem go sobie –
powiedział uśmiechnięty Jacek
Wszyscy wrzucili na pakę swoje bagaże, potem przykryli plandeką i
Jacek zaciągnął pas by ładunek się nie przemieszczał.
-Wsiadać – powiedział
-Przecież piłeś piwo? – powiedziała Wiola
-Racja. – odpowiedział szybko Jacy i dał kluczyki Wioli
-Ja? Oszalałeś? Taki smokiem jeździć? – pytała Wiola
-Ty nie piłaś więc prowadź, a zresztą kto ci stanie na drodze przed
takim samochodem. Nie gadaj tyle, tylko jedź – wcisnął jej kluczyki w
dłoń a sam poszedł zająć miejsce pasażera
Tomek, Mateusz i Dawid jakoś musieli się pomieścić z tyłu i nawet
udało im się to.
-No to jedziemy. Tu masz stacyjkę, liczniki, paliwo, migacze, światła.

258
–Jacek przeprowadził szybki kurs znajomości wnętrza gdzie co jest.
-Wariaci z was. Wiecie o tym? – powiedziała niezbyt zadowolona
Wiola
-Wiemy. - odparli wszyscy z tyłu i wybuchli śmiechem
-Ale widziałam jeszcze gorszych wariatów na tym świecie –
powiedziała Wiola i odpaliła potężny prawie siedmio litrowy silnik
diesla.
Wiola przez chwilę zamknęła oczy trzymając dłonie na kierownicy.
Skupiła się na sobie a następnie swoją wolę przeniosła na maszynę.
Poczuła ciałem i duchem każdą śrubkę, każdą uszczelkę, każdy
element samochodu. Potem delikatnie wodziła rękoma po kierownicy,
potem po wszystkich gałkach i przełącznikach. Jej ręce na powróciły
na kierownicę i otwarła oczy. Nikt jej nie przeszkadzał w tym co robi.
Pewnie gdyby tu siedział ktoś inny powiedział by, że ona chyba
zwariowała takimi ruchami lecz nie reszta, która z nimi teraz była.
Dobrze wiedzieli co robi, poznawała samochód w bardzo subtelny
sposób, wręcz zaprzyjaźniła się z nim i zaimpregnowała życzeniem by
był jej posłuszny. Tomek położył rękę na jej ramieniu.
-Będzie dobrze – powiedział
-Wiem. – odpowiedziała Wiola i wrzuciła wsteczny bieg
Powoli wyjechała z miejsca parkingowego na wstecznym i ustawiła się
na lewym pasie.
-Szafa gdzie jedziemy? – spytała
-Prosto – odpowiedział Mateusz
Wiola wrzuciła pierwszy bieg i ruszyła przy tym naciskając trochę za
mocno pedał gazu. Silnik posłusznie zagrał, dostarczył ogromną ilość
paliwa i wydał z siebie dźwięk jakby ruszał czołg. Koła zabuksowały
pozostawiając czarny ślad po oponach. Ludzie na chodniku spojrzeli w
ich kierunku, bo chyba każdy by spojrzał słysząc warkot takiego
silnika. Chłopaków z tyłu lekko wbiło w siedzenie.
-Nie tak szybko zaraz skręcamy w prawo – powiedział Mateusz dla
ostudzenia zapędu Wioli
Tak jak Mateusz mówił, hotel był pół godziny drogi pieszo ale nie

259
wiele krócej jechali samochodem w korkach. Wiola już delikatnie
zaparkowała samochód na parkingu wewnętrznym hotelu. Jak się
okazało hotelik nie był, aż tak mały jak mówił Mateusz. Duży Grand
Hotel witał ich.
-To jest mały hotelik? – spytał Jacek Mateusza
-Przecież są większe a luksusu nigdy nie za wiele – powiedział Szafa
-Mi tam może być. Nie byłem jeszcze w takim hotelu, więc myślę, że
warto – powiedział Tomek
-Wariaci jednak z was wszystkich – dopowiedziała tylko Wiola a
wszyscy znów wybuchli śmiechem
Wysiedli z samochodu i zabrali swoje pakunki. Skierowali się do holu.
Był przestronny i ładnie urządzony. Podeszli do recepcji, który był
zrobiony z kamienia i oświetlony punktowymi żarówkami. Miła pani
ubrana w niebieski uniform służbowy spojrzała na nich jak na
wariatów lub bardziej jak na bal przebierańców ale uśmiechnęła się
tak jak ją uczono. To prawda, że wyglądali dziwnie na tle osób jacy
się tu przewinęli. Hotel nie należał do tanich i raczej odwiedzali go
ludzie z tak zwaną klasą, w garniturach i kobiet w drogich
sukienkach. A tu stanęła pospolita piątka ubrana kolorowo jak by ich
z cyrku wypuszczono. Pani z recepcji szybko pomyślała, że łatwo
pójdzie z takimi przybyszami z kosmosu jak usłyszą cenę za pokój.
-Dzień dobry. – powiedziała uśmiechnięta
-Dzień dobry. – odpowiedział Tomek – Potrzebujemy noclegu, może
na dwa dni dla nas wszystkich.
-Czy była rezerwacja? – spytała spokojnie
-Nie – odpowiedział krótko Tomek
-Momencik sprawdzę co mamy dostępne – odpowiedziała i zaczęła
przeglądać w komputerze wolne pokoje a potem rezerwacje
-Niestety mamy tylko miejsca na trzy osoby, reszta jest
zarezerwowana. – odpowiedziała z uśmiechem
-Na pewno coś się znajdzie dla nas – powiedział Tomek i położył rękę
na monitorze komputera
-Raczej nie - rzekła

260
Przez chwilę stał jak zamurowany. Pani pewnie pomyślała, że trafił się
upierdliwy klient, który nie odejdzie tak szybko. Tomek w tym czasie
przeniósł się mentalnie w odczytując plan zamówień pokojów
szukając rozwiązania. Tomek zabrał dłoń i powiedział.
-Proszę sprawdzić rezerwację nr 129/08 ci panowie odstępują z
pokoju – powiedział Tomek
Pani trochę zdziwiona zajrzała do komputera by ponownie sprawdzić
zamówienie. Widząc, że rezerwacja nadal jest aktywna uśmiechnięta
powiedziała.
-Niestety ale jest zarezerwowane – powiedziała ale była zmieszana
skąd Tomek wiedział, że zarezerwowało pokój dwóch mężczyzn
-Tam jest wpisany numer kontaktowy do nich, proszę zadzwonić do
nich. Jeżeli nadal jest aktywna rezerwacja odejdziemy spokojnie a ja
pani dam 100 zł za kłopot – zaproponował Tomek
Kobieta na początku nie wiedziała co powiedzieć ale po chwili wzięła
słuchawkę i wybrała numer wpisany w komputer. Po chwili została
połączona.
-Dzień dobry. Dzwonię z Grand Hotel. Rezerwował pan pokój u nas na
dzisiaj, czy rezerwacja jest nadal aktualna? – powiedziała miłym
głosem pani do słuchawki
Przez chwilę słuchała co rozmówca mówi i zmarszczyła czoło na słowa
jakie do niej napływały.
-Rozumiem. Dziękuję bardzo i życzę powrotu do zdrowia. –
powiedziała i odłożyła słuchawkę
-Chyba nie wygrałam 100 zł. Mieli wypadek po drodze i zapomnieli
odwołać rezerwację. Skąd pan wiedział? – spytała Tomka
-Czasami szczęście mam. – powiedział Tomek
-W lotto też mam pan szczęście? – zapytała niepewnie
-Nie wiem. Nie grałem jeszcze. Więc jak z tymi pokojami?
-Tam skompletuję się dla państwa pokoje. Będą dwie dwójki i jedna
jedynka. Czy to państwo pasuje? – zapytała
-Jak najbardziej – odpowiedział Tomek
-Ja biorę jedynkę - powiedział cicho Mateusz

261
-Chyba sobie śnisz ! – odrzekła Wiola
-No co? Chrapę w nocy. Po co mam komuś przeszkadzać? –
powiedział do niej Mateusz
-To najwyżej możesz spać na balkonie – odpowiedziała mu Wiola
Pani roześmiała się cicho ale szybko uspokoiła się.
-Dobrze poproszę o dowody by państwa wpisać – skierowała słowa do
Tomka
Wszyscy wyciągnęli swoje dowody i podali pani z recepcji. Szybko i
sprawnie wprowadziła nowych klientów do komputera przypisując im
pokoje. Oddała dokumenty i po chwili podała im kluczę do pokojów.
-Życzę miłego pobytu u nas. – dodała
-Dziękujemy- powiedział Tomek
Już odchodzili ale Wiola jeszcze odwróciła się na pięcie i powiedziała
do pani.
-Niech pani zrobi sobie badania tarczycy bo mogę wystąpić problemy
hormonalne – powiedziała przyjacielsko do pani
-Wiola ! – powiedział Tomek łapiąc ją pod rękę a potem skierował
słowa do pani w recepcji – To zboczenie zawodowe, jest
bioenergoterapeutą. Proszę jej wybaczyć.
-Tak, tak. Nie ma sprawy – powiedziała zaskoczona pani bo już nic
innego nie mogła wydusić po spotkaniu takich ludzi.
Skierowali się wszyscy do windy mijając grupę mężczyzn ubranych w
garnitury. Gdy przechodzili koło nich, rozmowy na chwilę ucichły i ich
wzrok skierował się w ich kierunku.
-Jak leci wam konferencja? – zapytał zdawkowo Zachary
-Dobrze – odpowiedział jeden z nich niepewnie
-Super. Uważaj na zapalniczkę – odpowiedział Dawid i poszedł dalej
Reszta mężczyzn patrzyła na nich jak na przebierańców a potem coś
zaczęli mówić o nich ale już weszli do windy. Gdy drzwi się zasunęły
dało się usłyszeć głos.
-„Stary kieszeń ci się pali” – ktoś krzyknął do kogoś
Tomek spojrzał na Zacharego.
-O co chodzi?

262
-Nic. Tylko ten skurczybyk nie pamięta chyba już jak w dzieciństwie
podpalił mi kota na podwórku dla zabawy. – odpowiedział zdawkowo
Tomek nadal patrzył na niego.
-Prawo przyczyny i skutku się dopełniło. – dodał Dawid
-Ale w ten sposób? – spytał Mateusz
-Lepsze spalony garnitur niż samochód.
-O rany jak dzieci czasami się zachowujecie – powiedziała Wiola
-Żyj jak dziecko do 65 roku życia a potem czas na emeryturę –
powiedział śmiechem Jacek
-Dobre. Muszę to zapamiętać – powiedział Tomek
Po chwili winda się zatrzymała na drugim piętrze i drzwi ponownie się
rozsunęły. Wyszli na korytarz i spojrzeli na klucze od pokoju.
-Dobra Szafa idziemy do siebie mi nie będzie przeszkadzało twoje
chrapanie. – powiedział Dawid
-Nie zawsze chrapę – powiedział Mateusz
-Spoko ważne, że nie lunatykujesz – powiedział Zachary
-Ogień cię rozpiera Lothold – powiedział Tomek
-Bywa. Ale trzymam fason. – powiedział
-Dobra ja idę z Jackiem do siebie. Rozpakujemy się i wieczorkiem
koło 20 spotkamy się na dole w barze.- powiedział Tomek
-Dobrze – powiedziała Wiola – Mam pokój na końcu korytarza.
-Znajdziemy cię nasze słoneczko. – rzucił Jacek i skierowało się w
lewo korytarzem
-Ja mówię jakbyście wy zabłądzili – powiedziała śmiechem Wiola i
poszła na prawo
Jacek otworzył pokój i wszedł pierwszy a za nim Tomek. Jacek rzucił
bagaż na ziemię i walnął się na jedno z wolnych łóżek. Tomek
spokojnie położył plecak na łóżku i wyciągnął z niego habit mnicha
wyszywany prawie niewidoczyni niciami. Jacek spojrzał na niego a
potem wstał i delikatnie przejechał ręką po materiale. Ten zaczął
delikatnie świecić uwydatniając magiczne symbole niewidoczne dla
innych.
-Myślałem, że został zatracony? – powiedział Jacy

263
-Ja też tak myślałem. Jednak został uchroniony. – odpowiedział
Tomek
-Wygląda jak nowa. Bez żadnych skaz, brudu i uszczerbku po tylu
setkach lat.
-Nooo. Mało co a znów bym ją stracił – powiedział Tomek
-Tz? Czemu? – pytał Jacek
-Wszystkiego się dowiecie wieczorem. Weź prysznic i oprzytomnij
trochę. Wieczorem ty już kierujesz. – powiedział Tomek
-Hmmm ok. – odpowiedział Jacek
Tomek położył szatę na stoliczku pod lustrem. Jasność przestała bić
od niej i teraz spokojnie leżała niezakłócona przez żadną energię.
Tomek wyciągnął slipy na zmianę z plecaka i świeżą niebieską
koszulkę. Podniósł słuchawkę telefonu znajdującego się na biurku i
poczekał na głos z recepcji.
-Recepcja słucham- usłyszał
-Macie państwo pralnie? – spytał Tomek
-Tak mamy. W szafie są reklamówki do pralni. Proszę włożyć tam
ubrania. Rano służba zabierze do prania. Po południu będzie wszystko
z powrotem – usłyszał miły głos pani
-Dziękuję ślicznie – powiedział i już miał odłożyć słuchawkę gdy pani
jeszcze coś dodała
-Przepraszam a czy zna pan może liczby na dzisiejszą lotto? Może
będzie pan miał szczęście albo może ja – zapytała nieśmiało
-Niech pani się nie trudzi z loteriami, nic większego pani i tak nie
wygra – powiedział spokojnie
-Aha. Przepraszam tak tylko pytałam – powiedziała
-Nic nie szkodzi – odpowiedział Tomek i odłożył słuchawkę
Spakował brudne rzeczy do reklamówek do tego przeznaczonych i
pozostawił je w przedpokoju. Jacek leżąc na łóżku przełączał kanały w
telewizorze. Tomek ściągnął koszulkę, spodnie i skarpety. Dołożył
zdjęte ubrania do prania i poszedł w slipach do łazienki. Woda pod
prysznicem była ciepła i przyjemna dla spoconej skóry. Przynosiła
ulgę dla ciała i ducha. Tomek zamknął oczy i powrócił wspomnieniami

264
do Oliwi. Przebiegło przez jego myśli obrazy od samego poznania do
ślubu. Jakie to były piękne czasy, w których nic się innego nie liczyło
jak tylko ich miłość. Młodzi, zakochani, uśmiechnięci a potem przyszła
szarość. Znów ten widok wirującego samochodu z Oliwią w powietrzu
i jego rozpaczliwy krzyk „NIE !”. Tomek oprzytomniał nagle i poczuł
jak mocno bije mu serce.
„Czas na rozliczenie już niedługo Kalasak” – powiedział prawie ze
złością Aesarel
Kąpiel dobrze mu zrobiła. Orzeźwiony i czysty powrócił do pokoju.
Jacek oglądał z zaciekawieniem jakiś program.
-Co tam masz ciekawego? – spytał Tomek
-O duszkach – powiedział krótko Jacy
Tomek usiadł na łóżku i założył czystą koszulkę, położył się i zaczął
oglądać program. Były przedstawione nagrania filmowe uwiecznione
przez ludzi na których dało się zobaczyć ducha. Co jakiś czas jacyś
badacze i uczeni wypowiadali się do materiałów filmowych i zdjęć
duchów.
-Czy oni wiedzą o czym mówią? – powiedział Jacek
-Niech sobie myślą po swojemu i tak miernikiem nie zmierzą tego –
powiedział Tomek
-Taaa. Racja. – dodał Jacek
Tomkowi przypomniała się jego matka rodzona. Ujrzał ją pierwszy raz
tak naprawdę parę dni temu jak pomogła mu się wyzwolić z czeluści
ciemności. Emocje były tak silne, że odczytał je bez problemu Jacek.
-Myślę, że nie raz jeszcze się z nią zobaczysz – powiedział spokojnie
Tomek spojrzał na niego i nawet nie musiał mówić skąd to wie. Byli
przecież braćmi duchowymi. Choć pierwszy raz spotkali się w tym
wcieleniu, to tak naprawdę znali się jak łyse konie.
-Kiedyś napewno – powiedział Tomek i uśmiechnął się
-Dobra idę się popluskać – zerwał się Jacek i poszedł do łazienki.
Tomek odprowadził go wzrokiem a potem znów patrzył się a program.
Znudził mu się i przełączył na kreskówki. Patrzył na nie i uśmiechał
się do siebie. Po chwili jego powieki ze zmęczenia opadły i zasnął.

265
Poczuł, że ktoś go delikatnie szarpię za ramię.
-Wstawaj. Już czas – powiedział Jacek stojąc nad nim
Tomek otworzył oczy i spojrzał na zegarek na ręce. Była 19.45.
-Już idziemy – powiedział i wstał z łóżka
Założył czarne lniane spodnie zawiązywane na sznureczek zrobiony z
tego samego materiału. Wyszli z pokoju i skierowali się do windy. W
holu w fotelach siedzieli już reszta braci i nasza kochana siostrzyczka
Wiola. Jacek podszedł do nich z rękami w kieszeni. Teraz wszyscy
znacznie bardziej gustownie wyglądali. Każdy przebrany w czyste
ubrania i lepiej pasujące do otoczenia.
-Źle się czuję – powiedział Dawid
-Tz? – spytał Jacek
-Źle czuje się w takim stroju – dodał
-No ale chyba nie wypada chodzić tu w klapkach – powiedział Jacek
-Dobra moi mili znajdźmy jakieś spokojne miejsce dla nas na łonie
natury. Masz jakieś pomysły Mateusz? – powiedział Tomek
-Coś się znajdzie – odpowiedział
-To ja idę po samochód – powiedział Jacek i skierował się do wyjścia
Po chwili podjechał potężnym samochodem pod wejście. Reszta
skierowała się do wyjścia mijając jednego mężczyznę, który stał w
grupie przed windą wcześniej.
-A nie mówiłem? – powiedział do niego Zachary i poszedł dalej
uśmiechnięty
Wsiedli do samochodu i wjechali spokojnie na ulicę. Mateusz
prowadził Jacka w okolicę ruin zamku w Olsztynie. Powoli zapadał
zmierzch i słońce powoli układało się do spania. Przejeżdżając
nieopodal ruin, ostatnie promienie słoneczne skomponowały
niesamowity obraz baszty, która od jakiegoś czasu była udostępniona
zwiedzającym. Podjechali jeszcze trochę dalej a potem skierowali się
w polne drogi. Po kilkunastu minutach byli w odosobnionym miejscu.
Wysiedli z samochodu jeszcze zdołali spojrzeć na ostanie promienie
słońca i nastała ciemność. Przeszli kilkanaście metrów po zboczu w
kierunku lasu. Zatrzymali się przed nim i Tomek rozejrzał się.

266
-Idealne – powiedział i przybrał pozycję do medytacji
Inni poszli w jego ślady i usiedli w kole z Tomkiem. Więcej Tomek już
nie musiał mówić, reszta wiedziała co mają robić. Tomek skupił się na
swoich trzech ciałach scalając je w jedność stając się Aesarelem. Jego
mleczno białe ciało astralne scaliło się z ciałem mentalnym i ciałem
fizycznym. Otworzył oczy. Były zmienione, nie te oczy którymi
posługiwał się Tomek na co dzień. Wyraz twarzy zmienił się z
młodego człowieka na twarz człowieka poszarpanego przez jego losy,
wypukliły się niektóre zmarszczki a skóra stała się szorstka nie jak u
młodego człowieka. Potem powoli jego reszta ciała zmieniała się.
Mięśnie stwardniały i powiększyły się jeszcze bardziej. Ciało zmieniło
się stało się o 20 lat starsze. To Aesarel, taki jakim pierwszy raz stał
się wojownikiem światła ponad 2800 lat temu. Pierwotna jego postać,
która jeszcze nigdy w obecnych jego wcieleń nie dożyła. Aesarel
spojrzał po woli na swoich braci i siostrę. Jego oczy były surowe i
bezwzględne. Widział jak i oni się pozmieniali, każdy z nich powrócił
do swojej pierwotnej postaci. Dawid zmienił się w mężczyznę o
typowych rysach twarzy hindusa, miał teraz grubsze i czarne włosy, a
skóra wypalona od słońca. Oczy zaś stały się iskierkami ognia. Wiola
zmieniła się w blondynkę o długich prostych włosach. Jej twarz stała
się delikatna jak kwiat, zaś oczy falowały jak fale morskie. Jacek
zmienił się w młodzieńca nieco starszego niż jest obecnie o bardzo
delikatnych rysach. Długie włosy delikatnie falowały jakby za nim
postawiono mały wentylator a oczy raz się rozmywały a za chwilę
stawały się na chwilę stabilne jak chmury na niebie. Mateuszowi
zmienił się kolor skóry na ciemną, jego postura jeszcze bardziej była
potężna od napiętych mięśni, oczy zaś zmieniły się w czerń
połyskując jak oszlifowane czarne diamenty.
Wszyscy spokojnym wzrokiem patrzyli na środek koło w jakim usiedli.
Aesarel skupił się też na środku widząc, że każdy przyjął swoją
prawdziwą osobowość. Przywołał wolą swoją Akashe, która na
początku pojawiła się z nikąd formą iskierki a potem w ułamku jak
miniaturowy wybuch rozprzestrzeniła się na całe wnętrze koła

267
kolorem fioletowym. Teraz mag powrócił myślami do swojego
narodzenia. Akasha posłusznie dostosowała się do jego toku myślenia
ukazując obrazy jak w filmie to co w tej chwili miał na myśli Aesarel.
Gdyby teraz ktoś zewnątrz to obserwował wszystko by to ujrzał, gdyż
trzy płaszczyzny były teraz w jednym miejscu połączone. Tomek
powracał wspomnieniami w przeszłość powoli przeskakując co jakiś
czas w kolejne jego ważne momenty życia. Bracia przyglądali się
obrazom i jednocześnie odczuwali wszelkie emocje i myśli zawarte w
nich. Nie ingerowali tylko byli obserwatorami. Film powoli przewijał
się z życia Tomka. Jak jego ojciec poznał Asię i jak go wychowywała
jak swojego syna. Lata szkolne i jak poznał Oliwię. Wszelkie problemy
z jego miłością. Smutki i radości z nią związane. Potem okres
narzeczeństwa i samego aktu zaślubin. Potem wyjazd na swoją
ukochaną podróż poślubną i to co się podczas niej stało. Film płynął
dalej ukazując czas jaki Tomek spędził u Ilmaruna. Jak Janusz
cierpliwie przypominał naukę Tomkowi by powoli wybudzić jego
prawdziwą naturę. Potem przyszedł czas poszukiwania swoich braci i
to co wiązało się z tym okresem. Czas jaki spędził z Anią i jego
córeczkami, gdzie poznał, że on też jest człowiekiem, który ma serce.
Jak potem odnalazł magiczny habit. W dalszej kolejności film
rozmywał się dalej ukazując koleje dziejów jego. Jego podróż,
pojmanie i próba jego zagłady. Na koniec to co mu się przytrafiło
będąc w Częstochowie do czasu, aż spotkał się z braćmi.
Akasha przestała pokazywać obrazy i stała się jak fioletowa chmura
po środku zgromadzonych. Delikatne fałdy jak fale przemieszczały się
powoli z jednego miejsca w drugie. Cała piątka siedząc spokojnie
przyglądała się jej, gdy po chwili chmura zatrzymała się nieruchomo.
Wszystko stanęło w miejscu, nie tylko Akasha ale wszystko wokół.
Wiatr ucichł, a przelatujące owady zastygły w miejscu. Nie dobiegały
żadne dźwięki z okolicy. Cała czwórka bez Tomka spojrzeli po sobie a
potem znów wpatrywali się w centralne miejsce okręgu. Chmura
zmieniła się w mgłę a potem zanikała, jakby coś zasysało ją do
wnętrza. Forma małej czarnej dziury w kosmosie, wciągająca

268
wszystko potrafiąca zatrzymać światło i czas, lecz zamiast czarnego
punktu była biała kuleczka, która im bardziej zasysała Akashę stawał
się jaśniejsza. Po chwili nie było już fioletowej Akasha lecz mały
wielkości guzika kuleczka świecąca na biało. Kulka w ułamku sekundy
rozszerzyła się jakby eksplodowała od wewnątrz zmieniając się w kulę
wypełniającą całą przestrzeń między uczestnikami. Jej światło
rozchodziło się w koło, a samego źródła światła nie dało się
zlokalizować w niej czy na niej. Nie było granicy świecącej kuli,
promieniowała cała równomiernie we wszystkich kierunkach
zacierając miejsce jej końca i początku. Światło było ciepłe i
przyjazne, biło z niego płynąca dobroć i spokój.
-Witamy Cię nasz Ojcze. – powiedział Tomek, choć jego usta stały w
miejscu to słowa rozeszły się do wszystkich gdyż były wypowiedziane
myślami.
-Witam cię Aesarel. Witam też cię Lothold, Amilhasad, Vertihun,
Nydera. – dało się słyszeć głos w ich myślach jak by pochodził od nich
samych ale też z zewnątrz
Cała piątka delikatnie pokłoniła się światłości.
-Co sprowadza cię do nas ? - powiedział Vertihun – I co możemy
zrobić dla ciebie?
-Już nie długo ziemia wejdzie w kolejną fazę swojego życia. Wy
jesteście tymi którzy zrównoważą jego wychylenie. – odpowiedział
spokojnie głos
Każdy z piątki wiedział o jaką fazę życia ziemi chodzi i kolejne
wychylenie. To prawo wahadła, jedno z podstawowych praw, które są
wszędzie i każdej dziedzinie życia, chwili, komórki żywej. Raz
wahadło zawieszone na nitce i rozbujane wychyli się w jedną stronę a
potem w przeciwną. Najbardziej korzystną chwilą jest pozostanie jej
w spoczynku, gdy wahadło powraca do punktu zerowego a za
moment przechodzi w przeciwne wychylenie.
-Co może zaburzyć to prawo? – spytał Lothold
-Ludzkość – odpowiedziała po krótko światłość
-Co możemy zrobić? – spytał Amilhasad

269
-Co to potrzeba a szczególnie ty Aesarel – znów padła krótka
odpowiedź
-Jak możemy pomóc? – zadał tym razem pytanie Nydera
-To że jesteście razem – padła odpowiedź
Nastała krótka przerwa, gdyż chyba nikt już więcej nie miał o co
pytać. Choć może na pierwszy rzut oka odpowiedzi były błache, lecz
każdy z nich rozumiał wszystko. Krótką przerwę przerwał Aesarel.
-Nie jest to powód dla którego nas odwiedziłeś – powiedział Aesarel
-Tak masz rację. Choć dałem wam wyjaśnienia dlaczego to wszystko
się dzieje. Prawdą jest, że mam dla was jedno dodatkowe zadanie. –
mówił ciepły głos
-Całe nasze życie w twoim świecie jest jedną drogą. – powiedział
Aesarel
-Idźcie jutro na Jasną Górę tam znajdziecie to co potrzeba –
odpowiedział głos
Nikt się nie odezwał tylko wszyscy w spokoju słuchali jednocześnie
przyjmując moc jaka płynęła od światła. Głos tym razem sam dalej
przemówił.
-Wszystko będzie jak ma być a wy jesteście tam gdzie powinniście
być. – powiedział głos
Potem światłość powoli zaczęła się kurczyć do pierwotnych rozmiarów
wielkości guzika. Przez chwilę jeszcze raz mocniej zabłyszczała i
znikła. Tak jak światłość znikła tak wszystko powróciło do swego
porządku. Lekki wiaterek zawiał koło nich, dźwięki świerszczy
dobiegały ich uszu a owad który był w tym czasie unieruchomiony
podczas swojego lotu , poleciał dalej. Wszyscy siedzieli i spojrzeli na
siebie. Dali sobie do zrozumienia, że czas powrócić do cielesnych
dotychczasowych ciał. Aesarel przymknął oczy i przywołał obraz Oliwi
uśmiechniętej. Tak bardzo pragnął ją teraz dotknąć, przytulić i
pocałować. Powoli jego transformacja wszystkich jego ciał powróciła
do miejsca w którym tu usiadł. Otworzył oczy i spojrzał na trawę.
Lekkie źdźbła poruszały się koło jego stóp. Pozostali też powrócili do
swoich ciał. Pierwszy stał Dawid a za nim Mateusz. Jacek położył się

270
na trawie machając po niej jak ptak na wolności. Wiola zaś przeciągła
się siedząc a potem wstała. Jeszcze tylko Tomek siedział przez chwilę
zamyślony patrząc w ziemię.
-„Jednak nie myliłem się, że tu głównie chodzi o mnie. To nie jest
jeden wielki przypadek, których zresztą nie ma, ale co ma do tego
Oliwia? Dlaczego moi opiekunowie chronią ją teraz? Jakie jest jej
zadanie?” – myślał Tomek lecz został wyrwany z toku myślenia przez
Wiolę.
-Choć Tomku idziemy. Co mamy wiedzieć już wiemy a resztę się
dowiemy w swoim czasie – powiedziała stojąc nad nim
Tomek spojrzał do góry i uśmiechnął się.
-Tak. – powiedział i wstał
-Ja bym coś już zjadł. Nie wiem jak wy, ale moje ciało potrzebuje
czegoś dobrego – powiedział z uśmiechem Mateusz
-Dobra myśl- wtórował mu Jacek
-A może w hotelu coś zjemy? – dodała Wiola
-I znów będą patrzeć na nas jak na cyrkowców? – spytał Dawid
-Ty to może wyglądasz jak cyrkowiec – odgryzła się Wiola
-Mam lepszy pomysł. Po drodze do hotelu jest fajna karczma, super
żarcie i miły nastrój. Co wy na to? – mówił Mateusz
Wszyscy powoli zaczęli iść w kierunku samochodu. Na chwilę stanął
Jacek i zamyślił się.
-To co. Wy napijecie się piwa a ja nie? – spytał Jacek
Reszta stanęła i odwróciła się w jego stronę a potem wszyscy zgodnie
spojrzeli na Wiolę. Ta spostrzegła wzrok braci na sobie.
-O nie. Znów ? – powiedziała do ogółu
-Nie przesadzaj jedno małe będziesz mogła się napić, albo lampkę
wina ze mną – powiedział Jacek
Wiola zacisnęła wargi ze złości jak mała dziewczynka i poszła sama w
kierunku samochodu.
-Co takiego powiedziałem? – zdziwił się Jacek
Wszyscy stali i patrzyli na Jacka. Ten spojrzał na Tomka potem na
Zacharego i Mateusza. Pomyślał szybko i biegiem pobiegł za Wiolą

271
wołając.
-Siostrzyczko kochana, poczekaj na mnie. Obiecuję, że wynagrodzę ci
to. Dobra?
Tomek z Zacharym i Mateuszem wybuchli śmiechem i też poszli do
samochodu.
Karczma była zrobiona na styl góralski. Cała z drewna a podłoga z
kamieni wtopionych w beton. W środku na gości czekały wielkie stoły
z drewnianymi ławami i kelnerki ubrane w stroje góralskie. Lokal
składał się z dwóch pięter. Na parterze były prawie wszystkie stoły
zajęte i w dodatku jakaś kapela rozkładała swoje instrumenty. Stanęli
przy barze i rozejrzeli się gdzie tu usiąść. Koło baru stała mały
wodospadzik zrobiony z kamieni gdzie na dole w oczku wodnym
pływały kilka czerwonych rybek. Wiola podeszła do baru jednocześnie
wyciągając rękę nad wodą.
-Przepraszam są dzisiaj jakieś wolne miejsca? – spytała jednej z
kelnerek, która właśnie nalewała do kufla zimne piwo z dystrybutora
Spojrzała na chłopaków a potem na Wiolę.
-Jeżeli wam nie będzie przeszkadzać to znajdzie się miejsce na
piętrze – powiedziała – Tylko, że tam lubią przychodzić dzisiaj
miejscowi i są trochę głośni.
-A to nie ma sprawy. Pośpiewamy z nimi – powiedziała spokojnie
Wiola a zaraz usłyszała za sobą głos Tomka
-Wiolaaaa ?
Wiola odwróciła się i spojrzała na niego zdziwiona.
-Co braciszku?
Tomek nic się nie odezwał tylko wzrokiem pokazał jej oczko wodne.
Wiola odwróciła się tam szybko i zobaczyła jak woda faluję. Tworząc
miniaturowe wystrzały kropli wody w górę pod ręką Wioli, która
trzymała ją nad powierzchnią. Kelnerka dostrzegła wzrok Tomka i też
spojrzała. Ze zdziwienia widząc taniec wody pod ręką gościa
zapomniała się i piwo przelało się w kuflu.
-O retku – powiedziała
-No to my już pójdziemy na górę – powiedziała Wiola i wzięła 3 karty

272
z menu lokalu.
Wszyscy udali się na pięterko gdzie już siedziało czterech
nieprzyjemnych typków popijając piwo przy tym głośno rozmawiając
o wyższości jednej drużyny piłkarskiej nad drugą. Gdy zobaczyli
nowych gości spojrzeli na nich z ciekawością.
-Siemka ziomale – powiedział im Zachary i poszli w drugi koniec
piętra do wolnego stołu.
-Co to kórwa jakiś kretyn? – powiedział jeden grubawy gość siedzący
z kompanami
Jednak nikt z piątki tylko spokojnie zajęli miejsca przy wolnym stole.
Tomek wziął kartę dań i zaczął ją przeglądać gdy nagle jeden z
podpitych typków krzyknął.
-Nie no ja pierdole to. Zaraz mu coś powiem – wrzasnął tak że dało
się go słyszeć na dole.
Już wstawał z agresywną miną a Tomkowi przypomniała się historia w
górach w karczmie jak siedział z Januszem i jego przyjaciółmi. Już
miał zamiar wstać gdy Szafa złapał go za dłoń.
-Daj spokój – powiedział spokojnie
Potem Nydera spojrzał na stojącego wściekłego potężnego gościa.
Wyciągnął dłoń i wykonał magiczny znak w kierunku agresora. Potem
spokojnie wziął też kartę dań i szukał wykwintnych dań mięsnych.
-A ty mnie uspokajasz? A tu co się dzieje ? – skierowała słowa do
Tomka
Tomek spojrzał na Wiolę i z uśmiechem powiedział do niej.
-Kochana siostrzyczko. Nie złość się ale tak będzie lepiej niż gdybym
ja miał stanąć – powiedział ciepło do niej jak ojciec do córeczki którą
usypia w łóżeczku.
Wiola od razu rozpromieniała uśmiechem.
-Oj braciszku, braciszku – powiedziała i podała Jackowi kartę dań
Jednak Dawid i Jackiem spokojnie patrzyli na gościa a ten coraz
gorzej był wściekły choć jego kompani chcieli go za wszelką cenę
uspokoić.
-Ja mu się tylko przedstawię – powiedział potężny gość i już chciał

273
podnieść lewą nogę by przejść za ławę na której siedział.
Efektem było to, że stracił równowagę i poleciał do tyłu na plecy. Nogi
zostały w miejscu a ciało upadło na drewnianą podłogę robiąc hałas.
Wyglądał dziwacznie, nogi przyklejone super klejem do podłogi a
reszta ciała leżała przegięta do tyłu przez ławę. Gość złapał się
odruchowo za głowę, gdyż nią najbardziej uderzył o deski. Jego
kompani odwrócili się i spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
-Ale żeś się już doprół. Już na nogach nie możesz ustać. Hahaha –
powiedział głośno jeden z nich a inni tylko wpadli w atak śmiechu.
Leżący potężny gość otrząsnął głową by złapać ostrość wzroku i
spojrzał surowo na kumpli.
-Z czego się kurwa śmiejecie ? Lepiej byś mi pomógł wstać a nie
pierdolisz głupoty – powiedział do kumpla
Ten spokojnie wsadził w usta palącego papierosa i wstał od stołu.
Nachylił się nad kolegą i pomógł mu się podnieść. Był problem by 130
kg kolegę podnieść z podłogi i pomóc mu znów usiąść.
-Stary ale orła wywinąłeś ? Zrobiłeś mistrzostwo świata piruetem –
mówił drugi kompan
-Weź się zamknij – odpowiedział mu tylko wielki drab
Znów spojrzał na stół gdzie siedziała piątka osób, którzy jak gdyby
nic rozmawiali ze sobą i czekali na kelnera. Znów narosła wściekłość i
gwałtownie zerwał się od stołu. Stanął lecz teraz spojrzał na swoje
nogi, czy znów odmówią mu posłuszeństwa. Stał tak i patrzył na nie
próbując nimi poruszyć. Wszystko było z nimi w porządku do kolana,
poniżej zaś były jak zrobione z kamienia. Nie reagowały na żadne
polecenie docierające z mózgu.
Widząc, że sam sobie nie poradzi powiedział do kumpla siedzącego z
boku.
-Weź no pomóż mi wyjść za stołu. Jakoś nogi mi odmówiły
posłuszeństwa – warknął do niego
Kolega spojrzał na niego a potem na jego nogi.
-Powaliło cię? Nie jestem twoją niańką, trzeba było tyle nie pić –
odpowiedział mu i śmiał dalej się z innymi z kolegi

274
-Mówię, że nie mogę ruszyć nogą. Kurna może to jakiś paraliż czy co
? – powiedział
Teraz kumpel już bardziej poważnie spojrzał na niego i wstał. Gryblas
oparł się o niego by znów nie stracić równowagi a kolega
jednocześnie ciągnął go do góry by mógł w końcu przełożyć nogę za
ławę. Jednak bez skutku.
-Co jest stary ? – powiedział kolega który pomagał mu w tym
Reszta przestała się śmiać i ich twarze przybrały bardziej poważne
miny. Potem drugi z boku wstał i pomagał im by nogi kolegi ruszyły
się z miejsca, lecz znów bez żadnego efektu.
-Kurna czary jakieś czy co? – spytał jeden drugiego widząc jak nie
można oswobodzić kolegi
Zrezygnowany dryblas usiadł z powrotem za stołem i wziął piwo w
rękę. Spojrzał na kufel i potem napił się z niego. W tym czasie
przyszedł kelnerka na górę. Najpierw spojrzała na siedzących
lokalnych gości a potem podeszła do nowo przybyłych piątki.
-Co podać? – spytała się
-Cztery duże piwa i sok pomarańczowy. Trzy golonki z frytkami i
surówkami. Do tego dwa dania z mięsa drobiowego i też z dodatkami.
– powiedziała Wiola
Kelnerka zanotowała zamówienie i odwróciła się głowę w kierunku
pijanych gości, którzy nahałasowali na całą salę.
-Czy wszystko ok po za tym? – spytała
-A tak. Bardzo miła atmosfera. Lubimy taki wystrój i szczególnie, że
ludzie są tu życzliwi, nie obrażają, nie biją i siedzą spokojnie –
powiedział Mateusz
-Aaaa rozumiem. – powiedziała kelnerka – To dobrze. Zaraz
przyniosę do picia a na dania będzie trzeba poczekać około 15 minut.
-Dobrze. Nie śpieszy się nam. Naprawdę uroczo tu jest – powiedział
Dawid
Kelnerka odwróciła się z uśmiechem i poszła na dół. Po kilku
minutach przyniosła piwa i sok pomarańczowy dla Wioli.
-Jak długo będziesz go męczył ? – spytał Jacek Mateusza

275
-Aż się uspokoi – odpowiedział krótko
-Lepsze to niż rozruba jakaś – powiedział Dawid
-Gdybyś normalnie powiedział dzień dobry to może by tak się nie
przejęli – powiedziała Wiola do niego
-Jak zwykle moja wina !– powiedział smutno Dawid
-Czym się przejmujesz? Należało im się i już – powiedział Tomek
-Niby czemu ? – spytała Wiola
-Lepsze to niż cztery karetki dla nich a dla nas kłopoty – odpowiedział
Tomek
Tomek spojrzał na pokrzywdzonego gościa, który cały czas próbował
podnieść nogę to jedną to drugą. Widać, że był już trochę
zrezygnowany. Tomek skoncentrował się na jego zastygniętych
nogach i rozpuścił element ziemi jaki skondesował w nich Mateusz. W
tym momencie gość znów chciał spróbował swoich sił by unieść nogę.
Widocznie za dużo siły w to włożył bo noga wystrzeliła do góry
uderzając kolanem pod blat stołu. Złapał się za kolano i zawył.
-Ja pierdole to wszystko – tylko zdołał z siebie wykrztusić
Nikt z piątki nie zwracał na nich uwagi tylko prowadzili swoją
spokojną dyskusję na temat wyższości Ferrari nad Porche. Pani
kelnerka dotrzymała słowa i w niespełna 15 minut przyniosła gorące
dania życząc smacznego. Wszyscy wzięli się za jedzenie.
-Jak myślicie czemu Opatrzność Boska nas odwiedziła? – spytał nagle
Jacek
-Czy to ważne czemu? Widocznie miała powody ku temu – powiedział
Dawid
-Dała nam wskazówki i to, że musimy wyrównać bilans dobra i zła. –
powiedział Tomek
-Jakby nie patrzeć średnio co dwa, trzy pokolenia występuję na
świecie wojna. Im dalej podąża świat tak jak robi tym wojny są coraz
bardziej krwawe, brutalne i powoli zostaje zachwiana równowaga. –
mówiła Wiola – skończy się tym, że sami ludzie się unicestwią
-Masz rację siostrzyczko – powiedział Tomek – A ludzie chyba nadal
nie potrafią z niektórych kwestii wyciągnąć konstruktywnych

276
wniosków tylko brną w tym bagnie.
-Ale zawsze była zachowana harmonia lecz widać, że teraz coś innego
może wpłynąć na przebieg zdarzeń na świecie. – mówił Jacek –
Nostradamus przewidział na początku tego stulecia kolejną wojnę,
która ma się rozpocząć od uderzenia w dwie wierze. Teraz już wiemy
o co mu chodziło. Teraz to nazywają wojną z terroryzmem, lecz ślepi
są oni jaka jest przyczyna.
-Masz na myśli pieniądze? – powiedział Mateusz
-Między innymi. Jak nie wiesz o co chodzi to chodzi o pieniądze.
Wszystko kręci się wokół bogactw naturalnych, ropa, gaz. – mówiła
dalej Jacek
-Nie źle kręcą lody na tym – powiedział Jacek
-Więc widzę, że tym razem mamy niezły orzech do zgryzienia. –
powiedziała Wiola
-Dokładnie siostrzyczko – powiedział Tomek – lecz dla naszego dobra
nie wiemy więcej.
-Bo jak ma być tak będzie. – powiedziała Wiola
-I wszystko jest we wszystkim – dodał Jacek a potem wszyscy
wybuchnęli przytłumionym śmiechem
Gość, który jeszcze jakiś czas temu miał sparaliżowane nogi teraz
znów nie wytrzymał.
-Ja nie wytrzyma z tymi pajacami. – powiedział i skierował wzrok na
całą piątkę
Tym razem Jacek nie wytrzymał i wykonał magiczny znak ręką w
powietrzu. Lekko przesunął elektryczny fluid w ciele astralnym
agresora co efektem było, że padł tym razem na twarz na stół.
-Jedni niczego się nie nauczą – powiedział Mateusz
Kompani pijanego gościa znów spojrzeli na leżącego na stole teraz
kolegę . Jeden z nich potrząsnął nim ale ten nie reagował. Potem
jeszcze raz i znów nie było efektu. Nachylił się nad nim by sprawdzić
czy żyje.
-Ja pierdziele on śpi ! – powiedział do reszty
-Zostaw go w spokoju, niech lepiej śpi a nie gada – powiedział drugi

277
już nie zwracając uwagi na pijanego kolegę.
-I co teraz powiesz siostrzyczko ? – zapytał Dawid
-Nic. – odpowiedziała nie patrząc na niego
Teraz już spokojnie dokończyli kolację.
-Na dzisiaj chyba nam starczy wrażeń – powiedział Tomek
-Eee jest fajnie – powiedział Zachary
-Jutro czeka nas jeszcze ciekawszy dzień – powiedział Tomek
-To się okaże – powiedział Mateusz
-To się wie – dopowiedział mu Tomek
Potem jeszcze trochę porozmawiali i dokończyli swoje trunki. Zebrali
się od stołu i zmierzali w kierunku schodów prowadzących na dół
karczmy. Przechodząc koło śpiącego gościa Jacek zrównoważył fluid
elektryczny w nim. Zrobił to nie rzucający się w oczy kolegą wielkiego
gościa. Gdy zeszli na dół śpiący człowiek obudził się i podniósł głowę
pytając się która jest godzina. Na dole kelnerka przechodziła koło
nich z zamówieniem i na chwilę przystanęła.
-Wszystko w porządku? – spytała Tomka a reszta grupy już wyszła na
dwór
-Tak a co miało być nie w porządku? – spytał Tomek
-Gienka dzisiaj dziewczyna rzuciła i wyglądał jakby chciał dzisiaj dać
komuś w ryja a wy cali – powiedziała
-Gienek to ten wielki na górze? – zapytał
-No ten.
-A to spokojny człowiek. Za dużo wypił i teraz spał na stole .
-Hahaha – roześmiała się kelnerka – To się cieszę i zapraszam
ponownie.
-Dziękujemy ale jesteśmy tylko przejazdem. – powiedział Tomek –
Dobranoc.
-Dobranoc. – odpowiedziała dziewczyna i poszła zanieść pieczenie do
jednego ze stołów.
Reszta już powoli wchodzili do samochodu a za kierownicą znów
usiadła Wiola. Tomek zajął miejsce na tylniej kanapie koło Mateusza.
Wiola uruchomiła silnik i powolutku pojechała w kierunku hotelu.

278
Dochodziła już 23. W recepcji była już inna dziewczyna. Przywitała ich
ciepło uśmiechem patrząc cały czas na Tomka. Ten odwzajemnił jej
uśmiechem i skierowali się do windy. Na piętrze rozeszli się do
swoich pokojów. Jacy wyciągnął się na wyrku i włączył telewizor
przeglądając po kolei kanały szukając czegoś ciekawego. Tomek
usiadł na łóżku tyłem odwrócony do Jacka i wpatrywał się w podłogę.
Zastygł tak w miejscu a jego myśli były gdzieś indziej. Po paru
minutach ciszę przerwał Jacek.
-Myślisz, że to ma jakiś związek jutrzejszy dzień z przyszłością jaką
się dowiedzieliśmy?
Tomek poruszył się i odwrócił się do niego.
-Nie. To co ma się stać stanie się o wiele później. Słowa „już
niedługo” może oznaczać miesiące lub lata. Zresztą co za różnica. –
powiedział
Potem przez chwilę znów zastygł w miejscu i powiedział dalej.
-To co ma się jutro wydarzyć da też pewien bieg historii, lecz nie jest
on najważniejszym tematem. To coś pobocznego raczej.
-Więc jutro się przekonamy o tym. Co ma być to będzie – powiedział
Jacek
-Masz rację. – odpowiedział Tomek
Ranek był miły dla Tomka. Już nie pamiętał, kiedy tak dobrze się
wyspał. Była godzina po 10 gdy otworzył oczy. Od wielu dni
brakowało mu snu, zmęczenie tłumił w sobie pobierając nowe siły
witalne z otoczenia, lecz musiał pamiętać, że jest tylko człowiekiem i
czasami dobry odpoczynek też mu się należy. Jacek już dawno wstał
widocznie bo nie było go w pokoju. Tomek poszedł wziąć prysznic a
potem ubrał się. Gdy wyszedł z łazienki Jacek właśnie wszedł cały
spocony.
-Coś ty robił? Spać nie możesz? – spytał Tomek
-Hehe byłem trochę na siłowni mają taka mała tutaj. Pojeździłem na
rowerku – odpowiedział Jacek uśmiechnięty
-Pełen wypas – rzekł Tomek
-No. Idę teraz ja wziąć prysznic – powiedział i poszedł do łazienki

279
Tomek usiadł na łóżku i skupił się mentalnie na swoich braciach. Bez
żadnego problemu połączył się z nimi i wysłał zaproszenie na
śniadanie.
-Nie ma sprawy brachu, zaraz wychodzę. – krzyknął Jacek z pod
prysznica
Tomek uśmiechnął się i wyszedł z pokoju. Zjechał na dół i udał się do
restauracji. Siedziało tam trochę ludzi. Z dwie rodziny z dziećmi i trzy
małe grupki mężczyzn w garniturach. Kelner podszedł do Tomka i
spytał się czy na śniadanie przyszedł. Tomek potwierdził i dodał, że
jest tu gościem hotelowym wraz z przyjaciółmi, podał numery
pokojów. Kelner poprowadził go do wolnego stołu i dostawił jeszcze
jedno krzesło. Podał menu Tomkowi i powiedział, że przyjdzie jak
reszta jego znajomych dołączy do niego. Tomek usiadł wygodnie na
krześle i patrzył przez okno jak pięknie cienie drzewa tworzyły na
firance obrazy. Niebo było bezchmurne a wiaterek dawał ulgę w
kolejny upalny dzień.
-Dzień dobry panu – usłyszał niski głosik za sobą
Tomek odwrócił się by sprawdzić kto do niego mówi. Stała za nim
mała blond dziewczyneczka i uśmiechała się do niego.
-Dzień dobry mała nieznajoma – odpowiedział z uśmiechem Tomek
-Ma pan buta rozwiązanego – powiedziała kilkuletnia dziewczynka
-Tak ? – zdziwił się Tomek i spojrzał na rozwiązanego buta
-Widzisz jakie niesforne są te sznurówki? Ja robię swoje a ona swoje
robią ? – powiedział do niej i schylił się by zawiązać sznurówkę
-No wiem, mnie też często nie chcą słuchać. – dodała mała
nieznajoma
-I co z nimi zrobimy? – spytał się Tomek
-Ja kupiłam sobie buty na rzepy ale panu to nie będzie pasować –
powiedziała
-Masz rację słoneczko – powiedział Tomek podnosząc po zawiązaniu
buta
-Klaudia ! – zawołała mama dziewczynki – Nie przeszkadzaj panu.
Tomek kiwnął przecząco głową do kobiety dając znać, że wcale nie

280
przeszkadza. Dziewczynka odwróciła się i pobiegła do mamy. Tomek
spojrzał na uśmiechnięta twarz mamy dziewczynki. Rany jak była
podobna do Oliwi. Teraz to dopiero zauważył. Uśmiechnął się jeszcze
do niej, gdy poczuł czyjąś dłoń na ramieniu.
-Podobna do Oliwi. – powiedziała Wiola
-Tak. – odpowiedział Tomek
Wiola usiadła naprzeciw niego i zaczęła przeglądać menu. Po chwili
reszta braci dołączyła do nich. Usiedli roześmiani. Widać, że każdy
wyspany i zrelaksowany po nocy. Kelner podszedł do nich i przyjął
zamówienie. Rozmawiali trochę o wszystkim, na różne tematy luźno
związane z życiem. Potem kelner przyniósł śniadanie dla całej grupy
to co każdy indywidualnie zamówili.
-Piękny dzisiaj dzień. – powiedział Dawid
-No piękny, ale wiesz, że piękno to pojęcie względne – powiedział
zabawnie Mateusz
Ten spojrzał na niego wyniośle i powiedział.
-No dobra. Ale dzisiaj ładnie świeci słońce – poprawił się Dawid – Tak
może być?
-Ale przecież ... – już miał dalej mówić Mateusz
-Rany jak dzieci. – powiedziała Wiola
-Każdy z nas jest jak małe dziecko. Coś tam zawsze z nas zostaje z
nich. – wtrącił się Jacek
-No w was tego dużo – powiedziała uśmiechnięta Wiola
Tomek uśmiechnął się do Wioli.
-Pięknie to dzisiaj się będzie działo – powiedział po chwili Tomek
-Hmmm. No to super przynajmniej nie ponudzimy się dzisiaj. Dość
czekania i pilnowania budy. Czas zerwać się z łańcucha i zrobić hałas
po wiosce – powiedział roześmiany Mateusz
Wszyscy dołączyli do niego śmiechem a potem zabrali się za jedzenie.
Po skończonym śniadaniu udali się do samochodu i skierowali się w
centrum miasta. Częstochowa o tej porze dnia była zatkana i ciężko
było gdziekolwiek przejechać a co dopiero zaparkować. W końcu
znaleźli wolne miejsce na jednym z parkingów strzeżonych jak

281
najbliżej Jasnej Góry. Dalej już poszli pieszo. Powoli przedzierali się
przez ludzi powoli gromadzących się pod ołtarzem usytuowanym na
murach klasztoru. Ludzie zajmowali swoje miejsca na trawniku. Były
małe grupki jak też większe z transparentami to a cześć Boga i
Jezusa a także z nazwami miejscowości z których przybyli. Lecz nie
interesowała ich msza jaka miała się niedługo odbyć. Udali się pod
bramę gdzie pierwszy raz się spotkali wczoraj. Niedługo musieli
czekać po to na co czekali. Dawid szturchnął Tomka i wskazał mu
wzrokiem grupkę trzech osób wychodzących z klasztoru. Jedną z nich
był młody ksiądz trzymający małą walizeczkę jaką często kiedyś
używali lekarze. Był młody może przed czterdziestką, szczupły i
wysoki. Na nosie miał małe okulary ale twarz spokojna, choć w jego
aura mówiła coś innego. Dało się czuć strach, który był tłumiony
przez pozytywne myśli przebiegały przez jego umysł. Druga osobą był
starszy mężczyzna po 60. Tą czwartą osobą był młody mężczyzna.
Niby nic ale rzucał się w oczy gdyż miał karnację muzułmanina. Oczy
tego człowieka były matowe jakby nie docierało do nich światło
słońca. Były tak nieobecne, nie jego lecz kogoś innego. Reszta grupy
też spojrzała w tym samym kierunku co wskazał Dawid Tomkowi. Ten
swoim trzecim okiem dostrzegł ledwo dostrzegalną aurę młodego
człowieka. Była blada co mogło świadczyć, że jego dni życia są
policzone, lecz nie to martwiło Tomka. Jego aura była zasłonięta
przez byt astralny, bardzo silny, który wyciągał wszelką silę witalną
mężczyzny. Cała trójka przeszła koło nich udając się przed siebie.
Tomek odruchowo skierował się za nimi. Reszta spokojnie podążyła
za nim. Opuścili Jasną Górę i skierowali się w małe uliczki opodal a
potem weszli do jednej z kamienic. Tomek stanął przed bramą
kamienicy i przyjrzał się jej. Mroczność biła od niej niemiłosierna tak,
że nawet nie znającego magii człowieka przeszły by ciarki po plecach.
Tomek spojrzał na towarzyszy. Wiola skinęła głową dając znak, że
popiera działanie Tomka. Nie musieli się komunikować słownie.
Wszyscy odczytali z czym mają doczynienia. Tomek pewnym krokiem
wszedł na podwórze kamienicy i wybrał jedne z drzwi prowadzących

282
na klatkę schodową. Tam podążał dalej kierowanym swoim zmysłem.
Jego osobowość się zmieniła. Ciało astralne zagęściło się tworząc
mleczno białą skorupę odbijającą wszystkie negatywne bodźce z
zewnątrz. Wszedł na pierwsze piętro i stanął przed jednym z drzwi.
Nacisnął dzwonek, który rozszedł się wewnątrz informując
mieszkańców, że ktoś czeka pod drzwiami. Po minucie ktoś podszedł i
uchylił drzwi by zobaczyć kto przyszedł. Starsza kobieta spojrzała
zapłakanymi oczami na Tomka a potem na resztę jego znajomych.
-Słucham – powiedziała przez łzy
-Jesteśmy przyjacielami Muhameda – powiedział krótko Tomek
Kobieta otwarła drzwi i wpuściła ich do środka. Mieszkanie było
totalnym kontrastem dla całej kamienicy. Widać było, że całkiem
niedawno było tu przeprowadzony kapitalny remont. Wszystko nowe,
podłogi, pomalowane ściany i meble.
-Jestem ciocią Ani ale nie mówiła mi nigdy o was ? – spytała trochę
speszona i zdezorientowana czemu w ogóle otwarła drzwi
nieznajomym
-To nie ma znaczenia teraz. Jesteśmy tu by pomóc – powiedział
Tomek
-Nie wiem jak, ale skoro jesteście jego przyjacielami to pewnie wiecie
co się dzieje – powiedziała
-Mniej więcej wiemy i dlatego tu jesteśmy – znów odpowiedział
tajemniczo Tomek
-Każda pomoc się przyda, bo już nie wiemy co robić. Teraz przyszedł
do nich egzorcysta, bo to już ostatnia deska ratunku – powiedziała
smutna
-Ten młody człowiek co tu wchodził? - powiedział – Proszę się
uspokoić. Może gdzieś usiądziemy i porozmawiamy, nie chcemy mu
przeszkadzać.
-Dobrze – powiedziała i zaprosiła ich do salonu
Starsza pani usiadła z trzęsącymi rękoma. Tomek usiadł naprzeciw
niej i złapał ją za rękę. Inni jak mogli usiedli tylko Dawid i Jacek
stanęli w drzwiach.

283
-Proszę opowiedzieć nam wszystko – Tomek spojrzał głęboko w oczy
kobiety przenosząc swoją wolę by stała się wolą kobiety
Pani przez chwilę znieruchomiała a potem zaczęła mówić.
-Ania jest taką dobrą dziewczyną. Wyjechała 10 lat temu do Norwegii
do pracy. Tam poznała Muhameda i powoli zakwitło w nich miłość.
Ania ma już swoje lata i ten związek był dla niej ważnym, wierzyła, że
w końcu znalazła swojego ukochanego na końcu świata. Muhamed
jest wyznania Islamu ale jej to nie przeszkadzało. Pobrali się 3 lata
temu i na początku wszystko dobrze było z nimi do czasu aż w
zeszłym roku wyjechali na wakacje do Maroku do rodziny
Muhameda. Po powrocie powoli on zaczął się zmieniać, przestawał
jeść, chodzić do pracy i robił awantury. Początkowo myśleliśmy, że
pokazała się różnica religijna i te wakacje z jego rodziną go
odmieniała tymczasowo. Ojciec Ani próbował jakoś zaradzić temu.
Pomagał im, jeździł do niej, załatwiał lekarzy, którzy nic nie wskórali
lekami. Pogarszało się jeszcze bardziej. Z dnia na dzień Ania traciła
siłę na walkę stając się coraz słabszą i podatną na działanie
Muhameda. Ojciec szukał pomocy u psychiatrów i innych
specjalistów, lecz nic z tego nie wyszło. Jakieś 3 miesiące temu
zaczęły się dziać różne rzeczy u nich w domu. Zaczęły same się
przemieszczać różne przedmioty, latały talerze po suficie. Ania
zaczęła mówić do kogoś kogo nie było w niezrozumiałym języku.
Ojciec sprowadził ich do siebie do Polski, lecz to nie też nie pomogło.
Muhamed jest załapany i już nie raz chciał popełnić samobójstwo.
Cały czas trzeba mieć na niego uwagę. Przyjechali tu do Częstochowy
szukając pomocy. Po długich rozmowach i badaniach przez kościół
stwierdzono, że są opętani przez szatana. Dzisiaj przyszedł ksiądz,
który im ma pomóc. Jest egzorcystą wydelegowanym przez biskupa.
– powiedziała jednym ciurkiem całą historię o Ani i Muhamedzie
-Urok marokański – powiedział krótko Zachary
Tomek spojrzał na niego.
-W tamtym rejonach są bardzo przywiązani do swojej religii.
Odwieczna wojna religijna jest wszędzie. Czy to małe podwórko

284
wśród męża i żony czy też bitwa na miecze na polu gdzie zginie
tysiące ludzi. Efekt jest ten sam. – powiedział Zachary
-Co pan ma na myśli ? – spytała go kobieta
-Ktoś zesłał na nich demona ze swoją armią jednym słowem –
odpowiedział krótko Zachary
-Pan też uważa że to opętanie? – spytała
-Opętanie to mało powiedziane. Tu nie jest jedna zabłąkana
duszyczka, która nie chciała odejść do nieba bo chciała sobie jeszcze
czyimś kosztem czerpać energię, ale tu mamy z demonem i jego
sługami. – znów odpowiedział
Kobieta spojrzała na Tomka a potem na resztę z osobna.
-Kim wy jesteście ? – spytała – Że tak mówicie?
-Przyjacielami – powiedział Tomek
W tym samym momencie otwarły się drzwi na końcu długiego
korytarza i wyszedł spocony ksiądz. Z pokoju dało się słyszeć coś w
formie sapania, chrapania, nie ludzkie dźwięki które były tłumione
przez drzwi. Potem wielki skowyt rozchodzący się po domu. Ksiądz
stanął przed ścianą w korytarzu, oparł głowę o ścianę zamykając
oczy. Łapał powietrze, wyszeptując po cichu coś do siebie. Za nim
wyszedł blady starszy mężczyzna, prawdopodobnie ojciec Ani.
Podszedł do księdza i złapał go za ramię. Ten tylko z szerokimi
oczami spojrzał na niego. Mężczyzna odwrócił głowę i dostrzegł teraz
obce osoby w domu. Skierował się szybko w ich kierunku, ominął
Zacharego i Mateusza i wszedł do salonu. Spojrzał na wszystkich a
potem na swoją siostrę.
-Kim oni są ? – powiedział niepewnie – Miało tu nikogo nie być, tak
powiedział ksiądz, by nie przeszkadzać.
-Mówią, że przyjacielami – powiedziała cicho kobieta i zaczęła płakać
widząc jak ksiądz nadal modli się do ściany
-Jakimi przyjacielami? Kogo? – spytał się Tomka który siedział
naprzeciw jego siostry
Tomek powstał i podał rękę.
-Tomek jestem a to moi bracia. Chcemy wam pomóc – powiedział

285
Mężczyzna spojrzał na dłoń ale nie podał ręki. Tomek dalej trzymał ją
gotowy by uścisnąć dłoń mężczyzny.
-Nie znam was. Proszę wyjść – powiedział krótko
-Chcemy dać pomoc, czy odmawiasz? – powiedział Tomek
Mężczyzna spojrzała na niego a potem na rękę Tomka gotową do
przywitania. Wahał się chwilę a potem podał mocną dłoń Tomkowi.
-Marek – powiedział – Jak chcecie pomóc. Tu nawet ksiądz nie radzi
sobie.
-Chcemy pomóc twojej córce. Proszę – powiedział Tomek
-Ja już się na wszystko zgadzam. Ja już nie mam sił – powiedział
-Myli się pan. Masz dużo siły, że nie poddałeś już dawno. Teraz czas
na nas. – powiedział Tomek – Będzie dobrze.
Tomek wstał i skierował się do pokoju na końcu korytarza. Młody
ksiądz spojrzał na Tomka. Miał oczy wystraszone i szukające pomocy.
-Kim pan jest? – spytał w miarę spokojnie choć jego myśli były
rozszarpywane tym co widział przed chwilą w pokoju
-Dla ciebie nikim – odpowiedział Tomek chłodno i dalej kierował się w
kierunku pokoju
Ksiądz stanął na jego drodze nie pozwalając mu dalej przejść.
-Proszę tam nie wchodzić ! – krzyknął
Tomek spokojnie odsunął go na bok i poszedł dalej. Otworzył drzwi do
pokoju i wszedł do niego, a potem zamknął za sobą drzwi. Pokój był
duży i wysoki jak na budownictwo kamienic. Pod oknem była
wersalka na której siedziała kobieta z podkurczonymi nogami a jej
głowa była zatopiona w kolanach. Ciemne długie włosy spokojnie
spoczywały na jej nogach. Bujała się spokojnie w przód i w tył nie
zauważając Tomka. Obok niej siedział Muhamed. Oczy miał nie swoje
zapatrzone gdzieś na punkt w ścianie i cicho śmiejąc się do siebie.
Mały stolik stał na środku pokoju a na nim dwie zapalone świeczki,
krzyż z Jezusem Chrystusem i kropidło. Na podłodze panował zupełny
bałagan. Porozwalane książki i podarte gazety, które jeszcze przed
chwilą fruwały z segmentu. Tomek spojrzał na sufit na którym były
widoczne świeże plamy wymiotów wyglądające jakby ktoś używał do

286
tego silnego węża ogrodniczego. Ilość był tego duża do tego co mógł
wymiotować człowiek. Gdzieniegdzie jeszcze spadały krople
wymiotów. Odór w pokoju był straszny. Nie było wentylacji, okna
pozamykane by dźwięki nie wydobywały się na zewnątrz. Tomek
podszedł do stolika i odsunął go w róg pokoju za siebie tak by zrobić
miejsce na środku pokoju. Stanął na środku pokoju i spojrzał znów na
parę siedzącą na tapczanie. Skupił swoją uwagę na nich i otworzył
swoje trzecie oko. To co ujrzał dla normalnego człowieka było by
piekłem. Osoby były pokryte czarną mazię falującą w ich naturalnej
aurze. Gdzieniegdzie formy jakiś kończyn jak dym wypływały z ich
ciała i zaraz wracały do środka. Teraz Ania zareagowała. Gwałtownie
podniosła głowę. Jej twarz była zniszczona przez wszystko co teraz
przechodziła. Skóra popękana i lekko żółta, pod powiekami wielkie
sińce a oczy przekrwione. Grymas twarzy jednak oznaczał wołanie o
pomoc, której chyba nikt nie mógł jej zagwarantować. Po chwili
Muhamed spojrzał na Tomka, lecz jego twarz była teraz jak u
drapieżcy.
-Czego chcesz człeku? – powiedział Muhamed ochrypłym głosem
Tomek stał i nic się nie odezwał. Mężczyzna falował głową to w lewo
to w prawo jakby chciał zbadać osobnika ze wszystkich stron.
-Nie jesteś księdzem ani też od niej z rodziny. Więc kim jesteś? –
znów zadał pytanie
Tomek nadal stał i spokojnie przyglądał się im.
-Nic nie zrobicie nie macie siły by mnie powstrzymać. Żadna religia
nie działa na mnie, a tym bardziej wasze modlitwy do waszego Boga.
Jesteście nikim, to ja jestem panem tu i teraz. – mówił
-Na mnie też nie działa żadna religia – odpowiedział Tomek
-Jesteś jak pustka. Ten klecha to gnojek nawet nie chce mi się go
brać, dajcie mi kogoś lepszego – powiedział a potem zachichotał
przeraźliwie tak samo jak wcześniej usłyszał Tomek będąc w innym
pokoju
-Kim jesteś ! –wrzasnął Muhamed
-Aesarel – powiedział spokojnie Tomek

287
Mężczyzna szeroko otworzył oczy i jeszcze z większym
zaciekawieniem spojrzał na Tomka. Wstał i podszedł do niego a
potem powiedział mu przed samą twarzą.
-Skąd znasz to imię? – powiedział cicho a jego odór z ust spowodował
by mdłości u normalnego człowieka
-Num ma slum andreba kalmin Aesarel – powiedział Tomek
Mężczyzna odskoczył krok w tył. Z przebiegłym wzrokiem jak u węża,
który zaraz zaatakuje swojego przeciwnika wniknął w oczy Tomka.
-Sakala mun saszid ! – wrzasnął Muhamed
Tomek zamknął oczy by teraz skupić się na sobie. Poczuł jak energia
mentalna Muhameda próbuje go przeniknąć na wylot. Ale już było za
późno. Jego ciało astralne zagęściło się jeszcze bardziej tworząc
wokół niego białą mleczną powłokę rozchodzącą się na około metr od
niego. Otworzył oczy a były już inne, bo to były oczy Aesarel.
Muhamed patrzył nadal na niego chytrze i uśmiechał się do niego.
-Magu. Nic tu po tobie. To nie twoja sprawa więc odejdź w spokoju. –
powiedział Muhamed
Ania opuściła nogi na podłogę a potem wstała i podeszła do
Muhameda. Zawyła z całych sił na cały pokój i spojrzała przebiegle na
Aesarel.
-Jest nas wielu magu. Więc lepiej usłuchaj co mówię do ciebie i
odejdź – powiedziała Ania takim samym głosem jak przed chwilą
powiedział jej mąż
-Ładna z was para, ale nie do twarzy wam z tym grymasem –
powiedział Tomek
Potem mentalnie wyczuł za sobą stojące pod ścianą dwa krzesła.
Wyciągnął swoje astralne dłonie i w ułamku sekundy stanęły jedno
koło drugiego przed nim oddzielające go i małżonków.
-Usiądźcie i porozmawiajmy – powiedział Aesarel bardzo stanowczo
Demon, przez chwilę wahał się czy to ma zrobić, jednak po chwili
para usiadła koło siebie na krzesłach.
-Porozmawiajmy – odpowiedzieli równocześnie tym samym głosem
W tym momencie gwałtownie otwarły się drzwi i wszedł do nich

288
ksiądz robiąc znak krzyża. Małżeństwo spojrzała na niego i
uśmiechnęło się.
-Choć nasz robaczku. Porozmawiamy sobie wszyscy – powiedzieli
równocześnie
Aesarel odwrócił się do księdza.
-Wyjdź dla swojego bezpieczeństwa. – powiedział spokojnie
-Cóż może mi się stać skoro jestem chroniony przez naszego pana
Jezusa Chrystusa? – powiedział
-Mówisz o Aberametho ? – spytał Aesarel
Ksiądz spojrzał na niego i coś miał powiedzieć ale zostały tylko
otwarte usta. Przez chwilę spojrzał na wszystkich i wyszedł
zostawiając otwarte drzwi. Aesarel znów spojrzał na demona w
ciałach małżeństwa.
-Więc porozmawiajmy – powiedział
W tym samym momencie do pokoju wszedł Dawid, Mateusz, Jacek i
Wiola. Ta zamknęła za sobą drzwi i wszyscy spokojnie usiedli w kole
wokół dwóch osób siedzących na krzesłach. Ci spojrzeli na boki
widząc co się święci.
-To tak ma wyglądać rozmowa magu ? – powiedział Muhamed –Jest
nas setki tysięcy i jak chcesz nas pokonać?
-Jakie nadano ci imię ? – spytał Aesarel
-Makasun – odpowiedział krótko
W tym momencie czworo osób które siedziały wokół małżonków
zaczęły cicho powtarzać słowa magii IHVH. Następnym razem na cały
głos gdy potem znów zamilkły. Powtarzały to znów to kilka razy, aż
za trzecim razem, kiedy to w ułamku sekundy wybuchł wir światło
wokół Ani i Mahomeda. Otaczał ich w promieniu około 1,5 metra,
wirując prawo skrętnie. Wir światło zmieniał swoją barwę miejscowo
przyjmując prawie całą gammę palety kolorów. Pomocni magowie
przestali recytować formułkę magiczną i skupili swoją uwagę na
wirującym świetle. I oni i Aesarel byli poza jego obrębem a tylko
demon w ciałach niewinnych ludzi znajdował się wewnątrz. Muhamed
rzucił się w kierunku Aesarel by dopaść go swoimi rękoma. Jednak

289
wirujące światło nie pozwoliło mu na to. Zatrzymało go jak w klatce
ze szkła. Muhamed chodził w koło krzeseł, rozłoszczony do granic
możliwości widząc, że został uwięziony. Kobieta siedziała spokojnie a
na jej twarzy malował się niepokój. To demon ze złości odpuścił na
chwilę jej ciało skupiając się tylko na Muhamedzie. Kobieta z
przerażeniem patrzyła na swojego opętanego męża ale nie śmiała nic
zrobić. Siedziała cicho tak by on jej nie zauważył.
-Co może mnie powstrzymać magu? – powiedział Makusun – I tak nie
opuszczę tego ciała ! Jest moje ! Dano mi je!
-Kto ma prawo dać ci to ciało ? Kto ! – powiedział spokojnie Aesarel
Makusun stał przed ścianą wirującego światła i wpatrywał się przez
nie w oczy Aesarel. Złość jego ogarnęła czując, że jest zamknięty,
zniewolony w kręgu światła absolutu.
-Jaki masz swój świat ? Jesteś zamknięty i nie uwolnię cię. –
powiedział Aesarel – Kto ma takie prawo o decydowaniu dania ci ciała
tych ludzi ?!
-Jestem po za prawem wszelkich religii jaką zbudowali ludzie, ale
właśnie na tych różnicach można zarobić. Dobrze o tym wiesz magu.
Jest mi tu dobrze, mam ją – tu spojrzał na kobietę – Mogę z nią
zrobić wszystko co mi się podoba i ty nic na to nie poradzisz. –
powiedział demon
-Kto !! – wrzasnął Aesarel
Skupił się na wirującym świetle i swoją mocą woli nadał jej swoją
myśl. Światło jeszcze bardziej zabłysło i skurczyło się o kilkanaście
centymetrów do wnętrza okręgu pozostawiając jeszcze mnie miejsca
małżonką. Muhamed został odepchnięty mimowolnie w kierunku
krzesła swojego. Jego mina jeszcze bardziej się skrzywiła ze złości i
złapał ręką za gardło kobietę.
-Odpuść sobie ale nic z niej nie będzie – powiedział
Kobieta ze strachem spojrzała na zmienionego męża.
-Muhamed ja cię kocham. Nie rób mi krzywdy – powiedziała błagalnie
czując jak ręka coraz mocniej zaciska się na jej gardle
Demon spojrzał na nią z pogardą.

290
-Milcz człeku ! – wrzasnął na nią a potem skierował słowa do Aesarel
-Co teraz zrobisz ? Co ! – zaśmiał się ochrypłym głosem
-Kto ! – wrzasnął po raz kolejny Aesarel w kierunku demona
Ten spojrzał na maga a potem na kobietę. Uwolnił uścisk i znów
podszedł do wirującego światła patrząc na Aesarel.
-Czy to ważne ? - powiedział
-Kto !! – nieprzerwalnie mówił to samo mag
-Naszida Janabi – odpowiedział demon
-Dlaczego ? – pytał mag
-Jej wiara w swoją religię nie pozwala jej w głębi duszy na połączenie
jego siostrzeńca z kobietą innego wyznania. – odpowiedział spokojnie
demon
-Różnica wiary – powiedział mag
-Tak jak ci mówiłem. Na tym można skorzystać i dlatego przywołała
mnie i dało mi ich dla siebie – odpowiedział demon
Aesarel przez chwilę się nic nie odzywał tylko spokojnie patrzył na
demona, który uśmiechał się w jego stronę z pogardą. Po chwili
spojrzał w oczy demona.
-To koniec – powiedział
-Wiesz, że nie ma końca ? – odpowiedział
-Koniec dla ciebie. – dodał Aesarel
-Nie ma dla mnie końca póki istnieją różnice - powiedział demon
Aesarel zamknął oczy. Podjął bardzo ryzykowną decyzję, ale tylko on
wiedział o niej. Przekazał ją mentalnie swoim bracią a ci odwrócili
wzrok od światła i spojrzeli na niego z niedowierzaniem. Tomek
spojrzał na nich i prosił ich o zrozumienie to co zamierza. Powoli
odwrócili ponownie wzrok w kierunku światła i zaczęli cicho recytować
regułę magii IHVH. Światło nabierało coraz bledszych kolorów
zbliżając się do koloru mlecznego a potem stanęło w miejscu
całkowicie zamykając demona w środku. Temu mina zmieniła się w
niedowierzanie.
-Nie możesz tego zrobić !! – krzyczał demon – Nie możesz mnie
uwięzić tutaj !

291
-Sam tego chciałeś. Chciałeś tych ludzi, więc masz na wieczność.
Wypełnisz swoje zadanie i pozostaniesz tam na zawsze. –
odpowiedział Aesarel
-Nie !! - wrzasnął
-To twoja decyzja - powiedział Aesarel
Muhamed chodził w środku jak rozwścieczony byk na arenie. Ania
siedziała na krześle i nie mogła uwierzyć słowom Tomka. Z
przerażeniem patrzyła to na Muhameda to na Tomka. Nie miała
jednak sił by coś powiedzieć. Nie dowierzała, że to mogło się stać.
Została poświęcona dla męża w którym jest jakiś demon. To
niedorzeczne. Z przerażeniem i litością patrzyła na Tomka. Ten
jednak nie drgnął na moment tylko spokojnie stał wpatrując się w
nią. Makasun podszedł w kierunku maga i spojrzał mu w oczy.
-Co teraz magu ? – powiedział
-Odstąp od tych ludzi, a ja dam ci wolność i zgodnie z prawem karmy
powrócisz do źródła które cię do nich przywołało. – powiedział Aesarel
-Zgoda. – powiedział Makasun po chwili na namysłu
-Mamy umowę – powiedział Aesarel
-Mamy – odpowiedział demon
Aesarel mentalnie przekazał informację bracią duchowym i siostrze by
znieśli barierę. Ci skupili się na barierze i ponownie recytowali regułkę
magiczną. Mleczna bariera powoli zaczęła się poruszać zmieniając się
w wirujące światło. W tym momencie znów wszedł do pokoju ksiądz
a za nim ojciec kobiety. Stanęli w drzwiach z niedowierzaniem to co
ujrzały ich oczy. Światło powoli zaczęło znikać robiąc się coraz
bardziej przezroczyste aż znikło całkowicie. Ksiądz przeżegnał się i z
krzyżem wyciągniętym przed siebie podszedł do Muhameda. Ten tylko
spojrzał na niego z pogardą.
-Odejdź bo nic tu po tobie. – powiedział do niego
-W imię Boga nakazuję ci odejść ! – krzyczał do niego
-Którego Boga ? Waszego ? Allaha czy Buddy? Klecho ? – powiedział
demon do niego
-Dosyć ! – przerwał to Aesarel – Mamy umowę i wywiążmy się z niej

292
obydwoje.
Ksiądz spojrzał na Tomka z niedowierzaniem.
-Podpisałeś pakt z diabłem. Jesteś tak samo opętany jak on –
powiedział a potem szybko wybiegł z pokoju
-Teraz masz problem magu. Widzisz jak was ludzie postrzegają –
powiedział uśmiechnięty demon
-To już mój problem. Dokończmy naszą umowę – powiedział krótko
Aesarel
Muhumed usiadł na krześle obok przerażonej kobiety. Ojciec Ani
widząc to chciał podejść by zabrać ją jak najdalej od tej bestii, lecz
Tomek ręką dał mu znać by nic nie robił. Muhamed jeszcze raz
spojrzał na Aesarel i zamknął oczy. Po chwili jego głowa opadła na
klatkę piersiową a jego ciało zwiotczało przychylając się na bok.
Mateusz siedział na ziemi najbliżej go i złapał upadającego a
następnie położył go na ziemi. Twarz Muhameda stała się twarzą
normalnego człowieka. Znikły wszelkie ślady obecności demona w
jego ciele. Bracia powstali i podeszli do Tomka. Ania której też znikły
wszelkie ślady władczy demona nad nią, spojrzała na Tomka z
pytaniem w oczach co ma robić.
-To twój mąż. Jesteście już bezpieczni. – powiedział do niej ciepło
uśmiechając się do niej
Rzuciła się na ziemie łapiąc dłońmi jego nieprzytomną twarz.
-Kochanie. Już po wszystkim – powiedziała do niego ciepło
Ojciec Ani podszedł do niej i objął ją. Ta przytuliła się do niego i znów
głaskała męża i zaczęła płakać. Starszy mężczyzna powstał i podszedł
do Tomka.
-Nie wiem kim jesteś i jak to zrobiłeś, ale dziękuję – powiedział i
podał dłoń Tomkowi
Tomek uścisnął silną dłoń mężczyzny.
-Bóg nam cię zasłał, tak widocznie musiało być – powiedziała starsza
pani stojąca w drzwiach.
Tomek uśmiechnął się do niej a potem skierował słowa do ojca Ani.
-Niech odpoczywają w spokoju. Już nic mi nie grozi. – powiedział do

293
niego a potem skierował słowa do starszej pani – Dla jednych Bóg
mnie zesłał dla innych jestem opętany.
Po tych słowach wyszedł z pokoju kierując się w stronę wyjścia. Trzej
bracia poszli za nim z Wiolą. Gdy wyszli na ulicę gorące ale świeże
powietrze przywitał ich. Tomek stanął na chodniku patrząc przed
siebie.
-Uratowałeś ich, ale ściągając na siebie inne problemy – powiedział
Jacek
Tomek spojrzała na niego jeszcze z miną wojownika.
-I trzeba iść za ciosem. Dokończyć to co się zaczęło – powiedział do
niego Tomek i skierował się w kierunku Jasnej Góry. Wiola i jego
bracia spokojnie szli koło niego domyślając się co zamierza. Gdy
stanęli przed główną bramą klasztoru Tomek przystanął i odwrócił się
do nich.
-Dalej pójdę sam. Sam to muszę zakończyć – powiedział do nich
Reszta spokojnie spojrzała na niego i kiwnięciem głowy dali mu do
zrozumienia, że rozumieją go. Tomek wszedł na teren klasztoru sam.
Szedł spokojnie powoli mijając wiernych gromadzących się w
świątyni. Jedni opuszczali, inni dopiero wchodzili do niej z myślą o
zbawieniu, wysłuchaniu ich żali, trosk i proś. Nie zwracał na nich
uwagi, nie odczuwał ich wokół siebie tylko szedł. Skierował się do
południowego skrzydła gdzie teraz było mniej pątników. Przy jednych
z drzwi stał paulin uśmiechając się do niektórych. Jednak to nie było
jego głównym zadaniem tutaj. Pilnował by nikt niepowołany nie
wszedł na zamkniętą część sanktuarium tym bardziej, że właśnie
teraz odbywało się spotkanie mnichów, księży i innych dostojników
kościelnych. Tomek spokojnie podszedł do niego i chciał złapać za
klamkę do drzwi prowadzących wewnątrz ale powstrzymała go dłoń
młodego mnicha.
-Ten teren jest zamknięty. Proszę iść dalej – powiedział z uśmiechem
do Tomka
-Nic dla mnie nie jest zamknięte – odpowiedział mu mag i złapał na
klamkę.

294
Mocno nacisnął na nią i pchnął drzwi, które się otworzyły dla niego.
Minął próg i pozostawiając otwarte drzwi szedł środkiem korytarza.
Paulin szybko za nim podążył zamykając na klucz drzwi.
-Proszę wyjść ! Tu nie wolno wchodzić – podniósł głos w kierunku
idącego Tomka dopiero gdy był pewien, że drzwi zostały zamknięte i
jego słowa nie wydostaną się na zewnątrz.
Tomek stanął i nie odwracając się poczekał aż szybkim krokiem
podejdzie do niego paulin. Zagrodził drogę Tomkowi i spojrzał w jego
oczy.
-Proszę stąd wyjść. Tu nie wolno wchodzić – powiedział ponownie do
niego ale już bez uśmiechu na twarzy.
-Kto mi zabroni wejść do domu Boga? – spytał go młody mężczyzna
Speszony mnich na początku nie wiedział co powiedzieć ale potem
stanowczo rzekł.
-Jest spotkanie władzy kościelnej, której nie można teraz
przeszkadzać – odpowiedział
-Tam też się udaję – odpowiedział Tomek, ominął mnicha i znów
szedł dalej przed siebie.
Ten szybkim krokiem szedł koło niego i spoglądając na niego z
niedowierzaniem, że jest ktoś kto się sprzeciwił jego słowom. Jednak
zabrakło mu tchu albo co już miał mówić widząc na twarzy
nieproszonego gościa taki spokój. Przeszli na wyższe piętro a on nic
nadal nie potrafił wydusić z siebie, aż do momentu gdy stanęli przed
kolejnymi drzwiami.
-Proszę opuścić to miejsce – rzekł bardziej stanowczo mnich łapiąc
Tomka za nadgarstek
Ten tylko spojrzał na niego ale już było za późno. Złapał za kolejną
klamkę i pociągnął ją w dół. Wyrwał swobodnie drugą dłoń z uścisku
młodego paulina i oparł ją o drugie skrzydło drzwi. Oparł głowę o
drzwi i zamknął na chwilę oczy. Skupił się na sobie i za jego wolą stał
się ponownie magiem Aesarelem.
-Proszę ... – zaczął mówić mnich, ale Tomek otworzył oczy i pchnął
obydwoje skrzydła drzwi do wewnątrz.

295
Tomek stał w progu i patrzył do pomieszczenia. Mnich spojrzał do
wnętrza z przerażeniem.
-Bardzo przepraszam, ale nie mogłem go powstrzymać – powiedział
Aesarel wszedł do środka sali rycerskiej. Podłużna szeroka sala z
zaokrąglonym sklepieniem mieściła teraz zamknięte spotkanie dla
duchownych w sprawach najwyższej wagi kościelnych. Na środku
ustawiono potężne stoły przy których zasiadało teraz około
trzydziestu księży, biskupów i mnichów. Jeden człowiek tylko stał
przy rogu stołu. Był nim ksiądz, którego już poznał Tomek w domu
Ani i Muhameda. Wszyscy spojrzeli w stronę otwartych drzwi.
-To ten człowiek - powiedział stojący ksiądz wskazując palcem
Tomka
Aesarel wszedł do środka i pewnym krokiem podszedł do stołu. Drzwi
zamknęły się za nim.
-To właśnie on odprawiał czary nad nieszczęsną Anną – powiedział
znów ksiądz spoglądając niepewnie na Tomka.
-Jesteś takim jakim cię widzą inni, nie widząc ciebie od wewnątrz –
odpowiedział Aesarel mu.
-Jesteś tak samo opętany jak ta dwójka młodych ludzi. – mówił nadal
do niego ksiądz
Jeden z biskupów wstał i skierował słowa swoje do przybysza.
-Przedstaw się i powiedz co cię tu sprowadza – jego głos rozniósł się
po całej sali
-Jestem Aesarel z bractwa światła i przysłała mnie tu Opatrzność
Boska – odpowiedział mu Aesarel, potem jeszcze dodał po chwili –
Usiądź nie musisz mnie przyjmować z honorami.
Biskup usiadł. Kilku księży spojrzał po sobie jakby rozumieli. Coś
szepnęli sobie na ucho.
-Kto pozwolił ci tu wejść? To jest zamknięte zgromadzenie i nikt
świecki nie ma prawa tu teraz przebywać – powiedział z lewej biskup
-Przyjdźcie do mnie bo mój dom jest dla was otwarty, przecież to
dom Boży . Prawda ? – spytał go Aesarel
-Uprawiasz czarną magię. Jesteś tak samo jak demon w ciele tych

296
młodych ludzi. Kumasz się z nimi ! – powiedział coraz bardziej
stanowczo młody egzorcysta i zrobił znak krzyża w stronę Aesarel
-Gdybym był opętany nie wszedł bym dobrowolnie do waszego
świętego miejsca. Czy nie czuł bym wstrętu do znaku który teraz
zrobiłeś ? – spytał go Aesarel
Ten już miał coś powiedzieć ale uciszył go gestem ręki jeden z
biskupów.
-Nie wolno ci tu wchodzić. Wyjdź teraz, twoją sprawą zajmiemy się
później i będziesz sprawiedliwie osądzony – powiedział
-Ty masz prawo mnie sądzić ?! – podniósł głos Aesarel
-Ja w imieniu Boga wszechmogącego – odpowiedział mu biskup
powstając z krzesła – Za twoje bluźnierstwa!
Poruszyło się całe zgromadzenie na grom płynący z ust biskupa.
-Jaka jest twoja religia? – zapytał go ponownie biskup

-Cóż nazywasz religią? – mówił Aesarel – Religia jest tym


elementem rzeczywistości, który zapełnia lukę, jaką stanowi lęk
przed nieznanym, przed otchłanią fizycznej nicości, brakiem
pewności tego jak jest naprawdę. Życie to pasmo cierpienia niekiedy
tylko przeplatanego radosną ekstazą. Na ów ból istnienia
najlepszym lekarstwem jest właśnie religia a właściwie wiara, którą
bardzo często z religią łączymy znakiem równości. A to błąd ! Swego
czasu, gdy trwała ideologiczna walka materializmu dialektycznego z
kościołem, głośna była maksyma: „Religia to opium dla mas”.
Pamiętacie pewnie jak silny i prześmiewczy odpór dawały wtedy tej
maksymie środowiska katolickie. Opium to narkotyk. W prostackim
rozumieniu można zatem wywnioskować, że używający opium to
zwykły ćpun. Wtedy może to brzmieć obraźliwie – przyznaje!
Morfina to także narkotyk ale jakże błogosławiony dla cierpiących
np. na raka.

-Do czego zmierzasz młody człowieku ? – pytał biskup

Jednak Aesarel ciągnął dalej swoje słowa do zgromadzonych.

-Każdy z nas jest inny, swoje specyficzne cechy mają osoby,


297
narody, płcie, uczeni różnego szczebla itp. Każdy z nas jest też na
innym odcinku ścieżki poznania. Trudno się zatem dziwić, że każdy
jako jednostka albo grupa, posiada zrozumienie wyłącznie dla
swojej racji. Tak też się ma sprawa uznania dla własnych przekonań
o słuszności wyłącznie własnego światopoglądu, uznania własnego
Boga. A przecież to absurd. Skoro Bóg jest wszystkim i to absolutnie
wszystkim, to istnieć wyłącznie jedno wszystko, nie ważne jak
nazwane i czczone.

Wszyscy patrzyli na Tomka i nic się nie odzywali. Wstał kolejny


biskup i powiedział stanowczo.

-Więc kto jest dla ciebie Bogiem ?


-Ocean jest jedną wielką wodą i właściwie podział na ocean taki czy
inny jest jedynie praktyczną pomocą w orientacji położenia,
usytuowania. Nie jest ważne w którym miejscu globy się
znajdujemy, zawsze nić strumienia, lub rzeki, czy też innego
akwenu, łączy nas w tej oceanicznej jedni. Dlatego dyskusje kto jest
dla mnie Bogiem, ważniejszym i lepszy, czy Budda, Jezus,
Zaratrusta, Allach są jedynie dowodem na ludzkie ciasne i
egoistyczne myślenie. – mówił Aesarel

-W tobie nie ma krzty ani wiary ani religii. To co mówisz nie jest do
końca prawdą. Czy możesz a jeżeli tak, spojrzeć na siebie i
powiedzieć, że jesteś religijny. Jak ? – znów padło pytanie

- Człowiek prawdziwie religijny wcale nie musi być członkiem


jakiejkolwiek organizacji wyznaniowej, kościoła. Każdym z nas ma
iskra bożą pozwalająca nam rozróżnić uczynki złe i dobre, to co
szlachetne, czy podłe, humanitarne i nieludzkie. Jest więc w każdym
z nas ta intuicyjna religijność wyrażana sumieniem. Oczywiści
wiedza i wtajemniczenie ową „iskrę” wzmacnia, czasami rozpala ja
do ogromu płomienia a samego człowieka tak jak np. Jezusa czy
Buddę czyni nauczycielem. Ponieważ jednak posiadamy wewnętrzną
i egoistyczna potrzebę potwierdzenia własnych wartości i racji więc i

298
w sferze religii przejawiamy takowe skłonności. Niestety nader
często przemienia się to fundamentalizmem, gotowością do
nawracania mieczem, uznawania bliźnim jedynie wyznawców
religijnych przekonań własnej grupy, narodu. – mówił Aesarel – A
jak ludzkość spogląda na siebie w lustrze? Patrzą tylko na lustro
materialne, szkło pokryte azotanem srebra, które przedstawia ich
oblicze w zależności jak się ubiorą. Niech ludzie spojrzą na swoje
wewnętrzne lustro, jakimi są naprawdę. Religie powinny służyć im
by pokazać im to, lecz często wasze zapatrzenie w siebie
przyćmiewa dążenia do tego.

-Jak możesz nas oskarżać, że nie służymy innym ? Kto ci dał to


prawo ?

-Znacie zapewne słowa jednego z was księdza Tischnera „Jakość


chrześcijaństwa jest odwrotnie proporcjonalna do ilości chrześcijan”.
Czy pojmujesz jego słowa, które zostały wam przekazane ?

-Mówisz jak filozof. Może za dużo książek się naczytałeś albo


ogłupiła cię telewizja – wtrącił się kolejny biskup

-Tak mnie oceniasz. Więc ci powiem to, „Nie bójmy się inaczej
myślących, bójmy się raczej tych, którzy nie myślą wcale”. Religia
to pewien stopień wtajemniczenia, ale stopni tych jest zdecydowanie
więcej. Brat Albertus tak to określał: mistyk wierzy, metafizyk wie,
a ezoteryk rozumie. Nie wypowiedział się o hermetykach, który jest
wyjściem ponad to wszystko.

-Należysz do sekty skoro tak to określasz – znów go pytali i napięcie


na twarzach zgromadzonych rosło z każdym słowem przybysza

-Sektę nazywacie odłamem od prawowitych religii panujących na


świecie. Tak samo was można było nazwać sektą przez rzymian w
czasach Chrystusa. Lecz gdy wiernych przybywa stajecie się
kościołem. Może spytasz co to za filozofia ? Albo religia? Ja ci
odpowiem pytaniem co to za różnica? – odpowiedział mu Aesarel

299
Nikt się nie odezwał tylko patrzyli na Tomka, ten jednak dalej
mówił.

-Do czego wy doprowadzicie? Gdyby pomiędzy byciem religijnym i


byciem wierzącym postawić znak równości to kraj nasz i
społeczeństwo składające się ponoć z ponad 90% populacji
wierzących, byłoby dobre, idealne, bez patologii, mordów, świństw.
Postawcie pytanie: dlaczego tak właśnie nie jest i gdzie tkwi feler
tego, że pomiędzy byciem wierzącym i byciem religijnym nie można
postawić znaku równości. Oczywiście, że bycie religijnym to nie
udział w ceremoniach wyznaniowych ale przede wszystkim realizacja
nakazów jakie dane wyznanie stawia za warunek identyfikowania się
z nim. Waszą wykładnią przynależności do kościołów jest dekalog.
Niestety rzeczywistość sama wydaje sąd iż wasze dekalogi to jedno
a życie, praktyka religijna to drugie, że wspomnę tylko realizację
niektórych przykazań takich jak: nie kradnij, nie cudzołóż, nie mów
fałszywego świadectwa, itd. Feler wynika z tego, że tzw
rzeczywistość realizujemy tylko w oparciu o jej jedną tę
wyidealizowaną połówkę. Tymczasem rzeczywistość podlega
takiemu samemu prawu, jak wszystko inne czyli prawu
biegunowości. Nie jest łatwo nauczyć się i zaakceptować, że tak
zwane DOBRO i tak zwane ZŁO należą do tej samej pary
przeciwieństw i to w dodatku do przeciwieństw wzajemnie się
warunkujących. A przecież tak jak z dniem i nocą, mężczyzną i
kobietą, wdechem i wydechem. Jedno bez drugiego nie istnieje,
jedno warunkuje istnienie drugiego.

-To już przesada! Jak możesz nam mówić co robimy źle a co dobrze
– grzmiały głosy

-Nieupatrujcie źródła zła w jakimś tam szatanie próbując go


oskarżyć o całe ludzkie nieszczęście ale pozwala zrozumieć sens
nauk Wielkiego Mistrza Aberamentho, który nauczał: weź swój krzyż
z ochotą na swe ramiona a wtedy jego ciężar stanie się lekki i
słodki. Ludzie często jednak szukają czegoś tam, gdzie tego nie ma.
300
Zachowują się jak bajkowy Koziołek - Matołek, który poszedł szukać
czegoś co jest blisko. A jak wy przekazujecie naukę tym biednym?
Jak ? – pytał Aesarel

-Jesteśmy sługami Boga jedynego i głosimy jego imię dla dobroci


całego świata – odrzekł mu jeden z księży

-Mówisz o jedynym Bogu. A co z innymi religiami? Czy uznajecie


Boga hindusów, islamu czy tych plemion żyjących w dżunglach ?
Tylko nieliczni z was to widzą, papież Jan Paweł II to widział, który
napoczął dialog pomiędzy religiami i wyznaniami wiedząc, że jest
jeden jedyny i obojętnie jak go zwąc Bogiem. Jak wiele wojen świat
musiał przechodzić na tle religijnym? Tylko ludzkość mówi to a nic
nie robi w tym kierunku by to zmienić. Wasz szatan czy diabeł pod
wszelką postacią tylko cieszy się z tych różnic. Takie miejsce miało
podczas opętania Anny i Mahomeda. Wysyłacie młodego egzorcystę,
który sam by padł ofiarą jego a co gorsza rozniosło by się to na
szersze kręgi społeczeństwa, tworząc jeszcze większą przepaść
pomiędzy narodami i wyznaniami. To co jedni naprawiają inni chcą
zburzyć, ale nie dostrzegacie tego siedząc tu i omawiając to
wszystko jako jedne przypadek a nie ogólnie. Szerzycie słowo
Boskie ale w jaki sposób? Ktoś dobrze powiedział „Modlicie się do
jakiegoś boga, którego nie znacie, modlicie się do figurek albo do
kawałka drewna i dziwicie się, że Bóg was nie wysłuchuje. Módlcie
się do tej cząstki Boga, która jest w was”.

-Jak śmiesz oskarżać Boskie działanie przez nas ! Wyjdź stąd i


zachowaj swoje poglądy dla siebie – podniósł głos jeden z biskupów
– To nie jarmark!

-Czasami ludzie tak was opisują zostawiając to dla siebie bojąc się
głośno to powiedzieć. Dawniej w czasach średniowiecza szerzyliście
pobożność poprzez krucjaty, wojny, szablą i mieczem w imię Boga.
Czy tego wasz Bóg by chciał byście tak głosili jego słowa? Teraz
ludzkość jest inna, nie ma już takiego zniewolenia i zaciemnienia w

301
umysłach ludzi. Rozwój świata, ludzi i duchowy postępuję tak jak
sami na to zasługujemy. Jest tu kilku księży egzorcystów, którzy w
imię cielesnego Jezusa odwołują zabłąkane duchy, demony i inne
byty świata astralnego. Dlaczego nie przekazujecie wiedzy jak jest
naprawdę, dajcie ludziom wiedzę na takim poziomie jakim rozwijają
się. Nie zamykajcie jej dla siebie będąc tylko jedynymi, którzy mogę
z tego skorzystać. Badacie domniemane cuda, by nie ośmieszyć
kościół. Mówicie, że tarociarze, bioenergoterapeuci, jasnowidze i
inni, którzy mają dary pochodzą od szatana. Skoro tak mówicie to
samo możecie powiedzieć o Jezusie który tworzył cuda dla was. Jak
możecie przeczyć samym sobie? Czy mnie też nazwiecie świętym
skoro mogę zrobić to samo co Mistrz Aberamentho ?

-Ty nic nie umiesz ! Mielisz tylko językiem, mówiąc rzeczy ze swojej
fantazji, jak pomylony, który głosi swoje teorie. – powiedział jeden z
biskupów

-Mówisz jak opętany! – powiedział inny

-Trzeba takich jak ty leczyć! – jeszcze inny powiedział

Tomek przestał mówić tylko wysłuchiwał oskarżeń w jego stronę.


Zamknął się w sobie i skondensował w sobie cztery elementy ognia,
wody, powietrza i ziemi. Były zrównoważone w nim wraz z fluidami
elektrycznym i magnetycznym. Mała iskierka energii zapaliła się w
nim a potem eksplodowała światłem na zewnątrz. Światło na
wszystkich poziomach energetycznych wybuchło rozchodząc się na
około dwa metry od Aesarel. Wszyscy w ułamku sekundy przestali
mówić tylko patrzyli w jego kierunku. Jedni z obawą, trwogą robiąc
znak krzyża inni zainteresowani co się dzieje. Aesarel ścisnął prawą
pięść.

-Dosyć !! – wrzasnął z całych sił i pięść padła na potężny dębowy


stół.

Głos jego rozniósł się po całej sali rycerskiej mieszając się z hukiem

302
pękającego na pół stołu. Zapadł się do środka i wszystko co stało na
nim ześlizgnęło się do środka. Najróżniejsze dokumenty, dzbanki,
naczynia, świeczniki jak zabawki posłusznie prawo grawitacji
zsunęły się. Białe światło biło od Aesarel ciepłym blaskiem nie
oślepiając nikogo. Jedni zerwali się ze swoich krzeseł, inni
przerażeni siedzieli nieruchomo. Nic nie powiedzieli gdyż teraz oni
nie śmieli nic powiedzieć.

-Powinniście zmienić słowa „Ojcze nasz któryś jest w niebie” na


„Ojcze nasz któryś jest we mnie” to może wówczas zrozumiecie co
do was mówiłem. – powiedział Tomek

Potem odwrócił się i skierował się do drzwi, którymi wszedł tutaj.


Gdy podszedł do drzwi światło powoli zanikło. Tomek otworzył je,
wyszedł zamykając za sobą je pozostawiając dostojników samych.
Za drzwiami stał młody paulin, ten sam, który wcześniej próbował
go powstrzymać od wejścia do sali. Nic nie odezwał się tylko patrzył
na Tomka. Jego oczy mówiły, że jest w pełnym szoku gdy zobaczył
spustoszenie w zamkniętej sali zanim Tomek zamknął drzwi.
Rozpuścił w sobie kumulację elementów i swoich trzech ciał stając
się normalnym człowiekiem. Nie zwrócił uwagi na mnicha tylko
skierował się tą samą drogą, która tu przybył. Paulin otworzył na
dole drzwi, które tak w pośpiechu zamykał na klucz za Tomkiem i
wypuścił przybysza na zewnątrz. Tomek spokojniejszy wyszedł z
sanktuarium i podszedł do Wioli i swoich duchowych braci.

-Nic tu już po nas. Co miało być, dopełniło się a my mamy iść swoją
drogą. – powiedział i skierował się do centrum miasta, tam gdzie
zaparkowali samochód.

303
Rozdział VI.

Kalasak.

Wszyscy szli i nic się nie odzywali. Spokojnie czekali aż Tomek


odezwie się pierwszy, lecz ten milczał. Gdy doszli do samochodu, nie
wytrzymał Dawid milczenia i spytał.
-Co robimy?
-Wyjeżdżamy z miasta. My mamy swoje zadanie do wykonania.
Potrzebne będą nam kilka rzeczy do ewokacji. – odpowiedział

-Które istoty masz na myśli ? – pytał dalej

-Czterech pryncypałów elementów – rzekł krótko Tomek

Dawid spojrzał na Wiolę z zaciekawieniem na słowa jakie usłyszał od


Tomka.
-Mateusz pojedziesz ze mną i Dawidem? My wszystko zorganizujemy
– spytała Wiola
-Nie ma sprawy. – odpowiedział
-Ale najpierw pojedziemy na obiad a potem ruszamy dalej –
powiedział Tomek
Po pierwszych ustaleniach weszli do samochodu i pojechali do hotelu.
Poszli do restauracji gdzie zamówili dla siebie obiad.
-Których pryncypałów chcesz mieć u boku ? – spytała Wiola
-Pyrhum, Amasol, Parahim, Ordaphe.
Wszyscy spojrzeli po sobie na imiona pryncypałów jakie wymienił
Tomek. Byli to jedni z najpotężniejszych duchów poszczególnych
elementów, którzy pod swoją władzą mieli całe rzesze posłusznych
sług mniejszego szczebla duchów elementów. Prawdziwy mag mógł je
przywołać do siebie, lecz mało kto by chciał obcować w jednym
miejscu i jednym czasie aż z czterema pryncypałami. Tym bardziej że
niektóre z nich są mało posłuchane wobec człowieka i najczęściej
chcą coś w zamian za swoje usługi.
-Jesteś pewien tego ? – spytał Jacek

304
-Jak najbardziej. Tylko tak możemy zyskać przyjaciół przeciwko
Kalasakowi.
-To potężne istoty. Czy na pewno ich potrzebujemy? – pytał dalej
Jacek
-Tak samo Kalasak ma za sobą potężne duchu i musimy zrównać siły.
Wszyscy zamilkli a Tomek spojrzał na ich twarze.
-Wiem, że o wiele was proszę. To moja wojna i chodzi o moją Oliwię.
Nie powinienem ciągnąć was za tym – powiedział
-To nie twoja wojna. To nasza wspólna i wszyscy są w nią
zaangażowani czy tego chcesz czy nie. – powiedziała Wiola
Tomek spojrzał na nią i jej minę, która wskazywała że bardzo
poważnie podchodzi do całej tej sprawy.
-Dziękuję wam – powiedział Tomek
Wszyscy już bez żadnych słów jedni obiad, choć teraz Tomek nie miał
na nic ochoty. Jadł powoli małe kęsy jedzenie a myślami był gdzieś
dalej. Wieża Babel. Mityczna budowla by wznieść się w chmury by być
bliżej Boga. Bóg rozdzielił ich dając im różne języki komunikowania
by nie mogli zbudować owej wieży. Dawniej bardziej poglądowo
opisywali co się dzieje na świecie niż dosłownie. Z czasem do
przekazu dodawano nowe wątki czasami prawdziwe czasami
zmyślone, niektóre prawdy z zostawały nie przekazywane i
powstawała legenda. A podobno przecież w każdej legędzie jest
trochę prawdy a czasami fałszu. Wszystko po to by ukryć prawdziwe
przesłanie opowieści. Ówczesna wieżą Babel były religie świata. Wielki
dom z wieloma piętrami i wieloma oknami. Jedne religie bardziej
rozwinięte, inne mniej choć wszystkie dążą do tego samego celu.
Każdy pokój w nim to inna religia, wyznanie, filozofia. Każde okno z
takiego pokoju daje widok na zewnątrz – naprawdę co jest po za
religią. Chodząc po tym domu nigdy nie poznamy samego Boga bo
przez każde okno widzimy tylko skrawek widoku. Trzeba wyjść na
dach by ujrzeć ogrom jaki nas otacza i zjednoczyć się z Boską
Opatrznością. Nie być ograniczonym widokiem z jednego okna. Wtedy
patrząc w dół na wszystko co jest pod nami, na wszystkie religie,

305
wyznania doznajemy olśnienia jacy byliśmy ograniczeni przez samych
siebie.
-To my się zbieramy – powiedział Mateusz
Tomek spojrzał na talerz gdzie jeszcze zostało z pół obiadu a potem
na pozostałych. Wszyscy już zjedli co mieli zjeść.
-A mi dziś nie podchodzi jedzenie – powiedział Tomek i odsunął talerz
Dawid wstał.
-No to co szafa? Jedziemy? – spytał
-Tak jasne. – odpowiedział
Jacek dał kluczyki od samochodu Wioli. Mateusz i Wiola wstali i
wszyscy w trójkę wyszli z restauracji.
-Chcesz kawy? – spytał Jacek
-Wiesz z chęcią napiję się kawy.
Jacek poprosił kelnerkę by podała im dwie kawy. Po chwili przyniosła
je i zabrała puste talerze.
-Jak myślisz czemu Opatrzność Boska dała nam dzisiaj takie zadanie?
– spytał Jacek
-Bo ludzie tworzą jeszcze większą wieżę Babel a ktoś musiał
przemówić w jego imieniu.
-Myślisz że da im to coś do myślenia? - pytał dalej
-Myślę, że może choć mała cząstka zrozumiała. I ich nie ma się co
obawiać. Obawiajmy się tych co nie myślą – odpowiedział
-Jesteś młodym człowiekiem ale już bardzo rozwinięty – mówił po
chwili Tomek
-Ty też nie jesteś stary hehe – uśmiechnął się Jacek
-Pewnie – roześmiał się Tomek
-Chyba po trochu cię rozumiem. Mam dziewczynę i myślę, że
wszystko idzie w dobrym kierunku między nami. Ty i Dawid jako
jedyni z nas wstąpiłeś w związek małżeński, ale to miłość jak każda
inna. Czy to miłość przyjaźni czy też miłość uczuciowa, zresztą jaka
to różnica. Dla tych których kochamy jesteśmy gotowi do poświęceń.
–mówił Jacek
-A jaką cenę nam wystawią za miłość?

306
-Taką jaką damy sami wartość z siebie taką otrzymamy zapłatę.
-Jesteś moim przyjacielem a przyjaciół nie pozostawia się w biedzie.
Można być za oceanem czy górami ale gdy przyjaciel mój potrzebuje
mojej pomocy nigdy nie odmówię jej mu. – mówił Jacek
-Przyjaźń to też forma uczucia miłości. Prawdą jest, że prawdziwego
przyjaciela pozna się w biedzie. Prawdziwe to aż czasami do bólu.
Prawdziwa przyjaźń jest na całe życie i każdy kiedyś jej spróbuje. W
końcu wszystkiego trzeba w życiu spróbować by uczyć się na błędach
i radościach. – powiedział Tomek
-Ty masz przyjaciół ? – spytał Jacek
-Mam was to pewne. Czy są też inni? Pewnie są, i ci starzy znajomi i
tych z którymi ścieżki życia się skrzyżują. – odpowiedział
-Przyjaźń na wieki – dopowiedział Jacek
-Tak masz rację. Jakieś dwa tygodnie temu spotkałem mojego
dawnego przyjaciela. Choć minęły wieki od ostatniego naszego
spotkania to zawsze już będziemy przyjacielami. I tak jak mówiłem
przyjaciel znajdzie cię w potrzebie tak on mnie teraz odnalazł. Bratnie
dusze jest dobrym tego określeniem. W jednym życiu możemy
możemy być złączeni z przyjaźnią przez dziesiątki lat naszego żywota
na ziemi, w innym wcieleniu spotkamy ją ponownie choć na moment.
Moment tu może być rok czy tydzień ale wewnątrz będziemy wiedzieli
że tej osobie możemy zaufać, że to nasz przyjaciel. Ważne by
odpowiedzieć sobie na pytanie czemu się znów zjawił.
-Pamięć, tęsknota a może nauka dalsza. – powiedział Jacek
-Jak wiesz jest też druga strona medalu. Wrogość. Ile to razy ludzie
spotykają kogoś przypadkiem i sami wiedzą, że ten człowiek im nie
pasuje. To mogą być choć nie muszą być zaleciałości z naszych
byłych wcieleń i relacji z tymi osobami. Czasami musimy z tymi
osobami współżyć przez jakiś czas aż do osiągnięcia dojrzałości i
nagle wybucha w nich eureka okrywając jakie zadanie miało
spotkanie tej osoby im nie przychylnej. Najcześciej jest to nauka,
przecież po to żyjemy na tym świecie.
-To prawda. Prawo biegunowości jest niezmienne. Ludzie tego nie

307
widzą a nawet nie chcą widzieć.
-Zgadza się. A ci co nie widzą to zobaczą to w końcu. Czy to będzie w
obecnym ich wcieleniu czy też dziesiątym. – dodał Tomek
Jacek bawiąc się łyżeczka mieszając cukier w cukierniczce zamyślił
się. Tomek wyczuł, że nadepnął na odcisk Jacka poruszając drażliwy
dla niego temat.
-Ty nie musisz się martwić. Znasz zasady i poradzisz sobie z tym.
Szybciej niż ci się wydaje – powiedział Tomek
Jacek spojrzał na niego i się uśmiechnął.
-Pewnie. Lepiej to przejść w dwa lata niż odwlekać z tym dwa
wcielenia. – odpowiedział Jacek
Tomek uśmiechnął się.
-Zmieniamy tym swoją karmę. I chwała tym co to widzą, biada tym
co są ślepi, bo się męczyć jeszcze muszą bardziej.
Tomek dokończył pić kawę i spojrzał na zegarek.
-Mamy pewnie jeszcze trochę czasu zanim wrócą do nas reszta. Ja idę
na słoneczko. – powiedział Tomek
-Idę z tobą – odpowiedział Jacek
Wyszli przed hotel i udali się trochę dalej znajdując wolną ławkę na
uboczu. Tomek rozciągnął ręce na boki, zamknął oczy i skierował
twarz w kierunku słońca. Uśmiechnął się do siebie czując, że i jemu
już niedługo zaświeci słońce w życiu. Jacek zrobił to samo i przez
zamknięte oczy zaczęli opowiadać sobie śmieszne historie z młodości.
Co trochę albo jeden albo drugi śmiał się na głos. Potem na chwilę
przestawali by po jakimś czasie Tomkowi albo Jackowi przypomniała
się inna opowieść.
Po dwóch godzinach Jacek podniósł roześmianą twarz spoglądając na
wjazd na parking hotelu.
-Jadą już – powiedział
-Co czujesz smród spalin swojego samochodu? – spytał rozeweselony
Tomek
-Tak – odpowiedział Jacek i roześmiał się
Po chwili Dodge wjechał powoli przed hotel i zatrzymał się nieopodal

308
wejścia do hotelu. Dawid, Mateusz i Wiola wysiedli z niego i podeszli
do Tomka i Jacka.
-No proszę my pracujemy a tu obijają się. – powiedział Mateusz
-A tam już obijają się – powiedział Jacek – Łapiemy promienie słońca
by później dać Wioli na skórkę.
-Ty Jacku pozostaw te promienie dla siebie, a ja sobie dam radę –
odpowiedziała Wiola
Tomek spojrzał na nich i odczytał w nich gdzie byli.
-Proszę zakupy się udały. Mamy więc wszystko co nam potrzeba. –
powiedział
-Aaaa tak mamy. – odpowiedział Mateusz
-I pyszne wino z hiszpani też mamy. – dopowiedział Dawid
-Brakuje tylko grila, kiełbasek i możemy robić imprezę – powiedziała
uśmiechnięta Wiola
-Imprezę to my dopiero zrobimy. – powiedział Tomek – Dobra
idziemy się pakować i jedziemy dalej.
-Gdzie? – spytał się Jacek
-Podzamcze. Zamek w ogrodzieńcu. – odpowiedział Tomek
-Czy to trafna decyzja ? – spytała Wiola
-Jak najbardziej trafna i bezpieczna. – uśmiechnął się Tomek i wstał z
ławki kierując się do hotelu
-Skoro tak mówisz, że dobre to będzie miejsce to jedźmy tam –
powiedziała Wiola kierując się także do hotelu
Wszyscy rozeszli się do swoich pokojów. Pakowanie nie zajęło im
wiele czasu i już wszyscy po niespełna pół godzinie spotkali się w holu
na dole. Tomek uregulował w recepcji należność za pokoje i dołączył
do reszty, która już czekała w samochodzie. Jacek wpisał w GPS
gdzie chce dojechać i uruchomił samochód. Ruszyli w drogę by
dokończyć to co mieli zrobić. Zmierzyć się z Kalasakiem.
Po niespełna 1,5 godzinnej podróży dojechali na miejsce. Gdy
dojechali na miejsce zamek królował na zboczu. Dobrze zachowane
ruiny zamku, po części odrestaurowane dla turystów ściągały rzesze
miłośników rycerstwa. Wielokrotnie odbywały się tu inscenizacje

309
bitew i najazdów. Dodatkowym atutem okolicy były ciekawe szlaki
turystyczne i skałki do wspinaczki. Jacek podjechał pod hotel Boner
tuż u stóp zamku. Wszyscy wysiedli z samochodu i spojrzeli na
ogromną budowlę.
-Byłeś tu kiedyś? – spytał Dawid
-Wieki temu. – odpowiedział Tomek
-I teraz powróciłeś tu.
Tomek spojrzała na niego i uśmiechnął się.
-Są miejsca do których lubi się wracać – odpowiedział
Zabrawszy swoje rzeczy z samochodu udali się do recepcji hotelu.
Bez przeszkód wynajęli pokoje na jeden dzień. Pewnie gdyby to był
weekend byłby problem z wynajęciem ale w tygodniu nie było z tym
żadnego problemu. Znów podzielili się pokojami podobnie jak
wcześniej w Częstochowie. Tomek poszedł do pokoju z Jackiem i
usiadł na łóżku patrząc w podłogę.
-Co cię martwi? – spytał Jacek
-Nic. – podniósł wzrok Tomek – Od jakiegoś czasu nie zatrzymałem
się na dłużej w jednym miejscu. Przecież każdy z nas potrzebuje
swojego domu, ostoi w której może czuć się wypoczęty, zrelaksowany
i cieszyć się życie. Jak na razie moje życie zostało przewrócone do
góry nogami. – powiedział smutno Tomek
-Już nie długo to się skończy – pocieszył go Jacek
Tomek spojrzał na niego i znów zamyślił się na chwilę.
-Oby zakończyło się tak jak powinno. – powiedział
Tomek zszedł na dół i wyszedł z hotelu. Stanął przed hotelem i
patrzył na zamek. Powoli słońce zniżało swoją drogę by niedługo
schować się za horyzontem. Ostatni turyści opuszczali bramy zamku.
-Porozmawiamy? – usłyszał głos za sobą
Tomek odwrócił się i spojrzał na Wiolę.
-Z tobą zawsze moja siostrzyczko – odpowiedział i uśmiechnął się
Wiola wyszła za obręb hotelu i usiadła na trawie nie opodal. Tomek
zrobił to samo zajmując miejsce koło niej tak by widzieć zamek.
-Wiem, że ostatnie czasy są dla ciebie ciężkie i jakie niesiesz na sobie

310
trudy i obowiązki. – powiedziała
Tomek tylko przytaknął Wioli.
-Tęsknisz , prawda? – spytała
-Tak bardzo tęsknie. Tęsknie za Oliwią. Przez ten czas, te parę
miesięcy jestem jak między życiem tu na ziemi a śmiercią tam po
drugiej stronie. Co trochę borykam się z nowymi trudnościami, takimi
czasami małymi a czasami większymi. Czasami powraca do mnie
pytanie „Czemu od razu po wypadku nie pojechałem do niej?” i cały
czas mam rozterki czy dobrze zrobiłem. – mówił
-Co byś zrobił jakbyś pojechał?
-Nie wiem, pewnie siedział bym koło niej w szpitalu i – zatrzymał się
Tomek
-I czekał byś na cud. Cud który jest w tobie, który wybudził Ilmarum.
Wiesz dobrze jak ja, że jest to częścią większego planu. Pojechał byś i
co? Podejrzewam, że zatrzymali by cię do wyjaśnienia. Bez swojej
wiedzy nie poradził byś sobie. Czy na pewno byś siedział koło Oliwi? –
powiedziała Wiola
-To samo mówił mi Janusz, ale ta moja tęsknota za tą normalnością
jaką miałem przed tymi wydarzeniami jest wielka.
-Każdy się przyzwyczaja do czegoś co jest miłe dla niego, jak życie
toczy się bez problemów, nerwów. Jednak teraz już wiesz, że życie to
nie bajka. Z drugiej strony twoja tęsknota daje ci siłę, że nie poddałeś
się. Dążysz do celu, krok po kroczku. Co tam czas, jakieś parę
miesięcy, warto pomyśleć co będzie potem.
-Będąc w poznaniu spotkałem Anię. Jest jedną z osób, której
zawierzyłem. Pamiętam jak powiedziała mi, że mam dobre serce i że
nie powinienem o tym zapominać.
-Ma rację. Nigdy nie poznałeś uczucia miłości w swoich życiach. Nigdy
nie czułeś prawdziwej miłości. Jest to coś nowego dla ciebie z czym
się zderzyłeś, co dopiero poznajesz. Wiesz że każdy musi przez to
przejść, teraz to twój czas. – powiedziała Wiola
-Tak Wiolo. Nigdy nie doznałem uczucia miłości takiej z jaką teraz
przyszło mi się zmierzyć. Zawsze jako Aesarel byłem kierowany tam

311
gdzie uczucia były nie potrzebne by walczyć. Byłem jak gladiator
wysyłany na arenę by walczyć i zwyciężać. Bez łzy w oku, zmęczenia
i bólu.
-Gladiatorzy też mieli serce. Oni też się o tym przekonywali, przyszedł
czas na ciebie.
Tomek spojrzał na Wiolę i uśmiechnął się.
-Widzisz, uśmiechasz się. Więc rozumiesz co mówię do ciebie. Po
prostu czasami czujesz się jak zagubiony dzieciak w lesie, ale jak
poznasz ścieżki to trafisz do domu. – uśmiechnęła się Wiola
-Nie ma jak pogadać z przyjaciółką. Dobrze, że mam ciebie i mogę
liczyć na radę od płci przeciwnej – powiedział Tomek
Przestali mówić i patrzyli na zamek. Po chwili Wiola przerwała
milczenie.
-Czemu wybrałeś to miejsce dla przywołania czterech pryncypałow? –
spytała
-To dobre miejsce. Nikt nie będzie nam w środku przeszkadzał i ma
swojego strażnika – powiedział
-To znaczy kogo?
-Słyszałaś legendę o psie z łańcuchem grasującym w nocy?
-Coś tam przeczytałam w broszurce w pokoju hotelowym. –
odpowiedziała
-I to jest prawdą – powiedział Tomek
-Byłeś tu już wieki temu tak jak mówiłeś ? – spytała Wiola
-Tak. I to ja Stanisława Warszyckiego zamknąłem po śmierci w jego
wewnętrzym odbiciu.
Wiola wybuchła śmiechem.
-Sorki ale wiesz co tam napisali, że diabeł go zmienił – powiedziała te
słowa Wiola przez śmiech
-Widzisz? I gdzie tu dobro? – uśmiał się Tomek
Wiola opanowała śmiech.
-Opowiadaj co dalej.
-Za życia Warszycki był podłym człowiekiem. Zniewolił wielu ludzi i
traktował ich często gorzej niż zwierzęta. Był jak pies szczuty na nich

312
przez swojego pana tak zwanego wówczas diabłem. Kiedyś przybyłem
tu by ukrócić jego losy. Był jak pies i skończył jak pies. Łańcuch zaś
jest kajdanami, które nie pozwalają mu odejść z tego miejsca. –
opowiedział Tomek
-Więc tylko ty możesz go wyzwolić – powiedziała Wiola
-Tak. I mam zamiar to wykorzystać. Kilka wieków pewnie dało mu do
myślenia.- powiedział Tomek
-Teraz rozumiem wszystko – powiedziała Wiola
-Jeżeli dobrze pójdzie to jutro będą musieli zmienić w legendzie
zakończenie - uśmiechnął się Tomek
-Może lepiej nie. Tak jest ciekawiej dla turystów. – powiedziała Wiola
-Ale i tak pewnie będzie o nas trochę głośno po dzisiejszej nocy tutaj
– powiedział Tomek
-A może nikt nie zauważy – dopowiedziała z uśmiechem Wiola
Lekki ciepły wiaterek wiał im w twarze. Włosy Wiola falowały
delikatnie na wietrze. Tomek spojrzał na nią.
-Przypomina ci trochę ten wiaterek coś bliskiego sercu – powiedział
Wiola spojrzała na niego z uśmiechem.
-Trochę – odpowiedziała krótko
-Tamte dni na plaży już nie wrócą – mówił Tomek
-To nic że nie wrócą. Mam wspaniałe wspomnienia i to musi mi
wystarczyć.
-Mówię, że tamte dni nie wrócą a nie, że ich już nie będzie. –
uśmiechnął się Tomek
Wiola spojrzała w oczy Tomka.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Że czasami można żyć wspomnieniami ale i tym że mogą się inaczej
powtórzyć. Same wspomnienia a szczególnie te dobre i miłe dla nas
są formą afirmacji, dążenia do tego co miłe. Ty właśnie to robisz a ja
ci mówię, że tak będzie. – powiedział Tomek
Wiola jeszcze bardziej uśmiechnęła się. Przybliżyła się do Tomka i
oparła się o jego bok. Położyła głowę na jego ramieniu i spokojnym
wzrokiem patrzyła w niebo.

313
-Oj braciszku kochany. – powiedziała wzdychając Wiola
-Tylko mi się tu nie rozklejaj! – powiedział Tomek
Wiola przychyliła głowę do tyłu i spojrzała na niego.
-Mogę jeszcze być parę minutek rozkojarzona? – spytała z
uśmiechem na twarzy
-Jasne – odpowiedział ochoczo Tomek
Siedzieli tak na trawie relaksując się widokiem. Wiola patrzyła gdzieś
ponad linią drzew na horyzoncie przypominając sobie wspomnienia,
gdy była na Hawajach. Siedziała nad brzegiem oceanu patrząc na
zachód słońca. Wtedy poznała tam Paula. Człowieka, który zmienił jej
życie. Dał tyle ciepło i radości z każdego dnia. Te kilka miesięcy jak
byli razem zostały dla nich ukojeniem ich życia. Jednak los chciał, że
każde z nich musiało dalej podążać swoim przeznaczeniem. Już
dawno Wiola nie miała znaku od Paula. Jednak mając swój dar maga
mogła zobaczyć i zmienić bieg zdarzeń dla jej korzyści. Wie jednak,
że nie mogła tego zrobić jak zarozumiała dziewczynka, która nie
wyjdzie ze sklepu bez nowej laleczki do zabawy. Teraz jednak Tomek
dał jej nadzieję, dał jej słowa, które możliwe że znów zmienią jej
świat.
Tomek zaś przyglądał się zamkowi. Jego myśli powróciły od XVII
wieku, kiedy to jako Marcus przybył w te rejony. Poznał tu kobietę o
imieniu Jasmina. Piękne blond włosy i te zielone oczy. Z twarzy jej
płynęła dobroć a serce miała czyste i otwarte dla ludzi. Stawała się
bliska Marcusowi jak siostra, jak bratnia dusza. Jednak musiał
wyjechać do niemiec by stawić czoła Marcelowi. Był on magiem, który
sprzeniewierzył swoją moc na własne korzyści i musiał zostać
zatrzymany w swoich działaniach. Gdy wrócił po kilku miesiącach tu,
dowiedział się, że Jasmina została uwięziona a następnie umarła w
lochach przez Stanisława Więckowskiego ówczesnego władcy zamku.
Normalny człowiek byłby pełen zemsty i chęci wyrównania
rachunków. On nie mógł go zabić, nie miał takiego prawa. To co byś
zrobił powróci do ciebie po trzykroć. Uwięził władcę zamku w czarnym
psie. Była to dla niego i tak potężna kara, bo śmierć to za mało. Teraz

314
i on powrócił wspomnieniami do odległych czasów. Powrócił obraz
Jasminy która stoi przed nim uśmiechnięta. Tomek patrzył na nią i
dostrzegł wielkie podobieństwo do...
-Oliwia – powiedział cicho do siebie
Wiola odwróciła się do niego i spojrzała na niego.
-Co się stało? – spytała zmartwiona
Tomek oprzytomniał i spojrzał na nią. Oczy jego powoli powracały do
rzeczywistości.
-Już nic. Ja też mam wspomnienia – powiedział
-Mam nadzieję, że też miłe – powiedziała
-Wręcz przeciwnie ale ja je zmienię – powiedział patrząc na zamek
-Nooo braciszku gdzie twój uśmiech – walnęła go w bark by obudzić
Tomka z letargu
-Auć. Za co ? – powiedział uśmiechnięty
Wiola widząc, że mina Tomka się zmieniła na lepsze odwzajemniła mu
uśmiechem.
-To co idziemy do reszty? – powiedziała
-Jasne – odpowiedział
Wiola zdjęła klapki i wstała na trawę. Machając bucikami szła
uśmiechnięta w kierunku hotelu. Tomek wstał i spojrzał na nią. Była
szczęśliwa bo Tomek dał jej nadzieję.
-Dam dalej są kamienie. – zawołał do niej troskliwie
Ona odwróciła się do niego i uśmiechem odpowiedziała .
-To co ?
Tomek dogonił ją i poszli razem do hotelu. Reszta braci siedziała w na
ławie pod parasolem na zewnątrz hotelu. Przyglądali się ciekawie
powracającej parze.
-I jakie nowiny niesiecie nam ? – spytał Dawid
-Nie będzie dzisiaj padać – odpowiedział Tomek i roześmiał się
-Żadna nowina. – powiedział Jacek
-O drugiej w nocy zaczynamy – powiedział Tomek
-Oooo to już ciekawiej. – powiedział Mateusz
Wiola zaproponowała dobrą kolację, którą ona stawia dzisiaj

315
wszystkim. Po jej słowach wszyscy spojrzeli na Tomka.
-Co jej się stało? – spytał Mateusz jak Wiola znikła w hotelu
-Miała tylko miłe wspomnienia. – odpowiedział Tomek i ruszył za
Wiolą
Kolacja minęła wesoło. Jacek zaciekawieniem opowiadał o jego cztero
letnim pobycie w Tybecie. Jego ojciec swego czasu prowadził import z
dalekiego wschodu. Często odwiedzał Chiny. Poznał tam znajomych
ojca i pozostał tam na cztery lata. Często odwiedzał Tybet i pobierał
nauki od mnichów Tybetańskich. Poznał prostotę życia ludzi
mieszkających w górach. Miesiąc temu powrócił do Polski mądrzejszy
o nowe doświadczenia i nauki.
-Kto chce niech odpocznie teraz. W nocy wychodzimy – powiedział
Tomek – Nie zapomnijcie niczego co potrzebne i przygotujcie się do
spotkania.
-Siła w nas wszystkich. Jak to mówią co dwie głowy to nie jedna –
powiedział Mateusz
-No teraz jest pięć głów. – powiedział Dawid
-To już zgromadzenie – dopowiedział Mateusz
-Tłum ! – rzekł Jacek
-Oby nas nie rozgonili pałkami – śmiał się z nich Tomek
-A niby kto? – spytał Dawid
-ZOMO – powiedział ze śmiechem Jacek
Wszyscy po miłej kolacji udali się do pokojów. Tomek położył się na
łóżku i zamknął oczy. Trzeba było się przygotować mentalnie na
przywołanie jednych z najpotężniejszych pryncypałów elementów.
Tylko doświadczony mag swoim uznaniem w świecie astralnym,
wiedzą i powagą potrafili przywołać do świata fizycznego pryncypała
lub nazywanymi przez innych króla danego elementu. Wiele pozycji
jest na świecie które opisują metody, techniki ewokacji duchów lecz
gdy doświadczony mag czyta je bierze je jako dobrą komedię niż
poważną lekturę. Ci którzy pisali takie brednie nigdy nie mieli
doczynienia z prawdziwym przywołaniem potężnego pryncypała.
Często nie stosują swoistego BHP podczas ewokacji i kończy się w

316
najlepszym przypadku niczym w najgorszym, że ściągniemy na siebie
jeszcze większe niebezpieczeństwo. Już zwykła zabawa przywołania
ducha nieżyjącego może źle się skończyć dla ciekawskich. Złe duchy
uwielbiają manipulować tymi bezmyślnymi ludźmi. Mogę podawać się
za kogo chcą, pod pretekstem np. dostarczenia informacji dla
wywołującego może posiąść jego duszę. Potem szukają pomocy u
lekarzy, wróżbitów, domorosłych magów a skończywszy na
egzorcystach. Jednak to co się przytrafiło Ani i Mohamedowi nie było
zainicjalizowane przez nich. To ktoś inny złym urokiem, czasami
potężną złą myślą lub innym magicznym rytuałem przywołuje
świadomie lub mimowolnie demona, który czeka tylko na takie
okazje. W tym przypadku został sprowadzony demon, który karmi się
energią z nienawiści jaka powstaje pomiędzy wyznaniami. To był
tylko demon, jeden z wielu w zastępie swoje pana pryncypała. Tak
jak na górze tak na dole. Zło czai się w świecie astralnym, tak jak
złodziej w zakamarku bramy czekając na swoją ofiarę by ukraść jej
torebkę. Pryncypałowie moją tylko jedną siłę wyższą od nich w swojej
hierarchi. Jest nim Opatrzność Boska i tylko prawdziwy mag będąc
całkowicie zjednoczony z Bogiem, może przywołać pryncypała. Tylko
takiego maga posłucha duch by w ogóle zwrócić uwagę na niego.
Dobre duchy widząc nie rozwiniętego maga z politowaniem nie
przyjdą do niego, tak samo te złe widząc małe korzyści dla siebie nie
zwrócą uwagi na niego. Często wówczas jeżeli jest ich taka wola
wyślą któregoś z podwładnych mniejszą rangą. Tak jak w naszym
świecie, gdy zwykły pracownik napisze pismo do prezesa swojej
firmy, że brakło tuszu w drukarce, ten go wyśmieje, zlekceważy bo
on ma poważniejsze rzeczy na głowie niż zakup jemu atramentu. W
dodatku możemy narazić się na przyszłość na jego nieprzychylność.
Do prezesa idzie z poważną sprawą, której nie można załatwić w
podległych mu działach. Tak ten w tym przypadku jest z przypadkiem
Tomka i jego przyjaciół. Stanęli do walki z kimś bardzo potężnym,
który ma w swoich zastępach szereg ciemnych istot świata astralnego
i będąc poplecznikiem swoich pryncypałów czuł się pewny siebie.

317
Teraz on w imię najwyższego absolutu musi doprowadzić teraz by oni
stanęli za jego plecami i by w razie potrzeby przyszli z pomocą. Prawo
równowagi panuję wszędzie i tu u nas na świecie i tak w świecie
astralnym. Równy przeciwko równemu by zaistniała harmonia.
Tomkowi opadły powieki i zasnął. Choć ciało spało jego ciało astralne
oddzieliło się od ciała fizycznego i poszybowało w przestrzeń.
Powróciły wspomnienia. Powróciła twarz Oliwi leżącej w szpitalu.
Potem czas powoli się cofał. Widział ich ślub i wcześniejsze lata ich
znajomości. Zapadła nicość i Tomek przesuwał się w czasie jeszcze
bardziej i bardziej aż do XVII wieku. Znów stał na zielonej trawie.
Przed nim kilka domów i zagrody wokół nich. Z jednej chaty wyszła
młoda kobieta o blond włosach związanych w warkocz. W rękach
trzymała drewnianą miskę wypełnioną paszą dla świń. Stanęła w
progu jak zamurowana widząc Tomka. Ręce odmówiły posłuszeństwa
i miska poszybowała na ziemię. Rzuciła się w kierunku Tomka. Ten
wyciągnął ręce i przytulić swoją przyjaciółkę. Przylgnęła do niego
ciepło i położyła głowę na jego klatce piersiowej. Po chwili podniosła
ją i spojrzała z uśmiechem na niego.
-Miło cię widzieć Markus. Kiedy wróciłeś mój szlachetny rycerzu ? –
powiedziała
Tomek spojrzał na siebie. Był ubrany w strój rycerski. Lekka pleciona
kolczuga przewiązana w pasie szerokim skórzanym pasem. Przy
pasku z lewej strony w pochwie wisiał miecz z pięknie rzeźbioną
rękojeścią. Odruchowo ręką przejechał po swojej głowie by ułożyć
włosy i poczuł, że teraz są długie i proste.
-Witam cię moja przyjaciółko Jasmino – powiedział – Właśnie teraz
przyjechałem cię odwiedzić.
-Miło, że zajrzałeś – odpowiedziała ciepło
-Jesteś bardzo podobna, wręcz taka sama jak Oliwia – powiedział
-Kim jest Oliwia? – spytała Jasmina
-To ty nią jesteś. Nasze drogi złączą się w przyszłości w lepszym dla
nas czasie – powiedział
Jasmina spojrzała na Marcusa i skrzywiła uśmiech z zaciekawieniem

318
co mówi jej przyjaciel.
-Już czas ! – jakiś głos rozległ się wokół Tomka – Wstawaj śpiochu!
Obraz Jasminy zniknął sprzed oczu Tomka. Rozpłynął się jak mgła
gdy padają promienie słońca. Wyczuł, że opuścił czas w którym się
znalazł i że ktoś dotyka jego fizycznego ciała. W mgnieniu oka jego
ciało astralne powróciło do ciała fizycznego. Otworzył powieki i
spojrzał w górę. Jacek stał nad nim i przyglądał mu się.
-Gdzie byłeś ? – spytał
Tomek podniósł się z łóżka i usiadł na nim.
-Daleko ale dostałem jeszcze jedną odpowiedź do mojego życia –
powiedział
-Mamy pół godziny – powiedział znów
-Już. Wezmę tylko szybki prysznic – odpowiedział
Tomek poszedł do łazienki gdzie zażył orzeźwiającego prysznicu.
Oczyścił ciało fizyczne i impregnując wodę płynącą na niego oczyścił
potem ciało astralne i mentalne. Gdy już czuł się oczyszczony, wytarł
się do sucha ręcznikiem i ubrał się w białe bawełniane spodnie i taką
samą koszulkę. Wyszedł do pokoju. Jacek też już był przebrany w
podobny strój co Tomek. Siedział na łóżku w pozycji lotosu. Przed
nim leżała starannie złożona szata mnicha koloru białego. Jego ręce
wisiały kilka centymetrów nad nią i magiczne słowa wypowiadał
Jacek. Impregnował wszystkimi czterema elementami szatę, by stała
się strojem maga do oprawienia ewokacji. Tomek podszedł do
swojego plecaka i wyciągnął z niego swój święty habit mnicha.
Położył go sobie na kolanach i delikatnie przejechał ręką po nim.
Materiał był miękki i dało się wyczuł chałty białej nici. Symbole
wyszyte miały magiczne znaczenie napisane uniwersalnym
kosmicznym językiem. Po chwili symbole lekko zajarzyły się
delikatnie świecąc białym światłem. Tomek był gotowy. Spojrzał na
Jacka, który też skończył impregnację swojej szaty.
-Więc idziemy – powiedział Tomek
-Idziemy – odpowiedział Jacek
Opuścili pokój i wyszli przed hotel. Była godzina 1.50 w nocy. Niebo

319
rozświetlały gwiazdy rozproszone po niebie wraz z pełnią księżyca.
Cała okolica spała teraz mocnym snem i tylko pojedyncze światła w
oknach świeciły. Przed hotelem czekał już Dawid, Mateusz i Wiola.
Wszyscy mieli ze sobą w torbach białe stroje magiczne impregnowane
przez samych siebie dla swojego użytku. Dodatkowo Mateusz miał
jeszcze jedną torbę w której zamknięte były rekwizyty potrzebne do
ewokacji. Tomek spojrzał na nich przez chwilę a potem skierował się
w kierunku głównej bramy do zamku. Szli bez żadnych rozmów, bo
nic już nie musieli mówić, każdy wiedział co miał robić i
porozumiewali się bez słów. Po chwili stanęli przed główną bramą
zamku. Tomek podszedł do niej i położył dłoń na metalowych prętach.
Przeniknął całą strukturę metalu trafiając na dużą kłódkę zawieszoną
na dwóch szkoblach połówek bramy. Wniknął w budowę zamka i za
sprawą elementów i fluidów sprawić, że wewnątrz zamka odsunęła się
zapadka uwalniając główny skobel. Wysunął się z kłódki otwierając ją.
Uniósł delikatnie elementem powietrza ją wysuwając ją ze skobli
bramy. Upadła delikatnie na kamienny wjazd. Tomek pchnął lekko
bramę, która posłusznie otwarła się. Wszyscy weszli na teren zamku.
Tomek ponownie skupił swoją uwagę na bramie. Zamknęła się a
kłódka wróciła na swoje miejsce. Szli powoli kamienną dróżką
zakręcającą pod górkę w prawo do głównego dziedzińca zamku.
Będąc ubranymi na biało i poprzez padające światło księżyca z daleka
wyglądali na grupę duchów przemieszczających się bezszelestnie.
Gdy doszli do połowy drogi Tomek stanął a za nim reszta. Przed
główną bramą do dziedzińca zamku siedział potężny czarny pies.
Tylko oczy lśniły w blasku księżyca. Był od nich oddalony około 40
metrów. Pies powstał i dopiero teraz można było dojrzeć jaki jest nie
porównalnie wiekszy do normalnego psa. Spokojnie sięgał do klatki
piersiowej dorosłego człowieka. Podniósł łeb ku górze i zawył. Echo
rozniosło się po okolicy dodatkowo potęgowane od odbijanych ścian
zamku. Spojrzał znów na pięcioro ludzi. Ci jednak nie przestraszyli się
i zrobili kilka kroków naprzód. Pies zerwał się nagle widząc, że
przybysze nie lękają się go. W ciągu trzech sekund stanął przed

320
Tomkiem w odległości trzech metrów. Teraz gdy był tak blisko nich
jeszcze bardziej wydawał się potężny. Czarna sierść lśniła w
promieniach księżyca. Potężne łapy zakończone ostrymi pazurami.
Zaś z pyska wystawały pokaźne kły ostre niczym małe sztylety. Na
szyi miał zawiązany gruby łańcuch trzymetrowy ciągnący się za nim.
Pies spojrzał na wzrok Tomka i przekręcił głowę z niedowierzania.
Potem znów przekręcił w przeciwną stronę i przemówił.
-Aesarel! Jak śmiesz tu przychodzić. – powiedział głosem
zachrypniętym
-Przychodzę z moimi braćmi z propozycją dla ciebie. – odpowiedział
Tomek
-Ty masz dla mnie propozycję? Uwięziłeś mnie tu na wieki a teraz
zjawiasz się z propozycją? – pytał
-Widzę, że jeszcze za krótko tu przybywasz i niczego się nie
nauczyłeś. Nie chcesz mojej propozycji więc załatwimy to inaczej. –
powiedział Tomek
-Jestem tu sam ponad 400 lat. Co możesz mi dać? Nic! – powiedział
-Mogę ci dać wolność. Zdjąć łańcuch i uwolnić cię z twojej pokuty –
odrzekł mu Tomek
Pies wpatrywał się w oczy Tomka szukając jakiegoś podstępu ze
strony jego oprawcy.
-Czemu zmieniłeś zdanie ? – powiedział po chwili
-Coś za coś – powiedział
-Więc co chcesz w zamian? – spytał
-Muszę skorzystać z tego miejsca do przywołania pryncypałów. Jak
wiesz jest to miejsce bardzo silne gdyż zamek został postawiony na
starodawnym pulsarze ziemi. Dodatkowo na czas ewokacji będziesz
naszych strażnikiem by nikt nam nie przeszkadzał. Po tym wszystkim
uwolnię cię i będziesz mógł odejść, obojętnie czy już przemyślałeś
swoje uczynki za życia czy nie – powiedział Tomek
-Zapomnieli o tym miejscu mocy. Już setki lat nikt tu nie przywoływał
potężnych duchów. – powiedział a po chwili przemyślenia
dopowiedział – Masz moją zgodę.

321
-Więc mamy umowę – powiedział Tomek
Pies zszedł na bok ustępując grupie miejsca.
-Droga wolna – powiedział
Tomek z resztą braci poszli dalej wchodząc na główny dziedziniec ruin
zamku. Potężny pies szedł za nimi i przed wejściem na dziedziniec
odwrócił się w bramie i ponownie zajął miejsce strażnika zamku. Za
dnia na dziedzińcu są porozstawiane stoiska sprzedawców oferujących
pamiątki. Teraz stały puste. Tomek podszedł do jednego z nich i
położył swoją torbę i wyciągnął swój habit. Nasunął go na siebie i
przewiązał się w pasie sznurem, zaś na głowę nałożył kaptur. To
samo zrobili pozostali ze swoimi strojami. Mateusz powoli wyłożył z
dodatkowej torby rekwizyty. Tomek wziął kawał białej kredy a inne
cztery kawałki innych kolorów wręczył przyjaciołom. Spojrzał na
dziedziniec i podszedł do jednego z miejsc i powoli dokładnie rysował
okrąg po środku. Okrąg był na tyle duży, że musiał pomieścić jego i
braci wewnątrz. Gdy skończył reszta mając swoje kawałki podeszli do
czterech stron okręgu i na zewnątrz wyrysowali trójkąty poza kołem
tak by ich linie nie stykały się. Każda linia trójkąta oznaczała jedną z
trzech płaszczyzn: fizyczny, astralny i mentalny świat. Gdy skończyli
Wiola podeszła do Tomka i podała mu cztery kawałki białej bibuły
wycięte w koła. W tym czasie Dawid z Mateuszem i Jackiem umieścili
na stole cztery podstawki wykonane z różnych metali. Następnie
dobierając proporcje ziół i innych składników mineralnych stworzyli
mieszanki odpowiadające środowisku w jakim mógł przybyć dany
pryncypał. Tomek w tym czasie brał po kolei każdą z bibuł i różnymi
kolorami farb wcześniej przygotowanymi przez Dawida malował
każdym oddzielnym palcem figurę odpowiadającą pryncypałowi. Wiola
rozpaliła po trzy małe lampki na każdy trójkąt i umieściła je na
wierzchołkach jego. Gdy Dawid z braćmi skończyli przygotowywać
mieszanki rozmieścili je po środku w każdym z trójkątów. Tomek
podszedł do jednego z trójkąta i zapalił zapałką mieszankę na
podstawce. Ta powoli zaczęła się tlić. Wydobywał się delikatny dymek
i konkretnym kolorze w jakim przywołuje się konkretnego ducha.

322
Dodatkowo tlące się mieszanki ziół tworzyły zapach mocno zbliżony
do środowiska bycia ducha. Gdy dobrze mieszanka się tliła Tomek
położył wyrysowanym znakiem pryncypała na bibułce koło tlącego się
podstawka. Następnie zrobił to z pozostałymi trójkątami. Gdy
wszystkie były gotowe zajął miejsce po środku. Dawid przeszedł
przed Tomkiem i usiadł w okręgu naprzeciw trójkąta w którym miał
się zjawić Pyrhum pryncypał ognia. Wiola usiadła za Tomkiem tyłem
do niego naprzeciw kolejnego trójkąta w którym pojawi się Amasol
pryncypał elementu wody. Jacek zaś z lewej strony skierowany do
miejsca gdzie ma się pojawić Parahim pryncypał elementu powietrza.
Na koniec z prawej strony Tomka usiadł Mateusz skierowany twarzą
do trójkąta Ordahphe pryncypała ziemi.
-„Przyjmijcie swoje prawdziwe oblicze . Bądźcie lustrami dla
pryncypałów” – przesłał telepatycznie myśl do swoich przyjaciół
Wszyscy odebrali przekaz od Tomka. Połączeni w harmonii z trzema
swoim ciałami zmieniali się też fizycznie. Dawid zmienił się w srogiego
mężczyznę o twardych rysach twarzy. Jego krótkie włosy stały się
teraz dłuższe i czarne. Skóra na twarzy zmieniła się radykalnie jakby
była przez długi czas poddana próbie słońca i wiatru pustyni. Na
koniec oczy zmieniły się mało iskierki, które pobłyskiwały zamiast
źrenic. Oto pojawił się Dawid jako Lothold. Wioli zmieniły się włosy z
czarnych teraz blond, proste i długie. Falowały delikatnie unosząc się
na falach oceanów. Rysy wyładniały na piękną kobietę, oczy zaś
szumiały i rozpływały się jak fale morza. Powstała teraz Wiola jako
mag Amilhasad. Jacek zmienił się w młodzieńca o bardzo delikatnych
rysach twarzy. Jego teraz trochę dłuższe włosy falowały wokół jego
głowy przez element wiatru jaki skumulował się wokół niego. Przez
oczy przechodziły chmury, falowały, pojawiały się i co trochę
zanikały. Stał się tym kim był, Amilleses. Na koniec Mateusz
przeistoczył się. Jego ciało nabrało mięśni. Stając się teraz jeszcze
potężniejszym mężczyzną. Twarda skóra pokryła jego twarz a oczy
jak czarne diamenty połyskiwały w świetle księżyca. Przybył tu
Mateusz jako mag Karamus. Gdy wszyscy już przeszli swoją

323
transformację, Tomek skupił się na sobie. Wyczuł swoje ciało
mentalne. Ciało najbardziej delikatną formą energetyczną każdego
człowieka. Skoncentrował się na nim i utrzymał je w rydzach swojej
woli by pozostała taka jest teraz. Następnie skoncentrował się na
ciele astralnym. Ta gęstszej w strukturze energetycznej, oplatająca
jego ciało fizyczne widziane przez uzdolnionych jasnowidzów widziana
często jako światło i silnych czakr energetycznych. Gdy uzyskał
żądany przez siebie poczucie ciała astralnego połączył je z wcześniej
skupionym ciałem mentalnym. Ciała choć zawsze są połączone to
teraz zlały się w jedną całość. Obydwie zagęściły się rozsyłając wokół
siebie promieniowanie białego światła widziane teraz już dla istot
astralnych. Gdy te dwa ciała zostały ze sobą zespolone Tomek dodał
do nich ciało fizyczne. Powłokę ludzką o najbardziej zagęszczeniu
energii nazywanej przez naukowców materią. Wszystkie ciała
zespoliły się w jedną całość, będąc jednością. Będąc wszystkim we
wszystkim. Światło astralne z połączeniem z ciałem fizycznym
wydobyło się z powłoki cielesnej Tomka. Rozchodziło się
równomiernie we wszystkich kierunkach przenikając magiczny habit.
Światło przenikało je wywołując świecenie inskrypcji zapisanych na
szacie w uniwersalnym języku kosmosu. Hafty choć były to mało
widoczne nici stworzone z materii fizycznej, napełnione wcześniej
Boską siłą i energią rozjarzyły się. Ciało fizyczne Tomka zmieniło się.
Przybyło mu około 20 lat. Twarz stała się surowa, pomarszczona od
wysiłku jaki musiało znosić przez szereg swoich wcieleń. Tomek stał
się magiem Aesarelem. Będąc świadom nad wszystkim co się dzieje
wokół niego, Aesarel przeniósł swój umysł do poziomu
energetycznego gdzie przebywał pryncypał Pyrhum. Transformacja na
ten poziom energetyczny dla maga była łatwa i w przeciągu zaledwie
sekundy liczonej zegarem ziemskim znalazł się tam gdzie chciał.
Teraz Aesarel musiał ściągnąć na swój poziom fizyczny ducha ognia.
-„Ja Aesarel przywołuje cię Pyrhum do swojego świata. Przyjmij
postać Lothold będący dla ciebie zwierciadłem w moim świecie.” –
wypowiedział słowa w myśli.

324
Te rozniosły się we wszystkich kierunkach na tym poziomie
energetycznym niosąc słowa maga. Aesarel mentalnie wyczuł jak
zbiera się wokół niego energia. Otacza go ze wszystkich stron
zagęszczając się mentalnie. Potem skumulowała się przed nim
zmieniając się powoli w czerwony obłok. Potem szybko gęstniejąc
przybrała formę Lothold siedzącego naprzeciw jego miejsca w świecie
fizycznym. Siedząc w pozycji lotosu patrzył się w oczy Aesarel.
-„Jestem.” – usłyszał głos rozchodzący się z nie otwartych ust ducha
ognia.
Tomek teraz będąc pewien, że ma kontakt z duchem powoli
zagęszczał poziomy energetyczne wokół nich. Duch pozostał na
swoim miejscu, nic nie robiąc i nic nie mówiąc, aż Aesarel ściągnie go
do świata fizycznego. Mag swoimi oczami fizycznymi patrzył przed
siebie. Lekko unoszący się dymek z przygotowane kadzidła z ziół i
domieszek minerałów powoli zaczął się kotłować w trójkącie. Dym
zagęścił się w kilka sekund powoli przypominając jakąś postać. Proces
ściągania przebiegał coraz szybciej i gwałtowniej i po chwili w miejscu
przeznaczonym na Pyrhuma siedziała postać identycznie ubrana i
wyglądająca jak przeistoczony Dawid. Z jednym małym wyjątkiem,
miała około 4 metrów wysokości siedząc w pozycji lotosu i delikatnie
unosił się nad kadzidłem.
-Witam cię Pyrhum – powiedział Aesarel
-Witam cię magu Aesarel. – odpowiedział duch.
Jego słowa rozniosły się po dziedzińcu zamku.
-Pozostań tam gdzie jesteś. – powiedział Aesarel
Ten nic się nie odezwał tylko przyglądał się magowi a potem po kolei
innym siedzącym w okręgu. Teraz Tomek skoncentrował się na
przywołaniu pryncypała elementu wody Amasola. Ponownie przeniósł
umysł mentalnie na poziom energetyczny na jakim królował ów duch.
Gdy był pewien, że trafił w odpowiednie miejsce przywołał mentalnie
Amasola.
-„Ja Aesarel przywołuje cię Amasol do swojego świata. Przyjmij
postać Amilhasada będący dla ciebie zwierciadłem w moim świecie.” –

325
wypowiedział słowa w myśli.
Jak poprzednio siła słów maga była ogromna i rozniosła się we
wszystkich kierunkach. Poczuł wokół siebie chłód a energia wokół
niego zaczęła falować jak morskie fale. Energia zagęściła się
przybierając kolor niebieski.
-„Jestem” – znów usłyszał głos rozchodzący się zewsząd
Tomek złapawszy kontakt z pryncypałem wody, zagęszczał wokół nich
środowisko przechodząc przez kolejne płaszczyzny aż do tej o
najmniejszych wibracjach, do świata fizycznego. Naprzeciw Wioli w
trójkącie z dymu kadzidła formowała się istota. Szybko przebierała
postać fizyczną będąc odzwierciedleniem Amilhasada. Postać dumnie
wisiała w pozycji lotosu nad kadzidłem, które odzwierciedlało jego
prawdziwe środowisko. Piękna czterometrowa blondynka o długich
włosach patrzyła na wszystkich zgromadzonych. Tomek nie musiał do
niej odwracać się gdyż teraz wszystko widział oczami astralnymi.
-Witam cię Amasol – powiedział na głos Aesarel
-Witam cię magu – odpowiedział duch
-Pozostań tam gdzie jesteś aż ściągnę wszystkich twoich braci –
powiedział dalej
Postać delikatnie pokiwała głową na znak, że rozumie. Teraz Aesarel
skupił się na swojej świadomości i podążył w środowisko pryncypała
Parahim. Duch elementu powietrza będący pośrednikiem pomiędzy
elementem ognia i wody. Przeniósł swoją świadomość na płaszczyznę
o wysokich i odpowiednich wibracjach, tam gdzie przebywał
potrzebny duch. Wyczuwając odpowiednią płaszczyznę ponownie
zawołał w pustkę wokół niego.
-„Ja Aesarel przywołuje cię Parahim do swojego świata. Przyjmij
postać Vertihuna będący dla ciebie zwierciadłem w moim świecie.” –
wypowiedział słowa w myśli.
Znów myśli rozeszły się we wszystkich kierunkach docierając do
granic płaszczyzny energetycznej. Nie trzeba było długo czekać gdy
Aesarel wyczuł wokół siebie zwiększony ruch energii. Silne podmuchy
przechodziły koło niego czasami dotykając jego osobiście.

326
-„Jestem” – rozgrzmiał głos po okolicy
Aesarel znów zagęszczał środowisko, stopniowo ściągając ducha do
swojej płaszczyzny fizycznej. Powoli z obłoku dymu kadzidła
przeznaczonego dla tej istoty wyłaniała się postać. Przybierała formę
swojego lustra Vertihuna. Po chwili w całej okazałości i wielkości
wisiał nad swoim miejscem w trójkącie.
-Witam cię Parahim – powiedział Aesarel
-Witam cię Aesarel – odpowiedział mu duch
-Proszę pozostać tam gdzie jesteś – powiedział do niego
Ten nic się nie odezwał tylko cierpliwie czekał patrząc na swoje
zwierciadło Jacka. Pozostała jeszcze jeden potężny duch, pryncypał
Ordaphe będący królem elementu ziemi. Powtórzył procedurę
przenoszenia swojej świadomości na inną płaszczyznę i już po chwili
znalazł się w świecie pryncypała.
-„Ja Aesarel przywołuje cię Ordaphe do swojego świata. Przyjmij
postać Nyderaa będący dla ciebie zwierciadłem w moim świecie.” –
wypowiedział słowa w myśli.
Ten duch dał jako jedyny znak, że zgadza się z prośbą maga.
Przejście przez kolejne płaszczyzny do najgęściejszej poziomu
fizycznego przebiegło znacznie szybciej niż u poprzednich. Także
szybciej postać przybrała fizyczną postać swojego lustra, maga
Nyderaa.
-Witam cię Ordaphe – powiedział do niego Aesarel
-Witam cię magu – odpowiedział
Tomek przez chwilę nic nie odzywał się tylko skupił się na wszystkich
swoich braciach siedzących w okręgu z nim. Sprawdził mentalnie czy
wszystko przebiega prawidłowo bo nie mógł sobie teraz pozwolić na
najmniejsze problemy. Tylko on ze swoimi braćmi mógł sprawić
szacunek takich potężnych inteligencji. Bracia są dla niego
pośrednikami, oddali siebie jako zwierciadła jako lustra, barierę której
nie mógł przejść duch. Jednak też po części narażali siebie i całą
ewokację. Co prawda magiczny okrąg chronił ich przed ich wpływami.
Okrąg prosta figura nie mająca początku ani końca tu symbolizuje

327
wszystko we wszystkim czyli samego Boga w makro i mikrokosmosie.
Jeżeli któryś z nich nie byłby dość silny, miałby jakąś słabość,
niepewność, nie będzie miał uznania w duchu to ten odwróci się od
niego i odejdzie. Jeżeli jeden z nich by odszedł inna mogła by to
odczytać za słabość grupy i także by odeszła i więcej by już nie
posłuchała ich. A Aesarel potrzebował ich wszystkich i nie mógł
pozwolić sobie na najmniejsze błędy!
-Dziękuję wam za przybycie. Wiem, że nigdy was nie naraz nie
przywoływano. – powiedział Tomek, po chwili mówił dalej
-Wezwałem was wszystkich gdyż nadchodzi czas zaburzenia
równowagi na świecie. Nie jest tylko to moja wojna lecz także wasza.
Taka wola jest absolutu. – kontynuował donośnie Aesarel
-Kiedyś i tak nastąpi równowaga, więc nie widzę powodów dla których
tu przybyliśmy. – powiedział Pyrhum duch elementu ognia
-Czy to nie twoja tylko wola dla załatwienia swoim osobistych spraw?
– powiedział Amasol
-Czemu was są wątpliwości? Znacie mnie. Jestem Aesarel ! – znów
powiedział Tomek
-Nie dane ci widzieć całej swojej przyszłości więc zawsze będą w tobie
wątpliwości – rzekł Parahim
-Jestem człowiekiem i będąc nim jestem ograniczony jego cechami.
Jednak to co mówię nie jest wątpliwością – mówił Aesarel
Nastała na chwilę cisza, która przerwał czwarty pryncypał Ordaphe.
-Nie ma w tobie wątpliwości gdy uświadomisz sobie że to słuszny cel.
-To też wam mówię. – odpowiedział Tomek
-Nie mamy prawa mieszać się w sprawy ziemskie. Każdy z nas
odpowiada jednemu z elementów i my jesteś my w równowadze ze
sobą. To co wy sami ludzie przynosicie sobie jest wasze, a wasza
droga jest nauką dla was samych – mówił Pyrhum
-Tak jak na dole tak na górze – odpowiedział mu Aesarel
-Co nam sugerujesz? – spytał Parhim
-To tylko niezmienne prawo. – powiedział Aesarel
-Kim jest ten kto chce zburzyć równowagę ? - spytał Ordaphe

328
-Kalasak – odpowiedział krótko mag
-Już go raz pokonałeś, więc po co my ci jesteśmy? – pytał Amasol
-Spytaj swojego brata Sytuina – odpowiedział Tomek – czterech
potężnych pryncypałów Sytuin, Nalamaja, Rijkaj, Malochn stoją u
boku jego. Równowaga została zachwiana.
Nastała cisza, a cztery inteligencje nadal siedziały spokojnie na
swoich miejscach, lecz teraz nic nie odpowiedzieli.
-Potrzebuje waszej pomocy, by zrównoważyć siły. By człowiek stanął
przeciwko człowiekowi jak równy z równym, jak duch przeciwko
duchowi by zapanowała sprawiedliwość. – powiedział Aesarel
-Dajcie mi swoje pieczęci bym mógł was przywołać w potrzebie, ze
wszystkimi waszymi podwładnymi w takiej mocy jakiej przyjdzie nam
stawić czoła. – powiedział po chwili
-Masz naszą zgodę. Dostaniesz od nas nasze pieczęci i będziesz
wiedział kiedy je wykorzystać inaczej sam popadniesz w swoją zgubę
– powiedział Ordaphe
-Cena zaś będzie dla ciebie wysoka i z tym musisz się liczyć –
dopowiedział Parahim
-Dziękuję za przybycie i rozmowę. – rzekł Tomek
Powoli duchy opuszczały materialny świat. Rozpuszczały się powoli
przechodząc na swój poziom energetyczny. W momencie całkowitego
zaniku ich ze świata fizycznego wyskoczył małe pergaminowe
karteczki które poszybowały w kierunku okręgu gdzie siedzieli
magowie. Tomek przesłał im mentalność wiadomość, że
pryncypałowie odeszli i mogą powrócić do swoich ziemskich postaci.
Ci przeistoczyli się w siebie jakimi są na świecie i odwrócili się do
Tomka. Jego szata jeszcze płonęła i biła białym światłem. Wstał i
pozbierał cztery kawałki pergaminu zapisanymi na nich pieczęciami
na mocy ich mógł przywołać ewokowane duchy elementów. Spojrzał
na przyjaciół i przymknął na chwilę oczy. Szata przestał wydobywać
światło. Tomek ściągnął kaptur z głowy i wyszedł z okręgu. Mateusz
podszedł do straganu gdzie wcześniej pomagał przygotowywać
niezbędne rzeczy do przeprowadzenie ewokacji. Wszystko starannie

329
sprzątał by nie pozostało żadnego śladu następnego dnia. Tomek
podszedł do Jacka.
-Co się stało? – spytał
Jacek spojrzał na niego i wiedział o co pyta go teraz Tomek.
-Mam niedokończoną sprawę z jednym z sług Parahima –
odpowiedział
Tomek patrzył na niego i nie odezwał się, ale wiedział, że o mały włos
nie stracili by przymierza z pryncypałami. Było mu tylko trochę
smutno, że wcześniej Jacek nie powiedział mu o tym.
-Dokończ je w najbliższej przyszłości, nie zostawiaj tego na ostatnią
chwilę – powiedział i położył rękę na jego ramieniu – Ja mam teraz
większą odpowiedzialność wobec nich niż ty sam.
-Wziąłeś na siebie duże ryzyko. Czy to warte ? – spytał
-Warte jeżeli tym uratuje jedno istnienie – odpowiedział
Inni też pomogli Mateuszowi pakować sprzęt. Potem wszyscy zdjęli
stroje użyte do ceremonii. Tomasz z poszanowaniem złożył święty
habit i wsunął go to skórzanej torby.
-Co z posadzką ? – spytała Wiola
-Poproś Itumo o porządek – powiedział Tomek
-Dobrze – odpowiedziała Wiola
Wszyscy skierowali się do wyjścia zamku. Na drodze siedział czarny
pies i czekał, aż podejdą do niego.
-Dopełniłeś umowę, więc i ja spełnię moją obietnicę – powiedział
Tomek
Czarny pies powstał i podszedł kilka kroków do niego. Tomek
wyciągnął dłoń przed nim i wyrysował skomplikowany symbol w
powietrzu. Wyglądało to jakby dyrygował pałeczką lecz ze swoim
skupieniem i mocą rysował symbol zwalniający wiszący łańcuch z szyi
psa. Łańcuch opadł na ziemię i brzękiem. Po chwili cała postać psa
zaczęła się zmieniać. Transformacja dopełniała się zmieniając psa w
człowieka. Po chwili stała przed nimi postać człowieka w zbroi.
-Jesteś wolny. – powiedział do niego Tomek
-Wybacz mi moje złe uczynki jakich dokonałem się. Przez te lata

330
wiele zrozumiałem. Teraz ja jestem twoim dłużnikiem –
odpowiedziała postać
-Każdy jest dłużnikiem siebie samego. Jesteśmy dłużnikami naszej
karmy czy tego chcemy czy nie. – odpowiedział mu Tomek
Postać przytaknęła kiwnięciem głowy i rozmyła się, znikając z ich
drogi.
-Dobrze zrobiłeś? – spytał Mateusz
-Każdemu należy dać kolejną szansę. Myślę, że teraz dobrze wybierze
– odpowiedział Tomek
-Racja – odparł Mateusz po chwili zastanowieniu.
Opuścili główny dziedziniec i kierowali się zawijaną, kamienną drogą
ku wyjściu. W połowie drogi Tomek przystanął i spojrzał na Wiolę. Ta
odczytała jego myśli. Odwróciła się w kierunku zamku i uniosła ręce
ku górze. Wyszeptała formułę wezwania Itumo. Opuściła ręce i chwilę
odczekała. Po kilkunastu sekundach potężnie zagrzmiało w okolicy a
na horyzoncie pojawiły się pioruny. Odwróciła się do reszty. Ci stali i
spokojnie patrzyli na nią.
-Coś nie tak? – spytała
-Miałaś umyć podłogę a nie całą okolicę – powiedział jak zwykle
wesoły Jacek
-Tobie też nie zaszkodzi kąpieli braciszku – odpowiedziała i skierowała
się do głównej bramy.
Gdy Tomek zbliżył się do niej ta posłusznie otwarła się przed nim, a
gdy opuścili całkowicie zamek, ta zamkła się. Przylał straszny deszcz
mocząc ich w kilka sekund na wylot. Dawid stanął i spojrzał w górę na
potężną ulewę z piorunami.
-Ja już brałem prysznic! – wołając do góry
-Ale wdepnąłeś w błoto, więc warto jeszcze raz się umyć –
powiedziała Wiola
-Dzięki że się o mnie troszczysz – odpowiedział do niej Dawid
Tomek wybuchnął śmiechem a za nim reszta.
-Co znów? – spytał Dawid do reszty
-Nic. Dawaj do nas, idziemy do knajpy na jakiegoś grzeńca –

331
powiedział Jacek
-W końcu normalni ludzie – uśmiechnął się Dawid i dołączył do grupy
zmierzającą do karczmy.
Tomka obudziło promienie słońca padające przez okno. Oślepiło go i
odwrócił głowę w drugą stronę. Po chwili dotarło do niego, że to już
dzień. Otworzył oczy i spojrzał na zegarek. Wskazywał godzinę 13.
Przetarł oczy i odwrócił się w stronę łóżka Jacka by zagadać do niego.
Jednak go tam nie było. Ciężka głowa opadła na poduszkę i patrzył w
sufit. „Kurde mogli by tu pomalować” – pomyślał. Na suficie był wzór
jakby coś eksplodowała na nim. Przyglądał się mazańcom i
zastanawiał się co to mogło być. Po chwili uśmiechnął się do siebie
gdy zorientował się co to jest.
-Komuś ładnie tu szampan poleciał – powiedział do siebie i
uśmiechnął się
Sięgnął po telefon komórkowy i wybrał numer do Mateusza. Po
dłuższej chwili odebrał.
-Halo – przywitał go ochrypły głos
-Szafa, co my piliśmy? Mam łeb jak stodoła.
-Chyba wszystko wypiliśmy. – odpowiedział
-A masz coś na kaca?
-Mam dwa piwka, zabrałem z knajpy- odpowiedział
-To idę do ciebie.
-Tak wcześnie rano? – spytał
-Ale marudzisz – powiedział Tomek i rozłączył się
Powoli zebrał się z łóżka. Gdy wstał poczuł jak ciśnienie uderzyło do
głowy potęgując ucisk. Złapał się za głowę i zacisnął z bólu powieki.
-Niedobrze, niedobrze. – powiedział do siebie – Najpierw prysznic.
Zimna woda ostudziła jego ciało i głowę. Teraz mniej bolała ale gdzieś
tam wewnątrz w samym epicentrum ściskało jak cholera. Założył
spodenki, koszulkę na nogi udało mu się tylko wcisnął klapki Jacka.
Poszedł do pokoju Dawida. Ten zdołał tylko założyć spodenki i jak
zbity pies siedział na łóżku. Na widok Tomka uśmiechnął się szeroko.
-Co tu tak śmierdzi ? – spytał się Tomek

332
-A bo ja wiem. Może jakiś demon się zesrał – odpowiedział z
uśmiechem Dawid
-Choć idziemy na dwórek – powiedział Tomek i skierował się do holu
domu. Tam spotkał właścicielkę, która jak zobaczyła stan Tomka
pokręciła głową i uśmiechnęła się do niego. No to teraz Tomek
pierwszy raz widział jak ktoś na niego patrzy z politowaniem. Wyszedł
przed dom i usiadł na ławeczce. Oparł głowę o ścianę i zamknął oczy.
Cień dachu padał na niego. Po chwili poczłapał się Dawid. Nic więcej
nie założył na siebie. Usiadł w samych spodenkach i trącnął Tomka.
Ten otworzył oko i spojrzał na niego.
-Mam lekarstwo – powiedział Zachary
Tomek sięgnął po piwo stojące koło niego. Otworzył butelkę i wziął
duży łyk piwa. Ławeczka była usadowiona przy drodze do zamku i o
tej godzinie powoli zwiększało się natężenie turystów. Był to środek
tygodnia, więc mijały ich kilka wycieczek dzieciaków. Oni siedzieli i
tylko przyglądali się całemu towarzystwu. Powoli sączyli piwo, lecz
butelki po paru minutach były puste. Spojrzeli na siebie.
-Szkoda – powiedział Zachary
-Ano szkoda – wtórował mu Tomek
W tym momencie zauważyli Mateusza który powolnym krokiem
zbliżał się do nich. Śmiesznie to wyglądało, gdyż akurat napatoczył
się na inną wycieczkę młodzieży. Szedł sam wśród kilkunastu
dziewcząt tak jakby ich w ogóle nie widział. Z tyłu za grupą szły dwie
panie opiekunki bardzo ciekawie patrząc na Mateusza. Gdy odbił od
grupy ją otaczającą Tomek teraz zauważył, że niesie w zgrzewkę 6
butelek piwa. Dawid się uśmiechnął na ten widok.
-Ty farciarzu – powiedział Tomek
-Co?
Tomek kiwnął głową w stronę grupy dziewczyn, które przechodziły
koło nich. Ten odwrócił się i zauważył jakie miał towarzystwo.
-Aaaaa dowidzenia – powiedział Mateusz do jednej z opiekunek
Starsza pani spojrzała na niego jak na wyrzutka a kilka dziewcząt
wybuchło śmiechem.

333
-Z nieba nam spadłeś – powiedział Zachary
-A jest niebo ? – spytał Szafa
-Czepiasz się teraz słówek – odpowiedział Zachary
Szafa usiadł koło nich i podał każdemu po butelce piwa. Tomek
odkręcił zakrętkę upuszczając zgromadzonemu w środku powietrzu.
-Nie było zimnych? – spytał
-Nie – usłyszał odpowiedź
Skoncentrował się na butelce i skondesował element wody w dłoni.
Potem siła woli skierował jeden z cech tego elementu i zimo przesłał
do butelki. Ta w kilka chwil odebrała zimno schładzając napój. Tomek
napił się znów łyk piwa.
-Tego mi brakowało – powiedział
-No po pracy należy się odpoczynek – powiedział Szafa
-Na razie to małe piwo, robota to jeszcze nas czeka – powiedział
Zachary i spojrzał na Tomka a potem na jego butelkę
-Skąd masz zimne piwo? – spytał
-Rany Zachary skąd takie pytanie – powiedział mu Tomek
Dawid pokiwał głową i tak samo jak wcześniej Tomek schłodził swoje.
Napił się łyk piwa i uśmiechnął się do siebie.
-Widzieliście gdzieś Wiolę i Jacka? – spytał Tomek
-Jacek poszedł pobiegać po okolicy a Wiola poszła zwiedzić zamek –
odpowiedział Szafa
-A co tam zwiedzać? Zresztą wczoraj już tam była – powiedział
Zachary
-Może lochy? – dopowiedział Tomek
-Upiorów już nie ma – powiedział Szafa
Tomek spojrzał na zamek i zapytał Dawida.
-Co potem będziesz robił?
-Tz kiedy?
-Po tym wszystkim.
Dawid zamyślił się.
-Nie wiem. W sumie zbytnio nie mam miejsca zaczepienia.
Zastanawiałem się nad powrotem do domu, ale to moje miasto jakoś

334
mnie nie przekonuje do tego – powiedział
-A ty Mateusz?
-Ja hmm też nie wiem. Podobnie jak Zachary jeszcze nie wiem co
zrobię.
-A ty co zrobisz? – spytał Dawid Tomka
-Wrócę do domu jak to się wszystko dobrze skończy – odpowiedział
Dawid spojrzał czy jeszcze ma piwo w butelce i dokończył to co w nim
pozostało.
-Myślę, że mam dla was prezent – powiedział Tomek
Obaj spojrzeli na niego z zaciekawieniem.
-Co mamy ci dzieci wychować? – spytał Zachary
-Daj spokój przyjacielu – rzekł Tomek, potem wstał i poszedł do
pokoju
Wrócił po kilku minutach z dużą kopertą.
-To dla was – powiedział i podał Dawidowi
Ten wziął kopertę i wyciągnął dokumenty. Był to akt notarialny
przepisania domu Janusza w górach na Tomka. Mateusz z boku
patrzył na zapisaną treść a potem spojrzał na Tomka.
-To jest twoje – powiedział
-Daje wam. Ja mam dom i mam zamiar do niego wrócić i myślę, że
wam bardziej się przyda. – powiedział
-Ale... – rozpoczął Dawid
-Nie ma żadnego ale. Głupi ten co daje a jeszcze głupszy ten co nie
bierze – powiedział z uśmiechem Tomek
Dawid podał rękę Tomkowi. Ten z uśmiechem wyciągnął podał mu
swoją.
-Stary wielkie dzięki. –powiedział Mateusz poklepując Tomka po
plecach
-Od tego się ma przyjaciół – powiedział Tomek
Dawid otworzył kolejną butelkę 0,3 piwa i pijąc czytał akt notarialny.
-Zachary no to będziemy mieli gdzie wyć i grać – powiedział Mateusz
-Ano będziemy gdzie, aż wszystkie wiewiórki pouciekają – powiedział
poważnie

335
Tomek o mało co nie wybuchł śmiechem, a że właśnie był w trakcie
picia piwa to zburzyło się i prysło na niego. Wybuchli śmiechem.
-Widzisz czemu nie założyłem koszulki? – powiedział śmiechem Dawid
-Stary git wygladasz. Odjazdowa koszulka – powiedział Jacek
podchodząc do nich.
Był zmęczony i cały przepocony, nic dziwnego skoro zrobił kilka
kilometrów truchtem.
-Ty nie lepiej wyglądasz – popatrzył na niego Tomek i jego
przepoconą koszulkę
Jacek usiadł koło nich na trawie a Mateusz podał mu piwo, lecz ten
odmówił.
-Nie dzięki stary, wczoraj chyba wypiłem za cały miesiąc. Dzisiaj
odpoczywam – powiedział
-Odpoczywać ja odpoczywam. Nie jestem spocony, nie mam mokrej
koszulki i jest mi dobrze – powiedział Zachary
Gdy skończył te słowa nagle piwo zburzyło się w butelce i
eksplodowało na zewnątrz oblewając jego spodenki. Ten tylko
spokojnie patrzył na cała sytuację a reszta wręcz wiła się ze śmiechu.
-Wiola !! – zawołał Zachary
-Co kochany braciszku ? – powiedziała Wiola w tej chwili podchodząc
do nich z boku
-Za co? – spytał
-By była lepsza zabawa – śmiała się Wiola
-Bardzo zabawne – powiedział trochę za złością
-Oj Zachary – powiedziała Wiola robiąc minę niewinnej dziewczynki
Tomek, Mateusz i Jacek śmiali się z całych sił nie mogąc powstrzymać
siebie. Uspokoili się, a gdy patrzyli na siebie znów powstawały małe
fale śmiechu. Wiola przerwała te wybuchowe momenty.
-Coś wam pokaże – powiedziała
Zdjęła z ramienia aparat fotograficzny. Ustawiła na oglądanie zdjęć i
pokazała jedno z nich zrobione. Podała najpierw Tomkowi a on reszcie
przekazał aparat.
-Łańcuch – powiedział Jacek

336
-Tak zostawiliśmy – powiedziała
Tomek spojrzała na nią z ciekawością co dalej.
-Powiesili go na bramie i jacyś tam już konserwatorzy oglądali go.
Słyszałam jak mówili, że pochodzi ze średniowiecza ale nie wiedzą
skąd się wziął na środku placu zamkowego. – dokończyła
-Łał galanty ten łańcuch – powiedział pod wrażeniem Mateusz patrząc
na zdjęcie
-Coś za coś. Nie mają już ducha zamkowego to mają teraz po nim
pamiątkę w postaci łańcucha – powiedział Tomek
-Ale czy to dobrze? – spytała Wiola
-Łańcuch był od samego początku fizyczny, były kajdanami dla
Więckowskiego. Symbol zawieszenia pomiędzy światem astralnym a
naszym ziemskim. Czy dobrze? Każdy kij ma dwa końce ale ten
pozostawmy historyką by sobie snuli swoje hipotezy – odpowiedział
Tomek
Wiola spojrzała na niego i pokiwała głową, a potem się uśmiechnęła.
-Co tam masz Zachary? – spytała go wskazując wzrokiem dokumenty
-Aaa to? – powiedział – Tomek chce mi darować dom Janusza, który
został przepisany na niego.
Wiola spojrzała na Tomka, a on na nią. Potem uśmiechnęła się do
niego rozumiejąc czemu tak postąpił.
-Więc mamy gdzie teraz jechać - powiedziała
Wszyscy spojrzeli na nią z ciekawością.
-Powróćmy do źródeł, gdzie się zaczęło i dokończmy nasze sprawy –
powiedziała ochoczo
-Spodoba się wam tam – powiedział Tomek
Dawid spojrzał na Mateusza.
-Kiedy jedziemy? – spytał Dawid do Tomka
-Po obiedzie? – spytał Tomek
Dawid uśmiechnął się i odstawił butelkę piwa. Siedzieli jeszcze z
godzinę wszyscy razem i rozmawiając ze sobą. Po obiedzie i będąc
gotowym do wyjazdu Tomek spojrzał na zamek ostatni raz.
-„Żegnam Cię Jasminum, czas byś powróciła do mnie jako Oliwia.” –

337
pomyślał Tomek i wsiadł do samochodu. Początkowo rozmawiali ze
sobą podczas podróży w nowe miejsce gdy później każdy ucichł
oprócz Mateusza, który mówił jak natchniony o najróżniejszych
rzeczach do Jacka. Tomek uśmiechał się pod nosem od słów Mateusza
lecz zmęczenie wzięło górę nad nim a oczy przymknęły się by
odpocząć.

Żar gorącego słońca lał się z nieba. Wysoki mężczyzna wspiął się na
kolejną wydmę pustyni. Ciężko łapał powietrze, które i tak już
dostatecznie paliło od ust po płuca. Próbował przełknąć ślinę by
zwilżyć usta, lecz daremnie. Upadł na kolana i patrzył na piasek.
-Przeklęty piasek! – cisnął do siebie słowa
Wstał powoli na równe nogi i rozejrzał się po okolicy. Wszędzie piasek
i nic więcej. Lecz był wytrawnym beduinem i wiedział gdzie ma iść.
Spojrzał na słońce i ocenił na jakiej wysokości się znajduje od
horyzontu. Obrał kierunek od prawej strony słońca i znów powolnym
krokiem kierował się na przód. Na plecach niósł dwa duże worki
zrobione ze skór kozy przeznaczone na wodę. Poprawił turban na
głowie i opaskę z jasnego materiału na twarz zasłaniająca usta i nos
przed słońcem i piaskiem. W jego oczach, czarnych jak węgle tkiło się
życie tak silne, że podążał dalej.
Minęło kolejne kilka godzin jak znów stanął na kolejnej wydmie.
Spojrzał przed siebie i uśmiechnął się do siebie. Przed nim rozcierała
się oaza. Cud pustyni, skrawek edenu wśród pustymi. Rzucił się
pędem w jego kierunku. Stracił równowagę na zboczu i z siła
grawitacji poleciał w dół z wydmy. Nie zraziło go to. Podniósł się i
pobiegł dalej pomiędzy palmy. Po środku znajdował się małej
wielkości staw z czystą wodą. Podbiegł do niej i rzucił się na kolana
na skraju brzegu. Szybko zrzucił turban z głowy i zanurzył głowę w
wodzie. To było jego ukojenie całodziennej wędrówki po pustyni.
Wyciągnął głowę z wody uśmiechając się do siebie.
-Teraz już będzie dobrze. Będzie dobrze. – szeptał jak obłąkany do
siebie

338
Nabierał w dłonie wodę i pił i pił. Jego pragnienie było ogromne.
Ciężko oddychał lecz tu nad wodą nie było już aż tak prażącego
słońca. Sięgnął za siebie po skórzane zbiorniki na wodę i zanurzył
jeden po drugim w czystej wodzie. Szybko napełniły się stając się
ciężkie. Znów napił się ożywczej wody a potem spojrzał skąd
przyszedł. Jego oczy biły radością i zadowoleniem z położenia w jakim
się teraz znalazł. Wstał i spojrzał na słońce. Jeszcze było około trzech
godzin do nocy. Wstał i zarzucił na plecy ciężkie worki z wodą. Choć
był mężczyzną szczupłym lecz jego mięśnie były przyzwyczajone do
ciężkiej pracy więc niesienie wody teraz nie było dla niego
problemem. Obejrzał się za siebie na czysta taflę wody i ruszył przed
siebie. Nagle dobiegło go pewnie dźwięk. Stanął i spojrzał na lewo.
Kilkanaście metrów dalej stał wielbłąd. Prawdopodobnie zgubił się od
jakieś karawany. Miał na sobie uprząż co właśnie o tym mogło
świadczyć. Z niedowierzaniem patrzył na niego i szeroko uśmiechnął
się do siebie. Szybkim krokiem podszedł w jego kierunku. Wielbłąd
spokojnie patrzył na niego a nawet zrobił dwa kroki w jego kierunku.
Mężczyzna podszedł do niego z wyciągniętą dłonią. Dotknął jego
pyska a potem powoli pogłaskał go.
-Pojedziemy razem do mojego domu- powiedział do niego cicho
Wielbłąd kiwnął głową jakby zrozumiał słowa człowieka. Podszedł z
boku zwierzęcia i delikatnie klepnął go w przednie kopyta. Ten
posłusznie zgiął je opadając na kolana. Mężczyzna wspiął się na
grzbiet i sięgnął za sznury od uzdy. Lekko pociągnął a zwierzę wstało
posłusznie. Obrał kierunek powrotny skąd przybył. Wielbłąd ochoczo
ruszył w drogę, tym bardziej że długo wylegiwał się w oazie.
Mężczyzna siedział na grzbiecie i czuł jak powracają w niego nowe
siły. Nie musiał już iść pieszo a to bardzo wiele znaczyło przy jego
zmęczeniu. Jednak los się do niego uśmiechał, dostał się do wody,
wody życia a to się tylko teraz liczyło. Czekała go długa droga lecz
tym razem miał nadzieję że wszystko się uda. Słońce prażyło
niemiłosiernie choć powoli zniżało się ku zachodowi. Wierzchowiec
powoli ale równym tempem przemierzał kolejne metry niekończącej

339
się pustyni. Mężczyzna siedział spokojnie a jego wzrok unosił się ku
horyzontowi. Nastała noc, stało się zimno lecz księżyc w pełni
oświetlał kolejne pagórki pustyni czasami tworząc z nich i ich cieni
całkowicie odmienną krainę niż za dnia. Zmęczenie powoli dawało się
we znaki, powieki stawały się coraz cięższe. Z trudem mężczyzna
utrzymywał je podniesione. Mocno owinął sznury uzdy wokół
nadgarstków by przypadkowo nie spaść. Gdyby wówczas wielbłąd
uciekł nie odnalazł by go w nocy, a tym bardziej ładunku po jaki
przybył do oazy. Spojrzał na skórzane worki wypełnione wodą
przewieszone przez grzbiet wielbłąda a potem ciało nie wytrzymało
zmęczenia. Oczy zamknęły się. Przez śpiący umysł przeszedł impuls.
Mężczyzna zorientował się, że usnął. Gwałtownie podniósł głowę.
Poczuł ból w jego zastygłych mięśniach pleców od pozycji w jakiej
usnął. Otworzył szeroko oczy by szybko zorientować się ze swojego
położenia. Był półmrok. Za kilkanaście minut miało wstać słońce i
znów miał się zacząć kolejny gorący dzień. Kilkaset metrów przed nim
rozpościerał się znajomy widok. Grupa kilkunastu domów a raczej
domków zrobionych z gliny, kamieni i słomy stała naprzeciw niego.
Pociągnął mocniej za sznury by dać znać zwierzęciu by szedł dalej
lecz ten tylko wydał chrapliwe dźwięki i stał w miejscu. Odwinął sznur
z nadgarstków, który aż wbił się w jego skórę pozostawiając
odciśnięte sine miejsce. Złapał skórzane worki z wodą lecz poczuł że
są lekkie. Spojrzał na nie. Były puste a z rogów gdzie były zeszyte
skapywały reszki kropel wody. Oczy zrobiły mu się szerokie z
niedowierzania. Wziął w ręce drugi worek lecz było podobnie. Mina by
zrzedła i zacisnął zęby ze złości. Rzucił worki na piach a sam pędem
ruszył w kierunku domów. Gdy doszedł do pierwszych z nich zwolnił
łapiąc oddech. Szedł powoli rozglądając się na boki. Oczy miał
przestraszone i coraz gwałtowniej rozglądał się na boki. Nikogo
jednak ani nic żyjącego nie przywitało go. Ujrzał swój dom kilkanaście
metrów dalej. Podbiegł do niego i gwałtownie pchnął drzwi zrobione z
kilku desek. Szeroko otwarły się a pierwsze promienie słońca za nim
wpadły do środka. Tylko cisza go przywitała. Szybko spojrzał na lewo

340
na łoże pod oknem. Na nim leżała postać obejmująca dziecko. Nie
docierał do niego ten widok. Otworzył usta by wydać jakiś dźwięk z
siebie leczy wydobył tylko jedno słowo.
-Afaf – powiedział cicho i tylko on sam to usłyszał
Podszedł do legowiska i klęknął. Odwrócił osobę leżącą. Ciało pięknej
kobiety z zamkniętymi oczami przekręciło się w jego stronę. W jej
ramionach był małe zawiniątko a w nim niemowlę. Dotknął małej
delikatnej skóry dziecka. Oczy zamknięte jak by spało słodkim snem.
-NIEEEEEE – wrzasnął z całych sił w płucach
Dotykał dłoń swojej żony, potem jej policzka z myślą że to sen, że
zaraz się obudzi. Pod nosem ciągle szepcząc słowo „NIE”. Powoli
docierało do niego, że jego ukochana rodzina nie żyje. Został sam,
tylko sam. Zamknął oczy a łzy cisnęły się przez zamknięte powieki.
Całe jego ciało drżało z bólu jaki przechodził przez jego duszę.
-Kim jesteś, że tak mnie skrzywdziłeś ? –szepnął przez zaciśnięte
zęby
-Kim jesteś !!! –krzyczał – Nie jesteś bogiem dla mnie. Jesteś nikim,
nie jesteś miłosierny !!! Robiłem wszystko dla rodziny, dla dobra
wszystkich a ty mnie tak wynagrodziłeś !!
Wybuchł głośnym płaczem i opadł bez sił na ciała swojej żony i
malutkiego synka. Przytulał ich i szlochał nad nimi. Nagle w
pomieszczeniu dało się poczuć podmuch wiatru. A nie mógł wystąpić
gdyż na dworze nie było żadnego ruchu powietrza. Po chwili ciutkę
silniejszy podmuch podszedł do mężczyzny. Wyczuł to i powoli
podniósł głowę. Znów podmuch. Odwrócił się niepewnie i spojrzał na
pomieszczenie. Było puste ale coś przykuło jego uwagę. Niektóre
cienie naprzeciw poruszały się.
-Jest tu ktoś? – powiedział
Lecz tylko cisza odpowiedziała. Za to cienie coraz szybciej się
poruszały łącząc się w coś, co powoli zaczynało przypominać jakąś
postać.
-Kim jesteś? – spytał mężczyzna
-Tym który da ci nieśmiertelność. – lekki głos zabrzmiał w

341
pomieszczeniu
-Ja nie mam po co żyć. Moi bliscy nie żyją, nie mam po co żyć. A ty
jesteś tylko złudą, marą pustynną, nie jesteś prawdziwy- mówił
mężczyzna
-Boga nie ma, bo gdyby był żyli by twoi bliscy. – głos odpowiedział –
przecież jest on po to by dawać miłosierdzie swoim dzieciom. Jak
widać nie dał je tobie i twojej rodzinie.
-Nie ma boga żadnego. – powiedział z przytłumionym głosem
mężczyzna – Nie ma!! Wyrzekam się go tu i teraz !!
-Ja dam ci nieśmiertelność i sposobność byś mógł mścić swoją
rodzinę.
-Jeżeli maro masz taką siłę więc daj mi ją. – powiedział bez wahania
mężczyzna
-Za cenę twojej ciebie i duszy?
-Za każdą cenę jaką chcesz – odpowiedział
Cienie ze wszystkich zakamarków zaczęły się poruszać. Wzmógł się
lekki powiew wypełniający pomieszczenie. Cienie coraz szybciej
zaczęły się przemieszczać powoli zbliżając się do mężczyzny. Ten
tylko odwrócił się na chwilę i spojrzał ostatni raz na swoją żonę i
dziecko.
-Pomszczę was.
Ledwo skończył wypowiadać te słowa cienie wbiły się w jego ciało i
duszę. Zagłębiały się w każdą komórkę jego ciała w każdą myśl jego
ducha. Wypełniały jego wszystkie trzy ciała, fizyczne, astralne i
mentalne. Wyrzucały z nich wszystko co dobre zastępując je ciemną
materią o przeciwnych właściwościach. Mężczyzna zwijał się z bólu
transformacji, czuł każda komórkę jego ciała rozrywaną a potem
znów składaną przez inną energie. Negatywną energię. Nie było już
odwrotu, nie dało się odwrócić procesu transformacji. Gdy wszystko w
mężczyźnie zostało zastąpione ból ustał. Mężczyzna poczuł ulgę i
wstał pewnie na równe nogi. Spojrzał na ciemną postać przed nim
powstałą wcześniej z cienia.
-Twoje nowe imię to Kalasak – powiedziała istota

342
-Tak mój panie – odpowiedział Kalasak
Odwrócił głowę i ostatni raz spojrzał na żonę i dziecko. Potem
stanowczym krokiem wyszedł z domu zamykając za sobą drzwi.
Tomek zbudził się ze snu. Wszyscy patrzyli na niego z niepokojem.
-Co się stało ? – spytała Wiola
-To tylko sen – odpowiedział spokojnie Tomasz
Do celu dojechali późnym wieczorem. Mieli po drodze kilka postojów,
jeden z większych we Wrocławiu gdzie Dawid i Mateusz musieli sobie
kupić nowe bębny. Trochę im przy tym zeszło, każdy dotknął,
obstukać, i trochę zagrać. Wielce marudzili przy tym, że sprzedawcy
odechciało się im więcej pokazywać kolejne tylko wpuścił ich na
magazynek z tyłu sklepu gdzie do woli mogli przetestować i wybrać
dla siebie. Po prawie dwóch godzinach wybrali dla siebie a
sprzedawca opuścił im na cenie gdy ci wybrzydzali, że nie orginalne
afrykańskie bębny tylko podróbki. Pewnie sklepikarz by dopłacił im by
tylko nie jęczeli mu nad uchem. To się pytali „nie czuje pan jak to
brzmi?”, „ta skóra to jakaś nieswoja”, „jakie tandetne wykonanie” aż
sprzedawca miał ich powoli dość, lecz ochoczo odprowadził ich do
drzwi gdy już kupili i uśmiechem zamknął za nimi drzwi. Szczęście też
mieli pozostali z grupy, bo na początku chcieli je wziąć na kolana i
popukać je podczas jazdy, ale po kwadransie doszli do wniosku, że to
tego trzeba nastroju a nie wyboistej drogi. Tak więc zapakowali je
starannie na pace z tyłu samochodu. Dojechali późnym wieczorem
kiedy słońce właśnie położyło się spać. Tomek pokierował Jacka pod
gospodę gdzie ostatnim razem siedział z Januszem i jego przyjaciółmi
przy piwie. Pierwszy wszedł Tomek a zanim reszta przyjaciół. Stanął
w drzwiach i rozejrzał się. Trochę miejscowych siedziało ale większość
turystów. Były jeszcze dwa wolne stoliki. Skierowali się do nich a gdy
Tomek już siadał usłyszał za sobą.
-Tomi ! – ktoś na cała salę krzyknął
Tomek obejrzał się i zobaczył jak podchodzi do niego stary ratownik
GOPR Zbyszek. Objął go ciepło i potem spojrzał na niego ze
śmiejącymi się oczami.

343
-No nie przypuszczałem, że tak szybko do nas wrócisz? – powiedział
-Witam cię Zbyszku. Jak też nie przypuszczałem, ale bardzo miło cię
widzieć – powiedział uśmiechnięty Tomek
Zbyszek spojrzał na resztę przy stole.
-Poznaj moich przyjaciół – powiedział Tomek – To jest Wiola, Dawid,
Jacek i Mateusz.
Zbyszek przywitał ich.
-Miło was poznać, a szczególnie wyjątkową panią Wiolę– powiedział
-A co takiego jest wyjątkowego? Ale też mi miło – spytała Wiola
-Ooo np. ten tupet – powiedział do niej
-Możemy chwilę pogadać? – spytał Zbyszek Tomka
-Pewnie – odpowiedział i spojrzał na resztę swoich znajomych dając
znać, że zaraz wróci – Zamówcie coś dla mnie. Zaraz wracam.
Poszedł ze Zbyszkiem do jego stolika i usiadł naprzeciw niego.
Starszy gość spojrzał w pół wypity kufel, już miał się z niego napić ale
odstawił go.
-Widziałeś Janusza? – spytał
Tomek patrzył na niego i wyczuwał, że mogło coś się stać podczas
jego nieobecności.
-Tak – odpowiedział
-Co u niego słychać?
Tomek spuścił głowę i patrzył w stół.
-Nie wiem – odpowiedział smutno
-Jak to nie wiesz? Znajoma mi mówiła, że był u niej i spisał coś
notarialnie, ale nie chciała powiedzieć co a potem na następny dzień
wyjechał bez słowa. – mówił
Tomek spojrzał w oczy Zbyszka i widział w nich, że martwi się o
swojego starego kumpla, który kiedyś uratował mu życie.
-Janusz spisał akt notarialny. Przepisał wszystko co jego na mnie a
potem powiedział, że ma jeszcze coś do zrobienia w swoim życiu i
odjechał.
-Jesteś jego krewnym i chyba ostatnim krewnym, ale czemu tak
nagle? Bez pożegnania? – pytał

344
-Nie do końca jestem jego krewnym, łączy nas trochę inne
pokrewieństwo ale widocznie byłem tym komu mógł to wszystko
zostawić. Też byłem zaskoczony jak mi to dał. Prawdę mówiąc mam
swój dom i rodzinę z którą niedługo się spotkam i wrócę do siebie.
Zbyszek wyprostował się na krześle, które zaskrzypiało pod nim.
-Co się stało? – pytał
-Też nie wiem. Powiedział, że w życiu ma jeszcze jedną rzecz do
zrobienia ale też mi nie powiedział. Też trochę mnie obarczył tym
aktem notarialnym.
Zbyszek zamyślił się na chwilę patrząc na kufel.
-Ciekawe co się stało i czemu nic nie powiedział ? To nie w jego stylu
takie zagrywki.
-Też jestem tego ciekaw, może kiedyś się dowiemy.
-I co zrobisz? – pytał Zbyszek
-Widzisz tak jak ci mówiłem mam rodzinę. Mam w śpiączce żonę i
muszę do niej wrócić niebawem a nawet już chciałbym wrócić.
Szkoda by to wszystko zostawić. Dawid i Mateusz nie mają stałego
domu. Są prawdziwymi moimi przyjaciółmi i dałem im propozycję by
zamieszkali tu.
Zbyszek patrzył na niego.
-Wiesz nie znam cię zbyt dobrze, tz. znam cię krótko. Znam Janusza
i skoro tak postąpił to wiem, że słusznie. – powiedział a po chwili
dodał – Idź do przyjaciół, wpadnij do nas jak będziesz miał czas
-Jasne Zbyszku. Pozdrów wszystkich odemnie, myślę że parę dni tu
będę – powiedział Tomek i uścisnął dłoń kompana
Wstał i wrócił do swojego stolika. Kelnerka podała zamówione dania.
Mateusz wybrał dla niego to samo co dla siebie.
-I co dobre wybrałem? – spytał go
-Pewnie stary.
-Dzisiaj to jestem zmęczona i chętnie się położę i odpocznę –
powiedziała Wiola
-Więc zjemy i jedziemy do domu Janusza. Myślę, że jakoś tam się
rozłożymy – powiedział Tomek

345
-Ja chyba posiedzę tutaj trochę – powiedział Mateusz
Tomek spojrzał na niego. Szafa gdzieś patrzyła na coś za jego
plecami. Tomek i Jacek odwrócili się. Dwa stoły dalej siedziały dwie
kobiety. Młode kobiety około dwudziestu lat. Obydwie długie proste
czarne włosy. Jedna z nich była odwrócona tyłem do nich. Miała na
sobie krótką koszulkę z pod której wystawał piękny kolorowy tatuaż
smoka zaczynający się od pasa i ciągnący się do prawego barku.
Druga zaś piła sok pomarańczowy. Gdy zauważyła, że część męska
spoglądała na nie uśmiechnęła się w ich kierunku. Koleżanka siedząca
z nią spojrzała do kogo się uśmiecha jej znajoma. Miała miłą
delikatną twarz trochę o rysach wschodnich.
-Ja też zostaję. Masz Tomek kluczyki – powiedział Jacek kładąc je na
stole
-Ja biorę tą co siedzi przodem – powiedział Szafa
-Spoko mi się ta ze smokiem podoba, zresztą nie lubię takich trochę
przy kości – powiedział Jacek
-Przynajmniej nie będę miał siniaków o tą chudą – przygryzł mu
Szafa
-No tak na ciebie to może taka wejść i nie zgniecie cię – powiedział
Jacek do Mateusza i roześmiał się
-Miooodzio ta czarnula. – powiedział Mateusz
-A tamta jakiego ma smoka. Wow. Pewnie niezła jest w te klocki –
mówił Jacek
-A skąd jesteś pewien, że to smok? – spytał go Szafa
-Wiem – odpowiedział pewnie
-Widzisz tylko jakiś kawałek ogona wystającego z pod koszulki i
wchodzi jej w majtki. Może to papuga a nie smok.
Jacek spojrzał na niego ze zdziwieniam.
-Widziałeś kiedyś papugę, która ma łuski na ogonie? – spytał
-No ok, może to nie papuga a może jakiś płaz ? – dalej docinał mu
Mateusz
Jacek znów patrzył na dziewczynę i uśmiechał się do niej.
-Eeee nie, to na pewno smok - powiedział

346
Wiola tylko pokiwała głową i jadła dalej swoje danie. Dawid patrzył to
na jednego to na drugiego koguta i ich teksty do siebie.
-O co wam chodzi, że się tak czepiacie siebie. Wybraliście każdy coś
dla siebie, więc w czym macie problem? – powiedział
Po tych słowach Jacek spojrzał na Mateusza i uśmiechnął się do
niego. Te wyciągnął rękę na zażegnanie głupowatych rozmów.
-Ja idę – powiedział Szafa
-Sam? Chyba żartujesz – powiedział Jacek i wstał od stolika – Jest
tylko jeden sposób by ci udowodnić, że to smok.
Po chwili już ich nie było z resztą tylko dosiedli się do nieznajomych
dziewczyn. Tomek spokojnie jadł aż nagle wybuchł śmiechem, aż mu
coś stanęło w gardle. Dawid szybkim ruchem zamachnął się i klepnął
go w plecy.
-O dzięki Zachary – powiedział
-Nooo a karetka tak tu szybko nie dojedzie – powiedział poważnie a
potem się uśmiechnął
Tomek jeszcze raz spojrzał za siebie by zobaczyć postępy podrywu
znajomych.
-No miło – powiedział i śmiał się
-Kurna to normalni faceci, chyba nienormalny tylko by nie zauważył
takich lasek – powiedział Dawid
-Tak, widać jak jesteście prostymi w budowie facetami – powiedziała
Wiola
-Wy za to kobiety to jak mieszanka klocków lego i puzlami. Jak jeden
element nie pasuje to się wszystko wali – powiedział Dawid do Wioli
-Nie no, dajcie wy chociaż spokój – powiedział pojednawczo Tomek –
chodźcie pojedziemy do domku.
Tomek wstał i podszedł do stolika dwóch dziewczyn.
-Niesamowite byłaś w Tybecie? – pytał Jacek dziewczyny z tatuażem
smoka
-Yyyy przepraszam was na chwilę – wtrącił się Tomek
-Hej Mija jestem – powiedziała dziewczyna
-A tak miło mi Mija, Tomek – odpowiedział

347
-Nie chce wam przeszkadzać. My jedziemy do domku – powiedział do
Szafy
-A jasne, nie ma sprawy – odpowiedział
-Spytacie każdego tutaj to wam powie gdzie to jest – powiedział
Tomek
-Stary trafimy spokojnie ale po ciemku nie będziemy szli, więc rano
nas spodziewajcie się – odpowiedział Jacek
-Dobra. To miłej zabawy – powiedział Tomek
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i puściła mu oczko. Dawid i
Wiola wyszli już i stali koło samochodu. Tomek podszedł do Zbyszka i
pożegnał się mocnym uściskiem dłoni. Ten uśmiechnął się do niego i
zaprosił go na posterunek GOPR. Zatrzymał na chwilę przechodzącą
kelnerkę i uregulował rachunek. Wiola stała oparta o samochód i
patrzyła w pełnie księżyca. Dawid sprawdził czy bębny się nie
uszkodziły i że wszystko z jego dziećmi jest dobrze. Tomek wsiadł do
samochodu a z nim Wiola i Dawid. Uruchomił silnik i ruszył w
kierunku domku Janusza. Wyjechali z miejscowości i odbili w górę
dróżką kamienistą prowadzącą do domu Janusza. Wjechali na placyk
przed domek robiony tradycyjnie z bali drewnianych. Pierwszy
wyszedł Dawid i stanął naprzeciw domku i rozejrzał się po okolicy.
-Spokojnie tutaj – powiedział
-Masz rację braciszku – powiedziała Wiola stając koło niego
Światło księżyca padało na potężne drzewa i dom rzucając cienie na
plac gdzie stał samochód. Tomek wysiadł ostatni i podszedł do nich.
-Podoba się wam? – spytał
-Jest tu cudownie – powiedziała Wiola
-Czy to wilki ? – powiedział Dawid kierując wzrok na prawo, gdzie
dwie postacie zwierząt pojawiły się z nikąd.
Oczy świeciły im jak małe zielone guziki nasączone farbą
flurostencyjną. Białe kły osłonięte mówiące, że nie mają miłego
zamiaru. Powoli kroczek po kroczku zbliżały się do nich. Tomek zrobił
krok w przód i wyciągnął rękę. Podeszły do niego i zamerdały ogonem
a potem oblizały jego dłoń. Potem wesoło zrobiły kilka kółek wokół

348
niego i podeszły już pewniej do Wioli i Dawida. Zrobili to samo co z
Tomekiem. Wilki obwąchały ich i pomachały krótko ogonami. To
dobry znak, rozpoznały w nich przyjaciół a nie wrogów czy
włamywaczy.
-Jak się wabią? – spytała Wiola, która teraz uklękła i przytuliła
jednego z nich
-Nie mają imion. Janusz i ja z nimi porozumiewaliśmy się mentalnie –
powiedział Tomek
Podszedł do drzwi wejściowych i sięgnął ręką w wnękę zrobioną nad
drzwiami. Wyciągnął kilka kluczy. Wybrał jeden z nich i wsunął do
zamka. Ten posłusznie zaskoczył zwalniając wewnątrz rygiel.
Otworzył drzwi i włączył światło. Żarówka zabłysła oświetlając
pomieszczenie. Tomek rozejrzał się po nim. Nic nie zmieniło się, było
takie same jak pierwszy raz je pamiętał ja otworzył oczy gdy był
nieprzytomny ze spotkania z Kalasakiem. Odsunął jedno z krzeseł i
usiadł na środku pokoju. Spuścił głowę patrząc na drewnianą
podłogę.
-„Czemu tak się stało?” – powiedział w myślach – „Po co to
wszystko?”
Czuł pustkę w domu, brakowało mu Janusza w tym miejscu. Był
jednością z nim, z domem który sam budował by tu osiąść na stare
lata, by w spokoju żyć. Wystarczyło, że pojawił się on, Tomek i
wszystko przybrało inny obrót sprawy. Tak musiało być, pewnie to
teraz odpowiedział by Janusz do Tomka. Spojrzał na stolik. Na środku
stała lampa naftowa i kartka. Była pusta, odwrócił ją i przeczytał
słowa „Pamiętasz jeszcze jak się robi twoją ulubioną herbatkę?”.
Tomek uśmiechnął się do siebie, bo teraz już wiedział, że faktycznie
tak musiało być. Janusz wiedział, że wcześniej czy później tu wróci,
dlatego zostawił mu tą wiadomość.
-Wspomnienia – powiedział Dawid w progu
Tomek wstał i spojrzał na niego.
-Tak. Chodźmy po torby. – powiedział wychodząc na zewnątrz
Wiola prawie nic im nie pomagała. Siedziała przed domem na pieńku i

349
bawiła się z wilkami. Bardzo przypodobali sobie. Szczekały ze
szczęścia do niej. To kładły się przed nią by je smyrała po
brzuszkach. To lizały ją po twarzy. To wielkie wyróżnienie od
zwierząt. Sam Tomek nie miał na samym początku jak poznał wilki
tak wielkiego zaufania jak one mają teraz do Wioli. Chłopaki
rozpakowali samochód. Tomasz usiadł z boku na pniu drzewa i
przyglądał się wilkom, po chwili dołączył do niego Dawid.
-Co tam masz? – spytał
Tomek wziął jeden z kubków i podał mu.
-Napój, bardziej wywar z ziół. Nauczył mnie trochę tego Ilmarun. –
powiedział
Dawid delikatnie powąchał zapach wydobywający się z kubka i
spróbował. Tomek wziął kolejny kubek i podszedł do Wioli podając
jej.
-Dzięki – powiedziała
Pogłaskał wilki i spojrzał im w oczy. Były dzikie ale widziałem w nich
to co kiedyś „Wolność”.
-Tęsknicie za panem? – powiedział do nich
Wilki zaskomlały cicho i spuściły łby. To bardzo inteligentne
zwierzęta, była jak dzieci Janusza. Przecież to on je uratował jako
szczeniaki od śmierci. Był dla nich panem, przyjacielem, a teraz go
nie ma.
-Dawid wami się zaopiekuje – powiedział i przytulił wilki do siebie
Jeszcze jakiś czas siedzieli w trójkę a potem poszli spać.
Tomek obudził się następnego dnia koło godziny ósmej. Tak jak
pierwszy raz budził się w tym miejscu po pierwszym spotkaniu z
Kalsakiem tak teraz to samo słońce padające przez okno oślepiło go.
Podniósł się z łóżka i usiadł na nim. Wiola była w aneksie kuchennym
i kroiła warzywa na śniadanie. Usłyszała go i odwróciła głowę w jego
stronę a potem znów zajęła się swoimi czynnościami.
-Część śpiochu – powiedziała
-Hejka Wiola – odpowiedział Tomek – Co dziś na śniadanie?
-Gotowane paróweczki. – odpowiedziała

350
Tomek rozejrzał się po domu ale nikogo więcej nie było.
-Jacek i Mateusz wrócili? – spytał
Wiola spojrzała na zegarek.
-Chyba jeszcze dla nich to wczesna pora – odpowiedziała i
uśmiechnęła się do siebie
-No tak, głupie pytania zadaję – powiedział Tomek i założył spodenki
Podszedł do Wioli i wziął kawałek pokrojonego pomidora.
-Gdzie z tymi łapami? – powiedziała uśmiechnięta
-Widzę, że dobrze spałaś – powiedział do niej i odwzajemnił jej
uśmiechem
-A dobrze. Podoba mi się tutaj.
-A komu się nie podoba – odpowiedział i wyszedł uśmiechnięty z
domu
Dawid siedział z boku domu w altance coś czytając. Tomek podszedł
do niego i usiadł naprzeciw niego. Obok jego leżała księga, którą już
znał. Gruba stara oprawiona w skórę. Opracowanie hermetyzmu,
nauka, teoria, panowanie nad samym sobą i wszystkim wokół
człowieka. Ale nie to przykuło uwagę Tomka. Dawid teraz przed
oczami miał inną książkę przed oczami. Była mniejsza ale też
wyglądała na starą. Może nie tak pięknie oprawioną jak poprzednia,
ale też była pisana ręcznie przez kogoś. Przyjrzał się pismu do góry
nogami. Gdzieś widział już to pismo, tylko gdzie? Przeczytał kilka
linijek do góry nogami i teraz poznał, że jest ona napisana przez
samego Janusza Ilmaruna XII.
-Skąd ją masz? – spytał Tomek
-Leżała na półce – odpowiedział Dawid nieodwracając wzroku od
pisma
-To pismo Janusza – powiedział Tomek – nigdy wcześniej mi jej nie
pokazywał, może to jego jakiś pamiętnik?
-Coś w tym stylu – powiedział Dawid i spojrzał na niego
-Dziwne, że nie mówił mi wcześniej, że taką prowadził ?
-Pokaże ci coś – powiedział Dawid i przewrócił kilka kartek wstecz,
potem przekręcił kronikę w stronę Tomka.

351
Ten spojrzał na wers, który wskazał mu Zachary.
„Przybędzie w to miejsce Lothold, który zaopiekuję się moimi
przyjacielami Silkiem i Ramusem. On pozostanie tu po ich końcowe
dni i będzie kontynuował to co ja tu zacząłem”
Po przeczytaniu Tomek spojrzał na Dawida z ciekawością.
-Kto to Silk i Ramus? Znasz ich? – spytał
-Nie znam. Myślałem, że ty wiesz – odpowiedział
Tomek jeszcze raz spojrzał w tekst i przeczytał go na głos powtórnie.
Gdy doszedł do końca tekstu jego usta zamarły i spojrzał na
Zacharego. Potem wstał i skierował się w kierunku lasu, a następnie
głośno zawołał.
-Silk ! Ramus! – krzyknął z całych sił
Dawid oparł się o drewniane oparcie ławy i patrzył na Tomka bo
chyba sam podejrzewał o co chodzi przyjacielowi. Po chwili przyszła
Wiola gdy usłyszała głośne dźwięki z zewnątrz.
-Co się stało? – spytała
Lecz nikt jej nie odpowiedział tylko czekali na to co się stanie. Po
chwili z krzaków wyszły wilki i radośnie zaszczekały. Podeszły do
Tomka i obtarły się kilka razy o jego nogi. Tomek spojrzał na
Zacharego.
-O moje wilczki – powiedziała Wiola i podeszła do nich
Te ochoczo podeszły do niej by ona je pogłaskała. Po chwili jednak
zauważyła, że Tomek i Dawid nic nie mówią.
-Co z wami? – spytała
-Silk i Ramus to ich imiona – powiedział Dawid wskazując wzrokiem
wilki
-Ładne imiona. Nietypowe ale ładne. Skąd je znacie? Przecież Tomek
mówił, że są bezimienne ? – pytała Wiola
Dawid podsunął jej książkę i wskazał wers do przeczytania. Wiola
wzięła książkę i przeczytał go, a potem spojrzała na nich.
-Kto to napisał?
-Ilmarum – odpowiedział Tomek
-Wszystko on to widział, wiedział od początku jak będzie i co się

352
stanie. Zapisał to tutaj jako swój pamiętnik. – odpowiedział jej Dawid
-Teraz już wiem, czemu nie pokazał mi jej wcześniej – powiedział
Tomek – za dużo bym wiedział.
Wziął pamiętnik od Wioli i szybko przeskoczył o dwie strony do
przodu gdzie tekst się urywał. „Wszystko zależy od nas, bo sami
jesteśmy autorami naszej drogi i nikt inny.” Przeczytał to Tomek i
spojrzał na przyjaciół.
-Czytałem to już wcześniej ale nic więcej nie ma. Kończy się na
jutrzejszym dniu – powiedział Dawid
Tomek spojrzał w książkę. W górnym lewym rogu była zapisana data
20 sierpnia.
-To dzień moich urodzin – powiedział Tomek
Dawid spojrzał pytająco na Wiolę. A ta na niego, lecz nic nie odezwali
się. Milczenie przerwała Wiola.
-Chodźcie na śniadanie – powiedziała i poszła do domu
-Może zjemy tutaj? – zawołał za nią Dawid
-Dobra, może być – krzyknęła Wiola z domu
Po śniadaniu Tomek dorwał się do pamiętnika Janusza. Na początku
pierwszej strony było napisane, że to już dziewiąta część. Tomek
szukał inne w domu, lecz niestety nie znalazł. Może zabrał ze sobą,
może ukrył, może komuś innemu dał, a może po prostu nie było im
czytanie poprzednich części. Ta ostatni zaczynała się od momentu jak
znalazł Tomka na drodze. Potem po części jego pobyt u niego, jego
przemyślenia i rozważania nad błahymi sprawami dnia codziennego i
postępów jakie robił Tomek. Każdy początek wpisu był oznakowany
datą, często też godziną. Niektóre z nich zaskoczyły Tomka, gdyż były
zapisane z wyprzedzeniem do tego co się działo. Czasami dzień,
czasami parę dni. Ktoś inny jeżeli by to czytał uznał by, że jest
napisany chaotycznie jak zlepek jakiś obrazów nie łączących się w
całość. Tomek zaś przeżył to sam i im więcej czytał go tym bardziej
rozumiał tok myślenia Janusza. Doszedł do ostatniej strony, gdzie w
sumie nic konkretnego nie było napisane, ale ten ostatni wpis był
zakończony datą 20 sierpnia. Datą urodzin Tomka. Czy to zbieg

353
okoliczności, a może coś w ten sposób Janusz chciał mu przekazać?
Znów przeczytał ostatnie zdanie „Wszystko zależy od nas, bo sami
jesteśmy autorami naszej drogi i nikt inny.” Nie dawało żadnej
wskazówki co się wydarzy, żadnej odpowiedzi. Dawała tylko
wskazówkę, że ten następny dzień będzie zależał od nich. Czemu nie
ma dalej napisane? Tylko puste kartki, każdą kolejną kartkę
dokładnie oglądał Tomek szukając może jakiegoś znaku lecz na
próżno. Mogło to oznaczać jedno. Wszystko jest dalej możliwe! Z
leśnej drogi prowadzącej do domku dobiegała rozmowa dwojga ludzi.
Tomek poznał rozmówców to Jacek i Mateusz wracali. Teraz sam
siedział w altance, Wiola poszła pomedytować na pobliską skałkę a
Dawid w domu przeglądając kolejną księgę Janusza dotyczącą ziół
uczył się ich znaczenia, wyglądy, cech i właściwości. Po chwili Jacek z
Mateuszem pojawili się na placu przed domem. Stanęli i patrzyli na
dom.
-Tutaj? – spytał Jacek
-Tak mówili i mam nadzieję, że zrobili nas w jajo, bo nie idę pod
następną górę – odpowiedział mu Mateusz
Jacek zauważył Tomka siedzącego w altance i machnął mu na
powitanie ręką. Był bardzo zadowolony. Przyszli do niego i zmęczeni
wspinaczką do domu rozsiedli się wygodnie naprzeciw Tomka. Jacek
cały czas się śmiał, co trochę spoglądając na Mateusza.
-Ale wam wesoło – powiedział Tomek
-Jasne, stary takiej jazdy już dawno nie miałem – powiedział Mateusz
-Szczególnie jak w depnąłeś teraz w krowie gówno – roześmiał się
Jacek
Mateusz wywalił prawego buta do góry. Jeszcze trochę z boku i z tyłu
było widać śmierdzący brud. Tomek pachnął ręką jakby chciał odgonić
muchy dając znak mu by zabrał to ze stołu jednocześnie roześmiał
się.
-Stary tu krowy są pewnie wielkości dinozaurów bo co mogło takie
kupsko uwalić? Co one tutaj jedzą? – pytał Szafa
-Takie wielkie i nie zauważyłeś? Hahaha – dalej śmiał się Jacek

354
-Chciałem tą jaszczurkę oszczędzić i ją ominąć – powiedział
Jacek jeszcze głośniej wybuchł śmiechem i padł na stolik by zasłonić
rozweseloną twarz.
-A ty lepiej pokaż plecy, cwaniaku – powiedział Mateusz
Jacek szybko się wyprostował i stał się poważny.
-Oooo kolego to coś innego – powiedział poważnie
Teraz Mateusz śmiał się z niego.
-Co się stało? Gadajcie, bo czuję, że wesoło było – powiedział
zaciekawiony Tomek
Jacek odwrócił się i podwinął koszulkę. Na jego plecach było widać
kilka szram. Szybko opuścił koszulkę by nikt więcej nie zauważył
chociaż nikogo więcej nie było.
-No widzę, że się działo – powiedział rozbawiony Tomek
-Słuchaj to tak było – mówi Mateusz – Widziałeś te dwie suczki tam w
knajpie. Okazało się, że to studentki, kumpleki i przyjechały na parę
dni tutaj pobyczyć się. Dzisiaj już pojechały, ahh jaka szkoda. Ale do
sedna. Jedna ta skośnooka to japonka, studiuję nasz język na jakiś
tam stypendium czy coś takiego. Ta druga to Paula i mówię ci to anioł
wcielony, nogi jak marzenie, biuścik konkret a jej ruchy to istne
szaleństwo. No więc wiesz, trochę wypiliśmy z nimi, rozmowa się
kleiła nam aż miodzio. Jednym słowem chciały się bzykać.
-A ty jakbyś mógł to byś w kółko graniaste z nimi grał zamiast dać im
do zrozumienia o co ci chodzi – przerwał mu Jacek
Szafa spojrzał na Jacka i skierował słowa do niego.
-Stary kobiety wiesz lubią takie tam mizianie słowami. Usłyszeć coś
miłego dla ucha, coś co chcą usłyszeć a nie od razu jak króliki na
łące się kopulować.
-No dobra, rozumiem cię, ale po co ci to było. Gdy ty gadasz pierdoły
to ona się rzuciła się na ciebie na napalona i wygłodniała wampirzyca
– dopowiedział mu Jacek
Ten jednak nic się nie odezwał tylko dalej kontynuował.
-Później poszliśmy na spacer. Mówię ci zarypiste są tu tereny, te
góry, górski strumień. W końcu skończyło się, że wylądowaliśmy u

355
nich w pokojach. Jaja były najlepsze, że musieliśmy wchodzić oknami
do nich by ta wredna gospodyni nas nie dorwała – po tych słowach
obydwoje wybuchli śmiechem
Tomkowi zaczynało się to podobać i już chciał słyszeć dalej historii.
-I co w tym zabawnego? – spytał
-Bo ta jędza, nooo ta gospodyni przyłapała nas rano jak
wychodziliśmy. I kazała zapłacić za nocleg. Hahaha – wybuchnął
Jacek
-Aha no i co dalej? – pytał zaciekawieniem Tomek
-Stary cuda się tam działy, wręcz magia z takimi dwoma
studentkami. Nie mają chłopaków. To znaczy Mija ma, ta japonka ale
gdzieś tam teraz napierdziela w tej Japonii jakieś bzdety, które ją nie
interesują. – mówił Szafa – Paula to bogini, ale jak mnie ścisła
nogami w pasie to myślałem, że mi tchu braknie i mi kręgi połamie.
Chciała porządnego rżnięcia to je dostała. Ale jej ciało jest boskie i
ten jej tatuaż poniżej pasa, ahh ten skorpion.
-No fajny ten skorpion, muszę to przyznać ale smok był the best –
powiedział Jacek – Mija to jakaś zaczarowana czy co, ale powiem ci
stary, że ten smok na jej plecach jest odjazdowy. To chyba jakiś
malarz to jej robił, może jakiś Picasso albo Matejka bo jest jak żywy.
-I pewnie te szpony cię podrapały ? – wybuchł śmiechem Mateusz
-A kto wie. Może nie obrazek mnie pocharatał ale jej paznokcie,
zresztą sama zachowywała się jak smok. Taka niewyżyta i jeszcze jej
było mało. To była cudowna noc, powiem ci stary, super !! – mówił
Jacek
-Ale najlepsze było nad ranem – wtrącił się Mateusz
-A tak ! To najlepszy numer – mówił Jacek – Ja budzę się jakoś rano,
patrzę a tu Paula koło mnie śpi. Mówię sobie, że chyba za mocno się
nawaliłem czy co, że nie pamiętam już z kim spałem. Ale okazało, że
laski się ugadały razem i zamieniły się miejscami.
-I co dobra ta Paula? Przyznaj stary – powiedział Mateusz
-Dobra? Mało powiedziane, obydwie to jakieś niewyżyte dziewczyny –
powiedział Jacek

356
-A nie mówiłem? Ale Mija też całkiem, całkiem. Już też mnie chciała
drapać, ale dałem jej do zrozumienia że nu nu z wójkiem. – mówił
Mateusz
-Cienias jesteś – powiedział do niego Jacek
-A ty masz za to podrapane plecy hahaha – roześmiał się Mateusz
-A ty gównianego buta – wypomniał mu Jacek
-Ja umyję go i będzie spokój, a ty?
-A ja czując to na plecach będę wiedział co robiłem i jak mi dobrze
było – powiedział Jacek
-A co z tą gospodynią? – spytał Tomek
-A nic. Zauważyła nas jak wychodziliśmy z domu, bo głupio by było
uciekać przez okno w południe. Kazała nam płacić za nocleg. Więc jej
powiedziałem, że jesteśmy z sanepidu i pobieraliśmy próbki brudu u
niej w pokojach. – powiedział Jacek – Od razu się zamkła i
przestraszona odprowadziła nas do wyjścia.
Tomek wybuchnął śmiechem z przyjaciółmi. Gdy emocje opadły Jacek
spytał.
-A co u was się działo?
-Nic, spokojnie. Chcecie kawy? – spytał
-Ja z chęcią – odpowiedział Mateusz
-Ja tez poproszę – dodał Jacek
Tomek poszedł do domu, gdzie zastał Dawida, który w moździerzu
rozgniatał kilka suszonych ziół. Tomek powiedział mu, że chłopaki
wrócili i w skrócie opowiedział mu co się u nich działo. Dawid
uśmiechał się pod nosem na słowa Tomka. Tomek spytał się czy chce
kawy, lecz ten zaprzeczył. Uczył się robić wywar z ziół
energetyzujący, ten sam który tak smakuje Tomkowi. Po paru
minutach wyszli razem. Tomek na tacy niósł trzy kawy a Dawid kubek
dopiero co zrobionego wywaru zalany wrzątkiem. Kubek był przykryty
przykrywką by lepiej zaparzyły się zioła. Teraz Dawid chciał usłyszeć
ich historię i ci dwaj podjarani nocą jaką przeżyli od nowa opowiadali
a Tomek śmiał się z nich.
Po wspólnym obiedzie Jacek i Mateusz poszli spać, wcale się im nie

357
dziwiąc po tym co przeszli w nocy. Pewnie mieli mary senne związane
z upojną nocą Mija i Paulą. Dawid wziął się za studiowanie księgi ziół
wraz z Wiolą. Na podstawie wskazówek jakie pozostawił Janusz poszli
szukać w górach konkretnych ziół, uczyć się ich rozpoznawania
zmysłami a szczególnie tymi zawartymi w naszej podświadomości.
Była to dla nich ciekawe nowe doświadczenie. Wiola przywołała wilki
do siebie, które chętnie z nimi poszły w góry pokazując drogę w
miejsca gdzie prawie nigdy nie stanęła ludzka stopa. Tomek mając
teraz trochę wolnego dla siebie postanowił odwiedzić miasteczko i
przyjaciół jakich tu poznał przez pobyt u Janusza. Obiecał dzień
wcześniej Zbyszkowi, że odwiedzi ich w wolnej chwili a taką właśnie
teraz miał dla siebie. Zaparkował potężnego Dodge pod posterunkiem
GOPR. Przypomniało mu się jak podobnie podjechał z Januszem, gdy
dostali wezwanie z prośbą o pomoc. Ty razem jednak był sam, bez
swojego starego przyjaciela. Trochę niepewnie wszedł na pierwsze
stopnie schodów prowadzących do budynku. Gdy znajdował się na
ostatnim z nich, drzwi otwarły się raptownie i wyszedł Krzysiek.
Poznał go w barze po tamtym dniu, kiedy okazał się bohaterem
ratując turystów. Młody, nieco niższy od Tomka. Krępy w budowie
ciała, mocne ciało i już powoli było widać w nim starego górskiego
wygę, spalonego przez górskie słońce. Wychodził wściekły ale gdy
przed sobą ujrzał Tomka zmienił się jego nastrój. Uśmiech pojawił się
na jego twarzy i ciepło przywitał go obściskując go jak starego
kompana z wojny, którego nie widział z dziesięć lat. Od razy
zapomniał o swoich zmartwieniach i zaprosił go do środka. W środku
za biurkiem siedział Marian, jeszcze jeden z nich z pogotowia
górskiego. Marian był można rzec kierownikiem placówki i teraz
rozmawiał przez telefon. Gdy Tomek wszedł przekręcił się na swoim
wytartym fotelu skórzanym, który musiał już wiele przejść po swoim
właścicielu. Plamy, przetarcia miejscowe świadczyły, że jego
właściciel traktował go tak jak do czego go stworzyli. Do siedzenia,
ale nie w garniturze leczy w tym co akurat miał na sobie. Czasami
były to przemoczone ubranie, lub pobrudzone przez błoto. Gdy Marian

358
zobaczył Tomka uśmiechnął się do niego i kiwnął ręką by wchodził
śmiało do środka. Szybko zakończył rozmowę i też jak Krzysiek
przywitał go ciepło. Zaproponowali mu górskiej herbaty czyli mocna
herbata z dodatkiem rumu lub wódki, lecz Tomek pozostał przy
zwykłej herbacie. Zbyszka nie było akurat na miejscu, musiał jechać
do szpitala ze swoją matką, ale miał niebawem przybyć. Pytali się go
co u niego słychać i co teraz porabia. Tomek zwięźle opowiedział, że
był tu i ówdzie, omijając niebezpiecznych szczegółów związanymi z
jego prawdziwym ja. Wspomniał jakie miał przygodę z Anią. Najpierw
tu ją poznał jako nauczycielkę na wycieczce szkolnej a po jakimś
czasie ich drogi się znów zbiegły u niej w miejscowości. Omijał
rozmów na temat swojej żony lecz nie udało mu się do końca.
Wspomniał, że nadal musiała wyjechać jeszcze gdzieś ale jada dzień
ma wrócić i w te ostatnie dni przyjechał z przyjaciółmi. Powiedział też
że spotkał Janusza w Łodzi, który przekazał mu akt notarialny
przepisując wszystko co jego dla Tomka. Jednak nie może się osiedlić
bo swoją rodzinę i postanowił, że Dawid zostanie zarządcą
posiadłości, a potem przepisze to wszystko na niego w dogodnej
chwili jeżeli mu to będzie pasować. Zapewnił ich, że podobnie jak
Janusz był dobrą duszą tak i Dawid z Mateuszem mogą w jakieś
formie wypełnić lukę po nim. Wszyscy się zastanawiali dlaczego i co w
ogóle się stało, że Janusz musiał opuścić to miejsce. Tomek podsunął
hipotezę, że może chciał jeszcze powrócić do swoich ojczystych
miejsc tam gdzie się narodził. Niechętnie przytaknęli mu rozmówcy,
gdyż dobrze znali Janusza i raczej chciał zapomnieć o swojej
przeszłości niż na starość pojawiać się w niej. Jednak mogło to mieć
jakieś głębsze wyjaśnienie, że chciał na koniec poukładać swoje życie
i nie żyć do końca z balastem przeszłości. Prosili Tomka, że jeżeli
będzie miał jakiś znak życia od niego to by poinformował ich że
wszystko jest dobrze u niego. Potem dołączył Zbyszek. Przyjechał
trochę dobity wiadomościami ze szpitala o stanie zdrowia jego mamy.
Co prawda miała już swoje lata prawie 90 ale jak na razie się bardzo
dobrze trzymała jak na swój wiek. Liczył się jednak, że kiedyś może

359
nastąpić zajście śmiertelne ale jednak i tak go trochę dobiło. Tomek
ujrzał wizję matki Zbyszka. Przekazał mu by się martwił, gdyż tak jak
sześć lat temu wyszła z choroby tak i teraz jeszcze wyjdzie. Zbyszek
był zdziwiony skąd wie on co było kilka lat temu, ale dał mu do
zrozumienia, że Janusz mi kiedyś wspominał o niej. Na każdym kroku
musiał uważać co robi, i co mówi, czasami jego wizję wydawały się
przekleństwem jego a czasami dobrocią. Pół na pół przecież
równowaga musi istnieć. Wiedział że nie tylko sam różowy świat
będzie widział w swoich wizjach ale też te przykre, złe które musiał
rozumieć i godzić się z nimi gdyż był bezsilny by to zmienić. To co
mógł powiedzieć mówił, to co mogło przysporzyć komuś tylko
cierpienia, bólu wolała czasami zostawić dla siebie jeżeli ta osoba nie
była gotowa usłyszeć to co się faktycznie stanie. Większość z nas boi
się przyszłości, jedni boją się utraty zdrowia, inni pracy, męża, dzieci.
Jednak większość z nich jest związane z rzeczami materialnymi,
rzeczami codziennego użytku a przecież to tylko część ich życia. Tylko
kto im to wytłumaczy, że nie te rzeczy są aż tak istotne dla nas.
Każdy musi dorastać do tego powoli i sam się przekonywać na
własnej skórze, na swoich błędach, wyciągniętych wnioskach co jest
dla niego dobre a co złe. Jak wielu pracuje ciężko, poświęca czas,
zdrowie dla osiągnięcia korzyści majątkowych. Gdy mają już dużo
chcą jeszcze więcej i coraz mniejszy mają horyzont przed oczami.
Często nie umieją o niczym myśleć, mówić jak tylko o korzyściach
majątkowych. Ciężka praca jest szanowana i poważana przez innych.
Często inni patrząc na takiego człowieka darzą zaufaniem i bywa, że
staję się przykładem dla innych mniej pracujących. Inna część będzie
wytykać go palcem, mówiąc, że cudzym zdrowiem, nieszczęściem, a
nawet kradzieżą i podstępem do tego wszystkiego doszedł. Jeżeli to
tylko zazdrość bez bezpodstawnych faktów i dowodów to ci ludzie
sami siebie skreślają z własne powodzenie życia doczesnego.
Wielokrotnie Tomek przekonał się by trzymać słowa za zębami, by nie
ranić innych i siebie jednocześnie swoimi wizjami. Milczenie jest
złotem, a słuchanie jest srebrem. Na początku było najgorzej, gdy

360
jeszcze w młodości wyczuwał niebezpieczeństwa i mówił o nich.
Większość nie wierzyła mu, śmiejąc się z niego a gdy to się potem
działo kazali mu już nic więcej nie mówić obawiając się słów
wypowiadanych przez niego. Jedni z nas mają to nie wiedząc skąd się
to wzięło u nich. Przychodzi nieświadomie podczas często błahych
spraw życia codziennego. Idąc na spacerze, leżąc w łóżku czy też
jadąc samochodem dostajemy przebłyski obrazów, słów. Wiemy że to
nie nasza świadomość, nie nasz mózg je wytworzył tylko, że
pochodzą z zewnątrz. Dzieje się to między innymi dlatego, że
składamy się z trzech ciał. Ciała fizycznego, astralnego i mentalnego.
Te dwa astralne i mentalne nie są ograniczone czasem i przestrzenia i
przy rozwiniętym duchu człowieka mogą nieświadomie dla człowieka
w ułamku sekundy przemierzać je pozyskując informacje
przekazywane nam do mózgu do naszego świadomego życia.
Najpierw przychodzą pytania co to jest, potem sprawdzamy sami na
sobie czy to się zdarzy, potem w euforii mówimy innym by się
przekonać na koniec, że czasami nie warto o nich wspominać. Osoby
które świadomie potrafią kontrolować ciało astralne i mentalne mogę
dowolnie przemieszczać się w czasie i przestrzeni. Widzą inaczej, lecz
czasami niektóre rzeczy nie da się zmienić a czasami niektóre da.
Obwarowane jest to wieloma czynnikami a jednym z nich jest nasza
karma. Coś co musi się wydarzyć bo wcześniej zaistniała przyczyna i
przyszłości musi tego być skutek.
Tomkowi tak dobrze się rozmawiało z przyjaciółmi, że stracił poczucie
czasu. Gdy spojrzał na zegarek było już dobrze po osiemnastej.
Podziękował za miły spędzony czas i pożegnał ich. Miał jechać już do
domku do swoich braci duchowych ale postanowił jeszcze trochę
samemu spędzić czas. Pojechał w górę samochodem gdzie droga
urwała się asfaltowa i skręcił w górską kamienistą dróżkę. Droga
robiła się coraz mniejsza i mniej uczęszczana oznaczona symbolami
szlaku turystycznego. Znalazł kawałek większego miejsca na poboczu
drogi gdzie zaparkował samochód. Dalej postanowił iść pieszo. W
sumie nie wiedział gdzie idzie, nigdy tu nie był ale coś przykuwało

361
jego uwagę. Wąską ścieżką wdrapał się na pobliskie wzniesienie. Tam
znalazł małą polankę odsłoniętą od drzew. Przystanął by złapać
oddech od wysiłku. Wybrał przewalone drzewo i oparł się o niego. Na
wprost miał przepiękny widok na okolicę. W dole było widać czubki
domów miasteczka a po drugiej jej stronie kolejny czubek góry do
którego powoli zbliżało się słońce. Jeszcze miał czas gdyż zachód jego
był za jakąś godzinę. Poczuł spokój jaka go ogarnęła w tym miejscu.
Napił się wody z butelki by ugasić pragnienie. Lekki wiaterek wiał mu
z prawej strony delikatnie poruszając koronami drzew wokół polany.
Postanowił trochę pomedytować, zamknął oczy i powoli wyciszył
swoje myśli z dnia codziennego. Poczuł pustkę umysłu tak zbawienna
dla każdemu umysłu człowieka. Pustkę w której nie ma nic, w której
czujemy siebie samego. Często w takim stanie umysł zwalnia, lub też
bardziej pracuje równomiernie, jedni nazywają to najróżniejszymi
stanami umysłu. Jedni mówią, że to stan fal mózgowych Beta. Co
książka to każdy ma swoje określenie, lecz najbliższym jest właśnie
pustka umysłu. W trakcie niej możemy analizować pod różnym katem
swoje doświadczenia, problemy szukając ich rozwiązań. Jest
ukojeniem i lekarstwem dla naszych przemęczonych umysłów,
oderwaniem od życia, problemów, trosk i pytań. Tomek pozostawał w
niej dłużej, czując coraz bardziej jak stanowi jedność ze spokojem
bez żadnych ograniczeń. Jednak pojawiło się ten sam problem,
odwieczny problem z którym czuł całym sobą, że zbliża się jego
koniec. Oliwia. Powróciły myśli o niej. Znów po raz kolejny zobaczył
film z udziałem jego i jej w roli głównej. Czuł jak uśmiecha się do
siebie z przyjemnych rzeczy jakie ich spotkały. Uśmiechał się ale
wiedział, że to uśmiech ducha nie powłoki fizycznej. Twarz miał
spokojna i zdecydowaną, ale teraz mentalnie płynął gdzieś indziej.
Ponownie odczuwał wszystko co dobre spotkało ich na wspólnej
ścieżce życia. Odrzucał te wszystkie myśli złe, chciał teraz widzieć
tylko dobra nie dopuszczając do siebie nic innego. Można powiedzieć,
że jest to jedna z form afirmacji. Wiele książek i publikacji jest na
temat afirmacji. Częste powtarzanie danego zwrotu, słowa, zdania

362
działa pobudzająco na naszą podświadomość. Ta gdy dostaje non
stop takie informacje zaczyna sama w to wierzyć i działać na korzyść
swojego pana, czyli nas człowieka. Powoli człowiek zaczyna zauważać
jak zmienia się wokół niego świat, dostrzega najmniejsze rzeczy które
są tego o czym afirmujemy. Im duch nasz jest bardziej rozwinięty
tym łatwiej on łączy się z innymi rzeczami na tej samej płaszczyźnie
energetycznej, szukając zaczepień, rozwiązań, podobieństw ściągając
je do siebie by powoli krok po kroczku urzeczywistniać wolę
człowieka. Marzenia są pokarmem dla duszy, a kto nie ma marzeń
umiera od środka. Jeżeli jakieś marzenie jest w nas, które często
powtarza się w naszym umyśle staję się ono potężną afirmację, która
ma dużą szansę na spełnienie. Jednak i przy tym trzeba być
ostrożnym jakie je mamy i jakie sami świadomie tworzymy afirmację.
Jedno pociąga drugie. Jezus mówił „proście a będzie wam dane”,
jakie proste słowa a jakie magiczne. Mówcie co chcecie, afirmujcie a
będzie to dane ze wszystkimi jego dobrami i kolejnymi przyczynami.
Możemy prosić o pieniądze, o wygraną w loterii, ale wiedzmy że
niesie się z nią nowe problemy a nie tylko sama rozkosz życia. Dla
Tomka teraz jego afirmacją było jego wcześniejsze życie niezakłócone
przez zło. Wówczas czół się szczęśliwy i tego znów pragnął. Wiedział,
że Oliwia też tego pragnęła. Nie mógł przecież na siłę robić tego w
brew jej woli, gdyż było by to dla niego z czasem sztuczne a później
zgubne. Teraz to było najważniejsze marzenie Tomka. Człowieka
zwykłego jak każdy inny, z różnicą tą że wiedział jak to wszystko
działa wokół niego. „Wrócić do Oliwi” z taką myślą wyszedł z pustki
umysłu pozostawiając ją w swojej podświadomości by ona dalej już
działała. Otworzył oczy, słońce już powoli zachodziło za szczytem
góry znad przeciwka. Wstał i radośnie zszedł do samochodu. Ku jemu
zdziwieniu przed drzwiami od strony kierowcy stał do niego tyłem
człowiek i patrzył na dół ale nie ruszał się. Tomek podchodził z drugiej
strony samochodu i widział tylko jego górną część za szyby.
-Ejj co tam robisz? – zawołał do niego Tomek
Ten nic nie odezwał się tylko jeszcze podniósł ręce jakby się podawał

363
na rozstrzelaniu. Odwrócił głowę w stronę Tomka. Miał bladą twarz
jakby zobaczył ducha. Szybko jednak odwrócił twarz na coś co
musiało być przed nim. Tomek podszedł z boku i teraz zobaczył co się
dzieje. Mężczyzna ubrany w ciemne spodnie i kurtkę stał oparty o
drzwi samochodu i patrzył na dwa wilki które siedział naprzeciwko
niego. Wilki Janusza zobaczyły Tomka i zaszczekały radośnie na jego
widok. Tomek podszedł do nich i pogłaskał je. Te polWiolały go po
ręce ale dalej siedziały nie spuszczając wzroku z mężczyzny. Miał koło
40 lat, gruby zarost i rozczochrane brudne włosy. Na ziemi leżał stary
wytarty plecak. Kilka rzeczy wysypało się z nich między innymi
młotek. Tomkowi już podejrzewał o co chodzi.
-Chciałeś okraść samochód, prawda – powiedział
Ten tylko spojrzał na niego wystraszony jeszcze bardziej, że przybyty
mężczyzna głaska dziwie wilki.
-To twoje psy? – powiedział
-To wilki, psy masz w budzie – powiedział trochę rozłoszczony
Tomek- Dlaczego chciałeś mnie okraść ?!
-Proszę mi wybaczyć. Nie chciałem nic złego zrobić. Nie ma domu,
pomyślałem, że może znajdę chociaż coś do jedzenia.
-Do jedzenia w samochodzie? Weź człowieku nie świruj. – powiedział
Tomek
-Puści mnie pan? I zabierze teeeee wilki – powiedział niepewnie
Tomek spojrzał na niego i wyczuł jego nastawienie, jego chęci,
problemy i dlaczego to robi.
-Dlaczego uciekasz? – spytał
Ten spojrzał na niego.
-Ja nie uciekam – powiedział
-Nie masz gdzie iść, nie masz pieniędzy, jedzenia. Masz tylko to co na
sobie i ciągle uciekasz. Po co ci to? – powiedział Tomek a potem
zastanowił się co robić dalej.
Mężczyzna powoli opuścił ręce i trochę nerwy puściły mu widząc, że
właściciel samochody nie chce mu wlać po gębie. Tomek spojrzał w
oczy jednego z wilków i przekazał im myśl, że dziękuję im i że dalej

364
da sobie już radę sam. Wilki posłusznie spojrzały na niego, potem na
mężczyznę i kłapnęły potężnymi zębami w jego stronę. Odwróciły się i
znikły w zaroślach.
-Wsiadaj do samochody. Podrzucę się do miasta – powiedział Tomek
Mężczyznę zamurowało, nie wiedział co to ma oznaczać, czy chce go
oddać w ręce policji, czy może wywiezie go gdzieś dalej gdzie nikt nie
będzie świadkiem jak Tomek pobije go.
-Jedziesz? Nic ci nie zrobię – powiedział spokojnie Tomek
Mężczyzna podniósł niepewnie swoje rzeczy i podszedł z drugiej
strony samochodu. Tomek otworzył drzwi i wsiedli do niego. Odpalił
samochód, powoli wykręcił na małej drodze i skierował się do miasta.
Tomek sam czuł się po części uciekinierem, nie dość że wisiało nad
nim ucieczka z miejsca wypadku to jeszcze teraz ucieczka ze szpitala
gdzie był pilnowany całą dobę przez funkcjonariusza policji. Po części
chyba rozumiał tego człowieka, tylko że on łapał się byle okazji by
przeżyć następny dzień.
-Jak masz na imię? – spytał Tomek
-Dawid – powiedział mężyzna
-Nie musisz mi mówić czemu ciągle uciekasz w swoim życiu. Nie
obchodzi mnie to ale trochę cię rozumiem. – powiedział do niego
-Skąd wiesz że uciekam? – spytał się Dawid
Tomek spojrzał na niego i uśmiechnął się.
-To masz wypisane na twarzy – odpowiedział mu
-Co ze mną zrobisz? – spytał
-Nic. Podrzucę cię do miasta. Robi się już ciemno i lepiej żebyś nie był
w lesie, to wszystko – powiedział
-A te psy? Twoje?
-Wilki? To przyjaciele, i lepsze niż psy, bo mają swoją wolność. Ty też
jesteś do nich trochę podobny. Zachowujesz się jak wilk bo czuć w
tobie wolność, ale wilki też wracają spać do swoich legowisk, ty zaś
nie wracasz do niego. – powiedział mu Tomek
Dawid spojrzał na niego i nic się nie odzywał. Wolał swoją tajemnicę
zachować dla siebie czemu tak postępuje, ale czuł że Tomek coś za

365
dużo wie o nim.
-Nie boisz się że teraz np. mogę coś ci zrobić – powiedział Dawid
-Nie
-Czemu?
-Gdybyś był aż tak zdesperowany to byś próbował się bronić przed
wilkami albo próbował ucieczki to odruch bezwarunkowy każdego
człowieka by przeżyć w takiej sytuacji. Ty tego nie zrobiłeś więc teraz
też nie zrobisz – odpowiedział mu Tomek
Dawid spojrzał na niego a potem już nic nie odezwali się do końca
trasy. Tomek podjechał do centrum miasteczka i zatrzymał samochód
na poboczu. Spojrzał na swojego pasażera.
-Idź. Jesteś wolny – powiedział
Ten złapał już za klamkę by otworzyć drzwi.
-Poczekaj – powiedział Tomek sięgając do kieszeni spodni.
Wyciągnął kilka banknotów 100 zł i podał mu je.
-Weź je i zastanów się, że może warto skończyć z ucieczką –
powiedział
Dawid spojrzał na niego i na pieniądze. Wziął pieniądze i wsunął do
kieszeni koszuli.
-Dziękuję – powiedział otwierając samochód
Gdy wyszedł i już miał trzasnąć drzwiami samochodu, cofnął się i
spojrzał do środka.
-Czemu to robisz? – spytał
-Każdemu trzeba dać drugą szansę. Teraz ty ją dostajesz, a jak ją
wykorzystasz to już twoja decyzja. – powiedział Tomek
Dawid zastanowił się nad odpowiedzią i kiwnął twierdząco. Potem
zamknął za sobą drzwi i oddalił się.
Tomek jeszcze chwilę nie ruszał z miejsca. Zamyślił się nad tym
zdarzeniem co mogło oznaczać. Potem wrzucił bieg i ruszył do braci
do domku w górach.
Tomek gwałtownie otworzył oczy. Spojrzał na sufit a potem szybko na
półkę gdzie stał zegar. Wskazywał czwartą piętnaście nad ranem.
Poczuł jak szybko bije mu serce. Zastanawiał się czemu, przecież nie

366
miał żadnego snu! Zawsze pamiętał sny, czasami śniły się mu one,
były wskazówką dla niego na przyszłość a czasami były
odreagowaniem tego co się już stało. Kilkanaście razy miał sny
związane z atakiem Kalasaka na niego i Oliwię. Wówczas podobnie
budził się gwałtownie zrywając się z łóżka i rozglądając się czy to nie
jest przypadkiem rzeczywistość. Zdarzenie to było dla jego
podświadomości i jego samego wielką raną a sny te śniły się mu jako
odreagowanie na całe to zdarzenie. Teraz podobnie się poczuł. Usiadł
na łóżku i rozejrzał się po pomieszczeniu. Na drugim łóżku spał Jacek
z Mateuszem odwrócenie do siebie. Dawid zaś lubił spać na znacznie
twardszym podłożu, więc nie przeszkadzało mu spanie na materacu
na ziemi. Wioli nie było w pomieszczeniu, spała w drugim pokoju. Dla
świętego spokoju wstał i zajrzał tam czy wszystko jest w porządku.
Wiola spała na łóżku i nic nie wskazywało, że coś złego się dzieje.
Cicho zamknął drzwi od pokoju Wioli i wrócił na łóżko. Siedząc na nim
zastanawiał się co go tak wybudziło. Nie znalazł żadnego sensownego
wytłumaczenia oprócz jednego. Ktoś lub coś z zewnątrz musiało na to
wpłynąć a nie on sam. Spojrzał przez okno. Światło księżyca będące
teraz w pełni oświetlało podwórko i las nieopodal. Ciepło się zrobiło w
pomieszczeniu, pewnie dlatego, że teraz w kilka osób spało tu i noce
też jeszcze w miarę ciepłe były. Już miał z powrotem się położyć do
łóżka by spróbować zasnąć, gdy naszła go myśl. „Za ciepło” usiadł
ponownie na łóżku i zastanowił się nad tą myślą. Miał na sobie czarną
luźną koszulkę z napisem „Wszystko co lubię jest zabronione”. Dostał
wczoraj ją od swoich przyjaciół na dzisiejsze urodziny. Nie mogło się
obyć by Tomek jej nie przymierzył, a jak założył tak został w niej.
Założył luźne spodenki bawełniane prawie do kolan. Na nogi założył
sandały by po ciemku na dworze nie wejść w jakiś ostry korzeń, który
mógł wystawać spad ściułki leśnej. Odryglował zamek i wyszedł na
dwór. Tu powietrze było tu znacznie rześkie. Zamknął za sobą cicho
drzwi i usiadł na drewnianych schodach. Poczuł delikatny powiew
wiaterku uderzający go przyjemnie w twarz. Gorąc ustał i teraz od
razu lepiej poczuł się Tomek. Podparł głowę na rękach i wpatrywał się

367
w las. Drzewa lekko poruszały się pod wpływem wiatru, lekko
szumiąc. Zawsze lubił ten szum, był uspokajający dla niego. Zamknął
oczy i wsłuchał się w niego. Powoli jego umysł zjednoczył się z
ruchem wiatru i szumem drzew.
-„On tu jest. Już jest” – pobiegły go myśli
To przesłanie niosło się z wiatrem. Tomek gwałtownie odczytał tą
wiadomość i zerwał się na równe nogi. Wiedział co mogło oznaczać.
Kalasak tu jest! Oczy zrobiły się szerokie u niego jak u
przestraszonego dziecka. Kilka metrów przed nim stał Kalasak ! Miał
około metr dziewięćdziesiąt, szczupły i ubrany w czarną pelerynę
która falowała delikatnie na wietrze. Twarz szczupła pociągła z
wyraźnymi zmarszczkami jak małe kaniony rzeki wyryte. Lekkie
światło padające na jego twarz tworzyły cienie potęgując jeszcze
bardziej ciemną stronę postaci. Oczy zaś czarne jak noc. Bez żadnych
oznak, że to są ludzie oczy, raczej jak kamienie bez wyrazu, które nic
nie zawierają w sobie. Adrenalina w jego organizmie skoczyło do
drastycznej dawki. Płynąc w żyłach szybko rozeszła się po całym ciele
a najszybciej do mózgu. Ten zareagował najszybciej jak mógł. Tomek
skupił się na sobie a nie na widoku Kalasaka. Musiał w ułamku
sekundy przeistoczyć się w Aesarela by stawić czoła złu. W momencie
gdy skupił się na sobie poczuł straszliwy ból głowy, szum wdarł się do
wnętrza jego świadomości zabijając w nim możliwość koncentracji.
Znał to, wiedział co to jest. Miał to samo w Łodzi gdy próbował
uciekać. Ta postać co tam była wówczas zagłuszała jego zdolność
koncentracji. Było już za późno na myślenie. Rzucił się na Kalsaka z
pięściami. Może tak myślał, że rzucił się na niego, ale zrobił jedynie
jeden krok w przód w jego kierunku. Poczuł jak coś mocnego złapało
go za ramiona i z potężną siłą rzuciła nim w tył wprost na mocne
dębowe drzwi od domu. Uderzenie było potężne aż rozniosło się po
okolicy. Jednak drzewo będąc materiałem miększym niż skała nie
wyrządziła większych skutków zdrowotnych w ciele Tomka. Osunął się
pod drzwiami, ale adrenalina płynąca w jego ciele nie pozwalała mu
na chwilę odpoczynku. Nie czuł teraz bólu, taką silna dawka tego

368
specyficznego hormonu była w jego krwi. Nawet gdyby miał teraz
złamane żebro czy wstrząs mózgu to nie czuł tego. Tomek podniósł
się na nogi i spojrzał na Kalasaka. W oczach Tomka pojawiła się
wściekłość. Wściekłość, że nie wiele mógł teraz zrobić, to go teraz
zgubiło zamiast pozostać w stanie uspokojenia umysłu, lecz kiedy
tego pragnął dosięgało go oddziaływanie postaci stojącej z boku.
Postaci która zakłócała jego spokój umysłu.
-Zapłacisz za wszystko ! – powiedział Tomek przez zęby
Usłyszał za sobą ruch w domu. Wiedział już, że jego przyjaciele
obudzili się. Ktoś szarpnął za klamkę od wewnątrz lecz drzwi nie
ustąpiły. To Kalsak sprawił, że zostali uwięzieni w środku. Był sam na
sam Tomek z nim. To był podstęp, to on wysłał mu negatywną myśl
podczas snu. Sprawił by wyszedł z domu na otwartą przestrzeń by
mógł dobrać się do niego. Dlaczego nie zaatakował go w środku
domu? Olśniło Tomka ta myśl. Dom Ilmaruna był magicznym azylem
z którym nawet sam Kalasak nie chciał ryzykować. Nie chciał w ten
sposób zwrócić uwagi na byty astralne z którymi pracował i żył
Janusz. Dlatego musiał wywabić go z domu i udało mu się to. Tomek
stał i zacisnął pięści, adrenalina dawała mu teraz nadludzie siły, ale
tylko fizyczną siłę, siłę na powstrzymaniu strachu i fizycznego bólu.
-Tomek ! Otwieraj - krzyknął Dawid od wewnątrz
Znów ktoś mocno szarpał za klamkę ale bez skutku.
-Jestem tu! – zawołał do nich Tomek – On też tu jest.
Głosy ucichły wewnątrz na słowa Tomka. Tomek rzucił się na czarną
postać Kalasaka. Udało mu się zrobić kilka kroków, gdy nagle znów
poczuć jak niewidoczna siła łapie go w pasie i ściska tak mocno, że
wygięło go do tyłu. Zacisnął zęby z bólu który teraz odczuł. Siła
uniosła go do góry zawieszając go prawie dwa metry nad ziemią. Po
chwili za sobą usłyszał potężne uderzenie mieszające się z hukiem i
zobaczył jak kawałki potężnych drzwi rozsypały się w wióry, które z
wielkim pędem poszybowały na podwórze. Tomek odwrócił głowę by
zobaczyć co się dzieje za nim. W progu stał Mateusz z wyciągniętymi
dłońmi. Skumulował potężną dawkę elementu ziemi, którą pochłonęło

369
drewno. Naprężenie było tak wielkie, że nie wytrzymały nacisku i
eksplodowały na zewnątrz. Za nim stali pozostali, ubrani tak jak
zerwali się z łóżka. Patrzyli na niego uniesionego nad ziemią. Oczy
Dawida wskazywały wściekłość a zarazem zdecydowanie i on
pierwszy przeszedł próg domu a za nim pozostali.
-Nie ! Zostańcie w środku ! – krzyknął z ostatnich sił Tomek gdy znów
poczuł jak pętla jeszcze mocniej zacisnęła się na jego brzuchu i
plecach.
Było już za późno. Wszyscy wyszli i gdy już cokolwiek chcieli zrobić
niewidoczna siła złapała ich i w tym samym momencie porozrzucała
ich po podwórku. Wstali szybko patrząc na postać czarnego maga.
Jacek wykonał znak magiczny palcem kierując magiczną formułę w
kierunku Tomka chcąc go uwolnić z potrzasku. Gdy już prawie ją
skończył upadł na kolana a po chwili łapiąc się za głowę. Odczuł
potężne uderzenie myśli dekoncentrując go całkowicie. To postać
która stała z boku teraz mogła swobodnie zakłócać ich myśli. Nie
zdążył im powiedzieć o tym Tomek. W domu byli by bezpieczni a
teraz byli w takiej samej sytuacji co on. Po chwili jednocześnie macki
Kalasaka zacisnęły się na reszcie z nich tak mocno, że poczuli
przeszywający ból w plecach i kościach. Siła uniosła ich do góry na
podobną wysokość co Tomka. Teraz czarny mag był spokojny. Miał
ich wszystkich. Odważnie podszedł do kilka metrów do wiszącego
Tomka. Spojrzał na niego i uśmiechnął się szyderczo.
-Znów się spotykamy Aesarel – powiedział ochrypłym głosem – Znów
jesteś mój !
-Powiedziałem ci już. Zapłacisz za to wszystko ! – powiedział wściekły
Tomek
-Niby jak? Ale wiesz co? Ciebie zostawię sobie na koniec. – powiedział
Kalasak
-Nie masz za grosz honoru. Nie umiesz stawić czoła mnie,
wykorzystujesz podstęp ale na prawdziwą walkę cię nie stać –
powiedział Tomek
-Racja. Nie będziemy teraz rozpatrywać pojęcie honoru, ale każdy

370
sposób jest dobry jeżeli osiągniemy to co chcemy. Czy to będzie
ciężka praca czy droga po trupach. – odpowiedział mu
-Zginiesz ! – powiedział wściekły Tomek
-Najpierw wy ! – wycedził Kalasak
-Jesteś tylko marionetką. Przez cały czas byłeś tylko sługą a nie
magiem. Przyjąłeś moc od czarnego mistrza. Jesteś tylko człowiekiem
– wycedził Tomek
-A ty niby kim jesteś? – spytał
-Człowiekiem który rozumie twój ból jaki cię ogarnia od setek lat.
-Co ty wiesz o moim bólu? Nic nie wiesz!
-Nie potrafisz przyjąć z pokorą lekcji życia i rozwoju swojego.
Odeszłeś od swojej rodziny na uciekający pies. Zostawiłeś swoich
najbliższych, odwróciłeś się od nich. – mówił Tomek
Kalasak podszedł bliżej niego i spojrzał mu w oczy z zaciekawieniem.
Jego czarny wzrok próbował wbić się myśli przeciwnika.
-Ja się nie odwróciłem! To on. Ten którego tak wielu ludzi kocha
odwrócił się ode mnie. To on sprawił, że tych których kochałem
odeszli. To on zabrał ich ze sobą. Jest niczym dla mnie!! – krzyczał
mu prosto w twarz
-To on cię pozbawił wody? Tej której ci dał by ratować najbliższych? –
spytał
-Skąd to wiesz? – spytał a po chwili namysłu z uśmiechem mówił –
Ah tak. Wasz Bóg dał ci tą wiedzę o mnie byś mnie powstrzymał. Nic
z tego Aesarelu. Tamto jest przeszłością i liczy się tu i teraz.
-Kochałeś ich.
-Kochałem? A co to za pytanie? Co to jest miłość? No powiedz mi co
to jest? Ci którzy kochają nas nie ranią nas, nie zabierają nam
bliskich.
-Masz w sobie dość goryczy i żalu do całego świata. Byli, są miliony
ludzi którzy przeszli lub przechodzą to samo co ty przeszedłeś. Oni się
Nie poddają. Taka jest kolej rzeczy, wszystko jest zapisane dla
naszego dobra, byśmy byli każdym krokiem bliżej z Opatrznością
Boską.

371
-Co ty mi bredzisz teoriami jakiś religii i filozofii? Wiem co sam
przeszedłem i wiem co teraz muszę zrobić – wycedził Kalasak do
Tomka
-Zadałeś sobie kiedyś pytanie czemu nie miałeś wody? – powiedział
spokojnie Tomek
-Bo tak właśnie chciał was Bóg. Bym cierpiał z powodu śmierci
najbliższych, bym rozpaczał i poddał mu się.
-Jaki Bóg?!! Powiedz mi który Bóg?!! Może pomyliłeś osoby? –
wrzasnął Tomek
-Dosyć! – wydarł się Kalasak na cały głos.
Ścisnął mocno uniesioną pieść. Tomek poczuł jak przechodzi go
straszny ból w głowie a potem przeniósł się na wszystkie mięśnie
twarzy nie mogąc już nic wypowiedzieć.
Kalasak spojrzał na resztę i na początek wybrał Jacka. Tomek musiał
coś zrobić, ale nie wiedział co. Ciało miał sparaliżowane i nie mógł
skupić myśli by zjednoczyć trzy swoje ciała w ciało maga Aesarela,
wojownika. Żeby tylko mógł stać się tym kim jest wewnątrz. Spojrzał
na postać stojącą z boku. Trzymała się blisko drzew. Ręce miała
założone z tyłu i spokojnie przyglądała się wszystkiemu co się dzieje.
Nie widział jej dokładnie, słabe światło księżyca i cienie padające
drzew na nią nie pozwalały mu określić kim jest. Żeby jej nie było to
inaczej by się to wszystko potoczyło. Przecież to też człowiek, tylko
ma pewne zdolności. Dlatego nie angażuje się w całą sytuację tylko
pozostaje z boku, wiem, że można go zranić. Zranić! Przecież to
człowiek! Myśli wpadły do głowy Tomka. Kalasak podszedł do Jacka i
spoglądał na niego z ciekawością. Szyderczy uśmiech na twarzy
świadczył, że to co robi sprawi mu przyjemność. Tomek spojrzał na
Dawida, Mateusza i Wiolę. Zamknął oczy i ostatnimi siłami umysłu
wysłał do nich myśl o ściągnięcie tutaj Silka i Karamusa na postać z
boku. Myśl wyszła z jego głowy ale nie wiedział czy dotarła. Spojrzał
na nich i zobaczył, że delikatnie przytaknęli głowami, dali w ten
sposób mu znak, że wiedzą co mają robić. Cała czwórka oprócz Jacka
skoncentrowali się wspólnie nad jedną wspólną myślą. Wysłali ją w

372
przestrzeń. Kalasak wyciągnął ręce w stronę Jacka. Zatrzymały się
jakieś dwa metry przed jego ciałem. Wymawiał magiczną formułę
oddzielenia ciała fizycznego od ciała astralnego. Pozbawiając tego
Jacka pozbawia go ciała fizycznego. Następuje śmierć kliniczna a z
samych duchem maga już łatwiej by sobie poradził. Tomek usłyszał
mały szelest w lesie. Teraz będąc wyżej zobaczył jak niektóre zarośla
poruszają się. To dwa wilki bezszelestnie biegły im na pomoc. Dawid
też to zauważył i obserwował ruch w lesie. Mięśnie twarzy Tomka
delikatnie rozluźniły się od energii złego maga. Spojrzał na swojego
wroga i powiedział spokojnie.
-Zapomniałeś o jednym. Znasz przysłowie, że ten który wybiera
ścieżkę zemsty musi wykopać dwa groby.
Kalasak spojrzał na Tomka. Ale właśnie o to chodziło by na chwilkę
odwrócić jego uwagę. Dwa wilki nagle gwałtownie przyśpieszyły w
kierunku człowieka stojącego na uboczu. Gdy były trzy metry od
postaci z boku, ten je usłyszał. Odwrócił się by spojrzeć w stronę
dobiegających prawie niesłyszalnych dźwięków. Było za późno. Dwa
wilki wyskoczyły z zarośli. Odbiły się mocno na tylnich łapach
wystrzeliwując w powietrze w kierunku postaci. Ta tylko zdołała
zasłonić się ręką. Jeden z wilków złapał potężnymi mocnymi zębami
za rękę odciągając ją na bok. Drugi zaś rzucił się do gardła. Wbił
swoje kły głęboko i potężnie zaciskając się na nich. Dało się słyszeć
głuchy chrzęst pękanych chrząstek w gardle a postać wydobyła z
siebie chargot człowieka, który dusi się od swojej krwi. Kalasak
przerwał magiczną formułę i odwrócił się. Wilki kotłowały się z
człowiekiem na ziemi co trochę rozszarpując go na kawałki. Ten
próbował walczyć, jeżeli to można było nazwać walką wymachiwanie
ostatnich tchnieniem rękoma w próżni. Kalasak pchnął ręce przed
siebie w kierunku wilków. Te uderzone niewidzialną siłą oderwały się
od człowieka upadając i wyjąc w lesie. Leżały, ciężko dysząc i cicho
skomląc z bólu. Na tą chwilę czekał Tomek. Zamknął oczy i w ułamku
sekundy skupił w sobie wszystkie trzy ciała. Zjednoczyły się a jego
ciało astralne zmętniało stając się mleczną powłoką. Otworzył oczy.

373
Już nie były te same oczy Tomka. To były oczy Aesarela. Naprężył się
mag w sobie wypuszczając energię światła z siebie rozrywając
niewidoczne więzy, które go opasały. Pękły i Tomek spadł na ziemię.
Teraz dopiero Kalasak zrozumiał co to wszystko znaczyło. Jedna jego
chwila nieuwagi, sam zajął się Jackiem a nie dopilnował reszty. Obrali
dobra strategię, przywołali wilki o których nie miał pojęcia czarny
mag, by pozbyć się jego sprzymierzęca. W ten sposób pozbył się
tarczy przeciwko Aesarelowi. Odwrócił się gwałtownie w kierunku
Tomka i wyciągnął dłoń by skierować astralną rękę która miała
chwycić go za gardło. Gdy to zrobił zobaczył przed sobą Tomka. Jego
oczy zmieniły się diametralnie, całe ciało postarzało się, skóra zrobiła
się twardsza. To była jego druga twarz, twarz maga Aesarela.
-Mówiłem, że zapłacisz za wszystko ! – powiedział Tomek
Chwycił go za ubranie na wysokości klatki i cisnął nim jak piórkiem do
tyłu. Ten poszybował gwałtownie do tyłu uderzając o potężne drzewo.
Osunął się na ziemię ale nie stracił przytomności. Takie uderzenie nie
robiło na nim wielkiego znaczenia. Nadal miał swoją moc. Kalasak
powstał z ziemi powoli bez oznak żadnego bólu. Podniósł głowę i
uśmiechnął się do Aesarela. Tomek w tym czasie szybko odwrócił się
do przyjaciół. Swoim magicznym wzrokiem ujrzał pętle astralne na
swoich przyjaciołach. Czarne macki jaki potężne zaplecione sznury nie
widoczne dla ludzkiego oka opasały ich przy kończynach i w pasie.
Wyciągnął swoje astralne dłonie i wykonał magiczny znak w ich
stronę. Pętle pękły i cała czwórka spadła na nogi. Byli wolni i teraz
mogli mu pomóc. Kalasak nie próżnował, nie miał na to czasu.
Zaskoczenie jest jedną z najbardziej połową sukcesu podczas walki.
Gdy Tomek odwrócił się w jego stronę a uwolnienie przyjaciół trwało
zaledwie kilka sekund, poczuł jak ziemia pod nim robi się zimna.
Piasek już nie był sypki, ziarenka złączyły się tworząc skałę. Szybko
objęły jego stopy wzbijając się do kolan. Energia ich nie mogła
przeniknąć do jego ciała, gdyż teraz jego komórki były odporne na
takie działania. Jednak zmarznięty piasek z podłoża zrobiły swoiste
kajdany na nogach. Tomek gwałtownie ruszył prawą nogą lecz ta ani

374
drgnęła. Kalasak przemieścił się kilka kroków na bok jednocześnie
wymawiając pod nosem formułę zniewalającą Tomka. Jego
przyjaciele zareagowali natychmiast. Dawid podszedł najbliżej
miejsca zamrożenia tak by nie wejść w kręg otaczający Tomka.
Przyłożył rękę do ziemi zamykając oczy. Jego dłoń rozgrzała się do
czerwoności a potem do prawie samej białości. Ciepło płynęło z dłoni
powoli przenikając zmarzniętą glebę. Podeszła do niego Wiola.
Uklękła obok Dawida i złączyła dłonie. Po chwili odciągając je od
siebie wyzwalając między nimi element wody. Kropelki skupiały się
szybko tworząc kulę wody. Kalasak nadal skupiał się na uwięzieniu
Aesarela. Piasek podążał dalej wchodząc już na uda jego. Ziarenka
jak posłuszne mrówki wdrapywały się go góry co trochę zajmując
każdy centymetr ciała osobnika. Jacek spojrzał na Mateusza i przesłał
mu myśl by zatrzymać działanie czarnego maga. Podszedł do niego i
mentalnie wybrali jedno z największych drzew rosnących z ich prawej
strony. Przywołali swoje moce i razem skoncetrowali się na nim.
Mateusz przeniknął mentalnie w każdą komórkę drzewa od liście po
najmniejszy korzeń. Jacek napełnił je elementem powietrza
dodatkowo manipulując fluidem magnetycznym. Mateusz dał znak
Jackowi, że jest gotowy. Na to tylko czekał Jacek. Siłą woli dał impuls
swojego postanowienia panowania nad nim. Drzewo wyrwało się z
korzeniami gwałtownie unosząc się w powietrze. Ziemia, korzenie
eksplodowały w górę roznosząc dźwięk trzasku odrywanych korzeni
od podłoża. Nie mogli dłużej czekać. Jacek natychmiast złapał
astralnymi rękoma za drzewo i cisnął w kierunku Kalsaka.
Dziesięciometrowe drzewo z potworną prędkością poszybowało w
jego stronę. Korzenie przeleciały nad ich głowami wywołując
dodatkowy wiatr rozrzucając ich włosy na głowie. W niespełna
sekundę drzewo uderzyło w Kalasaka. Ten próbował drugą ręką
zmienić trajektorię lotu pocisku ważącego parę ton lecz spóźnił się o
ułamki sekundy. Uderzenie drzewem było potężne. Zmiotło go z
powierzchni ziemi i zabrało go na sobie szybując z nim w stronę lasu.
Drzewo z magiem wleciało do lasu. Kilka razy uderzając o drzewa

375
stojące na drodze. Impet lecącego drzewa zwalniał, łamiąc innych
swoich braci w pół wydobywając z nich trzask łamanych konarów i
gałęzi. Znikło w ciemnościach gdzieś upadając na zbocze. Jacek i
Mateusz podbiegli do Tomka, który nadal był uwięziony. Co prawda
ruch ziarenek ziemi zatrzymał się, więc to dobra oznaka, że Kalasak
już nimi nie kieruje. Gorąc nadal bijący z dłoni Dawida przenikał teraz
szybciej obszar zamarzniętej ziemi. To nie było typowe zamarznięcie
jakie nam towarzyszy podczas zimy. Bardziej przypominało to
spiekaną ziemię podczas uderzenia pioruna, gdy ziemia topi się w
twardą skałę. Tu był podobny efekt. Ciepło Dawida przenikło całą
część i teraz Wiola wypuściła skumulowany element wody na to
miejsce. Gwałtowne schłodzenie powierzchni dało pozytywny skutek.
Materia popękała w drobną siateczkę. Tomek szarpnął nogami
uwalniając się z potrzasku.
-Widzieliście go? - spytał Tomek Jacka i Mateusza
-Gdzieś zniknął w ciemnościach. – odpowiedział Jacek
-To jeszcze nie koniec. – powiedział Tomek
-Dlaczego mówiłeś byśmy nie wychodzili z domu? – spytała Wiola
-Dom Ilmaruna jest magicznym azylem. Tam byliście bezpieczni.
Kalasak mnie podstępem z niego wyciągnął. Nie miałem jak was
ostrzec to za szybko się działo. – odpowiedział jej Tomek
Dawid z Mateuszem zrobili kilka kroków tam gdzie jeszcze przed
chwilą stał czarny mag. Rozglądali się czy nie widać go. Mateusz
odwrócił się do reszty którzy pozostali na środku placu i uniósł ręce z
zachwytu.
-Pokonaliśmy go ! – krzyknął Mateusz
-To by było za proste – powiedział Tomek – Nigdy tak łatwo mi z nim
nie poszło.
Kątem oka dostrzegł ruch z lewej strony. Spojrzał tam powoli
szukając jakiś oznak, zmian, nieprawidłowości. Na początku nic nie
dostrzegł, wszystko było normalne tylko cienie drzew ledwo co się
poruszały po ziemi. Aesarel przyjrzał się im uważniej a potem
skierował głowę do góry. Wiatr ustał i korony drzew nie poruszały się.

376
Cienie się ruszały!
-Czujecie to? – spytał Tomek Wioli i Jacka
-Co? – spytała Wiola
-Co masz na myśli? – pytał też Jacek
Tomek nic nie odezwał się. Spojrzał na prawo i też ujrzał ruszające
się cienie. Spojrzał do tyłu to samo. W odległości kilkunastu metrów
poruszały się cienie na ziemi. Gwałtownie spojrzał na Mateusza i
Dawida. Tuż koło nich powoli poruszały się cienie. Spojrzał na drzewa
rosnące koło nich lecz one spokojnie stały w miejscu.
-Nie dobrze – powiedział cicho Aesarel
Wyciągnął ręce w kierunku Mateusza i Dawida. Astralno – mentalne
dłonie posłusznie wyciągnęły się z prędkością błyskawicy. Chwyciły
dwóch jego braci w pasie i gwałtownie jak na gumie mag ściągnął ich
do siebie. Oderwali się raptownie od ziemi i zgięci w pół przelecieli
kilkanaście metrów w powietrzu lądując koło Tomka. Padli na kolana i
spojrzeli na Tomka co to miało oznaczać. Ten nic się nie odezwał.
Wyprostował się i uniósł dłonie ku górze.
-Sami julmak nachelm Pjusoghim ! – krzyknął
W ułamku sekundy nad ich głowami na wysokości koło dwóch metrów
zaświeciło mocne mleczne światło. Delikatnie wybuchło okrywając ich
bańką koloru mlecznego. Tomek przywołał swojego strażnika i
zarazem swoja tarczę astralno mentalną Pjusoghima. Był to byt
stworzony przez niego samego jeszcze wieki temu. Posłuszny tylko
jemu. Miał za zadanie stworzenia tarczy w formie bańki chroniącą
wewnątrz jej swojego pana. Ledwo ścianki bańki dotknęła
powierzchni ziemi zapadła totalna ciemność wokół nich poza obrębem
strażnika i gwałtownie uderzyła całą swoją siłą od góry. Pjusoghim
przyjął potężne uderzenie uginając się pod nią. Tomek upadł na
kolana z wygiętymi plecami. Zacisnął zęby z potwornego nacisku jaki
sam odczuł poprzez połączenie z Pjusoghimem. Rozległ się potężny
huk uderzenia. Ścianki bańki zaiskrzyły jakby ktoś uderzył potężnym
młotem w rozgrzaną stal wywołując iskry.
Wiola spojrzała na Tomka jak ucierpiał od potężnego wstrząsu.

377
-To pryncypałowie Kalasaka – powiedziała niepewnie - Sytuin,
Nalamaja, Rijkaj i Malochn.
Kalasak nie zginął i tu miał rację Tomek, że to by było za proste. Był
też potężnym magiem. Gdy dawniej mieli konfrontację Aesarel
pokonał go ale wówczas czół, że jest silniejszy od niego. Jednak w
tym wcieleniu poczuł, że moc czarnego maga powiększyła się i jak
równy z równym mógł stanąć do walki z Aesarelem. Miał teraz
poparcie pryncypałów ciemnej strony. Czuł się z nimi potężniejszy i
bezpieczniejszy i wykorzystywał ich do swoich planów. Znów
nastąpiło potężne uderzenie lecz teraz ze wszystkich stron. To czterej
czarni pryncypałowie zjednoczyli siły by raz na zawsze zmiażdżyć
Aesarela. Psjusoghim zaiskrzył jeszcze bardziej uginając się pod
naciskiem a gdy uderzenie mijało powracał na swoje miejsce. Tomek
odczuł jeszcze bardziej to uderzenie, tak jakby coś ściskało go ze
wszystkich stron. Poczuł tąpnięcie w głowie a w uszach zawirował mu
świst. Otworzył oczy i spojrzał klęcząc i popierając się na ramionach
na ziemię. Najpierw jedna a potem kolejne dwie krople krwi zleciały z
jego nosa. Dawid klęknął koło niego, podwinął koszulkę i wyciągnął
cztery kawałki papieru.
-Może teraz jest czas na nas? – spytał się Tomka
Spojrzał na to co trzymał Dawid w ręce. Były to pieczęcie
przywołujące Pyrhum, Amasol, Parahim, Ordaphe. Tomek uśmiechnął
się do Dawida.
-Nie dam rady utrzymać dłużej, tym bardziej wezwać ich. –
powiedział z bólu
-Damy radę – powiedział Dawid
Położył pieczęcie przed Tomkiem. Wstał i przekazał mentalne
przesłanie pozostałym. Zrozumieli natychmiast i zajęli odpowiednie
miejsca. Każdy z nich usiadł jak najbliżej bańki Pjusoghima w
czterech miejscach, symetrycznie rozstawiając się. Wyciągnęli ręce
przed siebie delikatnie dotykając strony wewnętrznej ścianki.
Zamknęli oczy i skoncentrowali się na swojej energii. Każdy z nich
dawał kawałek swojej energii zasilając Pjusoghima w podtrzymaniu

378
jego działania. W naturalnych warunkach Pjusoghim pobierał czystą
energię z kosmosu do uzupełniania energii dla siebie lecz teraz był
zasłonięty przez moc ciemnych pryncypałów Kalasaka. Nastąpiło
kolejne uderzenie mocy, było jeszcze potężniejsze niż dwa
poprzednie. Tym razem bańka nie poddała się. Została na miejscu i
lekko tylko rozjaśniła podczas uderzenia. Tomek podniósł głowę
widząc że jego przyjaciele odciążyli go od nacisku. Krew pociekła po
wardze spływając w jego usta. Poczuł smak swojej krwi i nie mógł
sobie przypomnieć żeby coś takiego miało miejsce będąc w postaci
Aesarela. Znów BUM rozniosło się po lesie i Pjusoghim zaświecił
bardziej intensywnie. Byty coraz częściej naciskały z całych sił by
przełamać barierę. Tomek usiadł spokojnie w środku okręgu i wziął w
ręce kawałki grubego papieru na których były zapisane pieczęcie
wzywające Pyrhum, Amasol, Parahim, Ordaphe. Rozłożył je wokół
siebie w takiej samej kolejności i umiejscowieniu jak podczas
ewokacji na zamku. Pieczęć Pyrhuma położył przed sobą, Amasola z
tyłu, Parahima z lewej strony a Ordaphe z prawej. Uwolnił się od
wszystkich myśli by uspokoić się. Zajęło mu to kilkanaście sekund
zanim pozbierał się i uzyskał pustkę umysłu. W tym momencie
wypowiedział na głos słowa.
-Pyrhum, Amasol, Parahim, Ordaphe przywołuje was tu i teraz byście
stanęli po mojej stronie. – powiedział stanowczo Tomek
Znaki na kawałkach papieru rozjaśniały się aż ich światło rozniosło się
na całą bańkę. Całe wnętrze wypełniało się światłem przenikając
przez nie. Pjusoghim rozszerzał się a bracia duchowi opuścili ręce
widząc, że Tomkowi udało się przywołać pryncypałów. Nagle z
czterech miejsc gdzie były pieczęcie wybuchły światła oślepiając ich.
Bańka pękła od środka. Gdy mogli spojrzeć, ujrzeli sprzymierzeńców.
Potężna postać około czterech metrów stała przed Tomkiem. Potężny,
barczysty mężczyzna z potężnymi muskułami. Jego powłoka, skóra
była czerwona i żarzyła się od przepełniającego nim elementem
ognia. Amosol stanął za Tomkiem w postaci kobiety o podobnym
wzroście. Smukła i szczupła jej sylwetka z falującą suknią koloru

379
niebieskiego i blond włosach. Pryncypał powietrza Parahim ukazał się
z lewej strony Tomka w postaci młodzieńca ubranego delikatną
błękitną kamizelkę ze spodniami w tym samym kolorze. Włosy zaś
falowały pod wpływem elementu powietrza jaki go przepełniał.
Ostatni z nich Ordaphe stanął po prawej stronie maga. Przypominał
gnoma z baśni. Mniejszy od pozostałych ale bardzo barczysty,
zbudowany z bitych prawie łączących się mięśni. Ciemna długa broda
zwisała z potężnej twarzy, która kryła dwoje czarnych oczu. Na sobie
miał tylko formę szortów zrobione z grubej skóry. Czterej
pryncypałowie stali spokojni patrząc przed siebie w kierunku tam
gdzie niedawno stał kalasak.
Ciemność poruszała się, rozdzielając się na cztery istoty które po
chwili stanęły w pół okręgu przed nimi. Czarne postacie o trudnej
charakterystyce ubioru, tylko charakterystyczne elementy będące na
nich świadczyły jakim elementem królowały po ciemnej stronie.
Tomek wstał i spojrzał naprzeciw niego. Na skaju lasu stał Kalasak w
tym samym miejscu gdzie niedawno zmiotło go lecące drzewo.
-Byt przeciwko bytowi, człowiek przeciwko człowiekowi - powiedział
Tomek w kierunku Kalasaka
-Widzę że jesteś dobrze przygotowany – odpowiedział Kalasak
Podniósł rękę a obok niego pojawiły się kilkadziesiąt postaci o małej
krępej budowie ciała. To pomniejsze demony posłuszne czarnemu
magowi przybyły by zasilić szeregi swojego pana. Znów była
nierównowaga sił. Pryncypałowie stali spokojnie na swoich miejscach
przyglądając się swoim bracią, którzy postanowili stanąć po stronie
zła. Jego przyjaciele wstali i podeszli do Tomka. W ten z prawej
strony wielki czarny pies potężnym pędem wybiegł z lasu. Oczy lśniły
u niego na zielono a kły świeciły w blasku księżyca. Czarna sierść jak
smoła falowała na pędzącym psie.
-Nie wierzę – powiedział Tomek widząc go
To Więckowski w swojej dawnej postaci psa, strażnika zamku w
Ogrodzieńcu przybył mu na pomoc. W jedną sekundę znalazł się koło
pierwszego z pomniejszych demonów stojących koło Kalasaka.

380
Chwycił go potężnymi zębami i szarpnął pyskiem na boki. Ten
rozleciał się i rozpłynął się w powietrzu. Inne demony od razu
zareagowały i rzuciły się na niego wciągając potężnego psa w zarośla.
Tomek nie mógł dłużej czekać, to był najlepszy moment.
-Wypełnijcie swoją obietnicę – zawołał Tomek do sprzymierzonych
pryncypałów
Ci natychmiast ruszyli na swoich braci zderzając się z nimi. Złączyli
się ramionami astralnymi miażdżąc się nawzajem. Wszystko
zawirowało wokół nich od walki jaka teraz się rozgrywała. Drzewa
pękały jak zapałki od szamotaniny odmiennych pryncypałów. Toczyli
walkę jak równy z równym. Parę metrów od nich Pyrhum walczył z
Sytuinem. Ich potężne ciosy wywoływały fale gorąca, energii w ich
okolicy. Amasol rzucił swoim przeciwnikiem Nalamaja koło domu
Janusza. Lecący przeciwnik uderzył barkiem o róg domu rozsypując
go w kawałki. Parahim i Rijkaj toczyli w wyższych partiach, kotłując
się pomiędzy koronami drzew. Ordaphe upadł na ziemię powodując
mały wstrząs sejsmologiczny. Jego prawa ręka opadła na małą grupę
skałek wystających spod ściółki. W ułamku sekundy zamienił je młot
skalny uderzając nim stojącego nad nim Malochna. Kto mógł wygrać
skoro byli równi sobie? Z tyłu demony szalały pastwiąc się nad
postacią Więckowskiego. Nie mógł wygrać. Był sam. Tomek spojrzał
na braci.
-Zajmijcie się chwilę Kalasakiem.
Ci nie wiedzieli co chce zrobić Tomek ale spokojnie zaczęli otaczać
maga. Tomek szybkim pędem wbiegł do domu. Stanął i rozejrzał się
po pomieszczeniu. Tu jest azyl, wiedział o tym. Więc tu muszą być
jakaś siła, że ten dom był schronieniem. Na półce zauważył jak
delikatnie drżą małe zakorkowane flakoniki. Szybko podbiegł do nich,
złapał sześć sztuk kołyszących się małych buteleczek. Wybiegł przed
dom. Ledwo wyszedł jak przed nim upadł Jacek uderzając głową o
drewniany podest. Spojrzał co się dzieje. Mniejsze demony rozdzieliły
się tylko kilka dotkliwie szarpało już zmęczoną postać czarnego psa.
Reszta ruszyła na braci Tomka. Dawid co chwilę łapał kolejnego

381
demona pędzącego na niego i odrzucał kilkanaście metrów dalej.
Mateusz pędziła w kierunku Woli która klęczała przed tyłem przed
Kalasakiem ze spuszczoną głową. Była bezsilna, na straconej pozycji.
Tomek bez wahania cisnął mocno małe flakoniki przed siebie na
ziemię. Szkło rozsypało się a zawartość wylała się szybko łącząc się
ze sobą. Dało się słyszeć dźwięk małego wybuchu co zaniepokoiło
Kalasaka. Już miał zadać kolejny cios Wioli, prawdopodobnie
ostateczny dla niej. Spojrzał w kierunku źródła dźwięku. W miejscu
gdzie płyny z buteleczek się połączyły wydobyła się biała mgła. Ta w
ciągu sekundy rozeszła się w promieniu kilkunastu metrów. Jacek
wstał i ruszył bez namysłu na kolejnego najbliższego demona. Był jak
w amoku nie zwracając uwagi co się dzieje. Gdy był dwa metry od
demona, który z zawziętością szczerzył zęby w jego kierunku
skierował pięść w jego kierunku. W tym momencie tajemnicza mgła
jak na zawołanie oderwała się od ziemi i podążyła z pięścią Jacka w
kierunku demona. Twarda zdesperowana pięść Jacka otoczona białą
mgła wbiła się w klatkę piersiową demona. Przeleciała na wylot
pozostawiając dziurę. Demon zaskowytał potężnie w twarz Jacka a
potem rozsypała się w pył. Mateusz dopadł Kalasaka próbując objąć
od tyłu maga by zastopować cios na Wioli. Mgła podążyła posłusznie z
jego ruchem i też potężnie objęła maga. Ten poczuł nieznaną mu siłę
która go trzymała i nie dawała mu ruchu. Wiola odruchowo z
ostatkiem sił kopnęła w tył w brzuch Kalasaka. Zobaczyła jak mgła
przed nią posłusznie jakby była istotą żywą odczytała jej zamiar i
podążyła z ruchem jej nogi. Siła uderzenia była potężna. Kalasak
wraz trzymającym go Mateuszem poszybowali kilka metrów. Mateusz
puścił go i otaczająca biała mgła puściła go. Upadli koło siebie.
Mateusz spojrzał w prawo że leży koło niego mag. Silnym ciosem
uderzył go w brzuch. Mgła posłusznie powędrowała z ręką Mateusza
dodając jeszcze większego impetu uderzenia. Mag zgiął się z bólu.
Mateusz szybko zerwał się na nogi i wycofał się do Wioli. Dawid ciskał
co trochę kolejnym otaczającymi go demonami o drzewa. Te
roztrzaskiwały się o niej rozsypując się w pył. Tomek podszedł do

382
braci i Wioli.
-Nie mamy dużo czasu. – powiedział i spojrzał na miejsce gdzie rozbił
flakoniki.
Płyny połączone kotłowały się jak wrząca woda wydobywająca gorącą
parę. Stopniowo jej jednak ubywało, a jak braknie to i mgła zniknie.
-Dokończmy to- powiedział Jacek
-Wiola pomóż Więckowskiemu – powiedział Tomek – Mateusz musimy
osłabić Kalasaka. Wiola i Jacek tu pozostają.
Czarny mag powstała z ziemi i spokojnie wyprostował się. Pomniejsze
demony zebrały się wokół swojego pana ale ich liczba była już
znacznie mniejsza. W tym momencie Ordaphe stanął nogą we mgle
jednocześnie uderzając swojego przeciwnika. Mgła posłusznie
powędrowała z ciosem dając potężną dawkę energii ciosu. Malochn
był większy niż jego brat Ordaphe, ale od ciosu wręcz uniósł się i
poleciał kilkanaście metrów dalej uderzając od ścianę skalną. Duże
kawałki głazów skalnych oderwało się przyciskając na moment
Maluchna.
-Mgła się kurczy od pryncypałów – powiedziała Wiola – Zmiana
planów. Jacek choć ze mną. Wy róbcie swoje.
Tomek, Mateusz i Dawid ruszyli przed siebie stąpając po mgle która
jak pech delikatnie ich po kostki otulała. Kilka demonów ruszyło w ich
kierunku. Natrafili na pierwszego z nich. Mateusz chwycił jednego a
mgła podążyła za jego ruchem. Rozszarpał go jak poduszkę z
puchem. Potem przyłączyli się do tego Tomek i Dawid. Wiola cofnęła
się do miejsca kotłującej się mikstury. Delikatnie przybliżyła dłonie do
niej wyczuwając ich zawartość. Potem swoja wolą powoli
koncentrowała na odtworzeniu składników tak samo jak Tomek swego
czasu odtwarzał w kubku wywar z ziół. Jacek stanął bliżej domu
prawie na skraju unoszącej się mgły. Koncentrował się na fizycznym
aspekcie elementu powietrza. Powoli wokół niego zbierały podmuchy
powietrza. Wiola wyczuła wszystkie składniki mikstury a z jej
opuszków palców skapywały krople do kotłującej się kałuży.
Kalasak wyczuł czym jest mgła, wycofał się z jej granic by nie stać w

383
niej. Spojrzał na kilkanaście demonów które walczyły kilka metrów za
nim z Więckowskim. Ten resztkami sił oganiał się od nich widząc jak
bardzo jest osaczony od nich. Kalasak ruszył w jego kierunku by
dobić go i by jego słudzy ruszyli na Tomka. Tomek, Mateusz i Dawid
podążali do przodu w kierunku czarnego maga po drodze walcząc z
demonami. Ich liczba topniała drastycznie. Kalasak dał mentalny
rozkaz demonom by rzuciły się na Tomka. Te posłusznie odstąpiły od
ataku i rzuciły się pędem na nowy cel. Kalasak spojrzał na potężnie
zmęczonego Więckowskiego.
-Ty niewierny psie mojego pana! – cisnął w jego stronę słowa – Giń!
Już uniósł ręce by go zaatakować. Lecz w tym momencie Jacek cisnął
potężny wiatr w kierunku pola bitwy braci Kalasak. Mgła poderwała
się i w ułamku sekundy pokryła nowy obszar pola walki. Mgła
otoczyła kostki czarnego maga. Pies o czarnej lśniącej sierści nie
chciał się poddać bez walki. Mocno złapał Kalaska za u łydkę. Mgła
posłusznie otoczyła całe ciało Więckowskiego dając mu potężną
dawkę energii. Ucisk jego kłów był potężny, wbijając się w ciało
maga. Ten zawył z bólu. Pies mocno szarpnął głową a Kalasak
poszybował w powietrzu na środek pola walki gdzie był Tomek z
pozostałymi. Przeleciał nad głowami ich uderzając o ziemię. Tomek
szybko odwrócił się w jego kierunku. Kalasak wstał a ten zadał mu
potężny sierpowy cios powalając go na ziemię. Wiola, Jacek ruszyli by
wspomóc Tomka a Dawid i Mateusz rozprawiali się z resztą demonów.
Ostatni cios zadał Dawid rozrywając ostatniego przysłanego demona
Kalasak i szybko rzucili się też jak Wiola i Jacek pomóc Tomkowi.
Tomek musiał szybko działać. Wyciągnął rękę a ta posłusznie
astralnie wyciągła się po Kalasaka. Chwycił go za gardło i mocno
ścisnęła. Ten nie był mu dłużny, potężnie uderzył go pięścią w skroń
aż jego przeciwnik osunął się na ziemię. Tomek wysunął potężny cios
z dołu w podbrzusze aż ten lekko podskoczył do góry od uderzenia.
-Teraz! – wrzasnął Tomek do braci
Ci szybko ponownie zajęli swoje miejsca jak poprzednio lecz teraz
skierowali swoje twarze do środka. Przyjęli pozycję lotosu i zaczęli

384
wymawiać kantyk magii IHVH. Wirujące światło otoczyło ich z osobna
tworząc wokół nich osobistą bańkę boskiego światła. W tym czasie
Kalasak uderzał raz za razem Aesarela by pozbawiać go z każdym
uderzeniem sił. Las huczał wokół nich. Walki przeniosły się już dawno
do lasu, gdzie potężni tytani starli się ze sobą niszcząc wszystko co
stanęło im na drodze. Tomek kątem oka spojrzał na boki w postępach
swoich braci. Widząc, że są gotowi uderzył mocno w podbródek
Kalasaka a drugą ręką złapał go mocno za gardło.
-Ty pierwszy zginiesz! – powiedział mu Tomek w twarz
W tym momencie z czterech stron wystrzeliły promienie światła
uderzając w ciało Kalasaka. Ten zawył z bólu jaki go ogarnął. Poczuł
jak promienie jak przyssawki pijawki weszły w niego i powoli ssąc
życiodajne elementy ciała. Tomek nie puszczał tylko jeszcze mocniej
zacisnął rękę by nie mógł się ruszyć czy też uwolnić od świetlistych
promieni. Kalasak wył potężnie w niebo a jego oczy pokazały
pierwszy raz strach. Promienie wyciągały z niego siły a ten z każdą
sekundą stawał się słabszy. Już nie walczył rękoma, bo już nie miał
na to sił. Wiedział, że to już jego koniec. Bracia nieprzerywalnie
wypowiadali magiczną formułkę skupiając się na tym wszystkimi
siłami jakie mieli w sobie. Ręce Kalasaka opadły i przestał wydawać
przeraźliwy krzyk rozpaczy. Głowa opadła na bok a promienie
powróciły do swoich właścicieli. Tomek zwolnił rękę z gardła a ciało
upadło na ziemię. Spojrzał na bezwładne leżące zwłoki. Zerwał się
wiatr, rozmył je w próżnie. Mgła rozpuściła się znikając wokół nich.
Tomek spojrzał na swoich braci. Zaprzestali wypowiadania magicznej
formułki a wirujące światło opuściło ich. Wszyscy z wyczerpania padli
na ziemię łapiąc powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg. Tomek
wpierw podszedł do Wioli. Uklęknął koło niej i pomógł jej usiąść. Była
cała spocona i bardzo słaba jakby właśnie przepłynęła kilka
kilometrów kraulem.
-Wszystko dobrze? Jesteś cała? – pytał ją Tomek
Wiola spojrzała na niego bladym wzrokiem.
-Spoko braciszku. Trochę snu i będzie wszystko dobrze – uśmiechnęła

385
się delikatnie do niego.
Tomek rozejrzał się po innych przyjaciołach. Mateusz jako pierwszy
wstał i podszedł do Jacka, który nadal leżał na ziemi patrząc w górę.
Dawid usiadł i tylko patrzył z wyczerpania w ziemię. Z lasu wynurzyło
się cztery postacie. To pryncypałowie po skończonej tytanowej walce
powrócili do nich. Ich przeciwnicy wycofali się widząc, że Kalasak nie
żyje. Tak jak nie ma dowódcy tak szybko uciekają jego żołnierze.
Stanęli przed nimi i patrzyli na nich. Nie było po nich widać śladów
żadnej walki. Tak jak na początku byli spokojni tak teraz mieli te
same miny. Tomek powstał i podszedł do nich.
-Aesarelu jesteś wielkim magiem i wiedzieliśmy od początku, że
jesteś prawym człowiekiem. Teraz tym bardziej udowodniłeś swoją
wielkość i mądrość jaka płynie w tobie. – powiedział Pyrhum
-Dziękujemy wam za wsparcie – odpowiedział im Aesarel
Każdy z pryncypałów podszedł do jednego z magów, którzy zatracili
równowagę elementów w swoich ciałach ściągając na siebie energię
Kalasaka i wysyłając ją w próżnie. Kucnęli nad nimi i dotknęli ich
palcem wskazującym. Wszyscy odczuli jak energia elementów
pryncypałów przenika ich od najmniejszych myśli po ostatnią
komórkę ciała fizycznego. Każdy z magów złapał potężny oddech
jakby wypłynęli na powierzchnię po pięciominutowym nurkowaniu bez
butli tlenowej. Po niespełna trzech sekundach zabrali swoje palce i
powstali. Dawid, Mateusz, Jacek i Wiola też powstali czując się znów
pełni sił i bez żadnych uszczerbku na zdrowie. Piękna Amasol
uśmiechnęła się do nich.
-Bądźcie pozdrowieni – wypowiedziała słowa i rozpłynęli się w
powietrzu
Pierwsze promienie słońca oznajmiły że nastąpił wschód słońca. Wiola
podeszła do Tomka. Pogłaskała go po policzku i spojrzała smutna na
niego.
-Co? – spytał Tomek
-A tobie kto zrobi opatrunek ? – spytała
Teraz przypomniało się Tomkowi o nim samym. Przetarł ręką pod

386
nosem rozcierając zastygła krew, która parę minut temu popłynęła
mu z nosa.
-No teraz jeszcze lepiej zrobiłeś – powiedziała uśmiechnięta Wiola
Dawid podszedł do skraju lasu i spojrzał w dół. Po chwili szybko
pobiegł w zarośla. Inni to zauważyli i pobiegli za nim z ciekawości co
Dawid ujrzał. Przedarli się przez zarośla i zatrzymali się pod potężnym
drzewem. Pod nim leżały wilki ledwo sapiąc i już nie mając nawet sił
na skomlenie z bólu. Dawid klęczał nad nimi i delikatnie je głaskał.
Jednak nie to przykuło wzrok Tomka. Obok drzewa siedział potężny
czarny pies. Więckowski! Nawet jak siedział na tylnich łapach był
potężny i jego pysk był na wysokości klatki piersiowej Tomka.
Podszedł do niego i spojrzał mu w oczy.
-Dziękuję – powiedział do niego
-„Byłem ci to winien” – usłyszał słowa czarnego psa w głowie Tomek.
Tomek uśmiechnął się i przytaknął głową. Pies zawył ostatni raz i
rozpłynął się w powietrzu. Dawid i Mateusz wzięli delikatnie Silka i
Radamusa na ręce i przenieśli je pod dom. Słońce coraz bardziej
wzbijało się w górę oświetlając scenę walki. Wszędzie w okolicy było
pełno połamanych konarów drzew, wyrwane z korzeniami,
wymieszane ze ściółką leśną, kamieniami, korzeniami i głazami
oderwanymi ze skał. Dom też nie lepiej wyglądał. Drzwi rozsypane
przez uderzenie Mateusza. Tylni róg był całkowicie zawalony gdy dwaj
pryncypałowie wylądowali na nim podczas szamotaniny. Komin
rozbity w połowie. Kilka wybitych szyb w oknach. Duże łupki drzewa
na opał porozwalane po ziemi. Ocalała altanka i samochód. Wiola z
Dawidem zajęli się opatrywanie ran wilków i przygotowaniem maści
ziołowych, receptury zapisanej w książce Janusza. Mateusz podszedł
do drzwi a raczej do dziury jaka pozostała po nich i podrapał się po
głowie.
-Ładny bajzer, no nie? – powiedział Tomek do niego
-No git. Jak się bawić to się bawić – odpowiedział
-Nie mogłeś delikatniej ich otworzyć?
Mateusz wzruszył ramionami.

387
-Tak wyszło stary, co poradzę – uśmiechnął się
-No teraz możesz poradzić robiąc nowe – powiedział Tomek
-Zrobi się lepsze – powiedział ze śmiechem Mateusz
Gdy po paru godzinach zmęczyli się pracą porządkową przy domu
usiedli wszyscy w altance na śniadaniu. Kochana jajecznica Tomka
bardzo smakowała mu. Prawie nic nie mówili i nie wspominali co się
stało dzisiejszej nocy. Bo cóż mogli sobie powiedzieć, może tylko
jedno „tak musiało być”. Gdy kończyli jeść pod dom podjechał
samochód z GOPR. Wysiedli z niego Zbyszek i Krzysiek. Stanęli jak
osłupieni tym co zobaczyli.
-Co tu tornado przeszło czy co ? – krzyknął do nich Krzysiek
Tomek podszedł do nich i uściskał ich dłonie.
-Diabli wiedzą co się stało. Ciemno było w nocy i jakaś burza przeszła
tu nad nami – odpowiedział Tomek
-Dziwne – mówił Zbyszek – nigdy się to u nas nie zdarzało i co
ciekawe, że tylko w tym rejonie. W promieniu stu metrów ziemia
wygląda jakby lawina przeszła.
-To ty jesteś znawcą gór i myślałem, że jakoś to rozsądnie
wytłumaczysz – powiedział Tomek
Zbyszek obejrzał okolicę wokół siebie.
-Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale najważniejsze, że wam się nic nie
stało – powiedział
-Wilki Janusza ucierpiały, chyba nie zdążyły się schować ale wyjdą z
tego.
-Eeee one są twarde sztuki nic im nie będzie, już nie raz miały
przygody i zawsze wylizywały się z ran – powiedział Krzysiek
-Potrzebujecie pomocy? – spytał Zbyszek
Tomek spojrzał na rozwalony dom.
-Przydała by się – powiedział
-Ściągnę chłopaków to pomożemy wam – powiedział podekscytowany
Zbyszek
-Dzięki przyjaciele – powiedział z uśmiechem Tomek
Do obiadu udało im się większość posprzątać z pomocą starych

388
przyjaciół Janusza. Bardzo go lubili i szanowali i gdy teraz jego dom
potrzebował potrzeby nie odmówili tego. Wilki odpoczywały leżąc pod
domem a gdy Wiola podeszła do nich radośnie pomerdały ogonami.
To dobry znak, że powoli powracają do zdrowia. Tak jak mówił
Krzysiek to zwierzęta bardzo silne, odporne i szybko wychodzą z
opresji. Po obiedzie Tomek usiadł w altance. Przed nim leżał
pamiętnik Janusza. Ostatnia jego część nie dopisana do dzisiejszego
dnia. Dawid usiadł koło niego i piwem. Podał mu butelkę drugiego.
-I co powiesz bracie?
Tomek spojrzał na niego i uśmiechnął się delikatnie. Podsunął do
niego pamiętnik Janusza.
-Napisz to – powiedział
Dawid patrzył na niego pytająco ale domyślił się o co mu chodzi.
Otworzył na ostatniej wolnej stronie i wziął pióro leżące obok.
„20 sierpnia. Wszystko tak jak miało być tak się stało, a teraz czas na
odpoczynek”. Tomek przeczytał wpis.
-Teraz on należy do ciebie. – powiedział
Dawid nic nie odezwał się tylko patrzył z ciekawością na Tomka co
powie dalej.
-Czuję się bardzo zmęczony – powiedział smutnie – Przez te ostatnie
tygodnie żyłem w ciągłym napięciu o to wszystko a najbardziej
brakuje mi Oliwi. Chciałbym w końcu odpocząć tak jak napisałeś.
-Rozumiem cię dobrze przyjacielu. Przecież na próżno tego tu nie
napisałem – rzekł Dawid
-Tak jak mówiłem i jeżeli się na to nadal zgadzasz, chciałbym
przepisać cały ten dom na ciebie, a ja chce wrócić do rodziny.
-Dom należy do ciebie, to Janusz tobie go dał. Mi wystarczy twoje
pełnomocnictwo do zarządzania nim – powiedział Dawid
-Dobrze – powiedział Tomek i znów delikatnie się uśmiechnął
Potem poprosił resztę braci i powiedział o swojej decyzji. Wszyscy go
zrozumieli. Jacek zaproponował, że zawiezie go do Łodzi do szpitala a
potem odwiezie Wiolę do Warszawy. Wypili kawę popołudniową i
Tomek z Wiolą i Jackiem spakowali się. Pożegnali Dawida i Mateusza

389
wsiadając do samochodu. Jacek uruchomił silnik. Wiola otworzyła
okno i powiedziała do pozostających braci.
-Opiekujcie się wilkami. Odwiedzę was niedługo
-Wszyscy zawsze jesteście tu mile widziani. – odpowiedział Mateusz
Samochód ruszył powoli górską drogą do domu Tomka.

390
Rozdział VII.

DOM

Pogoda cały czas dopisywała w podróży. Bezwietrzna pogoda i


wysoko świecące słońce do zmierzchu prowadziła Tomka, Wiolę i
Jacka do Łodzi. Tomek był małomówny, ale tylko dlatego, że w
myślami już był przy swojej kochanej żonie Oliwi. Zatrzymali się trzy
razy, raz na stacji benzynowej i resztę na większych parkingach by
rozprostować kości. Na miejsce dojechali koło godziny 23. Jacek
zgasił silnik na parkingu przed szpitalem. Tomek pierwszy wyszedł i
spojrzał na zarys oświetlonego szpitala lampami ulicznymi. Nic się nie
odzywał. Wiola podeszła do niego.
-Wachasz się? – spytała
Tomek spojrzał na nią.
-Nie. Tylko dla mnie nowa droga życia, zastanawiam się jak to będzie
– odpowiedział
-A jak ma być? Wszystko będzie dobrze – powiedziała
-Jasne wszystko będzie dobrze. – odpowiedział
Podszedł do nich Jacek i poklepał Tomka po plecach.
-No co stary w końcu wakacje? – powiedział
Tomek uśmiechnął się do nich.
-Tak nareście w domu. Wszędzie dobrze ale najlepiej w domu –
powiedział
-No to co. Ja nie lubię długich pożegnań. Dziękuję ci jeszcze raz za
wspólny czas jaki przeszliśmy razem, mamy do siebie kontakt więc
wierzę, że jeszcze nie raz się spotkamy w przyszłości. A teraz
wszystkim nam należy się odpoczynek – powiedział Jacek i uścisnął
mocno dłoń Tomka
-Dzięki przyjacielu. Na pewno będziemy w kontakcie – powiedział do
niego Tomek
Teraz Wiola podeszła do Tomka i delikatnie przytuliła się do niego.
-Uważaj na siebie braciszku i nie wpakuj się w jakieś kłopoty –

391
powiedziała do niego
-Dziękuję ci Izo. Będę na siebie uważał, zadzwonię do was niedługo –
powiedział do niej
-Bo jak nie zadzwonisz to ja ciebie sama znajdę. Pamiętasz ? „Gdy
zadzwonisz i nikt nie odbierze to przybiegnij do mnie szybko, bo
mogę Cię potrzebować" - powiedziała do niego ciepło
-Pamiętam. Zadzwonię. Obiecuję – powiedział czule Tomek do swojej
ukochanej siostrzyczki duchowej
Otworzył tylnie drzwi samochodu i zabrał swój plecak. Jeszcze raz
spojrzał na swoich przyjaciół, uśmiechnął się do nich i poszedł w
kierunku szpitala. Gdy przekroczył próg szklanych drzwi usłyszał jak
Jacek i Wiolą odjeżdżają. Obejrzał się za siebie i opuścił wzrok na
ziemię. „Czas powrócić do rodziny” pomyślał i wszedł dalej na
korytarz. Była totalna cisza. Gdzieś z dali dało się słyszeć jakieś głosy
rozmów, pewnie jacyś lekarze rozmawiali z pielęgniarkami. Stanął
przed tablicą informacyjną na której były zapisane informacje gdzie
znajduje się dany oddział.
-W czym mogę pomóc? – usłyszał głos za sobą
Tomek odwrócił się i teraz dopiero ujrzał starszą panią siedzącą w
okienku informacyjnym. Tomek szybko podszedł do niej.
-Dobry wieczór. Poszukuje mojej żony, leży tu w szpitalu, Oliwia
Kucharska. – powiedział Tomek
-Była przywieziona na pogotowie? – spytała
-Nie. Ona podobno jest tu kilka miesięcy – odpowiedział
-A to wizyty są w dzień w nie w nocy. Proszę przyjść jutro –
powiedziała
-Ale ja ją muszę widzieć teraz. Nie było mnie parę miesięcy, muszę ją
dzisiaj zobaczyć – powiedział błagalnie Tomek
Starsza panie w koku na głowie spojrzała z politowaniem na niego.
Wystukała imię i nazwisko w komputer. Ten szybko dał jej odpowiedź
wyświetlając na ekranie monitora.
-Leży na oddziale neurologicznym. Ale to oddział teraz zamknięty –
powiedziała

392
-Jak mogę się tam dostać? – pytał Tomek
Pani znów spojrzała na Tomka przeszywając go wzrokiem.
-Zaprowadzę pana, bo nikt pana tam nie wpuści – powiedziała
-Dziękuję – powiedział Tomek
Pani z informacji wstała i wyszła po chwili bocznymi drzwiczkami na
korytarz. Zamknęła za sobą je na klucz i udała się powoli korytarzem
w głąb szpitala.
-Chodźmy – powiedziała
Tomek posłusznie szedł koło niej. Zamienili po drodze jeszcze parę
uwag. Gdy doszli do oddziału kazała mu chwilę poczekać. Sama
weszła na oddział udając się do dyżurującej pielęgniarki w nocy.
Zamieniła z nią parę słów i powróciła z nią do Tomka.
-Koleżanka zaprowadzi dalej pana do żony – powiedziała starsza
panie z recepcji
-Dziękuję bardzo.
-Proszę bardzo – odpowiedziała i wróciła na schody kierując się w dół
-Pan jest Tomasz? – spytała młoda pielęgniarka w białym fartuszku i
czarnymi, prostymi jak noc włosami
-Tak – odpowiedział
-Proszę za mną – powiedziała i pokierowała go korytarzem
-Nie powinniśmy nikogo wpuszczać szczególnie w nocy, ale dzisiaj w
dzień Oliwia pierwszy raz przez sen wypowiedziała pana imię. Jest w
śpiączce od dłuższego czasu choć lekarze nie potrafią do końca
zdiagnozować jego stanu. – powiedziała cicho do Tomka
-Więc nie jest tak źle? – spytał
-Nie wiem. Ale to dobry znak, może w ten sposób pana ściągnęła do
siebie. Czemu teraz pan przyjeżdza do niej?
-Brałem też udział wypadku z moją żoną, lecz miałem amnezję,
niczego nie pamiętałem. Dwa dni temu powróciła i jak najszybciej
odnalazłem ją – powiedział Tomek fałszując prawdę jaka stoi za nim
-Chodziły słuchy, że to pana winna, że pan spowodował specjalnie
wypadek. Nigdy w to nie wierzyłam, by kochający mąż tydzień po
ślubie tego chciał. – mówiła – Parę dni temu jednak słyszałam opinię,

393
że wszystko to było błędne i nikt nie wie kto zawinił.
-Nawet nie wie pani jak bardzo chciałbym być przy niej od pierwszego
dnia wypadku.
Pielęgniarka stanęła przed jednym z drzwi i spojrzała na Tomka.
-Wierzę panu. Jest tutaj, może pan zostać albo przenocować w
pokoju obok. Jest tam jedno wolne łóżko – powiedziała
-Dziękuje serdecznie ale zostanę z nią. – powiedział Tomek i
delikatnie uścisnął jej dłoń przyjacielsko
Delikatnie pociągnął w dół klamkę by przypadkiem nie obudzić
pozostałych na oddziale. Drzwi otwarły się bezszelestnie. Tomek cicho
wszedł. Pielęgniarka jeszcze przez chwilę patrzyła na Tomka a potem
udała się do swojej dyżurki. Tomek delikatnie zamknął za sobą drzwi i
podszedł do łóżka. Oliwia była sama w pokoju. Mały pokoik z jednym
łóżkiem, obok niej stała aparatura podłączona do czujników
przyczepionych do głowy, palca wskazującego i klatki piersiowej.
Światło wpadało przez okno delikatnie rozświetlając wnętrze. Tomek
podszedł do niej i delikatnie dotknął ręką jej twarzy. Uśmiechnął się
szczęśliwy do siebie.
-Witaj moje kochanie – powiedział cichutko w jej kierunku
Oliwia nie miała na sobie żadnych oznak ran po wypadku. Ciało już
zagoiło się i była jak wcześnie piękna, a teraz jeszcze piękniejsza w
tym śnie. Wiedział, że to nie jest typowa śpiączka jaką potrafili
określić lekarze. Jej duch został zabrany na wyższy poziom
energetyczny gdzie był chroniony przez jego opiekunów. Tylko mała
cienka niewidocznej złotej nić łączącej ciało fizyczne z ciałem
astralnym. Położył na ziemi plecak i przyciągnął do łóżka krzesło do
łóżka. Usiadł na nim i delikatnie wziął dłoń Oliwi patrząc na jej
spokojną twarz. Siedział tak, delikatnie dotykając jej skóry na ręce,
smyrając ją, czując w końcu jej dotyk. Co trochę ze szczęścia
uśmiechał się do siebie to do niej choć nie miał od niej żadnego znaku
życia. Cieszył się po prostu, że jest już z nią i teraz już nie opuści jej.
Minuta mijała za minutą, po godzinie Tomek poczuł jak przychodzi do
niego zmęczenie. Położył głowę obok ręki Oliwi cały czas patrząc na

394
nią. Powieki powoli opadały zamykając jego oczy. Zdążył tylko cicho
powiedzieć.
-Dziękuje wam moi opiekunowie.
Potem usnął, ale usnął szczęśliwy, że jest koło Oliwi.
Poczuł czyjś dotyk, ktoś delikatnie dotykał jego głowy. Otworzył
oczy i zobaczył jak palce Oliwi muskają go po włosach. Podniósł
głowę, jednocześnie chwytając jej dłoń. Oliwia nie spała. Jej twarz
była skierowana do niego i uśmiechała się ciepło. Tomek na ten widok
szeroko uśmiechnął się.
-Hej kochanie. Co ty tu robisz i gdzie ja jestem? – powiedziała cicho
do niego
Tomek zerwał się z krzesła i poczuł wszystkie zastane mięśnie od
niewygodnej pozycji spania na krześle, lecz teraz nie zważał na to.
Nachylił się nad nią i pocałował ją w usta.
-Hej moje słoneczko, już jestem przy tobie. – powiedział cicho
-Co my tu robimy? – spytała Oliwia
-To bardzo długa historia. – powiedział Tomek
Oliwia uśmiechnęła się a jej błękitne oczy zaiskrzyły radością. Na ten
widok Tomek czekał kilka miesięcy, teraz zostało mu wszystko
wynagrodzone. Tęsknił i marzył o tym widoku od momentu ich
wypadku. To była jego siła wewnętrzna, to dawało mu wiary w to co
robi i jaka jest nagroda za to. Teraz odbierał to co mu się należało
przez wszystkie trudy jakie on musiał znieść.
-Gdzie jesteśmy? – spytała
-W szpitalu w Łodzi. Mieliśmy wypadek samochodowy, pamiętasz
coś?
Oliwia nic nie odezwała się tylko spojrzała gdzieś za Tomkiem
szukając wspomnieniach obrazów.
-Pamiętam jak ktoś stał na drodze. Tak bałam się o ciebie jak
wyszedłeś z samochodu a potem nie wiem co się stało ale samochód
... – powiedziała i zatrzymała się w pół zdania
-Wiem. Wiem kochanie. Ten ktoś też mnie zaatakował. Miałem utratę
pamięci, nie wiedziałem nic, oskarżano mnie o umyślne

395
spowodowanie zagrożenia dla ciebie.
-Przecież to nie była twoja wina ! – powiedziała Oliwia – Przecież
byłam tam i widziałam wszystko !
-Wiem. Ale byłaś w śpiączce i postawili zarzuty na podstawie to co
wiedzieli, a że ja znikłem podejrzewano mnie.
Oliwia delikatnie uniosła ręce i objęła Tomka za szyję. Przyciągła go
do siebie delikatnie tak jak pozwalały jej mięśnie zastane.
-To już nic nie jest ważne. Najważniejsze, że znów mam ciebie –
powiedziała Oliwia i delikatnie przytuliła go do siebie
Z palca zsunął się czujnik tętna i aparatura stojąca z boku cichutko co
jakiś czas wydawała dźwięk informujący o zaniku sygnału. Po
niespełna kilkunastu sekundach wpadła pielęgniarka, która w nocy
wpuściła Tomka na oddział. Gdy zobaczyła Oliwię wybudzoną zamarła
na chwilę.
-O rany – powiedziała cicho do siebie i szybko podeszła do nich
-Co się stało? – spytał Tomek
-Nic. Tylko spadł czujnik i przybiegłam, że może coś się dzieje, ale
widzę tu prawie cud – powiedziała cicho
Nałożyła czujnik na palec Oliwi.
-Coś niesamowitego. Zaraz wezwę tu lekarza. To chyba dobrze, że
pani mąż tu przyszedł w nocy – powiedziała i delikatnie się
uśmiechnęła do Oliwi
-W nocy? – spytała Oliwia
-Zaraz wracam – powiedziała i wyszła
-Jak to w nocy? – spytała Tomka
-Niedawno powróciła mi pamięć i odnalazłem cię. Przybyłem tu
najszybciej jak mogłem. – odpowiedział – Ale to innym razem ci
opowiem na spokojnie.
Oliwia uśmiechnęła się znów do niego dając tym znak, że jak
najbardziej rozumie męża. Po trzech minutach do pokoju wszedł
wysoki lekarz w białym fartuchu wraz z pielęgniarką.
-Dzień dobry – powiedział
-Dzień dobry – odpowiedział mu Tomasz

396
-A pan kim jest? – spytał go
-To mój mąż – odpowiedziała za niego Oliwia
-Aaaa rozumiem – powiedział trochę zaskoczony lekarz
Podszedł do Oliwi i spojrzała na aparaturę jakie dają w tej chwili
wyniki.
-Może pan nas zostawić na chwilkę? Chciałbym zbadać pańską żonę –
skierował pytanie do Tomka
-Tak naturalnie – powiedział Tomek i wstał z krzesła
-Będę na zewnątrz – powiedział do ukochanej żony
Ta przytaknęła głową. Tomek wyszedł na korytarz. Teraz dopiero
spojrzał na zegarek. Była dziewiąta rano. Korytarz teraz tętnił życiem
niż w nocy jak przyszedł. Chodziły pielęgniarki, lekarze i kilku
pacjentów, którzy czuli się na siłach. Tomek usiadł na wolnym krześle
na przeciw pokoju Oliwi. Był bardzo poruszony od wewnątrz
spotkaniem z Oliwią. Tak bardzo tęsknił za niż i teraz już są razem.
To szybko tak się ostatnio działo, jeszcze dziś w nocy była nadal
nieprzytomna a rano jest prawie w pełni sił. Zagrożenie minęło i
opiekunowi Tomka przestali chronić ją by powróciła do świata
żywych. Siedział i uśmiechał się do siebie, nie mogąc się doczekać aż
z powrotem wejdzie do pokoju. Każda minuta wydłużała mu się
kilkakrotnie co potęgowało jego chęć wejscia do pokoju.
Powstrzymywał się za każdym razem gdy już wstał z krzesła, że
przecież to tylko rutynowe badania po kilkumiesięcznej śpiączce. Gdy
wydawało się już mu, że upłynęła prawie godzina a w rzeczywistości
niespełne 10 minut złapał za klamkę, lecz w tym samym momencie
lekarz od środka otworzył drzwi.
-Ale się panu śpieszy – powiedział uśmiechnięty
-Dziwi mi się pan? – spytał go Tomasz
-Mogę z panem na słówko?
-Jasne
Lekarz wyszedł na korytarz i stanął dwa metry od pokoju. Tomek
podszedł niepewnie do niego.
-Czy coś jest nie tak? – spytał wprost Tomek

397
-Właśnie chodzi, że wszystko jest w najlepszym porządku –
powiedział lekarz
Tomek uśmiechnął się.
-I t jest zaskakujące, że wszystko tak nagle ustąpiło. Nikt do końca
nie wiedział co to za śpiączka była u pańskiej żony. No znamy te
nieznane stany mózgu człowieka, ale pani żona jest wyjątkiem. Nie
dość, że jest w doskonałej sprawności psychicznej, wszystko pamięta
do czasu wypadku to w dodatku nic jej nie dolega fizycznie. – mówił
dalej lekarz
-To chyba dobrze? – spytał Tomek
-Pewnie że dobrze, ale bardzo zaskakujące. Człowiek który leży parę
miesięcy w śpiączce, mają odleżyny, zastane mięśnie, stawy i
wszystko a Oliwia nie ma nic. To jest zaskakujące. Jeszcze dwa dni
temu byłem u niej na obchodzie i nic nie wskazywało na taki obrót
zdarzeń, jej mięśnie były wątłe a teraz jest wszystko idealne. – dalej
tłumaczył lekarz
-Co pan chce mi przez to powiedzieć?
-To że chyba to jakiś cud. – powiedział krótko
-To pana zasługa – powiedział do niego Tomek
-Właśnie że nie moja, myślę że tego tam na górze – pokazał palcem
wskazującym w kierunku sufitu
-Więc jednak cuda się zdarzają.
-A Oliwi i pan jesteście szczęściarzami. Zostawimy ją na parę dni
obserwacji, jeżeli będzie wszystko dobrze a na to wszystko wskazuje
to szybko ją wypiszemy – oznajmił lekarz
-Bardzo się cieszę i dziękuję za opiekę – uścisnął Tomek dłoń lekarza
-Niech pan się nią dobrze opiekuje. Do widzenia. – potrząsnął dłoń
Tomka i oddalił się korytarzem.
Tomek wiedział jaki to cud się zdarzył. Nie musiał szukać po
książkach, w kościołach czy iść do wróżki by szukać na to odpowiedzi.
Dobrze wiedział komu to zawdzięcza.
-„Dziękuję” – powiedział cicho Tomek do siebie przekazując swoje
słowa do Opatrzności Boskiej

398
Wszedł do pokoju. Oliwia siedziała na łóżku w pidżamie i uśmiechnęła
się na jego widok. Wstała i podeszła do niego. Jej błękitne oczy
śmiały się ze szczęścia. Objęła go rękoma i dała mu buzi.
-Uwierzysz? Podobno to cud, że tak od razu wstałam – powiedziała
-Tak kochanie wierzę w cuda – powiedział do niej Tomek
Pielęgniarka zwijała wszystkie kabelki od aparatury jaką miała
podłączona Oliwia. Wyłączyła się urządzenie i podeszła do nich.
-Pan chyba coś ma w sobie, że tak się stało? – powiedziała
-To tylko miłość, proszę pani – odpowiedział grzecznie Tomek
Pielęgniarka pokiwała głową.
-Zostawię was samych. Niedługo przyniosę pani śniadanie normalne a
nie te kroplówki – powiedziała
-Z chęcią teraz zjem krowę z kopytami – powiedziała do niej Oliwia
-No tego nie mamy w jadłospisie – odpowiedziała jej pielęgniarka i
wyszła z pokoju
Oliwia przytuliła się do męża. Położyła głowę na jego ramieniu.
-Tęskniłem za tobą - powiedział jej do ucha Tomek
-Ja za tobą też – powiedziała cicho
-Pamiętasz coś ze śpiączki? – spytał
-Nie. Nic. – powiedziała a po chwili przypomniało jej się coś – Chyba
widziałam jakieś świetliste postacie koło mnie. Biła miłość od nich.
Chyba opiekowali się mną. Dobrze mi z nimi było.
Tomek nic przez chwilę się nie odezwał.
-Aniołki się tobą opiekowały – powiedział
-Chyba tak – odpowiedziała Oliwia
Po kilkunastu minutach salowa przyniosła śniadanie dla Oliwi. Gorąca
jajecznica, chleb z wczorajszego dnia i kubek gorącej herbaty. Oliwia
od razu usiadła przy stoliczku obok jej łóżka i wzięła się za jedzenie
jakby nie widziała go od kilku lat. Tomek siedział na drugim krześle i
uśmiechał się z tego widoku. Gdy skończyła Tomek podał jej telefon.
-Po co? – spytała
-Zadzwoń do rodziców – powiedział
Oliwia niepewnie wzięła telefon i patrzyła na niego.

399
-Nie pamiętasz numeru? – spytał
-Pamiętam , ale..
-Większe szczęście będzie dla nich jak ty pierwsza zadzwonisz.
Zadzwoń – namawiał ją Tomek
Oliwia wybrała numer i czekała aż ktoś odbierze rozmowę. Po chwili
telefon odebrała mama Oliwi.
-Cześć mamo – powiedziała niepewnie Oliwia
-Oliwia ! – dało się słyszeć głos w słuchawce
-Tak to ja. Jestem cała i zdrowa. Wybudziłam się ze śpiączki dziś
rano, chciałam byś pierwsza wiedziała odemnie a nie od lekarzy –
mówiła
-Skarbie moje kochanie. Tak się cieszę. – mama Oliwi płakała do
słuchawki ze szczęścia – Wszystko w porządku?
-Tak. Nic mi nie jest.
-Zaraz tam przyjadę z tatą.
-Dobrze czekam.
Mama Oliwi szybko się rozłączyła by jak najszybciej pojawić się w
szpitalu. Oliwia spojrzała na Tomka i uśmiechnęła się.
-Jadą tu – powiedziała uszczęśliwiona
Tomek nic się nie odezwał.
-Co się stało skarbie? – spytała
-W tym czasie gdy byłaś w śpiączce aresztowano mnie. Najpierw
szpitalne więzienie, potem szpital psychiatryczny aż wylądowałem po
zawale na kardiologii – powiedział cicho Tomek
-O rany !
-Byłem aresztowany pod zarzutem umyślnego spowodowania
wypadku i ucieczkę z miejsca. Twój tata chyba tak myślał. Źle też się
działo między naszymi rodzinami. Mój tata miał zawał z nerwów a
mnie chcieli oskarżyć o coś co nie zrobiłem. – mówił dalej
-Ale przecież ja tam byłam i pamiętam wszystko – mówiła Oliwia – To
nie twoja wina.
Tomek pokiwał głową.
-Nie przejmuj się ja wszystko wyprostuje a z tatą też teraz dam sobie

400
radę. Już nie jestem małą dziewczynką pod jego skrzydłami – mówiła
Oliwia
Tomek uśmiechnął się.
-Widzę więcej odwagi w tobie skarbie.
-Bo nie zmarnuję naszej miłości. Bo cię kocham – powiedziała
Po dwóch godzinach ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę – powiedziała Oliwia
Drzwi otwarły się i stanęła w nich Ela a za nią wszedł tata Oliwi
Stefan. Tomek szybko powstał z łóżka nie wiedząc co ma zrobić. Ela
uśmiechnęła się i podeszła szybko do córeczki ukochanej i ją gorąco
przytuliła.
-Dzień dobry – tylko tyle wydusił z siebie Tomek
Ela spojrzała na niego i drugą ręką przytuliła ich oboje.
-Oj wy moje gołąbeczki – powiedziała do nich całując ich
Stefan podszedł dwa kroki na przód. Był trochę zbity z tropu i chyba
nie wiedział jak się zachować.
-Tomku – powiedział – Przepraszam cię.
Tomek spojrzał na niego a potem cała reszta.
-Za co? – spytał
-Za moją głupotę. Za oskarżenia w twoim kierunku. Teraz wszystko
się wyjaśniło, że nie mogłeś tego zrobić. A ja byłem głupi –
powiedział ze skruchą.
Tomek delikatnie uśmiechnął się.
-Mówiłam ci, że będzie dobrze – powiedziała Oliwia do Tomka, dała
mu buzi i rzuciła się w objęcia taty – Ja wiem jak było bo tam byłam i
Tomek nie jest nic winien.
Wszyscy w szczęściu rzucili się powtórnie w objęcia. Ela nie mogła
wyjść z podziwu, że tak nagle Oliwia powróciła do zdrowia.
Przeszkodził im lekarz, który przyszedł z drugim na dalsze
przebadanie pacjentki ale widząc zamieszanie przeprosił i powiedział,
że przyjdzie później. Siedzieli i rozmawiali o wszystkim. Trochę
Tomek o swojej rzekomej amnezji, a większości mama Oliwi co się
działo przez ten czas. Po godzinie znów przyszedł lekarz i tym razem

401
poprosił by wszyscy wyszli i poczekali aż skończą badania.
-Bóg chyba cię zasłał Tomku dziś w nocy – powiedziała Ela
-Przyjechałem najszybciej jak mogłem gdy tylko powróciła mi pamięć
– powiedział
-Dzwoniłeś do Marka i Asi? – spytał Stefan
-Nie
-Czemu? – pytał dalej
-Zrobię im inną niespodziankę – powiedział Tomek
-Co teraz zrobisz?
-Poczekam tu aż Oliwia wyjdzie ze szpitala i pojadę do nich.
Stefan wyciągnął z portfel z tylniej kieszeni spodni. Odnalazł jego z
kart kredytowych i podał Tomkowi.
-Weź ją. Obok szpitala jest mały hotel. Nie raz tam spaliśmy na
początku jak Oliwia tu trafiła. Płać za wszystko nią. – powiedział
-Dam sobie radę, nie trzeba – powiedział Tomek
-Bierz w końcu jestem twoim drugim tatą po ślubie z moją córką.
Proszę – powiedział tata Oliwi
Tomek wziął kartę i schował do kieszeni.
-Dziękuję wam – powiedział Tomek
Po chwili wyszli lekarze. Jeden z nich oddalił się a drugi ten sam co
wcześniej był u niej podszedł do nich.
-I co panie doktorze? – spytał Stefan
-Ahhh. Co mogę powiedzieć. – mówił do nich – Wszystko jest w
najlepszym porządku. Zostawimy ją tylko na noc i jak rano nic się nie
zmieni to wypiszemy ją.
-Tak się cieszę – powiedziała Ela
-Ja tym bardziej, bo przypadek pani córki nadaje się do książek
medycznych.
-Tz? – spytała
-To co mówiłem wcześniej panu Tomkowi. To wszystko chyba cud, że
tak nagle wróciła do zdrowia. – powiedział do niej
-Tak się cieszę. – powiedziała Ela
-Nie wątpię państwu. Pozostawię was teraz z nią. Ja muszę uciekać

402
na salę operacyjną. Miłego dnia wam życzę – powiedział i uśmiechnął
się
-Dziękujemy – powiedziała mama Oliwi
Lekarz odwrócił się i pośpiesznie skierował się w głąb korytarza.
Reszta powróciła do pokoju Oliwi przekazać jej dobre wieści jakie
przekazał im lekarz. Ela doszła do wniosku, że zostanie z Tomkiem do
wyjścia Oliwi ze szpitala. Stefan niestety nie mógł pozostać gdyż miał
spotkanie z poważnymi kontrachentami z zagranicy. Zostawił im swój
samochód a dla siebie zamówił taksówkę która miała go odwieść do
domu. Obiecał, że będzie dzwonił i szczęśliwy opuścił szpital. Niedługo
przyszła pora na obiad. Znów Oliwia miała wielki apetyt ale musiała
uważać gdyż jej układ trawienny odzwyczaił się od normalnych
posiłków. Ela zaproponowała by córka odpoczywała a ona z Tomkiem
najpierw pojadą na obiad a potem udadzą się na zakupy by kupić
ubrania dla Oliwi. Ela pokierowała Tomka gdzie ma jechać, trochę
poznała okolicę gdyż pierwszy miesiąc praktycznie tu mieszkała.
Spała w hotelu blisko szpitala a w większości dnia siedziała przy Oliwi.
-Ani razu nie uwierzyłam, że mógłbyś zrobić coś Oliwi. To same
niedorzeczności jakie nam wpajali. Ci policjanci i prokuratorzy. Ten
system jest jakiś chory! Stefan jest człowiekiem trochę podatnym na
czyjeś słowa. Zaczął oskarżać cały świat o to co się stało a potem
Marka. Było mi smutno z tego powodu. Wiele się z nim o to wykłuciła,
wiele podtrzymywałam na duchu Asię by wspierała Marka. Bardzo
ciężko przyjął tą całe to zdarzenie. Jesteś jego jedynym dzieckiem,
ma tyko ciebie. Nie mógł uwierzyć, że najpierw zmarła twoja mama
przy porodzie a teraz los chce zabrać i ciebie. – mówiła
-Byłem aresztowany. Tam odwiedziła mnie mama. Trochę mówiła co
się stało ale nic nie docierało do mnie. Mówiła, że mój tata miał zawał
?
-Tak. Wszystko przez Stefana i jego czasami niewyparzoną gębę. Po
któreś kłótni jego serce nie wytrzymało i zabrali go do szpitala.
Jednak tak źle się to nie skończyło – mówiła dalej
-Co się stało że mnie uniewinniono? – spytał Tomek

403
-Pojawiły się nowe dowody. Znalazł się świadek, który nieopodal
mieszkał. Przejeżdżał tamtędy i widział wszystko zaraz po wypadku.
Widział ciebie nieprzytomnego. Miałeś liczne obrażenia i zalaną głowę
krwią. Podobno wyrzuciło cię z samochodu i uderzyłeś o skały.
Najpierw jednak ratował Oliwię, nieprzytomną zakleszczoną w
samochodzie. Gdy ją oswobodził zauważył, że zniknąłeś. Przyjechała
karetka i policja potem, ale w całym zamieszaniu nie spisali jego
zeznać i kontaktu do niego. – powiedziała
-Więc jak się teraz znalazł ? – pytał Tomek wiedząc że to Janusz
wyciągnął go z opresji
-W internecie było twoje zdjęcie osób zaginionych. On rozpoznał je i
zgłosił się na policję w celu wyjaśnienia wszystkiego. Wtedy cała
bańka prysła domysłów i oskarżeń przeciwko tobie.
-Wiadomo kim jest ten człowiek? Bardzo chciałbym mu podziękować
– powiedział Tomek
-Policja nie przekazała nam danych, ale oczyścili cię z wszelkich
zarzutów .
-Rozumiem. – powiedział smutno Tomek
„Mój stary przyjacielu, dziękuje ci Ilmarun” – pomyślał Tomek gdyż
wiedział kto to jest i teraz dowiedział się jaką ostatnią rzecz miał do
zrobienia gdy to mu mówił pod szpitalem.
-Wszystko się dobrze skończyło – powiedziała Ela – Jak w bajce.
-Tak to prawda. Jak w bajce. – powiedział Tomek
Po obiedzie udali się na zakupy. Kupili nowe ubrania na ewentualne
jutrzejsze wyjście Oliwi ze szpitala. Tomek czuł się jak zagubiony,
gdyż uświadomił sobie, że tak naprawdę nie wie jaki rozmiar kupić
dla swojej żony. Mógł jedynie doradzić w kolorze, fasonie itp. resztą
zajęła się mama Oliwi. W drodze powrotnej do szpitala kupili kilka
słodyczy i owoców. Oliwia zrobiła sobie małą drzemkę poobiednią.
Ucieszyła się widząc ich i rzuciła się na szyję Tomka jakby nie
widziała go z kilka lat. Tomek żył teraz chwilą szczęścia. Jego myśli
na temat tym kim jest i co przeszedł w ostatnich miesiącach powoli
zastępowały myśli szczęścia. Tak marzył o tym by znów być sobą, by

404
powrócić do starego jego spokojnego życia. Uśmiech i niebieskie oczy
ukochanej żony były dla niego nagrodą za cały trud jaki musiał
przejść. Siedzieli do wieczora w szpitalu potem jednak poproszono ich
o opuszczenie. Tomek z mamą Oliwi wynajęli pokoju w pobliskim
małych hotelu i zmęczeni emocjami poszli spać. Tomek leżał na łóżku
i wpatrywał się w sufit. Uśmiechał się do siebie. Ten dzień jest
spełnieniem jego marzeń. Tak wiele razy myślał o nim i to się
dopełniło. Gdy już miał usnąć telefon wydał melodyjkę o nowym SMS.
„Jak braciszku ci leci?”. Tomek uśmiechnął się i oddzwonił do niej.
Rozmawiali kilkanaście minut. Tomek podekscytowany opowiadał jej
co się stało od momentu jak tu przyjechał. O idealnym zdrowiu Oliwi i
spotkanie z jej rodzicami. Wiola przekazała mu, że kontaktowała się z
Dawidem. Powoli nadal robią porządki a wilki dochodzą szybko do
zdrowia. Miała trochę roboty w u siebie w Warszawie ale już stęskniła
się za górami i niedługo wybiera się do Dawida i Mateusza. Po
skończonej rozmowie Tomek szybko usnął i spał spokojnie.
Ela obudziła go telefonem. Już nie pamiętał kiedy tak dobrze spał.
Była prawie dziesiąta godzina na zegarku. Szybko wziął prysznic i
ubrał się. Mama Oliwi już czekała na niego na dole. Pojechali do
szpitala bez śniadania, byli bardzo ciekawi decyzji lekarzy. Gdy weszli
do pokoju Oliwia oglądała program muzyczny i ciutkę pozwoliła sobie
na podgłoszenie telewizora zamontowanego pod sufitem.
-No już nie mogłam się was doczekać ! – powiedziała lekko zła ale z
uśmiechem na twarzy
-Coś się stało? – spytał Tomek
-Tak bardzo wiele.
-Co mianowicie?
Oliwia uśmiechnęła się szeroko swoim wspaniałym uśmiechem i
rzuciła się w objęcie Tomka.
-Wychodzę do domu – powiedziała
Tomek ze szczęścia zrobił kilka obrotów z Oliwia uwieszoną na jego
szyi. Ela też cieszyła się bardzo ale pozwoliła by młodzi cieszyli się
sobą. W końcu dwa tygodnie po ich ślubie mieli taką długą rozłąkę.

405
-Rany jak ja się cieszę kochanie. Nawet nie wiesz jak bardzo –
powiedział uradowany Tomek
Ela zaproponowała, że pójdzie wszystkiego dowiedzieć się od lekarzy
o stanie zdrowia i o wypis ze szpitala. Tomek jeszcze chwilkę
posiedział w objęciach żony a potem szybko udał się do hotelu.
Pozabierał wszystkie ich rzeczy i nowe ubrania dla Oliwi i szybko
wrócił. Ela w tym czasie załatwiała kwestie papierkowe.
-Ty wybierałeś ubrania dla mnie? – spytała Oliwia wyciągając je z
reklamówek
-No trochę ja, trochę twoja mama – powiedział niepewnie Tomek
-Tak się domyślam, z kolorami trafiłeś w dziesiątkę ale pewnie co do
numeracji to pewnie mama miała w tym swój udział. – powiedziała i
dała gorącego buziaka
-Aha – odpowiedział krótko Tomek i odwzajemnił jej pocałunek
Po chwili wróciła Ela z pielęgniarką. W ręku miała papierową teczkę a
w niej pewnie cały pobyt Oliwi, jej badania i co najważniejsze wypis
ze szpitala. Tomek spojrzał na pielęgniarkę. Była to ta sama młoda
kobieta z uwiązanymi w kok czarne włosy. Wyszedł z pokoju by Oliwia
mogła się spokojnie ubrać. Szybkim krokiem dogonił pielęgniarkę i
delikatnie złapał ją za rękę.
-Tak? Coś jeszcze? – zatrzymała i spytała się
-Nic. Tylko nie miałem kiedy pani podziękować za tamtą noc, że panie
pozwoliła mi zostać z nią – powiedział Tomek
Pielęgniarka uśmiechnęła się do niego.
-Widocznie miało to zbawienny wpływ na powrót zdrowia pańskiej
żony – powiedziała – Więc nie ma za co.
-Jest wiele. – powiedział Tomek
-Dobrze. – powiedziała trochę stanowczo z uśmiechem – Mogą być
czekoladki do kawy i będzie wszystko ok.
-No nie mam ale zaraz przyniosę – zaproponował Tomek
-Nie trzeba. Żartowałam.
-Ale ja mówię na serio.
-Naprawdę nie trzeba. Cieszę się że wróciła do zdrowia i słowa

406
podziękowania starczą – powiedziała
Tomek spojrzał na nią i przeniknął swoim magicznym wzrokiem.
-Jak wyjdzie pani ze szpitala proszę iść do tego kiosku na rogu. Niech
pani kupi zdrapkę za 2 zł. Będzie miała jeden róg załamany, niech
pani weźmie ten. – powiedział poważnie do niej
Pielęgniarką zmarszczyła brwi w zaskoczeniu.
-Nie rozumiem – powiedziała
-To będzie prezent odemnie dla pani. Dziękuję – delikatnie uścisnął
dłoń kobiety i wrócił do pokoju
Oliwia już była gotowa do wyjścia. Sprawdzili jeszcze raz czy
wszystko mają ze sobą i wyszli ze szpitala. Wsiedli do samochodu.
Tomek uruchomił silnik i powoli ruszył szczęśliwy do domu.
Mama Oliwi mówiła bez wytchnienia do nich. Opowiadała jej co się
zdarzyło ważnego w kraju i na świecie. Jak mogła streszczała
ważniejsze wydarzenia. Opowiedziała jaka była sytuacja miedzę jej
tatą a ojcem Tomka. Do czego to doprowadziło. Tomek
zaproponował, że chciały najpierw jechać wspólnie z Oliwia do jego
rodziców. Chce im zrobić niespodziankę i też marzy by ich ujrzeć
znów zdrowych. Oliwia powiedziała, że czyje się super na siłach i nie
widzi przeszkód w tym. Ela zaproponowała by młodzi ją zawieźli do
domu a ona przygotuje obiad i by Tomek wyciągnął rodzinę do nich
na wspólny obiad. Spodobał się pomysł mamy Oliwi i zgodził się bez
wahania. Po dwóch godzinach dojechali do domu. Młodsza siostra
Oliwi ze łzami szcześcia w oczach przywitała swoją starszą siostrę.
Stefan po chwili szybkim krokiem dołączył do nich. Ela powiedziała co
Tomek ma do zrobienia i że wszyscy później się spotkają. Stefan
ucieszył się z tej decyzji i powiedział, że zrobi dla nich dziś drugie
wesele z tej okazji i że będzie to dobra sytuacja na przeprosiny
rodziny Tomka. Umówili się, że na 17 będą tu z rodzicami Tomka i
pojechali do jego rodzinnego domu. Dojechali na miejsce w pół
godziny. Wjechali na plac przed domem i wysiedli z samochodu.
Nikogo nie było tylko Azor merdał ogonem przy budzie poznając
swojego pana. Tomek podszedł do niego i pogłaskał go. Potem stanął

407
na środku z Oliwia i rozejrzał się po posiadłości.
-Wreście w domu – powiedział
Drzwi od domu otwarły się i wyszła z nich Asia trzymając tacę z
dwoma filiżankami herbaty i cukierniczką. Zrobiła jeszcze kilka
kroków zanim zauważyła kto stoi na placu. Spojrzała i otwarła
szeroko usta. Taca poleciała na kostkę a szklanki z herbatą rozlały się
po niej. Złapała się za usta z niedowierzania to co widzi. Tomek stał i
uśmiechał się do niej. Ta rzuciła się szybko w ich kierunku łapiąc ich
w swoje objęcia.
-W co znowu wlazłaś ?! – ktoś krzyknął za domem
Ale Asia nie odezwała się tylko całowała swoje pociechy. Marek
rozłoszczony, że nie dostał odpowiedzi wyszedł za domu. Gdy
zobaczył całą trójkę stanął zamurowany.
-Tomek? Mój Tomeczek? – powiedział i ruszył w ich kierunku
-Cześć tato. Wróciłem – powiedział Tomek wychodząc mu naprzeciw
Marek silnie uścisnął swojego jedynego syna. Zawsze był silnym
mężczyzną, Tomek wiedział o tym doskonale a teraz poczuł to na
swoim ciele.
-Widziałem, że wrócisz. Wiedziałem – powiedział
-Dziękuję, że nie straciliście wiary – powiedział Tomek
Dołączyli do Asi i Oliwi. Marek delikatnie przywitał Oliwie z
uśmiechem na twarzy. Ta rzuciła się na jego szyję i ucałowała go.
-Cześć tato i proszę wybacz mojemu ojcu za wszystko co źle zrobił –
powiedziała
-Oj córeczko daj spokój. Było minęło. Ale mnie zaskoczyliście! –
powiedział zdziwiony nadal Stefan
Potem przeszli wszyscy do altanki z tyłu domu, gdzie wcześniej Marek
wypoczywał i czekał na herbatę. Teraz wszyscy tam zasiedli pijąc
herbatę i zajadając się ciastem zrobionym wcześniej przez Asię. Znów
Tomek opowiadał całą historię jaka go spotkała przez te kilka
miesięcy. Gdzie był i co robił, jak był aresztowany, w szpitalach i na
koniec jak odzyskał pamięć i powrócił do Oliwi. Tak mi zeszło ze
zapomnieli o obiedzie u rodziców Oliwi. W szybkim pośpiechu

408
poprzebierali się i udali się do domu Oliwi. Wszystko już było tam
przygotowane, stół zastawiony wytrawnym jedzeniem. Tomek dopiero
teraz poczuł, że jest głodny. Nie jadł śniadania tylko jakiś baton
zakupiony na stacji benzynowej i ciasto Asi. Przeprosił wszystkich
podczas niekończących się powitań, uścisków i całusów ale był teraz
to on miał ochotę pojeść. Rozbawił wszystkich siadając pierwszy do
stołu i podsuwając sobie cały półmisek pieczonych udek kurzych w
pieczarkach. Szybko do niego dosiadła się Oliwia. Dała mu całusa i
nałożyła sobie kilka porcji dla siebie. Stefan bardzo przepraszał Marka
i Asię za jego postawę i bezpodstawne oskarżenia wobec Tomka i ich.
Dobrze, że mamy kochają nad życie swoje pociechy i nigdy je nie
opuszczą. Tak było i tym razem, że Asia i Ela często rozmawiały ze
sobą telefonicznie czy też spotkały się co jakiś czas debatując nad
całą sytuacją. Żadna z nich nie poddała się a teraz zbierają owoce
swojej ciężkiej pracy w postaci szczęścia swoich pociech. Jedli i
rozmawiali. Z upływem czasu kropelki wódeczki w kieliszkach ojców
dały się im we znaki i atmosfera stawała się coraz bardziej luźna,
spontaniczna i weselsza. Przed wieczorem młodsza siostra Oliwi
przeprosiła wszystkich, ale przyszedł do niej nowy chłopak z którym
jakiś czas już się spotykała. Roześmiany Stefan zaprosił go do nich,
całkowicie zmienił swoje nastawienie do swoich córeczek. Nie był już
taki zaborczy i nie szukała dziur w całym u nich. Łukasz nowy chłopak
młodszej siostry chyba niezbyt się czuł w takim towarzystwie. Oliwia
to zauważyła i dała delikatnie znać siostrzyczce by zniknęli dla siebie
gdzieś poza dom. Podziękowali za gościnę i pojechali na zabawę
taneczną. Stefan jeszcze zdążył poprosić Łukasza by się opiekował jej
córeczką i życzył miłej zabawy. Koło godziny 21 i Oliwia i Tomek
poczuli zmęczenie. Marek ze Stefanem wpadli na te same tory,
skutkiem czego były ich wspólne śpiewy. Więc obydwoje dali im
błogosławieństwo by mogli iść do siebie do pokoju. Tomek otworzył
drzwi i zapalił światło. Wpuścił Oliwie która niepewnie weszła do
niego.
-Dawno tu nie byłam, tyle czasu a nic się nie zmieniło – powiedziała

409
Tomek zamknął drzwi, podszedł do niej z tyłu i objął ją. Delikatnie
odchylił jej włosy na bok i pocałował subtelnie w kark.
-Tak kochanie, masz rację. Równie mało tego pokoju w sumie
używaliśmy – powiedział do niej i kolejny raz pocałował jej kark w
innym miejscu
-Co masz na myśli kochanie?
Tomek lekko podciągnął swoją dłoń z pasa do piersi żony. Powoli
przesunął ręką po niej.
-To mam na myśli – powiedział i pocałował ją w jej usta
-Tak masz rację kochanie. Musimy to nadrobić.
-Zgadza się. Proponuję .... – niedokończył Tomek
-Ciii – szepła mu do ucha Oliwia
Odwróciła się do niego i jej ręce spoczęły na szyi Tomka. Powoli
zbliżyły się ich usta, najpierw muśnięcie jedno i drugie, usta wyschły
z podniecenia tego momentu. Na koniec delikatnie złączyły się razem
delektując się smakiem podniecenia. Tomek wziął Oliwię na ręce i
zaniósł do łoża małżeńskiego. Powoli ją położył cały czas całując jej
usta. Wstał z łóżka i zapalił małą lampkę stojącą przy niej. Zgasił
górne światło. Światło a lampki nocnej delikatnie oświetlało pokój
tworząc nastrojowy nastrój. Tomek ściągnął z siebie koszulkę i
delikatnie położył się na Oliwi. Ich usta znów zatopiły się w sobie, lecz
teraz bardziej odważniej, były spragnione siebie przez wiele miesięcy.
Tomek poczuł delikatne piersi przylegające do jego torsu przez bluzkę
i stanik. Jego ręce wędrując po dłoniach potem kierując się ku górze
ramieniu a potem szyi. Pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne
a ich oddechy szybko przyśpieszały. Swoje usta skierował na jej szyję
a potem delikatnie kierując się w kierunku jej piersi. Tu już były jego
dłonie które sprawnie powoli odpinały kolejne guziczki bluzki. Odchylił
ją na bok jednocześnie całując ją po piersiach. Dłonie jego delikatnie
masowały piersi Oliwi a potem sprawnie poradziły sobie z zapięciem z
przodu. Delikatne światło padało na piersi, które teraz były piękne.
Delikatnie przesunął językiem po lewym sutku a potem delikatnie je
całując possał je. Te natychmiast zareagowało nabrzmiewając pod

410
wpływem pieszczot. Pocałunki przeniosły się na drugą pierś pieszcząc
ją cała, każdy jej centymetr. Ściągnął bluzkę i stanik rzucając je na
podłogę. Oliwi przekreciła się tak że Tomek teraz był na dole. Jej
długie proste włosy swobodnie zwisały po bokach. Poruszała głową
tak by włosy delikatnie muskały po nagim torsie męża. Przesunęła się
niżej by delikatnie pieścić ustami jego pierś. Poczuła jak jego
przyrodzenie już urosło w spodniach. Delikatnie przesunęła biodrami
na bok sprawiając tym samym rozkosz dla Tomka. Ręce Tomka
poruszały się po jej nagich plecach okrywając na nowo każdy
zakamarek ciała Oliwi. Zeszły niżej na jej pośladki i mocniej je złapał.
Oliwia uśmiechnęła się do niego i dała mu gorącego całusa w usta.
Zeszła z niego rozpinając pasek i ściągając z siebie spodnie. Tomek
zrobił to samo gdyż jego ogier stał już w pogotowiu i spodnie trochę
mu przeszkadzały. Oliwia rzuciła się jak głodna kocica na Tomka. Ich
ręce, dotyk, usta oddech i bicie serca doprowadzało ich do coraz
większego podniecenia. Tomek delikatnie przesunął po skąpych
majteczkach Oliwi. Poczuł jej jędrne pośladki, które teraz delikatnie
masował. Oliwia przesunęła się tak, że ogier Tomeka spoczął na jej
łonie. Delikatnie pocierała się o niego drażniąc swoją łechtaczkę.
Przeszły przez nią pierwszy drgawki rozkoszy. Delikatnie zajęczała do
ucha Tomka. Tomek sprawnie wślizgnął się pod jej mateczki
dotykając jej małej. Była cała wilgotna i gorąca od podniecenia. Potarł
opuszkiem palca po jej łechtaczce dodając jej kolejnego bodźca
podniecenia a potem wsunął jeden paluszek w wnętrze jej malutkiej.
Oliwia przesunęła się niżej całując ciało Tomka. Jej pocałunki pieściły
każdy fragment swojego ukochanego męża. Zbliżyła się do jego
przyrodzenia i odsunęła jego slipy. Potężnie podniecony członek
uwolniony wyskoczył radośnie. Oliwia z uśmiechem spojrzała na niego
a potem najpierw delikatnie go całując pieściła ustami. Delikatnie
jedną ręką podniecała jądra Tomka a drugą dotykając jego torsu.
Powoli wsunęła całego członka w usta delikatnie pieszcząc go swoim
językiem. Tomek wygiął głowę do tyłu z podniecenia. Zamknął oczy i
lekko wzdechnął z rozkoszy jaka go ogarniała. Oliwia powoli poruszała

411
ustami wzmagając rozkosz u swojego ukochanego. Członek delikatnie
drgnął a potem drugi raz. Fala spazmów przeszła przez ciało Tomka.
Nie chciał tak kończyć. Delikatnie podciągnął Oliwie do siebie by ich
usta się ponownie połączyły. Przekręcił ją na łóżku. Delikatnie całował
i pieszczotliwie dotykał jej ciała. Swoim nagim członkiem przejechał
po jej mokrych już majteczek od soczków. Zatopił ręce w jej włosach
a jego usta powędrowały niżej. Znów całowały piersi by nie dać im
odetchnąć z podniecenia. Potem przesunął się niżej na jej brzuszek i
pępuszek. Całował jej każde miejsce ciała by wszystko było
zadowolone. Jeszcze niżej zjechały pocałunki. Delikatnie ściągnął z
niej stringi i wyrzucił je na bok. Oliwia odruchowo delikatnie odsunęła
uda dając tym znak, że pragnie pieszczot w jej najbardziej delikatne
miejsce. Tomek wiedział o tym dobrze i tam jego ustne pocałunki
spoczęły. Najpierw powoli, muśnięciami wargami, potem muśnięciami
językiem po jej łonie. Uniosły się biodra do góry z podniecenia chcąc
jeszcze więcej i więcej. Usta zatopiły się w jej rozgrzanej malutkiej.
Była wilgotna od soczków podniecenia a on je delikatnie językiem
kosztował. Wsunął język do wnętrza jaskini rozkoszy i poruszał nim
wewnątrz. Oliwia wręcz oszalała z rozkoszy. Złapała Tomka za włosy i
podciągnęła go ku górze. Ich wzrok spotkał się mówiąc wszystko bez
słów. Rozchyliła jeszcze bardziej uda tak by ogier kochanego wszedł
w nią cały. Najpierw muskał po jej łonie, drażniąc i bawiąc się z nią, a
potem nagle szybko wsunął się w nią cały. Obydwoje patrząc sobie w
oczy odczuli ten moment. Mocno przytulili się do siebie. Najpierw
powoli poruszał się ogier Tomka w malutkiej Oliwi. Wysuwał się cały
gdy za moment znów zanurzyć się cały w niej. Przy każdym ruchu
spragnieni kochankowie wzdychali do siebie z rozkoszy. Ruchy stały
się szybsze i głębsze. Oliwia jedną nogą objęła w pasie Tomka
powodując, że jego członek teraz jeszcze głębiej wbijał się w nią. Ich
serca biły w niesłychanym tępię, ich oddechy stały się szybsze i
krótsze, łapiąc małe dawki powietrza potrzebnego do podniecenia.
Tomek podniósł się delikatnie patrząc Oliwi w oczy jeszcze szybciej
zaczął się poruszać w niej. Ona z błogim wyrazem twarzy wpatrywała

412
się w jego twarz i napięcie jakie rosło w nim. Zamkła oczy czując, że
moment kulminacyjny zaraz przyjdzie. Każdy szybki i mocny ruch
członka potęgował wykładniczo jej podniecenie. Tomek też to odczuł,
już nie mógł dłużej wytrzymać. Otworzył oczy i spojrzał na kochaną.
Szybkie kilka ruchów dopełniła dzieła. Wbił się w nią patrząc jej w
oczy. Członek mocno zapulsował i wytrysnął do pochwy kochanej.
Jeszcze raz mocniej wbił się w nią i kolejna dawna nasienia
wypełniała wnętrze Oliwi. Poczuła jak pulsuje mu ogier i jak ciepła
ciecz wypełnia ją cała. Tomek złapał potężny łyk powietrza a kropelki
potu na jego twarzy świadczyły o przyjemnym wysiłku. Uśmiechnął
się do niej i dał jej buzi.
-Kocham cię – powiedział do niej na ucho
-Ja też cię kocham skarbie – odpowiedziała
Siły z nich opadły. Tomek powoli zsunał się z niej i położył się koło
niej. Oliwia przytuliła się do niego i usnęli w błogim nastroju.

Pierwsze dni od powrotu do domu Tomka i Oliwi były wielką eforią,


szczęściem, radością i pełne uśmiechu. Tomek powoli zabijał w
swoich myślach przez co przeszedł i kim jest naprawdę. Nie korzystał
ze swoich mocy, chciał odpoczynku i tak mu było teraz dobrze. To
była jego nagroda by mógł w końcu żyć jak każdy inny człowiek. W
końcu nim był i teraz korzystał z tego w każdej minucie dnia czy
nocy. Choć nie raz kusiło go by w niektórych nawet małych sprawach
skorzystać z wiedzy jaką posiadał to postanowił, że tylko w
ostateczności będzie z nich korzystał. Choć mógł wiedzieć co się
zdarzy, mógł zapobiec małych groźnych sytuacji czy też pozbyć bólu
głowy powiedział sobie STOP. Mógł przecież przewidzieć, że za
moment mama Oliwi przypadkiem skaleczy się ostrym nożem przy
obieraniu ziemniaków, lecz nie uczynił tego, mógł potem sprawić by
rana zagoiła się szybko lecz z tego też zrezygnował. To małe rzeczy
na których każdy z nas się uczy czegoś nowego albo jest to
przypomnieniem, że raz sparzyliśmy się na czymś i masz kolejną
nauczkę. Chciał normalności, z przeciwnościami losu jakie go i jego

413
bliskich spotykały. Widzenie przyszłości było czasami dla niego
męczące, widząc sytuacje których nie da się uniknąć choć bardzo by
chciał by było inaczej. Teraz w otoczeniu kochanej Oliwi, rodziny i
znajomych powoli wyciszał w sobie swoje moce ale był świadom ich
cały czas i wiedzy jaką posiada. Wystarczyło, że raz poszedł z Oliwią
na zakupy na miasto by wszyscy ich znajomi dowiedzieli się o ich
powrocie. Musieli trochę uzupełnić braki w szafach, po paru
miesiącach trochę zmieniła się moda i kochana żona postawiła
odświeżyć swoją wiedzę na temat nowych trędów, a przy okazji
dobrze się bawić. Tu była całkowicie odmienna od Tomka, który
trochę inaczej podchodził do takich zakupów. Gdy miał kupić buty
wchodził do sklepu i oglądał kilka rzucających mu się w oczy butów.
Przymierzał z dwie, trzy pary i z nich szybko wybierał jakie chce.
Choć nie raz Oliwia namawiała go by poszli do innego sklepu
obuwniczego, że może tam będą fajniejsze i ciekawsze propozycje to
jednak Tomek wybierał zdecydowanie i od razu kupował. Oszczędzał
sobie tym trud biegania, szukania, myślenia, zastanawiania i rozterek
na koniec czy faktycznie dobrze wybrał. Robił tak ze wszystkim, czy
to były buty, spodnie, koszule, zegarek czy telefon komórkowy.
Oliwia była inna pod tym względem. Musiała przemierzyć kilometry
od jednego sklepu do drugiego w poszukiwaniu tylko jednej fajnej dla
niej rzeczy. Oglądała, przymierzała, cmokała szukając dziury w
całym. Wejście do jednego sklepu gdzie szukała kilka nowych bluzek
kończyło się dla Tomka siedzeniem na jakieś pufie i cierpliwie
czekanie na wybór ukochanej. Dobrze się przy tym bawił patrząc na
nią, jednak najczęściej zabawa ta była dla niego dobra przez pierwszą
godzinę potem już zaczynała się nużąca. Po odwiedzeniu jednego
sklepu czas był na rozprostowane kości dla Tomka czyli przejście do
następnego sklepu. O zgrozo jeżeli był tuż obok i kolejne minuty
przymierzania. Lepiej jak był ciutkę dalej i zastane nogi Tomka
odżywały. Cała taka wyprawa kończyła się tym, że zamiast kupienia
pięciu bluzek, które były początkowym założeniem przed wyjściem do
miasta kończyło się na jednej czy maksymalnie dwóch, a w drodze

414
powrotnej słyszał standardowy tekst „W tym mieście nic nie ma dla
mnie”. To najbardziej rozbawiało Tomka. W jednym sklepie podczas
kolejnej gali wyboru kilku koszulek tym razem dla Tomka spotkali
swoich świadków z ich ślubu.
-Ja kituś myślę, że ta czerwona bez żadnych ekscentrycznych
napisów będzie mi lepiej odpowiadała – mówił Tomek do Oliwi
-Misiek ty mnie nie denerwuj. Trzeba iść z postępem. Taka jest teraz
moda! A zobacz tą żółtą nie jest super ? – mówiła Oliwia
-Żółta? Przecież w niej będę wyglądał jak żarówką albo co gorsza jak
kwiatek polnym na której wszystkie owady będą chciały usiąść –
bronił się Tomek
-Gadasz głupoty. Ważne, że mi się będziesz w niej podobał i będę
siadała na tobie jak pszczółka i będę cię kosztowała – powiedziała z
uśmiechem Oliwia
-Dobrze weźmiemy tą żółtą i moją czerwoną. Żółtą będę zakładał w
domu a czerwoną jak będę jechał do lasu.
-Niech mnie kulę biją! Kogo ja widzę ! – ktoś krzyknął za ich plecami
Odwrócili się ciekawi kto mówi do nich.
Tomek zobaczył Andrzeja swojego świadka z jego ślubu. Pełen
uśmiech i szerokie rozstawione ramiona gotowe do objęcia go.
-Andrzej! Stary kumplu – powiedział Tomek witając się z nim
Jeszcze lepiej zareagowała Oliwia. Wydała z siebie coś w formie pisku
szczęścia jakby wygrała dużą kasę na loterii i rzuciła się w objęcia
Sylwii.
-Co za niespodzianka. Słyszeliśmy wiele rzeczy o was i nikt nie
wiedział jak jest naprawdę. – mówił Andrzej – Kurde ale
najważniejsze że to chyba wszystko plotki.
-Wiele by można mówić o tym – powiedział Tomek
-Martwiłam się o moją przyjaciółkę a tu taka niespodzianka –
powiedziała uszczęśliwiona Sylwia do Oliwi
Wycałowały się i trochę z boku mogło to wyglądać na zaloty dwóch
dziewczyn. Dobrze, że było mało ludzi w sklepie.
-Co tu robicie? – pytał Andrzej

415
-Wiesz stary jak to jest. Dochodzimy się w czym będę lepiej wyglądał
– odpowiedział Tomek
-Wytrzymujesz to?
-Jeszcze trochę – powiedział Tomek i roześmiał się
-Wiecie co kochane kobiety. Wy może same sobie pochodźcie po
sklepach a ja z moim dobrym kumplem pójdziemy na ławeczkę. W
ten sposób każdy będzie zadowolony. Co wy na to ? – zaproponował
Andrzej
Oliwia ucałowała Tomka w policzek.
-Idź misiaczku mój kochany. A ja sobie trochę poplotkuję z Sylwią.
Zdzwonimy się jak skończymy. – powiedziała do niego
-Dobrze mi też pasuje – odpowiedział, ucałował Sylwię i już
wychodzili ze sklepu
-Resztę ja już wybiorę dla ciebie kochanie – zawołała do niego Oliwa
Tomek odwrócił się do niej i uśmiechnął się do niej ciepło.
-Dobrze. Byle żebym jak pajac nie wyglądał.
-Dobrze stary, że mnie uratowałeś – powiedział cicho Tomek do
Andrzeja a ten wybuchł śmiechem.
Udali się do centrum i usiedli pod parasolem obok małego baru.
Andrzej zamówił dwa zimne piwa. Siedzieli rozmawiając o tym co się
wydarzyło i wspominając wesele.
Od tego niespodziewanego spotkania wszyscy inni ich znajomi zaraz
się dowiedzieli, że Tomek i Oliwią wrócili. Wieczorem już dostali
kilkanaście telefonów od znajomych z pytaniami co słychać u nich i co
się działo pod ich nieobecność. Najbardziej zadowolona była Oliwia,
praktycznie nie odkładała telefonu od ucha. Leżała na sofie w salonie i
głośno rozmawiała z każdą koleżanką która zadzwoniła. Tomek po
którymś razie znudził się i wyłączył telefon. Ucałował kochaną i
poszedł do biura Stefana. Ten zawalony trochę papierami ucieszył się
na widok Tomka i zaproponował coś mocniejszego na koniec dnia.
Zgodził się chętnie. Siedzieli tam razem do jedenastej w nocy
rozmawiając o wszystkim i niczym. Trochę przedstawił nowe plany
rozwoju firmy i jak zwykle poprosił Tomka o jego zdanie w tej

416
sprawie. Już wcześniej kilka cennych uwag jego były trafne w samą
dziesiątkę co tylko szło z pożytkiem dla ich obydwu. Dopiero
zaciekawiona Ela gdzie podzieli się mężczyźni przyszła do nich
uświadomiła ich która to już godzina a oni bez kolacji są. Rozbawieni
po wypiciu całej butelki Whisky zgodnie opuścili biuro nieopodal domu
udając się na spóźnioną kolację.
Na następny dzień Tomek pojechał na cały dzień do swoich rodziców.
Oliwia miała później dojechać gdyż musiała zgłosić się na kolejne
badania kontrolne. Tomek nie obawiał się wyników badań w dodatku
zabrała ze sobą mamę i Sylwię. Tu Tomek poczuł się jak za dawnych
lat. Wiele pomógł ojcu przy gospodarstwie a po obiedzie poszedł za
dom na łąki. Rozłożył się na miękkiej trawie, wpatrując się w błękitne
niebo rozmyślał o ostatnich dniach. Potem dołączył do niego jego tata
i razem siedząc wspominali jego dzieciństwo. Marek odzyskał siły po
powrocie Tomka do domu. Nie był już smutny i przygnębione, to tak
jakby od nowa urodził mu się syn. Uśmiech wrócił na jego twarzy i
specyficzne poczucie humoru. Asia też nie mogła uwierzyć w takie
dobre zakończenie widząc jak bardzo Tomek i Marek są związani z
sobą. W końcu to Marek sam wychowywał Tomaszka bez niczyjej
pomocy. Tomek zaś nie odwrócił się od niego i był perełką swojego
ojca. Wszystko powoli układało się w spokój i sielankę. Po południu
przyjechała Oliwia więc Marek z Tomkiem wrócili do domu. Spędzili
do późnego wieczora razem śmiejąc się przy kolacji.
W nocy Tomek leżał przytulony do Oliwi i patrzył na cienie na suficie.
-Kituś może dokończymy to co nie zaczeliśmy? – spytał jej
-Co masz na myśli?
-Naszą podróż poślubną – powiedział
Oliwia zerwała się i spojrzała na niego z góry.
-Ale tym razem ja wybieram – powiedziała
-Masz coś już na myśli? – uśmiechnął się Tomek
-Wiesz o tym samym myślałam dzisiaj jak wracałam od lekarza.
-Co wybrałaś? Nie trzymaj mnie w niepewności.
-Coś o ciepłych krajach. Chciałabym piasek, słońce i spokój –

417
powiedziała powoli podsycając atmosferę
-Coś mi się wydaję że już wybrałaś – powiedział zaciekawiony Tomek
Oliwia sięgła po torebkę i wyjęła kilka złożonych dokumentów w
folderze. Podała mu uśmiechając się przy tym. Tomek wziął do ręki i
szybko tylko spojrzała na nazwę.
-Egipt?
-No.
-To same piaski i śmierdzące wielbłady?
-Zgodziłeś się. Nie możesz mi odmówić – powiedziała do niego
Tomek ucałował Oliwię w usta.
-Pewnie że nie mam nic przeciwko temu tylko się z tobą drażnię. –
powiedział Tomek przytulając ukochaną – Kiedy jedziemy?
-Za tydzień. Wszystko ci opowiem. Mówię ci tam będzie rewelacyjnie,
wszystko mi pani wyjaśniła i już wszystko zaklepane. – mówiła
podekscytowana Oliwia
Rozłożyła folder pokazując kolorowe zdjęcie miejsca ich przyszłego
wypoczynku. Tu pokój, tu jadalnia a tu plaże. A ile atrakcji w koło, już
wykupiła kilka wycieczek na zwiedzanie i wszystko All Exlusive.
Tomek tylko grzecznie leżał koło Oliwi i słuchał słów jej. Delikatnie
uśmiechając się przy tym. Cieszył się z tej niespodzianki jaką zrobiła
mu ukochana, mógł wcześniej wyczuć jej zamiary ale zgodnie ze
swoją obietnicą nie chciał używać swoich mocy i to właśnie było dla
niego piękne. Lepiej dostać czasami niespodziankę niż wiedzieć o niej
wcześniej i z tego się cieszył Tomek.
Przez kolejne parę dni do wyjazdu na ich upragnione wakacje Oliwia
wszystko planowała. Co zabrać, co jeszcze może się przydać, co
trzeba kupić by nic nie zabrakło. Skończyło się na tym, że
zrezygnowana usiadła pewnego dnia na fotelu i już nie wiedziała co
ma robić. Tomek przyszedł do niej i pocieszył ją, że w sumie nic
wielkiego im nie trzeba na wyjazd. Parę koszulek i majtek, stój
kąpielowy, okulary przeciwsłoneczne, aparat fotograficzny, karta
kredytowa i uśmiech na twarzy. Tak też posłuchała go i teraz już
mogła spakować się w niecałe trzy godziny. Stefan odwiózł ich na

418
lotnisko do Krakowa a stamtąd odlecieli do Egiptu. Czuli się jak w
raju, a szczególnie Oliwia. Mogła godzinami wylegiwać się na gorącej
plaży bez uszczerbku na jej opaleniznę. Tomek zaś spróbował
nurkowania i tak mu się spodobało wśród raf koralowych, że pod
koniec udało mu się namówić ukochaną na nurkowanie. Oliwia raczej
nie lubiła pływania, miała w sobie jakiś lęk z dzieciństwa o którym
teraz dowiedział się Tomasz. Jedynie co akceptowała to przejażdżki
łódkami. Jednak siła perswazji Tomka była silniejsza do tego stopnia,
że Oliwia zastrzegła sobie w przyszłym roku też wyjazd w ciepłe kraje
i oczywiście z możliwością nurkowania. Wrócili do domu opaleni,
wypoczęci i szczęśliwi. Cały kolejny dzień było oglądanie filmów z
kamery i setek zdjęć, które uwielbiała robić Oliwia. Przy każdym
zdjęciu stawała na chwilę by opowiedzieć co, gdzie i jak było robione
zdjęcie. Wystarczyło trzy godziny opowieści Oliwi a wszyscy słuchacze
wiedzieli co do minuty jak przebiegały ich wakacje. Tomek w końcu
poczuł się wypoczęty i zrelaksowany. Taki dwu tygodniowy wyjazd
dobrze dla niego zrobił. Zapomniał o wszystkim, ale już pod koniec
wakacji tęsknił za ruchem. Dobrze się złożyło, że jeden z zastępców
Stefana opuścił pracę z przyczyn osobistych i on teraz zajął jego
miejsce. Oliwia zaś chciała zrobić dodatkowy roczny fakultet
menedżerski i zapisała się na studia zaoczne. Trochę to kolidowało z
ich życiem. Tomek coraz rzadziej bywał w domu zagłębiając się w
rozwój firmy teścia, a gdy miał czas w weekendy to przeważnie nie
było Oliwi gdyż jechała na zjazdy. Starali się każdą wolną chwilę mieć
dla siebie i godzin pracę Tomka i naukę Oliwi. Gdy Oliwia miała zjazd
Tomek wybierał się do rodzinnego domu by pomagać ojcu przy
gospodarstwie. Na noc wracał najczęściej zmęczony ale uradowany,
że już jest ze swoją ukochaną. Pewnego dnia Tomek odebrał w biurze
telefon od Oliwi i prosiła by na chwilę przyszedł do domu bo ma
ważną sprawę. Zbytnio mu to nie pasowało, musiał wykonać jeszcze
kilka telefonów, ale doszedł do wniosku że świat nie zawali się jak
zadzwoni trochę później. Wszedł do domu i zobaczył siedzącą Oliwie
na fotelu naprzeciw drzwi. Rękoma podparła głowę i jej oczy

419
uśmiechnęły się do Tomka. Tomek spokojnie usiadł naprzeciwko niej i
spojrzał na jej nietypową minę. Niby zatroskana a uśmiechała się.
-Co się stało kochanie? – spytał
-Coś mam dla ciebie – odpowiedziała
-Dla mnie? Co to może być? Hmmm niech pomyślę – Tomek zaczął z
uśmiechem na twarzy niby myśleć
-Nie wiem poddaję się – powiedział potem poważnie
Oliwia za siebie wyjęła małe czerwone pudełeczko zawiązane
kokardką i postawiła je na stole. Tomek spojrzała na pakunek a
potem na Oliwię.
-Czy ja może zapomniałem o jakieś rocznicy, imieninach czy coś w
tym stylu? – spytał
-Otwórz – powiedziała krótko
Tomek wziął pudełko na kolana i rozwiązał wstążkę. Otworzył wieczko
i zobaczył małe czerwone buciki. Wyciągnął je i przyglądał się im.
Potem spojrzał na Oliwię.
-Po co mi buciki od lalki – wypowiedział te słowa i zamarł
Oliwia szeroko się uśmiechnęła do niego a jej oczy zaszkliły się od
łez.
-Jesteś w ciąży ! – powiedział Tomek
-Tak. – odpowiedziała
Tomek szybko odłożył pudełko z zawartością i podszedł na kolanach
do Oliwi. Delikatnie ją przytulił i pocałował. Łzy szczęścia popłynęły
po policzkach Oliwi. Tomek nie mógł uwierzyć w słowa Oliwi.
-Kochanie będziemy mieli dzidziusia? – spytał
-Tak skarbie – powiedziała Oliwia
-Nawet nie wiesz jaka to niespodzianka dla mnie. Który to tydzień/
-Ósmy. Dziś rano byłam na badania by to potwierdzić. Wszystko jest
ze mną ok i płód rozwija się prawidłowo – powiedziała przez łzy Oliwia
-Moje ty skarbie. Jak ja cię kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo –
powiedział Tomek
Po chwili zadzwonił jego telefon komórkowy w kieszeni. Szybko wyjął
go i już chciał odrzucić rozmowę ale zobaczył, że to tata Oliwi dzwoni.

420
-Tak słucham - powiedział
-Wiem wiem ale coś ważnego się stało – mówił dalej
-A ja ci nie powiem co, ktoś inny ci to oznajmi – powiedział Tomek
dając telefon Oliwi
-Cześć tatko. – przywitała się
-Powiem krótko. Będziesz dziadkiem – powiedziała
-Co ! – dało się słyszeć zaskoczony głos Stefana
-Tak. Będziemy mieli dzidziusia – mówiła dalej
-Gdzie jesteście? – spytał
-W domu.
-Zaraz tam będę – powiedział na zakończenie rozmowy i rozłączył się
Radość Tomka nie znała granic. To był jego szczęśliwy dzień, nie
spodziewał się tego ta wiadomość była jak uderzenie pioruna. Całował
Oliwię i nie krył szczęścia. Łza zakręciła się w jego oku i przytulił się
do jej brzuszka.
-Hej maluchu co słychać? To ja twój tatuś – powiedział czule do
brzuszka
-Daj spokój kochanie przecież ciebie nie słyszy – powiedziała Oliwia
-A może jednak mnie usłyszy – roześmiał się Tomek i pocałował żonę
w usta
Po chwili wpadł do domu Stefan a za nią Ela. Ojciec szybko podszedł
do córeczki i przytulił ją. Potem uścisnął mocno dłoń Tomka.
-Gratulacje dla was – powiedział
-Co się tu dzieje? W lotka wygraliście czy ... – nie dokończyła mówić
gdy spojrzała na otwarte pudełeczko a w nim czerwone małe buciki.
-Córeczko ? – powiedziała niepewnie
-Tak mamo będziesz babcią – powiedziała
Ela szybko podeszła do niej i wyciskała ją a potem Tomka.
-Rany ale niespodziankę nam zrobiliście – powiedziała
-Ja też przed chwilą się o tym dowiedziałem – powiedział Tomek –
Wszystkim nam Oliwia zrobiła niespodziankę.
-No co ? – uśmiechnęła się ich córeczka – Ale jak fajnie popatrzeć na
wasze miny.

421
Wszystko od tego momentu się zmieniło. Totalne szaleństwo
nastąpiło w domu i życiu Tomka. Jeszcze jakiś czas pobył z Oliwią a
potem szczęśliwy musiał wrócić do swoich obowiązków ze teściem.
Ela nie mogła opanować wzruszenia. Płakała i śmiała się ze szczęścia.
Jeszcze długo rozmawiały ze sobą jak najlepsze przyjaciółki. Przecież
tak właśnie powinny wyglądać relacje dzieci i rodziców. I jedni i
drudzy powinni sobie ufać i cieszyć się z każdej wspólnej radości, a
wspierać się w trudnych chwilach. Tomka nosiło przez resztę czasu w
pracy. Jak najszybciej obrobił się z pracą i pojechał do sklepu gdzie
kupił najdroższego szampana. Potem szybko pojechał do swojej
mamy i taty. Zabrał ich ze sobą do domu Oliwi nie mówiąc co się
stało. Byli ciężko zaskoczeni podnieceniem Tomka, Asia coś zaczęła
podejrzewać co mogło być tego przyczyną ale do końca nie dała po
sobie tego poznać. Gdy wrócił z rodzicami Stefan już był. Przekazał
kilka dyspozycji podwładnym i szybko wrócił do domu bo chciał ten
dzień uczcić ze wszystkimi radosną nowinę. Oliwia wstała i podeszła
do Asi uśmiechnięta.
-Cześć mamo – powiedziała całując ją w policzek
-Część kochanie. – powiedziała Asia a za chwilę dodała – Jesteś w
ciąży prawda?
-Tak. – odpowiedziała Oliwia – Tomek się wygadał?
-Gratuluję ci córeczko. Tomek nic nie powiedział, był bardzo
tajemniczy ale wiesz my kobiety wiemy swoje. Nasza intuicja. –
powiedziała radośnie
-Nooo synu, niech cię pogratuluję – powiedział ucieszony Marek i
mocno uściskał Tomka
Potem podszedł do Oliwi.
-Gratuluję ci skarbie. Nawet nie wiesz jak się cieszymy. A to ci dzień
niesamowity – powiedział
Już miał podobnie jak Tomka mocno przytulić ale w ostatnim
momencie zrezygnował i delikatnie przytulił całując ją w policzek.
-Teraz to na ciebie trzeba uważać. Jak z jajkiem – powiedział
poważnie

422
-Oj przestań tato – powiedziała radośnie Oliwia i klepła go w ramię
-No tą okazję mam coś specjalnego. – powiedział Tomek i wyciągnął
szampana
-No to ja już idę po kieliszki – powiedziała Ela szybko idąc po nie
Marek ze Stefanem przywitali się i rozpoczęli między sobą rozmowę
jak to będzie z nimi. Czy będą dobrymi dziadkami, czy jeszcze
pamiętają jak wyglądają pieluchy. Ela nie mogła powstrzymać łez
szczęścia. Usiadła koło Oliwi i trzymając ją za rękę pytała o kilka
dodatkowych szczegółów. Wieczorem przyszła młodsza siostra Oliwi i
gdy dowiedziała się o nowinie piszczała z radości. Była szczęśliwa, że
zostanie ciocią malutkiego dzidziusia. Pogratulowała siostrze i
wyściskała szwagra. Siedzieli jeszcze z trzy godziny. Wypili
szampana radując się nowiną. Stefan zaoferował się, że odwiezie
rodziców Tomka. Wieczorem w łóżku Tomek przytulił się do Oliwi.
-Jak to będzie? – spytał
-A jak ma być?
-To niesamowite będę tatusiem.
-Aha. A ja mamusią.
-Dobrze się czujesz?
-Tak wszystko w porządku.
-Nie masz tych jakiś nudności?
-Miałam trochę rano ale ty już byłeś w pracy. Kiedyś zrobiłam test
ciążowy i wyszedł hmmm trochę inaczej. Więc poszłam dzisiaj do
lekarza by być pewną – powiedziała Oliwia
-Wszystkich zaskoczyłaś – powiedział Tomek
-Nawet nie wiesz jaka ja byłam zaskoczona jak się dowiedziałam.
-Szkoda że mnie nie było przy tym, ale wiesz co w zamian obiecuję ci
że chciałbym być przy porodzie. – powiedział poważnie Tomek
Oliwia ucałowała go.
-Dobrze. – powiedziała
Potem chwilę znów leżeli patrząc w sufit.
-Jak je nazwiemy? – spytał Tomek
-Nie wiem.

423
-Jak chłopak to może Dawid, Damian albo Max – zaproponował
Tomek
-Max to jak z jakiegoś filmu, nie podoba mi się.
-A te pierwsze?
-Nie wiem, nie myślałam o tym. Ale może być Mateusz, podoba mi
się.
-Eee nie, może w takim razie coś z nowocześniejszych imion? –
zaproponował Tomek
-Jak np. Max?
-No już wiem, że Max ci nie odpowiada ale może coś innego. A jak
dziewczynka to jak byś jej dała imię?
-Wiesz co kochanie. Zróbmy tak.
-Jak? Słucham cię uważnie – powiedział Tomek
-Ty wybierz imię dla chłopaka a ja dla dziewczynki w zależności co się
urodzi to albo ty albo ja nadam imię dziecku. Co ty na to? – zapytała
Oliwia
-I nie będziesz miała nic wówczas do gadania?
Oliwia pokręciła noskiem czy to dobry jej pomysł.
-Więc jak kochanie? – męczył ją Tomek
-Dobrze nich tak będzie – powiedziała Oliwia
-No to ja już coś wymyśle – powiedział uśmiechnięty Tomek
-Ani się waż jakieś tam z kosmosu czy z komiksu brać imię –
powiedziała Oliwa i walnęła go poduszką.
-Zgodziłaś się – powiedział Tomek rzucając w nią swoją poduszką
Oliwia nie wytrzymała. Zerwała się i rozpoczęła walkę na poduszki.
Potem padli w swoje objęcia. Ich usta złączyły się w miłości. Kochali
się długo i namiętnie a potem poszli spać.
Stefan był wyrozumiały dla Tomka i trochę od odciążył od pracy.
Trochę wziął więcej na siebie a kilka ważnych rzeczy porozkładał po
innych kierownikach. Tomek miał teraz trochę więcej czasu dla
ukochanej. Jeszcze przez dwa tygodnie Oliwia miała rewolucje
żołądkowe. Najczęściej rano, gdy wspierał ją w toalecie podczas
mdłości porannych. Był człowiekiem szczęśliwym, poszedł do

424
księgarni i kupił dwie książki na temat ciąży. Czasami wspólnie
wieczorem przeglądali książki czytając o kolejnych fazach rozwoju
małego człowieka w łonie matki. Kiedy tworzy się serce, mózg, oczy.
Teraz o dziwo zauważał kobiety w brzuszkami na ulicach. Nigdy jakoś
nie rzucały mu się w oczy a teraz je wszędzie widział. Raz widzi
mniejszy a kiedyś wielki jak balon u pewnej brunetki i pomyślał czy
tak samo będzie wyglądała Oliwia. Systematycznie chodził z nią do
ginekologa, razem wchodzili do niego i wszystkiego bacznie
wysłuchiwał się. Starsza pani doktor podziwiała jego zainteresowanie
mówiąc, że mało jest przyszłych tatusiów którzy tak dbają o żonę.
Jak na razie nie było żadnych niebezpieczeństw z ciążą. Płód rozwijał
się prawidłowo wręcz książkowo. Oliwia mu opowiadała, że jej mama
miała podobnie w ciąży z nią i młodszą jej siostrą. Odziedziczyła po
niej tą cechę i Tomek wierzył, że nadal tak będzie. Potem przyszedł
okres zachcianek przyszłej mamy. W nocy potrafiła zejść do kuchni
by sobie zrobić coś dobrego do jedzenia. Choć pojęcie coś dobrego
dla niektórych mogło być zaskoczeniem jedząc śledzia z dżemem a
potem popijając gorącą czekoladą. Oliwia nie chciała rezygnować ze
studiów, choć te dni zjazdu były dla niej powoli męczące. Ciągłe
parcie na pęcherz, chęć czegoś zjedzenia i nie możność położenia się
na łóżku by odpocząć. Tomek zaczął jeździć z nią na studia. Zawoził
ją i czekał często do samego wieczora. To chodził do kina na filmy, a
najczęściej odwiedzał czytelnię w dużej miejskiej bibliotece miejskiej
gdzie miał spokój na czytanie książki. Gdy Oliwia miała dłuższą
przerwę zabierał ją na obiad gdzie ukochana musiała nadrobić
stracony czas na jedzenie. Wykładowcy byli dla niej bardzo
wyrozumiali i szli na rękę studentce. Proponowali nawet, że może
zawiesić studia po pierwszym półroczu a drugi zrobi za rok. Nie
chciała tego Oliwia powiedziała, że do póki dobrze się czuję to będzie
chciała skończyć to co zaczęła. Wracali razem do domu, Tomek
szczęśliwy, że kolejny dzień jest następnym krokiem do przybycia
potomka a Oliwia wracała zmęczona i często miała swoje humorki. A
to fotel w samochodzie niewygodny, a to za zimno, a to za gorąco,

425
nie ta muzyka leci. Ale na następny dzień gdy się wyspała wracała do
swojego uśmiechniętego nastroju i przepraszała Tomka, że tak
zrzędziła zeszłego dnia. Wszystko wytrzymywał, jej fochy, zachcianki
i nagły wzrost chęci kochania się w różnych porach dniach. Brzuszek
zaczął rosnąć wypychając się powoli za paska. Trzeba było znów iść
na zakupy by dostosować garderobę do obecnego stanu rzeczy. W
tym jednak Sylwia i Justyna wyręczały Tomka. Przyszła zima. W tym
roku była ona ostra i surowa. Śnieg zasypał cały świat. Przyszły
święta Bożego Narodzenia. W tym roku rodzice Oliwi zaprosili
rodziców Tomka do nich na wspólną kolację wigilijną. Było bardzo
rodzinnie i Tomek i Oliwia cieszyli się z takiego spotkania. To było
prawdziwe wyzwanie dla Oliwi taka kolacja. Wszystkiego spróbowała
w porównywalnych wielkościach co tata co nigdy tego nie robiła przy
kolacji. Co prawda próbowała wszystkie dania ale w małych ilościach
tłumacząc się, że kolacja kolacją ale musi dbać o linię. Teraz było
inaczej. Siedział koło niej i patrzył jak szybko i sprawnie skupie mięso
z karpia, już z trzeciego kawałka.
-Gdzie ty to mieścisz? – spytał Tomek
-Hmmm? – spytała Oliwia
-Ciąża to niesamowity okres. Wy kobiety udowadniacie nam
mężczyzną, że też potraficie dalancie pojeść – powiedział Tomek
-Misiu. Rybka jest pyszna to czemu miałabym odmówić.
-Jedź kochanie. Spokojnie. Tylko zastanawiam się czy ta ciąża to
prawdziwa czy z tego przejedzenia.
Stefan wybuchł śmiechem.
-Tomku to jeszcze nic. Żebyś wiedział co Ela wyprawiała to byś
uśmiał. – powiedział Stefan
-Ty stary lepiej się już nic nie odzywaj – powiedziała stanowczo Ela
-Oj kochanie ale ja to zawsze będę pamiętał i jest to dla mnie
zabawne – odpowiedział jej Stefan
-Co to takiego? – spytał Tomek
-Nie mów! – rozkazała Ela
-Tatko powiedz – poprosiła Oliwia

426
Stefan wahał się czy mówić patrząc na swoją żonę. Marek szturchnął
go w ramię.
-No powiedz.
-Kiedyś jak mama była z tobą w ciąży tak samo jak ty często chodziło
do toalety. No wiecie, trzeba to trzeba. Więc raz schodzę bo Ela nie
wracała. Wiecie pomyślałem, że może coś się stało, zemdlała czy co.
Wchodzę do toalety a ona siedzi na kibelku i coś je. Patrzę takie coś
małe, białe i chrupie w zębach. Byłem rozespany i na początku
pomyślałem, że je paluszki. Więc wyszedłem ale jak wracałem doszło
do mnie, że paluszki nie są kwadratowe. Wróciłem do niej a ona
nadal coś chrupie i uśmiecha się do mnie. Aaaa ona jadła – mówił
Stefan
-Co? – pytała zaciekawiona Oliwia
-Jadła fugę z pomiędzy płytek na ścianie. – dokończył
Wszyscy jak jeden mąż wybuchli śmiechem. Oliwia padła na łóżko i
nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Łzy popłynęły z oczu i z
uśmiechem patrzyła na swoją mamę. Zaraz po tym dołączył do niej
Tomek zwijając się ze śmiechu. Stefan złapał chwilę oddechu między
kolejnymi partiami śmiechu.
-Tłumaczyła się, że zachciało jej się coś przekąsić a nie mogła wstać
do kuchni. Więc poradziła sobie. Podobno bardzo smaczna była ta
fuga – powiedział w śmiechu
Ela zakryła twarz rękami i śmiała się aż do łez a wraz z nią Asia i
Marek.
-Co ja na to poradzę? Coś chciałam wziąć na ząb – powiedziała Ela
-Na ząb?? Hahahaha – roześmiał się jeszcze bardziej Stefan
Po opanowaniu śmiechu przyszła pora na prezenty. Tradycją było, że
najmłodsza osoba w rodzinie rozdawała prezenty. Znów stanęło na
siostrę Oliwi, lecz powiedziała jej, że zostanie zdetronizowana ze
swojej funkcji jak malutki będzie już chodził. Po kolacji Asia i z Ela
poszły do kuchni trochę ogarnąć brudne talerze i naczynia,
rozmawiając i śmiejąc się wspólnie opowiadając sobie śmieszne
sytuacje swoich mężów. Marek i Stefan zasiedli w fotelach naprzeciw

427
kominka trzymając grube szklanki z whisky rozmawiali o ulubionym
sporcie polaków czyli piłce nożnej. Oliwia przytuliła się do Tomka na
sofie co trochę wzdychając, że faktycznie dobrze pojadła.
Sylwestra spędzili u znajomych. Impreza na kilka par, wszyscy ich
dobrze znajomi. Tańce i alkohol wprawiał całe towarzystwo w nastrój
radości. Oliwia wykorzystywała wolniejsze kawałki taneczne by
porwać Tomka do tańca. Przyszła północ, zaczął się nowy rok.
Wszyscy wyszli na dwór i tam otwierali szampany. Taka była lepsza
opcją bo Michał zaoferował się, że on będzie za to odpowiedzialny.
Jednak Piotrek u którego była impreza sylwestrowa wiedział do czego
jego kumpel jest zdolny i bał się, że cały sufit będzie w plamy. Tu na
dworze Michał miał pole do popisu bo faktycznie w jego rękach
szampany strzelały w górę robiąc fontannę bąbelków. Zwariowany
Adrian i Jurek byli też dobrze zaopatrzeni. Zakupili dużą porcję
fajerwerków i już wcześniej były wcześniej ustawione na podwórku.
Dobrze, że wcześniej to zrobili bo teraz ich stan wskazujący by im to
utrudnił. Odpalali jeden za drugim podziwiając z innymi rozbłyski na
niebie. Znudziło im się odpalanie po kolei fajerwerków, więc odpalili
wszystkie naraz tworząc na niebie niesamowity pokaz.
-Co by było gdybyś nie odzyskał pamięci? – zapytała Oliwia Tomka
-Musiałem odzyskać i musiałem wrócić do ciebie kochanie –
powiedział
-Czemu?
-Bo cię kocham.
-Ja też cię kocham. – powiedziała Oliwia i pocałowała pierwszy raz w
nowy rok Tomka
Wszyscy wrócili do domu bo noc była bardzo mroźna. Tylko dwaj
wariaci Adrian i Jurek pozostali. Najpierw wypili sobie po dwa kieliszki
mocnej wódki, mówiąc sobie, że to witaminy i choroba się ich nie
ima. Potem rozpoczęli bitwę między sobą. Każdy wyposażony po dwie
paczki małych petard wybrali swoje bazy na podwórku i obrzucali się
nimi. Co trochę dało się słyszeć w domu bach, bach kolejnych
wystrzałów i co trochę śmiech jednego z nich. Trwało to godzinę, aż

428
skończyła im się amunicja. Wrócili do reszty z czerwonymi nosami i
uszami ale z uśmiechem od ucha do ucha.
Tomek i Oliwia weszli w nowy rok, który miał wiele zmienić w ich
życiu. Rok zaczął się leniwie, zima nie odstępowała a firma teścia
Tomka miała mały zastój. Tomek teraz częściej bywał w domu by
pobyć z Oliwią. Na styczniowym spotkaniu u ginekologa po raz
pierwszy usłyszał bicie małego serduszka małego człowieczka
rozwijającego się w łonie matki. Pani doktor przyłożyła do brzucha
Oliwi czujniki i po chwili znalazła miejsce gdzie dało się słyszeć w
szumie małe szybkie pukanie serduszka. Ucieszyli się gdyż to
pierwszy znak jaki dał mały człowieczek do rodziców, że wszystko z
nim jest w porządku. Potem pani doktor wykonywała USG płodu by
określić wielkość i czy prawidłowo się rozwija. Głowicą USG stanęła w
jednym miejscu a na ekranie widać było zarys małej nóżki i kilka jakiś
szczegółów, których Tomek nie rozumiał.
-Chcecie państwo znać płeć dziecka? – spytała
-Tak – powiedział Tomek
-Nie – powiedziała Oliwia
-Więc? – spytała doktorka
Oliwia i Tomek spojrzeli na siebie pytająco.
-Nie chcemy. Niech to będzie dla nas niespodzianka – powiedział po
chwili Tomek
-Rozumiem. Jedni wolą wiedzieć wcześniej by przygotować się np. z
wystrojem pokoiku dla dziecka a inni tak jak państwo wolą poczekać.
– powiedziała
-A jest pani pewna co będzie? – spytała Oliwia
-Tak – odpowiedziała krótko
-To co kochanie, może jednak? – spytał Tomek
Oliwia przez chwilę myślała nad odpowiedzią.
-Wiesz co kochanie, poczekajmy. Niech to będzie dla nas prezent –
powiedziała
-Dobrze – zgodził się z nią Tomasz
-Ale jesteście niezdecydowani – uśmiechnęła się lekarka

429
-Mamy między sobą umowę – powiedziała Oliwia
-Umowę o dziecko? – spytała
-No nie tak, że. Tylko każde z nas wybrało imiono. Ja dla dziewczynki
a mąż dla syna. W zależności co się urodzi, ktoś z nas je nada –
wytłumaczyła Oliwia
-Hmmm ciekawe ale ryzykowne, a jak np. mężowi nie spodoba się
wybór pani albo pani nie spodoba się wybór męża?
-Mam silną perfazję i może uda mi się wpłynąć na męża –
uśmiechnęła się Oliwia
Wieczorem Tomek leżąc koło Oliwi wziął wydruk z USG ich
maleństwa. Przyglądał się uważnie być może cos jeszcze zauważy
oprócz kawałku wygiętych pleców i jednej nóżki. Czytał opisy i nadal
się wpatrywał czy przypadkiem nie widać tu płci dziecka.
-Fajny maluszek – powiedziała Oliwia
-Tak, nasz kochany szkrab – powiedział Tomek
-Zastanawiasz się pewnie czy to chłopiec czy dziewczynka.
-Trochę. – Tomek odłożył wydruk – Ale nich będzie to dla nas
niespodzianką.
-Tak – odpowiedziała Oliwia i przytuliła się Tomka
-Jacy będziemy rodzicami? Czy ja będę dobra w roli matki? – pytała
sama siebie Oliwia
-Czemu masz takie myśli?
-Nie wiem. To chyba taki lęk. Wiem, że to wspaniałe mieć własne
dziecko i staniemy przed nowymi wyzwaniami, ale też ma się takie
myśli – powiedziała
-Wszystko będzie dobrze. Na pewno razem podołamy temu –
odpowiedział Tomek
-Tak myślisz?
-Tak.
-Ty zawsze jesteś optymistą i za to cię podziwiam.
Tomek uśmiechnął się do niej. Wiedział, że w razie potrzeby będzie
mógł skorzystać ze swoich zdolności. Jakiś czas temu zastanawiał się
by powiedzieć prawdę Oliwi co tak naprawdę się zdarzyło tamtej nocy

430
i przez co on musiał przejść by ją odzyskać. Lecz gdy dowiedział się o
ciąży Oliwi zaniechał tego pomysłu. Postanowił odłożyć to na kiedyś
indziej. Prawdopodobnie mogło to wywołać szok u niej a teraz gdy
jest w ciąży to nie było by to wskazane. Może później gdy dziecko się
narodzi i będzie ku temu jakaś szczególna okazja to powróci do tego.
Teraz chciał żyć normalnie, trochę się obawiał, że Oliwia czy też
otoczenie ich mogło zacząć inaczej patrzeć na niego. Nie chciał tego,
postanowił być sobą!
Tomek nadal jeździł z Oliwią na studia. Teraz prawie w ogóle nie
chodził po mieście. Zima jeszcze bardziej dała o sobie znać
dodatkowo zasypując świat śniegiem. Co prawda chodniki były w
miarę odśnieżone, ale nie ma to jak pospacerować latem w
słoneczku. Częściej siedział w czytelni pochłaniając nowe książki.
Wybierał różne pozycje, czasami przeczytał horror przy których tak
dobrze się bawił wiedząc jaką fantazję potrafią mieć pisarze. Czasami
jakąś dobrą sensację czy raz romans. Rozpoczęły się pierwsze
zaliczenia Oliwi na studiach. Nie miała z nimi żadnego problemu,
wszystko pozdawała w pierwszych terminach i miała teraz dwa trzy
tygodnie przerwy pomiędzy semestrami. Teraz mieli wolniejsze dni i
postanowili nie zaniedbywać swoich znajomych. Odświeżyli zakurzone
znajomości a Tomkowi udało się wyjść na spotkanie klasowe ze
szkoły średniej. Wiele się pozmieniało w życiach jego kolegów. Jedni
wyjechali za chlebem za granicę, inni otwarli małe swoje interesy, a
jeszcze inni pracowali w różnych firmach. Jednak nie wszystkim los
dopisywał, dwóch rozwiodło się z małżonkami a jeden został
zamordowany podczas bójki. W marcu zima powoli odpuszczała,
śnieg stopniał całkowicie a słońce w niektóre dni coraz bardziej
ogrzewało cały świat. Tomek znów musiał wytężyć swoje siły w pracy.
Stefan postanowił o wymianie części maszyn i tu polegał na decyzjach
Tomka. Był w tym dobry i ufał mu bezgranicznie. Wiązało się czasami
z kilkudniowymi wyjazdami poza dom, a to na targi czy też za granicę
do producentów maszyn. Zawsze wieczorem dzwonił do Oliwi i długo
ze sobą rozmawiali co słychać u nich. Oliwia powoli zaczynała pisać

431
pracę licencjacką do obrony na koniec semestru. Trochę się obawiała,
że wytrzyma ze swoim brzuszkiem. W kwietniu gwałtownie urósł a
dziecko dawało o sobie znać wiercąc się w łonie. Wieczorami Oliwia
leżała delikatnie głaszcząc ręką brzuszek a Tomek obserwował jak
mała rączka czy nóżka robiła gwałtowne ruchy powodując czasami ból
u mamy. Rósł mały rozrabiaka a szczególnie wybrał sobie porę nocną
na swoje małe wojaże. Kwiecień przyniósł upragnione ciepłe słońce.
Wszystko odżywało, trawa, drzewa, kwiaty. Świat stawał się kolorowy
niósł ze sobą optymizm dla ludzi. Tomek z Oliwią na ile mogli starali
się korzystać z takich dni i czy to szli na mały spacer do parku albo
do jego rodziców. Tego też miesiąca była ich pierwsza rocznica ślubu.
Kiedyś marzyli, że spędzą go wyjątkowo. Razem tylko we dwójkę
gdzieś na jakimś wyjeździe w weekend. Jednak pozostali w domu ale
w trójkę, Tomek, Oliwia i maluszek w brzuszku mamy. Spędzili ten
dzień rodzinnie zaprosili rodziców jednych i drugich robiąc mała im
niespodziankę. Wynajęli lokal w środku tygodnia dla najbliższych i
poinformowali, by przyjechali tam. Myśleli, że może zapomną o
rocznicy ich, że Marek przyjedzie oderwany od pola a Stefan z
wygniecioną koszulą i luźnym krawatem. Mylili się. Wszyscy się
domyślili co może być takiego pilnego na spotkanie. Przyjechali
elegancko wystrojeni jak rok temu na ich weselu. Z upływem czasu
jak słońce coraz bardziej grzało na niebie, Oliwia szybciej się męczyła
i puchła. Maluszek był już w ósmym miesiącu ciąży a brzuch Oliwi
powoli przypominał wielki balon. Coraz ciężej było jej się skupić na
nauce i pisaniu pracy na obronę. Tomek nawet prosił ją by przesunęła
końcowy egzamin na wrzesień ale Oliwia uparła się, że podało i
zdąży. Zresztą umówiła się z promotorem na najbliższy termin
czerwcowy i ten poszedł jej rękę ustalając na 12 czerwca. Termin
rozwiązania był przewidziany na 23 czerwca więc Oliwia była pewna,
że wszystko dobrze się ułoży a dziecko poczeka na swoją kolej.
Tomek poprosił swoją mamę i koleżankę Oliwi by pomogły w pisaniu
pracy jej. Praca była czystko ekonomiczno menedżerska, więc Asia
mogła tu wiele pomóc pod kątem ekonomi a koleżanka w reszcie. Dni

432
stawały się trochę nerwowe i dla Tomka i dla Oliwi. Obydwoje byli
coraz bardziej świadomi, że niedługo będą rodzicami a tak wiele
małych problemów wokół nich piętrzyło się. Tomek jak na razie starał
się wszystko godzić i nie wchodzić w czasami rozłoszczoną Oliwię.
Częściej padał totalnie zmęczony do łóżka ale zawsze znajdował
chwilę czasu by porozmawiać z maluszkiem w brzuszku.
Nadszedł czas obrony pracy licencjackiej. Od rana Oliwia była trochę
niespokojna tym bardziej, że maluszek w nocy zrobił sobie chyba
mały maraton. Praca już dwa tygodnie temu była skończona i złożona
w dziekanacie na uczelni. Oliwia i Tomek zjedli razem śniadanie a
potem wyruszyli w drogę do Częstochowy. Po drodze Oliwia mało
mówiła, siedziała spokojnie i głaskała brzuszek. Dzień zapowiadał się
pogodny i gorący. W niespełna godzinę dojechali na uczelnię. Oliwia
ubrana w białą sukienkę delikatnie zwisającą na jej dużym brzuszku.
Wolnym krokiem weszła na pierwsze piętro gdzie w sali nr 11 miała
odbyć się obrona jej pracy. Zasapana usiadła na krześle naprzeciw
sali. Sięgnęła po butelkę wody nie gazowanej i napiła się.
-Rany parę schodków a taka zmęczona jestem – powiedziała
-Nie ma co się dziwić ci. Ja też bym był zmęczony wchodząc po
schodach z tobą na barana – powiedział Tomek
Oliwia uśmiechnęła się do niego.
-Następnym razem będziesz nas tak wnosił – powiedziała z
uśmiechem
Potem dołączyła jej koleżanka ze studiów, której też udało się zapisać
na ten termin egzaminu. Miała za tydzień wylecieć do pracy do
Francji. Rozmawiały o stresie, jak to nie mogły spać i jeść. W
pewnym momencie Oliwia skrzywiła się z bólu.
-Auć – cicho powiedziała
-Co się stało? – spytał Tomek
-Nie wiem dziwnie coś z brzuchem, ale to nie dziecko – powiedziała
nie pewnie
-Może jednak przesuniemy termin? – zaproponował Tomek
-Chyba żartujesz. Siedzę już przed drzwiami, jeszcze godzina i będzie

433
po wszystkim – zaprotestowała Oliwia
Tomek pogłaskał brzuszek Oliwi, zbliżył swoje usta do niego i szepnął.
-Tu mówi tatuś. Daj teraz trochę odpoczynku mamusi a potem sobie
wszyscy razem poleżymy w łóżeczku w domciu. Co ty na to?
-Wariat z ciebie totalny – powiedziała Oliwia
-Wiem.
-Ale kocham tego wariata – powiedziała Oliwia i dała buzi Tomkowi
Po paru minutach przybyła szanowna komisja. Jeden doktor
habilitowany, profesor i promotor. Poprosili jeszcze o kilka minut
cierpliwości. Oliwia ścisła mocno dłoń Tomka.
-Trzymaj za mnie kciuki kochanie – powiedziała do niego
-Jak zawsze. Zobaczysz, że będzie dobrze – rzekł jej Tomek
Potem otwarły się drzwi i wyszedł promotor Oliwi.
-To co zapraszam panią do nas. – powiedział
Oliwia wstała i powoli weszło do sali. Drzwi zamkły się za nią. Na
korytarzu był harmider. Wielu młodych ludzi chodziło to tu to tam
rozmawiając ze sobą. Tomek nic nie mógł usłyszeć co się dzieje w
sali. Wstał i podszedł do drzwi miejąc nadzieję, że coś usłyszy lecz na
próżno. Znów usiadł i spojrzał na zegarek. Oliwia była dopiero 15
minut. „Pewnie niedługo się skończy” pomyślał Tomek i będą
świętować zdany egzamin. Wyczuł napięcie jak rośnie w nim, mało
kiedy czuł takie uczucie. Wiedział, że coś może się zdarzyć, coś
nieprzewidywalnego. Rozejrzał się po korytarzu lecz nic
niepokojącego nie zauważył. Wstał i zaczął nerwowo chodzić wzdłuż
korytarza. Napięcie coraz bardziej urosło w nim ale nie potrafił
zobaczyć co się może za chwilę zdarzyć. Nagle oświeciło go. Oliwia!
Odwrócił się w kierunku drzwi za którymi znikła. W tym momencie
gwałtownie się ona otwarły i wyskoczył jej promotor.
-Pana żona chyba zaczyna rodzić ! – powiedział do niego
W Tomku obudził się lew, który dostał zastrzyk adrenaliny. Szybko
wszedł do sali gdzie odbywał się egzamin. Oliwia siedziała na fotelu z
boku od głównego stołu gdzie zasiadywała komisja egzaminacyjna.
Starszy profesor kucał koło niej i trzymał ją za dłoń. Tomek uklęknął

434
koło niej.
-Co się dzieje kochanie? – spytał zatroskany
-Nie wiem. Mam silne bóle. To chyba skurcze – powiedziała łapiąc
kolejny łyk powietrza
-Nie ma co czekać – powiedział profesor do Tomka
-Ma pan rację – powiedział
Wyciągnął kluczyki od samochodu i wręczył je promotorowi, który
podszedł do nich.
-Pomoże mi pan ? – spytał
-Naturalnie - odpowiedział
Chwycił Oliwię jedną ręką pod nogi drugą pod plecy i uniósł ją jak
kawałek lekkiego materiału. Oliwia odruchowo złapała go za szyję.
Tomek bez żadnego dalszego tłumaczenia wychodził z pokoju.
-A mój egzamin? – zawołała Oliwia do profesora
-Zdała pani na piątkę. – zawołał do niej ale już znikła za drzwiami
Tomek bez najmniejszego trudu niósł ukochaną.
-Przepraszam ! – zawoła głośno by ludzie zgromadzeni na korytarzu
ustąpili
Tomek szybko zszedł ze schodów a za nim prawie biegł promotor z
kluczykami w ręce. Ktoś przytrzymał im drzwi wejściowe na uczelnie
by mogli swobodnie wyjść. Tomek podziękował kiwnięciem głowy.
-Który samochód? – spytał promotor
-Tam z prawej czarny Toyota Avensis. – powiedział Tomek i skierował
się w tamtą stronę
Promotor nacisnął przycisk na pilocie, samochód zamrugał migaczami
sygnalizując, że alarm został rozbrojony a zamki w drzwiach
zwolnione. Wyprzedził ich otwierając tylnie drzwi. Tomek podziękował
i delikatnie położył na tylnich siedzeniach Oliwię. Wziął kluczyki z
powrotem.
-Dziękuję – powiedział
-Nie ma za co. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze – powiedział
-Musi – odpowiedział Tomek wsiadając za kierownicę
Adrenalina płynęła w jego krwi ale był skupiony i skoncentrowany na

435
tym co robi. Silnik odpalił od razu wchodząc na wysokie obroty.
Natychmiast wrzucił wsteczny i wyjechał na uliczkę, a potem szybka
zmiana biegów i z piskiem opon ruszył spod uczelni.
-O rany nie mogło dziecko poczekać jeszcze parę dni? – powiedziała
Oliwia głaskając brzuch
-Najwidoczniej nie chciało posłuchać mamusi – powiedział skupiony
Tomasz
-Nie mam żadnych rzeczy ze sobą ! – powiedziała Oliwia
-Mamy wszystko. Mama uszykowała wczoraj wszystko i jest w
bagażniku.
-Czemu mi nic nie powiedziała?
-Nie chciała cię martwić.
-Auć – zasyczała Oliwia
-Co się dzieje? – spytał Tomek spoglądając w lusterko
Oliwia na pół leżąc zacisnęła zęby z bólu.
-Skurcze są coraz częstsze – powiedziała
Tomek podjeżdżał do skrzyżowania i musiał skręcić w lewo. Przed nim
stał samochód dostawczy czekając na swoją kolej skrętu. „Nie mam
czasu” pomyślał Tomek i przycisnął jeszcze bardziej pedał gazu. Silnik
ochoczo zareagował i przyśpieszył. Tomek wcisnął klakson. Sygnał
rozszedł się po ulicy zatrzymując pieszych chcących przejść na drugą
stronę ulicy. Tomek wjechał na przeciwległy pas ruchu, minął
półciężarówkę i gwałtownie skręcając wjechał na zatłoczoną ulicę.
Pisk i dym z opon rozszedł się po okolicy. Samochody będące na tej
ulicy gwałtownie hamowały stając w miejscu. Wcisnął się miedzy
dwoma samochodami i gnał przed siebie.
-Pozabijasz nas – powiedziała Oliwia
-Ze mną nic wam nie grozi – powiedział Tomek skupiając się na
wymijaniu kolejnych samochodów.
Oliwia usłyszała syreny za sobą. Lekko podniosła się i spojrzała w
tylnią szybę.
-Policja nas goni! – powiedziała zaskoczona
-Pomogą nam – powiedział Tomek

436
Wyciągnął z kieszeni koszuli telefon komórkowy i wybrał nr 112. Po
chwili ktoś odebrał rozmowę.
-Dzień dobry. Wiozę żonę w ciąży, chyba zaczyna rodzić. Proszę o
pomoc nie jestem z Częstochowy. Goni mnie radiowóz policyjny,
proszę im przekazać by... – Tomek na chwilę przestał mówić gdyż
właśnie z prędkością ponad 100km/h na godzinę przejechał
skrzyżowanie na czerwonym świetle – by nas pokierował do
najbliższego szpitala. Bardzo proszę a potem możecie mnie zamknąć.
Nikt nie odezwał się z dalszymi pytaniami. Tomek podał telefon Oliwi.
-Powiedz mi coś – powiedział
Oliwia wzięła słuchawkę.
-Halo – powiedziała
-Ja rodzę !!! – wrzasnęła do słuchawki
-Pani chyba żartuje ! – powiedziała Oliwia – Nie będę rodzić na
środku ulicy czekając na karetkę.
Oliwia wyłączyła telefon i spojrzała na wzrok Tomka w lusterku
wstecznym. Policja nagle gwałtownie przyśpieszył i po wyminęła
samochód Tomka. Zajechali im drogę. Na tylniej szybie ukazał się
napis przesuwający się na wyświetlaczu. „JEDZ ZA NAMI”.
-Zrozumieli – powiedział Tomek
Policja przyśpieszyła a jej sygnał roznosił się po drodze. Wszyscy
zaczęli zjeżdżać na pobocze ustępując drogi. Tomek trzymał się około
10 metrów za nimi by mieć czas na reakcję przed zakrętami.
-Zaraz będziemy – powiedział Tomek – Wytrzymaj
Oliwia ciężko oddychała i nic nie odezwała się. Po kilku minutach
dojechali pod szpital. Samochód policyjny zaparkował z boku i
funkcjonariusze od razu wyskoczyli z niego. Tomek podjechał pod
główne drzwi gdzie czekali na ich lekarz i dwie położne z łóżkiem na
kółkach. Policjant szybko dobiegł do tylnich drzwi i otworzył je.
Spojrzał na Oliwię całą spoconą a potem na Tomka.
-Jak panie się czuje? Pomogę wysiąść – zaproponował
Oliwia podała mu rękę a ten delikatnie pomógł jej usiąść. Tomek
wyskoczył za kierownicy i pomógł policjantowi wyciągnąć obolałą

437
Oliwię. Teraz położne pomogły delikatnie położyć się na łóżku a lekarz
zadawał pytania o stan zdrowia Oliwi. Tomek sięgnął po portfel i
wyjąć prawo jazdy.
-To moje prawko. Macie a teraz chciałbyś iść z moją żoną –
powiedziała do policjanta
Ten delikatnie odsunął rękę Tomka.
-Nie trzeba. Niech pan idzie – powiedział do niego
-Dziękuję – powiedział Tomek
-Powodzenia – dodał drugi policjant
Tomek szybkim krokiem dogonił Oliwie na łóżku i złapał ją za rękę.
-Już wszystko dobrze będzie. Jesteś w dobrych rękach – powiedział
do niej
Ta tylko delikatnie uśmiechnęła się.
-Czy żona rodzi? – spytał Tomek lekarza, który szedł po drugiej
stronie łóżka
-W ostatniej chwili pan przyjechał. Już jest rozwarcie. Musimy szybko
na salę jechać – powiedział zwięźle
Wsiedli do windy która nad wyraz wolno przetransportowała ich na
drugie piętro. Tam już czekali na nich. Oliwia wjechała na salę gdzie
czekało na nią kilka osób. Jedna pielęgniarka zatrzymała Tomka.
-Tu nie można. Niech tutaj pan poczeka. – powiedziała
-On ma być ze mną ! – powiedziała dobitnie Oliwia
Lekarz spojrzał na pielęgniarkę, która zatrzymała Tomka i kiwnął
głową na znak zgody.
-Niech pan założy strój ochronny i nakrycie głowy. Jest tutaj –
wskazała palcem na wiszące z boku uniformy
-Dobrze. Dziękuję – powiedział Tomek kierując się w ich stronę
-I proszę niczego nie dotykać to sterylne miejsce – dodała
-Obiecuję – powiedział znów Tomek
Tomek zakładał strój a w tym czasie Oliwię przenieśli z łóżka na
kółkach na stół ginekologiczny. Podłączyli jej urządzenia monitorujące
czynności serca. Położna rozstawiła jej nogi na bok w specjalnych
miejscach i rozcięła koronkowe majtki. Tomek szybko podszedł do

438
Oliwi i złapał ją za rękę.
-Obiecałem ci, że będę przy porodzie. – powiedział
Oliwia uśmiechnęła się.
-Dziękuję ci kochanie. – powiedziała cicho
Ktoś podsunął stołek Tomkowi by mógł usiąść koło głowy małżonki i
podał mu ręczniki papierowe by mógł ocierać pot z jej głowy.
Atmosfera rosła choć lekarze i pielęgniarki dobrze wiedziały co mają
robić. Prawie jak roboty uwijały się nie popełniając żadnego błędu.
Tomek co trochę spoglądał na otoczenie ale teraz liczyło się to, że
jest z Oliwia. Lekarz zrobił małe nacięcie by maluch miał mniejsze
problemy z przyjściem na świat. Dziecko było w dobrej pozycji do
porodu i zdecydowano na poród naturalny tym bardziej, że było już
duże rozwarcie. Położna dawała wskazówki Oliwi jak ma oddychać i
kiedy przeć. Przy każdym parciu Oliwia mocno ściskała dłoń Tomka
wbijając pomalowane paznokcie w jego skórę. Tomek odruchowo
oddychał z nią i co trochę pocieszał wycierając jej pot z czoła.
-Już mamy główkę – powiedział lekarz – Jeszcze raz mocniej i
będziemy mieli dziecko.
Oliwia zebrała w sobie pokłady sił i mocna parła. Nagle poczuła ulgę i
wiedziała, że dziecko wyszło na świat. Położna odsysała płyny z
układu oddechowego dziecka. Tomek czekał co lekarz powie, nie było
płaczu dziecka. Oliwia patrzyła na niego. Nagle zimny podmuch
przeszedł po ramieniu Tomka. Lodowate powietrze zaczepiło o jego
rozpaloną skórę wywołując w miejscu zetknięcia gęsią skórkę. Tomek
spojrzała na ramię i sterczące włoski, szybko obejrzał się za siebie,
ale całe pomieszczenie było szczelne, sterylne i nie miało być prawa
tu jakieś przeciągi. W tym momencie dziecko głośno zapłakało. Oliwia
uśmiechnęła się i popłynęły jej łzy po policzkach. Lekarz przeciął
pępowinę, a pielęgniarka owinęła dziecko w bawełniany materiał.
Uniosła je i położyła płaczące dziecko na piersi Oliwi. Było całe
pomarszczone i jeszcze nie do końca wytarte z krwi.
-Mają państwo córeczkę – powiedziała z uśmiechem
Tomkowi popłynęły łzy szczęścia. Delikatnie palcem dotknął tej

439
malutkiej rączki, która odruchowo złapała go.
-Jak kochanie dasz jej na imię? – spytał Tomek
-Natalia – powiedziała
Tomek uśmiechnął się do niej i pocałował ją w czoło.
Lecz ten kto myślał, że to koniec mylił się wielce. Zło nie chciało
narodzin Tomka i za wszelką cenę nie chciało narodzin tego dziecka.
O to dziecko będzie zabiegało pół świata a drugie pół będzie chciało je
zniszczyć, lecz tym razem Natalia ma wspaniałego obrońcę. Swojego
tatę Aesarela !

KONIEC

440

You might also like